Rada UE zaakceptowała wprowadzenie pakietu klimatycznego

Neutralność klimatyczna do 2050 r.- plan mający to na celu został zaakceptowany przez europosłów w czwartek. W poniedziałek na unijne prawo klimatyczne zgodzili się ministrowie państw członkowskich.

Zgodnie z przyjętymi w zeszłym tygodniu poprawkami do końca dekady emisja gazów netto (z odliczeniem pochłaniania) ma zostać zredukowana do 55 proc. stanu na rok 1990 r. (wcześniej miało to być 40 proc.). Proces transformacji energetycznej wspomagać ma swą wiedzą Europejska Naukowa Rada Doradcza złożona z 15 ekspertów (nie więcej niż dwóch z jednego państwa członkowskiego). Przyjęcie pakietu klimatycznego skomentował  przedstawiciel prezydencji, minister środowiska Portugalii Joao Pedro Matos Fernandes:

Z zadowoleniem odbieram ten ostatni krok w przyjęciu pierwszego unijnego prawa klimatycznego, które uwzględnia w prawodawstwie cel neutralności klimatycznej do 2050 r. Porozumienie w sprawie europejskiego prawa klimatycznego było priorytetem prezydencji portugalskiej i cieszę się, że udało nam się doprowadzić je do końca.

A.P.

Źródło: TVP.Info

Dr Sadłowski: Jeżdżąc do Rosji możemy często spotkać się z opinią, że część ludzi nieco tęskni za ZSRR

Jak podkreśla ekspert: Elity Rosji zwracają uwagę, że upadek ZSRR miał bardzo pozytywne skutki. Obywatele Rosji uczą się żyć w rzeczywistości, w w której muszą wziąć za siebie odpowiedzialność.

[related id=73114 side=right] W 2021 roku wypada 30. rocznica rozpadu Związku Radzieckiego oraz 90. urodziny Michaiła Gorbaczowa. W najnowszym „Kurierze w Samo Południe” ekspert ds. obszarów postradzieckich, dr Patryk Michał Sadłowski, opowiada o tym, jak Rosjanie celebrują obie rocznice:

Mamy 30. rocznicę upadku ZSRR, ale również 90. rocznicę urodzin Michaiła Gorbaczowa, czyli autora zmiany i próby liberalizacji polityki, która zaowocowała rozpadem ZSRR. Rosjanie, co ciekawe, podjęli tę dyskusję. Z racji pandemii, oczywiście jakiś większych imprez czy konferencji nie ma, ale na łamach prasy czy w mediach ta dyskusja ma miejsce – komentuje dr Patryk Michał Sadłowski.

Rozmówca Jasminy Nowak mówi również jak wspomnianym tematem zajęła się prasa rosyjska. Ekspert przybliża dwa ciekawe projekty rosyjskich dzienników:

Szczególnie interesującą z punktu widzenia Europy Środkowo-Wschodniej i Polski są takie dwie dyskusje, prowadzone na łamach gazety „Kommiersant”, która przeprowadziła projekt „30 lat bez ZSRR”. Dziennikarz prowadzący prowadzi wywiady z dziennikarzami, politykami, którzy uczestniczyli w okresie pierestrojki – przytacza dr Patryk Michał Sadłowski.

Ponadto, gość „Kuriera w Samo Południe” odnosi się również do opinii zgodnie, z którą część społeczeństwa rosyjskiego tęskni za czasami Związku Radzieckiego. Jak wskazuje dr Patryk Michał Sadłowski, jest to mniej wykwalifikowana i starsza część Rosjan:

Jeżdżąc do Rosji możemy często spotkać się z opinią, że część ludzi – mniej wykwalifikowana oraz część osób starszych – nieco tęskni za ZSRR – zaznacza dr Patryk Michał Sadłowski.

Ekspert dotyka również tematu recepcji czasów ZSRR przez różne elity polityczne Federacji Rosyjskiej. Zdaniem dra Patryka Michała Sadłowskiego, nawet starsza część z nich nie trwa w tęsknocie za czasami Związku Radzieckiego:

Co ciekawe, w dyskusjach, w których uczestniczy elita (…), która brała udział w tych wydarzeniach – zwraca ona uwagę, że nie tęskni za czasami ZSRR, choć były to dla nich czasy młodości i kariery podkreśla dr Patryk Michał Sadłowski.

Co więcej, według rozmówcy Jaśminy Nowak młode elity polityczne, artystyczne, dziennikarskie i naukowe Rosji zwracają uwagę na bardzo dobre strony upadku ZSRR. Jedną z nich jest w ich opinii nauka odpowiedzialności za własne życie:

Dyskusja pokazuje, że obecne elity Rosji (…) zwracają uwagę na to, że upadek ZSRR miał bardzo pozytywne skutki. Zwłaszcza z takiego powodu, że obywatele Rosji uczą się żyć w rzeczywistości, w której muszą wziąć za siebie odpowiedzialność.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Albert Świdziński: Australia złożyła formalną skargę do WTO na Chiny za cła na australijskie wina

Dyrektor analiz portalu Strategy & Future o napiętych relacjach Canberra-Pekin, współpracy Państwa Środka z Nową Zelandią i sankcjach amerykańskich oraz o wycofywaniu się przez USA z Afganistanu.

[related id=125390 side=right] Między Australią a Chinami toczy się spór sądowy. Canberra wniosła skargę do Światowej Organizacji Handlu ws.  nałożenia przez ChRL ceł na australijskie wina.  Chińczycy odpowiedzieli skargą na nieuzasadnione cła na turbiny wiatrowe, zlewy z aluminium i koła kolejowe.

Podobnie jak miało to miejsce w wypadku leżącego w stanie Wiktoria portu Darwin, leżący w Nowej Południowej Walii port Newcastle jest powiązany z chińskim kapitałem.

Albert Świdziński informuje, że 50 proc. udziałów w australijskim porcie ma China Merchants Group. Australijscy parlamentarzyści apelują, aby uznać port w Newcastle za monopolistyczny.

[To] umożliwiłoby ścisły nadzór nad cenami załadunku dyktowanymi im przez władze portu.

Tymczasem Chińczycy starają się utrzymać dobre relacje z Nową Zelandią, mimo deklaracji tej ostatniej potępiającej działania Pekinu w Sinciangu. Państwo Środka zaprasza Nowozelandczyków do szerszej współpracy, także w ramach inicjatywy Pasa i Szlaku.

Minister spraw zagranicznych ChRL Wang Yi uwagi stwierdził, że obydwa państwa nie mają zatargów historycznych ani bieżących sporów.

[related id=91848 side=left] Inaczej jest jednak w stosunkach z Białym Domem, który w czwartek zakazał importu krzemu z zamieszkanego przez Ujgurów regionu ChRL. Działającą w Sinciangu firmę Hoshine Silicon Industry oskarża się o wykorzystywanie tubylców jako robotników przymusowych.

Lotniskowiec USS Ronald Reagan opuścił Morze Południochińskie, żeby rozpocząć misję osłaniania powrotu żołnierzy amerykańskich z Afganistanu. Komentatorzy porównują wycofanie się Amerykanów z Afganistanu z opuszczeniem przez żołnierzy amerykańskich Wietnamu Południowego. Spodziewają się oni upadku rządu w Kabulu w ciągu pół roku po wyjściu USA z kraju.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P. [related id=142663 side=right]

Zubowski: pojawienie się na sejmowej wokandzie ustaw związanych z Polskim Ładem to kwestia czasu

Wojciech Zubowski w porannej audycji Radia WNET z Głogowa mówi m.in. o Polskim Ładzie oraz działaniach członków nowego koła poselskiego „Wybór Polska”.

W najnowszym „Poranku WNET” poseł PiS, Wojciech Zubowski, komentuje najświeższe wydarzenia polityczne w kraju. Nie sądzi, aby PiS miał problem z przegłosowaniem ustaw dotyczących Polskiego Ładu przy tarciach między jego partią a Porozumieniem:

Kwestią czasu jest pojawienie się na Sejmowej wokandzie ustaw związanych z Polskim Ładem – a więc kwota wolna od podatku, emerytura bez podatku. Nie sądzę aby ktokolwiek miał być przeciwko. (…) My dopiero będziemy prezentować szczegółowe rozwiązania, zawsze jest możliwość wprowadzenia pewnych rozwiązań – stwierdza Wojciech Zubowski.

[related id=148324 side=right] Deputowany mówi także o stracie większości w Sejmie klubu parlamentarnego PiS. Posłowie Zbigniew Girzyński, Małgorzata Janowska i Arkadiusz Czartoryski ogłosili w piątek, że opuszczają klub PiS i poinformowali, że powołają w Sejmie koło „Wybór Polska”. Klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości liczy zatem 229 posłów. Według posła utrata parlamentarnej większości przez Prawo i Sprawiedliwość nie oznacza, że większości nie otrzymają proponowane przez partię projekty:

Myślę, że możemy być o to spokojni. Przypomnę, że parlamentarzyści, którzy zdecydowali się na założenie nowego koła, w głosowaniach które miały miejsce w tym tygodniu (…) stanęli po stronie rządowej większości – komentuje poseł.

Nasz gość porusza także sprawy Głogowa. Problemem Głogowa jest wyludnianie się miasta:

Głogów tak jak niektóre inne miasta ma problem z tym, że się trochę wyludnia. Młodzież, która może sobie na to pozwolić ciągnie do większych ośrodków, a osoby, które mogą sobie na to pozwolić (…) starają się wyprowadzić z miasta. –  mówi Wojciech Zubowski.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Mariusz Jabłoński: Próbujemy znów zainteresować młodzież książką i historią

Wiceprezes stowarzyszenia Patriotyczny Głogów o celach organizacji, tożsamości głogowian i architekturze miasta.

Staramy się jakoś żyć społecznie.

Mariusz Jabłoński stwierdza, że głogowianie czasem wspominają o swoich kresowych korzeniach.

Dziś jesteśmy już głogowianami. Kochamy te miasto, kochamy te ruiny, piękne nasze stare miasto odbudowane.

Poniemiecka architektura jest dobrze zachowana. Jak stwierdza wiceprezes stowarzyszenia Patriotyczny Głogów,

My nie oglądamy się na to, kto rządzi. Mamy swoją pracę do wykonania, mamy lekcje historyczne do przekazania młodzieży w szkołach.

Przyznaje, że zainteresowanie historią trochę zmalało. Stowarzyszenie próbuje znów zainteresować młodzież „książką i historią”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Jabłoński: W Izraelu nastawienie antypolskie jest bardzo powszechne. To tak jakby u nas standardy wyznaczał Leszek Bubel

Wiceminister spraw zagranicznych o sporze izraelsko-polskim wokół nowelizacji prawa administracyjnego, antypolonizmie w Izraelu i szansach na załagodzenie sytuacji.

[related id=70197 side=right] Paweł Jabłoński mówi na temat wezwania charge d’affaires Izraela w Polsce przez polskie MSZ, po którym polski ambasador został wezwany do izraelskiego MSZ. Przypominamy, że w czwartek Sejm uchwalił nowelizację Kodeksu postępowania administracyjnego, która stanowi m.in. że po upływie 30 lat od wydania decyzji administracyjnej niemożliwe będzie wszczęcie postępowania w celu jej zakwestionowania, np. w sprawie odebranego przed laty mienia. Uchwalenie nowelizacji spotkało się z reakcją strony izraelskiej.

Zarzucanie Polsce, czy jakiemuś innemu państwu, że przez uchwalania ustaw dotyczących postępowań administracyjnych chce wymazać pamięć o Holocauście, jest rzeczą kompletnie nieprawdziwą.

Jabłoński ocenia, że mamy tutaj do czynienia z odpryskiem wewnętrznych rozgrywek w państwie żydowskim. Przypomina, że Izrael miał przez dwa lata problem, żeby sformułować większościowy rząd. Wskazuje, że

Tam dochodzi do rzeczy dużo dalej idących niż w naszej polityce.

Do tego dochodzi powszechne nastawienie antypolskie w dyskursie politycznym.

To jest tak jakby u nas standardy wyznaczał Leszek Bubel.

Jak podkreśla wiceminister spraw zagranicznych, ambasadorzy nie mają prawa do ingerencji w wewnętrzne sprawy państw, w których pełnią swą misję. Tymczasem izraelskie MSZ dało ambasadorowi Polski, Markowi Magierowskiego do zrozumienia, że chcą, aby z nimi konsultować zmiany prawne w Polsce. W odpowiedzi na to ambasador spytał się

Gość Poranka Wnet wyjaśnia, że intencją nowelizacji prawa administracyjnego jest zagwarantowanie pewności prawa. Obecnie obywatele nie mogą mieć pewności, czy po wielu latach decyzje administracyjne nie zostaną cofnięte.

Jak dotąd ze spraw spornych udaje się wychodzić poprzez dialog. Tak będzie i tym razem.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Program Wschodni: Dwadzieścia lat temu na lotnisku w Kijowie wylądował samolot z Janem Pawłem II

Dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie mówi o przygotowanych na tę rocznicę książkach: „Mamy dwie bardzo ciekawe publikacje. Jedna to ostatnia papieska książka „Pamięć i Tożsamość” po ukraińsku.”

W najnowszym „Programie Wschodnim” poruszana jest przede wszystkim tematyka literacka. Pierwszym gościem audycji jest dziennikarz, pisarz i podróżnik, Tomasz Grzywaczewski, który zawitał do Kijowa z powodu promocji swojej najnowszej książki pt. „Granice marzeń”. W Polsce publikacja wyszła nakładem wydawnictwa Czarne. Pisarz opowiada m.in. o premierze swojej książki w Kijowie:

Książka będzie miała swoją fizyczną premierę 26 czerwca, choć faktycznie ukazała się ona na Ukrainie już w zeszłym roku. Z przyczyn pandemii nie było wcześniej możliwości bym się tu pojawił. (…) Dzięki uprzejmości Instytutu Książki i Instytutu Polskiego w Kijowie mogę tutaj reprezentować polską literaturę faktu, reportaż.

Autor przybliża słuchaczom Wnet tematykę swojego reportażu. Jak wskazuje Tomasz Grzywaczewski jest ona relacją z podróży po wschodnich republikach separatystycznych:

Będę opowiadał o granicach marzeń, czyli o wędrówkach po tzw. państwach nieuznawanych, czyli republikach separatystycznych od Donbasu aż po Kaukaz – mówi Tomasz Grzywaczewski.

Ponadto, podróżnik podkreśla swoją radość w związku z ukazaniem się ukraińskiego przekładu reportażu. Opowiada również o tym jak wyglądało gromadzenie materiału pod publikację:

Bardzo się cieszę, że ta książka wyszła w języku ukraińskim, bo ona częściowo dotyczy tego co dzieje się na Ukrainie. Jej pierwszy rozdział poświęcony jest właśnie wojnie z Rosją na wschodzie Ukrainy, którą miałem okazję obserwować będąc na froncie pod Donieckiem – zaznacza Tomasz Grzywaczewski.

Drugim gościem audycji jest dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie, Robert Czyżewski. Rozmówca Pawła Bobołowicza dotyka tematu wsparcia dla wydawnictw, którego udziela Instytut Polski w Kijowie. Szef placówki wymienia wydawnictwa, które w tym roku doczekały się wsparcia ze strony Instytutu Polskiego:

Bardzo ciężko mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze mamy Lema i ukraińskie wydawnictwa, które go wydają – komentuje Robert Czyżewski.

Robert Czyżewski mówi również o dwóch interesujących publikacjach dotyczących tematyki Jana Pawła II. Zostały one wydane na pamiątkę 20-lecia rocznicy wizyty polskiego papieża w Kijowie:

Mamy dzisiaj szczególną rocznicę. Równo dwadzieścia lat temu (…) na lotnisku w Kijowie wylądował samolot z Janem Pawłem II. Z tej okazji mamy dwie bardzo ciekawe publikacje – mówi Robert Czyżewski.

Dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie opisuje przygotowane z okazji wyjątkowej rocznicy publikacje. Jak wskazuje Robert Czyżewski, pierwsza z nich stanowi zbiór ostatnich przemyśleń papieża. Druga przedstawia stanowisko Jana Pawła II odnośnie spraw związanych z Europą Środkowo-Wschodnią:

Jedna to ostatnia papieska książka „Pamięć i Tożsamość” po ukraińsku. Bardzo istotna, bo to już są ostatnie papieskie przemyślenia pod koniec jego życia, gdzie on o wielu rzeczach mówi bardzo wprost. Druga to (…) „Papieski głos w sprawie Europy Środkowo-Wschodniej” – relacjonuje Robert Czyżewski.

Trzecim gościem programu jest dziennikarz, pisarz i twórca „Kuriera Galicyjskiego”, Dymitr Antoniuk, który również opowiada o swojej najnowszej książce „Klasztory Rzymskokatolickie na Ukrainie”. Autor wspomina trasę promocyjną swojej najnowszej książki:

Zacząłem od Winnicy, a teraz mam już za sobą trzynaście spotkań z czytelnikami – stwierdza Dymitr Antoniuk.

Pisarz wspomina także reakcje, które towarzyszyły jego najnowszej książce o klasztorach rzymskokatolickich. Dymitr Antoniuk wyraża zaskoczenie pozytywną recepcją oraz sporym zainteresowaniem książką. Mimo to, autor nie ukrywa, że pojawiły się również głosy krytyczne w związku z tytułem publikacji:

Reakcje były bardzo dobre. Jestem zaskoczony, że jest tak dużo osób zainteresowanych, ale np. zarzuca mi się, że nie nazwałem książki „Rzymskokatolickie monastery na Ukrainie” – przyznaje Dymitr Antoniuk.

Czwartym gościem „Programu Wschodniego” jest Konsul Generalny RP w Odessie, Katarzyna Sołek. Konsul mówi o zakończonych w czwartek 24 czerwca Dniach Polskich w Odessie:

Przez cztery dni mieszkańcy Odessy oraz przyjezdni turyści mieli okazję uczestniczyć w szeregu wydarzeń prezentujących polską kulturę, historię, ale też kolory i potencjał współczesnej Polski – opowiada Katarzyna Sołek.

Gość audycji przybliża kulisy pracy nad projektem wydarzenia oraz wymienia partnerów imprezy:

To projekt, który został zorganizowany przez Konsulat Generalny Polski w Odessie przy dużym wsparciu Polskiej Organizacji Turystycznej, Zagranicznego Ośrodka w Kijowie oraz Kredo Banku, czyli instytucji należącej do Grupy PKO BP.

Katarzyna Sołek opisuje także cele wydarzenia. Jak podkreśla Konsul Generalny, najważniejszymi celami Dni Polskich w Odessie była promocja Polski oraz integracja lokalnej polonii:

Projekt bez wątpienia miał wymiar promocyjny skierowany do ukraińskiego odbiorcy, ale tak samo ważnym komponentem był jego wymiar polonijny, integrujący polską społeczność mieszkającą nad Morzem Czarnym – tłumaczy Katarzyna Sołek.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Bolesne zderzenie rosyjskich służb z międzynarodowymi cyberdetektywami / Rafał Brzeski, „Kurier WNET” nr 84/2021

Dowództwo GRU planowało, że Siergiej i Julia Skripalowie zamilkną na zawsze. Otrzymało od Kremla zgodę na likwidację, jednak zamiast bezkarnej eliminacji, doszło do kompromitacji na światową skalę.

Rafał Brzeski

Pechowi likwidatorzy Putina

Greckiemu bajkopisarzowi Ezopowi przypisuje się opowieść o myszach, które postanowiły nałożyć kotu obrożę z dzwonkiem. Dzwonek miał ostrzegać przed zbliżaniem się myszołapa. Pomysł przyjęto entuzjastycznie, ale nie znalazła się odważna mysz gotowa założyć kotu obrożę. I tak „dzwoniący kot” stał się w antycznej Grecji symbolem rzeczy tak trudnej do wykonania, że aż niemożliwej.

Z opowieści o dzwoniącym kocie wywodzi się nazwa Bellingcat, nadana międzynarodowej kooperatywie cyberdetektywów zajmujących się wszystkim co tajne: przestępczością kryminalną, konfliktami zbrojnymi, korupcją, operacjami wywiadowczymi, dezinformacją i manipulacją, sekretami ekstremistów, itp. To dziennikarze śledczy Bellingcat na podstawie zdjęć, filmików i wpisów w mediach społecznościowych ukazali, że malezyjski samolot pasażerski lot MH-17 został zniszczony nad wschodnią Ukrainą pociskiem wystrzelonym z rosyjskiej wyrzutni Buk należącej do stacjonującej w Kursku 53 brygady przeciwlotniczej. Odtworzono dokładnie trasę, którą załadowaną wyrzutnię dowieziono na opanowany przez separatystów teren Donbasu, miejsce odpalenia pocisku, trasę ewakuacji wyrzutni z jedną pustą prowadnicą, podano jej numer, zdjęcie, a nawet skład personalny obsługi.

Kolejnym testem ich umiejętności była próba otrucia byłego pułkownika GRU Aleksandra Skripala i jego córki Julii 4 marca 2018 r. w brytyjskim mieście Salisbury. Brytyjscy medycy wojskowi z tajnego laboratorium w Porton Down, gdzie od ponad 100 lat prowadzone są badania nad bronią chemiczną, wykryli wówczas, że Skripalowie zostali zatruci mało znanym rosyjskim bojowym środkiem paraliżującym nowiczok. Wiadomość ta zaalarmowała służby wywiadowcze we wszystkich krajach NATO.

Rosja użyła broni chemicznej na terytorium jednego z państw Sojuszu, łamiąc obowiązującą od kwietnia 1997 r. Konwencję o zakazie broni chemicznej. Zgodnie z jej postanowieniami Moskwa była zobowiązana nie produkować starych i nie rozwijać nowych środków, a posiadane zapasy protokolarnie zniszczyć. Kreml oczywiście wszystkiemu zaprzeczył i oskarżył Londyn o kolejny paroksyzm rusofobii.

Okazało się jednak, że użycie chemicznej broni masowej zagłady na terenie Zjednoczonego Królestwa nie było mądrym pomysłem, zważywszy na olbrzymią liczbę kamer monitoringu zainstalowanych dosłownie na każdym rogu. Policja przeglądnęła uważnie kilka tysięcy godzin nagrań z kamer monitoringu, porównała ze zdjęciami wykonanymi podczas kontroli paszportowej i we wrześniu 2018 r. premier Theresa May poinformowała Izbę Gmin, że za nałożenie trucizny na klamkę drzwi wejściowych do domu Skripala odpowiedzialni są „Aleksander Pietrow” oraz „Rusłan Boszyrow”, przy czym nazwiska są prawdopodobnie fałszywe. Opublikowano również zdjęcia obu mężczyzn pochodzące z paszportów oraz monitoringu ulicznego w Salisbury. W odpowiedzi telewizja RT (dawnej Russia Today) nadała wywiad redaktor naczelnej Margarity Simonian z „Pietrowem” i „Boszyrowem”, którzy zapewniali, że nie są funkcjonariuszami tajnej służby, tylko handlują suplementami diety, a do Salisbury przyjechali obejrzeć słynną, liczącą 123 metry, XIV-wieczną wieżę gotyckiej katedry z nie mniej słynnym zegarem. Łzawy wywiad okazał się kompletną klapą.

Narracja o niewinnych „turystach” wywołała złośliwe komentarze mieszkańców miasta, ponieważ dworzec kolejowy w Salisbury ma tylko jedno wyjście, naprzeciw katedry, i wieżę doskonale widać, na zdjęciach z monitoringu zaś dwaj „turyści” dziarsko maszerują w przeciwnym kierunku, który prowadzi do… domu Skripala.

Cyberdetektywi spod znaku „dzwoniącego kota” postanowili zidentyfikować dwójkę trucicieli. Za materiał wyjściowy posłużył telewizyjny wywiad, zdjęcia opublikowane przez brytyjską policję oraz fotografie paszportowe. Ekipę Bellingcat wzmocnili współpracownicy z kręgu rosyjskiego portalu śledczego The Insider i zaczęto czesać książki telefoniczne i ogólnie dostępne bazy danych. Początkowo bez wyników. Nie pomogły kupione na czarnym rynku spisy adresowe, bazy danych numerów rejestracyjnych pojazdów, policyjne listy kierowców ukaranych mandatami itp. Postawiono więc roboczą hipotezę, że Skripala zlikwidowała jego rodzima firma, Główny Zarząd Wywiadowczy rosyjskich sił zbrojnych, w imię karania byłych funkcjonariuszy za zdradę. Inny były oficer tej służby, Wiktor Suworow, pisał przecież w swej książce Akwarium, że GRU opuszcza się tylko przez komin.

Sądząc z fotografii, „Boszyrow” i „Pietrow” mieli między 35 a 45 lat. Zaczęto sprawdzać archiwalny materiał zdjęciowy dostępny na stronach internetowych rosyjskich akademii wojskowych. Niebawem okazało się, że hipoteza była trafna. Na zrobionym w Czeczenii zdjęciu grupy absolwentów Akademii Wojskowej Dowództwa Dalekowschodniego w Chabarowsku widniał mężczyzna podobny do „Boszyrowa”. Inne zdjęcie umieszczone na stronach tej uczelni przedstawiało „ścianę pamięci”, a na niej nazwiska absolwentów nagrodzonych tytułem Bohatera Związku Radzieckiego.

Pod koniec listy umieszczono nazwiska Bohaterów Federacji Rosyjskiej, w tym dwóch oficerów, przy których zdjęciach widniała lakoniczna adnotacja o nadaniu zaszczytnego tytułu „dekretem prezydenta Rosji”. Jeden z nich, Anatolij Czepiga, pasował do „Boszyrowa”. Po przeszukaniu sieci okazało się, że Czepiga trzykrotnie służył w Czeczenii, ukończył „Konserwatorium”, czyli akademię GRU, tytuł Bohatera Federacji Rosyjskiej zdobył za kampanię na Ukrainie, ale konkretnie za co, nie wiadomo, i często wyjeżdżał do Europy Zachodniej. Zdjęcie z uzyskanej za łapówkę rosyjskiej paszportowej bazy danych potwierdziło, że „Boszyrow” to pułkownik GRU Anatolij Czepiga.

Z „Pietrowem” było trudniej. Początkowo nic się nie zgadzało, ale w paszportowej bazie danych znaleziono adnotację, że poprzedni paszport wydano w St. Petersburgu. Jednak i tam Aleksander Jewgieniejewicz Pietrow urodzony 13 lipca 1979 r., a takie dane widniały w paszporcie okazanym na brytyjskiej granicy, nie figurował w żadnym dostępnym spisie. Założono więc, że GRU minimalnie zmieniło dane personalne. Założenie było trafne.

Niejaki Aleksander Jewgieniejewicz Myszkin mieszkał swego czasu w Petersburgu przy ulicy Akademika Lebiediewa 12 w lokalu nr 30 naprzeciwko budynku Wojskowej Akademii Medycznej. Sprawdzono Myszkina w Moskwie i proszę – jeździ samochodem Volvo XC90, miejsce stałego parkowania i miejsce zamieszkania właściciela Szosa Choroszewska 76B… adres dowództwa GRU.

Zbrojni w zdobyte informacje reporterzy portalu The Insider pojechali w teren i ustalili przeszłość Myszkina od dzieciństwa w wiosce Łojga w obwodzie Archangielskim po werbunek młodego lekarza przez GRU. Swoistą kropkę nad „i” postawili sąsiedzi babci Myszkina, którzy opowiedzieli, że pełna dumy lubi pokazywać zdjęcie, jak wnuczek dostaje tytuł Bohatera Federacji Rosyjskiej z rąk samego Władimira Putina. W Salisbury prawdopodobnie zapewniał osłonę medyczną na wypadek przypadkowego zatrucia Czepigi.

W prowadzonym równolegle dochodzeniu dziennikarze petersburskiej gazety internetowej Fontanka.ru ustalili, że ekipa trucicieli liczyła co najmniej trzy osoby. Trzecim był 45-letni „Siergiej Fiedotow”. Takie nazwisko widniało na liście pasażerów linii lotniczej Aerofłot. Cyberdetektywi ruszyli sprawdzać „Fiedotowa”, a tymczasem zdemaskowanie „Boszyrowa” i „Pietrowa” uruchomiło lawinę wydaleń rosyjskich dyplomatów. Najpierw Wielka Brytania, a potem ponad innych 20 krajów i w sumie około 150 funkcjonariuszy rosyjskich służb pracujących pod dyplomatycznym przykryciem musiało pośpiesznie spakować walizki. GRU, które w 2016 r. chwalono na Kremlu za skuteczne manipulowanie kampanią przed wyborami prezydenckimi w USA, teraz ganiono za ściągnięcie wywiadowczej katastrofy.

W połowie września 2018 r. szef GRU, generał-pułkownik Igor Korobow, został wezwany do Putina. O czym mówiono, nie wiadomo, ale w drodze do domu Korobow zasłabł. Dwa tygodnie później, na początku listopada, Korobow był nieobecny na gali z okazji 100 rocznicy utworzenia Razwiedupra, przekształconego później w GRU. Putin słowem nie wspomniał o nim w swoim przemówieniu, w którym, stojąc pod godłem służby (kwiat goździka z wybuchającym granatem w centrum), chwalił zebranych za „unikalne zdolności w prowadzeniu operacji specjalnych” przeciwko wrogom Rosji.

Pod koniec listopada ministerstwo obrony zakomunikowało, że generał Korobow zmarł „po długiej i ciężkiej chorobie”. Jego następcą został admirał Igor Olegowicz Kostiukow, który nie udziela wywiadów, nie rozmawia z dziennikarzami i nie komentuje doniesień medialnych.

Na początku 2019 r. śledczy Bellincat i The Insider zidentyfikowali Fiedotowa jako generała dywizji GRU Denisa Siergiejewa. Przyleciał do Londynu dwa dni przed zamachem na Skripala i trzydniowy pobyt spędził w hotelu, łącząc się setki razy z internetem. Nie używał hotelowego WiFi, ale łączył się przez swój telefon komórkowy, wykorzystując aplikacje WhatsApp, Viber i Telegram. Analiza metadanych tego telefonu wykazała, że wyszedł na miasto tylko raz, 3 marca. Przez 40 minut spacerował po centrum Londynu i zapewne wówczas spotkał się z Myszkinem i Czepigą, udzielił im ostatnich instrukcji oraz przekazał buteleczkę z nowiczokiem. Odleciał kilka godzin po udanym pokryciu klamki mgłą nowiczoka z buteleczki imitującej luksusowe perfumy. Według Fontanki.ru, leciał tym samym samolotem co truciciele – rejsem SU 2588 Aerofłotu o 22.30 z Heathrow do Moskwy.

Zidentyfikowanie Siergiejewa pozwoliło ustalić „elitarną jednostkę do tajnych działań za granicą” GRU o numerze 29155, w której służyli zamachowcy. Była to tak zakamuflowana jednostka, że wówczas o jej istnieniu wielu oficerów służby nie miało pojęcia, chociaż istniała od co najmniej 10 lat. Teraz znalazła się w świetle medialnych reflektorów.

Jednostka 29155 mieści się w budynku dowództwa 161 ośrodka szkoleniowego spec-znaczenia w Moskwie, a jej zadaniem jest prowadzenie wojny hybrydowej, czyli złożonej z elementów wojny energetycznej: sabotaż, dywersja, pucze, zabójstwa i likwidacje oraz wojny informacyjnej: inspiracja, dezinformacja, prowokacja itp. Zezwoleniem na zabijanie jest podpisane w 2006 r. przez Władimira Putina rozporządzenie regulujące likwidację osób poza granicami Rosji. Personel Jednostki 29155 składa się w dużej mierze z weteranów wojen w Afganistanie i Czeczenii. Wielu posiada wysokie odznaczenia, a kilku tytuły Bohatera Federacji Rosyjskiej.

Dowódcą jednostki jest generał dywizji Andriej Awierianow. W 1988 r. ukończył on Akademię Wojskową imienia Lenina w Taszkiencie, zwaną popularnie TWOKU; w styczniu 2015 r. otrzymał tytuł Bohatera Federacji Rosyjskiej. Analiza połączeń z jego telefonu komórkowego ujawniła, że kontaktuje się bezpośrednio z gabinetem szefa GRU oraz zastrzeżonymi numerami na Kremlu, w tym z sekretariatem ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa.

Z pozoru Awierianow nie różni się niczym od zwykłych moskwiczan. Mieszka w bloku o kilka ulic od siedziby GRU i jeździ rozklekotaną ładą. W 2017 r. wydał za mąż córkę, a wesele wyprawiono na daczy niedaleko Centrum Specjalnego Przeznaczenia GRU „Sienież” w Sołniecznogorsku pod Moskwą. Zdjęcia umieszczone później w sieci przez weselników pomogły w identyfikacji podkomendnych Awierianowa.

Jednostka 29155 cieszy się specjalnymi względami i przywilejami. Jeszcze w marcu 2012 r. minister obrony Anatolij Sierdiukow podpisał rozporządzenie o zarobkach w służbie wojskowej. Paragraf 4 wymienia żołnierzy służących w Jednostce 29155 jako „uprawnionych do pobierania miesięcznego dodatku specjalnego”. Taki sam przywilej otrzymali żołnierze specjednostek o numerach 26165 i 74455, wyspecjalizowanych w hakerstwie, sabotażu sieciowym i dezinformacji, jednak ci, co w nich służyli, na ogół nie wyjeżdżali z Rosji, w przeciwieństwie do „chłopców” Awierianowa, którzy stale krążyli po Europie. Szczególnie często latali do Genewy, co zainteresowało francuską Dyrekcję Generalną Bezpieczeństwa Wewnętrznego – DGSI.

Drobiazgowa analiza list pasażerów linii lotniczych wykazała się, że Górna Sabaudia, francuski region graniczący ze szwajcarską Genewą, to baza tyłowa i logistyczna GRU. W tygodniach poprzedzających atak na Skripala DGSI zaobserwowała co najmniej 15 oficerów GRU w Annemasse, Evian, Chamonix oraz drobniejszych miejscowościach w promieniu godziny jazdy samochodem od Genewy. Przylatywali w ten rejon również pułkownicy Myszkin i Czepiga oraz generał Siergiejew. Praktycznie w Górnej Sabaudii przebywało wówczas stale co najmniej dwóch oficerów GRU.

Szczególnie aktywnym partnerem Jednostki 29155 jest Ośrodek Naukowy „Sygnał”, w którym produkowane są potajemnie rafinowane wersje środka bojowego nowiczok w formie wchłanianego przez skórę, bezbarwnego żelu pozbawionego zapachu. Innym istotnym partnerem jest podległy resortowi obrony Państwowy Instytut Eksperymentalnej Medycyny Wojskowej na przedmieściach Petersburga. Czołowi naukowcy instytutu pracują nad działaniem na organizm ludzki organofosfatów, do których należy nowiczok, oraz wykryciem skutecznych środków zaradczych w przypadku zatrucia. Szefem instytutu w Petersburgu jest Siergiej Czepur, toksykolog wyjątkowo skory do korzystania z telefonu komórkowego.

W trakcie trwającego ponad rok dochodzenia prowadzonego wspólnie przez dziennikarzy z Bellingcat, The Insider, „Der Spiegel” i Radia Wolna Europa/Radia Swoboda okazało się, że łączył się często z generałem Awierianowem.

Wówczas postarano się dyskretnie o kopie bazy połączeń jego operatora i ustalono, że Czepur kontaktował się wielokrotnie ze wszystkimi uczestnikami ataku na Skripala, przy czym najczęściej tuż przed ich podróżą do Salisbury.

Metadane jego komórki wskazywały, że przyjechał 27 lutego 2018 r. do dowództwa GRU w Moskwie na odprawę przed rozpoczęciem operacji. Dziennikarze śledczy Bellingcat podejrzewają, że to właśnie wówczas przekazano „grupie uderzeniowej” truciznę, buteleczkę od perfum z przerobionym spryskiwaczem oraz antidotum neutralizujące przypadkowe zatrucie nowiczokiem.

Po publikacji jesienią 2020 r. kolejnych raportów dziennikarzy śledczych z rozpracowań zamachu w Salisbury, w dowództwach europejskich służb kontrwywiadowczych odkurzono materiały z niewyjaśnionych spraw minionego dziesięciolecia. Bułgarska Państwowa Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (DANS) wróciła do sprawy handlarza bronią Emiliana Gebrewa, właściciela spółki EMCO.

W luksusowej restauracji w Sofii 28 kwietnia 2015 r. Gebrew, jego syn Christo oraz dyrektor do spraw producji EMCO, Walentin Tachczew, nagle dostali torsji. Przewieziono ich do szpitala, gdzie Gebrew senior zaczął majaczyć, a później wpadł w śpiączkę.

Wyzdrowiał, podobnie jak pozostała dwójka, i zaczął naciskać, aby przyspieszyć drepczące w miejscu śledztwo. Po trzech latach bułgarska prokuratura w oparciu o materiały FBI i służb brytyjskich ustaliła, że podobnie jak w przypadku Skripala, był to dokonany przez niezidentyfikowanego mężczyznę zamach z użyciem nowiczoka, którym wysmarowano klamkę samochodu Gebrewa zaparkowanego w podziemnym garażu budynku biurowego EMCO. Ustalono również, że „Siergiej Fiedotow”, czyli generał dywizji GRU Denis Siergiejew, w 2015 r. przebywał w Bułgarii trzykrotnie. Za drugim razem przyleciał do nadmorskiego Burgas 24 kwietnia i odleciał z Sofii 28 kwietnia, w dniu zatrucia Gebrewa i jego restauracyjnych gości.

Według zjednoczonych dziennikarzy śledczych z Bellingcat, „Der Spiegel” i The Insider, w ataku na Gebrewa uczestniczyło 8 oficerów Jednostki 29155, którzy przebywali w Bułgarii na przełomie kwietnia i maja 2015 r. Były bułgarski prokurator generalny, Sotir Cacarow potwierdził, że Siergiejew oraz kilku innych obywateli Rosji zatrzymywało się sofijskim hotelu stojącym w sąsiedztwie budynku EMCO, przy czym rezerwowali ściśle określony pokój, z którego widać było wjazd do podziemnego garażu.

Czeska służba kontrwywiadu odkurzyła materiały z dochodzenia po tajemniczej eksplozji 16 października 2014 r. w jednym bunkrów magazynu amunicji w małej miejscowości Vrbetice na Morawach. Zginęło wówczas dwóch pracowników magazynu, w promieniu kilku kilometrów wyleciały szyby z okien, a w ziemi powstał potężny krater. Dwa miesiące później wyleciał w powietrze oddalony o kilometr drugi bunkier.

Wyników śledztwa nie publikowano, gdyż utknęło w miejscu i dopiero niedawno pismo „Respekt” ujawniło, że śledczy otrzymali nowe informacje w 2020 r. i rządowa komisja do spraw służb specjalnych omawiała zebrany materiał niedawno, na początku kwietnia. Widocznie dowody były mocne, skoro 17 kwietnia późnym wieczorem, na pospiesznie zwołanej konferencji prasowej premier Republiki Czeskiej Andrej Babis zakomunikował: „mamy niepodważalne dowody udziału oficerów rosyjskiej służby wywiadowczej GRU w eksplozji w magazynie amunicji”. Dodał, że oficerowie ci służyli w Jednostce 29155 i są odpowiedzialni za pierwszą eksplozję, a być może również za drugą. Czeski premier poinformował również o uznaniu za personae non gratae i wydaleniu 18 dyplomatów rosyjskich. W ślad za Pragą poszły inne stolice i ekspulsje posypały się jak grad.

Zaskoczone niespodziewanym komunikatem czeskie media wyszperały, że policja dotarła do mailowej korespondencji niejakiego „Aleksandra Pietrowa” z Anatolijem Czepigą. Bellingham szybko sprostował, że „Pietrow” to Aleksander Myszkin, obaj rozpracowani w śledztwie po zamachu w Salisbury. Jeszcze raz przejrzano materiał zebrany w sprawie Skripala. Okazało się, że co najmniej 6 oficerów Jednostki 29155 przebywało na Morawach, kiedy bunkier z amunicją wyleciał w powietrze.

Aleksiej Kapinos i Jewgienij Kalinin pod przykryciem kurierów ministerstwa spraw zagranicznych przylecieli 10 października pod własnymi nazwiskami do Budapesztu, wioząc pocztę dyplomatyczną dla ambasady. Powrót zarezerwowali na 15 października. Podpułkownik Nikołaj Jeżow, posługując się paszportem wystawionym dla „Nikołaja Kononichina”, wykupił bilet lotniczy do Wiednia na 11 października z powrotem zarezerwowanym na 15 października. Myszkin i Czepiga wylecieli tego samego dnia do Pragi. Tak jak w przypadku ataku na Skripala, posługiwali się paszportami wystawionymi dla „Aleksandra Pietrowa” i „Rusłana Boszyrowa”. Daty powrotu nie zarezerwowali.

Swoje zdjęcie ze spaceru po ulicach Pragi umieścili w mediach społecznościowych i cztery lata później, po zamachu na Skripala, fotografia posłużyła do ich identyfikacji przez dziennikarzy Bellingcat.

Z Pragi „turyści” Myszkin i Czepiga przenieśli się do Ostrawy, o godzinę jazdy samochodem od magazynu amunicji, i zatrzymali się w hotelu Corrado.

Swoisty zjazd gwiaździsty całej ekipy odbył się zapewne 14 października w okolicy wioski Vrbetice. Myszkin i Czepiga dojechali z Ostrawy, Aleksiej Kapinos i Jewgienij Kalinin dostarczyli z Budapesztu ładunek wybuchowy przywieziony w poczcie dyplomatycznej. Operację nadzorował na miejscu generał Andriej Awerianow podróżujący jako „Andriej Owerianow”. Dowiózł go z Wiednia samochodem Nikołaj Jeżow. Nie wiadomo dokładnie, jak wniesiono ładunek wybuchowy do magazynu. Czepiga i Myszkin starali się o zezwolenie na wejście między 13 a 16 października, pozując na klientów jednego z operatorów magazynu firmy Imex. Rzecznik Imex potwierdził, że wystąpili o przepustki, ale podobno nie pojawili się.

Z drugiej strony, w dniu poprzedzającym pierwszą z dwóch eksplozji właściciel firmy Imex spędził około 40 minut w okolicy hotelu Corrado, gdzie nocowali Czepiga i Myszkin. Służby czeskie ustaliły to na podstawie metadanych jego komórki. Być może pomógł Rosjanom wejść do składu, a być może zostali wpuszczeni jako klienci innego operatora.

Niepodważalnym faktem jest, że 16 października o 9.25 w bunkrze nr 16 wyleciało w powietrze 58 ton amunicji. Kilkadziesiąt minut po eksplozji, o 10.05, Czepiga i Myszkin odlecieli samolotem Aerofłotu z Wiednia do Moskwy.

„Kurierzy dyplomatyczni” Kapinos i Kalinin odlecieli z Budapesztu, zgodnie z rezerwacją, dobę wcześniej. Kilka godzin po eksplozji Jeżow dowiózł szefa na lotnisko w Wiedniu, gdzie Awerianow o 18.17 kupił nowy bilet na lot Aerofłotu do Moskwy i odleciał o 22.46. Jeżow został w Austrii jeszcze kilka dni. Powrócił do Moskwy dopiero 3 listopada. Czy był w tym czasie w Czechach, nie wiadomo.

Sabotaż na Morawach i próbę otrucia Gebrewa łączy sytuacja na Ukrainie. Fakt, że operację w Czechach nadzorował osobiście generał dywizji Andriej Awierianow, dowódca Jednostki 29155, operację w Bułgarii zaś generał dywizji Denis Siergiejew, świadczy o wadze, jaką dowództwo GRU przywiązywało do ich powodzenia. W 2014 r. pod koniec zimy kijowski Majdan zmiótł marionetkę Kremla, prezydenta Wiktora Janukowycza, który zbiegł do Rosji. W ostatnich dniach lutego „zielone ludziki” pojawiły się w Symferopolu i zajęły siedziby parlamentu i rządu krymskiej republiki autonomicznej. Moskwa anektowała Krym. Podobny scenariusz, kolejno: „zielone ludziki”, separatyści, prywatne jednostki najemników, ciężki sprzęt niezidentyfikowanych jednostek rosyjskich powtórzył się w Donbasie. Jesienią 2014 r. na wschodzie Ukrainy toczyły się zażarte walki między wspieranymi przez Moskwę separatystami a armią ukraińską.

Kijów pilnie poszukiwał amunicji do postsowieckiego uzbrojenia. Morawy były logistycznie wygodne i wiele wskazuje na to, że w Vrbeticach wyleciał w powietrze transport szykowany dla Ukrainy.

W pierwszych doniesieniach po eksplozji pojawiły się nawet informacje, że w bunkrze zmagazynowane były pociski artyleryjskie zgromadzone przez EMCO. Potwierdził to Wiktor Jahun, były zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, w wywiadzie dla Radia Wolna Europa/Radia Swoboda, mówiąc: „ten biznesmen, którego truły rosyjskie służby, szukał dla nas amunicji w krajach byłego Układu Warszawskiego, a Czechy były najwygodniejszym miejscem tranzytu”.

Anatolij Czepiga i Aleksander Myszkin zostali w 2014 r. uhonorowani przez prezydenta Putina tytułem Bohatera Federacji Rosyjskiej. Zapewne w nagrodę za Vrbetice. Cztery lata później zdjęcia związane z tym tytułem przyczyniły się walnie do ich identyfikacji po podłożeniu trucizny w Salisbury. Dowództwo GRU planowało, że Siergiej i Julia Skripalowie zamilkną na zawsze. Otrzymało od Kremla zgodę na likwidację, jednak zamiast bezkarnej eliminacji zdrajcy, doszło do kompromitacji na światową skalę i usunięcia z rezydentur przeszło setki funkcjonariuszy pracujących pod ochroną immunitetu dyplomatycznego. Podobne wymiatanie powtórzono teraz po zdemaskowaniu udziału GRU w sabotażu na Morawach.

Oba przypadki świadczą o bolesnym zderzeniu myślących tradycyjnie generałów z Jednostki 29155 z sieciowym światem totalnej informacji, w którym jest wprawdzie coraz więcej kłamstw, ale równocześnie coraz mniej tajemnic.

Dziennikarze śledczy różnych redakcji z różnych krajów, których łączy wola dochodzenia do prawdy, i sieciowa kooperatywa Bellingcat obnażyli ten intelektualny niedostatek GRU – służby, która dysponuje truciznami, ale nie potrafi odnaleźć się w świecie swobodnej wymiany informacji.

Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Pechowi likwidatorzy Putina” znajduje się na s. 12-13 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Rafała Brzeskiego pt. „Pechowi likwidatorzy Putina” na s. 12czerwcowego „Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W Londynie odsłonięto pomnik generała Andersa

25 czerwca 2021 w Londynie odsłonięto popiersie gen. Władysława Andersa oraz tablicę poświęconą jego pamięci.

Wydarzenie uświetnili – inicjatorka powstania memoriału Władysława Andersa, córka generała, Anna Maria Anders (obecna ambasador RP we Włoszech), a także dr hab. Arkady  Rzegocki, ambasador RP w Wielkiej Brytanii, jak również konsul generalny Mateusz Stąsiek. Oprócz nich wśród gości honorowych był dyrektor National Army Muzeum, Justin Maciejewski, brytyjski minister do spraw polityki handlowej i poseł dzielnic Chelsea i Fulham Greg Hands, znani historycy Roger Moorhouse i Andrew Roberts oraz weterani wojenni.

Ceremonia odsłonięcia popiersia odbyła się w National Army Museum. Muzeum znajduje się niedaleko Royal Army Hospital, znanego domu opieki nad weteranami wojennymi.
Ceremonii towarzyszył panel dyskusyjny, poświęcony postaci gen.Andersa, historii II Korpusu Polskiego i ich spuściźnie.

 Jestem naprawdę szczęśliwa i wzruszona. Wczoraj tabliczka w Ognisku Polskim, dzisiaj popiersie Ojca w muzeum, zaś po południu jeszcze tablica na domu, w którym mieszkałam. Moje marzenia się spełniają – powiedziała ambasador Anders.

Jest to pierwszy w Wielkiej Brytanii pomnik, upamiętniający Władysława Andersa. Generał po wojnie postanowił pozostać w Wielkiej Brytanii do końca swoich dni, nie zgadzając się na sowietyzację Polski.

Anna Maria Anders w rozmowie z Radiem WNET kilkukrotnie podkreślała, że smuciło ją, iż osoba tak zasłużona dla brytyjskiej Polonii oraz stosunków polsko-brytyjskich, dopiero teraz doczekała się upamiętnienia. We Włoszech, gdzie córka generała pełni funkcję ambasadora, taki pomnik stoi już od dawna. Zaledwie kilkanaście dni  temu uczestniczyła zarówno w obchodach rocznicy śmierci generała, jak i bitwy pod Monte Cassino.

Jako dyrektor National Army Museum w Londynie mam zaszczyt móc przyjąć do narodowej kolekcji Zjednoczonego Królestwa to wspaniałe popiersie generała Władysława Andersa autorstwa Andrzeja Pityńskiego. Fakt, że to popiersie zostało ufundowane i podarowane przez Polonię i przyjaciół Polski, czyni go szczególnie silnym gestem. Jest to żywy symbol głębokiej przyjaźni między naszymi dwoma krajami i naszej wspólnej historii walki o wolność. Jako syn polskiego żołnierza, który służył we Włoszech pod dowództwem gen. Andersa, ten przedmiot dotyka mnie głębiej, niż mogę wyrazić – powiedział Justin Maciejewski.

Tego samego dnia odsłonięto tablicę poświęconą generałowi. Znajduje się ona na froncie budynku przy 78 Brondesbury Park w północno-zachodniej dzielnicy Londynu. Dom ten gen. Anders kupił niedługo po zakończeniu wojny i mieszkał w nim aż do śmierci w 1970 r. Tablica powstała z inicjatywy Polish Heritage Society i Ambasady RP w Londynie. W tym domu wychowywała się Anna Maria Anders. Budynek ma już nowego właściciela, który jednak zaprosił zgromadzonych do zwiedzania domu. Anna Maria Anders nie kryła wzruszenia.

Tablica poświęcona generałowi w Brondesbury Park w piękny sposób przypomina miejsce, gdzie przez wiele lat mieszkał generał. Jestem niezwykle wdzięczny Polish Heritage Society za kolejną owocną inicjatywę upamiętnienia na Wyspach Brytyjskich wielkiej polskiej postaci i mam nadzieję, że w przyszłości powstanie takich tablic jeszcze więcej, tak aby polskie miejsca pamięci znajdowały się w każdym zakątku Wielkiej Brytanii – powiedział ambasador Rzegocki.

Popiersie generała Andersa jest dostępne do obejrzenia za darmo w National Army Museum.

Iza Smolarek

Alex Sławiński

Czy Sosnowiec i Zagłębie miały powody szczycić się Edwardem Gierkiem? / Sławomir Matusz, „Śląski Kurier WNET” 84/2021

Gierek nie miał sentymentu do rodzinnej ziemi, tradycji, ludzi. Wręcz odwrotnie… Wolał „przeorać” Zagłębie i wtopić w województwo katowickie, utopić w śląskim żywiole i zalać ludnością napływową.

Sławomir Matusz

O nienawiści Gierka do Sosnowca i Zagłębia

W lipcu minie 20 lat od śmierci Edwarda Gierka – kiedyś I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR, a od grudnia 1970 r. I sekretarza KC PZPR.

W Sosnowcu i Zagłębiu w niektórych środowiskach traktowany jest jako mąż stanu, wybitny polityk z Sosnowca. Tylko że Gierek w Porąbce mieszkał przed wojną zaledwie kilka lat, zanim jako dziecko wyjechał z rodzicami do Francji na początku lat 20., a po wojnie – jeden rok. Wrócił do Porąbki i zaraz przeprowadził się do Katowic.

Przyglądając się działalności Edwarda Gierka, trzeba dostrzec, że nie tylko nie lubił on, ale wręcz nie znosił Sosnowca i Zagłębia. Może dlatego, że tu rodził się polski kapitalizm, a i w Zagłębiu mieszkało sporo Żydów, których nienawidził – czemu wielokrotnie dawał wyraz.

Dowodem osobistej niechęci do Zagórza i Sosnowca może być to, że Gierek w 1949 roku przeprowadził się do Katowic, a także włączenie Zagłębia do województwa katowickiego w 1975 roku. Porównując region z innymi utworzonymi wtedy województwami, Zagłębie miało razem z Ziemią Siewierską, Zawierciańską i Olkuską wystarczający potencjał demograficzny i gospodarczy, by utworzyć odrębne województwo dąbrowskie lub sosnowieckie. Gierek to świadomie jednak zlekceważył!

Żydzi kojarzyli się Gierkowi z bogactwem – przeciwstawianym tzw. klasie robotniczej, która była podstawową klientelą komunistów-bolszewików. Wywodząc się jednak z biednej rodziny, Gierek oglądał żydowskie kamienice, sklepy i kramy. Rodziło to w nim zazdrość i nienawiść. Dowodem na to jest sporo antysemickich, prymitywnych i agresywnych wypowiedzi Gierka z lat 1968–69. Nie ma tu znaczenia, że należąc do frakcji „puławian”, nazywanej przez „natolińczyków” Żydami, nie manifestował tak mocno jak oni antysemityzmu; wśród „puławian” było sporo komunistów żydowskiego pochodzenia, którzy jednak jako komuniści nie czuli się Żydami, a komunistami-internacjonałami, którym bliżej było do ZSRR niż do Izraela czy Polski.

Jak pisze Mirosław Szumiło (Edward Gierek – droga do władzy, www.historia.org.pl): „Sojusznikami »partyzantów« byli ludzie Gierka, którzy również liczyli na awans kosztem usuwanych z aparatu starszych działaczy o korzeniach żydowskich. Stąd prawdopodobnie wynikała demonstrowana przez Gierka w trakcie rozmowy z Wołkowem (konsulem ZSRR) postawa antysemicka.

Używając sowieckiego partyjnego slangu, Gierek mówił o „zaśmieceniu kosmopolitami” wielu instytucji tzw. frontu ideologicznego – prasy, radia i szkół wyższych. Podkreślał, iż przyczynił się do »uwolnienia Śląska« od partyjnych »rewizjonistów« pochodzenia żydowskiego”.

Nie jest też prawdą, że Gierek „otworzył” Polskę na Zachód. W cytowanym artykule Szumiło powołuje się na zapis jego rozmowy w 1969 roku z ambasadorem sowieckim w Polsce Awierkijem Aristowem. Szumiło tak pisze o Gierku, relacjonując rozmowę z Aristowem: „Gierek jawi się tutaj jako zwolennik zacieśniania współpracy gospodarczej ze Związkiem Sowieckim i polityki kolektywizacji wsi, zarzuconej przez Gomułkę. Skrytykował reprezentowaną przez tow. Wiesława filozofię ciągłego zaciskania pasa i planowane podwyżki cen, słusznie ostrzegając przed ich konsekwencjami społecznymi”. Polsce były w tym czasie potrzebne dolary na rozbudowę przemysłu ciężkiego na modlę sowiecką i utrzymanie spokoju oraz wzrost konsumpcji.

„Prozachodnia” Polska była przydatna Moskwie do uruchomienia transferu zachodnich technologii na wschód. Celem kolektywizacji wsi i budowy nowych osiedli było niszczenie tkanki społecznej, oderwanie od tradycyjnych wartości i łatwiejsze poddanie społeczeństwa indoktrynacji. Gierkowi na realizację tych planów i kupno zachodnich technologii potrzebne były dolary, więc zaciągał kredyty, by słać stal, statki i surowce do ZSRR. Zbliżała się olimpiada w Moskwie. W zamian za kredyty musiał stworzyć pozory niezależności od ZSRR. Ale że to były jednak pozory i polityka Moskwy, a nie Warszawy, świadczy nie tylko rozmowa z Aristowem, ale też wpisanie do konstytucji wiecznej przyjaźni ze wschodnim sąsiadem.

Jako I sekretarz KC PZPR, Gierek chciał wyburzyć większą część przedwojennej zabudowy Sosnowca i Będzina, która mu się źle kojarzyła, a w to miejsce postawić bloki na modłę radziecką.

W dużej części mu się to udało. Z powierzchni ziemi znikły nie tylko Kino „Zagłębie” – wizytówka Sosnowca, „Savoy”, ponad połowa Pogoni, Starego Sosnowca, niemal cała Stara Środula i wiele budynków w centrum miasta. To samo spotkało Będzin o dużym odsetku ludności żydowskiej. Podobny los podzieliła Dąbrowa Górnicza. W planach Gierka było wyburzenie Klimontowa, reszty Starego Sosnowca itd.

Oprócz uprzedzeń rasowych tow. Gierka, są też i przyczyny polityczne tej niechęci. Przed wojną Zagłębie zyskało miano „Czerwonego”. Znane było jako Czerwone Zagłębie – z powodu rozwijającego się tu hutnictwa, a nie ze względów politycznych. Miejscowe koła socjalistyczne i ruch robotniczy tworzyły się niezależnie od Moskwy – nie były inspirowane, finansowane ani sterowane z zewnątrz. Miejscowi socjaliści byli oporni wobec wpływów Moskwy – zbyt świeża była bowiem pamięć prześladowań przez rosyjskich zaborców. W czasie wojny poparciem cieszyła się Armia Krajowa, a nie AL.

To na pewno nie podobało się komuniście, który w Belgii i Francji szkolony był przez radzieckich doktrynerów i oficerów wywiadu politycznego, oddelegowanych do pomocy Francuskiej Partii Komunistycznej.

Ta niechęć do niezależnych ruchów socjalistycznych i lojalność wobec Moskwy, która wyrażała się i w utrzymywanych kontaktach, i w tym, że syna posłał na studia do Moskwy, została doceniona na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy Kreml właśnie w Gierku dostrzegł następcę Gomułki, który nie będzie szukał własnych rozwiązań, a sowietyzował Polskę i kupował zachodnie technologie zgodnie z zamiarami i życzeniami Kremla. Po Praskiej Wiośnie Moskwa nie mogła ufać i powierzyć takiego zadania Czechosłowacji, a zasobna w surowce Polska, otoczona państwami Układu Warszawskiego, z posłusznymi przywódcami partyjnymi, doskonale się do tej roli nadawała.

Gierek miał możliwość utworzyć w 1975 roku z ziem Zagłębia województwo sosnowieckie lub dąbrowskie. Nikt by się takiej propozycji I sekretarza nie sprzeciwił. Towarzysze partyjni zrozumieliby sentyment „przywódcy” do rodzinnych stron – gdyby tylko go miał.

Tym bardziej, że Zagłębie miało potencjał demograficzny, gospodarczy i odpowiednią powierzchnię, by utworzyć odrębne województwo. Pod względem liczby ludności i obszaru byłoby to województwo średniej wielkości w porównaniu do 49 pozostałych. Ale Gierek nie miał takiego sentymentu do rodzinnej ziemi, tradycji, do ludzi stąd. Wręcz odwrotnie…

Gierek wolał „przeorać” Zagłębie i wtopić w województwo katowickie, utopić w śląskim żywiole i zalać napływową ludnością. Zniszczyć nie tylko odmienną architekturę – tak różną od śląskiej, ale i lokalne struktury życia społecznego, kulturę, tradycje. Zunifikować ze Śląskiem, niszcząc całkowicie odmienność. Dlatego powstały na terenie Zagłębia wielkie osiedla-sypialnie, jak Zagórze, Środula, Syberka czy Gołonóg – by zadusić tę odrębność; utopić autochtonów w ogromnej masie przyjezdnych.

Innym dowodem może być to, że w Sosnowcu i w Zagłębiu nie znalazła lokalizacji żadna z ważnych dla województwa instytucji związanych z nauką, kulturą czy przemysłem. Powstał Uniwersytet Śląski – w Katowicach, Górnośląskie Centrum Kultury – w Katowicach, „Spodek” – w Katowicach, Górnośląski Park Kultury i Wypoczynku – w Chorzowie (mimo Stawików i Bagrów, które świetnie się do tego celu nadawały!), podobnie z innymi instytucjami. To dowód i jednocześnie wyraz olbrzymiej niechęci Gierka do Sosnowca i Zagłębia. Na obrzeżach Dąbrowy Górniczej wybudowano Hutę Katowice. Głównym odbiorcą jej stali był – oprócz polskiego przemysłu – Związek Radziecki. Symbolicznym tego dowodem był start 27 czerwca 1978 r. Sojuza 30 ze sztandarem Huty Katowice na pokładzie. To wydarzenie pokazywało, że huta była częścią przemysłu radzieckiego, a nie polskiego.

W zamiarach Edwarda Gierka Zagłębie miało być bezosobową, pozbawioną własnej tożsamości sypialnią!

To miała być kara za Żydów – mających tu sklepy i kramy na Targowej i Ciepłej, za poparcie dla AK, za niezależnych od Moskwy rodzimych socjalistów, antyrosyjskość i kolebkę kapitalizmu. Tak więc Zagłębie ma szczęście, że Gierek rządził tylko jedną dekadę, a nie dłużej – bo kamień na kamieniu by tu nie został. A ma ogromnego pecha, że w ogóle doszedł do władzy, tu się urodził.

Artykuł Sławomira Matusza pt. „O nienawiści Gierka do Sosnowca i Zagłębia” znajduje się na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021.

 


  • Czerwcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Sławomira Matusza pt. „O nienawiści Gierka do Sosnowca i Zagłębia” na s. 9 czerwcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 84/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego