Apel Akademickich Klubów Obywatelskich do polskich środowisk naukowych ws. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej

Niezależne naukowe badania katastrofy smoleńskiej przez społecznie zorganizowane 4 Konferencje Smoleńskie były przez dzisiejszą opozycję zwalczane, a przez dzisiejsze władze państwowe – przemilczane.

Apel Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Łodzi, Gdańsku, Katowicach, Lublinie, Toruniu i Olsztynie do polskich środowisk naukowych w sprawie wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej

Zbliża się 10 rocznica katastrofy smoleńskiej, w której śmierć poniósł urzędujący Prezydent Rzeczypospolitej i 95 towarzyszących mu osobistości. Słyszymy często pytanie, czy po 10 latach poznamy przyczynę śmierci tych, którzy zginęli w służbie Ojczyzny? Pytanie takie jest dowodem wielu wątpliwości nurtujących Polaków. Zarówno w rozmowach prywatnych, jak i w debatach publicznych jesteśmy głęboko podzieleni. Podział biegnie nie według wiedzy, lecz według wiary – jedni wierzą, że w Smoleńsku był zamach, a inni, że wypadek lotniczy. Przyczyną tego podziału społeczeństwa jest dezercja wszystkich oficjalnych instytucji naukowych. W sferze publicznej nie słychać opinii naukowych, lecz jedynie zacietrzewionych publicystów pozbawionych wiedzy merytorycznej. Powoduje to ogromne szkody w świadomości społecznej.

Próby niezależnego naukowego badania katastrofy smoleńskiej przez społecznie zorganizowane 4 Konferencje Smoleńskie były przez dzisiejszą opozycję zwalczane, a przez dzisiejsze władze państwowe – przemilczane. Wyniki tych badań zignorowano, mimo że organizatorzy przesłali je nie tylko do instytucji naukowych, lecz również do wszystkich 460 posłów i 100 senatorów.

Nigdy żadna oficjalna instytucja naukowa nie zechciała włączyć się do badań. Co więcej, żadna z nich nie zechciała zorganizować choćby naukowej debaty na temat tych wyników, zostawiając problem naukowo-techniczny dziennikarzom i propagandzistom.

Efektem tego jest obecna sytuacja Podkomisji Smoleńskiej powołanej do ponownego zbadania Katastrofy. Publicznie zarzuca się jej niszczenie bliźniaczego Tu-154 stacjonującego w Mińsku Mazowieckim. W przestrzeni medialnej istnieją wyłącznie wypowiedzi osób niemających wiedzy ani o przeznaczeniu samolotu, ani o prowadzonych przez Podkomisję badaniach.

W tej sytuacji niezbędne jest ponowienie apelu, jaki został skierowany do senatorów wyższych uczelni w dokumencie końcowym II Konferencji Smoleńskiej w październiku roku 2013. Dokument ten został przyjęty przez uczestników konferencji i podpisany przez komitet organizacyjny i komitet naukowy (ponad 50 profesorów). Wspomniany apel nie tylko został podany do wiadomości przez transmitujące stacje radiowe i TV i umieszczony w internecie (jest nadal), ale został też przesłany imiennie do każdego z senatorów każdej publicznej uczelni technicznej – łącznie blisko 2 tys. senatorów. Oto treść tego apelu.

„Szanowni Senatorowie,

W sytuacji usilnie propagowanej fałszywej wersji co do mechaniki zniszczenia samolotu w Katastrofie Smoleńskiej, zwracamy się do Was jako pracowników nauki z apelem o zerwanie z postawą bierności wobec wpajania fałszu w dziedzinie, która jest właśnie nauki domeną. Wymaga tego uczciwość naukowa i odpowiedzialność za kształtowanie postaw młodzieży akademickiej. Apelujemy więc o podjęcie stosownych uchwał, które umożliwią pracownikom Waszej uczelni włączenie się do badań nad przebiegiem Katastrofy Smoleńskiej z zachowaniem wszystkich zasad obowiązujących w życiu naukowym. Uważamy, że konieczne jest znalezienie środków na niezależne badania prowadzone w ramach uczelni i zachęcenie pracowników, aby w zakresie swych kompetencji zechcieli niezależnie przeanalizować poszczególne aspekty technicznej strony Katastrofy Smoleńskiej. Materiały Konferencyjne stanowiące dorobek I Konferencji Smoleńskiej znajdują się już w Waszej uczelnianej bibliotece, a także dostępne są na stronach internetowych http://konferencjasmolenska.pl i http://smolenskcrash.com. Na stronach tych dostępna jest też relacja filmowa z całości obrad II Konferencji Smoleńskiej. Materiały te mogą posłużyć do krytycznej analizy dotychczasowego dorobku obu konferencji.

Chcemy jednak podkreślić, że nawet w sytuacji całkowitego braku środków niezbędne jest zorganizowanie seminariów naukowych umożliwiających taką analizę i ocenę przedstawionych w materiałach wyników, aby w społeczności akademickiej zerwać z poczuciem obojętności wobec największej powojennej tragedii w Kraju.

Mamy przecież wszyscy świadomość, że w sytuacji żywego zainteresowania całego społeczeństwa okolicznościami Katastrofy Smoleńskiej, ta manifestacyjna obojętność ze strony oficjalnych instytucji akademickich nie przynosi im chwały, lecz napawa poczuciem wstydu wielu uczciwych ludzi”.

Milczenie wszystkich uczelni w odpowiedzi na ten apel ilustruje ówczesną atmosferę panującą w środowisku akademickim.

Ponawiamy dziś ten apel. Obecnie do analizy mogą posłużyć wyniki wszystkich czterech Konferencji Smoleńskich, a także dorobek badawczy Podkomisji. Wyjaśnienie okoliczności katastrofy smoleńskiej nie może pozostać domeną upolitycznionej publicystyki. Apelujemy więc nie tylko do senatorów, lecz do całego środowiska naukowego o podjęcie wysiłków w celu wyjaśnienia tej katastrofy metodami naukowymi.

Wzywamy Ministra Nauki, Prezesa PAN i NCBiR do ogłoszenia stosownych programów badawczych i grantów w celu zapewnienia niezbędnych środków finansowych dla osób i zespołów pragnących włączyć się do badań.

2.12.2019 r.

Przewodniczący Akademickich Klubów Obywatelskich:

prof. dr hab. Stanisław Mikołajczak – Poznań, prof. dr hab. inż. Artur Świergiel – Warszawa, prof. dr hab. Bogusław Dopart – Kraków, prof. dr hab. Michał Seweryński – Łódź, prof. dr hab. inż. Andrzej Stepnowski – Gdańsk, prof. dr hab. inż. Bolesław Pochopień – Katowice, prof. dr hab. Waldemar Paruch – Lublin, prof. dr hab. Jacek Piszczek – Toruń, prof. dr hab. Małgorzata Suświłło – Olsztyn

oraz uczestnicy otwartego zebrania AKO w Poznaniu dnia 2 grudnia 2019 roku

Apel AKO do polskich środowisk naukowych ws. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej znajduje się na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Apel AKO do polskich środowisk naukowych ws. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zaniepokojeni skutkami reformy Gowina naukowcy pytają o swobodę dyskusji, poszukiwań naukowych i wolność intelektualną

Periodyki spoza listy sporządzonej przez urzędasów, nawet te cieszące się międzynarodowym uznaniem i kilkudziesięcioletnim dorobkiem, nie będą dofinansowywane i umrą śmiercią naturalną.

Jadwiga Chmielowska

Innowacyjnym rozwiązaniem Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest ustalenie decyzją urzędników szczególnej listy czasopism: tylko za artykuły publikowane w czasopismach z tej listy otrzymają punkty liczące się w karierze naukowej. Inne periodyki, które nie zostały docenione przez urzędasów, choć cieszące się międzynarodowym uznaniem i kilkudziesięcioletnim dorobkiem, nie będą przez Instytuty dofinansowywane i umrą śmiercią naturalną. Pozostaje więc pytanie o wolność intelektualną i swobodę dyskusji. Debata jest ważna zwłaszcza w naukach humanistycznych.

Fobie i poprawność polityczna wkroczyła już nie tylko do nauk humanistycznych, ale też do przyrodniczych. Naukowo dowiedziono przecież, że takie kraje jak np. Chiny, USA czy Indie są na innej planecie i emitują CO2 do innej atmosfery, i dlatego warto całą produkcję przenieść na ich terytoria. Astrofizycy i historycy nie będą więc mogli publikować swoich prac o wpływie aktywności Słońca na temperaturę na naszej planecie ani o cyklicznym ocieplaniu i oziębianiu się klimatu na Ziemi.

Zaskoczeni skutkami reformy naukowcy piszą protesty. Poniżej przytaczamy obszerne fragmenty listu naukowców z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego do min. Jarosława Gowina oraz listu przedstawicieli środowiska medycznego do kierownictwa Instytutu Historii Nauki PAN. Niezbędne skróty pochodzą od redakcji.

List naukowców z Instytutu Socjologii UW do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosława Gowina

(…) W obecnym kształcie punktacja publikacji w czasopismach nie sprzyja realizacji w dyscyplinie nauk socjologicznych podstawowego założenia prowadzonej reformy szkolnictwa wyższego, jakim jest zapewnienie najwyższej jakości pracy naukowej.

1. Dysproporcja w punktacji wiodących krajowych czasopism socjologicznych w porównaniu do wiodących czasopism w innych dyscyplinach

(…) Dysproporcje w punktacjach pomiędzy dyscyplinami humanistycznymi i społecznymi (…) mogą być przywoływane jako uzasadnienie odmiennego pozycjonowania różnych dyscyplin nauk społecznych i humanistycznych w ramach uczelni na korzyść tych spośród nich, w których łatwiej jest uzyskać za publikację 70 czy 100 pkt. (…) [P]rzewidujemy, że zaniżona w porównaniu z innymi dyscyplinami punktacja czasopism socjologicznych będzie prowadzić m.in. do osłabienia socjologii (…).

2. Demobilizujący skutek punktacji czasopism w zestawieniu z punktacją monografii

(…) [W]ygodniejszym i bardziej opłacalnym rozwiązaniem będzie publikowanie w tomach zbiorowych wydawanych przez krajowe wydawnictwa z poziomu I, które nie wymagają takiego nakładu pracy i nie są tak restrykcyjnie recenzowane, jak artykuły w najlepszych krajowych czasopismach. (…) Przewidujemy, że będzie to prowadzić do obniżania jakości publikacji naukowych poprzez systemowe zachęty do wycofywania się z publikacji w ogólnopolskich czasopismach o ustalonej, długoletniej renomie. W dalszej perspektywie może to osłabić pozycję najlepszych polskich czasopism i zubożyć dostępność krajowych forów wymiany myśli w naukach społecznych i humanistycznych, co wszak nie jest celem reformy.

3. Obniżenie punktacji dla czasopism interdyscyplinarnych, w których socjologia jest dyscypliną wiodącą, oraz czasopism przypisanych do kilku dyscyplin, wynikające z uśredniania punktacji przyznanej w różnych dyscyplinach

Czasopisma deklarujące się jako interdyscyplinarne niemal zawsze mają nie więcej niż jedną-dwie dyscypliny wiodące, a czasopisma o wyraźnym profilu dziedzinowym są często otwarte na publikacje z innych dyscyplin. Polskie czasopisma socjologiczne chlubią się swoją interdyscyplinarnością i uważamy za niesłuszne, że są za nią karane. (…) Naszym zdaniem, punktacja czasopisma powinna być konsekwentnie ustalana w oparciu o jego rangę w tej dyscyplinie, w której osiąga ono najwyższy poziom (…).

4. Brak określenia częstości i trybu aktualizacji wykazu (…)

5. Tryb korekty wykazu na wniosek zainteresowanych

(…) Uważamy, że określenie trybu zmiany wykazu poprzez wskazanie podmiotów uprawnionych do kierowania do Ministerstwa wniosków w tej sprawie byłoby ze wszech miar korzystne (…) [P]ozwalamy sobie ponadto zauważyć, że istotne przeoczenie stanowi tu w naszym odczuciu brak ustalonej punktacji za redakcję numerów tematycznych (tzw. special issues) czasopism. Tymczasem jest to alternatywa dla publikacji w tomach zbiorowych, ważna i coraz częstsza w naukach społecznych i humanistycznych (…).

Zwracamy się z uprzejmą prośbą o odniesienie się przez Pana Ministra do powyższych uwag. (…) Żywimy nadzieję, iż uzna je Pan za zasadne i zechce spowodować postulowane przez nas zmiany, to jest: – przeprowadzenie ponownej oceny czasopism w dziedzinach nauk humanistycznych, nauk teologicznych i nauk społecznych oraz zaktualizowanie wykazu czasopism tak, by przewidziana w nim punktacja nie osłabiała pozycji poszczególnych dyscyplin naukowych (…).

Apel przedstawicieli środowiska medycznego

Zwracamy się z apelem o interwencję w sprawie naukowego czasopisma „Medycyna Nowożytna. Studia nad Kulturą Medyczną”. Jest ono wydawane już przeszło 25 lat przez Instytut Historii Nauki (…) PAN i indeksowane na liście czasopism naukowych ICI Journals Master List oraz na liście Erih Plus. (…) Pojawiają się tu głównie artykuły interdyscyplinarne z obszaru nauk medycznych, społecznych i humanistycznych. Najliczniejszą grupę autorów stanowią młodzi doktorzy habilitowani, a zwłaszcza osoby przygotowujące się do habilitacji. Wspomniany periodyk jest forum, na którym wymieniają się poglądami i prezentują wyniki swoich dociekań naukowych badacze z całego kraju. Są oni zobligowani do powiększania swego dorobku naukowego o wysoko punktowane artykuły. Dotychczas „Medycyna Nowożytna. Studia nad Kulturą Medyczną” należała do grupy takich właśnie czasopism. (…) Ponadto obecnie na rynku wydawniczym brak jest czasopism o takim profilu.

Według najnowszego rankingu polskich periodyków„Medycyna Nowożytna. Studia nad Kulturą Medyczną” ma otrzymać zero, co najwyżej 5? punktów. Zamyka się więc droga dla dalszego rozwoju przed dużą grupą osób, np. historyków medycyny, historyków, medyków, prowadzących badania interdyscyplinarne. Na rynku wydawniczym wspomniane czasopismo należało do nielicznych zajmujących się tą problematyką (łącznie pięciu, i to na całym świecie, o różnej randze) (…).

W związku z tym zwracamy się (…) o pilne podjęcie starań w centralnych instytucjach i organach, od których zależy punktacja czasopism, o przyznanie „Medycynie Nowożytnej. Studiom nad Kulturą Medyczną” odpowiednio wysokiej punktacji.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Zaniepokojeni skutkami reformy” oraz obszerniejsze fragmenty listów naukowców znajdują się na s. 14 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Zaniepokojeni skutkami reformy” oraz fragmenty listów naukowców na s. 14 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Narodowy ruch ukraiński w XIX w. Jakiw Hołowacki – przykład działacza ukraińskiego, który całkowicie zaprzedał się Rosji

Hołowacki doszedł do wniosku, iż współpraca polsko-ukraińska nie jest możliwa: „Z Polakami nie da się żyć. Nie da się znaleźć z nimi modus vivendi. Ten gordyjski węzeł przetnie chyba rosyjski miecz!”.

Stanisław Florian

Od 1871 r. w Austriacy w rządzie centralnym powoływali ministra do spraw Galicji, którym najczęściej był Polak. W zamian koło polskie w Reichsracie stało wiernie po stronie Habsburgów. W ten sposób małymi krokami, poczynając od Sejmu Krajowego, ukształtowała się tzw. autonomia galicyjska, preferująca pod rządami austriackimi Polaków. Na tym tle należy oceniać przemiany, jakie następowały w ukraińskim ruchu narodowym.

Równolegle do rozwoju ruchu narodowego Rusinów w Galicji następował w zaborze austriackim, za pośrednictwem idei rusofilskich i panslawistycznych, wzrost nastrojów moskalofilskich w kręgach duchownych greckokatolickich.

Pierwotna ostoja narodowych tendencji ukraińskich – tzw. starocerkiewni duchowni greckokatoliccy, którzy w końcu XVIII i do połowy XIX w. pozostawali w sojuszu z austriackimi władzami zaborczymi ze względu na język liturgii, obrządek i wspólną przeszłość oraz konkurencję z Kościołem rzymskokatolickim – przechodzili na pozycje antyukraińskie. Znaczną rolę odgrywało w tym ich niskie uposażenie, przez co część z nich szukała wsparcia finansowego w Rosji. W rezultacie rusofile mieli we Lwowie swoje instytucje oraz czasopisma, jak choćby bardzo popularne w latach 1861–1887 „Słowo”.

Przykładem księdza greckokatolickiego, działacza ukraińskiego, który całkowicie zaprzedał się Rosji, był Jakiw Hołowacki, jeden z założycieli Ruskiej Trojcy. Po utworzeniu na Uniwersytecie Lwowskim Katedry Języka i Literatury Ruskiej rusińscy działacze narodowi w 1848 r. zgłosili go jako kandydata do kierowania nią, władze austriackie potwierdziły tę nominację, a dekretem cesarskim nadano Hołowackiemu tytuł profesorski. W początkach swojej pracy naukowej historię literatury ruskiej (którą nazywał też południowo-ruską) uznawał on za całkowicie odrębną od literatury rosyjskiej i białoruskiej, choć było to stanowisko w ówczesnym słowianoznawstwie zdecydowanie mniejszościowe. W ten sposób chciał się wykazać lojalnością wobec władz austriackich, a zwłaszcza podkreślić rolę cesarza Józefa II w procesach emancypacji Rusinów na terenie Galicji. W 1849 r. opracował nawet Gramatykę języka ruskiego, dla której źródłem były teksty pisarzy ukraińskich. Zawarł w niej również prognozy dotyczące dalszego rozwoju literatury ruskiej, niezależnego od piśmiennictwa innych narodów wschodniosłowiańskich.

W kilku następnych latach Hołowacki diametralnie zmienił poglądy w kwestii świadomości narodowej Rusinów oraz ich języka literackiego.

„Rozwijając pogląd, iż język ludowy nie wystarczy dla powstania języka literackiego, doszedł do wniosku, że słownictwo popularne musi zostać uzupełnione o terminy wywodzące się z języka cerkiewnosłowiańskiego”, który określał jako „język miłości pobratymczej” Słowian oraz „przedwieczną krynicę”. W oparciu o język cerkiewno-słowiański miał zamiar stworzyć uniwersalny język ruski, wspólny dla Galicji i Ukrainy pod panowaniem rosyjskim. (…) Już w 1851 r. w wykładach i publikacjach posługiwał się wytworzonym przez siebie wariantem języka, który w miarę upływu lat ewoluował w kierunku ówczesnego rosyjskiego. Następnie Hołowacki doszedł do wniosku, iż wszystkie narody wschodniosłowiańskie posługują się wspólnym językiem ruskim.

O ile studenci wykłady Hołowackiego uważali za suche i nieciekawe, jego praca naukowa spotykała się z uznaniem profesorów Uniwersytetu Lwowskiego. W 1858 r. został wybrany na dziekana wydziału, a w roku akademickim 1863/1864 był rektorem Uniwersytetu i wszedł do Sejmu Krajowego z listy wirylistów. Po wzroście znaczenia stronnictwa moskalofilskiego w latach 50. i 60. XIX wieku stał się jedną z jego pierwszoplanowych postaci. (…) W 1855 r. zainicjował wydawanie pisma „Siemiejnaja Bibliotieka” w języku „czysto russkim”, opracowanym przez siebie, niemal identycznym z rosyjskim

Ogłosił tam, iż języki ukraiński (ruski) i rosyjski są na tyle podobne, że powinny zostać zunifikowane, co miało dotyczyć także literatur narodowych.

Pogląd ten został odrzucony przez galicyjski ruch ukraiński, a pismo zbankrutowało, zebrawszy jedynie 35 prenumeratorów.

Od tego roku władze austriackie traktowały Hołowackiego jako osobę niepewną. Wykorzystał to namiestnik Galicji hr. Agenor Gołuchowski, który zwrócił uwagę ministra oświecenia hr. Leopolda Thuna, na fakt, że Hołowacki jednoznacznie opowiadał się za wprowadzaniem do języka Ukraińców galicyjskich wyrażeń i słów rosyjskich, co miało doprowadzić do zupełnej unifikacji języków. (…) Gołuchowski uznał go wówczas „za wichrzyciela i zażądał od niego skryptów wykładów. Po ich analizie ekspert rządu ds. piśmiennictwa ruskiego stwierdził, iż Hołowacki dąży do zlania się języka ruskiego (ukraińskiego) z rosyjskim. W dalszych kontaktach z ministrem oświecenia namiestnik Galicji pisał już o moskalofilstwie jako zjawisku niebezpiecznym, „żywiole separatystycznym grawitującym ku Rosji”; sugerował odebranie Hołowackiemu kierownictwa katedry uniwersyteckiej.

Minister wydał reskrypt ponownie upominający duchownego oraz zezwolił Gołuchowskiemu na wyznaczenie nowego kandydata na kierownika katedry. Namiestnik powołał wówczas specjalną komisję, która miała przedyskutować sytuację w społeczności ukraińskiej Galicji oraz wskazać sposoby walki z moskalofilstwem. Ks. Hołowacki został jednym z członków komisji, zaś do ministra skierował deklarację, iż zgodnie z jego życzeniami zmieni przekazywane na wykładach treści. W 1859 r. A. Gołuchowski odszedł z urzędu namiestnika Galicji, zaś Hołowacki pozostał na katedrze uniwersyteckiej. Jego silna pozycja wynikała z prestiżu, jaki zdobył w środowisku naukowym, oraz wsparcia Kościoła greckokatolickiego, w którym był postacią wpływową. Mógł promować duchownych podzielających jego poglądy polityczne i kulturalne; zarzucano mu nawet, iż utrudniał działalność i awans w hierarchii tym, którzy reprezentowali stanowisko odmienne. W greckokatolickim seminarium we Lwowie popularyzował poglądy moskalofilskie oraz sympatie dla prawosławia.

Moskalofilska postawa Hołowackiego stała się znana również wśród słowianofilów rosyjskich. „Zaczął od nich otrzymywać środki finansowe do podziału między innych rusofilów, by wspierać ich aktywność.

(…) Od roku 1866 działalność Hołowackiego była otwarcie prorosyjska i „daleko wykraczała poza lingwistyczne i kulturoznawcze badania naukowe”.

Gdy w tymże roku Agenor Gołuchowski po raz drugi został namiestnikiem Galicji, ponownie wystąpił przeciwko moskalofilom i udał się do ministerstwa oświecenia w Wiedniu, by uzyskać usunięcie Hołowackiego z Uniwersytetu Lwowskiego. Premier Richard Belcredi nieoczekiwanie sprzeciwił się temu, przypuszczalnie wskutek interwencji ambasadora rosyjskiego w Wiedniu. Jednak „Gołuchowski nakazał przeprowadzenie w domu Hołowackiego dwóch rewizji, w wyniku których zarekwirowano ok. 60 listów, w tym pismo warszawskiego kuratora oświaty w sprawie wyjazdów absolwentów Uniwersytetu Lwowskiego do Rosji (…). Hołowacki protestował przeciwko działaniom policji, twierdząc, iż wyjeżdżający z Austrii nie są przez niego nakłaniani do tej decyzji, a kraj opuszczają legalnie”. Protest wystosował również senat uczelni, jednak Gołuchowski wstrzymał go, a następnie nakazał władzom uniwersytetu przeprowadzenie postępowania dyscyplinarnego. Uzyskał także od premiera Belcrediego potwierdzenie decyzji o tymczasowym zawieszeniu Hołowackiego w prawach profesora.

Postępowanie dyscyplinarne na Uniwersytecie Lwowskim zakończyło się przyznaniem racji Hołowackiemu. „W czasie przesłuchania przed (…) komisją duchowny oskarżył (…) tłumacza zarekwirowanych mu dokumentów o świadome sfałszowanie ich przekładu na niemiecki tak, by stworzyć wrażenie agitacji prorosyjskiej. Zwracając się do Niemców zasiadających w komisji (stanowiących w niej większość) argumentował, iż jeśli uniemożliwi się pracę jego katedry, cały uniwersytet zostanie opanowany przez Polaków”. W tym okresie życia Hołowacki doszedł do wniosku, iż jakakolwiek współpraca polsko-ukraińska nie jest możliwa i zapisał prorocze słowa: „Z Polakami nie da się natomiast żyć. Dotąd prowadzono z Polakami zawziętą walkę, nie da się znaleźć z nimi modus vivendi. Ten gordyjski węzeł przetnie chyba rosyjski miecz!”.

„W roku 1867 jako reprezentant Rusi Czerwonej Hołowacki udał się do Rosji na wystawę etnograficzną, na którą gromadził eksponaty przedstawiające życie Rusinów galicyjskich. Został przyjęty z wielkim szacunkiem, przedstawiany jako męczennik za sprawę jedności wszystkich narodów wschodniosłowiańskich”.

11 maja uczestniczył w Świętej Liturgii w soborze św. Izaaka w Petersburgu. Rozmawiał z metropolitą petersburskim Izydorem, a 14 maja spotkał się z samym carem Aleksandrem II. Wiedział, że jest obserwowany przez agentów austriackich, ale wygłosił kilka przemówień, „których myślą przewodnią była jedność ziem dawnej Rusi Halickiej i Rosji. Zapewniał, iż ludność Galicji pragnie zjednoczenia z Imperium Rosyjskim”. Po powrocie do Galicji został ponownie oskarżony przez prasę o nielojalność wobec władz austriackich. Pojawiły się też pogłoski, że już otrzymał propozycję pracy na uniwersytecie w Petersburgu lub Odessie. W takiej atmosferze Hołowacki przeniósł się z rodziną ze Lwowa w góry pod Kołomyją. „Podjął ostateczną decyzję o emigracji do Rosji. Był przy tym przekonany, iż aneksja Galicji do tego kraju jest sprawą przesądzoną i nastąpi najpóźniej w ciągu dekady”.

W Wilnie 31 lipca 1868 r. cała rodzina Hołowackich złożyła „w cerkwi św. Mikołaja przysięgę na obywatelstwo rosyjskie”, a po zrzeczeniu się przez Hołowackiego święceń kapłańskich, „7 września w Soborze Zaśnięcia Matki Bożej Hołowaccy dokonali przed ks. Joannem Borzakowskim zmiany wyznania na prawosławne”.

W Rosji Hołowacki „utrzymywał kontakt korespondencyjny z moskalofilską prasą ukraińską w Galicji. Z czasem stał się nie tylko zwolennikiem unifikacji języka ukraińskiego i rosyjskiego, ale i uczynienia tego ostatniego wspólnym językiem wszystkich Słowian”. W 1878 r. „wydał w Moskwie trzy tomy zebranych w młodości utworów zatytułowany Pieśni ludowe Rusi Halickiej i Węgierskie. Otrzymał za tę pracę złoty pierścień z rubinami i brylantami oraz Nagrodę Uwarowowską z gratyfikacją 500 rubli. Władze carskie nadały mu również ordery św. Stanisława I stopnia i św. Anny I stopnia.

Zmarł 13 maja 1888 r. w Wilnie i został pochowany na miejscowym cmentarzu prawosławnym. W jego pogrzebie udział wzięli wszyscy najważniejsi przedstawiciele rosyjskiej elity miasta, w tym generał-gubernator wileński Iwan Kochanow. Obecna była również delegacja [moskalofilów – S. O.] z Galicji, która złożyła na grobie wieniec z napisem „Swemu Łomonosowowi od Rusi Czerwonej”. Tak zakończyła się droga życiowa jednego z twórców Ruskiej Trojcy, która zapoczątkowała formowanie się nowoczesnego narodu ukraińskiego…

Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Ukraiński ruch narodowy po powstaniu styczniowym” znajduje się na ss. 10–11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Opracowanie Stanisława Orła pt. „Ukraiński ruch narodowy po powstaniu styczniowym” na ss. 10–11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chińscy studenci zawsze pozostają pod kontrolą i wpływem KPCh, nawet jeśli studiują w USA czy innym kraju Zachodu

Powodzenie demokracji zależy od aktywnego udziału obywateli, podczas gdy sukces reżimu komunistycznego zależy od biernej wierności ludu, osiąganej dzięki propagandzie i opanowaniu wszystkich mediów.

Peter Zhang

Ostatnio w mediach powstał lekki szum na temat rzekomego określenia przez prezydenta Donalda Trumpa praktycznie każdego chińskiego studenta studiującego w Stanach Zjednoczonych jako szpiega, mimo że nie wymienił kraju ich pochodzenia z nazwy. Podczas gdy media głównego nurtu mogły uznać jego słowa za zbyt przesadne, Trump w pewnym sensie się nie mylił.

13 lutego 2018 r. dyrektor FBI Christopher Wray zeznał podczas przesłuchania w Senacie, że na uniwersytetach działa ogromna chińska sieć wywiadowcza: „profesorowie, naukowcy, studenci”. „Widzimy [to] w prawie każdym biurze terenowym FBI w całym kraju. Nie tylko w dużych miastach. W małych również” – powiedział. „Myślę, że poziom naiwności ze strony sektora akademickiego co do tej kwestii stwarza własne problemy. Korzystają z bardzo otwartego środowiska badawczo-rozwojowego, które mamy, które wszyscy szanujemy. Przy czym oni je wykorzystują”.

Obecnie do amerykańskich szkół wyższych uczęszcza ok. 350 000 studentów z Chin kontynentalnych (ok. 35 proc. wszystkich studentów z zagranicy w Ameryce). Według Michaela Wessela, komisarza działającej przy Kongresie Komisji Rewizyjnej ds. Ekonomii i Bezpieczeństwa w relacji USA–Chiny, Pekin rekrutuje niektórych z nich w celu zapewnienia sobie technologicznego know-how.

Przypadki takie jak Liu Ruopenga, byłego doktoranta na Uniwersytecie Duke’a, oskarżonego o przekazywanie Chinom wrażliwej technologii, nie są rzadkością, choć zazwyczaj nie są tak sensacyjnie opisywane w prasie, jak historia rosyjskiego szpiegostwa.

Chińskie stowarzyszenia studentów i naukowców (CSSA) funkcjonują w USA na praktycznie wszystkich uniwersytetach, które przyjęły chińskich studentów. Często stowarzyszenia te finansują i wywierają na nie wpływ lokalne chińskie konsulaty. To nie są typowe kluby studenckie; służą raczej monitorowaniu chińskich studentów i przeprowadzaniu różnych misji państwowych. (…)

W wywiadzie dla „Foreign Policy” student z komórki KPCh na Uniwersytecie Illinois powiedział: „Po powrocie do Chin odbyliśmy indywidualne spotkania z naszymi nauczycielami. Rozmawialiśmy o naszym zachowaniu i zachowaniu innych za granicą. […] Musieliśmy powiedzieć, czy inni studenci mieli jakieś przemyślenia antypartyjne”. Takie komórki KPCh działają w Kalifornii, Ohio, Nowym Jorku, Connecticut, Dakocie Północnej i Wirginii Zachodniej.

Panujący wśród studentów nawyk wzajemnego szpiegowania się nie jest czymś wyjątkowym w społeczeństwie orwellowskim. Studenci są zachęcani także do donoszenia na swoich profesorów. W następstwie donosów ze strony studentów profesor You Shengdong z Uniwersytetu Xiamen, profesor Zhai Juhong z Uniwersytetu Ekonomii i Prawa Zhongnan oraz profesor Tan Song z Chongqing Normal University zostali zawieszeni w nauczaniu za publiczne wygłaszanie na zajęciach komentarzy niepoprawnych politycznie.

Niewiele reżimów wykonało lepszą robotę niż KPCh, izolując swoich obywateli, aby lepiej manipulować i kontrolować ich sposób myślenia i zachowania.

Wieloletnie ofiary syndromu sztokholmskiego często mogą nie zdawać sobie sprawy z tego, że ich myślenie jest zniekształcone lub że są ofiarami. Chińczycy od najmłodszych lat nie są kształceni w oparciu o obiektywne fakty, ale indoktrynowani ideami, w które mają wierzyć, ponieważ tak chcą władze. Jest to niebezpieczne zarówno dla Chińczyków, jak i dla osób mieszkających poza granicami Chin.

Nie oznacza to, że demokratyczny rząd jest całkowicie wolny od ideologicznych manipulacji, ale istnieje duża różnica: powodzenie demokracji zależy od aktywnego udziału jej obywateli, podczas gdy sukces reżimu komunistycznego zależy od biernej wierności ludu, którą można osiągnąć jedynie na skutek stosowania nieustępliwej propagandy i poprzez drakońskie opanowanie wszystkich mediów, w tym dobrze izolowanego intranetu dla 600 mln użytkowników internetu. Dlatego jedynym sposobem na uleczenie całego narodu, będącego zakładnikiem monstrualnego systemu autorytarnego, jest wolne społeczeństwo. Przezwyciężenie skutków syndromu sztokholmskiego lub innych rodzajów kontroli umysłu po latach edukacji komunistycznej jest być może jednym z najbardziej zniechęcających zadań, przed jakimi stoją wszyscy Chińczycy, zwłaszcza studiujący za granicą, którzy mają dobrą okazję przekształcić się w wolne społeczeństwo. George Orwell napisał w Roku 1984: „Dopóki nie staną się świadomi, nigdy się nie zbuntują i dopóki się nie zbuntują, nie mogą stać się świadomi”.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „Zawsze pod kontrolą. Chińscy studenci w USA” znajduje się na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Petera Zhanga pt. „Zawsze pod kontrolą. Chińscy studenci w USA” na s. 13 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Poznański samorząd odrzucił Kartę Praw Rodzin zobowiązującą go do wspierania rodzin przeciwko ofensywie ideologii LGBT

Radni odrzucający założenia Karty Praw Rodzin dokonują intelektualnych wygibasów, nie rozumiejąc założenia Konstytucji, że małżeństwo cieszy się przywilejami, ponieważ zapewnia trwanie społeczeństwa.

Elżbieta Lachman

3 grudnia Rada Miasta Poznania w głosowaniu odrzuciła możliwość przyjęcia Samorządowej Karty Praw Rodzin. Na początku października br. w Urzędzie Miasta Poznania został złożony – w trybie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej – projekt uchwały dotyczący przyjęcia przez Miasto Poznań Samorządowej Karty Praw Rodzin, pod którym podpisało się ponad 1500 mieszkańców Poznania (głównie rodziców). Jak wówczas informował przewodniczący Komitetu Inicjatywy Uchwałodawczej Samorządowej Karty Praw Rodzin, dr Paweł Wosicki, Karta „ma formę deklaracji władz miasta, że w polityce oświatowej i społecznej przestrzegać będą konstytucyjnych praw rodziców do wychowania dzieci, a rodzin do szczególnej ochrony”. I znajdują się w niej między innymi następujące zapisy:

„Deklarujemy, że w szkołach prowadzonych przez nasz Samorząd będą przestrzegane ustawowe prawa rodziców, w tym w szczególności wymóg respektowania kompetencji Rady Rodziców do uchwalenia programu wychowawczo-profilaktycznego oraz do wyrażania zgody na podjęcie współpracy z organizacjami pozarządowymi i wymóg każdorazowego uzyskania zgody rodzica na udział dziecka w zajęciach nieobowiązkowych”.

„Deklarujemy, że instrumenty polityki społecznej prowadzonej przez gminę będą tworzone z uwzględnieniem kontekstu praw rodziny, jej autonomii i tożsamości”.

„Deklarujemy wprowadzenie mechanizmów, które umożliwią rodzicom najmłodszych dzieci wybór pomiędzy opieką domową, instytucjonalną opieką kolektywną i innymi formami opieki nad dzieckiem, pozwalając na realizację zróżnicowanych potrzeb, jakie mają różne grupy rodziców i dzieci”. (…)

Radny Marek Sternalski zarzucił Karcie „sznyt ideologiczny” wskazując, że jedna trzecia dzieci w Poznaniu rodzi się poza małżeństwami i Karta miałaby nie uwzględniać tego środowiska.

Radny Krzysztof Rozenkiewicz uznał, że to wystąpienie można podsumować jako komunikat do rodziców: „Jesteście kłopotliwymi mieszkańcami i nie do końca chcemy się do Was przyznać”.

Na sesję Rady Miasta przyszło wielu poznańskich rodziców, którzy również zabrali głos. Na przykład dr Paulina Michalska – matka pięciorga dzieci, ekspertka Polskiego Forum Rodziców – wskazała na potrzebę promocji tradycyjnej rodziny. Przekonywała, że w takiej rodzinie statystycznie jest mniej depresji, zachowań ryzykownych i uzależnień.

Bartosz Brzeziński, ojciec czworga dzieci, apelował , by wspierać silną tradycyjną, trwałą rodzinę, gdzie rodzice deklarują, że będą ze sobą na dobre i na złe, a dzieci będą miały ojca i matkę, nawet gdy nie wszystko będzie się idealnie między nimi układało.

Ostatecznie Rada Miasta Poznania w głosowaniu odrzuciła możliwość przyjęcia Samorządowej Karty Praw Rodzin, mimo że domagali się tego zgromadzeni w sali sesyjnej rodzice, a także ci, którzy podpisali się pod tą obywatelską inicjatywą uchwałodawczą.

Cały artykuł Elżbiety Lachman pt. „Rada Miasta Poznania przeciw Karcie Praw Rodzin” znajduje się na s. 2 i 3 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Elżbiety Lachman pt. „Rada Miasta Poznania przeciw Karcie Praw Rodzin” na s. 2 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nigdy bym nie przypuszczał, że może mi być po drodze z Leninem… / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” nr 66/2019

Nauki pedagogiczne doznały niemal śmiertelnych obrażeń, nie uznając istnienia obiektywnej prawdy. Lata lecą, zmienił się ustrój polityczny, ale duch, jeśli ma lewackie korzenie, ma podobne oblicze.

Herbert Kopiec

Było niejasno i daremnie

Nie zawsze jesteśmy zadowoleni, kiedy okazuje się, że nasze przewidywania były trafne. X Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny w Warszawie (18–20 IX 2019), mimo buńczucznych zapowiedzi liderów salonowej pedagogiki, wypowiedzianych w owsiakowym slangu (będzie się działo), zakończył się jak zawsze, czyli sztucznym entuzjazmem. W rzeczywistości było raczej niejasno i daremnie.

Inaczej być nie mogło, bo poszła w niepamięć intuicja, w myśl której „umysłowa praca uczonego polega na przyswajaniu i określaniu na swój użytek podstawowych prawd, które podług surowych zasad logiki zasługują na jego zgodę. Wychodząc od tychże prawd, wyciąga on wnioski – zawsze podług surowych zasad logiki”. Inaczej mówiąc, „jeśli ktoś działając na jakimś polu krok po kroku zgodnie z logiką osiąga szczyt prawdy, to działając krok po kroku niezgodnie z logiką, osiąga dno absurdu” („Polonia Christiana” 53/2016). Owo dno absurdu na pedagogicznym polu zostało już w gruncie rzeczy osiągnięte. Przybrało zróżnicowaną postać i sporo o niej w moich felietonach. Dość wskazać chociażby na rzekome dobrodziejstwa wynikające z rehabilitacji ambiwalencji, czyli z prawa do „skrajnego zwrotu w myśleniu”. Wciąż więc kiepsko z nadziejami na odrodzenie się zaufania w akademickiej pedagogice, o którym równocześnie wciąż wielu marzy.

Co gorsza, można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że wzmiankowana wyżej sztuczność bywa przez licznych, zwłaszcza młodszych uczestników Zjazdu, nierozpoznawalna. Oddychają nią jak zatrutym powietrzem bez świadomości, że zabija to w nich wrażliwość na prawdę.

Owa sztuczność została już dawno w czasach kryzysu cywilizacyjnego/kulturowego oswojona i uznana za normę, towarzyszy bowiem kilku pokoleniom pedagogów, choć trzeba przyznać, że nie uszła uwadze liderów akademickiej pedagogiki. Występują w moich felietonach jako naukowi koryfeusze, pedagogiczne olbrzymy, agenci transformacji, humaniści i eksperci itp.

Jeden z nich (prof. Z. Kwieciński) już na otwarciu III Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego 21–23 września 1998 r. w Poznaniu słusznie zauważył, że do współczesnych znamion kryzysu cywilizacyjno-kulturowego należy m.in. „fragmentaryczność wszystkiego i sztuczność zamiast autentyczności” (Edukacja wobec nadziei i zagrożeń współczesności, s.7). Dwadzieścia lat później ów kryzys opisywany bywa za pomocą znacznie bardziej drastycznych sformułowań. Oto prof. Andrzej Nowak – konserwatywny historyk – stwierdza: „Wchodzimy w nowy etap tej cywilizacji, która zaczyna się od apelu Pica della Mirandoli: przystępujemy do zmiany natury człowieka – w kierunku bydlęcia. I współczesna szkoła coraz częściej służy temu procesowi, a nie próbuje go hamować” (Nowa cywilizacja zmienia człowieka w kierunku bydlęcia, wywiad z prof. A. Nowakiem, GP, kwiecień 2019).

Po naszymu da się powiedzieć, że na X Zjeździe Pedagogicznym psinco się działo takiego, czego by się nie dało z góry przewidzieć. Nauki pedagogiczne doznały bowiem niemal śmiertelnych obrażeń, nie uznając istnienia obiektywnej prawdy, której sensowny badacz powinien przecież poszukiwać. Jakoż nie oznacza to wcale, że pluję sobie w brodę, bo zmarnowałem czas. To oczywiste, że gdyby mnie tam nie było, nie mógłbym poinformować Szanownych Czytelników o paru sprawach, o których można jedynie powziąć wiedzę u samego źródła. Wiedza ta jest o tyle interesująca, że wiąże się ściśle z hasłem X Zjazdu Pedagogicznego: „Pedagogika i edukacja wobec kryzysu zaufania, wspólnotowości i autonomii”.

Szczupłość miejsca zezwala mi zasygnalizować zaledwie parę wątków mniej lub bardziej bezpośrednio związanych z kwestią kryzysu zaufania w środowisku akademickiej pedagogiki. Okazuje się, że jego istnienia nikt nie kwestionuje. Nie ma natomiast zgody przy próbie odpowiedzi na pytanie: kto nas tak urządził i kto za to powinien beknąć?

Moje stanowisko w tej kwestii jest Czytelnikom dobrze znane, ale słuchając wykładu prof. B. Śliwerskiego – przewodniczącego Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN – i prof. Z. Kwiecińskiego – honorowego przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego – odniosłem wrażenie, że powinienem je skorygować. Zwróciło moją uwagę, że nasi sternicy akademickiej pedagogiki bardziej niż zwykle zajęci są ostatnio czytaniem prac innych pedagogów, sięganiem do mądrości swoich naukowych Mistrzów. Śliwerski przywołał K. Kotłowskiego i zacytował czeskiego barda Karela Kryla (1944–1994), który śpiewał, że „każda generacja ma swoją rewolucję i własną emigrację i własnych męczenników”. Czy ci męczennicy rekrutują się też z Uniwersytetu Warszawskiego? Faktem jest, że prof. Śliwerski przytoczył jeszcze jeden cytat, który odnosi się do kryzysu w funkcjonowaniu społeczności uczonych tej uczelni: „Od jakiegoś czasu jest zabawnie. Coraz więcej pracowników nie mówi sobie dzień dobry, a dawni koledzy zaczynają sobie grozić pozwami. Wszystko przez politykę i to, że wielu naukowców zaczęło ją stawiać na piedestale”. Nieprzypadkowo więc przed destrukcyjną mocą wikłania się uczonego w politykę prof. Śliwerski postanowił przestrzec, posiłkując się doświadczeniami i mądrością swojego umiłowanego Mistrza – Karola Kotłowskiego: „Jak uczył mnie mój profesor K. Kotłowski – naukowiec, który jest w strukturach władzy, już nie docieka prawdy, tylko ją głosi”. Wygląda na to, że prof. Kotłowski (1910–1988) wiedział, co mówi. Przekonują o tym dociekania naukowe prof. K. Kotłowskiego nad wychowaniem patriotycznym „w naszej socjalistycznej ojczyźnie”, pomieszczone w książce Rzecz o wychowaniu patriotycznym (Zakład Narodowy Ossolińskich, 1974).

Zanim zajrzymy do tej książki, posłuchajmy, jak zachował w swojej pamięci prof. Kotłowskiego jego wdzięczny wychowanek – prof. Śliwerski: „Wszyscy, którzy poznali go osobiście, byli pod urokiem jego niezwykłej kultury osobistej, wszechstronnego wykształcenia i jakże rzadkiej zdolności mówienia o sprawach trudnych, nawet metafizycznych, w sposób niezwykle klarowny i z troską o piękną polszczyznę. Był nie tylko wspaniałym naukowcem, ale i prawdziwie miłującym ludzi pedagogiem (…). Był bowiem wierny swojej zasadzie troski o młode pokolenie – studentów i naukowców”.

Sięgając do innego tekstu swojego Mistrza (O przyczynach upadku pedagogiki uniwersyteckiej w Polsce Ludowej, Nowa Szkoła 1957, nr 3, s. 373), prof. Śliwerski cytuje: „Wielkich pedagogów należy po prostu obarczyć obowiązkiem kształcenia pedagogicznego narybku, o wartości uczonego powinny decydować nie tylko jego dzieła, lecz i ludzie, jakich po sobie pozostawi”.

Widać najwyraźniej, że prof. Kotłowski ze swojego obowiązku wielkiego pedagoga się wywiązał. Pozostawił nam narybek w postaci rozmiłowanego w swoim Mistrzu i usiłującego go naśladować prof. Śliwerskiego.

Lenin jako autorytet naukowy

Mistrz prof. Śliwerskiego na 8 stronach rozważań wstępnych do książki Rzecz o wychowaniu patriotycznym na autorytet naukowy W. Lenina w różnych kontekstach powołał się 20 razy. W zakończeniu swojej książki napisał: „Wierzę, iż przekonałem czytelnika, że patriotyzm (…) jest do dziś potężną siłą, której nie wolno lekceważyć przy budowie społeczeństwa socjalistycznego, a nawet komunistycznego, odwrotnie – trzeba go wykorzystywać, sprzęgając nierozwiązalnie z walką ludów o wyzwolenie ekonomiczne i klasowe. Starałem się też udowodnić, że ta właśnie droga postępowania wynika z testamentu Lenina”.

Profesorowi Kotłowskiemu zawdzięczamy też m.in. znajomość tego, co Lenin myślał o tak zwanej nowej etyce seksualnej, sięgnął bowiem do źródła (W.I. Lenin, t. XXVII, 1949) i w swojej książce Lenina skrupulatnie zacytował (s. 152). Zapoznajmy się z tą impresją: „Chociaż nie jestem bynajmniej ponurym ascetą, to jednak tak zwane »nowe życie płciowe« młodzieży, a często również i dorosłych, nierzadko wydaje mi się na wskroś burżuazyjne, jest to jakby odmiana zwyczajnego burżuazyjnego domu publicznego. Nie ufam tym, którzy stale i uporczywie pochłonięci są zagadnieniami płci, tak jak fakir indyjski wpatrywaniem się we własny pępek”.

Cóż tu powiedzieć? Ten brak sympatii Lenina do osobników nadmiernie skoncentrowanych na płci nie spodoba się zapewne aktywistom LGBT. A swoją drogą nigdy bym nie przypuszczał, że może mi być po drodze z Leninem…

Dzięki prof. Kotłowskiemu polski czytelnik mógł się też dowiedzieć o walorach i licznych przewagach socjalizmu nad kapitalizmem: „Socjalizm ożywia narody, wyzwala z nich siły, których istnienia nikt dotąd nie podejrzewał, nie pozwala im zasypiać w błogostanie, podnieca i zmusza do ciągłej walki przede wszystkim z własnym zacofaniem i wszelkimi objawami swej słabości, jest wielką szansą dla wszystkich narodów, a przede wszystkim dla tych, które w kapitalizmie nie miały żadnych możliwości rozwoju”.

Mistrz prof. Śliwerskiego nie omieszkał też zauważyć, że w związku z coraz szybszym procesem laicyzacji społeczeństwa, „Bóg przestaje być skutecznym uzasadnieniem postępowania. Istnieją wszelkie podstawy, aby sądzić, że w świadomości większości Polaków zanikło już utożsamianie wyznania z narodowością, a tym samym mit o nierozerwalności losów Polski i katolicyzmu należy w naszym narodzie do przeszłości”. Z książki Kotłowskiego (chodzi o ocenę klimatu społecznego w Polsce lat 70. ubiegłego wieku) wieje entuzjazmem: „Z każdym rokiem zacierają się coraz bardziej dawne antagonizmy, które nie mają już racji bytu w nowych, socjalistycznych stosunkach produkcji. Nigdy w historii nie mieliśmy tak korzystnych warunków do wychowania w duchu patriotyzmu-internacjonalizmu jak obecnie i od nas tylko zależy, aby te warunki wykorzystać w stopniu maksymalnym” (s. 176).

Tej książki nie da się czytać

Zdarzyło się (co nie zdarza się zbyt często), że powyższego entuzjastycznego bełkotu nie wytrzymał nawet prof. B. Śliwerski. W swoim blogu (11 listopada 2016) wygarnął nieżyjącemu już mentorowi: „Po czterdziestu latach nie da się tej książki czytać jako studium o uniwersalnych przesłankach pedagogicznych, gdyż zostało ono wpisane w doktrynę marksizmu-leninizmu.

Rozprawa powinna być ostrzeżeniem dla kolejnych pokoleń, jak instrumentalnie można wykorzystać wartość patriotyzmu do zdominowania pod pozorem budowania zjednoczonej różnorodności państw podmiotu dominacji nad nimi. Może zarazem uświadamiać nam, jak dalece można za pośrednictwem oddziaływań aparatu władzy i sprzężonej z nim polityki oświatowej niszczyć tożsamość narodową w imię ideologicznie, społecznie, kulturowo, gospodarczo, militarnie a nawet wyznaniowo (ateizacja, wychowanie w światopoglądzie świeckim, antyreligijnym) globalnych interesów”.

Chciałoby się powiedzieć: Panie profesorze Śliwerski – tak trzymać! Jakoż na przestrzeni lat prof. Śliwerski poddawał swojego Mistrza zróżnicowanym zabiegom manipulacyjnym. Bywało, że bez większych ceregieli modyfikował jego życiorys naukowy. Oto w Leksykonie pod swoją redakcją stwierdził, że K. Kotłowski „krytykował teorię i praktykę wychowania socjalistycznego” (PWN, 2000, s. 105), ale dwa lata wcześniej był ostrożniejszy i napisał, że jego umiłowany Mistrz „należał do niezwykle kontrowersyjnych postaci w naukach o wychowaniu w okresie PRL, gdyż jego karierę naukową cechowała zarówno niezwykle śmiała publiczna krytyka polskich naukowców za ich prosowiecki serwilizm i pseudonaukowy żargon, jak i podjęcie się beznadziejnej próby powiązania wielkiej humanistyki z koniecznością kształcenia refleksyjnych nauczycieli i wychowania młodych pokoleń w zniewolonej Polsce” (B. Śliwerski, Współczesne teorie i nurty wychowania, Kraków 1998, s. 48).

Kotłowski identyfikuje się z założeniami wychowania socjalistycznego. Świadczy o tym m.in. odwołanie się do B. Suchodolskiego, lidera pedagogiki socjalistycznej w Polsce. „Dla pedagogiki – napisał prof. Kotłowski – nie jest najważniejsze, czym jest dziecko, lecz – jak mówi B. Suchodolski – czym być może i czym być powinno” (Aksjologiczne podstawy wychowania moralnego, 1976, s. 22). Czy można sobie wyobrazić bardziej wyraziste wyznanie wiary pedagogicznego kreatora/doktrynera?

Jedynie słuszna droga

„Wszystko wskazuje na to – pisał K. Kotłowski – że w najbliższej przyszłości należy szukać rozwiązania wielu problemów nie w indywidualizmie, lecz kolektywizmie, że nie wizja postulowana przez Rousseau realizuje się na naszych oczach, lecz wizja Marksa i Lenina” (Aksjologiczne…, s. 52). „Również w duchu marksizmu – napisał w innej swojej książce (Filozofia wartości a zadania pedagogiki, 1968, s. 203) – zaczyna się pojmować takie podstawowe pojęcia jak: demokracja, wolność, internacjonalizm i humanizm. Fakt ten musi nas napawać radością i optymizmem, utwierdzając w przekonaniu, że droga wybrana przez nas należących do obozu socjalistycznego jest słuszna, jest jedynie słuszna”.

W zarysowanym przez prof. Kotłowskiego optymistycznym kontekście wygląda na to, że lata lecą, zmienił się ustrój polityczny, ale duch, jeśli ma lewackie postępowe korzenie, ma też podobne oblicze. Choć zabrzmi to nieprawdopodobnie, rozpoznałem go w ostatnim dniu Zjazdu Pedagogicznego. Wiem, co mówię. Dysponuję narzędziem porównawczym. Bywałem za czasów PRL-u na propagandowych imprezach.

Otóż miałem poczucie, że nad zakończeniem Zjazdu unosił się znany mi z tamtego okresu osobliwy duch zdominowany cwaniacką tendencją do sztucznego wywoływania atmosfery ENTUZJAZMU. Zewsząd lała się pełna deklarowanej ufności radosna serdeczność i satysfakcja – a to z powodu, że w Zjeździe „reprezentowane były wszystkie ośrodki w kraju”, a to, że na Zjeździe osobiście pojawiła się (leciwa już) sztandarowa przedstawicielka pedagogiki socjalistycznej, prof. I. Wojnar.

Organizatorzy Zjazdu nawzajem składali sobie wyrazy szacunku, uznania, podziękowania i gratulacje. Było sporo kwiatów i zapewnień „o wyjątkowości tego jubileuszowego zjazdu, podczas którego prof. Śliwerski i Kwieciński wnieśli wiele nowych myśli”.

Z nadzieją na zwiększenie klarowności wywodu zobaczmy jeszcze, o czym mówił prof. Śliwerski, który rozpoczął swój wykład od przywołania Ucieczki od wolności Ericha Fromma (1900–1980), mieszając zapewne w głowach słuchaczy (o ile rozumieli to, co mówi, i znali poglądy E. Fromma). Przypomnijmy zatem, że Fromm, którego myśli (o zgrozo!) podobają się wielu katolikom, należy do czołowych przedstawicieli lewicy intelektualnej (Nauki o wychowaniu w Polsce w XX wieku, Kielce 1998). Ale tego słuchacze od prof. Śliwerskiego się nie dowiedzieli. Tymczasem znany z zachwalania tzw. religii humanistycznych Fromm przekonywał, że nie chodzi w nich o „głos autorytetu, lecz własny głos człowieka. W religiach humanistycznych – pisał – nie ma głosu Boga w nas, czyli sumienia, lecz tylko głos jednostki jako boga”. Fromm twierdzi, że jednostka może sama kreować normę. W Szkicach z psychologii religii pisał: „W istnieniu ludzkim istotny jest fakt, że człowiek wyłonił się ze świata zwierząt. Człowiek stworzył nowy świat rządzony własnymi prawami i własnym przeznaczeniem. Patrząc na swoje dzieło – indoktrynował E. Fromm – może powiedzieć, że zaprawdę jest ono dobre”.

Co istotne, Fromm dowodził, że w humanistycznych nurtach religii „nie ma ducha nienawiści i nietolerancji”, bo one rzekomo „patrzą na właściwą człowiekowi skłonność człowieka do gwałcenia norm życia ze zrozumieniem i miłością, a nie z pogardą” (A. Ciborowska, Nasz Dziennik, 2019). Każdy przyzna, że w czasach agresywnej i nieubłaganej walki z nienawiścią dobrze się tego słucha.

Zbliżając się do końca dzisiejszej refleksji – proszę organizatorów Zjazdu, aby mi to darowali – muszę się podzielić jeszcze jednym spostrzeżeniem. Otóż przebieg końcówki Zjazdu przypominał trochę opisaną przez A. Płatonowa (1899–1951) dramaturgię kopania dołu przez proletariat, który (jak powszechnie na gruncie marksizmu było wiadomo) żyje entuzjazmem. Kopacze – przypomnijmy – ryją dół pod fundamenty wszechproletariackiego domu, pod fundamenty komunizmu.

„– Dziś sobota – stwierdził inżynier – czas kończyć(…). – Jak to kończyć? – zapytał Czyklin. – Wywali jeszcze każdy kubik albo półtora, wcześniej nie ma co kończyć. – Trzeba kończyć – sprzeciwił się kierownik odcinka. – Pracujecie już ponad sześć godzin, a jest przepis. – To przepis tylko dla elementów wycofanych – nie ustępował Czyklin – a mnie jeszcze ciutek siły się został i spać się nie wycofuję. Kto co myśli? – zapytał wszystkich. – Do wieczora daleko – stwierdził Safronow – co ma życie ginąć po próżnicy, lepiej coś zróbmy. Nie jesteśmy zwierzęta, możemy przecież żyć entuzjazmem!”.

Otóż to! Mam wrażenie, że elementy owego apelu Safronowa: „lepiej coś zróbmy” – obecne były w niektórych stwierdzeniach kończących zjazd (dyskusji, głosów, zapytań z sali nie przewidziano). „Wszyscy czekamy na zakończenie zjazdu, bo obiad czeka. Następny zjazd w 2022 roku” – poinformowali w ostatnim słowie organizatorzy. Słysząc to, szeregowy pedagogiczny proletariusz może więc spokojnie odetchnąć. Dzięki aktywności postępowych sterników akademickiej pedagogiki (zorganizują mu kolejny zjazd) nie musi się martwić, że grozi mu, iż będzie żył po próżnicy. A bardziej serio: w zarysowanym kontekście warto przywołać przypowieść, którą Jezus opowiedział swoim uczniom, gdyż nie straciła na aktualności:

„Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj?” Oczywiste jest, a zdaje się tego dowodzić także historia dotychczasowych Ogólnopolskich Zjazdów Pedagogicznych, że niewidomy nie może być przewodnikiem dla niewidomego. Niewidomego musi prowadzić ktoś, kto widzi.

PS

Wszelkie talmudyczne tłumaczenia lewoskrętnego salonu pedagogicznego o respektowaniu przez nich pluralizmu, wolności, tolerancji, demokracji itp. nie zmienią prostego faktu, że stoją oni po stronie postmodernistycznego barbarzyństwa. Przyglądając się zmienności, zygzakowatości ocen dorobku naukowego akademickiej pedagogiki, można ją ocenić mniej więcej tak, jak pewien pułkownik francuski sytuację po upadku Francji w roku 1940: „Sytuacja jest poważna, ale nie beznadziejna, lub też beznadziejna, ale niepoważna; trudno się zorientować”.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Było niejasno i daremnie” znajduje się na s. 5 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Herberta Kopca pt. „Było niejasno i daremnie” na s. 5 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Igor Mazur, ukraiński działacz niepodległościowy, jest uważany przez służby rosyjskie za osobę szczególnie niebezpieczną

Igor Mazur uważa, że Polska i Ukraina powinny współpracować i ocieplać relacje, zamiast podgrzewać negatywne emocje związane z tragicznymi wydarzeniami z okresu II wojny światowej i zaraz po niej.

Mariusz Patey

Igor Mazur, ukraiński radykalny działacz niepodległościowy i narodowy został uznany przez służby rosyjskie, a także – co może dziwić – i niemieckie, za osobę szczególnie niebezpieczną. Jego nazwisko umieszczono na tzw. liście poszukiwanych przez Interpol. (…) Wielokrotnie uczestniczył w różnych działaniach na rzecz porozumienia wspólnie ze stroną polską.

Jako jeden z wielu ukraińskich i polskich działaczy narodowych i niepodległościowych podpisał deklarację, której sygnatariusze wyrazili wolę, by współpraca między Polską i Ukrainą odbywała się w pokoju, na wzajemnie korzystnych zasadach, z poszanowaniem nienaruszalności granic, integralności terytorialnej i niemieszania się w wewnętrzne sprawy naszych państw. W kwestiach historycznych nie poparł umieszczania w panteonie bohaterów narodowych swojej ojczyzny tych bojowników o niepodległość Ukrainy, którzy dopuszczali czystki etniczne jako metodę realizacji celów politycznych, uczestniczyli w ich planowaniu i realizacji; którzy mordowali ludność cywilną. Oddał hołd polskim ofiarom tych zbrodni, składając kwiaty i modląc się pod Pomnikiem Ofiar Wołynia w Warszawie.

Igor Mazur radykalizm rozumie jako konkretne działanie na rzecz swojego kraju. Chce Ukrainy wolnej i niezawisłej, zorganizowanej jako demokratyczne państwo prawa, bez patologii – korupcji, kolesiostwa i nepotyzmu. Nie akceptuje dyktatury brunatnej, czerwonej czy jakiejkolwiek innej. Działa na rzecz zbliżenia krajów i narodów Międzymorza.

Ostatnio komuś jego aktywność zaczęła przeszkadzać. Widocznie Igor Mazur psuł wizerunek nacjonalistów jako antypolskich banderowców czyhających na polski Przemyśl. Tymczasem coraz więcej patriotów ukraińskich zaczęło iść w jego ślady, nie chcąc obniżać w Polsce poziomu sympatii dla Ukrainy i Ukraińców.

Niestety ktoś jest bardzo zdeterminowany, by nie dochodziło do kontaktów środowisk patriotycznych z Ukrainy i Polski. Pojawiły się różne prowokacje uderzające z Igora Mazura. Na przykład zażądano umieszczenia go – na wniosek niemieckich antyfaszystów – na liście osób niepożądanych w strefie Schengen.

Polska ambasada, na prośbę między innymi działaczy współpracującego z Igorem Mazurem Stowarzyszenia Ruch Edukacji Narodowej, zbadała jego przypadek i nie dopatrując się szkodliwości w jego działalności, udzieliła mu wizy krajowej, by mógł kontynuować pracę na rzecz pojednania polsko-ukraińskiego.

Co w tej sprawie niezwykłe, to determinacja wrogów polsko ukraińskiej współpracy. Przed jego planowanym przyjazdem do Polski został on wpisany – tym razem na wniosek Federacji Rosyjskiej – na listę poszukiwanych przez Interpol. Na szczęście Polska administracja i czynniki polityczne wykazały się przytomnością umysłu. Igor Mazur, wobec niespełnienia formalnych wymagań przez stronę wnioskującą o jego zatrzymanie, został uwolniony i mógł wrócić do domu. Jednak sprawa nie została jednoznacznie zakończona. Ciekawe, czy polski sąd, kiedy pojawią się wymagane dokumenty z FR, także wykaże zdrowy rozsądek? (…)

Pokojowa Formuła Mazura

Mając wiarę i przekonanie, że wartości wspólnoty międzynarodowej, na jakich oparta jest dotychczasowa architektura bezpieczeństwa i zasady współpracy międzynarodowej, są w dalszym ciągu żywe, proponujemy 6 punktów, które się wprost do tych zasad i wartości odwołują:

  1. Przywrócenie ukraińskiej suwerenności nad terytorium, którego nienaruszalność gwarantuje Memorandum Budapesztańskie z 1994 r., tj. Krymu i okupowanej części Donbasu.
  2. Zwolnienie jeńców i więźniów politycznych – obywateli Ukrainy przetrzymywanych przez Federację Rosyjską i nielegalne organizacje okupujące część terytorium Donbasu.
  3. Wycofanie rosyjskich wojsk i grup zbrojnych z terytoriów okupowanych.
  4. Zobowiązanie Federacji Rosyjskiej do niemieszania się w wewnętrzne sprawy Ukrainy.
  5. Wypłacenie przez Federację Rosyjską rekompensat za straty wynikłe z działań wojennych.
  6. Zobowiązanie się międzynarodowej wspólnoty państw demokratycznych do niedopuszczania:– do sytuacji, by międzynarodowe organizacje, takie jak Interpol, Rada Europy, OBWE, były wykorzystywane przez niedemokratyczne państwa do realizowania swoich politycznych interesów niezgodnie z rolą, do jakiej te organizacje zostały o powołane;
    – do praktyk ludobójstwa etnicznego i czystek etnicznych jako narzędzia polityki.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Sprawa Igora Mazura” oraz list stowarzyszenia Ruch Edukacji Narodowej do Przedstawicielstw Interpolu w Kijowie i w Warszawie znajdują się na s. 4 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Sprawa Igora Mazura” oraz list stowarzyszenia Ruch Edukacji Narodowej do Przedstawicielstw Interpolu w Kijowie i w Warszawie na s. 4 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jakie związki chemiczne i surowce odpowiadają w rzeczywistości za zagrożenia ekologiczne w ostatnich 40 latach?

Może to strach przed ostracyzmem ze strony kolegów lub zwykła autocenzura dla zachowania tzw. poprawności naukowej nie pozwala wielu naukowcom sprzeciwić się zawężaniu nauki przez polityków do CO2?

Jacek Musiał, Karol Musiał

Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom. Kontynuacja artykułu „Hipoteza Wrocław”

W artykule Hipoteza Wrocław. Metan i gaz ziemny przyczyną największej nowożytnej klęski ekologicznej, opublikowanym w numerze 62 „Kuriera WNET” z sierpnia 2019 roku, została zasygnalizowana szokująca hipoteza, zgodnie z którą to gaz ziemny odpowiada za globalne ocieplenie. Przywołany wykres zmian temperatury w reprezentatywnych europejskich miastach, przypominający „kij hokejowy”, na który tak chętnie powołują się akolici IPCC i interesu giełdy*) spekulującej emisjami CO2, jednak wcale nie pasuje do wykresu historii spalania węgla jako paliwa stałego, lecz wręcz wpisuje się w krzywą wzrostu spalania gazu ziemnego. Artykuł został zakończony pytaniem, czy to w ogóle jest możliwe?

Czy możliwe jest, aby to faktycznie gaz ziemny, zwany niewinnie błękitnym paliwem, a w szczególności zawarty w nim metan, był główną przyczyną klęski ekologicznej obserwowanej w ostatnich 40 latach?

Sam tylko metan ma kilka kluczowych oddziaływań na środowisko. Po pierwsze jest gazem cieplarnianym. Po drugie – wraz z innymi paliwami węglowodorowymi podczas spalania jest źródłem wody – najważniejszego gazu cieplarnianego. Po trzecie, ku zaskoczeniu wielu tych, którym wydaje się, że podczas spalania gazu ziemnego powstaje tylko „zwykła woda”, okazuje się, że gaz ziemny jest niedocenianym, cichym i podstępnym źródłem smogu, o czym będzie w osobnym artykule.

Efekt cieplarniany

O efekcie zwanym cieplarnianym napisano już ponad 10 tysięcy prac naukowych. Odpowiadać mają za niego gazy o cząsteczkach ponaddwuatomowych, co związane jest z możliwością przechwytywania przez nie promieniowania podczerwonego Ziemi i przez to opóźniać ustaloną szybkość oddawania przez Ziemię w Kosmos promieniowania, jakie Ziemia w szerszym spektrum przyjmuje od Słońca w ciągu dnia. Jakieś pół wieku temu przypisano gazom pewne współczynniki, mające charakteryzować ich zdolność do podnoszenia temperatury na Ziemi. Poprawność wyznaczenia tych współczynników budzi współcześnie wiele wątpliwości, przyjmowane są jednak wciąż bezkrytycznie za twarde dane wyjściowe do tworzenia modeli klimatycznych i na tej bazie powstały setki, jeśli nie tysiące lepszych lub gorszych prac uważanych za naukowe. Ta opinia nie dotyczy baz danych HITRAN i podobnych, które służą za dobre i coraz lepsze źródło informacji dla ludzi zajmujących się spektroskopią. Jako gazy cieplarniane wymieniane są tam w kolejności: para wodna z chmurami, dwutlenek węgla, a metan dopiero na trzecim miejscu.

O niedoskonałościach tak powstałych modeli globalnego ocieplenia będzie obszerniej w osobnym artykule.

W drugiej części przywołanego na wstępie artykułu o CO2 zostały podane suche dane statystyczne, uzmysławiające, że spalanie paliw węglowodorowych przyczynia się na świecie do emisji o 40% więcej dwutlenku węgla niż spalanie węgli stałych (w dwóch miejscach we wspomnianym artykule wkradł się błąd podający Gt zamiast Mt, co jednak nie ma wpływu na końcowe wyniki i wnioski).

A może to nie CO2, lecz woda jest winowajcą globalnego ocieplenia?

Czy woda jest niewinna?

Wielu klimatologów zdaje sobie sprawę ze złożoności zjawisk termodynamicznych globu ziemskiego, a także z ogromu naszej niewiedzy w tej dziedzinie. Dla wygodnickiego uproszczenia, jakim posłużył się kiedyś Arrhenius, przyjmują, że w bilansie energetycznym wyłącznie promieniowanie gruntu z zakresu podczerwieni (a nie przewodnictwo i konwekcja ani promieniowanie atmosfery) miałoby pełnić decydującą rolę w chłodzeniu Ziemi. W swoich pracach często przytaczają teorie dotyczące CO2 pochodzące sprzed 100 lat, bagatelizując problem wpływu pary wodnej na efekt cieplarniany, wykręcając się dyplomatycznie, w stylu „wpływ pary wodnej jest bardzo złożony i trudny do pełnej interpretacji”. Czyż nie jest to ucieczka od odpowiedzialności przed przyszłymi pokoleniami, dla których spekulanci CO2 w swojej chciwości szykują deindustrializację dekarbonizacyjną w krajach, które można wyeliminować z konkurencji, lub wprost „oskubać”? Może to strach przed ostracyzmem ze strony kolegów lub zwykła autocenzura dla zachowania tzw. poprawności naukowej nie pozwala wielu naukowcom sprzeciwić się zawężaniu nauki przez polityków do CO2?

O wodzie

Opisanie właściwości wody na łamach czasopisma jest niewykonalne. O wielu ciekawostkach dotyczących wody można dowiedzieć się z fascynującej, wydanej w 2018 r. popularnonaukowej Książki o wodzie, napisanej przez zawsze uśmiechniętą polską naukowiec, dr n.fiz. Aleksandrę Kardaś. Książka ta powinna zostać przedstawiona w postaci filmowej w stylu „Galileo” lub „National Geografic”. Trudno zgodzić się z jednym tylko jej fragmentem, powołującym się na starą teorię dwutlenkowego efektu cieplarnianego i globalnego ocieplenia, z marginalizacją pary wodnej. Szkoda, bo w ten sposób świetna autorka książki swoim autorytetem poparła celebrytów, sprawiających wrażenie, jakby dostali udziały giełdy handlującej emisjami CO2. Precyzja obserwacji świata i dociekliwość naukowa pozwoliłoby Autorce na własne, lepsze hipotezy, gdyż stara, choć zgrabnie skonstruowana teoria globalnego ocieplenia, wyolbrzymiająca udział CO2, adresowana jest głównie do gimnazjalistów i polityków. W miarę zgłębiania wiedzy stara hipoteza powinna budzić coraz większe wątpliwości. W jednym z przyszłych artykułów spróbujemy wykazać nieścisłości w teorii globalnego ocieplenia od CO2 (prawdopodobnie wywodzące się z ośrodka Kondratiewa, ZSRR) i powołamy się na cytat właśnie z Książki o wodzie.

Amatorzy sensacji (ostrzegamy widzów nieodpornych na pseudonaukowe fake newsy) obejrzeć mogą film Woda – wielka tajemnica. To rosyjska produkcja z 2006 roku, którą można nazwać naukowopodobną, zbudowaną na podstawie sensacyjnych doniesień naukowych przeplatanych z informacjami prawdziwymi, hipotezami i przeinaczeniami, pochodzącymi głównie od rosyjskich uczonych, a dla wzmocnienia wiarygodności podpartą kilkoma zagranicznymi tzw. autorytetami. Film do złudzenia przypomina sensacje o globalnym ociepleniu, jakie kiedyś z radzieckich wojskowych instytutów wyciekły na Zachód.

Czy woda może szkodzić?

Woda –jako podstawowy i niezbędny składnik życia i jego środowiska – na pozór wydaje się być przyjaznym, a przynajmniej obojętnym związkiem chemicznym. Człowiek dorosły w naszym klimacie wypija przeciętnie 2,5 l wody na dobę. Jej niedobór dla organizmu może być tragiczny w skutkach. Okazuje się, że jej nadmiar czasem także.

Szwajcarsko-austriacko-niemiecki przyrodnik i lekarz – Filip Paracelsus (1493–1541) zapisał się w historii między innymi sentencją: „Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka decyduje, czy dana substancja nią jest, czy nie jest”.

Gdy organizm jest zdrowy, sam reguluje ilość przyjmowanych i wydalanych płynów. Przewodnienie wiąże się z konkretnymi stanami chorobowymi, jako skutek, ale i jako przyczyna. Powiązane tematy to: nadmierne, patologiczne przyjmowanie płynów – polidypsja, zaburzenia elektrolitowe, nieprawidłowe przesunięcie płynów ustrojowych pomiędzy tkankami i narządami, zaburzenia wydalania płynów, zatrucie wodne. Do przewodnienia może doprowadzić ktoś z zewnątrz, jeśli ingeruje w organizm człowieka, np. podając nieadekwatną do potrzeb ilość płynów w kroplówce. W skrajnych przypadkach zaburzenia płynowe mogą być śmiertelne.

Potraktujmy naszą planetę jako organizm. Przez kilka miliardów lat ustalał się w biosferze poziom równowagi wieloczynnikowej, dotyczący składu chemicznego, parametrów fizycznych, otoczenia biologicznego, a ten znany nam – ludzkości – kształtował się w ostatnich kilkudziesięciu tysiącach lat. Skład i funkcjonowanie istot żywych odzwierciedla ziemskie środowiska, w tym np. ewolucyjne (świetne dostosowanie ras człowieka do klimatów, w jakich się rozwinęły). Biorąc pod uwagę różnorodność środowisk życia człowieka, ten optymalny stan mieści się we względnie szerokich granicach. Liczne mechanizmy stabilizujące, zwane ogólnie buforami (nie tylko o te chemiczne tu chodzi), zapewniają niewielkie tylko odchylenia od stanów średnich. Do najważniejszych czynników należy woda ze swoimi szczególnymi właściwościami fizycznymi i chemicznymi. Co się jednak może stać, jeśli w jakimś przedziale ziemskich zbiorników nastąpi przesunięcie istotnych mas wody? Nie przypadkiem wcześniej została wymieniona podobna sytuacja w organizmie człowieka.

Ile wody może dostarczać spalanie paliw węglowodorowych?

W artykule Dwutlenek węgla po ludzku cz.I („Kurier WNET” nr 64, październik 2019) zostało wykazane, ile podczas spalania paliw węglowodorowych zużywa się tlenu, ile powstaje CO2, i zostało to porównane do spalania węgli stałych, z wnioskiem, że w skali globalnej za większą część emisji dwutlenku węgla odpowiada spalanie paliw węglowodorowych.

W numerze 62 „Kuriera WNET” (Hipoteza Wrocław) została przedstawiona zależność czasowa i ilościowa tendencji wzrostowej temperatury przygruntowej warstwy troposfery i wielkości wydobycia gazu ziemnego. Pytanie: jak to jest możliwe? Wiarygodnym wytłumaczeniem takiego stanu rzeczy wydaje się przypisanie decydującej roli pary wodnej powstającej podczas spalania paliw węglowodorowych. To nie jedyny spośród kilku negatywnych skutków uwalniania gazu ziemnego. W tym miejscu zwolennicy zwiększenia obciążeń społeczeństw spekulacjami emisjami CO2 mogliby odtańczyć taniec zwycięstwa pod hasłem np. „wreszcie złapaliśmy autorów tej serii artykułów na niekompetencji, bo nie wiedzą, że zwiększanie ilości gazów cieplarnianych wpływa na efekt cieplarniany w sposób logarytmiczny; nie znają równania Clapeyrona”. Podobne, mało dociekliwe są np. argumenty na poziomie bloga Skeptical.

Skoro jednak obserwacje przeczą starej, „CO2-centrycznej” teorii, to nie można tego faktu zbywać odpowiedziami ludzi zanadto pewnych siebie, lecz trzeba pilnie znaleźć wyjaśnienie!

Może zjawisk znanych ze spektroskopii nie można wprost transponować na atmosferę, jak spekulował swojego czasu Arrhenius? Może to wszystko działa jeszcze inaczej? Szerzej na ten temat postaramy się napisać w przyszłości.

Globalne ocieplenie – water impact

Poniżej przedstawione są wyliczenia, które mogą się wydać spekulacjami, jednak zapewniamy, że luki zawarte w tym ciągu rozumowania nie są większe od luk, jakie można wykazać w popularnej wciąż jeszcze w Starym Świecie teorii globalnego ocieplenia od CO2.

Przyjmujemy, że ze spalania trzech grup paliw powstaje (na podst. KOBIZE: Wartości Opałowe i Wskaźniki Emisji CO2 do raportowania w ramach Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji za rok 2018) odpowiednio: z ropy naftowej 72kg/GJ, z gazu ziemnego 56 kg/GJ i z węgla (około) 100 kg/GJ. Na podstawie danych BP z 2019 roku za rok 2018, ropa naftowa dostarczyła 1,95x1020J energii, gaz ziemny 1,39x1020J i węgiel 1,58x1020J. Przyjmując, że ze spalania wymienionych grup paliw, wody H2O dostarczają odpowiednio: ropa naftowa 0,03 kg/MJ, gaz ziemny 0,038kg/MJ i węgiel 0,003 kg/MJ (pomijamy w tym miejscu, na razie, uwalnianie pary wodnej w chłodniach kominowych). Wyliczone ilości CO2 wynoszą odpowiednio: z ropy naftowej 1,4x1010t, z gazu ziemnego 0,8x1010t i z węgla 1,6x1010t, oraz H2O: z ropy naftowej 6x109t, z gazu ziemnego 6x109t i z węgla 0,6x109t. Nie wchodzimy w szczegóły nowoczesnych instalacji kondensacyjnych. Okazuje się, że spalanie tych trzech grup paliw dostarcza odpowiednio (za 2018 rok) 54% objętościowych CO2 i 46% objętościowych pary wodnej, co zostało przedstawione na diagramie kołowym „Objętości gazów cieplarnianych: CO2 i H2O powstających podczas spalania 3 głównych paliw (gaz ziemny, ropa naftowa, węgiel)”.

Ten wykres nie robi wielkiego wrażenia, bo i tak nieco więcej powstaje CO2 niż H2O. Ale po raz pierwszy uzmysławia to, że „nie tylko CO2”. Wyliczenia dostarczają też informacji, że spalanie paliw węglowodorowych odpowiada za emisję 95% wody powstającej ze spalania wszystkich paliw kopalnych. Już obecnie ilość powstających cząsteczek H2O ze spalania wszystkich trzech grup paliw jest zbliżona do CO2, a ze względu na rosnące zużycie gazu ziemnego te proporcje wkrótce mogą się okazać jeszcze mniej korzystne dla klimatu. Jak to się przekłada na efekt cieplarniany?

Na próżno szukać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie „o ile silniejszy jest efekt cieplarniany H2O niż CO2?”. Można tylko szacować, w zależności od przyjętych kryteriów.

Można powoływać się na wartości podawane przez różnych autorów i oprzeć się na „eminence based science”. Tak jest z porównaniami efektu cieplarnianego powodowanego przez metan wobec dwutlenku węgla, gdzie w literaturze można znaleźć wartości od 20x do ponad 120x. Nie znajdzie się też takiej odpowiedzi w bazach typu HITRAN. Można bardzo zgrubnie próbować szacować, biorąc z tych baz dane pomocne w technice spektroskopowej lub w projektowaniu laserów gazowych, warto wszakże zauważyć, że np. dopiero od niedawna można znaleźć tam informacje o wpływie na pasma pochłaniania innych, „towarzyszących” gazów (i to zaledwie kilku). A gilotyna podatkowa już dawno, na podstawie fałszywych oskarżeń, skazała dwutlenek węgla na karę śmierci. Może tylko zasygnalizujemy, że na tzw. poszerzenie pasm absorpcyjnych mają wpływ masa optyczna (w uproszczeniu – ilość badanego gazu), ciśnienie gazu, obecność pól wektorowych, np. elektrycznego i magnetycznego, obecność innych gazów (towarzystwo), jonizacja, pH, obecność izotopów. Wpływ wymienionych czynników próbuje się opisywać równaniami półempirycznymi (prekursorem był genialny fizyk holenderski Henryk Lorentz, 1853–1928) z odpowiednimi współczynnikami, które same obowiązują tylko w określonych, ograniczonych, zwykle dość wąskich warunkach, lecz są bardzo pomocne w zastosowaniach laboratoryjnych i technicznych. Nie są to jednak wystarczające dane pozwalające na wiarygodne porównanie head-to-head tzw. wymuszenia radiacyjnego różnych gazów cieplarnianych w jakże złożonej atmosferze ziemskiej (vide wymieniony powyżej metan i 500% niepewności współczynnika od 20 do 120). Nie jest to jedyny powód, dla którego nie można doświadczeń spektroskopowch wprost, bezrefleksyjnie ekstrapolować na atmosferę, chociażby z uwagi na przemiany fazowe wody i obecność chmur.

Przyjmujemy hipotetyczne współczynniki dla pary wodnej – scenariusze: a. para wodna tylko 2,5x silniejsza od CO2; b. para wodna tylko 5x silniejsza od CO2 i c. para wodna 20x silniejsza od CO2. Przez skromność powstrzymamy się od zastosowania wyższych współczynników.

Obliczony w ten sposób wpływ spalania 3 głównych paliw został przedstawiony na trzech kolejnych diagramach kołowych, gdzie tym razem uderzający jest nieporównanie większy efekt cieplarniany powodowany przez spalanie paliw węglowodorowych.

 

Bardzo ważne jest jeszcze kolejne, bezpośrednie porównanie gazu ziemnego i węgla. Gaz ziemny obecnie dostarcza już tylko 12% mniej energii niż węgiel. Wkrótce te wielkości się odwrócą. Tabela przedstawia wyliczenia zsumowanego efektu cieplarnianego dla gazu ziemnego i węgla w przypadku trzech scenariuszy (współczynników).

 

Kolejne diagramy słupkowe przedstawiają, o ile mniejszy jest efekt cieplarniany powodowany przez spalanie węgla w porównaniu do spalania gazu ziemnego w tychże scenariuszach. Czy to wystarczająco wyjaśnia przedstawioną w hipotezie Wrocław niezgodność dotychczas obowiązującej, „CO2-centrycznej” teorii z obserwacjami?

Jeśli emisja gazów cieplarnianych, a teraz, jak się okazuje – głównie pary wodnej, ma faktycznie istotny wpływ na zmianę klimatu i jeśli ta zmiana miałaby być tak straszna, jak to w swoim czarnowidztwie przedstawiają animatorzy IPCC oraz spekulanci świadectwami emisyjnymi (i przy okazji gazem ziemnym), to jaka jest perspektywa dla świata? W nr. 60 „Kuriera WNET” z czerwca 2019, w artykule Dobrobyt a energia przedstawiliśmy implikacje i powiązania. Na świecie nie ma chętnych do cofnięcia się z poziomem życia do najbiedniejszych krajów z konsumpcją energii sprzed 2000 lat.

Co więcej, obserwowane ocieplenie klimatu powoduje, że gaz ziemny z rejonów podbiegunowych zaczyna się ulatniać i albo ulegnie on bezpowrotnej, samoistnej stracie do atmosfery, albo państwa, dla których ten gaz ziemny jest potencjalnym źródłem dochodu, zdążą go jeszcze dobrze sprzedać, zanim się ulotni lub zanim jego ceny krytycznie spadną (Gaz ziemny gorący towar, „Kurier WNET” nr 61, lipiec 2019 ). Długo nie da się ukrywać, jak poważnym gazem cieplarnianym jest para wodna i jakie zagrożenia dla klimatu (w istniejącej narracji, że globalne ocieplenie miałoby być katastrofą) niesie wydobycie i spalanie gazu ziemnego.

Cykl hydrologiczny

W tym miejscu trzeba przytoczyć pewne liczby, aby Czytelnik miał wyobrażenie o problemie. Masa atmosfery to 5×1015 ton. Ilość wody na Ziemi to 1,4×1018 ton. Z tego w atmosferze jest 1,4×1013 ton, czyli 10-5, czyli 0,0001% całkowitej wody. Ten niewielki odsetek wody pełni kluczową rolę w cyklu hydrologicznym i w kształtowaniu klimatu. Tylko spalanie paliw kopalnych dostarcza do atmosfery rocznie 1,3×1010 ton wody, czyli 0,1% wody zawartej w atmosferze. Na pozór – mało. Czy mało? – będzie opisane w jednym z kolejnych artykułów poświęconym właśnie cyklowi hydrologicznemu.

To nie ostateczny argument

Być może przedstawiona hipoteza zawiera pewne luki. Niektóre są pozorne i mogą od Czytelnika wymagać głębszych przemyśleń. Dokładniejsze wyjaśnienia nie mieszczą się w ramach tego miesięcznika. Nieścisłości te jednak są mniejszego kalibru aniżeli te, które można wykazać w wyolbrzymionej kondratiewowskiej teorii globalnego ocieplenia od dwutlenku węgla. Przedstawiona hipoteza Wrocław wydaje się o wiele lepiej odzwierciedlać rzeczywistość.

Czy faktycznie to gazy cieplarniane z wodą na czele odpowiadają za obserwowany wzrost temperatury na podobieństwo „kija hokejowego”, tak jak to zostało przedstawione w Hipotezie Wrocław, czy to tylko koincydencja innych przyczyn – zamierzamy opisać w kolejnych, może mocniejszych nawet hipotezach, konkurencyjnych dla hipotezy „CO2-centrycznej”.

W międzyczasie jeszcze będą poruszone nieopisane dotychczas, negatywne oddziaływania gazu ziemnego na środowisko i nasze zdrowie oraz uzupełnione informacje o CO2 i groźnych pomysłach animatorów IPCC zatapiania tego gazu w oceanach.

Czy w świetle przedstawionych faktów uczciwe są działania polityków (lobbystów?), którzy próbują narzucić niesprawiedliwe ciężary społeczne w postaci horrendalnych podatków za prawo emisji CO2? Należy przypomnieć, że koszty obciążające fabryki i elektrownie w rozrachunku i tak są przerzucane na ostatecznych konsumentów („Kurier WNET” nr 56 i 57, luty, marzec 2019). To może być i śmieszne, i tragiczne.

Czy to jest element nowoczesnej, hybrydowej wojny gospodarczej na wyniszczenie przeciwnika, z włączeniem machiny propagandowej i paranauki? Czy chciwi macherzy od handlu emisjami doraźny, potężny zysk, budowany na półprawdach ekologicznych cenią ponad dobro i zrównoważony rozwój miliardów tych, których powinni traktować jako swoich bliźnich?

*) W Unii Europejskiej, po sprowokowaniu Wielkiej Brytanii do Brexitu i praktycznej marginalizacji londyńskiej giełdy ICE, dominującą giełdą handlującą uprawnieniami do emisji CO2 staje się Giełda EEX w Lipsku (dawne NRD) – European Energy Exchange AG. Giełda ta, poza dotychczasowym, bardzo pożytecznym i niezbędnym zakresem handlu energią elektryczną i gazem ziemnym, przejmuje właśnie handel emisjami CO2, co w perspektywie kilku lat daje możliwość astronomicznego wzrostu obrotów świadectwami z kilkunastu miliardów € do rzędu bilionów € oraz potencjalnej możliwości eliminacji z rynku tych rodzajów energii lub surowców energetycznych, którymi sama aktualnie nie handluje, np. węgla lub ropy naftowej.

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom” znajduje się na s. 9 i 11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Gdy obserwacje przeczą uzgodnionym teoriom” na s. 9 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Uroczystość uczczenia powstańców w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu w 100 rocznicę wybuchu I powstania śląskiego

Oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego, a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud.

Stanisław Florian

W Łaźni Łańcuszkowej przy kompleksie zabudowań dawnej kopalni „Królowa Luiza” na terenie Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność ʼ80 przy JSW KOKS SA, Irena Przybysz, zorganizowała 22 listopada 2019 r. uroczyste spotkanie z okazji stulecia wybuchu powstań śląskich.

W spotkaniu wzięło udział ponad 80 osób – członków MOZ NSZZ Solidarność ʼ80 z JSW KOKS SA. Na zaproszenie organizatorów spotkanie uświetnili swoją obecnością: Jadwiga Wiśniewska – Europoseł PiS, Barbara Dziuk – Poseł PiS, Waldemar Andzel – Poseł PiS (dojechał na spotkanie w drugiej części), Krzysztof Sitarski – Poseł VIII kadencji, najpierw Kukiz’15, później PiS; Adam Słomka – działacz niepodległościowy ze środowiska KPN-Obóz Patriotyczny, Dariusz Czech – przewodniczący Zarządu Regionu Śląskiego NSZZ Solidarność ʼ80 oraz przedstawiciele Zarządu JSW KOKS SA z Prezesem Robertem Małłkiem na czele.

Spotkanie, które sprawnie poprowadził Marek Filas, rozpoczęło się odśpiewaniem hymnu państwowego i hymnu górniczego. Po powitaniu przybyłych gości przez Irenę Przybysz Roman Adler – historyk kultury pracy na Śląsku, członek NSZZ Solidarność ʼ80 w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Katowicach – przedstawił prezentację zatytułowaną Powstania Śląskie a tradycje kultury pracy na Górnym Śląsku – gawęda trochę rodzinna.

Prelegent nie tylko skrótowo przypomniał przebieg powstań, ale zwrócił uwagę na ich szczególne znaczenie i specyfikę: po 570 latach od pokoju w Namysłowie (1348 r.) polskość na Śląsku, mimo germanizacji, była tak żywa, że polscy Ślązacy gotowi byli przelać krew, żeby się połączyć z Polską.

W tym sensie powstania śląskie wyróżniają się spośród innych powstań polskich, które miały miejsce na ziemiach wchodzących do 1795 r. w skład I Rzeczypospolitej. Podbój większości Śląska w latach 1740–1763 przez Prusy i oderwanie ich od Korony Królestwa Czech Habsburgów rozpoczęły zabory pozostałych ziem, zamieszkałych przez ludność polską, a bez zaboru Śląska, Pomorza Gdańskiego i Wielkopolski w 2 połowie XVIII w. militaryzm junkrów i biurokracji Prus nie miałby demograficznych i gospodarczych podstaw mocarstwowości. Dlatego oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego (przez Czechosłowację), a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud: chłopi i robotnicy nauczeni solidnej pracy, dbania o rodzinę, trwania przy wierze przodków, ale wyszkoleni w armii pruskiej. (…)

Roman Adler zachęcił uczestników spotkania, aby zmobilizowali swoje rodziny i znajomych do sprawdzenia, czy w ich domach nie zachowały się dokumenty dotyczące powstańców śląskich. Wskazał możliwe sposoby podtrzymywania pamięci o nich. (…)

W drugiej części spotkania uczestnicy przy muzyce mogli wziąć udział w konkursie na temat powstań śląskich i zatańczyć, kultywując najlepsze tradycje patriotycznych spotkań na Śląsku.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Cześć pamięci Powstańców Śląskich” znajduje się na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Cześć pamięci Powstańców Śląskich” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy dziecko z Kresów może napisać książkę do nauki języka polskiego i figurować jako autor w Bibliotece Narodowej?

TAK! Rusza unikalny projekt kresowy „Z kuferka prababci”, który doprowadzi do znacznej aktywizacji młodych Polaków mieszkających za wschodnią (i północno-wschodnią) granicą naszego kraju.

Marcin Niewalda

Problem motywacji potomków Polaków na Kresach do edukacji narasta lawinowo w ostatnich latach. Kraje byłych republik radzieckich prowadzą aktywne programy kulturowe w celu zaznaczenia swojej odrębności narodowej. Nieuchronnym pokłosiem tych działań jest gwałtowne obniżenie poczucia dumy u potomków Polaków i chęci do pogłębiania swoich tradycji odczuwanych jako wstydliwe. Nakładają się to na często błędne decyzje organizacji, instytucji, a nawet parafii polskich, które nauczanie dzieci polskojęzycznych łączą z innymi „dla uproszczenia”, zakazują śpiewania polskich pieśni patriotycznych na polskich uroczystościach lub po prostu nie mają odpowiednich materiałów wspomagających proces szkolny.

Fot. Genealogia Polaków

W odpowiedzi na ten problem powstał ten wyjątkowy, autorski program, składający się z dwóch etapów.

  1. W pierwszym etapie dzieci i młodzież z 5 polskich ośrodków na Kresach wezmą udział w konkursie na opisanie żywej i ciekawej historii z ich rodziny lub regionu.
  2. Najlepsze opowiadania zostaną przetworzone przez polonistów, którzy na ich podstawie opracują ćwiczenia do języka polskiego i scenariusz lekcji. Następnie całość zostanie wydana przy współpracy grafików w formie książek (osobna dla każdego regionu), a książki te w 1000 egzemplarzach rozdane rówieśnikom w każdym regionie.

W rezultacie projektu na Kresach pojawi się 5000 dobrze opracowanych książek inspirujących do nauki i napisanych przez same dzieci tam mieszkające.

Projekt ten został doceniony przez Fundację „Orlen – Dar Serca”, która sfinansowała przeważającą część kosztów.

Tegoroczny projekt został poprzedzony edycją testową w ośrodku na Litwie w roku 2017 i osiągnął fantastyczny rezultat edukacyjny i tożsamościowy. W efekcie działań dzieci i młodzież otrzymują materiał napisany przez rówieśników i oparty na historii ich własnych społeczności. Jest to ogromna motywacja do nauki, wzrost poczucia dumy narodowej i konsolidacja środowisk polskich.

Projekt ma też ogromne przełożenie na kształcenie przyszłych liderów. Już po pierwszym konkursie testowym młodzi uczestnicy brali udział w Akademii Dziennikarza na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie i uczestniczyli w programach radiowych (również w ramach organizowanego przez naszą Fundację przyjazdu), a obecnie tworzą gazetki szkolne i mają udział w pisaniu artykułów do mediów polonijnych.

Można wesprzeć to działanie przez zbiórkę online https://pomagam.pl/kresowo. Gorąco o to prosimy, gdyż im więcej nagród, tym szerszy krąg zatoczy program.

Fundacja „Genealogia Polaków” – www.fundusz.okiem.pl

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Rusza unikalny projekt polskiej edukacji kresowej” znajduje się na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Rusza unikalny projekt polskiej edukacji kresowej” na s. 15 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego