Nie przerywajmy ciąży, a po 20 latach będziemy mogli się z zygotą spierać / Miłosz A. Kuziemka, „Kurier WNET” 81/2021

Ludzie, podejmując współżycie, muszą być świadomi wszystkich związanych z tym konsekwencji. Seks był i nadal powinien być dziedziną życia społecznego przewidzianego dla osób dojrzałych społecznie.

Miłosz Adam Kuziemka

Pandemia aborcji

Historia

Aborcja to największe w historii świata LUDOBÓJSTWO. Wprowadzony w Polsce prawny, jednoznaczny zakaz aborcji może być tą iskrą, która zmieni prawo na świecie. W ślad za tym zmieni jego obraz.

Dlaczego piszę o aborcji? Ponieważ to temat społecznie i ciekawy, i ważny. A jako karateka wiem, iż kodeksowo „sprawy wielkiej wagi powinny być traktowane lekko” i z „czystym umysłem”. Po chwili refleksji oraz analizie dostępnych powszechnie źródeł siadam i piszę. Piszę z właściwą uwagą, należytą starannością, jednak na tyle lekko, aby nie zanudzić odbiorcy.

Genezy aborcji w XX w. możemy upatrywać w antyrodzinnej polityce będącej częścią agendy władz bolszewickiej Rosji, komisarz ludowej ds. społecznych Aleksandry Kołłontaj oraz Gieorgija Batkinsa, odpowiedzialnego za wydanie broszury Rewolucja seksualna w Związku Sowieckim. Tworzone ówcześnie komuny oparte na wojennych, rewolucyjnych sierotach formowane były w ramach eksperymentu społecznego, gdzie systemowo forsowano programowe współżycie nieletnich, częste zmiany partnerów, a jego celem było wyekstrahowanie stosunku płciowego z kulturowych, głównie moralnych zależności, zredukowanie jego istoty do czystej fizjologii. Efektem ubocznym stała się zwiększona liczba niechcianych ciąż, a w konsekwencji i aborcji. Należy przy tym zauważyć, że Rosja jako pierwszy kraj zalegalizowała w 1920 r. aborcję; wcześniej, bo w 1917 r., również instytucję korespondencyjnego rozwodu, przy czym nie było obligatoryjne informowanie o tym fakcie współmałżonka. Był to więc swoisty delikt z punktu widzenia dzisiejszego prawa cywilnego, pozbawiano bowiem obywateli przysługującego im prawa weta, czy choćby instytucji mediacji. Koszt społeczny wynikający ze skali zabiegów przerywania ciąży doprowadził jednak Stalina w 1926 r. do zmiany decyzji i częściowego odstąpienia od pryncypiów rewolucji seksualnej. Jest to dziś przedmiotem badań i tematem powstających w Federacji Rosyjskiej naukowych opracowań.

Od początków ZSRR możemy mówić o ścisłej współpracy niemiecko-radzieckiej w sprawie rewolucji seksualnej. Specjaliści Republiki Weimarskiej szkolili bowiem bolszewickie kadry, a po dojściu Hitlera do władzy część z nich wyemigrowała na stałe do USA, tworząc – jako ambasadorzy zmiany – podwaliny pod projektowaną rewolucję obyczajową 1968 roku.

Przyczyniły się do tego: Sex-Pol Wilhelma Reicha, Instytut Seksuologiczny Magnusa Hirschfelda etc. Od tego momentu możemy mówić o globalnym „marszu przez instytucje” oraz o zseksualizowanym, wyemancypowanym z kulturowych paradygmatów proletariacie zastępczym, który w rewolucyjnym czynie zastąpił klasę robotniczą.

Aby lepiej zrozumieć problem, warto na kazus aborcji, poza kontekstem historycznym, spojrzeć także z perspektywy społecznej, a więc kulturowej, religijnej oraz prawnej.

Kultura i społeczeństwo

Krzysztof Karoń, osobowy fenomen społeczny zauważa, że „nawet jeśli do czegoś mamy prawo, nie oznacza z automatu, iż nam się to należy. Po prostu musi być nas na tę rzecz, usługę czy przywilej stać”. Nie dotyczy to wszakże procederu aborcji, wpisanego w postulowaną przez lewicę obronę tzw. praw człowieka. Nie rozumie tego cywilizacyjnego paradygmatu lewa strona sceny społecznej czy politycznej naszego społeczeństwa. Co gorsza, kwestia owych praw nie jest również przedmiotem wnikliwej analizy, czy nawet poszerzonej o wyczerpanie tematu debaty publicznej. Obie zantagonizowane względem siebie strony artykułują natomiast własne racje i… odwracają się na pięcie.

Z pomocą przychodzi amerykański psycholog, Jonathan Haidt. W ślad za jego badaniami społecznymi, w których analizował paradygmaty moralne różnych cywilizacji, zdefiniował on rodzaje i genezy linii społecznych podziałów. Haidt zauważył, iż umowną lewicę i prawicę między innymi dzieli kwestia postrzegania świata w kontekście moralności, rozumienie samej moralności.

Krótko mówiąc, amerykański naukowiec zauważył, iż moralność reguluje znakomicie szerszy zakres postępowania u osób o prawicowych poglądach niż u tych o poglądach lewicowych. Stanowi to nie tylko źródło rozbieżności w ocenach moralnych aborcji, ale i jest przyczyną innych „wojen kulturowych” toczonych w globalizującym się do niedawna świecie.

Przedmiotowy spór rozbija się o inną percepcję rzeczywistości, prawica bowiem postrzega aborcję jako moralnie naganną i dotyczącą wszystkich ludzi, lewica natomiast jako sferę prywatną, obszar jednostkowych, personalnych decyzji. W tym obszarze nie ma wspólnego mianownika i kwestia wypracowania konsensusu rozbija się u oponentów o brak ich wiedzy w tej dziedzinie, przede wszystkim o omówioną wyżej różnicę. Wykorzystują tę sytuację architekci destrukcji miru społecznego, działając na rzecz antagonizowania grup społecznych, a przeciwko konstruktywnej w tym obszarze edukacji, i służy zapewne osiąganiu ukrytych celów społecznych i politycznych.

Jak wygląda ten spór? Stawia się kwestię zasadniczą – ludzkie życie – obok kwestii drugorzędnych czy trzeciorzędnych, będących pochodnymi instytucjonalnych czy systemowych dysfunkcji państwa. Mowa o niewystarczającej w stosunku do oczekiwań poziomie prenatalnej opieki, wielkości państwowego, socjalnego wsparcia rodziców czy samotnych matek rodzących niepełnosprawne dziecko, etc. Prawica w tym wypadku mówi o mieszaniu porządków, braku standaryzacji, amoralności czynu aborcji, lewica natomiast o uzasadnionych okolicznościach i prawie do decydowania o własnym losie. Wszystko z uwagi na inaczej postrzeganą i rozumianą moralność.

Ten prowadzony dziś już na ulicy spór wpisany jest w demokratyczny ustrój, w którym co do zasady personalna odpowiedzialność za własne decyzje i czyny jest niejednokrotnie rozmywana w grupowej odpowiedzialności. Naszą budowaną od 2005 roku demokrację charakteryzuje ponadto socjalistyczny sznyt, który rozbudza chroniczne, nielimitowane zdrowym rozsądkiem oczekiwania.

Tak więc, wierząc w religię św. Demokracego oraz iluzję opiekuńczości socjalizmu, siły lewicowe, bazując na swym hedonistycznym punkcie widzenia, od chronicznie niewydolnego socjalnego państwa żądają więcej… socjalnych rozwiązań.

Problem w tym, iż kolejne zaciągane instytucjonalnie zobowiązania i realizacja postulatów wcale nie gwarantują, że lewica odstąpi od swoich roszczeń co do prawa do mordowania nienarodzonych. Widać to choćby po reakcji środowiska na makiaweliczną, bazującą zapewne na sondażach próbę znalezienia konsensusu przez Prezydenta RP czy dalszej obstrukcji elementarnej podstawy demokratycznego ustroju – debaty (choćby przez wypraszanie ze swych konferencji dziennikarzy państwowych mediów). To symptomatyczna sytuacja; znamy z historii kazusy upadłych socjalistycznych państw, powinniśmy widzieć z tej perspektywy determinizm sytuacji, w której się znaleźliśmy. Niestety, jak do tej pory stać nas jedynie na refleksję, ale nie na działanie. Jeśli już, to na reakcję post factum.

„Już w starożytności Platon zaobserwował istotną cechę ochlokracji: opinia mas NIE reprezentuje interesu wspólnoty, więc natrętne odwoływanie się do wyników sondaży może być niezgodne z jej interesem. Współczesny myśliciel Ortega Gasset rozwinął tę opinię: żądania mas nie odnoszą się do żadnego systemu wartości, a ich roszczenia zawsze są nieograniczone”. Tak o kuchni demokratycznego samostanowienia pisze Ryszard Okoń, ekspert KRRiT („Nadchodzi totalitaryzm!” R. Okoń, „Kurier WNET” 42/2017). Zauważa on, iż racjonalne, jednostkowe wybory, po ich zsumowaniu i wyciągnięciu wypadkowej nie muszą być racjonalnymi dla głosującej demokratycznie, czy jak w omawianym przypadku – protestującej gremialnie grupy. Widać to co do zasady po każdych parlamentarnych wyborach, widoczne jest także teraz w rozdźwięku populacji protestujących, jaki powstał po zdefiniowaniu politycznych w swym wyrazie postulatów liderek Strajku Kobiet. Grupa protestujących znacząco uszczuplała, jednocześnie przybierając formułę kilku instytucjonalnych centrów.

„W interesie wspólnoty jest, aby jej potrzeby były formułowane i realizowane z wykorzystaniem intelektu (aut. – logiki oraz wartości), poprzez umiejętność gromadzenia i kojarzenia faktów oraz przy zdolności wyciągania logicznych wniosków. Opinia zbiorowa w żaden sposób nie jest w stanie sprostać takiemu wyzwaniu.

Masy ludzkie samoistnie nie upomną się o jakikolwiek interes wspólnoty ani o pluralizm w przekazach medialnych, bo masy nie odnoszą się ani nie bronią żadnych systemów wartości. Co najwyżej potrafią artykułować żądania »chleba i igrzysk«” (jw.). Jak podkreśla Okoń, powyższe zauważył już Platon, a udowadniają dziś feministki, domagając się „wolnej aborcji, wolnej edukacji”. Finalnie – emancypacji z wszystkiego, co kojarzone jest z przez nie z patriarchatem, a więc odpowiedzialnością mężczyzny za potomstwo, formowaniem własnych dzieci poprzez przedstawienie siebie jako osoby stworzonej na obraz i podobieństwo Stwórcy, Boga OJCA.

Okoń zaznacza, iż „antyintelektualizm tłumu i nadmiar używania sondaży powoduje kolejny problem: deprecjonowanie, wypieranie z przestrzeni publicznej opinii autorytetu. Powstaje pustka nierealizowanej potrzeby społecznej, więc miejsce osoby rozumnej zajmuje celebryta. Mediom wystarcza popularność przekazu i celebryta ma dla nich jeszcze tę dodatkową »zaletę«, że jest łatwy do wykorzystywania do innych celów” (jw.). Media stanowiące w demokracji nieformalną swoistą „czwartą władzę” posługują się celebrytami instrumentalnie, forsując cele grup lobbystycznych czy właściciela. Wkładając w cały zafałszowany przekaz tak tworzonej publicystyki szczyptę obiektywnej prawdy, uwiarygadniają przekaz jako pluralistyczny, podczas gdy wciąż zalewa nas zmasowany, podprogowy przekaz będący czystą manipulacją. To tu ma swe źródło kreowanie agresywnej, wulgarnej lesbijki Lempart na samozwańczego przywódcę (za progresywną semantyką – przywódczynię), gołębia nowego pokoju, ambasadorkę zmiany.

W sukurs strategii architektów nowego porządku przychodzi nasz wrodzony, intelektualny hedonizm. Prof. Andrzej Zybertowicz określa go mianem „postawy skąpca poznawczego”, a cechuje się on naturalną potrzebą pozyskiwania informacji o świecie w bezrefleksyjny, w możliwie najniższy kosztowo, energetycznie sposób. Z kolei paradygmat inteligencji emocjonalnej mówi, iż przekaz okraszony emocjami jest trwale zapisywany w pamięci długotrwałej człowieka.

Media, kreując publicystykę opartą na antagonizmach, naprzemiennie z programami, gdzie wspólnym mianownikiem w programowaniu odbiorcy jest ośmieszanie oponentów, uzyskują efekt synergii. Nie będący świadomym swego behawioryzmu odbiorca medialnej treści jest nią permanentnie bombardowany, uzależnia się od tej formuły prezentacji, a w konsekwencji jest skutecznie indoktrynowany.

Nie jest w stanie precyzyjnie określić miejsca i czasu, w którym przemodelowano mu strefę wartości, w tym sposób postrzegania problemu aborcji.

Młodzież, która niespełna dekadę temu odkryła Niezłomnych, Żołnierzy Wyklętych, dziś zastępuje generacja „Julek”. Młodzież, która nie pamięta prześladowanego Kościoła, a kojarzy go jedynie jako instytucję charytatywną, uwikłaną w afery homoseksualne czy pedofilskie, widząc jego instytucjonalną dysfunkcję, słabsze dziś intelektualne zaplecze, podburzona wątpliwej jakości zarządczymi decyzjami władz państwowych – w tym MEN – jest łatwa do zmanipulowania. Młodzież, poprzez smartfony odseparowała się od pokolenia JPII, samego papieża Polaka traktuje jak postać historyczną, nie będąc poddaną elementarnej formacji z powodu dysfunkcji rodziny staje się – jeśli już nie stała – łupem cywilizacyjnych ludożerców. I tak oto na naszych oczach realizuje się wielopoziomowy strukturalny kryzys społeczny, dopina się jeden z kamieni milowych procesu transformacji obyczajowej. Tym razem w Polsce, w 2021 roku.

Skoro opinia mas NIE reprezentuje interesu wspólnoty, to natrętne przedstawianie protestujących w taki sposób, by u odbiorcy wzbudzić przeświadczenie, iż stanowią oni większość, może i zazwyczaj jest niezgodne z jej interesem. Mistyczna „opinia publiczna” za pomocą technik manipulacji – a nie perswazji – zaczyna działać stadnie, w przeciwnym do wcześniejszego kierunku. Tu już tylko krok do ochlokracji, sterowanej przez nielicznych, a realizowanej karnie przez zaprogramowaną większość.

Problem z odwróceniem procesu wydawać może się syzyfowym przedsięwzięciem. Najtrudniej bowiem przekonać zmanipulowaną osobę do tego, iż została poddana manipulacji. Cały problem polega więc na zastosowaniu odpowiedniej strategii i dobraniu taktyki, by u zwolenników aborcji efektywnie dokonać procesu zmiany postrzegania świata. Wybitny psycholog, wykładowca akademicki KUL oraz ALK, dr. Paweł Fortuna zauważa, iż „dialog ma sens wtedy, gdy chęci wymiany poglądów towarzyszy gotowość do ich zmiany”.

Ulica nie zapewnia nawet marginesu na negocjacje, a na debatę oksfordzką nie ma tam raczej co liczyć. Tu liczą się emocje i agresja, behawioryzm i techniki kontrolowania tłumu.

Proces zmiany muszą przeprowadzić specjaliści, solidnie oparci na „skale” wartości. «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» (J 18, 23).

Proces zmiany muszą przeprowadzić specjaliści, solidnie oparci na skale umiejętności. Trzeba, jak zauważa Krzysztof Karoń, zmierzyć się z „tolerancją represywną” szkoły frankfurckiej. Chodzi bowiem o to, by metodą białej perswazji udowodnić tezę dr. Fortuny, iż „nie ten jest dobrym handlowcem, kto sprzedał lód Eskimosom, lecz ten, którego Eskimosi rekomendują jako najlepszego dostawcę lodu”.

Prawo

Najczęstszy hedonistyczny argument potencjalnych matek, dziś strajkujących gremialnie nieletnich „kobiet”, to „wolność wyboru” do popełnienia czynu zabronionego.

W opozycji do tego postulatu stoi orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z dnia 21.09.2020 r. i ostatecznie definiuje kwestię spójności ustawy zasadniczej z innymi aktami prawnymi traktującymi o aborcji z przyczyn eugenicznych. Konstytucja w art. 38 (Zasada ochrony życia) stanowi: „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia”.

Rozbieżność między prawem naturalnym – będącym w ujęciu tomistycznym pochodzenia Boskiego – a prawem pisanym co do zasady skutkuje konfuzją. Widzimy ją w setkach, jeśli nie tysiącach orzeczeń sądów, głównie w sprawach dotyczących kwestii zasadniczych, jak tu: ludzkiego życia w okresie od poczęcia do narodzin człowieka. Widzimy ją w problemie definiowania osoby „człowieka”, w gimnastyce intelektualnej różnych wykładni prawnych, niezależnie od ich rodzaju: celowościowej, literalnej, etc.

Pisząc swego czasu esej na temat mordu dokonanego na przełomie 1939 i 1940 r. przez Niemców na Polakach w Piaśnicy pod Wejherowem, skupiałem się na aspekcie ludobójstwa. Oparłem się w tym celu na Konwencji ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, a celem było uzasadnienie tezy, iż na dwa lata przed ostateczną kwestią żydowską Niemcy dopuścili się tam Holocaustu na Polakach narodowości polskiej. Ten mord spełnia bowiem kryteria prawne definiujące akt ludobójstwa; mało: Niemcy, mordując polską elitę Pomorza, próbowali zatrzeć ślady swej zbrodni poprzez spalenie ciał swych bezbronnych ofiar. Tak więc, z uwagi na wypełnienie znamion czynu zabronionego oraz kryteriów definiujących akt ludobójstwa (w tym międzynarodowym aktem prawnym) – przynależność do elity, a więc części społeczności – mord w Piaśnicy jest ludobójstwem. Z uwagi na całopalną ofiarę Polaków – spełniona jest druga z przesłanek, definiująca Shoah – Holocaust.

W przypadku omawianego tu aspektu aborcji po raz drugi chciałbym posłużyć się ww. dokumentem.

Uchwalona w 1948 r., a zatwierdzona przez ówczesnego Sekretarza Generalnego PZPR, Prezydenta RP Bolesława Bieruta (sic!) Konwencja ws. zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa stanowi, iż każdy akt służący przerywaniu ciąży, którego celem jest zniszczenie w całości lub części społeczeństwa, jest ludobójstwem.

Przytoczę tu brzmienie art. 2 punkt d Konwencji, aby rozwiać wątpliwości, iż w świetle nieprzestrzeganego do niedawna w Polsce prawa każda aborcja jest ludobójstwem. Artykuł II brzmi: „W rozumieniu Konwencji niniejszej ludobójstwem jest którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych jako takich”. Jego podpunkt d mówi o „stosowaniu środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy”.

Kwestia całkowitego zakazu aborcji jest sprawą ważną, a zarazem arcyciekawą społecznie. Zadanie właściwej interpretacji oraz wykładni zapisów tego aktu prawnego zapewne stanie się niebawem przedmiotem wielu analiz prawnych. Zamierzam bowiem złożyć do Prokuratury Krajowej zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, stosownym organom władzy powierzyć sprawę zbadania jakości przestrzegania prawa w obszarze przewidzianym ww. konwencją.

Spoglądając na zapisy, widzę tu kilka istotnych kwestii, o które potencjalni oponenci takiej jak moja interpretacji zapisów Konwencji mogą próbować toczyć walkę. Po pierwsze kwestia intencji, a więc „zamiar zniszczenia grup”. W tym przypadku grupę stanowią nienarodzeni, córki lub synowie obywateli RP, podejrzewani w okresie prenatalnym o chorobę, często nieuleczalną. W tym kontekście ważny będzie rodzaj wykładni prawnej użyty do analizy prawnej. Jeżeli w miejsce wykładni celowościowej zastosowanie będzie miała wykładnia literalna, oponenci mogą szukać różnic pomiędzy pojęciem narodu i społeczeństwa, dając tym samym szansę nie urodzić się tym Polakom, których rodzice nie utożsamiają się z narodem, a jedynie z polskim społeczeństwem. Innym polem potencjalnej walki może być użyte w konwencji pojęcie „środków”, etc.

Nonszalanckie niestosowanie się do prawa międzynarodowego i zapobiegania ludobójstwu jest dla mnie sytuacją bez precedensu.

Od przeszło 30 lat, od początku przemian ustrojowych kolejne władze odsuwają od siebie niewygodny temat aborcji, traktując go jak swoisty „gorący kartofel”. O ile można postawić tezę badawczą, że czynią to z pobudek koniunkturalnych, pragmatycznego dążenia do celu, jakim jest utrzymanie się u władzy, o tyle jaskrawe nieprzestrzeganie prawa świadczy o jakości moralnej „elit” III Rzeczypospolitej.

Pomimo patetycznych deklaracji działań w obszarze prawa i sprawiedliwości, aktywność władz wolnej Polski wpisuje się przynajmniej częściowo w pryncypia „wolnego”, choć zindoktrynowanego i zniewolonego „ideologią śmierci” dzisiejszego Zachodu czy świata.

„Świat popada w zamęt nie z powodu głupoty intelektu, lecz z powodu wypaczenia woli. Wiemy wystarczająco dużo, to nasze wybory są złe”. Mając na względzie słowa abp. Fultona J. Sheena, na bazie psychologicznej empiryki i wniosków będących wynikiem analiz z obszaru neuronauki, wiedząc sporo o ludzkim behawioryzmie, nie powinniśmy odstępować od walki. W naszej cywilizacji cel nie uświęca środków, niemniej mając wypowiedzianą wojnę, nie powinniśmy rezygnować z przysługujących nam norm prawa stanowionego, a tym samym dezerterować, przedkładając i uznając za nadrzędną agendę tzw. praw człowieka, a odstępować od prawa naturalnego, praw Boga.

Konwencja ratyfikowana przez Bieruta nie utraciła statusu obowiązującego aktu prawnego, a dopuszczamy się jej łamania. Dopuszczamy samą aborcję, mało: pozwalamy na bezpośrednie i publiczne podżeganie do popełnienia ludobójstwa. Nie reagujemy też na daleki od merytoryki i kulturowego standardu argument: W(***)!

Religia

Mój tekst ukazuje się po lub w trakcie wciąż trwających protestów społecznych wywołanych aktywnością (a de facto wieloletnią biernością) organów państwa w obszarze ochrony życia poczętego, orzeczeniem TK w omawianej sprawie, po świętach Bożego Narodzenia i Nowym Roku. Tak więc batalia z aborcją, będąc społecznie ciekawą i zarazem ważną, pozostaje wciąż aktualną sprawą. Staje się w kontekście działań biblijnego Heroda również symboliczną.

U genezy protestów leży feminizacja mężczyzn, która jest procesem przebiegającym równolegle z emancypacją kobiet. Łączną emancypacją kobiet i mężczyzn z odpowiedzialności, grzechu, pokuty, pokory.

Życie w związkach niesakramentalnych, opartych jedynie na kredycie zaufania i kredycie w banku. Seks przed ślubem. Antykoncepcja kastrująca z odpowiedzialności z jednej strony, z drugiej zwiększająca niejednokrotnie statystykę ofiar przedmiotowego ludobójstwa.

Jednym z motorów obserwowanych protestów światopoglądowych jest więc strach przed społeczną dojrzałością, a stadna ich formuła wiele może powiedzieć o strukturalnym podziale, skali i kinetyce zmian w społeczeństwie. Innym motorem napędowym protestów jest zapewne strach i krzesana z niego energia na obronę swojego równoległego z rzeczywistością świata opartego na hedonizmie. Wymienione wyżej zmienne równania na życiową ścieżkę na skróty łącznie składają się na relacje, które budujemy w oparciu o wspomniany wyżej strach i własny hedonizm, a pierwsze wyzwania w jaskrawy sposób pokazują społeczną niedojrzałość metrykalnych mężczyzn, jak i kobiet. Alternatywnie – ich problemy psychiczne, niejednokrotnie będące efektem odstępstwa od Dekalogu; kiedyś i dziś. Prawo o zakazie aborcji dotyczy wszystkich obywateli, a więc i mężczyzn. O ile nie mają oni szans zajść w ciążę, o tyle, podejmując współżycie, muszą być świadomi wszystkich związanych z tym konsekwencji. Kobiety również. Seks był i nadal powinien być dziedziną życia społecznego przewidzianego dla osób dojrzałych społecznie.

W tym miejscu warto wspomnieć postać św. Józefa, jego cechy, które mogą stanowić remedium na wyemancypowany dziś z moralności i odpowiedzialności związek kobiety i mężczyzny. Przed kilkoma dniami miałem nieprzyjemność oglądać zdjęcia figury św. Józefa w Pile, sprofanowanej w trakcie wciąż trwających protestów feministek.

Komu może przeszkadzać mężczyzna, który nie sypiał z własną żoną, a opiekował się dzieckiem, chociaż wiedział, że nie jest jego? Zapewne jedynie upadłemu i tym ryczącym na ulicach ludziom, zniewolonym seksem.

Józef swą markę osobistą zbudował już 2000 lat temu i wydaje się wprost idealnym personalnym remedium na barbarzyńskie czasy i barbarzyńskich ludzi. Wiedział bowiem, że życie nie polega jedynie na przeżyciu, że jest warte złożenia go w ofierze w imię zasad. Choćby uczciwości, odpowiedzialności, opieki nad rodziną.

Jako przedsiębiorca przyglądam się, jak malujemy dziś własne spółki na turkus, we własnych etykach CSR odkrywamy Amerykę po raz n-ty, organizujemy też czy uczestniczymy w konferencjach i seminariach z zarządzania zaufaniem… A wystarczyłoby być jak Józef. W domu i w firmie. Stać wyprostowanym, pomimo pokusy pójścia na skróty.

Analizując problem aborcji w Polsce, warto spojrzeć z perspektywy warsztatu analitycznego naukowca, księdza, który stara się rozbudowywać go na kryteriach cywilizacyjnych. Definiuje je zwięźle ks. prof. Tadeusz Guz. Zauważa on, iż

polski system edukacji wciąż nie wyartykułował najważniejszych celów edukacji, jakimi są: w aspekcie rozumu – prawda, a w aspekcie wolności człowieka – dobro.

Mając na uwadze owe filary, wiedzę o świecie powinniśmy czerpać, bazując na logice, zbudowanym na jej bazie warsztacie analitycznym oraz regulujących go wartościach moralnych, które nie podlegają relatywizacji, a odstępstwo od nich – racjonalizacji. Brak takiego spojrzenia na analizowaną rzeczywistość wyrzuca poza orbitę cywilizacyjną, prowadzi do tego, co obserwujemy na Zachodzie – do stępienia sumień. Tam moralność stanowiącą komplementarną składową cywilizacyjnego spoiwa zastąpiono etyką, która występować może w tysiącach odmian. Każda wygodnie dobrana przez każdą osobę, grupę zawodową czy społeczną.

Konstytucja Rzeczypospolitej chroni życie wszystkich ludzi, niezależnie od tego, na jakim etapie rozwoju się oni znajdują. Warto tu podkreślić, że równanie na godność ludzką nie zawiera w sobie zmiennej czasowej.

Innymi słowy: człowiekiem się jest, czy od zapłodnienia minęła godzina, czy też jest się 100-letnim staruszkiem, który z uwagi na demencję nie jest w stanie wyartykułować choćby jednego zdania. Po prostu nie przerywajmy ciąży, a po dwudziestu latach będziemy mogli się z zygotą spierać na argumenty, niejednokrotnie dostając przy tej okazji merytoryczny wtedy łomot. A jeżeli będzie chora lub umrze – to nauczy nas prawdziwej miłości i pokory.

Polityka

Lata bierności po odejściu JPII skutkują starciem liberalnego Goliata z konserwatywnym Dawidem. Na naszych oczach ścierają się płyty tektoniczne postępowego i opartego na wartościach katolickich świata. Nie liczą się wartości, a cel. I ten rewolucyjny cel uświęca też środki. Łamane są więc traktaty, tylnymi drzwiami implementowane są sprzeczne z kanonami łacińskiej cywilizacji rozwiązania. W Europie widać to choćby w próbie narzucania rozbieżnego z traktatami akcesyjnymi redystrybuowania środków finansowych w oparciu o ocenę „praworządności”, łącznie z szantażem finansowym, wojną narracyjną, stosowaniem różnych socjotechnicznych tricków z najważniejszą: medialną manipulacją, prowadzącą do indoktrynacji mas. To właśnie temu służyły działania mające na celu zdyskredytowanie Polski i Polaków czy Węgier i Węgrów, ich suwerennych i legalnych wewnętrznych decyzji w ramach UE. Kamieniem milowym było odejście od nicejskiego porządku na rzecz lizbońskiego; teraz w ramach lizbońskiego większość lewicowa próbuje pozbawić zdania odrębnego te państwa, których rządy choćby deklarują prawicową zarządczą linię. Zmienia się też kinetyka tego procesu.

Nie chodzi o wartości, bo na płaszczyźnie merytorycznej wartości broniłyby się same. Chodzi o władzę i dominację, do której droga wiedzie poprzez skrzyknięcie się sił nurtu liberalnolewicowego, wspólną ich aktywność dla zainstalowania na miejscu niepokornych władz ich lewicowych homologów, skłonnych od ręki narzucić wszystkim swobodny dostęp do zabiegu aborcji jako komplementarnej wartości tzw. praw człowieka. Metodyka jest widoczna i można pokusić się o zgrubne jej opisanie jako metodę „ulica i zagranica” czy makiaweliczne fałszerstwa wyborcze w USA w celu utorowania drogi liberałom. Walka odbywa się na wielu płaszczyznach, bez poszanowania prawa. W związku z powyższym proces destrukcji miru społecznego należy postrzegać w kategoriach multidyscypliny, gdzie skoordynowane działania skutkują pojawieniem się efektu synergii, a dalej swoistej „masy krytycznej”, czyli przesilenia, anarchii, a w finale – cywilizacyjnego upadku.

Sporu o aborcję na płaszczyźnie wartości prowadzić nie ma sensu, bo choć wartości są przedmiotem sporu, oponentom przyświeca inny cel. Cel w postaci realizacji rewolucyjnej anihilacji oponentów i zastanego porządku.

Warto, walcząc w procederem aborcji, z całą stanowczością korzystać z instrumentów prawnych, pokusić się o przeniesienie sporu w obszar analizy prawnej tych aktów, które nakazują pełną ochronę nienarodzonych. Warto w tym samym czasie działać też na innych polach, szukając tu efektu synergii, przejmować inicjatywę, realizując szkicowane, wariantowe strategie, a w ich ramach wymiernie skuteczne taktyki. Nie chodzi bowiem o to, by prowadzić walkę, ale o wygraną. Wygranie sprawy aborcji bez moralnego faulu. Ma to taktyczne uzasadnienie: nie można, będąc laikiem sportowym, oczekiwać sukcesu i wchodzić do bokserskiej walki z zawodowym bokserem, ponadto każde użycie niedozwolonej prawem siły skutkuje natychmiastową dyskredytacją w oczach obserwatorów i sędziów. Dlatego z całą stanowczością należy rekomendować wzmożenie wysiłków i pracę na rzecz formowania młodych ludzi, aktywność w obszarze medialnego „marketingu prawdy”, a jednocześnie prowadzenie batalii prawnej i w miarę możliwości procesu zmiany u zindoktrynowanych ideologią śmierci zwolenników aborcji.

Gdy III Rzesza przegrała II wojnę światową, doszło do osądzenia niemieckich ludobójców i ich stronników przed trybunałem w Norymberdze. Gdy krwiożerczy reżim Pol Pota w Kambodży upadł w 1979 roku, Czerwonych Khmerów sądzono za ludobójstwo. Przegranego Slobodana Miloszewicia postawiono przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze. Kto oskarżał Hermana Goeringa i innych niemieckich masowych morderców podczas procesów norymberskich? Amerykanie, Brytyjczycy, ale i Sowieci. Tacy jak generał Roman Rudenko czy sowieccy prokuratorzy, których sumienia były wyemancypowane z moralności, a ręce zbrukane krwią większej ilości ofiar niż Goeringa. Historię piszą zwycięzcy – powiedział Józef Stalin. Miał rację. Na dziesięciolecia ustalił narrację, prawa. W Polsce po 1989 roku nie skazano żadnego z czołowych komunistycznych zbrodniarzy.

W Polsce na upadku ustroju najlepiej wyszli komuniści i zaakceptowani przez nich negocjatorzy, uwłaszczając się na narodowym majątku, podczas gdy oponentów „Magdalenki” spotykał ostracyzm, niekiedy wykonywane były „samobójstwa”. Zapewne dlatego, że w Polsce sukcesy święci ideologia materializmu, nihilizmu, ponieważ wciąż wykonuje się aborcje.

Konkluzja

Najnowsze badania społeczne prof. Piotra Świlińskiego pokazują hierarchię wartości dzisiejszych Polaków. O ile jeszcze dwie, trzy dekady temu za najważniejsze uznawano rodzinę, miłość czy przyjaźń, to dziś panuje, jak to określa prof. Marek Jan Chodakiewicz, dyktatura przyjemności. Piramida potrzeb Polaków wygląda następująco: 1. Zdrowie 2. Wygoda 3. Konsumpcja 4. Rozrywka.

Wygląda znajomo? Czy jest to dla Państwa przerażające, czy też naturalne?

Chrońmy prawdę opartą na piątym przykazaniu Dekalogu, to bowiem prawda najwyższa, bo Boska. Zadbajmy o spójność prawa stanowionego z prawem Boskim. Zadbajmy o dochowanie wieczystego ślubu: „Święta Boża Rodzicielko i Matko Dobrej Rady! Przyrzekamy Ci z oczyma utkwionymi w żłóbek betlejemski, że odtąd wszyscy staniemy na straży budzącego się życia. Walczyć będziemy w obronie każdego dziecięcia i każdej kołyski równie mężnie, jak ojcowie nasi walczyli o byt i wolność Narodu, płacąc obficie krwią własną. Gotowi jesteśmy raczej śmierć ponieść, aniżeli śmierć zadać bezbronnym. Dar życia uważać będziemy za największą łaskę Ojca Wszelkiego Życia i za najcenniejszy skarb Narodu. Lud mówi: Królowo Polski – przyrzekamy!”

Prawo Boskie nie ogranicza nas, a chroni. Widać to z perspektywy 2000 lat, nie widać natomiast z perspektywy 1948, 1997, 2020 roku, a więc czasu, odpowiednio: ratyfikowania przedmiotowej Konwencji, utworzenia konstytucji RP oraz przeprowadzonych szacunków co do skali rzezi nienarodzonych.

Liczba ofiar aborcji liczona od lat 50. ubiegłego wieku to już nie rzeka, nie morze, a ocean niewinnej krwi. Różne szacunki mówią o 1,514 do znacznie ponad 2,515 mld ofiar tego procederu. O biznesie handlu „mięsem” abortowanych ludzi, liczonym na miliony euro, mówi z kolei publicystka Małgorzata Wołczyk: o 100 tys. ofiar rocznie tego procederu, o 250 kg szacowanego w skali roku, wysyłanego producentom kosmetyków „mięsa” tylko z jednego centrum aborcyjnego.

„Na to Jezus mu rzekł: »Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. Tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie«” (Mt 17–19).

Powyższe wersety z Ewangelii Mateusza nie powinny dawać nam powodów do składania broni. Do projektowania zmiany świata w oparciu o słupki sondaży, o makiaweliczny, polityczny pragmatyzm. Skoro od dwóch tysięcy lat żyjemy w pełni, mało: posiadamy pisemną gwarancję zwycięstwa, nie powinniśmy grzeszyć głównym grzechem lenistwa, tylko czynnie zabrać się za obronę piątego przykazania Dekalogu. A o wsparcie prosić św. Józefa i miliardy abortowanych do tej pory DZIECI.

Artykuł Miłosza A. Kuziemki pt. „Pandemia aborcji” znajduje się na s. 12–13 marcowego „Kuriera WNET” nr 81/2021.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Miłosza A. Kuziemki pt. „Pandemia aborcji” na s. 12–13 marcowego „Kuriera WNET” nr 81/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Konwikt oo. jezuitów w Chyrowie – jedna z najlepszych szkół w Europie / Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” 81/2021

Przez 53 lata przewinęło się przez konwikt 6170 uczniów. Stanowili elitę społeczną: wybitni duchowni, naukowcy, prawnicy, artyści, literaci oraz politycy – twórcy niepodległego państwa polskiego.

Tadeusz Loster

Chyrowiacy

Mało kto wie, że jedna z najlepszych szkół średnich przed I wojną światową i w okresie międzywojennym w Europie znajdowała się w ówczesnej Polsce. Było to Gimnazjum klasycystyczne ojców jezuitów w dawnej Galicji w Chyrowie pod Przemyślem, które istniało przez 53 lata.

Miasto Chyrów jest położone w malowniczej okolicy górskiej w przedgórzu Karpat, nad brzegami rzeki Strwiąż. Na południe od Chyrowa biegnie pasmo Beskidów, w niektórych źródłach określane jako Płaskowyż Chyrowski. W 1883 roku ojcowie jezuici zakupili w Bąkowicach pod Chyrowem majątek Franciszka Topolnickiego. W 1886 roku w obszernych budynkach szkolnych ze wspaniałymi warunkami socjalnymi, zaopatrzonych znakomicie w pomoce naukowe, bibliotekę (30 tys. książek), zbiory archeologiczne, numizmatyczne i przyrodnicze, sale gimnastyczne, 4 korty tenisowe i 8 boisk rozpoczął działalność Zakład Naukowo-Wychowawczy Ojców Jezuitów, uważany za jedną z najlepszych szkół w Polsce i w Europie.

Na początku XX wieku po rozbudowie zakładu było w nim 327 pokoi mieszkalnych i sal wykładowych, przeznaczonych dla 400 uczniów. Program nauczania w zakładzie był identyczny jak zalecany dla gimnazjów państwowych, jednak znacznie rozszerzony o przedmioty nadobowiązkowe, np. o prowadzenie zajęć w języku ukraińskim, rosyjskim, francuskim, angielskim, grę na różnych instrumentach czy ćwiczenia w różnych dyscyplinach sportowych. Zakład był elitarną szkołą męską, do której uczęszczali synowie ziemiaństwa, urzędników państwowych i samorządowych z ziem dawnej Rzeczypospolitej, a także z pruskiego i cieszyńskiego Śląska oraz Austrii, Czech i Węgier. Warunkiem przyjęcia do tej szkoły prywatnej, wyznaniowej, była wyznawana przez ucznia religia katolicka. Dzień zaczynał się od mszy świętej.

Znakomita organizacja rozsławiała imię konwiktu. Chyrów słynął m.in. z żelaznej dyscypliny panującej w szkole i internacie i dlatego rodzice upatrywali w nim szansę – czasem ratunek – żeby z synów wyrośli wykształceni, porządni ludzie.

Tak pobyt w chyrowskim gimnazjum wspomina jeden z wychowanków: „Na dwu piętrach były dwa kilometry korytarzy. Każda z klas miała oddzielną sypialnię, salę do nauki, salę do rekreacji. Przemarsze przez korytarze odbywały się w milczeniu w dwóch szeregach. W milczeniu wchodziło się do jadalni na 550 osób i dopiero na dzwonek prefekta generalnego wolno było rozmawiać. Pobudka była o szóstej rano, cisza nocna o pół do dziesiątej. Lekcje trwały od 9 rano do pierwszej, z trzema kwadransami dużej pauzy i od czwartej do pół do szóstej. Na rekreację poświęcano dwie i pół godziny w dwu ratach. We wtorki i czwartki zamiast poobiednich rekreacji i lekcji odbywały się wycieczki i spacery. Zimą: łyżwy, narty, sanki. Latem kąpiele w rzece”.

Chyrowiacy rocznik 1917/1918 | Fot. ze zbiorów autora

Przez okres istnienia chyrowskiego zakładu, to jest przez 53 lata, przewinęło się przez niego 6170 uczniów. Wychowankowie gimnazjum stanowili elitę społeczną w różnych dziedzinach: wybitni duchowni, naukowcy, prawnicy, artyści, literaci oraz politycy – twórcy niepodległego państwa polskiego. Do 1936 roku 70 byłych uczniów konwiktu zostało wojskowymi, 30 kapłanami, urzędników państwowych, ministerialnych i samorządowych było 118, przemysłowców i kupców 63, adwokatów, sędziów i notariuszy 73, lekarzy 40, ziemian i leśników 146. Absolwentów chyrowskiego gimnazjum zwano chyrowiakami.

Chyrowiakiem bardzo związanym z Chyrowem, uczestniczącym w wielu zjazdach wychowanków, był wicepremier Rządu Polskiego Eugeniusz Kwiatkowski (1888–1974) – w polskich dziejach postać wyjątkowa; polski chemik, wicepremier, minister przemysłu i handlu, minister skarbu. Reformator polskiej gospodarki, twórca COP i portu w Gdyni, z czasem największego nad Bałtykiem. Jedna z najbarwniejszych postaci II Rzeczypospolitej.

Do znanych polityków, wychowanków kolegium chyrowskiego, należeli: Jan Choiński-Dzieduszycki (1890–1971) – polski ziemianin, działacz społeczny, polityk, poseł Sejm w II RP; Leon Koppens (1890–1964) – polski dyplomata i urzędnik konsularny; Jerzy Teofil Marian Barthel de Weydenthal (1882–1960) – polski urzędnik konsularny, dyplomata.

Spośród innych znanych osób kolegium ukończyli:

pisarze: Jan Brzechwa, Franciszek Ksawery Pruszyński, Kazimierz Wierzyński, Józef Garliński, Andrzej Rostworowski, Kamil Giżycki, Mieczysław Orłowicz;

artyści malarze: Adam Styka, Antoni Wiwulski (twórca Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie);

aktorzy: Kazimierz Junosza-Stępowski, Włodzimierz Ziembiński;

naukowcy: Aleksander Birkenmajer, Mieczysław Jerzy Gamski, Stanisław Łoś, Paweł Siwek, Franciszek Tokarz;

lekarz Marian Garlicki;

działacze społeczni: ks. Mieczysław Kuznowicz, Mieczysław Chłapowski, Tadeusz Łubieński, Feliks Szymanowski, Roman Wajda, Marian Kawski;

nauczyciel Jan Radożycki oraz filozof Julian Edwin Zachariewicz.

Trudno nie wyliczyć tu wybitnych duchownych: kardynała Adama Kozłowieckiego (arcybiskupa Lusaki), biskupa Kazimierza Tomczaka, Edwarda O’Rourke (pierwszego biskupa gdańskiego), Mariana Morawskiego (bratanka założyciela, teologa, męczennika Oświęcimia), ks. Stanisława Starowieyskiego (zakonnika ze Zgromadzenia Kapłanów od Najświętszego Sakramentu, przyjaciela Karola Wojtyły, z którym wspólnie wyjechał na studia do Rzymu w 1946 r.), Stanisława Stysia (jezuitę, profesora biblistę), Brunona Wolnika (jezuitę, misjonarza).

Uczniem chyrowskiego konwiktu był także ks. Zdzisław Aleksander Peszkowski – doktor filozofii, kapelan Jana Pawła II, harcmistrz, podchorąży kawalerii Wojska Polskiego II RP, rotmistrz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, kapelan Rodzin Katyńskich i pomordowanych na Wschodzie, Kapelan Naczelny ZHP, patron honorowy Hufca ZHP Ziemi Sanockiej.

Byli również wybitni wojskowi. W 1909 roku maturę w Chyrowie zdał Roman Abraham, późniejszy generał WP. Generał Abraham był jedynym dowódcą związku kawalerii, który na całym szlaku bojowym w kampanii wrześniowej nie poniósł ani jednej porażki, nie przegrał ani jednej bitwy.

Do absolwentów należeli również: Kazimierz Rafał Chłapowski – oficer WP, działacz polityczny, urzędnik, poseł na Sejm I kadencji w II RP; Bolesław Dunikowski – pułkownik audytor Wojska Polskiego; Adam Epler, Jerzy Kirchmayer, Stefan Kopecki, Wawrzyniec Łobaczewski – pułkownik kawalerii Wojska Polskiego, ofiara zbrodni katyńskiej; Kazimierz Papara, Witold Scazighino, Władysław Śniadowski, Wiktor Kamieński – polski prawnik z tytułem doktora, podporucznik Wojska Polskiego; Leon Schnür-Pepłowski.

Podczas Wielkiej Wojny ponad 70 chyrowiaków z pobudek patriotycznych wstąpiło do Legionów Polskich.

O kilku z wielu pragnę wspomnieć. Do nich należeli legioniści – grono koleżeńskie chyrowiaków, którzy weszli w skład 2 Szwadronu Ułanów II Brygady Legionów Polskich. Należeli do nich: por. Jerzy Kisielnicki ps. Topór, komendant 2 szwadronu (poległ pod Rokitną); ułan Jan Chwalibóg, kapral Mieczysław Chwalibóg (ranny dostał się do niewoli pod Rokitną); ułan Eugeniusz Potok-Łada (poległ pod Rokitną); ułan Stanisław Kułakowski (ranny pod Rokitną) i jeszcze kilku „Chyrowskich Rycerzy”, uczestników słynnej szarży 2 szwadronu pod Rokitną 13 czerwca 1915 roku, zwanej nową Somosierrą. Było dużo wspólnych cech, które łączyły i upodobniały te dwie szarże. W jednej i w drugiej do szarży przystąpił tylko jeden szwadron. Mimo że dzieliła je odległość ponad stu lat, polskich żołnierzy łączył wspólny cel – wywalczenie wolnej Polski. Bili się przy boku obcych armii poza granicami byłej Rzeczypospolitej. Pod Somosierrą nastąpiło zwycięstwo, a pod Rokitną – podziw dla odwagi i waleczności bohaterów.

Konwikt widok współczesny | Fot. O. Malyon, CC A-S 4.0, Wikipedia

Warto wspomnieć, że w słynnej szarży pod Somosierrą brał udział szwoleżer Mikołaj Dunin-Wąsowicz. Jego w prostej linii prawnuk rotmistrz Zbigniew Dunin-Wąsowicz poległ 13 czerwca 1915 roku pod Rokitną. Prowadził on do szarży 2 Szwadron Ułanów II Brygady Legionów Polskich.

Uczniem chyrowskiego konwiktu był również legionista Bolesław Wieniawa-Długoszowski, miłośnik kobiet, koni i hucznych zabaw, poeta, lekarz medycyny, generał, a także dziennikarz, bliski współpracownik Józefa Piłsudskiego. Trafił do słynącego z rygoru gimnazjum jezuitów na własną prośbę. Jednak szybko z niego uciekł.

Ci wybitni wychowankowie chyrowskiego gimnazjum mieli wspaniałych nauczycieli i wychowawców. Przez okres działalności konwiktu przewinęło się ich 353; byli to jezuici, a także nauczyciele świeccy. Wśród najważniejszych należy wymienić Aleksandra Gromadzkiego, który przez 26 lat wykładał w Chyrowie matematykę, fizykę, historię naturalną, mineralogię i język rosyjski. Romuald Koppens uczył przez 42 lata w klasach gimnazjalnych literatury, języka polskiego, łaciny i greki. Leon Kapaun przez 37 lat był nauczycielem łaciny i greki. Ignacy Gruszczyński przez 30 lat wykładał przedmioty ścisłe i opiekował się gabinetem fizycznym. Wiktor Hoppe przez 33 lata uczył języków nowożytnych – francuskiego, niemieckiego i angielskiego. Karol Kroszyński nauczał religii, języka francuskiego, propedeutyki filozofii i historii. Herman Libiński, który przez ćwierć wieku uczył historii i geografii oraz języków niemieckiego, francuskiego, greckiego, religii i matematyki, był nieprzeciętnym poliglotą. Zygmunt Wojtycha, architekt i ogrodnik, przez 36 lat nauczał rysunku, kaligrafii, prac ręcznych oraz geometrii wykreślnej. Śpiew i grę na instrumentach muzycznych prowadził Aleksander Piątkiewicz, który dla konwiktorów pisał i reżyserował sztuki teatralne.

Byli też wykładowcy, którzy nie mieli tak długiego stażu w nauczaniu konwiktorów, ale ich nieprzeciętność pozostawiła olbrzymi wkład w wychowanie młodzieży. Do takich nauczycieli należy zaliczyć Karola Zdenka Runda – muzyka i wojskowego pochodzenia czeskiego, kapitana kapelmistrza Wojska Polskiego, kompozytora i wykładowcę, Nikodema Biernackiego – polskiego skrzypka i kompozytora, Władysława Filara–polskiego nauczyciela, filozofa.

Do znaczących osób związanych z chyrowskim konwiktem należy także zaliczyć wybitnych duchownych: Adama Kozłowieckiego – polskiego duchownego rzymskokatolickiego, jezuitę, misjonarza, arcybiskupa metropolitę Lusaki w latach 1959–1969; księdza kardynała Jana Beyzyma – polskiego duchownego katolickiego, jezuitę, misjonarza, błogosławionego Kościoła katolickiego, czy Tadeusza Karyłowskiego – polskiego jezuitę, poetę i tłumacza. Studiował filozofię, teologię, literaturę polską i francuską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przez szereg lat zajmował się hymnologią, tłumaczył hymny kościelne. Swoją twórczość literacką ogłaszał w wielu czasopismach jak „Nowe Wiadomości”, „Głos Ewangelii” oraz „Przegląd Powszechny”.

Warto wspomnieć wojenne losy chyrowskiego gimnazjum, które podczas Wielkiej Wojny w okresie inwazji wojsk rosyjskich Brusiłowa znalazło się w centrum działań wojennych. We wrześniu 1914 roku konwikt chyrowski znalazł się w pobliżu linii frontu.

Normalne życie do konwiktu zaczęło wracać dopiero pod koniec września 1915 roku. Przez ten czas dwa razy wojska austriackie założyły w pomieszczeniach gimnazjum szpital wojskowy, dwa raz taki sam szpital wojskowy zorganizowali Rosjanie, a ilość rannych żołnierzy przekraczała niekiedy pięć tysięcy.

Dwa razy główne pomieszczenia konwiktu zajmował naczelny wódz armii rosyjskiej wraz ze swoim sztabem, generał Brusiłow. Na początku 1916 roku w organie chyrowskiego gimnazjum, „Kwartalniku Konwiktowym”, można było przeczytać:

„Przybliżający się do Chyrowa lub zwiedzający jego okolice ujrzy z boleścią zburzone stacye czy to w Zagórzu, czy w Samborze, ruiny dworów w Grodowicach i Komorowicach, gruzy pałaców w Laszkach i Lisku, starożytny, gotycki kościół Herburtów w Felsztynie, z takim pietyzmem przez X. Watulewicza niedawno odnowiony, bez dachu i bez słynnej na całą okolicę baszty. Wita nas jednak z dala wieża Chyrowskiego Konwiktu, pocieszają całe, niezburzone obie chyrowskie stacye, choć najbliższe domki dróżników spalone. Konwikt ocalony, pomimo że i nad nim przelatywały granaty i szrapnele!”.

Konwikt oo. jezuitów | Rycina ze zbiorów autora

Jeszcze na przełomie 1918 i 1919 roku gimnazjum ojców jezuitów zawiesiło naukę swoich wychowanków, kiedy to Chyrów został opanowany przez Ukraińców. W okresie międzywojennym w 1929 roku utworzono w chyrowskim gimnazjum Ligę Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej. Od marca 1933 roku w zakładzie był czynny oddział Ligi Morskiej i Kolonialnej, a w 1936 roku został utworzony szczep Związku Harcerstwa Polskiego.

Po upadku Polski po wrześniu 1939 r. jezuici musieli opuścić Chyrów. Collegium jezuickie stało się siedzibą garnizonu Armii Czerwonej. W 1941 roku biblioteka została całkowicie zniszczona, a całość zakładu naukowego zamienili Niemcy na koszary i więzienie. Po II wojnie światowej jezuicki konwikt i Collegium zostały zamienione na radzieckie koszary, a od 2004 r. – na koszary ukraińskie.

W lutym 1996 r. przyklasztorna kaplica Collegium została wyświęcona jako greckokatolicka cerkiew pod wezwaniem św. Mikołaja. W sierpniu 2013 roku Zakład Naukowo-Wychowawczy OO. Jezuitów został sprzedany na aukcji prywatnej firmie „Chyrów-rent-inwest” za 2231 tys. hrywien. Obecnie w części budynków mieści się hotel i zakład wodoleczniczy. W 2017 roku w odnowionym gmachu byłego kolegium zostało otwarte muzeum historii gimnazjum.

24 marca 2018 roku do polski dotarły niepokojące wieści. „Kresowy Przegląd Tygodnia” informował: „Około godziny 14 lokalnego czasu wybuchł pożar w XIX-wiecznym kompleksie dawnego zakładu wychowawczego jezuitów w Chyrowie (obwód lwowski na Ukrainie). Jak wynika z doniesień portalu zaxid.net oraz relacji internautów, ogień, który objął cały kompleks, jeszcze nie został ugaszony.

Jak pisze zaxid.net, z żywiołem walczy 11 wozów straży pożarnej i 68 strażaków. Ogień zajął cały dach kompleksu. Według mera Chyrowa całkowicie spłonęło także najwyższe, drugie piętro budynku, jednak jak wynika ze zdjęć publikowanych przez internautów w mediach społecznościowych, ogień rozprzestrzenił się na pozostałe piętra. Najmniej miał ucierpieć kościół przylegający do konwiktu, służący obecnie prawosławnym – według zaxid.net spłonęła jedynie jego kopuła”.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Chyrowiacy” znajduje się na s. 4 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 81/2021.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Chyrowiacy” na s. 4 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 81/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Fragmenty Biblii greckiej znalezione koło Jerozolimy. Ks. prof. Chrostowski: całość jest bardzo dobrze skatalogowana

Biblista wskazuje, że do znalezienia fragmentów Septuaginty mogło dojść nawet 30 lat temu. Tłumaczy, że odkrycie może stanowić dowód na różnorodność życia żydowskiego na początku naszej ery.

Ks. prof. Waldemar Chrostowski mówi o  odkrytych niedaleko Jerozolimy fragmentach Biblii greckiej. Archeolodzy izraelscy niedawno poinformowali o znalezisku, jednak prawdopodobnie mieli do niego dostęp już dawno, może nawet 30 lat temu.

Każdy fragment jest dobrze skatalogowany i musiał być przechowywany w dobrych warunkach.

Jak wskazuje biblista, życie żydowskie początku naszej ery  miało dużo bardziej zróżnicowany charakter niż się to przedstawia, a omawiane artefakty stanowią tego znakomity dowód.

Gość „Popołudnia WNET” opowiada również o tym, jaki jest los starożytnych znalezisk w Izraelu i innych krajach Bliskiego Wschodu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Janusz Rosikoń: Bazylika św. Pawła zdumiewa nas swoim ogromem

Janusz Rosikoń o Bazylice św. Pawła za Murami, jej historii, ogromie, pożarze, który ją zniszczył oraz o tym, co mówi o niej przepowiednia Malachiasza.

Janusz Rosikoń opowiada o Bazylice św. Pawła za Murami, która powstała na miejscu pochowania św. Pawła. Można podziwiać okowy, w które Apostoł był zakuty. Bazylika została zbudowana przy Via Ostiense przez cesarzy Teodozjusza I, jego syna Arkadiusza i Walentyniana II w latach 386-440.

Wchodzimy do bazyliki, która zdumiewa nas swoim ogromem.

Bazylika przyciąga uwagę portretami papieży, które umieszczone są w nawach. Według przepowiedni Malachiasza, kiedy skończą się miejsca na portrety, będzie oznaczać to koniec świata.

Nie tak dawno dołożono trochę miejsc.

Nasz gość opowiada również o pożarze, który wybuchł w bazylice 15 lipca 1823 r. Pożar zniszczył prawie cały obiekt. Podjęto odbudowę, starając się zachować pierwotny kształt świątyni. Zakończenie prac i ponowne poświęcenie bazyliki nastąpiło w roku 1854.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Ideologia LGBT nie może narzucać Kościołowi interpretacji nauki Chrystusa / ks. Zygmunt Zieliński, „Kurier WNET” 81/2021

LGBT czyni z seksualności pole walki ideologicznej. Homoseksualizmowi przynosi szkody, gdyż wywleka na zewnątrz intymną sferę człowieka, nie dając mu możliwości sprzeciwu, co najwyżej wyobcowania się.

Zygmunt Zieliński

Problem postawiony na głowie

Homoseksualizm jest stary jak ludzkość. Bywał, i w wielu miejscach jest nadal, traktowany jako dewiacja. W jakim sensie? Najłagodniej rzecz ujmując – jako zboczenie z drogi właściwej ogółowi ludzkości.

Można powiedzieć: ogółowi, bo to, że homoseksualizm jest sytuacją wyjątkową, nie ulega wątpliwości i twierdzenie przeciwne nie ma najmniejszego uzasadnienia. Nie znaczy to wcale, że człowiek obarczony taką właściwością – nie wzdragajmy się na słowo „obarczony”, gdyż nie ma on łatwego życia – godny jest potępienia lub ma być poddany ostracyzmowi. Zresztą homoseksualizm jest przypadłością, rzec by trzeba, prywatną i kojarzy się z jednostką. Podobnie zresztą orientacja seksualna kobieta–mężczyzna.

Ani homoseksualizm, ani przeciwna mu orientacja nie stwarzają przesłanki dla tworzenia na zasadzie opcji seksualnej jakichś organizacji stanowiących podbudowę dla innych celów: politycznych, społecznych, ideologicznych.

W ostatnich latach LGBT czyni z seksualności pole walki o cele ideologiczne. Homoseksualizmowi przynosi szkody, gdyż wywleka na zewnątrz intymną sferę człowieka, nie dając mu w zasadzie możliwości sprzeciwu, co najwyżej wyobcowanie się, co też wielu homoseksualistów czyni.

Oczywiste jest, że żaden człowiek poważnie traktujący siebie samego nie zjawi się na tzw. marszu równości. Politycy tam obecni bardziej cenią wątpliwą popularność niż szacunek dla samych siebie.

Sięgam do około 80 lat wstecz, odkąd zacząłem postrzegać świat jeśli nie w pełnych, to w zasadniczych jego realiach. Pierwszy raz zetknąłem się z homoseksualistą, mają 18 lat; zresztą był to ojciec rodziny. To był szok, ale mimo zdumienia, nigdy tego człowieka nie potępiałem. Z biegiem czasu dowiedziałem się, że o jego przypadłości wiedziało pół miasta, a on funkcjonował w swoim zawodzie bez przeszkód. Z biegiem czasu poznałem co najmniej kilka dziesiątków osób o skłonnościach homoseksualnych. Wielu z nich kosztem wielkiego wysiłku panowało nad nimi i oni zawsze budzili we mnie szacunek, nawet swego rodzaju podziw. Jeśli zauważało się niechęć do ludzi wspomnianej opcji seksualnej, to prawie zawsze podłoże tego było inne. Chodziło głównie o uwodzenie osób młodocianych, nie orientujących się w istocie problemu, z czego zazwyczaj wynikały tragiczne konsekwencje.

Z tego, co wyżej napisano, wynika, że homoseksualizm traktowano powszechnie jako skłonność naturalną i dopóki nie rzutowała ona negatywnie na otoczenie, spotykała się z tolerancją. Gdy chodzi o stronę religijną, to był to casus conscientiae – sprawa sumienia – i jeśli ci ludzie gdzieś znajdowali zrozumienie, to zwłaszcza w konfesjonale. Na przekór ideologom LGBT zapewniam, że wiem dokładnie, o czym piszę.

Wywiad o. Jamesa Martina, jezuity amerykańskiego, w 2017 roku mianowanego przez papieża Franciszka konsultantem w Watykańskim Sekretariacie ds. Komunikacji, przeprowadzony przez Zuzannę Radzik dla „Tygodnika Powszechnego” (nr 17/2019), nie wywołał sensacji, choć treść jego skądinąd jest sensacyjna. Ale jest to zakonnik znany ze swej sympatii dla LGBT.

Bardziej może szokować jego ostatnia wypowiedź. „Wolność religijna nie powinna być używana jako pozór dla homofobii. Czy katolickie ośrodki adopcyjne będą też wykluczać pary, które są żydowskie albo protestanckie?” – napisał na Twitterze. Ten wpis mówi o jezuicie Jamesie Martinie w zasadzie wszystko. Jak zwykle – na co zwrócimy w dalszym ciągu baczniejszą uwagę – używa on czegoś w rodzaju skrótów myślowych, co mu pozwala na majstrowanie dwuznaczności. W tej mętnej wodzie nie wiadomo nigdy, co się złowi. Tak więc tzw. związki homoseksualne stawia on na równi z małżeństwami żydowskimi i protestanckimi. Można dopowiedzieć, że nie tylko z nimi, ale z każdym małżeństwem. Wymienione przez niego związki są jednak rzeczywistymi małżeństwami – nieważne jakiego wyznania czy religii – i tworzą normalne rodziny, toteż dziecko przez nie adoptowane może w nich znaleźć zdrową, rodzinną atmosferę, nie zagrażającą jego osobowości ani psychice. Tego nie można powiedzieć o związkach, gdzie jest dwóch tatusiów czy dwie mamusie, czego dziecko nie pojmie, a dorastając, staje bezradne wobec zjawiska, które trudno mu zaakceptować, zwłaszcza kiedy w szkole i na każdym kroku spotyka rodziny, gdzie tatuś jest tatusiem, a mamusia mamusią. Kto jak kto, ale kapłan nie powinien takich spraw traktować fałszywie, gdyż jego autorytet ma swe źródło w Ewangelii, a przynajmniej tak być powinno. Nauka zaś ewangeliczna o małżeństwie jest jednoznaczna.

Zatem salva reverentia, ale coś się o. Martinowi pomyliło, a przy okazji także dostojnikom watykańskim – nie śmiem wymienić papieża Franciszka – skoro takiego „eksperta” powołano do znanej dykasterii watykańskiej.

Wracając do jego wywiadu udzielonego „Tygodnikowi Powszechnemu”: pojechał ojciec jezuita, jak to się mówi, po bandzie – także w wymiarze teologicznym. W sensie metodologicznym pomylił dwa pojęcia: LGBT i homoseksualizm. Ciekawe byłoby, gdyby zapytać homoseksualistę traktującego tę opcję jako swą sprawę osobistą, bez dostępu do niej ideologii i interesów osób trzecich, czy by się na takie utożsamienie zgodził. Bardzo w to wątpię. Ale tego nie wiem tak naprawdę ani ja, ani o. Martin. Dlatego, stawiając tu znak równości, popełnia on co najmniej nadużycie metodologiczne. LGBT bowiem jest ideologią, czego dowodzi na każdym kroku. Choćby hucpiarskie i rozwydrzone wybryki tzw. Strajku Kobiet, gdzie symbole LGBT były na porządku dziennym. To środowisko podpisywało się pod atakami wandalizmu wobec obiektów sakralnych. To nie Kościół ich wykluczył, bo nawet nie miał ku temu okazji, ale oni zajęli wobec niego wrogie stanowisko. Zatem LGBT to ideologia lewacko-libertyńska mająca na celu doprowadzenie do zmian cywilizacyjnych, które pozwoliłyby temu środowisku dyktować zasady życia społecznego, obyczajowego, stosując przy tym naciski mające na celu zamknięcie ust każdemu, kto w tej materii miałby inne zdanie.

Czego więc broni o. Martin? Odpowiedź daje zachowanie środowisk LGBT, które stosują terror psychiczny, a wobec Kościoła także fizyczny, by wymusić podporządkowanie wszystkich sfer życia swojej ideologii. Ludzie, którzy manifestują w tej materii inne zdanie, często są wykluczani, tracą pracę, tak jak w komunizmie ci, którzy sprzeciwiali się totalitaryzmowi i partii. Czymże różni się od tamtego totalitaryzmu totalitaryzm lobby LGBT?

Tymczasem w wywiadzie ojciec jezuita sugeruje, że „gdyby Jezus chodził teraz po świecie, stałby właśnie z osobami LGBT, bo to one są najbardziej marginalizowane”. Na pytanie: „Czemu zwykły ksiądz miałby się zająć duszpasterstwem osób LGBT?” – odpowiada: „Odpowiedź jest prosta: bo są ochrzczonymi katolikami. Są częścią twojej parafii, nie mniej niż inni”. Pomijając to, że teolog Martin wyraźnie wykrzywia przekaz ewangeliczny, gdyż zdaje się twierdzić, że Pan Jezus zaakceptowałby LGBT, co jest właśnie przejawem dwuznaczności widocznej we wszystkich wypowiedziach tego zakonnika, należy zapytać, na jakiej podstawie uważa on, że osoby należące do kategorii LGBT mogą uchodzić za członków Kościoła, skoro na każdym kroku one same temu zaprzeczają i to w sposób wyjątkowo odrażający?

Św. Paweł w I liście do Koryntian, w rozdziale 6, wersie 9 pisze: „Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego”.

Pan Jezus obcował z grzesznikami, ale zawsze żądał od nich nawrócenia. Ale to nie odpowiada sposobowi myślenia o. Martina. Oczywiście ma on rację, że każdemu, także osobom wyznającym ideologię LGBT, należy pomagać, ale nigdzie ani słówkiem nie wspomina on o tym, jakie obowiązki na tych osobach ciążą.

Po prostu z jego, jak już zaznaczono, dwuznacznej wypowiedzi wynika, że należy ich opcję przyjąć jak każdą inną. Bo jak inaczej rozumieć jego słowa: „Mamy skłonność do redukowania spraw osób LGBT do ich związków i seksualności, a przecież ich życie jest o wiele bogatsze. Chcą się spotkać z Bogiem w Eucharystii, doświadczyć Ducha Świętego we wspólnocie czy ojcowskiej miłości w Kościele. To nie tak, że większość z nich głównie szuka sposobu, jak zmienić nauczanie Kościoła. One chciałyby po prostu poczuć się w domu”.

Trudno zrozumieć, o co właściwie o. Martinowi chodzi. Najprościej byłoby przyjąć, że z całym bagażem, z jakim kroczą oni przez życie, jako pary pseudomałżeńskie, unieszczęśliwiające adoptowane dzieci, jako osoby akceptujące aborcję, powinni korzystać ze wszystkiego, co daje Kościół tym, którzy trudzą się wokół Królestwa Bożego tak, jak to nakazuje Ewangelia. Przecież środowiska LGBT walczą także o aborcję, i to na życzenie. Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r. stanowi: „Zgodnie z kanonem 1398, »kto powoduje przerwanie ciąży, po zaistnieniu skutku, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa«. W praktyce oznacza to, że taka osoba nie może dłużej uczestniczyć w życiu sakramentalnym, zostać świadkiem na ślubie czy rodzicem chrzestnym, sprawować posługi ani należeć do organizacji katolickich”.

Można, a nawet trzeba zapytać o. Martina, sprowadzając problem przezeń poruszony na grunt logicznego myślenia, ku czemu zmierzają jego wywody i czy zasady obowiązujące w Kościele można w kontekście jego wypowiedzi w ogóle brać poważnie? Analogiczna jest sprawa protestu pewnych środowisk w Polsce wobec żądania od kandydatów do bierzmowania oświadczenia, że nie akceptują aborcji. Przecież jest to nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek każdego duszpasterza. Czy ekskomunikowany wierny może uczestniczyć w życiu sakramentalnym? Jest tu pewna zawiniona niejasność, gdyż powinno być jasno powiedziane, że osoba akceptująca czy żądająca aborcji nie może być w Kościele.

Kościół katolicki modyfikował na przestrzeni swych dziejów środki duszpasterskie, jakimi się posługiwał. Nic w tym dziwnego, bo i człowiek ewoluował w swoim myśleniu i sposobie postrzegania świata, w tym siebie samego. Ilekroć jednak usiłowano rozwadniać treści ewangeliczne lub dostosowywać je do danej współczesności, dochodziło do rozbieżności, a jej rezultatem było odłączenie od Kościoła mającego sukcesję apostolską.

Nazywamy te grupy „braćmi odłączonymi”. I są oni rzeczywiście braćmi. Podobnie nie przestają nimi być ci, którzy znaleźli się poza Kościołem z takich powodów, o których tu mowa. Ale nie Kościół ich wyobcował. Uczynili i czynią to oni sami. I to bynajmniej nie dlatego, że obrzucają nieczystościami mury świątyń, nawet nie dlatego, że obscenicznie znieważają służbę Bożą, ale dlatego, że kwestionują to, co zastrzeżone tylko Bogu – decydowanie o życiu i śmierci, świadomie odrzucają przykazania Boże. Kościół na tych braci czeka, ale do nich należy pierwszy krok – nawrócenie. Tego wymagał Chrystus.

Jeśli ktoś mieniący się teologiem katolickim, nawet jeśli ma atest papieski, tego nie pojmuje, to pozostaje jeszcze zwykła ludzka uczciwość – a ta wzbrania mącenia ludziom w głowach. Sprawy, o których wypowiada się o. Martin, nie znoszą dwuznaczników i teologii kleconej na jakiś użytek. „Niech mowa wasza będzie: tak, tak, nie, nie. A co nadto jest od Złego pochodzi” (Mt 5,37).

Artykuł ks. Zygmunta Zielińskiego pt. „Problem postawiony na głowie” znajduje się na s. 10 marcowego „Kuriera WNET” nr 81/2021.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł ks. Zygmunta Zielińskiego pt. „Problem postawiony na głowie” na s. 10 marcowego „Kuriera WNET” nr 81/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szatańsko inteligentny wirus atakuje w przeddzień kolejnych chrześcijańskich świąt/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Kulminacja trzeciej fali covid-19 przypadnie dokładnie w przeddzień Wielkanocy 2021, czwartej – około 20 grudnia 2021 (akurat Boże Narodzenie), a piątej na tydzień przed świętami Wielkiej Nocy 2022.

Jeżeli myślicie, że tylko nasze Ministerstwo Zdrowia tworzy wykresy matematyczne i symulacje przebiegu pandemii, to głęboko się mylicie. Ja, Wasz ulubiony felietonista, również oddaję się podobnym sztuczkom. Dodaję 2+2, albo nawet mnożę 2×2. Czasem dzielę. I co mi wychodzi? Nie zgadniecie, ale już podaję z dokładnością do dwóch dni.

Kulminacja trzeciej fali covid-19 przypadnie dokładnie w przeddzień Wielkanocy 2021. Wiem, to było stosunkowo proste. Ale dalej – czwartej fali – około 20 grudnia 2021 (akurat Boże Narodzenie), a piątej. na tydzień przed świętami Wielkiej Nocy 2022. Butelkę wina przegrałem do mojej córki za poprzedni rok, ale to nie znaczy, że w kwestii obecnej prognozy nie założę się z każdym z Was. 24,99 – stać mnie! J

No dobrze, żartowałem. Ale tylko w kwestii matematycznych symulacji. Jako przegrany humanista nie podejmuję się tak skomplikowanych działań. Jednak co do prawidłowości prognozowania, nadal jestem gotowy się założyć.

Wygląda bowiem na to, że wirus z samej swej natury atakuje w przededniu najważniejszych chrześcijańskich świąt. Pierwszy raz przecież, na początku kwietnia 2020 roku (w przededniu Wielkanocy), zaatakował naszą ojczyznę, zamykając Prymasa, biskupów i kościoły. I to zaatakował z terenu północnych Włoch, z odległości 1500 km, bo w Polsce go jeszcze nie było.

Potem nie było chrześcijańskich świąt, to i wirus odpuścił, pozwalając nam nacieszyć się dniem 1 maja i wakacjami. Wrócił ze zdwojoną energią na Wszystkich Świętych i święta Bożego Narodzenia. Tak zaliczyliśmy drugą falę. Dlatego jestem przekonany, że to nie jest żaden matematyczny lub laboratoryjny wirus. To jest klasyczny wirus-humanista. Dlatego tak łatwo przyszło mi wczuć się w jego prawdziwą naturę i zrozumieć logikę jego działania.

O co chodzi piekielnie inteligentnemu wirusowi SARS-COV-2? Już wyjaśniam. Jego aktualny cel to odciągnięcie od kościoła (i Kościoła) wszystkich ochrzczonych, od wielkiego święta trochę praktykujących. Tych letnich, niezbyt gorących. Słabych, zagubionych, wątpiących. Co to chodzą do kościoła, bo od dziecka chodzili. Chrzczą dzieci, bo sami są ochrzczeni. Bo rodzice kazali. Bo jakoś tak… Na głęboko wierzących i praktykujących przyjdzie czas później.

Jednym słowem, wirus chce trwale wyeliminować z życia chrześcijańskiego 90% chrześcijan. Dlatego atakuje w tych newralgicznych momentach. Żeby zniszczyć nawyk. I według moich obserwacji, na tym froncie odnosi same sukcesy. A nakreślony cel osiągnie wkrótce po zatopieniu nas piątą falą. Nastąpi wtedy ostateczne zerwanie niewidzialnej nici łączącej życie zdecydowanej większości Polaków z Kościołem; niezależnie od aktualnego stopnia zaangażowania duchowego. Wirus odniesie zwycięstwo.

Wiem, dla poetów i fanatyków to wymarzona chwila. Oni by chcieli, żeby wszyscy byli albo gorący, albo zimni, ale nigdy letni. Jednak w prawdziwym życiu większość jest letnia. Zresztą stopień ciepłoty poszczególnego człowieka zmienia się w zależności od wieku i przeżywanych okoliczności. Tu postawię tezę: 90% letnich chrześcijan jest niezbędne do normalnego funkcjonowania 10% gorących.

I tym samym do przetrwania naszej łacińskiej cywilizacji. Wyrastającej z wiary w osobowego Boga, który objawił się nam w Jezusie Chrystusie. Wyrwanie tych 90% z kręgu oddziaływania i promieniowania prawdziwej Wiary, skazuje nie tylko ich, ale i nas na upadek. Zakwestionowane i odrzucone zostaną wszystkie zasady, które teraz bezmyślnie określamy jako naturalne, a które wynikają wprost z naszej Wiary.

Zatem doceńmy wreszcie szatańską inteligencję wirusa SARS-COV-2. Nie lekceważmy jej. Zauważmy, z jaką łatwością posługuje się ludźmi. Premierami, ministrami, doradcami, dziennikarzami. Osobami mającymi wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Zarządzającymi państwami i narodami.

Doceńmy go nie po to, żeby mu oddać pokłon, ale żeby go skutecznie pokonać.

Jan Azja Kowalski

PS Jak wirus potrafi dobierać ludzi, pokażę na przykładzie MZ. Zastał na stanowisku ministra pełnego dystansu, Łukasza Szumowskiego, i wymienił go na bezgranicznie oddanego Leszka Niedzielskiego. Sami to oceńcie.

Francja: ponad stuletnie dęby mają być użyte do odbudowy katedry Notre Dame; ekologowie protestują

Do odbudowy najbardziej znanej francuskiej katedry ma zostać użytych 1992 drzew, których wiek przekracza 100 lat. Pierwszy, 230 – letni dąb został już podstemplowany do wycinki.

Paryskie władze przygotowują się do odbudowy najbardziej rozpoznawalnej francuskiej katedry, która uległa sporym zniszczeniom w wyniku pożaru z 15 kwietnia 2019 roku.

Do rekonstrukcji Notre Dame mają być użyte ponadstuletnie dęby; pierwszy z nich, 230 – letni okaz z lasu królewskiego w Berce, został już oznakowany do wycinki. Selekcja drzew przeznaczonych do wycinki ma trwać do końca marca w wieku regionach Francji.

Pierwsza faza wycinki ma objąć prawie 1000 dębów, które miałyby posłużyć do odtworzenia iglicy i transeptu katedry. W kolejnym półroczu ma zostać wycięty kolejny tysiąc starych drzew, tym razem do odtworzenia XVIII – wiecznych elementów stolarki katedry. Francuskie organizacje ekologiczne nie zgadzają się z taką decyzją władz odpowiedzialnych za rekonstrukcję przybytku i protestują.

W odpowiedzi na sprzeciw działaczy środowiskowych, francuskie Ministerstwo Rolnictwa zaznaczyło, że wycinka 2 tys. dębów stanowiłaby zaledwie 0,1 procent rocznej wycinki francuskiego drzewostanu.

N.N.

Dr Rafał Brzeski: do życia publicznego USA wracają bolszewickie praktyki, takie jak cenzura i obowiązkowa samokrytyka

Plotkarze w Waszyngtonie twierdzą, że Joe Biden jest podatny na pomyłki i gafy. W związku z tym – żeby to ograniczyć i żeby z niego nie kpiono – nie będzie […] występował – prognozuje politolog.


Dr Rafał Brzeski mówi o ataku na manifestację kobiet w Poznaniu. Podsumowuje też pielgrzymkę papieża Franciszka do Iraku. Na jej pamiątkę miejscowe władze ustanowiły 6 marca dniem tolerancji religijnej.

Politolog odnosi się również do ujawnionej przez „New York Times” informacji o planowanym amerykańskim odwecie w związku z rosyjskim atakiem hakerskim.  Z kolei w Rosji media przekazują, że Chiny nie chcą zawiązać z Federacją Rosyjską antyamerykańskiego sojuszu.

Gość „Popołudnia WNET” analizuje założenia i metody działania lewicowego skrzydła Partii Demokratycznej USA. Wskazuje na podobieństwa do agendy bolszewickiej. Jak przypomina, w negocjacjach nad utworzeniem Organizacji Narodów Zjednoczonych – zarówno po stronie brytyjskiej, jak i amerykańskiej – uczestniczyli agenci NKWD.

Bolszewizm to nie są tylko sami bolszewicy. On się zaczyna od stylu życia, kończąc na ideologii.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego przewiduje, że prezydent Joe Biden nie będzie aktywny w mediach. Jego współpracownicy nie chcą ryzykować skompromitowania urzędu przez liczne gafy i wpadki.  Dr Brzeski wyraża pogląd, że polska „totalna opozycja” postępuje bardziej racjonalnie niż Demokraci.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Krzysztof Płomiński: Papież Franciszek swoją pielgrzymką do Iraku daje nadzieję na zmiany dla całego Bliskiego Wschodu

Gościem porannej audycji był Krzysztof Płomiński były ambasador Polski w Iraku i Arabii Saudyjskiej, który odniósł się do pielgrzymki papieża Franciszka w Iraku.

Krzysztof Płomiński mówi o wizycie papieża Franciszka w Iraku. Wskazuje, że została ona bardzo dobrze przygotowana.

Należy się ogromny szacunek dyplomacji watykańskiej, że potrafiła zaplanować i przebieg i program tej pielgrzymki w idealny sposób komponując wszystkie elementy (…), które decydowały o randze tej wizyty.

Jak podkreśla wizyta Franciszka niesie ze sobą ważny przekaz dla całego regionu.

Papież Franciszek, przyjeżdżając do Iraku z przekazem braterstwa, wiary i pokoju, (…) daje sygnał i element nadziei dla całego Bliskiego Wschodu, że po dekadach konfliktu coś powinno się zmienić.

Jednym z najważniejszych punktów wizyty było spotkanie  Ojca Świętego z  przywódcą irackich szyitów, wielkim ajatollahem Alemu as-Sistaniem.

Dyplomata mówi, że papież przyjechał z przesłaniem – ziemia bliskowschodnia jest również częścią świata chrześcijańskiego. Uważa, że pielgrzymka przyczyni się do normalizacji sytuacji w Iraku, a także na Bliskim Wschodzie.

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy! 

 

A.N.

Oryginalny średniowieczny kościół będzie Pomnikiem Historii/ Fundacja „Dla Dziedzictwa”, „Śląski Kurier WNET” 81/2021

Największy podziw budzi wnętrze świątyni, które pokryte zostało w średniowieczu polichromiami. Zajmują one ponad 1000 m2 powierzchni, co sprawia, że są one największe i najbogatsze w Polsce.

Kościół pw. św. Jakuba Apostoła w Małujowicach
siódmym Pomnikiem Historii w województwie opolskim?

Zdjęcia Paweł Uchorczak

Wniosek o wpis kościoła pw. św. Jakuba Apostoła w Małujowicach (powiat brzeski, woj. opolskie) od około roku jest już gotowy i czeka w kolejce na wpis na prezydencką listę Pomników Historii, czyli szczególnie ważnych obiektów zabytkowych w kraju. Wpis ten popierają władze samorządowe z Marszałkiem Wojewodztwa Opolskiego na czele, dziekan Wydziału Konserwacji dzieł Sztuki na Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, władze powiatu brzeskiego oraz społeczność Małujowic.

Kościół pw. św. Jakuba Apostoła w Małujowicach jest wyjątkowym zabytkiem na mapie Polski oraz historycznego Dolnego Śląska. Został zbudowany jako fundacja księcia śląskiego Henryka III z dynastii Piastów. To wyjątkowy obiekt sztuki, ale także przystanek pątników na międzynarodowej, legendarnej Drodze św. Jakuba.

Największy podziw budzi wnętrze świątyni, które pokryte zostało w średniowieczu polichromiami. Zajmują one ponad tysiąc metrów kwadratowych powierzchni, co sprawia, że są one największe i najbogatsze w Polsce.

Anonimowi średniowieczni twórcy przez 150 lat zostawiali swój ślad we wnętrzu małujowickiej świątyni, pokrywając wszystkie ściany dekoracją malarską. W latach 2010–2012, po pracach konserwatorskich prowadzonych (w prezbiterium i nawie) przez ekspertów z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie pod kierunkiem prof. Jarosława Adamowicza, malowidła te odzyskały dawny blask.

W prezbiterium możemy wyróżnić jako odrębne gatunki malarstwa: polichromię architektoniczną, polichromię pokrywającą rzeźbę, dekoracje ornamentalne oraz kompozycje figuralne.

Dekoracja malarska pokrywa ściany prezbiterium, wysklepki, konsole, służki z kapitolami, żebra i zworniki, glify wewnętrznych okien oraz podłucze tęczy. Pierwszą dekorację malarską datuje się na okres po 1319 r., kiedy to patronat na kościołem przejął klasztor dominikanek we Wrocławiu. Jest nią wizerunek św. Tomasza Apostoła, patrona m.in. budowniczych, cieśli, kamieniarzy i teologów. Znajduje się on w prezbiterium, na ścianie południowej w przęśle ołtarzowym, po zachodniej stronie okna. Fragment tego dzieła (w formie medalionu) został odkryty przez zespół dra J. Adamowicza podczas konserwacji w latach 2010–2012. Zdaniem krakowskich konserwatorów zabytków, formę tego malowidła należy wywodzić ze ściennego malarstwa czeskiego, które w 2 ćwierćwieczu XIV w. wywierało silny wpływ na sztukę śląską.

Nadal jednak część malowideł w tym obiekcie wymaga dalszych prac – w tym zwłaszcza oryginalne, XIV-wieczne polichromie, znajdujące się powyżej stropu, na strychu świątyni! W 2 połowie XIV w. powstała dekoracja figuralna nawy kościoła. Malowidła objęły zachodnią i wschodnią ścianę korpusu wraz z częścią polichromii znajdujących się ponad obecnym stropem. Ściana wschodnia ukazuje: Pokłon Trzech Króli i Zwiastowanie pasterzom; zachodnia: Stworzenie Ewy, Grzech pierworodny, Wygnanie z Raju oraz fragment przedstawienia Boga Ojca z aniołami. Malowidła wykonał w 1365 r. uczeń mistrza Teodoryka z Pragi. Obecnie ta część kościoła nie jest dostępna dla zwiedzających.

Wyjątkowy jest również strop patronowy z ok. 1480 r. To 258 metrów kwadratowych malowideł na około 640 deskach różnej długości i szerokości. Strop ten jest jednym z najstarszych i największych stropów patronowych w Polsce. Obecnie wymaga podjęcia pilnych prac konserwatorskich.

Ogromną wartość mają również detale architektoniczne i monumentalna bryła kościoła, który jako fundacja książęca pośród włości należących do możnych rodów rycerskich od samego zarania miał pełnić dwojaką funkcję – był świadectwem dominacji dynastii Piastowskiej na tym terenie, a poprzez sceny biblijne wypełniające wnętrze świątyni pełnił rolę Biblii pauperum.

Kościół w Małujowicach jest również popularnym sanktuarium św. Jakuba Apostoła w Archidiecezji Wrocławskiej, położonym na międzynarodowej Drodze św. Jakuba. Jest też najbardziej charakterystycznym obiektem na tzw. Szlaku Polichromii Brzeskich – unikalnym w skali kraju zespole średniowiecznych polichromii w kościołach rozmieszczonych na niewielkim obszarze wokół miasta Brzegu. Ten kościół-perła architektury może być kołem zamachowym rozwoju wsi, ale też rozwoju turystyki w powiecie brzeskim, który jest wyjątkowy pod tym względem, gdyż niemal w każdej wsi są cenne, sięgające gotyku zabytki, których wartość dopiero poznajemy.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że tyle mówimy ostatnio o odkłamywaniu historii Polski i pokazywaniu pięknych momentów w naszych dziejach narodowych. Ustanowienie tego wyjątkowego kościoła, reprezentującego piastowskie dziedzictwo na historycznym Dolnym Śląsku (nie tylko w województwie opolskim), daje nam możliwości lepszej promocji wszystkich gotyckich kościołów w regionie, a także pokazywania wybitnych i wyjątkowych śladów z piastowskiej przeszłości Śląska.

Wpis na prestiżową listę zabytków w Polsce nie tylko ułatwi remont zabytku, jego promocję, ale także będzie kołem zamachowym do badań i konserwacji innych gotyckich kościołów leżących na tzw. szlaku Polichromii Brzeskich, który – niestety – jest obecnie tylko pojęciem teoretycznym. Być może też – dzięki edukacji i promocji – sama miejscowość nie będzie się już Polakom kojarzyć wyłącznie z pruską dominacją po bitwie pod Małujowicami 10 kwietnia 1741 r. podczas I wojny śląskiej.

Fundacja „Dla Dziedzictwa”

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Kościół pw. św. Jakuba Apostoła w Małujowicach” znajduje się na s. 11 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 81/2021.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Kościół pw. św. Jakuba Apostoła w Małujowicach” na s. 2 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 81/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego