Psycholog: Przychodzą czasem ci, którzy sami doświadczyli prześladowań. W znacznej ilości zgłaszają się ich rodziny

Renata Makuch o problemach psychologicznych Białorusinów w Polsce, wsparciu dla uchodźców i ich rodzin oraz długości procedury uzyskiwania statusu uchodźcy.

Renata Makuch wskazuje, że dawniej do Polski przyjeżdżali z naszej wschodniej sąsiadki ludzie szukający lepszych perspektyw życiowych. Obecnie przyjeżdżają do nas szukając schronienia.

Wiele z tych osób zgłasza się do psychologa, ponieważ mają objawy zespołu stres pourazowego, trudności związane z rozłąką z rodziną, z tym, że znaleźli się w innym państwie, wbrew, czasami, własnym życzeniom.

Ludzie ci chcieliby być we własnym kraju, by walczyć o swoją wolność, lecz ze względu na różne okoliczności nie mogą tego teraz zrobić. Wsparcia potrzebują zarówno sami represjonowani, jak i ich rodziny, szczególnie dzieci.

Przychodzą czasem osoby, które doświadczyły bezpośrednio tych prześladowań, natomiast w znacznej ilości zgłaszają się do mnie osoby, które stanowią rodziny osób prześladowanych.

Psycholog wskazuje, że proces uzyskania statusu uchodźcy jest długotrwały. Wśród tych, którzy otrzymują ten status są ci, którzy przyjechali kilka lat temu z Kaukazu.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Protesty rolników w Warszawie. Kołodziejczak: Za chwilę w Polsce możemy nie mieć żadnej produkcji żywności

Chcemy, żeby w polskich sklepach  70% produktów żywnościowych było krajowego pochodzenia. W przeciwnym razie stracimy płynność bezpieczeństwa żywnościowego – mówi prezes Agrounii.

Za chwilę w Polsce możemy nie mieć żadnej produkcji żywności. Polskie, tradycyjne rolnictwo niestety upada.

Michał Kołodziejczak mówi o ostatnich protestach rolników. Do Warszawy wjechali traktorzyści. Działacz wskazuje, że są oni zdeterminowani do osiągniecia swoich celów:

Żądamy spotkania z premierem, chcemy mu przekazać 5 naszych prostych postulatów. Liczymy, ze ktoś w końcu zainteresuje się naszymi problemami.

Aktywista wskazuje, że rolnicy są mocno poszkodowani przez zamknięcie stacjonarnej gastronomii. W obliczu odcięcia rynków zbytu, zagraniczne korporacje kupują produkty rolne za bezcen.

Chcemy, żeby w polskich sklepach  70% produktów żywnościowych było krajowego pochodzenia. W przeciwnym razie stracimy płynność bezpieczeństwa żywnościowego.

Zdaniem prezesa Agrounii rząd ukrywa realne rozmiary kryzysu wywołanego pandemią koronawirusa. Dodaje, że liczy na sygnał od Rady Ministrów z zaproszeniem do negocjacji.

Michał Kołodziejczak ubolewa nad dymisją Jana Krzysztofa Ardanowskiego. Wyraża jednak zadowolenie z wycofania projektu tzw. piątki dla zwierząt.

Nie chcę nawet powtarzać nazwiska nowego ministra rolnictwa. Jego poprzednik był bardzo otwarty, rozumiał nasze problemy, jednak był  blokowany przez rząd. Nowy szef resortu to naplucie rolnikom w twarz.

Minister Puda odmawia spotkań z rolnikami tłumacząc się pandemią.  Michał Kołodziejczak zauważa, że takie rozmowy da się zorganizować online

Jak zwraca uwagę rozmówca Magdaleny Uchaniuk, młodzi ludzie, widząc jaka jest sytuacja rolnictwa, masowo rezygnują z tego zajęcia i wyjeżdżają do miasta.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.W.K.

Prof. Przemysław Czarnek: Planujemy częściowy powrót uczniów do szkół. Szczegółowe informacje podamy w styczniu

Minister edukacji i nauki zapewnia, że jego resort nie planuje żadnych działań przeciwko autonomii uczelni. Mówi również o pedofilii w Kościele i szczepieniach przeciwko koronawirusowi.


Profesor  Przemysław Czarnek mówi o potrzebie zagwarantowania pełnej wolności na polskich uczelniach. Jak wskazuje:

By nauka przynosiła społeczeństwu pożytek, przede wszystkim musi być wolna.

Minister edukacji i nauki uspokaja, że jego resort nie ma żadnych ukrytych, uderzających w autonomię szkół wyższych intencji:

Mam nadzieję, że państwo rektorowie nie obawiają się wolności.

Gość „Poranka WNET” przypomina o zasadzie neutralności światopoglądowej uczelni. Ocenia, że środowiska lewicowe nie zawsze ją respektują.

W Polsce nie wszystko można mówić. Pewne granice wyznacza nasza tragiczna historia w XX wieku.

Prof. Czarnek zapewnia, że będzie dalej skupiać się na swojej pracy, nie skupiając się zbytnio na apelach o jego odwołanie. W kontekście sobotnich słów o. Tadeusza Rydzyka ocenia, że Kościół katolicki jest obiektem zmasowanego ataku, jednak:

Dla czynów pedofilskich nie ma żadnego usprawiedliwienia. Musimy przypomnieć, że większość z nich ma podłoże homoseksualne.

Poruszony zostaje również temat szczepień przeciwko koronawirusowi. Minister Czarnek stwierdza, że nauczyciele powinni mieć możliwość poddania się im w pierwszej kolejności, przy czym musi być tutaj zachowana pełna dobrowolność. Jak dodaje:

Planujemy powoli przynajmniej częściowy powrót uczniów do szkół. Szczegółowe informacje podamy na początku stycznia.

Decyzja o jednym terminie ferii zimowych jest ostateczna. Gość „Poranka WNET” wskazuje, że jest to element precyzyjnego, przynoszącego pozytywne efekty antyepidemicznego planu Rady Ministrów.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.W.K.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Stwierdzenie, że bp Janiak jest męczennikiem, ubliża tym, którzy byli nimi naprawdę

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Duszpasterz Ormian i historyk Kościoła komentuje sobotnie wystąpienie o. Tadeusza Rydzyka w Toruniu. Wskazuje że wyrządziło ono wiele krzywdy ofiarom pedofilii, oraz że było pełne herezji.


Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski wyraża żal w związku ze słowami ojca Tadeusza Rydzyka, który stanął w obronie odwołanego z funkcji ordynariusza kaliskiego bp Edwarda Janiaka:

Ludziom poszkodowanym stała się wielka krzywda. W sobotę usłyszeli słowa, które nie powinny paść. Szkoda, że w Toruniu ani chwili nie poświęcono ofiarom.

Duchowny ubolewa nad brakiem reakcji na słowa redemptorysty. Obecni w Toruniu biskupi i politycy skwitowali je wręcz oklaskami. Jak wskazuje gość „Poranka WNET”:

Biskupi 70+ wciąż żyją w poprzedniej epoce, kiedy Kościół był oblężoną twierdzą. Stwierdzenie, że bp Janiak jest męczennikiem, ubliża tym, którzy męczennikami byli naprawdę.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk wytyka o. Rydzykowi herezję w słowach „Ksiądz zgrzeszył. Ale kto nie ma pokus?”. Wskazuje, że jednym z warunków odpuszczenia grzechów jest żal za nie, nie mówiąc już o zadośćuczynieniu:

Zrozumiałbym, gdyby tak mówiono w kontekście kradzieży, ale nie wykorzystywania dzieci.

Ks. Isakowicz-Zaleski wyraża obawę, że część duchowieństwa nadal będzie tuszować pedofilię. Mówi, że wciąż zgłaszają się do niego ofiary tego procederu. Jak zwraca uwagę:

Niestety, polskie prawo nie do końca stoi po stronie ofiar. Nie uwzględnia wykorzystywania osób po 15 roku życia. Poza tym, przewiduje szybkie przedawnienia.

Jedyną drogą do oczyszczenia Kościoła jest komisja złożona jedynie ze świeckich, ponieważ:

Polski Kościół jest niezdolny do wyjaśnienia tych spraw, chyba że pod naciskami Watykanu.

Wysluchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.W.K.

Prof. Roszkowski: W roli zbawcy cywilizacji zachodniej nie da się postawić Rosji, bo ona jest cywilizacją samą w sobie

Upadek Okcydentu, cywilizacja rosyjska, nowomowa i absurdy rewolucji kulturowej oraz kryzys demograficzny i tożsamościowy Zachodu. Prof. Wojciech Roszkowski o swojej książce „Bunt barbarzyńców” .

Nie ulegajmy temu szaleństwu.

Prof. Wojciech Roszkowski komentuje decyzję o nieprzyznaniu nagrody Grand Press. Nominowano do niej wywiad redaktor Beaty Lubeckiej z Radia Zet z Michałem „Margot” Szutowiczem. Nominacja została skrytykowana przez lewicę, która miała pretensje do dziennikarki o to m.in., że zwracała się do swego gościa w formie męskiej, choć ten twierdzi, że jest tzw. osobą niebinarną.

Mamy tutaj festiwal jakichś skomplikowanych wydarzeń, w których sprzeczności tej rewolucji obyczajowej, umysłowej po prostu aż biją w oczy. […] Zwracanie się do kogoś, kto jest formalnie mężczyzną pod przymusem jakimś obyczajowym, żeby zwracać się do tej osoby w rodzaju żeńskim i jeszcze prześladować kogoś, kto nie ulega tej presji to jest jakieś szaleństwo w ogóle.

Nauczyciel akademicki przyznaje, że jest pewien ułamek społeczeństwa, który ma problemy z tożsamością płciową. Nie oznacza to jednak, że człowiek ma kilkadziesiąt, czy dwieście tożsamości seksualnych. Autor „Bunt barbarzyńców”  stwierdza, że obecnie nie stawia się już pytań o sens życia i źródło naszej wiedzy. Świadczy to jego zdaniem o kryzysie cywilizacji zachodniej.

Jeżeli twierdzę, że cywilizacja zachodu jest w stanie upadku to trzeba doprecyzować co ja mam na myśli mówią o cywilizacji zachodnie, co  to znaczy upadek.

W swej najnowszej publikacji prof. Roszkowski dookreśla kwestie poruszone w książce „Roztrzaskane Lustro. Upadek cywilizacji zachodniej”. Stwierdza, że przy wojnie kultur drugą stroną jest islam. Tymczasem w imię poprawności politycznej odrzuca się kulturę.

Ta strona, która podnosi straszną wrzawy przeciwko faszyzmowi, totalitaryzmowi i upadkowi demokracji itd. myślę, że jest rodzajem barbarzyństwa.

Środowiska te nie oferują nic w zamian. Nasz gość polemizuje z tezą jakoby Rosja mogłaby być ratunkiem dla zachodniej cywilizacji. Wskazuje na rolę władzy świeckiej w rosyjskim prawosławiu. Ocenia, że w czasach rządów komunistów

 Ideologia marksistowska była w jakiejś mierze taką zastępczą religią prawosławną.

Cywilizacja zachodnia oparta jest zaś na rozróżnieniu władzy świeckiej i duchownej, które nieraz ścierały się ze sobą w rywalizacji. Tymczasem u naszych północnych sąsiadów władza świecka jest nadrzędna wobec duchownej, gdzie ta ostatnia jest narzędziem tej pierwszej. Rozmówca Łukasza Jankowskiego podejmuje temat demografii, której potwierdza jego zdaniem tezę o upadku Okcydentu:

Demografia  jest dla mnie jednym z takich podstawowych argumentów, dlatego że procent ludności państw zachodnich w stosunku do ludności świata stale spada. Tak samo procent PKB tych krajów w stosunku do PKB światowego spada.

Dochodzi do tego kryzys tożsamości ludzi Zachodu. Część amerykańskiej elity chciałaby upadku własnego kraju. W Polsce zaś niektórzy uważają, że wartości takie jak rodzina, dzietność i chrześcijaństwo hamowały rozwój naszego kraju i należy je odrzucić, by dogonić Zachód. Uproszczeniem jest, jak przyznaje, twierdzenie, że „wnuki UB walczy z wnukami AK”, jednak jest w nim trochę prawdy.

Czy jesteśmy dostatecznie krytyczni w ocenie tego co nam się wydaje, że wiemy? Czym jest wiedza a czym jest wiara?

Historyk wskazuje na powierzchowność dzisiejszej wymiany informacji. Ludzie komunikują się przez emocje pozwalając się manipulować nowomowie. Słowa takie jak demokracja, dyskryminacja, tolerancja nie podlegają rozumowej analizie. Tą pierwszą nazywa się narzucanie rozwiązań sprzecznych z traktatami Polsce i Węgrom.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Wiech: Niemcy usiłują zbudować iluzję jedności UE wokół Nord Stream 2 i złagodzić stanowisko USA

Wicenaczelny portalu Energetyka24.pl mówi o wznowieniu prac przy budowie gazociągu. Nie przewiduje, by Stany Zjednoczone zmieniły nastawienie do tej inwestycji.

 

Jakub Wiech mówi o owianym tajemnicą wznowieniu budowy gazociągu Nord Stream 2.

Nie mamy informacji o tym, co dzieje się w kontekście tej inwestycji. Wiemy jedynie, że statki są w pobliżu brakującego odcinka.

Mimo prób ominięcia amerykańskich sankcji, stają się ona coraz ostrzejsze. Dodatkowo, pod koniec roku moc straci pozwolenie na prowadzenie prac budowlanych na niemieckich wodach terytorialnych.

Pierścień sankcji się zacieśnia, nie wiadomo czy Rosjanom uda się znaleźć luki w tym gorsecie, by kontynuować budowę gazociągu.

Gość „Kuriera w samo południe” komentuje wypowiedź Heiko Maasa, który usiłował pokazać, że niemieckie stanowisko nt. amerykańskich sankcji odzwierciedla podejście całej UE. Ocenia, że jest to ze strony szefa niemieckiego MSZ „sprytny wybieg” mający rozciągnąć interesy Niemiec na płaszczyznę paneuropejską, jednak:

Grono państw unijnych wyrażających swój sprzeciw wobec Nord Stream 2 jest dość spore. Niemcy usiłują stworzyć iluzję jedności.

Jakub Wiech przestrzega, że realizacja Nord Stream 2 otworzyłaby Kremlowi drogę do całkowitego opanowania Ukrainy, co byłoby zagrożeniem dla całego regionu Europy Środkowej i Wschodniej.

W opinii eksperta amerykańska polityka wobec niemiecko-rosyjskiego gazociągu nie zmieni się po zmianie w Białym Domu. Do zakończenia inwestycji zostało 160 km.

Joe Biden zapowiedział, że będzie przeciwnikiem Nord Stream 2. Wszystko wskazuje, że również Kongres będzie antyrosyjski.

Kursu Waszyngtonu nie złagodziły, jak mówi Jakub Wiech „niemieckie próby gazowego przekupstwa”. W dalszej kolejności można się spodziewać restrykcji skierowanych przeciwko nabywcom gazu przesyłanego przez Nord Stream 2.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Waszczykowski o opcji obejścia weta Polski: W teorii to możliwe, ale w praktyce to droga bardzo długa i nieopłacalna

Witold Waszczykowski o niezrozumieniu przez wicepremiera Gowina sporu o budżet unijny, tym, co mechanizm praworządności oznacza oraz o innych państwa popierających Polskę i tym, czy weto można obejść.


Witold Waszczykowski krytykuje Jarosława Gowina za jego wypowiedzi dotyczące polskiej postawy wobec rozmów na temat budżetu unijnego. Ocenia, że minister rozwoju, pracy i technologii najwyraźniej nie rozumie, na czym polega istota sporu:

Wszelkie podjęcie jakiejkolwiek dyskusji […] temat tej formuły i jej rzekomego osłabienia oznacza jednak akceptację faktu, że Komisja Europejska ma prawo zmienić traktat i uzyskać dodatkowe uprawnienia bez naszej zgody, […] więc to jest niekorzystne dla Polski.

Podkreśla, iż przyznanie Komisji Europejskiej prawa do warunkowego rozdzielania funduszy unijnych oznacza, że będzie ona mogła decydować o rządach państw członkowskich. Mogą one nie móc zrealizować swojego programu wobec sprzeciwu KE. Polski  rząd nadal będzie więc groził zawetowaniem budżetu. Nie jest możliwe, aby weto Polski czy Węgier zostało pominięte. To musiałoby się wiązać ze zmianą traktatów unijnych. Zmiana ich zaś zależy od wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej. Eurodeputowany zaznacza, że

Lipcowa Rada Europejska […] nie pozwoliła na rozszerzenie budżetu europejskiego poprzez podniesienie składek, tylko wymusiła na państwach członkowskich decyzję, aby poszukiwać na ten budżet covidowski pieniędzy spoza Unii,  więc komisja ma uzyskać nowe uprawnienia zdobywania pożyczek i nakładania podatków. Tego budżetu nie ma, on musi powstać.

Mówienie, że pieniądze leżą i czekają, a Polska je blokuje jest więc bałamutne. Odnosi się do kwestii poparcia weta Polski i Węgier przez innych członków Unii wskazując na list premiera Słowenii. Zauważa, że

Taka jest uroda Unii Europejskiej, że jeśli kilka państw już wyrazić swoje zaniepokojenie i sprzeciw to inne mogą spokojnie czekać, bo rozumieją też, że to […] wystarczy weto jednego państwa.

Podczas lipcowego szczytu istniała groźna weta ze strony jednego państwa – Holandii, co wystarczyło, by wpłynąć na przebieg negocjacji. Witold Waszczykowski dodaje, że inne kraje też zdają sobie sprawę z zagrożenia, jakie niesie dla nich wprowadzenie warunkowości przyznawania funduszy unijnych. Przypomina, że na unijnym szczycie w lipcu

Wtedy mówiono, iż zasadę praworządności będzie obejmowała tylko kwestię prawno-finansowej ochrony wydatkowania funduszy i będą to osłonowe mechanizmy antykorupcyjne antydefraudacyjne. Tylko tyle.

Przyznaje, że teoretycznie wobec weta Polski i Węgier mógłby powstać fundusz obejmujący 25 państw UE. Komisja Europejska nie mogłaby jednak pożyczać w takim wypadku pieniędzy, więc pożyczki musiałyby brać w swoim imieniu państwa członkowskie, co sprawiłoby, że rozwiązanie takie byłoby w rzeczywistości mało praktyczne.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Pan Władysław i inni bezimienni bohaterowie opozycji niepodległościowej/ Maria Czarnecka, „Kurier WNET” nr 77/2020

Warto przybliżyć sylwetkę człowieka, który był reprezentantem swojego pokolenia – urodzonego przed II wojną światową, któremu przyszło szybko dorosnąć w brunatnym totalitaryzmie, a potem w czerwonym.

Maria Czarnecka

Pan Władysław i inni bezimienni bohaterowie

Przeglądając w moim telefonie zdjęcia, natrafiłam na jedno, zrobione trzy lata temu w ogrodach Pałacu Prezydenckiego. Przypomniałam sobie spotkanie z panem Władysławem Fusem, wrocławskim działaczem Solidarności Walczącej.

W mojej pamięci zachował się upalny czerwiec 2017 roku. W pięknej scenerii oświetlonych rozgrzanym słońcem ogrodów Pałacu Prezydenckiego licznie zgromadzeni, odświętnie ubrani goście, stojąc w niewielkich grupkach, prowadzili rozmowy. W powietrzu unosiła się jeszcze podniosła atmosfera zakończonej przed chwilą oficjalnej części obchodów. Uczestnicy uroczystości oczekiwali na rozpoczęcie mniej formalnej części jubileuszu. Po chwili w ogrodach pojawili się: Gospodarz Pałacu, Prezydent Andrzej Duda, Marszałek Senior Kornel Morawiecki oraz ówczesny wicepremier, Mateusz Morawiecki.

Kilkanaście minut wcześniej w Sali Kolumnowej Pałacu Prezydenckiego miała miejsce uroczystość z okazji 35 rocznicy powstania Solidarności Walczącej. Wielu działaczy podziemia zostało odznaczonych przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę Krzyżem Wolności i Solidarności. Ponadto wielu z obecnych tam członków SW otrzymało wyemitowaną przez NBP okolicznościową monetę upamiętniającą zarówno tę rocznicę, jak i tych, którzy tworzyli Solidarność Walczącą. Zasadniczy wpływ na wygląd monety miały dwie osoby będące legendą Solidarności Walczącej: Marszałek Senior Kornel Morawiecki oraz Andrzej Kołodziej. Miałam zaszczyt uczestniczyć w kilku posiedzeniach komisji zajmującej się wyborem wizerunku numizmatu i obserwowałam, jak Kornel Morawiecki wraz z Andrzejem Kołodziejem pochylają się nad najdrobniejszym elementem projektu. Zależało im, by na małej powierzchni srebrnego krążka zawrzeć symboliczną opowieść o Solidarności Walczącej.

Po części oficjalnej wszyscy goście przeszli do ogrodów. Znajomi, którzy niejednokrotnie nie widzieli się od lat, mieli okazję do wspomnień.

Gdy obserwowałam dawnych działaczy Solidarności Walczącej, w większości ludzi w sile wieku, powróciło do mnie wspomnienie, że to właśnie przeciwko tym ludziom peerelowski generał Czesław Kiszczak rozkazał użyć „wszelkich dostępnych sił i środków”. Pomimo częstych aresztowań, pomimo intensywnych działań agentury, nigdy nie udało się rozbić ani zinfiltrować środowiska Solidarności Walczącej.

To właśnie wtedy, podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim poznałam pana Władysława Fusa. Elegancki, starszy pan o niewielkiej posturze podszedł do nas, zaproszonych na rocznicowe obchody rocznicowe SW dawnych działaczy Młodzieżowego Ruchu Oporu, później KPN i NZS, grzecznie przerwał naszą rozmowę z Marszałkiem Seniorem i poprosił o zrobienie zdjęcia z Kornelem Morawieckim, swoim dawnym szefem z podziemia, z którym spotkał się po wielu latach. Prośba została spełniona, a na zdjęciu obok pana Władysława i przywódcy SW znalazło się kilka osób z naszej grupy.

Uderzyła mnie pogoda ducha, jaką pan Władysław emanował. Nie ukrywał, że cieszy się z udziału w rocznicowych uroczystościach, z zaproszenia do Pałacu Prezydenckiego, z otrzymanej monety, a przede wszystkim z możliwości spotkania z legendą Solidarności Walczącej, Marszałkiem Seniorem Kornelem Morawieckim. Poprosiliśmy pana Władysława, by zechciał chociaż na chwilę dołączyć do naszego grona. Rozmowa na początku dotyczyła obchodów 35 rocznicy powstania SW. Pan Władysław przyjechał z Wrocławia wraz z grupą dawnych działaczy. Był wdzięczny za pamięć, nie krył wzruszenia z faktu, że jest mu dane gościć w Pałacu Prezydenckim, a nawet osobiście spotkać prezydenta Andrzeja Dudę. Cieszyło go ogromnie, że po tylu latach ma okazję jeszcze raz uścisnąć dłoń Kornelowi Morawieckiemu.

Uderzająca była skromność starszego pana. Pytany o okres opozycyjny, lapidarnie wspomniał jedynie, że wykonywał zadania, które mu przydzielano, a czasami podczas manifestacji zdarzyło się mu walczyć z ZOMO. Niejednokrotnie ta nierówna walka kończyła się ciężkim pobiciem. O sobie mówił niewiele.

W trakcie rozmowy głównie skupiał się na postaci Kornela Morawieckiego jako fantastycznego twórcy oraz przywódcy Solidarności Walczącej, który pomimo upływu wielu lat nadal pamięta o swoich ludziach, czego wyrazem jest chociażby ta rocznicowa uroczystość, odznaczenia i moneta. Poza tym był wdzięczny za bezpłatny transport, bo jak stwierdził, wielu osób nie byłoby stać na bilet do i z Warszawy, a poza tym nie wszystkim zdrowie pozwalało na podróż pociągiem.

Pan Władysław podziękował nam za rozmowę i wrócił do swoich znajomych. Zaintrygował mnie ten pogodny, miły mężczyzna. Jeden z tysięcy bezimiennych bohaterów, którzy będąc świadomi grożących im represji, walczyli, wierząc w upadek komuny w Polsce. Po tym spotkaniu powróciłam wspomnieniami do lat 80., kiedy to w jedynej telewizji, w jedynie „słusznym” programie informacyjnym niejednokrotnie spiker z oburzeniem informował o zamieszkach lub strajkach we Wrocławiu, wywoływanych przez wrogie społeczeństwu socjalistycznemu elementy, czyli przez Solidarność Walczącą.

Przy pierwszej nadarzającej się okazji zapytałam Artura Adamskiego – chodzącą encyklopedię SW, dawnego wrocławskiego opozycjonistę z Solidarności Walczącej oraz bliskiego współpracownika Kornela Morawieckiego – o pana Władysława. Usłyszałam fascynującą opowieść o człowieku, który w latach młodości uprawiał wiele dyscyplin sportowych, z których boks zahartował go najbardziej na resztę życia. Pan Fus związał się z SW i często uczestniczył w ulicznych demonstracjach, podczas których był celem zomowskich pałek.

Podczas jednej z manifestacji, zorganizowanej po aresztowaniu Kornela Morawieckiego, funkcjonariusze SB zrzucili pana Władysława z dachu budynku, na którym stał z rozwiniętym transparentem: „Uwolnić Kornela”. Ten mężczyzna o niezbyt rosłej posturze miał niesamowitą siłę, dzięki której wychodził obronną ręką z opresji i wracał do zdrowia.

Myślę, że warto przybliżyć sylwetkę człowieka, który może być reprezentantem swojego pokolenia – ludzi urodzonych przed II wojną światową, którym przyszło szybko dorosnąć w brunatnym totalitaryzmie, a następnie żyć w czerwonym.

Pan Władysław Fus urodził się 11 grudnia 1930 r. w Żołyni w powiecie łańcuckim, w województwie lwowskim. Niewielką miejscowość, która w latach 20. XX wieku utraciła prawa miejskie, zamieszkiwała wielokulturowa społeczność, gdzie – oprócz mieszkańców pochodzenia polskiego – najliczniejszą grupę stanowili Żydzi. Pan Władysław we wspomnieniach utrwalonych w Cyfrowej Bibliotece Multimedialnej Edukacja, opowiadając o swoich zabawach z żydowskimi kolegami, interesach prowadzonych przez swojego ojca z żydowskimi kontrahentami, o codziennej koegzystencji przedstawicieli różnych grup etnicznych „odczarowuje” coraz częściej propagowany w niektórych środowiskach mit hermetycznego polskiego społeczeństwa. To beztroskie życie małego chłopca zostało brutalnie przerwane 1 września 1939 roku. Zniknął nagle znany, bezpieczny świat, a kolejne lata przyniosły strach, ubóstwo, wręcz głód. Ojciec podjął walkę z okupantem, więc Władysław musiał pomagać matce utrzymać rodzinę. Tym bardziej, że jeden ze starszych braci został wywieziony na roboty do Niemiec.

Koniec wojny nie oznaczał końca trudnej sytuacji życiowej rodziny Fusów. Po ukończeniu drugiej klasy gimnazjum w 1948 roku pan Władysław zdecydował się dołączyć do brata, który w wyniku wojennej zawieruchy osiadł we Wrocławiu. Całe dnie wypełniała praca w fabryce sztucznego jedwabiu i szkoła. Pomimo zapewnionych w zakładowej stołówce posiłków, głód, który był zmorą podczas okupacji, nadal towarzyszył młodemu człowiekowi. Oprócz głodu były też problemy mieszkaniowe. Niespokojny duch pana Władysława popchnął go w stronę sportu. Uprawiał różne dyscypliny, jednak największe sukcesy osiągnął w boksie.

Życie się toczyło. Praca, sport, założenie rodziny, wspieranie najbliższych. Mała stabilizacja nie przesłoniła oglądu sytuacji w kraju. Niespokojny duch nie pozwolił osiąść na laurach. Pomimo nadszarpniętego wypadkiem w pracy zdrowia i przejścia z tego powodu na rentę, włączył się w tworzenie Solidarności we wrocławskich zakładach pracy. A później nastał 13 grudnia 1981 r. i… pan Władysław nadal działał.

W swojej opowieści mówił: „Nie ma we Wrocławiu komisariatu, gdzie bym nie siedział”. Po chwili dodał: „To, co przeżyłem w stanie wojennym, to tylko dzięki Bogu”. A przeżył niemało. Jako członek grupy tzw. zadymiarzy, był traktowany przez esbeków według „specjalnych” procedur.

Podczas zatrzymań zimą został osadzony w celi bez szyb w oknach, bity, zdarzyło się, do utraty przytomności na trzy dni. Zahartowany przez boks i wzmocniony wiarą, nie poddawał się. Trauma głodu nie powstrzymała go od wzięciu udziału w głodówce w 1985 r. w Krakowie-Bieżanowie. Miał uczestniczyć w proteście siedem dni, jednak z powodu braku chętnych i z konieczności kontynuacji strajku głodował o dwa dni dłużej. Wówczas poznał Annę Walentynowicz, z którą przegadał wiele godzin. Anna ukazała mu Solidarność przez wiele nieznanych większości Polaków faktów dotyczących działaczy solidarnościowego podziemia. Znajomość z Anną Walentynowicz przetrwała długie lata. Znamienna jest wypowiedź pana Władysława: „Wałęsa? Już myślałem, że jestem tam, gdzie trzeba. Gdy głodowałem w Bieżanowie w 1985 roku, dopiero Anna Walentynowicz otworzyła mi oczy”.

Później działalność w Solidarności Walczącej i znów grupa „zadymiarzy”, i znów zatrzymania, i znów pobicia – stąd taka doskonała znajomość lokalizacji wrocławskich komisariatów. Pytany o swój patriotyzm, odpowiedział krótko, bez patosu: „To się nie wzięło samo z siebie. Miałem przedobrego ojca. On mnie tego nauczył”. Pan Władysław nie krył przywiązania do swojej małej ojczyzny, z której pochodził. Lokalny patriotyzm przewija się w cyfrowym zapisie jego opowieści o Żołyni, jaką zapamiętał z dzieciństwa, jak i o Żołyni dzisiaj.

Ciekawa jest opinia pana Władysława o bieżącej sytuacji w Polsce. O wyborach 2015 r. powiedział: „Uważam to za cud boży. Ja i moi znajomi prosiliśmy o wygraną”.

„Pan Bóg dał nam tyle, że nawet nie marzyliśmy. Jak nie pociągniemy tego, zaniechamy, to Polska nie odzyska tego, co teraz jest, za 200 lat”. Powiedział to człowiek, którego emerytura była zdecydowanie niższa niż dwa tysiące złotych. A i tak pan Władysław uważał, że to dużo i ta kwota zapewnia mu wygodne i dostatnie życie.

Gdy go poznałam, był emerytem, mieszkał w jednym z najdłuższych w Polsce bloku na wrocławskim osiedlu.

Pan Władysław Fus zmarł 7 kwietnia 2019 roku. Został pochowany na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu (pole 124, 4 rząd od pola 125).

Tadeusz Piątek, do którego zadzwoniłam, by porozmawiać o panu Władysławie, podkreślił niesamowitą pogodę ducha naszego bohatera oraz jego radość życia.

Ostatnio świat oszalał na punkcie różnego rodzaju wyzwań, które czasami, według założeń pomysłodawców, mają służyć zbożnym celom. Oglądając te „akty odwagi”, warto przypomnieć sobie o naszych rodzicach, dziadkach, krewnych, którzy przed laty zaznali, co to głód i chłód. Pokonywanie zasp śnieżnych i brodzenie w błocie w drewniakach, które nie zabezpieczały przed zimnem i wilgocią, nie zapewniały stopom komfortu równego goretexowi, było wyzwaniem, przed którym każdego dnia stawali ci, których dzieciństwo i młodość przypadły na lata okupacji i czas powojenny. Każdy z nas popełnił „grzech” marudzenia przy jedzeniu, siedząc za stołem u dziadków. Czy pomyśleliśmy, że oni niejednokrotnie marzyli o tym, by najeść się do syta?

Popkultura codziennie podsuwa nam bohaterów stworzonych w większości przez hollywoodzkich scenarzystów. Niezniszczalni, a jednocześnie nierealni, niezasłużenie zajmują miejsce w zbiorowej wyobraźni widzów. Zapominamy o tym, że prawdziwi bohaterowie są wśród nas.

Może nie tak atrakcyjni, jak ci stworzeni w studiach filmowych, nie mieszczący się w kanonie estetyki wyznaczonym przez celebrytów. Często już pozbawieni zdrowia i sprawności fizycznej, z naznaczoną zmarszczkami twarzą. Ale ich historie są prawdziwe i świadczą o prawdziwym bohaterstwie.

Zastanawiam się, ilu jest takich bezimiennych bohaterów, których młodość, a co za tym idzie najlepsze lata aktywności zawodowej przypadły na czasy komuny. W wielu przypadkach zaangażowanie w działalność opozycyjną kosztowało utratę pracy i trudności ze znalezieniem nowej. Podejmowali się zajęć poniżej kwalifikacji, w dodatku za marne grosze, często pracując na czarno. A później nadszedł 1989 rok i realizacja planu L. Balcerowicza, (przygotowanego w oparciu o eksperymentalne założenia J. Sachsa), który doprowadził do upadku wielu zakładów pracy i bezrobocia. Prywatyzacja przeprowadzona pod kierownictwem J. Lewandowskiego dokończyła dzieła.

Dla bezimiennych bohaterów po raz kolejny nadszedł trudny czas – lat 90.; znów trzeba było walczyć, ale tym razem o pracę, która pozwoliłaby opłacić rachunki i dotrwać do emerytury. W wolnorynkowej rzeczywistości nie było dla nich miejsca. Zakłady pracy, z którymi byli związani, upadały, były planowo likwidowane, prywatyzowane lub sprzedawane. A w nowych firmach, korporacjach nie było dla nich miejsca, bo – jak pamiętamy – lata 90. to rynek pracodawcy, często z obcym kapitałem, poszukującego młodych, dynamicznych, elastycznych, wykształconych, którzy wiele zniosą dla kolejnego punktu w CV. Bezimienni bohaterowie nie wpisywali się w ten obraz. Z pewnością nie do pojęcia były dla nich te realia, tym bardziej, że beneficjenci komuny stali się jednocześnie beneficjentami okrągłostołowych zmian.

Nawet dzisiaj, po tylu latach, trudno zrozumieć system, który umożliwił dawnym funkcjonariuszom PZPR i służb bezpieczeństwa brylowanie w świecie polityki i biznesu.

Lata 90. to czas, kiedy bezimienni bohaterowie zaczęli osiągać wiek emerytalny. Wówczas okazało się, że ich staż pracy jest krótki, a zgromadzone na indywidualnym koncie emerytalnym środki nie zapewniają godziwego miesięcznego uposażenia. Niełatwo było pogodzić reguły systemu emerytalnego obowiązujące w gospodarce socjalistycznej z nowym systemem gospodarki wolnorynkowej. Ta mieszanka okazała się bolesnym eksperymentem dla rzeszy ludzi takich, jak pan Władysław. Dlatego niezrozumiałe dla mnie jest negowanie przyznawania emerytom dodatkowych świadczeń w postaci trzynastej i czternastej emerytury, szczególnie gdy czynią to osoby w dobrej sytuacji materialnej. Ale najdziwniejsza, oburzająca, a wręcz nieetyczna w mojej opinii jest sytuacja, gdy byli członkowie PZPR, nadal utrzymujący się na powierzchni życia publicznego, a co za tym idzie – bez kłopotów materialnych, nazywają to dodatkowe świadczenie kupowaniem wyborcy.

Myślę, że na barkach młodszej generacji opozycjonistów spoczywa odpowiedzialność za pamięć o starszych kolegach, którzy uczyli nas konspiracyjnego abecadła, służyli pomocą i radą. Warto przypomnieć sobie adresy, pod które przekazywaliśmy informacje, bibułę… Może w tych mieszkaniach czekają starsi ludzie pozostawieni sami sobie.

Oni nie wiedzą, gdzie się zgłosić, by otrzymać legitymację kombatanta, która umożliwi im korzystanie z opieki medycznej bez kolejki. Nie są zapraszani na świąteczne spotkania. Żyją w skromnych warunkach, za skromną emeryturę lub rentę. Pomóżmy im wydobyć się z niepamięci.

Cały Artykuł Marii Czarneckiej pt. „Pan Władysław i inni bezimienni bohaterowie” znajduje się na s. 14 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Marii Czarneckiej pt. „Pan Władysław i inni bezimienni bohaterowie” na s. 14 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Postkobieca rewolucja październikowa – wydanie polskie, z zewnątrz wspierane/ Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 77/2020

Wulgarność i antykatolickie, bluźniercze ekscesy pokazały, że rzekome kobiety będące w wypowiedziach propagandowych „rewolucją”, swoje zrobiły i mogą odejść. Ich miejsce zajęła tłuszcza.

Piotr Sutowicz

Rewolucja październikowa

W czasach komunizmu rocznica rewolucji październikowej w Rosji była obchodzona niezwykle hucznie. Nie miała, co prawda, rangi święta państwowego, co nakazywało obywatelom iść do pracy, a uczniom do szkół. Ci ostatni bywali tam w tym listopadowym – zaraz przypomnę dlaczego – dniu po to, by uczestniczyć w okolicznościowych akademiach, na których recytowano stosowne wiersze radzieckich i polskich komunistycznych poetów, tudzież śpiewano pieśni i piosenki rzekomo rewolucyjne. Sam byłem, widziałem, pamiętam. Mnie też kazano śpiewać i recytować. Szczególnie jakoś zapamiętał mi się stosowny okolicznościowy wierszyk Władysława Broniewskiego, zaczynający się od słów: „Kłaniam się rosyjskiej rewolucji czapką do ziemi, po polsku: radzieckiej sprawie, sprawie ludzkiej, robotnikom, chłopom i wojsku”.

Co do samej rocznicy, obchodzona była u nas 7 listopada, chociaż przez cały tydzień, w którym wypadała, organizowano jakieś imprezy towarzyszące, akademie, spektakle, w telewizji puszczano stosowne okolicznościowe filmy, zarówno dokumentalne, jak i fabularne, a w ramach teatru telewizji zdarzały się premierowe spektakle o Leninie. Starszym przypominać nie trzeba, a może… W końcu odzwyczailiśmy się od kalendarza juliańskiego i niezbędnej dla nas, łacinników, wiedzy, że kiedy w Rosji, obojętnie czy carskiej, komunistycznej, czy obecnej, jest jeszcze październik, my cieszymy się listopadem. Komuniści w Polsce, organizując swoje obchody, mieli z tym niejaki problem. Otóż 7 listopada dzieli od jedenastego tylko kilka dni, a jak się domyślamy, w tym drugim dniu obchodów żadnych robić nie należało. Co prawda, od czasu do czasu pojawiały się narracje w rodzaju „wpływ rewolucji październikowej na niepodległość Polski”, ale to był margines. Generalnie było jak z pierwszym maja: flagi, zarówno biało-czerwone, jak i te całkiem czerwone, mogły wisieć właśnie w tym dniu, ewentualnie drugiego do południa, ale w żadnym wypadku nie mogły pozostać do trzeciego.

Po co takie „popeerelowe” październikowe reminiscencje?

Ano, przypomniało mi się o nieboszczce sowieckiej rewolucji przy okazji naszej rodzimej. Ta wybuchła mniej więcej w tym samym czasie co sowiecka, tyle że w naszym czasie. Jej celem też było i chyba jest zniszczenie starego świata, i też na pewno stoi za nią zagraniczna propaganda, kapitał i polityka. Analogie są coś zanadto ewidentne, by z czystym sumieniem powiedzieć, że jako państwo i społeczeństwo nie za wiele nauczyliśmy się od historii.

Kobiety jako siła napędowa rewolucji

Proletariaty, będące siłą napędową rewolucji, mogą być różne: ten klasyczny, znany z rewolucji komunistycznych z przeszłości, lub nowy – zastępczy. Do rewolucji można zagnać np. aryjską większość przeciwko semickiej mniejszości – chociaż to też jest melodia przebrzmiała – młodzież, która wystąpi przeciwko starym, można do tego użyć ludzi z tzw. ruchu LGBT, ale można i kobiety przeciwko… no właśnie, czemu? Wmówić kobietom, że ich wrogami są mężczyźni, którzy nie chcą aborcji, jest hasłem chwytliwym, ale na dłuższą metę trudnym do utrzymania. We wszelkich protestach feministycznych i proaborcyjnych mężczyźni również uczestniczą. Można, co prawda, powiedzieć, że pełnią rolę, jaką w klasycznej interpretacji marksizmu państwowego okresu PRL pełniła tzw. postępowa inteligencja, która nie była klasą pracującą miast i wsi, ale za to ją wspierała i wraz z nią budowała socjalizm, a potem pewnie to samo miała robić z komunizmem. Niemniej wroga trzeba zdefiniować jakoś inaczej. Mężczyzna nadaje się do tej roli wtedy, gdy jest katolikiem albo żyje we własnej rodzinie, którą kocha. Źle, jeśli ma dziecko niepełnosprawne, bo nie można mu nic zarzucić. Wtedy można powiedzieć, że jest wsteczny, opresyjny, sprzyja pedofilom w sutannach i do tego zmanipulował bądź zmusił swoja żonę (partnerkę) do cierpień związanych z urodzeniem chorego „płodu”, bo do tego sprowadzała się początkowa retoryka postkobiecej rewolucji.

Później wszakże, jak w każdej rewolucji, hasła się radykalizowały. Po jakimś czasie trudno je było jednoznacznie zracjonalizować, trudno też podejrzewać, by stały za nimi autentycznie bojące się urodzenia ciężko chorego dziecka panie. Wulgarność i antykatolickie, bluźniercze ekscesy, które wtargnęły w przestrzeń publiczną, czyniąc przedmiotem wrogości wszystkich dookoła, łącznie z tymi, którzy odmawiali różaniec, pokazało jedno: rzekome kobiety będące, w wypowiedziach propagandowych „rewolucją”, swoje zrobiły i mogą odejść. Ich miejsce zajęła tłuszcza, która – i tu znowu cytat – „wyrażała swój słuszny gniew”.

Od początku wiadomo, że nie o kobiety tu szło. Tak jak nikogo z twórców tej kampanii nie obchodzi ich prawo wyboru do urodzenia chorego dziecka. Co najwyżej może chodzić o nieskrępowaną możliwość dokonywania aborcji, choć trzeba zaznaczyć, że jest to tylko jeden z celów rewolucji.

Ona

Ta rewolucja, gdybyśmy ją uosobili, chce tego co zwykle: zburzenia porządku i zastąpienia go innym ładem, czy raczej przeciwieństwem ładu. O to chodziło kiedyś bolszewikom, nazistom, ale i ruchom kontrkulturowym, Pol Potowi, aktywistom LGBT i tak dalej. Po prostu nadarzyła się okazja i wykorzystano ją maksymalnie, zarządzając irracjonalnym strachem przed zniewoleniem rzekomo serwowanym przez rząd i Kościół.

Rewolucja jest najczęściej ładnie opakowana. Na pudełku napisane jest „wolność”, a jej się generalnie chce. Niestety w dzisiejszym ponowoczesnym świecie to pojęcie sprowadza się do zwykłej anarchii, wynikającej ze słynnego „róbta co chceta”. Jedni w związku z tym chcą ćpać i prawa do ćpania się domagają, drudzy chcą afirmacji swoich odmiennych od większościowych postaw seksualnych czy ogólnie obyczajowych. Im bardziej coś jest dziwne, im trudniejsze do estetycznej czy moralnej akceptacji, tym jaskrawiej się eksponuje. Jeszcze inni nie wiedzą, czego chcą, ale – chcą.

Wszystko, co tu piszę, jest pewną oczywistością, widzieliśmy to w mediach, zarówno tych starego typu, jak i nowszych, tzw. społecznościowych. Tam też można było najbardziej jaskrawo zobaczyć falę nienawiści do świata, jaka wylewała się spod palców piszących na klawiaturach. Pogardę tę widać było na zdjęciach i filmikach.

Obrazki te nie są taką znowu nowością, w Polsce też mieliśmy przygrywki do tego, co się działo. Do nich należy zaliczyć wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu sprzed 10 lat, ale też ekscesy z lata tego roku, których symbolem stał się facet drapiący się publicznie po jajkach (przepraszam za słowa, ale to tylko opis tego, co i tak wszyscy widzieli). Takie zachowania są stare jak świat. Objawy dekadencji w takiej postaci towarzyszyły wszystkim rewolucjom rozwalającym zastany porządek. Tak było w rewolucji francuskiej czy towarzyszyło przewrotowi komunistycznemu w Hiszpanii w latach trzydziestych; o bolszewikach w tym tekście napisałem już wystarczająco wiele.

Gdybyśmy weszli głębiej w historię, to być może trzeba by sobie zadać pytanie: czy dekadencja jest narzędziem rewolucji, czy też odwrotnie, istnieje sama z siebie i ją tylko wykorzystuje? Dekadencki Rzym na przełomie starożytności i średniowiecza upadł pod naporem barbarzyńców, ale nie był przecież ich dziełem.

Pewnie prawda leży pośrodku, niemniej jestem zdania, że pewne zjawiska występujące samoistnie są z zewnątrz wspierane.

Jedno jest pewne. To nowe, które idzie, nie jest propozycją nowej organizacji życia społecznego, to prosta droga do jego dezorganizacji. Zakłócanie możliwości przemieszczania się ludzi, organizacji gospodarki, a przy okazji zaburzanie funkcjonowania łańcucha dostaw, który w czasie medialno-politycznej pandemii i tak był zakłócony, ma służyć jednemu: obaleniu władzy.

Cui bono?

W tym miejscu trzeba zadać to stare prawnicze, choć może również polityczne pytanie: Kto tak naprawdę na rozróbie w Polsce korzysta? Po pierwsze ci, którzy chcą zmiany władzy w Polsce. Na pewno do tej grupy zaliczają się wszelkie globalne ośrodki lewicy, ogromnie możne i w takim samym stopniu bogate. Zmiana władzy czy wręcz anarchizacja życia w Polsce może też być na rękę różnym ośrodkom siły, globalnym jak i regionalnym. Na pewno za PiS-em nie przepadają Niemcy, którzy mimo przeprowadzonej denazyfikacji i wizualnym pozbyciu się atrybutów mocarstwowości nie porzucili swych marzeń o panowaniu na wschodzie. Nie chodzi o to, że partia ta w swym programie czy gospodarczych przedsięwzięciach jest jakoś szczególnie antyniemiecka, ale w dyskursie wewnętrznym na pewno na taką się kreuje. Jeśli chodzi o konkrety, to prawdopodobnie bardzo irytuje naszych zachodnich sąsiadów blokowanie możliwości dokończenia budowy rurociągu Nord Stream 2, która to blokada identyfikowana jest z polsko-amerykańską zmową. Poza tym polityka niemiecka, tak na użytek wewnętrzny, jak i na eksport, zdaje się być mocno lewicowa i lewicowość wspiera, z wyjątkiem sytuacji, w której zagrożone są czysto niemieckie interesy. Z jednej strony jest to dość dziwaczny balans, z drugiej jednak trudno go krytykować, gdyż do tej pory przynosił temu krajowi i jego narodowemu kapitałowi zdecydowane korzyści.

Skoro wymieniłem ów fatalny rurociąg i jego beneficjentów, to trzeba uczciwie przyznać, że Rosja też nie przepada za władzą w Polsce, którą może obarczać kilkoma swoimi międzynarodowymi porażkami, a kwestia wydarzeń smoleńskich z kwietnia 2010 roku zdaje się być ciągle niezabliźnioną politycznie raną. Poza tym pamiętajmy, że dla części rosyjskich polityków Polska jest bliską zagranicą, która winna być objęta strefą wpływów.

Oba ośrodki na pewno starają się mieć wpływ na media i propagandę. Bez wątpienia dysponują tu swoimi narzędziami.

Nie przypadkiem ekolodzy w Polsce nie protestują przeciwko budowie gazociągu czy ściekom w Wiśle, ale przeciw przekopowi Mierzei Wiślanej

To już jest oczywiście tylko jeden, stosunkowo mały przykład. Na pewno można jeszcze dla ilustracji dodać znaną wypowiedź lewicowego polityka, obecnie prezydenta stolicy, który kwestionował konieczność budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego wobec istnienia eleganckiego lotniska w Berlinie. Nietrudno odnieść wrażenie, że wojna światopoglądowa, jaka obecnie się u nas rozpętała, może mieć korzenie geopolityczne.

Na arenie międzynarodowej Polska jest sojusznikiem, o ile nie wasalem Stanów Zjednoczonych. Wydaje się więc, że tam nie znajdziemy chętnych do destabilizowania sytuacji. Twierdzenie takie jest jednak naiwnością. W USA też trwa spór polityczny o podłożu ideologicznym i ma on swe odzwierciedlenie w koncepcjach polityki zagranicznej. Było to widać w trakcie kampanii prezydenckiej i na pewno będzie widoczne w późniejszym czasie. Polityka USA wobec Polski jest wyraźnie niekonsekwentna. Z jednej strony mamy wypowiedzi Donalda Trumpa o tym, jak jesteśmy ważni, z drugiej – połajanki pani ambasador mówiącej o tym, że stoimy po złej stronie historii. Może to być zaplanowana strategia, zabawa w dobrego i złego glinę, trudno powiedzieć. Nie należy zapominać, że w Stanach Zjednoczonych są różne globalne ośrodki finansowe, także te rewolucyjne, co każe nam brać pod uwagę, że i stamtąd może płynąć bezpośrednia inspiracja i pieniądze dla potencjalnej rewolucji w Polsce.

Wszystkie te wymienione przeze mnie powierzchownie możliwości łączy nacisk światopoglądowy, jakby niezależny od geopolityki; albo inaczej: światopogląd staje się narzędziem walki geopolitycznej. Tak już w historii bywało. Przecież panowanie komunizmu w Polsce wiązało się z przynależnością naszych ziem do określonego bloku geopolitycznego.

Zmiana oblicza światopoglądowego Polski jest na rękę podmiotom na pozór nie mającym ze sobą wiele wspólnego. Wspierają one różne grupy nacisku, które przypadkiem, albo i nie przypadkiem, spotkały się przy okazji rewolucji październikowej.

Dlaczego?

Czy to można było przewidzieć? Trudno powiedzieć. Przynajmniej z mojej perspektywy skala zjawiska każe przypuszczać, że wybuch został gdzieś przygotowany i zorganizowany. To, że nie było go widać na poziomie mediów, to nic dziwnego, ale czy na pewno nie wiedziały o tym służby? Wydaje się to rzeczą dziwną. Możemy mieć do czynienia z kilkoma możliwościami: albo służby wiedziały i sprzyjały nowemu ruchowi, w sensie – nie są lojalne wobec rządzących w Polsce, albo wiedziały i rzecz całą koordynowały, co daje pole do różnych domysłów, które na razie pozostawię na boku, albo nie wiedziały, co oznacza, że nasze państwo, mimo rządowych deklaracji, jest w stanie opłakanym. Ponieważ nie jestem władny tej kwestii rozstrzygnąć, zajmę się czym innym: dlaczego grunt pod protesty był tak podatny?

Otóż przede wszystkim mogliśmy jasno zobaczyć efekty kilku dziesiątek lat działalności systemu szkolno-wychowawczego i pracy mediów liberalnych i lewackich. To, że protesty tak masowo poparła młodzież, oznacza też kompletną klęskę np. katechezy szkolnej i wszystkich modeli i programów duszpasterskich. Oczywiście mam tu na myśli ich wymiar społeczny i nie odnoszę się do indywidualnego nawrócenia określonych ludzi.

Niestety poległo zupełnie wychowanie patriotyczne oparte na historii. Młodzież, która przeszłości nie zna i znać nie chce, jest gotowa na wszystko i podatna na każdy głos namawiający ją do najbardziej szkodliwych działań. Nie jest to oczywiście zjawisko wyłącznie polskie.

Pisze o tym choćby Papież Franciszek w swej ostatniej encyklice Fratelli tutti jako o problemie globalnym. Być może jest to kolejna podpowiedź pozwalająca nam poszukiwać źródła rewolucji w bezdusznym, globalnym kapitalizmie, bawiącym się ideologiami i wykorzystującym je do swoich egoistyczno-finansowych celów. Jest to więcej niż prawdopodobne. Najprawdopodobniej Papież wie, o czym pisze. To z powodu tego zagrożenia nawołuje on do powrotu do wartości narodowych osadzonych właśnie w historii, tyle tylko, że jego też upolityczniono i wsadzono do wora z ekologami i różnymi dziwakami.

Ta ostatnia konstatacja oczywiście nie na wiele nam się przyda. Stracone lata bardzo trudno będzie odrobić, o ile w ogóle okaże się to możliwe. Kolejne miesiące coraz bardziej ukażą nam przesunięcie dyskursu społecznego na lewo, w stronę anarchizacji, a to bardzo szybko może się skończyć narodową katastrofą. Ponieważ przedział pomiędzy dniem, kiedy piszę ten tekst, a dotarciem tych słów do czytelnika dzieli spora przepaść czasowa, to być może, że ta oto moje projekcja już się zrealizowała.

Wracając na koniec do mojego wstępu poświęconego recepcji obchodów rocznicy rewolucji październikowej w okresie mojego dzieciństwa: przyszedłem na świat i dorastałem w czasie i na obszarze, gdzie obowiązującą narracją była ta o determinującej roli walki klas w historii. W Polsce była ona wręcz zadekretowana prawnie. Na szczęście to się skończyło, ponieważ mało kto w nią wierzył, a jeśli nawet tacy byli, to większość tej wiary nie podzielała. Zapewne częściowo był to niezawiniony sukces szkoły, gdzie sztuczność państwowych obchodów budziła raczej politowanie bądź opór zamiast akceptacji.

Niestety lata mijają i sytuacja się odwróciła. Być może wielkimi krokami zbliżamy się do rzeczywistości, w której walka klas stanie się praktyką życia. Oby nie.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja październikowa” znajduje się na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „Rewolucja październikowa” na s. 12 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Chaos w naszych chrześcijańskich głowach. Prawo Boże musi być naszym ludzkim prawem (6)/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Nie możemy uznać, że skoro za zniszczeniem naszej cywilizacji stoją tak wielkie siły i tak wielkie pieniądze, to musimy ulec, żeby nie polec. Najważniejsze, co musimy zrobić, to nawrócić się.

Na początek proste pytanie. Czy chcielibyście, żeby wychowawcą Waszych dzieci był człowiek, który swoje oddał sierocińca? Pomyślcie przez chwilę…

Jan Jakub Rousseau, wybitny myśliciel Oświecenia, chociaż pięcioro własnych dzieci oddał do przytułku, to zostawił nam wiekopomne wskazówki, jak mamy żyć.

Jak mamy żyć, żeby zaznać w życiu szczęścia osobistego (Emil) i zbudować idealne państwo z najlepszym ustrojem (Umowa społeczna). Tymi wskazówkami zachwyciły się dorastające dzieci epoki (głównie we Francji), późniejsi przywódcy rewolucji 1789 roku.

Byli też inni ojcowie rewolucji, ale my, Polacy, zachwycamy się głównie Rousseau, ponieważ w odróżnieniu od innych ówczesnych piewców wolności, finansowanych przez carycę Katarzynę, poparł sprawę polską i konfederację barską. Wróżąc Rzeczypospolitej świetlaną przyszłość… tuż przed jej upadkiem.

Dla rozważań o chaosie w naszych chrześcijańskich głowach, nie tylko w kategorii „zakłamanie”, Rousseau jest wręcz wymarzonym przykładem. Jest jednym z twórców Oświecenia. Epoki, która po Odrodzeniu zrobiła następny krok w kierunku przepaści.

Bo choć Odrodzenie w miejsce Boga ustawiło na piedestale człowieka, to jednak zakładało opłacalność życia doczesnego zgodnie z Prawem Bożym. Oświecenie podważyło ten „zabobon”, doszukując się pierwotnych praw naturalnych, niezakłóconych religią księży i tradycją ludzką.

Dzięki samoistnemu intelektowi oświeconych, można je było dla dobra ludzkości na nowo odkryć i sformułować. A kto by nie chciał się z tymi przedcywilizacyjnymi prawami zgodzić, tego sprawiedliwość rewolucyjna oszczędzić nie mogła.

Jak Odrodzenie tylko odstawiło w kąt I tablicę Dekalogu, tak Oświecenie rozbiło ją na kawałki. A co z II? Jan Jakub Rousseau najchętniej zrobiłby z nią to samo, odwołując się do niczym nieskrępowanej idyllicznej miłości. Postulując zniszczenie wszelkich instytucji społecznych stojących pomiędzy obywatelem a rządem, zasiał złe ziarno w głowach przyszłych rewolucyjnych terrorystów – ziarno totalitaryzmu.

Nie wszystko się Oświeceniu i wynikającym z niego rewolucjom społecznym udało. Nie udało się zniszczyć rodziny, chociaż próbowano. Nie udało się zmienić tygodnia z 7 na 10 dni, żeby obalić ostatecznie Dzień Pański. Nie udało się obalić żadnego przykazania społecznego z II Bożej tablicy. Chociaż wiele udało się wypaczyć. Tu jednak drobna uwaga: jeszcze się nie udało. Bo od czasów Oświecenia tym próbom jesteśmy przez cały czas poddawani. Udało się jedno: wmówić nam wszystkim, że istnieje coś takiego jak prawa naturalne. Prawa naturalne, które są samoistne i przypisane ludziom z racji urodzenia, a nie stworzenia. A skoro tak, to po co nam Prawa Boże? Przecież Jego też, ani chybi, wymyślił genialny umysł ludzki, żeby kiedyś tam łatwiej było żyć.

W XXI wieku po co nam to? Mamy przecież najbardziej oświeconą Komisję Europejską i Trybunał Sprawiedliwości, i pięćdziesiąt jeden płci, do których każdy człowiek ma niezbywalne, przyrodzone prawo. I w żadnym wypadku nie jest to żart. A kto tego nie rozumie, nie dostanie ani grosza.

Zgodnie z przewodnią myślą Rousseau, niszczone są wszelkie instytucje społeczne chroniące człowieka przed despocją (podobno sam twórca chciał dobrze). Niszczona jest średnia i drobna przedsiębiorczość. Niszczona jest własność i pieniądz – jej miernik. Zniszczone zostały wolne media, które służyły kontroli możnych tego świata w interesie zwykłych obywateli. Najbogatsi i najbardziej wpływowi ludzie świata kupili je wprost lub za reklamy. Niszczony jest Kościół – największy obrońca ludzi przed zakusami władzy politycznej. Wreszcie, choć to jeszcze w oświeconych głowach się nie mieściło, niszczone jest państwo. W tamtych czasach nie było jeszcze korporacji.

Jak możemy się obronić i wygrać? Przede wszystkim nie możemy się poddać defetyzmowi. Nie możemy uznać, że skoro za zniszczeniem naszej cywilizacji stoją tak wielkie siły i tak wielkie pieniądze, to musimy ulec, żeby nie polec. Najważniejsze, co musimy zrobić, to nawrócić się. Ale nawrócić siebie, a nie sąsiada. Sąsiad niech sam się nawróci. A wstępem do takiego wielkiego dzieła niech będzie gorliwa modlitwa do Pana Boga o łaskę wiary. I pierwsza ofiara przebłagalna – odrzucenie sekularyzacji naszego sumienia. Jeżeli coś nie zgadza się z Dziesięcioma Przykazaniami, nie róbmy tego. A swoje talenty rozwijajmy tylko i wyłącznie w zgodzie z Bożym Prawem. Bez dróg na skróty i bez machlojek, które uważamy za małe, a pochłaniają nas bez reszty.

Przyjmijmy Dekalog, cały Dekalog, jako obowiązujące nas indywidualnie prawo. I uznajmy, że prawo państwowe, choć dotyczy wierzących i niewierzących, musi być z nim zgodne.

Wielki oświeceniowy myśliciel lub religijny szaleniec dowodziłby, że dla ocalenia naszej ojczyzny i narodu wszyscy musimy się nawrócić. I po upadku łatwo wykazałby swoją nieomylność, bo wszyscy nigdy się nie nawrócą. Ale ja, skromny Jan Kowalski, nawet nie aspiruję do takiej roli. A przeżywszy swoje, wiem, że niewiele osób się nawróci. To znaczy dozna łaski nawrócenia, bo to Pan Bóg dokonuje każdego indywidualnego aktu. I nie smucę się tym. Wystarczy naprawdę niewielu napełnionych Duchem Świętym, żeby zmieniło się wszystko. Apostołów było tylko dwunastu, a zmienili cały świat.

Jak to się ma do polityki? I jak Prawo Boże może stać się trzecim kamieniem węgłowym naszej ojczyzny, po Miłości i Wolności, które opisałem w poprzednich odcinkach? Samodzielnie się to nie stanie. Do tego potrzebna jest odwaga. Prawdziwa chrześcijańska Odwaga – czwarty i ostatni kamień węgłowy.

Jan A. Kowalski

PS Sędzia TK Krystyna Pawłowicz zaapelowała do prezesa TVP Jacka Kurskiego o niedopuszczenie do śpiewania kolęd przez piosenkarki popierające zabijanie dzieci nienarodzonych. Brawo, Pani Krystyno! To jakby Heroda zaprosić do kołysania Dzieciątka.