TSUE oddala wniosek Polski, a Małgorzata Gersdorf bojkotuje rozprawę przed TK ws. sporu kompetencyjnego.

Sędziowie Izby Dyscyplinarnej nie będą mogli wystąpić w roli świadków przez Trybunałem Sprawiedliwości UE. Natomiast rozprawę polskiego Trybunału Konstytucyjnego bojkotuje Małgorzata Gersdorf.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, jak informuje Interia.pl, za jego służbami prasowymi, nie zgodził się wysłuchać zeznań dwóch sędziów zasiadających w Izbie Dyscyplinarnej, jak chciał tego polski rząd. Sprawa dotyczy zaskarżonej przez Polskę decyzji Komisji Europejskiej o środki tymczasowe dotyczące Izby Dyscyplinarnej. Tymczasem Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf, cytowana przez wp.pl.  ogłosiła w dokumencie procesowym przesłanym TK, tłumaczy czemu sędziowie Sądu Najwyższego postanowili nie wziąć udziału we wtorkowej rozprawie Trybunału, rozstrzygającego w sprawie sporu kompetencyjnego:

W imieniu Sądu Najwyższego oświadczam, że Trybunał Konstytucyjny w obecnym składzie utracił możliwość rzetelnego wykonywania funkcji powierzonych mu przez ustrojodawcę.

Prezes Gersdorf stwierdziła, że skład wyznaczony do rozpoznania sprawy jest sprzeczny z przepisami prawa, bo zasiadają w nim osoby nieposiadające statusu sędziego TK. Zakwestionowała wybór do TK Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza, którzy w chwili wybory ukończyli już 65 rok życia. Uznała także, że za wadliwe należy uznać także powołanie Julii Przyłębskiej na stanowisko Prezesa Trybunału Konstytucyjnego.

Do wypowiedzi I prezes Sądu Najwyższego odniósła się sędzia Julia Przyłębska, kierująca Trybunałem Konstytucyjnym:

I prezes SN przenosi język codziennej publicystycznej debaty na sale trybunałów i sądu. Uważam, że to daleko idące wykroczenie, jeśli chodzi o sprawowanie funkcji przez osoby działające w ramach wymiaru sprawiedliwości.

Sędzia Przyłębska wyraziła nadzieję, że prof. Małgorzata Gersdorf podejmie refleksję nad swoimi słowami i będzie w stanie się z nich wycofać.

Sprawę skomentował również minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. Oskarżył on prof. Gersdorf o hipokryzję i wybiórcze przestrzeganie konstytucji:

Pani Gersdorf dawno przekroczyła już tę linię, która rozdziela sądownictwo od polityki, trzecią władzę od pierwszej i drugiej władzy. Pani Gersdorf jest politykiem i zajmuje stanowiska polityczne i jako polityk może być oceniana. Ja odsyłam panią Gersdorf do konstytucji, którą często się zasłania. Ta konstytucja wyraźnie mówi, jakie uprawnienia ma prezes Sądu Najwyższego.

Trybunał Konstytucyjny poinformował, że orzeczenie ws. sporu kompetencyjnego wyda 12 marca.

 

A.P.

 

Pierwszy przypadek koronawirusa na Ukrainie. Prezydent Zełeński chce doprowadzić do zmiany premiera

Nowym szefem rządu może zostać polityk związany z Partią Regionów byłego prezydenta Janukowycza, dawny wicepremier Siergiej Tihipko.

 

 

Paweł Bobołowicz komentuje doniesienia o pierwszym przypadku koronawirusa na Ukrainie. Osoba zarażona przyleciała niedawno z Włoch. Mieszka w Czerniowcach na południu kraju. W Kijowie dwie osoby są badane pod kątem obecności koronawirusa. Kwarantannie poddano Ukraińców, którzy w ostatnim czasie

Korespondent Radia WNET relacjonuje, że ukraińskie władze twierdzą, iż są dobrze przygotowane na epidemię koronawirusa z Wuhan. Służby miejskie w stolicy Ukrainy przestrzegają środków szczególnej ostrożności. Rządzący apelują o nieuleganie panice.

Rozmówca Jaśminy Nowak mówi również o planowanych zmianach w składzie ukraińskiego rządu. Niewykluczona jest dymisja premiera Ołeksija Honczaruka, skonfliktowanego z prezydentem Wołodymyrem Zełeńskim. Jak jednak zwraca uwagę Paweł Bobołowicz, trwa jeszcze roczny okres ochronny, w trakcie którego urzędujący premier nie może być usunięty bez swojej zgody:

Serial związany z próbami usunięcia premiera Honczaruka trwa już od wielu tygodni.

Sąd Konstytucyjny Ukrainy wyda dzisiaj wyrok w sprawie zgodności z konstytucją ustawy lustracyjnej. Może to wpłynąć na obsadę rządu, ponieważ wśród kandydatów na nowego premiera wymienia się Siergieja Tihipkę, wicepremiera i prezesa banku centralnego w okresie rządów prezydenta Wiktora Janukowycza.

Prezydent Zełeński nie ma problemu z sięganiem po osoby skompromitowane. Wybór Tihipki, człowieka ze starego układu,  na pewno spowoduje kolejne protesty społeczne.

Jak dodaje Paweł Bobołowicz, w bliskim otoczeniu Wołodymyra Zełeńskiego znajduje się więcej osób z przeszłością w obozie Wiktora Janukowycza.

Szef biura prezydenta Ukrainy spotkał się z wysokim rangą przedstawicielem Kremla ws. ustalenia szczegółowych warunków wymiany jeńców. Według planu, ma do niej dojść jeszcze w tym miesiącu.

Należy zwrócić uwagę, że wśród osób, które wróciły na Ukrainę, byli zwolennicy Donieckiej Republiki Ludowej.

Paweł Bobołowicz przypomina rozmowę z Antonem Drohobyczem, szefem ukraińskiego IPN ( pierwsza część rozmowy znajduje się tutaj). Jak mówi nasz korespondent, w trakcie rozmowy nie udało się wyczerpująco omówić wszystkich istotnych kwestii.  Objęcie kierownictwa IPN przez Antona Drobowycza stanowi szansę na normalizację stosunków polsko-ukraińskich, które pogorszyły się w ostatnich latach właśnie na historycznym tle. Ukraińcy zezwolili stronie polskiej na przeprowadzenie prac poszukiwawczych na terytorium Ukrainy:

Spojrzenie Antona Drobowycza znacząco różni się od tego, które prezentował Wołodymyr Wiatrowycz. Nowy prezes IPN nie usprawiedliwia w żaden sposób rzezi wołyńskiej.

Anton Drobowycz proponuje Polsce wspólne obchody 100 rocznicy zawarcia sojuszu Piłsudski-Petlura.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Prof. Szafrański: Na Partię Demokratyczną tradycyjnie głosuje dwie trzecie Amerykanów pochodzenia żydowskiego

Prof. Bogdan Szafrański o tym, kto jest doradcą socjalisty Berniego Sandersa, co ten kandydat ma wspólnego z Polską i co uważa o premierze Izraela oraz komentuje umowę USA z talibami.

Prof. Bogdan Szafrański recenzuje prawybory w Partii Demokratycznej w Stanach Zjednoczonych. Dziś jest tam „super wtorek”. W prawyborach zagłosuje 14 stanów. Nasz gość przedstawia sylwetki trzech kandydatów, którzy pozostali. Jednym z nich jest Bernie Sanders, który deklaruje się jako socjalista. Co ciekawe jego doradcą jest Jeffrey Sachs, który pomagał w Polsce wprowadzić kapitalizm. Kolejną rzeczą łączącego tego kandydata z naszym krajem jest jego pochodzenie. Jego rodzice byli Żydami z Nowosądecczyzny, którzy wyemigrowali w 1921 r. do USA. Sam kandydat, jak mówi Szafrański, wspomina o tym, „tak, jakby bycie potomkiem polskich Żydów było rodzajem nobilitacji”. Żydowskie pochodzenie nie przeszkadza Sandersowi w ostrej krytyce władz Izraela. Nazwał on premiera Binjamina Netanjahu „reakcyjnym rasistą”. Amerykanista zwraca uwagę, że:

Na Partię Demokratyczną tradycyjnie głosuje dwie trzecie obywateli amerykańskich pochodzenia żydowskiego. O ich głosy raczej walczy Donald Trump.

Temu służyć miało, jak twierdzi, uznanie przez USA Jerozolimy za stolicę Państwa Izrael. Kolejnym kandydatem, także pochodzącym z rodziny żydowskiej, ale nie polskiej, tylko amerykańskiej, jest miliarder Michael Bloomberg. Jego majątek szacuje się na 50-60 mld dolarów, podczas, gdy Donalda Trumpa na 3 do 5 miliardów. Prof. Szafrański stwierdza, że Bloomberg jest gotów wydać potężne pieniądze na swoją kampanię. Jednocześnie jednak jego poglądy są niezbyt jasne i jest on dość słaby, jeśli chodzi o wystąpienia publiczne.

Joe Biden jest przedstawicielem tradycyjnych elit Partii Demokratycznej.

Trzecim z kandydatów na prezydenta USA jest były wiceprezydent przy Baracku Obamie i wieloletni działacza Partii Demokratycznej Joe Biden. Jego program to w znacznej mierze kontynuacja polityki Obamy.

Ekspert w zakresie zarządzania strategicznego komentuje także podpisaną przez reprezentantów Stanów Zjednoczonych i Talibanu umowę zakładającą stopniowe wycofywanie wojsk amerykańskich z Afganistanu.

Trudno liczyć na pokój w Afganistanie. […] Amerykanie wycofują się falami. Mogą to odwrócić, jeśli sytuacja się znacznie pogorszy. Talibowie wiedzą, że nie mogą przesadzić.

[related id=99212 side=left]Podkreśla, że po serii konfliktów przetaczających się przez ten kraj od 40 lat, „trudno liczyć, że konflikty skończą się jak nożem uciął”. Trudno z kolei wyobrazić sobie, jak mówi, że Amerykanie wyjdą z Iraku. Przy tym „Amerykanie są zniecierpliwieni przedłużającym się konfliktem”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia: Staramy się dojść do 24 godzin oczekiwania na wynik testu na koronawirusa

Jaką ochronę naprawdę zapewniają maseczki? Czy specustawa ogranicza prawa obywatelskie? Czy kupiona w aptece maseczka nas ochroni? Odpowiada Czesław Hoc.


[related id=99165 side=left]Czesław Hoc o przyjęciu przez Sejm w poniedziałek specustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem koronawirusa. Za było 400 posłów, 11 – przeciw, od głosu wstrzymało się 7 posłów. Jedynie Konfederacja głosowała przeciw specustawie. Wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia przedstawia zalety rozwiązań, które zostały zawarte w ustawie. Odnosi się do zarzutów według których przyjęta specustawa ogranicza wolność obywateli. Zauważa, że Konstytucja RP w art. 31, ustęp 3 przewiduje możliwość ograniczenia wolności w imię ochrony porządku publicznego, zdrowia lub wolności i praw innych osób.

Koronawirus jest już na każdym kontynencie oprócz Antarktydy. Zdroworozsądkowo myśląc, pojawi się też w Polsce.

Mówi także o działaniach rządu na rzecz walki z ewentualną epidemią koronawirusa w Polsce. Covid-19 prawdopodobnie pojawi się w Polsce, biorąc pod uwagę, że pojawił się już u naszych sąsiadów i na wszystkich zamieszkanych przez człowieka kontynentach. Pomóc w walce z nim ma wykaz produktów leczniczych i środków specjalnego przeznaczenie, które mają zostać uchronione przed działaniami spekulantów. Jednocześnie nie można wykluczyć działania czarnego rynku.

Pan premier wyasygnował ze swojej rezerwy sto milionów złotych. Na razie zostały wykorzystane cztery.

Nasz gość tłumaczy czemu przed koronawirusem nie uchroni nas zwykła maseczka z apteki, czy jak proponują niektórzy, biustonosz. Nie posiadają one bowiem odpowiednich filtrów, cechujących profesjonalne maski jak FP3 czy P2 w które wyposażone mają być polskie placówki zdrowia. Na rzecz ochrony zdrowia przeznaczone mają zostać specjalne fundusze z rezerwy premiera. Hoc stwierdza, że trwają prace nad skróceniem czasu oczekiwania na wyniki testu na koronawirusa. Obecnie wynosi on aż 72 godzin. W pierwszej kolejności ograniczony on ma być do 48, a docelowo do 24 godzin, które są standardem europejskim.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Koniec darmowych bankomatów? Usługi związane z transportem, liczeniem i sortowaniem gotówki ovatowane

Ministerstwo Finansów opierając się na wyroku TSUE wydało interpretację, na mocy której zbieranie i rozwożenie gotówki zostało obciążone 23 proc. VAT-em. Czy banki przerzucą nowy podatek na klientów?

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wyrokiem z października 2019 r. stwierdził, że usługi związane z transportem, liczeniem i sortowaniem gotówki , nie różnią się od transportowania i sortowania np. ubrań i w związku z tym powinny być objęte taką samą 23% stawką VAT. Do wyroku tego odwołało się Ministerstwo Finansów w swej interpretacji ogólnej z 2 stycznia.

W reakcji na nowy podatek firmy przerzucają go już na swoich klientów doliczając VAT do rachunku. Problem mają jednak banki. Standardem jest bowiem darmowa wypłata z bankomatu, którego jest się klientem, podobnie jak wypłata gotówki w oddziale banków. Zmiana tego stanu rzeczy spotykała by się ze zrozumiałą niechęcią klientów. Jak powiedział Pulsowi Biznesu anonimowy pracownik jednego z banków:

Na razie wszyscy patrzą, co zrobią inni. Rynek jest konkurencyjny i nikt nie chce wyrwać się przed szereg z opłatą za obsługę kasową. Choć wiele wskazuje na to, że wkrótce za deponowanie pieniędzy i wypłatę gotówki trzeba będzie zapłacić.

A.P.

Morawiecki: Koronawirus na pewno pojawi się w Polsce

16 tys. pracowników sanepidu potrzebuje teraz spokoju. Służymy najlepiej, jak tylko możemy służyć – zapewnił z sejmowej mównicy Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas.

W Sejmie odbyła się debata na temat stanu przygotowania państwa polskiego na zbliżającego się do naszego kraju koronawirusa z Wuhan. W jej trakcie premier Mateusz Morawiecki powiedział:

W Czechach są trzy pierwsze zarejestrowane przypadki koronawirusa, więc jest wysoce prawdopodobne, a niemal pewne, że i taki przypadek się u nas pojawi.

Głos zabrał również minister zdrowia Łuksz Szumowski. Wedle podanych przez niego danych, ze względu na podejrzenie obecności koronawirusa hospitalizowano w Polsce 121 osób, a 230 poddano kwarantannie:

Od przekazywania, także przez polityków, rzetelnych informacji na temat koronawirusa zależy bezpieczeństwo Polaków. Ufam, że nikt na tej sali nie będzie wykorzystywał strachu przed epidemią do bezpośrednich walk partyjnych.

Wiceminister zdrowia i Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas wskazał w sejmowym przemówieniu, że jedynym lekarstwem, ale za to dostępnym dla każdego,  na koronawirusa jest wiedza, rozwaga i samoodpowiedzialność. Wszystkich, którzy zarzucają władzom państwowym niewystarczające działania w obliczu nadchodzącego do kraju koronawirusa z Wuhan. Odsyła na stronę internetową Głównego Inspektoratu Sanitarnego, który wydał ponad 100 komunikatów w tej sprawie.

Mogę Państwu zaręczyć, że jeżeli ktoś kiedyś będzie oceniać zaangażowanie państwa polskiego w zwalczanie koronawirusa, to będzie tymi, którzy będa stanowić bench mark dla innych krajów.

Jak mówi wiceminister, GIS zaczął intensywne przygotowania na ewentualną epidemię już na początku roku. Zapewnia, że wszystkie polskie laboratoria pracują bez przerwy i według standardów obowiązujących na całym świecie. Jak twierdzi, badania na obecność wirusa są niezwykle czasochłonne:

Proszę o szacunek dla lekarzy, pielęgniarek i diagnostów laboratoryjnych. 16 tys. pracowników potrzebuje teraz spokoju, bo pracują dzień i noc. Nam się nic nie ma prawa wydawać. My mamy być pewni.

Wiceminister zwrócił uwagę, że to dzięki intensywnej i skutecznej pracy polskich  służb sanitarno-epidemiologicznych na przestzzeni ostatnich kilkudziesięciu lat w Polsce nie występują choroby tak niebezpieczne jak polio czy ospa prawdziwa:

Służymy najlepiej, jak tylko możemy służyć. Prowadzimy zaawansowane działania analityczne i nic nas nie może zaskoczyć.

A.W.K.

Sawicki: Nie można funkcjonować w polityce na zasadzie zemsty i odwetu. Trzeba rozmawiać o emeryturze obywatelskiej

Jakie jest lepsze rozwiązanie od 13. emerytury? Czy CPK to dobry pomysł? Co jest nie tak w sposobie obniżenia emerytur dawnym funkcjonariuszom służb specjalnych PRL? Odpowiada Marek Sawicki.

Dobrze by było żeby Kosiniak-Kamysz zajął się sklejaniem Polski. To człowiek koncyliacyjny, otwarty na argumenty, człowiek dialogu.

Marek Sawicki o kampanii wyborczej Władysława Kosiniaka-Kamysza, który odbył ponad 150 spotkań w terenie, by przekonać Polaków do siebie i do swego programu. Częścią tego ostatniego jest wprowadzenie stypendium w wysokości tysiąca złotych dla studentów, którzy w zamian za nie musieliby przepracować w Polsce kolejne 10 lat. Odnosząc się do pytania o rozliczanie PiS-u za jego rządy, nasz gość stwierdza:

Nie można funkcjonować w polityce na zasadzie zemsty i odwetu.

Tłumaczy, że w przypadku kohabitacji Kosiniaka-Kamysza z większością parlamentarną Zjednoczonej Prawicy, ten pierwszy będzie współpracował w dobrych sprawach, a wetował w złych.  Podkreśla, że nie można stosować odpowiedzialności zbiorowej, także w przypadku emerytur dla funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa PRL. Zauważa, że jest „wiele osób, które dobrze służyły III Rzeczypospolitej, a otarły się wcześniej o reżimowy Urząd Bezpieczeństwa”. Przyznaje, że w ustawie jest zapis umożliwiający przywrócenie decyzją ministra poprzedniej emerytury, jeśli osoby przeszły pozytywnie weryfikację, ale jak mówi nie wie „ilu jest takich”. Zaznacza, że nie chce bronić komunistycznych oprawców, podkreślając, iż sam pochodzi z rodziny doświadczonej przez komunistyczny terror:

Mojego dziadka NKWD aresztowało jeszcze w lipcu 1944 r., a 11 listopada […] wywiozło na Ural i tam zamordowało. Ojciec też był w 47 aresztowany.  Mam to piętno żołnierzy wyklętych na sobie, mam to piętno bandyty.

Poseł PSL mówi także o różnicy w podejściu do spraw społecznych i gospodarczych między jego formacją a rządzącymi. Stwierdza, że zamiast 13. emerytury powinno być raczej zwolnienie niższych emerytur od podatku. O systemie emerytalnym mówi, że:

Ten system przy braku zastępowalności pokoleń nie będzie się bilansował. Trzeba rozmawiać o emeryturze obywatelskiej.

Tłumaczy również, dlaczego PSL sceptycznie patrzy nad planem budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Odczuwa, że Polski może nie stać na budowę tego projektu. Zaznacza, że tak jak budowa infrastruktury jest świetnym pomysłem, tak to, czy megalotnisko będzie opłacalne dopiero przyszłość pokaże.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Kasty w końcu odchodzą. Poszły won! Skończy się NA RYMPAł! / Stefan Truszczyński, „Kurier WNET” nr 68/2020

Boom mieszkaniowy trwa. Walec zniszczenia, napędzany przez ludzi bez skrupułów, toczy się – powoli, łapówa za łapówą, ale równo. Pozostaje gładka ziemia pod hańbiące władzę inwestycje.

Na rympał
Warsaw by day (i Gdynia, i Sopot)

Stefan Truszczyński

– Panie Jacku – pytam kolegę z redakcyjnego pokoju – „na rympał”, jak Pan to rozumie?

– Bezczelnie, na chama, nie licząc się z innymi – odpowiada.

– OK. Jako tytuł mi pasuje.

***

Na dachu najpiękniejszego warszawskiego hotelu postawiono blaszany kurnik. Kto nie wierzy, niech idzie na Krakowskie Przedmieście i looknie sobie od skweru przy Karowej. A naprzeciwko, na „Europejskim” – też był to (bo chyba już nie jest) – zabytek, ustawiono górę szkła. Ktoś naczytał się Żeromskiego, ale zrozumiał opacznie.

Przy ulicy Zgody również upstrzono budynek historyczny, bo tak ktoś chciał. Na przepięknym starym gmaszysku przy Górnośląskiej kolejny dachowy wykwit – „róbta co chceta” – mówią warszawscy konserwatorzy, urbaniści, architekci (mają przecież jakieś tam związki twórcze). Hulaj dusza, piekła nie ma – cieszą się racjonalizatorzy naszej stołecznej przestrzeni. Śpią radni, a aktywni biznesowo są oczywiście zaradni. Oni są nawet bardzo aktywni. I mają dużo pieniędzy.

Świnia tak długo ryje, aż się nażre. Są perły, są i wieprze. Są stare, drogie warszawiakom dzielnice i są bezczelni ludzie, którzy w brudnych butach wejdą i załatwią wszystko, bo przecież „pecunia non olet”.

Oaza artystów – Kępa Saska

Osiecka przewraca się w grobie, Pan Jaremi – który na Saskiej też bywał – wyśmiałby elegancko bezczelnych chamów. Ale już niestety nie pisze. Zagraliby im marsza pogrzebowego Stefan Kamasa, Karol Teutsch, zaśpiewałaby niskim altem Ewa Podleś. Na pohybel wam, niszczyciele Saskiej Kępy. Nie zniszczyła jej pożoga, hordy z zachodu i wschodu. Niszczą ją teraz deweloperzy, którzy te coraz droższe „tereny budowlane” zamieniają w wysokie budownictwo. Wpychają między piękne, zabytkowe już dziś domy i domki – wielopiętrowe budynki o wysokościach ponad 20-metrowych. W dodatku lokalizowane jest to na małych działkach. Wykopuje się i burzy, by wcisnąć obiekty nieproporcjonalnie wielkie wobec otoczenia. Kupuje się za trzy–sześć milionów, a stawia za sześćdziesiąt apartamentowce „pod wynajem” (nawet to określenie jest obrzydliwe). Zarobią na siebie szybko. Im to banki pożyczą! Boom mieszkaniowy trwa. Walec zniszczenia, napędzany przez ludzi bez skrupułów, toczy się – powoli, łapówa za łapówą, ale równo. Pozostaje gładka ziemia pod hańbiące władzę inwestycje.

Bajońska

Idę sobie uliczką Bajońską. Nomen omen. Szmal kapać tu będzie wkrótce obficie. Pod „siódemką” mieszkała gwiazda filmowa z wielkim biustem. Już nie mieszka. Sprzedała domek, który jeszcze stoi. Biały. Ze spadzistym dachem, a za nim ogród. Drzewa już wycięli. Obok – pod „dziewiątką” – mieszkał dyplomata. Ale zmarł. Ładne to, nieładne. Warte kilkadziesiąt milionów. Gmaszysko, które tu stanie, mieć będzie aż pięter pięć. Jeszcze niedawno tych pięter miało być mniej. Ale decydenci w ratuszu zmienili zdanie. Kto konkretnie się pod papierami podpisał – łatwo sprawdzić. Uberkontroli u nas brakuje.

Od czasu do czasu pojawiają się książki – alfabety o różnych osobnikach. O pisarzach, dziennikarzach („Kisiel” takowy napisał), o artystach. Alfabet tych, co dają się przekonać deweloperom, byłby zapewne ciekawy. Warszawa w branży mieszkaniowej ma i tak już bardzo zszarganą opinię.

Od wielu miesięcy obserwujemy cyrk „czyje co je”. I nieważne, co jest twoje, ważne – moje. Jedni płaczą, inni się śmieją. Palestra usłużnie „walczy”. Kiedyś to się chyba w końcu skończy. Teraz jest nowe pole do popisu. Właściwie pola. Przy wąziutkich uliczkach stoją domy. Na Bajońskiej, Genewskiej już jest ich coraz mniej (Genewska 18 zniknęła), a będzie wkrótce mniej jeszcze.

Niestety nikt nie wezwał ABW i podobnych agencji. Ludzie, mieszkańcy z Bajońskiej, Genewskiej, piszą dramatyczne listy, petycje. Samorządy, a nawet ładnie nazywające się stowarzyszenia (np. „Stowarzyszenie… Ładna Kępa”) – jak to się mówi gromko – walczą. Ale przeciwnik rozproszony. Nie odpowiada na pytania i żądania. To znana i niestety skuteczna metoda: przetrzymać! Przecież dziesiątki mieszkańców Saskiej Kępy podpisują listy protestacyjne. I co? Nico! … Panie Rafale Trzaskowski!

Tylko jedna radna na całą dzielnicę wykazała zainteresowanie. Ale wiadomo, nec Hercules contra plures. Radna jest bezradna. Rosnące z roku na rok zastępy urzędników to potęga. Zresztą w dobie powszechnej walki politycznej, kto by się zajmował jakąś tam… kępą.

Byli „wicie-rozumicie”, a są…

Oczywiście, że też brali. A jeśli takowy ważny mieszkałby na Saskiej Kępie, nie dopuściłby do budowy giganta przy maluchach. Raczej nie znał się na architekturze, ale wciśnięcie przed nos blokowiska okno by mu zasłaniało. „Wicie-rozumicie” poszli niby precz, ale przyjechali nowi. Ta kasta to część społeczeństwa nowobogackich. Idą jak burza. Co ich obchodzi, że rury wodociągowe i kanalizacyjne już pękają w szwach. Co deweloperów obchodzi, że uliczki Kępy są zakorkowane. Oni tu mieszkać nie będą. Wynajmą. Warszawa ciągle chłonie. Po co jej drzewa i skwery. Po cholerę ta niska zabudowa drogiego terenu, gdy można wszystko zabloczyć, zawieżować i zadrapać chmurnie. Przecież ludzie – rozproszeni, zmęczeni beznadziejną walką, walący grochem o ścianę – to tylko masa, szara, saska-niesaska. Niech się pieni, jak tu obok przepływająca Wisła. Rzeka nawet wzburzona w końcu opadnie. A my tu zbudujemy co chcemy.

Będzie ładnie! Tak jak w Wilanowie. Stoją tu równo, wszystkie jednakowe, tuż obok siebie, domy pod sznurek. Jest super. Można… puszczać pawia. Ale chyba ptak się nie zmieści między ścianami gęstej zabudowy. Tutaj „wykorzystano teren”. Tylko oddychać trudno.

Gdzieś tam pod koniec lat sześćdziesiątych wysłała mnie redakcja na urbanistyczną konferencję naukową. Nagle na mównicy pojawił się mały, stary człowieczek z rozwianym, siwym włosem. Był mały, ale okazał się śmiały. Powiedział, że jest profesorem urbanistyki, że studiował i budował na świecie. Ostrzegł przed zabudową korytarzy doprowadzających świeże powietrze do centrum. Warszawa osadzona krzyżowo miała przestrzenie wolne, pola ze wszystkich stron. Po to właśnie, by hulał tam wiatr, a my byśmy oddychali swobodnie. Wstał wtedy sekretarz, najważniejszy w mieście, Józef mu było na imię, ale nazwisko miał… Kępa i opieprzył profesora.

Zabudowa antyorzeźwiająca stolicę ciągle trwa. Niedawno mieliśmy do czynienia z gangsterskim wycinaniem drzew. Ludzie – to znaczy mieszkańcy – luminarze kultury przypinali się do drzew, protestowali. Ale rajcy i włodarze ich olali. Nie ma już tamtych starych drzew w parku Krasińskich, pusty jest skwer przy Poznańskiej naprzeciw poczty. Ponoć były nawet zakusy na rozebranie czcigodnej świątyni przy Emilii Plater.

Małpa, małpeczka to miłe zwierzątko. Ale już małpa z brzytwą – jest groźna. Ciekawe, co by zrobiły z nami zwierzęta, gdyby miały pękate portfele. Mieszkańcy Saskiej Kępy to głównie inteligencja. A ci grosz dzielą na czworo. Inteligentne (tak je nazywają) domy, które tu powstaną, zmienią dzielnicę. Oczywiście dziać to się będzie powoli. Krok po kroku. Rok po roku. Władza, lewa czy prawa, okazuje się być równie bezradna. (Choć gada przed wyborami głośno i obiecująco). Później wchodzą maszyny i równają wszystko.

Saska Kępa jest w Warszawie ciągle jedyna i niepowtarzalna. Blisko stąd wszędzie. I mosty piękne, i plaże nad Wisłą tuż, tuż. Daleko jest tylko do władzy – lokalnej, ogólnostolicowej, czy jeszcze tej ważniejszej.

A więc władzo! Pojedź na Kępę i przejdź przez jej ulice. Może będzie to pożyteczny spacerek. Można z pieskiem, choć to ryzykowne – gdy pieskowi zabraknie zieleni – to was ugryzie.

Żeby nie było tylko o Warszawie

Mieszkam tu od 60 lat, ale przedtem w Sopocie i Gdyni. Rozdarte mam serce między te metropolie. Jeżdżę więc do Trójmiasta i patrzę.

I co widzę. Nagle w Gdyni – na 10 Lutego – historycznej, przepięknej ulicy prowadzącej przez miasto do morza, rośnie wielki gmach tuż przy zabytkowym banku i domach zbudowanych przed wiekiem.

Gdynia – ulica 10 Lutego, Starowiejska, Świętojańska – ma przepiękne budynki. Zaprojektowane śmiałą ręką polskiego architekta, z pietyzmem wykonane. Piękne na zewnątrz i wewnątrz. To niepowtarzalny styl.

To, co teraz powstaje przy 10 Lutego w pobliżu skrzyżowania z ulicą 3 Maja, jest nie tylko niepożądane, ale po prostu jest zbrodnią wobec Eugeniusza Kwiatkowskiego, inżyniera Tadeusza Wendy i innych twórców miasta.

Owszem, słyszałem protesty senatorów i posłów. Nic nie dały. Prezydent miasta Wojciech Szczurek najwyraźniej zmęczony jest długą kadencją. Poseł Marcin Horała zapomniał, skąd on, i odleciał.

W Gdyni wtyka się wielkie budynki, gdzie tylko się da. Szkoda miasta. Jest ciągle jedyne w swoim rodzaju. Ma przepiękny Skwer Kościuszki, gdzie cumują historyczne statki (Dar Pomorza”, „Błyskawica”), pojemne baseny żeglarskie, wspaniały teatr muzyczny, rozwijający się nadal w ogromnym tempie port.

Gorzej jest ze stoczniami. A już zupełnie źle z terenami Redłowskiej Polanki. Od kilkudziesięciu, tak, od kilkudziesięciu lat po basenach, po wieży do skoków, po przepięknie zaprojektowanym zabudowaniu hotelowo-gastronomicznym pozostał wielki dół i zgliszcza. Jak to możliwe? Redłowska Polanka to hańba! Sytuacja obecna trwa już ponad ćwierć wieku. Tak jak gadanie i obietnice. Znowu coś tam w ratuszu bełkoczą. Wspaniały gdyński bulwar kończy się właśnie na tragicznej Polance. Ale dalej, na wzgórzach, ma Gdynia jeszcze jeden wspaniały obiekt: gdyńskie „działa Nawarony”. Ich ogromne lufy strzegły zatoki. Trzeba się wspiąć, by koniecznie te cuda zobaczyć. Naprawdę tak wspaniale położonych – wysoko na wierzchołku wzgórz okalających gdańską wodę – nie ma nigdzie.

Niestety jedna z baterii już spadła, zsunęła się z całą betonową obudową po skarpie w dół. Na pewno można to jeszcze naprawić, odbudować. Czekam, aż wstanie z grobu pierwsza po wolnych wyborach w ’89 wspaniała prezydent Gdyni – Franciszka Cegielska i kogo trzeba pogoni.

Zawsze Sopot, a nie Sopoty (jak przekręcają nazwę niektórzy)

Sopocianie mówią, że goście miasta w okresie kanikuły ich zadepczą. Rzeczywiście deptak im. Bohaterów Monte Cassino to latem nieprzerwanie ciągnący tłum. Uciążliwe to, ale i niezły biznes. Na jednym krańcu Opera Leśna i Łysa Góra, na drugim molo i Grand Hotel (ten drugi obok postawiono za blisko). Skupmy się na najdłuższym i najpiękniejszym. Zapamiętane będzie nie tylko dlatego, że tu Putin Tuska straszył. Zapamiętane, źle, również przez marinę, którą dobudowano do mola.

Władcy miast zwykle nie widzą za dużo. Ale przecież można, należy pytać. Otóż na końcu unikalnego w dawnym kształcie sopockiego mola dobudowano falochron zamykający powstałą w ten sposób marinę żeglarską. No i już molo nie jest w dawnym zabytkowym kształcie. Żeglarze wprawdzie się cieszą (choć postój tu cholernie drogi), ale fala od zatoki nie przepływa już pod będącym na palach prawym skrzydłem – pomostem mola. Przedtem woda bez przeszkody płynęła sobie do brzegu, do plaży. Teraz nastąpiło zawirowanie. Zatrzymane przez falochron fale powodują, iż masy wód wyczyniają łamańce i zabierają sprzed plaży czysty, żółty piasek. Na ląd wdziera się szlam podłoża. Próby naprawcze są kosztowne i mało skuteczne. Kto – za ten bajzel powstały przez niekompetentnych decydentów – powinien beknąć? Ale nie słychać o tym. Może zagłusza szum fal. Pan Prezydent – Sopotu – Karnowski – ma się dobrze.

***

Gdzie są chłopcy z dawnych lat? To ładna piosenka. Gdzie są fachowcy obecnie? Powyjeżdżali za chlebem. Niestety musieli. Różne kasty się do tego przyczyniły. Oczywiście prawie wszystko, co jest puste, będzie zapełnione. Dobrych zawodowo ludzi wielu wróci do kraju. Jest co robić. Kasty w końcu odchodzą. Poszły won! Tylko niech oddadzą przynajmniej połowę z tego, co nakradły! Nie trzeba nikogo zamykać. Ale trzeba rozliczyć. Fifty-fifty to nie jest okrutna propozycja. Skończy się NA RYMPAŁ!

Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Na rympał. Warsaw by day (i Gdynia, i Sopot)” znajduje się na s. 13 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Stefana Truszczyńskiego pt. „Na rympał. Warsaw by day (i Gdynia, i Sopot)” na s. 13 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wojna była w planach Stalina drogą do panowania nad światem. Jego duchowy spadkobierca nie ma żadnych hamulców moralnych

Coraz powszechniejsza jest w świecie świadomość, że Władimir Putin jako długoletni kagiebista mówi prawdę tylko wtedy, gdy się pomyli. Jest jednak wytrawnym profesjonalistą, więc nie myli się nigdy.

Zbigniew Kopczyński

Holokaust kojarzymy jedynie z Niemcami, a nie z miłującym pokój i przyjaźń między narodami Związkiem Sowieckim.

A jednak. Jeśli przyjmiemy, że Holokaustem nazywamy zinstytucjonalizowane i systematyczne mordowanie Żydów na skalę wręcz przemysłową, według precyzyjnych planów opracowanych przez najwyższe władze państwowe, to w Niemczech zapoczątkowany on został konferencją w Wannsee w styczniu 1942 roku. Natomiast przywództwo światowego proletariatu podpisało rozkaz wymordowania polskich jeńców w marcu rokuj 1940, a więc dwa lata wcześniej. Związek Sowiecki jak zwykle na czele postępu. (,,,)

Już słyszę, jak moskiewscy propagandziści, coraz częściej sięgający do arsenału sowieckiej propagandy i dezinformacji, stwierdzają, że może i doszło do jakichś przejawów antysemityzmu, ale sowiecki antysemityzm był słuszny, a niemiecki niesłuszny, i to głęboko.

I nie są to moje złośliwe wymysły. Wystarczy przypomnieć ostatnie wystąpienia rosyjskiego prezydenta i jego otoczenia. Wraca kult Stalina i gloryfikacja Związku Sowieckiego, a szczególnie mit wojny ojczyźnianej i wyzwolenia Europy, w tym Polski i oczywiście Auschwitz, przy czym celowo mylone jest „wyzwolenie” ze „zdobyciem”. W dzisiejszej Rosji dzieją się rzeczy niepojęte dla normalnie myślących ludzi. To tak, jakby kanclerz Niemiec żałowała upadku III Rzeszy i wychwalała Hitlera za uwolnienie Ukrainy od czerwonego terroru. W Rosji rządzi jednak KGB, kontynuator zbrodniczego NKWD. Stąd coraz bezczelniejsze kłamstwa w stylu ZSRS i obarczanie innych swoimi winami.

Na szczęście oskarżenia Polski o antysemityzm i spowodowanie wojny w wykonaniu duchowego spadkobiercy Stalina – prekursora Holokaustu i jego dworu – nie przyniosło żadnych efektów. Coraz powszechniejsza jest w świecie świadomość, że Włodzimierz Putin jako długoletni kagiebista mówi prawdę tylko wtedy, gdy się pomyli. Jest jednak wytrawnym profesjonalistą, więc nie myli się nigdy.

Niemniej ta nagonka na Polskę pokazała nam, czym jest dzisiejsze państwo rosyjskie i tworzące je elity. Stwierdzenie politologa Jewgienija Satanowskiego wygłoszone w telewizji Rossija 1, iż Stalin miał rację, mordując polskich jeńców w Katyniu, wywołało jedynie zdziwienie prowadzącego audycję i nic więcej.

Można wiele zarzucić Niemcom w ich dążeniach do umniejszania swych historycznych win i dzielenia się odpowiedzialnością, lecz jeśliby jakikolwiek politolog w jakimkolwiek niemieckim medium stwierdził, że Hitler miał rację mordując Żydów, Polaków, Cyganów czy kogo tam jeszcze, byłaby to jego ostatnia wypowiedź w karierze.

Ponadto zyskałby bonus w postaci odpowiednio długiego, bezpłatnego pobytu w miejscu sprzyjającym zadumie i refleksji. Taka jest różnica między światem cywilizowanym a Rosją.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Prekursor Holokaustu” znajduje się na s. 2 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Prekursor Holokaustu” na s. 2 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Św. Urszula Ledóchowska: Jak wychować i ochronić dzieci? / Katarzyna Purska USJK, „Wielkopolski Kurier WNET” 68/2020

Co możemy jeszcze zrobić, aby ochronić najmłodsze pokolenie? Jak wpłynąć na – zdawać by się mogło – nieuniknione procesy cywilizacyjne? Założycielka Urszulanek Szarych ma receptę na dobre wychowanie.

Święte rady dla rodziców i wychowawców

Katarzyna Purska USJK

Co możemy jeszcze zrobić, aby ochronić najmłodsze pokolenie? Jak wpłynąć na – zdawać by się mogło – nieuniknione procesy cywilizacyjne i czy jest recepta na dobre wychowanie?

Na początek przytoczę dwie wypowiedzi: „Żywy, chociaż w dużej mierze sztucznie wykreowany przez opozycję spór o tzw. edukację seksualną ma czytelne podłoże światopoglądowe. Tylko ktoś naiwny i zupełnie niezorientowany może bowiem pomyśleć, że podstawową kwestią jest tu dobro dzieci. Nic takiego! To nowy, a właściwie stary front wojny ideologicznej, stawiającej sobie za cel trwałe odkształcenie albo wręcz uszkodzenie polskiego społeczeństwa. Jest to jednak front obrzydliwy, bo wkraczający do szkół i próbujący ich przestrzeń zamienić w pole demoralizujących zmagań”.

„Świat nasz dzisiejszy (…) wypowiedział wojnę Chrystusowi Panu. Mody ohydne przyzwyczajają dziecko, przyzwyczajają młodzież do robienia wystawy ze swego ciała, – lektura brudna zajmuje umysł bezwstydnymi wyobrażeniami, widowiska niemoralne, wolność, niekrępowanie się w stosunkach z mężczyznami (…) – to wszystko pozbawia młodzież naszego wieku poczucia skromności”.

Autorem pierwszej z nich jest wybitny pedagog z UMK w Torunia – prof. Aleksander Nalaskowski, natomiast druga – pochodzi od św. Urszuli Ledóchowskiej i jest fragmentem jej przemówienia, które wygłosiła podczas Zjazdu Sodalisek Szkół Średnich w Poznaniu w roku 1928. Zważywszy na dużą odległość czasową, jaka dzieli obie, a także na różne okoliczności, w jakich powstały, nasuwa mi się nieodparcie wniosek, że oto od wielu lat mamy do czynienia z destruktywnym procesem przemian cywilizacyjnych, który w ostatnim czasie gwałtownie przyspieszył. To, co z rosnącym niepokojem obserwujemy w naszej rzeczywistości społecznej, prof. Nalaskowski nazywa „starym frontem wojny ideologicznej”. Jest to wojna cywilizacyjna, która szczególnie mocno uderza w najmłodsze pokolenie. Dostrzega to już wielu rodziców i śledzą zafrasowani dziadkowie.

Miłość rodzicielska i poczucie odpowiedzialności sprawiają, że nie możemy nie angażować się w nasilający się spór o kształt polskiej edukacji i zasady wychowania. Zatroskani o los dzieci i młodzieży nauczyciele, rodzice i opiekunowie zastanawiają się nie tyle nad przyczynami destruktywnych zjawisk społecznych, ile nad środkami zaradczymi.

Co możemy jeszcze zrobić, aby ochronić najmłodsze pokolenie? Jak wpłynąć na – zdawać by się mogło – nieuniknione procesy cywilizacyjne i czy jest recepta na dobre wychowanie?

Problemy edukacyjno-wychowawcze są mi znane z wieloletniego doświadczenia pracy w szkole. Mimo to nie czuję się specjalistką w dziedzinie pedagogiki na tyle, aby proponować własne rozwiązania, czy też polemizować ze znawcami tematu. Pragnę jedynie na łamach tego pisma pochylić się i zadumać nad radami oraz wskazówkami świętych pedagogów. Wśród nich poczesne miejsce zajmuje św. Urszula Ledóchowska – Założycielka Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK. W minionym roku upłynęło 80 lat od jej śmierci. Zmarła 29 maja 1939 r. w rzymskim domu „szarych” sióstr urszulanek. Pośmiertne peregrynacje do jej łoża zdawały się nie mieć końca i były świadectwem powszechnego już wówczas przekonania o jej osobistej świętości. W pogrzebie Matki Urszuli Ledóchowskiej uczestniczyli biskupi, ambasadorzy, dyplomaci, politycy i przełożeni zakonów.

Fot. Święta wśród dzieci w Aalborgu | Fot. archiwum MUL

Kim była kobieta, która zgromadziła tak liczne tłumy żałobne? Była to osoba niezwykle zaangażowana nie tylko w religijne życie Kościoła, ale też – społeczne, kulturalne, a nawet polityczne. Doceniał ją za to, a nawet podziwiał sam papież Pius XI, który podobno mawiał o niej żartobliwie: „Ona jest jak obecność Boga, można ją spotkać wszędzie”. Jej odejście było wielką, niepowetowaną stratą dla Kościoła katolickiego. Znana była z wszechstronnej i niestrudzonej aktywności na różnych polach, jednak zasłynęła przede wszystkim jako pedagog i autorka oryginalnych, daleko wyprzedzających swoją epokę inicjatyw wychowawczych. Wprawdzie nie opracowała dokumentów ujmujących jej poglądy i metody pracy pedagogicznej w odkreślony system wychowawczy, ale można z całą pewnością stwierdzić, że stworzyła nowatorski system, który, jak się okazuje, był dokładną realizacją Deklaracji o Wychowaniu Chrześcijańskim – dokumentu Soboru Watykańskiego II. Co istotne, jej koncepcja wychowania ma nadal znaczenie dla całej współczesnej pedagogiki. Zrozumienie i właściwa interpretacja poglądów Świętej na wychowanie wymagają sięgnięcia do źródeł. Stanowią je przede wszystkim doświadczenia wyniesione z domu rodzinnego, a także jej zainteresowania współczesną myślą pedagogiczną.

Rodzina, w której wyrosła, była niewątpliwie dla niej wzorem i punktem odniesienia. Była to rodzina na wskroś katolicka, o której można powiedzieć za Janem Pawłem II, że w stopniu doskonałym realizowała misyjność Kościoła wobec swoich dzieci. Rodzice – Antoni i Józefina – wychowali gromadkę dzieci na wspaniałych Polaków i heroicznych chrześcijan. Dość przypomnieć, że dwie ich córki – Maria Teresa i Julia (przyszła m. Urszula) zostały wyniesione przez Kościół katolicki do chwały ołtarzy. Maria Teresa Ledóchowska – żarliwa Apostołka Afryki, założycielka zgromadzenia zwanego Sodalicją Św. Piotra Klawera, została beatyfikowana przez papieża Pawła VI w Rzymie 19.07.1975 r., młodsza zaś z sióstr – Urszula (chrzestne imię Julia) – została kanonizowana przez Jana Pawła II 18.05.2003 r. W opinii świętości zmarli też dwaj synowie Antoniego i Józefiny: o. Włodzimierz – długoletni generał zakonu jezuitów, oddany bez reszty Kościołowi i zakonowi oraz gen. Ignacy Ledóchowski – bohaterski uczestnik Bitwy Warszawskiej 1920 r., człowiek żywej wiary i wielkiego hartu ducha, który zginął za sprawę polską w obozie niemieckim w Dora-Northausen w 1945 r. Co więcej, aż troje dzieci i troje wnuków Antoniego i Józefiny Ledóchowskich obrało drogę życia zakonnego. Czyż tego faktu nie można by nazwać fenomenem świętości rodzinnej?

To rodzi ważne pytania: w jaki sposób małżonkowie Ledóchowscy stworzyli środowisko rodzinne, w którym wartości chrześcijańskie i patriotyczne zostały przekazane dzieciom i wnukom? Jak to się stało, że ten przekaz został nie tylko przez nie przyjęty i uznany, lecz stał się motywem ich świadomego i heroicznego dążenia do świętości?

Św. Urszula (Julia) Ledóchowska urodziła się 17.IV.1865 w Loosdorf, na terenie Austrii, dokąd rodzina jej ojca zmuszona była przenieść się w obawie przed prześladowaniami zaborcy rosyjskiego. Ojciec, pochodzący z polskiej rodziny ziemiańskiej o tradycjach patriotycznych i katolickich, przekazał swoim dzieciom doskonałą znajomość historii i literatury polskiej oraz gorące przywiązanie do wartości patriotycznych. To jemu Julia zawdzięczała żywą świadomość przynależności do narodu polskiego.

s. Urszula Ledóchowska z wychowankiem Jasiem | Fot. archiwum MUL

Matka pochodziła z rodziny szwajcarsko-niemieckiej, katolickiej, której nieobca była tradycja protestancka. I to właśnie ona odegrała decydującą rolę w wychowaniu dzieci, zwłaszcza religijnym. „Wszystko, czym jesteśmy i co posiadamy (…) zawdzięczamy po Bogu Twej macierzyńskiej miłości i twemu światłemu przykładowi” – wspominały ją po latach. Wiele postaw, a nawet powiedzeń św. Urszula zawdzięczała matce. „Dzieci, choćby wam się powodziło bardzo źle, nie traćcie nadziei” – powtarzała za nią św. Urszula. To wielonarodowe pochodzenie Świętej oraz światłe, otwarte umysły jej rodziców sprawiły zapewne, że doskonale czuła się na salonach Europy i miała szerokie kontakty z przedstawicielami różnych narodów i religii. A mimo to samą siebie określała jako „gorące serce polskie”.

Oboje rodzice św. Urszuli dbali o wszechstronny rozwój swoich dzieci. Każdemu odpowiednio do jego zainteresowań i zdolności starali się zapewnić możliwości kształcenia, pamiętając również o jego rozwoju fizycznym, w którym mieściło się nie tylko stwarzanie im możliwości aktywnego wypoczynku na świeżym powietrzu, ale też uprawiania sportów, zwłaszcza sportów zimowych i jazdy konnej. Doświadczenia wyniesione z domu rodzinnego sprawiły, że rodzina była dla m. Urszuli ważnym obszarem życia społecznego obok Ojczyzny, wspólnoty religijnej i kręgu kulturowego. Twierdziła, że rodzina to klucz do krzewienia komunii, ofiarności, dostrzeganie dobra i odrzucanie egoizmu.

Od roku 1886, po wstąpieniu do klasztoru SS. Urszulanek w Krakowie, s. Urszula nabyła doświadczenie jako mistrzyni pensjonatu i nauczycielka w krakowskim gimnazjum Sióstr Urszulanek.

Wysłana przez przełożone do Francji w celu zdobycia formalnych kwalifikacji do nauczania j. francuskiego, osiągnęła znakomitą orientację w nowych prądach pedagogiki, dzięki czemu potrafiła wnikliwie, ale też samodzielnie i krytycznie korzystać z osiągnięć tego, co w Europie określane było terminem „nowe wychowanie”.

Miała zresztą sposobność osobiście spotkać na swej drodze życia sławne pionierki reform pedagogicznych. Były wśród nich szwedzka pisarka Ellen Key, inicjatorka ogłoszenia wieku XX wiekiem „stulecia dziecka” i propagatorka wychowania skrajnie indywidualistycznego, a także włoska lekarka – Maria Montessori, autorka programów wychowania dzieci przedszkolnych opartych na założeniu, że rozwój fizyczny dziecka powinien być traktowany równorzędnie z jego rozwojem psychicznym. Pomimo krytycznych uwag i zastrzeżeń, św. Urszula wykorzystała wszystko to, co uznała w ich programach i koncepcjach za wartościowe. Jedynym kryterium przyjęcia była zgodność z jej podstawowymi celami i założeniami.

Jako nauczycielka i wychowawczyni Matka Urszula dbała przede wszystkim o wielostronność wychowania dziecka, o jego bliski związek z życiem, kontakty z przyrodą i sztuką. Trzeba podkreślić, że jej metody wychowawcze były nie tyle wynikiem wiedzy wyniesionej z podręczników czy kontaktów z przedstawicielkami myśli pedagogicznej, lecz przede wszystkim owocem wieloletnich doświadczeń, jakie zdobyła, nauczając dziewczęta w Polsce, w Rosji i w Skandynawii. Uczennice tak wspominały ją po latach: „Matki wykład nie mógł być mniej lub bardziej interesujący, porywał zawsze. Wszystko jedno, czy była to lekcja historii sztuki, literatury czy gramatyki francuskiej, z chwilą, kiedy swoim szybkim, elastycznym krokiem wchodziła na katedrę i obejmowała klasę bystrym spojrzeniem, przykuwała z miejsca naszą uwagę do swej woli nauczania nas tego, czego nauczyć chciała (…) Matka nie tylko umiała, ale lubiła uczyć. Wyczuwałyśmy to dobrze. Na wykładach nigdy nie była zmęczona, zawsze mówiła z niegasnącym zapałem”. Ten sposób (zapał, ożywione podejście do nauczanego przedmiotu, sposób bycia w klasie) wskazują i wyjaśniają, co w pracy nauczyciela uważała za ważne. Niewątpliwie dla niej ważne były same uczennice.

Gdybym próbować streścić założenia wychowawcze św. Urszuli, byłaby to pedagogika miłości, bezwarunkowej dobroci, szukania w każdym człowieku dobra, a w każdej sytuacji – tego, co może łączyć w dążeniu do dobra.

Pisała: „Czasem więcej dobrego może zdziałać jeden serdeczny uśmiech, dobre, życzliwe słowo, aniżeli bogaty dar pochmurnego dawcy (…) Ganić, ganić i gderać – to strasznie oddziaływa na człowieka (…) Łajania nie są zachętą do pracy wewnętrznej (…) Trzeba być dobrą, ale rozumnie dobrą. Dobroć rozumna potrafi znaleźć słowo poważne – nie twarde, lodowate, lecz karcące słusznie zło” (zob. K. Czarnecka, Urszuli Ledóchowskiej refleksja o wychowaniu, „Dzwonek św. Olafa”; K. Olbrycht, Zarys systemu wychowania bł. Urszuli Ledóchowskiej, Pniewy 1991).

Wizyta u Ellen Kay | Fot. archiwum MUL

„W swojej pracy wychowawczej m. Urszula miała dwie metody: lubiła podtrzymywać rozmowy i dyskusje na tematy religii i wiary oraz kontaktować dziewczęta bezpośrednio z biednymi, aby w ten sposób rozbudzić w nich poczucie odpowiedzialności i chęć przyjścia z pomocą, wyrzekając się czegoś na rzecz mniej zamożnych. Inny rys charakterystyczny jej działalności polegał na tym, że potrafiła – bez przymusu – nakłaniać młodzież do gorliwej pobożności maryjnej oraz szczerego pragnienia częstej Komunii świętej” – napisał o niej jezuita, o. Molinari.

Św. Urszula Ledóchowska dawała wyraz swoim poglądom na wychowanie w licznie wygłaszanych przez siebie odczytach i konferencjach. Podczas jednej z nich, wygłoszonej 4.02.1910 r. w Petersburgu na zebraniu Stowarzyszenia Pedagogicznego, mówiła o wadach współczesnego wychowania. Wśród nich wymieniła brak jasności i konsekwencji w wychowaniu, które nie wykluczało Boga, lecz również nie szukało w Nim oparcia. Święta wyrażała pogląd, że współcześnie w wychowaniu zbyt duży akcent kładzie się na to, aby przygotować dziecko do „zdobycia całego świata”, a za mało troski wykazuje się o jego duszę. Zwracała też uwagę, że co prawda dzieci są przygotowywano do przyszłych „zadań czysto świeckich”, ale jednocześnie przyzwala się im na lekceważenie obowiązków religijnych.

Zdaniem m. Urszuli, sami rodzice są odpowiedzialni „za gaszenie w dzieciach ognia miłości Boga”. Twierdziła, że w konsekwencji prowadzi to do zaniku szacunku dzieci w stosunku do własnych rodziców.

Przypominała również rodzicom i wychowawcom, że wiara jest łaską, która „wyraża się choćby w dziecięcej egzaltacji, której nie wolno wyśmiewać”. Błędem też – według Matki Urszuli – była ślepa miłość rodziców do dzieci, w efekcie której „rodzice usuwali sprzed dzieci wszelkie trudności, nie pozwalając im nauczyć się przyjęcia cierpienia jako ofiary” (za: B. Czaplicki, Katolicka działalność dobroczynna w Rosji w latach 1860–1918, Warszawa 2008, s. 87).

Ważnym elementem oddziaływania wychowawczego w koncepcji św. Urszuli była praca. Włączyła ją do swego programu jako odrębną wartość. Uważała, że jest wartością specyficznie ludzką i dlatego przywiązywała ogromną wagę do właściwego porządku pracy, do wszystkiego, co łączy się z rzetelnością, sumiennością i uczciwością. Wyznawała też pogląd, że praca nie może być nigdy uważana za karę i stosowana jako kara! Musi się stać naturalną, akceptowaną częścią życia, co wymaga długiej i trudnej pracy wychowawczej: „Uczmy nasze dzieci pracować, kochać pracę, znaleźć szczęście w pracy. Ale żeby tak być mogło, trzeba od najmłodszych lat przyzwyczajać dziecko do pracy” – pisała.

Refleksje św. Urszuli o pracy mogą okazać się szczególnie cenne dla egzystencji współczesnego człowieka, żyjącego w stanie permanentnego zapracowania, a często przepracowania i zapominającego o tym, że praca jest formą służby bliźniemu: „Odbiorcą ludzkiego wysiłku, powtórzmy, jest zawsze inny człowiek (bliźni), choć najczęściej niewidoczny zza biurka, nieznany z wyglądu i imienia”. Wymiar społeczny, jej zdaniem, należy też uwzględnić w wychowaniu moralnym. Uważała, że wychowanie religijne i moralne winno przekładać się na konkretne czyny, rodzić gotowość do podjęcia zadań dla dobra innych. Z tego powodu dbała, aby uczennice i wychowanki zakładanych przez nią szkół i internatów prowadziły nie tylko szeroką działalność charytatywną, ale też same podejmowały pracę wśród ludzi i dla ludzi. Dlatego tak mocno uświadamiała im potrzeby społeczne oraz wymagała od nich działania.

Zapewne stąd apel, jaki skierowała w 1927 r. do byłych uczennic: „Jesteś stworzoną do czegoś wyższego, pożyteczniejszego jak do służenia za ozdobę (czasem wątpliwą) salonów, do tańców murzyńskich, do manikiury i rozmaitych innych, równie pożytecznych rzeczy – pouczała je, nie bez ironii.

„Proponuję, byście zechciały dwa, trzy lata swej młodości poświęcić Bogu i Ojczyźnie, podobnie jak mężczyźni odbywający służbę wojskową. Praca społeczna byłaby świetnym przygotowaniem do zamążpójścia” (Rok Święty, „Dzwonek…” 1933 nr 2, s. 12).

W odpowiedzi otrzymała ponad 700 listów. Owocem jej inicjatywy była duża grupa młodych kobiet, które po zakończonej nauce wyjechały na Kresy, aby wesprzeć siostry w działalności oświatowo-opiekuńczej. W ten sposób św. Urszula stała się prekursorką wolontariatu świeckich na wiele lat przed Soborem Watykańskim II.

Wychowanie człowieka jako osoby zakłada kształtowanie jego tożsamości. Budowanie jej dokonuje się w odniesieniu do najważniejszych wspólnot życiowych. Obok rodziny takimi ważnymi dla rozwoju człowieka obszarami życia są: ojczyzna, historycznie ukształtowany krąg kulturowy i wspólnota religijna. Św. Urszula wyznaczała dwa główne cele wychowawcze: „Mamy więc w dziele wychowania dwojakie zadanie: pierwsze – wychowanie dzieci dla Boga, dla ojczyzny niebieskiej, drugie, to wychowanie dzieci dla społeczeństwa, dla ojczyzny ziemskiej”. Pisała: „wiara i polskość są dopełniającymi się czynnikami wychowawczymi. Oba żądają walki z połowicznością i rzetelnego spełniania obowiązków codziennych”.

W realizacji obu tych celów – według niej – nieocenioną rolę odgrywała rodzina, a zwłaszcza matka. Dlatego też pomoc rodzinom była jednym z najczęściej poruszanych przez nią tematów. Wiele uwagi poświęcała też formacji kobiet i przekonywaniu ich do podejmowania obowiązków związanych z macierzyństwem. Twierdziła, że „wychowywać dziewczęta to znaczy wychowywać matki rodzin”. Była zdania, że osobisty przykład matki, jej miłość oraz przekazywane przez nią podstawy życia religijnego są najważniejsze dla rozwoju i szczęśliwej przyszłości dziecka. Zwracając się do matek, mówiła: „O szanowne panie, zapewniając dziecku bogactwa, zaszczyty, przyjemności, wszelkie rozkosze świata – czy wieleście dały? Nic, nic, trochę dymu, który uniesie się w powietrze i tam zginie. Boga trzeba dać dziecku! Boga trzeba mu dać, a w Bogu znajdzie źródło szczęścia, które nigdy nie wysycha – nigdy, nawet wśród łez, nawet wśród najbardziej rozszalałych burzach życia”.

Twierdziła, że matki w rodzinie mają decydujący wpływ na kształtowanie w dziecku uczuć patriotycznych: „Wszak wiemy, przyszłość narodu nie tyle w rękach polityków, ile w ręku matek spoczywa. Na kolanach świętej matki wychowują się świątobliwi kapłani, dzielni urzędnicy państwowi, bohaterscy obrońcy ojczyzny”.

Z tego powodu wychowywanie dziewcząt uznawała za formę służby Polsce. Jak tego dokonać? Jak przekazywać dzieciom wiarę i patriotyzm? Przez przykład osobistego życia – odpowiadała św. Urszula. „Przykład więcej zdziała niż najwznioślejsze kazanie (…) Za świętością matki podążą dzieci (…) Na kolanach świętej matki wychowują się święci”. Udzielała przy tym wielu konkretnych i cennych rad: „Boga trzeba dać dziecku już od pierwszej chwili jego istnienia (…) Daj dziecku Boga, daj mu Jezusa w Komunii św., a możesz o jego przyszłość być spokojna”; ale trzeba również pamiętać, że „Gorliwość bez miłości i dobroci nie pociąga do Boga, ale od Niego, od religii, od pobożności odstręcza (…) „Prawdziwej, zdrowej, nie egzaltowanej pobożności dzieciom potrzeba, pobożności, która życie rozjaśnia i upiększa, ale broń Boże nie zatruwa! (…) Oto pierwszy warunek wychowania dzieci dla Boga – tworzyć wokół nich atmosferę szczęścia. Gdy to zrobione, reszta pójdzie łatwiej”.

Ta reszta, o której wspomina, to praca nad charakterem. Aby była skuteczna, najpierw musi nastąpić zakorzenienie człowieka w wierze. Była przekonana, że dopiero wówczas, gdy dziecko zostanie wprowadzone w życie wiary, można spodziewać się skutecznych rezultatów pracy nad jego charakterem.

Konieczny jest też właściwy stosunek do prawdy, czyli umiłowanie prawdy, wierność prawdzie. Praca nad charakterem domaga się bowiem od człowieka odwagi stanięcia w prawdzie. Stąd tak ważne jest wychowanie dzieci do bezwarunkowej prawdomówności.

Matka Urszula i dzisiaj przypomina rodzicom, że dziecko przyzwyczaja się do prawdy przez to, że oni sami skrupulatnie liczą się z tym, co mówią: „Nie można pozwolić sobie na najmniejszą niedokładność w słowach – pilnować siebie ciągle – by nie przesadzać, nie przekręcać”. Matka w listach do swoich dawnych wychowanek napominała je, aby unikały w swoim zachowaniu jakiegokolwiek fałszu, którego wyrazem jest bezwzględne podporządkowywanie się modzie, egzaltacje i kreowanie własnego wizerunku.

Praca nad charakterem wymaga również od człowieka dzielności i samodyscypliny. A te z kolei zależą od ukształtowania woli. Jak tego dokonać? Recepta św. Urszuli zawiera się w diagnozie: „Dlaczego obecna młodzież nasza tak często choruje na brak woli? Bo nikt nie przyzwyczaja jej do ćwiczenia się w małych umartwieniach, małych ofiarach” – czytamy w artykule św. Urszuli Ledóchowskiej zamieszczonym w wydawanym przez nią piśmie pt. „Dzwonek św. Olafa”. I wreszcie rzecz najważniejsza w pedagogicznych poglądach św. Urszuli: dążenie do świętości jako podstawowy obowiązek chrześcijanina: „Największe dobro na ziemi to – świętość, jedynie ważny cel, do którego warto na ziemi dążyć – świętość, jedyny skarb, który należy zdobywać” – pisała. W świętych upatrywała nadzieję dla podupadającej moralnie Europy.

W artykule niedawno opublikowanym na łamach tygodnika „Sieci” Wojciech Reszczyński opisał głośny w mediach przypadek prof. Ewy Budzyńskiej z UŚ, której rzecznik dyscyplinarny prof. Wojciech Popiołek zarzucił wypowiedzi „o charakterze wartościującym” i „homofobiczne” oraz „brak tolerancji”, a to dlatego, że mówiła na wykładzie o wartości tradycyjnie pojętej rodziny oraz o antykoncepcji i aborcji jako o złu moralnym. Przyczyną bezpośrednią nagany, jak pisze dziennikarz, był „donos do władz uczelni, jaki złożyli studenci UŚ, widać już wcześniej indoktrynowani w liceach”. Sytuacja, którą opisał, przypomniała mu jego własne doświadczenie, jakim było nieudane wystąpienie w jednym z olsztyńskich liceów ogólnokształcących. Powodem wyrażonej przez młodzież dezaprobaty było odwołanie się autora podczas wystąpienia w szkole do arystotelesowskiej koncepcji prawdy, a także do etyki naturalnej i do etyki katolickiej, opartej na porządku nadprzyrodzonym, jak również do tradycyjnej definicji małżeństwa jako cechy głównej naszej cywilizacji. Młodzież zarzuciła red. Reszczyńskiemu, że za mało w jego wystąpieniu było akcentów o wolności i tolerancji, na co zresztą zwróciła najpierw uwagę nauczycielka. Dziennikarz był tą sytuacją zdumiony i zasmucony, gdyż na podstawie dotychczasowych doświadczeń był przekonany, że „młodzi ludzie, podążając za prawdą, idą raczej pod prąd konformistycznym poglądom”. Na koniec felietonu pisze: „Tak było w moich czasach, gdy wrażliwsza i nie taka mała przecież część młodzieży odrzucała marksistowską indoktrynację” (W. Reszczyński, Przeciw hunwejbinom, „Sieci”, 2020/5(374)).

„Młodym ludziom zagraża materializm: Umysł dzisiejszego człowieka, zbyt obciążony wszelkimi wymaganiami coraz bardziej panoszącego się materializmu, nie umie już wznosić się wyżej – umie tylko grzebać się w ziemi”

(„Dzwonek…” 1925, nr 4, s. 2) – jakby komentuje te wątpliwości św. Urszula i pisze jednocześnie o konieczności „zatrzymania fali wzrastającego materializmu, który wysusza serce człowieka, zabija wszelkie objawy życia nadprzyrodzonego” („Dzwonek…” 1933, nr 2, s. 18.) Postawiona przez nią diagnoza niejako wyjaśnia stanowczość, z jaką przeciwstawia się nasilającym się tendencjom społecznym: „Świat dzisiejszy goni nieustannie za szczęściem, ale że szczęścia prawdziwego znaleźć nie może, więc goni za zabawami, przyjemnościami, rozrywkami, gubi się w szale używania, by tym sposobem zagłuszyć tęsknotę do czegoś lepszego, umorzyć nudę i niesmak, które życie poświęcone zabawom i rozrywkom za sobą pociąga” („Dzwonek…” 1927, nr 2, s. 1). Można by tę diagnozę skwitować lekceważącym wzruszeniem ramion albo też uwagą, że jako zakonnica odrzuca przyjemności, jakie niesie życie, gdyby nie to, że sami coraz mocniej widzimy objawy destrukcji i dekadencji, którą wywołał lansowany powszechnie sposób myślenia i życia. Można by ją schować do lamusa, gdyby nie budząca podziw owocność jej pracy wychowawczej, trafność, z jaką odczytywała znaki czasu i optymizm, z jakim patrzyła na człowieka i świat.

Święty Jan Paweł II podczas kanonizacji Matki Urszuli Ledóchowskiej 18 maja 2003 r. powiedział: „Wszyscy możemy się uczyć od niej, jak z Chrystusem budować świat bardziej ludzki – świat, w którym coraz pełniej będą realizowane takie wartości, jak sprawiedliwość, wolność, solidarność, pokój”.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Święte rady dla rodziców i wychowawców” oraz informacje o jubileuszu stulecia Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Szarych, których założycielką jest św. Urszula Ledóchowska,  znajdują się na ss. 4 i 5 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Święte rady dla rodziców i wychowawców” i „Wielki Jubileusz Urszulanek 2020” na ss. 4 i 5 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego