Król Ali Baba w Na Rapie – audycja Bartosza Boruciaka

Zapraszam do posłuchania rozmowy z Królem Ali Babą. W trakcie spotkania poruszyliśmy wiele ciekawych wątków od jego początków w Polsce po aktywność Króla Kebabów w internecie. Ubaw gwarantowany 😀

Audycji można posłuchać w czwartek o godz. 21.

Programy dostępne są na naszym portalu na profilu Bartosza Boruciaka.

 

Grób Fryderyka Chopina na cmentarzu Père-Lachaise łatwo znaleźć. To tam, gdzie jest najwięcej świateł

Serce Chopina przewieziono do Polski. Francuzi zarzucają Polakom, że lubią kawałkować swoich zmarłych i rozpraszać ich szczątki po świecie. Tak mogą mówić tylko ludzie nie znający historii.

Piotr Witt

My – zacofana Polonia paryska – nie nawróciliśmy się jeszcze na Halloween. Wspominając naszych zmarłych w Zaduszki, zbieramy się przy grobie wielkiego rodaka i słynnego emigranta. Szczątki Mickiewicza i Słowackiego zostały przeniesione na Wawel, szczątki doczesne Norwida przepadły we wspólnej mogile biedaków. Na cmentarzu Père-Lachaise pozostał trup Chopina. Każdego roku jest nas tutaj wielu. Temu, kto przyjdzie na Père-Lachaise w dzień Wszystkich Świętych, nie znając cmentarza, i pyta o drogę, tłumaczą: proszę wejść trochę wyżej i spojrzeć w prawo. Grób Chopina znajduje się tam, gdzie jest najwięcej świateł.

Nie tylko my tutaj przychodzimy i nie tylko paryżanie. Miesiąc temu w sąsiedniej alejce spotkałem młodego człowieka z wiązanką pąsowych róż. Przyleciał z Argentyny, żeby złożyć kwiaty na grobie uwielbianego kompozytora. Dla nas – Polonii paryskiej – miejsce ma dodatkowe znaczenie.

Po zamknięciu przed kilku laty pałacyku Instytutu Polskiego przy ulicy Jean Goujon i wyproszeniu polskich stowarzyszeń z rue Legendre przez tych, którzy chcą sprzedać pałacyk Stowarzyszenia Kombatantów, pozostało nam miejsce na cmentarzu. Ironia losu sprawiła, że mickiewiczowska tradycja dziadów – agap cmentarnych — wciąż żyje wśród nas, polskich emigrantów 2020.

(…) Serce Fryderyka wyjęto i przewieziono do Polski. Znajduje się w parafialnym kościele rodziny Chopinów pw. Świętego Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, wmurowane w filar. Francuzi zarzucają z tego powodu Polakom, że lubią kawałkować swoich zmarłych i rozpraszać ich szczątki po świecie. Tak mogą mówić tylko ludzie nie znający historii. To stary obyczaj francuski. Wnętrzności Napoleona stoją w wazie ze złoconego srebra obok trumny u Inwalidów. Za monarchii, po śmierci członka rodziny królewskiej, wyjmowano jego serce i umieszczano je w relikwiarzu ze złoconego srebra. Najwięcej tych pudełeczek o kształcie serca zawieszono w kościele oo. jezuitów pw. św. Pawła przy ulicy Rivoli. Podczas rewolucji ludność rozgrabiła część, zanim Konwent wziął sprawę w swoje ręce.

Skutkiem rewolucji były braki w zaopatrzeniu. Między innymi, w rezultacie blokady angielskiej na Morzu Śródziemnym, zabrakło malarzom francuskim koloru mumii. Tak nazywano farbę ciemnokasztanową, otrzymywaną ze sproszkowanych mumii sprowadzanych z Egiptu. Konwent, pragnąc, aby dynastia Burbonów do czegoś ludowi posłużyła przynajmniej po śmierci, obarczył Vivant-Denona misją sprawiedliwego przydziału poszukiwanego pigmentu. Są w Luwrze malowane tymi sercami arcydzieła. Martin Rolling miał ich podobno czterdzieści pięć.

Tradycja serca-relikwii była tak silna, że za rewolucji, po śmierci następcy tronu zamęczonego przez jakobinów, lekarz, który dokonał sekcji zwłok, z narażeniem życia wyjął serce z piersi dziecka i przechował je do czasu powrotu Burbonów z emigracji. Spór o to serce znalazł rozwiązanie dopiero kilka lat temu. Badanie DNA relikwii i żyjących Burbonów potwierdziło jego autentyczność.

Ale z Chopinem sprawa była zupełnie inna. Serce wyjęto na jego prośbę, a nawet żądanie. Paniczna obawa, aby nie pogrzebano go żywcem, prześladowała Fryderyka od lat. Od kiedy, wkrótce po jego przyjeździe do Francji, wybuchła pandemia cholery. Władze sanitarne Paryża czekały na nią od dawna. Dzisiejszy koronawirus przyleciał z zarażonym studentem z Wuhan jetem w ciągu kilkunastu godzin. Cholera 1832 podróżowała pieszo i konno. Zajęło jej pięć lat, zanim z Chin dotarła do Paryża przez Syberię i Europę, pozostawiając po drodze setki tysięcy trupów i przepełnione cmentarze. Władze zaopatrzyły Paryż w leki, w których skuteczność wierzono, rozlepiono na murach przepisy sanitarne, otwarto ogromny szpital św. Ludwika i inne szpitale czasowe oraz hospicja, trzymane w pogotowiu na wypadek epidemii.

Wszystko na nic. Nie znano ani etiologii cholery, ani terapii. Wiedziano jednak, że zaraza to jest coś, co zaraża, i starano się pozbyć zwłok jak najprędzej. Grzebano w pośpiechu i zdarzało się podobno, że niektórych pochowano żywcem. Takie przynajmniej opowieści krążyły wśród artystów nie tylko w salonie Aleksandra Dumasa. W Brukseli znajduje się muzeum Antoine’a Wiertza. Można tam zobaczyć kilka obrazów, na których ten dziwny malarz romantyczny przedstawił domniemanego nieboszczyka, jak uchyla wieko trumny w grobowcu, usiłując się wydobyć. W jednym z tych przedstawień można przeczytać umieszczony na wieku trumny urzędowy napis: Zmarły na cholerę. Zaświadczone przez nas, Doktorów Sandoutes; pieczęć i podpisy lekarzy. Na innym jest i data: Paryż 17 lipca 1832.

Cały artykuł „Zaduszki paryskie” Piotra Witta, stałego felietonisty „Kuriera WNET”, obserwującego i komentującego bieżące wydarzenia z Paryża, można przeczytać w całości w listopadowym „Kurierze WNET” nr 77/2020, s 3 – „Wolna Europa”.

Piotr Witt komentuje rzeczywistość w każdą środę w Poranku WNET na wnet.fm.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Piotra Witta pt. „Zaduszki paryskie” na s. 3 „Wolna Europa” listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Każdy chciał dodać do naszej muzyki coś, co kocha najbardziej. Z Filipem „FiFo” Tarnowskim rozmawia Sławek Orwat

Jako reprezentant sceny sound systemowej w Polsce mogę powiedzieć, że jesteśmy silni. Mamy kilka znanych na całą Europę sound systemów.

 

Mówicie o sobie, że jesteście wokalno-instrumentalnym projektem z pogranicza reggae, ska i rocksteady, którego szeroka różnorodność stylistyczna sięga do jazzu, bluesa a nawet rocka. Dla mnie natomiast jesteście nadzieją, że polskie reggae nareszcie wychodzi ze spowodowanego medialnym sukcesem Kamila Bednarka 10-letniego komercyjnego marazmu, a ty masz niepowtarzalną szansę szturmem wejść do ścisłej czołówki nadwiślańskich piewców Rasta. 

Stereotyp z jakim aktualnie boryka się branża muzyki reggae w Polsce sprawia, że ludzie zaczęli podchodzić ze sceptycyzmem do wszystkiego, co ma słowo 'reggae’ w nazwie. Na samym początku zespół bardzo się zmieniał i ewoluował, powstawały nowe pomysły, myśleliśmy również nad zmianą nazwy. Mimo wielu propozycji, nasi dotychczasowi fani, znajomi i rodziny namawiali by pozostawić tę, pod której szyldem gramy do dziś – Positive REGGAE Rockers. Nie baliśmy się tego – stwierdziliśmy, że to nie nazwa świadczy o zespole, lecz jego muzyka, dlatego skupiliśmy się na jej tworzeniu, a nie nad ewentualną zmianą „barw”. Po kilku latach dostrzegliśmy dzięki temu nową możliwość – grając różnorodną muzykę mającą w podstawach reggae, możemy postarać się obalić ten stereotyp.

Czy wymyślając nazwę inspirowaliście się zasłużonym dla polskiego reggae bandem Darka Malejonka, czy to zupełny przypadek?

Nasz zespół istnieje od 6 lat, jednak ja, jak i większość aktualnych jego muzyków piszemy jego historię od około 3 lat. Nie wiem jak było z założycielami zespołu 6 lat temu, ja prędzej szedłbym w stronę East West Rockers niż Maleo Reggae Rockers (śmiech).  Zresztą Cheeba Fly z wymienionego zespołu jest moim dobrym znajomym, z którym często współdzieliliśmy mikrofon na imprezach Warsaw Jungle Massive. Przez ostatnie lata bardzo dużo się działo, zespół ewaluował i dojrzewał. To takie nasze dziecko, o które codziennie dbamy, gdzie codziennie uczymy się czegoś nowego z jednej strony muzycznego a z drugiej zdobywamy wiedzę o sobie samych, sztuce chodzenia na kompromisy i współpracy w dużej bo 11 osobowej grupie.

No właśnie, dziewięcioro muzyków plus realizator dźwięku i urocza pani manager to – przyznacie sami – niezła wycieczka (śmiech). Jak rozwiązujecie logistykę koncertową i czy tworząc jedną wielką rodzinę, macie przypisane jakieś role, czy też panuje jeden wielki chaos (czytaj demokracja) haha?

O logistykę dba nasza – jak to powiedziałeś – urocza pani manager, która nie ma z nami lekko (śmiech). Jak już wcześniej wspomniałem, w zespole każdy ma swoją rolę, każdy zajmuje się inną częścią pracy, a kiedy trzeba, wszyscy się jednoczymy i działamy wspólnie. Zorganizowanie transportu, noclegu czy ogólnie szeroko rozumianej logistyki koncertowej dla tak dużej grupy ludzi nie jest proste, jednak tworzymy pewnego rodzaju społeczność, która w decydujących momentach zawsze się wspiera.

Dzięki tej ilości muzyków posiadacie bardzo bogate instrumentarium. Sekcja gitarowa, perkusja, perkusjonalia, elektronika, bas, a przede wszystkim mająca niebagatelny wpływ na wizerunek i brzmienie zespołu solidna sekcja dęta. To wszystko niewątpliwie posiada ogromne plusy, ale to bogactwo sprzętowo-ludzkie może też niekiedy utrudniać organizatorom koncertów zapewnienie scenicznej przestrzeni lub choćby wypłacalność. Jak sobie radzicie z tym nadmiarem szczęścia (śmiech).

Gdybyśmy mieli polegać jedynie na organizatorach w sprawach sprzętowych czy logistycznych, to myślę że 90% naszych koncertów brzmiałaby co najmniej dużo gorzej, lub mogłaby się po prostu nie odbyć. Na szczęście nasz zespół to nie tylko muzycy, ale także i nasz akustyk, który zawsze dba o sprzęt, i późniejsze brzmienie na scenie – jest zawodowcem i profesjonalistą. Oprócz niego jest również nasza niezawodna Kasia – menedżerka, dzięki której nie musimy myśleć o papierach, dokumentach, logistyce a możemy skupić się na graniu. Każdy ma swoja rolę w zespole, każdy zajmuje się inną częścią pracy, a wszyscy razem idealnie się uzupełniamy i tworzymy funkcjonującą całość. Staramy się współpracować z organizatorami i jeśli trzeba iść na kompromisy albo ich wspierać, wszystkim zależy na jak najlepszym efekcie koncertu czy danego eventu. Chyba nie jest z nami jeszcze tak źle (śmiech), jeśli udało nam się (mam tutaj na myśli współpracę organizatora, naszej managerski, akustyka oraz wszystkich muzyków) wspólnie zorganizować wyjazd do Amsterdamu i dwa koncerty w Holandii na początku tego roku. Zdecydowanie było to jedno z najwiekszych przedsięwzięć wymagających współpracy wszystkich członków zespołu.

Jesteś już od około 5 lat rozpoznawalnym w stolicy beatboxerem, DJ-em i obdarzonym znakomitym głosem wokalistą. Przypominasz mi brzmieniem i sposobom modulacji głosu takie osobowości gatunku jak Dawid Portasz czy Junior Stress. Dlaczego mając do wyboru ogrom muzyki, uwiodły cię akurat brzmienia karaibskie? 

Beatboxerem jestem tak naprawdę od 15 lat, i wtedy też mniej więcej zaczynałem pierwsze przygody z wokalem, próbując swoich sił w rapie. Śpiewam od około 12 lat, na scenie za to – jako że pod skrzydła wziął mnie Rastamaniek, znany wtedy z takich projektów jak zespół Raggamoova, Jasna Liryka czy Sounds of Freedom – i od tamtego czasu czasem zdarza mi się usłyszeć „O, tu brzmisz jak Maniek!”. Z Juniorem Stressem natomiast łączy mnie m.in. wspomnienie jednego konkursu nawijaczy Reggae, gdzie jednym byłem ja – 'dziecko Rastamańka’, Olaf Bressa 'dziecko KaCeZeta’ oraz jeszcze jeden wokalista którego mentorem muzycznym był Ras Luta. Uwielbiam być porównywany do Juniora Stressa, bo oznacza to, że moja nawijka na danej imprezie była solidna, mocna i zrobiła „robotę” (śmiech).
Czemu muzyka karaibska? Myślę że obok wszechobecnego bassu jaki uwielbiam w muzyce a muzyka jamajska ma go najwięcej, główną iskierką w głowie był mój ojciec, który od zawsze powtarzał, że uwielbia Boba Marleya i nieraz razem go słuchaliśmy, czy to w podróży na wakacje czy na zwykłej działce siedząc na słońcu.

Reprezentujecie różne, często wręcz skrajne gatunki muzyczne. Wszyscy od początku wiedzieliście, że chcecie grać reggae?

Kiedy dołączałem, to dołączałem do zespołu reggae szukającego wokalisty. Dopiero później, gdy dotarło kilka nowych osób, każda z zupełnie innym pojęciem o muzyce, zaczęliśmy robić burzę mózgów na próbach – każdy chciał dodać do naszej muzyki coś, co kocha najbardziej, a finalnie zaowocowało to tym, co już sami możecie usłyszeć na antenie radia czy w internecie.

Co jest waszą inspiracją muzyczną?

Naszą inspiracją muzyczną… nazwałbym całą muzykę. Każdy rodzaj muzyki ma w sobie coś niepowtarzalnego, co my staramy się ściągnąć do siebie. Wynika to z tego, że każdy członek zespołu wywodzi się z innego nurtu muzycznego, każdego interesuję inny rodzaj muzyki, a razem staramy się to łączyć. Nie chcemy być nudni – chcemy by każdy audiofil mógł znaleźć w naszej muzyce coś dla siebie. Ba, ostatnio nawet tworząc coś nowego idealnie wkomponował się nawet jeden motyw przewodni z bardzo znanego utworu z kierunku techno (śmiech)

Przedstaw pokrótce siebie i swoich kolegów z zespołu.

Filip „FiFo” Tarnowski – wokal prowadzący, beatbox od 15 lat i wokalista od 12 lat oraz od stosunkowo niedawna selektor/DJ. Pochodzę z Pruszkowa, jestem nigdy nie pobierającym lekcji ani z wokalu, ani z beatboxu, ani z pisania tekstów, ani z zachowania na scenie samoukiem. Współtworzyłem z Rastamańkiem, DJ Cienkim Cinem, Du3 normalem (HU), Sir Tapem, a także z takimi kolektywami jak Jah Love Soundsystem, Warsaw Jungle Massive, Subroot czy WbijTube. Jestem zwycięzcą pierwszego w Polsce konkursu na nawijaczy reggae – Sting Challenge (2015)

Marcin Mikołajczuk – gitara prowadząca. Jest muzykiem samoukiem, który od thrash metalu doszedł do Pop-Reggae. Ostatnio większość czasu z instrumentem przychodzi mu spędzać w kabinie swojego tira.

Szymon Sielski – gitara basowa, człowiek renesansu. Spełnia się jako kucharz / dźwiękowiec / pasjonat produkcji filmowej, ale przede wszystkim basista PRR, chociaż gitara basowa nie jest jedynym instrumentem z którego potrafi wydobyć soczyste dźwięki. Jest wulkanem energii nie tylko w życiu ale i na scenie. Ma na swoim koncie kilka zespołów rockowych/punkowych jak i reggae.

Emilia Pikora – saksofon altowy. Z PRR związana jest od czerwca 2019. Zagrała zastępstwo na koncercie podczas Święta Lnu w Żyrardowie i… została do dzisiaj. Jest absolwentką PSM I st. im. Ignacego Jana Paderewskiego w Żyrardowie.

Błażej Zawadzki – multiinstrumentalista. Brał udział w projektach orkiestrowych jak i w małych składach, w PRR gram na saksofonie tenorowym.

Marceli Kuran – instrumenty klawiszowe/aranżacje. Jest multiinstrumentalistą, absolwentem żyrardowskiej PSM I i II st. im Ignacego Jana Paderewskiego oraz twórcą audiowizualnym, rozdartym emocjonalnie pomiędzy wiecznie niezaspokojonym popędem muzycznym, a miłością do filmu.

Tymon Lange – perkusjonalia. Interesuje się przede wszystkim muzyką i literaturą. Od kilku lat występuje z grupa perkusyjną Comparsa.

Marcin Fifielski – trębacz, absolwent Akademii Muzycznych w Poznaniu i w Gdańsku. Pasję do muzyki łączy z pracą elektryka. Prywatnie jest miłośnikiem astronomii, szachistą i badaczem starożytnych wierzeń.

Jarosław Zajkowski – perkusista. Jego ulubione zajęcia to granie na bębnach, jazda na rowerze i uprawa roślin ozdobnych.

Robert Radkiewicz – realizator dźwięku. Już od 2 lat związany jest z zespołem Positive Reggae Rockers. Dba o stronę techniczną koncertów. Jako technik i realizator współpracował z największymi firmami oraz gwiazdami polskiej sceny muzycznej. Od kilku lat systematycznie pracuje przy obsłudze festiwali muzycznych.(PolandRock, Opener, Suwałki Blues festiwal)

W Waszym repertuarze koncertowym nie znajdziemy żadnych coverów. Wykonujecie tylko materiał autorski, co nie jest często spotykane wśród młodych kapel bez obfitego repertuaru. Ile utworów zawiera wasza lista koncertowa i ile z nich posiadacie w wersjach studyjnych?

Nasza lista koncertowa na razie obejmuje 9 utworów, a w wersjach studyjnych na ten moment jeszcze mamy 3, ale w chwili w której rozmawiamy część zespołu siedzi w studio i nagrywa dwa kolejne, po których nastąpią 2 kolejne i tak już do końca świata (śmiech). Wspólnie zdecydowaliśmy, że jako zespól będziemy grali jedynie materiał autorski, oczywiście na początku były pewne obawy i strach, bo w końcu nasza muzyka nie jest jeszcze szeroko rozpoznawalna. Jednak pojawia się pewien trend na koncertach, że ludzie rozpoznają utwory i śpiewają z nami. To jest niesamowite uczucie, kiedy cala publika śpiewa refren razem z tobą i myślę,że dla takich chwil warto tworzyć.

Jesteście finalistą Czwórka Reggae Contest podczas Ostróda Reggae Festiwal-u 2019. Wsparliście również finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy 2020 dając dwa koncerty w Holandii dla Sztabu Amsterdam oraz dla Sztabu Horst. Czujecie się „koncertowymi zwierzakami” (śmiech)?

Koncerty to zdecydowanie to co artyści kochają najbardziej! Kontakt z publicznością, emocja, adrenalina – to jest to,  co nas napędza i daje energię na pozostałe działania. Zdarzają się koncerty, które musimy zagrać „na spontanie” – dowiadujemy się tego samego dnia 2h przed wydarzeniem, że jest możliwy koncert do zagrania niedaleko, a my zdążymy się zebrać, zagrać i jeszcze się okaże, że to jeden z lepszych występów (śmiech). W dobie pandemii korona wirusa i całej sytuacji, w jakiej znalazła się aktualnie branża muzyczna, koncerty to zdecydowanie coś, czego brakuje nam najbardziej. Jednak nie marnujemy czasu i skoro nie możemy grać dla ludzi, to zamieniamy to na czas w studio, nagrywanie nowych kawałków czy pisanie nowych otworów.

Jaki wpływ na wasze działania ma pandemia? Czy odczuwacie dotkliwie brak koncertów i kontaktu z publicznością?

Aktualnie robimy to, co powinien robić każdy zespół – niezależnie od tego czy jest pandemia, wojna światów czy zwyczajny wtorek – TWORZYMY I ĆWICZYMY. I to też zalecam każdemu muzykowi w dzisiejszej sytuacji – poświęć ten czas na ćwiczenia, a wrócisz dużą mądrzejszy i bogatszy o doświadczenie i co znacznie wpłynie na twoją przyszłość (śmiech). Staramy się też dać naszym fanom jakieś nowości, np nagraliśmy w domowych warunkach korona-video do jednego z naszych utworów pt. “Pieniądze”. Piękny kawałek o pomaganiu idealnie wpasowujący się w obecną sytuację takie małe “dziękuję” dla wszystkich ludzi na pierwszej linii frontu.

Kiedy można spodziewać się nowych nagrań i czy będzie to zapis na setkę, cy mozolnie dopracowywany ze szczegółami?

Chwilowo nagrywamy szczegółowo, by każdy mógł usłyszeć potencjał każdego z instrumentalistów słysząc każdy z dźwięków perfekcyjnie i czysto. Planujemy jednak nagrywać na setkę jak tylko znajdziemy dobre studio które nas pomieści (śmiech).

Co jest waszym największym osiągnięciem?

Największym? Spotykanie się cyklicznie co tydzień w takim dużym składzie na próbach (śmiech). A tak na poważnie to myślę, że finał konkursu “Czwórka Reggae Contest” koncert na Red Stage Ostróda Reggae Festivalu i samo zakwalifikowanie się do ścisłej finałowej czwórki konkursu. Koncert podczas największego festiwalu muzyki reggae na głównej scenie to zdecydowanie coś, czego nie zapomnimy do końca życia.

Jakie są Wasze plany/marzenia?

Chcielibyśmy, żeby ta pandemia się już skończyła, by ludzie którzy teraz siedzą zamknięci mogli wyjść i na świeżym powietrzu – tfu, W PEŁNYCH KLUBACH I SALACH KONCERTOWYCH – posłuchać naszej muzyki i świetnie się do niej bawić. Mamy w planach również nagranie EP-ki, tak jak już wspominałem, aktualnie część muzyków znajduje się w studio nagraniowym i nagrywa swoje partie do nowych kawałków, których premiera już niedługo! A największym naszym marzeniem jest wydanie własnej płyty długogrającej i międzynarodowa trasa koncertowa.

Muzyka reggae w Polsce wraz z całą otoczką ideologiczną Rastafari pojawiła się na początku lat 80-tych dzięki nieodżałowanemu Sławkowi Gołaszewskiemu i początkowo istniała dzięki nowofalowcom z Brygady Kryzys, Tiltu, a potem już zdeklarowanym reggae’owo legendom jak Izrael, Bakszysz czy DAAB. Po latach ogromny wkład w rozwój tego gatunku mieli raperzy i DJ-e jak Junior Stress, Ras Luta czy Grubson. Jak obecnie ewoluuje ta muzyka i czy jest szansa na jej szczere odrodzenie i przywrócenie jej ideowej korzenności i tym samym zminimalizowaniu jej komercjalizacji, która w mojej opinii jest największym ciosem jaki Ludowi Jah zadał panoszący się niemal w każdej dziedzinie życia zmaterializowany i hedonistyczny Babilon?

Jako reprezentant sceny sound systemowej w Polsce mogę powiedzieć, że jesteśmy silni. Mamy kilka znanych na całą Europę sound systemów, czyli własnoręcznie zbudowanych ścian głośników, więc jeżeli miałbym komentować ten dział muzyki Reggae w Polsce, to jesteśmy na wysokim poziomie. Jeżeli chodzi o kulturę i ideologię Rasta to mam nadzieję, że tendencje spadkowe jakie zaobserwowałem chociażby na festiwalach muzyki Reggae to właśnie odejście od komercji – wierni fani zostają, ludzie tej kultury zostają, i wiem że zostaną do końca.

Studio Dublin – 6 listopada 2020 – Agnieszka Białek, Mateusz Romowicz, Bogdan Feręc, Jakub Grabiasz i Alex Sławiński

W piątkowy poranek przenosimy się do Republiki Irlandii. W Studiu Dublin informacje, komentarze, analizy i korespondencje. Odwiedzimy Belfast, Galway oraz Gdynię. Zapraszamy na Szmaradgową Wyspę!

W gronie gości:

  • Agnieszka Białek – pedagog, trener, przedsiębiorca z Belfastu,
  • Mateusz Romowicz – członek zarządu Legal Marine, radca prawny,
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
  • Jakub Grabiasz – redakcja sportowa Studia 37 Dublin,
  • Alex Sławiński – szef Studia Londyn Radia WNET, literat, poeta, krytyk i muzyk. 

 

 

Prowadzący: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizator: Dariusz Kąkol (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

Oprawa graficzna i foto: Tomasz Szustek

Bogdan Feręc, szef portalu Polska – IE. Fot.: arch. Bogdana Feręca.

Zawsze kiedy wybija godzina 8:10 pod niebem Irlandii, to w głównym wydaniu Studia Dublin usłyszą państwo głos Bogdana Feręca, szefa najpoczytniejszego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.

W koronawirusowym zawrocie głosy rozpoczęliśmy od dobrych wiadomości i zupełnie nie dotyczących kwestii medycznych.

Oto irlandzki departament do spraw wydatków publicznych i reform przeprowadził analizę kosztów, które należy ponieść by każdy mieszkaniec Irlandii, mógł korzystać z bezpłatnej opieki lekarza rodzinnego.

Jak się okazuje, koszt będzie wysoki, ale w skali kraju kwota wydaje się do przyjęcia, nawet przez rząd. Obecnie, wydatki na lekarzy GP (lekarze rodzinni), którzy przyjmują część pacjentów bez pobierania opłaty, sięgają rocznie ok. 300 milionów euro i dotyczy to prawie połowy pacjentów.

W przypadku, kiedy podstawowa opieka lekarska rozszerzona zostanie na wszystkich mieszkańców kraju, koszt, z jakim liczyć się musi budżet, wyniesie nieco ponad 630 mln euro.

Druga dobra wiadomość dla wyspiarzy jest taka, że czynsze spadną o prawie 3% – Instytut Badań Społecznych i Ekonomicznych (ESRI) oraz KBC Bank mają dla nas dobre informacje, które o ile się sprawdzą, będą wpływać na zasobność naszych portfeli.

Irlandzki departament Spraw Zagranicznych poinformował, że z uwagą śledzi wydarzenia na Białorusi i solidaryzuje się z tamtejszym społeczeństwem. Irlandzkie władze obiecały białoruskiej opozycji i organizacjom przeciwnym rządom Łukaszenki, iż wesprze je finansowo.

Z zapowiedzi wynika, iż protestujący, mogą liczyć na 50 000 euro, które przekazane zostanie na rzecz komitetów strajkowych.

Wcześniej w wywiadzie dla The Times, liderka białoruskiej opozycji Swietłana Tichanowskaja, wezwała irlandzki rząd, aby z większą stanowczością i odwagą potępił postępowanie Łukaszenki.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Boganem Feręcem:

 

 

Mateusz Romowicz jest radcą prawnym specjalizującym się w podatkach marynarskich, dochodzeniu odszkodowań marynarskich, morskim prawie pracy i prawie międzynarodowym.

W drugiej rozmowie głównego wydania Studia Dublin (6 listopada 2020) usłyszymy po raz kolejny Mateusza Romowicza, radcę prawnego i prezesa firmy „Legal Marine Mateusz Romowicz”.

Dzisiaj powracamy do sprawy, która niepokoi i bulwersuje Polaków mieszkających i pracujących poza granicami ojczyzny, czyli zniesienia przez polski rząd tzw. ulgi abolicyjnej.

Z danych polskiego ministerstwa finansów wynika, że nieco ponad 67 tysięcy osób korzysta z ulgi abolicyjnej. Polska w zależności od zawartej umowy stosuje dwie metody unikania podwójnego opodatkowania. Metodę wyłączenia z progresją i metodę zaliczenia proporcjonalnego.

Metoda wyłączenia z progresją jest korzystniejsza dla podatników, ponieważ nie powoduje konieczności opodatkowania w Polsce dochodów osiągniętych za granicą. Wykazuje się je w rocznym zeznaniu podatkowym jedynie w celu ustalenia stawki podatkowej.

premier Mateusz Morawiecki, sekretarz generalny OECD Jose Angel Gurria, minister finansów Francji Bruno Le Mair / Fot. Jan Olendzki, Radio WNET

Rząd Zjednoczonej Prawicy chce wprowadzić nowe przepisy, które wpędzają w spiralę strachu tysiące Polek i Polaków, którzy pracują poza granicami ojczyzny. Źdźbłem nadziei jest zachowanie senatorów, którzy być może przeciągnie prace na ustawą.

By przepisy podatkowe weszły na następny rok podatkowy muszą być ogłoszone 30 listopada. Senat RP ma 30 dni na rozpatrzenie ustawy. Potem ustawa ponownie wraca do Sejmu.

W opinii Mateusza Romowicza działania legislacyjne polskiego rządu zaprowadzą dziesiątki tysięcy obywateli do osiedlenia się i uzyskania rezydencji podatkowej w innych krajach.

Zniesienie ulgi abolicyjnej boleśnie odczują dwie grupy naszych rodaków. Po pierwsze ci, którzy są mocno związani z Polską, utrzymują tam domy, całe gospodarstwa domowe i mają tam rodziny. Drugą grupą pokrzywdzonych staną się delegowani do pracy poza Polską.

W wielu wypadkach efekt będzie dramatyczne, ponieważ te osoby w większości przypadków zdecydują się na stały wyjazd z Polski i osiedlenie się w bardziej korzystnym anturażu przepisów i podatków. – dodał Mateusz Romowicz.

Mateusz Romowicz jest radcą prawnym specjalizującym się w podatkach marynarskich, dochodzeniu odszkodowań marynarskich, morskim prawie pracy i prawie międzynarodowym.

Doświadczenie prawne w tym zakresie zdobywał obsługując polskich marynarzy będących w sporach z zagranicznymi armatorami, reprezentując marynarzy w kontaktach z organami podatkowymi i rentowymi w Polsce i zagranicą. Mój gość specjalizuje się także w prawie handlowym, gospodarczym, europejskim prawie spółek, oraz prawie podatkowym (ze szczególnym uwzględnieniem umów o unikaniu podwójnego opodatkowania).

Gdy mowa o prawie morskim, to obsługa i wsparcie „Legal Marine Mateusz Romowicz” obejmowały przedsiębiorców z branży morskiej, stoczniowej i budowlanej oraz spółki prawa handlowego działające w transporcie lub handlu międzynarodowym.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Mateuszem Romowiczem:

 

 

Agnieszka Białek, głos Radia WNET z Belfastu. Fot. arch. własne.

 

W Studiu Dublin, o godzinie 9:00 czasu irlandzkiego, najświeższe informacje, przegląd wydarzeń i prasy z Belfastu i Londynu. Nasza korespondentka Agnieszka Białek przytacza najnowsze dane i statystyki związane z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. 

Boris Johnson obiecał pokonanie koronawirusa do wiosny. Zaapelował do ludzi w jednoczeniu się dla ratowania zdrowia i odciążenia NHS (brytyjskiego systemu opieki zdrowotnej).

Brytyjski premier podkreślił, że „brak działania mógłby prowadzić do dwukrotnie większych zgonów zimą”. Dlatego jak stwierdził, drugi lockdown jest więc koniecznością. Wprowadzony on zostanie tylko na terenie Anglii.

Pozostałe części Zjednoczonego Królestwa prowadzą własną politykę odnośnie obostrzeń. W Walii lockdown kończy się 9 listopada, a 16 listopada w Irlandii Północnej. W Szkocji funkcjonuje pięcioprogowy system obostrzeń.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Białek:

 

W okienku sportowym nie mogło zabraknąć Jakuba Grabiasza komentującego nie tylko ostatnie rozstrzygnięcia w fazie grupowej Ligi Europy. Irlandzki jedynak pucharowy, jedenastka Dundalk FC przegrała swój trzeci mecz. W Wiedniu miejscowy Rapid wygrał z Irlandczykami 4:3.  

Jakub Grabiasz mówił również o zawirowaniach i niepewności, co do dokończenia rozgrywek pucharowych w hurlingu i futbolu irlandzkim.

Fot. Rlevente / Wikimedia Commons (CC BY 2.0)

Jakub Grabiasz tym razem mówić będzie także o społeczno – gospodarczych i biznesowych twarzach Irlandii, którą można nazwać „cisza przed burzą Brexitową”.

COVID pomaga na swój sposób irlandzkiemu rządowi odwrócić uwagę publiczną od wielkiego i bolesnego bałaganu, który nastąpi po 1 stycznia 2021. – mówi Jakub Grabiasz. – Wielka jest niewiedza małych i średnich przedsiębiorców irlandzkich w jaki sposób przygotować się do brexitu. Wiedza urzędników i właściych służb, chociażby skarbowo – podatkowych także pozostawia wiele do życzenia.

Bałagan i niedoinformowanie, wielkie koszty prowadzenia działalności gospodarczej i społeczne zawirowania na niewyobrażalną skalę czekają już na Irlandczyków po rozwodzie z Wielką Brytanią. Współgospodarz Studia Dublin nie zostawia złudzeń:

Przed nami wielka depresją na Szmaragdowej Wyspie w nowym roku.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Jakubem Grabiaszem:

 

Londyn / Fot. David Iliff / CC 3.0
Alex Sławiński z ambasadorem Arkadym Rzegockim i jego małżonką.

W finale Studia Dublin Alex Sławiński skomentował wprowadzenie drugiego koronawirusowego lockdownu w Anglii. Koszty zamknięcia kraju poznamy dopiero po kilku miesiącach. Drugie zamknięcie potrwa do 2 grudnia 2020, chociaż – jak przyznał brytyjski minister zdrowia – „niewykluczone, że lockdown zostanie wydłużony”.

Szef Studia Londyn mówi także o negocjacjach brexitowych, które cały czas trwają, choć przez ostatnie pół roku „zajmowaliśmy się innymi tematami”.

Brytyjczycy mówią o wprowadzeniu systemu punktowego odnośnie imigracji. Przyjmowani mieliby być przede wszystkim specjaliści.

Większość mieszkających w Zjednoczonym Królestwie Polaków, jak naszego korespondenta poinformował ambasador RP w Londynie Arkady Rzegocki, już się zarejestrowała na dalszy pobyt w UK, już po brexicie.

Gość Studia Dublin wskazuje, że Brytyjczycy od dawna mogą głosować na swoich przedstawicieli w formie korespondencyjnej. Nie ma z tym takich problemów, jak w Polsce czy w Stanach Zjednoczonych.,

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Alexem Sławińskim:

 

Opracowanie: Tomasz Wybranowski, Aleksander Popielarz (także oprawa dźwiękowa)

Współpraca: Katarzyna Sudak & Bogdan Feręc – Polska-IE.com

Oprawa fotograficzna: Tomasz Szustek


Partner Radia WNET

Partner Studia 37 Dublin

 

  Produkcja: Studio 37 Dublin Radio WNET – listopad 2020 (C)

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od 15 października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Ewa Witek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.

Maria i Piotr Wittowie: Cywilizacja naszą kulturę toleruje, ale bez entuzjazmu

Paryż jest miastem ludzi samotnych. Chóry są dla nich doskonałym miejscem integracji. Godzina policyjna uniemożliwi im funkcjonowanie – mówi paryski korespondent Radia WNET.

Maria Witt mówi o tym, jak obecnie wygląda życie kulturalne Paryża.

Można zwiedzać wystawy, ale koniecznie trzeba się legitymować. Z tygodnia na tydzień są coraz większe obostrzenia. Było pewne rozluźnienie, jednak teraz znów panuje panika przed plajtami  sektorów kultury.

Żona paryskiego korespondenta Radia WNET mówi o podjętych od początku sprawowania tej funkcji w lipcu staraniach szefowej francuskiego resortu kultury Roselyne Bachelot na rzecz ożywienia tej dziedziny życia pomimo pandemii.

Pani minister zachęcała do obejrzenia sztuki Erica Schmitta „Pani Pyllińska i Chopin”. Niestety nie zdążyliśmy jej obejrzeć, bo nastała godzina policyjna.

Roselyne Bachelot nie wynegocjowała w rządzie wyłączenia wydarzeń kulturalnych z rygorów godziny policyjnej:

Premierowi Jean Castexowi chodzi o zrównanie ludzi żądających kultury z tymi, którym wystarczy sieczka telewizyjna.

Maria Witt chwali paryskie orkiestry za szybką adaptację do konieczności wyznaczenia nowych godzin koncertów.

Mam nadzieję, że bujne życie muzyczne Paryża zostanie jeszcze wskrzeszone.

W jednej z podparyskich miejscowości miesiąc temu odbył się festiwal fortepianowy „na cztery ręce”, niestety bez udziału zagranicznych artystów:

Odbył się tak naprawdę tylko koncert otwarcia i zamknięcia. Festiwal dobrze ukazuje trudności francuskiej muzyki w czasie pandemii.

Pomiędzy głównymi wydarzeniami odbyły się darmowe koncerty z udziałem zarówno profesjonalnych pianistów, jak i amatorów.

Miejscowa publiczność licznie odpowiedziała na to wyzwanie. Znalazłam się w takiej Francji, jakiej dawno nie widziałam. Byliu tam autentyczni melomani, ludzie, którym muzyka sprawia prawdziwą przyjemność.

Jak mówi Maria Witt:

Gdy wczoraj dowiedziałam się, że od wczoraj paryskie metro będzie wieczorami działało tylko na pół gwizdka  i wróci godzina policyjna, zrobiło mi się smutno, że nie będziemy mogli korzystać z terapeutycznych właściwości muzyki.

Piotr Witt mówi o zasługach Napoleona Bonaparte dla francuskiej muzyki, który opodatkował na rzecz  miejscowej opery pozostałe gałęzie kultury:

Paryska opera jest najpiękniejszym tego typu przybytkiem na świecie.

Paryski korespondent Radia WNET wskazuje na konflikt między kulturą a współczesną cywilizacją:

 Cywilizacja jest masowa, a kultura jest elitarna, zwłaszcza kultura muzyczna.

Piotr Witt dodaje, że:

Paryż jest miastem ludzi samotnych, dotyczy to zwłaszcza białych Europejczyków. Chóry są dla nich doskonałym miejscem integracji.

Francuzi kończą zwykle pracę o godzinie 18, więc godzina policyjna praktycznie uniemożliwia im prowadzenie życia towarzyskiego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.