Płużański: Kolejne samorządy likwidują nazwiska naszych bohaterów. Trwa walka III pokolenia UB z III pokoleniem AK

Tadeusz Płużański cofaniu dekomunizacji ulic przez samorządy, szkalowaniu żołnierzy wyklętych przez lewicę i wniosku IPN o ekstradycję Stefana Michnika.


Tadeusz Płużański o zmianie nazw ulic w Białymstoku i Żyrardowie. Samorządowi działacze w tych miastach głosowali za zmianą nazw ulic upamiętniających „Łupaszkę” i „Nila”. Nasz gość mówi wprost, że jest to „recydywa komuny”.

Kolejne samorządy likwidują tak długo wywalczane nazwiska naszych bohaterów. Wydawało się, że tak już zostanie. Popełniliśmy pewien błąd, zakładając, że walka już się skończyła.

Wraca stary komunistyczny dyskurs, w którym żołnierze wyklęci byli bandytami, „nie było komuny w Polsce, tylko socjalizm, a naszych księży mordowali bandyci z trzepaka”.

Jeśli nie jest pan Adrian Zandberg, nie jest komunistą, to przynajmniej odwołuje się do tej tradycji.

Przykładem powrotu do tez propagandy komunistycznej są zdaniem Płużańskiego słowa jednego z liderów partii Razem, dla którego w dyskusji na temat Zygmunta Baumana, nie było problemem, „że Bauman był majorem Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego”. Zandberg „dzisiaj entuzjastycznie podchodzi do zmiany ulicy imienia Łupaszki, twierdząc wzorem polskich komunistów, że Łupaszka nie był wcale polskim bohaterem, tylko zbrodniarzem i ludobójcą”. Jednak nie tylko do wypowiedzi przedstawicieli lewicy można się przyczepić. Specyficzne poglądy na temat PRL ma prezes KORWiN  i jeden z liderów Konfederacji:

Ilekroć Janusz Korwin-Mikke schodził na tematy historyczne, to wychwalał gen. Jaruzelskiego, uważał, że to wszystko było legalne i tak należało robić.

Historyk ponadto nie sądzi, że Szwecja zrealizuje Europejskiego Nakazu Aresztowania Stefana Michnika Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Albowiem dla świata jest on zasłużonym bibliotekarzem i publicystą.

Prokuratorzy z pionu śledczego udokumentowali 93 zarzuty wobec stalinowskiego zbrodniarza. […] Oczywiście ekstradycja się nie uda, Szwecja nie wyda swego obywatela, zasłużonego bibliotekarza, który pisywał do paryskiej Kultury Jerzego Giedroycia.

Pozytywem Europejskiego Nakazu Aresztowania jest fakt, że „Szwecja musi się odnieść do zarzutów na piśmie” uzasadniając, czemu nie wyda Michnika. Płużański podkreśla, że „trzeba go ścigać do samego końca”. „Dodaje, że Stefan Michnik też nie czuje się komfortowo”. Twierdzi on, że „przeszłość jest jego prywatną sprawą”, a podnoszenie jej jest szkodzeniem jego bratu Adamowi. Gość „Poranka WNET” podkreśla, że

Tu nie chodzi o Adama Michnika, tylko o konkretne zbrodnie konkretnego człowieka.

Stefan Michnik „jest ewidentnym zbrodniarzem komunistycznym”. Poza zbrodniami w okresie stalinowskim „zasłużył się” on późniejszą współpracą z WSI.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Międzynarodówka sędziowska, czyli pułapka „prawo”rządności/ Andrzej Jarczewski, „Kurier WNET” nr 64/2019

Jednym z najbardziej fałszywych kamieni węgielnych III RP pozostaje teza prof. Adama Strzembosza, że wymiar sprawiedliwości sam się oczyści. Trudno znaleźć równie szkodliwy idiotyzm.

Międzynarodówka sędziowska, czyli pułapka „prawo”rządności

Andrzej Jarczewski

Wspólnoty Europejskie powstały po zakończeniu procesu denazyfikacji w Niemczech. Prawo unijne, spadające dziś na nas lawinowo, nie musiało zajmować się zbrodniczymi instytucjami żadnego państwa. Gdy w Polsce uchwalono ustawę dezubekizacyjną, nie miała ona odpowiednika w krajach Zachodu, a państwa wyzwolone spod dominacji sowieckiej radziły sobie z tym problemem rozmaicie, nie wytwarzając unijnych zasad. Z kolei Niemcy nie pytały nikogo o zdanie, gdy usuwały prawie cały aparat NRD.

„Niezawisłość” sędziowska jest… rzeczownikiem. Znaczy dokładnie tyle, ile można wyrazić czasownikami definiującymi pewne czynności sędziego i wobec sędziego. W orzekaniu sądowym polega to na tym, że nikt nie może nakazać, zakazać lub ukarać za wydanie wyroku takiego, jaki – zdaniem sędziego – powinien być wydany. Sędzia nie może tylko wykroczyć poza granice wyznaczone kodeksami. We wskazanych przez ustawodawcę granicach może orzekać dowolnie, choć oczywiście powinien uwzględniać wiele czynników i zasad, o których traktują nauki prawne.

Od roku 2015 obserwujemy próby innego definiowania ‘niezawisłości’. Niektórzy polscy sędziowie uznali, że są niezawiśli od ustaw i nie muszą stosować kodeksów, nakładających różne granice.

Uważają, że mogą głosić poglądy i wyroki oparte na indywidualnym, anarchistycznym rozumieniu nie tylko polskiej konstytucji, ale dowolnie rozumianego prawa unijnego i nigdzie nieskodyfikowanej zasady praworządności. Oczywiście – ‘praworządność’ to też tylko rzeczownik, który może oznaczać tyle, ile pozwolimy sobie narzucić czasownikami nazywającymi konkretne czynności i zakazy. Sam w sobie rzeczownik ‘praworządność’ został już tak wyświechtany, że dziś nie znaczy nic. Jest kamieniem w maczudze do okładania niepokornych narodów i epitetem do ich obrażania.

Unieważnienie ustawy dezubekizacyjnej

Gdyby dezubekizacja dotyczyła siedmiu, siedemdziesięciu, a nawet siedmiuset funkcjonariuszy komunistycznego aparatu terroru, można by każdego z osobna postawić przed sądem, sprawiedliwie wyważyć winy i zasługi, a następnie – w jakiejś proporcji do innych podobnych spraw – zawyrokować. Ale tu chodzi o zwartą grupę zawodową, która – w zależności od sposobu uwzględniania różnych przypadków – liczy od 38 tysięcy do ponad 100 tysięcy ludzi. Rozpatrywanie tylu spraw zatkałoby sądy, zdestabilizowałoby wymiar sprawiedliwości, kosztowałoby krocie i prowadziłoby do najdziwniejszych konsekwencji, zwłaszcza że PRL-owscy sędziowie w większości należeli do PZPR, a wielu utrzymywało bliskie, również towarzyskie kontakty z różnymi służbami specjalnymi lub też dla własnej kariery wysługiwało się bezpiece. Niektórzy z nich orzekają do dziś. Nawet w Sądzie Najwyższym.

Ustawodawca zadecydował w sprawie dezubekizacji dość oryginalnie, a Trybunał Konstytucyjny ociąga się z oceną. Wytworzyła się więc przestrzeń do radosnej twórczości.

Ot np. sędzia Marek Przysucha z Częstochowy przyznał sobie uprawnienia Trybunału Konstytucyjnego i w sierpniu orzekł był, że ustawa dezubekizacyjna nie obowiązuje.

Z kolei inni sędziowie, by załatwić porachunki wewnątrz własnej kasty, współdziałają z różnymi partiami i nieraz zdobywają rządowe stanowiska, sprawiając tam więcej szkody niż pożytku.

Konstytucja sędziowska

Skoro sędzia Przysucha złamał zasadę trójpodziału władz, a siebie samego zrobił… sejmem, senatem i podpisem prezydenta RP, to powinien przestać być sędzią. Ale pan Przysucha nadal chce być sędzią i kumulować w sobie wszelkie władze. A inne władze nic na to nie mogą poradzić, bo nasza konstytucja nadała sędziom praktyczną nietykalność, potwierdzoną nawet wyrokami w kryminalnych sprawach złodziejskich, pijackich, szoferskich i innych z udziałem „nadzwyczajnej kasty”.

Konstytucja RP z roku 1997 jest zbiorem niezbyt spójnych przepisów, obudowujących zasadę główną tej ustawy: sędziowie są kastą bezkarną. Pisałem o tym obszernie w „Kurierze WNET” z grudnia 2018 w artykule „Suweren, suzeren, papieren”, więc już tego nie powtarzam. Przytoczyłem tam wszystkie (liczne) zapisy konstytucyjne dotyczące sądownictwa, by wykazać, że konstytucja była pisana przez sędziów i pod sędziów.

Żadna inna kasta, nawet politycy, nie została tak hojnie uprzywilejowana i uposażona, jak sędziowie. Całą resztę konstytucji można więc potraktować jako dość przypadkowe i niespójne opakowanie tego, co dla jej autorów było najważniejsze: dla przywilejów sędziowskich. To akurat jest spójne i nieprzypadkowe. Ktoś o to zadbał i ktoś żąda teraz czynnej wdzięczności.

Sędzia sędziego nie osądzi

Jednym z najbardziej fałszywych kamieni węgielnych III RP pozostaje teza prof. Adama Strzembosza, że wymiar sprawiedliwości sam się oczyści. Trudno znaleźć równie szkodliwy idiotyzm, w który uwierzyłyby miliony na mocy samego autorytetu, jakim się wówczas cieszył prof. Strzembosz. Sam jestem winny, bo gdy w roku 1992 Senat zwrócił się do mnie (podobnie jak do wszystkich b. więźniów politycznych) z ankietą dotyczącą nadgorliwych sędziów PRL, odmówiłem, uzasadniając to przekonaniem, że nie należy podważać autorytetu sądów, bo oprócz prawa niewiele nam pozostało z PRL. Poza tym – nie akceptowałem siebie w roli donosiciela, a w tych kategoriach interpretowano wtedy wypełnienie owej ankiety.

Niestety, gdybym dziś otrzymał podobną ankietę, raczej bym znów odmówił, bo nie można patrzeć na wymiar sprawiedliwości przez pryzmat słabości, głupoty czy złej woli paru procent środowiska sędziowskiego, które dziś – nawet nieoczyszczone z komunistycznych złogów – wykonuje swą pracę rzetelnie. Czas na „oczyszczanie” już minął. Teraz cały ten problem musimy pozostawić historykom praworządności.

Profesor Strzembosz przejdzie do historii tylko jednym powiedzeniem, którym unieważnił cały swój pozytywny dorobek polityczny i naukowy.

Przejdzie do historii… kabaretu. Tak jakby nie znał przysłowia „kruk krukowi oka nie wykole”, co w realiach III RP należałoby przełożyć na: „sędzia sędziego nie osądzi”. W latach 1990–1998 Adam Strzembosz był prezesem Sądu Najwyższego, nasiąkł ideologią swoich komunistycznych kolegów, a teraz nie potrafi z tego wybrnąć i sili się na coraz większą agresję wobec tych, którzy – nie zawsze fortunnie – próbują coś poprawić.

Podstępy postępu

„Marsz przez instytucje” nie ominął uniwersytetów. Ideologia postępu w tym marszu sprawia wrażenie silnika na kołach. Nie ma tam hamulca i nie za bardzo widać kierownicę. Wehikuł postępu jedzie tam, gdzie może, a tam, gdzie nie może – nie jedzie. Brzmi to dość dziecinnie, ale tak to właśnie działa.

Jeżeli na jakiejś drodze opór jest silny, postępowcy szukają sobie innej drogi, ale muszą stale wykazywać aktywność, bo za aktywizm są promowani. Nie za osiąganie konkretnych celów.

Oto 11 września 2019 rektor UMK w Toruniu zawiesił na 3 miesiące prof. Aleksandra Nalaskowskiego, by ukarać go za nie dość postępowe poglądy, wyrażone w tygodnikowym felietonie. Gdyby środowisko naukowe i polityczne pozostało bierne, zapewne profesor nie wróciłby zbyt szybko na uczelnię, noszącą dumnie imię Mikołaja Kopernika, który też swego czasu wygłaszał poglądy niespecjalnie afirmowane przez niektórych rektorów. Tymczasem jednak – pod naciskiem opinii publicznej – rektor już po tygodniu musiał cofnąć swą decyzję, zapowiadając jednak, że nadal będzie grillować profesora. Piszę o tym, by wydobyć istotny element sprawy: zawieszenie było testem postępu. Pojawił się opór, więc postęp się cofnął, ale już zapowiada, że jak tylko warunki pozwolą, zrobi się kolejny test.

Prawnuki Bernsteina

„Cel jest niczym, ruch jest wszystkim” powiedział Eduard Bernstein (1898) i tego trzymają się zleceniodawcy działań, które na niezorientowanym obserwatorze sprawiają wrażenie chaosu. Bo też jest to właśnie dążeniem do chaosu, a nie do ściśle określonego ideologicznego celu. Dzisiejsze cele doraźne zostaną zapomniane jutro, ale marsz do chaosu nadal będzie realizowany, bo zleceniodawcom tych działań łatwiej zapanować nad rozchwianym zbiorowiskiem jednostek niż nad spójnym społeczeństwem, silnym własną tożsamością, religią i kulturą. A jeśli rozbicie narodu na skonfliktowane jednostki nie jest jeszcze możliwe, można większość podzielić na mnóstwo mniejszości, stanąć na czele każdej z tych naturalnie lub sztucznie wyodrębnianych, czyli „wyzwalanych” mniejszości, połączyć siły i większość gotowa.

Trwały sukces jakiejkolwiek nowej ideologii – co słusznie przewidywał Marks – nie jest możliwy w jednym kraju. Dlatego komunizm (I Międzynarodówka) od razu był budowany z myślą o opanowaniu całego świata z domniemaniem, że klasa robotnicza, na czele której staną komuniści, będzie wkrótce większością. To założenie okazało się fałszywe. Ani robotnicy nie stali się większością, ani nie poparli komunistów. Trzeba więc wykreować inne mniejszości, ale wciąż z myślą, że suma mniejszości da większość. Inaczej wszak na dłuższą metę nie da się – nawet terrorem – zarządzać społeczeństwem. Później się te mniejszości porzuci na rzecz nowych, specjalnie kreowanych lub sprowadzanych, tak jak już porzucono czarnych Amerykanów i robotników, którzy okazali się niewystarczająco postępowi.

Zawód: aktywista

Dziś o ideologii promowanej na uniwersytetach i kształtującej poglądy przyszłych sędziów decyduje spora grupa różnych organizacji pozarządowych, finansowanych pierwotnie przez George’a Sorosa i jemu podobnych, a wtórnie – wymuszających dotacje od miejskich samorządców, a także od chwiejnych ministrów.

Członkowie tych grup już nie potrafią robić nic innego, niż jeździć na różne manify, przykuwać się do drzew czy hejtować na Facebooku. Co uczynią, gdy wyschną stare źródła finansowania, a pojawią się nowe? Dam dolary za orzechy, że wielu z nich po prostu będzie robić to samo, tylko dla innego zleceniodawcy. Do zwykłej pracy nie pójdą, bo na niczym się nie znają. Potrafią burzyć. Nie potrafią budować.

Możemy sobie wyobrazić sytuację, że Soros z takich czy innych powodów przestanie finansować organizacje hiperpostępowe, a na jego miejsce pojawi się „filantrop” petrodolarowy, który będzie forsował ideologię przeciwną, uszczuplając swoje kieszonkowe o np. 10 miliardów dolarów rocznie przez dwadzieścia, trzydzieści lat. Setki miliarderów zastanawiają się, co tu począć z nadmiarem pieniędzy. To, że wkrótce się ujawnią, nie wymaga wielkiej wyobraźni. Nie da się wtedy spalić ani utajnić list aktywistów postępku i występku, bo internet ma długą pamięć.

„Lwy nadchodzą”

Wstrząsający opis marszu podstępu przez sądy dał Vladimír Palko w wydanej właśnie po polsku książce „Lwy nadchodzą” (chodzi o te lwy, o których pisał Sienkiewicz w „Quo vadis”). Palko był ministrem spraw wewnętrznych Słowacji w latach 2001–2006. Pełnił ponadto wiele innych funkcji, pozwalających mu zebrać obszerny materiał o zmianach niszczących tradycyjną cywilizację europejską i amerykańską. Szczególną uwagę poświęcił sądom, gdzie dziś – w gremiach opiniotwórczych – przeważają poglądy wykrzyczane w roku 1968. Ten pamiętny rok w krajach Zachodu znaczył coś zupełnie innego niż ten sam rok w Polsce, Czechosłowacji czy Izraelu.

Amerykańskie i europejskie sądy z wyjątkową zajadłością walczą z tradycją chrześcijańską. Palko w wielu miejscach pokazuje strategię podstępu. Oto w roku 2009 międzynarodówka sędziowska o nazwie Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekła, że w publicznych szkołach we Włoszech nie wolno wieszać krzyży. To nic, że od tysiącleci krzyż jest naturalnym składnikiem kultury i tożsamości włoskiej. Międzynarodowy Trybunał został opanowany przez wrogów chrześcijaństwa i krzyż w dowolnie wybranym kraju, a następnie w innych państwach zostaje zakazany. Ale z tym zanadto się pośpieszono. Włoski rząd nie zgodził się na tak drastyczną ingerencję międzynarodówki sędziowskiej w swoje sprawy i wniósł odwołanie do Wielkiej Izby ETPC, gdzie jeszcze postęp nie zdobył większości i ten absurdalny wyrok został anulowany.

W amerykańskim Sądzie Najwyższym, gdzie sędziowie otrzymują miejsce dożywotnio, niezmiernie ważne jest, kogo aktualny prezydent tam przeforsuje. Ogólnie, dzięki przemienności rządów demokratów i republikanów, w Sądzie Najwyższym utrzymuje się względna równowaga. Wystarczy jednak krótkotrwała przewaga zwolenników postępu, by podstępem trwale zmienić ustrój kraju w najważniejszych w danej chwili punktach. Zdarzyło się tak np. w roku 1990, gdy pewien komunista, Lee Johnson, wygrał w Sądzie Najwyższym USA sprawę dotyczącą palenia flagi amerykańskiej. Wybrano dla tej sprawy moment, gdy w tym sądzie przewagę 5:4 mieli akurat postępowcy, uważający profanowanie jednego z najświętszych amerykańskich symboli za dopuszczalne. To tylko jeden z wielu przykładów.

Postęp polega na tym, żeby nie było nic świętego.

Kupowanie dzieci

Kolejny przykład tej strategii. Do roku 2012 w 33 stanach odbyły się referenda na temat dopuszczalności małżeństw tej samej płci. Demokratyczny werdykt był jednoznaczny: wszystkie stany opowiedziały się za tradycyjną definicją małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. W referendach roku 2012 trzy inne stany opowiedziały się za małżeństwami jednopłciowymi, a stan Maine, który jeszcze w 2009 głosował przeciw, przyłączył się do sił postępu. I wtedy do boju wkroczył Sąd Najwyższy USA, który – ponownie większością 5:4 – orzekł, że małżeństwa jednopłciowe są prawem człowieka.

Zwróćmy uwagę: przewaga jednego głosu w jednej instytucji ma większą moc niż decyzje podjęte w kilkudziesięciu referendach.

Vladimír Palko nazywa to tyranią sądów i podaje przykład z sąsiednich Czech. Otóż w roku 2005 tamtejszy parlament przyjął ustawę o rejestrowanych związkach partnerskich z wyraźnie sformułowanym artykułem o zakazie adopcji dzieci przez takie związki. Można powiedzieć: wszyscy zadowoleni. Nie przewidziano, że nad demokracją stoi jeszcze tyrania sądów. Po 11 latach o tej ustawie przypomniał sobie czeski Sąd Konstytucyjny, który po prostu wykreślił z ustawy zakaz adopcji przez rejestrowane związki jako sprzeczny z postępowymi poglądami na wszystko.

Zwróćmy uwagę: demokracja swoje, sędziowie swoje. Aktywiści zapewniają, że rejestrowanie związków nie ma nic wspólnego z adopcją. Dla świętego spokoju parlament godzi się na takie rozwiązanie. Ale nikt nie wie, co i kiedy wymyśli Sąd Konstytucyjny. Wygląda na to, że nadrzędne (nad ustawami) usytuowanie trybunałów konstytucyjnych niekoniecznie jest pomyślne dla narodów, bo w chwili próby – przewaga jednego głosu w takim trybunale może znaczyć więcej niż głos milionów.

Nic o nas bez nas!

Polska konstytucja powstała w czasie, gdy przystąpienie do Wspólnot Europejskich było dla nas odległym marzeniem. Później dokonywano drobnych korekt, wypowiadał się też Trybunał Konstytucyjny, który orzekł był, że prawo wspólnotowe ma wprawdzie pierwszeństwo przed polskim ustawodawstwem, ale gdy zachodzi sprzeczność z konstytucją – takiego automatyzmu nie ma i trzeba wtedy wdrożyć specjalne postępowanie.

Nasza niespójna i wielokroć cerowana konstytucja jest wprawdzie najważniejszym źródłem prawa, ale jest to źródełko słabe, niezbyt czyste i coraz mniej znaczące. Wypływa zeń strumyk prawa, do którego wlewa się wielka rzeka prawa unijnego, w której naszego strumyczka już prawie nie widać.

Co zrobimy, gdy prawo unijne zakaże w Polsce krzyża albo w ogóle zdelegalizuje wszelkie religie, do czego już wzywają forpoczty postępu? Co zrobimy, gdy zdelegalizuje małżeństwo między kobietą a mężczyzną? Co zrobimy, gdy każe oddawać nasze dzieci na wychowanie rodzinom afrykańskim lub księżycowym?

Zadaję pytania oczywiście bezsensowne. Tak się dzisiaj wydaje, podobnie jak naszym ojcom i dziadom bezsensowne wydawały się pytania o adopcję dzieci przez pary homoseksualne, o handel organami, „brzuszkami” i gotowymi dziećmi. Ale nie mogę w tym kontekście o nic pytać sensownie, bo nie jestem prorokiem i nie potrafię sobie wyobrazić skutków kolejnych dekad postępów postępu. Wiem tylko, że jeśli Konstytucja RP ma być nadal źródłem polskiego prawa, to musi to być nowa konstrukcja, być może bardziej ogólna i bezwzględnie nadrzędna względem każdego prawa zewnętrznego. Prawo unijne, jeżeli ma mieć pierwszeństwo przed prawem polskim, powinno być za każdym razem przełożone na język polski i musi być interpretowane zgodnie z polską konstytucją i polską nauką prawa. Nie możemy być zobowiązani do automatycznego stosowania żadnego nakazu czy zakazu, który zostanie uchwalony przez kogokolwiek bez naszego uczestnictwa i bez naszej wyraźnej, ustawowej akceptacji.

A na pierwszej sesji nowego sejmu – jeśli pojawi się taka większość – należy starej konstytucji nadać okres trwałości: 25 lat. Ona już jest nieświeża, już się psuje. Nie broni Polski. Za chwilę nie będzie się nadawała ani do spożycia, ani do użycia. A jak już się przeterminuje w roku 2022, powinna być – nawet w trybie zwykłej ustawy – zastąpiona nowym dokumentem, na którego przygotowanie mamy jeszcze całe trzy lata!

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Międzynarodówka sędziowska, czyli pułapka »prawo«rządności” można przeczytać na s. 5 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Międzynarodówka sędziowska, czyli pułapka »prawo«rządności” na s. 5 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zabłocki: Orzeczenia i zachowanie stołecznych sędziów ws. reprywatyzacji to dowód, że potrzebna jest reforma sądownictwa

Wojciech Zabłocki o skandalicznych orzeczeniach ws. zwrotów warszawskich kamienic, sprawie oczyszczalni Czajka i tym, jak PO rządzi w Warszawie i na Mazowszu.

Wojciech Zabłocki komentuje zaskakujący wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego ws. Nabielaka 9. Warszawski sąd uchylił decyzję komisji weryfikacyjnej ws. nieruchomości położonych przy ulicach Mokotowskiej, Skaryszewskiej i Nabielaka.

Jest to oczywiście sprawa skandaliczna i kolejny dowód jak potrzebna jest zmiana w wymiarze sprawiedliwości. To, co wyczyniają sędziowie, to są sprawy skandaliczne.

Zabłocki podkreśla, że wyrok sądu jest niesprawiedliwy. Dodaje, że poza treścią wyroków niedopuszczalne jest zachowanie sędziów. Przykładem jest sędzia, który na wspomnianej rozprawie mówił w obecności córki zamordowanej Jolanty Brzeskiej „o lekkich niedogodnościach lokatorów”.

Radny sejmiku woj. mazowieckiego mówi, że w Warszawie należałoby budować parkingi podziemne, które Rafał Trzaskowski nie zamierza realizować. Chodzi o 17 placów wytypowanych jeszcze za Hanny Gronkiewicz-Waltz. Następnie odnosi się do sprawy awarii oczyszczalni ścieków Czajka:

Kiedy mamy inwestycje za 4 mld złotych, gdzie nie działa spalarnia i dowiadujemy się o tym jako opinia publiczna kilka miesięcy potem, to sprawa absolutnie skandaliczna.

Zauważa, że z jego rozmów z pracownikami oczyszczalni wynika, że etaty szeregowych pracowników były redukowane na rzecz zwiększenia stanowisk kierowniczych. Z sześciu ludzi na zmianie został jeden. Zabłocki mówi, że radni mazowieccy „porozmawiać na sejmiku o skutkach awarii” w oczyszczalni „Czajka” i niedziałającej od grudnia spalarni, ale nie było wtedy woli”, gdyż „marszałek Struzik uznał, że to nie problem Mazowsza”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

CBA weszło do stołecznego ratusza. Chodzi o awarię „Czajki”

Funkcjonariusze CBA weszli do wydziału zarządzania kryzysowego warszawskiego ratusza i Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji.

Rzecznik CBA Temistokles Brodowski, cytowany przez TVP.info, poinformował, że Biuro wypełnia postanowienie wydane przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie:

Czynności mają na celu zabezpieczanie dokumentacji (w tym zapisów elektronicznych) dotyczącej inwestycji budowy i eksploatacji tzw. spalarni, a także związanej z wystąpieniem awarii w oczyszczalni „Czajka”.

Jak przypomniał rzecznik Biura, prowadzone przez CBA śledztwo dotyczy między innymi niegospodarności przy zajmowaniu się sprawami majątkowymi Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji polegającej na niewłaściwym nadzorze podczas przeprowadzania inwestycji w zakresie modernizacji i rozbudowy Oczyszczalni Ścieków „Czajka”. Na brak właściwego nadzoru nad oczyszczalnią wskazywał w rozmowie z Radiem WNET radny mazowiecki PiS Wojciech Zabłocki.

awarii oczyszczalni „Czajka”, ocenach ekspertów na temat jej przyczyn i efektów oraz innych powiązanych z nią kwestiach informowaliśmy wielokrotnie na antenie Radia WNET.

A.P.

Winnicki: Telewizja publiczna dokonała największego zamachu na wolne wybory po 1989 r. Chcemy powtórzenia wyborów

Robert Winnicki o niewykonaniu wyroku sądu przez TVP i związanym z nim wnioskiem o powtórzenie wyborów, nieprawidłowościach w komisjach, reformie sądownictwa i rozliczaniu rządów PO-PSL.

Telewizja publiczna dokonała największego zamachu na wolne wybory po 1989 i dlatego uważamy, że te wybory, przynajmniej w niektórych okręgach powinny zostać powtórzone.

Robert Winnicki o walce Konfederacji z telewizją publiczną. Ta ostatnia w publikowanych przez siebie sondażach pomijała Konfederację Wolność i Niepodległość, mimo, że ta przekraczała próg wyborczy. Przegrała w tej sprawie trzy pozwy sądowe w trybie wyborczym.

Mieli wyrok sądowy, który mieli wykonać w piątek lub sobotę, wyemitować 5 sondaży pokazujących, że Konfederacja wchodzi do sejmu.

Prawomocny wyrok sądowy został przez TVP całkowicie zignorowany. Teraz Konfederacja skieruje do Sądu Najwyższego protest wyborczy, domagając się unieważnienia niedzielnych wyborów parlamentarnych. Chcą ponowić wybory w kilku okręgach, gdzie prawie uzyskali mandat.

Uważamy, że gdyby media rzetelnie informowały o Konfederacji w tej kampanii wyborczej, to nie mielibyśmy prawie 7%, tylko bilibyśmy się z Lewicą o trzecie miejsce na poziomie 10%, a wtedy mielibyśmy taką reprezentację jak Lewica.

Trudną kwestią będzie sprawdzić, jak TVP wpłynęło na wynik prawicowej formacji w tych okręgach. Pomóc w tym ma zamówiony przez formację sondaż, w którym respondenci odpowiedzą na pytanie, jak na ich preferencje wpływa informacja, że dany komitet nie przekracza progu wyborczego.

Ponadto Winnicki suponuje, iż w jakiejś części komisji były pewne nieprawidłowości. Przywołuje przypadki, gdy wyborcy Konfederacji skarżyli się na to, że w komisjach, w których głosowali, nie odnotowano żadnych głosów, na wybrany przez nich komitet.

W niektórych komisjach wyborczych jest taki proceder, że zasiadają sami swoi, komisja jest zblatowana i tam odbywają się cuda nad urną.

Temu problemowi ma zaradzić system pilnujwyborów.pl oraz obsadzenie w przyszłości wszystkich komisji obwodowych przedstawicielami Konfederacji. Polityk zapowiada, że „ludzie dopuszczający się przekręcików będą pociągani do odpowiedzialności karnej”. Nasz gość do odpowiedzialności chciałby pociągnąć również polityków dawnej koalicji PO-PSL.

Chcemy rozliczenia poprzednich rządów Platformy. Szereg osób powinien stanąć przed Trybunałem Stanu.

Winnicki stwierdza, że jego formacja polityczna będzie pełnić w nowym Sejmie rolę konstruktywnej, merytorycznej opozycji. Krytykuje także reformę sądownictwa, czy raczej, jak twierdzi, jej brak:

Po czterech latach sytuacja w sądownictwie jest prawie taka sama, tylko trochę kadr zostało wymienionych z „onych” na „naszych”. […] Realna reforma nie polega na wymienianiu jednych na drugich, tylko reformuje się system i na to pomysł ma Konfederacja.

Gość „Poranka WNET” podkreśla, że XXI w. rozprawy powinny się odbywać z tygodnia na tydzień, a procedury sądowe uproszczone przy wykorzystaniu nowoczesnych środków komunikacji.

Prezes Ruchu Narodowego mówi także o świetnym wyniku Konfederacji, która jak mówi, uzyskała o ćwierć miliona głosów więcej niż jakiekolwiek ugrupowanie ideowej prawicy po 1989 r. oraz potrzebie zmiany systemu wyborczego z proporcjonalnego na mieszany. Zapewniałby on zdaniem posła zarówno stabilne rządy, jak i szeroką reprezentację społeczeństwa.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Suski: Z taśm Neumanna wyłania się obraz partii, która w obronie swych członków jest gotowa obalić demokratyczny rząd

Marek Suski o tym, czyje rządy są zagrożeniem dla demokracji i jak koalicja PO-PSL łamała demokratyczne standardy oraz o tym, co sądzi o „rządzie ratunkowym” anty-PiS-u.

Marek Suski komentuje dyskutowaną w mediach możliwość zawarcia po wyborach koalicji partii opozycyjnych wobec Zjednoczonej Prawicy, w których szeregach miałaby się znaleźć nawet Konfederacja Wolność i Niepodległość. Odnosi się do słów Janusza Korwin-Mikkego, o tym, że jest on gotów zawrzeć sojusz nawet z diabłem, byle program Konfederacji był realizowany.

Ja bym z diabłem nie zawierał sojuszy, bo to do niczego dobrego nie prowadzi, a atencja pana Janusza Korwin-Mikke do Rosji, różne tam opowiadania, że powinniśmy wyjść ze strefy euro, Unii, NATO, […]  pokazują, że jest dość kontrowersyjny.

O możliwości zbudowania po wyborach „rządu ratunkowego”, z którego nie wyklucza Konfederacji, mówił Sławomir Neumann. Szef Gabinetu Politycznego premiera stwierdza, że:

Politycy Platformy jak słyszeliśmy na taśmach Neumanna, są faktycznie gotowi zawrzeć koalicję z diabłem, wysyłać ludzi nawet z wyrokami, byleby byli z Platformy. Z tych tajnych wypowiedzi wyłania się obraz partii, która w zasadzie w obronie swych członków, mających różne problemy z prawem, jest gotowa obalić demokratyczny rząd, po to, by ustrzec się kary.

Dodaje, że kojarzy mu się to z Sycylią. Polityk PiS zarzuca poprzedniej władzy, zadłużanie państwa i związane z nim przejęcie środków z OFE.

To są wybory o wolność i demokrację.

Zgadza się z tym hasłem opozycji, uważając, że to powrót do władzy poprzednich środowisk politycznych jest zagrożeniem dla wolności i demokracji. Podkreśla, że takie rzeczy jak wkroczenie ABW  do redakcji „Wprost” w 2014 r., czy podpalanie budki pod ambasadą Rosji są sprzeczne z demokratycznymi standardami. Na pytanie, dlaczego nikt nie został skazany za inwigilację dziennikarzy, stwierdza, że za skazywanie ludzi odpowiadają sądy, a nie rząd. Na pytanie o Mariana Banasia odpowiada, że jest to kwestia sprawdzenia. Odnosząc się do faktu, że służby nie odkryły wcześniej, znanych obecnie faktów ws. kamienicy szefa NIK, stwierdza, że „nikt nie jest doskonały”. Dodaje, że to służby odpowiadają za sprawdzanie polityków, nie komisja ds. służb, w której był dwa lata temu.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Zginął, bo był dziennikarzem. Upamiętnienie 27 rocznicy porwania Jarosława Ziętary, do dziś niewyjaśnionego

Czy bliscy w końcu dowiedzą się, gdzie znajdują się szczątki zamordowanego dziennikarza i będą mogli po tylu latach go pochować? I bardzo ważne pytanie: Czy Jarka można było uratować z rąk oprawców?

Aleksandra Tabaczyńska

1 września przy tablicy upamiętniającej dwudziestoczteroletniego poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętarę na ulicy Kolejowej 49 spotkali się ludzie mediów z Wielkopolski oraz znajomi zamordowanego. Wśród nich Krzysztof Kaźmierczak, redakcyjny kolega Jarka. Oprócz zniczy i kwiatów przygotowano też bezpłatną broszurę autorstwa K. Kaźmierczaka, zawierającą kompendium tragicznych losów zaginionego reportera.

27 lat temu 1 września około godziny 9.00 rano młody poznański dziennikarz był widziany po raz ostatni. Wyszedł z domu przy ulicy Kolejowej 49 i według zeznań świadków w dwóch procesach toczących się w Sądzie Okręgowym w Poznaniu, wsiadł do rzekomego radiowozu i odjechał, prawdopodobnie w towarzystwie mężczyzn ubranych w mundury policji. Do redakcji „Gazety Poznańskiej”, w której pracował, nigdy nie dotarł. Do dziś nie odnaleziono ciała Ziętary, nie wiadomo też, kiedy dokładnie zginął ani kto go zabił.

W Poznaniu znajdują się dwa miejsca upamiętniające Jarosława Ziętarę. Pierwsze to ulica jego imienia, która znajduje się przy budynku, gdzie w 1992 roku mieściła się siedziba „Gazety Poznańskiej”. To miejsce pracy, do którego Ziętara nie dotarł 27 lat temu. Drugą lokalizacją jest tablica przy ulicy Kolejowej 49 na poznańskim Łazarzu. Na murze kamienicy, gdzie dziennikarz wynajmował mieszkanie, widnieje napis: „W tym domu mieszkał Jarosław Ziętara. Porwany 1 września 1992 r. Zginął, bo był dziennikarzem”.

Oba te upamiętnienia powstały z inicjatywy Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary, który do dziś walczy o wyjaśnienie okoliczności śmierci reportera. Od września br., po wakacyjnej przerwie będą kontynuowane dwa procesy związane z losami Ziętary. Jeden o podżeganie do zabójstwa poznańskiego dziennikarza. O czyn ten został oskarżony były senator, twórca pierwszych kantorów wymiany walut w Polsce – Aleksander Gawronik, który nie przyznaje się do winy i czuje się niesłusznie oskarżony. W drugim procesie oskarża się Mirosława R. pseudonim „Ryba” i Dariusza L. pseudonim „Lala” – o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie Ziętary. „Ryba” i „Lala” to dwaj ochroniarze z firmy Elektromis, należącej do biznesmena Mariusza Ś., którzy przebrani za policjantów, mieli porwać dziennikarza spod jego mieszkania w Poznaniu i przekazać zabójcom. W Krakowie trwa jeszcze trzecie śledztwo, które ma ustalić, kto zabił Jarosława Ziętarę.

Trudno dziś przesądzić, czy sprawy sądowe i toczące się śledztwo wyjaśnią wszystkie niewiadome tej zbrodni. Nie wiadomo też, czy udowodnią winę oskarżonym, czy może w sposób wiarygodny oczyszczą ich z zarzutów. Czy bliscy dowiedzą się, gdzie znajdują się szczątki zamordowanego dziennikarza i będą mogli po tylu latach go pochować. I bardzo ważne pytanie: Czy Jarka można było uratować z rąk oprawców?

Oba procesy od początku roku obserwuje Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Zginął, bo był dziennikarzem” znajduje się na s. 2 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Aleksandry Tabaczyńskiej pt. „Zginął, bo był dziennikarzem” na s. 2 wrześniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nowacki: Prof. Adam Strzembosz od zawsze był przeciwko lustracji sędziów

– Panowie, to by był najgorszy pomysł, jakbyśmy teraz zaczęli od weryfikacji sędziów. Nie teraz będziemy decydować jak zmieniać sądownictwo – słowa Adama Strzembosza przytaczał Paweł Nowacki.

Paweł Nowacki tworząc film „Tu jest Polska”, dotarł do archiwalnych nagrań Video Studia Gdańsk. Jego przedstawiciele byli zarówno w Stoczni Gdańskiej w 1988 roku, ale także podczas obrad okrągłego stołu.

– Film jest niezwykle wartościowy, ponieważ pokazuje komunistyczne kłamstwo i operację, którą komuniści pozyskują do swojego planu część elit Solidarności.

Plan polegał na podzieleniu się władzą z osobami, dzięki którym będą mogli dalej sprawować władzę. Magdalena Uchaniuk-Gadowska poruszyła również słowa prof. Strzembosza o tym, aby sędziowie nie podlegali lustracji.

– Ta wypowiedź jest niezwykle symboliczna, bo brak dekomunizacji elit sądowniczych, powoduje, że do dziś mamy nieszczęsny segment, w którym bezprawie miesza się z jakimś prawem – mówi Paweł Nowacki.

[related id=86569]Odnosząc się do śmierci  Kornela Morawieckiego, wspomniał pogrzeb bohaterki powstania warszawskiego Ewy Orzechowskiej-Jeglińskiej:

– On nad tym grobem zaczął mówić „Ewuniu, Ty już jesteś twarzą w twarz z Panem Bogiem, bo On jest i On jest celem naszym, i to jest prawdziwe zwycięstwo”. […] Musimy mówić o Kornelu, jako o człowieku, który dziś zwyciężył.

O Kornelu Morawieckim oraz lustracji mówił również Dariusz Piekło w Poranku WNET.

Szewczak: Marian Banaś to najuczciwszy ze skromnych i najskromniejszy z uczciwych

„Często ludzie, którzy pilnują naszych wspólnych interesów zapominają o pilnowaniu swoich”. Janusz Szewczak o sprawie prezesa NIK, projekcie budżetu bez deficytu i zagranicznych korporacjach w Polsce.

Janusz Szewczak o aferze związanej z Marianem Banasiem. Podkreśla, że Banaś jest człowiekiem krystalicznie uczciwym i nieprzekupnym.

Uważam, że jest najuczciwszy wśród skromnych oraz najskromniejszy wśród uczciwych. Nigdy nie miał parcia na pieniądze […] Nigdy nie było widać po nim tych pieniędzy.

Według naszego gościa domniemany atak na Banasia to zemsta za jego walkę z mafiami i przestępcami podatkowymi. To walką z nimi obecny szef NIK miał być tak pochłonięty, że mógł zaniedbać własne sprawy majątkowe. Zdaniem Szewczaka Banaś powinien dostać państwową ochronę osobistą. Zwraca uwagę, że Banaś poszedł na bezpłatny urlop do czasu wyjaśnienia sprawy, podczas gdy jego poprzednik Krzysztof Kwiatkowski normalnie pracował mimo ciążących na nim zarzutów prokuratorskich. Jak mówi, „najbardziej się przeżywają takie hejty i oskarżenia ludzie uczciwi, oszust by się tym nie przejmował”.

[related id=86067]Szewczak komentuje krytykę opozycji wobec projektu budżetu deficytu. Stwierdza, że „Platforma nie ma żadnego programu gospodarczego” oraz iż, „trudno coś krytykować, jak samemu mało się wie”. Mówi też o postępach w sprawie Frankowiczów. Mimo protestów banków jest szansa, że ludziom wprowadzonym w błąd wyrównana zostanie ich strata. Jak mówi, „być może będzie trzeba zwrócić pieniądze też ludziom, którzy już zdążyli je spłacić”.

Poseł PiS Odnosi się także do omawianej już „Poranku” książki Józefa Białka „Czas niewolników. Jak świat stał się własnością kilku korporacji”.

Znam nawet autora książki. Cenie sobie niezwykle pana Białka, to trochę taki polski Trump, niedoceniony, przedsiębiorca pełną gębą mający wizję patologii, które panowały w Polsce przez ostatnie 30 lat.

W swojej książce porusza on nowe zagadnienia, które nie są szerzej omawiane. Na pytanie, czy należy się obawiać finansowych rekinów krążących na polskim podwórku, stwierdza, że należy chronić polski narybek, by nie wyginął. Jednocześnie to dobrze, że zagraniczne korporacje interesują się polskim rynkiem, gdyż oznacza to, iż jest on atrakcyjny. Krytykuje przy tym działania poprzednich formacji rządzących, wskazując, że „wyprzedano majątek skarby państwa”, a „Platforma sprzedała nawet kolejkę na Kasprowy Wierch”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Pęk: Marian Banaś padł ofiarą zemsty za swą walkę z mafią vatowską

Bogdan Pęk o aferze związanej z Marianem Banasiem, przebiegu kampanii wyborczej i różnicy między obozem rządzącym a opozycją.

Bogdan Pęk opowiada o aferze związanej z Marianem Banasiem, nowym prezesem NIK. Według reportera TVN24, jak podaje portal Money.pl, Banaś jest właścicielem kamienicy, którą najemca przekształcił w pensjonat z pokojami na godziny. Za usługi nie dostaje się paragonu, a w recepcji można spotkać ludzi z półświatka:

Uważam, że to zemsta na Banasiu. On był głównym architektem odzyskania 80 mld złotych od złodziei vatowskich, akcyzowych. Jest nieprawdopodobne, żeby Banaś popełnił jakiekolwiek przestępstwo. Sprawa powinna być w pełni wyjaśniona. Jednak nie może być tak, że w Polsce atakuje się bezkarnie funkcjonariuszy państwowych w sposób urągający etyce dziennikarskiej. To sprawa szyta grubymi nićmi.

Pęk podkreśla, że obecnie to są jedynie pomówiona, a tymczasem wśród polityków opozycji jest wielu ludzi oskarżanych o poważne wykroczenia i przestępstwa, takich jak Jan Bury z PSL.

Nasz gość ocenia także kampanię wyborczą. Stwierdza, że zgodnie z sondażami, nawet jeśli PSL przekroczy prób wyborczy, to do sejmu może się nie dostać jego prezes, Władysław Kosiniak-Kamysz.  Przedstawia  także możliwy scenariusz polskich realiów w momencie wygranej Koalicji Obywatelskiej. Obraz, który opisał, malowany jest czarnymi barwami.

Jeśli nie chcemy, żeby było, tak jak było, żeby uciekały setki miliardów złotych z budżetu, następował rozkład państwa polskiego, jego stopniowa likwidacja, osłabienie także siły obronnej […] to trzeba głosować na Prawo i Sprawiedliwość.

Kandydat na posła podkreśla, że tym, co odróżnia obóz Zjednoczonej Prawicy, od polityków formacji wcześniej rządzących jest „etyka, na której się opieramy: niepozwalanie na stosowanie fake newsów i obrażanie uczuć religijnych”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.