Soloch: Kurdowie od wieków marzą o własnym państwie. To kolejny nieszczęsny epizod w ich historii [VIDEO]

Paweł Soloch o rosyjsko-tureckiej umowie dot. syryjskich Kurdów, wycofaniu się Amerykanów z Syrii i roli Rosji w regionie oraz o dążeniach niepodległościowych Kurdów i misji wojskowej Polski w Libanie

Paweł Soloch odnosi się do zawartego przez Erdoğana i Putina porozumienia ws. Kurdów w Syrii. Według zapisów dokumentu Rosja i Turcja wspólnie stworzą w północnej Syrii strefę buforową. Umowa przewiduje wycofanie się syryjskich bojowników kurdyjskich na odległość ponad 30 km od granicy z Turcją w północno-wschodniej Syrii w ciągu 150 godzin.

Turcja tam zawsze była, Rosja pokazuje, kto ma w tym momencie najwięcej do powiedzenia, to jest coś nowego, ale jest konsekwencją wydarzeń wcześniejszych.

Rola Rosji wynika z konsekwentnego wspierania przez nią Asada. Turcja zaś jak mówi nasz gość, pozostaje członkiem NATO, a przez to naszym sojusznikiem, który poza tym „w sposób wzbudzający znaki zapytania realizuje swoje interesy w regionie”. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego odnosi się do kwestii czy Amerykanie wiedzą, co robią, wycofując się z Syrii. Zwraca uwagę na wizytę Mike’a Pence’a w Ankarze.

Trzeba powiedzieć, że Stany Zjednoczone uczestniczą w tym, co tam się dzieje. Część jednostek zostanie.

Soloch oznajmia, że umowa rosyjsko-turecka to kolejny nieszczęsny epizod Kurdów w ich historii. Ten „starożytny naród wywodzący się z zamierzchłych czasów Asyrii” marzy o własnym państwie, które na chwilę uzyskał w latach 1921-24. Dodaje, że w interesie Turcji nie jest zwalczanie Kurdów, ale kurdyjskiej milicje, która uznają za terrorystów. Chcą bowiem zapobiec powstaniu niepodległego Kurdystanu. Dodaje, że „przesiedlenie ludności […] jest zawsze tragedią”.

Następnie nasz gość opowiada o wymarszu kontyngentu Wojska Polskiego do Libanu. Decyzja w tej sprawie została podpisana przez prezydenta Dudę 8 października br. Powraca do udziału w misji budowania pokoju i bezpieczeństwa w Libanie w ramach mandatu ONZ jako Tymczasowe Siły ONZ w Libanie: „To nie będzie misja bojowa” – oświadcza Soloch.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!


K.T./A.P.

Śpiewak: W Warszawie sądy administracyjne stały się maszynką do uwalania decyzji komisji reprywatyzacyjnej [VIDEO]

Jan Śpiewak o dzikiej reprywatyzacji w Warszawie, tym jak sądy jej bronią i jak skazują ludzi za nazywanie jej po imieniu oraz roli warszawskiego ratusza w obalaniu decyzji komisji reprywatyzacyjnej.

Jan Śpiewak opowiada o skazaniu go przez sąd za słowa o „dzikiej reprywatyzacji”. Wyrokiem sądu  musi zapłacić grzywnę w wysokości 5 tys. złotych i opublikować przeprosiny za użycie wspomnianego sformułowania, kiedy opisywał działania mecenasa Jerzego Szaniawskiego. Przeproszenie mają znajdować się przez dwa tygodnie na jednym z portali internetowych. Po rabacie wyceniono umieszczenie takiej informacji na 221 tys. złotych.

To sformułowanie było w powszechnie używane przez media […] To są po prostu wyroki, które można uznać za przemoc sądową w stronę obywateli.

Według sądu słowa Śpiewaka mogły poniżyć Szaniawskiego w oczach opinii publicznej. Skazany nie uważa, żeby kogoś zniesławił. Nasz gość opowiada w „Poranku WNET” o działalności Szaniawskiego w obrębie „dzikiej reprywatyzacji”:

Kupuje roszczenia od swoich klientów […] Kupił za bardzo niewielką sumę.

Śpiewak zauważa, że obecnie mamy do czynienia już nie z rządami prawa, ale z „rządami przez prawo”, tzn. „prawo stało się narzędziem w rękach sądów”, które uzurpują sobie kompetencje innych władz. W taki właśnie sposób przy braku ustawy reprywatyzacyjnej „sądy administracyjne wymyśliły sobie sposób oddawania”. Obecnie sądy rozstrzygają na korzyść tych, których majątek komisja reprywatyzacyjna uznała za nielegalnie przejęty. Robią tak wbrew precedensom sądowym i orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego. Działacz społeczny zwraca uwagę, że decyzji komisji zaskarżają nie tylko sami zainteresowani, co byłoby zrozumiałe, ale również warszawski Ratusz.

Ci ludzie [sędziowie – przyp. red.] kryją potężny układ biznesowy, który w Warszawie dorobił się miliardów. Gdyby decyzje komisji utrzymały się w mocy, to, by oznaczało, że bardzo wiele majątków z przeszłości byłoby zagrożonych, ale też majątki przyszłe.

Nasz gość mówi o rozprawie dotyczącej kamienicy na Nabielaka 9, gdzie mieszkała Jolanta Brzeska. Zwraca uwagę na zaangażowanie kancelarii Dubois, związanej z Ratuszem, w obronę przestępców takich jak Marek M., który kupił prawa do nieruchomości wartej miliony za 1,5 tys. zł.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Czarnecki: Brexit najpewniej znowu zostanie odłożony w czasie. Prawdopodobna data to 31 stycznia 2020 r.

– W każdym wypadku Boris Johnson będzie zwycięzcą, nawet w przypadku niedotrzymania terminu 31 października i tak ogłosi wybory i je wygra – analizuje Ryszard Czarnecki.

 

Ryszard Czarnecki ze Strasburga mówi o głosowaniu brytyjskiej Izby Gmin nad zgłoszonym przez rząd Borisa Johnsona projektem ustawy ws. brexitu:

Po raz pierwszy premier jej królewskiej mości wygrał głosowanie w sprawie brexitu. Jego poprzedniczka, Theresa May przegrała 3 razy i to czasem nawet 150 głosami. Johnson wygrał 30 głosami […] wygrał i jednocześnie przegrał, ponieważ ta sama izba gmin, która zaakceptowała umowę rozwodową, jednocześnie sprzeciwiła się, aby procedować ją w trybie ekstra pilnym.

W pierwszym czytaniu za głosowało 329 posłów, przeciwnych było 299. Następnie Izba Gmin odrzuciła wniosek o zakończenie w ciągu trzech dni prac nad ustawą o porozumieniu ws. brexitu:

Za było 308 posłów, przeciwko – 322.

Jak mówi eurodeputowany, 31 października najprawdopodobniej nie nastąpi rozwód Wielkiej Brytanii z Unią Europejską, wystosowana zostanie prośba o odłożenie brexitu. Zapewne to się wydarzy 31 stycznia 2020 r.

Jak mówi Ryszard Czarnecki, cokolwiek by się nie działo, Boris Johnson i tak będzie wygranym tej rozgrywki:

Boris Johnson może ogłosić wcześniejsze wybory i wtedy zapewne je wygra […] w każdym wypadku Boris Johnson będzie zwycięzcą, nawet w przypadku niedotrzymania terminu 31 października i tak ogłosi wybory i je wygra.

K.T. / A.M.K.

Dr Kuźmiuk: W Holandii wyjechało na ulice ok. 4 tys. ludzi. To będzie także problem komisarza ds. rolnictwa

Dr Zbigniew Kuźmiuk o przyczynach i przebiegu rolniczych protestów w Hadze oraz zmianach we władzach unijnych i oczekiwaniach wobec nadchodzącej prezydencji Niemiec.

Dr Zbigniew Kuźmiuk mówi o protestach rolników w Holandii. Protestujący zablokowali drogi w Hadze i prawie udało się im zablokować także autrostradę.

Na ulice wyjechało ok. 4 tys. ludzi […]. Użyto wojska, by protestujący nie dostali się do parlamentu.

Nasz gość tłumaczy, dlaczego z powodu zapisów prawnych dotyczących ograniczenia emisji dwutlenku węgla ucierpi tak bardzo holenderski sektor rolnictwa. W krajach takich jak Belgia, Dania czy Holandia stosuje się intensywną, przemysłową produkcję rolną, która jak stwierdza, faktycznie jest szkodliwa dla środowiska. Zgodnie z nowymi postanowieniami władz holenderskich hodowcy w Holandii będą musieli ograniczyć hodowlę zwierząt o połowę. Jak komentuje dr Kuźmiuk, oznacza to skazanie wielu z nich na bankructwo.

Wczoraj oficjalne władze unijne żegnały się z Europarlamentem. […] padło wiele gorzkich słów odnośnie Tuska i Junckera, bo oddają Unię w gorszym stanie niż ten, w jakim ją zastali.

Europoseł mówi  zmianach we władzach unijnych. Odpowiednio po 1 listopada i 1 grudnia powinna zacząć działać nowa Komisja i Rada Europejska. Tymczasem wciąż brakuje komisarzy unijnych z Francji, Rumunii i Węgier. Dr Kuźmiuk stwierdza, że choć protesty holenderskich rolników są wywolane postanowieniami prawa krajowego, to będzie to problem polskiego komisarza. Poza Januszem Wojciechowskim, komisarzem ds. rolnictwa ewentualnymi protestami będzie musiał się zajmować wiceprzewodniczący Frans Timmermans, odpowiedzialny za politykę klimatyczną. Gość „Poranka WNET” wyraża nadzieję, że RFN będzie bardziej skłonne „głębiej sięgnąć do swojej kasy” podczas swej prezydencji unijnej niż obecnie prezydencję sprawująca Finlandia, która opowiada się za małym budżetem Unii.

Dr Targalski: PiS przyjęło strategie wycofania się, ustępowania każdemu i kapitulacji w każdej sprawie

„We wszystkich obozach trwa rywalizacja, gdyż każdy z nich jest pewną koalicją” – powiedział dr Jerzy Targalski komentując wyniki wyborów parlamentarnych.

 

Wybory oznaczają początek walk wewnętrznych w każdym obozie, walk na dwóch poziomach. Każdy obóz składa się z sojuszników-rywali, więc między częściami składowymi. W ramach tych części są jeszcze poszczególne ugrupowania, grupy interesu, a także grupy towarzyskie – mówi gość „Popołudnia WNET”.

Jak twierdzi: Jarosław Kaczyński wszedłby na szczyt, gdyby został premierem. Głosy dla Prawa i Sprawiedliwości to propaganda. Pozycja rządu uległa osłabieniu co spowoduje cyrk w Sejmie i Senacie.

„Podstawą do tego, aby rządzić, jest wola rządzenia. PiS przyjęło strategie wycofywania się, ustępowania każdemu i kapitulacji w każdej sprawie, gdyż doszło do wniosku, że jeżeli będzie ustępował wszystkim we wszystkim, to propaganda się zmniejszy. Jest to błędem podstawowym, bo nawała propagandowa nie zależy od tego, czy ktoś ustępuje, tylko od tego, czy przeciwnik może liczyć na bezkarność” – dodaje.

Początkowo chciano zreformować system panujący w Polsce i dzięki temu zyskać poparcie. Okazało się, że reforma państwa jest trudna i styka się z oporami. Próby reformy nie spotykają się z należytym poparciem, w związku z tym postanowiono zamienić reformę systemu na transfery socjalne. „Dały one większą liczbę głosów, ale nie wzmocniły pozycji PiS-u” – mówi dr Jerzy Targalski.

Dodaje, że PiS zdecydowało się na transfery socjalne zamiast reformy systemu, podkreśla, że partia będzie trwała przy swojej strategii. „Żeby dawać, trzeba mieć z czego” – zaznacza.

Polska dyplomacja się nie zmienia. Problem polega nie tylko na tym, że trzeba być odpowiednio przygotowanym pod względem merytorycznym, trzeba mieć również charakter i pozycję polityczną. Nie można w Polsce dokonać reform ustrojowych bez konfrontacji z Unią Europejską, Niemcami i Brukselą – mówi gość „Popołudnia WNET”.

M.N.

Posłanka Lewicy: Płody nie są obywatelami RP. Aborcja powinna być dopuszczona do 12 tyg. ciąży bez żadnych warunków

Magdalena Biejat o reprywatyzacji i wyrzucaniu lokatorów w Warszawie, sytuacji w Lewicy i w Sejmie, ochronie dzieci i rodziny, legalizacji aborcji i tym, kto w Polsce jest prześladowany, a kto nie.

Nie mamy dobrego prawa, które mogłoby być podstawą dla lepszych wyroków. Potrzebujemy wreszcie ustawy reprywatyzacyjnej i w ogóle zakończenia tego tematu z poziomu ustawodawstwa.

Magdalena Biejat mówi o potrzebie zmiany ustawodawstwa, które pozwala na „egzekwowanie” roszczeń majątkowych w imieniu ludzi, którzy już dawno nie żyją. Nawiązując do ostatniego wyroku sądowego przeciwko Janowi Śpiewakowi, mówi, że ratusz za mało dbał o lokatorów.

Warszawski ratusz za mało dbał o lokatorów i w wyniku decyzji sądów wyrzucano lokatorów na bruk.

Ci zaś, którzy nie zostali wyrzuceni, muszą, jak mówi, żyć w kamienicach zaniedbanych przez ratusz, który obawia się w nie inwestować w obliczu możliwych roszczeń. Słowa Hanny Gronkiewicz-Walt na temat działającej za jej prezydentury „mafii” w ratuszu komentuje, mówiąc, że „to jest chyba samooskarżenie”, gdyż „jeśli jest się szefem ratusza, to powinno się wiedzieć co się w nim dzieje”. Rozmówczyni Łukasza Jankowskiego czuje się rozczarowana tym, jak PO zarządza miastem, inwestując za mało w usługi publiczne, takie jak żłobki. Ochrona praw dzieci i rodziny jest, jak mówi, jedną z wartości Lewicy. Poruszony w tym kontekście został też temat aborcji, która, zdaniem posłanki Biejat, nie jest kwestią światopoglądu, tylko praw człowieka.

O ile mi wiadomo, płody nie są obywatelami Rzeczypospolitej Polskiej, ponieważ nie dostają ani PESEL-u, ani dowodu osobistego, natomiast my się zgadzamy na lewicy, że powinno być dopuszczone przerywanie ciąży do 12 tygodnia bez żadnych warunków.

Dodaje, że Lewica nie zamierza rozstrzygać, kiedy zaczyna się życie ludzkie. Opierając się, jak uważa, na ustaleniach medycznych, Lewica uznaje, że do 12 tygodnia ciąży decyzja o przerwaniu ciąży powinna należeć do kobiety.

Przyszła posłanka chciałaby także lepszej ochrony prawnej mniejszości seksualnych i osób niepełnosprawnych. Stwierdza, że taką ochronę mają już zagwarantowani katolicy. Z tego powodu sprzeciwia się podjętej przez Sejm uchwale potępiającej „wszystkie akty nienawiści i pogardy antykatolickiej”.

To nie jest odruch serca, dlatego, że sposób, w jaki  ta uchwała została sformułowana, stwarza takie wrażanie, jakby to większość katolicka była prześladowana w tym kraju, co po prostu nie jest prawdą.

Posłanka- elekt Lewicy komentuje protest wyborczy Prawa i Sprawiedliwości: to niepokojące, że partia rządząca składa protest dotyczący tych okręgów, w których przegrała. Krytycznie ocenia działanie wymiaru sprawiedliwości, oceniając, że czas oczekiwania na wyroki się wydłuża, dodając, że „musimy zdecydowanie odpolitycznić  sądy”.

Biejat opowiada też o pakcie dla pieszych, zwracając uwagę na niedawny wypadek na Bielanach, i o współpracy z pozostałymi partiami Lewicy. Działaczka Partii Razem wyklucza możliwość likwidacji jej partii, za to nie odrzuca możliwości utworzenia osobnego koła poselskiego przez sześcioro posłów jej formacji. Opowiada się jednak za współpracą z innymi partiami Lewicy, a także za wsparciem dla koalicji rządzącej w projektach zgodnych z wizją państwa dobrobytu partii Razem.

Chcemy, żeby ta płaca była uzależniona od średniej płacy po to, by nie uzależniać jej od politycznego widzimisię, po to by realnie wzrastała.

Proponowane przez PiS podniesienie płacy minimalnej uznaje za uznaniowe i odbywające się na zasadzie dealu politycznego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

J.O./A.P.

Na ile lewicowa jest w Niemczech klasyczna… prawica? Czy niemieckie media kłamią? O zarzutach wobec niemieckiej prasy

Dawniej wszystko było jasne. Już po pierwszej stronie niemieckiego dziennika poznawałeś, czy to gazeta konserwatywna, centrowa czy lewicowa. A dzisiaj? Też wszystko jest jasne. Wszystkie są… lewicowe.

Jan Bogatko

„Afera” wybuchła już dawno temu, ale do tej pory wstrząsa ona niemieckim środowiskiem dziennikarskim jak rzadko kiedy i jak rzadko co. Najbardziej stronniczy dziennikarze protestują, kiedy się ich nazywa stronniczymi. Szwajcarski dziennik NZZ („Neue Zürcher Zeitung”) zamieścił swego czasu relację własnego korespondenta we Frankfurcie nad Menem, Michaela Rascha, pod wszystko mówiącym tytułem Serce niemieckich dziennikarzy bije na lewo. Każdy polski czytelnik niemieckich gazet wie o tym najpóźniej od wyborów w 2015 roku, lecz Niemcy mają z tym trudności. Wydaje im się, że biorąc do ręki „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czy „Die Welt”, mają na kolanach konserwatywny dziennik. Ato pułapka! I na tym polega skuteczność propagandy.

Nie znaczy to wcale, że Niemcy dają się łatwo nabierać. Owszem, na Zachodzie, gdzie komunizm był znany tylko w salonach najzamożniejszej burżuazji, może i tak. Ale mam w pamięci rozmowę w jednym ze studiów telewizyjnych z udziałem ówczesnego premiera rządu bawarskiego (Niemcy to federacja państw, zwanych krajami), Franza Josefa Straußa (1915–1988). Lewicowi dziennikarze ubóstwiali brać go na ząb. Jak w tym programie.

– Dlaczego nazwał pan dziennikarza pismakiem? – pyta Straußa prowadzący.
Polityk nastroszył się, jak to miał w zwyczaju, kiedy zadawano mu niewygodne pytanie. I odparował:
– Ja? Dziennikarza? Pismakiem?! Ja nigdy nie nazwałem dziennikarza pismakiem!
A na to prowadzący – A przecież nazwał pan [powiedzmy] Meiera pismakiem.
Strauß na to bez sekundy zwłoki: – Ależ tak, ale Meier to nie dziennikarz, to pismak!

Dzisiaj, w czasach, kiedy trudno jest odróżnić komentarz od informacji, a informację od płatnego ogłoszenia, trudno jest odróżnić dziennikarza od pismaka. Nawet w czasach politycznej dysleksji nie odróżnimy go po ortografii. Pismacy zmieniają się w bijące serce partii, tracąc dystans do siebie samych. Niemiecki korespondent szwajcarskiego dziennika wystawia fatalne świadectwo niemieckim mediom, pisząc: „Niemal wymarło neutralne dziennikarstwo. Rozpoczyna się do od wyboru tematów, a kończy przy komentarzu. Jeszcze ostrzej to zjawisko rzuca się w oczy w sprawozdawczości politycznej, bowiem w kwestii zbliżenia do linii partii politycznych niemieccy dziennikarze mają zgoła poważnie odmienne preferencje niż średnia krajowa”.

Od wielu lat słychać w Niemczech zarzuty, że prasa kłamie. Owszem, takie wypadki się zdarzają, ale – na szczęście – dość rzadko.

Cały felieton Jana Bogatki pt. „Media czy komedia” – jak co miesiąc, na stronie 3 „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr październikowy 64/2019, gumroad.com.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia  na gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Jana Bogatki pt. „Media czy komedia?” na s. 3 „Wolna Europa” październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stasinowska: Rolnicy na traktorach przyjechali do Hagi, ze wszystkich miast

Ewa Stasinowska o skutkach prób ograniczenia emicji CO2 i azotanów przez rząd Holandii oraz protestach z tym związanych, o tym czemu wśród holenderskiej Polonii zdecydowanie wygrywa opozycja.

Ewa Stasinowska o protestach rolników w Holandii. Protestują przeciw polityce rolnej rządu. Rząd chce ograniczyć hodowlę: produkcję bydła, liczbę chlewni i ferm drobiu.

Rolnicy na traktorach przyjechali do Hagi, ze wszystkich miast. Obywatele bardzo popierali tę akcję mimo korków na ulicach.

Spowodowane jest to próbą zmniejszenia emisji dwutlenku węgla oraz azoty i jego połączeń. Dotychczas zaś holenderscy rolnicy używali ogromnych ilości nawozów. Rozmówczyni Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej podkreśla „ograniczenia dla rolników nigdy nie były tak restrykcyjne, jak teraz”. Jak mówi Stasinowska „traktuje się ich, jak twierdzą, jako obywateli III kategorii”, a wielu z nich przeprowadziło się od Polski.

Sytuacja jest ciągle napięta, rolnicy przygotowują kolejne akcje.

Na 30 października  protesty zapowiada sektor budowlany, w którym w wyniku nowego prawa wstrzymano 18 tys. projektów budowlanych, a  70 tys. straci pracę. Reformy te popiera partia zielonych. Tymczasem ich negatywny dla gospodarki rezultat rozszerza się zgodnie z efektem domina.

Ponadto nasz gość mówi o zmianie nazwy Holandii na Niderlandy. Stwierdza, że dowiedziała się o tym z polskich mediów, gdyż w Holandii nic się o tym nie mówi.

Stasinowska opowiada także o głosowaniu Polonii w Holandii podczas wyborów parlamentarnych, w których zwyciężyła Koalicja Obywatelska z wynikiem 37%. Także inne partie opozycyjne (za wyjątkiem PSL z wynikiem 4,03%) zdystansowały zwycięzcę ostatnich wyborów. Na SLD głosowało 26,86% obywateli polskich w Królestwie Niderlandów, a na Konfederację 16,68%, podczas gdy na PiS zaledwie 14,89%. Zdaniem działaczki Klubu Gazety Polskiej w Amsterdamie wynika to z tego, że Polacy w Holandii informacje czerpią głównie z TVN i Gazety Wyborczej, a media holenderskie od początku atakują rządzących w Polsce, twierdząc, że „w 2015 r. Polacy wybrali skrajnie prawicowy, prawie nazistowski rząd”.

Stasinowska mówi także o historii rodziny, która przez 9 lat ukrywała się przed światem, oficjalnie wyprowadziwszy się z kraju, a faktycznie żyjąc w odosobnieniu w oczekiwaniu na koniec świata. Odpowiedzialny za to mężczyzna miał być wcześniej członkiem wywodzącej się z Korei Płd. sekty Moona. „Na YouTube głosił swoją teorię końca świata” pokazując, jak przygotowuje się do niego, ćwicząc na aparacie fitness. Poza nim na farmie przebywała (była więziona?) grupa dzieci obecnie w wieku od 18 do 25 lat.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Wołczyk: Katalonia jest już od czasów starożytnych immanentną częścią Hiszpanii

Małgorzata Wołczyk o separatystach katalońskich i ich protestach oraz o ekshumacji grobu gen. Francisco Franco.

Małgorzata Wołczyk o protestach w Katalonii. Stwierdza, że od dwóch lat „Hiszpanie byli przygotowani na tę sytuację”.

Władza pozwala na pełzający zamach stanu. Mamy niestety do czynienia z wirusem nacjonalizmu. Wprost można mówić o terrorystach.

Dodaje, że sama Generalitat [samorząd kataloński- przyp. red.] i jego przewodniczący  Quim Torra de facto popierają protesty. O Torrze mówi, że „wręcz sam uczestniczy w niektórych nielegalnych pochodach”.  Efektem protestów jest zniszczenie Barcelony, do niedawna stolicy światowej turystyki. Trwa grabież sklepów, w której uczestniczą przyjezdni. Jak mówi dziennikarka, „kto żyw chce się wzbogacić”.

Lewica zwykle zgarniała głosy katalońskich separatystów, więc jego nie stać na jakieś radykalne ruchu wobec separatystów, boi się, że straci poparcie partii separatystycznej.

Winą za taki rozwój sytuacji rozmówczyni Aleksandra Wierzejskiego obciąża premiera Pedra Sancheza, który „ma uwiązane ręce ze względu na bliskie wybory”.

Lewica zwykle zgarniała głosy katalońskich separatystów, więc jego [Sancheza] nie stać na jakieś radykalne ruchu wobec separatystów. Boi się, że straci poparcie partii separatystycznej.

Separatyści dążą do eskalacji przemocy i nie uznają innych rozwiązań niż doprowadzenie do referendum ws. niepodległości Katalonii. Nie interesuje ich, jakie będą długofalowe efekty secesji tego regionu z reszty Hiszpanii.

Katalonia jest już od czasów starożytnych immanentną częścią Hiszpanii.

Wołczyk przypomina, że Hiszpania składa się z 17 regionów, gdzie „na samym wybrzeżu Hiszpanii od A Coruñi po Katalonię Hiszpanie posługują się pięcioma językami”. Katalonia ze swoimi odrębnościami kulturowymi wcale nie jest więc tak wyjątkowa na tle innych regionów.

Złośliwi mówią, że Sanchez skierował więcej Gwardii i policjantów do Doliny Poległych niż do Katalonii. To oczywiście przesada.

Dziennikarka mówi także o ekshumacji szczątków gen. Franco, które z Doliny Poległych- wspólnej nekropolii obu stron wojny domowej, ma zostać przeniesiony na pod madrycki cmentarz El Parto. Dzieje się tak wbrew postanowieniom konkordatu i woli samej rodziny. Rząd nie pozwala też na to, by ciało hiszpańskiego dyktatora spoczęło w rodzinnej krypcie w katedrze Almudena, która znajduje się w centrum Madrytu. W ten sposób, jak zauważa Wołczyk, hiszpańscy przywódcy z PSOE, która w czasie wojny domowej stała po stronie republikańskiej dokonują zemsty na swoim wrogu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Zasada pomocniczości jest znana od wieków, w systemach prawnych – od niedawna. Czy ma zastosowanie w polskiej polityce?

Siła i wartość zasady subsydiarności w porządkach prawnych państw europejskich związana jest zasadniczo z ich charakterem federalnym. Polskie państwo charakteryzuje się natomiast unitaryzmem.

Mirosław Matyja

Pojęcie subsydiarności nie jest ani jednolite, ani jasne. Dyskurs na ten temat nacechowany jest filozoficzną moralnością, aspektami socjologicznymi i elementami polityczno-prawnymi. Słowo ‘subsydium’ w języku łacińskim oznacza pomoc lub wsparcie, stąd najtrafniejszym tłumaczeniem na język polski zdaje się być „pomocniczość” lub „pomoc w ostateczności”. (…)

Według zasady subsydiarności, pełną odpowiedzialność za sprawy publiczne ponoszą przede wszystkim te organy władzy, które są najbliższe obywatelom. Kompetencje przyznane społecznościom/samorządom lokalnym powinny być w zasadzie całkowite i wyłączne, i mogą zostać zakwestionowane lub ograniczone przez wyższy organ władzy, centralny lub regionalny, jedynie w zakresie przewidzianym prawem. Zadania znajdujące się w gestii danego szczebla władczego winny być realistyczne, to znaczy, że szczebel ten powinien dysponować odpowiednimi środkami organizacyjnymi i finansowymi.

Szczebel wyższy może ingerować w sprawy szczebla niższego tylko w ostateczności – właśnie na zasadzie pomocniczości.

(…) Początki namiastek zasady pomocniczości w Polsce związane są z pierwszą reformą ustrojową, podjętą bezpośrednio po wyborach w 1989 roku. Mam tu na myśli oczywiście reformę samorządową. Kolejne reformy, wprowadzane w Polsce po 1989 roku, służyły upodmiotowieniu społeczeństwa i stopniowemu wdrażaniu zasady pomocniczości w młodej polskiej demokracji. (…)

Problem polega na tym, że siła i wartość zasady subsydiarności w porządkach prawnych państw europejskich związana jest zasadniczo z ich charakterem federalnym. Polskie państwo charakteryzuje się natomiast unitaryzmem, na co z kolei wskazuje art. 3 Konstytucji: „Rzeczpospolita Polska jest państwem jednolitym”. (…)  Zasada pomocniczości powinna regulować porządek społeczny i polityczny, przyczyniając się do optymalnego podziału kompetencji według wspomnianej reguły: „tyle państwa, na ile to konieczne, i tyle społeczeństwa, na ile to możliwe”. (…)

Ze względu na niejasność i nielogiczność przepisów prawnych dotyczących praktycznego przełożenia zasady pomocniczości na życie społeczno-polityczne w Polsce, niezwykle istotne byłoby więc orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego.

I tu zaczynają się kolejne trudności, związane z wprowadzeniem reform politycznych, w tym subsydiarnego podziału kompetencji w naszym kraju. Choćby tylko ze względu na „niezależny i neutralny status” Trybunału Konstytucyjnego.

Subsydiarność/pomocniczość polega więc na wsparciu niższego szczebla przez szczebel wyższy – ekonomicznie, politycznie i administracyjnie.

W Polsce, jak wiadomo, istnieją trzy szczeble, które powinny być podmiotami subsydiarnego podziału kompetencji władczych: gmina, powiat i administracja państwowa (w tym województwo). Paradoksem jest jednak to, że powiaty i województwa nie są ukonstytuowane w ustawie zasadniczej z 1997 r. Stanowi to kolejną trudność w realizacji idei pomocniczości w naszym kraju. Pośrednie szczeble znajdują się niejako poza konstytucją. Dla przypomnienia: w konstytucji szwajcarskiej występuje konkretny zapis dotyczący kantonów. Jest nim słynny art. 3, na którym opiera się cały szwajcarski federalizm: „Kantony są suwerenne, o ile ich suwerenność nie została ograniczona przez Konstytucję Federalną; wykonują te wszystkie prawa, które nie zostały przekazane Federacji”. Podobny zapis odnoszący się do województw mógłby znaleźć miejsce w przyszłej polskiej konstytucji – i dać województwom funkcję samorządową. Nie chodzi o to, aby zrobić z Polski państwo federacyjne, lecz o umożliwienie poszczególnym szczeblom samorządowym autonomię działania i subsydiarny podział kompetencji – zgodnie z zapisaną w preambule Konstytucji RP zasadą pomocniczości. (…)

Zasada subsydiarności/pomocniczości nie może być jednak w żadnym stopniu absolutyzowana i wykorzystywana jedynie hasłowo, bez jej głębszej analizy. Na pewno nie jest to „zloty środek” na usprawnienie panującego systemu politycznego w naszym kraju, któremu daleko do federalizmu. Wprowadzanie tej zasady powinno być najpierw normatywnie sformułowane w zapisach konstytucyjnych – nie tylko w preambule ustawy zasadniczej – a dopiero potem ostrożnie zastosowane w praktyce.

Nie chodzi przy tym o uwalnianie państwa od jego zobowiązań, lecz o usprawnienie wykonywania zadań publicznych na rzecz współrządzenia państwem przez jego suwerena, czyli społeczeństwo obywatelskie.

Cały artykuł Mirosława Matyi pt. „Zasada pomocniczości w polskiej polityce” znajduje się na s. 16 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mirosława Matyi pt. „Zasada pomocniczości w polskiej polityce” na s. 16 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego