„Wielkopolski Kurier WNET” 40/2017, Paweł Bortkiewicz: Chrześcijanie potrzebują dziś ducha Wandei / Kard. Robert Sarah

Rodziny stały się Wandeą, którą trzeba zgładzić. Ich likwidacja jest metodycznie zaplanowana, jak niegdyś likwidacja Wandei. Chrześcijanie potrzebują dziś ducha Wandei, by przeciwstawić się ateizmowi.

Paweł Bortkiewicz TChr

Chrześcijanie potrzebują dziś ducha Wandei
Nauczanie kardynała Roberta Saraha

„Jeśli chrześcijanin, podobnie jak kameleon, przybiera kolory swojego otoczenia, nie stanowi już namacalnego znaku królestwa Bożego: a przecież jesteśmy powołani, aby nadawać smak środowiskom, w których się znajdujemy, przez dawanie jasnego i jednoznacznego świadectwa naszej katolickiej wierze” – mówił kard. Robert Sarah podczas Ogólnopolskiego Forum Duszpasterskiego, które odbyło się 23 września w Poznaniu.

Prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów był gościem specjalnym tego spotkania.

Kardynał Sarah jest wyróżniającą się postacią wśród wysoko postawionych hierarchów Kościoła. Dla wielu katolików stanowi znak nadziei i oparcie wobec różnych, często niepokojących zawirowań współczesnych interpretacji doktryny katolickiej. Przedstawiamy fragmenty jego ostatnich głośnych wystąpień – wrześniowego w Poznaniu i sierpniowego, wygłoszonego we francuskiej Wandei.

W tym roku po raz pierwszy forum duszpasterskie organizowane w Poznaniu przybrało nazwę ogólnopolskiego. W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele parafii, członkowie różnych ruchów, stowarzyszeń katolickich i parafialnych rad duszpasterskich z całego kraju, m.in. z diecezji warszawskiej, łódzkiej, kaliskiej, tarnowskiej, toruńskiej, zielonogórsko-gorzowskiej, koszalińsko-kołobrzeskiej oraz poznańskiej.

Napełnieni Duchem Świętym

Organizatorem Poznańskiego Forum Duszpasterskiego była Akcja Katolicka. Jego motto przewodnie brzmiało: „Jesteśmy napełnieni Duchem Świętym (por. Dz 2,4)”. Słowa te są tematem przyszłorocznego programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce. W auli Centrum Wykładowo-Konferencyjnego Politechniki Poznańskiej kard. Sarah wygłosił referat nt. „Duch świętości w Kościele”. Przypomniał, że Duch Święty objawia się jako Ten, który jest od samego początku związany z Wieczernikiem. „Z Wieczernika, z tego małego pomieszczenia wyszedł Kościół katolicki, napełniony tchnieniem Ducha Świętego, aby z czasem zdobyć cały świat dla Chrystusa” – mówił do uczestników forum gość z Watykanu.

Zwrócił uwagę na to, że misja Kościoła nie zależy od inicjatywy człowieka, ale jest owocem działania Ducha Świętego. Przypomniał najważniejsze posłannictwo Kościoła: „misja duchowa i nadprzyrodzona, zmierzająca do zbawienia dusz i roztaczająca opiekę nad ciałem o tyle, o ile jest to ukierunkowane na zbawienie duszy”. Kard. Sarah podkreślił, że statystyki i liczby w Kościele są sprawą drugorzędną; nie jest ważna liczba wiernych, ale świętość i jedność Kościoła.

„Nie bójmy się, drodzy bracia, jeśli czasami w pewnych miejscach lub w pewnych momentach nasza liczba zmniejsza się do niewielkich, nawet bardzo niewielkich rozmiarów” – powiedział gość z Watykanu. „Dla Kościoła kluczowa jest kwestia nie ilości, ale świętości, jedności Kościoła w Duchu Świętym, jedności doktryny i nauczania moralnego”.

Mówiąc o zachodniej kulturze, zauważył, że pojęcie grzechu zostało w niej rozmyte i prawie już nie funkcjonuje w świadomości społecznej, a wśród wiernych, ale także kapłanów obserwuje się niechęć do sakramentu pojednania. Kard. Sarah wyraził opinię, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest „powszechne duchowe zdezorientowanie, polegające na zachowaniu z jednej strony ogólnego przeświadczenia o własnej grzeszności, z drugiej zaś na zatraceniu świadomości natury grzechu, a w konsekwencji konieczności wyznania go i błagania Boga o wybaczenie”. Prefekt watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów stwierdził, że zgodnie z dzisiejszym sposobem myślenia, dla wielu nic nie jest już grzechem.

Nie żałujemy za zło

„Cudzołóstwo już nie istnieje, są tylko ludzie, którzy żyją razem, ponieważ się kochają; kochać spontanicznie i szczerze, według własnych subiektywnych upodobań i tendencji, nie jest już grzechem” – mówił gość z Watykanu. Zaznaczył, że w ten sposób rozumuje się dzisiaj również wewnątrz Kościoła katolickiego. „A jest tak dlatego, że nie wierzy się już w Chrystusa, czyli nie traktuje się poważnie ceny za Jego Krew przelaną w ofierze za nas jako za grzeszników.

Jeśli już nie wierzymy w grzech, nie potrzebujemy też odkupienia, zbawienia i Chrystusa, a Jego wcielenie i śmierć są dla nas bezużyteczne. Nie musimy już żałować za popełnione zło i nawracać się”. Kard. Sarah przypomniał, że zgodnie ze słowami Jezusa, Tym, który przekona świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie, jest Duch Święty.

Podkreślił, że „niezawodnym znakiem, że Duch świętości działa w naszych sercach jest to, że poważnie traktujemy nasz grzech, nie lekceważymy go, nie stroimy sobie żartów ze straszliwej śmierci Chrystusa na Krzyżu”. Jeśli jednak Duch Święty nie działa w nas, konsekwencje są odwrotne: „grzech nie jest traktowany poważnie; głosi się lub pisze, że można dopuszczać się wszystkiego lub prawie wszystkiego oraz że wszystko jest dopuszczalne dla człowieka mającego subiektywnie dobre intencje; nie zwraca się uwagi na konsekwencje własnego postępowania; żyje się w stanie ustawicznej okazji do popełnienia grzechu; lekceważy sakrament pojednania; nie żałuje się za grzechy, a nawet okazuje pogardę lub wyśmiewa tych, którzy pokutują”.

Prelegent zachęcił do zaufania uświęcającemu działaniu Ducha Świętego, który jest w nas. Przypomniał, że otrzymaliśmy Ducha Świętego, który jest Duchem męstwa Chrystusa. „I tej mocy potrzebujemy dzisiaj znacznie bardziej niż kiedykolwiek. Tak wiele zła, tyle zamieszania, wątpliwości i obaw, które wypełniają nasze serca i umysły. Bądźmy mężni! Zaufajmy uświęcającemu działaniu Ducha Świętego, który jest w nas!” – zaapelował kard. Sarah.

Jeszcze mocniejsze słowa padły ponad miesiąc temu we Francji.

Potrzebujemy ducha Wandei

Kardynał Robert Sarah wygłosił w Wandei (region w zachodnie Francji, symbol katolickiego ducha podczas rewolucji francuskiej) homilię. Mówił w niej m.in.: „Chrześcijanie potrzebują dziś ducha Wandei, aby przeciwstawić się ateizmowi i walczyć dla Boga (…) Ideologowie rewolucji chcą unicestwić rodzinę. Ideologia gender, pogarda dla płodności i wierności to nowe slogany tej rewolucji. Rodziny stały się Wandeą, którą trzeba zgładzić. Ich likwidacja jest metodycznie zaplanowana, tak jak niegdyś likwidacja Wandei”.

Kardynał Sarah 12 sierpnia przewodniczył Eucharystii rozpoczynającej obchody 700-lecia diecezji Luçon, która obejmuje dziś obszar francuskiego departamentu Wandei. Departament ten jest znany przede wszystkim z tzw. wojen wandejskich, czyli powstań w obronie wiary i króla toczonych pod koniec XVIII w. W tej homilii kard. Sarah wezwał do brania przykładu z postawy wandejskich powstańców i męczenników, którzy porzucili wszystko nie w obronie własnych interesów, lecz dla Boga.

„A dziś któż powstanie, by [walczyć] dla Boga? Któż ośmieli się zmierzyć ze współczesnymi prześladowcami Kościoła? Któż się odważy, nie mając innej broni jak różaniec i Najświętsze Serce, przeciwstawić się współczesnym kolumnom śmierci, którymi są relatywizm, obojętność i pogarda dla Boga? Któż powie, że jedyną wolnością, za którą warto umierać, jest wolność wiary?” – pytał kardynał. Podkreślił, że tak jak wandejscy powstańcy, jesteśmy dziś wezwani do świadectwa. „A to oznacza męczeństwo”.

Przypomniał, że dziś chrześcijanie na Wschodzie i w Afryce umierają za swą wiarę, zgładzeni przez kolumny prześladowczego islamizmu. Zdaniem pochodzącego z Gwinei kardynała, od męczenników Wandei powinniśmy się uczyć przede wszystkim odwagi.

– Kiedy chodzi o Boga, nie może być żadnego kompromisu. Cześć Boga nie podlega dyskusji! I trzeba tu zacząć od naszego osobistego życia, od modlitwy i adoracji. Nadszedł, bracia, czas, by sprzeciwić się praktycznemu ateizmowi, który tłumi w nas życie.

Módlmy się w rodzinach, dajmy Bogu pierwsze miejsce! Rodzina rozmodlona jest rodziną żywą! – zauważył szef watykańskiej dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów.

Przebaczenie i miłosierdzie

Od męczenników wandejskich powinniśmy się również uczyć miłości do kapłanów i kapłaństwa oraz przebaczenia i miłosierdzia. „Umiejmy stawiać czoło nienawiści bez urazy, bez animozji. Bądźmy armią Serca Jezusa i tak jak On chciejmy być pełni łagodności!” – zaapelował ks. kard. Sarah.

Zauważył ponadto, że Wandejczycy są też wzorem bezinteresowności i wspaniałomyślności. Ich postawa jest o tyle ważna, że dziś żyjemy w dobie dyktatury pieniądza, interesów, bogactwa. A tylko miłość bezinteresowna może pokonać nienawiść do Boga i ludzi, która stoi u podstaw wszelkiej rewolucji. – Wandejczycy nauczyli nas stawiać opór wszystkim rewolucjom. Pokazali, że w obliczu piekielnych kolumn, nazistowskich obozów zagłady, komunistycznych gułagów czy islamskiego barbarzyństwa istnieje tylko jedna odpowiedź. Jest nią dar z siebie – podkreślił ks. kard. Sarah.

Zwrócił też uwagę, że dziś ideologowie rewolucji chcą unicestwić rodzinę. – Ideologia gender, pogarda dla płodności i wierności to nowe slogany tej rewolucji. Rodziny stały się Wandeą, którą trzeba zgładzić. Ich unicestwienie zostało systematycznie zaplanowane, tak jak to było z Wandeą – mówił kaznodzieja.

Nowych rewolucjonistów przeraża jednak wielkoduszność rodzin wielodzietnych. – Szydzą z rodzin chrześcijańskich, ponieważ ucieleśniają one wszystko to, czego oni nienawidzą. Są gotowi skierować przeciw Afryce nowe kolumny śmierci, aby wywierać presję na rodziny i narzucić im sterylizację, aborcję i antykoncepcję. Afryka stawi jednak opór tak jak Wandea – zapewnił afrykański purpurat.

Na zakończenie podkreślił, że nadszedł czas na nowe powstanie wandejskie. Musi się ono dokonać w sercu każdej rodziny, każdego chrześcijanina i każdego człowieka dobrej woli.

Wojny wandejskie to w istocie powstanie rojalistyczne, które wybuchło 10 marca 1793 roku w departamencie Wandea w zachodniej Francji w okresie rewolucji francuskiej, i towarzysząca mu akcja pacyfikacyjna w celu stłumienia go. Bezpośrednią przyczyną wybuchu był dekret Zgromadzenia Narodowego z lutego 1793 roku powołujący pod broń 300 tys. mężczyzn w wieku od 18 do 40 lat tuż przed rozpoczęciem prac wiosennych w polu. Wandea i okolice miały dać prawie 178 tys. poborowych.

Ważną przyczyną było też stopniowe zastępowanie księży odmawiających ślubowania na konstytucję cywilną kleru przez duchownych „konstytucyjnych”, co tamtejsze społeczeństwo odebrało jako zamach na wolność Kościoła. Powstanie w Wandei objęło nie tylko departament Vendée, ale także część departamentów: Deux-Sèvres, Maine i Loara i Loara Atlantycka. Działania zbrojne trwały formalnie do 29 marca 1796.

W wyniku wojen wandejskich zginęło kilkaset tysięcy, może nawet 600 tys. osób, choć najczęściej wymienia się liczbę ok. 300 tys. Przy tym najwyżej jedna trzecia z nich zginęła bezpośrednio w wyniku walk, a znacznie więcej wymordowały władze rewolucyjne w formie represji popowstaniowych. Niektórzy mówią nawet o pierwszym ludobójstwie w historii. Zajmowały się tym specjalne oddziały przysłane z Paryża, zwane „kolumnami piekielnymi”, do których nawiązał ks. kard. Sarah.

Ludzie ginęli w najokrutniejszy sposób, m.in. przez spalenie i utopienie. Do dzisiaj nie są znane dokładne liczby dotyczące tamtych wydarzeń, a dzieje Wandei stanowią nadal trudny temat dla historiografii francuskiej.

Cały artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Chrześcijanie potrzebują dziś ducha Wandei. Nauczanie kardynała Roberta Saraha” znajduje się na s. 7 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Pawła Bortkiewicza TChr pt. „Chrześcijanie potrzebują dziś ducha Wandei. Nauczanie kardynała Roberta Saraha na s. 7 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Wielkopolski Kurier WNET” 40/2017, Jan Martini: Kim byli najważniejsi doradcy „Solidarności” Geremek i Mazowiecki?

Najważniejszy postulat strajku, utworzenie niezależnych związków zawodowych – został osiągnięty WBREW staraniom doradców. Przeciwstawiali się oni również tworzeniu ogólnopolskiej struktury związkowej.

Jan Martini

Kto doradzał doradcom „Solidarności”?

Rozczyn dzieł Marksa wlany w bydląt czaszki
Wytwarza z mózgiem przedziwną miksturę.
W sikawki wtłacza to wszystko drań jakiś,
By pod ciśnieniem w świat puścić przez rurę.
Proces ten ujrzy kiedyś na obrazku
Przyszły człowieczek i z szczęścia zakwili,
Historia w lśniącym, szczerozłotym kasku
Ukaże wielkość niepowrotnej chwili.

Tak jak przewidywał w swoim wierszu Witkacy, Ojcowie Założyciele III RP – doradcy „Solidarności” – jawią się nam jako postaci ze spiżu. Na ich cześć kwili bezustannie legion człowieczków, a wraz z nimi człowieczek Budka („moim wzorem są Geremek i Mazowiecki”). Ponieważ historia jawi się nam w szczerozłotym kasku, nie pamiętamy faktów, które nie pasują do obecnie obowiązującej, zatwierdzonej przez historyków-lukierników wykładni.

Już starotestamentowy mędrzec Syrach pisał: Strzeż się doradcy i najpierw poznaj, jakie są jego potrzeby. Każdy doradca wysoko ceni swoją radę, a przecież bywa i taki, który doradza na swoją korzyść. Ale kto dziś czyta Biblię?

Kim byli najważniejsi doradcy „Solidarności” Geremek i Mazowiecki?

Ich oficjalne życiorysy koncentrują się na dokonaniach 1980 roku i późniejszych. Wiemy jednak, że w młodości byli aktywnymi funkcjonariuszami proletariackiej rewolucji, bezgranicznie oddanymi „władzy ludowej”. W pewnym, trudnym do uchwycenia momencie stali się demokratami. Chyba jednak jakaś słabość do komunizmu pozostała im do końca życia…

Mało kto wie, co eksperci doradzali strajkującym robotnikom. Najważniejszy postulat strajku sierpniowego – utworzenie niezależnych związków zawodowych – został osiągnięty WBREW staraniom doradców. Przeciwstawiali się oni również tworzeniu ogólnopolskiej struktury związkowej i usiłowali dopisać w statucie związku paragraf o „kierowniczej roli PZPR”. Eksperci mieli pomagać „prostym robotnikom” w rokowaniach z komunistami, ale działali konsekwentnie na rzecz osłabienia związku.

Skąd się wzięli doradcy w stoczni?

Jakiejś grupie we władzach zależało na szybkim pojawieniu się ekspertów na Wybrzeżu. Prawdopodobnie była to grupa związana z przyszłym przywódcą komunistów w Polsce, Stanisławem Kanią. Możliwe, że szykowano scenariusz znany z roku 1956 i 1970 – zmiany ekipy rządzącej przy pomocy „gniewu ludu”. Termin wybuchu strajku (14 sierpnia) nie był przypadkowy – I sekretarz PZPR Edward Gierek odpoczywał na Krymie. Także Andrzej Gwiazda – lider Wolnych Związków Zawodowych był na wakacjach. Zakłada się, że strajk zorganizowali Bogdan Borusewicz i Lech Wałęsa. Jednak pierwszego dnia strajku Borusewicza w ogóle nie było na terenie stoczni, a Wałęsa spóźnił się kilka godzin. W końcu „Lechu przeskoczył płot” (czyli został dowieziony wojskową motorówką) i objął kierownictwo strajku.

Gdy wiadomość o strajku dotarła do Warszawy, 64 lewicowych intelektualistów postanowiło napisać tzw. Apel 64, w którym zwrócono się do obu stron konfliktu o podjęcie rozmów. Intelektualiści pochodzili głównie z takich organizacji, jak Towarzystwo Kursów Naukowych, Konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość” czy Wolność i Pokój (to tu udzielał się Kasprzak – trójzębny lider Obywateli RP). Były to organizacje nielegalne, acz tolerowane, a ich działalność spotykała się z umiarkowanymi represjami. Dziś trochę inaczej je postrzegamy, bo znamy już instrukcje gen. Kiszczaka: SB może i powinna kreować różne stowarzyszenia, kluby, czy nawet partie polityczne, głęboko infiltrować istniejące. Gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym, a także na szczeblach podstawowych muszą być przez nas operacyjnie opanowane. Musimy sobie zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i polityki.

Apel powstał w mieszkaniu Bronisława Geremka, który wysłał kopie pocztą do marszałka sejmu i premiera, a do KC partii zaniósł osobiście (z racji starych znajomości). Czy decyzja wyjazdu Mazowieckiego i Geremka do strajkujących robotników wynikała z potrzeby serca, czy ktoś im to zasugerował – nie wiadomo. Nie wiemy także, kto był pomysłodawcą Apelu 64.

Wiadomo, że 22 sierpnia Geremek i Mazowiecki zjawili się w Gdańsku z tekstem owego apelu i udali się do I sekretarza KW PZPR Fiszbacha, a później pół nocy konferowali z Wałęsą. Nazajutrz na jego prośbę podjęli się sformowania grupy doradców wspierających strajk. Kilku następnych ekspertów zjawiło się później (strona rządowa zapewniła im bilety lotnicze i miejsca w hotelu), a komisja została formalnie powołana 24 sierpnia 1980 r. z Tadeuszem Mazowieckim jako przewodniczącym.

Co na temat ekspertów mówili sami uczestnicy wydarzeń?

Anna Walentynowicz: W jakim celu i na czyje polecenie pojawili się w stoczni reprezentanci „opozycyjnej warszawki”? Nikt ich przecież nie zapraszał. Przyjęliśmy argumenty Geremka, że rozmowy z przedstawicielami rządu mogą być trudne i przyda się ktoś doświadczony, obyty w kontaktach z władzą, czyli poseł PRL, Tadeusz Mazowiecki. Ta dwójka „ekspertów” dobierała sobie współpracowników. Dlaczego doradcy usiłowali nakłonić nas do rezygnacji z postulatów mówiących o uwolnieniu więźniów politycznych i o powołaniu wolnych związków zawodowych? (…) O czym rozmawiali z ekipą rządową, kiedy udawali się na spoczynek do tego samego hotelu? Czy im również doradzali?

(…) Jagielski spotkał się w nocy 22 VIII w willi w Sopocie z przedstawicielem MKZ Florianem Wiśniewskim (przyjacielem Wałęsy), który, jak się później okazało, był agentem SB. W jego obecności Jagielski zadzwonił do Artura Hajnicza do Warszawy, żeby załatwił doradców dla stoczniowców. On im gwarantuje miejsce w hotelu i przelot samolotem. Następnego dnia zjawili się Mazowiecki i Geremek z poparciem 64 intelektualistów. Borusewicz poinformował mnie, że będziemy mieli doradców. „Po co nam doradcy? Mamy 21 postulatów” powiedziałam. (…)

Ktoś z nas powiedział: tam jest wolny pokój, jak my sobie nie poradzimy, to pana poprosimy. Nie wyszedł i nie można było się ich pozbyć; to oni się pozbyli nas.

Andrzej Kołodziej (jeden z przywódców strajku): Wtedy nie wiedzieliśmy, że Geremek miał ponoć jakieś kontakty z Gierkiem. Te rzeczy dotarły do nas później. Również później dowiedzieliśmy się, że doradców przywieziono do Gdańska samolotem rządowym (…) Jest to fakt dość wymowny, że to władza dobierała nam wtedy ludzi na doradców. Zrozumieliśmy, że w zasadzie są oni emisariuszami władzy komunistycznej. (…)

Przybyli intelektualiści próbowali przekonać strajkujących, iż postulat zalegalizowania Wolnych Związków Zawodowych jest absurdalny i nierealistyczny: Uważali, że władze nigdy nie zgodzą się na wolne związki i jeśli z tego postulatu nie zrezygnujemy, dojdzie do sowieckiej interwencji.

Andrzej Gwiazda: W czasie pierwszej rozmowy eksperci przedstawili nam propozycję zażądania wyborów do rad zakładowych w związku CRZZ-owskim: Kiedy odrzuciliśmy, powiedzieli, że mają propozycję drugą, daleko idącą: mamy założyć niezależny związek i zarejestrować się w CRZZ. Spytałem, czy są przekonani, że tak powinniśmy postąpić – odpowiedzieli, że absolutnie tak. Podziękowałem im więc za trud i dobre chęci, ale damy sobie radę sami.

Waldemar Kuczyński (doradca): Nasz wpływ był bardzo ważny, bo z jednej strony wzmacnialiśmy siłę negocjacyjną tego ruchu, dostarczając mu wiedzy, a z drugiej – trzymaliśmy nogę na hamulcu.

Ekspertem była również przez jakiś czas Jadwiga Staniszkis. Oto jej relacja: Widać było gołym okiem, jak to wszystko było pozabezpieczane. No przecież część ekspertów, która pojechała do Gdańska, dostała bilety na pociąg w Komitecie Wojewódzkim. Tadeusz Kowalik, doradca Solidarności, był profesorem w szkole partyjnej, do której uczęszczał przyszły premier Jagielski. W świetle tych wszystkich układów, piętrowych zabezpieczeń, tej całej siatki, to Wałęsa był mały pikuś.

Byłam zdziwiona, że oni ten strajk podgrzali, zamiast go zakończyć. (…) Wprowadzenie Wałęsy na przywódcę strajku w Gdańsku stanowiło zabezpieczenie przed Moskwą. Rząd mógł powiedzieć: wszystko kontrolujemy. Szybko zorientowałam się, że to, co się tam dzieje, tak naprawdę kamufluje coś znacznie głębszego.

Niewątpliwe jest, że komuniści, gdyby chcieli, nie wpuściliby doradców do Stoczni.

Podpisane porozumienie było daleko posuniętym kompromisem z obu stron – związkowcy „odpuścili” postulat wolnych wyborów, a komuniści zgodzili się na powstanie niezależnych związków, ale tylko regionalnych.

Natychmiast po podpisaniu porozumienia obie strony przystąpiły do jego łamania: strona rządowa zaczęła sporządzać listy proskrypcyjne, a Andrzej Gwiazda wyjechał w Polskę jednoczyć komitety strajkowe. Wbrew przewodniczącemu Wałęsie, wbrew doradcom, łamiąc podpisane porozumienie (zgoda na wolne związki dotyczyła tylko Gdańska), udało się doprowadzić 17 września do powstania Niezależnych, Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”. Ogólnopolskich.

Kontrofensywa doradców

Doradcy mieli być swoistym buforem chroniącym komunistów przed radykalizmem robotników, lecz podczas rokowań sierpniowych ich wpływ na decyzje związkowców okazał się ograniczony.

Z czasem jednak, wraz z powiększaniem się ilości „ekspertów”, często dziwnych, ich rola wzrosła. Zbiegło się to z innym procesem osłabiającym związek – zatrudnianiem przez przewodniczącego Wałęsę tajnych współpracowników SB w administracji Solidarności.

Przewodniczący łódzkiego regionu Kropiwnicki negatywnie ocenił te sytuacje: Uruchomiony został obcy związkowi proces eliminacji działaczy i środowisk niepodporządkowanych politycznemu kierownictwu J. Kuronia, A. Michnika, B. Geremka i A. Celińskiego. (…) Pojawia się realna groźba przeobrażenia związku, bez pytania jego członków o zgodę, w organizację quasi-partyjną, lewicową.

Prof. Tadeusz Chrzanowski (który też był doradcą) opisał spotkanie, na które Kuroń przyprowadził grupę świeżo zaangażowanych doradców. Jedna twarz wydawała mu się znajoma. Kuroń przedstawił: „Profesor Wiktor Herer – będzie się zajmował rolnictwem”. Dla Chrzanowskiego był to szok. Pamiętał funkcjonariusza UB płk Herera z przesłuchań na Rakowieckiej. Kolejnym szokiem była reakcja Kuronia – oznajmił, że jeśli mu się nie podoba Herer, to może zrezygnować z doradztwa…

Złowroga rola doradców objawiła się w pełni podczas tzw. kryzysu bydgoskiego. W marcu 1981 grupa związkowców zaproszona do urzędu miejskiego w Bydgoszczy została pobita przez milicję (to wtedy przyszły senator PO Jan Rulewski stracił zęby). Wobec bezpośredniego ataku na związek, Solidarność musiała odpowiedzieć ogólnopolskim strajkiem generalnym. Żądano ukarania winnych prowokacji.

Podczas 4-godzinnego strajku ostrzegawczego „stanęła” dosłownie cała Polska. I wówczas wkroczyli eksperci. Rokowania odbywały się w warszawskim hotelu „Solec” pod kierownictwem doradców Celińskiego i Geremka. Chciał w nich wziąć udział członek władz Solidarności Lech Dymarski, ale nie został dopuszczony przez Wałęsę, choć w rokowaniach uczestniczył kierowca Wałęsy – Wachowski…

W „kompromisie warszawskim” strona związkowa wykazała się całkowitą uległością. Był to ważny test – sygnał dla władzy, że doradcy uzyskali pełną kontrolę nad Solidarnością i można atakować związek. Dymarski tak opisuje wydarzenie: Zorientowałem się, że misją doradców jest nie dopuścić do strajku za wszelką cenę, za cenę nawet związku. Zapaliło się zielone światło dla stanu wojennego…

Czasem spotyka się opinię, że stan wojenny był odpowiedzią na radykalizację związku. Zdaniem Andrzeja Gwiazdy było dokładnie odwrotnie – komuniści mieli mentalność gangsterów i wszelkie porozumienia czy kompromisy traktowali jako słabość. Wzrastało wtedy niebezpieczeństwo siłowego rozwiązania.

Już po śmierci Geremka został odnaleziony przez historyków szyfrogram ambasadora NRD ujawniający rewelacje tow. Cioska – ministra ds. współpracy ze związkami zawodowymi: Właśnie miałem osobliwą rozmowę z szefem ekspertów Solidarności Geremkiem, który ma ścisłe kontakty z Międzynarodówką Socjaldemokratyczną i osobiste kontakty z zachodnimi politykami. Geremek oświadczył, że dalsza pokojowa koegzystencja między Solidarnością w obecnej formie a socjalizmem realnym jest już niemożliwa. Konfrontacja siłowa nieuchronna. Aparat Solidarności musi zostać zlikwidowany przez państwowe organy władzy. Po siłowej konfrontacji Solidarność mogłaby na nowo powstać, ale jako rzeczywisty związek zawodowy, bez Matki Boskiej w klapie, bez programu gdańskiego, bez politycznego oblicza i bez ambicji politycznego sięgnięcia po władzę. Być może tak umiarkowane siły jak Wałęsa mogłyby zostać zachowane… Trudno o wyraźniejsze dowody zdrady doradcy wobec Solidarności.

Ale eksperci ujawnili w pełni swój potencjał dopiero w czasach Okrągłego Stołu (który był ich „koncertem”), podczas gdy Wałęsa został sprowadzony do roli dekoracyjnej paprotki na tym stole. Komuniści przekazali władzę w dobre ręce. Eksperckie.

Całe życie na odcinku katolickim

Adam Michnik na swoim spotkaniu w Poznaniu powiedział: Jaki będzie Kościół polski, taka będzie Polska. Michnik sam sobie tego nie wymyślił, bo do tego wniosku doszli lewicowi intelektualiści zatrudnieni w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego już w latach czterdziestych. Zdawali sobie oni sprawę, że w Polsce zlikwidowanie Kościoła w taki sposób, jak w Chorwacji czy na Słowacji, jest niemożliwe. Dlatego rozpoczęto trwającą kilkadziesiąt lat pracę nad Kościołem. Jednym z jej elementów był ruch tzw. księży patriotów.

Andrzej Gwiazda: – Polacy zachwycali się, że mamy katolickiego premiera. Kim był Mazowiecki? Był aktywnym organizatorem ruchu „księży patriotów”. Aktywność jego polegała na tym, że jeździł gazikiem z ubekami, wchodził na plebanię, brał proboszcza pod rękę i wieźli go na zebranie „księży patriotów”. Mazowiecki był zaufanym człowiekiem partii ds. kleru. Prymas Wyszyński nigdy, mimo wielokrotnych starań ze strony Mazowieckiego, nie zamienił z nim nawet dwóch słów.

Gwiazda przytacza rozmowę z pewnym księdzem – wykładowcą seminarium, który starał się o paszport, by wraz z alumnami odbyć pielgrzymkę do jednego z sanktuariów zachodnich. Skierowano go do człowieka, który tym się zajmował– był to Mazowiecki. Paszportów nie udzielono, gdyż na pytanie, co sądzi o uwięzieniu prymasa Wyszyńskiego, odpowiedź okazała się niesatysfakcjonująca.

Tadeusz Mazowiecki (Człowiek Dwudziestolecia „Gazety Wyborczej”) to według Wikipedii potomek polskiej rodziny szlacheckiej herbu Dołęga, biorącej początek od średniowiecznych dziedziców dóbr w Mazowszu. Ponieważ chodziły plotki, że dziadek premiera nazywał się Mazower, a on sam ukrywał się podczas okupacji, zaprzyjaźniony z gen. Kiszczakiem sekretarz episkopatu Dąbrowski dokonał kwerendy w księgach parafialnych i podobno znalazł dowody chrztu wszystkich przodków premiera parę wieków wstecz (aż do Konrada Mazowieckiego?).

Niewiele wiemy o życiu „wczesnego Mazowieckiego”. Wiadomo, że parę miesięcy studiował prawo (stąd pojawiająca się czasem informacja „z wykształcenia prawnik”), znamy jego prasowe ataki na biskupa Kaczmarka. Jako redaktor naczelny wrocławskiego „Tygodnika Katolików” w 1952 r. domagał się rozprawy z opozycją i emigracyjnymi politykami, „by przestali bruździć”. Wówczas działał jako klasyczny utrwalacz „władzy ludowej”, lecz po zakręcie historii w 1956 r. odrzucił dogmatyczny komunizm, stając się demokratą i działaczem koncesjonowanej opozycji katolickiej. I ta droga wyniosła go na szczyt.

12 września 1989 r. Sejm PRL powołał rząd „pierwszego niekomunistycznego premiera”, w skład którego weszło 11 przedstawicieli Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, po 4 ministrów z PZPR i ZSL oraz 3 z SD.

Czyli stało się dokładnie tak, jak opisywał (w 1984 roku!) uciekinier z KGB płk Anatolij Golicyn: Zostanie uformowany rząd koalicyjny, skupiający przedstawicieli partii komunistycznej, reprezentantów reaktywowanej Solidarności oraz Kościoła. W tym rządzie mogłoby się znaleźć również kilku tak zwanych „liberałów”.

Pod koniec życia Mazowiecki widywany był, jak samotnie modlił się w kościele na różańcu. Nie przekazał jednak formacji swoim dzieciom. Wojciech Mazowiecki – szef Superstacji – znany jest z postępowości i niechęci do klerykalizmu, szowinizmu, ksenofobii, homofobii, antysemityzmu, obskurantyzmu itp.

Po linii internacjonalizmu

Lech Wałęsa powiedział kiedyś, że polskie drogi są skomplikowane. Jedna z takich dróg zawiodła również innego doradcę Solidarności – Bronisława Geremka – na sam szczyt.

François Mitterrand sugerował, że właśnie Geremek powinien być prezydentem Polski, bo „tak pięknie mówi po francusku”. Madaleine Albright określiła go jako „skarb prawdziwy”. Sale im. „prof. Bronisława Geremka” istnieją zarówno w polskim sejmie, jak i w parlamencie europejskim (profesor został profesorem w 1989 roku, już po „prześladowaniach” okresu komunistycznego).

Bronisław Geremek musiał być wyjątkowo zdolny, skoro w pierwszej połowie lat 50. otrzymał stypendium do Nowego Jorku. Może karierze zdolnego młodzieńca dopomógł fakt, że już w liceum wstąpił do partii komunistycznej. Później był sekretarzem partii na wydziale historii Uniwersytetu Warszawskiego. Z tego okresu zachował się jego „pozytyw” na podaniu o przyjęcie do partii reportażysty-konfabulanta Ryszarda Kapuścińskiego (TW „Vera Cruz”).

Geremek boleśnie odczuł śmierć Stalina. Przemawiając na uroczystości żałobnej, powiedział, że życie dla niego straciło sens i nie wie, co robić. Ktoś z sali mu poradził: „powieś się”.

W 1963 roku Geremek jako naukowiec znający 4 języki europejskie otrzymał atrakcyjną posadę dyrektora Polskiego Ośrodka Kultury w Paryżu. Musiał się cieszyć zaufaniem sowieckich służb, gdyż placówki tego rodzaju zwyczajowo były wykorzystywane jako centrale logistyczne dla agentury. Pojawiały się spekulacje, że jego zadaniem było utrzymywanie łączności z zachodnimi partiami komunistycznymi. Mówiono też, że to on był tym mitycznym il professore, który miał jakieś kontakty z lewakami – przyszłymi terrorystami we Włoszech.

Coś mogło być na rzeczy, bo w Wikipedii jest informacja: Jerzy Urban oskarżył go na konferencji prasowej o współpracę z CIA. Jeszcze bardziej absurdalne były zarzuty o kontakt z terrorystami z Frakcji Czerwonej Armii.

W 1968 roku intelektualista pogniewał się na partię i stał się demokratą (może to partia pogniewała się na towarzysza pochodzenia żydowskiego?). W 1978 roku, mimo wystąpienia z partii, Geremek dostał kolejny raz stypendium do Ameryki.

Warto przytoczyć kilka myśli prof. Geremka z zagranicznych i krajowych wywiadów:

Komunizm? Partia komunistyczna? Te rzeczy już nie istnieją.

Gorbaczowska koncepcja wspólnego europejskiego domu nie powinna być brana za byle jaki slogan – to jest prawdziwa koncepcja.

Populizm i demagogia są największym zagrożeniem dla młodych demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej.

Uczucia narodowe były przez długi czas naturalnym odniesieniem przeciwko władzy, oznacza to, że niebezpieczeństwo istnieje, ale jesteśmy czujni i będziemy umieli stawić mu czoła.

Zjednoczona Europa powinna być też otwarta ku Związkowi Radzieckiemu.

Na zarzuty, że partia o rodowodzie solidarnościowym zawsze głosuje w sejmie jak SLD, Geremek opowiedział: Nieprawdą jest, jakoby Unia Demokratyczna głosowała tak jak komuniści. Natomiast problemem Unii jest fakt, iż komuniści głosują tak jak Unia.

Wielokrotnie zresztą byli towarzysze Kwaśniewski i Geremek wykazali całkowitą zgodność poglądów. Np. bardzo im się nie podobał pomysł dekomunizacji. Postanowili więc wspólnie strzec zasad państwa prawnego. Ostrzegali, że nie dopuszczą do „polowań na czarownice”, a uchwalenie ustaw dekomunizacyjnych zaskarżą do Trybunału Konstytucyjnego i instytucji międzynarodowych. Tak też zrobili, a sędzia Zoll wraz z kolegami podzielił ich stanowisko, „odrzucając w całości” projekty ustaw lustracyjnych.

W wywiadzie dla „Polityki” Geremek mówił: Nie dajmy się porwać nienawiści i głupocie. Polityka dekomunizacji, co potwierdzają także doświadczenia innych państw naszego regionu, powoduje krzywdę ludzką, wzrost fanatyzmu, irracjonalność zachowań politycznych, spiralę zemsty i nienawiści, powstaje więc sytuacja, w której pierwszy lepszy może sięgnąć po władzę. Pod hasłem zwalczania komunistycznej przeszłości może być zniszczone wszystko, co osiągnęliśmy w przebudowie państwa.

Antoni Macierewicz nie zdecydował się na umieszczenie Geremka na swojej liście, gdyż znaleziono tylko jeden dokument o treści: „z czynnej sieci agenturalnej wykreślono w roku 1968” (z esbeckiej teczki Bronisława Geremka zachowały się jedynie okładki).

W 2007 r., będąc europarlamentarzystą, Geremek odmówił złożenia oświadczenia lustracyjnego, informując: Powiedziano, że ustawa lustracyjna ma cel moralny. Nie podzielam tego poglądu. Uważam, że ustawa ta w obecnym kształcie narusza zasady moralne, stwarza zagrożenie dla wolności słowa, dla niezależności mediów, dla autonomii instytucji akademickich. Kreuje swoiste „ministerstwo prawdy”, czy też „policję pamięci”, a obywatela czyni bezbronnym wobec kampanii pomówień, osłabiając ochronę sądową jego praw.

Na pytanie, czy Bronisław Geremek podporządkuje się prawu, nakazującemu mu złożenie oświadczenia lustracyjnego, Władysław Frasyniuk odpowiedział: Niektórym ludziom pewnych pytań się nie zadaje. I do takich ludzi należy profesor Geremek.

Bronisław Wildstein był jednak innego zdania: Informacja o tym, że Bronisław Geremek był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB, odpowiada nam na pytanie, dlaczego tak mało wiemy o naszej najnowszej historii. Dlaczego osoba tak eksponowana, adorowana przez główne środowiska opiniotwórcze w Polsce, wynoszona do rangi koryfeuszy polskiej niepodległości, nie ma nadal biografii? Być może dlatego, że ci, którzy chcieliby ją napisać, obawiają się tego. Środowiska opiniotwórcze oczekują hagiografii, a takiej nie da się napisać.

Profesor Geremek utrzymywał ścisłe kontakty z Georgem Sorosem i był członkiem rady nadzorczej Fundacji Batorego. Nic dziwnego, że w dobie przemiany komuny w postkomunę Geremek dysponował znacznymi zasobami zagranicznych środków płatniczych na cele demokracji. Środkami tymi zasilał różne, bliskie mu ideowo organizacje. Wtedy zwrócił się do przewodniczącego KPN Leszka Moczulskiego z propozycją przekazania zawrotnej w owych czasach sumy 50 tys. dolarów, jednak pod warunkiem pokwitowania 500 tysięcy…

Choć Geremek miał tylko tyle wspólnego z wiarą katolicką, że zwalczał ją jako redaktor ateistycznych „Argumentów”, jego uroczystości pogrzebowe w warszawskiej katedrze celebrowane były z wielką pompą. Płomienna homilia red. Michnika z pewnością zapadła na długo w pamięci wiernych. Czy nie należało jednak przeprowadzić jakichś obrzędów ekspiacyjno-pokutnych, zdekontaminować albo powtórnie konsekrować świątynię?

Wojny doradców

W strajkującej stoczni zjawili się (i zostali zaakceptowani przez stoczniowców jako eksperci) także ludzie kojarzeni ze środowiskami niepodległościowymi. Spotkało się to z niechęcią doradców „różowych” (czy wręcz „czerwonych”) – starano się nie dopuścić ich do strajkujących.

O takich praktykach wspominał prof. Stefan Kurowski: Mazowiecki, który znał mnie osobiście z KIK, zwrócił się do mnie, abym wyszedł z sali. Nie ruszyłem się, więc Mazowiecki wezwał jednego z robotników ze straży strajkowej, aby mnie wyprowadził. Byłem od tego robotnika dużo starszy, a on chyba nieśmiały i grzeczny, więc nie chciał użyć siły. Wtedy Mazowiecki osobiście podszedł do mnie, złapał mnie z lewej strony pod rękę i wydał polecenie temu młodemu człowiekowi, aby mnie wyprowadzić. W ten sposób usunięto nas z sali.

O zabawnym zdarzeniu wspominał Krzysztof Wyszkowski. Otóż Jan Olszewski i Tadeusz Chrzanowski napisali projekt statutu związku i przynieśli go do przepisania na maszynie. Gdy maszynistka na chwilę się odwróciła, ktoś porwał dokument i zniknął w tłumie. Podejrzewano, że zrobił to jeden z konkurencyjnych ekspertów – Wielowieyski (kojarzony z katolicyzmem, ojciec ekstremalnie postępowej dziennikarki). Jednak przez noc Olszewski z Chrzanowskim zdołali odtworzyć dokument i statut został wykorzystany.

Chrzanowski twierdził, że kiedy przybył do Stoczni z mec. Siłą-Nowickim, wśród doradców pojawił się niepokój, gdyż ten legendarny obrońca polityczny był oceniany jako człowiek o „poglądach skrajnych”. Siły-Nowickiego nie dopuszczono do negocjacji i nie udzielono mu głosu.

Tak więc już wtedy zarysował się obecny konflikt polityczny między postępowymi realistami – internacjonałami a konserwatywnymi niepodległościowcami.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Kto doradzał doradcom Solidarności” znajduje się na s. 4 i 5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Kto doradzał doradcom Solidarności?” na s. 4-5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zawód: wańka-wstańka. Nie na taką „dobrą zmianę” czekaliśmy w województwie śląskim: w muzeum i Polskim Radiu Katowice

Nowe, śląskie wydanie praktyki znanej od czasów komuny i stosowanej niezawodnie do dziś: dymisja, żeby uspokoić niezadowolonych, potem „kopniak w górę”, by nagrodzić zasłużonego funkcjonariusza.

Koszałek Opałek

Leszek Jodliński, zwolniony z funkcji dyrektora Muzeum Śląskiego Katowicach w związku z proniemieckim scenariuszem wystawy historycznej, po niedługim okresie karencji w Opawie został przywrócony do łask i otrzymał stanowisko dyrektora Górnośląskiego Muzeum w Bytomiu.

To jednak nie wszystko. W niedzielę 17 września wystąpił w audycji dla dzieci „Ekoranek” jako ekspert od przeszłości. Nauczał maluchy relatywizmu historycznego. Opowiadał o Śląsku, który był przed wojną podzielony między Polskę i Niemcy. W obydwu państwach prześladowano mniejszości: w Polsce żydowską, a w Niemczech – żydowską i polską. Jednakowo. Pan Jodliński zrównał wystąpienia związane z nadreprezentacją Żydów w takich zawodach, jak: lekarze, prawnicy, handlowcy z zaplanowaną w Niemczech systemową likwidacją tej nacji, od ustaw norymberskich z 1935 r. przez noc kryształową w 1938 po działania w okresie II wojny światowej. I wszystko jest jasne.

Takie wnioski na teraz. A za chwilę?

Chyba nie na taką „dobrą zmianę” czekaliśmy w województwie śląskim: w muzeum i Polskim Radiu Katowice.

Informacja Koszałka Opałka pt. „Wańka-wstańka” znajduje się na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Informacja Koszałka Opałka pt. „Wańka-wstańka” znajduje się na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ksiądz January Liberski – 60 lat kapłaństwa / Pierwszy fideidonista na misyjnych ścieżkach Czarnego Lądu

Przed kościołem stał samochód policyjny. Czy przyjechali kogoś aresztować? Nie, policjanci przyjechali na mszę. Gdy ksiądz Liberski opuszczał Polskę, widok milicjanta wiązał się jedynie z problemami.

Tadeusz Puchałka

January Liberski przyszedł na świat jako najmłodszy z sześciorga rodzeństwa w rodzinie Stanisława i Heleny Liberskich, 25 sierpnia 1934 roku w Lublińcu. Jako że ojciec Stanisław był właścicielem księgarni, January od dziecka obcował z książkami. Bliski kontakt z dziełami wielkich pisarzy i poetów z pewnością miał wpływ na jego chęć poznawania świata. Po maturze rozpoczął studia w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie, a tam na swej drodze spotkał postać szczególną, bowiem jednym z jego wykładowców był ks. profesor Karol Wojtyła. 14 sierpnia 1957 roku rozpoczęła się kapłańska droga ks. Liberskiego na krętych, lecz jakże pięknych ścieżkach misyjnej drogi. (…)

Od roku 1962 przez trzy kolejne lata, ks. January pasterzował w parafii w Rudzie Śląskiej – Halembie, a potem w Bielsku Białej, gdzie sprawował posługę jako kapelan szpitalny. Prosił w tym czasie biskupa Bednorza o skierowanie go na misje poza granicami Polski.

Szczęśliwy przypadek zrządził, że w tym czasie biskup Bednorz przebywał w Rzymie i tam przekazał jego prośbę arcybiskupowi Lusaki w Zambii, Adamowi Kozłowieckiemu. Po trzech latach przygotowań ksiądz Liberski jako pierwszy ks. fideidonista (od encykliki Piusa XII z 1957 roku Fidei donum) opuścił ojczyznę (…)

W stolicy Zambii zaskoczyło księdza nowoczesne lotnisko. Gdzie tylko spojrzał, widać było przepiękne zdobienia ścian wykonane z miedzi. Po chwili dotarło do księdza: No tak, przecież jestem w kraju słynącym z wydobywania tego kruszcu.

Wszystko tu było dla młodego misjonarza nowe, obce na początku, jak choćby domy bez kominów. Nawet samo przekroczenie progu świątyni, co dla księdza nie powinno wiązać się z zaskoczeniem, także było czymś nieoczekiwanym. Uderzyła go nie tyle skromność niewielkiego kościoła, co wręcz do perfekcji doprowadzona czystość wnętrza. (…)

W 1988 roku opuścił gościnną Zambię i udał się do Zimbabwe. Już na samym początku został niezwykle gościnnie przyjęty przez arcybiskupa Harare Patricka Chakaipa i także tam, pragnąc zbliżyć się swoich wiernych, uczył się – tym razem języka shona. Pracował jeszcze jako kapelan szpitalny w tym jednym z najbiedniejszych krajów świata, w którym mieszka 800 Polaków, a religią główną jest chrześcijaństwo. (…)

40 lat ofiarnej pracy duszpasterskiej w Afryce pozostawiło trwały ślad na zdrowiu księdza i z tego też powodu zdecydowano o przeniesieniu dzielnego misjonarza na zasłużony odpoczynek. W 2008 roku stanął na śląskiej ziemi, w Domu Księży Emerytów w Katowicach. Minęło zaledwie 2 lata, a spakował walizki i (…) wyjechał do Kazachstanu.

Cały artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Ks. January Liberski – 60 lat na ścieżkach kapłaństwa” znajduje się na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Puchałki pt. „Ks. January Liberski – 60 lat na ścieżkach kapłaństwa” na s. 12 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pan Mikołaj z Nagłowic był, podobnie jak dzisiejsza młodzież, nieskory do nauki, lubiący się zabawić i pełen krytycyzmu

Nie znosił klasycznej łaciny, którą posługiwać się zresztą nie potrafił. I chyba właśnie dzięki temu stał się też pierwszym literatem piszącym tylko w języku polskim. Tego też dotyczy słynne zdanie.

Barbara Maria Czernecka

„A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają” – napisał przed wiekami Pan Mikołaj Rej z Nagłowic herbu Oksza.

Był szlachcicem pochodzącym z Rusi Czerwonej, osiadłym w okolicach Jędrzejowa, ożenionym z Zofią Kościeniówną, siostrzenicą arcybiskupa lwowskiego. Z katolicyzmu przeszedł na luteranizm, a potem na kalwinizm. Zainteresowany żywo sprawami religijnymi, stał się teologiem ewangelickim.

Mikołaj Rej, szkic Jadwigi Czerneckiej, 14 lat

Nigdy jego noga nie postała poza granicami Rzeczypospolitej, czym wręcz się chlubił. W młodości ponad edukację przedkładał „dobre towarzystwo”.

Nie ukończył żadnej znaczącej szkoły, a to, czego się nauczył, zawdzięczał tylko swoim osobistym talentom. Udało mu się wspiąć po szczeblach kariery urzędniczej. Parę razy był nawet posłem na sejm. Do końca życia stał się też właścicielem kilkunastu wiosek. Ogłady nabył dzięki kontaktom z królewskim i magnackimi dworami.

Mimo braku formalnego wykształcenia chętnie czytał, a zwłaszcza rozczytywał się w popularnych wtedy dziełach Erazma z Rotterdamu. Nie znosił klasycznej łaciny, którą posługiwać się zresztą nie potrafił. I chyba właśnie dzięki temu stał się też pierwszym literatem piszącym tylko w języku polskim. Tego też dotyczy zdanie, z którego najbardziej zasłynął, przeciwstawiające się ówczesnej modzie na cudzoziemszczyznę.

Przez prawie pięć następnych wieków owa fraza była podstawowym tematem w nauce języka polskiego. Osobiście z lat szkolnych pamiętam ją wypisaną wielkimi literami na specjalnej tablicy obok wizerunku autora i wywieszoną na głównej ścianie sali lekcyjnej.

To na zawsze zapadło nam w pamięć. I chociaż na co dzień od zawsze posługiwaliśmy się gwarą śląską, gdzieś w sercu utkwiło nam przekonanie, że właśnie nasza „godka” najbardziej ze wszystkich innych dialektów zbliżona jest do mowy staropolskiej.

Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu niedawno odkryłam, że współcześni gimnazjaliści w ogóle nie pamiętają, kim był niejaki Mikołaj Rej z Nagłowic, a o jego twórczości zupełnie nie mają pojęcia. Zabolało mnie to tym bardziej, że owym brakiem wykazały się moje własne dzieci.

A przecież mógłby on być wręcz ich idolem. Był przecież, podobnie jak dzisiejsza młodzież, nieskory do nauki, nieco leniwy, troszkę rubaszny, lubiący się dobrze zabawić, zaradny i pełen krytycyzmu. I chociaż niechlubnie zmieniał wyznania, to jednak pozostał człowiekiem wielce pobożnym. Za to jego przekonania były prawdziwie rewelacyjne. W moralizowaniu nie miał równego. Sytuacje też oceniał chłodno i wyrażał się o nich nader trafnie. I co najważniejsze, promował zasadę życia w harmonii z naturą, w sielskiej aurze szlacheckich rozkoszy. Czyż i dzisiaj można by chcieć czegoś więcej?

Cały artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Pan Mikołaj z Nagłowic” znajduje się na s. 10 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Barbary Marii Czerneckiej pt. „Pan Mikołaj z Nagłowic” na s. 10 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jesteśmy w 100% Amerykanami i w 100% Polakami. Niezwykła, utalentowana, sympatyczna polsko-amerykańska rodzina Yoderów

Nie sposób przekazać pełni wrażeń doznawanych w kontakcie z tą wspaniałą, muzykalną rodziną. Niestety w Polsce, poza Poznaniem, nieznaną, a zasługującą co najmniej na prezentację w polskiej telewizji.

Danuta Moroz-Namysłowska

Rodzice Douglasa przybyli do Ameryki ze Szwajcarii. Męskie szlify zdobywał on na farmie, która uczy szanować podstawowe wartości i kształtuje charakter. Jako student Oxfordu Douglas przyjechał na praktykę do Polski na Katolicki Uniwersytet Lubelski w 1988 roku. W niespokojnych realiach politycznych obserwował kraj i naród, który usiłował wydostać się z komunistycznych oków, podziwiał jego upartą walkę, krzepienie się wiarą i solidarny wysiłek odzyskania niepodległości.

Przeczytał „Archipelag Gułag” Sołżenicyna, co poszerzyło jego wiedzę o realiach terroru, jakiemu poddano narody środkowej i wschodniej Europy, a zwłaszcza zwrócił uwagę na Polskę. Ukończył również Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina. Po studiach jego koledzy wracali do Stanów Zjednoczonych na wysokie stanowiska – on natomiast został w Polsce, gdzie poznał na uczelnianej ławce wybrankę swego serca – Polkę i postanowił dzielić swoje życie wraz z nią między dwie ojczyzny. W podobny sposób postanowili wychowywać swoje dzieci.

Douglas Yoder uważa, że zawsze trzeba stać po stronie najsłabszych, gdziekolwiek się ich spotyka, że to jest obowiązkiem serca każdego, a szczególnie „białego mężczyzny w Zachodniej Europie”, któremu los dawał możliwości, jakie nie każdy ma. Że na tożsamość tak zwanego Zachodu, za który uważa się niesłusznie tylko Niemcy, Francję i Anglię, składają się tradycje i kultury innych krajów europejskich, których często zapomniane wartości należy ocalać od zapomnienia, podobnie jak należy stare książki – jako źródła mądrości i wiedzy. W tej chwili Zachód nie zawsze pamięta, że wolnościowy zryw Polski i „karnawał Solidarności” odgrywał ważną rolę w walce przeciwko duchowi totalitaryzmu i bez tego trudno byłoby o Europę wolną.

Łatwo można sobie wyobrazić, że światopoglądy Amerykanina i Polki wychowanej w inteligenckiej, patriotycznej rodzinie były zbieżne. Różę Kostrzewską od dziecka ubierano w strój krakowski, którego znaczenie jako uniwersalnego symbolu nie od razu pojęła. Czuła jednak, że chodzi o ważną dla rodziców i dla niej tradycję. Teraz często w stroju krakowskim prowadzi koncerty synów. (…)

Muzyczny debiut Róży Kostrzewskiej w orkiestrze nastąpił w wieku jedenastu lat. Gruntowne wykształcenie muzyczne zdobyła, kończąc z najwyższym wyróżnieniem Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Studiowała pod kierunkiem Bronisława Kawalli, Jana Ekierta (byłego Prezesa Jury Międzynarodowego Konkursu Chopinowskiego), Daniela Pollacka i innych znakomitości.

Nie zawsze warunki były komfortowe, zdarzało się mieszkać w przyczepie, byle obcować ze sztuką najwyższych lotów. Występowała w recitalach solowych w Niemczech, Austrii, Finlandii, Włoszech, Szwajcarii, Polsce oraz Stanach Zjednoczonych. W Los Angeles prowadzi kursy mistrzowskie i wykłady dla studentów i nauczycieli. (…)

Jej uczniowie fortepianu regularnie otrzymują nagrody w konkursach państwowych, regionalnych, krajowych i międzynarodowych, w tym w Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Franciszka Liszta w Los Angeles, w Światowym Konkursie Pianistycznym w Ohio, Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose, Konkursie Karmelu, w Przesłuchaniu Beverly Hills, Konkursie w Antylope Valley, Konkursie Redwood Bowl, Konkursie Glendale, na Festiwalu Mozartowskim w Long Beach i Festiwalu Muzycznym w SYMF.

Jej uczniowie często występują publicznie, grając z orkiestrami. Jedna z jej uczennic została wybrana z dwudziestu najlepszych amerykańskich pianistów konkurujących w Krajowym konkursie Pianistycznym im Fryderyka Chopina. Zwycięzcy tego konkursu wygrali nagrody na konkursie w Warszawie.

Nie jest też zaskoczeniem, że utalentowani synowie tak wymagającej nauczycielki, dbającej skrupulatnie o tożsamość dzieła, tj. o jego wykonanie zgodnie z jego parametrami, są mimo młodego wieku laureatami wielu nagród. Kasper jest zwycięzcą drugiej nagrody na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose, pierwszej nagrody na Stanowym Konkursie Bachowskim dla młodzieży, drugiej nagrody na stanowym konkursie CAPMT i wielu innych konkursów w Los Angeles.

Dominik wygrał w tym roku pierwszą nagrodę w całym stanie California na jednym z najtrudniejszych konkursów pianistycznych MTAC-Solo Competition. Wcześniej otrzymał wyróżnienie na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym w San Jose, Grand Prize na Konkursie Mozartowskim w Long Beach, pierwszą nagrodę w konkursie w Glendale, konkursie Stanowym CAPMT, w konkursie sonat, złoty medal na Stanowym Konkursie Bachowskim i wiele innych nagród w konkursach w Los Angeles. Łukasz otrzymał w tym roku prestiżową Platinum Grand Prize w bardzo konkurencyjnym konkursie Glendale Piano Competition. Również w tym roku uznano go za jednego z 24 najlepszych młodych pianistów w Kalifornii. Wcześniej otrzymał złoty medal na Stanowym Konkursie Bachowskim, był finalistą Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego w San Jose, otrzymał też wielokrotnie pierwszą nagrodę na konkursie SYMF w Los Angeles.

Cały artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Rodacy Rodakom w Ojczyźnie” znajduje się na s. 6 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Danuty Moroz-Namysłowskiej pt. „Rodacy Rodakom w Ojczyźnie” na s. 6 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Negatywne skutki hegemonii Marszałka dostrzegamy do dziś – twierdzi młody dziennikarz „Wielkopolskiego Kuriera WNET”

Dokładnie pamiętam lekcje historii w szkole czy akademie z okazji 11 listopada. W podręcznikach i wiedzy nauczycieli mocno zakorzeniony był nieskazitelny obraz Piłsudskiego – ubolewa Michał Bąkowski.

Michał Bąkowski

Cieszy mnie, iż ostatnimi czasy coraz częściej w debacie publicznej przebija się temat związany z destrukcyjnym działaniem w polityce przedwojennej Józefa Piłsudskiego. Z okresem przedwojennym trzeba się rozliczyć, ponieważ tamten czas znacząco wpłynął losy Polski w czasie II wojny światowej, później w latach PRL-u i niestety negatywne skutki hegemonii Marszałka dostrzegamy do dziś.

Kilka lat temu nie do pomyślenia było, aby otwarcie skrytykować postać Józefa Piłsudskiego. Politycy często odwoływali się do jego słów, jego wizji państwa i podkreślali jego wkład w walce o niepodległość. Wielu historyków i dziennikarzy w obawie o swoją reputację zręcznie omijało ten drażliwy temat. Były oczywiście wyjątki, m.in. Rafał Ziemkiewicz, jednak głosy krytykujące Marszałka nie miały szansy przebić się w szerzej w społeczeństwie. (…)

Mieszkańcy dawnego zaboru pruskiego nie mają podstaw do sympatii w stosunku do Piłsudskiego. Jego wizja odradzającej się Polski skupiała się na obszarach wschodnich. Wielkopolskę i inne tereny będące pod panowaniem niemieckim mylnie uważał za zgermanizowane. Tymczasem mądrzy mieszkańcy owych ziem nauczyli się od Niemców punktualności, organizacji pracy, porządku czy drylu wojskowego.

Już w czasach Dezyderego Chłapowskiego Wielkopolanie walczyli z Prusakami za pomocą pracy organicznej, tworzenia polskich banków, spółdzielni, tajnych kompletów, porywających serca kazań z ambon kościelnych czy szkolenia młodzieży w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”. W końcu to my, Wielkopolanie, wywalczyliśmy sobie wolność w jedynym zwycięskim w historii Polski powstaniu. (…)

Piłsudski wykorzystał dorobek wielu ludzi, doprowadził do fatalnej obsady w poszczególnych resortach rządu (np. Józefa Becka). W czasach PRL był ikoną walki z Rosją, z komunizmem, więc był atrakcyjny, nietykalny. Ale co tak naprawdę sam stworzył, co jest tylko jego? Hasła, które powtarzane są do dziś: „Bić kurwy i złodziei” i tym podobne.

Cały artykuł Michała Bąkowskiego pt. „Cień Marszałka nęka nas do dziś” znajduje się na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Michała Bąkowskiego pt. „Cień Marszałka nęka nas do dziś” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dobre wzorce II Rzeczpospolitej. Skuteczna reforma walutowa i inne głębokie reformy gospodarcze Władysława Grabskiego

Reforma walutowa była jedną z wielu zmian wprowadzonych przez rząd, który działał przez niepełne dwa lata. Nie korzystała z pomocy międzynarodowej i została oparta wyłącznie na zasobach krajowych.

Lech Rustecki

Sytuacja ekonomiczna bezpośrednio przed powołaniem Grabskiego na premiera była bardzo poważna. Władze decydowały się na dodruk pieniędzy, bo wydatki budżetowe znacznie przekraczały dochody. Trzeba było spłacać pożyczki zagraniczne, a kolejne pożyczki były zaciągane. Równocześnie znacznie spadła wartość marki polskiej. To wszystko spowodowało, że wcześniejsza inflacja przekształciła się w hiperinflację, a gospodarka polska nie mogła działać efektywnie. W efekcie nastąpił kryzys skarbu państwa, pojawiły się bankructwa, wzrost bezrobocia i negatywne nastroje społeczne. Gdy rząd Wincentego Witosa wprowadził stan wyjątkowy, wybuchł strajk generalny i sytuacja uległa dalszemu pogorszeniu. W końcu premier Witos podał się do dymisji.

Trzy dni później, 17 grudnia 1923 roku prezydent Stanisław Wojciechowski powierzył Władysławowi Grabskiemu, wybitnemu ekonomiście, politykowi endecji, doświadczonemu urzędnikowi i członkowi kilku wcześniejszych rządów, misję utworzenia rządu. Po dwóch dniach rząd był gotowy, a premier Grabski objął także tekę ministra skarbu.

Powstał rząd pozaparlamentarny, składający się z ekspertów niezwiązanych blisko z poszczególnymi partiami politycznymi, ale premier starał się zapewnić mu trwałą podstawę polityczną, bo planowane reformy potrzebowały solidnego zaplecza. Ekspercki rząd Grabskiego miał być odpowiedzią na niestabilną sytuację polityczno-gospodarczą, która doprowadziła do tego, że jego rząd był 12 gabinetem w ciągu 5 lat od odzyskania przez Polskę niepodległości.

Następnego dnia po powołaniu rządu w przemówieniu sejmowym Władysław Grabski zapowiedział szybkie zrównoważenie budżetu, reformę walutową oraz wprowadzenie prawa, które umożliwiłoby rządowi przez rok wydawanie dekretów z mocą ustawy. Reformy gospodarcze stały się priorytetem, a rozwiązanie innych problemów odłożono na później. (…) Postanowił przeprowadzić reformę skarbową wraz z walutową i nie czekać na wcześniejsze zrównoważenie budżetu oraz usunięcie przyczyn inflacji, co było częścią pierwotnego planu. (…)

Stworzono stanowisko Nadzwyczajnego Komisarza Oszczędnościowego, który miał zarządzać redukcją wydatków administracyjnych. Udało się zwolnić 29 tys. pracowników państwowych, ale nie powiodła się próba likwidacji Ministerstwa Robót Publicznych. (…)

Równolegle do reformy skarbowej trwała reforma walutowa. Pierwszym jej celem była stabilizacja marki polskiej, jako że w kraju panowała hiperinflacja. W 1924 roku przeprowadzono interwencję giełdową o wartości 2,5 mln dolarów. Gdyby porównywalna interwencja miała miejsce w roku 2016, jej wartość mogłaby osiągnąć nawet pół miliarda dolarów. Kurs marki udało się ustabilizować na poziomie, który przekonał obywateli o skuteczności reformy. (…)

Równocześnie trwały przygotowania do wprowadzenia złotego, co zresztą planowano już kilka lat wcześniej. Banknoty nominowane w złotych zamówiono jeszcze w 1919 roku i czekały w skarbcu Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej (PKKP), czyli banku emisyjnego, powołanego w 1916 roku przez niemieckie władze okupacyjne w Generalnym Gubernatorstwie Warszawskim i zlikwidowanego w 1924 roku (zastąpił go Bank Polski).

Bank Polski został utworzony w formie spółki akcyjnej, co miało zapewnić jego niezależność od rządzących. W wyniku subskrypcji akcji powstał bardzo rozdrobniony akcjonariat – 150 tys. ze 176 tys. akcjonariuszy posiadało do dwóch akcji, a Skarb Państwa był właścicielem tylko 1% udziałów.

28 kwietnia 1924 roku Bank Polski przeprowadził emisję złotego polskiego. Wcześniejsza hiperinflacja doprowadziła do sytuacji, w której marki polskie wymieniano na złote w relacji 1,8 mln marek za złotego.

Złoty był do 1939 roku walutą w pełni wymienialną – o stabilnym kursie wymiany. Pokrycie jego emisji w złocie (ang. gold exchange standard) zapewniono poprzez ustalenie stałego kursu wymiany złotego do amerykańskiego dolara, jako że waluta USA miała pełne pokrycie w złocie. Kurs został ustalony na 5,18 złotego za jednego dolara. (…)

Ważnym elementem reform rządu Władysław Grabskiego była konsolidacja bankowości państwowej. Grabski był liberałem, ale uważał, że po latach inflacji państwowe banki są potrzebne do odbudowy kredytu długoterminowego, który miał wspierać odbudowującą się gospodarkę, zapewniając finansowanie firm państwowych i prywatnych, inwestycji samorządowych, a także budownictwa mieszkaniowego.

W związku z tym kilka osłabionych przez inflację banków państwowych wzmocnił i przekształcił w trzy instytucje: Państwowy Bank Rolny, Pocztową Kasę Oszczędności i Bank Gospodarstwa Krajowego. Kredyt długoterminowy przyjmował najczęściej formę listów zastawnych, obligacji komunalnych, kolejowych i bankowych czy pożyczek dla samorządów.

Elementem porządkowania życia gospodarczego miało być prawo bankowe uchwalone w grudniu 1924 roku. Jego wejściu w życie przeszkodził kryzys bankowy 1925 roku.

W czerwcu 1924 roku Sejm wysłuchał sprawozdania premiera Grabskiego i udzielił mu dalszych pełnomocnictw do kontynuowania reform. Poparcie rządu w Sejmie było na tyle słabe, że Grabski zastanawiał się nad dymisją. Postanowił jednak pozostać na stanowisku, czując się odpowiedzialnym za doprowadzenie do końca nieukończonego jego zdaniem procesu sanacji gospodarczej. (…)

Cały artykuł Lecha Rusteckiego pt. „Głębokie reformy gospodarcze Władysława Grabskiego” znajduje się na s. 10 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Lecha Rusteckiego pt. „Głębokie reformy gospodarcze Władysława Grabskiego” znajduje się na s. 10 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polak Węgier dwa bratanki. Czy dziś jest to prawdą? Polsko-węgierskie relacje w aspekcie Grupy Wyszehradzkiej, UE i NATO

Węgry nie traktują Rosji w kategoriach zagrożenia, a więc strategiczne stosunki z USA nie są ich priorytetem. Dlatego amerykańska idea wzmocnienia wschodniej flanki NATO nie bierze Węgier pod uwagę.

Brunon Podlacha

Obecnie podkreśla się na każdym kroku przyjaźń i chętnie wraca się do wspaniałej tradycji i historii obu narodów, jednak w wielu sytuacjach okazuje się, że Polska i Węgry mają inne priorytety. Już na drodze obu państw do członkostwa w NATO i Unii Europejskiej pojawiła się rywalizacja. Obecne różnice na poziomie stosunków politycznych obrazuje zwłaszcza odmienne podejście do relacji z Federacją Rosyjską, którą Polska od lat traktuje jako fundamentalne zagrożenie dla suwerenności państwa, a Węgry postrzegają w pragmatycznych kategoriach gospodarczo-energetycznych. (…)

Zarówno sprawujący obecnie władzę w Polsce (PiS), jak i na Węgrzech (FIDESZ) krytykują funkcjonowanie Unii, a zwłaszcza jej instytucji. Jednakże, pomimo ostrej retoryki, nie było dotąd mowy o wyjściu ze struktur europejskich. Obecnie Polska i Węgry postulują raczej potrzebę fundamentalnych zmian w funkcjonowaniu UE. (…)

Węgry od początku stały na czele państw zdecydowanie sprzeciwiających się niemieckiej propozycji obowiązkowego przydzielania konkretnych kwot imigrantów poszczególnym państwom Unii. (…) W Polsce kryzys imigracyjny nie był tak gorącym tematem w wewnętrznej debacie publicznej, jak na Węgrzech, ale również wzbudził wiele kontrowersji. (…) Dla nowej premier Beaty Szydło i ekipy sprawującej rządy w Polsce punktem wyjścia w tym kontekście była kwestia bezpieczeństwa: „Najważniejsze jest bezpieczeństwo polskich obywateli”. (…) Polska i Węgry razem z innymi państwami regionu nie koncentrowały się jedynie na sprzeciwie wobec odgórnego przydziału imigrantów. Wykazały się również aktywnością w formułowaniu propozycji rozwiązań. (…)

Niewątpliwie Polska i Węgry stoją dzisiaj w opozycji do głównego nurtu w Unii Europejskiej i sprzeciwiają się pogłębianiu integracji. Wspólnie opowiadają się także za ograniczeniem roli Komisji Europejskiej, aspirującej do przywództwa politycznego na rzecz Rady Europejskiej. Polsko-węgierski sojusz w sprawach Unii Europejskiej został jednak nadszarpnięty w czasie niedawnego wyboru (marzec 2017) na kolejną kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska. Polski rząd, wysuwając jako kontrkandydata Jacka Saryusza-Wolskiego, liczył bardzo na poparcie ze strony państw wyszehradzkich, zwłaszcza Węgier. Tak się nie stało, co zostało przez rządzących w Polsce źle odebrane. (…)

Orbán podkreślił jednak, że „obecna decyzja nie wpływa na polsko-węgierski sojusz, nadal twardo będziemy stać u boku Polski w każdej sprawie, w której Polskę dotykają niesłuszne ataki, a takich nie brakuje w Unii Europejskiej”. Trzeba nadmienić, że zarówno rząd polski, jak i węgierski aktualnie napotykają negatywne sygnały ze strony unijnych przywódców i instytucji, zarzucających im m.in. ograniczanie demokracji, wolności słowa i praw człowieka. W tym kontekście wspomina się też o nałożeniu sankcji na oba państwa. (…)

Przeszkodą w zacieśnianiu polsko-węgierskich relacji jest obecnie jednak zdecydowanie odmienna polityka Polski i Węgier w stosunku do Federacji Rosyjskiej, a co za tym idzie, niejednakowe podejście do Ukrainy. Polska od wielu lat uważa, że Rosja stwarza zagrożenie dla stabilności w tej części świata. Stąd też nasze jednoznaczne stanowisko w sprawie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i aneksji Krymu. Obecnie na polskie stosunki z Rosją rzutuje także kwestia katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku.

Węgry patrzą na relację z Rosją przede wszystkim w kategoriach interesów gospodarczo-energetycznych. Atak Rosji na Ukrainę nie przeszkodził Viktorowi Orbánowi w regularnych spotkaniach z Władimirem Putinem. 17 lutego 2016 roku doszło do spotkania obydwu przywódców, na którym Putin potwierdził, że Rosja zaangażuje się w rozbudowę węgierskiej elektrowni jądrowej w Paks. Zawarto również wynegocjowany w 2015 roku kontrakt, którego przedmiotem było przedłużenie dostaw gazu na Węgry do roku 2019. Viktor Orbán zaapelował na spotkaniu o normalizację stosunków z Rosją i pochwalił działania Rosji w kontekście syryjskiego konfliktu i kryzysu migracyjnego. Charakter konsultacji węgiersko-rosyjskich świadczy o tym, że Węgry chcą współpracy z Rosją również w wymiarze politycznym. Potwierdzeniem tego kierunku jest chociażby wizyta Władimira Putina w Budapeszcie (luty 2017 r.).

Odmienna natura relacji Polski i Węgier z Rosją automatycznie przekłada się na pewien dysonans w kontekście stosunków z Ukrainą. Polska jednoznacznie potępiła rosyjski atak na Krym i wsparła Ukrainę w tym konflikcie. Stanowisko Węgier jest nieco dwuznaczne. Z jednej strony, Węgry były współautorem deklaracji V4 i UE, której celem było potępienie rosyjskich działań na Krymie i wyrażenie wsparcia dla suwerennej i integralnej terytorialnie Ukrainy. Z drugiej strony premier Viktor Orbán oświadczył, że jego rząd jest bezstronny w stosunku do konfliktu ukraińsko-rosyjskiego.(…)

Polska i Węgry są najbardziej aktywnymi państwami w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Czechy i Słowacja nie traktują V4 tak priorytetowo. Można też zauważyć, że to Węgry przejęły inicjatywę i starają się zdominować współpracę państw Europy Środkowej. Ważnym tego aspektem była ich bardzo aktywna rola w czasie kryzysu imigracyjnego. (…)

Polska chce być ważnym sojusznikiem USA i jak największa obecność wojsk amerykańskich w jej granicach jest od lat jednym z celów zacieśniania współpracy. Stąd m.in. liczna obecność polskich żołnierzy na misjach w Iraku i Afganistanie, czy też działania na rzecz budowy na terenie Polski tzw. tarczy antyrakietowej. Ze względu na to, że Węgry nie traktują Rosji w kategoriach zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa, strategiczne stosunki z USA nie są ich priorytetem. Dlatego amerykańska idea wzmocnienia wschodniej flanki NATO nie bierze Węgier pod uwagę. (…)

W ostatnich latach można zauważyć coraz większe zainteresowanie Chin Europą Środkowo-Wschodnią. Najważniejszym aspektem tych kontaktów są relacje gospodarcze. Dowodem na tę tendencję jest powstanie w 2012 roku formuły 16+1, w skład której wchodzi szesnaście państw leżących w Europie Środkowo-Wschodniej (w tym Polska i Węgry) oraz Chiny. (…)

Niewątpliwie Polska i Węgry rywalizują o względy Chin, dla których „Nowy Jedwabny Szlak” to również bardzo istotne narzędzie do rozgrywania interesów z państwami regionu. (…)

Myślę, iż w kontekście wyżej opisanych aspektów relacji polsko-węgierskich najbardziej trafną konkluzją jest stwierdzenie, że stosunki polsko-węgierskie są dobre, ale trudno mówić o partnerstwie strategicznym między obydwoma państwami. (…)

Artykuł Brunona Podlachy pt. „Perspektywy stosunków polsko-węgierskich” znajduje się na s. 13 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Brunona Podlachy pt. „Perspektywy stosunków polsko-węgierskich” znajduje się na s. 13 październikowego „Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Śląski Kurier WNET” nr 40/2017, Andrzej Jarczewski: Obywatele robią interes, a państwo gwarantuje, że na nim nie stracą

Wojsko się informatyzuje, co wymaga inwestycji, na które nie znajdziemy środków w budżecie. Na szczęście – potrzebne pieniądze leżą niemal na ulicy. Trzeba się tylko po nie umiejętnie schylić.

Andrzej Jarczewski

Zarobić podwójnie na infoarmii

Partnerstwo publiczno-prywatne jest wartościową ideą w teorii i zawiedzioną nadzieją w praktyce. By w tej materii wyrwać się z marazmu, potrzeba nowych pomysłów, pewnych korekt w ustawach i takich rozwiązań, które wykluczą lub zminimalizują możliwości korupcji, bo ta na styku sfery prywatnej i państwowej rodzi się sama.

Istotą nowoczesnego partnerstwa prywatno-publicznego nie jest wspólne robienie interesów. Państwo w ogóle nie powinno prowadzić działalności gospodarczej, poza sektorami o szczególnym znaczeniu dla bezpieczeństwa kraju. Bo właśnie zapewnienie bezpieczeństwa jest pierwszym obowiązkiem rządu, w tym również bezpieczeństwa obrotu gospodarczego i wszelkiej przedsiębiorczości. Rozpatrzmy to na konkretnym przykładzie, gdy – w celu podniesienia stanu bezpieczeństwa ogólnego – obywatele robią interes, a państwo gwarantuje tylko, że na tym interesie nie stracimy.

Sto miliardów luzem

W epoce wojen informacyjnych zrodziło się nowe zagrożenie, którego długie lata nie dostrzegano. Obecnie wojsko się informatyzuje, ale jakościowy przełom wymaga inwestycji, na które nie znajdziemy środków w budżecie. Na szczęście – potrzebne na ten cel pieniądze leżą niemal na ulicy. Trzeba się tylko po nie umiejętnie schylić.

Wprawdzie oszczędności obywateli polskich, ulokowane w różnych formach w różnych miejscach, sięgają dziś niemal półtora biliona złotych, to czystej, wolnej gotówki na kontach mamy znacznie mniej, choć nadal jest to kwota ogromna, liczona dziesiątkami, a nawet setkami miliardów. Nie bardzo wiemy, co z tymi pieniędzmi robić, bo lokaty bankowe w zasadzie tylko kompensują inflację, a wieloletnie przetrzymywanie oszczędności na rachunkach bieżących przynosi oczywistą stratę.

Ryzykanci grają na giełdzie, ale tam zwykłemu obywatelowi przez całą dekadę łatwiej było stracić, niż zarobić (teraz giełda lekko odbija). Z kolei na Foreksie musi przegrać każdy leszcz, bo jest to system wymyślony dla cwaniaków, którzy wielkimi operacjami swoich firm czy banków kształtują kursy walut, a na boku – małymi prywatnymi pieniędzmi dorabiają się dużych prywatnych pieniędzy, zawsze trafnie „zgadując”, jak dany kurs zmieni się za pięć sekund.

Tak czy owak – niezależnie od biedy i wielu niezaspokojonych potrzeb bieżących – jako całe społeczeństwo odłożyliśmy co najmniej sto miliardów złotych, które chcemy zostawić sobie na „czarną godzinę” lub choćby na stare lata, spodziewając się lichej emerytury. Istotną cechą oszczędności, o których teraz mowa, jest to, że – w naszych planach – zostaną one wykorzystane za kilka, kilkanaście lat. Cały nasz problem sprowadza się do tego, by siła nabywcza tych pieniędzy nie zmalała, a najlepiej – żeby wzrosła. O ten segment wolnych oszczędności tu chodzi.

Cyberarmia

Obecnie mamy w Polsce 5 rodzajów sił zbrojnych: Wojska Lądowe, Siły Powietrzne, Marynarkę Wojenną, Wojska Specjalne i nowe Wojska Obrony Terytorialnej. Nie wątpię, że jest to właściwy zestaw w sytuacji zagrożenia takim typem wojny, jaki znamy z filmów historycznych i aktualnych reportaży telewizyjnych. Stopniowo też uczestniczymy w światowym trendzie zbrojeniowym, zapowiadanym przez filmy science fiction. Chodzi o tworzenie tzw. cyberarmii, czyli jednostek wyposażonych w drony i inne zautomatyzowane lub zdalnie sterowane aparaty do czynienia szkód przeciwnikowi i do obrony przed takąż bronią, użytą przez wroga.

Przypuszczam, że w ciągu jednego pokolenia wszystkie rodzaje sił zbrojnych zostaną mocno nasycone sprzętem cyberarmijnym. Ten proces zaczął się w USA wiele lat temu, a obecnie, gdy wszyscy chłopcy już od przedszkola wychowują się w środowisku gier komputerowych, gdy wiadomo, że z łatwością opanują oni najbardziej zaawansowany sprzęt elektroniczny – tego sprzętu na wyposażeniu armii będzie lawinowo przybywać. Ale ktoś to musi produkować w kraju, nawet pod ostrzałem. Bo dostawy procesorów i całej elektroniki dla wojska nie mogą zależeć od drożności Jedwabnego Szlaku.

Pieniądze na zakup cyberbroni każde państwo ma w swoim budżecie, natomiast nie każde ma na swoim terenie fabryki zdolne do wytwarzania takiej broni. Również w Polsce potrzebne są poważne inwestycje w rozpatrywanym sektorze. Przypuszczam, że będzie to sieć wielu raczej małych zakładów naukowych, projektowych i produkcyjnych, ale cała ta sieć musi powstawać w sposób skoordynowany i zgodny z jakąś strategią zbrojeniową.

Mówimy więc o wielomiliardowym przedsięwzięciu, którego raczej nie sfinansujemy z budżetu. Otwiera się tu duża, nowa przestrzeń dla partnerstwa prywatno-publicznego: państwo daje program i gwarancję zamówień na coraz nowsze bronie, obywatele – gotówkę.

Mocni w mediach

Już ponad pół wieku temu między głównymi mocarstwami zapanowała ogólna zgoda co do niemożności pokonania przeciwnika bez własnych wielkich strat, więc poważniejsze wojny między potentatami się nie toczą, jeśli nie liczyć ustawicznych ćwiczeń, rozgrywanych na obcych terytoriach kosztem mieszkającej tam ludności. Głównym polem konfrontacji staje się internet. Nie rozważam teraz, kto z kim i o co walczy. Twierdzę natomiast, że cokolwiek dzieje się w tej przestrzeni – słabi na tym tracą, a mocni zyskują. Wniosek prosty: należy być mocnym w internecie i w innych mediach! Obywatele mogą nawet wykupić znaczny pakiet mediów krajowych po zapowiadanej dekoncentracji. Trzeba tylko opracować wiarygodny mechanizm gromadzenia środków. Oczywiście – nie taki jak Amber Gold.

To kosztuje. Ale właśnie na to mamy prywatne pieniądze. Nie mówię teraz o czymś w rodzaju przedwojennego Funduszu Obrony Narodowej, którego część stanowiły obywatelskie darowizny. Owszem, w stanie zagrożenia darowizny są konieczne, natomiast obecnie chodzi tylko o znalezienie bezpiecznej i w miarę dochodowej lokaty środków, stanowiących niejako popyt odłożony. Nie chodzi więc również o zasilanie Polskiej Fundacji Narodowej drobnymi datkami i nie chodzi o crowdfunding.

To ma być biznes. Te sto miliardów złotych, o których mowa wyżej, odpowiada z grubsza trzyletniemu budżetowi ministerstwa obrony narodowej. To daje pojęcie o skali zasobów, jakimi dysponujemy.

Do rozwoju nowych technologii od dawna przyczyniają się rządowe zamówienia, lokowane w firmach danego kraju. Tak jest np. w USA i w Izraelu, gdzie technika wojskowa jest ważnym dostarczycielem materiałów, urządzeń i oprogramowania, przydatnego również na rynku cywilnym. Dotyczy to wielu innych krajów, ale jeszcze nie Polski. Przyzwyczailiśmy się do bezsensownych zakupów byle czego za granicą, a krajowy przemysł zbrojeniowy dopiero teraz przestaje się zwijać.

Infoarmia

Infoarmia różni się od cyberarmii rodzajem używanej broni. Tu nie ma aparatów do niszczenia czegokolwiek. Tu jest intelekt i środki upowszechniania prawdziwych, a także blokowania fałszywych informacji. Bo nie jest dla Polski nieważne, co o nas mówi się w mediach świata. Dobra opinia o kraju sprzyja inwestycjom i turystyce, pomaga emigrantom utrzymywać związki z Polską. Zła opinia prowadzi do bojkotu na różnych polach, szykan i nękania w różnych organizacjach. Nie można jednak liczyć na działania amatorskie, reaktywne, uruchamiane wtedy, gdy jakiś nieuk lub polakożerca opublikuje gdzieś kolejną potwarz o „polskich obozach”. Potrzebne są działania kompleksowe, wyprzedzające, wyjaśniające i w różny sposób uczestniczące w medialnej grze. To musi kosztować.

Unia Europejska jest genialnym projektem, ale obliczonym tylko na dobrą pogodę. Gdy zaczyna padać – każdy rozpościera parasol wyłącznie nad własnym interesem (Macron). Wobec największych zagrożeń pozostaje nam wiara w solidność NATO. Ale NATO nie zajmuje się masą drobnych antypolskich agresyjek, dokonywanych w mediach na całym świecie. Z tym musimy uporać się sami, a przez wiele lat flanka medialna była całkowicie otwarta. Kto chciał, mógł pleść dowolne polonofobiczne androny, a nasi ambasadorowie – z niesławnej pamięci Ryszardem Schnepfem na czele – przyglądali się temu biernie i reagowali dopiero po interwencjach Reduty Dobrego Imienia.

Gdzie ci… informatycy!

Co z tego, że nasi młodzi informatycy wygrywają światowe konkursy w programowaniu, skoro są na pniu wykupywani przez firmy komercyjne i zwykle później robią byle co. Byle co w skali ich talentów i umiejętności. Warto jednak odnotować, że istnieje w Polsce sporo firm, które robią naprawdę świetny software, w tym np. gry komputerowe, a stąd tylko krok do gier wojennych czy wojskowych. Przy całej mizerii polskiego szkolnictwa wyższego, ujawnianej co roku żenująco dalekimi pozycjami naszych najlepszych uczelni w rankingach światowych, otóż mimo marnego stanu polskich uniwersytetów – akurat system kształcenia informatyków mamy znakomity. Do tego stopnia, że rozrywani są już studenci drugiego roku!

Jeżeli damy im szansę ciekawej, twórczej i dochodowej pracy w kraju – nie będą szukać kłopotów za granicą. I to jest trzeci element układanki: 1) państwowe gwarancje; 2) prywatne oszczędności; 3) kwalifikacje i entuzjazm twórców.

Potrzebna jest nam ochrona przed hakerstwem i innymi ofensywnymi działaniami obcych ośrodków. Tu konieczny jest „skok technologiczny”, wejście na poziom światowych mocarstw w tej dziedzinie (niekoniecznie są to akurat światowe mocarstwa atomowe). Obojętnie kto jest dziś na topie – wiemy, co jest na topie infoarmii światowej i tam powinna stanąć polska stopa.

Inżynieria finansowa

W gospodarce rynkowej istnieje wiele mechanizmów angażowania sumy drobnych prywatnych pieniędzy w duże przedsięwzięcia gospodarcze. Tu nie trzeba niczego wymyślać, tylko rozejrzeć się po możliwościach. Z punktu widzenia państwa ważne jest uruchomienie polskich środków prywatnych w celach inwestycyjnych. Ale niczego w tej sprawie nie da się zdziałać apelami i reklamami. Obywatel musi mieć gwarancje bezpieczeństwa zainwestowanych oszczędności, np. poprzez wykup akcji imiennych z odpowiednim dyskontem, gdy ich kurs rynkowy spadnie poniżej pewnej wartości.

Wystarczy przypomnieć „Bezpieczną” Kasę Oszczędności, bank Lehman Brothers i wiele innych piramid finansowych, by pozbyć się nadziei, że jakikolwiek podmiot prywatny może gwarantować zwrot wkładów i nakładów, gdy sam znajdzie się w tarapatach. Takich gwarancji może udzielić tylko państwo, a i to może być ryzykowne w nadzwyczajnych sytuacjach. Jednakże gwarancje państwowe są bez porównania pewniejsze niż prywatne. Z kolei przedsiębiorstwa prywatne dużo lepiej radzą sobie na rynku i zapewniają znacznie większe zyski niż nieefektywne firmy upaństwowione, czego również doświadczyliśmy.

Cały problem sprowadza się do opracowania takiej inżynierii finansowej, która połączy zalety przedsiębiorczości prywatnej z wiarygodnością państwową. Przy czym państwo nie może udzielać gwarancji powodzenia w jakiejkolwiek dziedzinie rynkowej. Na przykład producenci butów muszą konkurować. Najlepszy utrzyma się, najsłabszy zbankrutuje i państwu nic do tego. Ale już producent butów dla wojska mógłby otrzymać wieloletnie gwarancje stałych zamówień. Oczywiście takie gwarancje w obecnym ustawodawstwie gospodarczym nie są możliwe. Konieczne byłyby pewne korekty i uzgodnienia unijne, na których sukces szybko bym nie liczył.

Zostawmy więc buty i zajmijmy się produkcją szeroko rozumianej informacji. W tej dziedzinie każdy rząd może robić to, co uważa za dobre dla swojego kraju, i nie musi tego z nikim negocjować. Jeżeli więc polski rząd udzieli gwarancji, że oszczędności obywateli zainwestowane w infoarmię nie stracą na sile nabywczej – ludzie bardzo szybko będą skłonni do ulokowania swych pieniędzy w tak gwarantowane przedsięwzięcie.

Zakładam, że nowe, innowacyjne przedsiębiorstwa infoarmijne będą produkować różne dobra również na rynek cywilny, dostarczając nowe rozwiązania i technologie zdolne do sprostania konkurencji światowej. Stanie się tak dzięki koncentracji intelektów, rozproszonych dziś między masą większych i mniejszych projektów. Szkoły wyższe otrzymają sygnał, że zapotrzebowanie na speców od informacji i informatyki szybko wzrośnie, że trzeba będzie uczestniczyć w światowym wyścigu technologicznym, że produkty nowego sektora wytwórczości trzeba dopiero wymyślić itd., itd.

Ostatecznie – uzyskamy zdolności obronne w nowej dziedzinie, a obywatele zyskają podwójnie. Po pierwsze: ich oszczędności zwiększą swą siłę nabywczą, po drugie: ich, czyli nasze państwo zyska osłonę przed zniesławianiem, a przez to podniesie swoje ratingi i pozycję w społeczności międzynarodowej. Obcym stolicom trudniej będzie nami manipulować i rozgrywać jednych przeciw drugim, a Polskę i Polaków trzeba będzie szanować i nie traktować kolonialnie.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Zarobić podwójnie na infoarmii” znajduje się na s. 2 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl.

 


„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Zarobić podwójnie na infoarmii” na s. 2 październikowego „Śląskiego Kuriera Wnet” nr 40/2017, wnet.webbook.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego