Włodzimierz Smolarek – wielka postać łódzkiego futbolu. Ulicami Historii

O legendarnym piłkarzu Widzewa Łódź opowiada Grzegorz Milko.

Włodzimierz Smolarek był 60-krotnym reprezentacji Polski w piłce nożnej. Przez 7 lat był zawodnikiem Widzewa Łódź. Końcową część kariery spędził w Niemczech i Holandii.

W czasach Smolarka Widzew tworzył swoją wielką historię, stawał się czołowym klubem w Polsce.

Największym sukcesem Widzewa na europejskiej arenie było wyeliminowanie Juventusu Turyn w Pucharze UEFA oraz dotarcie do półfinału Pucharu Europy.

Smolarek grał również w Legii Warszawa, gdzie został skierowany na dwuletnią służbę wojskową, jednak w stolicy czuł się źle.

Na chwałę polskiej piłki dobrze się stało, że szybko wrócił do Łodzi. Tutaj był absolutnie kultową postacią.

W Holandii piłkarsko ukształtował się syn Włodzimierza Smolarka Euzebiusz, reprezentant Polski w latach 2002-2010.

Chcesz wiedzieć więcej o tej postaci? Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

Kamil Grosicki: Powrót do Pogoni Szczecin to najlepsza decyzja jaką mogłem podjąć

Wielokrotny reprezentant Polski w piłce nożnej mówi o swojej przyszłości w klubie, którego jest wychowankiem oraz podsumowuje swoje występy w zespołach zagranicznych.


Kamil Grosicki o decyzji powrotu do Pogoni Szczecin, której jest wychowankiem. Zawodnik mówi, że nie może doczekać się bronienia barw ukochanego klubu na własnym stadionie.

Myślę, że to najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. […] Zrobię wszystko, by kibice byli zadowoleni z mojej gry.

Zawodnik mówi o motywacji powrotu do reprezentacji, w której poznał cudownych zawodników, wspaniałych trenerów. Podkreśla, że obecnie skupia się jedynie na tym co przed nim się znajduje.

Jak będzie forma, to może jeszcze dostanę szansę w reprezentacji. Swoje już w piłce przeżyłem i żadna sytuacja mnie nie zaskoczy.

Były zawodnik m.in. Legii Warszawa, Sivassporu i West Bromwich Albion nie przesądza, że wcześniejszy powrót do Polski dałby mu większą szansę na występ podczas Euro 2020.

Popularny „Grosik” mówi o tym co chce wnieść do Pogoni Szczecin od siebie. Najważniejszymi rzeczami jest pomaganie młodym chłopakom w rozwijaniu się oraz jego poświęcenie dla klubu, aby ten mógł osiągać jak najlepsze wyniki.

Mamy tu do zrobienia kawał roboty, chcemy osiągać jak najlepsze wyniki.

Kamil Grosicki przyznaje, że po powrocie do Ekstraklasy spotkał się z oznakami sympatii nie tylko ze strony kibiców Pogoni, ale i tych, którzy wspierają inne zespoły.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.J, / A.W.K.

Trener polskich piłkarzy Paulo Sousa wybitnym fachowcem jest… ale nie do końca / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

A może – nie od początku, bo chodzi w końcu o dobór bramkarza. Bramka to początek, gdy wygrywamy, i koniec, gdy przegrywamy. Zatem jeszcze raz, zacznijmy jak należy ten felieton. Zachwyciłem się nowym trenerem polskich piłkarzy już w trakcie nieudanych Mistrzostw Europy. Oddałem ten zachwyt w felietonie: Nareszcie polska drużyna zaczęła grać w piłkę nożną. Trochę nie mieliśmy szczęścia w kwestii terminarza. Gdybyśmy ze Słowacją zagrali ostatni mecz, a nie pierwszy, pewnie wyszlibyśmy […]

A może – nie od początku, bo chodzi w końcu o dobór bramkarza. Bramka to początek, gdy wygrywamy, i koniec, gdy przegrywamy. Zatem jeszcze raz, zacznijmy jak należy ten felieton.

Zachwyciłem się nowym trenerem polskich piłkarzy już w trakcie nieudanych Mistrzostw Europy. Oddałem ten zachwyt w felietonie: Nareszcie polska drużyna zaczęła grać w piłkę nożną. Trochę nie mieliśmy szczęścia w kwestii terminarza. Gdybyśmy ze Słowacją zagrali ostatni mecz, a nie pierwszy, pewnie wyszlibyśmy z grupy. Z meczu na mecz, pod wodzą Sousy, mogliśmy obserwować odbudowę ducha walki i chęci zwyciężania u naszych piłkarzy. Chęć walki i zwycięstwa w miejsce wielkiej trwogi i chęci uniknięcia totalnej kompromitacji, jak grała nasza drużyna za poprzednich trenerów bez… wiecie bez czego.

W ostatnim remisowym meczu z Anglią polska drużyna pokazała klasę. Chociaż na każdej pozycji mieliśmy słabszego piłkarza – z wyłączeniem Lewandowskiego – zagraliśmy bardzo dobry mecz.

Żaden z piłkarzy nie chował się za przeciwnikiem, żeby kolega go przypadkiem nie dostrzegł. I żeby przypadkiem nie było na niego. Wręcz przeciwnie, wreszcie zagraliśmy tak, jak powinna grać drużyna. Wychodząc na wolne pozycje i asekurując się wzajemnie.

Zagraliśmy też bardzo dobrze taktycznie, uniemożliwiając Anglikom prowadzenie ich gry. Do czasu dojścia do piłki Harry’ego Kane’a. Odrobina wolnego miejsca 30 metrów od linii bramkowej. To wystarczyło, by huknął w kierunku polskiej bramki. W kierunku nieszczęsnego Szczęsnego. Anglicy musieli dobrze odrobić lekcję. Wiedząc, co Szczęsny wyrabia prawie w każdym meczu, aż żal byłoby nie spróbować. I udało się, na nasze nieszczęście, Anglikowi trafić w światło bramki. A Szczęsny, no cóż, widzieliśmy. Nic go nie usprawiedliwia. Jeden Jan Bednarek nie mógł mu ograniczyć widzenia. Z 30 metrów klasowy bramkarz nie wpuszcza piłki do własnej siatki. Łapie ją lub wybija. Tym bardziej, że nie zmierzała w górny róg.

I jeżeli były bramkarz reprezentacji, Hubert Kostka, broni Szczęsnego tym, ze nie widział piłki i zabrakło mu nóg, to uwierzcie mi, żartuje. Główne zadanie bramkarza to obserwowanie piłki.

Tego co się z nią dzieje. To w odniesieniu do piłki bramkarz przesuwa się w polu bramkowym. Grałem kiedyś amatorsko na pozycji bramkarza, to wiem. Strzał Harry’ego Kane’a był tak sygnalizowany, że nie sposób było go przeoczyć. A Szczęsny przeoczył.

Stąd wynika moje poprzednie (z ME) i obecne zastrzeżenie w stosunku do Sousy. Nie będziemy wygrywać z silnymi drużynami, jeżeli polski bramkarz będzie w każdym meczu puszczał takie szmaty. Nie jestem też w stanie zrozumieć, dlaczego nie można zastąpić Wojtka Szczęsnego. Na przykład Drągowskim. Przecież każdego zawodnika z pola można, co Paulo Sousa demonstruje niemal w każdym meczu. I osiąga cel, budowę coraz lepszej drużyny. Tylko Szczęsny jest nietykalny, pomimo kolejnej i kolejnej wpadki. To, że jest najlepszy na treningu wszyscy wiemy.

Możliwe, że jest najlepszym treningowym bramkarzem świata. Jednak gdy przed kolejnym meczem widzę jego niepewne, uciekające spojrzenie, to wiem, że polska reprezentacja będzie miała kolejny raz problem.

Cóż pozostaje? Konstatacja, że nie wiadomo, o co chodzi. W ten sposób doszliśmy do klasyki myśli społecznej, która głosi nieprzejednanie od lat, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jako felietonista nie będę dociekał. Ale może jakiś wybitny sportowy dziennikarz śledczy wziąłby sprawę Szczęsnego na tapetę. Jakie pieniądze, dlaczego, za co? A może w kontrakcie Paula Sousy jest wpisany podpunkt 14., paragraf 22. Na pozycji bramkarza reprezentacji Polski może grać każdy zawodnik powołany przez Paula Sousę, pod warunkiem, że nazywa się Wojciech Szczęsny.

Jeżeli to moje przypuszczenie się potwierdzi, to zwracam honor i więcej naszego wybitnego trenera czepiał się nie będę 😊

Jan Azja Kowalski

PS 1. W życiu nie widziałem, żeby ktoś tak arogancko i w poczuciu wyższości klęczał jak Anglicy.

PS 2. Szczęsnemu natychmiast potrzebny jest psycholog, który odbuduje jego pewność siebie, a nie chór usłużnych piarowców.

Józef Kałuża – najwybitniejszy polski piłkarz sprzed II wojny światowej. Ulicami Historii

Opowieść o twórcy międzywojennej potęgi klubu piłkarskiego Cracovia.

Grzegorz Milko przybliża postać Józefa Kałuży, wybitnego polskiego piłkarza 0kresu przed II wojną światową. Grał w barwach Cracovii , należał do drużyny pierwszych mistrzów P0lski. W reprezentacji narodowej wystąpił 16 razy.

Po zakończeniu kariery zawodniczej jako światły człowiek został działaczem i starał się, aby Cracovia stała się klubem prawdziwie europejskim.

Kałuża jest jedną z trzech, obok Kazimierza Górskiego i Kazimierza Deyny, wielkich postaci polskiej piłki, której postawiono pomnik.

Przy okazji opowieści o Józefie Kałuży, Grzegorz Milko krótko nakreśla specyfikę i dzieje klubu Cracovia. Po II wojnie światowej drużyna występowała w niższych klasach rozgrywkowych. Lepsze czasy nastały dla klubu dopiero po objęciu funkcji prezesa przez znanego przedsiębiorcę prof. Janusza Filipiaka.

Studio Olimpijskie. Łucznictwo: W zespołach mieszanych duet Napłoszek-Zyzańska zdobył 24. miejsce

Grzegorz Milko komentuje pierwsze starty olimpijskie polskich zawodników. W konkurencji indywidualnej nasza łuczniczka Sylwia Zyzańska zajęła 42. miejsce, a łucznik Sławomir Napłoszek 59. miejsce.

W piątkowej audycji „Studia Olimpijskiego” gospodarz audycji powraca do tematu łucznictwa i przybliża wyniki dzisiejszej rundy rankingowej. Gorzej niż nasza łuczniczka Sylwia Zyzańska, która zajęła 42. miejsce, poradził sobie polski łucznik:

Sławomir Napłoszek zajął 59. miejsce w konkurencji indywidualnej. W zespołach mieszanych Napłoszek-Zyzańska zdobyli 24. miejsce. Oni oczywiście jeszcze będą startować w jakiś kolejnych konkurencjach – komentuje Grzegorz Milko.

Redaktor wspomina swój czwartkowy wywiad z Hubertem Kostką, legendarnym polskim bramkarzem i mistrzem olimpijskim 1972 r. Prowadzący opisuje także jak wyglądała pamiętna finałowa rozgrywka, która otworzyła biało-czerwonym drzwi do innych piłkarskich sukcesów na arenie międzynarodowej:

 

Nasz świetny bramkarz, który był pierwszym podstawowym bramkarzem w 1972 roku na Igrzyskach Olimpijskich kiedy Polska zdobyła złoty medal. Drużyna prowadzona przez Kazimierza Górskiego wygrała w finale z Węgrami 2:1. Dwie bramki strzelił wtedy Kazimierz Deyna, który został zarazem królem strzelców – opowiada dziennikarz.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Studio Olimpijskie: Olimpiada jest to okres pomiędzy jednymi Igrzyskami Olimpijskimi do drugich Igrzysk Olimpijskich

Piotr Chołdrych przybliża słuchaczom znaczenie słowa olimpiada, które nierzadko stosuje się błędnie jako synonim do Igrzysk Olimpijskich.

W czwartkowej audycji „Studia Olimpijskiego” Piotr Chołdrych tłumaczy słuchaczom znaczenie słowa „olimpiada”. Wiele osób mylnie używa tego słowa jako synonimu do Igrzysk Olimpijskich:

Olimpiada jest to okres pomiędzy jednymi Igrzyskami Olimpijskimi do drugich Igrzysk Olimpijskich – podkreśla gospodarz audycji.

Piotr Chołdrych wyjaśnia pochodzenie problematycznego określenia. Wskazuje także jaka była rola tego okresu w życiu starożytnych Greków:

Mniej więcej są to cztery lata. To był taki okres gdy starożytni Grecy liczyli sobie te olimpiady jako kalendarzowy upływ czasu – zaznacza redaktor.

Prowadzący komentuje również tegoroczną olimpiadę, która z powodu pandemii Covid-19 nieco się przedłużyła. Piotr Chołdrych wspomina również, że do oficjalnego otwarcia tokijskich Igrzysk Olimpijskich pozostał zaledwie jeden dzień. Inauguracja będzie mieć miejsce w piątek 23 lipca o godzinie 13:00 polskiego czasu i potrwa około trzech godzin. Jak podsumowuje redaktor:

A zatem olimpiada nam się właśnie kończy, a rozpoczynają się Igrzyska Olimpijskie – komentuje dziennikarz.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Piłkarz Chelsea niespodziewania zmienia reprezentację w reakcji na rasistowski incydent po finale EURO 2020

Skrzydłowy Chelsea Londyn Callum Hudson-Odoi postanowił zmienić barwy narodowe – najprawdopodobniej od listopada 2022 będzie reprezentować kraj swojego pochodzenia, czyli Ghanę.

Po przegranym dla reprezentacji Anglii finale EURO 2020 doszło do incydentu o zabarwieniu rasistowskim – część kibiców miała obrażać trzech czarnoskórych reprezantantów „Synów Albionu”, którzy nie wykorzystali swojej szansy w konkursie „jedenastek” – Marcusa Rashforda, Jadona Sancho i Bukayo Sakę. Zachowanie sfrustrowanych kibiców wywołało szereg reakcji nie tylko w środowisku piłkarskim. Na temat wypowiedział się m.in. publicysta z „The Times”, Sathnam Sanghera.

Ostatecznie Anglia wciąż mierzy się z kolejnymi skandalami na tle rasistowskim, a ostatnia sytuacja w środowisku futbolowym jest tego przykładem. Wciąż nie rozumiemy i nie akceptujemy, że mamy wielokulturowe społeczeństwo, które z kolei wzięło się z dawnego wielokulturowego imperium. To są obywatele jak wszyscy inni.
Poruszonych całym zajściem było również spore grono piłkarzy – reakcje niektórych z nich nie ograniczyły się do komentarzy w mediach społecznościowych. Jedną z takich osób jest 20-letni napastnik londyńskiej Chelsea, Callum Hudson-Odoi. Postanowił on rozważyć zmianę kraju, który reprezentuje – z Anglii na kraj swojego pochodzenia, czyli afrykańską Ghanę. Początkowo niektórzy, jak np. dziennikarz „The Athletic” Simon Johnson” nie wierzyli, że młody zawodnik mówi poważnie.

Ostatnio dużo mówiło się o możliwości zmiany barw narodowych przez Calluma Hudsona-Odoi z Chelsea, z Anglii na Ghanę. Tak czy inaczej, nie ma on takiej możliwości i to się nie stanie. Szczerze mówiąc, czemu miałby? Ma tylko 20 lat i jeszcze wiele czasu na rozwinięcie piłkarskiego potencjału, a co za tym idzie – zaliczenia więcej, niż 3 występów w angielskich barwach.
Powody sportowe były jednak od samego początku na dalszym planie – główną motywacją piłkarza był sprzeciw w kierunku rasizmu, jak widać wciąż obecnego w jakiejś formie na angielskich stadionach. Silnie kwestionowana była strona prawna całego ruchu – przecież Hudson-Odoi zagrał już w dorosłej kadrze Anglików 3 razy. Okazało się, że istnieje możliwość obejścia przepisu mówiącego o zakazie zmiany reprezentacji w takim przypadku – wystarczy, że zawodnik nie zagra w więcej niż 3 meczach, nie wystąpi na dużym turnieju oraz nie przekroczy wieku 21 lat w trakcie każdego z zaliczonych do tej pory występów. Napastnik Chelsea zdaje się wszystkie z tych warunków spełniać. Cały proceder zdawał się wspierać rząd Ghany – nic w tym dziwnego, 20-latek wniósłby bowiem wiele jakości piłkarskiej do drużyny „Czarnych Gwiazd”.

PK

Studio Olimpijskie. Puszkarski: Istnieją dwa przypadki kiedy pochodnie olimpijskie w kolejnych latach były takie same

Przedstawiciel Muzeum Sportu opowiada o wystawie „Dzieje sportu polskiego i olimpizmu” oraz o niezwykłych historiach, które kryją się za pochodniami olimpijskimi.

We wtorkowej audycji „Studia Olimpijskiego” Radia Wnet kierownik Działu Edukacji i Promocji Muzeum Sportu, Michał Puszkarski, mówi o zbiorach Muzeum Sportu związanych z Igrzyskami Olimpijskimi. Rozmówca redaktora Krzysztofa Skowrońskiego ze szczegółami opisuje unikatowe przedmioty, które możemy zobaczyć na ekspozycji warszawskiego muzeum:

Zapraszamy na Wybrzeże Gdyńskie do Centrum Olimpijskiego na wystawę stałą „Dzieje sportu polskiego i olimpizmu”, na której możemy zobaczyć bardzo dużo unikalnych pamiątek. Fotografii, sprzętu sportowego, medali olimpijskich, ale również takich unikatowych rzeczy, których nigdzie w Polsce nie można zobaczyć. Mówię o pochodniach olimpijskich – opisuje nasz gość.

Przedstawiciel Muzeum Sportu przybliża słuchaczom ciekawostki związane z pochodniami olimpijskimi. Jak komentuje nasz gość, każdego roku są one inne, jednak w historii odnotowano jeden przypadek gdy wzór olimpijskiego ognia się powtórzył:

W historii zanotowano dwa przypadki kiedy pochodnie w kolejnych latach były takie same. Mowa o dawnych Igrzyskach Olimpijskich w Londynie i w Melbourne. Australia chciała w latach 60. upamiętnić rolę Imperium Brytyjskiego jako swoją spuściznę historyczną – zaznacza Michał Puszkarski.

Michał Puszkarski opowiada także o niektórych, ciekawszych wizualnie latarniach olimpijskich. Wspomina m.in. pochodnię z Soczi wykonaną w kształcie skrzydła. Zapytany o kształt ognia z Tokio, potwierdza, że wie jak będzie wyglądać:

Oczywiście, że wiem – przyznaje gość porannej audycji.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Studio Olimpijskie. Tomański: Igrzyska w Tokio miały kosztować siedem razy mniej niż obecnie

Japonista komentuje gigantyczne straty finansowe i poczucie rezygnacji, jakie budzą u Japończyków nadchodzące, pandemiczne Igrzyska Olimpijskie w Tokio.

W „Studiu Olimpijskim” Radia WNET japonista, Rafał Tomański, opowiada o bieżącej sytuacji w Japonii. Zdaniem naszego gościa, Japończycy zderzają się teraz z gigantycznymi stratami finansowymi, które powoduje organizacja pandemicznych Igrzysk Olimpijskich bez udziału kibiców:

Japończycy jeszcze przed wirusem mieli co chwilę rosnące koszty organizacji igrzysk. One miały kosztować siedem razy mniej niż obecnie. Teraz jest ok. 26 mld dolarów, a to na pewno wzrośnie, bo środki ostrożności wobec wirusem rosną – podkreśla japonista.

Rozmówca redaktora Krzysztofa Skowrońskiego opowiada o wieloaspektowości patowej sytuacji finansowej japońskich igrzysk. Jak wskazuje Rafał Tomański, dotyczą one nawet sfery dyplomacji:

Straty się powiększają, bo nie będzie widzów na trybunach. Te strat nie można oszacować, bo one są tak wielowymiarowe, że dotyczą nawet pola dyplomacji, która miała być tworzona podczas igrzysk – zaznacza gość porannej audycji.

Ponadto, japonista odnosi się również do wrażenia dysonansu między ostatnimi wielkimi turniejami sportowymi, na których gościli kibice, a tokijskich igrzysk – na których trybuny będą puste. Zdaniem Rafała Tomańskiego budzi to negatywne emocje w japońskim społeczeństwie:

Japońskie media pokazują finał Euro i męski Wimbledon, które były w niedzielę. Wtedy to było 12 dni przed rozpoczęciem igrzysk i tam pełne trybuny w Londynie. (…) I takie smutne stwierdzenie, że my nikogo nie będziemy mieli. (…) Jest dysonans – kwituje Rafał Tomański.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Southgate w ogniu krytyki po serii rzutów karnych w finale Euro

Szkoleniowiec reprezentacji Anglii Gareth Southgate mimo dobrnięcia do finałowej fazy rozgrywek musi zmierzyć się z intensywną krytyką ze strony kibiców i ekspertów.

„Football is not coming home” – hasło to (a właściwie anty-hasło) stało się jednym z motywów przewodnich w przestrzeni internetowej po wczorajszym finale rozgrywek w ramach Euro 2020. Reprezentacja Anglii ostatnie międzynarodowe trofeum zdobyła w 1966 roku i, niestety, po tegorocznym turnieju statystyka ta nie ulegnie zmianie. Krytyczne uwagi kibiców i ekspertów skupiły się na trenerze Anglików i jego wyborach w serii rzutów karnych – ostatniego, będącego kluczowym dla kwestii rezultatu karnego wykonywał bowiem niedoświadczony 20-letni Bukayo Saka z Arsenalu Londyn. Warto przypomnieć, że w stanie gotowości byli – lub być powinni – tacy zawodnicy jak gwiazdor Manchesteru City Raheem Sterling, czy zdobywca gola dla Anglików Luke Shaw. Swoją dezaprobatę wyraził znany z ostrych i nierzadko kontrowersyjnych wypowiedzi Roy Keane, dawny filar Manchesteru United.

Jeśli jesteś Sterlingiem lub Grealishem, nie możesz siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak 19-letni dzieciak wykonuje karnego przed tobą. Sterling wygrywał wcześniej trofea więc nie twierdzę, że nie był przygotowany. Gareth mógł myśleć, że on strzeli w szóstej albo w siódmej serii. To musi być ciężkie. W takich sytuacjach musisz podejść do tego dzieciaka i powiedzieć mu: „Posłuchaj, ja zrobię to pierwszy”

Jak na razie nie możemy dopatrzeć się odpowiedzi skrzydłowego Manchesteru City. Sytuację skomentował natomiast wywołany do tablicy Grealish, który stanowczo zaprzeczył jakoby nie zgłaszał gotowości do wykonania decydującej „jedenastki”.

Powiedziałem, że chcę to strzelić. W tym turnieju trener podjął wiele słusznych decyzji i tak samo było dzisiaj. Nie pozwolę, aby ludzie mówili, że nie chciałem podejść do karnego.

Inną znaną personą, która nie omieszkała wyrazić swojego zdania w tym temacie jest znany portugalski szkoleniowiec Jose Mourinho. Zatrudniony niedawno przez AS Roma trener wypowiedział się obszernie na temat nieproporcjonalnej do doświadczenia presji, która ciążyła na młodym zawodniku Arsenalu. Wtóruje przy tym Keanowi, wywołując do odpowiedzi bardziej doświadczonych od 19-latka zawodników.

Saka w tamtym momencie dźwigał na swoich barkach przeznaczenie swojego kraju. Myślę, że to za dużo dla tego dzieciaka. Gdzie w tej sytuacji był Sterling? Gdzie byli Shaw i Stones? W wielu przypadkach gracze, którzy powinni być na posterunku uciekają od odpowiedzialności.

Popularny „The Special One” zwrócił również uwagę na fakt, że do dwóch z poprzednich rzutów karnych podchodzili gracze ledwo co wprowadzeni w mecz, konkretnie miał tu na myśli Marcusa Rashforda i Jadona Sancho.

Rzeczywistość jest taka, że ciężko było Rashfordowi i Sancho podejść i wykonać bezbłędnie karnego , gdy wcześniej zaliczyli jeden kontakt z piłką.

Anglików czeka teraz wiele analiz i prób pogodzenia się z rezultatem mistrzostw. Dotyczy to nie tylko piłkarzy, ale i całego narodu, który wciąż nie może przetrawić trwającej 55 lat negatywnej passy – w tym momencie temat urósł już do rangi fatum. Kolejna okazja nadarzy się jednak już niedługo – w 2022 roku odbędzie się kolejny mundial.

PK