„Die Welt”: Polska będzie miała więcej nowoczesnych czołgów niż Francja i Niemcy razem wzięte. To militarna waga ciężka

Czy przemysły zbrojeniowe Francji i Niemiec przegapiły właśnie okazję, którą wykorzystał koreański koncern? Nawet 800 nowoczesnych czołgów K2 i transfer technologii oferować ma Polsce Hyundai Rotem.

Niemiecka gazeta zwraca uwagę, że choć Polska modernizuje swoją armię, to czyni to raczej we współpracy z Amerykanami niż innymi krajami Europy. Nasz kraj jest drugi po Arabii Saudyjskiej pod względem zakupów amerykańskiej technologii wojskowej. Zdaniem korespondenta „Die Welt” dzieje się tak ze względu na brak woli współpracy ze strony Francji i Niemiec. Kraje te pracują obecnie nas własnym modelem czołgu, do którego nie chcieli dopuścić Polski. Postawa Berlina i Paryża wobec Warszawy, stanowiącej wschodnią flankę NATO, może być szkodliwa dla spójności Sojuszu. Jak pisze gazeta, cytowana przez „Rzeczpospolitą”:

Polska to militarna waga ciężka, zabezpiecza wschodnią flankę NATO. Unia Europejska chce więcej współpracy w dziedzinie obronności. Ale do tego potrzeba wykorzystania takich samych systemów uzbrojenia. Jeśli Polska będzie zawierać tylko dwustronne umowy z USA, integrowanie europejskich armii będzie jeszcze trudniejsze.

Przyczyn niechęci Berlina w dopuszczeniu Warszawy do projektu Main Ground Combat System szukać można w jego złych doświadczeniach z realizacją europejskich projektów obronnych z dużą liczbą partnerów. Dochodzi bowiem wtedy do opóźnień, a koszty rosną. Sama współpraca z Paryżem nie jest bezproblemowa.

Wobec braku chęci współpracy ze strony europejskich partnerów nasz kraj, zawiązał współpracę z południowokoreańskim koncernem Hyundai Rotem. Jak pisze, cytowany przez „Rz”, niemiecki dziennik:

To dopiero początek rozmów, ale już teraz mówi się o 800 egzemplarzach. Po tak gigantycznym kontrakcie Polska będzie dysponować liczbą nowoczesnych czołgów większą niż Niemcy i Francja razem wzięte. Z Berlina dochodzą słuchy, że wielu nie zdawało sobie sprawy z gotowości Polski do inwestycji. Czy niemiecki albo francuski przemysł chce, by umknęła mu szansa na zamówienie 800 czołgów przez to, że nie chcą dodatkowego partnera przy projekcie?

A.P.

Patrząc na to, co robi Rosja coraz wyraźniej widać, że potrzebujemy Strategii Obronności Państwa. Wciąż jej nie mamy

Rosja jeżeli chce rozbudować swoją pozycję imperialną to musi maszerować na zachód. Pytanie, czy jesteśmy na to gotowi? Moim zdaniem za bardzo wierzymy w sojusze – mówi prof. Romuald Szeremietiew


– To, co mówił prezydent Putin nie zaskoczyło mnie. To jest stałe jeżeli chodzi o propagandę sowiecką, oni zawsze tak mówili więc, a ponieważ prezydent Putin bardzo silnie nawiązuje do Związku Radzieckiego i jego pamięci więc nic dziwnego, że przyjmuje taką retorykę – mówi w dzisiejszej audycji Radia Solidarność prowadzonej przez red. Pawła Pietkuna prof. Romuald Szeremietiew. – Oczywiście ta retoryka wyostrzyła się bo przedtem byliśmy oskarżani tylko i wyłącznie o to, że nie chcieliśmy sojuszu ze Stalinem, więc ta wojna słusznie nam się należała. Kierunek generalnie jest ten sam, choć inne rozłożenie akcentów. Przypominam, że już wcześniej pod prezydentem Putinem mówiono o tym, że Polska doprowadziła do wybuchu II wojny światowej. Niemcy chciały niewiele od Polski, bo chciały tylko Gdańska i korytarza pomorskiego do Prus Wschodnich. Polska odmówiła, więc wybuchł światowy konflikt. Dzisiaj retoryka jest ostrzejsza, bo okazuje się że mieliśmy dyplomatę antysemitę, którego Putin nazwał w sposób bardzo obrzydliwy, a potem musieliśmy być wyzwalani – oczywiście przez Armię Czerwoną – i nie jesteśmy za to wdzięczni.

Według prof. Szeremietiewa ostatnie dwa miesiące – wymiany szpiegów między Rosją a Łotwą, Finlandią i Norwegią, wymiana jeńców wojennych z Ukrainą oraz słowa Putina o Polsce tworzą „nienaturalny ciąg wydarzeń, który do czegoś zmierza”.

– Pytanie do czego? – opowiada gość Radia Solidarność. – Wygląda na to że prezydent Putin postanowił rozwiązać w tym 2020 roku pewien ważny z punktu widzenia realizowania polityki, którą Rosja uprawia na odcinku zachodnim, czyli podporządkowaniu sobie kolejnego kawałka na tym odcinku. Tym razem wydaje się, że chodzi o Białoruś. Ostatnia rzecz, bardzo przykra z punktu widzenia Rosji, to sankcje Stanów Zjednoczonych w związku z Nord Stream II. Trzeba samopoczucie Rosjan poprawić tym, że Putin jest wielkim przywódcą. Pamiętajmy, że Rosjanie są ludźmi innej cywilizacji, niż my Polacy, mają inne systemy wartości, inaczej widzą świat. Rosjanie zawsze mieli pragnienie, żeby być obywatelami wielkiego imperium. W ich rozumieniu to jest warte każdej ceny. Stąd jest to powiedzenie, że Rosjanin jest dumny kiedy wszyscy się Rosji boją. To jest podstawa funkcjonowania dumy rosyjskiej i w imię takiego imperium są w stanie znieść bardzo dużo. Na świecie jest kilka porządków cywilizacyjnych. Każda z cywilizacji opiera się o jakiś system wartości. My należymy do łacińskiego kręgu cywilizacyjnego – Rosjanie do innego, który z łacińskością nie ma nic wspólnego. Efekt tego jest taki, że spotykamy się w sytuacji konfliktowej…

Prof. Szeremietiew zwraca uwagę, że założenia obronne Rzeczpospolitej zbyt mocno opierają się na sojusznikach. Polska wciąż nie ma Strategii Obronności Państwa, która jest dokumentem wykonawczym dla Strategii Bezpieczeństwa Narodowego. – Tej drugiej nawiasem mówiąc też oczywiście wciąż nie mamy – przestrzega.

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

Dr Ozdyk: W RFN w Sylwestra celuje się z fajerwerków w policjantów lub dziennikarzy. W Berlinie spłonęło mnóstwo aut

Dr Sławomir Ozdyk o niebezpiecznym Sylwestrze w miastach niemieckich, lewackiej agresji, reakcji niemieckich polityków i mediów oraz policyjnych środkach zapobiegawczych.

Dr Sławomir Ozdyk mówi o Sylwestrze w Niemczech. W tym roku w niemieckich miastach takich jak Berlin, Frankfurt, Lipsk wprowadzono strefy bez fajerwerków. Odgrodzone i pilnowane przez policję i armatki wodne strefy były niedostępne dla ludzi, którzy chcieliby wnieść na ich teren jakąkolwiek pirotechnikę. Stało się tak dlatego, że rok temu miejsca takie jak berliński plac Aleksandra stały się miejscem „potyczek między grupkami młodych ludzi, >>nowych niemieckich obywateli<<, a grupami niemieckiej policji”.

W noc sylwestrową […] celuje się z petard, fajerwerków w policjantów lub przedstawicieli mediów.

Ekspert ds. bezpieczeństwa mówi o nowej tradycji sylwestrowej postępowej niemieckiej młodzieży. Kontynuuje ona także dawniejszy obyczaj podpalania samochodów na ulicach, praktykowany także w sąsiedniej Francji, o czym mówił Piotr Witt.

W Berlinie spłonęło mnóstwo samochodów. Nie jesteśmy jeszcze Strasburgiem jako Berlin, jeszcze tyle samochodów co w Strasburgu czy Paryżu samochodów nie płonie. […] Kiedyś w starych dobrych czasach podpalano tylko drogie, burżuazyjne samochody. Teraz nie zwraca się uwagę na takie detale, podpala się wszystko co stoi na drodze.

Do poważnych starć między lewakami a policją doszło w jednej z lipskich dzielnic. Dr Ozdyk zauważa, iż „politycy lewicujący twierdzą, że to policja zachowywała się prowokacyjnie”. W sposób prowokacyjny zachowywać się musieli też strażacy i ratownicy medyczny, gdyż w tym roku także oni padli ofiarą ataków.  Szef berlińskiej Straży Pożarnej stwierdził, że takich ataków na strażaków w stolicy RFN jeszcze nie było.

Bild napisał dziwny jak na niemiecki klimat polityczny artykuł. […] Lewa strona zachowuje się tak jak się zachowuje, bo częściowo jest pod ochroną państwa niemieckiego.

Nasz gość mówi także o atakach na kobiety. Choć nie doszło do niczego na taką skalę  jak cztery lata temu w Kolonii, to „ataki na kobiety miały miejsce w wielu miastach niemieckich”. Z atakami tymi wiążą się: molestowanie seksualne, kradzieże i pobicia.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Prof. Kornat: Putin opiera się na prawdziwej wypowiedzi polskiego dyplomaty, którą poddaje tendencyjnej interpretacji

Prof. Marek Kornat o manipulacji rosyjskiego prezydenta, działalności ambasadora Polski w Berlinie Józefa Lipskiego, polityce polskiego rządu względem emigracji Żydów i przyjmowaniu uchodźców z Rzeszy


Prof. Marek Kornat mówi, iż wypowiedź Władimira Putina w stosunku do Józefa Lipskiego jest precedensem. Tak mocne słowa bowiem nigdy nie były wypowiadane przez polityków na takim szczeblu. Ponadto podkreśla, że nigdy nie wykazano, aby ówczesny polski ambasador w Niemczech był antysemitą, ani w znaczeniu ówczesnym, ani (w szerszym) współczesnym.

Putin posługuje się na prawdziwym cytatem polskiego dyplomaty. […] Oszustwo i manipulacja opiera się na tendencyjnej interpretacji.

Prof. Kornat, podkreśla, że interpretacja prezydenta Rosji jest fałszywa. Dyplomata realizował w Berlinie politykę polskiego rządu. Jednym z celów tego ostatniego było zwiększenie emigracji Żydów z Polski, przede wszystkim do Palestyny. Historyk przypomina, że Polska miała wówczas największą liczbę ludności żydowskiej w Europie i to w znacznej części niezasymilowanej. Wobec blokowania emigracji żydowskiej do Palestyny przez Brytyjczyków, posiadających nad nią mandat, Hitler miał zaproponować rozwiązanie tego problemu przez emigrację środkowoeuropejskich Żydów do kolonii.

Nie było na świecie kraju, który by chciał przyjąć uchodźców żydowskich z Niemiec.

Nasz gość przypomina niechęć Wielkiej Brytanii wobec przyjęcia Żydów uchodzących z III Rzeszy. Stany Zjednoczone zwołały we francuskim kurorcie konferencję międzynarodową w tej sprawie, jednak nie udało się wypracować żadnych rozwiązań. Dodaje, że w rozmowach prowadzonych przez Lipskiego w Berlinie kwestią pierwszorzędną był kryzys sudecki, a po nim przedłużenie paktu o nieagresji i umowa nt. dalszego trwania Wolnego Miasta Gdańska. Kwestia żydowska zajmowała dopiero dalsze miejsce.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Jest takie miejsce na świecie, w którym Boże Narodzenie trwa rok cały. To Zgorzelec na zachodnim brzegu Nysy Łużyckiej

W zachodniozgorzeleckim powiecie w 1897 roku człowiek interesu z Herrnhut, Pieter Hendrik Verbeek, opracował pierwszy model składanej gwiazdy bożonarodzeniowej, nadającej się do sprzedaży wysyłkowej.

Jan Bogatko

Zgorzelecki Dom Bożonarodzeniowy (Görlitzer Weihnachtshaus) mieści się w Zgorzelcu przy Fleischerstraße 19, w samym centrum tutejszej starówki. W tym wyjątkowym miejscu przez cały rok można robić świąteczne zakupy pod, na i wokół choinki. To może stanowić wielkie zaskoczenie dla tych, którym Niemcy Wschodnie kojarzą się z pogaństwem, trwającym tu jakoby od 1933 do 1989 roku. I stanowi! To prawda, lewicowe dyktatury zrobiły swoje, przenicowały protestancki (poza Serbami Łużyckimi, którzy w większości zachowali katolicyzm) region, lecz nie zabiły tysiącletniej tradycji i wielowiekowej kultury. Po zjednoczeniu Niemiec tradycje te, tłumione przez tzw. „świeckie” państwo, a tlące się w zaciszu domowym, doszły do głosu ze zdwojoną siłą, odrzucając cienką mimo wszystko warstwę brunatnej i czerwonej politury.

Paleta produktów bożonarodzeniowych w tym regionie jest przeogromna: z Rudaw znajdujemy tu drewniane piramidki z aniołkami, poruszane ciepłem prawdziwych, zapalonych świeczek, dekoracyjne świeczniki łukowe, starannie wycinane laubzegą, malowane lub w naturalnym kolorze drewna, z oświetleniem elektrycznym (na noc ustawiane są w oknach od ulicy) lub – bardziej na użytek rodzinny – ze świeczkami choinkowymi.

Boże Narodzenie, a nawet bardziej Adwent, uroczysty okres przedświąteczny, trwający cztery tygodnie, to pora na zajadanie się orzechami. Otóż dziadki ( bo chyba nie dziadkowie?) do orzechów to także specjalność rzemieślników z Rudaw, obok pozytywek, postumencików do świątecznych kadzidełek (w dialekcie rudawskim zwanych „Raachermannel”) w formie ludzika, na ogół leśniczego, górnika czy żołnierza, czy kolorowych, szklanych ozdóbek na okna. No i anioły, aniołki, aniołeczki – każdej wielkości, każdego koloru i na każdą kieszeń. Turyngię reprezentują przede wszystkim ozdoby choinkowe. Zaś Herrnhut w powiecie Zgorzelec Zachodni…

Jarmark bożonarodzeniowy, Drezno | Fot. CC0, Pixabay.com

…to po polsku Ochranów, aczkolwiek na ogół nikt o tym nie pamięta (Łużyczanie nazywają miasteczko to Ochranow). W XVIII wieku gmina Braci Morawskich, bardzo surowych protestantów, znalazła tam drugą ojczyznę. Braci sprowadził z początkiem XVIII wieku właściciel miejscowych dóbr, który podarował im w testamencie swój pałac i majątek. Nazwa osady, a potem miasta Herrnhut pochodzi z niemieckiego „Pod opiekę Pana Jezusa”. Związków z Polską tu nie brak: Ochranów wchodził w skład unii polsko-saskiej, a następnie w latach 1807–1815 unii personalnej sasko-warszawskiej, dopóki – dzień po zakończeniu II wojny światowej, 9 maja 1945 roku – Rosjanie nie podpalili liczącego około dwóch tysięcy mieszkańców miasteczka. Ogień strawił bezpowrotnie większą część osady, zbudowanej w XVIII wieku na planie greckiego krzyża.

Mamy rok 2019. Dzisiaj „Gwiazda z Herrnhut” to marka. Tradycja wieszania bożonarodzeniowej gwiazdy narodziła się w połowie XIX wieku w pobliskim Niesky (Niska) w zachodniozgorzeleckim powiecie. W 1897 roku człowiek interesu z Herrnhut, Pieter Hendrik Verbeek, opracował pierwszy model składanej gwiazdy bożonarodzeniowej, nadającej się do sprzedaży wysyłkowej. Wkrótce potem powstała manufaktura, od lat dwudziestych XX wieku produkująca gwiazdy 25-ramienne. Produkcję kontynuowano także w epoce nieboszczki NRD, głównie na eksport za dewizy. Potem, jak wiemy, po tysiącletniej Rzeszy runął także niezwyciężony socjalizm obrządku leninowskiego, a dzisiaj kilkudziesięciu pracowników zasłużonej dla regionu firmy produkuje pełen asortyment gwiazd (około 600 tysięcy rocznie) głównie na rynek wewnętrzny.

Kilka dni temu wieczorem jechałem ze Zgorzelca do Uhsmannsdorf (za Niską) i podziwiałem na licznych domach, mijając okoliczne wioski, gwiazdy bożonarodzeniowe z Herrnhut; różnej wielkości (od 13 do 130 centymetrów średnicy) i różnych kolorów (dominuje żółty, czerwony i biały).

Przydomowe choinki, ubrane girlandami lampek; rozświetlone dekoracje okienne – wszystko to przypominało o wejściu w fazę przygotowań do Bożego Narodzenia, o Adwencie. W epoce komputerów i smartfonów jechaliśmy na wspólne pieczenie kruchych, adwentowych ciasteczek, wycinanych foremkami z pszennego ciasta w gwiazdy betlejemskie, choinki, półksiężyce i słoneczka; posypywanych cukrem i lukrowanych w wielu kolorach. Ciasteczka adwentowe to tradycyjny upominek podczas adwentowych wizyt, jakie mieszkańcy nie tylko tego regionu składają sobie w okresie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia (okno mojego mieszkania w Zachodnim Zgorzelcu zdobi też bożonarodzeniowa gwiazda z Herrnhut, w kolorach białym i czerwonym). (…)

Jarmarki bożonarodzeniowe to w Niemczech stara i piękna tradycja. Rewolucja kulturalna może sobie na niej połamać zęby. Niemiec może wysłuchać pogadanki o gender i nawet bić brawo jak wszyscy, ale, jak co do czego, na „Christkindlmarkt” pójdzie, wypije grzańca i przyniesie stamtąd do domu to i owo, może nawet nucąc pod nosem słowa znanej z dzieciństwa kolędy.

Bożonarodzeniowe jarmarki sięgają swą tradycją do XIV wieku. Rynek Świętego Mikołaja w Monachium wymieniono w dokumencie z 1310 roku, a – zbliżam się niebezpiecznie do Zgorzelca – w 1383 roku król Czech, Wacław, nadał Budziszynowi prawo do rynku od Świętego Michała (29 września) do Bożego Narodzenia. Stamtąd tradycja rozeszła się na cały obszar języka niemieckiego w Europie, a od połowy XX wieku tutejsze rynki bożonarodzeniowe są stałym elementem świątecznej tradycji. Co należy, a co nie do oferty rynku bożonarodzeniowego, o to toczy się bezustannie spór. Co wolno sprzedawać na jarmarku? Oczywiście tak: grzaniec i bożonarodzeniowe łakocie; oczywiście nie: piwo i koktajle. Trudno te wszystkie jarmarki zliczyć: w ubiegłym roku było ich około dwa i pół tysiąca, z tego ponad tysiąc zaliczono do wielkich. (…)

Zdrowych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia i Do Siego Roku!

Cały artykuł Jana Bogatki pt. „Tam, gdzie Boże Narodzenie trwa cały rok” – na ss. 1 i 3 „Kuriera WNET”, nr grudniowy 66/2019, gumroad.com.

 


Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.
„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia  na gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Felieton Jana Bogatki pt. „Tam, gdzie Boże Narodzenie trwa cały rok” na s. 3 „Wolna Europa” grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Smoliński: Nie ma zgody na to, żeby sędziowie wzajemnie podważali swoje kompetencje

Kazimierz Smoliński o dyscyplinowaniu sędziów, na czym by polegało i na jakich europejskich rozwiązaniach jest wzorowane i czemu Unia Europejska nie ma kompetencji do oceny polskiego sądownictwa.

Kazimierz Smoliński o chęci wprowadzenia zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym:

Nie ma zgody na to, żeby sędziowie wzajemnie podważali swoje kompetencje.

Podkreśla, że wprowadzane w Polsce zmiany są wzorowane na tych obowiązujących w innych krajach europejskich. Na rozwiązaniu hiszpańskim bazuje wybieranie sędziów przez sejm, a ich dyscyplinowanie na modelu francuskim. Ten ostatni, jak zwraca uwagę nasz gość nie jest zbyt represyjny, gdyż zakłada jedynie kary finansowe dla sędziów. tymczasem w Niemczech sędzia za popełnianie rażących błędów może pójść do więzienia na 5 lat.

Mówi, że zmiany nie łamią zapisów Unii Europejskiej. Wyjaśnia, że członkowie UE sami odpowiadają za funkcjonowanie swojego wymiaru sprawiedliwości.

Unia Europejska nie ma kompetencji do orzekania o systemach sądowniczych państw członkowskich.

Wynika to z zapisów traktatu lizbońskiego jasno wyłączającego strukturę i sposób funkcjonowania z kontroli organów unijnych. Członek Krajowej Rady Sądownictwa dodaje, iż Polski i Wielkiej Brytanii nie obowiązuje Karta Praw Podstawowych.

K.T./A.P.

Krytyka sankcji na Nord Stream II w RFN. Komisja Wschodnia Niemieckiej Gospodarki: USA dokonały ataku na suwerenność UE

Jan Bogatko o niemieckiej krytyce amerykańskich sankcji wobec Nord Stream II i o tym czemu zdaniem niemieckich mediów Polska przechodzi do dwójpodziału władzy.

Jan Bogatko o wspólnym proteście Rosji i Niemiec przeciwko umożliwieniu przez Senat USA nałożenia sankcji na firmy budujące gazociąg Nord Stream 2. Rząd Niemiec podkreśla, że jest przeciwko eksterytorialnym sankcjom. Rosja zaś, ustami rzecznika prezydenta Rosji, Dmitrija Pieskowa oświadcza, że projekt NS2 zostanie zrealizowany. Sankcje krytykują instytucje niemieckie. Komisja Wschodnia Niemieckiej Gospodarki uważa, że:

Stany Zjednoczone dokonały ataku na suwerenność Unii Europejskiej.

Tak wypowiadał się stojący na jej czele Oliver Hermes. Korespondent podkreśla, że Komisja [działająca od 1952 r.] zawsze była proradziecka, a później prorosyjska. Przeciwko sankcjom wystąpił też potężny związek producentów VDMA, który wzywał do ochrony europejskich przedsiębiorstw (czyli, jak komentuje Bogatko, swoich własnych). Także politycy wypowiadają się przeciwko decyzji USA. poseł Zielonych uznawał sankcje amerykańskie za agresywny środek wzywając kanclerz by wyraźnie odpowiedziała. Angela Merkel, jak stwierdza korespondent, „odpowiedziała niewyraźnie”. Do głosów krytyki dołączyła się także Manuela Schwesig z SPD, premier kraju związkowego Meklemburgia- Pomorze Przednie, w którym kończy się niemiecki koniec gazociągu.

Natomiast z niemieckich gazet można wyczytać, iż w Polsce z trójpodziału przechodzi się do dwójpodziału władzy, gdyż rząd chce w całości podporządkować sobie sędziów. Relacjonują one protesty w obronie sądów.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Po dwudziestu pięciu latach od zamknięcia anteny Andrzej Świdlicki wydał dzieło poświęcone dziejom Radia Wolna Europa

Do ponownego przemyślenia historia niezwykłych czasów, niezwykłego radia i niezwykłych ludzi. Tajniki zimnej wojny, ataki na Radio i jego współpracowników, dzieje prowokacji, podstępów i sabotaży.

Piotr Witt

Patrzę na to ogromne dzieło, a nawet czytam je w miarę wolnego czasu spojrzeniem świeżym, nie zamąconym znajomością rzeczy. Jak szeregowy, słabo zorientowany w przedmiocie czytelnik, a nie jak były komentator Radia Wolna Europa, którego materiały dla audycji Fakty, Wydarzenia, Opinie kolega Świdlicki odbierał wielokrotnie w monachijskim studio.

Czy Amerykanami, kiedy powoływali do życia Radio Wolna Europa, kierowały nietrudne do przeniknięcia rachuby polityczne? Czy też pragnęli odkupić się za konferencję trzech (a właściwie dwóch, gdyż Stalin świecił nieobecnością) w Casablance w styczniu ʼ43, kiedy wspólnie z Anglikami dzieląc Europę na strefy wpływów, skazali nas na pół wieku wegetacji w cieniu Łubianki i Rakowieckiej? (…)

Do mnie, do Paryża echa wydarzeń w redakcji monachijskiej docierały rzadko, najczęściej w szczątkowej i zdeformowanej formie. Byłem zbyt daleko, aby móc docenić ich znaczenie i poważniej się nimi przejąć. Zdzisława Najdera nigdy nie widziałem na oczy, Nowaka-Jeziorańskiego poznałem w SPATiF-ie w Warszawie; przedstawił mu mnie profesor Leszek Kołakowski. Lepiej znałem jego rodzinny dworek – Głuchy, sprzedany Andrzejowi Wajdzie. Marka Łatyńskiego widziałem tylko raz.

Co mówić! Komentator radiowy, pojawiający się przez kilka lat na antenie trzy razy dziennie, nie licząc powtórek – nigdy nie miałem w ręku mikrofonu. Moje komentarze przekazywałem telefonicznie z paryskiego mieszkania lub z budki telefonicznej. Dyrektora Andrzeja Krzeczunowicza wspominam wyłącznie jako ofiarodawcę historycznej fotografii wykonanej w 1920 roku w Wierbce u państwa Moesów. Figurują na niej gospodarze, panna Rucz – matka mego przyjaciela Franka Starowieyskiego, rotmistrz Henryk Krzeczunowicz – ojciec Andrzeja, moje dwie ciotki Karschówny z Kielc – Marysia i Jadzia – oraz porucznik Komorowski, późniejszy „Bór” – komendant Powstania. Z przykrością odnalazłem niedawno nazwisko Krzeczunowicza pod zdradzieckim listem byłych ambasadorów potępiającym „faszystowskie tendencje” obecnego rządu polskiego.

Świdlicki tkwił w środku wszystkich rzeczy, w Monachium znał wszystkich i jak wynika z jego monografii, pasjonował się ludźmi, wydarzeniami, sytuacjami, które dziś należą do historii. (…)

Nigdy już żaden dziennikarz radiowy nie będzie mógł cieszyć się dwudziesto-, a nawet trzydziestomilionowym audytorium, jakie myśmy mieli w tamtych czasach. Od czasu, kiedy mogliśmy bez obawy przyjeżdżać do Polski, politycy zabiegali o nasze względy, fotografowali się z nami, ostentacyjnie nas ściskali przy każdej okazji, żeby wykazać wyborcom, że i oni zawsze myśleli tak samo jak my. Rozmaite cwaniaki starały się wciągnąć nas do swoich interesów, zwłaszcza w pierwszym okresie tak zwanych spółek ajencyjnych, kiedy prawo nakazywało, aby stroną w spółce był zawsze obywatel polski. Najgorętszą czułość okazywali zwłaszcza dawni partyjniacy.

Ostatni dyrektor RWE Piotr Mroczyk miał w szwajcarskim banku UBS wspólne konto z b. generałem bezpieki Gromosławem Czempińskim, który z kolei kręcił lody dla dr. Kulczyka. Było tych lodów tyle, ze kiedy im wyprowadzono z UBS milion dolarów, właściciele konta nawet tego nie zauważyli.

Prawa ręka Mroczyka w RWE, Andrzej Mietkowski, z dnia na dzień został dyrektorem Polskiego Radia. Był synem generała UB, który z ramienia radzieckiego tworzył aparat represji w „wyzwolonej” Polsce. (…)

Po przemianie ustrojowej dawna elita komunistyczna przeobraziła się w nową elitę, w męczenników za wolność i demokrację, którym aresztowania zainscenizowane przez generała Kiszczaka miały stworzyć alibi i dostarczyć agentom świadectwa moralności. Michnikowie, Geremkowie i inne Kuronie znalazły się w Monachium i w Paryżu, kompromitując swoją obecnością ośrodki wolności słowa.

Świdlicki patrzy na sprawy trzeźwo, nie jest naiwny i obiektywnie ocenia ich właściwą rolę. Jerzy Giedroyc – pamiętam – był zachwycony „Adasiem” (Michnikiem), dopóki u schyłku życia łuski nie spadły mu z oczu i nie dojrzał właściwej roli „liberała” w potężnym interesie wyprzedaży Polski. W 1989 roku Redaktor pisał do autora, zaniepokojony tłumem ludzi Wałęsy i jego doradców oraz ludzi Michnika przy Okrągłym Stole. Za późno! Wałęsa i Michnik spełnili już swoje zadanie – doprowadzili otumaniony naród do Magdalenki i Okrągłego Stołu, gdzie został podpisany między zasiadającymi po obu stronach agentami tej samej Firmy „żelaza, kłamstwa i papieru” akt wyprzedaży Polski.

W imię jakich (i czyich) wyższych racji Wolna Europa służyła za rękojmię ich dobrych intencji, chociaż komunistyczna przeszłość tych „liberałów” była powszechnie znana?

Czy wszystkie relacje i opinie autora są wolne od stronniczego zacietrzewienia, nie mnie wyrokować; kompetentni historycy uczynią to lepiej.

Cały artykuł Piotra Witta pt. „Wolna Europa dla dorosłych” znajduje się na s. 20 listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Piotra Witta pt. „Wolna Europa dla dorosłych” na s. 20 listopadowego „Kuriera WNET”, nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ruchu ʼ68 wprawdzie się nie różnicuje, ale w Paryżu i Berlinie walczono o to, z czym walczono w Warszawie i Pradze

Marsz przez instytucje przyniósł „liberalną demokrację”, która tak zafascynowała komunistów w bloku sowieckim, że zrezygnowali z dyktatury na rzecz tejże liberalnej demokracji, „dając się obalić”.

Jan Bogatko

Lato 1966 roku spędzałem nad Bałtykiem. W Sopocie. W lipcu, bez rozgłosu, kręcono tam film Kot i mysz według noweli Güntera Grassa.

Piękny, słoneczny dzień. Lars i Peter, trochę młodsi ode mnie, grali w tej zachodnioniemieckiej produkcji Hansjürgena Pohlanda. Poznaliśmy się na plaży Grand Hotelu, w którym mieszkali. Interesowało ich wszystko: jak się żyje w Polsce, czy jestem zadowolony z socjalizmu, o czym myślą moi rówieśnicy. Non Stop („kultowy” wówczas namiot beatowy nad morzem) niewiele ich interesował. Kiedy wracałem z plaży, jakiś ciężkawy człowiek w garniturze i z pederastką na przegubie ręki (dziś powiedzielibyśmy pewnie ‘gejką’?) spytał się mnie, czy mam zapałki (wówczas dymiłem jak komin) – a kiedy mu je, przytakując, podałem, zapytał: – A o czym to rozmawiałem z chłopakami? Od niego dowiedziałem się też, kim byli aktorzy. Synami nadburmistrza Berlina Zachodniego, Willy’ego Brandta. Niezłe! W gazetach na ten temat raczej nic nie było. – O płytach i laskach – powiedziałem. Jednak każdy człowiek, nawet bardzo młody (a może dlatego?), ma w sobie zmysł samoostrzegawczy.

O czym rozmawialiśmy? Może to i dziwne, ale o polityce.

Lars i Peter byli bardzo lewicowi, tak lewicowi i zachwyceni socjalizmem, jak każdy postępowy mieszkaniec wolnego Zachodu. Marzyli po prostu o rewolucji socjalistycznej (doszło do niej w Niemczech w niespełna dwa lata później, w 1968 roku). Nie byli w stanie pojąć, dlaczego socjalizm, przyniesiony Polakom przez Armię Czerwoną, miałby być taki zły.

– Patrz, jak wszystko tu jest tanie – przekonywali mnie, przeliczając na złote zachodnie marki po czarnorynkowym kursie. Opowieści o prześladowaniach, cenzurze, policji politycznej, zaginionych ludziach nie chcieli nawet słyszeć. – To wszystko faszystowska propaganda – mówili (nie jestem pewny, czy Lars i Peter użyli wtedy określenia „faszystowska” czy „amerykańska”, ale coś w tym duchu).

Człowieka w garniturze z pederastką widziałem jeszcze raz na sopockiej plaży. Spoglądał na nas (byliśmy sporą grupką dziewcząt i chłopców) spoza gazety. Ale już o zapałki nie prosił. Miał własne?

Kolej na szwenk: Warszawa, Pałac Mostowskich, rok 1968. Doprowadzają mnie z celi w podziemiu pałacu do pokoju przesłuchań. „Moim” śledczym jest kapitan SB Samojluk Oczywiście nie mam pewności, czy to jego prawdziwe nazwisko, czy pseudonim z czasu walki o socjalizm i demokrację. Jednak Lista Wildsteina zdaje się potwierdzać tożsamość oficera Służby Bezpieczeństwa. Widnieje na niej niejaki Zbigniew Samojluk, opatrzony cyfrą „0”, oznaczającą – jak poucza legenda – etatowych oficerów SB. I oto w kwietniu 1968 roku Samojluk ni z tego, ni z owego pyta mnie (bez związku ze sprawą przeciwko mnie, dotyczącą zbrodni wydrukowania ulotek, mających na celu obalenie Polski Ludowej itd.), jak leci… Larsowi i Peterowi!

Rok 1968! Barykady w Paryżu i w Berlinie, strajk okupacyjny na UW w Warszawie. Młodzi ludzie wychodzą na ulice. W ruch idą pałki, armatki wodne i gaz łzawiący. Jakże inne powiewają flagi. W Paryżu czy w Berlinie – czerwone; w Warszawie czy w Krakowie – biało-czerwone.

Protesty przeciwko udziałowi Amerykanów w wojnie w Wietnamie, jakie przelewały się przez zachodnią Europę, niezbyt zachęcały polską młodzież do wznoszenia barykad na ulicach miast; jej troską była cenzura, celem – polityczna wolność, w tym zrzeszania się, oraz – zwłaszcza na lewicy – socjalizm z ludzką twarzą, bo o demokracji młodzi ludzie w obliczu sowieckiej dominacji w Polsce mogli tylko marzyć. I tak sroga spotkała ją za to kara. Wprawdzie pisząc o ruchu ʼ68 na tzw. Zachodzie na jednym oddechu wymienia się Paryż, Berlin, Warszawę i Pragę, to jednak cele walki były całkiem odmienne: tam, w Paryżu czy w Berlinie, walczono w gruncie rzeczy o to, z czym walczono w Warszawie i w Pradze. Bój w Paryżu czy w Berlinie, a w jego wyniku marsz przez instytucje, przyniósł „liberalną demokrację”, która zafascynowała komunistów w bloku sowieckim do tego stopnia, że zrezygnowali z dyktatury na rzecz tejże liberalnej demokracji, „dając się obalić”. Z jednym wyjątkiem: NRD. Tam naprawdę komunizm poniósł klęskę. Tak się przynajmniej wówczas wydawało.

A na Zachodzie bez zmian. Lewica krok za krokiem przejmowała urzędy i uniwersytety, nie wywołując najmniejszych krytycznych uwag ze strony konserwatystów czy Kościołów (które, protestanckie zwłaszcza, skręciły ostro w lewo).

Z czasem, kiedy klasa robotnicza skończyła się jako garb, na którym można było wspiąć się do władzy, lewica postawiła na LGBT. Dziś nie broni ona już (nawet teoretycznie) biednych, tylko bogatych i ich przywilejów.

Jej aktywiści-decydenci przyznają granty wyłącznie za publikowanie pożądanych treści, finansują pseudonaukowe prace gender, określają warunki gry, przyznają wysokie nagrody w ogłaszanych konkursach, decydują o karierach. To oni definiują na nowo pojęcie ‘demokracja’ (tylko ‘demokracja liberalna’), prawa człowieka (aborcja, eutanazja), wolność słowa (tylko dla liberałów). Nie zdają sobie sprawy (a raczej nie chcą zdawać) z faktu, że taka demokracja, takie prawa człowieka, taka wolność słowa, jakiej żądają, były przecież gwarantowane zarówno przez narodowy socjalizm, jak i sowiecki system „państwa prawa”!

Cały felieton Jana Bogatki pt. „Zachód jest czerwony” – jak co miesiąc, na stronie 3 „Wolna Europa” „Kuriera WNET”, nr listopadowy 65/2019, gumroad.com.

Aktualne komentarze Jana Bogatki do bieżących wydarzeń – co czwartek w Poranku WNET na wnet.fm.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia  na gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Felieton Jana Bogatki pt. „Zachód jest czerwony” na s. 3 „Wolna Europa” listopadowego „Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Ozdyk: Przybywa w Niemczech radykalnych islamistów. Trzeba liczyć się z możliwością popełnienia kolejnych zamachów

Konsekwencją popularyzacji islamu w Niemczech jest strach tamtejszych obywateli. Muzułmanie bowiem w wielu przypadkach nie chcą integrować się z innowiercami lub autochtonami.


Dr Sławomir Ozdyk, ekspert ds. bezpieczeństwa mówi o rozwoju organizacji salafickich w stolicy Niemiec oraz radykalizacji wyznawców religii proroka Mahometa:

Kwestia rozwoju radykalnego islamu jest ciągle kwestią bardzo ważną i delikatną, gdyż jedna strona nie chce urazić dużej społeczności muzułmańskiej, która już mieszka w niemczech a z drugiej strony jest Partia AFD, która ciągle podnosi na sztandarach kwestię radykalizacji islamu w niemczech.

Urząd Ochrony Konstytucji w rocznym raporcie przedstawił problem salafitów niemieckich, które są jedną z najszybciej rozwijających się organizacji ekstremistycznych w Niemczech:

W 2018 roku tylko w berlinie mieliśmy ok. 1080 radykalnych salafitów. W tym roku […] mamy tych salafitów już 1180. Przyrost o 100 osób w ciągu roku to bardzo dużo. […] Musimy liczyć się z każdą mozliwością popełnienia zamachu terrorystycznego.

Salafici przyciągają szczególnie młodych ludzi, którzy poszukują swojej własnej tożsamości. Okazuje się, że bardzo wiele osób przechodzących na islam staje się radykalnymi wyznawcami:

Młodzież staje się bardzo radykalna. Jest skłonna do przeprowadzenia ataku terrorystycznego. Ci młodzi ludzie odchodzą od Kościoła Ewangelickiego i przechodzą na islam, w salafickiej formie odnajdują quasi-poczucie wartości. Ruchy te bardzo dobrze są zorganizowane w sieci i mają bardzo dobrze opracowane bezpośrednie metody werbunkowe.

Jak mówi nasz gość, wyznawcy tej religii nawołują do powrotu do prawdziwej formy religii muzułmańskiej, czyli czasów pierwszych trzech pokoleń od Mahometa może pozwolić na spokojne życie:

Urząd Ochrony Konstytucji systematyczne ostrzega w raportach i publikacjach, iż problem zamachów terrorystycznych wcale się nie zmniejsza […] Im większa masowa niekontrolowana imigracja, tym możliwość przeprowadzenia zamachu jest większa.

Konsekwencją popularyzacji islamu w Niemczech jest strach tamtejszych obywateli. Muzułmanie bowiem w wielu przypadkach nie chcą integrować się z innowiercami lub autochtonami. Jak podkreśla dr Ozdyk, Niemcy żyją w strachu przed zagrożeniem ze strony diaspory muzułmańskiej, której członkowie częstokroć są agresywni. Mówi także o stosunku niemieckich polityków do tego zjawiska. Lewicowe organizacje są przeciwne deportacjom nielegalnych migrantów czy stosowaniu nieprzychylnej retoryki wobec muzułmanów.

K.T. / A.M.K.