Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji, cz. 2 / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” nr 50/2018

Z Krzyśkiem są już 14 lat i wciąż marzą o ślubie. Rzadko się kłócą. Dla kontrastu Biedroń mówi: Pamiętam, jak moi rodzice się kłócili: były wrzaski, trzaskania drzwiami. U nas to nie do pomyślenia.

Herbert Kopiec

Tytuł felietonu jest nieco mylący. Może bowiem sugerować, że Robert Biedroń, naczelny gej Rzeczpospolitej (sam nie lubi tego określenia), pierwszy w historii Polski wyautowany homoseksualista, działacz LGBT, ekspert unijny w sprawach antydyskryminacyjnych, ma się w Polsce nie najlepiej. Nic bardziej błędnego. Gej – celebryta wybrany (z Ruchu Palikota) do parlamentu, prezydent Słupska – jest człowiekiem, jak sam to wyznaje, spełnionym, choć niepozbawionym coraz ambitniejszych aspiracji. Jeśli wierzyć w to, co mówi – mierzy wysoko. Bardzo wysoko. Raczej marzą mu się (choć niekiedy zaprzecza) wytworne salony, żyrandole, nie wykluczając Belwederu i Zamku Królewskiego, podczas gdy ja ględzę o jakiejś wujowskiej chacie. (…)

Jako człowiek sukcesu i w gruncie rzeczy spełniony, tak oto mówi o sobie: Jestem chłopakiem z Krosna, któremu, często idąc pod prąd, udaje się spełniać swoje marzenia. Liderem, który umie prowadzić dialog i pociągać za sobą ludzi. Synem, bratem, kolegą i w końcu też partnerem Krzyśka. Z Krzyśkiem są już 14 lat i wciąż marzą o ślubie. Rzadko się kłócą. Dla kontrastu Biedroń mówi: Pamiętam, jak moi rodzice się kłócili: były wrzaski, trzaskania drzwiami. U nas to nie do pomyślenia.

Biedroń ma się za polityka, który kocha Polskę (…), uczciwe państwo dające równe szanse każdemu (…). Ale przede wszystkim – zapewnia – jestem i zawsze będę sobą, Robertem Biedroniem. Zapewne niejeden mąż stąpający po tej ziemi chciałby móc tak o sobie mówić, ale los zazwyczaj nie jest aż tak łaskaw dla przeciętnego zjadacza chleba. Czy pozostaje mu tylko zazdrościć Biedroniowi udanego życia?

Jest jednak w tej autoprezentacji i pojmowaniu szczęścia i polityki fundamentalny mankament. Mam na myśli kwestię szeroko pojmowanej społecznej odpowiedzialności. Tej perspektywy u Biedronia raczej nie znajdziemy. Tymczasem za świat człowieka, za jego przyszłość, odpowiedzialny jest tylko człowiek, nie wyłączając nawet takiego szczęściarza jak R. Biedroń. Człowiek nie ma bowiem wolności wyrzeczenia się odpowiedzialności (tak jak ojciec nie może wyrzec się swojej za dziecko). Przy czym odpowiedzialność jest podstawą, na której może się pojawić wolność. Wolności nie należy mylić z samowolą. Uleganie zachceniu nie jest wolnością. (…)

Tymczasem wygląda na to, że na fali miłosnego uniesienia, deklarujący swoje osobiste/indywidualne wniebowzięcie Robert Biedroń jakby nie zauważył braku relacji z przyszłością.

Cywilizacja małżeństw typu 2+0 czy nawet 2+1, nie mówiąc już o cywilizacji gejów i lesbijek, skazana jest na wymarcie. To tylko sprawa czasu, zwłaszcza że Arab płodzi kilkoro albo i więcej dzieci. Zaś odurzony konsumpcją, coraz bardziej oddalający się od Boga Europejczyk – jedno.

A Pan, Panie Robercie, ze swoim umiłowanym partnerem Krzysiem? Nie macie Panowie (przykro mi o tym przypominać) żadnych szans, choćbyście byli na maksa szczęśliwi, w konfrontacji ze swymi rówieśnikami z cywilizacji biologicznie żywotniejszych. Zasadnie da się więc powiedzieć, że homoseksualizm to nie jest święto życia. Jest ideologią schyłkową. Nie nawiązuje bowiem istotnej relacji z przyszłością. Brakuje w nim odpowiedzialności za świat, w którym mają żyć następne pokolenia. (…)

Jego zdaniem większość Polaków jest za związkami partnerskimi, a 94% młodych uważa, że państwo nie powinno być blisko związane z Kościołem. W Słupsku to zrobiłem. Nikt wcześniej w polityce nie miał na to odwagi. Kiedy otwierałem największą inwestycję w Polsce, czyli obwodnicę w Słupsku, nie było żadnego kropienia kropidłem ani przecinania wstęgi przez biskupa. Był bieg na pięć kilometrów i ten, kto dobiegł pierwszy, miał prawo przeciąć wstęgę. Biegli politycy, ja też, mógł biec również ksiądz, wszyscy mieli szanse. Wygrał zwykły mieszkaniec Słupska i to on przeciął wstęgę. To oczywiście symbol. Ale ważny („Wprost”, Czas na nowe pokolenie polityków, lipiec 2018).

Zdaniem Biedronia, w tym symbolicznym zwycięstwie (i honorach z nim związanych) zwykłego mieszkańca Słupska odnajdujemy postępowego, niezbędnego Polsce i Polakom ducha zmiany społecznej. Trzeba iść kompletnie inną drogą. Owa zmiana – zapewnia Biedroń – będzie miała ten walor, że wszyscy będą mieli szanse. Dobre sobie! Już widzę, jak sobie radzi na pięciokilometrowej trasie wysportowany zwykły mieszkaniec Słupska z przeciętnym, zwykłym księdzem proboszczem. Chociaż strona kościelna też mogłaby wystawić jakiegoś księdza-sportowca. I wówczas co? Ano wychodzi jakby na to, że wedle pomysłu Biedronia, sprawiedliwe reguły/zasady budowy raju na ziemi (w tym dobór ludzi, wyłanianie elit itp.) najlepiej ustalać w biegu na 5 kilometrów? (…)

Dziś to polityczna poprawność decyduje o tym – pisze amerykański konserwatysta – że współczesne społeczeństwo trawi obawa przed użyciem niewłaściwego słowa (…), ludzie po raz pierwszy obawiają się swoich własnych słów (…). Jeśli dzisiaj powiesz „coś złego”, natychmiast masz problemy z prawem (…), możesz nawet stracić pracę albo zostać wydalonym z uczelni. Pewne tematy są zakazane. W wielu przypadkach nie wolno dochodzić prawdy. Jeśli to uczynisz, zostaniesz natychmiast zakwalifikowany jako rasista, seksista, homofob (D. Rohnka, Fatalna fikcja, 2001).

U nas w Polsce nie jest jeszcze – powie niejeden rodak – aż tak fatalnie. Oto Jasna Góra obroniła się jeszcze (8 lipca 2018) przed Marszem Równości, zwanym też Paradą Miłości. „Nacjonalistyczna”/homofobiczna młodzież skutecznie zagrodziła drogę kochającym inaczej do duchowej stolicy Polski.

Słowem: może przecież być gorzej. I rzeczywiście – może. Dobrą ilustracją mogą być świeżutkie kłopoty znanej włoskiej pisarki i lekarki, która zdecydowała się przerwać milczenie środowiska lekarskiego na temat homoseksualizmu. Stwierdziła, że jest on odwracalny, a także, że pożycie takich osób wiąże się z poważnym zagrożeniem dla ich zdrowia. Swoim stanowiskiem rozwścieczyła środowiska LGBT, które domagają się jej ukarania. Proces De Mari rozpoczął się w środę 18 lipca br. w Turynie.

Prokurator wnioskował, aby umorzyć sprawę, ale sędzia się na to nie zgodziła. Silvana De Mari to lekarz trzech specjalizacji, w tym psychoterapeutycznej. Jak zaznaczył obrońca pisarki, prof. Mauro Ronco, ta sprawa jest przełomowa w całej historii włoskiego sądownictwa, ponieważ De Mari oparła się na badaniach naukowych. Chodzi tu zatem o kwestię wolności słowa (wPolityce.pl, 17 lipca 2018).

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji (cz. II)” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Chata wuja Biedronia, czyli o rzekomej dyskryminacji (cz. II)” na s. 10 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 50/2018, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Komentarze