Jako jedyny kraj w Europie stratę terytorium po wojnie uznaliśmy za słuszną / Dariusz Brożyniak, „Kurier WNET” 64/2019

Dalekosiężny zamysł Jałty, dławiący w zasadniczy sposób aspiracje i żywotność żywiołu polskiego, tego „bękarta traktatu wersalskiego”, nadal jest skuteczny, mimo dziejowej przemiany 1989/90.

Złowroga data

Dariusz Brożyniak

Jesteśmy chyba jedynym krajem na świecie, a na pewno w Europie, który swoją tak ogromną i brzemienną w skutkach historycznych, kulturowych i społecznych stratę terytorialną z 17 września 1939 r. uznał za słuszną i traktuje z pełnym zrozumieniem.

W tym to dniu bowiem wojska Armii Czerwonej sowieckiej Rosji napadły od wschodu na II Rzeczpospolitą. Napadły pod pretekstem obrony mniejszości narodowych przed skutkami przegranej przez Polskę wojny z Niemcami. Pretekstem do dzisiaj w szkolnych programach demokratycznych Niemiec aktualnym, choć fałszywym – tj. niemalże jednodniowo przegranej wojny.

Nie jest to bynajmniej jedyny relikt tamtego września.

Mocarstwa świata w pełni potwierdziły w Jałcie słuszność wytyczonej w tenże sposób przez Hitlera i Stalina, paktem Ribbentrop-Mołotow, nowej granicy Polski.

Tym samym 600 lat cywilizacji łacińskiej, zaprowadzonej jeszcze ręką Bolesława Chrobrego w Grodach Czerwieńskich, na Rusi Halickiej i Rusi Czerwonej, zostało z połowy II Rzeczypospolitej wykreślone razem z całą spuścizną unii polsko-litewskiej. Komunistyczna Partia bolszewickiej Zachodniej Ukrainy i Białorusi zyskały nieoceniony teren kształtowania polskojęzycznych kadr i bliskość Lublina do ich późniejszego przerzutu. To oni właśnie parę lat później ogłoszą Manifest Lipcowy PKWN i Tymczasowym Rządem zastąpią jedyny prawomocny Rząd RP na uchodźstwie w Londynie. Rząd zdelegalizowany wcześniej przez aliantów pod naciskiem Stalina.

We współczesnym życiu politycznym III RP ciągle jeszcze są aktywni ideowi, bezpośredni spadkobiercy tamtych zasłużonych działaczy KPZU i KPZB; taka rekomendacja do dziś nie przeszkadza karierom w wysokich gremiach Unii Europejskiej i w ogóle na europejskich salonach. Tych, którzy już na zawsze odchodzą, żegna się nadal z honorami na warszawskich Powązkach. To niewątpliwe konsekwencje nad wyraz podejrzanego i zgniłego okrągłostołowego kompromisu, przyjętego jednak z taką ulgą przez świat.

Na granicy spotkania w Brześciu nad Bugiem 22 września 1939 r. dwóch totalitarnych agresorów – niemieckiego i sowieckiego – stała się dla nich oczywista konieczność wymordowania przywódczej elity Polski. Po niemieckiej stronie w ramach „Intelligenzaktion” wymordowano krakowskich i lwowskich profesorów, w Oświęcimiu założono niemiecki obóz KL Auschwitz, gdzie przez dwa lata eksterminowano Polaków, zanim zarządzone przez Hitlera „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej” spowodowało powstanie w Brzezince niemieckiego obozu zagłady Birkenau.

Centrum „Intelligenzaktion” stanie się jednak z czasem, ciągle w swej grozie odkrywany, kompleks KL Mauthausen-Gusen na terenie Austrii. Sowieci z kolei dokonali ludobójstwa na polskich oficerach rezerwy, którego symbolem stał się Katyń i liczba 22 tysięcy ofiar, a masowe wywózki do systemu gułagów dotknęły setki tysięcy urzędników II RP i ich rodzin. Dokonano tym samym swoistego i okrutnego „ciągu dalszego” eksterminacji Polaków z lat 30. z tych terenów I Rzeczypospolitej, których Piłsudski 700-tysięczną armią polską i symboliczną 3,5-tysięczną „pomocą” Petlury nie zdołał odebrać bolszewikom, zmuszony w 1920  roku zakończyć przed zimą swą zwycięską kampanię. Zemście i za „Cud nad Wisłą” stało się więc zadość.

50 lat po wybuchu II wojny światowej, w wyniku rozpadu Związku Radzieckiego, a więc także na połowie II Rzeczypospolitej, powstało państwo Ukraina. Nie chcąc niczego zawdzięczać Sowietom, próbuje ono odwoływać się do 100-letniej tradycji samozwańczej, nigdy nie uznanej przez społeczność międzynarodową Ukraińskiej Republiki Ludowej graniczącej z Polską na Zbruczu i ze stolicą w Kijowie.

Bohaterem narodowym Ukrainy stał się jednak nie ataman URL, Symon Petlura, lecz Stepan Bandera, odpowiedzialny za sprawstwo kierownicze wołyńskiego ludobójstwa na Polakach, dokonane z niemieckiego obozu w Sachsenhausen, gdzie przebywał na specjalnych warunkach. Był on skazywany w II RP za morderstwa na tle terrorystycznym, lecz podobnie jak Adolf Hitler, nie brał osobistego udziału w masowych zbrodniach. Ludobójstwo na Wołyniu i operacje wojskowe OUN UPA były za to zdecydowanie na rękę sowietom, zasadniczo przyspieszając realizowaną czystkę etniczną na zagarniętym Polsce terytorium.

W budowę nowego bytu państwowego za wschodnią granicą Polski angażują się wyjątkowo ochoczo polscy postkomuniści, i to nierzadko właśnie z rodzinnymi tradycjami Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Mamy do czynienia z profanacją polskich ofiar, dewastacją i degradacją polskiego dziedzictwa kulturowego, szczególnie sakralnego, a uznanie prawne wszystkiego, co starsze niż 100 lat, za dobro narodowe Ukrainy, już ostatecznie ruguje ślady polskości z terenów zagarniętych przez sowietów 17 września 1939 r. Tak więc skutki drastycznej amputacji dokonanej we wrześniu 1939 roku przez Stalina na państwowym i jakże historycznie bogatym organizmie Polski, pozostają po 80 latach nadal w mocy ku zadowoleniu samej Rosji, straszącej dodatkowo białoruskim wojskiem i litewskim nacjonalizmem, ale mogą także nadal cieszyć wpływowe środowiska Stanów Zjednoczonych, a na pewno Niemiec i Austrii. Mimo „Enigmy” i krwawej, bohaterskiej ofiary Bitwy o Anglię czy Monte Cassino, nie było przecież dla Polaków miejsca w powojennej defiladzie. Niedawne warszawskie rocznicowe dudnienie, „poklepywania po plecach” nie zagłuszy tej pamięci, tak jak metafizyczne przemówienie wiceprezydenta USA, zapatrzonego w krzyż, nie zatrze goryczy usuwania z oświęcimskiego żwirowiska krzyży postawionych przez śp. Kazimierza Świtonia.

Dalekosiężny zamysł Jałty, dławiący w zasadniczy sposób aspiracje i żywotność żywiołu polskiego, tego „bękarta traktatu wersalskiego”, nadal jest skuteczny, mimo dziejowej przemiany 1989/90.

Ostatnie 30 lat znów wolnej Polski nie wytrzymuje przecież żadnego porównania z dynamiką, determinacją i entuzjazmem, a przede wszystkim skutecznością 20-lecia międzywojennego.

Wtedy Polska była prawdziwie wolna, oddychała tą bezdyskusyjną wolnością za cenę przelanej krwi polskiego żołnierza. Patriotyczne wychowanie, stanowiące fundament podstawy programowej ówczesnych szkół, nie budziło żadnych wątpliwości. Dramat przewrotu majowego i Bereza Kartuska (zatwierdzona z trudem i wielkimi oporami na rok), karykaturalnie porównywalne przez pewne środowiska dla usprawiedliwiania ukraińskiego terroryzmu, były desperacką próbą obrony suwerenności ledwie odzyskanego znów państwa o 1000-letniej historii i tradycji przed wciąż czającą się bolszewicką zarazą.

Jesteśmy chyba jedynym krajem na świecie, a na pewno w Europie, który swoją tak ogromną i brzemienną w skutkach historycznych, kulturowych i społecznych stratę terytorialną z 17 września 1939 r. uznał za słuszną i traktuje z pełnym zrozumieniem.

W wolnym od 30 lat państwie przyjmujemy nieoczekiwanie z pełną pokorą, za niegdysiejszymi komunistami, tak kontestowane w Polsce Ludowej przez środowiska patriotyczne i wolnościowe zdradzieckie rozstrzygnięcia Jałty.

Rozstrzygnięcia decydująco podżyrowane przez Stany Zjednoczone, pozbawiające nas przede wszystkim Lwowa i Wilna, a więc niekwestionowanego centrum polskiej tożsamości i dziedzictwa, na czym zawsze szczególnie zależało bolszewikom, a także sowietom właśnie 17 września 1939.

W Grobie Nieznanego Żołnierza ciągle jednak leży obrońca Lwowa, a 17 września jednak mówimy o rocznicy napaści sowietów na… Polskę. W Europie Zachodniej są znane podobne przypadki, choć nie na taką skalę. Spór o Alzację i Lotaryngię między Francją i Niemcami, czy o Południowy Tyrol między Austrią i Włochami przybrał jednak pragmatyczny i cywilizowany charakter. Szanuje się wzajemne dziedzictwo kulturowe, dba o dwujęzyczność i swobody odmiennych społeczności. Zostawia otwartą furtkę na wypadek powstania politycznych okoliczności dla ewentualnych negocjacji. My za to dopuszczamy do coraz wyraźniejszej „wymiany elit”, ciągle nie mając sił dla wstrzymania stałego exodusu Polaków na Zachód. Biorąc pod uwagę ponad milion wypchniętych z Ojczyzny przez juntę stanu wojennego rodaków, możemy odnotować już co najmniej 4-milionowy odpływ zaradnych i pracowitych młodych ludzi. W jeszcze wyraźnie homogenicznym kraju zaczynamy propagować nawet wielojęzyczność. Próbujemy wystawiać Niemcom słuszny rachunek, ale nikt nie ma jednak, jak dotąd, odwagi wystawić rachunku za sowiecką napaść i 45 lat zniszczeń pojałtańskim porządkiem.

17 września 1939 r. nie bez powodu nazwano IV rozbiorem Polski. Oby ten proces nie trwał nadal, choć takie nadzieje z pewnością w Europie jeszcze nie wygasły. Świadczy o tym chociażby mapa Niemiec z tymczasowo zaznaczoną wschodnią granicą, prezentowana na jednych z najbardziej prestiżowych, Międzynarodowych Targach w Hanowerze.

Pakt niemiecko-rosyjski, którego jedną z odsłon był właśnie 17 września 1939 r., w coraz to nowych przejawach niezmiennie trwa. Zmartwychwstały nagle pomysł „Wolnego Miasta Gdańska” został prędko uzupełniony także o „Wolne Miasto Szczecin”, przy zastanawiającej praktycznej bierności najwyższych władz.

W 80 rocznicę wybuchu II wojny światowej Warszawa gościła 40 prominentnych przedstawicieli państw. Do pełnego obrazu dwóch agresorów i sporej grupy niemieckich kolaborantów wyraźnie brakowało przedstawiciela Rosji. W końcu bez paktu Ribbentrop-Mołotow i wcześniejszej produkcji broni dla Niemiec na terenie sowieckiej Rosji, ze złamaniem traktatu wersalskiego, nie doszłoby najprawdopodobniej do tej najtragiczniejszej w dotychczasowych dziejach wojny. Zmarnowano świetną okazję do bezpośredniego wypowiedzenia obecnym, wzorem Prezydenta Niemiec, całej bolesnej prawdy – aż do samego końca.

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Złowroga data” można przeczytać na ss. 8 i 9 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Złowroga data” na s. 8 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Komentarze