„Wybaczyć wszystko wszystkim to tytuł płyty, która towarzyszyła mi w ostatnim tygodniu, i mimo całego tego kolorytu jaki jej towarzyszy, surrealistycznej okładce, zabawnym skądinąd zdjęciom z wkładki i nazwy zespołu w którym podmiotem jest słowo Romantycy, nie do końca mamy tu do czynienia z hura optymistyczną zawartością. Kto by pomyślał , ze romantyk może sprowadzić realistę na ziemię. A ja ostatnio bywam mocno twardogłowy, i nagle bach, niebo spadło mi na głowę, koszmar niejednego gala z wioski Asterixa stał się faktem (…), ale tak na poważnie, płyta pozytywnie zaskakuje, czy to w warstwie lirycznej czy muzycznej” fragment wypowiedzi prowadzącego program Radka Rucińskiego. Zapraszamy do odsłuchu.
Jacek Kępka i Maciek Wieżyński wpadli do studia z opowieścią o…automatach.
Pierwszy z nich był wieloletnim członkiem legendarnej grupy Klan. Po tym jak zespół przestał istnieć Jacek postanowił krzewić dorobek Marka Ałaszewskiego, zebrał skład ludzi pełnych pasji muzycznych i pomysłów i tak powstał Jacek Kępka Automaty. Muzyka godna zapamiętania.
„Klan, zespół, którego fanom naszej audycji nie trzeba przedstawiać, od kilku lat niestety nie aktywnego z powodu choroby Marka Ałaszewskiego, świetnego muzyka, wokalisty, autora tekstów i artysty malarza, który w grupie był od samego początku. Szkoda. Aż tu nagle pojawiają się Automaty i myślę sobie co jest? A tu proszę jaka niespodzianka. Zespół Jacek Kępka Automaty i twórczość Klanu ma nową twarz. Jak do tego doszło (…)?”-fragment wypowiedzi prowadzącego audycję Radka Rucińskiego.
Michał Kirmuć i Piotr Witkowski z prowadzącym program Radkiem Rucińskim.
Piotr Witkowski i Michał Kirmuć o najnowszej płycie zespołu pt. Over and Out.
„Po ogniu zawsze przychodzi śnieg, a nawet smoki nie mogą żyć wiecznie”. Te słowa Tolkiena kojarzą mi się z piękną karierą, pewnego już legendarnego w naszym kraju, zespołu, który to w latach 90-ych ubiegłego wieku rozpalił nie jedno serce, był ogień (…), a potem śnieg, zimowy sen, na blisko 27 lat, na całe szczęście smok się obudził… i nie zawiódł (…) Płyta Over and Out zespołu Collage stała się faktem, i już zdążyła w podsumowaniach rocznych zdobyć wysokie, nie rzadko pierwsze miejsce, co znaczy tylko jedno, mamy do czynienia prawdo podobnie z czymś wybitnym- fragment wypowiedzi prowadzącego audycję.
Kubuś Puchatek to postać wszystkim świetnie znana, Alen Alexander Milne, brytyjski pisarz stworzył tę postać w 1926 roku a przynajmniej wtedy pojawiła się pierwsza ksiażka z przygodami tego, jak zwykliśmy myśleć, niemądrego misia. Okazuje się, że przemyślenia Kubusia nadal inspirują zarówno młodych jak i starszych. Zapraszamy do Stumilowego Lasu na falach Radia Wnet.
Caroline Brazavsky i Michał Szczerbiec zapraszają do Alkowy.
Zespół Zima w Środku Lata to warszawska grupa, której zdecydowanie
nie da się zaszufladkować. Duet Michała Szczerbca i Caroline Brazavsky to burzaenergii i niebanalnych rozwiązań muzyczno – lirycznych. Częstują słuchaczy
niestandardowymi brzmieniami
łączącymi w sobie minione, oldschoolowe dekady i otaczające nas dźwięki
teraźniejszości, które mieszają się ze sobą i zapewniają słuchaczom
niepowtarzalne przeżycia.
Zima w Środku Lata zadebiutowała płytą pod tym samym tytułem 13 maja 2022
roku. Niedawno światło dzienne ujrzał ich najnowszy singiel pt. Alkowa.
Grudzień upłynął w CMWP SDP pod znakiem protestów przeciwko blokadom, jakie swoim prawicowym czy konserwatywnym użytkownikom zakładał Facebook, oczywiście bez żadnego merytorycznego uzasadnienia.
Jolanta Hajdasz
W przededniu obchodów 31 rocznicy Radia Maryja okazało się, że nie można publikować żadnych treści na jego społecznościowym profilu. Nie było oczywiście żadnego merytorycznego uzasadnienia tej blokady. Po proteście CMWP SDP konto znienacka i znowu bez uzasadnienia zostało przywrócone.
Jeszcze bardziej restrykcyjnej blokady doświadczyli autorzy portalu Stop Fake PL, prowadzonego nieprzerwanie od 5 lat przez SDP. Szerzej piszę o tym poniżej. Tak jak nie są znane przyczyny blokady konta, tak również nie poinformowano, dlaczego konto po kilku dniach od nagłośnienia protestu zostało przywrócone. Tak było także za poprzednim razem, gdy konto przez 4 miesiące 2022 roku nie mogło publikować nowych treści ani edytować tych opublikowanych wcześniej. Zgłaszanie problemu do „administratorów” FB było nieskuteczne, nie było żadnej odpowiedzi ani innej reakcji z ich strony. Najprawdopodobniej dopiero publiczna interwencja CMWP SDP okazała się skuteczna, bo 2 tygodnie po interwencji i publikacji oświadczenia CMWP SDP w tej sprawie także i to konto zostało przywrócone wraz z jego pełną funkcjonalnością. Czy to przypadek, czy już cenzura?(…)
2 grudnia 2022
Protest CMWP SDP przeciwko blokadzie konta Radia Maryja na Facebooku
W piątek 2 grudnia rano profil Radia Maryja na Facebooku został pozbawiony możliwości publikacji, nie można było dodawać nowych informacji, zdjęć, filmów i grafik ani ich edytować. Facebook nie podał przyczyn decyzji.
Do blokady doszło tuż przed 31 rocznicą powstania Rozgłośni, w ostatnim dniu przygotowań do tego wydarzenia, zaplanowanego w hali Arena w Toruniu jako nabożeństwo religijne połączone z koncertem z wielotysięczną publicznością. Facebook, na którym publikowano informacje dotyczące wydarzenia, był jednym z istotnych kanałów komunikacyjnych dla jego organizatorów i uczestników.
Po publikacjach protestu CMWP SDP na antenie i stronie internetowej Radia Maryja, w sobotę 3 grudnia w godzinach rannych facebookowy profil Radia Maryja został odblokowany i przywrócono wszystkie jego funkcje.
6 grudnia 2022
Odroczenie bez terminu. Sopot kontra TVP3 Gdańsk. Relacja z rozprawy obserwatora CMWP SDP
6 grudnia 2022 r. w XV Wydziale Cywilnym Sądu Okręgowego w Gdańsku odbyła się kolejna rozprawa z powództwa prezydenta Sopotu, Jacka Karnowskiego, przeciwko dziennikarzowi TVP 3 Gdańsk, Jakubowi Świderskiemu, i redaktor Joannie Strzemiecznej-Rozen, dyrektor TVP3 Gdańsk.
Proces toczy się od 2018 r. i zapewne jeszcze długo potrwa, gdyż powód, czyli Gmina Miasta Sopot w osobie Jacka Karnowskiego, prezydenta tego 35-tysięcznego nadmorskiego miasta, regularnie wnioskuje o odroczenie rozprawy z powodu licznych zajęć służbowych. 6 grudnia ponownie nie udało się sądowi przesłuchać Jacka Karnowskiego.
Prezydent Jacek Karnowski miał złożyć zeznania uzupełniające i odpowiedzieć na pytania pozwanego red. Jakuba Świderskiego. Nie stawił się z powodu wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Prowadzący sprawę sędzia Piotr Kowalski zaproponował mec. Monice Nowińskiej-Retkowskiej, pełnomocnikowi powódki, czyli Gminy Miasta Sopot, aby w ciągu siedmiu dni podała kilka terminów dogodnych dla prezydenta Karnowskiego, tak aby mógł stawić się w sądzie i złożyć zeznania. Pozwany Jakub Świderski poprosił o możliwość skonsultowania tych terminów, gdyż będąc dziennikarzem, również jest osobą publiczną i ma liczne obowiązki zawodowe, ale z nim sąd nie ustala terminów rozpraw. CMWP SDP wspiera dziennikarzy w tym procesie i jest jego obserwatorem.
7 grudnia 2022
Protest CMWP SDP przeciwko nowej blokadzie konta Stop Fake PL na Facebooku
CMWP SDP po raz kolejny stanowczo zaprotestowało przeciwko usunięciu konta Stop Fake PL, prowadzonego przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich na Facebooku, oraz apelowało o jego pilne odblokowanie i przywrócenie jego funkcjonowania. 6 grudnia br. administratorzy Facebooka zablokowali możliwość publikowania nowych treści na koncie Stop Fake PL na Facebooku, a kolejnego dnia konto to zostało bez ostrzeżenia usunięte z Fb.
Blokada nastąpiła mniej więcej dobę po publikacji artykułu autorstwa red. Pawła Bobołowicza pt. Panie Macron, niech Pan pojedzie do Chersonia, w którym autor opisuje trudną codzienność mieszkańców tego miasta w kontekście słów prezydenta Francji o konieczności stworzenia granic bezpieczeństwa dla Rosji.
Jak wynika z analizy profilu od strony administratora, artykuł ten wzbudził wśród użytkownika konta Stop Fake PL największe zainteresowanie od 28 dni. (…) Jego usunięcie jest absolutnie niezrozumiałe, gdyż jest na nim umieszczona dostępna dla wszystkich informacja, iż jest to profil projektu, który zajmuje się zwalczaniem rosyjskiej dezinformacji oraz że projekt jest dofinansowany przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. (…) Po ponad 24 godzinach blokady i po publicznej interwencji CMWP SDP profil Stop Fake PL, prowadzony przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich na Facebooku, został przywrócony.
9 grudnia 2022
Sprawa skazanego z 212 kk dziennikarza ze Śląska warunkowo umorzona! Decyzja Sądu zbieżna z opinią CMWP SDP
Sąd Okręgowy w Katowicach na posiedzeniu 9 grudnia br. warunkowo umorzył wyrok skazujący red. Mateusza Cieślaka z portalu katowicedzis.pl, skazanego z art. 212 kk za pomówienie dyrektora szpitala w Mysłowicach (dziś Prezydenta Miasta Bytom) w opublikowanym w 2018 r. tekście pt. Za pieniądze pacjentów?, zawierającym rzekomo nieprawdziwą sugestię w formie pytania: „Czy za pieniądze zadłużonego szpitala – gdzie Mariusz Wołosz jest dyrektorem – finansowana jest brudna kampania wyborcza?”. Sprawa była objęta monitoringiem CMWP SDP, które wysłało do Sądu swoją opinię amicus curiae, apelując o uniewinnienie dziennikarza. W ocenie CMWP SDP nie popełnił on zarzucanego mu przestępstwa i dochował wszelkiej staranności, pisząc artykuł. Wyrok jest prawomocny.
Dr Jolanta Hajdasz jest dyrektorem CMWP SDP.
Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Wolność słowa AD 2022. Grudzień” znajduje się na s. 4 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023.
Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
Rolą dziennikarza jest dążenie do prawdy i ochrona osób, które nie są znawcami tematu. Wytykanie rozmówcom błędów i rozmijania się z faktami. W przeciwnym razie po co w ogóle dziennikarz w rozmowie?
Piotr Mateusz Bobołowicz
„Pan ma takie liryczne spojrzenie”
Monika Jaruzelska w ostatnim czasie zyskała popularność dzięki wywiadom z różnymi osobami, w tym kontrowersyjnymi, publikowanymi na kanale „Monika Jaruzelska zaprasza” na YouTube. Wśród jej gości znalazły się rożne postaci, mniej lub bardziej znane, w tym kilka głośnych nazwisk wywołujących silne emocje, jak Jerzy Urban, Maja Staśko, Marcin Najman, Rafał Ziemkiewicz czy dr Jacek Bartosiak. Dosyć szeroki przekrój sceny politycznej i publicystycznej.
Najwięcej kontrowersji wywołały jednak dwa wywiady przeprowadzone przez red. Jaruzelską dosyć niedawno – po około dziewięciu miesiącach od rosyjskiej agresji na Ukrainę, kiedy wydawałoby się, że jasne już jest, po której stronie kto się opowiada.
Pierwszy z nich to rozmowa z Wojciechem Olszańskim vel „Aleksandrem Jabłonowskim”, określanym często w mediach mianem patostreamera, który razem z Marcinem Osadowskim prowadzi internetową telewizję NPTV.
Wojciech Olszański jest zawodowym aktorem. Jego drugoplanowe role w filmach czy występy teatralne nie przyniosły mu jednak takiej popularności jak antysemickie i antyukraińskie wystąpienia w internecie i na różnego rodzaju wiecach. Wystąpienia te zaowocowały także wyrokami – obecnie odsiaduje on karę sześciu miesięcy pozbawienia wolności, a w międzyczasie został skazany także na dwa lata ograniczenia wolności i prace społeczne – za publiczne nawoływanie do popełnienia przestępstwa. W obronie Olszańskiego odbyły się protesty – w Mińsku pod polską ambasadą, co zresztą dobrze koresponduje z wielokrotnie wyrażanymi przez Olszańskiego pochwałami pod adresem reżimu Łukaszenki.
Warto tu podkreślić, że rozmowa ta nie ukazała się na głównym kanale red. Jaruzelskiej, a na osobnym, założonym specjalnie w tym celu. I mimo tego odcinek zdobył prawie ćwierć miliona wyświetleń. Dlaczego nie na głównym? Tu można tylko spekulować, ale fakt, że YouTube już dawno podjął decyzję o zablokowaniu Olszańskiego wskazuje, że obawa Jaruzelskiej o utratę kanału mogła być jedną z przyczyn.
Druga ze wspomnianych rozmów została nagrana zaledwie przed kilkoma dniami. Jej gościem jest dr Leszek Sykulski, określany jako ekspert od geopolityki. Jego wizja geopolityki dla Polski zakłada przede wszystkim zdecydowany antyamerykanizm i budowanie partnerskich relacji z Rosją. Stanisław Żaryn, zastępca Ministra Koordynatora Służb Specjalnych, napisał o Sykulskim na Twitterze:
„Leszek Sykulski szerzy tezy wpisujące się w propagandę Rosji przeciwko PL:
– podważanie gwarancji sojuszniczych,
– straszenie skutkami pomocy Ukrainie,
– szerzenie insynuacji dotyczących „haków” na władze RP,
– manipulowanie faktami nt. ataku Rosji na UA,
– promowanie kłamstw Kremla ws. wojny”.
Gdy osoba o rozbudowanym aparacie krytycznym ogląda te wywiady, może wyrobić sobie zdecydowaną opinię na temat powyższych osób. W ich własnych słowach obnaża się ich szkodliwa propagandowa i w gruncie rzeczy, mimo szafowania hasłami o patriotyzmie i interesie Polski, antypolska działalność. Przekonanych przekonywać nie trzeba.
Co jednak z osobami, które takiego aparatu nie mają? Które nie są znawcami tematu, które nie potrafią odróżnić prawdy od manipulacji i ordynarnych kłamstw? Które nie widzą podstaw, by kwestionować szerzone przez Olszańskiego kłamstwo o próbie zmuszenia przez USA Polski do ataku na Białoruś? Których wiedza nie pozwala na weryfikację geopolitycznych tez Sykulskiego? Osobami, które może nie interesują się tematem przesadnie, ale jednak budują pewien światopogląd, który potem zadecyduje o ich wyborach politycznych?
Rolą dziennikarza jest właśnie ochrona takich osób. Dążenie do prawdy. Wytykanie rozmówcom błędów logicznych i rozmijania się z faktami. W przeciwnym razie po co w ogóle dziennikarz w takiej rozmowie? Dzisiaj, gdy mamy właściwie nieograniczony dostęp do informacji, rolą dziennikarzy nie jest już tylko podawanie dalej wiadomości. Ich rolą jest pewna selekcja, ale przede wszystkim weryfikacja. Dzięki internetowi i mediom społecznościowym każdy może docierać do tak szerokiego grona, jakie będzie chciało go słuchać, a dzięki wolności słowa nie poniesie konsekwencji za swoje słowa (poza szczególnymi przypadkami, takimi jak zniesławienie czy nawoływanie do przestępstwa), nawet jeśli będą one sprzeczne z prawdą i z racją stanu.
Monika Jaruzelska natomiast nie stawia mocnych pytań. Nie docieka, nie każe się tłumaczyć czy argumentować stawianych tez. Pozwala uciec od odpowiedzi na pytanie „skąd ma pan takie informacje?”.
Zachwyca się za to „lirycznym spojrzeniem” Olszańskiego i stwierdza, że książka Sykulskiego „powinna być w każdym domu, w którym rozmawia się o polityce”. Lubi również przytakiwać, a czasem nawet podrzucać kolejne argumenty do tez głoszonych przez gościa. Wykracza to daleko poza zwykłą uprzejmość wobec rozmówcy czy aktywne słuchanie.
Czy więc zapraszanie gości takich jak Olszański czy Sykulski ma sens? Moim zdaniem nie – w takiej formule, jak robi to Jaruzelska. Szkodliwi propagandyści wpisujący się w kremlowskie narracje nie powinni dostawać dodatkowego pola do głoszenia swoich poglądów. Jedyna możliwa z nimi rozmowa to ta, w której ich kłamstwa zostaną poddane bezwzględnej weryfikacji – i obnażone – przez doskonale przygotowanego dziennikarza. A próba budowania własnej popularności na zapraszaniu tego typu gości jest zwyczajnie wyrachowaniem i cynizmem, i nie ma wiele wspólnego z misją wpisaną w zawód dziennikarza.
Za naszą wschodnią granicą trwa wojna. I nie trzeba się mocno wgłębiać w kremlowską propagandę, żeby zrozumieć, że my też jesteśmy jej częścią. Nie w wymiarze militarnym, jeszcze nie, ale w wymiarze ekonomicznym, politycznym i, co nas najbardziej interesuje, informacyjnym. A na wojnie trzeba się opowiedzieć po którejś ze stron.
Nie ma miejsca na akademickie dyskusje i dawanie głosu tym, którzy rozpowszechnianymi tezami godzą w bezpieczeństwo RP. Na wojnie powinnością dziennikarza jest prawda.
Artykuł Piotra Mateusza Bobołowicza pt. „Pan ma takie liryczne spojrzenie” znajduje się na s. 7 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023.
Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
W ostatniej w roku 2022 audycji Muzyczne IQ przypomniałem muzykę zespołów, artystów, których miałem przyjemność gościć w programie.
To były niezwykłe spotkania, niekiedy mocno zaskakujące jak chociażby rozmowa z człowiekiem z torbą na głowie (Dildo Baggins) czy opowieści lidera legendarnej grupy Ultravox Midge’a Ure’a o pewnych…kryształowych kieliszkach. To był piękny,choć nie łatwy, rok. Zapraszam do wysłuchania podcastu. O dziwo dużo nie paplałem :-), bo w końcu to muzyka jest tu kwintesencją wszystkiego. Wszystkiego dobrego. Radek Ruciński.
Jeden z członków Komitetu Wojewódzkiego PZPR pochwalił się mojemu znajomemu, że był 17 na takiej liście. Mój znajomy odpowiedział mu: „Józio, aby wisieć, trzeba sobie zasłużyć, a kim ty jesteś?”.
Jan Martini
Wspomnienia z okazji 13 grudnia
Do ścisłych władz Solidarności województwa koszalińskiego dostałem się niezbyt demokratycznie i naprawdę przez przypadek. W Bałtyckim Teatrze Dramatycznym, gdzie praktycznie cała załoga zapisała się do związku, postanowiliśmy, że reprezentować nas powinien aktor. Pracowałem w teatrze jako kierownik muzyczny, ale wybrany przez nas aktor, który musiał akurat w dniu wyborów wyjechać z przyczyn rodzinnych, poprosił mnie o nagłe zastępstwo.
Tak więc z nieswoim mandatem udałem się na wybory szczebla branżowego (filharmonia, muzeum, szkoły artystyczne), a tam, już legalnie, wybrano mnie, abym reprezentował środowisko na I Walnym Zebraniu Delegatów NSZZ Solidarność Regionu Pobrzeże, podczas którego odbyły się wybory do władz zarządu regionu. Tu dość niespodziewanie moją kandydaturę do władz zgłosiła koleżanka ze szkoły muzycznej.
Nastąpiła najbardziej monotonna część zebrania, czyli wielogodzinne przedstawianie się kandydatów. Bodaj po 2 godzinach delegaci byli wyraźnie znużeni dość podobnymi życiorysami (ktoś pracował w kruszywach mineralnych, później przeszedł do melioracji, inny pracował w skupie mleka itp.).
Gdy nadeszła moja kolej, po zapowiedzi prowadzącego o „delegacie z teatru” spostrzegłem błysk zainteresowania na widowni. Przedstawiłem się w paru słowach i na koniec opowiedziałem dykteryjkę. Nastąpiły pytania z sali, które pamiętam do dziś. Ktoś zapytał, czy długo będę mieszkał w tym mieście, bo ludzie teatru wędrują z miasta do miasta. Odpowiedziałem, że w Koszalinie zbudowałem dom, a wyrzucić z niego mogą mnie tylko Niemcy. Wywołało to wybuch śmiechu.
Następne pytanie było o alkoholowe orgie, które rzekomo odbywają się po premierach w teatrze. Odparłem, że nic mi o tym nie wiadomo, bo na bankietach, na których ja bywałem, były tylko słone paluszki i woda mineralna. Nastąpił kolejny wybuch śmiechu i w ten sposób ja – zawodowy pianista, demokratycznie, ale niemerytorycznie mogłem zostać przewodniczącym dużego, liczącego 120 000 członków związku, bo w takich wyborach najważniejszą rzeczą jest zostać zauważonym. Oczywiście nie podjąłem się bycia przywódcą związkowym, zdając sobie sprawę ze swojego braku kompetencji.
Można mówić sporo o wadach demokracji, jej niesprawności, nierychliwości i nieodporności na wpływy zewnętrzne, jednak w końcu wynik tych wyborów był optymalny – przewodniczącym został aktywny społecznie inżynier z dużej fabryki. SB uwijała się jak w ukropie, by wprowadzić swoich współpracowników do władz regionu. Jednak działania te przyniosły ograniczone rezultaty – po latach okazało się, że SB udało się osadzić swoich ludzi jako przewodniczących tylko w 2 regionach – w Pile i Słupsku.
Gdy po wyborach przewodniczący zwrócił się do mnie z propozycją podjęcia etatowej pracy w Solidarności, gdzie chciał mi powierzyć „odcinek” kultury i informacji, miałem wielki dylemat. Praca w teatrze jest przyjemna i niepodobna do żadnej innej – tu nikt nie czeka z utęsknieniem do fajrantu, nikt nie żąda zapłaty za nadgodziny, jeśli próba się przedłuża, a często po zajęciach ludzie zostają w klubie teatralnym towarzysko, np. grając w brydża. W żadnym wypadku nie chciałem rzucać pracy w teatrze, która była dla mnie najciekawszą pracą w mieście.
Niejednokrotnie uczestniczyłem w spektaklach jako pianista – kierownik zespołu muzycznego. Graliśmy chyba ze sto razy przy kompletach widowni spektakl złożony ze skeczów i piosenek kabaretu Jana Pietrzaka, gdzie zawsze przy pieśni finałowej Żeby Polska była Polską ludzie wstawali i słuchali na stojąco jak hymnu, a my, wykonawcy, mieliśmy ogromną satysfakcję.
Z drugiej strony propozycja przewodniczącego była kusząca, bo nie uważałem Solidarności za zwykły związek zawodowy od załatwiania wczasów i kartofli na zimę. Był to imponujący swoim dynamizmem ruch społeczny, niosący nadzieję zmian w naszej pozornie zabetonowanej na wieki rzeczywistości demokracji socjalistycznej. Może będzie okazja popchać koło historii bardziej efektywnie, niż grając na fortepianie?
Dlatego przyjąłem propozycję, ale tylko na pół etatu i podjąłem pracę jako przewodniczący Komisji Informacji Oświaty i Kultury. W rezultacie robiłem wszystko to, co robiłbym, będąc na pełnym etacie, ale wynagrodzenia miałem o połowę mniejsze. Mój dzień pracy był bardzo napięty: w poniedziałek byłem cały dzień w biurze związku (teatr ma wolne). Od wtorku zaczynałem pracę w związku o 8:00 i pracowałem niemal do 10:00, kiedy wylatywałem z biura i w pięć minut jechałem do teatru (nie było wówczas korków i kłopotów z parkowaniem). W teatrze próba od 10:00 do 14:00 i jazda z powrotem do biura, gdzie pracowaliśmy do 16:00. Później przerwa na krótki pobyt w domu i powrót do teatru na próbę od 18:00 do 22:00. Wówczas nie było wolnych sobót – pracowaliśmy w te dni normalnie, a w niedzielę miałem odpoczynek, bo tylko przedstawienie w teatrze. Udało mi się w ten sposób przetrwać trzy miesiące, a później gen. Jaruzelski uratował mnie od niechybnej śmierci z przepracowania, wprowadzając stan wojenny.
W Zarządzie Regionu
Świeżo ukonstytuowany zarząd zabrał się do pracy i równocześnie SB zaczęła nas intensywnie rozpracowywać. W ich dokumentach istnieje zapis: „Ochrona operacyjna związku pozwoliła na rozpoznanie składu personalnego poszczególnych ogniw, sporządzenie dokładnych charakterystyk członków aktywu kierowniczego oraz poznanie programu działań Zarządu”.
Widziałem prywatne notatki jakiegoś funkcjonariusza ze wstępną charakterystyką członków zarządu. Na jednego z nas były „kompromaty dość liczące się”, innego uznano za „tchórza i trzęsidupę”, a przy moim nazwisku była chyba najkrótsza charakterystyka – „uczciwa kanalia”. Ten pozorny oksymoron z punktu widzenia SB miał sens – dla nich najcenniejsi są ludzie mający w życiorysie jakąś rysę, wykroczenie, dług czy inne kłopoty. Wtedy istnieje możliwość, że SB takiej osobie „poda pomocną dłoń” i umożliwi karierę. Może dzięki tej charakterystyce mojej osoby nigdy nie miałem ze strony służb żadnej niestosownej propozycji? (…)
Spotykałem często gniewnych robotników („co wy tam k…wa robicie w tym zarządzie, pierdzicie w stołki”), a my padaliśmy ze zmęczenia. Dlatego rzadko jestem skłonny zarzucać komukolwiek brak działania, formułując oskarżenia typu „rząd nie robi nic”.
W mojej gestii było też zorganizowanie sztandaru regionu, z czego ciągle nie miałem czasu się wywiązać i byłem notorycznie rozliczany na każdym zebraniu zarządu, bo w sąsiednim regionie słupskim mieli już poświęcony sztandar, na który przysięgę złożył przewodniczący – zresztą tajny współpracownik SB.
Pamiętam nasze wojny plakatowe z konkurencyjnymi związkami zawodowymi, które również nazwały się „niezależne, samorządne”, ale były propaństwowe, „konstruktywne” i uznawały zwierzchnictwo PZPR. Dziś nazywałyby się „demokratyczne” czy „europejskie”. Wszystkie te materiały – zarówno nasze solidarnościowe, jak i konkurencyjne – drukowane były w tej samej drukarni związków zawodowych.
Miałem okazję „zwinąć” jedną ulotkę konkurencji. Był na niej napis „Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą”, a rysunek przedstawiał Adama Michnika klęczącego na stopniach ołtarza. Z nogawki wystawał mu koniec ogona, a z głowy wyrastały różki. Musiało minąć 30 lat, abym przyznał, że ówczesna nasza konkurencja odnośnie do Michnika miała rację… (…)
Stan wojenny
Byłem przekonany, że komuniści zamierzają już kończyć karnawał Solidarności i powiedziałem to wyraźnie na ostatnim posiedzeniu Zarządu Regionu. Sądziłem, że stan wyjątkowy („stan wojenny” był nieprzewidziany w konstytucji) będzie wprowadzony jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, a wskazywało na to przedłużenie służby wojskowej. Zazwyczaj żołnierze, którym kończyła się zasadnicza służba wojskowa, szli do cywila na jesieni. Tym razem przedłużono im służbę, bo władze uznały, że ci żołnierze są pewniejsi niż nowy rocznik, skażony już ideami Solidarności. Ponadto służba bezpieczeństwa zaczęła nam intensywnie zakłócać łączność z gdańską centralą – teleksy wychodzące z Komisji Krajowej miały tak wiele literówek, że bywały nieczytelne.
Wprowadziliśmy wtedy nocne dyżury w naszym biurze. Niewiele to dało. Przekonaliśmy się o tym, gdy naszego związkowego kolegę wybuch stanu wojennego zastał podczas nocnego dyżuru w biurze Zarządu Regionu.
Naprzód usłyszał tupot ciężkich butów, potem, wyłamując drzwi, wpadła do biura gromada zomowców i zaczęła przesypywać do worków zawartość szaf i szuflad. Mój kolega w szoku zażądał pokwitowania przejętego mienia i takie pokwitowanie otrzymał. Nazajutrz kartka z pokwitowaniem rozsypała się na biały proszek…
„Siły porządkowe” działały w ogromnym pośpiechu i dość niechlujnie – koledzy, którzy z ciekawości przyszli następnego dnia do biura, zobaczyli, że „obejścia” nikt nie pilnuje i na naszych piętrach wszystkie pokoje są pootwierane. Wynieśli wtedy maszyny do pisania, ryzy papieru i kasetkę z pokaźną sumą, pozwalającą na wstępny rozruch podziemnej działalności. Z dzisiejszej perspektywy zaczynam mieć wątpliwości, czy było to przeoczenie SB, czy działanie celowe, bowiem znamy już wypowiedź gen. SB Krzysztoporskiego, który mówił, że opozycji nie należy niszczyć, tylko kontrolując operacyjnie, wspierać, a nawet… finansować.
Wyłamywanie drzwi, często z futryną, podczas zatrzymywania internowanych wynikało chyba nie tylko z wrodzonego komunistom bestialstwa i chęci zastraszenia, co z działania pod presją czasu – musieli w mieście w krótkim czasie internować wiele osób z list proskrypcyjnych, których układanie rozpoczęto natychmiast po porozumieniach sierpniowych 1980 roku. (…)
Kilka dni po wprowadzeniu stanu wojennego przeżyłem w nerwowej atmosferze, udając się na noc do mieszkającego opodal kolegi – kompozytora i dyrygenta Kazimierza Rozbickiego. Kazika znałem jeszcze ze studiów w Warszawie, gdzie studiował 3 lata wyżej ode mnie, ale był około 10 lat starszy. W latach pięćdziesiątych, jako młody chłopak współpracujący z antykomunistycznym podziemiem, spędził jakiś czas w stalinowskim więzieniu, gdzie nabawił się gruźlicy. Dlatego rozpoczął edukację znacznie później. W jego parterowym domku przechowywałem też moje solidarnościowe archiwum.
Kazik „skitrał” moje papiery tak dokładnie, że nie było potem możliwości dostać się do nich. Już w wolnej Polsce chciałem odzyskać moje archiwum, ale powiedział mi, że jest wciśnięte gdzieś głęboko, pod jakimiś materiałami budowlanymi, a będzie można do niego dotrzeć dopiero przy okazji remontu.
Niestety nasze relacje uległy rozluźnieniu, gdyż kolega – jako entuzjasta postępu i europejskości – nie zdołał się wyzwolić z Michnikowego „matriksu”. Niedawno będąc w Koszalinie i odwiedzając nasze osiedle, zauważyłem ekipy remontowe przy jego domku. Ze smutkiem dowiedziałem się, że właściciel już 2 lata nie żyje, a domek został sprzedany razem z ekstra bonusem – moim archiwum.
17 grudnia do miejsca mojego ukrywania się przyszła roztrzęsiona żona. „Byli! Pytali o męża, powiedziałam, że męża nie ma, a oni, że przyjdą jeszcze raz i żeby mąż raczej był, żebyśmy nie musieli się szukać”. Wtedy miałem naprawdę duży dylemat, ale już wiedzieliśmy, że nasi internowani koledzy nie zostali rozstrzelani, żyją i nie pojechali „na wschód”. W końcu postanowiłem wrócić do domu, wychodząc z założenia, że nie robiłem nic nielegalnego.
Gdy przyszli, dostałem od nich radę, by się ciepło ubrać i zabrać papierosy, jeśli palę.
Byłem w Koszalinie postacią znaną i cenioną – wojewodowie, sekretarze i prezydenci kłaniali mi się w pas, bo udatnie „zabezpieczałem im odcinek kultury”. Może dlatego dwaj funkcjonariusze byli skłonni zdjąć obuwie, by nie zadeptać parkietów, ale dowódca powiedział, że nie może zdjąć, bo ma nieświeże skarpetki – od trzech dni nie zdejmował butów. Pomyślałem, że reżim, którego siepacze są tak subtelni, musi upaść…
Na trwożliwe pytanie żony, „na jak długo”, padła odpowiedź „to będzie zależało poniekąd od męża”. Zostałem przewieziony do Komendy Wojewódzkiej MO. Oczywiście nic nie zależało od męża – była to rutynowa tzw. rozmowa profilaktyczno-ostrzegawcza, jakich w naszym regionie przeprowadzono 41 (wg sprawozdania SB). W budzącym grozę gmachu Komendy Wojewódzkiej MO zostałem przyjęty przez uprzejmego funkcjonariusza („Panie Janku, może herbatki, może koniaczku?”) i ten wersal wprawiał mnie w zakłopotanie. Oczywiście odmówiłem poczęstunku. Czyżbym miał czuć się zobowiązany i jakoś się zrewanżować?
Funkcjonariusz okazał się człowiekiem o wrażliwej duszy i mówił, że jest miłośnikiem kultury, co chyba wynikało z zakresu jego obowiązków, bowiem odpowiadał za „ochronę obiektów kultury” w Koszalinie.
W tym czasie codziennie dochodziło do wyłączeń prądu i właśnie podczas naszej pogawędki zgasło światło. Esbek zapewnił, że zaraz włączy się agregat, ale się nie włączył (ukradli paliwo?). Na tę sytuację też był przygotowany – wyjął świeczkę z kasy pancernej i resztę rozmowy toczyliśmy w romantycznej atmosferze przy blasku świecy.
Dostałem do podpisania druk z zobowiązaniem do zaprzestania łamania prawa – była to tzw. lojalka. Powiedziałem, że nie mogę tego podpisać, bo nigdy nie łamałem prawa.
Z uwagi, że już byłem molestowany przez SB, nie było mnie na tajnym zebraniu w wilii naszej koleżanki z zarządu – późniejszej parlamentarzystki Gabrieli Cwojdzińskiej, a ustalano wtedy konspiracyjne władze zarządu regionu. W dokumentach SB istnieje z tego zebrania bardzo dokładna relacja, łącznie z uwagą: „rola Cwojdzińskiego ograniczała się do parzenia i podawania herbaty”. Śp. Andrzej Cwojdziński był założycielem i długoletnim dyrektorem Filharmonii Koszalińskiej, nie działał bezpośrednio w związku, ale był jego sympatykiem.
Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że konfidenci są wśród nas, ale nie mieliśmy pojęcia o skali infiltracji. Dziś wiemy, że wśród delegatów na I Krajowy Zjazd Solidarności było 300 konfidentów, a gen. Kiszczak chwalił się, że wpompował w związek 3 dywizje swoich ludzi.
Wśród 16 najaktywniejszych działaczy Zarządu Regionu w Pile było 11 tajnych współpracowników – proporcje zbliżone do episkopatu Bułgarii, gdzie na 15 biskupów 13 było „trefnych”.
W tym czasie w prasie i telewizji pokazywano dzidy, maczugi, kastety rzekomo znalezione w biurach Solidarności, a literat Żukrowski mówił o „krwawej łaźni, jaką zamierzano nam urządzić!”.
Przestraszonym towarzyszom w partyjnych komitetach pokazano „listy osób do zamordowania przez Solidarność znalezione w biurze związku”, a jeden z członków Komitetu Wojewódzkiego PZPR pochwalił się mojemu znajomemu, że był siedemnasty na takiej liście. Mój znajomy odpowiedział mu: „Józio, aby wisieć, trzeba sobie zasłużyć, a kim ty jesteś?”.
Cała opowieść Jana Martiniego pt. „Wspomnienia z okazji 13 grudnia”, znajduje się na s. 14 i 15 styczniowego „Kuriera WNET” nr 103/2023.
Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.