Ofiary hitlerowców w Poznaniu i Austrii wciąż wołają o pamięć / Dariusz Brożyniak, „Wielkopolski Kurier WNET” 65/2019

Niemcy nie zapomnieli Polakom zwycięskiego powstania wielkopolskiego i już w październiku 1939 roku właśnie w Poznaniu założyli pierwszy na polskiej ziemi niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny.

Ofiar wołanie

Dariusz Brożyniak

Poznań, Fort VII, największy w Polsce, dla obrony Prus przed Rosją. Niemcy, spadkobiercy bismarckowskiego knuta, nie zapomnieli Polakom zwycięskiego powstania wielkopolskiego i już w październiku 1939 roku właśnie tu założyli pierwszy na polskiej ziemi niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny KL Posen.

Spektakl „Noc i mgła” z okazji 80. rocznicy utworzenia obozu koncentracyjnego w poznańskim Forcie VII | Fot. MMW Fort VII

To miał być i był wzór postępowania z Polakami, znów przede wszystkim z polską elitą. Powoli bledną rdzawe ślady krwi w fugach klepiska więziennych cel, krążek bloczka pod dzwonowatym sklepieniem, o które roztrzaskiwano głowy rozkołysanych więźniów już spokojny, zastygła w swej grozie gilotyna, nikt z głazem nie wspina się po nienaturalnie wyprofilowanych i stromych schodach śmierci, komora gazowa już na oścież otwarta na promienie słońca. Jednak salwa honorowa podczas państwowych obchodów pod patronatem Prezydenta Rzeczpospolitej tej, nad wyraz złowrogiej, 80 rocznicy wywołuje silny dreszcz, odbijając się głośnym echem w wąskim przesmyku ściany śmierci. Dojmująco głośnym, jak codzienne strzały plutonu egzekucyjnego, odbierające tu życie kolejnym ofiarom. Na ścianie jednak zaledwie drobne ślady, podobnie jak jeszcze zbyt często w ludzkiej pamięci, bo zdegenerowani mordercy zadbali grubym, kolejowym drewnem o „nieskazitelny” wygląd i tego miejsca.

Uważne i wrażliwe oko dostrzeże jednak wyryte na cegłach cel przejmujące ślady cierpienia, których nie wylizano do czysta własnym językiem na rozkaz oprawców.

Fot. D. Brożyniak

Wrażliwa dusza potrafi uruchomić wyobraźnię podpowiadającą, z jaką pokorą cierpieli tu uwięzieni w sporej reprezentacji księża. Miejsce kaźni Ludwika Mzyka – werbisty beatyfikowanego w 1999 roku przez papieża Jana Pawła II, ale także hrabiego Adolfa Bnińskiego – międzywojennego wojewody poznańskiego, głównego Delegata Rządu RP, czy Romana Marciniaka – założyciela i pierwszego naczelnika Szarych Szeregów. Żeby, stojąc przed ścianą o jeszcze widocznych otworach po hakach, symbolicznie tylko wymienić tutejsze ofiary. „Noc i mgła” – multimedialny przejmujący spektakl i oddający najwyższy hołd zmarłym dźwięk skrzypiec w celach Fortu VII dopełnia obrazu tej „nocy” ludzkiej natury.

Nadszedł czas na pragmatyczną i naukową analizę tego zbrodniczego fenomenu, nieznanego dotąd w takiej skali w historii wojen. III Wielkopolskie Forum Pamięci Narodowej, zorganizowane 12 października 2019 r. przez IPN Oddział Poznań, starało się wypełnić ten podstawowy obowiązek wobec ofiar i polskiej racji stanu.

Fot. D. Brożyniak

Na sali, największej z cel kazamat poznańskiego fortu, wśród dwustu obecnych, świadectwo dali krewni i rodziny ofiar, także ze Stowarzyszenia Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych. Główny panel musiał jednak uwzględnić, wobec historycznych faktów, także zmianę miejsca wydarzeń i przenieść badaczy i słuchaczy do Austrii. Zaproszeni austriaccy historycy, Martha Gammer i Rudolf Haunschmied, nie tylko przypomnieli znowu schody śmierci, komory gazowe i krematoria – tym razem kompleksu Mauthausen-Gusen, lecz także uzmysłowili zebranym, na jaką niewyobrażalną skalę rozwinięto w Austrii, zapoczątkowaną w KL Posen, ludobójczą maszynerię. Dr Anna Jagodzińska z warszawskiego oddziału IPN przedstawiła poruszającą historię martyrologii polskich księży także w Gusen, a „Różańce z Gusen” z paciorkami wypełnionymi popiołami ofiar stały się wstrząsającym świadectwem.

Wielopoziomowy system sztolni w St. Georgen-Gusen – z ulokowaną tam, najprawdopodobniej największą, fabryką zbrojeniową III Rzeszy i ściśle tajnymi laboratoriami do doświadczeń nad bronią rakietową, a nawet atomową – skutkował bezwzględną likwidacją wszelkich świadków. 18 500 więźniów „zniknęło” z dnia na dzień z obozowej ewidencji. W ostatnich dniach wojny „zlikwidowano” prawdopodobnie cały podziemny obóz koncentracyjny.

Z niemieckich dokumentów wynika, że polscy inżynierowie i technicy, przymusowo pozyskani w ramach niemieckiej „Intelligenzaktion”, stanowili główne fachowe siły dla tego produkcyjnego przedsięwzięcia. Dosłownie po ciałach zmarłych z wycieńczenia więźniów, Polaków i Hiszpanów, budowano przez dwie doby betonowy most przez potok Gusen, niezbędny dla fabrycznej bocznicy.

W innym miejscu Górnej Austrii w podobnych warunkach powstał ogromny bunkier, chroniący przed nalotami specjalny transformator zasilający laboratoria do produkcji paliwa systemu rakiet V, oraz aerodynamiczne tunele, tłumiące słyszalny w promieniu 20 km hałas eksperymentalnych silników rakietowych. W betonowej wieży przeciwlotniczego schronu (Flakturm) na terenie huty Hermann Goering Werke, dziś Voestalpine, w centrum Linzu, odnaleziono archiwum ok. 30 000 teczek personalnych i list wynagrodzeń robotników przymusowych. Pełną parą szła bowiem produkcja czołgów, amunicji i łodzi podwodnych w sąsiadującym z hutą dunajskim porcie. Samo miasto Linz przekształciło się, w wyniku osobistej atencji Hitlera i planów III Rzeszy, z miasta barokowego w miasto „barakowe”.

Fakt istnienia 77 obozów pracy przymusowej, 3 obozów koncentracyjnych, 1 obozu resocjalizacyjnego, 5 więzień i co najmniej trzech szpitali z systemowym programem sterylizacji, aborcji i eutanazji w jednym mieście, jest niewyobrażalnie szokujący. Funkcje strażnicze wypełniały ukraińskie jednostki SS, później także chorwaccy ustasze.

Mimo tego wszystkiego, a może właśnie z powodu skali tej zbrodni, nadal słychać ciągle niezaspokojone wołanie ofiar. Szept złotych, listopadowych liści, opadających na ścieżkę rowerową biegnącą dokładnie po trasie kolejowej bocznicy i dalej przez ponury most na Gusen, to znamienny i jedyny zaduszkowy głos setek pozostałych tam istnień. Uparcie i jakże konsekwentnie oszukiwanych przewrotnym, wyłącznie

Most budowany przez polskich inżynierów i techników, więźniów obozu Mauthausen-Gusen | Fot. D. Brożyniak

dźwiękowym (na słuchawkach) edukacyjnym projektem „Niewidoczny obóz”. Edukacyjnym tylko dla tych, co tego chcą, bo pozostała, ogromna większość ma przed oczami niczym nie zmącony sielski krajobraz austriackiej przedalpejskiej, naddunajskiej prowincji. Imienne listy 150 ofiar (sic!) będące w dyspozycji polskich służb dyplomatycznych nie odnajdują więcej odpowiednich i indywidualnych upamiętnień na żadnym z trzech cmentarzy miasta Linz. Betonowy most stał się na powrót bezimienny, a polskie upamiętnienie sztolni schowane jest pieczołowicie przed codziennym życiem otaczającego miasteczka, tak jak i ołtarzyk z krzyżem upamiętniającym ofiary – w odległym, rzadko udostępnianym korytarzu sztolni. Specjalistyczne austriackie opracowania sugerują jednoznacznie wątłość i nieśmiałość upamiętnień podejmowanych nawet przez tak oficjalne i międzynarodowe instytucje jak Komitet Mauthausen. Zwraca się powszechną uwagę na ogromny obszar niewiedzy i przypadkowość odkrywanych faktów, także tak znamiennych w swej wymowie, jak depozyty urn z prochami czy tajemnicze składowiska popiołów.

Ważne są zatem wszelkie pomocne gesty w odkrywaniu tej strasznej prawdy i wreszcie zapewnienie, po 80 latach, wiecznego spokoju ofiarom. Powstanie na terenie huty Voestalpine placówki muzealnej pod hasłem „Poszukiwanie śladów” i jej gotowość do współpracy z polskimi środowiskami naukowymi jest niezwykle istotną okazją. Podobną jest możliwość udostępnienia archiwów miasta Linz. Po stronie polskiej leży jednak wieloletni grzech zaniechania, zaniedbania, niekompetencji czy niewybaczalnego kunktatorstwa. Tymczasem nasza ofiara, tak wielka, wymaga zadawania pytań i stawiania wymagań wyłącznie z podniesioną głową!

Coś stało się z polską chrześcijańską duszą, której sowiecki totalitaryzm zdołał jakoś amputować tę tak istotną dla empatii, współczucia i pocieszenia część.

Polska krwawa jesień bestialskiego mordu na księdzu Jerzym, krwawe zimy – gdańskiego grudnia i pacyfikacji „Wujka” – jeszcze ciągle wołają, i to we własnej, już wolnej Ojczyźnie, jednym ogromnym wyrzutem sumienia. Brak kary i dziesiątkami lat rozmywanie winy jakże wielu już zdążyło znieczulić.

Poetka i malarka, absolwentka poznańskiej PWSSP – Zenona Cyplik-Olejniczak w swym Wierszu Wielkanocnym widzi jednak nadzieję, nadzieję powstałego z popiołów Feniksa:

„Tyle im wybiliśmy zębów na Zamku w Lublinie, tyle nerek odbiliśmy młotem w Mauthausen, tylu ich spaliliśmy w Warszawie i na Wołyniu, tylu ich zepchnęliśmy w katyńskie groby, a oni wciąż chcą żyć… w strzępie światła ruchomy cień trawy – ci Polacy”.

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Ofiar wołanie” wraz z obszerną informacją o Muzeum Martyrologii Wielkopolan – Fort VII można przeczytać na s. 6 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Dariusza Brożyniaka pt. „Ofiar wołanie” i informacja o Muzeum Martyrologii Wielkopolan – Fort VII na s. 6 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Własną piersią jestem gotowy bronić posła Konfederacji Grzegorza Brauna / Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Nie tylko ględzącego publicznie farmazony i dyrdymały, a gdy przyjdzie jego chwila – tchórzącego. O nie! Potrzebny jest nam Grzegorz Braun walczący i układający z okupantem polski protektorat.

Dlaczego? Bo bardzo potrzebujemy takiego polityka na ewentualnie niespokojne czasy. Ale po kolei.

Oczywiście jestem zwolennikiem zwiększenia liczebności wojsk amerykańskich w Polsce. I w odróżnieniu od posła Brauna nie uważam, że to zdrada narodowa, jak się ostatnio był łaskaw wypowiedzieć. Co więcej, jestem zdania, że stałe bazy amerykańskie powinny stać się filarem polskiego bezpieczeństwa 1. kategorii. 1. kategorii, czyli skutecznego odstraszenia przed pomysłem ograniczonej regionalnej wojenki przeciwko Polsce ze strony jakiegokolwiek sąsiada: Rosji, Ukrainy, Białorusi, Słowacji, Czech, Niemiec, Szwecji – skreślcie, kogo chcecie.

Dzięki obecności wojsk amerykańskich żaden z naszych sąsiadów nawet nie pomyśli o regionalnej zaczepce. Bo zaatakowanie światowego mocarstwa to nie w kij dmuchał.

Bez tej 1. kategorii moglibyśmy co najwyżej zbudować bezpieczeństwo 2. kategorii. Stworzyć takie warunki wewnętrzne obrony, które odstraszałyby jakiegokolwiek sąsiada wysokimi kosztami wkroczenia w nasze granice. (O ile oczywiście nasi sąsiedzi wyraziliby wcześniej zgodę). Piszę celowo o obronie wewnętrznej, bo jest oczywiste, że przy aktualnym stanie polskiej armii obrona granic byłaby rzeczą niemożliwą. Ale zdobyć terytorium (Polski) to jedno, a utrzymać je administracyjnie i wojskowo bez dużych strat własnych – to drugie. Każdy z potencjalnych agresorów musi mieć świadomość ogromnych strat własnych, bez gwarantowanej premii dla zwycięzcy.

Świadoma polska polityka obronna powinna zatem – opierając się na 1. kategorii – przystąpić do natychmiastowego budowania kategorii 2. Bo nie możemy przecież w perspektywie 20 lat nie zakładać kolejnej wojny światowej, dotyczącej również naszego regionu i naszego państwa. Wychowanie 2,5 milionowej armii ochotniczej zdecydowanie ograniczy wstępne koszty wojny. Zanim nasz główny sojusznik nie ściągnie wystarczającego wojska. Potrzebne jest zatem obligatoryjne wojskowe wychowanie młodzieży już na poziomie szkoły średniej. Fizyczne, poprzez zaznajomienie ze sprzętem (łącznie z uzbrojeniem przeszkolonych), i mentalne – poprzez uświadomienie konieczności obrony własnej wsi, miasta, doliny i rodziny.

Bo może się jednak zdarzyć za lat dwadzieścia, że wojna wybuchnie. A nasz największy sojusznik, osłabiony problemami wewnętrznymi lub innymi, nie będzie w stanie zagwarantować nam bezpieczeństwa. A nawet – że odwrócą się sojusze. Dlatego powinniśmy od dziś budować polski system bezpieczeństwa 2. kategorii. Może się przecież okazać, że połączenie obu systemów wystarczy, żeby przy minimalnych stratach własnych zapewnić Polsce bezpieczeństwo.

Ale należy brać pod uwagę i taki scenariusz, że Polsce nic nie pomoże. Władze partyjno-państwowe uciekną na Węgry, ustanawiając Warszawę w Budapeszcie. Polskie wojsko zostanie rozbite w ciągu 14 dni. A Amerykanie ogłoszą się sojusznikiem naszego najeźdźcy. I co wtedy?…

Właśnie na taką okoliczność potrzebny jest nam Grzegorz Braun! Ale Grzegorz Braun do końca. Zatem nie tylko ględzący publicznie farmazony i dyrdymały, a gdy przyjdzie jego chwila – tchórzący. O nie! Potrzebny jest nam Grzegorz Braun walczący i układający z okupantem polski protektorat. Jak kiedyś marszałek Petain we Francji, ksiądz Tiso na Słowacji, Emil Hácha w Czechosłowacji, Ferenc Szálasi na Węgrzech czy Vidkun Quisling w Norwegii. Dzięki ich współpracy z okupantem straty ludności cywilnej i materialne były dużo mniejsze niż w Polsce, w której takiej persony nie doświadczyliśmy.

Oczywiście zaraz po tym, jak uda nam się wyzwolić spod wrogiej okupacji, kolaboranta Grzegorza czeka los jego poprzedników. Powiesimy go albo rozstrzelamy. Ale dla obrony własnych przekonań i dla Polski, Panie Grzegorzu, chyba warto będzie?

Dlatego, jak w tytule, własną piersią będę bronił Grzegorza Brauna. Szkód wielkich nie robi, a jaki może być z niego pożytek!

Jan A. Kowalski

Przełomiec: Łukaszence pełna integracja nie jest do niczego potrzebna. On chce być prezydentem niepodległego państwa

Maria Przełomiec o uroczystym pochówku powstańców styczniowych w Wilnie oraz o unii białorusko-rosyjskiej i zabiegach Łukaszenki by nie stała się ona zbyt ścisła.

Maria Przełomiec mówi na temat uroczystego pochówku szczątek powstańców styczniowych, który w piątek ma miejsce w Wilnie. Trumny powstańców, m.in. Zygmunta Sierakowskiego, dowódcy Powstania Styczniowego na Żmudzi i Konstantego Kalinowskiego, bohatera narodowego Białorusi, Litwy i Polski zostaną złożone w kaplicy na Starej Rossie. W pogrzebie biorą udział przedstawiciele Białorusi, Litwy, Łotwy i Polski. Tą ostatnią reprezentuje Andrzej Duda, zaś Aleksander Łukaszenko przysłał na obchody wicepremiera, co jak stwierdza nasza rozmówczyni, „naprawdę nieźle”. Samego prezydenta Białorusi bardziej angażuje obecnie kwestia integracji Białorusi i Rosji. Nie chce on pozwolić, by poszła ona zbyt daleko.

Łukaszence pełna integracja nie jest do niczego potrzebna. On nie chce być gubernatorem obwodu mińskiego, chce być prezydentem niepodległego państwa.

Ostatnie rozmowy premierów oby państw trwały siedem godzin. Wciąż jest wiele punktów spornych. Jak mówi dziennikarka, Białoruś nie godzi się by powstała na ich terytorium rosyjska baza lotnicza podporządkowana bezpośrednio Moskwie. Przełomiec  zwraca także uwagę na wybory parlamentarne na Białorusi, które miały miejsce w ostatnią niedzielę. Stwierdza, że nastąpił regres, bo w obecnym parlamencie nie ma żadnych przedstawicieli opozycji, podczas gdy w poprzednim były dwie.

Łukaszenka uśmiecha się do Zachodu, ale nie jest zdolny do żadnych ustępstw na rzecz demokratycznych przemian.

Redaktorka Studia Wschód TVP komentuje zabiegi dyplomatyczne przywódcy Białorusi, który próbuje poprawić sobie stosunki z Zachodem, w obliczu rosyjskiej presji na ściślejszą integrację. Część zachodnich polityków przychyla się do myśli, że „warto podtrzymywać Łukaszenkę, żeby nie doszło do pełnej integracji”, niezależnie od jego stosunku do demokracji.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Kaleta: Okrzyki „precz z komuną” posłów opozycji, którzy wprowadzili Cimoszewicza, Millera i Rosatiego są niepoważne

Poseł Sebastian kaleta zastanawia się nad kolejnymi krokami, do których podczas obrad mogą posunąć się posłowie opozycji, porównując ich do stadionowych chuliganów.

 

Sebastian Kaleta, poseł PiS mówi o wczorajszym głosowaniu nad wyborem sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa oraz Trybunału Konstytucyjnego:

Sprawa głosowania do KRS-u wywołała trochę chaosu, ponieważ wielu posłów miało problem z głosowaniem, był harmider na sali. Podczas wcześniejszych głosowań problemy mieli posłowie opozycji, podczas wczorajszych wydaje się, że większość sali miała problem […] Ten system głosowania wydaje się być dosyć archaiczny, te maszynki, ale ostatecznie udało się to głosowanie przeprowadzić.

Podczas głosowania nad wyborem sędziów do trybunału Konstytucyjnego posłowie opozycji, a szczególnie reprezentanci Lewicy wznosili okrzyki „precz z komuną” oraz podnosili kartki z napisami „hańba”. Konieczne było ogłoszenie 5-minutowej przerwy w obradach:

Cała ta sytuacja była skrajnie niepoważna i tutaj trzeba jasno powiedzieć, że prym wiodła Pani Jachira, która przygotowała kartoniadę […] to są niepoważne zachowania opozycji, które niestety godzą w powagę sejmu.

Gość „Poranka WNET” odnosi się również do okrzyków „precz z komuną”, które biorąc pod uwagę przeszłość niektórych z posłów opozycji, brzmiały nieco groteskowo:

Posłowie Platformy Obywatelskiej, którzy wprowadzili w tym roku Cimoszewicza, Millera do parlamentu europejskiego, a kiedy Platforma Obywatelska krzyczała „precz z komuną”, z ich ław śmiał się Dariusz Rosati.

Na koniec rozmowy Sebastian Kaleta określa kandydaturę posłanki Magdaleny Biejat z Lewicy na przewodniczącą komisji polityki społecznej i rodziny za nietrafioną.

A.M.K.

„Trupy z szafy” w Państwowym Instytucie Geologicznym. Czyżby w Polsce brakowało geologów mogących firmować zmiany?

Na kluczowych miejscach w nowym zespole zasiadają osoby stanowiące trzon zespołu przygotowującego niesławną politykę surowcową państwa, której symbolem miała być Państwowa Agencja Geologiczna.

Danuta Franczak

Niestety, co jak co, ale spokój instytutowi nie chyba jest pisany. Nowa pani dyrektor, jak nagle i niespodziewanie się pojawiła, tak równie szybko zniknęła. Jeszcze nie zdążyła się zadomowić w gabinecie dyrektorskim, a już tego samego dnia po południu złożyła dymisję z funkcji „z powodów osobistych”. Niby nic szczególnego, ale… Światło na całą sprawę rzuciła dopiero publikacja TVN, która ukazała się po kilkunastu dniach. Okazało się, że w tle są działania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. A pikanterii całej sprawie nadaje fakt, że mąż nowej dyrektor niedawno został skazany za szpiegostwo na rzecz… Rosji. Chyba jednak instytut nie ma rzeczywiście ostatnio szczęścia. Najpierw działalność osławionego posła z Dolnego Śląska, a teraz taka wpadka…

(…) Komu zależy, aby instytucja odpowiedzialna za polskie surowce kopalne była notorycznie osłabiana? TVN ujawniła sprawę tydzień po wyborach parlamentarnych. Czy to przypadek? Trzeba pamiętać, że zdymisjonowany przez premiera Główny Geolog Kraju nie dostał się do parlamentu.

Okazało się także, że „powody osobiste” byłej Pani dyrektor były szeroko znane w środowisku geologicznym od dłuższego czasu. Tajemnicą poliszynela było, że Marek W. został aresztowany we wrześniu 2018 r. pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji, a skazany w pierwszej instancji w lipcu br. Jego żona pełniła przez lata ważną rolę w PIG, kierując m. in. państwową służbą hydrogeologiczną. Służba ta jest może mało znana szerszej opinii publicznej, ale wystarczy nadmienić, że odpowiada za strategiczne zasoby wód pitnych. Pojawia się zasadne pytanie, czy były Główny Geolog Kraju, pełniąc nadzór nad PIG, nie wiedział o „powodach osobistych” tej Pani? Dlaczego hodował przez prawie rok problem, który został „odpalony” w dziwnych okolicznościach? (…)

Na razie dziennikarze powiązani z byłym posłem sugerują, że w wśród nowo powołanej dyrekcji PIG są jeszcze inne „trupy w szafie”, tym razem związane z zarzutami o nieetyczne postępowanie. (…) Można odnieść wrażenie, że następuje powrót do przeszłości, co mocno zaskakuje, gdyż bądź co bądź geologia, jak i cały rząd, firmowane są przez Prawo i Sprawiedliwość.

Nowy GGK odwołał cały skład Rady Geologicznej i Górniczej, a w wypowiedzi dla prasy przekazał jasny komunikat, że krytycznie przyjrzy się projektowi polityki surowcowej państwa, który jego zdaniem wymaga zmiany. Jednocześnie powołał nowy zespół doradczy do spraw geologii i górnictwa, który ma doradzać w przeprowadzeniu zmian. Niby krok w dobrym kierunku i wszyscy powoli zaczynają zapominać o byłym wiceministrze, ale chyba nie do końca… Okazuje się bowiem, że na kluczowych miejscach w nowym zespole zasiadają osoby stanowiące trzon zespołu przygotowującego niesławną politykę surowcową państwa, której symbolem miała być Państwowa Agencja Geologiczna. Na widok Pana Przewodniczącego, aż się ciśnie na usta cytat z kultowego filmu „Psy”: „czasy się zmieniają, ale pan zawsze jest w komisjach”… Wystarczy wspomnieć, że wśród wiceprzewodniczących zespołu znalazł się m.in. niesławny bohater mojego pierwszego artykułu, były dyrektor PIG i współpracownik posła Burego, jeszcze za kadencji Jędryska ponownie zainstalowany w Instytucie. Jest też oczywiście były szef Stowarzyszenia Ordynacka.

Czyżby w Polsce nie było geologów mogących firmować zmiany i trzeba ciągle wyciągać „trupy z szafy”?

Cały artykuł Danuty Franczak pt. „Szpiedzy tacy jak my” można przeczytać na s. 19 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Danuty Franczak pt. „Szpiedzy tacy jak my” na s. 19 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czarnecki: Wybór Donald Tuska na szefa EPL oznacza wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski i innych krajów

Czyj populizm przeszkadza, a czyj nie Donaldowi Tuskowi? Co oznacza jego wybór na szefa Europejskiej Partii Ludowej? Odpowiada Ryszard Czarnecki.

Ryszard Czarnecki komentuje wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej. Stwierdza, że nie jest to żadnym zaskoczeniem. Kontrkandydatem na to stanowisko był polityk z Hiszpanii, który wycofał się, gdyż w przeciwieństwie do Tuska nie był wcześniej premierem. Postanowiono bowiem powrócić do tradycji wyboru na to stanowisko byłych premierów, jak to było w przypadku wyboru dziewięciokrotnego premiera Belgii Wilfrieda Martensa. Donald Tusk zapowiedział, że będzie wspierać kampanie partii zrzeszonych w EPL. Czarnecki stwierdza, że:

Oznacza to wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski i innych krajów.

Dodaje przy tym, że bycie przewodniczącym EPL „to jest funkcja nieźle płatna i dość prestiżowa”, ale dająca ograniczony wpływ na realną politykę. Odnosząc się do zabiegów Małgorzaty Kidawy-Błońskiej o poparcie Donalda Tuska nasz gość stwierdza, że to normalne, że zabiega ona o wsparcie ze strony człowieka, którego rządu była rzeczniczką.

Populus, populi to lud, trzeba się z wolą ludu liczyć. […] To taka klisza, że są ci oświeceni, są demokracją liberalną i ci populiści, którzy chcą wszystko zniszczyć.

Europoseł odnosi się do wypowiedzi Donalda Tuska, mówiącego o potrzebie walki z populistami. Zarzuca byłemu szefowi Rady Europejskiej, że dzieli populistów na tych, którzy są „nasi” i których nie wolno atakować i tych, których można. Partie rządzące i współrządzące w Austrii i Holandii można by bowiem uznać za populistyczne, gdyż budowały swe kampanie wyborcze na ostrym antyimigranckim przekazie.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

 

Angela Merkel po raz pierwszy w życiu odwiedzi Auschwitz. Bogatko: W Izraelu Merkel była kilkadziesiąt razy

Jan Bogatko o zaplanowanej na 6 grudnia wizycie niemieckiej kanclerz w dawnych obozie Auschwitz-Birkenau i o wcześniejszych wizytach niemieckich przywódców w tym miejscu i ich wypowiedziach o nim.

Wnuczka Ludwiga Kazmierczaka będzie pierwszy raz w Auschwitz.

Jan Bogatko mówi o planowanej na 6 grudnia 2019 r. wizycie kanclerz Angeli Merkel w Auschwitz-Birkenau. Będzie to jej pierwsza wizyta w tym obozie koncentracyjnym, choć o jego istnieniu mogła się dowiedzieć już w enerdowskiej szkole, gdzie mówiono jej, iż „w obozach tych ginęli niemieccy komuniści”. Korespondent zwraca uwagę, że w Izraelu, gdzie niemiecka kanclerz ma trzy doktoratu honoris causa, Merkel była kilkadziesiąt razy.

To będzie ostatni akcent w karierze Angeli Merkel. […] Mam nadzieję, że będzie to pozytywne dla Polski przesłanie.

Wizytą w Auschwitz miał szefową niemieckiego rządu zainteresować Władysław Bartoszewski w 2009 r., sam będący dawnym więźniem tego obozu. Bogatko podkreśla, że dotąd tylko stojących na czele rządu RFN odwiedziło dawny niemiecki obóz: Helmut Schmidt w 1977 i Helmut Kohl w 1989 i w 1991 r. Zwraca uwagę na wystąpienie Romana Herzoga z 1996 r., kiedy w Bundestagu mówił o wyzwoleniu Auschwitz. Powiedział on, że:

Tam właśnie wykańczano Żydów, Sinti, Roma, niepełnosprawnych i homoseksualistów.  O Polakach ani słowa.

Tymczasem encyklopedie podają, że zginęło tam sto tys. Polaków. Korespondent ma nadzieję, że przemówienie niemieckiej kanclerz będzie lepsze od tego wygłoszonego przed laty przez prezydenta Niemiec.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Sędzia Trybunału Stanu: TSUE wzywa do uzurpacji ustrojowej. Nadaje SN kompetencje, których on nie ma

Piotr Andrzejewski o „salomonowym wyroku” Trybunału Sprawiedliwości UE, kwestii niezależności sądów w Polsce, kompetencjach sądów i ich przekraczaniu oraz o zgodności polskiego i unijnego prawa.

Piotr Andrzejewski o wyroku TSUE ws. reformy Sądu Najwyższego. Trybunał Sprawiedliwości UE ogłosił we wtorek, że to Sąd Najwyższy powinien zbadać niezależność Izby Dyscyplinarnej SN i to, czy może ona rozpoznawać spory dotyczące przechodzenia sędziów w stan spoczynku. Mecenas tłumaczy, jaka była podstawa tego orzeczenia oraz przedstawia plusy i minusy wyroku.

Trybunał Sprawiedliwości usiłował wydać salomonowy wyrok. Stwierdził, że jest brak kompetencji TSUE do formułowania ocen zgodności lub kolizyjności prawa polskiego z prawem Unii Europejskiej w praktycznym wymiarze sprawiedliwości. Sposób stosowania prawa podlega kontroli państwa polskiego.

Unijny sąd stwierdził, że w sprawach niezgodności prawa  z polską konstytucją polskim sądom przysługuje skarga do polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Nasz gość stwierdza, że takie orzeczenie  „wreszcie może postawi tamę tym […] pytaniom prejudycjalnym”. Wskazuje również na wezwanie do łamania polskiej konstytucji zawarte we wspomnianym wyroku.

Trybunał Europejski wzywa do uzurpacji ustrojowej, ingerując głęboko w polską konstytucję i upoważnia do łamania tej konstytucji. Przydaje Sądowi Najwyższemu kompetencje, których on nie ma.

Daje on mu kompetencji oceny tego, czy „sąd może odstąpić od stosowania prawa krajowego”. Sędzia Trybunału Stanu stwierdza, że to „upoważnienie wynika z błędnej tezy TSUE, jakoby istniała absolutna supremacja tego, co orzeka organ Unii Europejskiej w stosunku do prawa polskiego, w tym do polskiej konstytucji”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Sellin: Jesteśmy gwarantem wolności artystycznej. Kultura nie jest monopolem środowisk lewicowych

Jarosław Sellin o polityce kulturalnej rządów Dobrej Zmiany, expose Mateusza Morawieckiego, różnicy jakościowej między PO a Lewicą i o wyborach prezydenckich.

Ostatnie czterolecie to była najbardziej ambitna polityka kulturalna trzydziestolecia.

Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego mówi o rozwoju instytucji kulturalnych za rządów Zjednoczonej Prawicy. Wskazuje, że przeznaczają oni o jedną trzecią więcej na kulturę od swych poprzedników, równając pod tym względem do średniej europejskiej. Otwierane i rozwijane są kolejne muzea: Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, Muzeum Westerplatte, Muzeum Czartoryskich, Muzem Wsypiańskiego, Muzeum Sztuki Użytkowej.

Jarosław Sellin dobrze ocenia exposé Mateusza Morawieckiego, które jak stwierdza, trwało półtorej godziny, czyli nie tak długo. Uważa w związku z tym za bezzasadne zarzuty opozycji, że zabrakło tego lub tamtego. Uważa, iż wszystkie istotne kwestie zostały w nim poruszone i to szczegółowo. Odnosi się także do postawy opozycji.

Koalicja Obywatelska tak jak przez ostatnie cztery lata: totalniactwo opozycyjne, złośliwości, buczenie, rechotanie w czasie expose i całej debaty. […] Styl lewicy był inny: spokojny merytoryczny, odnoszący się do faktów. Nie taki zacietrzewiony i naburmuszony jak Platformy Obywatelskiej.

Stwierdza, że choć „Adrian Zandberg reprezentuje silnie lewicowe przekonania, żeby nie powiedzieć lewackie” to „przynajmniej poglądy ma, w przeciwieństwie do Platformy Obywatelskiej”.

Nasz gość komentuje start w prawyborach Koalicji Obywatelskiej Jacka Jaśkowiaka. Prezydent Poznania znany jest ze swojego lewicowego światopoglądu. Starcie kandydata z ramienia PiS z takim kandydatem jak Jaśkowiak zapewne będzie walką na podłożu poglądowym. Niemniej jednak Sellin sądzi, że rywalizacja z każdym kandydatem na prezydenta z Koalicji Obywatelskiej będzie musiała być prowadzona na wspomnianym gruncie:

Moim zdaniem to PO ewidentnie idzie na lewo. Nie tylko Lewica jest na lewo, ale także PO.

Następnie podejmuje temat działań rządu odnoszących się do gałęzi kulturalnej. Jednym z pomysłów jest obniżenie VAT na książki. Rozwiązanie takie miałoby być lepsze niż proponowane przez środowisko księgarzy ustalenie ceny minimalnej na książkowe premiery. Rozwiązanie takie bowiem „sprawdziło się we Francji, ale w innych krajach, rozwiązania takie przyniosły efekt odwrotny, że małe księgarnie znikały jeszcze szybciej”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Żółte kamizelki mają już rok. Witt: Francja jest bogata, to ludzie są biedni. 15% Francuzów żyje poniżej progu ubóstwa. 

Czemu prezydent Francji lepiej zrozumie prezydenta Rosji niż prezydenta Polski? Kto i czemu protestuje we Francji? Jak Macron walczy z ubóstwem Francuzów? Odpowiada Piotr Witt.


Piotr Witt o pierwszej rocznicy rozpoczęcia protestów „żółtych kamizelek”, które wykazują niespotykaną żywotność. Przez ostatni rok manifestacji było bardzo wiele. Protestują „pracownicy służby zdrowia, robotnicy wielkich przedsiębiorstw, prawnicy, strażacy, nawet policjanci”. Ci ostatni ciężko znoszą swoją służbę- aż „69 spośród nich popełniło samobójstwo”. Powodem protestów jest zubożenie obywateli.

Biedna Francja mówi starsza pani w autobusie, […] a przecież Francja jest bogata, to ludzie są biedni. 15% Francuzów żyje poniżej progu ubóstwa.

Korespondent zauważa, że „w metrze zlikwidowano ławki, by bezdomni nie spali na nich”. Teraz śpią oni na podłodze. Stwierdza, że prezydent Macron rozpoczął walkę z biedą od powołania 18 komisarzy do walki z biedą (poprawiając w ten sposób sytuację majątkową co najmniej 18 osób).

20 najbogatszych Francuzów posiada ponad 400 mld euro majątku. Daje to całkiem nie najgorszą średnią.

Francuski prezydent walkę z biedą zaczął także od siebie. Jak informuje Witt, francuski parlament podwyższył budżet Pałacu Elizejskiego. Korespondent rozwija kwestię różnicy w postrzeganiu władzy we Francji a w Polsce. Kiedy I Rzeczpospolitą „cechowały słabość i ubóstwo władzy przy potędze i bogactwie magnatów”, to we Francji- przeciwnie, monarchia była silna, a władca uzasadniał swoje decyzje formułą „bo tak się nam podoba”.

Znane są przypadki dworzan umierających ze zgryzoty z powodu popadnięcie w niełaskę u króla. Obyczaje monarchiczne przeszły na prezydenta. Podobno przyczyną samobójstwa François de Grossouvre była niełaska okazana mu przez Mitterranda.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego porównuje tradycje francuskiego absolutyzmu do rosyjskiego samodzierżawia. Chociaż ministrowie francuscy nie oblizywali królowi Francji palców, tak jak rosyjski mieli carowi rosyjskiemu, to jak mówi:

Prezydent Macron, spadkobierca władzy absolutnej o wiele lepiej zrozumie prezydenta Putina, dziedzica tradycji samodzierżawia niż Andrzeja Dudę.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

 

K.T./A.P.