Inwestowanie w ludzi się opłaca. Ta wiara poprowadziła nas do małego, ale jednak cudu gospodarczego ostatnich 4 lat

Przestrogi związane z upadkiem małych i średnich przedsiębiorstw po podwyższeniu płacy minimalnej to syreni śpiew tych, którzy myślą, że Polska może tylko być zapleczem taniej siły roboczej w Europie.

Jadwiga Chmielowska, Mateusz Morawiecki

Ludzie związani z PO, jak np. Jerzy Buzek, niszczyli nawet nowe, wydajne kopalnie. Czy Pański rząd będzie przeciwdziałał importowi węgla z Rosji i dążył do zwiększenia wydobycia naszego?

Można powiedzieć, że konieczność importu rosyjskiego węgla to jest pułapka, którą zastawili na nas politycy niezdolni do odpowiedzialnej restrukturyzacji polskiego górnictwa. Kiedy dziś słyszę hasła naszych konkurentów politycznych o planach całkowitej likwidacji węgla w polskim miksie energetycznym w perspektywie 10–15 lat, to zadaję sobie pytanie, co ma być paliwem dla polskiej gospodarki po takim wstrząsie. Drewno? Słońce, wiatr? Bądźmy poważni. My rozpatrujemy ten problem z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski.

Trzeba jasno powiedzieć: to nie rząd, lecz prywatne spółki importują węgiel z Rosji. Ale to na barkach rządu spoczywa odpowiedzialność za rozwiązanie tej sytuacji i my tej odpowiedzialności nie unikamy.

Odpowiedzią jest oczywiście konsekwentna i sprawiedliwa transformacja energetyczna, a więc strategia rozpisana na dekady. To strategia, która zabezpiecza interesy Polski i Śląska, i o którą z takim trudem walczyliśmy na forum europejskim. Realizacja tego planu pozwoli nam z jednej strony na ograniczenie importu węgla, z drugiej – na efektywne wykorzystanie rodzimych zasobów surowca, z trzeciej wreszcie – na włączanie w coraz większym stopniu do miksu energetycznego odnawialnych źródeł energii, w tym farm wiatrowych na morzu. Gwałtowne odejście od węgla wydaje się pewnie najprostszym rozwiązaniem, ale jest to też rozwiązanie najgorsze. Dlatego w naszej strategii zapisaliśmy, że do 2030 roku ok. 60% energii w Polsce będzie pochodzić z węgla. Strategia transformacyjna, jaką przyjęliśmy, jest zdecydowanie trudniejsza, ale nie ma innej drogi do zabezpieczenia interesów polskiej gospodarki i polskich pracowników. Przymierzamy się też do implementacji w Polsce energetyki jądrowej.

Kopalnia „Krupiński” została zamknięta pomimo olbrzymich pokładów węgla koksującego, który nie wchodzi w pakiet klimatyczny, nie jest objęty limitami wydobycia. Zapewne Pan wie, że przy notyfikacji pomocy publicznej w celu likwidacji mocy wydobywczych przemysłu węglowego w Polsce, nie poinformowano KE, że KWK „Krupiński” posiada bardzo bogate złoża węgla koksującego o wartości przeszło 40 mld zł, węgla, który podlega ochronie prawnej ze względu na jego umieszczenie na liście minerałów strategicznych UE?

To dla mnie wręcz niewyobrażalne, w jaki sposób można zmarnować taki potencjał. Ale faktem jest, że w latach 2007–2015, a więc w czasie rządów naszych poprzedników, kopalnia „Krupiński” przyniosła aż 8,2 mld zł strat.

Wobec takiej zapaści byliśmy niemal bezradni, a jednak dziś mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że dzięki naszej pracy dla „Krupińskiego” pojawiło się światełko w tunelu. Już teraz nakładem 50 mln zł stare budynki przechodzą proces modernizacji, a obok nich powstają nowe hale produkcyjne. Niebawem w Suszcu, gdzie zlokalizowana jest KWK „Krupiński”, ruszy produkcja maszyn dla przemysłu górniczego. Plany uwzględniają również powstanie fabryki ogniw wodorowych stosowanych w elektromobilności, a produkty uboczne procesu koksowniczego będą przetwarzane na włókna węglowe. To zapowiedź odrodzenia kopalni w Suszcu i pewien wzór modernizacyjny dla całego Śląska. (…)

Czy Polska będzie się angażować w Jedwabny Szlak w związku z zarzutami w stosunku do Chin wykorzystywania technologii do inwigilowania przestrzeni gospodarczej oraz państw i obywateli? Niebezpieczne jest też uzależnienie gospodarki polskiej od chińskich inwestycji, co już widzimy w innych państwach.

Ostrożność jest tutaj potrzebna, ale przejście obok szans, jakie stwarza współpraca z Chinami, byłoby niewskazane. Nowy Jedwabny Szlak to ogromne przedsięwzięcie i musimy zadbać, by jego realizacja stała się korzystna również dla Polski. Na szlaku handlowym łączącym Chiny i Europę Polska jest pierwszym przystankiem dla chińskiego kapitału i towarów zmierzających do Unii Europejskiej oraz ostatnim w drodze powrotnej. To niepowtarzalna szansa dla Polski na rozwój, zarówno logistyczny, jak i gospodarczy. Już dziś rozwijamy sieć zagranicznych biur handlowych w Chinach, które pomagają naszym eksporterom czynić pierwsze kroki na chińskim rynku. To solidny fundament pod przyszłą współpracę. Ale też stawiamy sprawę jasno naszym chińskim partnerom: musimy zasypywać deficyt handlowy z waszym krajem, bo ten brak nierównowagi ma czasami charakter dyskryminacyjny. Zobaczymy, jaka będzie reakcja. Jednocześnie też bierzemy pod uwagę geopolityczny wymiar tej współpracy i partnerstwo z USA. (…)

Czy tak wysokie podniesienie płacy minimalnej nie spowoduje upadku małych i średnich przedsiębiorstw?

Na tak postawione pytanie mógłbym sam odpowiedzieć pytaniem: a czy wprowadzenie programu 500+ spowodowało katastrofę finansów publicznych, jak wieszczyli nasi konkurenci? Albo, czy wprowadzenie minimalnej stawki za godzinę pracy, co przywróciło godność tysiącom pracowników, doprowadziło do upadku firm, jak straszono?

Te apokaliptyczne przestrogi związane z upadkiem małych i średnich przedsiębiorstw po podwyższeniu płacy minimalnej, to syreni śpiew tych, którzy myślą, że Polskę stać tylko na to, żeby być zapleczem taniej siły roboczej w Europie.

Jeśli dziś zapytać przedsiębiorców o ich największe bolączki, to od razu usłyszymy, że jedną z nich jest niewystarczająca liczba dostępnych na rynku wykwalifikowanych pracowników. Gdzie się podziali? Znaczna część z nich wyemigrowała kilka lat temu za granicę, gdzie firmy za ich umiejętności mogły zapłacić godne pieniądze. Ten prawdziwy drenaż talentów wynikał wprost z dogmatycznego przekonania neoliberałów, że rozwój polskiej gospodarki ma być oparty na taniej sile roboczej. Dziś już dobrze wiemy, że to ścieżka, która prowadzi donikąd, dlatego proponujemy rozwiązania, które wspierają i firmy, i pracowników. By zrozumieć prorozwojowy charakter tych zmian, trzeba je rozpatrywać jako pakiet, a więc łącznie.

Z jednej więc strony mamy niższy ZUS dla przedsiębiorców, objęcie większej grupy przedsiębiorców podatkiem CIT obniżonym do poziomu 9%, a także poszerzenie grupy przedsiębiorców, którzy mogą skorzystać z ryczałtowego rozliczenia podatku PIT. Do tego wszystkiego należy jeszcze doliczyć ponad 1 mld zł na bezpośrednie wsparcie dla przedsiębiorców chcących się rozwijać w obszarze innowacyjności. To wszystko składa się na Pakiet dla przedsiębiorców, który miałem przyjemność ogłosić i podpisać niedawno w Katowicach. I dopiero na tym tle można przyjrzeć się wzrostowi płacy minimalnej jako elementowi komplementarnemu wobec Pakietu dla przedsiębiorców jako dopełnieniu wielkiego planu dla Polski.

A ten plan to nic innego jak zbudowanie polskiego państwa dobrobytu. To państwo, w którym dynamicznie rozwijających się przedsiębiorców po prostu stać na płacenie wysokich pensji dobrze wykwalifikowanym, kompetentnym i coraz bardziej produktywnym pracownikom.

Jeśli miałbym wskazać jeden główny motyw naszego sukcesu gospodarczego, to jest nim wiara w to, że inwestowanie w ludzi się opłaca. I ta wiara poprowadziła nas do małego, ale jednak cudu gospodarczego ostatnich 4 lat.

Czy obniżenie podatku PIT i CIT nie spowoduje zmniejszenia dochodów samorządów?

Myślę, że wystarczy odwołać się do liczb. W roku 2019 do kas samorządów trafi blisko 26 mld zł dochodów własnych więcej w porównaniu do roku 2015, z czego blisko 20 mld będzie pochodzić ze zwiększonych wpływów z PIT i CIT. To oznacza wzrost dochodów samorządowych o ok. 46% z podatku PIT i o 35% z podatku CIT. Nigdy w ciągu 30 lat nie było takich wzrostów przychodów dla samorządów. Proszę zauważyć, że to wszystko dzieje się w sytuacji, w której CIT dla małych i średnich przedsiębiorców już od dawna mamy obniżony z poziomu 19 do 9%. Skąd więc tak wysoki wzrost wpływów samorządów z podatków? Nikogo chyba nie zaskoczę, ale to właśnie efekt naszych działań uszczelniających, które są absolutnym fundamentem naszej polityki gospodarczej.

Udowodniliśmy, że efektywna polityka fiskalna nie ma nic wspólnego ze zwiększaniem obciążeń podatkowych. Kiedy wszyscy płacą podatki uczciwie, nie muszą być one wysokie.

A dobra koniunktura gospodarcza i konsekwentny wzrost płac będą przekładać się w kolejnych latach nawet przy niższych podatkach na wzrost dochodów samorządów. Zatem obalamy kolejny mit podnoszony przez naszych przeciwników, bo wspieramy samorządy jak nikt inny.

Cały wywiad Jadwigi Chmielowskiej z premierem Mateuszem Morawieckim pt. „Inwestujemy w ludzi dla Polski” można przeczytać na s. 1 i 2 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Jadwigi Chmielowskiej z premierem Mateuszem Morawieckim pt. „Inwestujemy w ludzi dla Polski” na s. 1 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Miszczak: Musimy jako UE mieć własną politykę bezpieczeństwa. Inaczej Europa zostanie zmielona przez Stany i Chiny

Prof. Krzysztof Miszczak o polityce amerykańskiej, jej rezultatach dla NATO, któremu grozi rozpad i UE, które potrzebuje własnej strategii oraz o problemach z jakimi zmagają się Chiny.

Polityka America First została zapoczątkowana przez Kennedy’ego, Obama bardziej ją uracjonalnił. Trump jest pochodnym tych procesów.

Prof. Krzysztof Miszczak zwraca uwagę, że „Trump reprezentuje swoje własne interesy narodowe”, co nie jest żadną nowością, gdyż taka polityka jest prowadzona przez Stany od lat i będzie kontynuowana po Trumpie. Problemem jest to, że wycofywanie się Stanów Zjednoczonych tworzy „luki strategiczne, w które wchodzi Rosja i inne kraje autorytarne jak Turcja, korzystająca z tego, że jest członkiem NATO”. Przypadek Turcji jest novum, gdyż mamy do czynienia z konfliktem między członkami Paktu.

W strategicznych planach USA przestało odgrywać rolę, to jest petent, Ameryka inwestuje w to, a nie inwestuje w siebie.

Gość „Poranka WNET” mówi, że perspektywa rozpadu lub przynajmniej dezorganizacji NATO już w ciągu następnej kadencji Trumpa jest realna. Na sytuację tą nie jest gotowa Unia Europejska, która nie potrafi zdefiniować własnej polityki bezpieczeństwa.

Unia Europejska od jej tworzenia przy ochronie jej interesów bezpieczeństwa przez Stany Zjednoczone przestała funkcjonować jako organizacja definiujące własną politykę bezpieczeństwa.

Prof. Miszczak zarzuca Unii Europejskiej brak strategii wobec świata dążącego do bipolarności, gdzie dwie siły stanowią Chiny i USA. Podkreśla, że trzeba stworzyć wspólnotę bezpieczeństwa, która teraz nie istnieje, gdyż Unia nie ma komponentu militarnego.

Jeżeli Europa dzisiaj tego nie wykorzysta jako gracz międzynarodowy […] zostanie zmielona między dwoma blokami. Przez Stany Zjednoczone i Chiny i przestanie istnieć w wymiarze wspólnotowym.

Potrzebę budowania nowych multilateralnych relacji dostrzegają Niemcy, które mówią o sojuszu państw budujących nowy porządek międzynarodowych, do których należą: Chiny, Indie, Japonia i Francja. Ekspert ds. polityki niemieckiej dodaje, że UE przestała być atrakcyjna dla młodego pokolenia. Widzą bowiem, iż Unia ogranicza się do elit politycznych. Problem nie reprezentatywności społeczeństwa dostrzega także w kontekście kryzysu CDU i SPD, które tracą poparcie na rzecz nowych sił politycznych.

Sinolog mówi także o zbliżającym się IV Plenum Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin, na którym omówione zostaną najważniejsze dla Chin kwestie, takie jak problem niestabilnej chińskiej gospodarki. Państwo Środka bowiem ma problemy z wzrostem gospodarczym oraz z konkurowaniem ze Stanami Zjednoczonymi w wymiarze cybernetycznym. Niemniej jednak USA może przegrać ten wyścig, ponieważ swoje fabryki z najnowszymi technologiami umieściła w… ChRL. Ponadto innymi problemem dla Chińczyków są: nieumiejętność życia w nowoczesnym świecie, niechęć do zakładania rodziny będąca pokłosiem polityki jednego dziecka. Uwidaczniają się nierówności społeczne- całkiem inna jest pozycja „czerwonym książątek”- dzieci dygnitarzy partyjnych, a zwykłych robotników. 400 mln Chińczyków krąży po kraju, szukając pracy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Prof. Żaryn o Zychowiczu: Pyszałkowatość młodych historyków nie jest dla mnie w cenie [VIDEO]

Prof. Jan Żaryn o Zychowiczu, jego twórczości i wykluczeniu jego książki z konkursu Książka Historyczna Roku, oraz o tym, jak demokrację i politykę historyczną rozumie PiS.

Profesor Jan Żaryn mówi o wykluczeniu książki Piotra Zychowicza z konkursu Książka Historyczna Roku, rezygnacji części członków kapituły i ostatecznym anulowaniu konkursu. Wspomina zamysł inicjatora nagrody, śp. Janusza Kurtyki, by nadać jej jak największy prestiż. Zauważa, że wyeliminowana z konkursu pozycja w ostatnim czasie zyskiwała w głosowaniu internautów. Stwierdza, iż organizatorzy powinni przewidzieć taką sytuację. Śledzi on kolejne publikacje Zychowicza, a z nim samym ma poprawne relacje.

Jestem zainteresowany pracami Zychowicza. Uważam, że jego twórczość jest cenna jako kierunku badawczego kontestującego ten główny nurt patriotyczny i niepodległościowy.

Dodaje, że „Instytut Pamięci Narodowej w ogóle nie został poinformowany” o sytuacji. Profesor Żaryn niekoniecznie zgadzając się z niektórymi tezami red. Zychowicza, a zwłaszcza z formą, w jakiej stawia swoje zarzuty np. dowódcom powstania warszawskiego („obłęd”), nie chce odmawiać mu prawa do wyrażania własnych poglądów. Profesor zwraca uwagę na celowość krytycznej refleksji nad historią, podkreślając, że ważny jest sposób, w jaki ona się odbywa.

Pan Zychowicz jest jednym z tych autorów, którzy doszli do wniosku, trzeba weryfikować zastane tezy i ustalenia. Niestety moim zdaniem, z pozycji wszystkowiedzącego w 2019 r. może sobie pozwolić na skrytykowanie wszystkich.

Historyk zarzuca swojemu koledze po fachu anachronizm [od którego sam Zychowicz się w swych książkach mocno odżegnuje, podkreślając opieranie się na ówcześnie znanej wiedzy i opiniach- przyp. red.], krytykując przy tym język, w jakim pisze. „tak się nie powinno nazywać zjawiska w którym ginie 150 tys. ludzi”, stwierdza prof. Żaryn, odnosząc się do tytułu książki „Obłęd 44”. Dodaje, że „pyszałkowatość młodych historyków nie jest w cenie dla mnie”.

Mówiąc o polityce historycznej Prawa i Sprawiedliwości, ustępujący senator podkreśla dążenia do przywrócenia pamięci o wszystkich współtwórcach polskiej niepodległości.

Polska piłsudczyzna podobnie jak w II RP chciała wkluczyć jakichkolwiek innych współtwórców niepodległości. Takie próby wykluczenia są uznawane za niewłaściwe, obniżające możliwość nauczenia się czegoś […] Jeśli mówimy, że tylko jedna postać, marszałek Józef Piłsudski zdobył niepodległość dla Polski, to obrażamy Polaków.

Profesor Żaryn sposób sprawowania rządów przez PiS nazywa mianem „demokracji prawdziwej”. Polega ona na realizowaniu obietnic wyborczych, czego nie robiły poprzednie koalicje rządzące.

Mówiąc o wyjątkowości narodu polskiego, upatruje jej w chrześcijańskich korzeniach. W rozmowie pojawia się również wątek generała Francisco Franco i wojny domowej w Hiszpanii. Szczątki hiszpańskiego dyktatora zostały przeniesione decyzja socjalistycznego rządu z Doliny Poległych na zwykły cmentarz.

Gen. Franco jest odzyskiwany w pamięci jako osobą, która jest w tej podzielonej Hiszpanii jako postać, nad którą trzeba się pochylić, jest synonimem człowieka szukającego odpowiedzi na pytanie o dobro swej ojczyzny.

Nasz gość podkreśla, że regent Królestwa Hiszpanii chciał ocalić swój kraj przed najgorszą formą totalitaryzmu, jaką jest bolszewizm.

Senator PiS ubolewa również nad powrotem postkomunistów do parlamentu. Krytykuje również brak działań władz Warszawy na rzecz dekomunizacji przestrzeni publicznej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

An.K./A.P.

Oświadczenie AKO zwrócone do Społeczności Akademickiej i całej opinii publicznej oraz Władz Uczelni Polskich

Stanowisko Rektorów stanowi zagrożenie dla wolności debaty akademickiej. Autonomia uczelni nie może być usprawiedliwieniem  takiego traktowania dysput naukowych czy światopoglądowych

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego

Społeczność skupiona w Akademickich Klubach Obywatelskich oraz sympatyzujące z Klubami środowiska są głęboko zaniepokojone procesami zachodzącymi na polskich uczelniach.

Zwłaszcza wydziały humanistyczne uniwersytetów stały się aktywnymi propagatorami neomarksistowskiej ideologii gender, która przez lewicowo-libertyńskie środowiska, a także przez ulegające ich presji władze uczelni, jest traktowana jako nauka. Co więcej, jest propagowana, a jakiekolwiek próby jej krytyki spotykają się z negatywną reakcją władz uczelni: ograniczaniem swobody wypowiedzi, czy wręcz z jawnie wyrażonymi ostatnio przez KRASP groźbami dyscyplinowania osób podejmujących polemikę.

Takie stanowisko Rektorów stanowi zagrożenie dla wolności debaty akademickiej – tym bardziej, że i tak już od lat obserwuje się znaczące dysproporcje w traktowaniu stron tej debaty. Wyraża się to m.in. w ułatwianiu organizowania konferencji i wykładów stowarzyszeniom liberalnym i lewicowym z jednej strony, a uniemożliwianiu podobnych spotkań stowarzyszeniom konserwatywnym z drugiej strony.  Często blokuje się zapraszanie lub odbywanie spotkań z wybitnymi intelektualistami (także spoza Polski) prezentującymi krytyczny stosunek do takich problemów jak ideologia gender, LGBT, aborcja.

Zwracamy uwagę, że autonomia uczelni nie może być usprawiedliwieniem  takiego traktowania dysput naukowych czy światopoglądowych. Uczelnie polskie są finansowane niemal w całości z budżetu państwa i w swoim przekazie naukowym oraz w wychowaniu polskiej inteligencji muszą uwzględniać narodowy interes państwa. Tymczasem ideologia gender bezpośrednio uderza w podstawy funkcjonowania rodziny, a przez to stanowi zagrożenia dla zdrowia społeczeństwa. Co więcej, z tej sfery (dotąd intymnej w życiu człowieka), czyni ona publiczny aspekt życia społecznego. „Rewolucja LGBT” jest wpisywana  w scenariusz walki politycznej o daleko sięgających celach i skutkach.

Na studiach gender przygotowuje się kadry, które w szkołach mają propagować wczesną seksualizację dzieci i młodzieży oraz  upowszechniać zachowania seksualne LGBT+. Zwracamy się do całej społeczności naukowej Polski, uwrażliwiając ją na to, że taka sytuacja ma miejsce i na polskich uczelniach oraz jasno stwierdzając, że jest to sytuacja niemożliwa do zaakceptowania.

Ponieważ „rewolucja LGBT” godzi w podstawowe wspólnoty organiczne – rodzinę, Kościół, uniwersytet, naród – właśnie ze środowisk rodzinnych, obywatelskich, eklezjalnych, akademickich podnoszą się głosy protestu przeciw przewidywalnym konsekwencjom tego ruchu społecznego oraz wybitnie niebezpiecznym  skutkom neomarksistowskiego „marszu przez instytucje” – przez publiczne instytucje powołane do budowania rozwoju państwa i narodu polskiego, finansowane przez polskiego podatnika. Wypowiedzi abp. metropolity krakowskiego Marka Jędraszewskiego czy prof. Aleksandra Nalaskowskiego (UMK w Toruniu) są pod tym względem znamienne.

Publiczna polemika wokół „rewolucji LGBT” toczy się na styku nauki i publicystyki, wiedzy naukowej i troski obywatelskiej. Tym samym dotyka podstawowych wartości życia zbiorowego – takich jak wolność badań naukowych i opinii publicznej – a zarazem jest narażona na uproszczenia i nieporozumienia. Zwracamy się zatem do całej Społeczności Akademickiej i całej opinii publicznej oraz Władz Uczelni Polskich z następującą proklamacją:

Po pierwsze, stoimy na stanowisku całkowitej równości prawnej i kulturowo-cywilizacyjnej wszystkich członków polskiej społeczności, co więcej stwierdzamy, że nie ma w polskim prawie  żadnych aktów prawnych, które dyskryminowałyby osoby o odmiennych skłonnościach seksualnych czy ograniczały ich prawa.

Po drugie, nasze stanowisko wobec egzystencjalnej sytuacji osób homoseksualnych wynika z obiektywnych wyników badań psychologii, biologii, antropologii. Uznajemy fakt, że wśród osób, z którymi tworzymy grupy i wspólnoty, niekiedy może zachodzić rozbieżność  między płcią biologiczną a psychiczną samoidentyfikacją. Mamy też świadomość, że role płciowe podlegają w przestrzeni kulturowej i w czasie historycznym głębokiemu zróżnicowaniu. Uznajemy doniosłą wartość, poznawczą i humanistyczną, wielu badań naukowych w tym zakresie podejmowanych bez ideologicznego nacechowania..

Po trzecie, obowiązująca uczonych zasada, że wielość nauk nie uchyla jedności wiedzy – skłania nas do kwestionowania tez, które nie spełniają kryteriów weryfikacji interdyscyplinarnej (konsyliencji). Pogląd, że płeć można kształtować, czy zmieniać wynika  z błędnego antropologicznie założenia, że w arbitralny sposób można definiować i  narzucać innym swe zmienne autoidentyfikacje (tzw. płynna tożsamość).

Po czwarte, w kraju, który przez pokolenia podlegał dyktaturze marksizmu-leninizmu,  rażący charakter przybiera ideologia, wskazująca mniejszości seksualne jako klasę opresjonowaną (jak niegdyś klasa robotnicza). Nie może być zgody na ideologiczne bariery debaty  naukowej w duchu teorii neomarksistowskich. Przypomnijmy, że dla wpływowej grupy ich orędowników wszelka religijność jest przejawem patologii psychicznej, a każde opowiedzenie się za wartościami konserwatywnymi oznacza faszystowski modus umysłowy. Gdy dziś celebryci nazywają faszystami polityków prawicy lub konserwatywnych intelektualistów – świadomie lub nieświadomie odwołują się do stylu dyskursu Międzynarodówki stalinowskiej.

Po piąte,  godność osoby – niezależnie od jej przynależności etnicznej, wyznania, czy skłonności seksualnych – traktujemy jako wartość bezwzględną. Godność tę opieramy na najwyższych kryteriach, jakie zna nasza cywilizacja: na chrześcijańskiej miłości bliźniego. W etosie obywatela państwa demokratycznego za konieczny uważamy wymóg obrony godności i bezpieczeństwa każdego Innego.

Przez polskie miasta przetaczają się kolejne tzw. Marsze Równości, będące „Wielką promocją homoseksualizmu” (treść głównego transparentu w Lublinie, 28.09.2019) oraz przemian prawno-ustrojowych niezgodnych z Art. 18 i Art. 48 par. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Te demonstracje prowokują, obrażają i antagonizują. Są uznawane za legalne  – choć nierzadko zgody wymuszane są drogą sądową na władzach lokalnych i na opinii obywatelskiej – i korzystają ze skutecznej opieki służb porządkowych. Z kolei kontrmanifestacje, które stanowią próbę samoobrony prowokowanej i obrażanej większości,  jeśli choćby w najmniejszym stopniu naruszają zasady porządku publicznego, spotykają się ze zdecydowaną reakcją państwowej policji. Nad przeciwnikami pochodów LGBT krążą śmigłowce, stosuje się przeciw nim gazy łzawiące i armatki wodne, dochodzi do aresztowań.

Represyjne zachowania władz niektórych uczelni i stronnicze stanowisko zajęte przez KRASP wobec krytyków ideologii gender i ruchów LGBT przy całkowitej ich bierności wobec brutalnych i wręcz wulgarnych wypowiedzi apologetów tej ideologii  pokazuje dyskryminację wolnej myśli, lewicową epigonizację nauk humanistycznych i społecznych,  i negację pluralizmu naukowego.

Takiej sytuacji nie można dalej akceptować, gdyż stanowi zagrożenie dla polskiej nauki  i polskiego szkolnictwa wyższego, dla przestrzeganej  od średniowiecza pełnej wolności i swobody wypowiedzi na uczelniach. Uniwersytety kształcą  przyszłe pokolenia polskiej inteligencji i spoczywa na nich wielka za to odpowiedzialność.

Zwracamy się do władz państwowych, środowisk politycznych, ale przede wszystkim do środowisk naukowych o podjęcie szerokiej dyskusji nad znalezieniem rozwiązań  przywracających  na polskich uczelniach pełną wolność wypowiedzi oraz pluralizm światopoglądowy, wolny od ideologicznych nacisków.

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego znajduje się na s. 6 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Oświadczenie Akademickich Klubów Obywatelskich im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na s. 6 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

My, konserwatyści – miejmy odwagę mierzyć się ze światem/ Krzysztof Skowroński, Jarosław Gowin, „Kurier WNET” 64/2019

Moim krytykom zarzucam, że w nich jest za dużo lęku, a za mało woli mierzenia się z światem. Za mało woli, żeby z polską myślą humanistyczną, filozoficzną, historiograficzną wejść do światowych debat.

Miejmy odwagę mierzenia się ze światem

Krzysztof Skowroński, Jarosław Gowin

Z wicepremierem Jarosławem Gowinem, ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, na pół godziny przed uroczystym otwarciem roku akademickiego 2019/2020 – sześćset pięćdziesiątego szóstego roku działalności Uniwersytetu Jagiellońskiego, najstarszej i najbardziej znanej polskiej uczelni – rozmawia Krzysztof Skowroński.

Zacznijmy od Marszałka Seniora Kornela Morawieckiego. Miał Pan okazję go poznać.

Znałem pana marszałka Morawieckiego od kilkunastu lat, ale nigdy nie byłem jego bliskim współpracownikiem. Do tej kadencji była to znajomość właściwie sporadyczna. Natomiast, jak dla wszystkich ludzi pokolenia Solidarności, NZS-u – był on dla mnie wielkim autorytetem moralnym zarówno w czasach komunizmu, jak i po 1989 roku, kiedy jego głos był trochę takim głosem wołającego na puszczy. Jednak z perspektywy lat widać, że wiele diagnoz Kornela Morawieckiego znalazło potwierdzenie.

Były diagnozy polityczne, ale na uniwersytecie porozmawiamy o ideach – wolności i solidarności. Czy idea wolności jest zachowywana i przestrzegana na uniwersytetach i akademiach w Polsce?

Generalnie rzecz biorąc, tak. Natomiast oczywiście i na polskich uczelniach doświadczamy, na szczęście bardzo lekkiej postaci tego schorzenia, jakim jest ideologia politycznej poprawności. Wszyscy pamiętamy pierwotną decyzję władz Uniwersytetu Mikołaja Kopernika o zawieszeniu pana profesora Nalaskowskiego za felieton. Felieton, w mojej ocenie – tu możemy dyskutować – napisany zbyt ostro, natomiast to w żaden sposób nie uzasadniało decyzji o zawieszeniu autora w wykonywaniu czynności akademickich. I cieszę się bardzo, że taki punkt widzenia zwyciężył.

Ale potem – z tego, co wiemy – Konferencja Rektorów zdecydowała, że nie należy na Uniwersytecie krytykować ideologii gender, bo to nie przystoi.

Zachęcam do lektury całego oświadczenia prezydium Konferencji Rektorów, bo rzeczywiście z jednej strony jest krytyka – można domyślać się, że adresowana do profesora Nalaskowskiego – ale jest też druga część tego oświadczenia, gdzie równie stanowczo zostały skrytykowane wszelkie zachowania ludzi reprezentujących świat akademicki, które urażają uczucia ludzi wierzących. Można więc powiedzieć, że jednak rektorzy dostrzegli pewne zagrożenie z jednej i z drugiej strony. Ja osobiście największe zagrożenie dostrzegam w ograniczaniu wolności. Można tak czy inaczej oceniać wypowiedź profesora Nalaskowskiego i dużo skrajniejsze wypowiedzi, chociażby profesora Hartmana. Moim zdaniem wolność słowa jest taką wartością, zwłaszcza na uczelni, że ani w tym pierwszym, ani w drugim przypadku wyciąganie konsekwencji dyscyplinarnych nie znalazłoby we mnie poparcia.

Ale czy wolność słowa jest szanowana na polskich uniwersytetach?

Na przestrzeni tych czterech lat, o tym mogę mówić w sposób najbardziej miarodajny, zdarzyło się parę, dosłownie parę – na palcach jednej ręki mógłbym policzyć – takich sytuacji, kiedy ta wolność została ograniczona i to ograniczenie zawsze szło z jednej strony. Mianowicie władze różnych uczelni ulegały presji środowisk skrajnie lewicowych i na przykład odwoływały wykład albo seminaria uczonych, czasami wybitnych, którzy mieli mówić na temat ochrony życia. Natomiast w ogromnej większości uczelni, w ogromnej większości przypadków ta wolność przez ostatnie cztery lata nie była niczym zagrożona.

Czy reforma Gowina, ta wielka reforma nauki, jest w stanie coś pod tym względem poprawić? Czy uniemożliwi zaburzanie wolności słowa?

Ta reforma z jednej strony poszerza autonomię uczelni, bo szereg kluczowych rozstrzygnięć przeniesionych jest z poziomu ustawy na poziom statutów uczelni. Dopełnieniem tej poszerzonej autonomii uczelni jest zwiększenie kompetencji rektora. Niektórzy krytycy mojej ustawy twierdzą, że większe kompetencje rektora mogą być wykorzystywane do tego, żeby ograniczać wolność słowa, żeby rektorzy właśnie takie ograniczenia wprowadzali. To nie jest prawdą, dlatego że jeżeli chodzi na przykład o postępowanie dyscyplinarne, rektorzy mają wręcz mniejsze uprawnienia niż mieli pod rządami poprzedniej ustawy. Obecnie expressis verbis sformułowany jest w Konstytucji dla nauki zakaz – który wcześniej był tylko domniemywany – jakiegokolwiek wpływania przez rektorów na rzeczników dyscyplinarnych. Owszem, rektor może wszcząć postępowanie, ale nie wolno mu wywierać nawet najmniejszej presji.

Rozmawiałem z moim kolegą, który jest doktorem w Instytucie Filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Jego zdaniem, jeżeli ktoś ma światopogląd konserwatywny, to nie ma szans na to, żeby na tym uniwersytecie zrobił karierę. Jego działalność jest ograniczana.

Tak się składa, że na tym samym uniwersytecie w tym samym instytucie doktorantem jest mój syn. Oczywiście wielokrotnie doświadczał pewnej presji środowiska kolegów czy wykładowców, ale ta presja nigdy nie przekraczała dopuszczalnych granic.

Tak już jest, że konserwatyści w ogóle w świecie akademickim są w mniejszości i muszą być odważni, muszą umieć bronić swoich poglądów. Jest jednak wiele przykładów, także na Uniwersytecie Warszawskim i także w tym instytucie, o którym rozmawiamy, ludzi o jasnym, wręcz krystalicznym kręgosłupie konserwatywnym, którzy po kolei robili tam doktoraty, habilitację, są profesorami. My, konserwatyści, jesteśmy na uniwersytetach mniejszością wszędzie na świecie, a w każdym razie wszędzie w świecie Zachodu, ale jeżeli jako mniejszość mamy wolę mocnego głoszenia naszych poglądów, to jesteśmy w stanie się z nimi przebić.

Jednak na uniwersytecie jest mistrz i jest uczeń, który potem myśli mistrza powtarza, i tak w nieskończoność… Czyli nie mamy szans, żeby choć trochę zmienić te uniwersytety, żeby myśl konserwatywna była tak samo istotna jak myśl lewicowa.

Oczywiście, że relacja mistrz-uczeń jest kluczowa dla procesu formacji uniwersyteckiej. Ale nie jest tak, że jest jeden mistrz, który ma jednego ucznia. Wymienię parę nazwisk profesorów z Pańskiego pokolenia, rzeczywiście wybitnych filozofów, związanych ze środowiskiem warszawskim: chociażby Dariusz Gawin, Marek Cichocki, Dariusz Karłowicz – otóż oni potrafią skupiać wokół siebie od wielu, wielu lat elitę młodego pokolenia filozofów, teologów, myślicieli społecznych i to środowisko, środowisko teologii politycznej, bardzo silnie promieniuje na świat akademicki nie tylko Warszawy, ale całej Polski.

Wyjdźmy poza mury wydziałów filozofii, bo reforma nauki dotyczy całego szkolnictwa. Reforma ma między innymi przyczynić się do tego, żeby wzrosła intensywność badań i odkryć naukowych na uniwersytetach i żeby stworzyć ku temu lepsze warunki. Taki był jeden z celów reformy.

Taka potrzeba pojawiła się dlatego, że właściwie w całym trzydziestoleciu polskie uczelnie przede wszystkim usiłowały sprostać jednemu wielkiemu wyzwaniu społecznemu, jakim był masowy pęd Polaków do wyższego wykształcenia. I można powiedzieć, że z tego zadania uczelnie się wywiązały. Poziom scholaryzacji procentowo zdecydowanie się podniósł. Natomiast miało to skutek uboczny. Tym skutkiem ubocznym nadmiernego umasowienia było obniżenie poziomu naukowego uczelni. Nadszedł czas na odejście od kryteriów ilościowych ku jakościowym.

W jaki sposób reforma ma to zmienić?

Jeżeli chodzi o poziom studiów, jest on w oczywisty sposób domeną autonomii uczelni. Żaden minister, także minister nauki i szkolnictwa wyższego, nie powinien narzucać uczelniom, jakie przedmioty mają prowadzić, w jakim wymiarze, jaką przyjąć metodologię. Natomiast my, rząd, możemy określić pewne ramy. Na przykład stworzyć pewne bodźce finansowe. Dawniej te bodźce promowały masowość, bo jedynym kryterium istotnym z punktu widzenia poziomu finansowania uczelni była liczba studentów: im więcej studentów, tym więcej pieniędzy. W związku z tym opłacało się – w sensie dosłownym – przyjąć każdego, nawet na najlepszy polski uniwersytet, a potem przepchać go przez studia, bo w ślad za nim szły pieniądze. To mieliśmy w roku dwa tysiące siedemnastym. Nowy algorytm promuje jakość. Czyli z jednej strony bierzemy pod uwagę jakość badań naukowych, a z drugiej strony – już nie ogólną liczbę studentów, tylko proporcje między liczbą studentów a liczbą pracowników naukowych. Nie więcej niż trzynastu na jednego. To pozwala stopniowo odtwarzać relację mistrz-uczeń.

I tutaj znów pojawia się punktologia. Sposób weryfikowania badań, sprawdzania osiągnięć naukowych opiera się na punktach. Punkty odnoszą się z kolei do jakości publikacji. Ale tak naprawdę nikt nie jest w stanie dokonać w pełni obiektywnej oceny publikacji naukowych. W tej sytuacji nauka nie jest wolna, tylko staje się elementem gry korporacyjnej: ktoś dostaje trzysta czterdzieści osiem punktów nie wiadomo dlaczego i awansuje w hierarchii… i tak dalej.

Rozumiem te argumenty i rozumiem też, że nikt nie lubi być oceniany. Mogę Panu zaręczyć, że nikt z polityków nie lubi czasu wyborów, bo wtedy jesteśmy oceniani, wyborcy przyznają nam coś w rodzaju takich punktów. Jedni są oceniani pozytywnie, jedni negatywnie. Można oczywiście wyobrazić sobie powrót do czasów, kiedy uczelnie w żaden sposób nie były oceniane. Tylko, mówiąc szczerze, źle by to wróżyło i studentom, i poziomowi polskiej nauki.

Natomiast chcę powiedzieć, że nowe zasady ewaluacji promują jakość, a nie ilość. Dawniej uczelni opłacało się zachęcać pracowników naukowych do tego, żeby publikowali jak najwięcej. Teraz mówimy inaczej: przedstaw od jednej do czterech najlepszych publikacji z ostatnich czterech lat. Ale niech to będą publikacje na światowym poziomie. Nie jest też prawdą, że jakości publikacji nie można ocenić. Może pojedynczych publikacji, bo ich się ukazują setki tysięcy w skali roku, ale już jakość czasopism naukowych można ocenić, i tą drogą zresztą idziemy w Polsce od wielu lat.

Na tym polega pewne niebezpieczeństwo tworzenia układu: ktoś, kto ma innowacyjne pomysły, jest twórczy, może nie znaleźć posłuchu na uniwersytecie, wśród profesorów. Nie będzie więc mógł publikować, nie dostanie punktów, a co za tym idzie – nie będzie mógł być naukowcem. Taka selekcja negatywna.

Oczywiście, że tego typu ryzyko istnieje, i to od czasów Kopernika, Galileusza, aż po wielu niezrozumianych geniuszy, których odkrycia tak bardzo wyprzedzały na przykład dwudziestowieczną naukę, że były rozpoznawane dopiero u schyłku ich życia albo nawet po śmierci. Ale to mogą być pojedyncze przypadki, nie jest to na pewno zagrożenie masowe. Poza tym – życzmy sobie tego, żeby w Polsce było jak najwięcej takich nierozpoznanych za życia geniuszy.

W naukach ścisłych czy w naukach technicznych jest możliwy jakiś model weryfikacji. Natomiast bardzo dużo krytyki pada ze strony tego drugiego filaru – wspólnototwórczych, czyli humanistycznych dziedzin nauki, tych, które są mniej wymierne. Profesor Andrzej Nowak powiedział: odliczam dni do emerytury, bo uważam, że reforma Gowina zniszczy wolność i ducha akademii. To są ostre słowa.

Ze spokojem przyjmuję słowa pana profesora Nowaka, życząc mu, żeby pisał kolejne wybitne dzieła historyczne. Jestem przekonany, że te dzieła będą oddziaływać na następne pokolenia studentów i w ogóle na następne pokolenia Polaków.

Zgadzam się z tym, że oczywiście w naukach humanistycznych ocena jakości dorobku jest dużo trudniejsza niż w naukach ścisłych. Ale dlatego ten wykaz czasopism, który budzi tyle zastrzeżeń, został stworzony w sposób wyjątkowo staranny. Takie wykazy istniały od wielu, wielu lat. Wcześniej ustalało je kilkunastoosobowe grono ekspertów. Ja zaprosiłem do współpracy około trzystu pięćdziesięciu czołowych polskich uczonych, po mniej więcej dziesięciu przedstawicieli każdej dyscypliny naukowej, i to oni zaproponowali czasopisma do tego wykazu. Na przykład na czele zespołu dziesięciu wybitnych historyków, w tym bliskich współpracowników pana profesora Nowaka, stał profesor Marek Kornat. Jest on akurat przykładem intelektualisty o bardzo konserwatywnym światopoglądzie. Ten właśnie zespół zaproponował punktację czasopism historycznych, więc jestem spokojny, że ten wykaz czasopism jest możliwie najbardziej miarodajny.

Według tego sposobu oceniania najwyżej punktowane są publikację nie w języku polskim, ale angielskim. W związku z powyższym ci, którzy zajmują się Mickiewiczem, Słowackim czy w ogóle polską literaturą, czy polską myślą, nie mają siły przebicia, bo w Paryżu i w Londynie zainteresowanie polską myślą humanistyczną nie jest duże.

Znowu, Panie Redaktorze, dzwoni, ale nie do końca w tym kościele. Odwołuje się Pan do głosów pewnej grupy krytyków. Dawniej czasopisma z dziedziny nauk fizycznych, medycznych z definicji otrzymywały więcej punktów niż czasopisma humanistyczne. Teraz obowiązuje ranking dla każdej dyscypliny z osobna. I to nieprawda, że publikacje w języku angielskim są z definicji punktowane wyżej. Owszem, publikowanie w czołowych polskich czasopismach, na przykład historycznych, daje mniej punktów niż publikowanie w najważniejszych światowych czasopismach historycznych. Ale to nie jest prawda, że polski historyk nie może w czołowym czasopiśmie światowym publikować artykułów na temat polskiej historii. Gdyby tak było, jak twierdzą moi krytycy, to trzeba byłoby z historii myśli politycznej wykreślić na przykład monumentalne dzieło Alexisa de Tocquevilla O demokracji w Ameryce. Albo fundamentalną dla teorii demokracji książkę Putnama Demokracja w działaniu, gdzie autor zanalizował mechanizmy demokratyczne na Sycylii.

Jednak żyjemy w świecie, o którym powiedzieliśmy, że przewaga środowisk lewicowych na uniwersytetach polskich jest mniejsza niż na uniwersytetach zachodnich. Czyli zachodnie czasopisma będą skłonne do publikacji myśli lewicowych z Polski, a nie do publikacji myśli konserwatywnej. I przez to ta myśl konserwatywna, którą reprezentuje między innymi profesor Nowak, będzie miała znacznie mniejszą siłę przebicia i zostanie z uczelni wykluczona.

Świetnie, że podał Pan ten przykład, bo właśnie profesor Nowak pracuje nad historią Polski, która ma się ukazać w wydawnictwie Harvarda, czyli jednym z czołowych wydawnictw.

Ale profesor Nowak nie mówi jedynie w swoim imieniu, bo on oczywiście daje sobie radę. Profesor Nowak należy do typu intelektualistów, których życiu towarzyszy geniusz. Ale nie wszystkim humanistom taki geniusz towarzyszy.

Oczywiście, ale proszę mi wierzyć, że ci bardzo dobrzy humaniści, ale nie tak wybitni, nie światowej klasy jak profesor Nowak, mogą publikować w bardzo szerokim spektrum wydawnictw i polskich, i zagranicznych. Przecież są wydawnictwa naukowe związane z czołowymi uniwersytetami katolickimi. Nie popadajmy w taką spiskową manię, że cały świat akademicki sprzysiągł się na nas, konserwatystów. Bo to jest reakcja lękowa.

Ja generalnie moim krytykom zarzucam, że w nich jest za dużo lęku, a za mało woli mierzenia się z światem. Za mało woli, żeby z polską myślą humanistyczną, filozoficzną, historiograficzną wejść do światowych debat. Czy naprawdę musi być tak, że historię Polski czytelnicy na całym świecie mogą poznawać jedynie z prac historyków brytyjskich, amerykańskich, izraelskich, niemieckich, rosyjskich? Dlaczego nie ma podręczników historii Polski napisanych po angielsku przez Polaków? Świetnie, że wreszcie będzie ta praca pana profesora Nowaka i chciałbym, żeby tego typu przykładów było jak najwięcej.

Za dziesięć minut rozpocznie się uroczysta inauguracja na Uniwersytecie Jagiellońskim. Trwa też kampania wyborcza. Jakiego przyjęcia ze strony profesorów i studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego Pan Premier się spodziewa?

Mogę szczerze powiedzieć, że przez te cztery lata dialog między ministerstwem a środowiskiem akademickim był z obu stron rzetelny. Zdarzały się oczywiście jakieś przykłady skrajnego odrzucenia, ale udało się stworzyć klimat poważnej debaty. Owszem, wiele osób z różnych powodów odrzuca moją ustawę. Są to powody, na które wskazuje profesor Nowak, ale też powody, jakie podał ostatnio w „Gazecie Wyborczej” jeden z profesorów, który napisał, że ja w bardzo inteligentny sposób dokonuję wymiany elit, właśnie na konserwatywne. Jednak generalny klimat do dyskusji jest poważny.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję, Panie Redaktorze; bardzo ciekawa rozmowa, rzadko można tak merytorycznie podyskutować.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z ministrem Jarosławem Gowinem, pt. „Miejmy odwagę mierzenia się ze światem”, znajduje się na s. 7 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z ministrem Jarosławem Gowinem, pt. „Miejmy odwagę mierzenia się ze światem”, na s. 7 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie chcę, żeby Polska była dzielona/ Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, „Kurier WNET” 64/2019

Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona Z profesorem Andrzejem Nowakiem o podziałach, elitach, wolności osobistej, gospodarczej, swobodzie i błądzeniu myśli rozmawia Krzysztof Skowroński. Która z informacji zasłyszanych w ostatnim czasie była dla Pana najważniejsza? Ostatnio, jako obywatel naszego kraju, właściwie już tylko odcinam te symboliczne centymetry, które dzielą nas od dnia wyborów. Czekam z utęsknieniem […]

Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona

Z profesorem Andrzejem Nowakiem o podziałach, elitach, wolności osobistej, gospodarczej, swobodzie i błądzeniu myśli rozmawia Krzysztof Skowroński.

Która z informacji zasłyszanych w ostatnim czasie była dla Pana najważniejsza?

Ostatnio, jako obywatel naszego kraju, właściwie już tylko odcinam te symboliczne centymetry, które dzielą nas od dnia wyborów. Czekam z utęsknieniem na moment, kiedy będzie można dowiedzieć się, jaki werdykt wydali obywatele.

A jakie są Pana przewidywania?

Przyszła mi na myśl bardzo prosta refleksja. Kiedy się widzi wyniki rządów Prawa i Sprawiedliwości w dziedzinie gospodarczej, społecznej, to nawet nie tyle ocena tych rządów, ale ocena poprzednich wypada tak szokująco wyraziście, że wciąż zastanawiam się, jak to możliwe, że blisko trzydzieści procent obywateli, według sondaży, jest gotowych głosować na rządy tak fatalne jak te, które sprawowała Platforma Obywatelska czy też Koalicja Obywatelska, jeśli używać jej obecnej nazwy. Ten monstrualny deficyt, te gigantyczne zmarnowane pieniądze, rozprowadzone gdzieś wśród swoich… Z jednej strony to mnie nieustająco zastanawia, ale jednocześnie widzę dość przygnębiającą odpowiedź: skuteczność mediów, które pracowały od trzydziestu lat nad sformatowaniem mózgów dużej części z nas i potrafiły ten cel osiągnąć. Trzydzieści lat pracy, może jeszcze wsparte czterdziestoma czterema latami wcześniej, i jakoś udało się stworzyć pewną grupę wyborców, do której dane rzeczywistości nie docierają.

Gdyby przeprowadzić sondaż wśród profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i zapytać, na kogo zagłosują, wynik byłby korzystny raczej dla Koalicji Europejskiej. Czyli wygląda na to, że to duża część profesorów ma wyprane mózgi…

Niestety. Są korporacje, w których w pewnym sensie dziedziczy się stanowiska… Niekoniecznie chodzi o dziedziczenie rodzinne, ale o to, że w czasach, powiedzmy, Józefa Stalina – kiedy usuwano z poszczególnych uczelni Tatarkiewicza w Warszawie czy Ingardena w Krakowie – mistrz został zastąpiony przez posłusznego wykonawcę partyjnych poleceń. Taki współczesny „mistrz”, dobierając sobie uczniów, tworzy w jakiejś mierze oblicze dzisiejszego uniwersytetu. I nie chodzi tu o żadne nazwiska, tylko o mechanizm bardzo głębokiego konformizmu – zmorę wszelkich korporacji, a korporacji uniwersyteckiej w szczególności. To jest chyba najprostsza odpowiedź na pytanie, retorycznie przez Pana Redaktora postawione. Bo wiemy, że tak właśnie jest, jak Pan powiedział. Zapewne większość profesury wyższych uczelni będzie głosowała przeciwko obecnemu rządowi, czując się elitą. Może najbardziej wyrazistą reprezentantką tej elity jest pani Agnieszka Holland. Ona występuje z pozycji arystokratki, z poczuciem pewności miejsca, jakie należy się nie tyle jej samej za niewątpliwe osiągnięcia reżyserskie, ale tej grupie, z której się wywodzi. Chyba nawet Radziwiłłom nie śniło się takie poczucie pewności swojego miejsca w społecznej strukturze, do którego – w przekonaniu grupy, którą pani Holland reprezentuje – chamy z nowej, że tak powiem, elity, pukające do centrum życia kulturalnego czy politycznego w Polsce, nigdy nie powinny zostać dopuszczone.

Pytał Pan nie tyle o najważniejszą, co najciekawszą wiadomość z ostatniego czasu. Wskazałbym jednoznacznie wywiad z panią Agnieszką Holland w „Gazecie Wyborczej”, w którym powiedziała ona, że trzeba odebrać wszystkim mężczyznom prawa wyborcze co najmniej na trzy, cztery kadencje, żeby zrównoważyć tysiące lat ucisku kobiet. Myślę, że ten stalinowski sposób myślenia, który zaprezentowała pani Holland, naprawdę trzeba wziąć pod uwagę w czasie głosowania trzynastego października, bo pani Holland jest wyrazicielką poglądów rdzenia tej grupy, która chce odebrać władzę Prawu i Sprawiedliwości.

A gdyby podzielić Polskę – jak chcą niektórzy politycy – na obóz wolności i obóz autorytarny, to do którego z nich zaliczyłby Pan siebie?

Ja należę do tego obozu, który bardzo nie chciałby, żeby Polska była w jakikolwiek sposób dzielona. Uważam pomysł dzielenia Polski za niebezpieczny i co najmniej bardzo nieprzemyślany. Jestem przeciwnikiem nadawania samorządom wojewódzkim takich uprawnień, by można było podzielić Polskę, niejako wedle sympatii politycznych, na województwa bardziej pisowskie i bardziej antypisowskie.

Trzej prezydenci napisali list, w którym oświadczyli, że te wybory są ważne, bo można zatrzymać ewolucję Polski w kierunku autorytarnej dyktatury. Mieli na myśli właśnie rządy Prawa i Sprawiedliwości.

No cóż, trzej prezydenci nie pierwszy raz dają wyraz swojej zgodności w jednym. Zgodności, która niejako potwierdza słuszność diagnozy postawionej przez prezesa Kaczyńskiego: establishment III RP – który reprezentują właśnie ci trzej byli prezydenci oraz inni podpisani pod tym listem, bo to przecież są także takie tuzy polskiej humanistyki, jak między innymi pan profesor Sadurski – wyraża pogląd, że Polska powinna być ścisłą kontynuacją PRL-u, hierarchii stamtąd wyrosłych, i reprezentować taki pułap suwerenności, na jaki pozwalają silniejsi sąsiedzi. Nie wolno jej stawiać sobie żadnych bardziej ambitnych celów – zarówno w stosunku do podniesienia poziomu życia obywateli, jak i siły własnej na arenie międzynarodowej – niż to, na co dawniej pozwalała Moskwa, jej namiestnik w Polsce, generał Jaruzelski, a dzisiaj to, na co pozwoli Bruksela, czy mówiąc bardziej konkretnie: Berlin i Paryż. Myślę, że to jest starcie z tego rodzaju myśleniem i trzej prezydenci są bardzo wiernymi, można tak powiedzieć, wykonawcami, czy raczej symbolami tej postawy, z którą PiS próbuje walczyć.

Częściowo można przyznać rację tezom zawartym w liście prezydentów. Rzeczywiście to prawda: tak, Polska w tej chwili walczy o swoje miejsce na arenie międzynarodowej. Ta walka nie podoba się tym, którzy chcieliby utrzymać Polskę tam, gdzie była, to znaczy na marginesie wszelkich decyzji podejmowanych w Unii Europejskiej, na marginesie jakiejkolwiek polityki gospodarczej, która mogłaby pomóc wyjść Polsce z pułapki średniego wzrostu. Do tego zmierza prezydent Macron – ażeby Polacy byli zawsze takim biednym, ubogim krewnym ze wschodu Europy, któremu nigdy nie będzie wolno nawet marzyć o tym, żeby żyć na tym samym poziomie co zasobne, stare, żyjące z tradycji kolonialnej, imperialnej kraje Europy Zachodniej.

I to jest powód, dla którego polityka wewnętrzna Polski ma ten negatywny wymiar zewnętrzny. To dlatego ci prezydenci – mówię akurat o prezydencie Macronie, ale myślę nie tylko o tym polityku – trzymają kciuki za opozycję w Polsce, a media na zachód od naszych granic opisują Polskę jako kraj zarządzany w sposób autorytarny.

Skoro już rozmawiamy o różnych symbolicznych postaciach, to rzeczywiście prezydent Emmanuel Macron potwierdził swoją rolę jako reprezentanta starych, kolonialno-imperialnych elit Zachodu, które traktują na sposób półkolonialny albo wręcz kolonialny naszą część Europy. Zupełnie kuriozalna była jego wypowiedź – aż się uśmiecham, bo była zupełnie groteskowa – mówiąca o tym, że Polska blokuje wszystko. Dosłownie cytuję: „Pologne bloque tout”. Jakby od Polski zależała cała klimatyczna zagłada współczesnego świata. Ujawnił nawet pewien element, powiedziałbym, histerii w tym zdenerwowaniu, że oto Polska ma swoje zdanie, że Polska chce harmonizować walkę o poprawę klimatu z potrzebą rozwoju swoich zdolności gospodarczych. Francja, opierając swoją potęgę na latach, a raczej na wiekach zatruwania atmosfery przez swój imperialny przemysł, podobnie jak Anglia, Niemcy – dzisiaj chciałaby nie dopuścić do wzrostu gospodarczego krajów, które były pozbawione suwerenności, nie mogły się rozwijać w wieku dziewiętnastym czy przez dużą część wieku dwudziestego, bo były podporządkowane obcym systemom politycznym. Nie chce pozwolić na to, żeby one mogły doganiać ten stary, imperialno-kolonialny rdzeń Europy Zachodniej. Myślę, że to jest jakiś wycinek tego, o co walczy i do czego dąży Prawo i Sprawiedliwość – wyjść z tej pułapki, a raczej z tego ograniczonego bardzo ścisłymi ramami miejsca, w którym chcieliby dzierżyć ster starzy władcy Europy. Na szczęście pretensje prezydenta Emmanuela Macrona, by sprawować funkcję nadzorcy całej Europy, są równie groteskowe jak jego wygląd.

Nie ma Pan obawy, że rola państwa w doktrynie czy myśli politycznej PiS-u jest zbyt duża, że rzeczywiście może to w którymś momencie doprowadzić do ograniczenia wolności jednostki?

To jest bardzo ważna kwestia. Bardzo poważna, nie ma co jej zbywać krótkimi odpowiedziami. Ja wskażę taką alternatywę, jaka mi przychodzi na myśl i pewnie gdzieś w tej alternatywie trzeba szukać odpowiedzi na Pana pytanie. Otóż z jednej strony, jeśli chcemy wyjść z pułapki średniego wzrostu gospodarczego, z tego ograniczonego na zawsze, wyznaczonego nam miejsca w strukturze światowego handlu, światowej gospodarki, to rola państwa musi być większa, musi być co najmniej taka, jaka jest w tej chwili, kiedy udało się częściowo renacjonalizować banki. Wcześniej nie posiadaliśmy przecież jako państwo żadnych banków w wyniku działalności poprzednich władz, poprzednich prezydentów. Kiedy próbujemy – i powinniśmy chyba nawet znacznie bardziej próbować tworzyć takie, powiedzmy, najbardziej ciągnące w górę nasze możliwości eksportowe, specjalne gałęzie najnowocześniejszego przemysłu, to tutaj pomoc państwa jest zasadnicza, bez niego nie uda się tego zrobić. Wszelkie opracowania polityczno-socjologiczno-gospodarcze dotyczące tego tematu mówią, że jedynym krajem, któremu udało się z peryferii wejść do tego bogatszego kręgu, jest Korea, i nie byłoby to możliwe bez znaczącej roli państwa. Możemy powtórzyć tę operację wyjścia z krajów średniego rozwoju do prawdziwej elity gospodarczej świata, ale tu państwo jest potrzebne.

Jednocześnie istnieje niebezpieczeństwo, o którym Pan Redaktor powiedział – żeby państwo, potrzebne w gospodarce, nie zastąpiło inicjatywy indywidualnej, prywatnej. Mniej boję się o wolność osobistą, bo nie widzę na nią żadnych zamachów ze strony obecnej władzy, ale mówię o wolności gospodarczej. To napięcie między etatyzmem a wolnością gospodarczą… Napięcie, które było widoczne w czasach II Rzeczpospolitej – między etatyzmem sanacji a obroną wolności gospodarczej między innymi przez Narodową Demokrację – trwa także w dwudziestym pierwszym wieku. Musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, w którą stronę zwrócimy się bardziej, bo nie całkowicie; nie doktrynersko w stronę absolutnego panowania wolnego rynku, ani też w stronę absolutnego panowania państwowego interwencjonizmu, ale gdzieś pomiędzy tymi biegunami. Musimy dokonać wyboru według własnego rozeznania, wybrać, co jest lepsze dla Polski, dla społeczeństwa.

Etatyzm tworzy pewien układ, który może być układem zamkniętym, gdzie bierny, mierny, ale wierny jest ważniejszy niż ktoś, kto ma inicjatywę, otwarty umysł i jest gotowy stworzyć ten innowacyjny przemysł.

Dlatego ubolewam, że po raz kolejny postać pana Korwin-Mikkego niweczy szanse zbudowania stałego miejsca na naszej scenie politycznej dla partii czy ugrupowania, które reprezentowałoby myślenie wolnorynkowe w sposób konsekwentny. Myślę zresztą nie tylko akurat o tym liderze, który swoją ekstrawagancją w rozmaitych postaciach zawsze zadba o to, żeby ta wolnorynkowa formacja nie przeszła progu pięciu procent, ale także, niestety, o kilku innych liderach tej formacji. Zachowują się tak, jakby chcieli zniweczyć realną szansę wejścia Konfederacji do Sejmu. Ubolewam nad tym, bo chciałbym, żeby solidna, dobra formacja wolnorynkowa znalazła się w Sejmie. Obawiam się, że i tym razem to nie nastąpi.

Zaczyna się nowy rok akademicki, już rok po reformie Gowina. Jaki będzie uniwersytet?

Odpowiem najkrócej jak potrafię. Oprócz tego centymetra, na którym zostało niewiele dni do wyborów, mam też centymetr długości stu pięćdziesięciu centymetrów, taki standardowy, zwijany, który symbolizuje tygodnie, które pozostały mi do emerytury. Tak widzę przyszłość uniwersytetu: marzę o emeryturze. Zwłaszcza po reformie pana premiera Gowina.

Dlaczego?

Dlatego, że po prostu nie do zniesienia jest rozrost biurokratycznych absurdów, które reforma premiera Gowina tylko umocniła. Te punkty, te ciągle składane sprawozdania, dostosowane do ideologicznych trendów – w każdym razie, jeśli idzie o humanistykę – dyktowanych przez najgorsze pod tym względem uniwersytety amerykańskie czy zachodnioeuropejskie, pogrążone w szaleństwach ideologicznych gender i rozmaitych innych formach marksizmu… To nie jest przyszłość, w której bym się odnajdywał. Mam wrażenie, że uniwersytet wchodzi w fazę głębokiego kryzysu. To nie jest oczywiście tylko wina premiera Gowina, bo on się po prostu dostosowuje do trendu dominującego w najważniejszych, najbogatszych uniwersytetach świata zachodniego. Ta przyszłość uniwersytetu rysuje się tak daleko od tradycji uniwersytetu jako miejsca wymiany wolnej myśli, tak bardzo za to zbliża się do ideału politycznej poprawności, który niszczy wszelką swobodną dyskusję, że coraz trudniej jest wyobrazić sobie możliwość realizowania tego uniwersyteckiego ideału, który przyświecał choćby mojej uczelni w czasach Mikołaja Kopernika.

Jak do tego doszło? Dlaczego pan premier Gowin zdecydował się na taką reformę?

Ja przypisuję panu premierowi Gowinowi tylko najlepsze intencje, którymi, jak wiadomo, niestety jest podobno wybrukowane piekło. Te dobre intencje w tym przypadku polegają chyba na tym, by Polska, a raczej polskie uczelnie, awansowały w rankingach uniwersyteckich. Byśmy mogli dumnie wypiąć pierś, że Uniwersytet Jagielloński, w tej chwili najlepszy w tych rankingach, z miejsca chyba trzysta trzydziestego ósmego mógł może awansować do trzeciej, a może nawet drugiej setki. Niestety, jeśli idzie o humanistykę – cena za to jest jedna. Radykalny wzrost politycznej poprawności, bo jeśli chcemy zdobywać więcej punktów, tych światowych punktów, to musimy pisać o gender, o sprawach dotyczących świata w taki sposób, w jaki wypowiada się o nich szesnastolatka ze Szwecji, Greta Thunberg. Na tym poziomie intelektualnym, bo to jest właśnie ten poziom, którego oczekuje dzisiejsza humanistyka zachodnia. Być może rzeczywiście awansujemy i wtedy będziemy czuli się bardziej dumni z poziomu naszych uniwersytetów, niż jesteśmy w tej chwili. Ale wydaje mi się, że tego rodzaju nadzieje skrywają tylko kompleksy, których powinniśmy się wyzbyć, bo nie we wszystkim, naprawdę nie we wszystkim – w wielu rzeczach, ale nie we wszystkim powinniśmy naśladować to, co stało się ze współczesnym Zachodem.

Czy miał Pan okazję w cztery oczy porozmawiać na ten temat z wicepremierem Gowinem?

Tak. Pan wicepremier Gowin, kiedy jakoś tam publicznie protestowałem przeciwko tej reformie, oczywiście wspólnie z wieloma koleżankami i kolegami, przyjął mnie bardzo życzliwie i cierpliwie. Ponad półtorej godziny słuchał moich argumentów, nawet deklarując rozmaite, drobne korekty. Niestety drobne korekty niczego nie zmieniają, istota reformy pozostaje taka jaka jest. O ile, być może, koledzy z nauk ścisłych mogą się z tej reformy cieszyć – broń Boże nie wypowiadam się tutaj w ich imieniu – o tyle z całym przekonaniem mogę dzisiaj powtórzyć to, co mówiłem kilka miesięcy temu w czasie spotkania, na które zaprosił mnie pan wicepremier Gowin: że uważam tę reformę za katastrofę dla polskiej humanistyki.

Symboliczne jest oświadczenie konferencji rektorów, które właściwie zakazuje krytyki ideologii gender, ideologii LGBT.

Podał Pan ilustrację do tez, które przed chwilą wygłosiłem, więc czuję się zwolniony z obowiązku komentarza.

W takim razie na zakończenie poproszę o krótki komentarz do listu księdza arcybiskupa Marka Jędraszewskiego.

Ucieszyłem się bardzo, słysząc ten list w swoim parafialnym kościele w Przegorzałach, bo uświadomiłem sobie, jak wiele mogą biskupi, jeśliby chcieli mówić tylko tak, jak chce mówić nasz krakowski arcypasterz. Wystarczy chcieć mówić prawdę o tym, co grozi dzisiaj podstawom nie Kościoła – bo Kościół, wiadomo: ma gwarancję życia wiecznego, bramy piekielne go nie przemogą, jak czytamy w Piśmie Świętym. Ale Kościół może tak wiele w obronie ludzkiej natury przed atakiem, który został podjęty na podstawy ludzkiej natury w ideologii LGBT i w rozmaitych innych formach współczesnych ideologii inspirowanych marksizmem, a raczej jego kolejnymi dewiacjami. To właśnie, że Kościół może swoim energicznym „Non possumus” hamować drogę temu szaleństwu, zostało przy pomocy tego listu przypomniane. Bardzo bym chciał, żeby inni biskupi nie tylko listami, ale intensywną pracą duszpasterską przypomnieli nam, tak jak właśnie ten list przypomina, w jakim kierunku chciał prowadzić Kościół i naszą ojczyznę święty Jan Paweł II.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, pt. „Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona”, znajduje się na ss. 1 i 2 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, pt. „Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona” na s. 1 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Po co nam 460 posłów i Sejm Nieustający? Każdy musi odpowiedzieć sam. Ja tylko podaję fakty i argumenty

Poseł musi reprezentować nasze interesy. Może być tylko ktoś, kogo znamy od lat, szanujemy za jego osiągnięcia i mamy do niego zaufanie. Co powiedzielibyście na kogoś z Waszej 10-tysięcznej gminy?

Jan A. Kowalski

28 na liście PiS! Aż oczy przetarłem, nie mogąc uwierzyć. I to sam Sylwester Chruszcz, 28. na liście Prawa i Sprawiedliwości w okręgu kieleckim. Pomimo ograniczenia prędkości, dodałem gazu. Jak nie wstyd człowiekowi? To przecież Klaudia Jachira, 13. na liście warszawskiej Koalicji Obywatelskiej, ma większe szanse dostać się do Sejmu! Chociaż nie popiera jej urzędujący premier, jak wymienionego wyżej nieszczęśnika.

Myślałem do niedawna, że to za karę i z partyjnego przydziału jest się wpisywanym na takie miejsca. Ale Jadwiga Chmielowska, szefowa „Śląskiego Kuriera WNET” i liderka Ruchu Kontroli Wyborów, wytłumaczyła mi, jak bardzo się mylę. To z obecnej ordynacji wynikają takie miejsca. W każdym okręgu wyborczym każdy komitet wyborczy może zgłosić listę kandydatów w liczbie dwukrotnie większej niż liczba posłów przynależna temu okręgowi. Skoro okręg kielecki ma do obsadzenia 16 posłów w Sejmie, to każdy komitet partyjny może zgłosić 32 kandydatów.

Nawet po pijaku nie wpadłbym na taki pomysł. Bo nawet po pijaku nie zdarza mi się myśleć na zgubę narodu i państwa polskiego. Kto to zatem wymyślił? Oczywiście, że komuniści – w swojej konstytucji z roku 1997. Ułożonej przemyślnie w celu uniemożliwienia odbudowy siły narodu i państwa. Po to, by przekształcić obszar pomiędzy Odrą a Bugiem w jedno wielkie żerowisko dla swoich i obcych.

Okazało się, że zapisana w konstytucji proporcjonalność wyborów do Sejmu dokonała tego, czego miała dokonać – uniezależnienia się partii politycznych od woli wyborców. Dzięki temu zapisowi to partie, a nie wyborcy decydują o tym, kto z ich szeregów zasiądzie w parlamencie. Może nie w 100, ale w 99%.

Jednak to uniezależnienie się partii od społeczeństwa zaowocowało kilkoma zatrutymi owocami.

  • Owoc 1. Poseł nie reprezentuje swoich wyborców. Bo jak może reprezentować swoich wyborców Sylwester Chruszcz, l. 47, pochodzący z Piekar Śląskich, który zaliczył 10 partii politycznych, był europosłem z Głogowa i posłem ze Szczecina, a teraz chce zostać posłem z Kielc?
  • Owoc 2. Polska jako państwo została zdominowana przez partie polityczne. Cała administracja państwowa i tzw. samorządowa jest w ich władaniu. I od nich zależy sprawowanie jakiegokolwiek stanowiska w państwie. Tu również najwyżej punktowana jest wierność partyjna, a nie zdolności organizacyjne przydatne państwu i społeczeństwu.
  • Owoc 3. Rozkwit biurokracji jest w związku z tym nieunikniony. Tym wszystkim kandydatom partie muszą się jakoś odwdzięczać, przerzucając koszty wdzięczności na nas wszystkich. Dlatego w odróżnieniu od Niemiec, które swoją biurokrację zbudowały jako system egzekucji silnej władzy państwowej służącej temu państwu, polska biurokracja jest jedynie biurokracją partyjną i uniemożliwia budowę silnego państwa. Jednak nawet Niemcy mają ordynację mieszaną; połowa posłów pochodzi z list partyjnych, a połowa jest wybierana w sposób większościowy.
  • Owoc 4. Zatem bez zgody partyjnej nie można w Polsce zrealizować niczego. Ale ta zgoda, jeśli już nastąpi, przewiduje sposób realizowania zadania w sposób zgodny z funkcjonowaniem partii, czyli w pełni biurokratyczny. I skutkuje powołaniem specjalnej komórki. Oczywiście bez partyjnego polecenia nikt się tam nie wciśnie. Bo i po co?
  • Owoc 5. Zapaść demograficzna Polski, która jest faktem, pomimo kolejnych szałowych medialnych sukcesów, to ostatni zatruty owoc tej wadliwej ordynacji wyborczej i równie wadliwego Sejmu, tworzącego wadliwe prawo. Jego wynikiem jest brak społeczeństwa (obywatelskiego), marnotrawienie środków wspólnych i indywidualnych na biurokratyczne struktury i bzdury. Biurokratyczne struktury i bzdury zapewniające partiom politycznym panowanie nad polskim państwem i narodem. Coraz mniej licznym we własnej ojczyźnie.

Zaryzykuję i zapytam retorycznie: kto z Was zna nazwisko prezydenta Szwajcarii lub potrafi wymienić nazwę jakiejkolwiek szwajcarskiej partii? Nie znacie? Sam nie znam. A tymczasem Szwajcaria (i jej demokracja) funkcjonuje jak zegarek Patka. Bo właśnie tak funkcjonuje dobra organizacja – jej po prostu nie widać.

Czy w Polsce możemy stworzyć taką organizację, której nie będzie widać? Odpowiadam natychmiast, żeby nikogo nie dołować: oczywiście. Musimy jedynie (😊) zmienić dotychczasową wadliwą strukturę biorącą swój początek z obecnej konstytucji, a zwłaszcza sposób wybierania posłów i kształt Sejmu. My, obywatele, musimy odzyskać wpływ na własne państwo. Ponieważ jednak nie zbierzemy się do kupy w 38 milionów jednostek, musimy to uczynić poprzez odzyskanie wpływu na naszych posłów i na nasze pieniądze.

Poseł musi reprezentować nasze interesy, a taką osobą może być tylko ktoś, kogo znamy od lat, szanujemy za jego osobiste osiągnięcia i mamy do niego zaufanie. Musi być zatem osobą z najbliższego otoczenia. Co powiedzielibyście na kogoś z Waszej 10-tysięcznej gminy?

Poseł z każdej gminy zatem. Nie da się go przywieźć w teczce nawet z województwa, o Centrali nie wspominając. Razem z posłami z pozostałych gmin województwa będzie tworzył sejm wojewódzki. A tenże sejm wojewódzki będzie delegował spośród siebie reprezentantów na Sejm Walny. W zależności od liczebności województwa, od 2 (opolskie) do 11 (mazowieckie). Jak to już kiedyś policzyłem, taki Sejm będzie liczył 79 posłów. I będzie zbierał się dwa razy do roku na 50 dni łącznie. A zajmować się będzie jedynie sprawami dotyczącymi całego państwa.

Sprawy każdej ziemi/województwa znajdą się w gestii sejmu wojewódzkiego właśnie. Też nie nieustająco, bo po co marnować czas. A o interesy mieszkańców gminy będzie zabiegał poseł gminny, siedzący na co dzień w swojej gminie. To sprawa jej mieszkańców, jeśli źle wybiorą. Taka zmiana organizacji polskiego sejmowania wymusi zmianę całej organizacji państwa. Również władzy wykonawczej, podobnie podzielonej. I władzy sądowniczej, którą podobnie jak wyżej wymienione, również będziemy wybierać. My, obywatele.

Ale najważniejsza rzecz dokona się w finansach, w budżecie państwa. Zaczniemy finansować swoje państwo, zaczynając od dołu, od gminy, poprzez województwo, na skarbie ogólnopaństwowym kończąc. Wszystko według zapisanych w nowej konstytucji proporcji (zainteresowanych odsyłam do mojego projektu Konstytucji V RP).

Bardzo łatwo wydaje się nieswoje pieniądze, z czym mamy do czynienia obecnie w Polsce. Na nikomu niepotrzebne bzdurne agencje i komórki. Na swoich kolegów i pociotków, na partyjnych towarzyszy. Oddanie nam z powrotem naszych pieniędzy, którymi finansujemy funkcjonowanie naszego (?) państwa, wymusi odejście od marnotrawstwa do efektywności. Zmiana taka dokona się w każdym wymiarze naszego życia.

  1. Zaczniemy więcej zarabiać, a mniej wydawać, bo oczyścimy ze zbędnej biurokracji każdą państwową i społeczną instytucję i firmę.
  2. Zaczniemy łatwiej żyć. Żadna biurwa nie będzie się nas czepiać o rzeczy nieistotne, strasząc przepisami i broniąc swojego miejsca pracy, bo jej nie będzie.
  3. Unikniemy zalania naszego kraju przez różnokolorowych imigrantów, bo 1,5 miliona naszych współobywateli (byłych biurw) zasili nasz rynek pracy.
  4. Uproszczone i stabilne przepisy przyciągną z powrotem do Polski 2,5 miliona emigrantów za chlebem. Staniemy się atrakcyjnym miejscem do inwestowania dla zwykłych ludzi i firm, w miejsce globalnych korporacji, które tylko nas oskubują i niszczą nasz rynek.
  5. Wypracujemy wreszcie ogromne nadwyżki finansowe, które pomogą nam spłacić stare długi, zmodernizować armię, policję i służbę zdrowia. I oczywiście zapewnić wysoki socjal dla potrzebujących, a złotą jesień na starość. Zatem zbudować silne i zamożne państwo wolnych i odpowiedzialnych obywateli – V Rzeczpospolitą.

Myślę, że już czas odpowiedzieć na tytułowe pytanie. Ale każdy musi odpowiedzieć sam. Ja tylko podałem fakty i argumenty.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Po co nam 460 posłów i Sejm Nieustający?” można przeczytać na s. 19 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana A. Kowalskiego pt. „Po co nam 460 posłów i Sejm Nieustający?” na s. 19 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Marszewski: W myśli geopolitycznej dra Bartosiaka umyka decydujący element, czyli rozwój technologiczny

Dr Mariusz Marszewski o wadze technologii, dziejach Etiopii, jej związkach z Rosją i zasługach jej nagrodzonego Pokojową Nagrodą Nobla premiera oraz strategii Chin w Afryce i polityce Donalda Trumpa.

Dr Mariusz Marszewski o pokojowej nagrodzie Nobla dla premiera Etiopii Abi Ahmeda Aliego. Dostał tę nagrodę za zasługi na rzecz procesu pokojowego między Etiopią i sąsiednią Erytreą, a także reform demokratycznych, jakie przeprowadził w swoim kraju. Nasz gość podkreśla, że doprowadzenie do pokoju z Erytreą, która oddzieliła się od Etiopii i była do niej zdecydowanie wrogo nastawiona nie było rzeczą łatwą. Jak stwierdza, jest to zdecydowanie zasłużona Pokojowa Nagroda Nobla, nie tak jak ta Obamy. Z byłym prezydentem USA Etiopczyka łączy wyznanie protestanckie i bycie synem afrykańskiego muzułmanina. Matką Abi Ahmeda była amharska chrześcijanka, co ułatwia mu zrozumienie tego najstarszego w Afryce chrześcijańskiego kraju. Korzenie muzułmańskie i wyznanie zielonoświątkowe przydają się z kolei w kontaktach z odpowiednio Arabami i ludźmi Zachodu.

Dr Marszewski opisuje Etiopię w „Poranku WNET”. Okazuje się, że jest to najstarszy kraj chrześcijański w Afryce, szybko rozwija się gospodarczo oraz posiada dynamiczną armię.

Jest to jedyny kraj afrykański, poza w jakiejś mierze Marokiem i Republiką Południowej Afryki, którego struktury są starsze niż kolonializm. W końcu XIX i początku XX w. mocarstwa kolonialne podzieliły Afrykę. Etiopia stała się jedynie protektoratem.

Do Etiopii migrują inni Afrykańczycy. Dodatkowo został tam wypleniony komunizm. Jedną z różnic między Etiopią a innymi krajami afrykańskimi jest powszechne wykształcenie mieszkańców.

Specjalista Ośrodka Studiów Wschodnich ponadto tłumaczy, jak działają Chiny w Afryce. Chińczycy wykorzystują udzielane przez siebie kredyty do uzależniania kredytobiorców, co porównać można do sytuacji Polski za Gierka. Przestrogą dla państw afrykańskich jest to, co Chiny zrobiły w Turkmenistanie.

Turkmenistan to kraj, który był największą ofiarą chińskich kredytów […]. Chińczycy tak skonstruowali umowę, że doprowadziła ona do kryzysu walutowego i postępującego i upadku struktur państwowych.

Modus operandi Chińczyków polega na tym, że krajach opartych na wydobyciu surowców takich jak Turkmenistan, za udzielone przez siebie kredyty budują infrastrukturę, dzięki której wydobywają surowce, drenując kraj. Abi Ahmedowi udało się uchronić swój kraj przed takim losem, gdyż ostrożnie postępował z Chińczykami i równoważył ich inwestycje tymi z krajów Zatoki Perskiej.

Noblista był jednym z gości w organizowanym w Soczi spotkaniu przywódców afrykańskich. Dr Marszewski zwraca uwagę, że w przypadku Etiopii i Rosji sentyment jest obustronny. Rosja tak jak w innych krajach afrykańskich korzysta z dziedzictwa dyplomacji sowieckiej, a jednocześnie proetiopskie nastroje w Rosji sięgają czasów carskich, co można wiązać z chrześcijańskim charakterem tego kraju. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego mówi, że „Rosjanie żartują, że Puszkin był wielkim poetą etiopskim, bo był potomkiem etiopskich niewolników” [dziadkiem matki pisarza był Adam Pietrowicz Hannibal, uszlachcony przez cara niewolnik z Etiopii- przyp. red.].

Dr Marszewski odnosi się do polityki Stanów Zjednoczonych. Stwierdza, że „prezydent Trump przede wszystkim realizuje myśl polityczną, którą głosi od początku kadencji, tzn. likwiduje niepotrzebne konflikty”. Można powiedzieć, że dla wieloletniego biznesmena jest to „rezygnacja z kapitałochłonnych inwestycji, które nie przynoszą zysków”.

Gość „Poranka WNET” wchodzi również w polemikę z dr. Jackiem Bartosiakiem, zauważając, że ten ostatni jest z wykształcenia prawnikiem:

Umyka mu bardzo znaczący element, jakim jest zaawansowany rozwój technologiczny.

Jako przykład podaje Izrael, który leży na pustyni, a nie na którymś z ważnych szlaków handlowych. Kraj ten „zawdzięcza swój rozwój inwestycjom gigantycznemu wysiłkowi kapitału ludzkiego, jednego z najbardziej zaawansowanych -narodu żydowskiego”. Dodaje, że choćby w krajach takich jak Polska rozwój nowoczesnych technologii może równoważyć elementy tradycyjnej geopolityki.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Soczyński (UODO): Usługi takie jak Facebook czy Google są pozornie darmowe, jednak płacimy naszą prywatnością i danymi

Tomasz Soczyński z Urzędu Ochrony Danych Osobowych analizuje aferę Cambridge Analytica, mówi o sposobie pozyskiwania danych osobowych oraz wykorzystaniu ich w kampaniach marketingowych i politycznych.

 

Tomasz Soczyński z Urzędu Ochrony Danych Osobowych o wykradaniu danych osobowych w odniesieniu do słynnej afery Cambridge Analytica:

Sama sprawa Cambridge Analytica jest dość głośna, ale jako UODO dostrzegamy głębszy problem. Aplikacje, z których codziennie korzystamy, dalej mają dostęp do naszych danych, zasobów, informacji na naszych urządzeniach. […] Oprogramowanie, którego użytkujemy do przeglądania zasobów internetu, ma dostęp do naszych maili, zdjęć, SMS-ów czy kanałów komunikacyjnych.

Na to wszystko wyrażamy zgodę podczas instalacji danej aplikacji. Jednak jak zauważa gość „Poranka WNET”, mało kto czyta klauzule podczas instalacji aplikacji:

Kto z państwa zapoznał się z uprawnieniami, jakie dane aplikacje mają, jaki mają dostęp do naszych prywatnych danych? Ważne jest, aby podkreślić, że sama kwestia zdobywania danych jest na tyle skomplikowana, że żadna osoba normalnie korzystająca z komunikatora nie zastanawia się, jaką cenę płaci za korzystanie z tej pseudodarmowej usługi.

Jak zauważa, usługi te dostarczane są pod płaszczykiem darmowości, jednak jeśli coś jest za darmo, to zawsze istnieje spore prawdopodobieństwo, że faktycznie to użytkownik jest produktem:

Środkiem, który płacimy, jest nasza prywatność i dane osobowe. Jest wiele pytań, jak te dane są przetwarzane, czy też w celach dostarczania nam coraz to lepszej reklamy, czy też na przykład w kwestiach następujących zmian politycznych.

Tomasz Soczyński analizuje, jakie mamy prawne zabezpieczenia odnośnie ochrony naszych danych osobowych. Okazuje się, iż europejska dyrektywa 95, która była jeszcze przed RODO, uniemożliwia korzystania z naszych danych, z naszej prywatności do tego typu działań:

Czym innym jest prawo w USA. […] Pomimo że prywatność wyszła ze stanów zjednoczonych, to przepisy, które obowiązują w Europie, gwarantują nam zachowanie naszych prywatnych danych w naszych zasobach.

Dane osobowe przekroczyły wartość ropy naftowej. Sukces takich gigantów jak Facebook czy Google polega na tym, że w zamian za nasze dane osobowe i informacje, które sami umieszczamy, dostarczają nam treści cyfrowych:

To jest troszeczkę efekt skali. W pewnym momencie i warunkach darmowa usługa, która tak naprawdę nie jest darmową, zaczyna sama się napędzać, płacąc naszymi danymi. […] W aferze Cambridge Analityca kluczem nie były same dane osobowe, ale sieć powiązań pomiędzy naszymi znajomymi.

The Great Hack to film, który opowiada o tym procederze. W trakcie kampanii Cambridge Analytica uzyskano 5000 informacji o każdej z badanych na Facebooku osób:

Oznacza to tyle, że w trakcie kampanii pozyskano 5000 różnego rodzaju informacji odnośnie jednej osoby. […] Te akcje marketingowe zostały zastosowane do celów politycznych. W tym filmie jest coś dziwnego […] film stosuje te same metody, o których mówi, ewidentnie kształtując jeden kierunek i pogląd, stosując te same metody, o których mówi.

A.M.K.

 

Zabłocki: Orzeczenia i zachowanie stołecznych sędziów ws. reprywatyzacji to dowód, że potrzebna jest reforma sądownictwa

Wojciech Zabłocki o skandalicznych orzeczeniach ws. zwrotów warszawskich kamienic, sprawie oczyszczalni Czajka i tym, jak PO rządzi w Warszawie i na Mazowszu.

Wojciech Zabłocki komentuje zaskakujący wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego ws. Nabielaka 9. Warszawski sąd uchylił decyzję komisji weryfikacyjnej ws. nieruchomości położonych przy ulicach Mokotowskiej, Skaryszewskiej i Nabielaka.

Jest to oczywiście sprawa skandaliczna i kolejny dowód jak potrzebna jest zmiana w wymiarze sprawiedliwości. To, co wyczyniają sędziowie, to są sprawy skandaliczne.

Zabłocki podkreśla, że wyrok sądu jest niesprawiedliwy. Dodaje, że poza treścią wyroków niedopuszczalne jest zachowanie sędziów. Przykładem jest sędzia, który na wspomnianej rozprawie mówił w obecności córki zamordowanej Jolanty Brzeskiej „o lekkich niedogodnościach lokatorów”.

Radny sejmiku woj. mazowieckiego mówi, że w Warszawie należałoby budować parkingi podziemne, które Rafał Trzaskowski nie zamierza realizować. Chodzi o 17 placów wytypowanych jeszcze za Hanny Gronkiewicz-Waltz. Następnie odnosi się do sprawy awarii oczyszczalni ścieków Czajka:

Kiedy mamy inwestycje za 4 mld złotych, gdzie nie działa spalarnia i dowiadujemy się o tym jako opinia publiczna kilka miesięcy potem, to sprawa absolutnie skandaliczna.

Zauważa, że z jego rozmów z pracownikami oczyszczalni wynika, że etaty szeregowych pracowników były redukowane na rzecz zwiększenia stanowisk kierowniczych. Z sześciu ludzi na zmianie został jeden. Zabłocki mówi, że radni mazowieccy „porozmawiać na sejmiku o skutkach awarii” w oczyszczalni „Czajka” i niedziałającej od grudnia spalarni, ale nie było wtedy woli”, gdyż „marszałek Struzik uznał, że to nie problem Mazowsza”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.