Rassija dla początkujących. Na tym państwie wypróbujmy niezawodność i naukowość koncepcji zastosowanej w artykule

To nie będzie polemika, a jedynie dopiski na marginesie tekstu, czyli glossa. Ze wszystkimi tezami się zgadzam. To będzie zatem jedynie dopowiedzenie, sprawdzenie, czy metoda jest prawidłowa.

Jan A. Kowalski

Rassija dla początkujących

Glossa do tekstu Ukraina dla początkujących, Kurier WNET 56, styczeń 2019

Na samym początku, jak mawiają Rosjanie, chciałbym bardzo podziękować dr Monice Gabrieli Bartoszewicz. Nie tylko za fascynujący tekst, ale również za przybliżenie czytelnikom „Kuriera WNET” swej oryginalnej metody badawczej. Dzięki jej zastosowaniu najmniej nawet bystry Jan Kowalski, nie ubliżając samemu sobie, może dokonać stuprocentowo pewnej oceny otaczającego go świata. Bowiem prawdziwie naukowa metoda, a z taką w przypadku dr Bartoszewicz mamy bez wątpliwości do czynienia, sprawdza się nie w jednym przypadku, a w każdym.[related id=68918]

Nie czekając zatem, aż mnie ktoś ubiegnie, podniosłem do góry ołówek, zamknąłem oczy i upuściłem go na znajdującą się na stole mapę. Padło na Rosję. Zatem Rosja – to na niej wypróbujmy niezawodność i naukowość koncepcji Moniki Bartoszewicz. I uprzedzam: to nie będzie polemika, a jedynie dopiski na marginesie tekstu, czyli glossa. Bo przecież ze wszystkimi tezami zawartymi w artykule Ukraina dla początkujących się zgadzam. To będzie zatem jedynie dopowiedzenie, sprawdzenie, czy metoda jest prawidłowa. Dlatego w tekście swoim, żeby niczego nie pokręcić, posłużę się prawie wyłącznie cytatami z Pani Doktor.

Moim oryginalnym wkładem będzie jedynie zamiana pojęć: ‘Ukraina’ i ‘ukraiński’ na: ‘Rosja’ i ‘rosyjski’. A dla łatwiejszego przyswojenia metody przez Czytelników, rzecz całą przedstawię w punktach.

  1. Jeśli przyjmiemy kryteria paradygmatu demokracji liberalnej (Demokracy Index 2017), Rosję wypadałoby umieścić gdzieś pomiędzy Rwandą (134) a Zimbabwe (136) na 167 państw sklasyfikowanych; dla porównania Polska zajmuje miejsce 53, a Ukraina 83.
  2. Jedynym i rzeczywistym organizatorem państwa rosyjskiego jest kompleks cywilno-wojskowy (KGB/GRU), zarządzany przez byłego pułkownika KGB Władimira Putina. Brak jest homeostatu, który powinno stanowić społeczeństwo reprezentowane przez powołane w tym celu instytucje państwowe oraz rząd.
  3. Rosja dysponuje bardzo dużym potencjałem obszarowo i liczebnie. Ten potencjał najlepiej oddaje bieżąca wartość produkcji ropy naftowej i gazu, przewyższająca produkcję nie tylko Norwegii, ale wszystkich państw europejskich łącznie. Potencjał ten wykorzystywany jest przede wszystkim w interesie obcych Rosji graczy. Czyni też Rosję, zwłaszcza południowo-wschodnią, atrakcyjnym łupem dla jej największego wroga. (Domyślności Czytelników pozostawiam kwestię, w interesie których dwóch państw zachodnich pracuje w pocie czoła cała rosyjska gospodarka.)
  4. Politycznym wishful thinking jest oczekiwanie, że Rosja zintegruje się z systemami zachodnimi. Zarazem taka próba rozszerzenia na wschód znacznie osłabiłaby Wspólnotę Europejską. Osłabiłaby jej tożsamość i przybliżyła niebezpiecznie jej granice do światowego mocarstwa, do Chin.
  5. Bez względu na to, czy przyjmiemy założenia teorii cyklicznej Arnolda Toynbee’ego, czy też nieco nowszą teorię wojny hegemonicznej Roberta Gilpina, widać wyraźnie, że w obecnym okresie Stany Zjednoczone traktują Europę jako problem drugiej kategorii. Przy obecnym słabnięciu Rosji widać wyraźnie, że rolę drugiego mocarstwa światowego przejmują Chiny. Skuteczne wyparcie przez nie Rosji (wcześniej Związku Sowieckiego) z całego kontynentu afrykańskiego, większej części Azji Południowo-Wschodniej i Ameryki Łacińskiej (tu do spółki z Amerykanami) jest kolejnym gwoździem do rosyjskiej trumny. Odbudowa dwubiegunowego świata, tym razem w konstelacji USA–Chiny, oznacza ostateczne zepchnięcie Rosji do kategorii państw drugiej, jeśli nie trzeciej kategorii.
  6. Z tego punktu widzenia sprzedaż Chinom nowoczesnego uzbrojenia wojskowego powinna co najmniej dziwić, zwłaszcza znając łakome spojrzenia Chin na tereny prawie połowy państwa rosyjskiego. Jednak, co już zostało przytoczone, w przypadku Rosji rolę homeostatu pełni nie społeczeństwo , a nieidentyfikujący się z nim zewnętrzny organizator – kompleks wojskowo-cywilny KGB/GRU.
  7. Realność, czy raczej nierealność funkcjonowania państwa rosyjskiego, szczególnie w jego wschodniej i południowo-wschodniej części, widać także na gruncie nauki porównawczej o cywilizacjach, której jednym z ojców założycieli był Feliks Koneczny. Cały wschód i południe Rosji zamieszkałe jest niewątpliwie przez lud rosyjski, ale również w dużej mierze przez ludy i narodowości nierosyjskie, w żadnej mierze niezwiązane kulturą, religią, a często nawet językiem z narodem i państwem rosyjskim.
  8. Dla Polski proces obecnego budowania tożsamości narodowej Rosjan pozostaje o tyle problematyczny, że rosyjskie poczucie narodowe budowane jest w oparciu o szowinizm, wyrosły na gruncie antypolskich sentymentów, jednoznacznie i nieodwołalnie wrogich Polsce. Rosyjska Duma państwowa w roku 2015, najwyższe władze państwowe odradzającej się po upadku Związku Sowieckiego Rosji, ustanowiły dzień 4 listopada, rocznicę wygnania wojsk polskich z Kremla w roku 1612, oficjalnym najważniejszym świętem państwowym. Około 200 tys. Polaków wymordowali Rosjanie w bestialski sposób w roku 1938 za to tylko, że byli Polakami – mieszkańcami zabranych kiedyś Rzeczypospolitej ziem. O innych bestialstwach, rzezi Woli – ludobójczym mordowaniu cywilnych mieszkańców, w tym kobiet i dzieci, oraz podobnych aktach niczym nieusprawiedliwionego bestialstwa w trakcie i zaraz po II wojnie światowej nie wspominając.
  9. Niestety polska polityka wschodnia niczym pijany zatacza się od ściany do ściany (spotkanie na sopockim molo Tusk–Putin, a potem rajd samolotowy L. Kaczyńskiego do Gruzji), nie prezentując żadnej spójnej koncepcji nakierowanej na osiągnięcie długofalowych rezultatów zgodnych z polską (nie zaś rosyjską) racją stanu. Aby nieszczęściu stało się zadość, nad wszystkim unosi się duch redaktora Giedroycia, którego sofizmaty na długie lata zdominowały dyskurs polityczny w tym zakresie. Założenie podstawowe jego koncepcji, że Związek Sowiecki jest stałą geopolityki polskiej i światowej, jest absolutnie bezrozumne i przestarzałe. Pośrednio zaowocowało to jedynie kreowaniem wolnej i silnej Ukrainy w roli bufora odgradzającego nas od Rosji, albo koncepcji współpracy z Niemcami. Tymczasem wiemy z historii, że najbardziej korzystne dla Polski jest zdecydowane odsunięcie Rosji na wschód, jeśli nie jej całkowity rozpad.
  10. W związku z tym odpowiednio skalibrowana i długofalowa polska polityka wschodnia powinna być raczej nastawiona na odzyskanie Królewca (najlepiej na drodze informacyjnej) niż na utratę Suwałk. Zaś prawdziwi politycy kierujący się dobrem państwa, nie zaś politykierzy zainteresowani korzyściami partykularnymi i utrzymaniem się u władzy, powinni się zastanowić, jaki przebieg wschodniej granicy najlepiej zapewni osiągnięcie polskich celów strategicznych w zmieniającym się globalnie układzie sił. (Przyłączenie historycznie polskich ziem, z Królewcem jako stolicą regionu, pozwoli zlikwidować największe obecnie zagrożenie militarne ze strony Rosji. Spowoduje, że przesmyk suwalski stanie się pojęciem ze starych podręczników wojskowych, a samą Rosję odsunie daleko na wschód od polskich granic).
  11. Odradzałbym jednocześnie przejmowanie się pozostawioną samej sobie Rosją, zwłaszcza w perspektywie nieuchronnego starcia z rosnącą potęgą Chin. Z perspektywy polityki narodowej, i to nie tylko polskiej, przejmowanie się Rosją ma oczywiście sens, ale tylko wtedy, gdy w miejsce bezinteresownych sojuszy oraz walki za „wolność waszą i naszą” wejdą roztropne interesy.

Dobrnąłem do końca tej niezwykle rozwijającej intelektualnie przygody. Bez pomocy naukowca i jego aparatu pojęciowego nie tylko bym jej nie odbył, ale nawet o niej nie pomyślał. Jeszcze raz, Pani Doktor, serdecznie dziękuję!

Pani oddany uczeń

Jan A. Kowalski

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Rassija dla początkujących” znajduje się na s. 4 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Rassija dla początkujących” na s. 4 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Rosja to dla Stanów Zjednoczonych wyzwanie – nie wsparcie. Komentarz do artykułu: „Nowa zimna wojna” Kazimierza Dadaka

Optymalna polityka USA powinna skupiać się na organizowaniu sojuszy regionalnych ograniczających politykę rewizjonizmu, ekspansjonizmu, burzenia ładu światowego i nietraceniu z oczu i Chin, i Rosji.

Mariusz Patey

Czy Rosja widzi śmiertelne zagrożenie ze strony Chin?

Wątpię, by to zagrożenie Kreml diagnozował w krótkim czy nawet średnim horyzoncie czasowym, bowiem wtedy nie prowadziłby ekspansjonistycznej, rewizjonistycznej polityki w Europie Wschodniej. Nie okupowałby Krymu i Donbasu, ale szukałby porozumienia ze swoimi najbliższymi sąsiadami i z Zachodem, tym samym pokazując, że większe siły NATO nie są potrzebne dla obrony wschodniej flanki w Europie. Zamiast rozbudowywać ofensywną infrastrukturę militarną na zachodzie, intensywnie by wzmacniał swoje możliwości obronne na Dalekim Wschodzie. Można zadać Autorowi pytanie: po co Rosja forsownie inwestuje w ofensywną broń, którą następnie rozmieszcza na przykład w Obwodzie Kaliningradzkim? Po co zapuszcza się do Syrii, a także realizuje duże projekty infrastrukturalne związane z przesyłem ropy i gazu z myślą o rynku chińskim? Jak interpretować zachowanie Rosji także w Ameryce Południowej, udzielenie poparcia – wbrew opinii większości państw demokratycznych – dla populistycznego prezydenta Wenezueli Nicolasa Mandury, oskarżanego przez własnych obywateli o sfałszowanie wyborów?[related id=69082]

Znając historię rosyjskiej i sowieckiej dyplomacji można przypuszczać, granicząc z pewnością, że sygnały wysyłane przez Rosję do USA o rzekomej chęci porozumienia na kierunku chińskim to tzw. „maskirowka”, a prawdziwe jej cele i priorytety są inne. W razie otwartego konfliktu chińsko-amerykańskiego Rosja w najlepszym razie pozostałaby neutralna. (…)

Czy Rosja musi rzeczywiście obawiać się Chin?

(…) Skala zniszczeń i potencjalnych strat chińskich stawia wszelkie kalkulacje co do siłowej aneksji części terytorium FR poza ramami realnych scenariuszy, tym bardziej że Chiny mogą z łatwością pozyskiwać syberyjskie surowce bez swojej administracyjnej tam obecności. Chiny, jeśli już analizujemy „scenariusz północny ekspansji”, mogłyby być zainteresowane aneksją Mongolii, licząc na to, że Rosja nie zdecyduje się na otwarty konflikt w obronie tego kraju, lub jej rozbiorem w porozumieniu z udziałem Rosji. Rosja, co bardziej realne, mogłaby taktycznie sprzymierzyć się z Chinami, licząc na ich przyzwolenie na reintegrację krajów dawnych republik ZSRS Azji Centralnej, niż stać się sojusznikiem Zachodu.

Eskalacja konfliktu w basenie Morza Południowochińskiego

(…) Autor niezbyt precyzyjnie tłumaczy politykę Chin w basenie Morza Południowochińskiego chęcią zabezpieczenia szlaków komunikacyjnych ważnych dla chińskiego handlu. Polityka Chin nie zmierza bowiem do zabezpieczenia szlaków handlowych przed zewnętrznym niebezpieczeństwem, gdyż go nie ma, ale do zabezpieczenia własnych interesów kosztem ograniczenia swobody korzystania ze szlaków handlowych przez konkurentów Chin na rynkach światowych – małych i średnich krajów Azji Południowo-Wschodniej. (…)

Przegrana USA w Azji to nie tylko utrata przez nie wizerunku, ale i groźba uzależnienia od importu produktów z ChRL, które dziś są dywersyfikowane importem z innych krajów Azji. Ułatwiłoby ChRL podjęcie dalszej walki o dominację światową i nowy globalny podział wpływów o niewiadomym kształcie.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Rosja to dla USA wyzwanie – nie wsparcie” znajduje się na s. 16 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Rosja to dla USA wyzwanie – nie wsparcie” na s. 16 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Słynny językoznawca Jan Baudouin de Courtenay o kaszubszczyźnie napisał, że „jest bardziej polska niż polszczyzna sama”

Tymczasem Kaszëbskô Jednota, którą współ-założył b. prezes ZK-P po tym, jak nie uzyskał kolejnej reelekcji, głosi, że nie tylko kaszubszczyzna to odrębny język, ale Kaszubi to jakoby oddzielny naród.

Konrad Turzyński

Kiedy „Stary Fryc” w XVIII wieku odbił bratniemu państwu niemieckiemu (tzn. Austrii) ten kawał polskiej ziemi, miał świadomość, że tam żyją Polacy, a nie jakiś „naród śląski”, „ślązakowski” albo jeszcze jak ktoś chciałby go nazwać. Król nakazał (bo to jeszcze nie był etap forsownej germanizacji!) publikować dekrety dla tych ziem po polsku, a nie po śląsku (czytałem stosowny akt prawny króla prus[ac]kiego w książce Dzieje porozbiorowe Polski w aktach i dokumentach Henryka Mościckiego z 1923 r.). (…)[related id=69086]

Śląskie i pomorskie dialekty mają wiele archaicznych polskich cech językowych. Prof. Tadeusz Kotarbiński właśnie ze śląszczyzny wziął wyraz ‘spolegliwy’. A wcześniej słynny językoznawca prof. Jan Baudouin de Courtenay (1845–1929) o kaszubszczyźnie napisał, że „jest bardziej polska niż polszczyzna sama”. To widać np. w polskiej rocie przysięgi, składanej przez szlachtę (zachodnio)pomorską w 1601 r. księciu Barnimowi X z dynastii Gryfitów (już zniemczonej wtedy), bo tam większość szlachciców (poza trzema) jeszcze nie znała niemieckiego.

Także pod tym względem miał rację Roman Dmowski, a przed nim Jan Ludwik Popławski, że bez Pomorza i Śląska nie ma sensu mówić o Polsce.

Kaszubi i Kociewiacy oraz inni rodowici Pomorzanie za wierność Polsce ogromne ceny płacili, zwłaszcza pod Hitlerem. Piaśnica (po kaszubsku: Piôsznica) bywa nazywana małym Katyniem, a przecież to Katyń jest małą Piaśnicą (w samym Katyniu zamordowano tylko 20% ogólnej liczby ofiar zbrodni katyńskiej, w Piaśnicy zaś naziści zamordowali trzykroć więcej ludzi niż bolszewicy w Katyniu).

Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie utrzymuje partnerskie relacje ze Związkiem Podhalan, obie organizacje na gruncie polskim, jako patrioci jednego narodu polskiego. Tymczasem wśród Kaszubów powstał odpowiednik RAŚ. To jest Kaszëbskô Jednota – organizacja, którą współ-założył b. prezes ZK-P po tym, jak nie uzyskał kolejnej reelekcji. Oni głoszą, że nie tylko kaszubszczyzna to odrębny język (tu zdania filologów są podzielone: „certant philologi”), ale Kaszubi to jakoby (według KJ) jest oddzielny naród, nie będący częścią narodu polskiego. (…)

Co prawda, dotychczas KJ nie głosi separatyzmu państwowego, a tylko narodowy, ale ze strony jednego z członków KJ spotkałem się z poglądem, że polscy księża robili pranie mózgów Kaszubom (i tym na Pomorzu w Polsce, i tym w kanadyjskiej prowincji Ontario, osiadłym tam od 1858 r.), wmawiając im polskość. W każdym razie Kaszëbskô Jednota nie utrzymuje kontaktów ze Związkiem Podhalan, lecz z Ruchem Autonomii Śląska.

Cały artykuł Konrada Turzyńskiego pt. „Jeszcze o separatystach” znajduje się na s. 15 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Konrada Turzyńskiego pt. „Jeszcze o separatystach” na s. 15 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Prawdziwe pieniądze robi się na drogich, słomianych inwestycjach”. Sytuacje jak z filmów Barei powróciły do Poznania?

Trudno wyjść z podziwu nad pomysłowością poznańskich urzędników. Pytanie tylko, po co nam gablotki z rozkładem jazdy, gdy można by zainstalować elektroniczne tablice informacyjne na każdym przystanku.

Małgorzata Szewczyk

„Wiesz, co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości” – mówił bohater głośnego filmu Stanisława Barei sprzed blisko 40 lat, ale – jak można przekonać się w mieście nad Wartą – fraza ta niewiele straciła na aktualności. Zresztą cały obraz, poświęcony rzeczywistości PRL-u, budzi uśmiech wśród kolejnych pokoleń Polaków. Humorystyczne sceny z barów mlecznych, urzędów i sklepów, okraszone kultowymi już dziś dialogami, odzwierciedlały absurd codziennej egzystencji Polaków.

Wielu myślało, że byliśmy świadkami „czasów słusznie minionych”, tymczasem niedawno Bareja powrócił do Poznania. Bo oto stało się.

Urzędnicy stolicy Wielkopolski znowu błysnęli oryginalnością i pomysłowością. Chwilowo – zapewne – porzucono malowanie kolejnych kilometrów dróg rowerowych na rzecz… zmian szaty graficznej rozkładów jazdy autobusów i tramwajów oraz zmiany numeracji miejskich dziennych linii autobusowych.

Oto od 2019 roku poznańskie autobusy mają trzycyfrowe numery linii w miejsce dwucyfrowych. Powodem tego wiekopomnego wydarzenia jest niby coraz większa liczba linii autobusowych, których numery zbliżają się do obecnie wykorzystywanego zakresu numeracji linii tramwajowych (sic!). Dodatkowo Zarząd Transportu Miejskiego w Poznaniu zmianę motywuje numeracją linii autobusowych podpoznańskich gmin, która obejmuje kolejne „setki”. Dzięki temu system ma być bardziej przejrzysty, czytelny i zrozumiały nie tylko dla mieszkańców aglomeracji poznańskiej, ale i dla przyjezdnych.

Naprawdę nie wiem, jakie znaczenie ma mieć dla mieszkańców Poznania zmiana numeru linii autobusu na 152 w miejsce 52 czy 190 w miejsce 90, ale już skwapliwie zapowiedziano uporządkowanie numeracji linii tramwajowych. Szkoda tylko, że nie dodano, że te wspaniałe środki transportu, które najlepiej sprawdzają się w korkach, nie mają po czym jeździć, bo tory albo są w naprawie, albo linie są tak pozmieniane, że wsiadając do pojazdu, pasażerowie pytają się wzajemnie: „dokąd to jedzie?”. Smaczku całej sprawie nadaje fakt, że sam proces wymiany rozkładów jazdy na przystankach przewidziany jest… na kilka miesięcy. Przyjezdny odwiedzający po raz pierwszy ten stary gród nad Wartą na pewno więc bez problemu zorientuje się, że autobus linii 84, którego rozkład studiuje na tabliczce na przystanku, to ten sam, który podjedzie za kilkanaście minut, tyle że z tablicą wyświetlającą numer 184.

Jakby tego było mało, poznaniakom zafundowano – i to w dosłownym tego słowa znaczeniu – cuda na kiju. Oto bowiem zorganizowano konferencję prasową, podczas której omówiono najnowszy cud – wandaloodporny słupek z nową szatą graficzną rozkładu jazdy.

Pierwszy taki słupek stoi w centrum miasta przy placu Wiosny Ludów, a drugi na przystanku autobusowym przy ulicy Przybyszewskiego. Słupek jest nowoczesny, estetyczny i ma gablotę. Najnowszy, „pilotażowy” słupek z tabliczką informującą o rozkładzie jazdy, ma większą czcionkę w legendzie, godziny oddzielone poziomymi paskami i – najważniejsze – przeniesiono wykaz przystanków na trasie z prawej części rozkładu na lewą!

Naprawdę trudno wyjść z podziwu nad pomysłowością poznańskich urzędników. Pytanie tylko, po co nam gablotki z rozkładem jazdy, czyli z „bardzo przybliżonym czasem przyjazdu/odjazdu”, gdy można by zainstalować elektroniczne tablice informacyjne na każdym przystanku, bo o kolejnej linii tramwajowej to tylko wiele się mówi.

I tylko wobec tej przedziwnej rzeczywistości ciśnie się na usta inny dialog z „Misia”: „Powiedz mi, po co jest ten miś?” – pytał prezes klubu „Tęcza”. „Nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta”. I dodawał: „Prawdziwe pieniądze robi się na drogich, słomianych inwestycjach”.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Miś na miarę 2019 roku” znajduje się na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Miś na miarę 2019 roku” na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Śląsk 1918/1919 przed powstaniami. Przygotowania do zbrojnego przyłączenia Śląska do Polski – i przeciwdziałanie Niemców

W listopadzie 1918 na koszarach i ratuszu powiewał czerwony sztandar. Wtedy to powstał plan przejęcia kierownictwa w Radzie przez Polaków i rozpoczęcia ruchu zbrojnego, by przyłączyć Śląsk do Polski.

Jadwiga Chmielowska

W listopadzie 1918 r. Niemcy były zrewoltowane. Hasła rewolucji październikowej trafiły na podatny grunt w demobilizowanej armii po przegranej wojnie. Ruch komunizujący dotarł także na Górny Śląsk. Naoczny świadek tak opisuje dzień 10 listopada 1918 r. w Bytomiu: „Koło południa lotem błyskawicy rozeszła się po mieście wiadomość, że następnym pociągiem wrocławskim przybędzie do Bytomia brygada marynarzy z Kilonii, która w garnizonie bytomskim dokona właściwego przewrotu. Wieść tę roznosili po mieście agitatorzy niemieckiej partii socjalistycznej, żeby wśród mieszkańców szerzyć postrach i niepokój”. Na budynku koszar wojskowych i ratuszu powiewał czerwony sztandar. Wtedy to powstał plan przejęcia kierownictwa w Radzie przez Polaków i rozpoczęcia ruchu zbrojnego, by przyłączyć Śląsk do Polski.

Niestety dwóch Polaków odmówiło przyjęcia funkcji w Radzie – zrobili miejsce innym, którzy, mimo że nosili polskie nazwiska, mieli „duszę niemiecką – spartakusowską”. Plan nie wypalił. Jest to przykład grzechu zaniechania i postawy „są ode mnie godniejsi” lub „dlaczego właśnie ja – niech inni to robią!”. Skutki opłakane.

Także w listopadzie dwaj proboszczowie: Paweł Brandys z Dziergowic – powiat kozielski – i ks. Banaś z Łubowic w powiecie raciborskim organizowali wiece pod hasłem powrotu Śląska do Polski. Na wiecach tych w mundurze niemieckiego porucznika występował Alfons Zgrzebniok – świetny mówca, porywający tłumy Ślązaków. Niemcy przypuścili kontratak. Por. Burchardt, wysłannik rządu socjalistycznego, zwalczał zarówno polskie ambicje oderwania się od Prus, jak i partie centrowe w parafiach, gdzie księża byli obojętni dla „sprawy polskiej”. Akcją partii Centrum, skierowaną oczywiście również przeciwko dążeniom Ślązaków, jak i przeciwko rządowi socjalistycznemu, kierował z Berlina Erzberger.

12 listopada w Bytomiu zebrała się polska inteligencja. Zebraniu przewodniczył Kazimierz Czapla – adwokat. Jak to wśród prawników bywa: „alfa i omega wszystkich rzeczy to – §. Natomiast wszystko to, co z paragrafem się nie zgadza, jest nielegalne, więc niedozwolone” – tak oceniał go w tamtych czasach J. Grzegorzek – późniejszy komendant Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Uważał on, że inteligencja śląska z powodu swej zachowawczości nie spełniła pokładanych w niej nadziei.

(…)W Poznaniu, jeszcze podczas wojny w 1916 r., powstała Naczelna Rada Ludowa (NRL) jako nielegalny Komitet Międzypartyjny. Korzystając z zamieszania w Niemczech po wybuchu rewolucji i zawieszeniu broni, Tymczasowy Komisariat NRL wymógł na władzach zgodę na zorganizowanie parlamentu składającego się z reprezentantów osób narodowości polskiej. Warunkiem władz niemieckich była zgoda Polaków na to, że sejm nie będzie miał prawa oderwać żadnego fragmentu niemieckiego terytorium. Komisariat Naczelnej Rady Ludowej wydał 14 listopada 1918 r. odezwę w sprawie przeprowadzenia wyborów delegatów do Polskiego Sejmu Dzielnicowego. Wybory odbyły się pomiędzy 16 listopada a 1 grudnia 1918 r. Kobiety miały czynne i bierne prawo wyborcze.

W dniach 3–5 grudnia 1918 r. w poznańskim kinie Apollo (posiedzenia komisji) i w sali Lamberta w Piekarach (posiedzenia plenarne) obradował jednoizbowy parlament – Polski Sejm Dzielnicowy. Składał się on z 1399 przedstawicieli Polaków zamieszkujących ziemie pozostające w granicach Niemiec. W posiedzeniu wzięło udział 1100 delegatów. NRL popierała pokojowe przejęcie ziem zaboru pruskiego przez odradzające się państwo polskie.

Wojciech Korfanty i Józef Rymer – Ślązacy wchodzący w skład Komisariatu NRL – byli przeciwni walce zbrojnej. Korfanty nawet powstrzymywał wybuch powstania w Wielkopolsce.

Sejm Dzielnicowy wyraził wolę powstania zjednoczonego państwa polskiego z dostępem do morza. Wysłano telegramy do Georges’a Clemenceau, Thomasa W. Wilsona i Davida L. George’a. W składzie Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, powołanej w celu koordynacji działań polskich na terenach byłego zaboru pruskiego, Górny Śląsk „zastępował komisarz Wojciech Korfanty”. Ponieważ przebywał on na stałe w Poznaniu, mianował na Górnym Śląsku podkomisarza – znanego ze swej zachowawczości wspomnianego już adwokata – Kazimierza Czaplę.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Przed powstaniami” znajduje się na s. 15 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Przed powstaniami” na s. 15 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza. W odpowiedzi na opis przypadku „nawrócenia” marksistowskiego naukowca

Z 10 tezami Goliata rozprawiłem się w 10 rozprawkach – bez reakcji, bez ruchu obronnego Goliata! Wyliczyłem Goliata do 10, a on ani ręką, ani głową nie ruszył, czyli w języku bokserskim – nokaut!

Józef Wieczorek

Przed pięcioma już laty, po zapoznaniu się z tezami prof. Sztompki odnośnie do kryzysu uniwersytetu, co ujawnił po zakończeniu Kongresu Kultury Akademickiej, poważyłem się stanąć w akademickiej debacie wobec tego Goliata. Krok po kroku rozprawiałem się z kolejnymi tezami prof. Sztompki w tej materii kryzysowej, rzecz jasna to rozprawianie przesyłając autorowi tez, z nadzieją na podjęcie walki o swoje racje, bo debata to sens życia akademickiego – tak Dawidów, jak i Goliatów. (…) Przytoczę fragment tekstu, w gruncie rzeczy pochwalnego dla prof. Sztompki, bo zatytułowanego Prof. Sztompka chyba wreszcie coś zrozumiał:[related id=69252]

Prof. Sztompka słusznie pisze: „Banicja środowiskowa musi dotykać winnych plagiatów, fałszowania danych, dopisywania swoich nazwisk do cudzych prac, demaskować trzeba »spółdzielnie cytowań« i »towarzyskie, grzecznościowe recenzje«. Źródłem takich różnorodnych zjawisk patologicznych jest klimat permisywności, który odrzucić musi samo środowisko” – ale nie podaje środków, które pozwolą realizację tych postulatów zapewnić. Do tej pory chyba częściej banicja dotykała tych, którzy plagiaty ujawniali, przeciwko dopisywaniu nazwisk jednych, a pomijaniu drugich protestowali.

Dla demaskatorów rozlicznych patologii akademickich drzwi uniwersytetów (i nie tylko uniwersytetów) są zamknięte od lat i Prof. Sztompka/uczestnicy Kongresu jakoś nie przedstawili projektu, aby takim demaskatorom drzwi otworzyć.

(…) Środowisko akademickie zostało uformowane wg kryteriów patologicznych i w swych patologiach chce być autonomiczne, więc niby kto je zmusi do działań antypatologicznych? Prof. Sztompka zauważa: „Dominuje zgoda na totalną, powszechną bylejakość”, ale nie zauważył, że ci, którzy na powszechną bylejakość, i to szczególnie profesorów, zgody nie wyrażali, znaleźli się poza uniwersytetem. Co prof. Sztompka (i jego koledzy) zrobił, aby było inaczej? Dlaczego wyraża/wyrażał zgodę i do dominacji tej bylejakości chyba się przyczynił, z czego zdaje sobie sprawę?…

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza” znajduje się na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Dawid wobec Goliata, czyli nokaut koryfeusza” na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

OPOKA – Maszyna Bezpieczeństwa Narracyjnego. Upowszechniajmy własną wizję kulturalno-historyczną Polski w świecie

W polskim ustawodawstwie istniała koncepcja MaBeNy-OPOKI w okresie międzywojennym. Zamiast trzymać rękę w nocniku, już 30 lat temu należało uchwalić jednym zdaniem dalsze obowiązywanie tego przepisu.

Zbigniew Berent

Premier Mateusz Morawiecki podczas swego exposé zapowiedział utworzenie Centrum Analiz Strategicznych (CAS): „Musimy uczyć się przygotować spójne prawo i podejmować decyzje podporządkowane długofalowym strategiom rozwojowym”. Zdecydowano, że w CAS znajdą się trzy departamenty: Departament Analiz, Departament Oceny Skutków Regulacji oraz Departament Studiów Strategicznych. Założono, że CAS będzie zapleczem intelektualnym i analitycznym Rady Ministrów, dzięki któremu praca rządu stanie się jeszcze bardziej efektywna. (…) Do prac należałoby zaangażować struktury państwowe, naukowe, wynalazcze, biznesowe, instytuty i instytuty naukowo-badawcze (Narodowy Instytut Kultury, Instytut Adama Mickiewicza, Polski Instytut Sztuki Filmowej, IPN, Instytut Badań nad Totalitaryzmami itd.), fundacje (Polska Fundacja Narodowa), agencje (Polska Agencja Prasowa, Agencja Rozwoju Przemysłu itd.). Profesor Zybertowicz zaproponował nazwę projektu MaBeNa – Maszyna Bezpieczeństwa Narracyjnego.

Okazuje się, że w polskim ustawodawstwie funkcjonowała koncepcja MaBeNy-OPOKI w okresie międzywojennym. Zamiast trzymać rękę w nocniku, już 30 lat temu należało uchwalić jednym zdaniem dalsze obowiązywanie tego przepisu.

Oto główna treść dekretu Prezydenta RP z 14.01.1936 r.

„Art. 1. Jeżeli państwo obce:

  1. traktuje obywateli polskich gorzej niż obywateli innych państw obcych albo
  2. ogranicza Państwo Polskie lub jego obywateli w rozporządzaniu swym majątkiem znajdującym się poza granicami Rzeczypospolitej, a w szczególności utrudnia im dochodzenie swych roszczeń,
  3. nie zapewnia obywatelom polskim przebywającym na jego obszarze ochrony prawnej udzielanej powszechnie przez państwa obce, albo wreszcie
  4. w jakikolwiek inny sposób na skutek wydanych przez siebie przepisów prawnych naraża na uszczerbek interesy materialne Państwo Polskiego lub jego obywateli,

mogą być wydane zarządzenia ochronne”.

Od początku 2018 roku rozgorzała dyskusja na temat wizji i tematyki, jakimi powinna zająć się MaBeNa. Gdyby równolegle w równie zacięty sposób toczona była dyskusja nad jej aspektami organizacyjnymi, mogłoby to przynieść konkretne efekty. Niestety nic podobnego nie nastąpiło. W 2018 roku doszło do ewidentnego mieszania się zagranicznych środowisk w nasze wewnętrzne sprawy podczas ataku na nowelizację ustawy o IPN, ustawy o Sądzie Najwyższym i KRS.

Nastąpiła próba zmiany miejsca pomnika katyńskiego w New Jersey. Wykazaliśmy się wówczas niezwykłą czujnością i skutecznością. Było to jednak działanie na zasadzie pospolitego ruszenia ludzi dobrej woli. Byłbym spokojniejszy, gdyby podobne akcje odbywały się w sposób bardziej sformalizowany, na wzór prac Reduty Dobrego Imienia. (…)

Obecnie serwisem informującym o najważniejszych zjawiskach i tendencjach w kulturze polskiej oraz o wydarzeniach kulturalnych organizowanych w Polsce i za granicą jest Culture.pl. To największe i najbardziej wszechstronne źródło wiedzy o twórcach i dziełach, zawierające także publikowane na bieżąco recenzje, analizy i omówienia autorstwa profesjonalistów fascynujących się historią i socjologią kultury, estetyką i poszczególnymi dziedzinami twórczości. Od ponad dekady portal Culture.pl prowadzony jest przez Instytut Adama Mickiewicza – narodową instytucję kultury, której zadaniem jest budowanie marki „Polska” w wymiarze kultury oraz udział w międzynarodowej wymianie kulturalnej. (…)

Piotr Gociek na łamach „Do Rzeczy” podpowiada, że praktycznie wszystko jest do zrobienia przez MaBeNę od nowa, w oprawie godnej XXI stulecia. „Celem tej machiny powinno być przypomnienie światu, że Polacy dają radę. Zawsze dawali. Bili się i dawali radę. To nie znaczy, że zawsze wygrywali, ale nie dali się zniszczyć fizycznie, nie dali się upodlić moralnie”.

Do tej charakterystyki kapitalnie pasuje wiele życiorysów znanych i nieznanych bohaterów. Ale nawet te najbardziej znane nie doczekały się spopularyzowania w postaci filmów fabularnych czy seriali, które najlepiej upowszechniłyby ich postawy w Polsce i może poza jej granicami.

Pierwszym z brzegu nasuwającym się na myśl heroicznym przykładem jest postać rotmistrza Witolda Pileckiego. Urodził się w 1901 roku w Ołońcu w dzisiejszej Rosji. Był rotmistrzem kawalerii Wojska Polskiego, współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej oraz żołnierzem Armii Krajowej. Z własnej woli znalazł się w obozie koncentracyjnym Auschwitz, żeby zapoznać się z panującymi w nim warunkami i założyć tam ruch oporu. Dokonał brawurowej ucieczki z obozu. Jako jeden z pierwszych napisał trzy raporty o holokauście, zwane Raportami Pileckiego. Zginął zamordowany przez władze komunistyczne w 1948 r. w Warszawie.

Generał Stanisław Sosabowski (1892–1967) – legendarny dowódca polskich spadochroniarzy – był jednym z niezliczonych polskich bohaterów II wojny światowej. Talentem dowódczym wykazał się na wielu frontach, ale przez historię został zapamiętany przede wszystkim jako twórca i dowódca Pierwszej Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Po II wojnie światowej pracował w Wielkiej Brytanii jako robotnik magazynowy w fabryce silników elektrycznych, a następnie telewizorów. Zmarł na zawał 25 września 1967 r. w Londynie. W 1969 r. spadochroniarze przywieźli jego prochy do Polski, gdzie spoczęły – zgodnie z wolą Sosabowskiego – na warszawskim Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Elżbieta Zawacka – cichociemna z Torunia – ukończyła matematykę na Uniwersytecie w Poznaniu. Po studiach prowadziła zajęcia z przysposobienia obronnego dla kobiet. We wrześniu 1939 roku wraz z Kobiecym Batalionem Pomocniczej Służby Wojskowej walczyła w obronie Lwowa. W lutym 1943 roku wyruszyła jako emisariuszka Komendanta Głównego AK Stefana Roweckiego przez Niemcy, Francję, Andorę, Hiszpanię i Gibraltar do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. W czasie II wojny światowej przekraczała granice III Rzeszy ponad sto razy, nielegalnie przenosząc meldunki i informacje. W przerwach między wyprawami uczyła się na tajnych kompletach. W 1951 roku aresztowało ją UB. Została skazana na 10 lat więzienia za szpiegostwo na rzecz obcego wywiadu. Więzienie opuściła po 4 latach. Poświęciła się pracy naukowej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Gromadziła materiały historyczne związane z działalnością AK.

Nazwiskami i życiorysami można by sypać jak z rękawa, a i tak ich liczba stanowiłaby ułamek procenta Polaków godnych upamiętnienia. Ich losy, poglądy i postawy są tak ciekawe i godne podziwu, że gdyby nie pewność, że te postaci i ich dzieje są prawdziwe, można by przypuszczać, że zostały wymyślone przez mistrzów powieści sensacyjnych.

A polscy naukowcy, wynalazcy, podróżnicy, politycy? Wielu nazwisk polskich sław na skalę światową przypominać nie trzeba. Ale ilu z nas wie, że polski biolog Rudolf Weigel wynalazł pierwszą skuteczną szczepionkę przeciw tyfusowi plamistemu, witaminę A odkrył Polak Kazimierz Funk, grupy krwi – Polak Ludwik Hirszfeld, Tadeusz Sędzimir jest wynalazcą technik cynkowania i walcowania blachy, Witold Zglenicki – pomysłodawcą wydobywania ropy naftowej spod dna morskiego, Mieczysław Bekker – konstruktorem łazika księżycowego z misji Apollo, a Patrycja Wizińska-Socha to twórczyni przenośnego aparatu do badania serca dzieci w okresie prenatalnym? To tylko nieliczne, pierwsze z brzegu przykłady naszych rodaków, z których osiągnięć możemy być dumni.

Cały artykuł Zbigniewa Berenta pt. „OPOKA. Upowszechniajmy własny wizerunek Polski w świecie” znajduje się na s. 13 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zbigniewa Berenta pt. „OPOKA. Upowszechniajmy własny wizerunek Polski w świecie” na s. 13 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Gdzie jest tron, przy którym ponoć stoją biskupi? Ci, którzy krzyczą, że Kościół rządzi Polską, mylą władzę z obecnością

Idea, że wszystko, co się rusza, musi być podporządkowane państwu, a każdy grosz obwąchany przez fiskusa, jest bliska eurokratom, co nie zmienia faktu, że jej wczesnym głosicielem był Mussolini.

Henryk Krzyżanowski

Zabobonem popularnym wśród opozycji totalnej jest rzekomy sojusz ołtarza z tronem w Polsce, co się tłumaczy tak, że Kościół ma za duży wpływ na państwo „dobrej zmiany”. Z całą powagą głosi to Bartłomiej Sienkiewicz, jeden z mózgów poprzedniej władzy, który tak skarży się w swojej książce: „Polacy są zdani na łaskę księży, spośród których część nie ma żadnych skrupułów w zdzieraniu opłat od obywateli. Opłat nigdzie nieewidencjonowanych, od których państwo nie pobiera podatków, bo Kościół jest z nich zwolniony”… A w innym miejscu podsumowuje: „System z punktu widzenia państwa jest skandalem. Bo jak inaczej można nazwać sytuację, w której państwo godzi się, żeby obok niego w sposób niezależny istniał podmiot pobierający opłaty według uznania, obciążające obywateli tego państwa?”.

Idea, że absolutnie wszystko, co się rusza, musi być podporządkowane państwu, a każdy grosz obwąchany przez fiskusa, jest bliska eurokratom, co nie zmienia faktu, że jej wczesnym głosicielem był Mussolini. Przywódca włoskiego faszyzmu tak przecież mówił: „Wszystko w Państwie, nic poza Państwem, nic przeciw Państwu”. Cóż, wygląda na to, że pan Sienkiewicz chętnie się pod tym hasłem podpisze.

Dla katolika jest to jednak szkodliwe urojenie. Kościół, który miałby poddać się kontroli państwa, prędzej czy później spadłby na pozycję Kościoła państwowego, jak w luteranizmie. Teza o sojuszu państwa i Kościoła AD 2019 jest przy tym absurdalna także ze względów praktycznych. Mamy w Polsce słabą władzę centralną i rozkawałkowaną z definicji władzę samorządową. Gdzież więc jest ten tron, przy którym mieliby stać biskupi? Do tego sam episkopat jest pluralistyczny oraz, wbrew mylnym przekonaniom, nie ma struktury hierarchicznej. Komisja Episkopatu nie jest bowiem władzą, lecz platformą porozumienia biskupów.

Wszyscy, którzy dziś krzyczą, że to Kościół rządzi Polską, mylą więc władzę z OBECNOŚCIĄ. Kościół katolicki jest bardzo dużą wspólnotą, która siłą rzeczy jest mocno obecna w życiu społecznym.

I można rozumieć, że osoby nie czujące się częścią tej wspólnoty mogą odczuwać to jako dyskomfort, np. 4/5 klasy idzie na religię, a reszta nie. Rodzice tej reszty woleliby, żeby religii w szkole nie było, czytaj: żeby tamte dzieci szły na nią po lekcjach – czyli do domu na szybki obiad i potem na 18.00 do salki. Albo na 20.00 tam, gdzie jest dużo dzieci i nie mieszczą się naraz. No cóż…

A czy udział księdza proboszcza od poznańskich Zmartwychwstańców w inauguracji żłóbka, który w piwnicy na Rolnej urządza od kilku lat Schron Kultury Europa, uznać za objaw takiego sojuszu? Ale przecież nie ma tam tronu, tylko żłóbek i siano.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Obecność, nie władza”, znajduje się na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Henryka Krzyżanowskiego pt. „Obecność, nie władza” na s. 2 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wizyta Radia WNET na Szmaragdowej Wyspie z okazji setnej rocznicy ogłoszenia Deklaracji Niepodległości przez Irlandię

Irlandczycy dopiero w drugim referendum przyjęli traktat lizboński, po uzyskaniu gwarancji nienaruszalności irlandzkiego prawa do życia, rodziny i edukacji, podatków oraz bezpieczeństwa i obrony.

Tomasz Wybranowski

Irlandzka duma

Mer Dublina Nial Ring powiedział w rozmowie z Radiem WNET, że „Republika Irlandii jest dumnym członkiem Unii Europejskiej i samodzielnym podmiotem międzynarodowym”. Tak rzeczywiście było i jest, o czym przekonali się szefowie Komisji Europejskiej i zastęp urzędników w Brukselii, kiedy w pierwszym referendum 12 czerwca 2008 roku obywatele Republiki Irlandii odrzucili zapisy traktatu lizbońskiego.

Ich obawy wzbudzał projekt ujednolicenia na całym obszarze UE stawek podatkowych, tak bardzo lansowany przez Niemcy i Francję. Szefowie irlandzkich przedsiębiorstw i właściciele firm nie ukrywają, że do wielkiego wzrostu gospodarczego kraju przyczyniła się głównie elastyczna polityka podatkowa Republiki Irlandii. Mając dobre warunki do rozwoju i pomnażania kapitału, obcy inwestorzy lokowali swoje pieniądze właśnie w Irlandii.

Mer Dublina Nial Ring w rozmowie z Radiem WNET | Fot. T. Szustek

– Francuski rząd już w tej chwili uważa, że nasze podatki są za niskie i rażąco niesprawiedliwe! Francuzi, a wtórują im Niemcy, twierdzą, że my, Irlandczycy, wypaczamy w Unii zasadę uczciwej konkurencji. To zapowiedź tego, co nas czeka w przypadku zgody na traktat z Lizbony – powtarzali jak mantrę ówcześni premierzy Republiki Irlandii Bertie Ahern (do 7 maja 2008 roku) i Brian Cowen.

W tamtym czasie lista argumentów przeciw przyjęciu przez obywateli Irlandii treści traktatu lizbońskiego była bardziej niż obszerna. Przeciwnicy traktatu przekonywali, że jest on niemal kopią odrzuconego projektu europejskiej konstytucji. Ich zdaniem wielką niedorzecznością i oszustwem jest nazywanie „starej, niedobrej i powszechnie odrzuconej przez ogół państw europejskich rzeczy mianem czegoś nowego i dobrego dla wszystkich”. W takich ocenach przodowała partia Sinn Feinn. Jej posłowie, europarlamentarzyści i szeregowi członkowie nie mogli pogodzić się z faktem, że Republika Irlandii straci stałego przedstawiciela w Komisji Europejskiej.

– Tracimy naszego pełnomocnika rządu raz na pięć lat. Przed ostatnim referendum, jakie mieliśmy w Irlandii poprzednio – w sprawie traktatu nicejskiego – nasi ministrowie i premier Ahern mówili nam, że głosowanie na „tak” zagwarantuje nam pełnomocnictwo irlandzkiego rządu przez następne 130 lat. I co się stało, że jest teraz inaczej? Warto przypomnieć, że było to pięć lat temu… – mówiła wtedy eurodeputowana, a obecnie szefowa Sinn Feinn, Mary Lou McDonald. Posłowie Sinn Feinn obawiali się także nadrzędności zapisów traktatu lizbońskiego nad konstytucją irlandzką. To rodziło poważne obawy o pozycję Irlandii i jej rolę we wspólnej unijnej polityce obronnej i w sprawach międzynarodowych. Wielu Irlandczyków mówiło wówczas wprost: „Tak” – dla traktatu to „Nie” dla irlandzkiej konstytucji i świętej na Wyspie polityki neutralności! Co ciekawe, wsparcia Sinn Feinn w kampanii z 2008 roku przeciw traktatowi udzielili irlandzcy socjaliści, którzy obawiają się, że „nowa Europa w pogoni za wzrostem gospodarczym i rozwojem ekonomicznym zgubi człowieka”.

Ostatecznie, jak wiemy, Irlandczycy dopiero rok później, w drugim referendum opowiedzieli się za przyjęciem traktatu lizbońskiego, ale na swoich zasadach. Unia Europejska, aby rozwiać obawy mieszkańców Republiki Irlandii, uzgodniła z rządem w Dublinie specjalne gwarancje. Podczas posiedzenia Rady Europejskiej w Brukseli w czerwcu 2009 r. ogłoszono dokumenty ułatwiające przyjęcie traktatu przez Irlandczyków, w tym gwarancje nienaruszalności irlandzkiego prawa w odniesieniu do prawa do życia, rodziny i edukacji, podatków oraz bezpieczeństwa i obrony. To samo tyczyło się kwestii praw pracowniczych, polityki społecznej i kulturalnej.

Czytelnicy „Kuriera WNET” muszą wiedzieć o jeszcze jednej rzeczy, którą zawdzięczają Irlandczykom. Oto 19 czerwca 2009 roku Rada Europejska zgodziła się, by po wejściu w życie traktatu lizbońskiego w skład Komisji Europejskiej wchodził jeden obywatel z każdego państwa członkowskiego UE. Na żądanie premiera Irlandii Briana Cowena gwarancje te mają być w przyszłości dołączane do kolejnych traktatów akcesyjnych jako osobne protokoły. Republika Irlandii uważała, i tak jest do tej pory, że „uroczyste oświadczenia nie mają mocy wiążącej”.

Zachować mowę i korzenie

Przemysław Łozowski, dyrektor polskiej szkoły „Wspólna Wyspa” w Droghedzie, muzyk i dyrygent opowiada Radiu WNET o potrzebie edukacji polskich dzieci urodzonych na Szmaragdowej Wyspie i o swojej pasji muzykalnego i kulturowego łączenia Irlandczyków i Polaków. Wraz z Marcinem Fabisiakiem w Droghedzie i Dublinie animuje muzyczne i poetyckie działania kulturalne.

Jak i dlaczego założył Pan szkołę?

Szkoła polska w Droghedzie | Fot. T. Szustek

Szkoła w Droghedzie nie jest pierwszą szkołą, która powstała z mojej inicjatywy. Niemal tuż po przyjeździe tutaj, do Irlandii, w 2007 roku zauważyłem, że jest taka potrzeba i wspólnie z koleżeństwem zaczęliśmy zakładać polskie szkoły w Irlandii. Powstało kilka szkół w Dublinie i okazało się, że tutaj, w Droghedzie, także powinna powstać taka szkoła.

Co jest największym kłopotem dyrektora takiej szkoły?

Pojawiają się różne sytuacje, które wymagają koordynacji. Trzeba zorganizować miejsce, kadrę pedagogiczną, która musi być najlepsza… Później dopiero przychodzą rodzice, którzy czują potrzebę, żeby tutaj, w Irlandii, zapewnić dzieciom polską edukację, co nie jest wcale takie oczywiste. Rodacy przyjeżdżają tutaj, rodzą się im dzieci, ale oni uważają, że język polski nie jest tak powszechny jak na przykład angielski i rozmawiają z dziećmi w domach po angielsku, czyli odrzucają tę tożsamość, którą przede wszystkim wyznacza język, prawda? Jak się porozumiewamy, tak myślimy; to jest bardzo istotne, w jakim języku to się odbywa. Dużym wsparciem dla mnie jest Katarzyna Sudak, która wzięła na swoje barki administrowanie szkołą i kontakty z polskimi ministerstwami i organizacjami.

„Wspólna Wyspa” – szkoła w Droghedzie ma pewną niezwykłą cechę: mianowicie muzykującego dyrektora, co dla dzieci jest bardzo ważne, bo dzięki temu nie tylko uczą się pisać, ale także śpiewać i tańczyć.

Z wykształcenia jestem muzykiem i uważam, że bardzo ważne jest, żeby dzieci swój sposób ekspresji odnajdywały właśnie w muzyce. Uważam, że zajęcia artystyczne są bardzo istotne. Dzieci, tak jak w Polsce, poznają polskie piosenki, uczą się polskich tańców. Oczywiście najważniejsza jest edukacja zintegrowana w języku polskim.

Przemysław Łozowski nie tylko prowadzi szkołę, ale też promuje polską muzykę ludową. Jest nie tylko specjalistą w tej dziedzinie, ale jej wielkim miłośnikiem.

Zaraz po potrzebie edukowania polskich dzieci po polsku uświadomiłem sobie, że istotne jest także przywoływanie dźwięków tradycyjnej polskiej muzyki. Stało się to pod wpływem obserwacji, jak żywa jest tradycyjna kultura irlandzka.

Tak się składa, że jeszcze zanim wyjechałem z Polski, zrozumiałem, jak istotne jest zachowanie muzyki tradycyjnej, ludycznej, powiedzmy muzyki naszych dziadków, pradziadków. Ta muzyka jest piękna, to był magiczny świat, bardzo intensywny, bardzo prawdziwy, bo sięgając po instrument akustyczny, powiedzmy skrzypce czy jakiś inny – po prostu wyrażamy siebie. Tutaj nie można niczego zafałszować; nie ma auto-tune’ów, że tak się wyrażę. Tutaj wszystko jest bardzo prawdziwe, bardzo emocjonalne – i taka też jest właśnie nasza muzyka.

I przekonał się Pan o tym, że polska muzyka ludowa, te polskie dźwięki mogą przyciągać Irlandczyków i inne narodowości, i stworzył Pan zespół.

Najpierw wyszedłem z tą propozycją do rodaków, to było oczywiste, ale w SuperTonic Orchestra gra skład z całego świata. I to jest przykład na to, że polska muzyka tradycyjna, polska kultura może być atrakcyjna, ale trzeba ją po prostu pokazywać. Wielu naszych rodaków mówi: chciałem przyjechać do Irlandii nie z powodów ekonomicznych, finansowych, ale żeby poznać tę kulturę, muzykę, ten kraj elfów, że tak się wyrażę. A jeżeli nie będzie osób, które są w stanie przekazać dalej naszej rodzimej kultury, to czym będziemy się mogli pochwalić?

Cała relacja Tomasza Wybranowskiego z wizyty Radia WNET w Irlandii, pt. „Irlandio, dziękujemy! Radio WNET na Szmaragdowej Wyspie”, znajduje się na s. 10–11 lutowego „Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Relacja Tomasza Wybranowskiego z wizyty Radia WNET w Irlandii, pt. „Irlandio, dziękujemy! Radio WNET na Szmaragdowej Wyspie”, na s. 10–11 lutowego „Kuriera WNET”, nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

System obrotu tzw. zielonymi certyfikatami jako sposób na uregulowanie emisji dwutlenku węgla i ochronę środowiska

Na szczycie klimatycznym w Katowicach nie pochylono się nad potrzebami krajów rozwijających się ani takich, które dopiero dołączają do rozwiniętych gospodarek świata. Dotyczy to także Polski.

Mariusz Patey

Polska może promować alternatywę dla polityki klimatycznej UE pozwalającą na utrzymanie naszego wzrostu gospodarczego, jednocześnie nie rezygnując z celu, jakim jest poprawa warunków ekologicznych Europy i świata, znajdując na pewno wielu sojuszników tak w Europie, jak i poza nią. Zanim przejdziemy do opisu modelu o bardziej sprawiedliwym podziale kosztów polityki klimatycznej, zdefiniujemy parę wielkości.

Emisja netto niech będzie dana wzorem: E netto = emisja brutto – absorpcja brutto,

gdzie

absorpcja brutto = absorpcja CO2 przez substancję zieloną w danym kraju + absorpcja CO2 gleb i osadów oraz inne źródła pochłaniana w danym kraju.

Emisja brutto = emisja przemysłowa CO2 + emisja gospodarstw domowych CO2 + emisja środków transportu CO2 w danym kraju.

Postulujemy powołanie jednej, globalnej instytucji (może pod auspicjami ONZ), która zarządzałaby emisją tzw. zielonych certyfikatów, tworząc globalne cele emisji CO2, oraz agend krajowych w krajach uczestniczących w systemie, które monitorowałyby ilość emisji i absorpcji na danym terenie. Instytucja projektująca politykę klimatyczną miałaby wpływ na ilość zielonych certyfikatów w obiegu. Rynek szukałby równowagi między popytem a podażą, tym samym promując inwestycyjne ograniczające niezbilansowane emisje CO2.

Ilość tzw. zielonych certyfikatów, które dany kraj mógłby otrzymać, byłaby powiązana z możliwościami absorpcyjnymi (większa zdolność pochłaniania – większa ilość przekazanych zielonych certyfikatów).

Emitenci CO2 musieliby kupować zielone certyfikaty na giełdach w ilości proporcjonalnej do ilości emisji CO2 (za możliwość emisji każdej tony CO2 trzeba byłoby nabyć tzw. zielony certyfikat). Podmioty absorbujące CO2 otrzymywałyby za każdą tonę absorbowanego CO2 zielony certyfikat, który mogłyby sprzedać na giełdzie.

Zielone certyfikaty byłyby przedmiotem globalnego obrotu i mogłyby być wymieniane na środki pieniężne właśnie z pomocą specjalistycznych giełd transakcyjnych. Emitenci mogliby zaangażować się kapitałowo w zakup powierzchni leśnych, poprawiając tym samym swój bilans zielonych certyfikatów. System taki łatwo byłoby sobie wyobrazić, jeśli wykorzystać przy tym technologię blockchain.

Polska i kraje Europy Środkowo- Wschodniej powinny głośno podnosić potrzebę głębokiej redukcji CO2 w krajach, które mają wysokie emisje netto CO2 (odliczając absorpcję CO2 przez substancję zieloną w danym kraju) w przeliczeniu na mieszkańca.

Polska mogłaby jeszcze zwiększyć areał leśny, przyczyniając się do ochrony klimatu, gdyby zmieniono system obrotu tzw. zielonymi certyfikatami. System nagradzający kraje utrzymujące i powiększające swoje obszary leśne jest jednym z kluczowych elementów budowy zrównoważonej gospodarki w skali świata.

Kto byłby beneficjentem takiego rozwiązania? Kraje, które posiadają duże zasoby leśne, takie jak Brazylia i inne kraje Ameryki Południowej czy zwrotnikowe kraje Afryki i Azji. One dostawałyby największą ilość zielonych certyfikatów, które mogłyby następnie sprzedać tym, którzy emitują CO2. Taki mechanizm dotyczyłby także prywatnych właścicieli lasów. Środki pochodzące z zakupu tzw. zielonych certyfikatów powinny wspomagać np. inwestycje w zalesianie, regenerację tkanki leśnej. Być może zahamowana zostałaby rabunkowa gospodarka leśna przyczyniająca się do ograniczenia ilości drzewostanu, a przez to – zmniejszania możliwości pochłaniania CO2.

Moglibyśmy sobie wyobrazić na przykład cementownię inwestującą aktywnie w obszary leśne i w ten sposób obniżającą swoje limity emisji CO2 netto. Polska, odchodząc od polityki klimatycznej forsowanej przez niektóre gremia polityczne na Zachodzie, mogłaby u siebie uruchomić taki innowacyjny system transferu środków od emitentów do adsorbentów. Jednym z efektów tak skonstruowanego systemu byłoby to, iż kraje o niższej emisji netto na mieszkańca, ale bogate we florę, miałyby możliwości rozwoju finansowanego przez kraje wyżej rozwinięte, ale ubogie w roślinność. Kraje o dużym przyroście areału leśnego byłyby zatem nagradzane. Być może taki system skuteczniej hamowałby rabunkową gospodarkę leśną, wycinanie lasów tropikalnych, niż restrykcje i kary.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Szczyt klimatyczny i co dalej?” znajduje się na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Szczyt klimatyczny i co dalej?” na s. 3 lutowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 56/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego