A gdyby tak zaprosić do stołu wigilijnego przodków, zaangażować młodzież – i przywrócić trochę dawnego ducha świąt?

Fot. domena publiczna, Wikipedia

Przed świętami można poprosić o pomoc we wspólnym przygotowaniu starego rodzinnego przepisu. Smak potrawy zostanie zapamiętany dużo silniej niż czegoś idealnego, ale kupionego w sklepie.

Marcin Niewalda

Zaproś przodków na Wigilię

To niezwykle smutne obserwować, jak dawne zwyczaje odchodzą w niepamięć, stają się coraz bledsze, coraz mniej atrakcyjne. Jeszcze 30 lat temu wieczerza wigilijna kojarzyła się tylko z ciepłem rodzinnego spotkania w odcięciu zaspami śniegu od pędu świata, blisko sianka, na którym Mały Bóg się rodzi. Jeszcze 100 lat temu dzieci z drżeniem zaglądały przez dziurkę od klucza na palące się na choince świeczki, radowały z jabłek otoczonych złotą bibułką, a plecione ozdóbki ze słomek były najpiękniejsze.

Jeszcze 250 lat temu śpiewano pieśni, strojąc „świat” wiszący z bielonej powały, jeszcze 500 lat temu przygotowywano świąteczne tłókno – rodzaj kisielu z rozgotowanych ziaren z mlekiem, orzechami i leśnymi owocami i spożywano je na stojąco, na bosaka, dla uszanowania Dzieciątka.

Potem z biegiem czasu wszystko to odchodziło w niepamięć, stawało coraz bardziej niewyraźne, niezrozumiałe, aż zapomniano, kim jest święty Mikołaj – ten prawdziwy; po co mamy drzewko życia w domu; że mak symbolizuje mnogość bożych łask i że najważniejsza na ziemi jest miłość łącząca wspólnotę, troska o siebie nawzajem i wybaczanie.

Wigilia w chacie | Fot. domena publiczna

A gdyby tak spróbować zaprosić do stołu wigilijnego przodków i przywrócić trochę tamtego świata? Ale nie wirującymi talerzykami i seansami spirytystycznymi, nie przez wywoływanie rzekomych duchów, ale słowami babć, dziadków, sięgnięciem do starych albumów, przygotowaniem czegoś z dawnych przepisów, nauczeniem się kolędy, która odeszła w niepamięć, przeczytaniem Ewangelii z najstarszego polskiego przekładu, tzw. Biblii Leopolity?

Co zrobić aby to się udało? Żeby młodzież wytrzymała chwilę bez swoich telefonów w ręce? Historie rodzinne mogą być ciekawą inspiracją.

Warto nauczyć się opowiadać tak, aby pokazywać prawdziwe uczucia, to, co było piękne, radosne, smutne, ciekawe, co zaskoczyło, co było nowe, a co śmieszne.

Starajmy się opowiadać krótkimi zdaniami, opisywać plastycznie wygląd dawnego domu, to, co było widać, gdy się wchodziło do pokoju, jak zachowywał się pradziadek, co mówiła ciotka, przychodząc w odwiedziny.

A jeśli gdzieś tam między tymi historiami pojawi się ucieczka przed wojną, spotkanie z partyzantami, nalot i chowanie się w piwnicy, strach przed wybuchami… to zostaną one zapamiętane lepiej niż cała historia o martyrologii. Bądźmy dla wnuków wyrozumiali, pamiętajmy, że są niecierpliwi, że nie znali naszych dziadków, nie mają dla nich wielkiego sentymentu – bardziej żałują, że nie oglądali jeszcze „wczorajszego nowego bloga”.

Możemy też trafić do młodzieży, prosząc kogoś z nich o pomoc – czyli doceniając ich zaradność, np. w pracach na komputerze. Może mogliby zapisać niektóre historie, aby je utrwalić „dla potomnych”; może potrafią je nagrać, może skorzystamy z ich znajomości Excela lub programu graficznego do zrobienia drzewa genealogicznego?

Przed świętami można dobrze wykorzystać czas i poprosić o pomoc we wspólnym przygotowaniu starego rodzinnego przepisu. Smak potrawy zostanie zapamiętany dużo silniej niż czegoś idealnego, ale kupionego w sklepie – i to nawet jeśli wyjdzie zakalec w cieście, a barszcz będzie przesłodzony.

Internet jest kopalnią wiedzy. Młodzież na pewno potrafi znaleźć odpowiedni fragment Ewangelii św. Łukasza w wersji archaicznej do czytania przy stole wigilijnym, a najlepiej, gdyby był to skan pięknej starej karty ozdobionej grafikami. Można ją wydrukować, rozdać każdemu do przeczytania jednego zdania. Będzie to nawiązanie do dawnych czasów. Zwróćmy tu jednak uwagę, aby były to wydania uznane przez Kościół.

Rodzinny album i zbiór zdjęć to kolejna motywacja i inspiracja. Być może trzeba by tu uzupełnić ołówkiem opisy na zdjęciach, być może warto by zdjęcia zeskanować, przynajmniej te najważniejsze? Nagrać na jakiś nośnik, aby zachowały się kopie. A może wprawnym oczom młodzieży uda się odgadnąć, kto jest na tych niepodpisanych zdjęciach

A może ktoś znajdzie sposób, jak „ożywić” dawną fotografię, znaleźć stronę, na której sztuczna inteligencja nadaje zdjęciom kolory, a nawet tworzy ruchome filmiki uśmiechających się i rozglądających się twarzy?

Bronisława Rychter-Janowska, Zapomniana Wigilia | Fot. domena publiczna

Czasem w tych historiach rodzinnych pojawi się ochotnik z Legionów Piłsudskiego, czasem Powstaniec Styczniowy albo legenda rodzinna o jakimś żołnierzu z czasów Napoleona. Dobrze wtedy wiedzieć, że są strony w internecie, gdzie można znaleźć wiele informacji, a także gromadzić własne, łączyć je z innymi i w ten sposób odkrywać nowe ciekawostki.

Jedną z nich jest portal Genealogia Polaków, prowadzony przez Fundację Odtworzeniową Dziedzictwa Narodowego. Jest tu leksykon wszystkiego, co mogą spotkać genealodzy, mapa z tysiącami miejsc z dawnymi nazwami miejscowości, są słowniki biograficzne, spisy, wielkie archiwum zdjęć. Szczególną wartością jest olbrzymi katalog Powstańców Styczniowych – oferujący już ponad 60 000 wypisów z literatury, archiwów i przekazów rodzinnych i wiele innych – m.in. gigantyczna baza starych przepisów kulinarnych.

Kiedyś dzieci miały szansę codziennie wieczorem przyjść do babci i poprosić: „opowiedz mi tę historię, jak byłaś mała”. Jeszcze dawniej we dworze czy w wiejskiej chacie mały szkrab mógł wejść na kolana starego wiarusa, wujka mieszkającego „na gracji”. Ten ściągał wtedy ze ściany swoją szablę, pozwalał ostrożnie jej dotykać i mówił, jak zapominając o strachu, pędził nią wrogów zagrażających bezpieczeństwu Ojczyzny.

Dzisiaj świat się zmienił. Brakuje tej codziennej obecności, ale w dnie takie, jak Wigilia czy Boże Narodzenie, można trochę to zmienić. Można zaprosić w krąg swojej uwagi tych, z którymi, wydaje się, że niewiele nas łączy, i w ten sposób zaprosić do wszystkich serc także Małego Boga.

Artykuł został przygotowany przez portal „Genealogia Polaków” www.genealogia.okiem.pl, Fundacji Odtworzeniowej Dziedzictwa Narodowego, w ramach programu wspierania edukacji historycznej. Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, ze środków rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Zaproś przodków na Wigilię” znajduje się na s. 10 świątecznego, styczniowego Kuriera WNET” nr 115/2023.

 


  • Styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Zaproś przodków na Wigilię” na s. 10 grudniowego „Kuriera WNET” nr 115/2024

Dr Paweł Rojek: czy życie w harmonii jest dziś jeszcze możliwe?

Znaki harmonii

Rozmowa z dr. Pawłem Rojkiem, filozofem i pracownikiem Uniwersytetu Jagiellońskiego, w ramach konferencji Creatio Continua – znaki harmonii.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Radio Wnet patronem konferencji „Znaki harmonii”

Jan Polkowski: Od dłuższego czasu elity są samozwańcze, przynajmniej te lewicowe. W Polsce jest to szczególnie widoczne

Jest spora grupa Polaków – możemy ich nazwać elitą – która jest bardzo świadoma i bardzo rozsądnie myśli. Ich się nie da skasować za pomocą wrzasków, że wszyscy księża są zbrodniarzami itp.

Nasze elity są samozwańcze

Krzysztofa Skowrońskiego z Janem Polkowskim, poetą i pisarzem, rzecznikiem prasowym rządu Jana Olszewskiego, odznaczonym m.in. Orderem Orła Białego przez prezydenta Andrzeja Dudę.

Europa w większości ma już za sobą zerwanie z Bogiem. Już od dawna mówi się i pisze, że żyjemy w epoce postchrześcijańskiej. Ja jestem głęboko związany z wiarą katolicką i z Pismem Świętym. I to jest też dla mnie ogromnie złe przeżycie – patrzenie, jak Europa pod światłym przywództwem swoich elit nie tylko wyparła się chrześcijaństwa, ale zajęła się prześladowaniem chrześcijaństwa i chrześcijan. Jeżeli ktoś jest świadomym katolikiem i potwierdza w swoim życiu wierność wobec wartości, które niesie chrześcijaństwo, rzymski Kościół, Dziesięcioro Przykazań, to jest człowiekiem drugiej lub trzeciej kategorii, prawda?

Patrząc na historię kultury europejskiej, niewątpliwie zerwanie chrześcijaństwem jest absurdem. Cała kultura europejska jest zbudowana na tym fundamencie; treścią tej kultury przez setki lat było przesłanie Jezusa Chrystusa, które teraz jest wyśmiewane i postponowane, rugowanie z edukacji itd., itd.

Ale co jest przyczyną, a co skutkiem? Najpierw nastąpiło zerwanie z chrześcijaństwem, pozbycie się Boga, czy najpierw nastąpił kryzys, a w wyniku tego kryzysu przestaliśmy wierzyć?

Procesy społeczne są wielowątkowe, skomplikowane, zniuansowane, zróżnicowane chociażby pod tym względem, że mimo tej już dość ordynarnej i nachalnej walki z państwami narodowymi, które w jakimś sensie są ostoją starej Europy, i mimo tego, że Unia Europejska funkcjonuje już tyle lat i w niej już jesteśmy jako część Europy Środkowo-Wschodniej też już ładnych parę lat, to różnice między poszczególnymi państwami, narodami i kulturami nadal są istotne. Oczywiście w kontekście wiary i roli religii w życiu indywidualnym i zbiorowym, wspólnotowym, te procesy przebiegają niezwykle szybko. Obawiam się, że w Polsce laicyzacja będzie przebiegała w tempie irlandzkim.

Jedno pokolenie.

Byłem arcypesymistą jakiś czas temu i sądziłem, że pobijemy rekord Irlandii. Ale nie tyle los Kościoła irlandzkiego, który już przestał istnieć, dał cokolwiek do myślenia polskiej hierarchii i polskim wiernym, ile Polska jest po prostu innym krajem o innej tradycji. Są pewne analogie. Oni byli podbici przez Anglików, ale jednak okupacja angielska różniła się od niemieckiej i rosyjskiej. To są dwa najdoskonalsze wcielenia wyniszczania podbitego ludu, jego tożsamości, możliwości rozwojowych, perspektyw i zakłamywania historii.

Te ciężkie doświadczenia z jednej strony naruszyły naszą siłę i odporność, ale z drugiej strony, jak to zwykle bywa w narodach, w społeczeństwach, na inne części naszej wspólnoty podziałały jak szczepionka.

Ogólny poziom zaangażowania w sprawy publiczne jest u nas niewielki i na ogół bezmyślny. Jednak jest spora grupa Polaków – możemy ich nazwać elitą, chociaż to słowo się już dawno w Polsce skompromitowało – która jest bardzo świadoma i bardzo rozsądnie myśli. I jeśli mówimy o cywilnych katolikach, nie księżach, to jednak ilość wydawców katolickich, publicystów, eseistów, to jest licząca się grupa ludzi. Ich się nie da skasować za pomocą wrzasków, że wszyscy księża są zbrodniarzami itp. Nie da się tego zrobić tak szybko, jak zrobiono to w Irlandii. (…)

A gdyby postawić odwrotną tezę, że to jest rozkwit, bo wewnątrz kultury europejskiej, wewnątrz tej chrześcijańskiej Europy wyrosła współczesna filozofia; najwybitniejsi Europejczycy doprowadzili do momentu, w którym zdefiniowali człowieka tak, jak on jest teraz zdefiniowany.

Najwybitniejsi według pewnej hierarchii – nie mamy jednej hierarchii, prawda? Więc to jest kwestia dyskusyjna. Od dłuższego czasu elity są w pewnym stopniu samozwańcze. W Polsce jest szczególnie widoczne, że elity nie są elitami, przynajmniej te liberalno-lewicowe. Dlaczego? Dlatego, że żeby być członkiem elity, to trzeba być osobą, która się w sposób zdecydowany wyróżnia z ogółu. I oczywiście, że pewne aktorki, pewni aktorzy czy jacyś tam profesorowie się wyróżniają, bo zagrali role w jakichś filmach, spektaklach teatralnych i zdobyli uznanie. Tylko że zapominają, że aby zostać członkiem elity, to całkowicie nie wystarcza. To wystarczy, żeby być uznanym w danym zawodzie, w danej grupie społecznej. Trzeba prócz tego posiadać kwalifikacje moralne. I działać na rzecz dobra wspólnego.

Czy pewna aktorka, mówiąc, że czuje się w Polsce, jakby ktoś jej cały czas srał na głowę, spełnia te kryteria? Albo wybitny aktor, który instruuje za pomocą rynsztokowego języka swojego małoletniego wnuka, że żadnego pojednania i dialogu, tylko trzeba zlikwidować tych, którzy mają inne zdanie?

Są zachowania i wypowiedzi, których mamy bez liku, bez przerwy i które z całą pewnością – zgodnie z definicją encyklopedyczną czy słownikową – przeczą temu, że ci ludzie są członkami elity. Z punktu widzenia obiektywnego, nie z punktu widzenia ich przeciwników ideologicznych czy politycznych, tylko obiektywnie nie są.

Ja nie odmawiam tym osobom wybitności – na ogół w zawodzie. Sam chodziłem na ich spektakle czy filmy. Z książkami to już trochę gorzej. Wielu uznanych za najwybitniejszych nie dałem rady przeczytać. Ale w przypadku aktorów, kiedy oni nie są autorami, tylko odtwórcami – jestem z całym szacunkiem dla ich dokonań. Część z nich już nie żyje, jak np. Nowicki, Wojciech Pszoniak i cała plejada wybitnych scenografów, kompozytorów i reżyserów: Jerzy Jarocki, Andrzej Wajda, Stanisław Radwan… Wojciech Pszoniak grający Puka w Śnie nocy letniej to jest kreacja, którą pamiętam do dziś. Miałem wtedy 17 lat. Ale przecież to nie znaczy, że w związku z tym uważałem go za przedstawiciela elity, bo jego zachowanie publiczne go dyskwalifikowało według normalnych zasad. I to dotyczy ogromnej liczby tych ludzi. Więc jak Pan mówi, że wybitni ludzie zdecydowali…

Ale myślałem o takich wybitnych ludziach jak Immanuel Kant i filozofowie, którzy po nim nastąpili: Hegel, Marks, Albert Camus, Sartre…

Oni żyją do dzisiaj i oddziałują. Oni nie byli, oni są.

Jeżeli prowadzimy konsekwentnie rozumowanie, to musimy dojść do postmodernizmu i do definicji człowieka, która w tej chwili obowiązuje.

To są te przemiany cywilizacyjne, kulturowe – i językowe, dlatego że wszyscy totalitaryści i wrogowie tradycji zaczynają od zniszczenia języka, od odwrócenia pojęć i znaczenia słów. Wszystko jedno, czy popatrzymy na rewolucję francuską, bolszewicką, czy działalność Komisji Unii Europejskiej w Brukseli.

Wszędzie się przewija jedno pojęcie – wolności. Każdy chce dać człowiekowi wolność.

Tak. I popatrzmy, jaką wolność ofiarowała ludziom rewolucja francuska.

Niektórym wolność od głowy.

Nie niektórym, tylko jak się zjawili w Wandei, to szkoda im było kul. Wywozili ludzi na starych barkach na środek rzeki i topili. To samo robili bolszewicy w czasie rewolucji. Bo kul brakowało, przemysł był osłabiony itd. Więc nie chodzi wyłącznie o Marksa i jego spuściznę ideową, o ducha ludzi, którzy chcieli dążyć do postępu i pomagać maluczkim.

Jeszcze się taka organizacja czy środowisko nie narodziło w historii Europy, które głosząc, że chce pomagać najuboższym, ludowi, wyzwolić ten lud od wyzysku, zapewnić mu godne życie – zrealizowała te postulaty. Za każdym razem kończyło się ludobójstwem.

Rozmowa Krzysztofa Skowrońskiego z Janem Polkowskim, pt. „Nasze elity są samozwańcze”, znajduje się na s. 17 listopadowego „Kuriera WNET” nr 113/2023.

 


  • Listopadowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa Krzysztofa Skowrońskiego z Janem Polkowskim, pt. „Nasze elity są samozwańcze”, na s. 17 listopadowego „Kuriera WNET” nr 113/2023

Ks. prof. Bortkiewicz: orzeczenie dykasterii Nauki Wiary dot. osób transpłciowych i homoseksualnych jest niezrozumiałe

Ks. Paweł Bortkiewicz, fot. Luiza Komorowska, Radio WNET

„O ile Kościół do tej pory bardzo wyraźnie określił fundamentalne zasady moralne (…), schodzimy do poziomu sytuacjonizmu, relatywizmu moralnego” – mówi ks. prof. Paweł Bortkiewicz.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Zbigniew Bogucki: nie rozważamy wycofania kandydatury Elżbiety Witek do Prezydium Sejmu

Maciej Krzyżanowski: Wanda Półtawska zwracała uwagę na głęboką zapaść kulturową w Europie

Dr Wanda Półtawska podczas górskiej wyprawy/ żródło: IPN

Mec. Maciej Krzyżanowski wspomina dr Wandę Półtawską, której pogrzeb odbędzie się 31 października w Krakowie.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Zobacz także:

Zbigniew Dąbrowski: w Kolumbii zakończyły się wybory regionalne

Hr. János Esterházy. Węgier, Polak – przyszły święty? / Magdalena Uchaniuk, o. Paweł Cebula, „Kurier WNET” nr 112/2023

Magdalena Uchaniuk i o. Paweł Cebula. W tle tablice informacyjne poświęcone hr. Janosowi Esterhazy'emu | Fot. Mikołaj Murkociński

Podczas jednej z amnestii cofnięto go z bramy już w cywilnych ciuchach. Siostra Jánosa zapytała go później: „I nie byłeś zły, nie byłeś wściekły?”. A on na to: „Dlaczego? Jeśli Pan Bóg tak chciał?”.

Rozmawiają: Magdalena Uchaniuk i o. Paweł Cebula, postulator procesu beatyfikacyjnego Jánosa Esterházy’ego

Kiedy pierwszy raz spotkał się Ojciec z postacią Esterházy’ego?

Słyszałem o nim jako o bohaterze mniejszości narodowej Węgrów, którzy mieszkają w dzisiejszym państwie słowackim.

To był bohater, mówiąc naszym językiem, niezłomny. Ich niezłomny. Na dodatek ich główny przywódca polityczny. Ale kiedy wczytałem się w jego biografię i relacje o nim, przekonał mnie do siebie miłością do nieprzyjaciół.

Może to jest takie oklepane powiedzenie, bo słyszymy w Ewangelii: Kochajcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was nienawidzą itd. A János? János, który z pochodzenia był hrabią i po matce, i po ojcu…

…Miał korzenie polskie.

Tak, po matce z rodziny Tarnowskich. János był przez lata głównym przywódcą politycznym Węgrów i innych mniejszości w Czechosłowacji, później w Słowacji. Czyli był liderem w skali krajowej i państwowej też, bo był jedynym posłem węgierskim do parlamentu słowackiego w czasie drugiej wojny światowej.

Potem, kiedy NKWD go zamknęło – sam Husak oddał go w ich ręce – spędził ciężkie miesiące, ciężkie przesłuchania na Łubiance, gdzie prawie stracił wzrok, a później został zesłany na 10 lat łagru, który też cudem przeżył, ale chory. Wreszcie został przetransportowany do Czechosłowacji i tam miał być powieszony. A potem przez lata męczył się, umierając na gruźlicę, nie otrzymując odpowiedniego leczenia. A mimo to – nawet jego młodsza siostra powiedziała o nim: „Podziwiam go, bo nie tylko nie narzeka, ale jeszcze żałuje tych, którzy go męczą”.

Ale to chyba wyniósł z domu, prawda? Bo jego matka była bardzo wierzącą kobietą, która modliła się, o dziwo, nawet za Stalina, żeby się opamiętał, żeby zmądrzał, zrozumiał.

I po śmierci Stalina też. Tak, na pewno podstawy wiary wyniósł z domu. Ale w jego zapiskach widać wyraźnie jego rozwój duchowy. Pod koniec wojny, kiedy już widział, że wszystko się wali, a ze Wschodu przyszła zaraza, jeszcze inna niż do tej pory rządziła, zapisał:

„Modliłem się, żeby Pan Bóg mnie oczyścił i zrobił ze mną, co zechce”. A po latach więzień i cierpień, i prześladowań, ogołocenia też, bo do pierwszego gułagu trafił dosłownie jak go matka urodziła – okradziono w wagonie z jego hrabiowskich ciuchów – napisał: „Zrozumiałem, że Pan Bóg wysłuchał mojej modlitwy”.

Są jeszcze inne sytuacje. Było kilka amnestii w Czechosłowacji i podczas jednej z nich, chyba w 1955 roku, cofnięto go z bramy, już w cywilnych ciuchach, z drugim kolegą. I ten kolega jeszcze tego dnia podjął próbę samobójczą. Siostra Jánosa, rozmawiając z nim potem, zapytała: „I nie byłeś zły, nie byłeś wściekły?”. A on na to: „Dlaczego? Jeśli Pan Bóg tak chciał?”.

Ta historia jest bardzo poruszająca. Ale jak do tego doszło, że ojciec Paweł Cebula, Polak, który oczywiście posługuje na Węgrzech, jest w Egierze, zdecydował się na to, żeby zostać postulatorem?

To jest, jak i cały proces beatyfikacyjny na poziomie diecezjalnym, zasługa, decyzja i odwaga księdza arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. To on mnie wybrał i mianował.

No ale też musiał Ojciec chcieć i czuć więź z Esterházym – czy nie?

Czułem więź z Jánosem i popierałem inicjację procesu. Ale kiedy jechałem złożyć przysięgę postulatorską – a z Egeru do Krakowa to minimum 6 godzin, trzeba przejechać przez trzy pasma górskie – miałem taką myśl: Panie Boże, jeśli Ty tego nie chcesz, to niech ja nie dojadę do Krakowa. Naprawdę był we mnie lęk.

Duża odpowiedzialność?

Ogromna odpowiedzialność. Tym bardziej, że jest to proces tego rodzaju jak błogosławionego kardynała Stepinacza, gdzie sąsiednie narody wprost składały – i składają – protesty. W sprawie Jánosa jest podobna sytuacja.

No właśnie, chciałam o to zapytać.

Sytuacja Jánosa jest taka, że kiedy w Watykanie pojawiła się wiadomość, że archidiecezja krakowska stara się o ten proces i kiedy jeszcze wtedy Kongregacja ds. Kanonizacji wyraziła zgodę, ambasador Słowacji przy Watykanie, który teraz odchodzi, a wtedy był rok 2018, wprost zaprotestował.

Tablica ku czci Jánosa Esterházy’ego w Szczawnicy. Fot. Wikipedia

I jak się Ojciec czuł?

Jakbym dostał obuchem w głowę.

Jakie były argumenty ambasadora Słowacji?

Przeróżne: Kościół powinien być rozdzielony od państwa i państwo od Kościoła. A tutaj widać wyraźnie, że jest inaczej, ponieważ słowackie MSZ do dzisiaj rozsyła np. takie broszury, że János był antysemitą, a tymczasem

był on jedynym posłem w parlamencie słowackim, który zaprotestował przeciwko zmianie w Konstytucji, która by pozwalała na deportacje obywateli Słowacji pochodzenia żydowskiego, najpierw przede wszystkim do Auschwitz. I on powiedział, że to jest projekt ustawy bezbożny; dosłownie tłumacząc z węgierskiego: bezbożny i nieludzki. I on jako katolik nie może do tego przyłożyć ręki.

On to powiedział w parlamencie, prawda?

Tak, w parlamencie. Może ze strony Słowacji jest też jakiś wyrzut sumienia? Bardzo modlimy się o uleczenie ran przeszłości, ale wiemy, że to jest niemożliwe bez stanięcia w prawdzie. I doświadczam tego, że

Słowacy, którzy patrzą na Jánosa przez pryzmat wiary i Ewangelii, odkrywają prawdę o nim. A dla innych, mimo że uznają się za uczniów Chrystusa, jednak mocniejsza jest perspektywa polityczna i historyczna, że János rozbijał Czechosłowację, jedność państwa i tak dalej. Ci sami zapominają, że np. Benesz i Masaryk byli masonami, i nie dostrzegają w Esterházym świadka, czyli martyra.

Na jakim etapie jest teraz ten proces? Czy jesteśmy już blisko beatyfikacji?

Tego nie umiem powiedzieć, ponieważ proces toczy się jeszcze na podstawowym poziomie, diecezjalnym. Mamy nadzieję, że w najbliższych miesiącach na tym poziomie się zakończy i dokumentacja zostanie przekazana do Watykanu.

To będzie na pewno radosna i ważna wiadomość. Zaczął Ojciec mówić o politycznych aspektach tego procesu. Chyba wiąże się z tym fakt, który może dziwić, że prochy Jánosa Esterházy’ego wydano rodzinie dopiero w 2017 roku.

Odnalezione zostały dzięki księciu Schwarzenbergowi, czyli ówczesnemu ministrowi spraw zagranicznych Czech.

János był więziony nie tylko za życia ziemskiego, ale jego prochy też zostały uwięzione, ukryte wręcz przed rodziną. I potem było bardzo ciężko odnaleźć po numerach ewidencyjnych, gdzie urna została złożona. W końcu udało się odnaleźć ten cmentarz, mogiłę zbiorową, ale urny już były rozłożone, więc prochy, które zostały pobrane, na pewno nie są tylko Jánosa.

I to jest bardzo symboliczne, bo on cierpiał razem ze Słowakami i nawiązywał tam bardzo głębokie przyjaźnie, np. z Eduardem Tesarem, takim młodym, niezłomnym słowackim wyklętym z Białej Legii, która walczyła o wolność Słowacji od komunizmu, i został powieszony w 1951 – młody chłopak! I János powiedział do siostry: „Mam przyjaciela w niebie”. I tak jak razem cierpieli, tak ich szczątki są razem i czekają na zmartwychwstanie.

To piękna i ważna postać. Czy János Esterházy jest znany na Węgrzech? Czy dopiero wiedza o nim musi zostać spopularyzowana?

Jest tak, jak z większością różnych postaci historycznych. Większość zna i bardzo ceni.

I co jest zdumiewające, wielu kalwinów węgierskich jest największymi i najważniejszymi orędownikami tego procesu beatyfikacyjnego. Jest to przedziwne, ale to taka specyficzna sytuacja węgierska. Oni też uznają świętego Stefana, założyciela państwa węgierskiego. Są wiernymi protestantami, ale uznają prawdę też historyczną, w sensie, że Pan Bóg działał przez te osoby i one są wybitne.

Esterházy najbardziej znany jest wśród Węgrów na Słowacji, to jest pewne, ale wielu, wielu Węgrów go zna, a teraz poznaje go też coraz więcej Polaków. Radio Wnet tutaj też ma swoje zasługi. No i Telewizja Polska, która w kooperacji z telewizją węgierską zrobiła tryptyk, czyli trzy razy po 52 minuty i wersję skróconą – 72 minuty filmu dokumentalnego o Jánosu Esterházym. To jest tak bogata postać, że twórcy mieli problem z wyborem materiału. 11 września w pierwszym programie Telewizji Polskiej wieczorem była emisja tego filmu pod tytułem Tryptyk. Życie i męczeństwo Jánosa Esterházy’ego.

O czym ojciec Paweł Cebula teraz marzy w związku z tym procesem i tą postacią?

Marzę o tym, żeby nastąpiło pojednanie. Bywają takie sytuacje, kiedy rozmawiamy o historii: no tak, teraz jest wolność, Czechosłowacja to był sztuczny twór… Ale kiedy wychodzi sprawa Jánosa, to to od razu jakieś rany się otwierają, zwłaszcza u naszych braci Słowaków, bo u Czechów już mniej.

Więc marzę o zagojeniu tych ran, Jak mówił Jan Paweł II, święty nasz wspólny – o zagojeniu ran przeszłości po to, żebyśmy mogli się zjednoczyć. Bo jeśli my tu, w Europie Środkowej i Wschodniej nie zjednoczymy się, no to te różne diabły nas po prostu rozbiją i zniszczą.

Bardzo dziękuję. Ojciec Paweł Cebula, franciszkanin, postulator procesu beatyfikacyjnego. Jánosa Esterházy’ego.

Szczęść Boże. Bardzo dziękuję.

Rozmowa Magdaleny Uchaniuk z postulatorem procesu beatyfikacyjnego hr. Jánosa Esterházy’ego, o. Pawłem Cebulą, pt. „János Esterházy. Polak, Węgier – przyszły święty?”, znajduje się na s. 39 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023.

 


  • Październikowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Rozmowa Magdaleny Uchaniuk z postulatorem procesu beatyfikacyjnego hr. Jánosa Esterházy’ego, o. Pawłem Cebulą, pt. „János Esterházy. Polak, Węgier – przyszły święty?”, na s. 39 październikowego „Kuriera WNET” nr 112/2023

Katolikiem jest się także przy urnie wyborczej. Jednak jaka jest nauka Kościoła odnośnie wyborów?

Plakat promujący spotkanie "Katolicki latarnik przedwyborczy" / Fot. Agere Contra

Kończy się jedna z najostrzejszych kampanii wyborczych w historii III RP. Cisza wyborcza to teoretycznie czas na przemyślenie wyboru.

Serdecznie zapraszamy na dyskusję, w której udział wezmą przedstawiciele trzech mediów o charakterze katolickim. Gośćmi będą Jakub Jałowiczor (Gość Niedzielny), Piotr Grzybowski (Tygodnik Katolicki Niedziela) oraz Paweł Chmielewski (PCh24) Spotkanie na żywo odbędzie się w kawiarni Agere Contra mieszczącej się przy ul. Chłodnej 2/18 w Warszawie (wejście od ul. Białej). Osobom spoza Warszawy polecamy transmisję na żywo na kanale YouTube EWTN Polska. Start o godzinie 19:30. Aby mieć zapewnione miejsce w spotkaniu na żywo, należy dokonać bezpłatnej rejestracji przez stronę Agere Contra – https://agerecontra.pl/wydarzenie/katolicki-latarnik-wyborczy-gosc-niedzielny-jakub-jalowiczor-niedziela-piotr-grzybowski-pch24-pawel-chmielewski/

Patronat nad wydarzeniem objęli: Tygodnik Niedziela, PCh24, Radio Warszawa i Radio Wnet.

O. Stachowiak: św. Franciszek wskazywał, że prawdziwym źródłem pokoju jest relacja z Bogiem

O. Robert Stachowiak / Fot. Grzegorz Milko

Święty z Asyżu w młodości był nicponiem, hulaką. Ale kiedy go pociągnął Jezus, poszedł całkowicie za Nim – mówi rzecznik Prowincji Matki Bożej Niepokalanej Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych.

Okazją do rozmowy było przypadające 4 października wspomnienie liturgiczne św. Franciszka z Asyżu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Nasza w tym rola: myśląc o przyrodzie, nie możemy abstrahować od człowieka. Wzorem powinien być św. Franciszek