Rosja – Europa Zachodnia. Dr Parys: nikt nie lubi rokować jak ma pistolet przystawiony do głowy

Były minister obrony narodowej w rozmowie z Łukaszem Jankowskim wypowiada się na temat napiętej sytuacji między Rosją a Ukrainą.

Jan Parys ocenia, że na Kremlu wciąż trwa analiza możliwych wariantów agresji na Ukrainę. Dodaje, że być może na Kremlu zostanie podjęta próba wykonania jakiejś operacji wojskowej.

To może być akcja zaczepna, która doprowadzić do okupacji 1-2 prowincji wschodnich.

Zdaniem byłego ministra obrony narodowej trudno ocenić faktyczny potencjał militarny Ukrainy.

Trudno ocenić do jakiego oporu są zdolni żołnierze, których posiada Ukraina. Wszystkie warianty są możliwe, trzeba mieć nadzieję, że dyplomatom uda się znaleźć rozwiązanie.

Gość „Popołudnia Wnet” dodaje, że zakres minimalnej swobody decyzyjnej Białorusi przez ostatni rok znacząco zmniejszył się.

Jeśli Rosja zechciałaby wykorzystać terytorium Białorusi, Łukaszenka nie miałby wyboru.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego uważa, że w obecnej sytuacji mamy do czynienia z otwartymi groźbami ze strony rosyjskiej, co w pierwszym odruchu mogło zaskoczyć zachód – teraz jednak obrał on pozycję gotową do zdecydowanego działania.

Nikt nie lubi rokować jak ma pistolet przystawiony do głowy. (…) Europa jest już gotowa do stawienia twardego oporu.

Z frontu, który miałby odpierać potencjalny atak zdają się wyłamywać Niemcy, którzy – zdaniem dr Parysa – dały do zrozumienia, że los Ukrainy jest im obojętny.

Jedynym krajem, który łamie solidarność zachodnioeuropejską są Niemcy.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

P.K.

Sebastian Chwałek: staramy się wypracować w oparciu o zakłady PGZ odpowiednią bazę serwisową dla czołgów Abrams

Featured Video Play Icon

Czołg M1A2 Abrams

Prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej SA o przełomowości 2021 r. i przygotowaniach na wypadek wybuchu wojny oraz produkcji w zakładach PGZ.

Sebastian Chwałek podkreśla, że 2021 r. był przełomowy dla Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Zeszły rok zakończyliśmy bardzo dobrymi wynikami.

Polska Grupa Zbrojeniowa zawarła największe traktaty w swej historii. Jej prezes deklaruje, że są przygotowani na ewentualność wybuchu wojny.

Polska Grupa Zbrojeniowa jest beneficjentem środków z Planu Mobilizacji Gospodarki, które to środki mają zapewniać podtrzymanie zdolności produkcyjnych na wypadek m.in. „w”, czyli wojny.

Przygotowują się na wyzwania, jakie mogą ich czekać. Chwałek przedstawia również broń tworzoną w fabrykach PGZ oraz taką, nad którą obecnie firma pracuje. Podstawowym produktem jest karabinek Grot MSB. Podkreśla, że Grot to bardzo dobry karabin, wbrew temu, co mówią niektórzy.

Jest to świetna broń.

Ważny jest także pistolet Vis. Innym z produktów jest uzbrojenie rakietowe. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego zdradza, co produkują  zakładach w Tarnowie.

Ostatnio trwają intensywne testy bezzałogowego pojazdu kołowego który może być wyposażony w różnego rodzaju środki bojowe.

Chwałek potwierdza, że czołgi Abrams będą dostarczane do polskiej armii. Polska Grupa Zbrojeniowa prowadzi rozmowy z Amerykanami starając się wypracować odpowiednią bazę logistyczną dla tego sprzętu w Polsce.

Polska armia nie odstaje od współczesnych standardów.

Sprzęt jakim dysponują polscy żołnierze staje się bardzo nowoczesny. Wspomniane czołgi Abrams są jednymi z najnowocześniejszych. Jak przypomina nasz gość,

Uzbrojenie i oporządzenie polskich żołnierzy musi spełniać normy natowskiej

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Gen. Komornicki: na podstawie danych, które wyciekły można określić m.in. stan techniczny, czy gotowość bojową armii

Generał dywizji Wojska Polskiego w stanie spoczynku o wycieku informacji z bazy danych Wojska Polskiego.

Generał Leopold komornicki komentuje doniesienia o wycieku bazy danych Wojska Polskiego. W wyniku tego potknięcia okazję ich pobrania mogli mieć użytkownicy z całego świata, m.in. z Rosji czy Chin.

Jeśli te informacje się potwierdzą to będą źle świadczyć o infrastrukturze informacyjnej polskich sił zbrojnych.

Gość „Kuriera w samo południe” dodaje, że dane te mogą stanowić wystarczającą podstawę do wyciągania daleko idących wniosków na temat stanu uzbrojenia Rzeczpospolitej.

Jeśli te informacje obejmują aż tak wiele obszarów dotyczących funkcjonowania sił zbrojnych to na tej podstawie można określić jaki jest stan techniczny polskich sił zbrojnych. Można też określić poziom wyszkolenia i gotowość bojową.

Zdaniem generała sytuacja jest niebezpieczna, gdyż Rosja prowadzi od dłuższego czasu wojnę informacyjna z Rzeczpospolitą.

 Trwa wojna informacyjna, a my ciągle jesteśmy w defensywie.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

P.K.

Gen. Roman Polko: gdyby stanowiska doradców politycznych zamienić na kompetentnych informatyków problem byłby rozwiązany

Biurokratyzacja, brak ekspertów i szukanie przez kontrwywiad haków na dowódców. Były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego o problemach z ochroną poufnych informacji w polskiej armii.

Gen. Roman Polko komentuje wyciek danych z polskiego wojska. Według Onetu, baza wojskowych danych została udostępniona w sieci.

Jeżeli mówimy o wycieku dwóch milionów danych w sieci, to rzeczywiście byłby skandal.

Generał podkreśla, że cyberprzestrzeń już od kilku lat jest zdefiniowana jako obszar prowadzenia działań bojowych.

Zbudowaliśmy struktury dowódcze w ym zakresie […], a na dole jest tak jak było.

Zaznacza, że podobne wycieki podważają naszą wiarygodność jako sojusznika w ramach NATO.

Nikt nie będzie się chciał dzielić z nami informacjami jeżeli po prostu to wszystko będzie tak wyciekło.

Były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego zauważa, że mamy zbiurokratyzowany system, który skłania do łamania procedur.

System bezpieczeństwa i ochrony informacji trzeba oprzeć na ludziach, a nie na procedurach.

Dodaje, że niektórzy przenosili posiadane przez siebie dane na nieautoryzowane nośniki. W NATO dokumenty są niszczone, żeby nie wyciekły.

Zagrożenia w cyberprzestrzeni, czy możliwość obiegu informacji, to wymaga jednak znajomości i dużego doświadczenia.

Gen. Polko zastanawia się co robi armia, aby pozyskiwać ekspertów wysokiej klasy, a nie świeżych absolwentów studiów informatycznych. Jak dodaje, pieniądze na zatrudnienie specjalistów znalazłyby się, gdyby w miejsce doradców politycznych zatrudnić ekspertów.

W armii, ale też w instytucjach cywilnych nie brakuje instytucji, które odpowiadają za wewnętrzne bezpieczeństwo służby kontrwywiadu CBA ABW. Pytanie co te instytucje robią, bo zarabiają niemało a pomocy, czy pożytku z nich jak widać wiele nie ma.

Rozmówca Adriana Kowarzyka wspomina, że ze swej służby pamięta wiele niechlubnych sytuacji, które miały miejsce w armii. Brakuje działania zespołowego.

Służby kontrwywiadu szukały haków na dowódcę, zamiast go wspierać w działaniu.

Podkreśla, że kompetentni ludzie na równych stanowiskach powinni kontrolować siebie nawzajem.

Moje doświadczenia z misji pokazuje, że ludzie ujawniali swoje prawdziwe oblicza w misjach bojowych.

Często, zamiast wyciągać konsekwencje, zamiatano sprawy pod dywan. Gen. Polko wskazuje, że także za czasów ministra Tomasza Siemoniaka system był nieszczelny i dochodziło do przecieków. Trzeba wspólnie się zastanowić jak naprawić system i podreperować jego wiarygodność.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Czy kot, który przebył tysiące kilometrów, jest teraz tam, gdzie słynne „dzieci z Michałowa”, czyli w Niemczech?

Można przypuszczać, że wielkie pochody latynoskich migrantów z Gwatemali i Hondurasu, przemieszczające się przez Meksyk w kolumnach 200-tysięcznych w kierunku USA, także nie powstały spontanicznie.

Jan Martini

Wiadomo, że kot ani jego właścicielka nie złożyli podania o ochronę międzynarodową nie zamierzali też starać się o azyl w Polsce, gdyż kotom znacznie lepiej żyje się w Niemczech (choć mogą je wysterylizować!). Trzeba przyznać, że wprowadzając wątek kota, rosyjscy specjaliści od zarządzania emocjami wykazali znakomitą znajomość mentalności ludzi „kolektywnego Zachodu” i ich dziwaczne słabości.

Prawdopodobnie większość migrantów szturmujących nasze granice nie wyrusza w ciemno, lecz ma krewnych w krajach zachodnich, a świadczą o tym choćby ich rozmowy telefoniczne. Można powiedzieć, że władze polskie, utrudniając, czy wręcz uniemożliwiając akcję łączenia rodzin, zachowują się niehumanitarnie.

Aż dziw, że wrażliwi posłowie lewicy, z których niejeden mógł mieć mało humanitarnego dziadka bez oporów strzelającego w tył głowy „wrogów ludu”, jeszcze nie podnieśli tego aspektu, skupiając się na „wyrzucaniu dzieci nocą do lasu” (w którym mogą być wilki!).

Obecna fala migrantów to echo poprzedniej, z 2015 roku, gdy Europa pozyskała 2 miliony nowych muzułmańskich mieszkańców przybyłych na zaproszenie Angeli Merkel. Zamiast taniej siły roboczej czy mitycznych inżynierów, programistów i lekarzy, uzyskano kosztowne kłopoty (wzrost przestępczości, strefy „no go”), którymi Niemcy chcieli się solidarnie podzielić ze wszystkimi państwami Unii Europejskiej. Nowi mieszkańcy Europy, z których kilkanaście procent rzeczywiście było uchodźcami, nawet na zasiłku zdążyło się już na tyle urządzić, że mogli się pochwalić w mediach społecznościowych swoim statusem (z pewnością znacznie przesadzając), co zachęcało licznych krewnych i znajomych do ryzykownej podróży

Migracja jest w pewnym sensie podobna do epidemii – jeden migrant przyciąga kilku czy kilkunastu następnych. Dlatego prezydent Sarkozy nakazał sprawdzanie DNA rzekomych krewnych, co wywołało oburzenie opinii publicznej, ale skutecznie ograniczyło oszukańcze łączenie rodzin.

Poprzednie tsunami migracyjne było organizowane w dużym stopniu przez organizacje pożytku społecznego i było skutkiem realizacji wizji George’a Sorosa, pragnącego uszczęśliwić ludzkość przez wymieszanie ras i narodów. „Filantrop” zadziałał z rozmachem – utworzono sieć biur pomocy „uchodźcom” (mamy takie w Warszawie), migrantom wydano przewodniki-instrukcje i płacono zapomogi w transzach po dotarciu do pewnych miast. Aby cwaniacy nie wracali do domu po skasowaniu „grantu”, pierwszą ratę płacono np. w Belgradzie, następną po osiągnięciu Zagrzebia itp. Była to jawna działalność przestępcza, choć ponoć ze szlachetnych pobudek, bo według słów Sorosa „plan Orbana zakłada ochronę granic i traktowania uchodźców jako problemu. Mój plan zakłada ochronę uchodźców i traktowanie granic jako problemu”. (…)

„Wpuście ich; kim są, ustali się później”

Niebezpieczeństwa dla państw europejskich związane ze starzeniem się społeczeństw i migracją dostrzegano już bardzo dawno. Takie prognozy dla Francji roztaczał w roku 1929 dr Zbigniew Łubieński (z UJ), pisząc w liście z Boulogne-sur-Seine do prof. Kazimierza Twardowskiego (z lwowskiego UJK): „Za sto lat Francja zamrze, jak Hiszpania, o ile jej całkowicie nie zaleją cudzoziemcy. Robotnikami będą Polacy i Włosi, banki i prasę wezmą Żydzi, inne fachy w większych miastach zajmie mieszanina międzynarodowych przybyszów; Francuzom zostaną miasteczka prowincjonalne i – hotele, w których gościć będą Amerykanie i Anglicy”.

Erozja, czy wręcz zamieranie chrześcijaństwa w Europie stwarza warunki do ekspansji młodszej, przebojowej i agresywnej cywilizacji islamu. Najpobożniejszy ze współczesnych przywódców, Recep Erdogan, specjalnie nie kryje się z zamiarem uczynienia z Niemiec tureckiego „terytorium zamorskiego” i dlatego Turcy tak zaangażowali się w „eksport” na Białoruś kłopotliwych dla siebie Kurdów.

Broniąc granicy i uniemożliwiając przedostanie się muzułmańskich migrantów do Niemiec, być może pozyskaliśmy kolejnego wroga – tym razem w postaci „kolektywnego islamu”, któremu utrudniamy poszerzanie przyczółków w Europie.

Wprawdzie obecny napływ ludności muzułmańskiej nie wytworzy w naszym kraju skupisk obcych kulturowo, bo ich celem są „Germany”, ale nie możemy wykluczyć zmiany tej sytuacji w przyszłości. Każdy, kto mieszkał w kraju arabskim (jak ja), wie, że w Polsce żyje się znacznie przyjemniej. Nie możemy sobie pozwolić na powstanie w Polsce dużych skupisk ludności muzułmańskiej (wśród których zawsze pojawiają się fundamentaliści), choćby z powodu troski o naszych żydowskich współobywateli, a także delikatnych osób LGBT. Pisząc łzawe teksty („Miriam nie pójdzie do szkoły – utknęła na granicy”), wrogie wobec obecnych rządów środowiska „Gazety Wyborczej”, TVN czy „Krytyki Politycznej” nie zdają sobie chyba sprawy, że to oni będą najbardziej narażeni, gdyby rząd „z pobudek humanitarnych” ugiął się przed naporem kłopotliwych przybyszów.

Obecny atak muzułmańskich migrantów na Europę różni się zasadniczo od poprzednich, bo jest organizowany przez wrogie państwo, a ci „biedni ludzie szukający swego miejsca na ziemi” (mówiąc Tuskiem) są użyci nowatorsko – jako broń migracyjna. Broń bardzo groźna, która się nie zużyje, bo tego „surowca” nigdy nie zabraknie.

Czy rosyjscy projektanci historii mogliby nie zauważyć potencjału destrukcji, którą niesie masowa migracja?

Ponieważ nie ma wątpliwości, kto zorganizował atak na naszą granicę, można przypuszczać, że wielkie pochody latynoskich migrantów z Gwatemali i Hondurasu, przemieszczające się przez Meksyk w kolumnach 200-tysięcznych w kierunku USA, także nie powstały spontanicznie. (…)

Jednym z efektów wojny hybrydowej przeciw krajom zachodniej demokracji jest też upadek prestiżu Europejczyków. Jeszcze niedawno „blada twarz” Europejczyka była przepustką otwierającą wszystkie drzwi np. w Meksyku czy Egipcie, a znajomość z „białym” nobilitowała towarzysko. Obecnie ludzie innych kontynentów i ras, obserwując infantylizację rdzennych mieszkańców naszego kontynentu, zobaczyli, że ci, którzy zawsze imponowali im swoją kulturą i osiągnięciami naukowymi, stali się dziwakami potrafiącymi rozpatrywać takie dylematy etyczne jak „gwałcenie” krów (i to nie przez byka, tylko przez inseminatora ze strzykawką). Czyżby szalone „europejskie” pomysły ideologiczne były suflowane przez ruskich „influencerów”?

Tak się dziwnie złożyło, że na „odcinku” polskim w jednej drużynie grają Berlin, Bruksela, Moskwa, Waszyngton, Tel Awiw i Mińsk – wszyscy są zainteresowani w przywróceniu w Polsce „praworządności i trójpodziału władzy”. Dlatego opozycja w Polsce twierdzi, że nasz kraj jest skłócony ze wszystkimi.

To jest komplement dla naszych sterników i znaczy, że rządzący rozpychają się łokciami, starając się wyrwać nieco podmiotowości, czyli nie są marionetkami sterowanymi z zewnątrz. Tym „wszystkim” opozycja jest gotowa pomagać, bo ma odpowiednich generałów, artystów, profesorów i Obywateli PR, gotowych wybudować ukwiecone bramy dla wyzwolicieli z „reżimu PiS”.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Gdzie jest kot z Usnarza?” znajduje się na s. 8 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Jana Martiniego pt. „Gdzie jest kot z Usnarza?” na s. 8 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Co oznacza pojęcie „Imperium Rzeczypospolitej”? / Krzysztof Skowroński, prof. Andrzej Nowak, „Kurier WNET” 90/2021

Posłuszeństwo nakazowi wspaniałej kultury, kultury języka, literatury, pieśni, jakie były tworzone na ogromnych przestrzeniach Rzeczpospolitej – to jest to imperium, które wydaje mi się najtrwalsze.

Być Polakiem to mieć odwagę weta wobec niemądrej większości

Z profesorem Andrzejem Nowakiem rozmawia Krzysztof Skowroński.

Krzysztof Skowroński: Niektórzy kiedyś czekali na kolejne tomy Harry’ego Pottera, a my czekaliśmy na kolejne tomy Dziejów Polski prof. Andrzeja Nowaka; i jest już piąty tom. Jego tytuł to 1572–1632. Imperium Rzeczypospolitej. To okres, do którego w myślach na temat Rzeczpospolitej najczęściej się odnosimy.

Andrzej Nowak: Pewnie tak, bo kojarzy nam się z chwilami triumfu naszej niezwyciężonej husarii. Ten szum skrzydeł, które pozwalały zwyciężać w najbardziej błyskotliwy sposób pod Kircholmem, Kłuszynem, Chocimiem… To właśnie sprawia, że przyczepiamy niejako do pojęcia Polski, Litwy – tej wspólnoty Rzeczpospolitej – pojęcie imperium, tej mocy, której często nam tak brakuje… Ale nie tylko i nie przede wszystkim to staram się przypomnieć w swojej książce. Zastanawiam się, czy pojęcie imperium z dominacją centrum nad peryferiami, z nieodłącznym pojęciem imperatora da się w ogóle zastosować do Rzeczpospolitej, bo przecież w Rzeczpospolitej imperatora, a na pewno dominacji króla nie było. Można nad tym ubolewać albo nie, ale król nie dominował nad Radziwiłłem czy Wiśniowieckim, który siedział gdzieś 200 kilometrów na wschód od Kijowa. Rzeczpospolita miała strukturę zupełnie inną, zgodną ze swoją nazwą wspólnoty obywatelskiej, w której zaznaczał się jednak również aspekt magnacki.

To nas niepokoi i to również jest tematem tego tomu – narodziny totalnej opozycji, bo ona już wtedy się pojawia: to część Radziwiłłów wykorzystująca aspekt religijny – protestantyzm, którego bronili przeciwko pokojowej ofensywie katolickiej, czy Jan Zamoyski, który stworzył pierwszą partię, która stawiała swój własny interes ponad interes wspólnoty Rzeczpospolitej, gotowa zniszczyć króla, państwo, byle tylko postawić na swoim.

Stąd wyrósł rokosz. To również jest doświadczenie tamtej Rzeczpospolitej.

Imperium, o którym piszę z największym zamiłowaniem i z przekonaniem, iż do niego na pewno warto nawiązywać, to jest rozkaz, jaki wydaje nam dziedzictwo polskie, polskiej kultury, polskiego ducha, który w tamtych latach wznosił się na kolejne wyżyny. To jest czas Kochanowskiego, nie tylko Jana, ale i Piotra – twórcy pierwszej polskiej epopei, czyli tłumaczenia Jeruzalem Wyzwolonej; czas początku muzyki zawodowej w Polsce, bez której nie byłoby Chopina; mam na myśli opery na dworze Zygmunta III. To jest czas napisania większości tych kolęd, które będziemy niedługo śpiewali w naszych domach. To wszystko, co tworzy naszego ducha i co każe nam być w Polakami, co oczywiście możemy odrzucić, ale właśnie posłuszeństwo temu nakazowi wspaniałej kultury, kultury języka, literatury, pieśni, jakie były tworzone na tych ogromnych przestrzeniach Rzeczpospolitej – to jest to imperium, które wydaje mi się najtrwalsze.

Czy lata 1572–1632 były czasem zbiorów tego, co zasiała w Polsce dynastia Jagiellonów?

Jestem zdecydowanym przeciwnikiem interpretacji rzeczywistości historycznej, według której wszystko zawdzięczamy królom, dynastiom. Chodzi mi o to, że już w XVI wieku, w czasach Zygmunta Augusta, a tym bardziej po jego śmierci, Rzeczpospolita była wspólnotą obywateli. Sześćdziesiąt kilka sejmików zjeżdżało się trzy czy cztery razy do roku, po kilkuset obywateli na każdym, i to tętniące życiem obywatelskie funkcjonowanie tworzyło wciąż coś nowego, choć nie zawsze dobrego.

Pewne elementy psucia ustroju obywatelskiego już niestety można obserwować w całym 60-leciu objętym V tomem, ale podtrzymywało tego ducha, że Rzeczpospolita jest nasza wspólna, nie jest własnością żadnego Zygmunta Augusta ani nawet wspaniałego skądinąd Stefana Batorego, ale jest naszą wspólną własnością, za którą razem odpowiadamy. O tym zresztą kapitalnie pisał John Peyton, agent królowej Elżbiety, którego Jan Zamoyski przyjmował na swoim dworze, odsłaniając mu wszystkie tajemnice Rzeczpospolitej…

Tenże Peyton napisał skądinąd szalenie interesującą relację o Rzeczpospolitej, zdumiewając się tym, że to jest taki wyjątkowy kraj, w którym obywatele zabrali królowi ogromną część władzy, ale dlatego czują się jej współwłaścicielami i współodpowiedzialnymi, co sprawia, że nie da się zniszczyć tej Rzeczpospolitej.

I o tej Rzeczpospolitej, mam wrażenie, prof. Legutko chce w Parlamencie Europejskim zawsze powiedzieć dwa słowa, kiedy zarzuca się Polsce niedojrzałość demokratyczną.

Rzeczywiście to wyjątkowo absurdalne i niegodne, kiedy ludzie niewykształceni, nie mający pojęcia o historii, zacietrzewieni ideologicznie, używają terminu ‘młoda demokracja’, mówiąc o Polsce, albo próbują uczyć Polskę zasad tradycji czy kultury politycznej demokracji.

Bo kiedy w Polsce było 100 tysięcy czynnych obywateli, a tych, którzy mogli korzystać z owych praw obywatelskich, ale niekoniecznie to robili, było jeszcze kilkakrotnie więcej – tych obywateli było mniej we wszystkich krajach Europy razem wziętych. W większości krajów z Francją na czele czy z krajami niemieckimi nie było żadnych obywateli, byli tylko władcy, najczęściej despotyczni.

I przypomnienie nam, Polakom – bo tym, którzy nie chcą nic wiedzieć o Polsce, nie wtłoczymy przecież żadnej wiedzy na ten temat – jak wspaniała, bogata, odpowiedzialna i jednocześnie krucha jest tradycja tej republikańskiej wolności, wydaje mi się szczególnie ważnym obowiązkiem. Żebyśmy nie dali sobie wmówić tego, co powtarzają ludzie niedouczeni, nienawidzący Polski, pogardzający nami w kolonialny sposób, bardzo zresztą właściwy dla Europy Zachodniej, składającej się – przypomnę – z dziewięciu krajów o arcybogatej, w dużej części straszliwie haniebnej tradycji kolonialnej.

To jest spojrzenie na wschód Europy jako na dzikie peryferie, z których nic dobrego nigdy nie mogło wyniknąć i trzeba je zawsze pouczać, bić linijką po palcach. Tego rodzaju spojrzenie ze Strasburga, z Brukseli, Paryża czy Berlina warto konfrontować z prawdą historyczną o Europie Wschodniej i jej wspaniałych tradycjach zawartych w trzech wspólnotach politycznych, jednakowo starych i bogatych pod względami doświadczeń politycznych – Polski, Węgier i Czech.

W Strasburgu dużo się mówi na temat wartości europejskich. A gdybyśmy mieli pokazać wartości płynące z I Rzeczpospolitej, które by Pan wymienił?

Hymnem Unii Europejskiej jest ostatnia część Dziewiątej Symfonii Beethovena, skomponowana do słów Ody do radości Fryderyka Schillera. Wielkości tego autora nie przeczy się w Europie, skoro staje się na baczność do jego słów. Warto przypomnieć ostatni ukończony utwór tego autora – jego dramat Dymitr. Chodzi o Dymitra Samozwańca, o tę epokę, którą opisuję w V tomie Dziejów Polski, kiedy polska załoga stanęła na Kremlu. A właśnie Dymitr Samozwaniec, czyli samozwańczy car, próbował także zająć tron moskiewski.

Z owej sztuki Schillera z 1805 roku przebija fascynacja polską tradycją polityczną, której najważniejszym słowem było ‘weto’ – to, co tak nierozumnie traktujemy jako coś, czego powinniśmy się wstydzić. To zdolność powiedzenia „nie”, rzucenia swojego weta większości głupiej, niemądrej – mam na myśli tę większość, która haniebnie depcze wszelkie prawa mniejszości, dyktuje swój ideologiczny fantazmat w Parlamencie Europejskim.

Nie ma bardziej brutalnego pokazu przewagi większości niż to, co robi ten mafijny konglomerat kilku dominujących partii w Parlamencie Europejskim. To słowo, którego polska tradycja broni i które – choć ma swoje miejsce w strukturze europejskiej – formalnie próbuje się zniszczyć, to jest prawo weta, pojedynczego głosu czy pojedynczego państwa przeciwko przewadze liczniejszych, silniejszych, ale niekoniecznie mądrzejszych i niekoniecznie mających rację.

To fascynowało Schillera i wielu przedstawicieli narodu panów, za jakich się uważali Niemcy; niektórzy uważają się po dziś dzień. Wspomnę Fryderyka Nietzschego, który za największy zaszczyt uważał bycie Polakiem – wolnym Polakiem. I ta wolność obywatelska, która jest ufundowana na prawie weta także wobec niemądrej, głupiej większości, jest chyba tym słowem-kluczem do naszej tradycji.

Przejdźmy teraz od okresu, kiedy w Rosji panował Iwan Groźny, do obecnego władcy na Kremlu. Jakie, Pana zdaniem, są intencje Władimira Putina?

Nie wiem, ale zaczęło mi się nieco wyjaśniać w głowie, kiedy usłyszałem o przygotowaniach do przewrotu w Kijowie. Nie wierzę w żadną otwartą agresję rosyjską na Ukrainę. Nie, oni mogą tam wejść tylko zaproszeni, oczywiście przez kolejne wcielenie takiego PKWN czy ekipy, która zaprosiła wojska Układu Warszawskiego do Pragi lat temu już z górą 50, żeby zdusić Praską Wiosnę, czy jak Kadar na Węgry w ʹ56 roku. Zaczynam się obawiać scenariusza, w którym rosyjska V kolumna prosi o pomoc bratnią armię rosyjską.

Ten scenariusz ukraiński niestety wcale nie jest już nierealny w Polsce, ponieważ stopień zacietrzewienia totalnej opozycji w stosunku do rządu legalnie wybranego, demokratycznie sprawującego swój mandat w Polsce osiągnął taki poziom, że mam wrażenie, iż niektórzy przedstawiciele opozycji znajdują się w takiej sytuacji mentalnej, że gotowi są przywitać każde czołgi, skądkolwiek, byle tylko „wyzwoliły” ich spod panowania strasznego rządu Prawa i Sprawiedliwości.

Tego scenariusza obawiam się najbardziej i taki wydaje mi się w tej chwili bezpośrednio realny, gdy idzie o Ukrainę.

Zajmując się historią, najlepiej dostrzega Pan to, że w geopolitycznej paneuropejskiej atmosferze niewiele się przez wieki zmienia.

Oczywiście ludzi, którzy zajmują się geopolityką jest znacznie więcej i często rozumieją oni jej mechanizmy bez porównania lepiej ode mnie, ale rzeczywiście ja próbuję ukazać w długim trwaniu powstawanie struktur imperialnych na wschód od nas, w Rosji, i obciążające nas sąsiedztwo geograficzne jako zjawisko, które pozwala lepiej rozumieć współczesną politykę Rosji oraz realizujących własny imperialny sen Niemiec; zupełnie innymi metodami, rzecz jasna, nie tak brutalnymi, ale wykorzystującymi mechanizmy Unii Europejskiej, ażeby taką miękką kontrolę narodom Europy Środkowo-Wschodniej, a w gruncie rzeczy całej Europy kontynentalnej, narzucić.

Spojrzenie z perspektywy historii wcale nie musi być anachroniczne czy oderwane od rzeczywistości, ale pozwalaj lepiej zrozumieć to długie trwanie, z którego nie wyrwaliśmy się wcale. Końca historii nie było w roku 1989.

Imperialny sen niemiecki jest związany z podobnym snem na Kremlu. Wygląda na to, że często to jest współsen.

Wspólne w owym śnie czy marzeniu jest przekonanie o tym, że można podzielić na imperialne strefy wpływów strefy wpływów ziemie, w tym przypadku kontynent europejski. Niezwykle bogate są tradycje takich podziałów – od czasów ośrodka, nazwijmy go umownie niemieckim, bo nie zawsze to były dosłownie Niemcy, i carstwa moskiewskiego, aż do czasów, do których bardzo często Władimir Putin nawiązuje, ile razy zwraca się do Niemców w wywiadach w niemieckiej telewizji, nazywając je najlepszymi, złotymi czasami dla Europy: chodzi o okres, kiedy współpracowali kanclerz Bismarck z kanclerzem Gorczakowem. Broń Boże, nie czasy paktu Ribbentrop-Mołotow, bo o tym nikt nie mówi i chyba rzeczywiście o marzeniu o takiej strukturze współpracy opartej na masowym ludobójstwie nie myśli. Ale w czasach, o których Putin przypomina Niemcom, Europa znaczyła najwięcej na świecie, rozwijała się najszybciej. I częścią tej rzeczywistości był brak jakichkolwiek państw między drugą już wtedy Rzeszą Niemiecką a Cesarstwem Rosyjskim. Ta myśl o wspólnej granicy…

Nie sądzę, żeby dziś myślano o scenariuszu likwidacji państw między Niemcami a Rosją, ale o ich uprzedmiotowieniu, o całkowitym podporządkowaniu całkowicie woli Moskwy i Berlina. Ten scenariusz jest jakby wdrukowany w mentalność nie tylko rosyjską, ale do pewnego stopnia niemiecką, co znajduje swoje odzwierciedlenie choćby w wielokrotnie powtarzalnym lapsusie kanclerz Merkel, że Rosja jest największym sąsiadem Niemiec.

Na mapie mentalnej wielu Niemców najważniejszym, a może jedynym ważnym ich sąsiadem na Wschodzie są Rosjanie, państwo Władimira Putina. Mimo że to przeczy elementarnym zasadom nawet rachunku ekonomicznego, bo obroty gospodarcze Niemiec z Polską są dzisiaj wyższe niż z Rosją. Ale pewnie doświadczenie straszliwej klęski, jaką Niemcy poniosły, kiedy zerwały z polityką współpracy z Rosją – zwłaszcza mam na myśli rok ʹ45 –umacnia ich przekonanie, że tylko współpraca z Moskwą może zapewnić im przewagę w Europie. Co tam Polska, Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina; najważniejsza jest Moskwa. Ten rodzaj mentalności, który opisałem, może w zbyt prostych słowach, jest niestety bardzo żywy wśród elit niemieckich i tak zwanych zwykłych Niemców, o czym nieraz miałem się okazję przekonać

W 1572 roku nie musieliśmy zastanawiać się, o czym śnią sąsiedzi, bo Rzeczpospolita była silna. Jaka jest dzisiaj?

Dzisiaj jest słaba; z jednego, ale zasadniczo niepokojącego powodu: ponieważ ten podział na przełomie wieków XVI/XVII, którego początki próbuję odtworzyć, a wynikający z mentalności partyjnej, którą stawia się ponad wspólnotą Rzeczpospolitej, dziś osiągnął taką intensywność, jakiej nie miał nigdy wcześniej, nawet w XVIII wieku, kiedy spierali się Patrioci z Republikantami, jak wtedy te dwie partie się nazywały – jedna z nich pójdzie ostatecznie do targowicy; nawet w 20-leciu międzywojennym, kiedy stopień intensywności konfliktu między socjalistami a narodowymi demokratami osiągał poziomy niesłychanej agresji, na szczęście w większości tylko słownej, ale były i walki, rodzaj wojny domowej.

Dziś mam wrażenie, że część tych, którzy zostali demokratycznym werdyktem obywateli odsunięci od władzy, jest gotowa sprzymierzyć się z każdym, absolutnie z każdym na całym świecie, a zwłaszcza spośród bezpośrednich sąsiadów, byle tylko obalić znienawidzoną władzę, którą wynieśli do steru rządów właśnie wolnym głosem obywatele.

I to, wydaje mi się, jest największa nasza słabość. To utrudnia bronienie naszych interesów, czasem najbardziej oczywistych, jak ochrona granicy, własnego domu, by nie wtargnęli do nich ci, którzy są po prostu używani przez imperialne sąsiedztwo moskiewskie i jego marchię zachodnią, czyli Łukaszenkę, do rozbijania naszego państwa i wspólnoty europejskiej. To właśnie w imię owego podziału próbuje się zamykać oczy na tę oczywistość i udawać, że jedynym prześladowcą jest „faszystowskie” państwo, rząd w Warszawie.

Ta słabość oczywiście rzutuje na osłabienie pozycji Polski w Europie. Tak się złożyło, że ostatnie kilka tygodni spędziłem za granicą. W telewizji francuskiej, niemieckiej Polska jest oglądana przez okulary „Gazety Wyborczej” i TVN-u.

Publiczność europejska jest przekonywana, że oto straszliwi siepacze rządu Kaczyńskiego prześladują biedne dzieci i kobiety, które umierają z głodu, płynąc z nurtem Bugu, wskutek tej straszliwej, typowej dla faszystowskiej Polski postawy jej władz. To jest komunikat, który wynika z owego podziału; nie tylko nieprawdziwy, ale w oczywisty sposób niezwykle szkodliwy nie dla rządu PiS, ale dla Polski.

Czy w latach 1572–1632 wydarzyła się w Rzeczpospolitej jakaś epidemia?

Epidemie właściwie trwały non stop z mniejszym lub większym nasileniem. W czasach, kiedy na Połock, Wielkie Łuki i Psków, czyli w latach 1579-81 szła armia Stefana Batorego, dziesiątkował ją tyfus plamisty. Zmarł najprawdopodobniej na tyfus największy po Janie Kochanowskim poeta, Sęp-Szarzyński. Różne inne epidemie dziesiątkowały ludność, zwłaszcza miejską. Np. na początku XVII w. epidemia czarnej śmierci zabrała 1/3 ludności Poznania. Receptą na kolejne fale epidemii była ucieczka z miast, po prostu szukanie świeżego powietrza, wolnego od owych miazmatów. Powstawało wiele podręczników i instrukcji, jak radzić sobie z zarazą. Istniały służby sanitarne, które próbowały zapobiegać rozprzestrzenianiu się chorób. Także w tym sensie owe czasy mogą być dla nas fascynujące i instruktywne.

Nasi przodkowie nie mieli dylematu: szczepić się czy nie. Jak Pan go rozstrzygnął?

Ja się zaszczepiłem. Myślę, że to powinna być wolna decyzja każdego człowieka. Byłem kilka tygodni w Austrii i wydaje mi się, że to, co robi tamten rząd, daleko przekracza rozumną troskę o zdrowie współobywateli.

Wprowadzono tam nie tylko pełny lockdown – mogłem się poruszać tylko z rodzajem kenkarty – ale, co najważniejsze, wprowadza się obowiązek szczepienia dla wszystkich, wzmocniony karą 4 lat więzienia dla tych, którzy szczepieniu się nie poddadzą. To jest oczywiście za daleko.

Natomiast jeżeli widzę ludzi, którzy nie noszą masek, bo uważają, że to ogranicza ich wolność – to uważam, że ci ludzie nie rozumieją podstawowej zasady maseczki: chronić w ten sposób może nie siebie, ale innych, a jeżeli odrzucam to założenie, to jestem niemądry i nie rozumiem, na czym polega zasada maseczki, nie rozumiem także, na czym polega zasada szczepienia. Nie tylko chodzi o ochronę siebie, ale o to, żeby zmniejszyć bodaj odrobinę ryzyko przenoszenia choroby na innych. Przypominam sobie nastawienie z początku pandemii, że to jest wymysł, nie ma żadnej choroby, to jest zwykła, lekka grypka. Dzisiaj chyba już nikt nawet z tzw. antyszczepionkowców tego rodzaju tezy nie podtrzymuje. Bo niestety tyle osób odchodzi wskutek tego wirusa…

Wydaje mi się, że skoro mamy szczepionki, skoro szczepiliśmy się na tyle innych chorób, skoro wielkie zarazy, jak choćby ospa, zniknęły dzięki szczepionkom, odrzucenie szczepionki wobec tej nowej choroby nie jest postawą roztropną. Ale jeszcze raz powtórzę: kwestia wyboru, szczepić się czy nie szczepić, powinna być pozostawiona, tak jak w Rzeczpospolitej, nie przymusowi, tylko argumentacji. Wydaje mi się, że pod tym względem akurat sytuacja w Polsce jest najlepsza, ponieważ nie ma przymusu szczepień takiego, jak w zdecydowanej większości krajów Unii Europejskiej.

To mi się podoba: jesteśmy przekonywani, namawiani. Ja też do tego przekonywania się dołączam. Natomiast nie ma tego szaleństwa przemocy państwowej, jak w Austrii, Holandii, w niektórych landach niemieckich.

Na zakończenie zostawiłem najtrudniejsze pytanie. Bardzo modne są rankingi. Któremu z królów polskich przyznałby Pan Złotą Koronę?

Nie upierajmy się przy tych królach. Akurat 60-lecie, które opisuję, było czasem wielkich hetmanów, a oznaką ich władzy była buława. Przyznałbym ją Janowi Karolowi Chodkiewiczowi i Stanisławowi Koniecpolskiemu, przed Stanisławem Żółkiewskim. Nie jestem bynajmniej antymonarchistą i uznaję wspaniałych królów, a w tym tomie akurat bardzo mocno bronię niedocenianego Zygmunta III, który był znakomitym królem konstytucyjnym i bardzo wiele mu zawdzięczamy. W największym skrócie odpowiadając na Pana pytanie: Władysław Jagiełło, wcześniej Bolesław Chrobry. Na pewno Kazimierz Wielki. To są ci władcy, którzy według mnie wnieśli szczególnie wiele swoją polityką do budowania naszej wspaniałej politycznej i kulturowej tradycji.

Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.

Rozmowa odbyła podczas Poranku Radia Wnet 1.12.2021 roku.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem pt. „Być Polakiem to mieć odwagę weta wobec niemądrej większości” znajduje się na s. 5 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem pt. „Być Polakiem to mieć odwagę weta wobec niemądrej większości” na s. 5 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kryzys migracyjny w mediach. Siewiereniuk-Maciorowska: na tych ludzi, którzy faktycznie cierpią, nie zwraca się uwagi

Zastępczyni redaktora naczelnego „Kuriera Porannego” i „Gazety Współczesnej” podsumowuje dotychczasowy przebieg konfliktu na granicy polsko-białoruskiej.

Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska podsumowuje dotychczasowy przebieg konfliktu na granicy polsko-białoruskiej. Podkreśla niezwykle istotną rolę policji w zwalczaniu kryzysu – dzięki temu formacja ta zyskała wiele w kontekście wizerunkowym.

Najbardziej swoje morale odbudowała policja – należało im się to. Od dłuższego czasu była to formacja najbardziej obrażana, wręcz opluwana.

Mimo pewnych sukcesów organizacyjnych, wskazać należy również na kwestie, które wciąż stanowią problem – przoduje wśród nich zamrożenie niektórych odnóg wymiany handlowej oraz działalności lokalnych przedsiębiorców.

Jest problem z przekraczaniem granicy, wymianą handlową, gospodarczą, która praktycznie zamarła. Dostało się przedsiębiorcom.

Komunikacja jest utrudniona – funkcjonuje jedynie przejście w Bobrownikach, gdzie są ogromne kolejki.

Ponadto, jak zaznacza gość „Popołudnia Wnet” – pomoc medyczna dla migrantów mogłaby funkcjonować nieco sprawniej. Redaktor twierdzi, że dalej da się odczuć atmosferę niepewności.

Ten rok kończymy dość niepewnie. Nasze służby mówią o tym, że nie należy zabijać w sobie czujności.

Wśród osób, którym udało się przekroczyć granicę, znajduje się wiele uchodźców politycznych. Niestety, są wśród nich również osoby pracujące dla Aleksandra Łukaszenki.

Wśród uchodźców politycznych z Białorusi zdarzają się agencji Łukaszenki, którzy sieją ferment wśród diaspory białoruskiej.

Rozmówczyni Łukasza Jankowskiego podkreśla, że na granicy mamy do czynienia z autentyczną ludzką tragedią, na którą część zachodnich mediów – wbrew pozorom – nie zwraca uwagi, lub skupia się na innych jednostkach niż te najbardziej potrzebujące.

Nie interesuje się tym ani ONZ, ani inne organizacje. Na tych ludzi, którzy faktycznie cierpią, nie zwraca się uwagi. Często są to również Białorusini.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

P.K.

Armia Nowego Wzoru. Dr Bartosiak: musimy się zastanowić, co musiałoby się zdarzyć, żeby Rosjanie uznali, że przegrali

Ekspert ds. geopolityki o Armii Nowego Wzoru: pozbyciu się przestarzałych technologii, wypracowaniu strategii oraz zmianach w systemie kształcenia i przygotowaniu do nowoczesnego konfliktu.

Dr Jacek Bartosiak tłumaczy, czym jest Armia Nowego Wzoru, czyli projekt przedstawiający modernizację naszej armii. Pracował nad nim zespół ekspertów, w tym sami wojskowi.

Jest to efekt półtora roku pracy.

Ekspert ds. geopolityki zapowiada, że niedługo będzie raport opisujący szczegółowo projekt. Jak mówi ekspert ds. geopolityki jednym z głównych problemów polskiej armii jest stare wyposażenie oraz brak wysiłków rządów w tworzeniu strategii obrony państwa. Konieczna jest refleksja nad rosyjską strategią, aby wypracować odpowiedź na nią.

Musimy po prostu wiedzieć, do czego przeciwnik się przygotowuje.

Jak podkreśla gość Poranka Wnet, trzeba się zastanowić jakich technologii potrzebujemy i przestać utrzymywać te przestarzałe.

Przede wszystkim musimy stworzyć dobrze działający przemysł zbrojeniowy. Musimy się zastanowić dokładnie jakie są technologie przyszłości i się na nim skupić i przestać utrzymywać technologie przeszłości ludzi którzy na tym skorzystają obciążając ogromnie strukturę wydatków państwa.

Dr Bartosiak wyjaśnia, że wojsko mierzy się nie ilością żołnierzy i sprzętu, lecz zdolnościami, jakimi dysponuje. Trzeba rozmawiać o naszych zdolnościach.

Ile mamy realnych batalionów do grup taktycznych?

Siły zbrojne trzeba kształtować pod przewidywanego przeciwnika i konflikt z nim.

Musimy się zastanowić, co musiałoby się zdarzyć, żeby Rosjanie uznali, że przegrali.

Zbliża się wojna w kosmosie. Czy ktoś w Polsce przygotowuje się na nią? Jak wskazuje założyciel „Strategy and future”, potrzebne są zmiany w systemie kształcenia. Trzeba zerwać, z tym że kadra się nie rotuje. Rezultatem braku rotacji jest bowiem

Ogromna sieć utrwalonych interesów, które blokują zmiany które blokują zmiany.

Rozmówca Łukasza Jankowskiego tłumaczy, żetrzeba modernizować armię, która jest. Dobrze byłoby zacząć od sił specjalnych. Odnosi się także do ambicji Kremla.

Rosja chce wrócić do bycia state-holderem.

Według dra Bartosiaka Rosja pragnie być udziałowcem w systemie równowagi europejskiej. Głównym zadaniem Paktu Północnoatlantyckiego było to, aby w nim nie była. Z tego powodu dołączyliśmy do NATO.

Tymczasem Rosja wchodzi do systemu. […] Jest pogłębiający się rozkład solidarności sojuszniczej i my musimy na to zareagować.

A.P.

Olga Siemaszko: według karty krwi żołnierz, który zbiegł na Białoruś to urodzony w 1996 r. Emil Czeczko z Bartoszyc

Szefowa redakcji białoruskiej Radia Wnet o ucieczce polskiego żołnierza na Białoruś i jej przedstawieniu w propagandzie Mińska.

Olga Siemaszko mówi, że informacja o ucieczce polskiego żołnierza na Białoruś pojawiła się ok. godzi. 10 na kanałach komunikatora Telegram. Informacja została potwierdzona w oficjalnym komunikacie białoruskiego Komitetu Granicznego

16 grudnia w pobliżu granicy białorusko-polskiej żołnierz Wojska Polskiego został zatrzymany przez białoruskie oddziały graniczne na posterunku Tuszemla grupy granicznej w Grodnie. Mężczyzna powiedział, że służył 16 Pomorskiej Dywizji.

Według komunikatu mężczyzna wystąpił o azyl na Białorusi argumentując to swym sprzeciwem wobec „nieludzkiego traktowania uchodźców” przez stronę polską. Państwowa telewizja białoruska przyjechała na granicę.

Widzimy przed kamerą młodego mężczyznę w mundurze z naszywką z polską flagą na rękawie.

[related id=160895 side=right] Przeprowadzająca wywiad  Ksenia Lebiediewa opublikowała na Telegramie jego kartę krwi. Dowiadujemy się z niej, że dezerterem jest Emil Czeczko, urodzony w 1996 r. w Bartoszycach.

Według białoruskiej propagandy polskie wojsko próbuje ukryć dezercję żołnierza, twierdząc, iż on nie żyje.

Sprawę polskiego żołnierza skomentował minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak:

Na godz. 15.30 zaplanowany jest briefing prasowy w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych dot. aktualnej sytuacji na granicy polsko-białoruskiej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Tutaj do wysłuchania fragment wywiadu białoruskiej telewizji państwowej z Emilem Czeczotem:

Polski żołnierz prosi o azyl na Białorusi. Dr Szewko: to będzie gwiazda mediów i postać przydatna dla propagandy

Gościem „Kuriera w samo południe” jest dr Wojciech Szewko – politolog, ekspert ds. bezpieczeństwa, który komentuje doniesienia o wystąpieniu o azyl na Białorusi przez polskiego żołnierza.

Dr Wojciech Szewko komentuje doniesienia o ucieczce żołnierza – przeszedł on na terytorium Białorusi i poprosił o azyl. Broń miał zostawić w bazie. Tłumaczył, że nie zgadza się z polityką migracyjną polskiego rządu.

Media twierdzą, że został zatrzymany po stronie białoruskiej i poprosił tam o azyl, z powodu, że nie zgadza się z polską polityką migracyjną.

Dodaje, że przykłady podobnego zachowania zdarzały się już w przeszłości, chociażby w armii amerykańskiej.

Zdarzało się, że amerykańscy żołnierze przechodzili na stronę północnokoreańską czy radziecką.

Politolog prognozuje, że cała sprawa już wkrótce będzie miała zasięg medialny na bardzo szeroką skalę – głównie ze względu na potencjalną przydatność dla narracji opozycji.

To będzie gwiazda mediów – jeśli okaże się przydatny dla propagandy, to będzie występował dużo, jeśli nie, będzie rozpowszechniany tylko jego wizerunek.

Będzie to wykorzystywane przez kontestujących obecną politykę rządu.

Gość „Kuriera w samo południe” wychodzi z założenia, że sprawa odbije się dużym echem również w strukturach rządowych.

Zakładamy, że MON powinien wyciągnąć jakieś wnioski.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

P.K.