Aby przerwać drut, wystarczy go wyginać na przemian w przeciwne strony aż do skutku. Jak się to ma do ofensywy lewactwa?

Vladimir Volkoff radzi nie przyjmować do wiadomości niczego bez sprawdzenia, nabrać zwyczaju czytania gazet, z którymi się nie zgadza i zawsze zadać pytanie, komu dana informacja czy komentarz służy.

Herbert Kopiec

Znamienne, że encyklopedie i słowniki na Zachodzie ignorują termin ‘dezinformacja’. We Francji – pisze Vladimir Volkoff – zaczęto go używać dopiero w 1963 r. w kontekście pojęcia dezinformacja techniczna, oznaczającego metodę stosowaną przez tajne służby w celu ukrycia lub przekręcenia prawdziwych celów politycznych, ekonomicznych czy dyplomatycznych danego państwa. Samo słowo – informuje „Le Monde”– pojawiło się dopiero, kiedy KGB powołało specjalny wydział mający dezinformować co do rzeczywistych celów politycznych Związku Sowieckiego.

O ile Zachód usłyszał o dezinformacji dopiero w 1963 roku, określenie to figurowało już wcześniej w sowieckich słownikach i encyklopediach.

Okazuje się, że strategia rozszyfrowania dezinformacji jest dość prosta i oczywista, choć wymaga sporo czasu i mozolnego wysiłku. Kluczowe jest to – pisze V. Volkoff – że trzeba zdać sobie sprawę z samego istnienia dezinformacji, jej systematycznego i szkodliwego charakteru. Nie należy przy tym wpadać w paniczną manię dezinformacyjną, odrzucać każdą informację pod pretekstem, że może być ona fałszywa, podejrzewać wszystkich zatrudnionych w środkach masowej komunikacji, że są agentami wpływu.

V. Volkoff doradza przyjąć postawę skrupulatnej nieufności, nie przyjmować do wiadomości niczego bez sprawdzenia, nabrać zwyczaju czytania gazet, z którymi się nie zgadza, a czytając je, zawsze zadać pytanie, komu dana informacja czy komentarz służy. Należy sporządzić – pisze dalej V. Volkoff – listę wszystkich ważniejszych tekstów, artykułów czy emisji autorstwa osoby, którą zamierzamy analizować. W rubryce „ma” należy umieścić te z nich , które stoją w sprzeczności z polityką komunistyczną; w rubryce „winien” te, które są z nią zgodne. Wiele pozycji w rubryce „winien” wyda się opartych na niepodważalnych faktach; komuniści często rozpętują swe kampanie propagandowe na gruncie, na którym fakty zdają się potwierdzać słuszność ich słów (na przykład korupcja czy brak demokracji w jakimś małym kraju będącym celem komunistów). Jeśli jednak okaże się – konkluduje Volkoff – że rubryka „winien”, prokomunistyczna, jest przepełniona, podczas gdy „ma” prawie lub zupełnie pusta, to nawet jeśli nie będzie dowiedzione, że analizowana osoba jest agentem, wszystko świadczy o tym, że jej działalność jest pożyteczna dla ZSRS. (…)

Mimo że książka Volkoffa ukazała się prawie trzydzieści lat temu, nabiera nowej, niepokojącej aktualności. Czytamy w niej, że to, co nazywane bywa dezinformacją, obejmuje też demonstracje, strajki, zamieszki, mające zdyskredytować rządy i podkopać morale społeczeństw.

Skąd my to znamy? Z analizy sowieckiej polityki zagranicznej wynika, że szczególnie użyteczne są demonstracje. Mimo że nigdy nie są one spontaniczne, sprawiają takie wrażenie i zawsze odbijają się szerokim echem wśród opinii publicznej. Dobrze zorganizowana demonstracja może stworzyć całkowicie fałszywy obraz rzeczywistych nastrojów społecznych w danym kraju i przekonać niezdecydowanych. Demonstracja pod ambasadą amerykańską w Londynie (październik 1968 r.) przeciw wojnie w Wietnamie zgromadziła 6000 osób, podczas gdy pod ambasadą ZSRS przeciw agresji na Czechosłowację protestowało 7 osób. Dezinformacja, wykorzystując najprzeróżniejsze środki, zmierza do wmówienia pewnych określonych rzeczy zawsze za pośrednictwem massmediów.

Cały artykuł Herberta Kopca pt. „Przypowieść o wyginaniu drutu” znajduje się na s. 5 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Przypowieść o wyginaniu drutu” na s. 5 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zgromadzenie na placu Wolności w Poznaniu na znak solidarności z prześladowanymi chrześcijanami w Syrii

Chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią świata. Ataki na chrześcijan zdarzają się w różnych częściach świata kilka razy w miesiącu. Informacje o tym nie przebijają się do mediów.

Andrzej Karczmarczyk

Maronicki arcybiskup Damaszku Samir Nassar napisał do Stowarzyszenia Papieskiego Pomoc Kościołowi w Potrzebie list, w którym opisuje, jak ludzie w Syrii nieustannie cierpią. On sam jest świadkiem tych wydarzeń, żyjąc wśród bomb.

Fot. A. Karczmarczyk

Od odczytania tego listu rozpoczęło się wieczorne zgromadzenie na placu Wolności przy krzyżu ze zniczy ułożonym symbolicznie na znak solidarności z naszymi braćmi w wierze, którzy cierpią za wierność Bogu i Kościołowi.

Następnie prowadzący zgromadzenie przypomniał, że chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią świata. Ataki na wyznawców Chrystusa zdarzają się kilka razy w miesiącu w różnych częściach świata. Dyskryminacja, pogarda i nienawiść wobec naszych braci w wierze są w wielu krajach na porządku dziennym, lecz informacje o tym nie przebijają się do mediów ani światowych, ani polskich… W dalszej części spotkania zostały przytoczone przykłady z obecnego roku napaści terrorystycznych na chrześcijan. Zgromadzenie zakończyło się wspólną modlitwą – koronką do Miłosierdzia Bożego.

Organizatorem zgromadzenia były: Poznań dla Życia i Chrześcijański Kongres Społeczny. Wśród uczestników dało się zauważyć liczną grupę z AKO i Poznańskiego Klubu Gazety Polskiej.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Solidarni z prześladowanymi chrześcijanami” znajduje się na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Karczmarczyka pt. „Solidarni z prześladowanymi chrześcijanami” na s. 8 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ojczyzna w nauczaniu kardynała Augusta Hlonda z okresu międzywojennego: wysoko stawiał wymóg miłości ojczyzny

Wielkim przełomem było podejście prymasa Hlonda do roli i znaczenia emigracji polskiej. Traktował ją jako nierozdzielną część narodu polskiego, wymagającą szczególnej troski i opieki.

Stanisław Mikołajczak

Patriotyzm prymasa Augusta Hlonda był osadzony w kontekście historycznym Polski, która w momencie objęcia przez niego urzędu od kilku lat była krajem wolnym, ale zrujnowanym ekonomicznie przez wojnę, okaleczonym duchowo latami zaborów i nowymi procesami społecznymi, będącymi następstwem I wojny światowej. Była to Polska scalona z trzech zaborów, której kapitałem założycielskim stał się wielki patriotyczny czyn zbrojnej obrony granic i obrony młodego państwa, zderzony następnie z powszechną powojenną biedą, z trudami życia codziennego, waśniami, sporami politycznymi.

Kardynał August Hlond był wybitnym hierarchą Kościoła polskiego i powszechnego, którego wielkość i dokonania przyćmiły później osobowości Prymasa Tysiąclecia i Jana Pawła II, ale jego nauczanie było w wielu aspektach przez nich kontynuowane i wzbogacane.

Podkreślił to sam Jan Paweł II podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski w czerwcu 1979 r. w Gnieźnie, mówiąc o doniosłej roli tego „wielkiego prymasa Polski niepodległej, Polski dwudziestolecia, Polski okupacyjnej”. (…)

W 1922 r. został administratorem apostolskim na polskim Śląsku z siedzibą biskupstwa w Katowicach, a 24 czerwca 1924 r. – arcybiskupem gnieźnieńskim i poznańskim, a tym samym – prymasem Polski.

Był wówczas najmłodszym członkiem Episkopatu Polski. Nominację zawdzięczał papieżowi Piusowi XI, który zaraz po wojnie światowej został nuncjuszem w Warszawie, zachowującym bardzo życzliwy stosunek do Naczelnika Państwa, Marszałka Józefa Piłsudskiego (nominacja na prymasa nastąpiła miesiąc po zamachu majowym). A. Hlond również sympatyzował z Józefem Piłsudskim i obozem sanacji, w czym był dość osamotniony w Episkopacie Polski. Wybitni arcybiskupi tamtego czasu: krakowski – kardynał książę Stefan Sapieha, lwowski – Józef Teodorowicz, wileński – Romuald Jałbrzykowski, podobnie jak większość biskupów (poza kardynałem warszawskim Aleksandrem Kakowskim) sympatyzowali z endecją lub chadecją. Nie ułatwiało to prymasowi rządów w Kościele i ograniczało go w działalności publicznej, świeckiej.

Niemniej jego pozycja zapewniała mu najwyższy prestiż, wkrótce zyskał też autorytet osobisty, pod względem którego równać się z nim mogli tylko Marszałek Piłsudski i Ignacy Paderewski. (…)

Chce Chrystus Król, by się Polska odrodziła, zrywając z laicyzmem, który więzi jej myśli wielkie i siły. Ma się Polska przeciwstawić prądom, które podkopują życie religijne. Nie ma Polska sprzyjać destrukcyjnej pracy różnego rodzaju apostołów i nie ma popierać odszczepieństwa, które nic zdrowego i pożytecznego w życie narodu nie wnosi, a natomiast jedność rozbija i siłę narodową załamuje. Nie ma Polska dopuścić do ustawodawstwa, które by prowadziło do rozprężenia rodziny przez rozwody. Ma Polska porzucić metody partyjne, które nie uznając u nikogo innego zasług i dobrej woli, bezwzględnie wypierają i niszczą przeciwników. Wyrzec ma się Polska niezgody i nieporozumienia i spory ma łagodzić, nie zaostrzać. Wyprzeć się ma owej płytkości i lekkomyślności w traktowaniu spraw publicznych, owego braku odpowiedzialności za losy narodu (…) W ogóle ma Polska zerwać z prądami, które zawodowo propagują laicyzm, pod jakimkolwiek tytułem i w jakiejkolwiek szacie, a przede wszystkim zerwać powinna z masonerią, której ostatnim celem jest systematyczne usuwanie ducha Chrystusowego z życia narodów. Tym więcej zaś zerwać z nią musi Polska, że masoneria to konspiracja zagraniczna, której nie tylko na Polsce nic nie zależy, ale która potężnej Polski nie chce (…)

Dusza polska musi się przejąć Chrystusem (…) Na próżno wołamy o uzdrowienie życia państwowego, jeżeli Chrystusem nie uzdrowią się poszczególne dusze (…) Następnie ma się Polska postarać, aby Chrystus swymi prawami i swoim duchem zapanował w naszym życiu społecznym i politycznym. Tego się laicyzm najwięcej lęka. Nazywa to fanatyzmem katolickim, klerykalizmem, teokracją. A jednak Chrystus powinien być królem także naszego życia publicznego, bo ma do tego Boskie prawo i tylko Jego autorytet Boski da naszemu życiu zbiorowemu siłę i powagę, a Jego duch ustrzeże nas od błędów.

Nie znaczy to, że Kościół dąży do opanowania władzy państwowej lub chce wkraczać w sprawy polityczne. To nie jego zadanie.

Kościół nie solidaryzuje się też z żadną formą rządów i nie jest związany z żadną partią polityczną. Ale jako powiernik i stróż nauki i zasad Chrystusowych, każe tych zasad przestrzegać także w życiu publicznym, zwłaszcza przy rozwiązywaniu zagadnień religijnych i etycznych.

Kościół nie jest ani szkołą polityczną, ani politycznym warsztatem, lecz szkołą sumienia katolickiego, z którym mężowie stanu, politycy, członkowie ciał ustawodawczych i urzędnicy mają wstępować w życie publiczne (Przemówienie na VII Zjeździe Katolickim w Poznaniu, 6.11.1926).

Cały artykuł Stanisława Mikołajczaka pt. „Ojczyzna w nauczaniu kard. Augusta Hlonda z okresu międzywojennego” znajduje się na s. 6 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Stanisława Mikołajczaka pt. „Ojczyzna w nauczaniu kard. Augusta Hlonda z okresu międzywojennego” na s. 6 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Burzliwe losy Pomnika Powstańca Śląskiego w Chorzowie i nieoczekiwane odkrycie w dramatycznym momencie dziejów monumentu

Niemiec we wrześniu 39 r. jako robotnik brał udział w burzeniu pomnika. Przypadkowo znalazł pamiątkowy rulon ze spisem walczących o polskość Śląska powstańców i ukrył go, ratując ich przed represjami.

Tadeusz Loster

Pomnik Powstańca Śląskiego w Królewskiej Hucie. | Pocztówka ze zbiorów T. Lostera

Dzisiejszy Chorzów to miasto powiatowe w województwie śląskim. Historia jego sięga XIII wieku, kiedy to znany był jako wieś. W 1868 roku prawa miejskie uzyskała Kolonia Królewska Huta. Chorzów jako przyległa wieś nie wszedł wtedy w granice miasta. W 1898 roku miasto Królewską Hutę wyłączono z powiatu bytomskiego i zostało miastem na prawach powiatu. W czerwcu 1922 roku, po powstaniach śląskich i plebiscycie, Królewską Hutę i Chorzów oraz inne części dzisiejszego Chorzowa uroczyście przyłączono do Polski.

Aspiracje i rozwój Królewskiej Huty jako miasta spowodowały, że w 1892 roku przy obecnej ulicy Wolności powstał duży, neogotycki gmach poczty, według projektu architekta J. Schuberta. Tak okazały budynek poczty powstał w związku z uniezależnieniem się placówki pocztowej od ówczesnego urzędu pocztowego w Gliwicach. Cztery lata później, w 1896 roku, pod gmachem poczty odsłonięto pomnik Germanii.(…)

Pomnik Germanii w Królewskiej Hucie uległ zniszczeniu podczas powstań śląskich. Na pozostałym cokole 2 października 1927 roku Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej profesor Ignacy Mościcki odsłonił Pomnik Powstańca Śląskiego. Pomnik przedstawiał Juliusza Ligonia – kowala, śląskiego działacza społecznego. Konkurs na projekt pomnika wygrał 23-letni krakowski artysta rzeźbiarz Stefan Zbigniewicz (1904–1942), a jego wykonaniem zajął się Wincenty Charembalski (1890–1960), polski rzeźbiarz i artysta malarz. (…)

Statua Orła Białego w Chorzowie | Fot. ze zbiorów Muzeum w Chorzowie

Juliusz Ligoń, którego twarz i sylwetka oraz zawód posłużyły artystom rzeźbiarzom do stworzenia postaci powstańca śląskiego, był kowalem, działaczem społecznym i publicystą na Śląsku. Urodził się w 1823 roku w Prądach (obecnie gmina Koszęcin). Pracował jako kowal w ojcowskiej kuźni, był samoukiem. (…) Mimo że nie był powstańcem, całe życie walczył – czynem i piórem – o polskość Śląska. Jego synami byli: poeta Jan Ligoń i dziennikarz Adolf Ligoń, a Stanisław Ligoń – malarz, pisarz i ilustrator – to jego wnuk.

Pomnik Powstańca Śląskiego, a faktycznie „Pomnik ku czci poległych Powstańców Śląskich”, przedstawiał okazałą postać kowala o regularnych rysach twarzy, trzymającego w lewej ręce kowalski młot wsparty na kowadle, a w prawej ręce wykuty miecz. Miecz ten, symbol rycerskiej walki, był skierowany ostrzem za sylwetkę pomnika, w stronę niemieckiego Bytomia.

Odsłonięcie Pomnika Powstańca Śląskiego w Chorzowie, 1971 | Fot. ze zbiorów Muzeum w Chorzowie

1 września 1939 roku wybuchła wojna. Już 3 września wojska niemieckie wkroczyły do Chorzowa, który 5 września włączony do niemieckiej Rzeszy, otrzymał nazwę Kὄnigshὕtte. W niedługim czasie Pomnik Powstańca Śląskiego został usunięty. 26 stycznia 1945 roku armia radziecka wkroczyła do Chorzowa. 20 października 1946 roku w nowej, „rządzonej przez lud” rzeczywistości na pozostałym po pomnikach Germanii i Powstańca Śląskiego cokole została odsłonięta statua Orła Białego ku czci wszystkich powstańców, którzy oddali życie za ojczyznę. (…)

Obecnie w miejscu, gdzie stały te trzy pomniki, została wybudowana w 1998 roku fontanna, a na gmachu poczty wmurowano pamiątkową tablicę o treści: „W tym miejscu stał pomnik Powstańca Śląskiego, zburzony w 1939 roku przez hitlerowców. W 1946 roku wzniesiono tu statuę Orła Białego”.

Lista imienna powstańców Śląskich z Królewskiej Huty, 1923 r. | Fot. ze zbiorów Muzeum w Chorzowie

1 września 1971 roku w Chorzowie na placu gen. Aleksandra Zawadzkiego, obecnie placu Powstańców Śląskich, z okazji 32 rocznicy agresji hitlerowskich Niemiec na Polskę oraz uczczenia 50. rocznicy III powstania śląskiego odsłonięto odbudowany Pomnik Powstańca Śląskiego. Zaprojektowali go śląscy artyści Henryk Goraj i Tadeusz Ślimakowski. Pomnik miał być kopią tego wzniesionego w 1927 roku przed gmachem poczty, ale różnił się od niego tym, że postać kowala trzymała miecz wsparty o podłoże ostrzem do przodu. (…)

W połowie lat 50. XX wieku, kiedy władze PRL zezwoliły Ślązakom czującym się Niemcami na wyjazdy do Republiki Federalnej Niemiec, do muzeum przyszedł niemłody już mężczyzna. Przyniósł ze sobą rulon pożółkłego, rozsypującego się papieru, aby przed wyjazdem pozostawić go w muzeum. Była to lista imienna powstańców śląskich z Królewskiej Huty, zawierająca 281 nazwisk, która w dniu odsłonięcia pomnika 27 października 1927 roku została umieszczona wewnątrz monumentu. Ten wyjeżdżający z Polski Niemiec w pierwszych dniach września 1939 roku jako robotnik brał udział w burzeniu pomnika. Przypadkowo znalazł pamiątkowy rulon ze spisem walczących o polskość Śląska powstańców i ukrył go, ratując ich tym sposobem przed represjami. Wręczając go ówczesnemu pracownikowi muzeum, Januszowi Modrzyńskiemu, prosił, aby pozostał anonimowym darczyńcą.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Pomnik Powstańca w Chorzowie” znajduje się na s. 4 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Pomnik Powstańca w Chorzowie” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy Zełenski jak Mojżesz przeprowadzi Ukrainę z biedy do dostatku? Czy można całkowicie zmienić kraj przeorany korupcją?

Ukraińcy pamiętają ofiary na Majdanie. I mówią: i po co oni szli pod kule? Teraz nikt nie zaryzykuje swojego życia, żeby potem, za dwa lata, wszystko wróciło za pomocą dobrej socjotechniki do starego.

Paweł Bobołowicz
Krzysztof Skowroński
Marek Sierant

Ukraina po wyborach: nowe, czyli stare po botoksie

Marek Sierant, polski dziennikarz, publicysta i producent filmowy o ukraińskich korzeniach, od lat mieszkający i pracujący na Ukrainie, dzieli się w rozmowie z Pawłem Bobołowiczem i Krzysztofem Skowrońskim swoją wiedzą na temat sytuacji po wyborach prezydenckich na Ukrainie.

Paweł Bobołowicz: Z zaangażowaniem komentowałeś kampanię wyborczą. Czy spodziewałeś się, że Wołodymyr Zełenski, człowiek spoza polityki, uzyska 73% poparcia? Jak to się stało?

Spodziewałem się, że będzie prezydentem, ale nie przypuszczałem, że z aż takim dobrym wynikiem. Wiele rzeczy na to wskazywało, ponieważ zniechęcenie do Petra Poroszenki było bardzo duże; oprócz tego świetna propaganda, znakomicie wykorzystane różne socjotechniki połączone w całość, i to nie tylko w gorącym okresie kampanii wyborczej. Była to kampania rozpoczęta już na trzy lata przed wyborami prezydenckimi.

Wcześniej był, przypomnijmy, serial. Wystartował w 2015 roku. Prototyp partii Sługa Narodu został zarejestrowany w roku 2016. Czy uważasz, że to był przemyślany projekt polityczny?

Oczywiście, że był przemyślany. Nieprzypadkowo Kołomojski kilkakrotnie spotykał się z niejakim Pałycią; to jest obecnie jego prawa ręka na Ukrainie. I z Julią Tymoszenko, między innymi w Warszawie, mniej więcej dwa lata temu. Spotykał się wielokrotnie również z Zełenskim, w Genewie, potem w Izraelu. Więcej, Choroszkowski, znany oligarcha, związany z Janukowyczem, spotykał się z Kołomojskim, bo mają też wspólne interesy. Choroszkowski jest właścicielem 96% akcji 95 Kwartału, i jeszcze do tego jest współwłaścicielem kanału Inter. Nie tylko 1+1 reklamował Zełenskiego, ale i kanał Inter, a jego właściciele to Firtasz, Lowoczkin i Choroszkowski. 95 Kwartał, dla wyjaśnienia, to jest kompania producencka, która wyprodukowała film Sługa narodu i wszystkie kabarety, w których występuje Wołodymyr Zełenski. Ma podpisany kontrakt z panem Kołomojskim i z grupą 1+1, gdzie są wyświetlane wszystkie produkcje 95 Kwartału.

I to jest środowisko bardzo mocno związane z byłym układem – z Partią Regionów, z prezydentem Janukowyczem.

Oprócz tego od dłuższego czasu w ukraińskich mediach społecznych można było zauważyć mnóstwo fejkowych informacji dotyczących Petra Poroszenki, które miały go za zadanie oczernić. Cokolwiek by zrobił, w którą stronę by poszedł, zawsze było źle. Chcę podkreślić: Petro Poroszenko ma na sumieniu sporo grzechów. Trzeba to uczciwie przyznać. Jego przeciwnicy nie mieliby takiego punktu oparcia i zaczepienia, gdyby Poroszenko zaraz po Majdanie załatwił sprawę oligarchów, zamiast się z nimi umawiać. On myślał, że ich kontroluje, a to oni go ograli.

Wspomniałeś, że Kołomojski miał kontakty z Julią Tymoszenko. On sam zresztą się do tego przyznaje. Czy to oznacza, że Kołomojski grał na kilku możliwych kandydatów, byle przeciwko Poroszence?

Dla każdego coś miłego. Przypominam projekt Kołomojskiego – partię UKROP, taką megapatriotyczną, proukraińską. Zełenski coś zupełnie innego: nostalgia za Sowieckim Sojuzem, przyjaźń z Rosją; my jesteśmy niby Ukraińcy, ale nie Ukraińcy. I tak dalej, i tak dalej. Julia Tymoszenko to jest w ogóle osobna kategoria. Proszę zwrócić uwagę na jeden niuans. Podczas kampanii wyborczej Julia Tymoszenko, kosztem często własnego poparcia, biła wyłącznie w Petra Poroszenkę, jakby nie zauważając Zełenskiego. A to Zełenski odebrał jej część elektoratu. I to jest realny argument czy czynnik, który możemy zobaczyć gołym okiem, bo nie wiemy, jak wyglądają kuluarowe relacje pomiędzy ludźmi, o których tutaj mówimy. Jak to się mówi – po owocach ich poznacie, i teraz widać, jak Julia Tymoszenko już przebiera nogami, żeby być premierem; jak mówi: szybciej rozwiązujcie Radę, bo nie macie legitymacji! Bo ona rozumie, że teraz może jeszcze uzyskać dobry wynik wyborczy. I ona, i Zełenski. Potem, im dalej w las, tym będzie trudniej, a drzew więcej.

Czyli to nie jest nowy układ, który ma zrywać z dotychczasową polityką, ale kryją się za nim nazwiska i starych oligarchów, i starych polityków, w tym takiej lisicy polityki ukraińskiej, jak Julia Tymoszenko. Czy ukraińskie społeczeństwo miało szansę dowiedzieć się w czasie kampanii wyborczej, że Zełenski to nie Hołoborodko, nauczyciel historii z serialu, tylko zakładnik starej politycznej i oligarchicznej ekipy?

Szansa była, ale Ukraińcy do końca nie chcieli słuchać. Uwierzyli w film Sługa narodu, stworzyli sobie projekcję, wizualizację prezydenta i przełożyli obraz pana Hołoborodki czyli postaci, którą grał Zełenski, na Zełenskiego. Ale Hołoborodko walczył z korupcją, posadził nawet swoich współpracowników do więzienia. No, ja sobie nie wyobrażam, żeby Zełenski posadził Kołomojskiego albo Firtasza do więzienia…

Przypomnijmy, że Kołomojski już zapowiedział, że wróci na Ukrainę. Bo teraz mieszka w Izraelu i w Genewie.

W Genewie już nie mieszka, dlatego że nakazem londyńskiego sądu jest ścigany za pieniądze, które przelał do firm, które są zarejestrowane na Cyprze, i za to musiał opuścić Szwajcarię. Szwajcarzy powiedzieli: fajnie było, dopóki nie było problemów z kapitałem, ale teraz, panie Ihorze, pan rozumie, jesteśmy w bardzo niezręcznej sytuacji. Ale też nie jest wykluczone, że FBI prowadzi postępowanie, w którym występuje Ihor Kołomojski i nieoficjalnie mówi się o tym, że Amerykanie mogliby być zainteresowani zatrzymaniem. I być może dlatego Igor Kołomojski opuścił Szwajcarię. W Izraelu, którego ma obywatelstwo, po prostu nic mu nie grozi. Izrael jest znany z tego, że nie wydaje swoich obywateli bez względu na skalę popełnionych przez nich przestępstw.

Krzysztof Skowroński: I tam ma też znajomego z Rosji, pana Abramowicza, który musiał opuścić Londyn z tego samego powodu i przenieść się razem ze swoim majątkiem do Izraela.

Co więcej, znajomym pana Abramowicza jest też Wołodymyr Zełenski. No właśnie. Hołoborodko jeździł rowerem, mieszkał w komunalnym mieszkaniu; Zełenski ma willę w Italii i jest tam sąsiadem Abramowicza. I ma luksusowe mieszkanie na Krymie, oczywiście kupione za pół ceny, ale mówi się, że po cenie rynkowej. Ma kontakty z oligarchami, wejścia praktycznie do kilku kanałów telewizyjnych.

Z kolei pan Firtasz, o którym też była mowa, przebywa w Wiedniu. Ponieważ grozi mu ekstradycja do Stanów Zjednoczonych za sprawy korupcyjne, austriacki sąd, zresztą na wniosek Stanów Zjednoczonych, nałożył na niego areszt domowy. Ale Austriacy nie spieszą się z wydaniem go Amerykanom. W pewnym sensie pan Firtasz ma w Austrii azyl.

To jacy oligarchowie mieszkają na terenie Ukrainy?

Petro Poroszenko (śmiech). Lowoczkin chyba jeszcze się nie wyprowadził Ukrainy. Medweczuk, który jest nie tylko oligarchą, ale takim demiurgiem ukraińskiej polityki, też tutaj funkcjonuje. Nie wszyscy stąd wyjechali, ale zazwyczaj większość z nich posiada też nieruchomości w innych krajach. I zazwyczaj ma obywatelstwo innych krajów; bardzo często jest to obywatelstwo Izraela.

Wracając do Zełenskiego: w kampanii wyborczej zastosowano jeszcze jedną technikę. Zełenskiego takiego, jaki on jest naprawdę, schowano. Zmontowano dynamiczne wideo, które zostało wrzucone na YouTube i na inne kanały mediów społecznych. W ten sposób zaprojektowano postać pana Zełenskiego, która poza twarzą nie ma nic wspólnego z tą, którą zagrał w filmie Sługa narodu.

PB: Zełenski dokonał pewnego ważnego aktu politycznego w tym tygodniu. Spotkał się z patriarchą Filaretem, tego samego dnia spotkał się ze zwierzchnikiem ukraińskiej Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego. To oczywiście wywołało też wiele negatywnych komentarzy. Ale w pewnym sensie było widać to, co mówisz – że on nie jest przygotowany do tej funkcji. Przyszedł na te spotkania w czarnej koszuli, nie miał na sobie garnituru, krawata, ręce trzymał pod stołem. Wyglądało to całkiem inaczej niż w spotach.

Nie spotkał się natomiast z przedstawicielami ukraińskiej Cerkwi greckokatolickiej. To też jest bardzo ważne.

Słabo znamy jego poglądy albo w ogóle nie znamy. Czy Zełenski w ogóle mówił coś o Polsce? Czy Polska ma znaczenie w jego koncepcji, jeżeli takowa w ogóle jest?

Mówił. Powiem więcej: w momencie, kiedy ogłosił swoją kandydaturę, gościł w naszym polskim Arłamowie w Bieszczadach.

A ogłosił, przypomnijmy, w noc sylwestrową. Zamiast orędzia prezydenta zostało wyemitowane orędzie Zełenskiego. W telewizji 1+1.

Orędzie człowieka X, jakiegoś tam gwiazdora, showmana. Natomiast jeśli chodzi o Zełenskiego i o Polskę, to mówi niewiele, ale mówi. Że Polska jest przykładem dla Ukraińców, że świetnie sobie poradziliśmy ekonomicznie, że udało nam się ze wszystkich tych postsocjalistycznych krain poradzić sobie najlepiej na drodze do kapitalizmu i do jakiego-takiego rozwoju. I to wszystko. Podejrzewam, że on po prostu nie ma wiedzy na temat Polski. A jego doradcy, szczerze mówiąc, bardziej zwracają uwagę na Rosję, Stany Zjednoczone, Niemcy niż na Polskę. Ja nie widzę możliwości przełomu w stosunkach polsko-ukraińskich pod przewodnictwem pana Zełenskiego, bo to są dyletanci.

Ale jest z drugiej strony ten element bardzo drażliwy w relacjach polsko-ukraińskich: polityka historyczna, polityka pamięci, kwestia miejsc pamięci. Zełenski nie przywiązuje szczególnej uwagi do kwestii patriotyzmu, spraw narodowych; może pod tym względem Polska będzie miała w nim lepszego partnera?

Może pójść na jakieś tam ustępstwa, ale niekoniecznie. Przypominam, że doradcami Zełenskiego są ludzie, którzy byli u Janukowycza. Jak wyglądała wtedy polityka historyczna? Niby się zgadzali, niby też potępiali UPA, ale żadnych znaczących gestów ze strony ukraińskiej nie było. I ich to nie obchodzi. Ich obchodzą pieniądze. Jak zarabiać kasę, jak odzyskać bank dla Kołomojskiego – dwa miliardy dolarów. To ich interesuje najbardziej. I oczywiście świetny pijar, który cały czas robią, jeśli chodzi o ukraiński elektorat, który ciągle ma nadzieję, że Zełenski to jest taki Mojżesz, który przeprowadzi ten biedny naród ukraiński z niedoli do dobrobytu. To jest taka naiwna wiara w to, że można całkowicie zmienić kraj, który naprawdę jest – nie wiem jak to powiedzieć – przeorany korupcją od góry do dołu, i wertykalnie, i horyzontalnie.

Za to też niewątpliwie jest odpowiedzialna poprzednia ekipa. Ale spójrzmy może szerzej. Mieszkasz tutaj od wielu lat, jednocześnie jeździsz do Polski. Te ostatnie pięć lat po Rewolucji Godności – czy faktycznie, jak twierdzi wielu Ukraińców, nie nastąpiły tu żadne zmiany albo jest gorzej? Jak to oceniasz?

Ja na Ukrainę przyjeżdżam od dwudziestu lat, a nawet więcej. I ja te zmiany widzę z boku. Można krytykować panią Mosejczuk – ja też ją krytykuję (to jest prowadząca program na kanale pana Kołomojskiego 1+1) – za to, że powiedziała, że nosem czy językiem kromki chleba nie posmarujesz. Ale w pewnym sensie ona ma rację. Wszystkie reformy, które tutaj się dzieją, mają charakter bardziej infrastrukturalny, systemowy; dla zwykłego zjadacza chleba one są nieodczuwalne. Więcej, ja słyszę wypowiedzi pana Hrojsmana, że budujemy na Ukrainie drogi, a któryś raz z kolei – bo mam rodzinę w Czerkaskiej Obłasti– jadę drogą do Czerkas, a to jest droga krajowa – i nawet nie można o niej powiedzieć, że to są dziury. To wygląda jak droga przyfrontowa, po których Ty miałeś okazję jeździć.

Przy okazji: zawsze przypominasz, że za drogi na Ukrainie jest odpowiedzialny nasz rodak.

Pan Sławomir Nowak, od trzech lat. Czasami mi się wydaje, że on więcej mówi o autostradach, których na Ukrainie nie ma, niż o normalnych drogach. Nawet jak wybudujemy piętnaście nowych lotnisk, jak się chwali minister Omelian od infrastruktury, to czym ja do tych lotnisk dojadę? Helikopterem prywatnym, jak Kołomojski (śmiech).

KS: Czy były prezydent Janukowicz wróci do swojej pięknej willi, którą mieliśmy okazję kiedyś zwiedzić?

Czy wróci, tego nie wiem, ale deklarował, że chce i że widzi w Zełenskim męża opatrznościowego, któremu życzy wszystkiego najlepszego. I bardzo chciałby wrócić, on to zaznacza teraz w każdym swoim wystąpieniu, w każdym wideo, które wrzuca do sieci, na każdym spotkaniu z dziennikarzami. Ale jako kto? Nie wiadomo. Jeśli rzeczywiście wróci, to Zełenski będzie miał twardy orzech do zgryzienia, ponieważ tutaj jest wystawiony na Janukowycza prokuratorski nakaz ścigania i wyrok skazujący za zdradę narodową, za korupcję, za to, co się stało na Majdanie. Nie wiem, jak Zełenski się z tym zmierzy, bo przecież przyjaciele Zełenskiego to też przyjaciele Janukowycza.

Rzetelność dziennikarska wymaga, żeby powiedzieć, że po publicznym wyrażeniu poparcia przez Janukowycza dla Zełenskiego, ten oświadczył, że takich wyrazów poparcia sobie nie życzy.

PB: Jaka przyszłość czeka więc Ukrainę? Rewolucja?

Nie, chyba że Zełenski zagra w taki sposób, że coś pęknie w ludziach. Na razie, cokolwiek zrobi czy powie, wszystko jest mu wybaczane. Więc do Majdanu jeszcze droga bardzo daleka, tak bym powiedział. Apatia – tak, jest. Zniechęcenie – jest. Ale Ukraińcy mają z tyłu głowy ofiary na Majdanie. I ludzie mówią: no i po co oni szli pod te kule? Teraz, po tym, co się stało, nikt nie zaryzykuje swojego życia, żeby potem za dwa, trzy lata wszystko wróciło za pomocą dobrej socjotechniki do starego. A tak naprawdę mówi się, że to nowe, a to takie stare, tylko po botoksie (śmiech).

Zapytałem działaczy związanych z Rewolucją Godności, czy pogodzą się z faktem, że Zełenski jest prezydentem, czy też należy spodziewać się jakichś gwałtownych wydarzeń. Powiedzieli mi, że trzeba poczekać do jesieni. Bo ukraińskie rewolucje zazwyczaj wybuchają 22 listopada, w dzień świętego Michała Archanioła.

Specyfika ukraińskich rewolucji polega na tym, że one uwielbiają zimę. Późną jesień, zimę. Nie wiem, skąd to się bierze, może z tego, że ukraińscy Kozacy lubili bardzo organizować pochody właśnie zimą, bo nikt się wtedy nie spodziewał napaści.

Może lepiej, żeby nic się nie wydarzyło, ale przypomnę, że kluczową datą, może ważniejszą niż same wybory prezydenckie, będą wybory parlamentarne dwudziestego 27 października 2019 roku. Ukraina jednak jest republiką, w której zdecydowanie większą rolę odgrywa parlament i rząd. Prezydent jest ważny, ale nie może samodzielnie rządzić. Bez swojego rządu Wołodymyr Zełenski będzie miał związane ręce, a czy będzie miał swój rząd, to dopiero zobaczymy jesienią. Chyba, że uda mu się wcześniej rozwiązać Radę.

Rozmowa Pawła Bobołowicza i Krzysztofa Skowrońskiego z Markiem Sierantem, pt. „Ukraina po wyborach: nowe, czyli stare po botoksie”, znajduje się na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Rozmowa Pawła Bobołowicza i Krzysztofa Skowrońskiego z Markiem Sierantem, pt. „Ukraina po wyborach: nowe, czyli stare po botoksie”, na s. 7 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dziś, być może, wielu powiedziałoby Janowi Pawłowi II za mężami ateńskimi: „Posłuchamy cię innym razem”

Jeśli nie będziemy czerpać z tego dziedzictwa, odrzucimy prawdę, a w konsekwencji zakwestionujemy Ewangelię. Jeśli roztrwonimy ten kapitał duchowy i intelektualny – popełnimy grzech zaniechania.

Małgorzata Szewczyk

27 kwietnia minęło pięć lat od kanonizacji Jana Pawła II. Nie sposób dziś wyobrazić sobie, jaki byłby świat bez papieża Polaka. Ten wyjątkowy pontyfikat zaowocował setkami wydarzeń, sytuacji i papieskich gestów, o których mówiono, że odtąd Kościół zmieni swe oblicze i nic już nie będzie takie samo. Zadziwiał, frapował, ba, wielokrotnie wprawiał w konsternację nawet swoje najbliższe otoczenie. Jednak kluczem do zrozumienia jego pontyfikatu jest spuścizna słowa, którą pozostawiał Kościołowi, światu i nam, Polakom.

Jeszcze kilka lat temu to, czego jesteśmy dziś świadkami, byłoby nie do pomyślenia. Podpisana przez prezydenta Rafała Trzaskowskiego karta LGBT w Warszawie, film Kler, propozycje usunięcia lekcji religii ze szkół, projekt ustawy o świeckim państwie przygotowany przez Stowarzyszenie Inicjatywa Polska, „lekcja religii” prowadzona przez prezydenta miasta Poznania Jacka Jaśkowiaka czy profanacja obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej w płockim kościele – to tylko niektóre z wydarzeń czy inicjatyw z pogranicza państwa i Kościoła, bezpardonowo atakujących religię i obrażających katolików.

I na nic tu tłumaczenia o wolności słowa i sztuki, postępie i demokracji, „wartościach” europejskich, o równości płci i innych nośnych dziś hasłach. To po prostu burzenie fundamentów polskiej tożsamości, nierozerwalnie związanej z chrześcijaństwem i przekreślanie spuścizny papieża Polaka.

Kiedy Jan Paweł II odwiedzał Polskę, na Mszach św. i spotkaniach gromadziły się tłumy. Dziś, być może, wielu powiedziałoby za mężami ateńskimi: „Posłuchamy cię innym razem”. Oklaskiwaliśmy jego wypowiedzi, ale nader szybko zapomnieliśmy, o czym mówił. Publikacje gromadzące papieskie dokumenty, homilie, przemówienia, katechezy, wywiady pokrył po prostu kurz. Kto z nas, w ciągu tych minionych pięciu lat sięgnął po jego nauczanie? Kto podjął refleksję choćby nad głoszonymi przez niego katechezami na temat małżeństwa i rodziny? Czy znajomość nauczania papieża Polaka pozostanie (a może już jest?) tylko domeną księży i coraz mniej licznych studentów teologii?

Jeśli nie będziemy powracać do jego myśli, bezpowrotnie zatracimy to, co przez setki lat budowało naszą narodową i religijną wspólnotę. Jeśli nie będziemy czerpać z tego dziedzictwa, odrzucimy prawdę, a w konsekwencji zakwestionujemy Ewangelię. Jeśli pozwolimy na roztrwonienie tego olbrzymiego kapitału religijnego, duchowego i intelektualnego – wciąż przez nas niezgłębionego i nie do końca odkrytego także przez sam Kościół – popełnimy grzech zaniechania.

W czasie niemal 27 lat jego posługi Piotrowej działy się małe i wielkie sprawy: runęły mury, zniknęły granice, przestawały istnieć nieludzkie systemy władzy, narody odzyskiwały suwerenność i odkrywały własną tożsamość, słowa: Bóg, wiara i Kościół, w wielu miejscach zakazane, wracały do narodowych słowników.

Jan Paweł II w trudnym i bolesnym XX stuleciu, nazwanym przez niego samego wiekiem męczenników, mówił ludziom o Bogu i kreślił ewangelijną wizję człowieczeństwa; uczył, jak bronić i ocalać godność człowieka. Przypominanie światu jego uniwersalnych słów to dziś zadanie dla nas, jego rodaków. Nikt tej lekcji za nas nie odrobi.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Nikt tej lekcji za nas nie odrobi” znajduje się na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Nikt tej lekcji za nas nie odrobi” na s. 2 majowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dziennikarstwo propagandowe osiąga swe wyżyny, a media nie doszły jeszcze do porozumienia co do tego, czym są fake newsy

Cały arsenał broni służącej manipulacji można dostrzec wysiłkach medialnych KPCh na rzecz kształtowania opinii publicznej w Chinach i poza ich granicami na temat praktyki duchowej Falun Gong.

Peter Zhang

Królestwo fake newsów

Studium kampanii propagandowej Pekinu przeciwko Falun Gong

W trakcie toczącej się w Stanach Zjednoczonych debaty na temat tak zwanych fake newsów amerykańskie media nie doszły jeszcze do żadnego konsensusu odnośnie do tego, co stanowi „fake newsy”. Burzliwa debata trwa.

Dziennikarstwo propagandowe osiąga swoje wyżyny i jest to stan wysoce niepokojący. Krytycy twierdzą jednak, że wciąż dają się słyszeć różne głosy w naszym otwartym społeczeństwie, szczególnie na platformach mediów społecznościowych. Brakuje jednak pewności, czy przeciętny Amerykanin potrafi odróżnić prawdziwe wiadomości od fałszywych i błędnych. Jak zauważył Francuz Alexis de Tocqueville, który żył półtora wieku temu (1805–1859), Nie znam żadnego kraju, w którym jest tak mało niezależności umysłu i prawdziwej wolności dyskusji, jak w Ameryce.

Najbardziej palącym problemem jest jednak zagraniczna propaganda wywierająca wpływ na amerykański naród. Mimo wszystkich nagłówków prasowych o wtrącaniu się Rosji w nasze wybory, to Chiny, subtelnie i potajemnie, wiodą w tym prym. Fake newsy w Chińskiej Republice Ludowej nie są czymś nowym; stanowią one część życia 1,4 mld Chińczyków. Idąc śladem dawnego Związku Radzieckiego, Komunistyczna Partia Chin powołała w maju 1924 roku własne Ministerstwo Propagandy, którego działalność została zawieszona na okres burzliwej rewolucji kulturalnej 1966–1976 i wznowiona w październiku 1977 roku. Dziś ministerstwo nie tylko zmonopolizowało fale radiowe i drukowane treści, lecz także internet. Wszystko to w celu kontrolowania umysłów, a dokładniej rzecz biorąc, przekształcenia mas w ofiary syndromu sztokholmskiego. W wysiłkach podejmowanych przez KPCh, których celem jest kształtowanie opinii publicznej w Chinach i poza ich granicami na temat praktyki duchowej Falun Gong, można dostrzec cały arsenał broni służącej manipulacji za pośrednictwem mediów – co stanowi praktyczne studium przypadku fake newsów w ich najbardziej ekstremalnej formie.

Początkowo KPCh wychwalała Falun Gong

Spośród wszystkich kampanii medialnych prowadzonych przez KPCh atak na praktykę Falun Gong, znaną również pod nazwą Falun Dafa, był najbardziej napastliwy i przypominający propagandową krucjatę z czasów rewolucji kulturalnej. Zakorzenione w buddyjskich tradycjach Falun Gong zostało po raz pierwszy upublicznione przez jego założyciela pana Li Hongzhi podczas serii wykładów w 1992 roku i składa się z dwóch głównych części: zestawu pięciu ćwiczeń medytacyjnych oraz zasad prawdy, życzliwości i cierpliwości. Podobnie jak w buddyjskim systemie wierzeń, praktyka ta polega na przestrzeganiu przez praktykujących norm moralnych oraz na regularnym wykonywaniu ćwiczeń, dzięki czemu mogą oni osiągnąć samospełnienie i oświecenie.

Początkowo KPCh wykorzystywała państwowe media do propagowania Falun Gong ze względu na korzyści zdrowotne i poprawę moralności społeczeństwa.

Wśród lepiej znanych mediów, które wkładały sporo wysiłku w te działania, były: China Central TV (w 1993 i 1998), „People’s Public Security Newspaper” (w 1993), „Qigong & Science Journal” (w 1993), „Beijing Daily” (w 1996 i 1998), „Medicine & Health Newspaper” (w 1997) oraz Hong Kong TV (w 1998). 24 listopada 1998 roku Shanghai TV (STV) wyemitowała materiał filmowy przedstawiający lokalnych mieszkańców wykonujących w parku ćwiczenia Falun Gong i podała: Dziś rano prawie 10 000 praktykujących Falun Gong pojawiło się, aby wykonać ćwiczenia […] Na chwilę obecną Falun Gong ma prowadzone przez wolontariuszy punkty ćwiczeń w całym kraju, wliczając w to Hongkong, Makao, Tajwan, a także Europę, Amerykę Północną, Australię i inne kraje azjatyckie. Około 100 mln ludzi praktykuje Falun Dafa.

Przywództwo z Pekinu staje się wrogie

Początkowo Komunistycznej Partii Chin podobało się Falun Gong – jako system ochrony zdrowia. Według artykułu opublikowanego w „US News & World” z lutego 1999 roku, urzędnik wysokiego szczebla z Chińskiej Komisji Sportu powiedział: Falun Gong i inne rodzaje qigong mogą każdemu zaoszczędzić 1000 juanów rocznie na kosztach leczenia. Jeśli 100 mln ludzi to praktykuje, to rocznie na opłatach medycznych zostaje zaoszczędzonych 100 mld juanów (14,9 mld dolarów). Premier Zhu Rongji jest bardzo szczęśliwy z tego powodu. Kraj może teraz wykorzystać te pieniądze na inne cele.

Sinolodzy wyraźnie zaznaczyli, że KPCh uważała bardzo szybki wzrost popularności Falun Gong za zaskakujący, a dodatkowo działo się to praktycznie tuż pod jej nosem. Jiang Zemin, ówczesny przywódca partii, uważał ten wzrost popularności za zagrożenie egzystencjalne. Przecież Chiny jako państwo komunistyczne nie mogą sobie pozwolić na istnienie niezależnej organizacji, chyba że partia sprawowałaby nad nią kontrolę. Ponadto buddyjskie nakazy Falun Gong dotyczące prawdy, życzliwości i cierpliwości stały w sprzeczności z doktrynami KPCh: ateizmem, walką klas i rewolucją poprzez użycie siły.

Mao Zedong, założyciel KPCh, zauważył, że „co siedem lub osiem lat” należy przeprowadzać kampanie polityczne. Dlaczego? Prawdziwym powodem jest to, że partia regularnie potrzebuje nowego wroga, aby raz za razem ożywiać orwellowskie społeczeństwo, które partia kształtuje.

Wszystkie reżimy komunistyczne mają trzy wspólne cechy: 1. rządzenie przy użyciu przemocy i strachu, 2. kontrola informacji, 3. kontrola umysłów poprzez ideologię komunistyczną. Taktyka mediów KPCh obejmuje: zniesławianie, manipulację informacjami, oszustwa i cenzurę.

20 lipca 1999 roku Jiang ogłosił swoją decyzję o wykorzenieniu Falun Gong. Trzy miesiące wcześniej – 25 kwietnia – około 10 000 praktykujących wzięło udział w publicznym apelu przed Zhongnanhai, siedzibą centrali KPCh w Pekinie, aby zawnioskować o prawne uznanie i ochronę. Niestety Jiang pozostał niewzruszony. Założył podobny do gestapo departament omijający wymiar sądownictwa – Biuro 610, aby kierowało ogólnokrajową kampanią prześladowań przeciwko Falun Gong. W tym samym czasie, gdy dokonywano masowych aresztowań praktykujących, wszystkie formy państwowej machiny propagandowej zaczęły prowadzić „wojnę w living roomie” przeciwko Falun Gong i jego założycielowi. Zwyczajne półgodzinne wiadomości w CCTV zostały przekształcone w godzinne wydania specjalne demonizujące Falun Gong, odwracające wcześniejsze pozytywne komentarze, jakie wypowiedziano na temat tej praktyki medytacyjnej. Biuro 610 wydało szereg dekretów nakazujących wszystkim grupom społecznym, w tym instytucjom edukacyjnym od szkół podstawowych po uniwersytety, wzięcie udziału w tak zwanej kampanii „antykultowej”.

Aby oczernić Falun Gong, nazywając go kultem, Ministerstwo Propagandy wymyśliło 1400 „przypadków samobójstw”, obarczając za nie winą Falun Gong. W rzeczywistości zostały one popełnione przez osoby, które nie praktykowały tej dyscypliny.

Wieloletni obserwatorzy z Chin stwierdzili, że ta sztuczka była zarówno podła, jak i wręcz niewiarygodna. Po pierwsze, Falun Gong, podobnie jak inne buddyjskie wyznania, zakazuje wszelkich form zabijania, w tym samobójstw. Po drugie, Falun Gong istniało od 1992 roku i w międzyczasie nie zgłoszono w Chinach ani jednego przypadku samobójstwa popełnionego przez osoby ćwiczące Falun Gong, aż nagle po rozpoczęciu represji w lipcu 1999 roku Ministerstwo Propagandy wydało komunikat informujący o tych rzekomych przypadkach. Po trzecie, Falun Gong jest praktykowane w ponad 70 krajach na całym świecie i do tej pory poza Chinami nie odnotowano żadnego przypadku samobójstwa.

Inscenizacja samobójstw na placu Tiananmen

Najbardziej znaną historią jest, być może, tak zwany incydent samospalenia na placu Tiananmen z 23 stycznia 2001 roku, który, zdaniem niektórych zachodnich dziennikarzy, został zainscenizowany przez chińskie władze. Podczas gdy Ministerstwo Propagandy KPCh twierdziło, że pięciu praktykujących Falun Gong próbowało „wstąpić do nieba” poprzez samopodpalenie na placu Tiananmen, społeczność międzynarodowa uznała to twierdzenie za sprzeczne z faktami.

Jedynie państwowe media miały możliwość przeprowadzenia wywiadu z domniemanymi „ofiarami Falun Gong”, podczas gdy prasa międzynarodowa, w tym członkowie rodzin ofiar, nie mogli się z nimi skontaktować. Ministerstwo Propagandy nakazało wszystkim swoim mediom umieścić ten incydent w nagłówkach wiadomości.

W „The Washington Post” opublikowano reportaż śledczy „Human Fire Ignites Chinese Mystery” („Trawiący ludzi ogień podpala chińską tajemnicę”) z 4 lutego 2001 roku, w którym opisano jedną z rzekomych ofiar, kobietę o imieniu Liu Chunling. Miała ona „pracować w nocnym klubie [i] brać pieniądze za dotrzymywanie towarzystwa mężczyznom” – co było zachowaniem bardzo odbiegającym od moralnych standardów praktykujących Falun Gong. Ponadto żaden z jej sąsiadów nigdy nie widział, żeby ćwiczyła Falun Gong. Jeszcze bardziej upokarzająca dla władz Pekinu była sytuacja, gdy obecna na miejscu w trakcie wydarzenia producentka CNN zwróciła uwagę, iż nie widziała żadnych dzieci wśród pięciu osób, które dokonały samopodpalenia, podczas gdy wszystkie chińskie media państwowe donosiły, że była wśród nich 12-letnia Liu Siying.

KPCh wznosi zaporę internetową

Aby powstrzymać masy przed dostępem do prawdziwych wiadomości, KPCh wzmocniła swoją cenzurę internetu od roku 2000, tworząc największy na świecie system zapór sieciowych w ramach projektu „Złota Tarcza”.

Nic dziwnego, że wszystkie strony internetowe związane z Falun Gong są tam zablokowane i nawet na stronie MIT w jednym miejscu założono blokadę, ponieważ znajdują się tam informacje o klubie Falun Gong na MIT.

Badania przeprowadzone na Harvardzie w 2016 roku ujawniły, że chiński rząd od dawna podejrzewany jest o zatrudnianie aż dwóch milionów osób do potajemnego umieszczania ogromnej liczby anonimowych komentarzy i innych kłamliwych treści w potoku prawdziwych postów w mediach społecznościowych, tak jakby były prawdziwymi opiniami zwykłych ludzi. […] Szacujemy, że rząd produkuje i publikuje w mediach społecznościowych 448 mln komentarzy rocznie. Ci internetowi komentatorzy są nazywani „partią 50 centów” (The 50 cent part), ponieważ rzekomo dostają 50 centów za każdy post. Ich zadaniem jest podżeganie do nienawiści, szerzenie dezinformacji i promowanie państwowej propagandy przeciwko Falun Gong.

Chociaż stosowana przez KPCh polityka prześladowań nie uległa zmianie, Pekin zaprzestał w ostatnich latach kampanii medialnej przeciwko Falun Gong. Specjaliści z Chin zauważyli, że propaganda Pekinu przeciwko Falun Gong zawiodła zarówno w kraju, jak i za granicą z powodu łamania przez reżim praw człowieka wobec praktykujących Falun Gong.

Trwająca od 1999 roku straszliwa grabież organów od przetrzymywanych w więzieniach praktykujących Falun Gong, którą media zaczęły ujawniać w 2006 roku, zaszkodziła KPCh szczególnie w szerzeniu jej propagandy przeciwko Falun Gong.

Z czasem działania podejmowane przez Pekin w zakresie wywierania wpływu za pośrednictwem zagranicznych środków masowego przekazu osiągnęły jednak nowy poziom. Oprócz głównych mediów, takich jak „China Daily” (zagraniczne wydanie „People’s Daily”) i CCTV-4 (zagraniczny kanał telewizji CCTV), Chiny są w trakcie realizacji planu otwarcia 1000 Instytutów Konfucjusza na całym świecie do 2020 roku.

Władze kanadyjskiego Uniwersytetu McMastera musiały w 2013 roku zamknąć działający u nich Instytut Konfucjusza z powodu dyskryminacji, jakiej dopuszczono się w przypadku Sonii Zhao, nauczycielki zatrudnionej w 2010 roku, która musiała podpisać umowę zawierającą klauzulę zakazującą jej praktykowania Falun Gong. W zeszłym roku Departament Sprawiedliwości USA, starając się przeciwdziałać operacjom wywierania wpływu przez zagranicę, nakazał Xinhua News Agency i China Global Television Network (dawniej CCTV International), dwóm największym pekińskim firmom medialnym w Ameryce, aby zarejestrowały się jako zagraniczni agenci lub lobbyści.

Podczas gdy pekińskie media cieszą się wolnością głoszenia treści komunistycznych na całym świecie, w Chinach zachodnie media są silnie cenzurowane. Google, Facebook, Twitter, YouTube i wiele innych popularnych stron internetowych jest w Chinach zablokowanych. Jednak chińskie media państwowe mogą mieć konta na Facebooku i Twitterze, aby promować swój program państwa jednopartyjnego.

Co gorsza, niektóre zachodnie firmy technologiczne dobrowolnie podpisały tzw. samodyscyplinującą obietnicę współpracy z pekińskim urzędem cenzury. Dokonują autocenzury, aby filtrować wrażliwe politycznie słowa, takie jak Falun Gong i masakra na placu Tiananmen w 1989 roku.

Obecnie na przykład Apple Inc. obsługuje konta iCloud chińskich użytkowników w centrum danych w Chinach, twierdząc, że przestrzega obowiązujących w tamtym miejscu przepisów. Daje to Wielkiemu Bratu w Chinach łatwy dostęp do informacji tamtych użytkowników.

Jak pisał George Orwell w książce Rok 1984: „Jeśli myśl psuje język, język może również zepsuć myśl”. Media pełnią w społeczeństwie komunistycznym rolę narzędzia propagandy służącego kontroli umysłów. Kiedy Pekin ma wolną rękę w rozpowszechnianiu na całym świecie wiadomości usprawiedliwiających cenzurę i ucisk, to nadwątla tym nasze człowieczeństwo, niewinni ludzie mogą dać się zwieść i przyjąć te wyrachowane kłamstwa za prawdę.

Tym, czego świat potrzebuje teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, są prawdziwe informacje i prawo do wolności sumienia, ekspresji oraz zrzeszania się. Poeta i uczony John Milton wyraził to najlepiej w odezwie skierowanej w 1644 roku do angielskiego parlamentu, później wydanej w formie traktatu Areopagitica: „Przed wszystkimi innymi wolnościami dajcie mi wolność poznawania, wypowiadania się i prowadzenia dysput w zgodzie z własnym sumieniem”.

Peter Zhang zajmuje się ekonomią polityczną Chin i Azji Wschodniej. Jest absolwentem Pekińskiego Uniwersytetu Studiów Międzynarodowych, Fletcher School of Law and Diplomacy, ukończył także Harvard Kennedy School. Oryginalna, angielska wersja tekstu została opublikowana w „The Epoch Times” 26.02 br. Tłum.: polska redakcja „The Epoch Times”.

Artykuł Petera Zhanga pt. „Królestwo fake newsów” znajduje się na s. 5 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Petera Zhanga pt. „Królestwo fake newsów” na s. 5 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy Stalin dla Polaków jest bardziej do przyjęcia niż Bandera, a 9 maja jest dla Polski dniem zwycięstwa?

Polityków poznaje się po owocach ich pracy. Bywa, że ci, co odwołują się do haseł patriotycznych, faktycznie szkodzą swojemu krajowi, a odwołujący się do haseł narodowych – szkodzą swojemu narodowi.

Wlad Kowalczuk

Wyobraźmy sobie, że służby specjalne państw NATO zaczynają dzielić terrorystów na „prawdziwych”, którzy mają zakaz wjazdu do strefy Schengen, i tych, którzy są tylko ich „sympatykami”, po prostu spędzającymi z nimi wolny czas. I ci sympatycy dostają wszystkie niezbędne do wjazdu dokumenty i bez przeszkód podróżują po państwach strefy, obnosząc się z symboliką np. państwa islamskiego. Okazuje się, że ta political fiction jest dzisiaj realizowana. Chodzi o tak zwany rajd motocyklowy klubu Nocne Wilki, odbywający się pod nazwą „Drogi Zwycięstwa”. Członkowie tej kontrowersyjnej grupy motocyklowej już kolejny raz wjechali na terytorium Polski.

Dla nikogo, a tym bardziej dla Polaków nie jest tajemnicą że członkowie tego klubu, a zwłaszcza jego lider Aleksander Załdostanow, brali aktywny udział w aneksji Krymu i mają swoje przedstawicielstwa na okupowanym Krymie, w Doniecku i Ługańsku.

Załdostanow jest osobiście zaprzyjaźniony z Putinem. Sam przywódca Nocnych Wilków jest na liście osób niepożądanych USA i Kanady. Te fakty w żaden sposób nie przeszkadzają władzom Polski w wydaniu pozwoleń na wjazd członków nielegalnych zbrojnych ugrupowań działających na terenie sąsiedniej Ukrainy.

Jeszcze ciekawszy jest fakt, że podczas swojego rajdu przez Polskę Nocne Wilki używają zakazanej sowieckiej symboliki, żeby uczcić tych, którzy razem z nazistami dopuścili się okupacji Polski. Polska Straż Graniczna swoją decyzję motywuje tym, iż uczestnicy rajdu „Drogi Zwycięstwa” posiadają wszystkie niezbędne dokumenty do przekroczenia granicy Schengen. (…)

Niestety, pomimo ostrzeżeń i próśb ze strony polskich aktywistów i działaczy społecznych, w 2019 roku Polska ponownie bez żadnych problemów wpuszcza członków nielegalnych zbrojnych ugrupowań, wśród których są osoby, które brały udział w wojnie na Donbasie po stronie terrorystów, wspierają okupację sąsiednich państw i mają swoje przedstawicielstwa na kontrolowanych przez rosyjskich terrorystów terytoriach, motywując to tym, że ich dokumenty są w porządku.

Polski rząd stosuje podwójne standardy, zakazując wjazdu tym, którzy co prawda upamiętniają UPA we Lwowie czy w Kijowie w kontekście jej walki narodowo-wyzwoleńczej z sowieckim imperium, nie zaprzeczając przy tym jej krwawej karty w polsko-ukraińskiej historii, ale zamyka oczy na tych, którzy otwarcie upowszechniają symbolikę sowieckich okupantów i czczą kata narodów – Stalina – na polskiej ziemi. Czy Stalin dla Polaków jest bardziej do przyjęcia niż Bandera, a 9 maja jest dla Polski dniem zwycięstwa? Widocznie dużo łatwiej opowiadać o niebezpieczeństwie ze strony ukraińskiego nacjonalizmu i szukać zagrożenia w ludziach, którzy krzyczą politycznie niepoprawne hasła na marszach, niż zauważyć, że realne zagrożenie jest po stronie tych, którzy biorą udział w zbrojnej agresji, okupacji i morderstwach na obywatelach sąsiednich państw.

Cały artykuł Wlada Kowalczuka pt. „Separatyści i putinowskie Nocne Wilki” znajduje się na s. 7 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wlada Kowalczuka pt. „Separatyści i putinowskie Nocne Wilki” na s. 7 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chrystus zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał! Dla wielu żołnierzy to kolejne święta z dala od domu i rodzin

Ojciec Serhij mówi o nadziei płynącej ze Zmartwychwstania w wymiarze religijnym i w odniesieniu do Ukrainy. Żołnierze chórem powtarzają modlitwy, kończąc słowami: Chrystos Woskres! Woistynu Woskres!

Tekst i zdjęcia Paweł Bobołowicz

Kolejny rok prawosławną Wielkanoc spędziłem, towarzysząc z aparatem i mikrofonem ukraińskiemu kapelanowi wojskowemu o. Serhijowi Dmitriejewowi w jego posłudze na froncie. Na froncie, o którym zapomina

świat, a z kijowskiej perspektywy zdaje się być czymś odległym i geograficznie, i mentalnie. Ale nie jest – jego linia przebiega 700 km na wschód od ukraińskiej stolicy i stale giną na nim żołnierze, a czasem także cywile. Od ponad pięciu lat Ukrainie nie udało się przywrócić kontroli nad częścią obwodu ługańskiego i donieckiego. Okupowany pozostaje Krym. Wojna przybrała charakter pozycyjny. Trwają ostrzały i wymiana ognia, do których najczęściej dochodzi nocą, gdy obserwatorzy OBWE mają mniejsze możliwości monitoringu. Tegoroczna Wielkanoc nie minęła na froncie spokojnie, pomimo że znów ogłoszono rozejm. Kolejny, który nie był przestrzegany.

Wielki Piątek. Na froncie święta mijają inaczej. Żołnierze nie mają czasu i możliwości celebracji całego Triduum Paschalnego. W koszarach przygotowywane są świąteczne posiłki z najważniejszym elementem: kraszankami.

Wielkopiątkową noc spędzamy w okopach na jednej z wysuniętych pozycji. Prorosyjscy separatyści dwukrotnie ją ostrzeliwują z broni strzeleckiej i ciężkich karabinów. Niecelnie. Kilkanaście godzin później tę samą pozycję ostrzelają przy pomocy moździerzy – na szczęście obędzie się bez ofiar. Pomiędzy ostrzałami gramy z żołnierzami w darty.

Gdy wstaje słońce, żołnierze się rozluźniają: ktoś idzie pielęgnować miniogródek z koperkiem i szczypiorkiem, ktoś inny robi sobie kolejny tatuaż.

Nieodłącznymi towarzyszami ukraińskich żołnierzy są zwierzęta: psy, koty, a podobno gdzieś też żołnierze trzymają gęś. To jedyne miejsce, gdzie nie ma psów i kotów.

Późnym wieczorem w Wielką Sobotę rozpoczyna się Liturgia Paschalna. Kapelan musi być w kilku pododdziałach i nie ma możliwości, żeby sprawowana była tak jak w cerkwi, przez całą noc. Na modlitwę i poświęcenie pokarmów do sztabu przyjeżdżają żołnierze z pobliskich pozycji bojowych.

To jedyna noc, której nie zakłócają wystrzały.

 

Od świtu Wielkiej Niedzieli docieramy wojskową terenówką na najodleglejsze pozycje. Z modlitwą, święconą wodą, kraszankami i prezentami od wolontariuszy.

Bo jak mówi jeden z żołnierzy, nawet na froncie zmartwychwstał Pan.

W czasie modlitwy ojciec Serhij mówi o nadziei płynącej ze Zmartwychwstania w wymiarze religijnym i w odniesieniu do sytuacji Ukrainy. Żołnierze chórem powtarzają modlitwy, kończąc słowami: Chrystos Woskres! Woistynu Woskres! – Chrystus Zmartwychwstał! Prawdziwie Zmartwychwstał!

Niektórzy z nich w okopach spędzają wiele miesięcy. Mieszkają pod ziemią, pod ziemią budują sauny, a nawet pralnie. I mają świadomość, ze ich zabezpieczenia i tak ich nie uchronią przed celnie wystrzelonym pociskiem artyleryjskim.

Gdy wśród zebranych żołnierzy są kobiety, o. Serhij szczególnie akcentuje fakt, że to niewiasty pierwsze zobaczyły pusty Grób Pański. W ukraińskim wojsku jest 55 tysięcy kobiet. Część z nich walczy ramię w ramię z mężczyznami, wiele jest medykami, kucharkami. Nie mają żadnej taryfy ulgowej, chociaż nawet w najbardziej polowych warunkach potrafią dbać o swoją urodę.

Dla wielu żołnierzy to kolejne święta spędzone z dala od domu i rodzin. W stałej gotowości do walki.

Jednak zgodnie podkreślają, że obecność kapelana daje im poczucie opieki Boskiej i nadzieję na zmianę. Ojciec Serhij jest ich opiekunem duchowym, ale także kompanem, druhem. Nawet ci, którzy nie czują się chrześcijanami, doceniają jego posługę.

Fotoreportaż Pawła Bobołowicza pt. „Na froncie zmartwychwstał Pan!” znajduje się na s. 6 majowego „Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Fotoreportaż Pawła Bobołowicza pt. „Na froncie zmartwychwstał Pan!” na s. 6 majowego „Kuriera WNET”, nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kasacja niewygodnego dziennikarza, czyli proces Józefa W. Nie bez przyczyny naprawa sądownictwa jest sprawą pilną

Skazywanie niewinnych przez sądy III RP jest faktem. Większe zainteresowanie opinii publicznej niż uniewinnianie przestępców budzi uniewinnianie sędziów, którzy kradną „z roztargnienia”.

Józef Wieczorek

Od 4 lat jestem „grillowany” w krakowskich sądach za ujawnienie na platformie YouTube nagrania z rozprawy, która podobno miała być niejawna, ale ja o tym nie zostałem skutecznie poinformowany, a niejawny status rozprawy budził zdecydowany sprzeciw oskarżonego w trakcie kampanii wyborczej Adama Słomki, jako naruszający Konstytucję RP. Rozprawa przed Sądem Okręgowym w Krakowie sprzed 4 lat wpisywała się w kampanię wyborczą, ale doprowadziła do uniewinnienia Adama Słomki od absurdalnych zarzutów. To chyba miało pozostać tajemnicą, podczas gdy absurdalne oskarżenia były jawne!

Mimo, że nagranie przebiegu rozprawy odbyło się za wiedzą i zgodą sądu (po protestach!), prokuratura prowadziła dochodzenie, kto tego dokonał i kto film rozpowszechnia. Film od początku za wiedzą i przyzwoleniem prokuratury i kolejnych sądów był i jest dostępny w sieci, a ja jestem sądzony za ten „przestępczy” czyn.

Co więcej, podczas jednej z rozpraw film był emitowany dla zainteresowanych na korytarzu sądowym, za wiedza i zgodą sądu! Co prawda prokurator na rozprawie – dokumentowanej społecznie – oświadczył, że film nie ujawnił żadnej tajemnicy, nikomu nie zaszkodził, ja na nim nic nie zarobiłem (działam bowiem pro publico bono), ale skazać trzeba.

Sąd podzielił ten pogląd i w pierwszej instancji zostałem skazany. Przestroga przed obywatelską działalnością dla dobra publicznego – oczywista! Nadmieniam, że z moich filmów sądy niejednokrotnie korzystały jako z materiałów dowodowych, nieraz ze skutkiem uniewinnienia niesłusznie oskarżanych. Zresztą bezpłatnie, czasem bez mojej wiedzy i zgody. Nieraz zabezpieczałem prawidłowy przebieg procesu sądowego, rejestrując go w ramach kontroli społecznej. Niejako w podziękowaniu, sądy rozpoczęły „grillowanie” niewygodnego dla nich dziennikarza. Tak się złożyło, że nie zgodzono się na przełożenie terminu „grillowania” ze względu na mój udział w pogrzebie Żołnierzy Wyklętych – Danuty Siedzikówny „Inki” i Feliksa Selmanowicza „Zagończyka” w Gdańsku, tak że na pierwszą rozprawę musiałem wracać nocą, bezpośrednio na salę sądową. Później z rozmaitych powodów przesuwano terminy kolejnych rozpraw, bo sąd – z jakichś przyczyn – nie miał mocy, aby je prowadzić.

Fot. Józef Wieczorek

Moja apelacja od wyroku skazującego mnie, jak podkreślałem, za działalność pro publico bono, była 3-krotnie odraczana, a i czwarty termin został przesunięty, co prawda tylko o jeden dzień – ze względu na zbyt duże zainteresowanie opinii publicznej. Mimo rozbudowy krakowskich gmachów sądowych w ostatnich latach, sąd na rozprawie 26 kwietnia 2018 r. nie był w stanie znaleźć większej sali, zdolnej pomieścić weteranów opozycji antykomunistycznej i media społecznościowe. Ostatecznie rozprawa odbyła się w godzinach rannych dnia następnego (27 kwietnia), co nieco zmniejszyło frekwencję zainteresowanych, ale przeniesienie rozprawy chyba dla jej wyniku było korzystne. Sąd miał dodatkowy czas na przemyślenie sprawy i ostatecznie podjął decyzję o uniewinnieniu niewinnego, co nie jest częstym zwyczajem polskich sądów. (…)

Przez wiele lat w Sądzie Najwyższym, wbrew Konstytucji RP, która mówi: Art. 28. 1. Godłem Rzeczypospolitej Polskiej jest wizerunek orła białego w koronie w czerwonym polu; 4. Godło, barwy i hymn Rzeczypospolitej Polskiej podlegają ochronie prawnej,

rozprawy odbywały się w salach z umieszczonymi na ścianach jakimiś zielonymi ptaszyskami (zielone wrony?) i dopiero po przeprowadzeniu kontroli społecznej funkcjonowania Sądu Najwyższego, dokonanej przez grupę opozycjonistów antykomunistycznych (m.in. Zygmunt Miernik, Adam Słomka, Paweł Zdun), doszło do umieszczenia na salach rozpraw godła polskiego, zgodnie z obowiązującą Konstytucją.

To jest jeden z przykładów, że na straży Konstytucji często stoją obywatele (nieraz w sądach karani!), a nie sędziowie, którzy na takiej straży stać powinni i za to są wynagradzani. To pokazuje, jak ważna jest kontrola społeczna władzy, także sądowniczej, aby Polska stała się państwem prawa.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Kasacja niewygodnego dziennikarza, czyli proces Józefa W.” znajduje się na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Kasacja niewygodnego dziennikarza, czyli proces Józefa W.” na s. 12 majowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 59/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego