Prywatna regionalna placówka naukowo-badawcza w Tarnowskich Górach i muzeum polskiej wojskowości i historii Śląska

Marek Wroński jako wzięty architekt za swoje zarobione pieniądze kupił zabytkową kamienicę, w której urządził ekspozycję muzealną z własną kolekcją eksponatów, wzbogaconą o dary Polonii zagranicznej.

Tadeusz Loster

Stara, zabytkowa XIX-wieczna kamienica przy ul. Ligonia 7 w centrum Tarnowskich Gór, na niej podrdzewiała już tablica Muzeum Instytutu Tarnogórskiego. Za tą nazwą kryje się niezwykła osoba – inż. architekt doktor habilitowany historii Marek Wroński, pasjonat wojskowości i historii Śląska oraz Tarnowskich Gór. Jako wzięty architekt za własne, zarobione pieniądze kupił zabytkową kamienicę, w której urządził ekspozycję muzealną. Umieścił w niej własną kolekcję eksponatów związanych z historią polskiej wojskowości XIX i XX wieku. Po kilku latach ekspozycja rozrosła się o dary przekazane przez m.in. honorowego kustosza muzeum – Piotra Madeja z Toronto, płk. Przemysława Szudka z Londynu, Michała Gałuszę z Toronto – oficera 1 Dywizji Pancernej – oraz o zbiory Zofii Proszek, żołnierza Armii Krajowej, mieszkającej w Toronto. W ten sposób w 1993 roku powstała regionalna placówka naukowo-badawcza, a od 1999 roku Instytut Tarnogórski i Muzeum.

Do chwili obecnej muzeum w swoich zbiorach zgromadziło ponad 40 tys. eksponatów, które złożyły się na dwie muzealne ekspozycje. Pierwsza z nich poświęcona jest dwóm pułkom Wojska Polskiego, które tworzyły w okresie II Rzeczpospolitej tarnogórski garnizon przygraniczny. Druga wystawa prezentuje pamiątki związane z dziejami Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

W zbiorach, których może pozazdrościć Muzeum Wojska Polskiego, znajdują się mundury wojskowe (w tym generalskie), uzbrojenie i wyposażenie wojskowe, medale i odznaczenia, dokumenty, fotografie itp. pamiątki z okresu międzywojennego i wojny. Oprócz eksponatów militarnych Muzeum Instytutu Tarnogórskiego posiada zbiory archeologiczne, zbiory związane z historią miasta Tarnowskie Góry, regionu i zbiory etnograficzne. Organizowane są również wystawy czasowe, w głównej mierze związane z wydawaniem kolejnych publikacji Instytutu Tarnogórskiego. Dotychczas zaprezentowano 77 takich wystaw. W 2019 roku Muzeum Instytutu Tarnogórskiego zorganizowało cztery wystawy czasowe: Autografy gen. broni Władysława Andersa w zbiorach Muzeum Instytutu Tarnogórskiego w 75 rocznicę bitwy pod Monte CassinoOdznaka Pamiątkowa 11. Pułku PiechotyUłani 3. Pułku w konspiracyjnej Warszawie i Powstaniu Warszawskim (w 75 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego)Pomniki polskie pod Monte Cassino (w 75 rocznicę bitwy pod Monte Cassino). Do wydawnictw instytutu należą: dwa tytuły ciągłe „Zeszyty Tarnogórskie” oraz „Studia nad Dawnym Wojskiem, Bronią i Barwą”. Publikowane są kolejne tomy „Tarnogórskiego Rocznika Muzealnego” oraz Słownika Biograficznego Regionu Tarnogórskiego. Przy muzeum działa biblioteka i archiwum, a w ofercie muzeum znajdują się lekcje muzealne oraz turnieje wiedzy dla młodzieży. Warto zaznaczyć, że taka działalność, jak zwiedzanie wystaw, prowadzenie lekcji muzealnych czy korzystanie z biblioteki, jest bezpłatna.

11 listopada 1928 r. Marszałek Józef Piłsudski
w powozie zaprzężonym w „konie
Beselera”. Fot. ze zbiorów Muzeum Instytutu Tarnogórskiego, darowana przez Zbigniewa Prus-Niewiadomskiego

Do działalności Instytutu Tarnogórskiego należy również organizowanie sesji naukowych. W grudniu 2019 r. odbyła się XXV Tarnogórska Sesja Naukowa pt. Patriotyczne rocznice. Została ona zorganizowana w tarnogórskim ratuszu przy wydatnej pomocy i współpracy władz miejskich. Otwarcia sesji dokonał burmistrz miasta, mgr inż. Arkadiusz Czech, oraz prezes instytutu, dr hab. Marek Wroński.

Każde z wystąpień XXV Tarnogórskiej Sesji Naukowej pt. „Patriotyczne rocznice” połączone było z promocją książek wydanych przez instytut. Pierwszym wystąpieniem była promocja książki Marka Wrońskiego wydanej w roku stulecia wskrzeszenia Rzeczypospolitej, opatrzonej tytułem Odtworzenie 3. Pułku Ułanów w Warszawie w listopadzie w 1918 roku i jego wkład w odzyskanie niepodległości. Autor książki, którą przekazał Prezydentowi Rzeczypospolitej Panu Andrzejowi Dudzie, w skrócie przedstawił jej treść: „Późniejsi ułani śląscy odrodzeni w Warszawie znaleźli się w centrum wydarzeń 11 listopada 1918 roku. Oddział „Zamek” poprowadzony przez mjr. Cypriana Bystrama, od 1922 roku pierwszego tarnogórskiego dowódcę żółto-białych ułanów, zdobył siedzibę królów polskich i pojąłby Gubernatora Warszawskiego Gen. Hansa von Beselera, ale ten w stroju kobiecym salwował się ucieczką motorówką przez Wisłę. Druga grupa zajęła kompleks koszarowy w Łazienkach, inni rozbrajali Niemców i zajęli magistrat.

Łupem ułanów stała się broń, skład żywności, wódek i win, które zasiliły kasyno oficerskie oraz reprezentacyjne samochody, i słynne „konie Beselera”. Były to dwie pary – siwków i karych, zrabowane przez Niemców w 1914 roku królowi belgijskiemu Albertowi I Koburgowi.

Cztery lata później polskie służby dyplomatyczne w tej sprawie nawiązały kontakt z dworem monarszym, który pozostawił konie do dyspozycji rządowi polskiemu. Odtąd wspomniane konie chodziły w zaprzęgach, z których korzystał Marszałek Józef Piłsudski oraz kolejni prezydenci Rzeczypospolitej.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Instytut Tarnogórski i Muzeum Marka Wrońskiego oraz XXV Tarnogórska Sesja Naukowa” znajduje się na s. 8 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Instytut Tarnogórski i Muzeum Marka Wrońskiego oraz XXV Tarnogórska Sesja Naukowa” na s. 8 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ostatnio środowiska czerwonych przybrały barwy tęczy i ogłosiły, że nie wszyscy ich miłują, a tak dłużej nie może być

Jeśli nie powstanie front opozycyjny, tęczowi TęczUJe całkiem zdominują UJ i sformatują na tęczowo kolejne elity, które będą się kłaść Rejtanem, gdyby ktoś ośmielił się choćby skrytykować TęczUJa.

Józef Wieczorek

Na początku obecnego roku akademickiego na jagiellońskiej wszechnicy powstało stowarzyszenie, które przyjęło nader barwną nazwę „TęczUJ”. Powstanie TęczUJa poprzedziła dyskusja w Auditorium Maximum UJ na temat LGBT, pod hasłem „LGBT – potrzeby, możliwości, wyzwania”. Nowe stowarzyszenie „ma zamiar zwalczać homofobię, transfobię oraz seksizm na UJ, a także prowadzić działania edukacyjne, w tym rozpowszechniać informacje na temat społeczności LGBTQ, aby stworzyć środowisko na Uniwersytecie Jagiellońskim, które będzie przyjazne dla wszystkich studentów i studentek LBTGQ”.

Warto mieć na uwadze, że dla tworzenia przyjaznego środowiska akademickiego dla studentów, a także pracowników spoza sfery LBGTQ, jakoś nie powstało żadne stowarzyszenie i nie było debat merytorycznych w tej kwestii ani w Auditorium Maxium, ani w mniej reprezentacyjnych salach UJ.

Środowisko akademickie UJ (i nie tylko UJ) dziwnym trafem nie jest przyjazne dla tych mniej postępowych, którzy – jak dawniej – chcieliby traktować uniwersytet jako korporację nauczanych i nauczających poszukujących wspólnie prawdy. Tak uniwersytet był określany w statucie UJ aż do jubileuszowego roku 2000, ale widocznie uznano na szczytach akademickich, że nie ma co się trudzić poszukiwaniem prawdy, bo to ani nie jest postępowe, ani nie przynosi awansów, ani zysków dla uczelni i ich etatowych pracowników, a także studentów. Zresztą tych, co razem ze studentami poszukiwaniem prawdy się trudzili, usuwano z UJ w czasach panowania systemu kłamstwa, i to z oskarżenia o negatywny wpływ na studentów.

Rzecz oczywista, dla systemu kłamstwa i jego budowniczych/beneficjentów prawda stanowiła śmiertelne zagrożenie. Trzeba było jej się przeciwstawiać, tworzyć przyjazne środowisko dla miłośników tego systemu i to w czasach czerwonej zarazy. Przez wiele lat III RP urabiano opinię, że system ten został obalony, co prawda wskazując, że czerwoni stali się co najwyżej różowymi. W ostatnich latach okazało się, że środowiska czerwonych znakomicie przetrwały swój „upadek” i znacznie ubogaciły się kolorystycznie. Przybrały barwy tęczy i ogłosiły, że nie wszyscy ich miłują, a tak dłużej nie może być. (…)

W PRL instalacja najlepszego z systemów wspierana była przez młodzież skupioną w ZMP – Związku Młodzieży Polskiej, którego aktywiści tworzyli Brygady Lekkiej Kawalerii, zajmujące się zwalczaniem nauczycieli kontestujących idee tego, co miał usta słodsze od malin, niepopierających polityki i ideologii komunistów. W deklaracji TęczUJów jakby się słyszało echo nadciągającej lekkiej kawalerii, która zajmie się zwalczaniem akademików niepopierających ideologii i polityki LGBT.

W tych działaniach studenci nie są osamotnieni. Przecież cała Konferencja Rektorów Szkół Polskich (KRASP) jednomyślnie wydała oświadczenie o kierowaniu na ścieżki dyscyplinarne tych, co by się ośmielili krytykować LGBT, i to w warunkach wojny kulturowej, kiedy każda krytyka może przechylić szalę frontu wojennego.

Władza rektorów została wzmocniona w wyniku reformy Gowina, stąd rektorzy – autonomicznie – każdego niemiłującego LGBT mogą zawiesić albo wypędzić z uczelni, tak jak to robili ich poprzednicy wobec niemiłujących systemu komunistycznego.

Minister Gowin jakby nic nie miał przeciwko takiej sytuacji. Co więcej, broni na uczelniach ideologii gender, zdając sobie sprawę, że jest to ideologia, a nie nauka. Minister zadeklarował: „Położę się Rejtanem, jeżeli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender”.

W czasach PRLu UJ nie był CzuUJem – Czerwonym Uniwersytetem Jagiellońskim, choć rektor Karaś do tego zmierzał, ale zrodzony z UJ Uniwersytet Śląski takim czerwonym uniwersytetem, czyli „CzUŚem” (jak się mówiło) był. W III RP na dobrej drodze jest instalacja na bazie najstarszego polskiego uniwersytetu – Tęczowego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „TęczUJe zdobyli UJ” znajduje się na s. 4 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „TęczUJe zdobyli UJ” na s. 4 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Niedzielny Popołudniowy Serwis WNET 22.03.20 – Wzrost zachorowań w Polsce i szczegóły specustawy rządowej.

Wejdzie w życie pakiet antykryzysowy rządu, który przewiduje m.in.: odroczenie podatku do sprzedaży detalicznej, obniżenie o 90 proc. czynszu za okres, gdy najemca lokalu nie prowadził działalności.

 

Tutaj wysłuchasz serwisu informacyjnego Radia WNET:

 

Dzisiaj przed południem Ministerstwo Zdrowia w poinformowało o kolejnych przypadkach zakażenia koronawirusem. O 12:15 było ich 547, a o godzinie 15:00 już 563. Oczywiście w każdej chwili te dane mogą ulec. Ministerstwo kwadrans po godz. 11 podało:

Zgodnie z diagnozą lekarzy, powodem śmierci zmarłej dziś 37-letniej pacjentki z Poznania było zakażenie koronawirusem i choroby, które pojawiły się w następstwie zakażenia. Tym samym liczba osób zmarłych z powodu zakażenia koronawirusem wzrosła do sześciu.

Najpierw trzydziestosiedmiolatka trafiła do szpitala w Wolicy pod Kalisza, a później została przewieziona do placówki w Poznaniu w skrajnie ciężkim stanie i od razu umieszczono ją na oddziale intensywnej terapii szpitala zakaźnego.

Poddana została procedurom intensywnej terapii, stan krytyczny niestety się utrzymywał; chora zmarła – powiedział PAP lek. med. Jacek Górny, szef SOR i rzecznik szpitala zakaźnego w Poznaniu.

W Głogowie dzisiaj zmarł 45-letni kierowca ciężarówki, który niedawno wrócił z Niemiec. Przyczyna jego śmierci nie jest znana, ale przebywał w kwarantannie. W związku z tą śmiercią starosta głogowski Jarosław Dudkowiak w emocjonalnych słowach zwrócił się do rządzących (cytat za wp.pl):

Najsmutniejsze jest to, że ta osoba czekała na testy. Wzywam ministra, aby te testy były, aby nie okłamywać społeczeństwa. Osoby w kwarantannach mają problem z wykonaniem testów.

O godzinie 12:20 Ministerstwo Zdrowia poinformowało o kolejnych przypadkach zakażenia koronawirusem i śmierci 43-letniego pacjenta z Radomia. Mężczyzna był w stanie ciężkim. To 7 przypadek śmiertelny w Polsce.

 

Specustawa na ostatniej prostej!!!

 

Teraz słów kilka o rozwiązaniach, które rząd zawarł w specustawie. Jej wprowadzenie kosztować będzie w 2020 r. 11,9 mld zł, a w 2021 r. 1,2 mld zł – wynika z Oceny Skutków Regulacji specustawy według stanu na 21 marca.

Trzeba jednak zaznaczyć, że projekt w ostatnim kształcie nie uwzględnia sobotnich ustaleń premiera Mateusza Morawieckiego i prezydenta Andrzeja Dudy, chodzi o poszerzenie pakietu o zwolnienie ze składek ZUS na 3 miesiące osób samozatrudnionych, zleceniobiorców i mikrofirm mających do 9 pracowników, jeśli ich przychody spadły o 50 proc. „Tarcza antykryzysowa” ma zostać uzupełniona o to rozwiązanie.

W rozdziale „Ocena Skutków Regulacji” możemy przeczytać, że specustawa wprowadzająca pakiet rozwiązań antykryzysowych ma wejść w życie niezwłocznie w dniu następnym po dniu jej ogłoszenia.

 

Serwis przygotował i przedstawił Tomasz Wybranowski

współpraca: Katarzyna Sudak i Ftanciszek Żyła

Dr Hałat: Koronawirus jest groźny także dla młodych osób. Może powodować bezpłodność u mężczyzn

Dr Zbigniew Hałat o fałszywych wyobrażeniach na temat koronawirusa, zagrożeniach z nim związanych, terminie w jakim epidemia może ustąpić, ochronie lekarzy i o skuteczności rządowych regulacji.

Niedawno zmarł 17-latek w Korei.

[related id=100122 side=right]Dr Zbigniew Hałat zwraca uwagę na nowe informacje na temat SARS-CoV-2. Wbrew temu, co można było dotąd często usłyszeć nie jest prawdą, że wirus jest niegroźny dla młodych. Informuje, że „5% zarażonych wśród osób przed 40 rokiem życia wymaga opieki na OIOMie”. Jak na razie wiemy, że wirus może zaatakować cztery ludzkie narządy, „zaczepiając się” o obecne w nich enzymy. Jednymi z nich są płuca. Innymi jądra. Zapalenie w tych ostatnich może u mężczyzn powodować bezpłodność.

Jest ryzyko, że ci, którzy przeżyją i przejdą bezobjawowo będą bezpłodni.

Epidemiolog podkreśla, że „zmienia się narracja na temat maseczek”, których dotychczas nie zalecano do noszenia dla osób zdrowych. Tymczasem jak mówi,  „ilość zanieczyszczonej substancji ludzkiej” powinna być redukowana do minimum. Także maseczka jest  takiej sytuacji rodzajem ochrony, podobnie jak w sposób naturalny są nią włosy w nosie. Nasz gość tłumaczy jak właściwie liczyć śmiertelność nowego wirusa. Nie dowierza danym chińskim, zgodnie z którymi śmiertelność wynosiła w Chinach najpierw 3,5 %, by spaść do 1,4%.

Personal biały jest najcenniejszy.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego mówi także o zachorowaniach wśród personelu medycznego. Przyznaje, że są głosy za specjalnymi testami dla lekarzy. Tłumaczy, iż część zarażonego polskiego personelu medycznego, po prostu wrócili z krajów objętych epidemią, jak Włochy, zanim jeszcze weszły zarządzenia dotyczące kwarantanny. Wyjaśnia jakie procedury zostały wdrożone żeby ograniczyć możliwość zarażenia się lekarzy i innych pacjentów.

Kazuistyka wskazuje na to, że może nawrócić choroba w pełnym wymiarze.

Dr Hałat stwierdza, iż niestety ludzie, którzy przeszli Covid-19 nie uodparniają się na nią. Są bowiem przypadki, w których osoby, które już wyzdrowiały, ponownie zachorowały. Nasz gość nie patrzy optymistycznie na długość pandemii. Przypomina, że chiński naukowiec, który stwierdził, że epidemia w Chinach skończy się do kwietnia prognozuje, że na świecie potrwa ona do czerwca. Dr Hałat sądzi jednak, że będziemy się z nią zmagać przynajmniej przez rok. O „narodowej kwarantannie” zarządzonej przez rząd mówi, że

Jest skuteczna, trzeba ją tylko docisnąć.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Kpt. Kalemba – oficer WP, powstaniec śląski, ofiara zbrodni katyńskiej – jeden z tych, którym zawdzięczamy niepodległość

Prof. Henryk Kocój: Książka Zdzisława Janeczka przywraca godność wszystkim bohaterom walk o niepodległość, zapomnianym lub celowo pomijanym w oficjalnych publikacjach historiografii PRL.

Henryk Kocój

W ubiegłym roku obchodziliśmy 100 rocznicę I Powstania Śląskiego. Z tej okazji Zdzisław Janeczek postanowił przybliżyć sylwetki bohaterów tamtych wydarzeń, często zapomnianych lub celowo pomijanych przez wiele lat w oficjalnych publikacjach historiografii PRL-u, m.in. w Encyklopedii powstań śląskich.

W grupie dotkniętej zapisem cenzorskim znalazł się m.in. kapitan Wojsk Polskich Henryk Kalemba, ofiara zbrodni katyńskiej, dla którego zapewne z tego powodu zabrakło miejsca na tablicy epitafijnej pomnika ustawionego na skwerze im. jego towarzysza broni i krajana Walentego Fojkisa, dowódcy katowickiego 1. Pułku Powstańczego im. Józefa Piłsudskiego.

Obaj urodzeni w Józefowcu, należącym wówczas do gminy Dąb, i związani z pobliskimi Siemianowicami Śląskimi, przeszli ten sam szlak bojowy.

Okładka książki Z. Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater”

Jak dotąd czyny H.A. Kalemby i pamięć o nim zostały uwiecznione w kościele garnizonowym Wojska Polskiego pw. Św. Kazimierza Królewicza w Katowicach i przez córkę Józefę Bogdanowiczową, która zamieściła inskrypcję na grobie jego żony Bronisławy Kalembowej, na cmentarzu parafialnym w Dębie. To jeden z wzruszających dowodów, iż zachowała ona przez całe życie głęboki szacunek wobec pamięci ojca. Autor rozprawy ma nadzieję, iż pisząc szkic biograficzny bohatera, przyczyni się do naprawienia popełnionego błędu niedopatrzenia, za jaki należy uznać niewątpliwie pominięcie jego nazwiska na obelisku. Jak na ironię był on inicjatorem i budowniczym jego pierwowzoru z 1938 r.

W książce zostały zawarte informacje dotyczące nie tylko życia żołnierskiego, zainteresowań kapitana Henryka Aleksandra Kalemby, ale także wydarzeń politycznych, w które angażował się on i jego najbliżsi. Historia rodziny Kalembów jest bowiem odbiciem losów narodu skupionym jak w soczewce na trzech pokoleniach: Józefa seniora, hutnika cynkowni „Hohenlohe”, zmagającego się z wyzwaniami, jakie niosła rewolucja przemysłowa i bismarckowski Kulturkampf, Henryka juniora – uczestniczącego w odbudowie państwa polskiego – i jego córki, ofiary terroru niemieckiego i świadka narodzin PRL-u, a z nim „katyńskiego kłamstwa”. Józefa wraz z matką Bronisławą, wyczekującą powrotu męża z wojny, przez długie lata musiały okazywać duży hart ducha, być mocne i „twarde jak kamień”, by przetrzymać doznane krzywdy, cierpienia i upokorzenia.

Kapitan Henryk Aleksander Kalemba był człowiekiem swojej epoki, a jego życie odzwierciedlało cechy charakterystyczne czasów, w których przyszło mu żyć. Niech esej poświęcony bohaterowi nie tylko śląskich powstań, przywróci godność wszystkim ofiarom bezprawia. Jego historia pokazuje, iż Niepodległość Rzeczypospolitej miała nie tylko wielkich ojców, miała także cichych bohaterów „tworzących podglebie, na którym wyrosła wolność”.

Nadszedł czas, by przypomnieć młodemu pokoleniu, iż niepodległość zawdzięczamy powstańcom, tj. takim ludziom jak kpt. Henryk A. Kalemba, którego nazwisko usunięto z publicznej przestrzeni na ponad pół wieku. Anatema dotknęła w szczególności tych, którzy poszli za Józefem Piłsudskim, człowiekiem, który chciał być kontynuatorem idei I Rzeczypospolitej, szanującej narodowe, religijne i etniczne odmienności. Najpierw czekała ich Golgota Auschwitz i Katynia, a w pojałtańskiej Polsce dopadli ich inni degeneraci, którzy z sowietami dręczyli w kazamatach i mordowali swych rodaków-niepodległościowców. „Propagandyści wynajmowani przez zaborców, okupantów i agentury wpływu, za PRL-u i III RP odgrywający rolę rzekomych elit, budowali narracje, mające przekonać Polaków, że z natury rzeczy skazani są na podrzędność, a swą przyszłość mogą budować wyłącznie podporządkowując się ościennym potęgom lub strukturom ponadnarodowym”.

Kpt. Kalemba – mural | Fot. archiwum Z. Janeczka

Biografia kpt. Henryka Aleksandra Kalemby została w dużym stopniu oparta na dokumentach dotąd nie publikowanych. Cennym źródłem były ustne wspomnienia i zbiory prywatnych osób. W publikacji wykorzystano pamiętniki i wspomnienia oraz korespondencję, archiwa rodzinne (m.in. Józefy Bogdanowiczowej, Karola Gwoździewicza, Ewy ze Stęślickich Piaskowskiej, Gustawa Gajdzika i Fojkisów) i parafialne, zasoby CAW oraz zbiory Biblioteki Śląskiej, gdzie znajdują się mikrofilmy dokumentów Instytutu im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku, dotyczące powstań śląskich. W źródłach pochodzących z rodzinnych archiwów, a w szczególności w spuściźnie Józefy Bogdanowiczowej, dużo miejsca zajmują opisy spotykanych osób i odwiedzanych miejsc, wypisy z literatury i codziennej prasy, a przede wszystkim relacje z wydarzeń społecznych i politycznych, opatrzone z każdym rokiem coraz dojrzalszym i wnikliwszym komentarzem.

Notatki i listy odzwierciedlają w sposób niezwykle sugestywny myślenie autorki o świecie, a także kontekst jej życia, osadzonego w rzeczywistości II Rzeczypospolitej, niemieckiej okupacji i PRL-u. Niestety nie zachowały się, jak wynika z jej korespondencji, najcenniejsze pamiątki po ojcu: odznaczenia, legitymacje, dyplomy i zapiski, które w 1939 r. przepadły, jak można domyślać się, wraz z siemianowickim mieszkaniem przy ulicy Damrota 7. W pracy zamieszczono wiele dotąd nie publikowanych fotografii, z których najcenniejsze są te, które ilustrują życie kpt. Henryka Kalemby.

Należy także podkreślić, iż pełne przywrócenie pamięci o tym oficerze stało się możliwe dopiero po transformacji ustrojowej w Polsce, chociaż przez dziesiątki lat ubiegały się o to jego żona i córka.

Najnowsza praca Zdzisława Janeczka jest interesującym studium bohatera i jego czasów oraz wnosi wiele nowych ustaleń faktograficznych dotąd zupełnie nieznanych. Dzięki tej książce Czytelnik pogłębi swą wiedzę na temat powstań śląskich.

Od Redakcji

4 września 2019 r., podczas uroczystej sesji Rady Miasta (zwołanej z okazji 80 rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej i 100 rocznicy I powstania śląskiego) kpt. Henryk Aleksander Kalemba został uhonorowany dyplomem „Zasłużony dla Siemianowic Śląskich”, na podstawie uchwały Rady Miasta, przyjętej jednogłośnie 29 sierpnia 2019 r. (…) Kilka dni później, 7 września 2019 r., w Muzeum Miejskim w Siemianowicach Śląskich w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa odbyła się promocja książki Zdzisława Janeczka pt. Kpt. Henryk Aleksander Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater.

Cały artykuł prof. zw. dr. hab. Henryka Kocója „Niechciany bohater. Recenzja książki Zdzisława Janeczka” znajduje się na s. 8 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł prof. zw. dr. hab. Henryka Kocója „Niechciany bohater. Recenzja książki Zdzisława Janeczka” na s. 8 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy w ramach reformy szary obywatel dowie się, na co idą jego pieniądze z podatków, księgowane jako wydatki na naukę?

Nie można uczonych krytykować, bo w nauce polskiej nie ma opozycji. O tym, co się dzieje w nauce, decyduje formalnie środowisko naukowe, ale komisja ds. tytułu naukowego umocowana jest politycznie.

Józef Wieczorek

Społeczna wiedza na temat kasty sędziowskiej jest coraz szersza, ale na temat funkcjonowania innej nadzwyczajnej kasty – akademickiej – jest nader znikoma. Wprawdzie kasta akademicka nie ma władzy umocowanej konstytucyjnie, ale to ona decyduje. jakie mamy w Polsce elity, bo one są formowane/formatowane na polskich uczelniach i stanowią człon władz konstytucyjnych, tzn. ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej oraz władz i gremiów decyzyjnych niższych szczebli, a przy tym decydują o edukacji polskiego społeczeństwa na wszystkich szczeblach.

Co więcej, kasta sędziowska i akademicka nawzajem się przenikają. Często – szczególnie na szczeblach najwyższych – członkowie kasty sędziowskiej są jednocześnie członkami kasty akademickiej, bo taki patologiczny system jest usankcjonowany prawem i nie ma woli, aby go zmienić. Nie bez przyczyny to wydziały prawa rozmaitych uczelni stoją zwykle murem za sędziami broniącymi się przed reformami, przed poddaniem ich działań kontroli społecznej.

Kasta akademicka i sędziowska same się dobierają, często na podstawie kryteriów genetyczno-towarzyskich, a nie merytorycznych; same się oceniają i awansują – zgodnie z prawem! – bo niby kto może się o nich wypowiedzieć, jeśli do niej nie należy, nie ma tytułów!

Te nadawane są przez kastę w systemie zamkniętym, w którym jest miejsce także dla hochsztaplerów czy oszustów, zgodnie z prawem praktycznie nieusuwalnych z systemu. Kolejne, pozorowane reformy tego stanu rzeczy nie zmieniają i żadna władza się nie ośmieliła tego systemu zmienić. Widocznie nie miała interesu, choć zmiana jest w interesie Polski.

Prawie 17 lat temu pisałem: „Media nie przedstawiają prawdziwego obrazu rzeczywistości w nauce. Nie przedstawiają prawdziwego obrazu grupy trzymającej władzę w nauce. A jest to władza niemała, bo autonomiczna i objęta dożywotnim immunitetem. Politycy muszą się liczyć z tym, że opozycja będzie im patrzeć na palce i krytykować. Immunitet polityków jest na czas określony. Jeśli przegrają wybory, immunitet się kończy. W nauce jest inaczej. Raz zdobytego immunitetu nikt uczonym nie odbiera. Nikt nie może uczonych krytykować, bo w nauce polskiej nie ma opozycji. O tym, co się dzieje w nauce polskiej, decyduje formalnie środowisko naukowe, ale komisja do spraw tytułu naukowego umocowana jest politycznie, przy premierze” [„Obywatel” nr 4 (12) 2003-09-09].

Mimo kilku już reform przeprowadzonych od tamtego czasu, nic w tym tekście nie muszę zmieniać, bo zasadniczo nic się nie zmieniło. Mogę tylko objaśnić, że użycie przeze mnie określenia „immunitet” dla decydentów akademickich nie było pomyłką, bo nawet prezydent nie może odebrać tytułu profesora oszustowi. Faktem jest jednak, że obecnie zagrożeniem, nawet dla profesorów, jest niemiłowanie przez nich ideologii LGBT, co nie było problemem przed 17 laty, kiedy zaraza czerwona jeszcze nie uległa transformacji w zarazę tęczową. Ale to nie jest efekt reform dokonywanych w systemie akademickim. Jeden z reformatorów systemu akademickiego, obecny minister nauki, stoi zresztą na gruncie obrony ideologii (!) gender, czym w gruncie rzeczy degraduje naukę, w obronie której nie zamierza kłaść się Rejtanem. Degradacja nauki poprzez nałożenie kagańca na nonkonformistycznych ludzi nauki, jeszcze w czasach zarazy czerwonej, jakby ministra nie interesowała i nie ma zamiaru tego kagańca – w ramach reform – zerwać. (…)

Prof. Michał Kleiber, jako kolejny przewodniczący KBN, w jednym z wywiadów (rok 2003) twierdził: „Społeczna kontrola sposobu wykorzystywania przez uczonych publicznych pieniędzy jest trudna, bowiem prowadzone badania są coraz mniej zrozumiałe dla finansujących je społeczeństw…”, na co zareagowałem pismem do ministra, argumentując, że ten punkt widzenia nie oddaje moim zdaniem istoty rzeczy. „Rzeczywiście badania są coraz mniej zrozumiałe dla finansujących je społeczeństw, ale przyczyna tego malejącego zrozumienia nie jest taka jasna. Przede wszystkim wyniki badań muszą być dostępne dla finansującego je społeczeństwa, aby można było oceniać, czy badania są mniej czy bardziej zrozumiałe. (…)

Podatnik jest uprawniony do nierozumienia konieczności wydawania jego pieniędzy na badania księgowane po stronie wydatków na naukę, skoro z badaniami na ogół nie ma szans się zapoznać, nawet jeśli jest kompetentny w zakresie tematyki badawczej.

A jest to sytuacja standardowa, gdyż KBN nie prowadzi (nie udostępnia społeczeństwu) nawet wykazu publikacji stanowiących (które winny stanowić) rezultat prowadzonych badań. Na co są przeznaczane pieniądze podatnika, jest często tajemnicą KBN i wykonawcy badań. To jest istota rzeczy. Na tym właśnie polega trudność w społecznej kontroli sposobu wykorzystywania przez uczonych publicznych pieniędzy!!!”

Ponieważ nadal mam trudności ze zrozumieniem finansowania niektórych badań, o pomoc w zrozumieniu w ubiegłym roku zwróciłem się do władz obecnie funkcjonującego Narodowego Centrum Nauki. Niestety bez skutku, a przy tym, jak można wnioskować z odpowiedzi na moje roszczenie informacyjne, potraktowano mnie jako nieuczciwą konkurencję, bo przepisy ustawy z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji oznaczają ograniczenie prawa do informacji publicznej. Czyli obywatel działający pro publico bono nadal nie ma szans na kontrolę tego, na co są przeznaczane jego pieniądze księgowane po stronie wydatków na naukę. (…) Traktowanie podatnika – z którego kieszeni NCN otrzymuje swój budżet – jako potencjalną (a i realną?) nieuczciwą konkurencję, mówi samo za siebie.

I jeszcze jedna refleksja. W muzycznych konkursach chopinowskich zdarzają się pomyłki i jakieś protekcyjne decyzje, ale nigdy nie słyszałem, aby członkowie jury w konkursach brali udział i konkursy wygrywali! Ale w nauce, i to polskiej, takie rzeczy miały miejsce i jakby nikogo nie raziły. Może komuś to da do myślenia, na jakich fundamentach oparty jest niewydolny/marnotrawny system akademicki w Polsce.

Dla porównania – car, który gnębił Polaków, zsyłał ich na Syberię, ale jak prowadzili z pasji badania naukowe, np. geologiczne, to ich finansował (np. przypadek Jana Czerskiego) i dobrze na tym wychodził, bo stosunkowo tanio została poznana struktura geologiczna Syberii i w konsekwencji liczne złoża do tej pory eksploatowane. Jednym słowem, wypędzeni na Syberię byli potrzebni/pożyteczni carowi, podczas gdy wypędzeni z polskiego systemu akademickiego traktowani są co najwyżej jako nieuczciwa konkurencja dla jego beneficjentów.

Jeszcze jeden przykład. Mimo, że Polska była pod zaborami, np. Witold Zaglicki, zesłany pod koniec XIX wieku do miejsca zwanego piekłem na ziemi – Baku – mógł realizować swoją pasję (poszukiwanie ropy naftowej) i mimo oporów rządowych komisji w końcu otrzymał działki do poszukiwania i wydobywania ropy, a z jego majątku pozostawionego w testamencie były finansowane prace polskich uczonych (Kasa im. Józefa Mianowskiego). Rewolucja bolszewicka te możliwości zdecydowanie ograniczyła, a rozprzestrzenienie się czerwonej zarazy na tereny Polski całkowicie je w PRL zlikwidowało. Także w III RP Zaglicki nie miałby żadnych szans na realizowanie swoich pasji badawczych i sfinansowania badań w Polsce, a ci, którzy takie możliwości mają, wydają pieniądze podatników w niemałej (jakiej?) części nietrafnie lub wręcz bzdurnie

Cały artykuł Józefa Wieczorka pt. „Szary obywatel nieuczciwą konkurencją?” znajduje się na s. 9 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Józefa Wieczorka pt. „Szary obywatel nieuczciwą konkurencją?” na s. 9 „Śląskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Represje wobec chińskich uczonych. Autocenzura okazuje się poważnym problemem w akademickich badaniach nad Chinami

Można jakoś zrozumieć, że uczeni w Chinach skłaniają się ku KPCh, ale nie jest rozsądne, aby uczeni spoza Chin zachowywali się jak bojaźliwi kolaboranci reżimu komunistycznego i stosowali autocenzurę.

Peter Zhang

Wielu [uczonym] zakazano odwiedzania Chin, a 9 proc. „podano nawet herbatę”, co jest eufemizmem stosowanym na określenie przesłuchania przez chińskich agentów bezpieczeństwa. (…)

Epidemia autocenzury rozszerzyła się na elitarne uniwersytety w Stanach Zjednoczonych, zgodnie z ostatnim artykułem w „The New Republic”, gdzie nazwano ją „innego typu poprawnością polityczną”. Po przeprowadzeniu wywiadów z ponad 100 profesorami, administracją na uczelniach i studentami, autor stwierdził, że niektóre osoby i instytucje akademickie wydają się nazbyt chętne do zadowalania Pekinu lub zbyt obawiają się urazić państwo-partię. (…)

Jeśli w badaniach nad Chinami brak miejsca na uczciwość, to prawdziwa erudycja zostanie porzucona, umożliwiając różnego rodzaju sofistyce, a nawet kłamstwom, przenikanie prac tej dyscypliny. Być może zrozumiałe jest, że uczeni mieszkający w Chinach skłaniają się ku KPCh, ale nie jest rozsądne, aby uczeni spoza Chin zachowywali się jak bojaźliwi kolaboranci reżimu komunistycznego przez to, że stosują autocenzurę. Tematy szczególnie wrażliwe dla KPCh obejmują Tybet, Tajwan, Falun Gong, masakrę na placu Tiananmen, chrześcijan z Kościoła podziemnego i Sinciang.

Margaret Thatcher, nieżyjąca już była premier Wielkiej Brytanii, powiedziała: „Kiedy odejdę z polityki, będę prowadzić biznes. Będzie się nazywać »wynajem kręgosłupa«”. Niestety Żelaznej Damy już z nami nie ma.

Jednak wielu chińskich uczonych prowadzi swoje badania zgodnie z prawdą, niezależnie od reakcji KPCh oraz w ramach higieny intelektualnej. Teraz mogą figurować na czarnej liście KPCh, a w przyszłości, gdy Chiny staną się otwartym społeczeństwem, może znajdą się na liście honorowej. (…)

W dzisiejszych czasach definicja chińskiej wyjątkowości ma wiele interpretacji w zależności od tego, kto o niej pisze. Chińscy apologeci, znani również jako „przytulacze pand”, bezkrytycznie malują różowy obraz reżimu komunistycznego, do tego stopnia, że wybielają to orwellowskie państwo-partię, przedstawiając je jako alternatywną formę kapitalizmu państwowego lub tzw. „chiński model”, by konkurowało z „wadliwymi” zachodnimi demokracjami na światową skalę. Ci apologeci mogą wywodzić się z ośrodków analitycznych, mediów, środowisk akademickich i grup interesów. Rozmyślnie przeoczają bezwzględne represje wewnętrzne KPCh oraz podaną przez Mao Zedonga docelową misję komunistyczną – „ostateczną emancypację ludzkości jako całości”. Jednocześnie normalizują, racjonalizują i akceptują te zachowania Pekinu w kraju i za granicą, które w rzeczywistości są nienormalne, irracjonalne i niedopuszczalne. Przez lata ci chińscy apologeci skutecznie lobbowali w Waszyngtonie, by powstrzymać konfrontację z Pekinem w szerokim zakresie problemów, tj. nieuczciwego handlu, kradzieży własności intelektualnej, praw człowieka i szpiegostwa na terenie USA. Chcąc ocalić wizerunek KPCh, przekonali decydentów politycznych, aby dialog na temat praw człowieka prowadzili za zamkniętymi drzwiami, zamiast publicznie odnosić się do ponurych dowodów na łamanie praw człowieka przez Pekin, w tym do straszliwej zbrodni polegającej na grabieży organów od więźniów sumienia.

Za każdym razem, gdy Waszyngton robi krok w kierunku sprzedaży Tajwanowi broni do celów obronnych lub podejmuje podobne działania, które denerwują Pekin, apologeci spieszą z powtarzaniem utartej pogróżki KPCh: „Uczucia 1,3 miliarda Chińczyków zostały zranione!”.

Takie powtarzanie komunałów na tyle jednak samo się napędza, że chińscy internauci często czują się zmuszeni do wyjaśniania online przyczyn swojej frustracji. Jeden napisał na Twitterze: „Pozwólcie, że coś wam powiem, jestem członkiem chińskiej społeczności i moje uczucia bynajmniej nie zostały przez was zranione.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „Chińscy uczeni pod presją Pekinu” znajduje się na s. 9 „Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Petera Zhanga pt. „Chińscy uczeni pod presją Pekinu” na s. 9 „Kuriera WNET”, nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

KRRiT zbada nasze preferencje dzięki nowoczesnej technologii? Garapich: Będziemy teraz badać wszystko, nie tylko reklamy

Andrzej Garapich o tym, jak sprawdzić co Polacy najchętniej oglądają, słuchają i wyszukują w internecie, bez pytania ich o to.

Krajowa Rada stoi na straży rynku mediowego. […] Będziemy teraz badali wszystko, nie tylko reklamy.

Andrzej Garapich o jednolitym systemie badania zainteresowania odbiorców mediów, które chce wdrożyć Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Dotyczyć mają słuchalności radia, oglądalności telewizji i korzystania z internetu.

Duże stacje silnie zapadają w pamięć respondentów, nie chcemy opierać się na pamięci respondentów.

Opierać się mają one na nowoczesnej technologii na reprezentatywnej grupie Polaków odzwierciedlającej strukturę demograficzną polskiego społeczeństwa. Uczestniczy badania zostaną wyposażeni w „nieinwazyjne urządzenia, które słuchają tego, co się dzieje wokół słuchacza”. Nie oznacza to jednak podsłuchiwania rozmów prowadzonych przez te osoby, gdyż:

Aplikacja działa w ten sposób, że co kilka sekund próbkuje parę milisekund i porównuje je w tym, co jest nadawane w mediach.

Urządzenia, które mają zostać użyte w badaniu zostały sprawdzone przez Instytut Łączności. Problemem jest to, że wszystkie one są robione w Chinach. Obecnie jak mówi ekspert KRRiT, trwa etap przygotowawczy, w czasie którego zostanie skompletowana badana grupa. Jej członkowie dostaną za udział w badaniu pieniądze, dostosowane do ich sytuacji materialnej.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Prof. Wasilewski: Tworzymy małe wszechświaty, które rodzą cząstki. Staramy się tworzyć wszechświaty i kontrolować je

Prof. Zbigniew Wasilewski o wykorzystaniu fizyki kwantowej przez NASA, tym, czym są teraherce, laserach kwantowych, małych wszechświatach i polskiej fizyce półprzewodników.

Podstawy fizyki poznałem na Uniwersytecie Warszawskim. Z Polski wyjechałem w 86 roku.

Prof. Zbigniew Wasilewski mówi o początkach swojego zainteresowania fizyką. Stwierdza, że im więcej wiedzy zdobywa, tym „mniej wie”, ale świadomość własnej ignorancji pobudza go do dalszych badań. Zajmuje się fizyką półprzewodników.

Pracujemy w dziedzinie nanotechnologii. […] Tworzymy małe wszechświaty, które rodzą cząstki. […] Staramy się tworzyć wszechświaty i kontrolować je.

Na pytanie czym są te wszechświaty fizyk odpowiada, że „elektrony w półprzewodnikach są cząstkami, które są tworami wielu wielu cząstek”. Elektrony mogą oddziaływać z fotonami tworząc polarytony. Te ostatnie są wynikiem tego, że „morza elektronów oddziałują ze światłem”. Naukowiec podkreśla, że: „można widzieć obiekty, molekuły”

Wszystko co robimy opiera się w jakiejś mierze na fizyce kwantowej.

Tym nad czym pracuje są kaskadowe lasery kwantowe. Operują one na głębokiej podczerwieni i są używane przez NASA. Dzięki nim „można widzieć obiekty, molekuły”. Używać ich można „w medycynie i farmaceutyce, jak również w detekcji zanieczyszczeń w powietrzu”.

Polska fizyka półprzewodników zawsze była bardzo mocna.

Technologia ta opiera się na terahercach. Są to fale od długości stu mikronów. Prof. Wasilewski odpowiada na pytanie jak czas płynie na Marsie.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Dr Kendzierska: Dno oceanu jest wciąż bardzo słabo zbadane. Znamy je w 5-10%

Oceanograf z Uniwersytetu Gdańskiego opowiada o osiągnięciach jej dyscypliny naukowej i wkładzie Polaków w jej rozwój. Mówi o tym, jak zmiany klimatyczne mogą wpłynąć na przyszłość światowego oceanu.

 

 

Dr Halina Kendzierska z Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego mówi o stanie badań nad oceanem światowym:

Dno oceanu znamy w 5-10%, i to w jego najpłytszej strefie. Na głębi Challengera, najniżej położonym punkcie Rowu Mariańskiego (11 km) , były zaledwie 3 osoby. Dla porównania, na Księżycu stopę postawiło 12 osób.

Jak mówi dr Kendzierska, ciśnienie atmosferyczne na dnie oceanu jest kilkaset razy wyższe niż na powierzchni Ziemi. Mimo to, występują tam liczne organizmy żywe: bakterie, wirusy, skorupiaki i ryby.

Gość „Kuriera w samo południe” ocenia, że polscy badacze dużo wnieśli do dorobku światowej oceanografii, ze szczególnym uwzględnieniem obszarów polarnych.

Najdziwniejszym gatunkiem, jaki miałam okazję napotkać, był podwój wielki, występujący w głębinach Bałtyku. Stanowi on pożywienie dorszy bałtyckich, dlatego jest czasami odławiany.

Jak mówi badaczka, zgodnie z opinią większości współczesnych naukowców życie na Ziemi powstało w kominach hydrotermalnych. Wytrącające się tam minerały stanowiły pokarm dla organizmów pierwotnych.

Dr Kendzierska stwierdza, ze w kropli wody oceanicznej można znaleźć kilkaset organizmów żywych, a w łyżeczce wody da się wyodrębnić organizmy z gatunków odpowiadających za produkcję połowy tlenu na Ziemi.

Najbardziej niezwykłymi gatunkami w oceanie są, zdaniem dr Kendzierskiej, ośmiornice i meduzy. Te ostatnie potrafią przybrać rozmiary blisko stumetrowe. Gatunki meduz występujące w Morzu Bałtyckim nie są groźne dla człowieka. Potrafią bardzo sprawnie się regenerować, z pewnością długość ich życia zdecydowanie przekracza przeciętną długość życia człowieka.

Dr Kendzierska porusza również wątek zmian klimatycznych. Podwyższenie temperatury oceanu doprowadzi do uwolnienia znacznych ilość metanu, co prawdopodobnie doprowadzi do jeszcze szybszego ocieplenia klimatu i zmiany obszarów występowania poszczególnych gatunków roślin i zwierząt. Gość „Kuriera w samo południe” stwierdza, że jak najdokładniejsze oszacowanie skutków zmian klimatycznych i zanieczyszczenia środowiska jest obecnie najpoważniejszym wyzwaniem dla naukowców.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W. K.