Kto spoczywa na cmentarzu w Jeżowie? Ryszard Kapuściński niezgodnie z prawdą dopisał swemu ojcu martyrologiczny rys

Nie istniał ppor. Józef Stanisław Kapuściński! Ppor. Józef Kapuściński po „zgubieniu się” ok. 6 września, przeżył wojnę, natomiast Stanisław zginął 9 września i spoczywa na jeżowskim cmentarzu.

Tadeusz Loster

Por. Tadeusz Marcin Loster, stryj Autora, który w wieku 29 lat zginął 9.09.1939 r. w bitwie pod Przyłękiem i pośmiertnie został odznaczony orderem Virtuti Militari. Jest pochowany na cmentarzu wojskowym w Jeżowie | Fot. T. Loster

Publikacja ta przedstawia niewygodną prawdę o Józefie Kapuścińskim, ojcu znanego reportażysty i publicysty Ryszarda Kapuścińskiego. Bohaterska historia ojca została „stworzona” przez „cesarza reportażu”, syna Józefa, i jest do chwili obecnej łączona z życiorysem Ryszarda K. Sprawa ppor. rez. Józefa Kapuścińskiego łączy się również z losami mojego stryja, dowódcy 9. kompanii 84 psp, u którego do około 6 września 1939 roku Kapuściński był dowódcą 1. plutonu. (…)

Zgodnie z obsadą personalną na dzień 1 września 1939 roku (Wwp, s. 180–184), ppor. rez. Józef Kapuściński był d-cą 1. plutonu 9. kompanii w 84. pułku strzelców poleskich. Według wielu publikacji miał zginąć dnia 9.9.1939 r. w bitwie pod Przyłękiem i został pochowany na cmentarzu wojskowym w Jeżowie. Jest sprawą dziwną, że w tak wielu pracach pisanych przez zawodowych historyków nikt nie zwrócił uwagi, że na wymienionym cmentarzu pochowany został Stanisław Kapuściński, a nie Józef. Józef Kapuściński nie brał udziału w bitwie pod Przyłękiem. Podobno wcześniej odłączył się od kompanii (zaginął). Był ojcem znanego pisarza Ryszarda Kapuścińskiego.

Pisarz ten, wspominając w książkach swoje dzieciństwo, a w tym rodziców, stwarza podstawy, aby odtworzyć wojenne i powojenne losy Józefa Kapuścińskiego. Materiałem do odtworzenia życiorysu „zaginionego oficera” są również biografie pisarza, w których nie brakuje osoby ojca. (…)

Dzień 23 marca 1939 roku był pierwszym dniem mobilizacji. Termin gotowości bojowej wynosił 36 godzin. Trzeci batalion, w skład którego wchodziła 9. kompania pod dow. por. Tadeusza Lostera mobilizowała się w Łunińcu i tam dnia 23 marca musiał przyjechać ppor. rez. Józef Kapuściński, który objął dow. 1. plutonu 9. komp. Oddziały 84. psp zostały w dniach 25–27.03 przewiezione koleją w okolicę Szczercowa. Trzeci bat. w okresie marzec–sierpień 1939 r. rozmieszczony był w okolicy Broszęcin, Kodran (przyp. T.L.).

Mogiła ppor. Stanisława Kapuścińskiego z dopisanym imieniem Józef | Fot. T. Loster

Ta poniewierka zaczęła się wraz z wybuchem wojny, która zastała siedmioletniego Ryszarda z matką i młodszą o rok siostrą w Pawłowie, około trzysta kilometrów od Pińska, licząc najprostszymi drogami. Udali się tam razem ze sparaliżowanym ojcem matki (wiezionym furmanką), wpadając od razu w tłum uchodźców (Beata Nowacka, Zygmunt Ziątek, Ryszard Kapuściński – biografia pisarza, Kraków 2008, s. 16; dalej: RK Bp).

W odróżnieniu od większości wędrówek wrześniowych tułaczy, martyrologia Kapuścińskich nie zakończyła się szczęśliwym powrotem do domu, lecz wkroczeniem w nowy, złowrogi świat. Bo kiedy zmęczeni wielodniową tułaczką dostrzegają wreszcie znajome wieże kościołów, domy i ulice, wtedy właśnie – na moście „łączącym miasteczko Pińsk z Południem świata – wyrastają przed nimi marynarze z czerwonymi gwiazdami na okrągłych czapkach. „Kilka dni temu przybyli tu aż z Morza Czarnego”… (RK Bp, s. 17).

„Ojciec, oficer rezerwy, uciekł z transportu do Katynia” (rozmowa J. Kapuścińskiego z W. Skulską, Raport, 1988).

Widzę, jak ojciec wchodzi do pokoju, ale poznaję go z trudem. Pożegnaliśmy się latem. Był w mundurze oficera, miał wysokie buty, nowy żółty pas i skórzane rękawiczki. Szedłem z nim ulicą i słuchałem z dumą, jak wszystko na nim chrzęści. Teraz stoi przed nami w ubraniu poleskiego chłopa, chudy, zarośnięty. Ma na sobie lnianą koszulę do kolan, przewiązaną parcianym paskiem, a na nogach łykowe kapcie. Z tego co mówi mamie rozumiem, że dostał się do niewoli sowieckiej i że pędzili ich na wschód. Mówi, że uciekł, kiedy szli kolumną przez las, i w jakieś wiosce zamienił z chłopem mundur na koszulę i łapcie (Opis powrotu Józefa Kapuścińskiego z wojny w 1939 r., zamieszczony w Imperium, Warszawa 1993; fragment ten za życia Ryszarda Kapuścińskiego umieszczony był na jego stronie internetowej – przyp. T.L.).

Następnego ranka ojca już nie było, podążył dalej do centralnej Polski, a do skromnego mieszkanka przy ul Wesołej dokładnie w noc po niespodziewanej wizycie wtargnęło kilku czerwonoarmistów i cywilów, zadając młodej kobiecie tylko jedno pytanie „muż kuda?” (RK Bp, s. 18).

Wątpliwościami co do ucieczki ojca z radzieckiej niewoli (nie mówiąc o ucieczce „z transportu do Katynia”) dzieli się ze mną szkolny przyjaciel Kapuścińskiego, Andrzej Czcibor-Piotrowski, pisarz i tłumacz. – Wielu pisarzy ma ciągoty do autokreacji, dopisywania do swojej biografii zmyślonych lub częściowo zmyślonych, ubarwionych wydarzeń – mówi. – Nie ma w tym nic sensacyjnego. Rysiek, jakiego pamiętam, lubił konfabulować.

Kapuściński opowiada o „ucieczce ojca z transportu do Katynia” w jednym z wywiadów, niespełna cztery lata przed śmiercią (wcześniej wspomina o tym w rozmowie z Wilhelminą Skulską w jej tekście Raport z 1988 r.)…

Pytam siostrę Kapuścińskiego, Barbarę, czy zna szczegóły ucieczki ojca z niewoli radzieckiej. Jest zaskoczona pytaniem. Mówi stanowczo, że ojciec nigdy nie był w radzieckiej niewoli, że Opatrzność Boża nad nim czuwała.

Nie uciekł więc – dopytuję – z transportu do Katynia? „Nie uciekł ani z transportu do Katynia, ani z żadnego z obozów dla polskich oficerów i żołnierzy. Ojciec nigdy nie był w niewoli, a gdyby był, na pewno wiedziałabym o tym. Wrócił, kiedy ustały walki, przebrany w cywilne ciuchy, i krótko potem przeprawił się z kolegą, Olkiem Onichimowskim, też nauczycielem, do Generalnego Gubernatorstwa. Musiał uciekać, bo pod okupacją radziecką, jako nauczycielowi, groziła mu wywózka na Wschód.

List stryja Kapuścińskiego, Mariana, który znajduję w pracowni mistrza na poddaszu, potwierdza wersję siostry. Na miesiąc przed wybuchem wojny Marian Kapuściński dostał posadę w nadleśnictwie w Sobiborze. We wrześniu 1939 roku, zanim Niemcy doszli do Sobiboru, zjawił się u niego Józef Kapuściński w mundurze wojskowym. Nadleśniczy, przełożony stryja, dał mu cywilne ubranie, żeby go nie złapano jako oficera i nie wywieziono do oflagu. Józef Kapuściński udał się w dalszą podróż do Pińska po cywilnemu”.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Sprawa poruczników Kapuścińskich” znajduje się na s. 1 i 3 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Sprawa poruczników Kapuścińskich” na s. 1 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET”, nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pensję minimalną podnieść, koszt działalności obniżyć, biurokrację zlikwidować!/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Musimy podnieść pensję netto, czyli to, co pracownik dostaje na rękę lub na konto. A nie to, co odbiera jemu i pracodawcy państwo. Kiedyś bolszewickie, a teraz jedynie opresyjne i biurokratyczne.

Wszyscy chcą gadać, niektórzy nawet pisać (najchętniej wulgaryzmy), a nikt nie chce liczyć. Bo to zajęcie niegodne ich wielkich umysłów, a w sam raz dla przyziemnych liczykrup. Ponieważ Pan Bóg nie obdarzył mnie umysłem wielkim, za to prawdziwą zawziętością w sprawdzaniu danych, policzę Wam to wszystko, co w tytule.

  1. Pensję minimalną należy podnieść. Oczywiście, że tak. Ale nie pensję minimalną brutto, co obiecuje nasz umiłowany przywódca, a za nim cała opozycja – totalna, lewicowa i obyczajowa. Musimy podnieść pensję netto, czyli to, co pracownik dostaje na rękę, do kieszeni lub na konto. A nie to, co odbiera jemu i pracodawcy państwo. Kiedyś bolszewickie, a teraz jedynie opresyjne i biurokratyczne.
  2. Och, ucieszyliby się prywatni przedsiębiorcy, gdyby ich pracownik mógł więcej zarabiać i nie marudzić, a oni sami mniej wydawać na zarobienie każdej złotówki. Netto, brutto, tara. Już w podstawówce się tego nauczyłem. Bo odnośnie do pracy gadamy ciągle o brutto, rzadziej o netto, a o tarze w ogóle. A to właśnie tara – opakowanie naszego biznesu – decyduje o naszej konkurencyjności w globalnym świecie. A zatem o wszystkim; o naszym miejscu na światowym rynku i o pomyślności finansowej nas wszystkich i państwa polskiego również.
  3. Okłamują nas nasi światli przywódcy od co najmniej 1972 roku w sprawie tary. Dopiero w 1972 roku, prawie 30 lat po zdobyciu władzy przez bolszewików, wzrosła z 15% (jak było za II RP) do 20% stawka ubezpieczenia społecznego pracownika. Narodziło się bolszewikom dzieci i trzeba było im jakieś godne ich pochodzeniu stanowiska pracy stworzyć. Bo praca fizyczna byłaby przecież ujmą dla ich rodziców i ich samych. W roku 1972, drugim roku Gierka, narodziła się w Polsce biurokracja. (Jeżeli ktoś uzna, że odrodziła się na wzór II RP, dla uniknięcia niepotrzebnych sporów jestem gotowy to uznać).

A teraz? Tara, czyli koszt naszej pracy, płacony łącznie przez pracownika i pracodawcę, wynosi prawie 60%. Na co składa się ZUS i podatek dochodowy. Bo chociaż za Gierka, a potem Jaruzelskiego, namnożyło się bolszewików, to władzę w państwie sprawowała jedna Partia. I gąb do wyżywienia z pracy nas wszystkich było mniej.

Po roku 1989, po włączeniu w struktury władzy dotychczasowej opozycji, partii jest cztery – Kazik Staszewski o tym śpiewał – musiała wzrosnąć i tara. Tara, koszt życia nas wszystkich. To, co eufemistycznie nazywamy państwem. I jeszcze każą nam być z niego dumnymi. Oni – biurokraci.

Przecież ktoś: ja, Ty, on (ci państwo – jak powtarzają za starą reklamą mniej lotne umysły) musimy na nich płacić. W roku 1980 było ich 140 000, w roku 1991 – 110 000. Obecnie jest ich 1 200 000 (słownie: jeden milion dwieście tysięcy). Dlatego chyba nikogo nie powinien dziwić wzrost tary z 15% do 60%. Przecież z czegoś ci ludzie muszą żyć. A ta ich potrzeba życia na nasz koszt przymusza nas wszystkich do ponoszenia dodatkowych kosztów biurokratycznych. Zagwarantowania im alibi ich istnienia i sensowności pracy. Spełniania wymogów urzędniczych w normalnym kraju (w Anglii na przykład) niespotykanych.

I moglibyśmy się tak bawić do końca świata, nawet do 70% i 2 milionów biurokratów, gdyby nie globalizacja. To globalizacja, fejsbukowy durniu! – że sparafrazuję klasyka – powoduje to, że taka zabawa jest niebezpieczna dla naszego narodu i dla naszej ojczyzny. Obniża drastycznie naszą konkurencyjność na światowym rynku pracy i w światowej gospodarce.

To dlatego moje pracownice wcale nie ucieszyły się z ostatnich zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego odnośnie do skokowego wzrostu płac. Bo przeżyły już okres braku zleceń produkcyjnych dla naszej firmy, bezpłatnych urlopów, przymusowych wyjazdów za chlebem. Było to w czasie skokowego wzrostu wartości złotówki do 1 USD = 2 zł. A wzrost ten nastąpił z wartości 1 dolar = 4,80 złotego. I prawie cała produkcja odpłynęła do Chin, a zwłaszcza zamówienia polskich firm. Bo bez najmniejszej naszej winy nasza produkcja na światowym rynku dwukrotnie zdrożała. Dlatego moje pracownice rozumieją, czym może zakończyć się podrożenie kosztów produkcji.

Przetrwaliśmy, ja i one, tylko kosztem ogromnych wyrzeczeń. Od tego czasu wiemy, że można zadekretować i wzrost płacy minimalnej netto, i nawet ogromny wzrost obciążenia tej płacy, czyli tary. Co w sumie daje płacę minimalną brutto. Jednego jednak nie da się zadekretować – przymusu dokonywania zakupów w polskich firmach produkcyjnych przez inne firmy polskie i światowe.

To dlatego – dawno już tego nie powtarzałem – musimy zlikwidować biurokrację! To ona, wzrastająca wraz z umacnianiem się patologicznego systemu władzy , skutecznie podnosi koszt naszego (prze)życia w każdym jego wymiarze, nie tylko gospodarczym. Bo nie jesteśmy żadną wyspą. Bo w globalnym świecie nie ma już wysp.

Jesteśmy tylko punktem w plątaninie globalnej sieci. I albo będziemy punktem atrakcyjnym do produkowania, inwestowania i życia, albo będziemy punktem martwym. Dla świata i dla nas samych.

Jan A. Kowalski

PS Jakiś czas temu zdiagnozowałem trafnie (proszę się nie sprzeczać 😊), że sercem polskiej biurokracji jest Sejm, w obecnym kształcie. Od tego czasu zrozumiałem, że jej wątrobą (?) jest ordynacja wyborcza i to nią zajmę się następnym razem.

W stulecie I powstania śląskiego, które zostało zapoczątkowane przejściem przez rzekę Piotrówkę z Piotrowic do Gołkowic

Nie obyło się bez podziałów w rodzinach: teren pogranicza to jak grusza rosnąca na granicy. Zrzuca owoce w obie strony. Więc żona występowała przeciwko mężowi, syn przeciw ojcu, brat przeciw siostrze.

Bogusław Kniszka

Przed skrętem w prowadzącą do granicy z Czechami (w Piotrovicach) ulicę Celną i przejechaniem przez rzekę Piotrówkę, po prawej stronie, naprzeciw drewnianego kościółka pod wezwaniem św. Anny znajduje się ulica Powstańców Śląskich. U jej końca, w miejscu nieistniejącego pałacu, stoi dom, którego mieszkańcy posiadają replikę obrazu tego pałacu. Możemy więc oczami wyobraźni zobaczyć noc z 16 na 17 sierpnia 1919 roku, z nacierającymi na pałac powstańcami, jak i stacjonujących w nim i broniących go żołnierzy Grenzschutzu.

A może usłyszymy wybuch odpalonej na polach pobliskiego Skrbeńska miny, która miała dać sygnał do rozpoczęcia powstania w powiecie pszczyńskim, rybnickim i raciborskim. (…)

Po opanowaniu pałacu w Gołkowicach powstańcy dotarli do dworca w Godowie, gdzie jednak nie doszło do walk. W tym czasie teren potyczek opuścił Maksymilian Iksal, który wszczął powstanie. Udał się – co teraz wyjaśnia nam historia, rehabilitując go, bo był oskarżany o samowolę i rokosz – szukać pomocy u władz polskich. Niestety bez skutku.

Walkę o Godów stoczono później, kiedy dowództwo przejęli Jan Wyglenda i Józef Witczak. Doszło do niej na wzgórzu przy budynku nieistniejącej już stacji dworca kolejowego w Godowie. Jak opowiadali świadkowie, gdy doszło do szturmu, pagórek jakby się podniósł do góry, gdy z okopów powstali ukryci w nich żołnierze Reichswehry.

Bitwa ta okazała się dla powstańców zwycięska. Wściekli za tę porażkę Niemcy pojmali pięciu mieszkańców-powstańców i rozstrzelali ich przy tym dworcu kolejowym.

W tym miejscu znajduje się upamiętniający to wydarzenie obelisk. O walkach świadczą też groby Niemców na cmentarzu ewangelickim na Maruszach (obecnie część Wodzisławia Ślaskiego). Składając kwiaty, modląc się i myśląc u stóp tego obelisku, jak i grobów na Maruszach, czytamy: rozstrzelany, lat siedemnaście, żołnierz, lat osiemnaście… Obydwaj mieli życie przed sobą… Może jeszcze parę dni wcześniej na wiejskiej zabawie ze sobą rozmawiali, umawiali się z dziewczynami, tańczyli i marzyli… Także z zemsty za tę klęskę Niemcy przeszli granicę i napadli na szkołę w Piotrowicach, gdzie kwaterowali uchodźcy i uprowadzili czterdziestu jeńców. Inne źródło mówi o kilku zabitych uchodźcach i piętnastu wziętych do niewoli.

W odwecie powstańcy w liczbie – jak podaje źródło – ośmiuset ludzi uderzyli na folwark w Gorzyczkach w gminie Gorzyce (trzeba, zjeżdżając z autostrady pojechać w przeciwległą stronę, w kierunku pałacu, gdzie mieści się Dom Dziecka, a gdzie w krótkich czasach jego świetności przebywał śląski magnat cynkowy Karol Godula, a folwarkiem zarządzał jego ojciec Józef Godula), gdzie stacjonował silny oddział Grenzschutzu. Pomimo liczebnej przewagi, przy braku broni powstańcy odstąpili. (…)

Z różnych innych opowiadań, wspomnień, można wyłowić prawdziwe lub obrosłe w legendę opowiadania: a to o powstańczych skrytkach na broń w frydrychowskim lesie, to jakichś bunkrach na byłej kopalni „Fryderyk”, gdzie ponoć magazynowano broń.

A co i mnie dotyka – mój starzyk, Jan Kniszka, po tym, jak ktoś doniósł Niemcom, że w domu Kolebaczów ukryta jest broń, w ciągu godziny miał ją przewieźć do siebie: ponad sto karabinów, w tym trzy maszynowe, i setki kilogramów amunicji, mając do dyspozycji krowy, zwykły wóz z kołami wbijającymi się w piaszczystą drogę i lichą stodółkę, gdzie ledwo słomę i siano mieścił…

Słyszałem, jak opowiadano o walkach powstańców z Grenzschutzem w zabudowaniach byłej kopalni „Fryderyk” i o innych potyczkach pierwszego powstania na terenie naszej obecnej gminy … Ale legendy żyją i mają prawo żyć własnym życiem. Świadczą o zainteresowaniu tematem i pamięci przeszłych wydarzeń.

Cały artykuł Bogusława Kniszki pt. „Trochę prawdy, trochę legendy…” znajduje się na s. 4 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Bogusława Kniszki pt. „Trochę prawdy, trochę legendy…” na s. 4 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szczepienia przeciw HPV będą refundowane ze środków publicznych

Prof. Piotr Rutkowski z Centrum Onkologii w Warszawie, zaprezentował założenia Polskiej Narodowej Strategii Onkologicznej, zapowiedział refundowane szczepienia przeciwko HPV.

Wirus HPV (Human Papillomavirus) to ludzki wirus brodawczaka. Wyróżnia się 150 typów HPV chorobotwórczych dla człowieka, niektóre z nich odpowiadają za zmiany przedrakowe szyjki macicy i raka szyjki macicy. Do zakażenia HPV dochodzi przede wszystkim drogą płciową, najczęściej w początkowym okresie po rozpoczęciu aktywności seksualnej. W ciągu swojego życia 50-80% aktywnych seksualnie kobiet i mężczyzn było lub będzie zakażonych HPV. Zakażenia HPV mogą prowadzić również do raka odbytu, przestrzeni ustno-gardłowej, pochwy, sromu.

Szczepionki przeciw HPV są bezpieczne i dobrze tolerowane. Występuje niewiele działań niepożądanych, tj. ból w miejscu wstrzyknięcia, zaczerwienienie , świąd, obrzęk, zmęczenie czy ból głowy. Zalecane jest, aby nie poddawać szczepieniom dziewczyn poniżej 9 roku życia, kobiet w ciąży, a także osobom z uczuleniem na składniki zawarte w szczepionce.

Na konferencji „Cancer Prevention 2020”, Profesor Piotr Rutkowski zapowiedział, że szczepienia przeciw HPV zostaną włączone do Programu Szczepień Ochronnych i będą refundowane ze środków publicznych.

Eksperci zwrócili uwagę na to, że niektóre nowotwory daje się eliminować. Należy do nich między innymi rak szyjki macicy. Doświadczenia krajów, w których szczepienia przeciw HPV są powszechnie stosowane i stają się również nadzieją dla polskich lekarzy. Prof. Piotr Rutkowski zapowiedział, że szczepienia przeciw HPV będą w Polsce włączone do kalendarza szczepień obowiązkowych. Efektem będzie zmniejszenie i wyeliminowanie przypadków nowotworów szyjki macicy. Narodowa Strategia Onkologiczna ma być przedstawiona rządowi do końca listopada, jednak znacznie wcześniej – zapewniał minister Szumowski – dokument będzie przesłany do konsultacji publicznych.

M.N.

Zniesienie limitu składki na ZUS nie obejmie jednoosobowej działalności – zapowiada rzecznik rządu

Jeżeli ktoś ma jednoosobową działalność gospodarczą, to w jego zasadach liczenia tego ryczałtowego ZUS-u […] nic się nie zmienia – powiedział rzecznik rządu Piotr Müller.

W piątek w „Poranku Rozgłośni Katolickich Siódma 9”, rzecznik rządu Piotr Müller komentował plany rządowe zniesienia limitu 30-krotności składek na ZUS:

Zniesienie limitu 30-krotności składek na ZUS obejmie osoby zatrudnione na umowę o pracę i nie będzie dotyczyć to jednoosobowej działalności gospodarczej.

Limit oznacza, że ktoś, kto w ciągu roku zarobi więcej niż 30-krotność prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, nie musi już opłacać składek na ZUS. W tej chwili górny limit składek na ZUS wynosi 11 912 zł brutto miesięcznie (142,9 tys. zł. rocznie, czyli 30-krotność prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej na 2019 rok). Obecne rozwiązanie skutkuje tym, że ZUS nie musi wypłacać emerytur najbogatszym Polakom (jest ich ok. 350 tys.), które wynosiłyby dziesiątki tysięcy złotych. Brak takich wypłat z kolei nie prowadzi do rozstrzału między najmniejszymi i najwyższymi kwotami emerytur oraz, co najważniejsze, nie obciąża dzisiejszych pracujących (pamiętajmy, że emerytury są wypłacane na bieżąco z naszych składek; emerytury obecnie pracujących będą z kolei finansowane przez rodaków w przyszłości).

Popatrzmy, jak wygląda funkcjonowanie podatków w Polsce. Nie oszukujmy się, każdy odbiera ZUS jako daninę publiczną. Ale to nie jest podatek, to danina publiczna. Teraz jest tak, że jeżeli ktoś zarabia powyżej 30-krotności, to procentowo zaczyna coraz mniej płacić danin publicznych w stosunku do swoich zarobków. Okazuje się, że osoba, która zarabia średnie czy minimalne wynagrodzenie, płaci procentowo więcej danin publicznych niż osoba, która zarabia bardzo wiele. To jest jeden z argumentów, aby wyrównać tę różnicę.

W tych słowach Müller tłumaczył, dlaczego rząd zdecydował się na zniesienie limitu 30-krotności składek na ZUS.

A.P.

Wildstein: Europa zaczyna się przesuwać na prawo. Uwidacznia się bunt narodów

Bronisław Wildstein o tym, na czym polegają „wartości europejskie”, kłamstwach opozycji i buncie europejskich narodów.

Bronisław Wildstein opowiada o swojej najnowszej w książce, w której analizuje przyczyny sytuacji w Europie Zachodniej, zainfekowanej bakterią poprawności politycznej.

Piszę o stanie rzeczywistości i próbuję zanalizować i zdiagnozować.

Jak mówi Wildstein ideologia, którą kierują się elity społeczeństw zachodnich, zaprzecza naturze ludzkiej. Przytacza sprawę apelu rządu duńskiego do ONZ, który wzywał do zaprzestania używania określenia „kobiety w ciąży” jako wykluczającego.  Publicysta stwierdza, że nie zna takiego bytu jak „niekobiety w ciąży”. Jak mówi, „obsesja, żeby kogoś nie skrzywdzić, prowadzi do skrzywdzenia większej liczby osób”. W imię marginalnych przypadków wymyśla się nowe mniejszości i kwestionuje się znaczenie płciowości człowieka i wartość macierzyństwa.

Tolerancja i otwartość to bardzo pięknie brzmi. Ja jestem zwolennikiem tolerancji i otwartości.

Według naszego gościa Zachód kieruje się przedefiniowanymi wartościami, jakimi są „tolerancja” i „otwartość”. Ludzi, którzy mają inne poglądy niż dominujące, określa się jako nietolerancyjnych i w imię tolerancji i otwartości, wyklucza z debaty publicznej.

Następnym tematem, którego podejmuje publicysta, jest kampania wyborcza w Polsce. Według gościa „Poranka WNET” kampania jest „do bólu przewidywalna”. Odnosi się do akcji „Nie świruj, idź na wybory” i jej krytyki. Kampania ta mu się nie podoba, natomiast uważa, że nie należy przesadzać z jej krytyką i widzieć w niej obrażania osób psychicznie chorych. Stwierdza, że wyciąganie wypowiedzi z kontekstu i dopatrywanie się w nich tego, czego tam nie ma, to taktyka opozycji.

Wildstein również oznajmia, iż charakterystyczną cechą tegorocznej kampanii jest walka elit III RP z Prawem i Sprawiedliwością. Orężem walki tych elit jest kłamstwo. Wszelako zarzucają PiS-owi zamordystyczne prowadzenie polityki, co nie jest rzeczą prawdziwą. Jeśli PiS wygra wybory, to zdaniem Wildsteina opozycja zacznie trzeźwieć i zmniejszać ton.

Europa zaczyna się przesuwać na prawo. Bunt narodów zaczyna się uwidaczniać.

Gość „Poranka WNET”  stwierdza, że obecnie mieszkańcy Europy pragną odzyskać realny wpływ na rządy. Podkreśla, że w obecnym Parlamencie Europejskim więcej miejsc niż wcześniej zdobyły siły prawicowe. Jednocześnie jednak socjaliści, którzy w ostatnich wyborach stracili, najwięcej dogadali się z Europejską Partią Ludową. Jak mówi, „zachowują się trochę jak totalna opozycja, tyle że są u władzy”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Czajkowski-Ładysz: 25 sierpnia nie wpuszczono mnie na Ukrainę. Nadal próbuję się dowiedzieć dlaczego

Aleksander Czajkowski-Ładysz o przykrej sytuacji, jaka spotkała, kiedy jechał na Ukrainę. Powiedziano mu na granicy, że ma zakaz wjazdu, ale nadal nie może ustalić dlaczego.

Aleksander Czajkowski-Ładysz opowiada o tym, jak nie został wpuszczony na terytorium Ukrainy. Prezes Fundacji Pol-Can Art jechał na nią 25 sierpnia, w ramach podróży służbowej.

Od ponad 30 lat podróżuję po świecie i po raz pierwszy taka sytuacja się zdarzyła.

Podczas kontroli paszportowej pracownik straży granicznej stwierdził, że ma on zakaz wjazdu na Ukrainę. Wezwany naczelnik posterunku straży granicznej w Dorohusku stwierdził, że sam nie wie dlaczego, ale taki zakaz został wydany.

Dla naszego gościa jest to zagadkowe, gdyż w tamtym kraju w celach kulturalnych był już wielokrotnie.

23 marca byłem z promocją Moniuszki w Narodowej Filharmonii w Kijowie.

W zeszłych roku koncertował w pięciu głównych miastach Ukrainy. Nie przypomina sobie, żeby dokonał jakiegokolwiek wykroczenia w czasie swych wizyt. Ponadto nie zajmuje się sprawami politycznymi.

Obecnie Czajkowski-Ładysz próbuje dowiedzieć się, dlaczego ktoś wydał taki zakaz. Pisał już w tej sprawie do Ambasadora Ukrainy w RP.

Ambasador zadzwonił, ze zdziwieniem przepraszając, że może jest to nieporozumienie. Powiedział, że musi zasięgnąć informacji dalej, u władz w Kijowie.

Dyplomata nie odezwał się ponownie. Artysta zwrócił się z identycznym pismem do szefa polskiego MZS oraz do Biura Polonijnego Senatu RP, z którym współpracował w zeszłym roku. Jak mówi Czajkowski-Ładysz, „doradca ds. kultury Tadeusz Dreszkiewicz, który zwrócił się z pytaniem do ambasadora, był bardzo zdziwiony, że do tej pory nie ma żadnej odpowiedzi”.

Gość „Poranka WNET” wspomina także o podejściu polskich strażników granicznych do Ukraińców wjeżdżających na teren Polski. Jak mówi, „sposób ich [Ukraińców] traktowania przez nasze służby graniczne daje wiele tematów do rozmowy”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Gowin: Budżet Harvardu jest większy niż cały polski budżet na uczelnie i naukę

Minister Jarosław Gowin o „akcji dezubekizacyjnej” na polskich uczelniach, założeniach, przebiegu i krytyce reformy edukacji oraz o kampanii wyborczej.

Jarosław Gowin o „akcji dezubekizacyjnej” na uczelniach wyższych, prowadzonej w ramach reformy edukacji.

Jest dla mnie czymś pozytywnym, że w latach 2005- 07 r. przeciwko ustawie lustracyjnej, dużo łagodniejszej w zapisach, środowiska akademickie protestowały bardzo gorąco, o tyle dużo surowsze przepisy zawarte w Konstytucji dla nauki zostały przyjęte w zasadzie bez jakiejkolwiek istotnej kontestacji.

Osoby, które w latach PRL pracowały bądź współpracowały z organami bezpieczeństwa państwa, nie będą mogły już pełnić żadnych funkcji publicznych, tj. rektorów, dziekanów, kierowników katedr itp. Niemniej jednak nie będą mogli być zwolnieni z uczelni.

Nasz gość mówi także o krytyce wobec reformy ustawy o uczelniach wyższych, której jest autorem. Odnosi się do słów prof. Andrzeja Nowaka, który stwierdził, że nowy sposób punktacji prac naukowych, wyżej stawiający publikacje zagraniczne, na wydziałach humanistycznych promować będzie nurty lewicowe, mające łatwiejszy dostęp do anglosaskiego świata naukowego. Zdaniem Gowina krytyka wypływająca z ust wielu polskich naukowców jest bezpodstawna. Stwierdza, że „tego typu zarzuty można postawić, tylko jeśli się nie zna rozwiązań ustawowych i rozporządzeń”. Podkreśla, że spis pism punktowanych powstawał w unikalny na światową skalę sposób. Pracowało nad nim 40 zespołów dziedzinowych złożonych z czołowych polskich naukowców.

Ustawa daje dużo szerszą autonomię uniwersytetom. Wreszcie zaczną przypominać uczelnie z zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. Każda będzie inaczej definiować swoją misję.

Minister podkreśla wagę autonomii uniwersytetów i wolność badań naukowych, kształtowanych, a nie ograniczanych przez polską rację stanu. Jak mówi, reforma weszła formalnie w życie 1 października 2018 r., ale uczelniom dano czas na przystosowanie się do nowego prawa. Od 1 października br. rozpoczną się na nich głębokie zmiany, rozłożone w czasie do 2025-26.

Budżet Harvardu jest większy niż cały polski budżet na uczelnie i naukę.

Gowin dodaje, że mimo zmian od uczelni amerykańskich odróżnia nas zdecydowanie poziom finansowania, który w Polsce jest zdecydowanie niższy. Podkreśla, że celem reformy nie jest „poprawa miejsc w rankingach”, ale „to by polscy studenci byli kształceni na poziomie”, a także rozwój polskich badań naukowych.

Wicepremier odnosi się także do październikowych wyborów. Stwierdza, że nie można przyjmować, że PiS na pewno wygra wybory: „tego typu pewność byłaby zgubna”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P

Jerzy Kwieciński w końcu ministrem finansów? O powołanie na to stanowisko zwrócił się do prezydenta Mateusz Morawiecki

Decyzję tę Prezes Rady Ministrów podjął dzisiaj, o czym poinformował rzecznik rządu Piotr Müller. Dodał przy tym, że Kwieciński nadal piastować będzie stanowisko ministra inwestycji i rozwoju.

Rzecznik rządu Piotr Müller przekazał wspomnianą wiadomość za pośrednictwem portalu Twitter.

 

 

 

 

 

 

Jak wynika z informacji PAP zbliżonych do Kancelarii Prezydenta, powołanie ma nastąpić w piątek po godz. 10.

Dotychczasowy minister finansów Marian Banaś 30 sierpnia został powołany przez parlament na stanowisko prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Będzie kierował Izbą przez najbliższe sześć lat. Od tamtej pory nadzór nad resortem finansów sprawował premier Mateusz Morawiecki.

Jerzy Kwieciński jest doktorem nauk technicznych. W latach 2005–2008 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego, a w latach 2015–2018 sekretarzem stanu w Ministerstwie Rozwoju. W przypadku powołania na nowe stanowisko stałby się piątym ministrem finansów w rządzie Zjednoczonej Prawicy od listopada 2015 r.

A.K.

Semka: W trwającej kampanii wyborczej to PiS głównie narzuca reguły gry

Mobilizacja wyborców przez PiS, kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na premier Polski i akcja „Nie świruj, idź na wybory”. Piotr Semka i Marcin Palade komentują przebieg kampanii wyborczej.

Piotr Semka mówi o kampanii „Nie świruj, idź na wybory”. Występujący w niej artyści tacy jak Wojciech Pszoniak, czy Olgierd Łukaszewicz nie ukrywają swych niechętnych poglądów na obecną władzę. Jak mówi Semka, na nagraniach promujących akcję aktorzy „na początku robią coś dziwnego, a potem normalnieją i mówią nie świruj, idź na wybory”.

Dla osoby, która przypadkiem trafi na film tej kampanii, jest to niesympatyczne wrażenie […] Oglądając te filmiki, zastanawiałem się, gdzie była osoba, która powie, że jest to kiepskie. To strzelanie sobie w kolano.

Zdaniem dziennikarza dla kogoś, kto ma kontakt z osobą z chorobą psychiczną, kampania to musi być odpychająca.

Marcin Palade ironizuje, mówiąc, że celebryci krytykujący od 3-4 lat PiS muszą być w jakiś sposób gratyfikowani przez Nowogrodzką, gdyż to, co robią to „debilna i wspierająca PiS kampania”. Odnosi się do zapowiadanej przez Gazetę Wyborczą „bomby sondażowej”, która miała być  »game-changerem« trwającej kampanii, a okazała się kapiszonem. Podany przez GW sondaż porównuje do sondaży sprzed wyborów do PE, w których wygrywała opozycji. Tymczasem w wyborach wygrał PiS z przewagą 7 pkt proc. nad KE. W związku z tym uważa, że  „należy je traktować jako robione ku pokrzepieniu serc”.

Palade i Semka komentują również przebieg kampanii wyborczej. Krytykują opozycję za wystawienie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na kandydatkę na premiera po ewentualnym zwycięstwie Koalicji Obywatelskiej. Żartują z powoływania się opozycji na to, że pradziadkowami Kidawy-Błońskiej byli premierzy II RP: Wojciech Grabski i Stanisław Wojciechowski. Dodają, że na przyzwyczajenie się wyborców do kandydata na premiera potrzeba 3-4 miesięcy, a nie 28 dni. Błędem PO było liczenie na włączenie się w kampanię wyborczą Donalda Tuska.

Ponadto obydwaj są zgodni, że Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory. Palade stwierdza, że nie wiadomo za to, „czy będzie miało większość”.  Podkreślają, że kluczowa dla PiS jest frekwencja wyborcza. Latem sondaże wskazywały, iż frekwencja wyborcza osiągnie około 60 proc. Jednakże obecnie te wyniki się zmniejszają.

Jeśli frekwencja przekroczy 55 proc., to Konfederacja i PSL będą miały problem, aby wejść do parlamentu.

Podkreśla Palade. Nasi goście w „Poranku WNET” przedstawiają także błędy PiS i opozycji na przestrzeni czterech ostatnich lat. Wskazują, jak zniechęcające dla wyborców są przykłady hipokryzji takie jak posła Stanisława Pięty, czy wulgarnego i agresywnego języka, jakiego używali politycy nagrani na taśmach „Sowy i przyjacieli”.

PiS poza nielicznymi wyjątkami narzuca grę w tym meczu.

Semka wskazuje, że PiS w czasie ciagu kampanii realizuje z rozpisany wcześniej kalendarz, podczas gdy opozycja przeszła od rozpadu Koalicji Europejskiej do ponownego sformowania się w trzech blokach. Koalicje te jak podkreśla dziennikarz będą walczyć o wyborców głównie między sobą. Wątpi w to, że PSL-owi uda się przejąć część wyborców głosujących na PiS.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.