AK w rejonie Andrychowa i Wadowic. Prace konspiracyjne w obwodzie wadowickim rozpoczęto w pierwszych miesiącach 1940 r.

Walusiak był w kontakcie z furmanami z puszczy. Oni przywozili do niego mąkę od partyzantów po rozbiciu sklepów niemieckich. Walusiak wypiekał chleb, który znowu furmani zabierali do Puszczy.

Wojciech Kempa

Pod Zamościem dostałem się do niewoli, lecz zbiegłem i dotarłem piechotą do Andrychowa, gdyż na Śląsk nie mogłem powrócić. Tutaj ukrywałem się u rodziny. W kwietniu 1940 r. aresztowali mnie Niemcy i znalazłem się w Dachau, potem w Mauthausen-Gusen. W grudniu 1940 r. wydostałem się z obozu. Zostałem skierowany przez gestapo do fabryki w Andrychowie jako robotnik, meldując się co trzeci dzień na policji.

Z wiosną 1941 r. przybył do mnie oficer ze służby czynnej, z 12 p.p. w Wadowicach, którego znałem osobiście, gdyż w tym pułku odbywałem ćwiczenia. Zaangażował mnie do pracy podziemnej. Nie mogę sobie przypomnieć jego nazwiska. Wtenczas reprezentował on organizację „Związek Powstańców”. Dał rozkaz zgłosić się do dr. Apolinarego Wietrznego ps. Wiktor. Ten odebrał ode mnie przysięgę i ustaliliśmy pseudonim – „Ryś”. Podzieliliśmy funkcje. On został przełożonym terenu, a ja komendantem wojskowym placówki Andrychów. Zaraz rozpocząłem organizację plutonów, zaprzysięgając dowódców.

W krótkim czasie Zw. Powst. otrzymał nazwę ZWZ. Skrytkę kontaktów prowadził Wietrzny i od niego otrzymywałem polecenia. (…)

Prawdopodobnie było to w styczniu 1942 r. Otrzymałem rozkaz od „Wiktora”, abym udał się do Wieprza za Żywiec, na odprawę komendantów placówek. Godz. 21 – drewniany dworek w pobliżu przystanku kolejowego. Hasło – „lampa” i książka w ręce. Zaprosiła mnie do salonu starsza pani. Było tam już wielu mężczyzn. Spośród nich poznałem tylko jednego, który był ze mną w obozie. Tam przeszedł przez ogromne męczarnie i wytrwał. Prawdopodobnie był to nauczyciel z okolic Oświęcimia. Uderzyło mnie to, że z radością go powitałem, on natomiast ścisnął mi dłoń i wbił mi paznokcie do dłoni. Wyraz jego twarzy był bardzo dziwny. Odniosłem wrażenie, że on coś wie i że tutaj grozi niebezpieczeństwo.

Zasiedliśmy wokół dużego stołu. Mam wrażenie, że nas było około 18 osób. W środku zasiadł młody, przystojny człowiek. Gdzieś dowiedziałem się, że był to oficer służby czynnej, pseudonim Mietek. Naprzeciw niego właśnie siedziałem. Położył na stole mapę i jeszcze jakieś papiery. Zaczął referować. Uderzył mnie jego optymizm (powiedziałbym nieszczere bujanie). Sytuację na frontach znałem z nasłuchów, a on twierdził wręcz przeciwnie, że Niemcy ponoszą klęski, a my już lada dzień będziemy musieli ruszyć do akcji.

Następnie zaczęliśmy składać raporty z naszych terenów. Zasięg był: Żywiec, Wadowice, Oświęcim, Bielsko, o ile sobie przypominam. Gdy padła na mnie kolej, mając wrażenie zdrady, nie podałem placówki Andrychów, tylko Kleczę za Skawą. Zażądałem tylko broni, gdyż takiej nie posiadałem w plutonach. O godz. 4 skończyła się odprawa. Zapomniałem książki i po nią wróciłem. O godz. 5 wsiadłem do pociągu. Jechałem w towarzystwie kapitana, który był na odprawie, aż do stacji Kozy, gdzie on pracował na poczcie. Jemu również nie przyznałem się, że jadę do Andrychowa.

W kilka dni później spotkałem na rynku w Andrychowie Wietrznego „Wiktora”, który wybiegł z domu. Oświadczył mi, że zjechało do miasta gestapo i czyni przeszukania. Pobiegliśmy do miasta na targowicę i schroniliśmy się do budy, gdzie ważono świnie. „Wiktor” przedstawił mi, iż nastąpiła wsypa po odprawie w Wieprzu. Zdradził „Mietek”. Wszystkich będących na odprawie aresztowało gestapo i dwoje wieśniaków z tego dworku. Miano ich wywieźć do Mysłowic i tam stracono. Jedynie „Mietek” otrzymał sfingowany postrzał w rękę i uciekł do Bielska, gdzie miał prowadzić dalszą wsypę. Później dowiedziałem się od łączniczki „Krysi”, iż został on ukarany i zgładzony przez naszych.

Więcej relacji uczestników walki AK na Śląsku w artykule Wojciecha Kempy pt. „Armia Krajowa w rejonie Andrychowa i Wadowic” można przeczytać na s. 6 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Kempy pt. „Armia Krajowa w rejonie Andrychowa i Wadowic” na s. 6 wrześniowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 39/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze