II RP, wojna, PRL, transformacja – „Moje wspomnienia” Marii Aleksandry Smoczkiewiczowej. Komentarz syna do książki Matki

Bezpartyjność w czasach PRL-u nie oznaczała braku zainteresowania polityką i losami Ojczyzny. Przeciwnie, była dowodem przywiązania do wartości patriotycznych, silnego charakteru i niezłomności.

Marian Smoczkiewicz

Moje wspomnienia autorstwa Marii Aleksandry Smoczkiewiczowej to niezwykle pasjonująca opowieść o niej samej i jej najbliższych, rozgrywająca się na tle panoramy wydarzeń w państwie polskim w ciągu XX wieku.

Jesteśmy świadkami przeżyć małej dziewczynki podczas podróży wielodzietnej rodziny pociągiem w 1919 roku do odradzającej się Polski. Otrzymujemy dokładny opis systemu szkolnictwa w okresie międzywojennym i ówcześnie istniejących korporacji akademickich. Wiele miejsca Maria Aleksandra Smoczkiewiczowa poświęciła doświadczeniom jej rodziny w trakcie II wojny światowej. Bystrym okiem obserwowała także powojenne przemiany zachodzące w PRL. (…)

Okładka książki Marii Aleksandry Smoczkiewiczowej pt. Moje wspomnienia,Wydawnictwo Miejskie Posnania i Wydawnictwo PTPN

Wybuch II wojny światowej we wrześniu 1939 roku nałożył się na bardzo trudną sytuację rodziny Smoczkiewiczów. Moja matka chorowała przez wiele tygodni (nie znam choroby). W tym czasie urodziła się moja

młodsza siostra Aniela, która zmarła krótko po narodzeniu. Niepewność każdego dnia o los bliskich i przyjaciół była powszechna, a szczególnie w Bydgoszczy. To właśnie w Bydgoszczy Niemcy wykazali się wielką nienawiścią, wsparci przez miejscową mniejszość niemiecką, która przygotowała listy polskich mieszkańców miasta przeznaczonych do eksterminacji. Miała to być okrutna zemsta za tzw. krwawą niedzielę – prowokację niemiecką zorganizowaną w Bydgoszczy kilka tygodni wcześniej.

Na przełomie października i listopada 1939 roku mój ojciec, mecenas Marian Smoczkiewicz, otrzymał wezwanie na Gestapo. Nikt sobie w tamtym czasie nie zdawał sprawy, co się za tym kryje, jak wielkie niebezpieczeństwo. Wielu miało nadzieję, że wezwanie to zwykła formalność. Ojciec, jak wynika ze wspomnień, czuł jednak, że może zginąć.

Ostatni obraz, jaki zapamiętała moja matka, złożona w tamtym momencie chorobą, to sylwetka taty klęczącego u brzegu łóżka i ofiarującego swoje życie Bogu za nas. Ojciec zgłosił się na wezwanie i od tego momentu wszelki ślad po nim zaginął.

Mimo licznych zapytań ze strony rodziny nigdy nie otrzymaliśmy żadnej informacji ani odpowiedzi od Niemców, a także po wojnie od instytucji takich, jak Czerwony Krzyż itp. Ojciec przed wojną miał w Bydgoszczy kancelarię adwokacką, którą tworzył do spółki z Zygmuntem Siodą. Był bardzo aktywnym działaczem społecznym, należał również do Akcji Katolickiej, gdzie na różnych spotkaniach wypowiadał się o zagrożeniu niemieckim i niebezpiecznej dla państwa polityce i działaniach niemieckich na Pomorzu. Był na pewno odnotowany przez licznych szpiegów niemieckich operujących w Bydgoszczy, a poza tym należał do inteligencji, którą Hitler w pierwszej kolejności chciał zlikwidować.

Pomimo licznych starań ze strony mojej matki i rodziny nie udało się zdobyć jakichkolwiek informacji o losie ojca. Również po wojnie matka wielokrotnie brała udział w identyfikacji ciał wydobytych z masowych grobów w okolicach Bydgoszczy. Oględziny jednak nie pozwoliły na ustalenie daty śmierci ani miejsca pochówku ojca. W Instytucie Pamięci Narodowej, poza informacją złożoną przez matkę, nie ma więcej danych; innymi słowy – nigdy nikt nic nie dopowiedział. Warto też dodać, że dozorca kamienicy, w której mieszkali rodzice, krótko po aresztowaniu ojca miał się spytać: „czy warto było być antyniemieckim”. Jak się szybko okazało, wszystko wskazuje na to, że to on był donosicielem. Zresztą krótko po wybuchu wojny został folksdojczem.

Matka nigdy nie znalazła materialnych dowodów tego, że ojciec nie żyje, ale też nigdy nie pogodziła się z tą myślą i mimo upływu lat nie wystąpiła do sądu o uznanie ojca za zmarłego. To znaczy, że on z nami stale był, chociaż duchowo.

Matka po 3 latach małżeństwa straciła ukochanego męża, straciła córkę i dorobek materialny (mieszkanie, większość mebli, część obrazów i inne ważne pamiątki). Jednak oboje przeżyliśmy nie tylko okupację, ale też lata stalinizmu. Jakimś cudem ja, sam mając za sobą ponad osiemdziesięcioletnie doświadczenie życiowe, mam szansę dziś dać świadectwo. Świadectwo, że ofiara życia mojego Ojca nie poszła na marne.

Nie było czego szukać w Bydgoszczy i w krótkim czasie przenieśliśmy się do Poznania, gdzie mieszkała większość krewnych. Wszyscy członkowie rodziny byli w jakiś sposób zaangażowani w ruch oporu przeciwko okupacji niemieckiej. Bracia mego ojca i matki albo zostali zamordowani, albo w różnym czasie aresztowani i do końca wojny przebywali w obozach koncentracyjnych. Brat ojca, Stanisław Smoczkiewicz, członek zarządu podziemnej organizacji „Ojczyzna”, został osadzony w Forcie VII w Poznaniu i rozstrzelany. Miejsca pochówku nigdy nie zdołaliśmy ustalić. Brat matki, Marian Ewert-Krzemieniewski, zginął w Warszawie, również w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Powodów do strachu i niepokoju o bliskich nie brakowało. Do tego dochodziły liczne rewizje w domu, wysiedlenia w coraz gorsze warunki mieszkaniowe i narastające z upływem wojny problemy zaopatrzeniowe – po prostu głód.

Po zakończeniu wojny matka była jedną z pierwszych osób, które zgłosiły się do ratowania pozostałości po rozkradzionym przez Niemców i częściowo Rosjan dobytku wydziału chemii Uniwersytetu Poznańskiego (Collegium Chemicum, ul. Grunwaldzka).

Dla mnie, wówczas chłopca siedmioletniego, był to przede wszystkim okres, kiedy ojcowie wielu kolegów wracali z wojny lub przysyłali wiadomości, że żyją i jak planują połączenie z rodziną. U nas w tej sprawie panowała cisza, która nigdy nie została przerwana jakąkolwiek wiadomością.

Matka rozpoczęła pracę na uniwersytecie i aż do emerytury była związana ze szkolnictwem wyższym. (…)

Była niezwykle prawym człowiekiem, głęboko wierzącym, o silnych zasadach moralnych. Warto też podkreślić, że nigdy nie zgodziła się, by zasilić szeregi Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Do końca swojej działalności zawodowej została bezpartyjna. (…) Bezpartyjność w czasach PRL-u nie oznaczała braku zainteresowania polityką i losami swojej Ojczyzny. Wręcz przeciwnie, była dowodem przywiązania do wartości patriotycznych, silnego charakteru i niezłomności. Ponadto matka była praktykującą katoliczką, dając przez całe życie świadectwo żywej wiary. Nigdy nie opuściła mszy św. niedzielnej, od czasu II wojny światowej do końca swojego życia podjęła dodatkowo post w soboty, była wielką czcicielką Różańca Świętego. Ta postawa życiowa skutkowała też tym, że matka nie otrzymała wielu stanowisk, na które z pewnością zasługiwała.

Wysoka, elegancka, wytworna w sposobie bycia – była bardzo lubiana przez swoich współpracowników, studentów i szanowana przez rywali. Świetnie znała trzy języki obce oraz łacinę. Doskonale godziła pasje i osiągnięcia naukowe z rolami matki, babci, siostry itd. (…)

Jest rzeczą godną uwagi, że z mojej ścisłej rodziny, bardzo okaleczonej przez wojnę – strata ojca, śmierć mojej siostry – wyrosło wielkie drzewo rodzinne.

Z moją żoną Jadwigą z domu Sagan mamy czworo dzieci: Aleksandrę, Pawła, Annę i Barbarę. Wszyscy ukończyli studia, założyli swoje rodziny i mają dzieci. Łącznie mamy 13 wnuków (w tej liczbie tylko 3 dziewczynki) oraz 2 prawnuczki. To jest wartość nie do przecenienia. Tego się nie kupi za żadne pieniądze. To jest szczęście, za które można Bogu dziękować. Myślę, że matka swoją postawą i ciężką pracą stworzyła warunki do takich rezultatów, a ojciec wspierał nas z Nieba.

Maria Aleksandra Smoczkiewiczowa, Moje wspomnienia, Wydawnictwo Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk i Wydawnictwo Miejskie Posnania, Poznań 2020

Cały artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Wspomnienia mojej Matki” znajduje się na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 80/2021.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Mariana Smoczkiewicza pt. „Wspomnienia mojej Matki” na s. 8 lutowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Społeczny szantaż moralny jako metoda zarządzania państwem. Niech żyją wolne media! / Felieton Jana A. Kowalskiego

Czy Amerykanie znowu tupną nogą, a polski rząd znowu się przestraszy? Nie wiem, pewnie tak. Wiem jedno. Najwyższy czas skończyć z idiotycznym psuciem prawa i mieszaniem podatków z szantażem moralnym.

Prawie przegapiłem zamieszanie związane z projektem „ustawy reklamowej”. Całą środę, od świtu do zmierzchu, spędziłem w samochodzie z włączonym radiem reżimowym (Trójka). I z krótką przerwą o godzinie 15 na Radio Maryja. Ale gdy w Trójce jakiś lekarz znowu zaczął mnie straszyć, że spadek zachorowań na Covid-19 musi zaowocować ich wzrostem w najbliższej przyszłości, zmieniłem stację na Radio Złote Przeboje. I tak dotknęła mnie brutalna rzeczywistość protestu ws. wolnych mediów. Zamiast starego przeboju, który wszyscy znamy, usłyszałem złowieszczy komunikat.

W domu odpaliłem komputer i żeby wiedzieć, co myśleć przez resztę dnia, natychmiast udałem się pod adres wnet.fm 😊 A tam komunikat o braku zgody Radia Wnet na projekt nowej ustawy, podpisany przez szefa wszystkich szefów, Krzysztofa Skowrońskiego. Dla korekty patriotycznej (= pisowskiej) postawy, odwiedziłem zaraz portal braci Karnowskich. Najgłupszy, nieprzemyślany pomysł okołorządowy, który potem jest wyrzucany do kosza, tam jest zawsze witany entuzjastycznymi brawami. Nic się w tym względzie nie zmieniło. Zatem, chociaż wolę oglądać obrazki, sam musiałem przeczytać ten projekt.

Tytuł felietonu w pełni oddaje moje pierwsze odczucie po lekturze. Tego chyba nie pisał prawnik, ale rządowy piarowiec. A może sklecili to obaj. Prawdopodobnie ci sami, którzy cały czas podpowiadają premierowi Morawieckiemu jego kolejne pomysły.

To Mateusz Morawiecki wprowadził ten zwyczaj do polskiej polityki – nazywanie podatku daniną lub składką solidarnościową na biednych i chorych.

W projekcie ustawy mamy to właśnie – nowy podatek (oczywiście, że składka) pomoże umierającym na Covid-19, chronić zabytki i dofinansuje polskie media. Klasyczny groch z kapustą. Mamy tu małe media klasyczne, jak radio i gazety, uzyskujące przychody z reklam. I nie wiedzieć czemu opodatkowuje się reklamy radiowe od wartości 1 mln złotych, a gazetowe od 15 milionów. Przecież koszty funkcjonowania radia (np. Wnet) są o wiele wyższe niż wydawania największej gazety w Polsce, czyli „Kuriera WNET”.

Ale to jeszcze nic, bo w drugiej części ustawa dotyczy wielkich korporacji cyfrowych z przychodami powyżej 750 mln euro na świecie lub 5 mln euro w Polsce. I tu dochodzimy do sedna nowego pomysłu, który, rzecz jasna, również trafi do kosza. Pierwsza część ustawy stanowi zasłonę dymną dla drugiej. Przypomnijmy, jesteśmy częścią Unii Europejskiej, ale najważniejszym naszym sojusznikiem są Stany Zjednoczone. Dlatego, gdy podatek cyfrowy od wielkich amerykańskich korporacji (Facebook, Google, Amazon) wprowadzały Francja, Włochy, Austria, Hiszpania i Wielka Brytania, polski rząd w roku 2019 zapewnił Donalda Trumpa, że nigdy tego nie zrobi. Pochwalił nas za to sam Mike Pence. Dziękujemy 😊

Donald Trump nie został wybrany na drugą kadencję, w dużej mierze dzięki tym właśnie korporacjom (o paradoksie będzie następnym razem), zatem możemy ponownie spróbować. Jednak nie wprost, ale przy zapewnieniu wyjątkowo mocnego alibi.

Popatrzcie, Amerykanie, opodatkujemy Was, ale przecież nie oszczędzamy też rodzimych szaraczków. A poza tym, to nie będzie żaden podatek (co za okropne słowo), ale solidarnościowa składka na umierających na Covid-19, na nasze rozsypujące się zabytki i w końcu na nasze ledwo zipiące media narodowe (pod warunkiem zgodności z aktualnie obowiązującą linią rządową). To co, dorzucicie się?

Czy Amerykanie znowu tupną nogą, a polski rząd znowu się przestraszy? Nie wiem, pewnie tak. Przecież to Big Tech pomogły wygrać Bidenowi. Wiem jedno. Najwyższy już czas skończyć z idiotycznym psuciem prawa i mieszaniem podatków z szantażem moralnym. Tym wszystkim, w czym specjalizuje się polski rząd pod wodzą największego polskiego piarowca od czasów Edwarda Gierka, Mateusza Morawieckiego.

A może już czas zmienić samego… O matko!, aż się przestraszyłem na samą myśl.

Jan Azja Kowalski

PS Pragnę uspokoić mojego znajomego, samozatrudnionego programistę Marka. Nie, nie zapytam Premiera o to, dlaczego obniżył podatek liniowy dla najbardziej dochodowej branży, jaką jest IT, z 19 na 5% 😊

Dziś ten jest ważny, kto włada klawiszem DEL, nie guzikiem atomowym / Andrzej Jarczewski, „Kurier WNET” nr 80/2021

Bardzo mała część ludzkości zawładnie resztą, korzystając z algorytmów sieciowych i skutków przetwarzania problemów świata w chmurze obliczeniowej. Tym będzie można sterować, to można będzie kasować!

Andrzej Jarczewski

Chmura ma ideologię

Mocarze są już mocniejsi od mocarstw! Prezydent wielkiego państwa może być cenzurowany, a nawet wykluczony z byle czego, byle kiedy, przez byle kogo, za byle co. Dziś nie ten jest ważny, kto ma dostęp do guzika atomowego, ale ten, kto włada klawiszem DEL. Bo guzika atomowego nikt nie dotknie, a unicestwić człowieka w sieci może każdy, kto… może.

Gdy pod hasłami „terapii szokowej” podawano polskiej gospodarce truciznę, gdy za bezcen wyprzedawano dorobek dziesięcioleci obcemu kapitałowi pod hasłem „prywatyzacji”, głoszono tezę, że kapitał nie ma narodowości. Dużo czasu upłynęło, zanim wszyscy zrozumieli, że była to teza kłamliwa, że jest odwrotnie, że to polska narodowość nie ma kapitału! Dziś niektórzy głoszą, że chmura nie ma ideologii. Nie dodają, że ideologia ma chmurę. Opanowała ją i zmonopolizowała.

Rezultat prywatyzacji w warunkach braku polskiego kapitału był tak oczywisty, że tylko dziwić może skala ówczesnego społecznego przyzwolenia na grabież. Ale cóż, w peerelu uczono nas nie ekonomii, lecz ideologii. Za to teraz uniwersytety pełną przepustowością transmitują ideologię chmury. Skutki zadziwią nas wkrótce.

Mocarze i monopole

Na naszych oczach zmienił się paradygmat mocarstwowości. Jeszcze nie tak dawno o sprawach tego świata decydowały rządy kilku mocarstw.

Dziś te państwa są nadal potężne, ale o ważnych dla obywateli sprawach decydują nie rządy i nie parlamenty, lecz wodzowie wielkich imperiów cyfrowych. W USA są to młodzi, biali, heteroseksualni, wykształceni mężczyźni z wielkich ośrodków, którzy najpierw wykazali się geniuszem merytorycznym i biznesowym, a następnie zajęli pozycje monopolistyczne i na swoich kawałkach podłogi wykopują lub wykupują wszelką konkurencję.

Nie znam tych panów, więc nic nie wiem o ich prawdziwej motywacji. Rozpatruję nie ich osobowości, ale ogólniejsze prawidłowości i automatyzmy, które już nieraz dały o sobie znać w historii. Nowi przywódcy cyfrowego świata raczej nie są teoretykami. Popierają modną obecną ideologię, ale nie poświęcali jej zbyt wiele czasu, bo nie osiągnęliby takich sukcesów na swoich polach. I raczej o skutkach tej ideologii nie myślą. Przypuszczam, że ich główne cele mają charakter biznesowy. Zdobyli bardzo dużo i muszą teraz pilnować, by któregoś dnia nagle wszystkiego nie stracić.

Oni też w każdej chwili mogą zostać ocenzurowani, wykluczeni i zastąpieni przez byle kogo. Zawsze bowiem może się znaleźć inny młody zdolny, niekoniecznie biały, który jeszcze szybciej rozwinie swój startup do miliardowych i bilionowych wycen. Teraz wszystko idzie piorunem. Monopoliści muszą więc nieustannie strzec monopolu. A do innych spraw wynajmują ludzi do wynajęcia.

Przyczyna czy skutek

Czyżby lewacka ideologia opanowała cały amerykański establishment medialny i technologiczny? Wątpię. Jednomyślność nie jest możliwa na poziomie wyższym niż bezmyślność. To raczej władcy imperiów uznali, że na obecnym etapie ta właśnie ideologia najlepiej chroni interesy najbogatszych ludzi zachodniego świata. Ekspansja liberalnej lewicy narasta bowiem równolegle do procesu bogacenia się najbogatszego procenta ludzkości i pauperyzacji klasy średniej. To mogą być procesy równoległe, niekoniecznie przyczynowo-skutkowe.

Lewica i biznes żyją w najściślejszej w historii symbiozie. Co prawda marksiści urządziliby nam świat zupełnie inaczej niż liberałowie, ale łączy ich podstawowa zgodność w głównym punkcie. Jedni i drudzy akceptują rozwiązania totalitarne, co w gospodarce sprowadza się do monopolizacji na każdym możliwym polu. Skoczą sobie do gardeł dopiero wtedy, gdy już rozprawią się ze wspólnym wrogiem.

Oddalanie się czołówki biznesu od klasy średniej udokumentowano w USA, ale podobne rozwarstwienie widać również w Rosji, Chinach, Indiach czy w Meksyku. Z innych powodów dzieje się też tak w Arabii Saudyjskiej i prawie wszędzie (gwoli sprawiedliwości dopowiadam jednak, że strefa nędzy relatywnie maleje; narasta tylko przewaga stanu posiadania bogaczy nad klasą średnią). Nie zdziwię się, gdy któregoś dnia ktoś przekręci ideologiczny kluczyk i najbogatsi będą rządzić za pomocą zupełnie innych, niemożliwych dziś do przewidzenia haseł. Na razie totalitarna lewicowość sprzyja totalnym liberałom w kumulowaniu władzy i pieniędzy.

Przeciwnikami monopolizacji w gospodarce zawsze były miliony uczciwych przedsiębiorców, którzy chcieliby konkurować na równych warunkach i trwają przy wartościach, uważanych zwykle za prawicowe. W ustroju demokratycznym oznacza to, że większość prędzej czy później jakoś zorganizuje się politycznie i uchwali prawo antymonopolowe. Tak było w epoce monopoli surowcowych czy przemysłowych i to samo może się zdarzyć w epoce monopoli medialnych. Może nawet dojść do tego, że jakaś większość zażąda, by podatki były płacone nie na Seszelach, ale w tych krajach, w których generowane są dochody. A to już stanowi poważne zagrożenie dla monopolu, bo wyrównuje szanse tym przedsiębiorcom, którzy na Seszele ani na Bermudy nie chcą lub nie mogą uciekać.

Paradoksy wolnościowe

Pewną osobliwością – obserwowaną w Polsce – jest neoficka popularność hasła wolności w gospodarce, choć wyraźnie widać, że to hasło pomaga monopolistom, a nie biznesowej drobnicy.

„Co z tego, że mi wolno, skoro nie mogę? – A dlaczego nie możesz? – Bo nie mam za co!”. Pamiętam to z czasów ustawy Wilczka (rok 1988), gloryfikowanej dziś przez niedouczoną młodzież. Młodzi wolnościowcy są zafascynowani zwięzłością zapisów tej ustawy, ale nie znają pełnych skutków jej działania.

Rzecz jasna – jak na PRL – była to rewolucja gospodarcza i odblokowanie ogromnej energii Polaków. Ja też założyłem wtedy firmę usługową, ale po kilku latach zrezygnowałem, nie osiągnąwszy godnych uwagi sukcesów, podobnie zresztą jak olbrzymia część drobnych przedsiębiorców. Bo ta ustawa służyła najlepiej wielkiemu kapitałowi, zwłaszcza obcemu. Nie ludziom, którzy starali się żyć z pracy rąk własnych.

Mimo to ustawę tę cenię bardzo wysoko, bo uruchomiła prywatny handel. Zaszkodziła natomiast gospodarce nieruchomościami, umożliwiając uwłaszczenie się komunistycznej nomenklatury na mieniu popeerelowskim. Dla wytwórczości i usług Wilczkowe przepisy nie miały większego znaczenia i szybko zostały zastąpione ustawami coraz precyzyjniej regulującymi życie gospodarcze w III RP. Dziś Wilczka nadal chwalą świadomi stróże obcych interesów i łatwowierni naiwniacy, którzy też chcieliby być bogaci, ale wodzeni są na manowce przez ekonomicznych szalbierzy.

Magofiny i klikbajty

Prawicowa publicystyka – w imię wolności – ostro polemizuje z różnymi tezami, przypisywanymi liberalnej lewicy. Moim zdaniem ten spór przekroczył granice absurdu.

Kolejne litery, dopisywane do LGBT, ideologizują coraz mniejsze mniejszości i nie mają już znaczenia społecznego, lecz czysto biznesowe. Chodzi o to, żeby jak najdłużej ktokolwiek walczył z kimkolwiek o cokolwiek.

Byle tylko nikt nie miał czasu ani głowy do sprawy obecnie najważniejszej: do demonopolizacji. Puszczane są więc w ruch najprzeróżniejsze magofiny.

Tu na wszelki wypadek dopowiadam, że magofiny występują powszechnie w literaturze i w filmie. Są to pozorne problemy, które pisarz lub reżyser serialu przedstawia w taki sposób, by telewidz nie zrezygnował z następnego odcinka. Proszę wpisać do wyszukiwarki „MacGuffin” i sprawa się wyjaśni. To samo dotyczy pojęcia „clickbait”, dobrze omówionego w Wikipedii. Nie zajmuję się tu definiowaniem tych zjawisk medialnych, chcę tylko jakoś nazwać strategię, polegającą dziś na tanim kupowaniu i masowym sprzedawaniu naszego czasu, uwagi i danych osobowych.

Obrońcom monopolu nie chodzi o żadne LGBTQWERTYITD. Chodzi o to, żebyśmy zajmowali się sprawami niegroźnymi dla branżowych monopoli i zostawiali w chmurze jak najwięcej informacji o sobie. One się kiedyś „skroplą” i w najmniej oczekiwanym momencie spadną nam na głowę błyskawicami lub ciężkim gradem.

Zadaniem politycznych magofinów jest tylko podtrzymywanie starych sporów i rozpoczynanie nowych. Żeby ktokolwiek walczył z kimkolwiek o cokolwiek! Ale jak najdalej od chronionej strefy. To powtarzam, bo tę strategię stosuje w Polsce zarówno agentura moskiewska, której znakiem rozpoznawczym jest nieustanne straszenie, jak i różni cwaniacy zarządzający kapitałem medialnym, który „nie ma narodowości”.

Cóż, jeżeli nawet przyjmiemy, że media nie mają narodowości, to gdy szerzą jakąś ideologię, mogą uszlachetniać lub degenerować narody. Mogą uczyć i bawić, ale mogą też inicjować i podgrzewać ciamajdany. Kto im zabroni w kraju wolnego słowa, gdzie pierwszą poprawkę do amerykańskiej konstytucji traktuje się z większą atencją niż w USA?

Wytrumpowani

Na naszych oczach stworzono strategię totalnego, skoordynowanego odcinania polityka lub przedsiębiorstwa od możliwości funkcjonowania. Dużo już wiemy o systemie inwigilacji i rangowania Chińczyków. Ma to polegać z grubsza na tym, że obserwowane i oceniane są wszystkie namierzone działania danej osoby. Jeżeli człowiek nie będzie postępował zgodnie z jakimś regulaminem, to uniemożliwi mu się np. zakup biletu samolotowego, nie da mu się kredytu, a w końcu zablokuje mu się kartę płatniczą, odłączy się jego telefon itd. Nikt nie zaprotestuje, bo mógłby stracić punkty.

To, o co podejrzewano rząd chiński, zrealizowało się w USA na przykładzie kończącego urzędowanie prezydenta Trumpa i jego zwolenników. Lista różnych wyłączeń i wykluczeń wydłuża się z każdym dniem, a groźby zemsty brzmią tak samo, jak zapowiedzi porachowania się z PiS-em, gdy władzę w Polsce przejmą liberałowie, którzy są oczywiście nieskończenie tolerancyjni, ale tylko względem własnych aferałów. Tak realizują się tezy „Tolerancji represywnej” Herberta Marcusego, przypominane wytrwale przez Krzysztofa Karonia. Cenzura jest oczywiście zła, ale jeżeli Kali cenzurować Trumpa, to dobrze. Pilnujcie się więc, obywatele, bo zostaniecie wytrumpowani, nawet o tym nie wiedząc.

Ludzie do wynajęcia

Nieznaną w PRL-u kategorię aktywistów stanowią dziś młodzi prekariusze, wynajmowani przez jawne i tajne fundacje do udziału w zadymach. W jednym znanym mi wypadku osoba dowiedziała się o celu demonstracji dopiero po jej zakończeniu, co zresztą nie miało dla niej żadnego znaczenia w przeciwieństwie do banknotu, który natychmiast znalazł zastosowanie na imprezie.

Nie wiem, do jakiego stopnia jest to powszechne, ale mam pewne doświadczenia, którymi się chętnie podzielę.

Otóż w latach osiemdziesiątych kilka tysięcy działaczy bardzo aktywnie włączyło się do walki z komuną, choć nikt im za to nie płacił. Przeciwnie. Tracili pracę, nie mogli ukończyć studiów, chorowali, lądowali w więzieniach, rozpadały im się małżeństwa. Niektórzy skończyli jako biedacy, wraki fizyczne i psychiczne. Nie przygotowali się do nowych czasów i w chwili, gdy inni rozkładali już stragany i łóżka polowe na ulicach, oni jeszcze trwali w konspiracji na wypadek, gdyby komuna wróciła. Wywalczone przez nich zmiany przygniotły własnych twórców. Nie byli w stanie odnaleźć się w gospodarce rynkowej. Zwyciężyli niby bardzo szybko, bo już w roku 1989, ale naprawdę – z wyjątkiem nielicznych – osobiście stracili więcej niż zyskali.

Niepodległościowi i antykomunistyczni działacze, którzy dożyli do 15 października 2020 r., jeżeli spełniają pewne warunki i złożą wniosek, mogą liczyć na podniesienie otrzymywanej emerytury do astronomicznej kwoty… 2400 zł (słownie: dwa tysiące czterysta). Czekali na to ponad trzydzieści lat i nareszcie otrzymują świadczenie prawie na poziomie najniższej płacy w Polsce. Piszę o tym, bo ci, którzy wszelkimi sposobami unikają płacenia ZUS-u i łapią różne doraźne okazje i fuchy, mogą któregoś dnia bardzo się zdziwić. Niech nie liczą na solidarność swoich zleceniodawców.

„Solidarność” była, owszem, w latach osiemdziesiątych, ale po roku 1989 nawet w tej grupie solidarności zabrakło. Prawdziwymi zwycięzcami okazali się nie ci, którzy zwyciężyli, ale ci, którzy zgromadzili taki czy inny kapitał.

Pytajcie więc, drodzy prekariusze, czy wasi doraźni sponsorzy opłacają wasz ZUS.

Mafijny kodeks karny

Wszystkie narody rycerskie na pewnym etapie swojego rozwoju wypracowały kodeksy honorowe, regulujące sposoby rozstrzygania różnych nieporozumień. Te kodeksy funkcjonowały obok zwykłego prawa, które też stopniowo było doskonalone. W wielu cywilizacjach – niezależnie od siebie – pojawiło się podobne rozwiązanie: pojedynek. W literaturze polskiej największym mistrzem w opisie pojedynków jest oczywiście Henryk Sienkiewicz. Zostawiam te najsławniejsze relacje, a przypominam drobne napomknienia o licznych (zakazanych już wtedy przez prawo) pojedynkach w czasach elekcyjnych.

Okazało się, że patentowy tchórz, Onufry Zagłoba, był całkiem niezły „na rękę”, czyli w szermierce, i zbierał trofea w postaci uszu obciętych konkurentom. Sienkiewicz nie opisuje tych pojedynków. Wspomina o nich mimochodem, jakby uznawał za normalne, że jeżeli kilku uzbrojonych mężczyzn idzie na spotkanie przy winie, to niektórzy z nich mogą wrócić lekko zdekompletowani.

W kulturze Europy od czasów homeryckich pojedynek stanowił ozdobę literatury i zgryzotę naczelnych wodzów. Ginęli w ten sposób najdzielniejsi oficerowie, wspaniali poeci i nawet matematycy (Galois), więc na różne sposoby starano się przeciwdziałać pojedynkom, aż w końcu zakazano ich bezwzględnie pod groźbą hańbiącej kary. Zakazy oczywiście omijano, czego przykłady znajdziemy np. u Conrada czy u Lermontowa, który zresztą – podobnie jak Puszkin – został zabity w pojedynku.

Dziś chyba wszędzie użycie broni w pojedynku jest traktowane jako usiłowanie zabójstwa. Polski kodeks Boziewicza i jego liczne „honorowe” odpowiedniki straciły zastosowanie, ale potrzeba stanowienia dwuwładzy kodeksowej w państwie nie zanikła. Powstają prywatne kodeksy karne, mafijne trybunały i wirtualne obozy dla internowanych. Nazywa się to niewinnie. Ot, regulamin jakiejś usługi sieciowej, czy zasady uczestniczenia w danej społeczności.

Coś tam napisałeś niepoprawnie – już skazano cię na 24 godziny banicji ze społeczności. Za inne przewinienie wylatujesz na tydzień, a jak coś zaczniesz kombinować – dostaniesz bana na dożywocie. Nie wiesz, z czego wynika ten cennik, i nie masz do kogo się odwołać. Jeśli poniosłeś jakieś straty, nikt ci ich nie zrekompensuje. Algorytmiczny trybunał nie przewiduje apelacji, a kasacja przychodzi za późno. Tak działa korporacyjny, a raczej mafijny wymiar (nie)sprawiedliwości.

Prawda przedmiotowa i podmiotowa

Klasyczne teorie prawdy zajmowały się kwestią zgodności informacji o danym fakcie z samym faktem. Filozofowie spierają się do tej pory, a tymczasem wielkie serwisy internetowe ustanowiły – w swoich domenach – monopol na prawdę, która w ogóle nie potrzebuje faktu.

Mafijne trybunały nie sprawdzają faktów, bo po prostu nie ma na to czasu. Co z tego, że jutro czy za rok prawda wyjdzie na jaw? Dzisiaj cię oskarżono, dzisiaj zapadnie wyrok i od razu go wykonujemy. Możesz odwoływać się do samych niebios, ale nie przekonasz naszej chmury. Nie zdążysz.

Postprawda ma charakter podmiotowy. Związek informacji z przedmiotem tej informacji nie ma już znaczenia. Ważne jest tylko, kto mówi. Jeżeli „nasz” – to jest to prawda, jeżeli obcy – to to jest fałsz.

Dopóki istniała możliwość korzystania ze stu, a choćby z dziesięciu równorzędnych usług internetowych, każdy dostawca mógł ustanowić dowolny regulamin. Mieliśmy wybór. Nie ten serwis, to tamten. Ale to się zmieniało w miarę postępów monopolizacji i globalizacji. Co więcej – ten monopol jest prawie konieczny, bo wszyscy chcemy mieć takie same możliwości, chcemy się łatwo odnajdywać, skupiać w społeczności, dyskutować w jednym miejscu i organizować wspólne przedsięwzięcia. Na różnych polach powstają monopole niejako naturalne, podobne w swej nieuchronności do sieci wodociągowych, gazowniczych czy energetycznych.

W tym momencie prywatne kodeksy karne i mafijne sądy, przed którymi algorytmy toczą rozprawy przeciwko internautom, stają się wrogami nowoczesnego społeczeństwa. Państwa represyjne (Chiny, Rosja, Korea Płn.) potrafią walczyć z tą patologią, nasilając własne patologie. Unia Europejska – jak zwykle – śpi lub zajmuje się magofinami w rodzaju „praworządności”.

Gdyby Kafka żył sto lat później, pewnie by swój „Proces” ulokował w sieci. A ekranizacje „Zamku” i „Ameryki” znalazłyby lepsze środowisko w wirtualiach XXI wieku niż w realiach początku wieku XX.

Gdy chmura staje się bronią

Chmura obliczeniowa jest wielkim osiągnięciem ludzkości. Pod żadnym pozorem nie próbuję tu podważać jej wartości i znaczenia. Jestem inżynierem informatykiem z pewnym doświadczeniem programistycznym, uczestnikiem i obserwatorem niewyobrażalnie szybkiego rozwoju tej dziedziny. Był czas, że nosiłem głowę w chmurach, teraz mam chmurę w głowie, często o niej myślę i zastanawiam się, jak może wyglądać dalsza ewolucja internetu. Trudno to ogarnąć, jeśli się nie wie, nad czym teraz pracują najtęższe mózgi w największych korporacjach. Skutki są ważne, nie zamiary.

Widzę jednak, że internet jest nie tylko usługą. Jest również bronią. Nie obawiam się, że sztuczna inteligencja kiedyś zawładnie ludzkością. To pójdzie chyba inną drogą. Część ludzkości, część bardzo mała zawładnie częścią bardzo dużą, korzystając z algorytmów sieciowych i skutków przetwarzania wszystkich problemów świata w chmurze obliczeniowej. Tym będzie można sterować, to można będzie kasować!

Gdy powstawały pierwsze aplikacje społecznościowe, widzieliśmy tylko dobre skutki, na których przypominanie szkoda teraz miejsca. Ale tak już jest na tym świecie, że każda zmiana prowadzi do nie tylko jednego skutku. Raz mała zmiana wygaśnie natychmiast, innym razem zmieni cały świat. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich skutków jakiejkolwiek zmiany. Bo będą skutki A, B, C itd. Dojdziemy do Z i jeszcze zabraknie. Cóż, zmienią nam wtedy alfabet na… bardziej pojemny.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Chmura ma ideologię” znajduje się na s. 6 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Chmura ma ideologię” na s. 6 lutowego „Kuriera WNET” nr 80/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Rzymkowski: Nie będzie obniżenia wymagań maturalnych w tym roku. Rezygnujemy tylko z egzaminów ustnych

Wiceminister edukacji i nauki mówi o działaniach resortu w związku z trwającą pandemią, ocenie nauczania zdalnego wśród uczniów i o znaczeniu szczepień nauczycieli.

Dr Tomasz Rzymkowski informuje, że resort edukacji i nauki monitoruje sytuację epidemiczną w szkolnictwie i na tej podstawie będzie podejmował decyzje ws. ewentualnego powrotu starszych dzieci do nauki stacjonarnej. Dementuje doniesienia o tym, że w tym roku zostaną obniżone wymagania maturalne.  Jedyną zmianą będzie ponowna rezygnacja z egzaminów ustnych.

Gość „Popołudnia WNET” stwierdza, że stosunek maturzystów do nauki zdalnej wcale nie jest aż tak bardzo negatywny. Wskazuje jednak, że w interesie wszystkich jest zmiana tego trybu.

Wiceminister edukacji i nauki apeluje do nauczycieli o poddanie się szczepieniom, zapewniając przy tym, że pozostaną one całkowicie dobrowolne. Deklaruje ponadto optymizm co do przyszłości koalicji Zjednoczonej Prawicy, pomimo tarć między jej uczestnikami.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Olga Semeniuk o otwarciu gospodarki: Wyniki badań nt. transmisji wirusa nie pozwalają na odmrożenie gastronomii

Wiceminister rozwoju, pracy i technologii tłumaczy antyepidemiczną politykę rządu. Mówi również o podatku reklamowym.

Olga Semeniuk tłumaczy otwarcie kasyn w ramach znoszenia części obostrzeń antyepidemicznych. Wskazuje, że w tych miejscach łatwo zachować reżim sanitarny.  Warto uwalniać wszystkie te gałęzie, które nie niosą za sobą dużego zagrożenia epidemicznego. Jednak jak zaznacza wiceminister rozwoju, pracy i technologii, możliwy jest powrót do ostrzejszych restrykcji. Jeżeli chodzi o stacjonarną gastronomię, nie należy spodziewać się szybkiego jej odmrożenia.

Rada medyczna i badania przeprowadzone w Europie wskazują, że i gastronomia i kluby fitness są miejscami, gdzie to ryzyko transmisji koronawirusa jest na tyle duże, że lepiej nie ryzykować.

Wiceminister Semeniuk przestrzega, że brak rozwagi ze strony przedsiębiorców doprowadziłby do „permanentnego lockdownu”. Zdaniem rozmówczyni Łukasza Jankowskiego żaden kraj nie zdecydował się na równie szerokie otwarcie gospodarki jakie ma wejść w życie w Polsce od połowy lutego.

Gość „Popołudnia WNET” odnosi się ponadto do kwestii podatku reklamowego. Zwraca uwagę, że projekt w tej sprawie dopiero wchodzi w fazę konsultacji. Jak dodaje, podatki są konieczne dla sprawnego funkcjonowania państwa, zwłaszcza w dobie kryzysu. Informuje, że celem podatku reklamowego jest wyrównanie dysproporcji między małymi mediami, a wielkimi koncernami.

Projekt ustawy o podatku reklamowym jest w fazie pre-konsultacji. Od początku tygodnia informowaliśmy opinię społeczną, że do stołu przy którym można przedyskutować tę ustawę zapraszamy wszystkich.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Do końca marca program szczepień ma objąć 3 mln Polaków

„Do końca marca zaszczepimy ok. 3 mln osób, do końca lutego – ponad 2 mln osób; osiągniemy cele kwartalne i miesięczne programu szczepień’ – oznajmił pełnomocnik rządu d.s szczepień Michał Dworczyk.

Podczas konferencji prasowej 11 lutego, szef kancelarii premiera i pełnomocnik rządu ds. szczepień, Michał Dworczyk, przekazał, że do tej pory wykonano 1 mln 880 tys. szczepień przeciwko koronawirusowi. W tej grupie ponad 1 mln 360 tys. osób otrzymało pierwszą dawkę szczepionki, a 523 tys. – obie dawki. W swoim przemówieniu Dworczyk wskazywał, iż realizacja szczepień przebiega zgodnie z planem, a jedynym źródłem problemów są opóźnienia i zmniejszenia dostaw szczepionek.

Michał Dworczyk dodał również, że szpitale węzłowe i punkty szczepień zamówiły 60 tys. dawek szczepionki dla nauczycieli, na najbliższe trzy dni. Z kolei od najbliższego poniedziałku mają ruszyć szczepienia nauczycieli do 60. roku życia. Program ma objąć wszystkich nauczycieli, przedszkolnych, szkolnych i akademickich:

„Wszyscy nauczyciele, zarówno ci, którzy się nie zapisali w trakcie procesu zapisu, który się zakończył; jak i wszyscy pozostali nauczyciele i szkolni i przedszkolni, akademiccy będą się mogli zapisywać od poniedziałku.”

Rejestracja na szczepienia dla nauczycieli do 60. roku życia rozpocznie się w poniedziałek 15 lutego o godz. 8.00. Według informacji Ministerstwa Edukacji Narodowej, do tej pory na szczepienia zarejestrowało się 268 tys. nauczycieli.

NN

 

Źródło: PAP

Facebook odblokowuje konto IPN-u po interwencji polskiego rządu

6 lutego Facebook zablokował anglojęzyczne konto Instytutu Pamięci Narodowej, po ukazaniu się tam postu dot. germanizacji polskich dzieci. W sprawę zaangażował się polski rząd.

W sobotę 6 lutego anglojęzyczne konto Instytutu Pamięci Narodowej zostało zablokowane przez administrację portalu Facebook. Powodem takiej decyzji miał być post IPN-u sprzed siedmiu miesięcy, dot. germanizacji polskich dzieci przez nazistów w czasie II Wojny Światowej. Sprawą szybko zainteresował się polski rząd, w tym m.in. Zbigniew Ziobro, który tak skomentował decyzję Facebooka:

My nie możemy zgodzić się na tego typu funkcjonowanie wielkich mediów na terenie Polski. W świetle tych wydarzeń, zwłaszcza że ta sytuacja nadal trwa, chciałbym zaapelować o przyspieszenie pracy nad ustawą o ochronie wolności mediów, ochronie wolności słowa w obrębie Internetu – apelował minister sprawiedliwości.

Po rządowej responsie Facebook przeprosił za błąd i odblokował konto IPN-u. Oświadczenie w tej sprawie trafiło do biura prasowego Facebook Polska. Z dokumentu wynika, że blokada anglojęzycznego konta IPN-u nastąpiła w wyniku pomyłki, dokładnie „błędu zautomatyzowanych narzędzi”. O reakcji portalu społecznościowego na oficjalne stanowisko rządu poinformował IPN:

 Po interwencji władz państwowych, wielu instytucji publicznych, mediów oraz masowej akcji społecznej Facebook, po czterech dniach odblokował anglojęzyczny profil IPN z postem dotyczącym niemieckich zbrodni na polskich dzieciach.

Jak zaznacza zespół prasowy Facebooka – powodem błędu było nieprawidłowe przyporządkowanie treści z konta IPN-u do zbioru treści, naruszających regulamin portalu. Chodzi m.in o post dot. Heinricha Himmlera, który algorytm Facebooka skojarzył z treściami naruszającymi politykę dotyczącą Niebezpiecznych osób i organizacji.

NN

Źródło: Wirtualna Polska

Były podoficer kontrwywiadu: Egzekucja „Nikosia” ma drugie dno. Dlaczego polskie służby nie pomogły w jej wyjaśnieniu?

Człowiek, którego zadaniem było rozbijanie grup przestępczych w Trójmieście lat 90., opowiada szczerze o swojej pracy.


Jarosław Pieczonka Anna Wojtacha mówią o książce „Miami bez cenzury” i o procesie jej powstawania. Wymagało to spędzania ze sobą dużej ilości czasu i nie dało się w związku z tym uniknąć napięć.

Ja w ogóle nie jestem skory do zwierzeń, swoje sprawy zwykle zachowuję dla siebie – mówi Jarosław Pieczonka.

Były agent podkreśla, że zarówno on, jak i współautorka jego książki, obdarzeni są bardzo silnymi charakterami.  Jak mówi Anna Wojtacha:

Życie Jarosława to gotowy materiał na film.

Dziennikarka dodaje, że między nią a dawnym agentem nawiązała się przyjaźń, która trwa już po wydaniu książki.

Jarosław Pieczonka  opowiada o tym, jak wygląda praca policjanta w jednostce powołanej do walki z mafią. Nakreśla, jak upływ czasu wpłynął na jego postrzeganie rzeczywistości, zwłaszcza w kontekście przestępczości w Polsce:

Po latach uświadomiłem sobie, że największymi przestępcami są tzw. białe kołnierzyki.

Gość „Kuriera w samo południe” wspomina, jak dotarł na miejsce zamordowania gangstera „Nikosia”.  Wraz z Anną Wojtachą podkreśla, że doszło tam do ewidentnej egzekucji; nikt nie jest w stanie ustalić, kto dokonał tej zbrodni.

Dlaczego polskie służby nie pomogły niemieckiej policji w wyjaśnieniu okoliczności tej egzekucji?

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Dobromir Sośnierz o podatku medialnym: Jest względnie nieznaczny. Szkoda, że nie ma takich akcji wobec innych podatków

Dobromir Sośnierz o akcji mediów przeciwko opodatkowaniu reklam, działaniach rządu wobec przedsiębiorców i potrzebie zakończenia lockdownu.

 Dobromir Sośnierz komentuje plany wprowadzenia podatku od reklam w mediach. Mówi, że sprzeciwia się wprowadzaniu kolejnych podatków przez rząd.

Wytyka mediom, że do tej pory nie krytykowały zbyt mocno polityki fiskalnej Zjednoczonej Prawicy. Podatek cukrowy odczuła większa część społeczeństwa niż obecny podatek.

Jak stwierdza, akurat podatek reklamowy nie jest największym spośród obciążeń, jakie proponowała obecna władza. Poseł Konfederacji wskazuje, że wiele podatków ukrytych jest w cenach produktów i usług. Są one przerzucane na konsumentów, którzy nawet o tym nie wiedzą.

Polityk komentuje działania Ministerstwa Sprawiedliwości wobec przesiębiorców. Pokazują one, że rząd „chce pójść na ostro” z tymi, którzy nie przestrzegają rządowych postanowień. Masowe ignorowanie rozporządzeń rządu grozi stanem anarchii.

 Dobromir Sośnierz stwierdza, że przedsiębiorcy nie należą do grupy potencjalnych wyborców Zjednoczonej Prawicy, dlatego rząd nie liczy się z ich interesami. Grupą docelową rządu są ludzie żyjący na koszt państwa.

Jakie rozwiązania proponuje Konfederacja? Postuluje jak najszybsze otwarcie kraju. Rozmówca Magdaleny Uchaniuk podkreśla, że lockdown jest bezprawny. Jest on zresztą mało skuteczny.

Te szczepionki też się chyba okazują mało skuteczne. Są doniesienia, że gdzieś koło Lublina z 30 zaszczepionych osób 11 umarło.

[Po podaniu szczepionki zmarła 88-letnia mieszkanka powiatu bialskiego– przyp. red.]

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K./A.P.

Bielan: Prezes Gowin chciał budować nowe centrum z PSL-em i Szymonem Hołownią

Adam Bielan o konflikcie w Porozumieniu: wygaśnięciu kadencji Jarosława Gowina i jego rozmowach z opozycją.


Adam Bielan tłumaczy, dlaczego w Porozumieniu wybuchł konflikt. Jednym z powodów jest ten formalno-prawny, czyli dotyczący wyboru przewodniczącego partii. Zgodnie z partyjnym statutem kadencja prezesa trwa trzy lata. Tymczasem

Krajowy Sąd Koleżeński po kwerendzie wszystkich dokumentów stwierdził, że ostatni raz były prezes Jarosław Gowin został wybrany 26 kwietnia 2015 r.

W rezultacie kadencja Jarosława Gowina została wygaszona, a Adam Bielan jako przewodniczący Konwencji Krajowej Porozumienia przejął p.o. prezesa. Drugim powodem konfliktu jest spór polityczny o kierunek, w jakim powinno podążyć Porozumienie. Nasz gość podkreśla, że chce, aby Porozumienie pozostało centroprawicową partią będącą częścią Zjednoczonej Prawicy. Tymczasem, jak twierdzi,

Prezes Gowin chciał budować nowe centrum z PSL-em i panem Szymonem Hołownią.

Zaprzecza przy tym, jakoby miał mówić, że Jarosław Gowin spotkał się z Donaldem Tuskiem. Stwierdza, iż trzeba o tym rozmawiać z samym Gowinem.

Polityk wskazuje, iż sami politycy opozycji mówią o swych spotkaniach z wicepremierem.

Podkreśla, że najważniejszym organem partii jej statut. Zaznacza, że od kwietnia 2018 r. Jarosław Gowin nie poddał się demokratycznej weryfikacji członków swej partii. Krytykuje Jarosława Gowina za kierowanie się osobistymi ambicjami kosztem jedności Porozumienia.

 Bielan podkreśla, że nie pragnie kandydować na prezesa Porozumienia. Wyjaśnia, że zdecydowana większość członków partii była przekonana, iż Jarosław Gowin został wybrany na prezesa na kongresie w 2017 r.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.