Marek Andrzejewski gwiazdą koncertu w Lublinie „Wielkiej wyprawy Radia WNET”

Radio Wnet

Marek Andrzejewski, gitarzysta i wokalistka pochodzący z Lublina powrócił w roku 2021 z nową płytą „Wariactwo”. To już szósty autorski album artysty. Wszystkie utwory zaaranżował i zinstrumentalizował Jego syn Michał Andrzejewski.

Marek Andrzejewski w latach 90–tych XX wieku współpracował z folkowym zespołem „Orkiestra św. Mikołaja”, z teatrem „Gardzienice” i z Teatrem Grupa Chwilowa. Jako autor i wykonawca piosenek zadebiutował w 1993 roku, choć Tomasz Wybranowski, dyrektor muzyczny Radia WNET, wskazuje rok 1991 i pewien recital listopadową porą pod auspicjami grupy poetyckiej „II Piętro” w Akademickim Cetrum Kultury Chatka Żaka.

W 1994 roku Marek Andrzejewski wyśpiewał Pierwszą nagrodę na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie oraz nagrodę im. Wojtka Bellona przyznawaną śpiewającym autorom. Dwukrotnie zdobył Grand Prix i Nagrodę Publiczności Ogólnopolskiego Festiwalu Recitali w Siedlcach (w 1994 i 1997 roku).

W 1995 roku razem ze znakomitymi muzykami z Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach utworzył siedmioosobową „Grupę Niesfornych”. Nagrał z nimi płytę pt. „Trolejbusowy Batyskaf” (1997), a w gorącej dziesiątce „Muzycznej Jedynki” znalazły się dwa teledyski: tytułowy „Trolejbusowy batyskaf” oraz „Jak listy”. Wielokrotnie reprezentował środowisko Lubelskie na koncertach galowych Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.

Marek Andrzejewski

 

W 1999 roku powstała „Lubelska Federacja Bardów”. Marek wprowadził zespół do Kawiarni Artystycznej Hades w miejsce swoich wcześniejszych „Piwnicznych spotkań z piosenką”.

W 2003 ukazała się druga autorska płyta Marka „Dziesięć pięter”.

Oprócz muzyków z Grupy Niesfornych płytę współtworzyli: Vidas Švagždys, Tomasz Szymuś i przyjaciele Marka z Grupy MoCarta. Piosenki z tej płyty można było usłyszeć w radiowej Trójce, a jedną z nich – „Tylko misie” zaśpiewali później Artur Andrus i Andrzej Poniedzielski.

W 2012 roku ukazał się longplay „Elektryczny sweter”, który pokazał bardziej rockową duszę autora. Oczywiście nie brakuje na niej typowych dla Marka piosenek o charakterze przebojowym, jak „Kiedykolwiek” (jeden z największych hitów w historii Listy Polskich Przebojów WNET Polish Chart), czy ballad tak tkliwych i pięknych po prostu  jak „Idzie grudzień”.

Chwila obecna i czas albumu „Wariactwo”

Wariactwo to muzyczna odpowiedź artysty na obecne trudne czasy pandemii. Nowe piosenki są nowe i wszystkie autorskie. Zdaniem krytyków powstała energetyczna mieszanka dynamicznych, efektownych utworów pełnych nastroju i zajmujących (i serce  ducha) ballad.

 

Michał wniósł do piosenek świeże spojrzenie, nagrał instrumenty klawiszowe, gitary elektryczne, gitary akustyczne, bas oraz zaprogramował bębny – wyjaśnia Marek Andrzejewski. Dzięki niemu ta płyta jest bardziej odważna niż poprzednie, a ja starałem się dotrzymać mu kroku pisząc ważne, odważne teksty. Właściwie teksty te podyktował niespokojny 2020 rok. Wiele mówi już sam tytuł – podkreśla Marek Andrzejewski.

Artyści tym albumem chcą pokazać, że nie dają się tytułowemu „wariactwu”.

Postanowiłem zaśpiewać o potrzebie zmiany naszego beztroskiego, rabunkowego podejścia do świata. W przeciwnym razie czeka nas śmietnisko, wylądujemy na wysypisku rzeczy zużytych i ze śmietnikiem w umysłach zapchanych fałszywymi ideami i fałszywymi informacjami. Powstały piosenki na przekór niepewności, ku pokrzepieniu serc i dla podbudowania nadszarpniętego poczucia sensu i wartości – mówi artysta.

W nagraniach płyty wziął też udział Jarosław Spałek (trąbka, flugelhorn), Aleksandra Dąbrowska, Aleksandra Rudzińska, Jagoda Naja i Katarzyna Wasilewska (chórki), Marek Andrzejewski (gitara akustyczna, śpiew). Całość zmiksował Andrzej Karp.

 

Wojciech Tryzna: od bieżącego roku członkowie Stowarzyszenia Producentów Miodu Podlasia muszą poddać się weryfikacji

Gośćmi ,,Poranka WNET” byli Wojciech Tryzna, prezes Stowarzyszenia Producentów Miodu Podlasia i Andrzej Knap, dyrygent; pierwszy gość opowiadał o miodach, a drugi o ważnej dla białostoczan premierze.

Wojciech Tryzna opowiedział o tym, czym zajmuje się stowarzyszenie, którego jest prezesem:

Zajmujemy się produkcją i dystrybucją miodów z Podlasia; od bieżącego roku pszczelarze muszą poddać się weryfikacji, aby uzyskać specjalną etykietę potwierdzającą autentyczność miodu.

Przybliżył również sposób uzyskania takiej etykiety:

Przede wszystkim należy wprowadzać ten produkt zgodnie z prawem: albo rolniczy handel detaliczny, albo sprzedaż bezpośrednia. Spełnić trzeba także szereg warunków związanych z higieną pozyskiwania miodu.

Nakreślił także różnicę pomiędzy miodem wielokwiatowym a gryczanym:

Miód gryczany ma specyficzny smak; nie jest on szczególnie ostry, jak większość osób twierdzi, ma on również charakterystyczny, ciemny kolor.

Andrzej Knap, dyrygent, został zaproszony do Białegostoku przez Operę Podlaską:

Rok temu otrzymałem zaproszenie do zrobienia premiery operetki Wesoła Wdówka Franza Lehara, mam nadzieję, że w tym roku uda się tę premierę zorganizować.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

S.S.

 

Przed nami jeszcze miesiąc lata, a w nim Wielka Wyprawa Radia Wnet / Krzysztof Skowroński, „Kurier WNET” nr 87/2021

Przygotowanie wyprawy to miesiąc intensywnej pracy, w czasie którego talibowie zdobyli Kabul, a na polskiej granicy Łukaszenka przygotował prowokację „migracyjną” – próbę rozbudzenia konfliktu.

Wakacje skończyły się tak nagle, jak obecność państw zachodnich w Afganistanie. Przyszedł zimny front, nadciągnęły ciemne chmury i lunął deszcz. Słońce, na którego skwarne promienie wielu tak chętnie narzekało, skryło się za gęstą zawiesiną, tworzącą nastrój melancholii i pesymizmu. A wielu powodów do ponurych myśli dostarczają zdarzenia mijających tygodni. Chciałem napisać, że tych powodów jest tak dużo, jak mrówek na tarasie Makazi Gardens – gościnnego domu Kazimierza Gajowego (Studio Bejrut) w Libanie – ale te powody przypominają raczej słonie. Największy jest oczywiście słoń afgański, który trąbą talibów (czyli uczniów) wskazał kierunek rozwoju globalnej cywilizacji.

Przez lata ci, którzy nie interesowali się sytuacją Afganistanu, mieli przeświadczenie, że wojska NATO pokonały talibów, ale jest odwrotnie, o czym wszyscy wiemy.

Za to nie wszyscy wiedzą, że 5 września zaczyna się Wielka Wyprawa Radia Wnet. Odwiedzimy wszystkie miasta, w których możemy lub będziemy nadawać nasz program: Białystok, Lublin (będziemy!), Kraków, Wrocław, Szczecin, Bydgoszcz, Łódź. Koniec wyprawy to koncert w warszawskim Teatrze Palladium, przygotowany przez Milo Kurtisa i Marcina Pospieszalskiego. W każdym mieście spędzimy dwa dni, a właściwie spędzą go z nami nasi słuchacze. Bo wszystkie programy będziemy prowadzić z odwiedzanych miast, a na koniec dnia w każdym z nich udało się zorganizować koncert.

Przygotowanie wyprawy to miesiąc intensywnej pracy, w czasie którego talibowie zdobyli Kabul, a na polskiej granicy Łukaszenka przygotował Polsce prowokację „migracyjną”, będącą wstępem do wciągania Polski w coraz gorętszy konflikt.

Planując trasę Wielkiej Wyprawy nie mogliśmy przewidzieć, że będziemy przejeżdżać przez dwa województwa objęte stanem wyjątkowym.

Tak jak nie mogliśmy wiedzieć, że w ramach manewrów wojskowych żołnierze rosyjscy będą stacjonować w Grodnie.

Zresztą słuchając z rosnącym zdziwieniem wiadomości  z Afganistanu, po raz pierwszy miałem silne poczucie, że ta wojna dociera bezpośrednio do nas. Wprawdzie na polskiej granicy nie gromadzą się Afgańczycy, lecz samolotnicy, którzy za tysiące dolarów przylecieli z Iraku, ale to tylko awangarda armii, która może się na naszej granicy pojawić. Nie wiemy, czy w kierunku Europy ruszy stu, czy milion mieszkańców Afganistanu, ale możemy założyć, że tej wędrówki ludów nie da się powstrzymać i wiemy, że za tą żywą tarczą, która może ruszyć ku Europie, skryte są dwie armie, w tym największa – chińska.

Wprawdzie wygląda na to, że komisarze europejscy zorientowali się, że są sprawy poważniejsze niż ideologia gender, ale jeszcze nie na tyle, by zejść z drogi, która oczyści Europę nie tylko z węglowego śladu, ale i z demokracji i dobrobytu.

Ale dosyć tych jesiennych myśli. Przed nami jeszcze miesiąc lata, a w nim Wielka Wyprawa Radia Wnet ku światłu i słońcu – jak mawia Tomasz Wybranowski – bo życie jest piękne!

W naszą podróż weźmiemy ze sobą to wydanie „Kuriera WNET”. Jeśli odnajdą nas Państwo na naszej drodze, chętnie się nim podzielimy i posłuchamy, jakiej gazety Państwo oczekują. W tym i przyszłym miesiącu niestety nie będzie „Kuriera Śląskiego” i „Kuriera Wielkopolskiego”. Czy to jest początek zmian, czy też wrócimy do poprzedniej formuły, czas i rozmowy z Czytelnikami pokażą.

Życzę Państwu miłej lektury, przyjemności ze słuchania Radia Wnet i pięknej wrześniowo-letniej pogody.

Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, Redaktora Naczelnego „Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 87/2021.

 


 

  • Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł wstępny Krzysztofa Skowrońskiego, redaktora naczelnego „Kuriera WNET”, na s. 1 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 87/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Moje życie nie poszło na marne”. Doktor Ignacy Nowak (1887–1966) / Renata Skoczek, „Śląski Kurier WNET” nr 86/2021

Pracując w Poznaniu, latem 1920 roku otrzymał krótki list od kolegi z czasów studiów, dr. Romana Konkiewicza, o treści: „Potrzebny jesteś w Bytomiu w pracy plebiscytowej. Przybywaj jak najprędzej”.

Renata Skoczek

Dr Ignacy Nowak (1887–1966). Niezwykły życiorys polskiego patrioty

Jako lekarz Ignacy Nowak niemal całe życie zawodowe związał z Chorzowem, gdzie mieszkał od 1922 do 1957 roku (z przerwą na czas II wojny światowej), pracując w szpitalu na stanowisku ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego.

Pomimo wieloletniej pracy z pacjentkami, niezwykłej aktywności społecznej i politycznej oraz wielkich zasług dla sprawy narodowej, co zyskało mu autorytet i szacunek lokalnej społeczności, pozostaje postacią mało znaną zarówno w wymiarze regionalnym, jak i ogólnopolskim.

We wspomnieniach opracowanych na kilka lat przed śmiercią, a obecnie przechowywanych w Bibliotece Śląskiej, dr Ignacy Nowak napisał:

„Gdy dzisiaj, u schyłku życia, przebiegam myślą te wszystkie zdarzenia, jakich byłem świadkiem na Górnym Śląsku, chciałbym raz jeszcze stwierdzić, że nie żałuję swej decyzji przyjścia na Górny Śląsk… Chociaż nie starczyło mi czasu na pracę naukową, nie wydaje mi się, aby życie moje na Śląsku poszło na marne”.

Urodził się 11 lipca 1887 roku w miejscowości Mądre koło Środy Wielkopolskiej, w rodzinie o tradycjach patriotycznych, jako syn właściciela 30-hektarowego gospodarstwa rolnego. Kiedy zdawał maturę w gimnazjum w Śremie w 1908 roku, marzył o studiach w Krakowie – polskiej kolebce kultury i sztuki. Na przeszkodzie stanęła jednak śmierć ojca, która znacznie pogorszyła sytuację materialną rodziny. Dzięki stypendium poznańskiego Towarzystwa Pomocy Naukowej im. dr. Karola Marcinkowskiego został studentem medycyny Uniwersytetu w Lipsku, a po dwóch latach przeniósł się do Monachium.

Studia ukończył w 1913 roku złożeniem egzaminu lekarskiego, a pracując w klinice dla kobiet w Dreźnie, obronił doktorat z zakresu ginekologii. Po wybuchu I wojny światowej pracował w szpitalu miejskim w Wiesbaden w oddziale chirurgicznym, z powodu braku chirurgów powołanych do służby wojskowej. Pod koniec wojny został wcielony do wojska niemieckiego, ale jako lekarz miał możliwość wybrać szpital wojskowy i trafił do Poznania.

Mając doświadczenie wojskowe i będąc polskim patriotą, wziął udział w powstaniu wielkopolskim, pełniąc funkcję naczelnego chirurga frontu północnego. Następnie został wysłany na kresy wschodnie odrodzonego państwa polskiego, aby pomagać rannym obrońcom Lwowa. Po powrocie do Poznania postanowił osiedlić się na stałe w Wielkopolsce i podjął pracę w Krajowej Klinice dla Kobiet.

Latem 1920 roku otrzymał krótki list od kolegi z czasów studiów, dr. Romana Konkiewicza, o treści: „Potrzebny jesteś w Bytomiu w pracy plebiscytowej. Przybywaj jak najprędzej”.

Gdy wkrótce znalazł się na Górnym Śląsku, aby organizować przygotowania do plebiscytu, który zgodnie z decyzją traktatu wersalskiego miał rozstrzygnąć o przynależności państwowej tego regionu, miał 33 lata, doktorat z nauk medycznych, doświadczenie jako lekarz wojskowy i świetnie zapowiadającą się karierę naukową. Jego ponad 40-letni pobyt na górnośląskiej ziemi (choć z założenia miał być krótki) zaowocował udziałem w wydarzeniach, które w stulecie III powstania śląskiego warto przypomnieć.

Na Górnym Śląsku bardzo brakowało polskiej inteligencji i wielu lekarzy z Wielkopolski, którzy doskonale znali język niemiecki, przybyło wspomagać pracę Wojciecha Korfantego. Dr Nowak, który w lipcu 1920 roku przyjechał do Bytomia, obejmując funkcję kierownika prawie dwustuosobowego Wydziału Kulturalnego w Polskim Komisariacie Plebiscytowym, był jednym z nich.

Kiedy w sierpniu 1920 roku wybuchło II powstanie śląskie, objeżdżał cały front, dostarczając materiały sanitarne dla oddziałów powstańczych.

Po zakończeniu działań zbrojnych zajmował się popularyzowaniem polskiej kultury poprzez teatr, muzykę i śpiew. Sprowadzał na Górny Śląsk najlepszych solistów opery warszawskiej i lwowskiej oraz wybitnych solistów skrzypcowych. Po latach wspominał: „Wysokiej klasy koncerty skrzypcowe Ireny Dubiskiej i prof. Barcewicza urządzane w Bytomiu, Katowicach, Gliwicach, Zabrzu i Królewskiej Hucie ściągały nie tylko publiczność polską i niemiecką, lecz także sporą ilość wojskowych sfer alianckich”. Nadzorował polski teatr amatorski i koordynował pracę chórów na całym obszarze, na którym miało się odbyć głosowanie, organizując kursy teatralne i kursy dla dyrygentów.

Często objeżdżał powiatowe Komitety Plebiscytowe, które prowadziły intensywną pracę propagandową, aby przekonać niezdecydowanych Górnoślązaków do głosowania za Polską. Kiedy wybuchło III powstanie śląskie, natychmiast włączył się aktywnie w organizowanie służby medycznej. Najpierw urządził punkt opatrunkowy dla powstańców w Kochłowicach (obecnie Ruda Śląska), a następnie w szpitalu w Sławięcicach leczył rannych po ataku wojsk powstańczych na Kędzierzyn. Szybko awansował na lekarza 1. Dywizji Górnośląskiej, a następnie na szefa sanitarnego grupy operacyjnej „Środek”. W tym czasie prowadził punkt opatrunkowy w Leśnicy, pomagając rannym po ataku na Górę św. Anny.

Kiedy stało się jasne, że o podziale Górnego Śląska zadecydują przedstawiciele wielkich mocarstw i walki powstańcze zakończyły się ewakuacją wojsk poza granicę obszaru plebiscytowego, uznał swój patriotyczny obowiązek za zakończony i powrócił do Poznania. Otrzymał prestiżową posadę w klinice uniwersyteckiej i zajął się między innymi pisaniem w języku polskim podręczników z ginekologii i położnictwa dla studentów medycyny.

Latem 1922 roku dr Nowak otrzymał nieoczekiwanie zaskakującą propozycję zorganizowania oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala w Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów). Stanął wówczas przed dylematem, czy kontynuować dobrze zapowiadającą się karierę naukową, czy pomóc organizować służbę zdrowia w polskiej części Górnego Śląska, która borykała się z brakiem wykwalifikowanych lekarzy specjalistów.

Z pobudek patriotycznych zdecydował się na przyjazd na Górnym Śląsk. Dla Ignacego Nowaka najważniejszym argumentem, który go przekonał do porzucenia pracy w poznańskim szpitalu, była informacja, że jeśli nie przyjmie tej oferty, w polskiej lecznicy zostanie zatrudniony niemiecki lekarz.

Już w listopadzie 1922 roku w chorzowskim szpitalu przy obecnej ul. Strzelców Bytomskich otworzył oddział ginekologiczno-położniczy na 60 łóżek. Kilka lat później przy szpitalu utworzył Szkołę Pielęgniarek, która kształciła w cyklu dwuletnim wykwalifikowane kadry medyczne.

W okresie międzywojennym dr Nowak aktywnie zaangażował się w tworzenie polskich instytucji ochrony zdrowia, sprawując funkcję prezesa Towarzystwa Lekarzy Polaków. Przewodniczył także Związkowi Gospodarczemu Lekarzy Polaków na Śląsku, a także Śląskiej Izbie Lekarskiej. Równie aktywny był na polu społecznym, działając w Związku Powstańców Śląskich, Związku Obrony Kresów Zachodnich, Związku Oficerów Rezerwy. W 1930 roku podjął decyzję o rozpoczęciu kariery politycznej. Wystartował z powodzeniem w wyborach parlamentarnych z listy sanacji i został posłem do Sejmu RP III kadencji.

Mandat sprawował krótko, bo zrzekł się go w sierpniu następnego roku w ramach protestu w związku rozpowszechnianymi przez prasę informacjami o złym traktowaniu polityków opozycji uwięzionych w twierdzy brzeskiej. Po rezygnacji z pracy poselskiej włączył się w prace samorządu jako członek Rady Miasta Królewska Huta, a od 1934 roku został jej przewodniczącym. W 1935 roku wystartował w kolejnych wyborach do parlamentu i został posłem do Sejmu IV kadencji, pracując w komisji zdrowia.

Po wybuchu II wojny światowej Ignacy Nowak został zmobilizowany i przydzielony do pracy w szpitalu w Tarnopolu. Kiedy Rosjanie wkroczyli na ziemie polskie, przedostał się do Rumunii, a następnie dotarł do Paryża, gdzie wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Po upadku Francji wraz z polskim wojskiem znalazł się w Anglii, a następnie w Szkocji, gdzie prawie do końca wojny leczył polskich żołnierzy. Na początku 1945 roku został przeniesiony na kontynent, pracując jako starszy oficer w Głównej Kwaterze Sprzymierzonych Sił Europejskich. Zajmował się wówczas osobami opuszczającymi obozy jenieckie, a później organizował dla Polaków w Akwizgranie i w Kassel transporty repatriacyjne.

Do Polski, gdzie czekała na niego żona i dwudziestoletni syn, powrócił w maju 1946 roku. Jako były oficer Wojska Polskiego, były poseł blisko związany z sanacją i były żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, nie cieszył się zaufaniem władz komunistycznych, ale z braku wykwalifikowanych lekarzy specjalistów objął funkcję ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego w Szpitalu nr 3 w Chorzowie.

W tym czasie dr Nowak nie angażował się w żadne działania społeczne, skupiając się wyłącznie na pracy zawodowej. Nie uchroniło go to od inwigilacji prowadzonej przez Urząd Bezpieczeństwa jako „podejrzanego o wrogi stosunek do władz Polski”. Na początku lat 50. XX wieku komuniści, chcąc pozbyć się niewygodnego lekarza z funkcji ordynatora, obiecali mu posadę lekarza w Ustroniu. Po złożeniu wypowiedzenia z chorzowskiego szpitala okazało się, że dr Nowak tej pracy nie dostanie, a do szpitala nie może wrócić. Ostatecznie został lekarzem w przyzakładowej przychodni huty „Kościuszko” w Chorzowie.

Władze komunistyczne, chcąc zmusić dr. Nowaka do zakończenia pracy zawodowej, nakazały sędziwemu i doświadczonemu lekarzowi z tytułem doktora nauk medycznych zdać egzamin specjalizacyjny II stopnia w zakresie ginekologii i położnictwa.

W 1957 roku definitywnie zakończył praktykę lekarską i zamieszkał z żoną w Wiśle-Jaworniku, gdzie napisał wspomnienia o znamiennym tytule Nie żałuję. W 1962 roku przeprowadził się do Poznania. Tam zmarł cztery lata później i został pochowany na miejscowym cmentarzu.

Przed śmiercią złożył swoje pamiątki z okresu powstań i plebiscytu w chorzowskim muzeum oraz w Bibliotece Śląskiej. Za zasługi został odznaczony drugim pod względem starszeństwa odznaczeniem państwowym (po Orderze Orła Białego) – Orderem Odrodzenia Polski, dwukrotnie nadanym, a ponadto Medalem Niepodległości, Krzyżem Walecznych oraz Śląskim Krzyżem Powstańczym.

Artykuł Renaty Skoczek pt. „Niezwykły życiorys polskiego patrioty. Dr Ignacy Nowak (1887–1966)” znajduje się na s. 8 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Renaty Skoczek pt. „Niezwykły życiorys polskiego patrioty. Dr Ignacy Nowak (1887–1966)” na s. 8 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Brzydko rzecz ujmując: nowe nabory jakościowo były coraz niższe”. Dzieje dziennika „Nowiny Rzeszowskie”

Pod zarządem dwóch poprzednich właścicieli (Orkla, Mecom) nie czuło się światopoglądowej presji wywieranej na dziennikarzy, ich myślenie nie było jeszcze formatowane tak jak pod zarządem Polska Press.

Andrzej Klimczak

(…) Dziennik „Nowiny Rzeszowskie” ukazał się po raz pierwszy we wrześniu 1949 r. jako organ prasowy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Rzeszowie. Na stronie tytułowej widniało hasło: „Proletariusze wszystkich krajów, łączcie się!”. Po raz ostatni z tym sloganem ukazało się wydanie z 27–28 stycznia 1990 r., redaktorem naczelnym był do tego czasu Henryk Pasławski. Następnego dnia dziennik ukazał się jako „Nowiny” – gazeta codzienna, a p.o. redaktora naczelnego został w tym dniu Jan Filipowicz. Pierwszy numer pisma ukazał się w nakładzie 8100 egzemplarzy, w ciągu trzech kolejnych miesięcy osiągając nakład 53 000. Do roku 1956 gazeta ukazywała się siedem razy w tygodniu. Dopiero od roku 1975 drukowano pięć wydań tygodniowo. W roku 1980 „Nowiny” mogły się pochwalić już 200 tysiącami egzemplarzy.

Przełomowy dla „Nowin” był rok 1989, gdy rozpoczęły się procesy transformacji ustrojowej. (…) Udziałowcami spółki R-press zostali: zarząd Regionu NSZZ Solidarność (30%), PSL Solidarność (25%) Editions „Spotkania” (20%), Spółka Dziennikarz (20%), Jan Kopka (3%) i Andrzej Przybyło (2%). (…)

W roku 1993 jednym z udziałowców „Nowin” została norweska Orkla Press International, holding przemysłowy, działający głównie w Skandynawii, przede wszystkim w branży chemikaliów oraz na rynku finansowym, a do roku 2006 także na mediowym. Swoje udziały sprzedał Orkli Jan Kopka – chyba nieświadomie inicjując proces przejmowania gazety przez obcy kapitał. W 2001 r. Orkla stała się największym udziałowcem spółki wydającej „Nowiny”, odkupując udziały Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. W roku 2001 Orkla posiadała 65% udziałów, a właścicielem 35% był Zarząd Regionu NSZZ Solidarność w Rzeszowie. W roku 2005 Orkla została jedynym właścicielem „Nowin”, kupując udziały od „Solidarności”, która uznała, że jako udziałowiec mniejszościowy ma coraz mniejszy wpływ na kierunek rozwoju gazety. Ponadto plany inwestycyjne przedstawione przez Orklę wymagałyby podobno od związku zaangażowania dodatkowych funduszy.

Sprzedaż udziałów przez Solidarność skomentował w rozmowie z Jaromirem Kwiatkowskim z „Forum Dziennikarzy” Wojciech Buczak, ówczesny szef Zarządu Regionu tego związku:

(…) Zanim tak się stało, próbowaliśmy wykupić udziały od Spółki Dziennikarz i SKL-u – mówi Wojciech Buczak. – „Dziennikarze” powiedzieli, że choćbyśmy nie wiem jakie pieniądze oferowali, to oni „solidaruchom” swoich udziałów nie sprzedadzą (w Spółce Dziennikarz zdecydowanie dominowali dziennikarze jeszcze z epoki PRL i blokowano wejście do niej niemal wszystkim, którzy przyszli do „Nowin” w latach 90. – przyp. aut.).

– Jeżeli chodzi o udziały SKL-u – dodaje Buczak – Orkla powiedziała nam: bez względu na to, jaką przedstawicie kwotę, my zaproponujemy wyższą. I możemy tak w nieskończoność. Wobec naszej firmy jesteście „krasnoludkiem” i nie macie żadnych szans.

Jan Musiał, były dziennikarz „Nowin”, redaktor naczelny w latach 1993–1994 i przez pewien czas prezes R-Press, ma odmienne zdanie na temat sprzedaży „Nowin”. – Kondycja finansowa wydawnictwa i gazety była wówczas dobra – twierdzi – Wiem, o czym mówię. Wcale nie było przymusu, aby się tego pozbywać.

W 2006 r. „Nowiny” ponownie zmieniły właściciela. Grupę Orkla Media kupił brytyjski fundusz inwestycyjny Mecom z siedzibą w Londynie, notowany na Alternative Investment Market (londyńskiej części giełdy), działający głównie na rynku mediów. (…) Mecom sprzedał Media Regionalne grupie Polskapresse, która w ten sposób została właścicielem m.in Gazety Codziennej „Nowiny”. (…)

Proszący o anonimowość dziennikarz „Nowin” tak wspomina moment zakupu ich gazety przez Niemców:

„Kiedy właścicielem gazety została Verlagsgruppe Passau, wśród większości dziennikarzy zapanowały optymistyczne nastroje. Wiadomo, właścicielem stała się grupa o mocnych finansach, na dodatek Niemcy słynący z solidności, więc będą pozytywne zmiany! Rozczarowanie przyszło szybko.

Zderzaliśmy się za to z coraz większymi wymaganiami, ze zwolnieniami dziennikarzy w ramach oszczędności i coraz większą liczbą obcych tekstów na łamach naszej gazety. To powodowało osłabianie redakcji, samej gazety i coraz większą frustrację zespołu. Atmosfera w redakcji bywała nie do wytrzymania. To dotyczyło większości zespołu z wyłączeniem kilku osób stanowiących najbliższe otoczenie redaktora naczelnego i jego zastępcy”. (…)

„Palącym problemem było uśmieciowienie umów o pracę. Część dziennikarzy pracowała na umowie wydawniczej, która była odmianą umowy o dzieło. Umowa ta nie zapewniała ubezpieczenia zdrowotnego, o emerytalnym nie mówiąc. Dziennikarze w różny sposób radzili sobie z tym problemem. Niektórzy byli ubezpieczani przez pracującego współmałżonka, inni ubezpieczali się w KRUS, gdzie sami opłacali składki. Wynagrodzenie było tylko wypłatą wierszówki za napisane artykuły. Taka pensja była bardzo niska – czasami nie pozwalała nawet na przetrwanie miesiąca. Dziennikarze zatrudnieni na podstawie umowy wydawniczej pracowali de facto na pełny etat. Niektórzy funkcjonowali w ten sposób nawet przez kilka lat”.

Inny z ankietowanych dziennikarzy pogorszenie się sytuacji żurnalistów wiąże m.in. z pozbawianiem gazety kontaktu z czytelnikami oraz z malejącą liczbą tekstów dotyczących regionu podkarpackiego. (…)

Oceny czytelników przełożyły się na spadek nakładu. W regionie istniało od dziesięcioleci przyzwyczajenie do „Nowin”, które tak jak świeże bułeczki, każdego ranka towarzyszyły w sposób naturalny mieszkańcom. Konsekwentne pozbawianie gazety treści i regionalnego charakteru spowodowało, że wierni czytelnicy przestali kupować „Nowiny”, a zaczęli kupować inne tytuły dostępne na Podkarpaciu. Ci, którzy jeszcze są nabywcami „Nowin”, stwierdzają, że kupują je z przyzwyczajenia, bo tak naprawdę niewiele treści można w nich znaleźć. Inni kupują dlatego, że są zainteresowani ogłoszeniami, a jeszcze inni wyznają, że czytają tylko publikowane w gazecie wyniki sportowe.

(…) „Siłą takiej gazety jak »Nowiny« jest umiejscowienie w regionie na poziomie zarówno informacji, jak i publicystyki, w której debatuje się o ważnych sprawach. Taka debata powinna nadawać ton takiej dyskusji w skali województwa. Niestety rzeczywistość tej gazety zdominowała przewaga myślenia biznesowego nad prawdziwym dziennikarstwem”.

(…) „Jeżeli na początku było jeszcze pod tym względem nie najgorzej, to z biegiem czasu sytuacja zmieniała się na gorsze. Priorytet miały poglądy politycznie poprawne (gołym okiem było widać, że mają one pełne wsparcie kierownictwa), a inne były zaledwie tolerowane, a później to już nawet o tym nie było mowy. Podobnie było z widzeniem Kościoła – z biegiem lat coraz wyraźniej dochodziły do głosu tendencje antyklerykalne”. (…)

„Jeśli za dwóch poprzednich właścicieli grupy (Orkla, Mecom) można mówić o otwartości łamów gazety na wielość poglądów, tak po przejęciu przez Polska Press ta otwartość się skurczyła na rzecz polityków partii rządzących (PO, PSL przyp. aut.). (…) Coraz częściej zaczęła pojawiać się także retoryka antyklerykalna oraz szukano skandalizujących tematów w tym obszarze. Jeśli chodzi o politykę miejską, faworyzowany był urzędujący prezydent miasta. (…) Oczywiście można mówić o zapotrzebowaniu społecznym na takie teksty, ale nie sposób było pozbyć się wrażenia, że wiele z nich pokrywało się z polityką informacyjną Ratusza”.

(…) „Na początku mojej pracy pozycja płacowo-socjalna dziennikarza była nie najgorsza. Z biegiem lat zmieniała się na gorsze: płace coraz bardziej traciły siłę nabywczą, zatrudniano ludzi niemal z ulicy, by płacić im mniej, na śmieciówkach.

Pewnych rzeczy ze sfery socjalnej – trzeba przyznać – pilnowano: nie było problemów z urlopami płatnymi, istniała komisja socjalna, która udzielała nieoprocentowanych pożyczek remontowych itd.

Ubezpieczenie zdrowotne, składka emerytalna, płatne urlopy były określone prawem pracy, niezależne od polityki kadrowej spółki. Natomiast określone w umowie o pracę warunki płacy nie zmieniały się latami. Mimo podnoszonej w ostatnich latach tzw. najniższej krajowej, mimo corocznej inflacji średnio 3,5 proc. każdego roku. Przykład: umowa o pracę podpisana w 2014 r. mówiła o poziomie wynagrodzenia rzędu 3,6 tys. zł brutto, włączając w to pensję zasadniczą i ryczałt honorariów autorskich. Wówczas tzw. najniższa krajowa wynosiła niespełna 1,5 tys. zł brutto. W 2021 r. wynagrodzenie dziennikarza pozostało na poziomie 3,6 tys. zł, podczas gdy płaca minimalna wynosiła 2,8 tys. zł. Wzrost wynagrodzeń w innych branżach gospodarki, w innych sektorach zatrudniania, zupełnie ominął dziennikarzy PPG.

Efekt takiej polityki był katastrofalny dla jakości tytułu i warunków pracy. Chętnych do pracy w redakcji nie było, niemal każda inna branża na niemal każdym stanowisku oferowała atrakcyjniejsze warunki płacowe. Brzydko rzecz ujmując: nowe nabory jakościowo były coraz niższe, bo nikt o wysokich kwalifikacjach nie chciał pracować za stawki, które wydawały się (i były) niegodne”.

(…) „Nie przypominam sobie, aby w ostatnich latach ktoś odmówił wykonania polecenia służbowego – część dziennikarzy przyjmowała punkt widzenia kierownictwa, na dodatek czuła się spętana np. kredytami, więc wszystkie polecenia skwapliwie wykonywała. O mnie kierownictwo wiedziało, że mam poglądy odbiegające od politycznie poprawnych, ale moja pozycja w redakcji była wtedy na tyle mocna, że pewnie nawet kierownictwo nie zaryzykowałoby zaproponować mi temat, który łamałby moje sumienie. Oprócz mnie było jeszcze kilka takich osób. W redakcji miał miejsce podział na tych, którzy mieli swoje poglądy i potrafili je artykułować w dyskusjach (nie zawsze pozwalano im to robić na łamach), bo ich pozycja w redakcji była mocna, i na tych, którzy swoich poglądów nie artykułowali, bo albo ich nie mieli, albo nie musieli, bo mieli poglądy takie same jak kierownictwo, albo bali się to robić”.

„Wolność słowa ograniczała się do tolerancji, jeśli poglądy głoszone przez dziennikarza były zbieżne z poglądami redaktora naczelnego i jego świty. Odmienne zdania nie były tolerowane, a dziennikarz, który odważył się na dyskusję, natychmiast odczuwał to w dostępie do publikacji, w wycenie tekstów i wadze zlecanych materiałów”.

Andrzej Klimczak jest byłym dziennikarzem Gazety Codziennej „Nowiny”, obecnie pełni funkcję redaktora naczelnego „Forum Dziennikarzy”.

Cały artykuł Andrzeja Klimczaka pt. „»Nowiny« (od)nowa” znajduje się na s. 4 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Klimczaka pt. „»Nowiny« (od)nowa” na s. 4 sierpniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kim był Karol Białkowski? Wspólnie przemierzmy Ulice historii!

Na obrzeżach Białegostoku, w dzielnicy Bagnówka, pomiędzy domami z czerwoną dachówką jest niespełna dwustumetrowa uliczka. Jej patron, Karol Białkowski urodził się w Berdyczowie 28 stycznia 1902 r.

Kiedyś zimy wyglądały inaczej niż dzisiaj, więc zapewne świat nie przyjął go zbyt ciepło. Już w wieku 15 lat stracił ojca, co zmusiło go do przerwania nauki i rozpoczęcia pracy. Mimo wszystko mając 21 lat ukończył szkołę średnią w Warszawie, a swoje kroki skierował na Politechnikę Warszawską.

Z tytułem inżyniera elektryka pracował w Elektrowni Miejskiej w Wilnie. 1937 rok przyniósł mu stanowisko kierownika elektrowni w Zamościu. W 1940 roku został aresztowany przez gestapo i uwięziony w Zamku w Lublinie. Jednak dzięki wręczeniu łapówki spędził w nim dziesięć dni. Wykorzystując stanowisko pomógł w wywiezieniu z miasta Hołdu Pruskiego autorstwa Jana Matejki. W listopadzie 1944 został dyrektorem Elektrowni Białystok.

Dzięki jego staraniom w tym mieście powstało Liceum Elektryczne, a rok później, w 1949 roku zainicjował powstanie Wyższej Szkoły Inżynierskiej dla pracujących – dzisiejszej Politechniki Białostockiej. Była to pierwsza wyżasza uczelnia w Białymstoku, a on został jej pierwszym rektorem. Wykładowcą pozostał, aż do czasu przejścia na emeryturę w 1972 roku. Zmarł 1 listopada 1975 roku.

 

Podczas Wielkiej Wyprawy będziemy Państwu opowiadać o osobach, które dokonały dość dużo, aby zostać patronem ulic. Jednak często są znani regionalnie, a niekiedy wręcz wąskiemu gronu osób. Pierwsza audycja z cyklu Ulicami historii odbędzie się w poniedziałek o 10:30. Będziemy na ul. ks. Adama Abramowicza.