Dr Czaczkowska: Prymas Wyszyński był człowiekiem integralnym. Wszystkie jego decyzje wynikały z wiary

Historyk i publicystka komentuje beatyfikację Prymasa Tysiąclecia i matki Elżbiety Róży Czackiej. Przybliża charakterystykę kardynała Wyszyńskiego.

Dr Ewa Czaczkowska mówi o związkach Prymasa Tysiąclecia, bł. kard. Stefana Wyszyńskiego z ośrodkiem dla niewidomych w Laskach oraz duchowej przyjaźni z bł. Elżbietą Różą Czacką.

Ta przyjaźń rozpoczęła się w czasie wojny. Papież bardzo dużo z niej czerpał. Lubił przyjeżdżać do Lasek, cenił atmosferę tego miejsca.

Rozmówczyni Łukasza Jankowskiego zapewnia, że pisząc biografię kard. Wyszyńskiego, starała się zaprezentować jego postać w sposób jak najpełniejszy.

Moje spojrzenie na Prymasa zmieniało się w czasie. Wcześniej widziałam w nim interrexa i duchowego przywódcę. Teraz dostrzegam człowieka i jego cnoty.

Autorka książki o Prymasie Tysiąclecia uwypukla jego zasadniczość i integralność. Zwraca ponadto uwagę na jego ascetyczny sposób życia.

Wszystkie jego decyzje wprost wynikały z wiary. Nie było w nim żadnego fałszu. Inną oznaką świętości było to, że zawsze godził się na wolę Bożą.

Jak przypomina publicystka, Prymas Tysiąclecia nigdy nie dążył do wysokich stanowisk w hierarchii kościelnej, jednak gdy mu je powierzano, przyjmował je i realizował swoją misję z największą starannością. Jak podsumowuje dr Czaczkowska:

Niezwykle aktualne jest nauczanie Prymasa o pracy. Zwracał uwagę, że ma ona nie tylko znaczenie materialne, ale również charakter zbawczy. Może być wynagrodzeniem Bogu za grzechy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Wojciech Kucharski o prymasie Wyszyńskim: Nie mamy żadnej innej postaci, która stworzyłaby takie źródło [dla historyków]

Historyk opowiada czym dla niego jest beatyfikacja prymasa Wyszyńskiego, mówi o badaniach historycznych, które prowadzi oraz podkreśla ogromne znaczenie dzienników, jakie prowadził kardynał.

Dr Wojciech Kucharski mówi o beatyfikacji prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego. Prymas jest dla niego szczególną postacią.

Dla mnie szczególnie Prymas Wyszyński […] jest postacią niezwykle ciekawą, także ze względu na moje badanie naukowe. W tej chwili jestem w trakcie opracowywania jednego z dzienników prymasa Wyszyńskiego Pro Memoria.

Dla historyka kardynał jest nie tylko postacią, która przyczyniła się do odzyskania przez Polskę niepodległości, ale również jest niezwykle ciekawą osobą, pod kątem badań histirtycznyckh. Gość mówi o tym w jaki sposób Stefan Wyszyński prowadził dziennik oraz czego można się z nich dowiedzieć.

Jesteśmy w stanie poznać, nie tylko funkcjonowanie prymasa w ciągu danego roku, ale też najważniejsze wydarzenia w historii Polski czy w historii polskiego Kościoła, ale tez poznać go jako człowieka.

Doktor opowiada o tym jak bardzo pogodną, pełną poczucia humoru, osobą był prymas. Wojciech Kucharski podkreśla, że dla historyka żródło jakie stworzył prymas jest czymś absolutnie wyjątkowym, nieocenionym w momencie prowadzenia badań.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

K.J.

Beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia. Prof. Wiesław Jan Wysocki: kardynał Wyszyński poprowadził kraj ku wolności

Prof. dr hab. Wiesław Jan Wysocki  w rozmowie z Tomaszem Wybranowskim o spuściźnie Prymasa Tysiąclecia, jego nauczaniu i roli, jaką odegrał w najnowszych dziejach Polski.

W niedzielę odbędzie się wyczekana beatyfikacja prymasa ks. kard. Prymasa Wyszyńskiego. O jego nauczaniu i wpływie na losy Polski mówił w rozmowie  Tomaszem Wybranowskim historyk – prof. Wiesław Jan Wysocki, związany z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Człowiek, który na naszych dziejach najnowszych wielce zaważył. (…) To on okazał się tym Mojżeszem naszych czasów, który niemal doprowadził nas na próg wolności – wskazywał historyk.

Major Wojska Polskiego

 

Losy Prymasa Tysiąclecia nierozerwalnie łączą się z historią najnowszą. W czasie powstania warszawskiego przyszły kardynał był kapelanem.

Sam byłem świadkiem seny na zakrystii klasztoru jasnogórskiego – trzech generałów generał Jagmin-Sadowski, Roman Abraham i Boruta-Spiechowicz. Prymas Wyszyński odwrócił się do nich i zameldował: major Wojska Polskiego melduje się – opowiadał gość Tomasza Wybranowskiego.

Doświadczenia wojenne stały się ważnym elementem kształtującym jego nauczanie.

 Od płonącej Warszawy doleciał do niego fragment opalonego papieru, na którym były tylko dwa słowa „będziesz miłował”.  Wykorzystał ten motyw we wszystkich swoich przemówieniach przy wielkich rocznicach narodowych – mówił profesor Wysocki.

Prymas Tysiąclecia

 

Kardynał Stefan Wyszyński zdawał sobie sprawę trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się powojenna Polska. Nie miał złudzeń.  Jednak ani podczas czterech lat internowania, ani pózniej nie zrezygnował  z duchowego przewodnictwa wobec narodu.

Znamy wielkie Kazania Świetokrzyskie, które były adresowane do całego społeczeństwa ale także do władzy. Z kazalnicy narodowej wygłaszał bardzo ostre sądy, ale nigdy będąc za granicą, w najmniejszym stopniu nie wypowiadał się krytycznie. Uważał, że miejscem jego nauczania jest kraj – zaznaczył gość Radia WNET.

Poprowadził kraj ku wolności – dodał profesor.

Tutaj do wysłuchania radiowy spektakl „Duch miłości i roztropności z „Zapisków więziennych” Prymasa Wyszyńskiego” Tomasza Wybranowskiego:

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.N.

Prymas Tysiąclecia skonstruował program na tysiąclecie do przodu / Piotr Sutowicz, „Kurier WNET” nr 87/2021

Miał wizję miejsca Polski w Europie – tę geograficzną i tę kulturową. Dałoby się zebrać cały tom jego wypowiedzi jako podręcznik do budowania nowej Europy w oparciu o polską myśl i kulturę.

Piotr Sutowicz

W kręgu wielkich wizji Prymasa Tysiąclecia

O nauczaniu i posłudze Prymasa Wyszyńskiego napisano chyba prawie wszystko. Przy okazji niniejszego tekstu pragnę zaznaczyć, iż określenia i „prawie”, i „wszystko” zawierają w sobie olbrzymie pole dla inspiracji i analiz. Do tego jeszcze trzeba dodać ciągle niedokończoną pracę historyków, którzy, co warto podkreślić, zrobili w badaniach dotyczących Prymasa bardzo wiele, ale też nie wszystko.

„…żadnego programu nie zostawiam”

Za inspirację do niniejszej refleksji posłuży mi tekst wypowiedzi kard. Wyszyńskiego skierowanej do Rady Głównej Episkopatu w dniu 22 V 1981 roku. W zbiorze dokumentów społecznych wydanym przez ODISS w roku 1990 jest on chronologicznie ostatni. Twórcy tej antologii dalej umieścili jeszcze testament Prymasa, ale w zgodzie z rzeczywistością zaznaczyli, że pochodzi on z roku 1969; potem już Prymas go nie aktualizował.

Majowy tekst nosi tytuł W Polsce rządzi Bóg, nie człowiek, co jest konstatacją ważną dla jego treści.

Ksiądz Stefan Wyszyński zawsze stał na stanowisku podmiotowości narodu, w którym działają ludzie – im bardziej święci, tym lepiej. Naród bowiem jest dziełem Boga.

Podobną wizję w tym względzie przejawiał również Karol Wojtyła, zresztą obaj pozostawali w swym historiozoficznym dorobku konsekwentnymi dziedzicami polskiej myśli społecznej i w nią się wpasowywali. To, że wypowiadali się tak mocno i, że się tak wyrażę, „w porę i nie w porę”, spowodowało, że świadomość taka dotarła do szerokich mas i trzeba było wielu pokoleń „laicyzatorów”, by zaczęła się zacierać.

Zwracając się do swych współpracowników, Prymas stwierdził, że nie chce zostawiać programu dla swoich następców. Widać tu skromność człowieka, który wszakże zna swą wartość. „Program” w takiej sytuacji rzeczywiście jest czymś małym, skromnym, wręcz technicznym.

Program się opracowuje, a potem wdraża. Prymas wiedział, że zarówno episkopatowi, jak i narodowi potrzeba nie programu, a wizji – tę więc zostawił.

Pisząc o niej, mam na myśli cały dorobek duszpasterski oraz myśl społeczną, tę z czasów przedwojennych, okupacyjnych i późniejszą, dostosowaną do czasów i okoliczności. Prymas umiał pokazywać, że czasy się zmieniają i różnych wymagają odpowiedzi, jednak rdzeń myśli pozostaje stały i polega na prymacie osoby nad materią; to jest znany motyw. Po drugie, ze wspomnianego powyżej myślenia historiozoficznego wyprowadzić trzeba jeszcze jeden ważny wątek – prymat wspólnoty nad indywidualizmem. Zagrożenie tym drugim narastało w czasach Prymasa, ale dziś nabrało cech wszechogarniającej filozofii, zabijającej jakąkolwiek myśl o wspólnocie, w tym narodowej.

Jest we wspomnianym dokumencie kilka rzeczy, które warto wydobyć i dziś, skoro autor uznał za stosowne pozostawić go jako swą ostatnią pisemną wypowiedź.

Prymas geopolitykiem?

Istnieje pewne ryzyko używania słowa ‘geopolityka’ w odniesieniu do dorobku nieżyjącego już człowieka, któremu było ono mało znane, chociaż myślał jego kategoriami. Często, kiedy Prymas mówił o polskiej historii, dorobku kulturowym ludzi żyjących na jakimś obszarze polskiej ziemi, lubił wtrącać myśl, która mieści się w ramach koncepcji geopolitycznych. Jeżeli geopolitykę postrzegać będziemy bardzo wąsko, według XIX-wiecznych intuicji twórców tej doktryny, i patrzeć jedynie na powiązania geografii i polityki, to znajdziemy się w pewnym kłopocie. Z myśli Prymasa zostanie nam jakiś szczątek, ot, parę kurtuazyjnych dopowiedzeń stosownych do okoliczności. Jeżeli jednak na geopolitykę spojrzymy szerzej, zakładając – chyba słusznie – że jest w niej sporo wieloznaczności i miejsca na interpretację, to jego wizja historii, myśl cywilizacyjna, postrzeganie dorobku kulturowego tworzą spójną całość odnoszącą się do Polski i polskości i jawią się jako nowa przestrzeń dla odczytywania jego dorobku, którą z powodzeniem można określić jako koncepcję geopolityczną.

W rzeczonej wypowiedzi do Rady Głównej padły np. następujące słowa: „Kościół musi zostać tutaj, gdzie jest, bo bez jakiejś emfazy jest przedmurzem chrześcijaństwa. Kościół stąd pójdzie na wschód”. Pierwsze zdanie zakłada, że przeprowadzone przez Prymasa akcje duszpasterskie, które związały naród z Kościołem i wiarą, przyniosły efekt trwały, że wystarczy dopilnować tego dorobku i rzeczy potoczą się ku dobremu.

Przyjmując, że Kościół w Polsce dokona akcji ewangelizacyjnej na Wschodzie, widział Prymas nową postać Europy: cywilizacja łacińska przesunęłaby się o kilkaset, jeśli nie ponad tysiąc kilometrów na wschód, społeczności pozyskane dla Kościoła stanowiłyby zaś olbrzymie zaplecze dla przyszłego kontynentalnego ładu, nie mówiąc o tym, że miejsce i rola Polski w takim porządku byłaby niepomierna.

Była to więc wizja o wielkiej dalekosiężności. Jak w trakcie życia chciał Prymas zacząć budować w ojczyźnie porządek społeczny na najbliższe tysiąclecie, tak u schyłku tego życia widać jasno, że jego zamierzeniem jako twórcy owego systemu nie było chowanie światła pod korcem, lecz użycie go do dalszych działań.

W swej wypowiedzi Prymas nawiązywał do łączności w tej kwestii z posługą Jana Pawła II, mówił o „dziwnej synchronizacji naszego życia, zwłaszcza w ostatnich latach, aż do tego momentu”. Można oczywiście przyjąć, że ten zwrot miał znaczenie wyłącznie kurtuazyjne, czy może nawet życzeniowe. Tyle, że z działań Jana Pawła II względem wschodniej Europy widać jasno – nie wnikając w to, kto jest twórcą koncepcji zdobycia tej części Europy dla Kościoła i roli w tym procesie naszej ojczyzny – że w trakcie jego pontyfikatu zamysł ten był realizowany przy pełnym wsparciu zarówno biskupów, księży, jak i świeckich wiernych z Polski. Nasz Kościół może się poszczycić doświadczeniami z czasów posługi Prymasa, który w trudnych warunkach reżimu komunistycznego w Rosji starał się utrzymywać kontakt z resztkami Kościoła w Związku Radzieckim, a szczególnie z najżywotniejszą jego częścią, która działała w niemal całkowitym podziemiu. Nieco dowiemy się o tym, czytając jego zapiski, trochę więcej z dokumentów i relacji, które tu i ówdzie wychodzą na światło dzienne. W tych przedsięwzięciach brał udział biskup, a potem kardynał Wojtyła, który nie zmienił kursu po swym wyborze na Stolicę Piotrową.

O polityce papieskiej względem Związku Radzieckiego pisze się coraz więcej, przy czym akcent wśród historyków i publicystów opisujących tę aktywność w głównej mierze spoczywa na sprawach globalnych

Wiele mówi się o polityce Jana Pawła II prowadzonej we współpracy z prezydentem Stanów Zjednoczonych, ale komentatorzy nieco gubią cel zasadniczy Papieża, jakim było, oprócz obalenia komunizmu i zmiany układu geopolitycznego, odwojowanie wschodniej Europy dla Kościoła.

Warto spojrzeć na zagadnienie z perspektywy funkcjonariuszy aparatu represji w Związku Radzieckim, którzy doskonale zdawali sobie sprawę intencji papieża. Ciekawej lektury w tym względzie dostarcza nam np. niedawna publikacja IPN pt. Pontyfikat wielu zagrożeń, opracowana przez Irenę Mikłaszewicz i Andrzeja Grajewskiego, w której politykę wschodnią Jana Pawła II w latach osiemdziesiątych pokazano przez pryzmat dokumentów operacyjnych litewskiego KGB, pozostającego w pełni na usługach swej moskiewskiej centrali.

Wartość merytoryczna niektórych meldunków może dziś budzić uśmiech politowania, ale pamiętajmy, że należy je czytać, mając na uwadze odbiorcę, dla jakiego były przeznaczone, oraz cel, któremu miały służyć. Rozpoczynająca się wówczas penetracja terenów Związku Radzieckiego była faktem, a koniec lat osiemdziesiątych przyniósł jej wymierne owoce. Czy długotrwałe? To pytanie trzeba chyba odłożyć na potem, pamiętając też, że w samym Kościele powszechnym konsekwentna realizacja tej linii nie miała samych tylko sojuszników.

Kultura łacińska i narodowa

Mówiąc o przyszłościowej roli Kościoła polskiego na Wschodzie, Prymas wypowiadał się w bardzo szerokim, uniwersalistycznym kontekście. Instynktownie dostrzegamy w nim sprawę polską, ale w ramach dużego projektu.

W słowie zadedykowanym biskupowi przemyskiemu mamy już konkretnie do czynienia z polską kwestią na Wschodzie. Adresatem wypowiedzi był słynny ze swych antykomunistycznych i patriotycznych przekonań biskup, a kilka lat później arcybiskup przemyski, Ignacy Tokarczuk. Prymas skierował do niego następujące słowa: „Tobie, drogi biskupie przemyski, i nie tylko przemyski, ale całej tej wspaniałej ziemi otwartej na południe i na wschód Polski, przypadnie pewno duża odpowiedzialność za rozwój Kościoła w tamte strony. Ale jednocześnie i świadomość konieczności postępu kultury łacińskiej i narodowej w tamte strony”.

Z kontekstu wypowiedzi widzimy, że nie chodzi tu Prymasowi o troskę jedynie o diecezję w jej ówczesnym kształcie terytorialnym. Można oczywiście założyć również, że Prymas pamiętał o tym, że jedna trzecia ówczesnej diecezji przemyskiej znajdowała się na terenie Związku Radzieckiego i mógł oczekiwać od biskupa, by ta jej część, która pozostaje w Polsce, była ośrodkiem integrującym całość. Jednak konstrukcja wypowiedzi świadczy o znacznie szerszym wejrzeniu Prymasa. Przypisuje tej strukturze pewną funkcję cywilizacyjną i narodową na Wschodzie.

W tym miejscu jawi się on nam jako patriota, który sprawy narodu i cywilizacji zespala w jedno. Nie jest to mesjanizm, który w tym miejscu można by niechcący Prymasowi przykleić, lecz przekonanie, że Polska ma poprzez swą kulturę promować łacińską cywilizację. Jeżeli weźmiemy pod uwagę całe nauczenie Kardynała Prymasa, a szczególnie pochylimy się nad tym z czasów milenijnych, to widzimy, że kierując polecenie do biskupa Tokarczuka, jest w tym względzie konsekwentny.

W jego wizji przyszłości Kościół ma iść na wschód, a wraz z nim ma kroczyć polskość. Czy jest to nacjonalizm, czy bardzo konsekwentna historiozoficzna funkcja narodu polskiego, widziana oczami tego męża stanu?

Myślę, że nie o pojęcia tu idzie, a o coś znacznie większego. Prymas nigdy nie ukrywał, że chce Polski wielkiej, ale ta wielkość umiejscowiona jest w pewnym kontekście i tu jawi się on w całej okazałości.

Należy zauważyć, że nie ma tu pewnego zapalnego punktu charakterystycznego dla regionu, o którym mowa, zarówno w wąskiej, jak i szerszej perspektywie: Prymas nie wspomina o Kościele unickim, czyli ukraińskim. Pewnie, że mamy do czynienia z wypowiedzią krótką, w której siłą rzeczy nie ma miejsca na wszystko, z drugiej jednak strony uważne prześledzenie jego zapisków i wrażeń wskazuje na to, że – najogólniej mówiąc – unitów nie darzył dużą sympatią, choć potrafił wznosić się ponad swe przekonania. Najpewniej jednak chciał Prymas latynizacji Kościoła i konsekwentnie trwał na tym stanowisku. W innym miejscu wyraził jakby całość swego programu duszpasterskiego polskiego Kościoła: „Wschód jest otwarty dla Kościoła w Polsce, do zdobycia cały”. Wizja to imponująca, program wykraczający poza jedno pokolenie i zadanie, o którym można powiedzieć, że jest misją dziejową, jeśli podejść do niego z powagą, na jaką zasługuje.

Zachód

Sporo w swym ostatnim wystąpieniu mówi Prymas o ziemiach zachodnich. Są to sprawy ważne i zajmujące, a przy tym umieszczone w ciekawej koncepcji kościelnej. Przede wszystkim swą refleksję o funkcjonowaniu Kościoła na ziemiach zachodnich Prymas rozpoczyna od roli prymasowskiej stolicy.

Stawia sprawę jasno: „Tradycją polskości jest powiązanie prymatury z Gnieznem, wbrew jakimkolwiek myślom i zamierzeniom”. I zaraz dodaje: „Polska stała silna tym, gdy ziemie nadbałtyckie i diecezje nadbałtyckie miały świadomość bliskości prymatury z tymi diecezjami”.

Na pewno słowa te wynikają z osobistych doświadczeń mówiącego, w końcu to on przez wiele lat swego prymasostwa zarządzał diecezjami na ziemiach zachodnich i północnych, to jemu przyszło budować tu Kościół, ale i coś więcej – budować polską wspólnotę narodową na ziemiach dopiero co odzyskanych, w trudnych warunkach systemu totalitarnego.

Narzędziem był tu ogromny autorytet, jakim cieszył się Prymas wśród katolików w Polsce, ale nie należy zapominać, że sam go wypracował. Z pewnością chciał, by tego rodzaju model był powielony w przyszłości. Niestety kolejne lata przyniosły reformy ustrojowe Kościoła i – pomijając inne okoliczności – tytuł Prymasa stawał się coraz bardziej symboliczny. Kolegialność decyzji, w której niektórzy pokładali duże nadzieje, zdaje się, nie spełniła oczekiwań, a nie wyłonił się na razie autorytet zdolny zaprezentowany tu model kontynuować. Sprawy poszły w inną stronę, ale idea pozostała – chodzi o pokazanie związków pomiędzy ziemiami zachodnimi a resztą kraju, dla których centrum ma być stolica prymasowska w Gnieźnie.

Dalsza część wypowiedzi Prymasa dotyczącej ziem zachodnich jest poniekąd zwykłą konstatacją, ale można też odczytać ją jako przestrogę w kontekście przyszłości oraz podsumowanie wcześniejszych uwag: „Polska na południu będzie zawsze mocna, niezachwiana, Polska na północy i zachodzie wymaga ciągłego podtrzymywania na duchu tych, którzy w dziejach najwięcej ucierpieli przez najazdy szwedzkie, krzyżackie i germańskie”. Prymas bał się o ziemie zachodnie. Nie był to wynik braku wiary w siły żywotne narodu; to po prostu konstatacja wypływająca z doświadczenia historycznego.

Po wojnie Prymas bardzo obawiał się powrotu niemieckiej ekspansji kulturowej. Dlatego w ramach swej działalności duszpasterskiej prowadził działalność, którą możemy nazwać propolską polityką historyczną.

W swych wystąpieniach niejednokrotnie tłumaczył tłumom wiernych, że są duchowymi dziedzicami pokoleń przedstawicieli kultury polskiej, żyjących i pracujących na tych ziemiach przed wieloma wiekami. Niekiedy jego słowa brzmiały na tyle mocno, że oburzały Niemców; był jednocześnie zdolny do wyciągnięcia przepraszającej ręki, ale to też im się niekoniecznie podobało.

Prymas wierzył, że polska kultura, by iść na wschód, musiała mieć oparcie ludnościowe i terytorialne, być silna na zachodzie. Nie mogło tu być słabych punktów. Wydaje się, że tak właśnie należy to rozumieć: związanie ziem zachodnich z resztą narodu ma je wzmocnić i spowodować, że staną się redutą nie do zdobycia.

Ta troska i obawa po latach okazały się uzasadniane – to od zachodu wkraczają do Polski nowe zagrożenia narodowe i ideowe, tu najszybciej postępuje sekularyzacja, kultura narodowa słabnie, zadania wyznaczone następcom przez Prymasa niemal w godzinie śmierci na tym obszarze wydają się być największe, a do zrobienia jest więcej niż wówczas.

Nie wiemy, co przyniesie dalsza historia, ale w tej kwestii dużo zależeć będzie od tego, co zrobi się dziś.

Nowa Europa?

Prymas nie był zaściankowy, swą misję rozumiał bardzo szeroko. Był patriotą i kochał naród, z którego się wywodził, odczuwał dumę z jego historii i chciał dla niego jak najlepiej. Miał wizję miejsca Polski w Europie – tę geograficzną i tę kulturową. Dałoby się zebrać cały tom jego wypowiedzi, które mogłyby stać się podręcznikiem do budowania nowej Europy w oparciu o polską myśl i kulturę. Był miłośnikiem katolickiej nauki społecznej, do końca w jej sprawach starał się być na bieżąco, reinterpretował dokumenty Kościoła. Warto przypomnieć choćby pochodzące z lat siedemdziesiątych słynne Kazania świętokrzyskie, w których twórczo i aktualnie wskazywał na podstawowe postulaty budowania ładu społecznego. Był w tym wielki.

Oczywiście wyniesienie Kardynała na ołtarze co innego niż propagowanie wizji – świętym się jest dzięki świętemu życiu, które ma stanowić wzór dla potomnych. Kościół wyraził też myśl, że Ksiądz Kardynał oręduje za nami w niebie. Ale Prymas zostawił nam wciąż żywe idee. Dokument, który omawiam, był dla niego ważny. Po nim niczego już nie napisał i nie powiedział. Odczytanie tej jego wypowiedzi w kontekście dzisiejszych czasów wydaje się więc rzeczą jak najbardziej pożądaną.

Stefan Kardynał Wyszyński został nazwany Prymasem Tysiąclecia także dlatego, że skonstruował program na tysiąclecie do przodu i wierzył w to, że Bóg, który „w Polsce rządzi”, pomoże ten program zrealizować. Ale ludzie mają być Jego narzędziami, nie mogą pozostać bierni.

Stefan Wyszyński był takim narzędziem. Jego beatyfikacja stanowi potwierdzenie tego ze strony Kościoła; a co my z tym zrobimy – to jest pytanie.

Artykuł Piotra Sutowicza pt. „W kręgu wielkich wizji Prymasa Tysiąclecia” znajduje się na s. 7 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 87/2021.

 


  • Wrześniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Piotra Sutowicza pt. „W kręgu wielkich wizji Prymasa Tysiąclecia” na s. 7 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 87/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

120 rocznica urodzin kardynała Wyszyńskiego. Piotr Dmitrowicz: przejdziemy przez miejsca ważne w życiu prymasa i Polski

Rok 2021 rokiem Prymasa Tysiąclecia.Piotr Dmitrowicz, dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie o wydarzeniach organizowanych z tej okazji.

Uchwałą Sejmu i Senatu RP prymas Stefan Wyszyński został patronem 2021 roku.  Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie zorganizowało wiele wydarzeń popularyzujących wiedzę o tej niezwykłej postaci. Piotr Dmitrowicz mówił m.in. o wystawie plenerowej „Czas to miłość” upamiętniającej prymasa Stefana Wyszyńskiego. Do połowy sierpnia na skwerze ks. Jana Twardowskiego w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu można ją oglądać.

Szczególnie zależy nam na docieraniu do tych najmłodszych – podkreślił Dmitrowicz

We wrześniu odbędzie się przełożona z uwagi na pandemię beatyfikacja Prymasa Tysiąclecia. Rok 2021 to także czas, w którym przypada 40 rocznica śmierci kardynała Wyszyńskiego, a także, dokładnie 3 sierpnia,  dwudziesta rocznica jego urodzin. Z tej okazji dziś o godzinie osiemnastej wolontariusze  Muzeum przygotowali  dwugodzinny spacer po Warszawie śladami prymasa Wyszyńskiego.

Przejdziemy przez te wszystkie miejsca, które były niezwykle ważne w życiu prymasa i w życiu Polski – powiedział Dmitrowicz.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.N.

Czy przedsiębiorstwa w UE mogą zakazywać noszenia chust, krzyży lub innych widocznych form wyrazu religijnego w pracy?

TSUE orzekł, że zakaz ten jest dozwolony o ile uzasadnia go „autentyczna potrzeba” prezentowania neutralnego wizerunku przez pracodawcę lub chęć „uniknięcia sporów społecznych”.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej rozpatrzył sprawę dwóch muzułmanek z Niemiec, które zostały zawieszone w pracy z powodu noszenia chust. Zgodnie z orzeczeniem TSUE przedsiębiorstwa w Unii Europejskiej mogą, pod określonymi warunkami, zakazywać noszenia chust na głowie, jeśli czynią to w trosce o zachowanie wobec klientów wizerunku neutralności.

Rozpatrywane przez Trybunał przypadki dotyczyły pracownic żłobka i sieciowej apteki. Obie kobiety w momencie podjęcia pracy nie zakrywały głów, ale zdecydowały się po powrocie z urlopów macierzyńskich. Kobiety poinformowano, że taka zmiana wizerunku jest niedozwolona po czym obie zostały zawieszone. Muzułmanki postawiono przed wyborem przychodzenia do miejsca pracy z odkrytą głową lub odejścia.

Zadaniem sędziów było orzekanie czy zakaz noszenia chusty w miejscu pracy jest naruszeniem wolności religijnej, czy stanowi wyraz wolności prowadzenia działalności gospodarczej oraz utrzymania neutralnego wizerunku wobec klientów. TSUE zdecydował, że takie zakazy są zgodne z prawem jeżeli tłumaczy je „autentyczna potrzeba” prezentowania neutralnego wizerunku przez pracodawcę albo chęć „uniknięcia sporów społecznych”. Podkreślono także, że orzeczenie nie obejmuje tylko elementów odzieży, lecz „wszelkich widocznych form wyrazu przekonań politycznych, filozoficznych lub religijnych”.

Sprawy dwóch zawieszonych w pracy muzułmanek ma podjąć niemiecki sąd, który ustali czy w obu przypadkach doszło do dyskryminacji. Wiadomo przy tym, że w przypadku opiekunki ze żłobka zakaz został zastosowany ogólnie, gdyż pracodawca zalecił uprzednio innemu pracownikowi – z tych samych powodów – zdjęcie krzyżyka.

N.N.

Źródło: TVP Info

Mało znany dramat czechosłowackiego Kościoła katolickiego w czasach komunizmu/ Grzegorz Kita, „Kurier WNET” 83/2021

Wraz z końcem komunizmu odnowiono struktury kościelne i otwarto klasztory. Jednak daleko im do stanu sprzed roku 1948. Ziemia Czeska, a zwłaszcza jej część północno-zachodnia, jest terenem misyjnym.

Grzegorz Kita

AKCE K (Akcja K)

Gdy w lutym 1948 r. komuniści w wyniku przewrotu przejmowali całość władzy w Czechosłowacji, dla uważnych obserwatorów jasne było, że jednym z następnym ich celów będzie rozbicie i podporządkowanie sobie Kościoła katolickiego.

Sytuacja w tym kraju po wojnie była na pierwszy rzut oka inna niż w pozostałych państwach, przez które przeszła Armia Czerwona. Wojska sowieckie po pokonaniu III Rzeszy wycofały się z terytorium państwa. Oficjalnie działały partie i stronnictwa niezwiązane z partią komunistyczną. Prezydentem był po powrocie z emigracji człowiek, który pełnił tę funkcję przed 1938 rokiem – Edward Benesz.

Przeprowadzone w 1946 roku wybory w Czechach wygrali zdecydowanie komuniści. Na Słowacji sytuacja już nie była taka klarowna, gdyż tam, jak na Węgrzech, wygrała Partia Drobnych Rolników. Przywódca Komunistycznej Partii Czechosłowacji Klement Gottwald sprawował funkcję premiera, ale nie posiadał większości w parlamencie. Pozycja komunistów w latach 1945–48, wydawać by się mogło, słabła, gdyż w przeciwieństwie do swoich towarzyszy z sąsiednich państw, nie udało im się zdobyć pełnej władzy. Niekomunistycznym liderom politycznym wydawało się, że ich kraj będzie swoistym pomostem pomiędzy Wschodem a Zachodem. Prezydent Benesz zapewnienie, że tak właśnie będzie, uzyskał ponoć od samego Stalina na Kremlu. Jednakże wobec zaostrzenia się sytuacji międzynarodowej po blokadzie Berlina i złamaniu przez Sowiety wszelkich zobowiązań międzynarodowych, jasne stawało się, że stanie okrakiem na barykadzie niedługo się skończy. Przekonał się o tym minister spraw zagranicznych Czechosłowacji Jan Masaryk, syn założyciela Czechosłowacji, Tomasza Gary Masaryka. Po początkowej akceptacji planu odbudowy gospodarczej Europy, zwanej planem Marshalla, musiał on w połowie 1947 r. pod naciskiem Stalina odrzucić go. Jak miał wtedy powiedzieć: w tamtej chwili przestał być ministrem suwerennego kraju.

Na połowę roku 1948 zaplanowano wybory do parlamentu. Wszystkie dostępne wtedy badania opinii publicznej przewidywały zdecydowaną przegraną komunistów. Wśród sił niekomunistycznych panowało powszechne przekonanie, że uda się ich pozbawić mocy poprzez demokratyczne mechanizmy. Jakże złudne były to nadzieje, już wkrótce przekonali się wszyscy aktorzy sceny politycznej w Czechosłowacji.

Otóż członkowie partii komunistycznej w ramach rządu mieli pełną kontrolę nad resortami siłowymi. Poprzez różnego rodzaju prowokacje i działania odśrodkowe, rozbijali i osłabiali opór wobec poczynań komunistów. Poza tym tworzyli ze swoich zwolenników zbrojne i półlegalne tzw. milicje ludowe. Ludzie ci w odpowiednim momencie i czasie mieli być zbrojnym ramieniem partii w momencie przejmowania władzy. Moment taki nadarzył się pod koniec lutego 1948 r., kiedy to do dymisji podali się niekomunistyczni ministrowie w proteście przeciwko praktyce działania organów bezpieczeństwa. Osłabiony fizycznie i izolowany prezydent Benesz, wbrew nadziejom w nim pokładanym, ich dymisje przyjął. Komuniści przejęli pełnię władzy.

Na stanowisku ministerialnym pozostał minister spraw zagranicznych Jan Masaryk. Nie na długo. Dwa tygodnie po przewrocie znaleziono go martwego na podwórzu gmachu ministerstwa, któremu szefował. Wypadł z okna w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Ostatnim akordem przewrotu było uchwalenie nowej konstytucji państwa, której podpisania odmówił coraz bardziej schorowany i opuszczony przez wszystkich prezydent. W czerwcu ogłosił on swoją dymisję. Jego następcą został Gottwald, Benesz zaś zmarł trzy miesiące później w swoim domu. Jego pogrzeb był manifestacją i zarazem pogrzebem systemu tzw. III Republiki Czechosłowackiej i mrzonek o tym, że można będzie zachować niepodległość i neutralność między Wschodem a Zachodem.

Ale zatrzymajmy się nad tym, jakie było miejsce Kościoła katolickiego w procesie stopniowego przejmowania całej władzy przez komunistów.

Paradoksalnie po 1945 roku czerwoni stroili się w piórka obrońców tej instytucji i wiernych przed represjami i prześladowaniem ze strony państwa. Aby to zrozumieć, należy wiedzieć, że po 1918 r. państwo Czechosłowackie budowane było w opozycji do katolicyzmu w myśl hasła „Precz z Rzymem! Precz z Wiedniem!”. Katolicy, mimo że stanowili większość społeczeństwa, byli marginalizowani.

Dlatego winę za rozpad Czechosłowacji po 1938 r. przypisywano polityce Masaryka i Benesza, którzy antagonizowali i marginalizowali wierzących. Wyrazem odrzucenia tej polityki było zwrócenie się sił na emigracji i w kraju ku ludziom wierzącym i wartościom chrześcijańskim. I tak prezydentem został praktykujący i wierzący katolik, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, Emil Hacha. W odłączonej Słowacji prezydentem został działacz narodowy Josef Tiso. Na emigracji premierem rządu Czechosłowacji był ksiądz Jan Sramek. Na te postacie patrzymy dziś przez pryzmat ich późniejszej działalności, jednak wtedy powierzenie im tych funkcji było wyrazem rozczarowania i braku akceptacji dla antykatolickiej polityki Pierwszej Republiki Czechosłowacji.

Dlatego po 1945 roku Gottwald i inni działacze komunistyczni nie odważyli się otwarcie stanąć przeciwko Kościołowi – tak hierarchicznemu, uosabianemu przez prymasa i więźnia niemieckich obozów koncentracyjnych, Josefa Berana, jak i wiernym. Komuniści uczestniczyli w uroczystościach religijnych, takich jak procesje i odpusty, i przemawiali na nich. Zapewniali o swoim poszanowaniu dla wierzących i ich praw. Uwieńczeniem tego i punktem kulminacyjnym było słynne Te Deum w katedrze w Pradze po zaprzysiężeniu Klementa Gottwalda na prezydenta w lipcu 1948 roku. Prezydent, po raz pierwszy w historii tego świeckiego państwa, zaproszenie na nabożeństwo przyjął. Umocnieni we władzy komuniści nie mogli jednak długo tolerować Kościoła, które swoje centrum miał poza granicami państwa i w swojej istocie był niezależną od żadnej władzy świeckiej instytucją.

Do rozpoczęcia prześladowań wykorzystano tzw. cud w Cihosti.

W grudniu 1949 r. w Cihosti w środkowych Czechach, podczas niedzielnej Mszy świętej, stojący w głównym ołtarzu krzyż zaczął się w nienaturalny sposób przechylać. Świadkami tego byli obecni w kościele wierni. Odprawiający Mszę św. proboszcz, ks. Józef Toufar, nie zauważył niczego, gdyż wtedy Msze odprawiane w rycie przed soborowym, czyli tyłem do ludzi.

Wydarzenie to wywołało spore poruszenie w parafii i okolicy. Zaczęły się pielgrzymki do Cihosti. Nie uszło to uwadze komunistycznych władz, które aresztowały proboszcza i torturami próbowały zmusić do przyznania się, że skonstruował mechanizm, który poruszał krzyżem. Zamęczono go i zakopano w nieoznakowanej mogile przy więzieniu w Pradze. Komuniści metody te stosowali wszędzie, nieważne pod jaką szerokością geograficzną rządzili. Śmierć księdza pokrzyżowała plany reżimu na wytoczenie mu publicznego procesu. Miał to być sąd nad całą hierarchią kościelną, która według nich stała za zabobonem i podburzaniem nastrojów wiernych do czynnego oporu wobec Partii i Państwa.

W kwietniu 1950 r. zlikwidowano jednej nocy wszystkie męskie klasztory i zgromadzenia zakonne. Zamknięto w kilku zbiorczych klasztorach 2376 zakonników, przymuszając ich do pracy w polu i na budowach. Byli np. zmuszani do przerzucania obornika gołymi rękami. Przetrzymywano ich przymusowo bez żadnych procesów i wyroków sądowych. Antyludzkie i brutalne akcje organów komunistycznej bezpieki spowodowały wiele szkód na zdrowiu i życiu tych często starszych i schorowanych ludzi. Zakonnicy, którzy stawiali opór, byli zamykani do klasztornych kaplic na wielodniowy karcer. Kara ta była tym bardziej dotkliwa, że pozbawiano ich możliwości skorzystania z toalety. Komuniści zniszczyli wiele cennych książek i rękopisów. Niezagospodarowany majątek klasztorny w postaci budynków i ich wyposażenie uległy częściowemu lub całkowitemu zniszczeniu.

Na prawie 40 lat zanikło jawne życie monastyczne i klasztorne w tym kraju. Jednak nie oznacza to, że go nie było tam wcale. Przez cały okres komunizmu tajnie wyświęcano za granicą (głównie w Polsce) kleryków i zakonników. W prywatnych domach działały konspiracyjne zgromadzenia zakonne.

Jak opowiadał jeden z księży, przejmujący nieraz był widok podczas odprawiania Mszy świętej, gdy grupa dorosłych ministrantów podczas Przeistoczenia nagle wyciągała do przodu swoje prawe ręce. To znaczyło ni mniej, ni więcej jak to, że tajnie współkoncelebrowali mszę.

Po zniszczeniu zakonów przyszła kolej na rozbicie oficjalnej hierarchii kościelnej. Nadarzyła się ku temu okazja, gdyż prymas Beran postanowił działać adekwatnie do sytuacji. Na dzień Bożego Ciała w roku 1951 przygotował on ostry list pasterski, w którym informował wiernych o prześladowaniach duchownych i zachęcał świeckich do walki o ich podstawowe prawa.

Organy bezpieczeństwa na ten dzień przygotowały prowokację. W katedrze zamiast wiernych byli agenci tajnych służb. Gdy arcybiskup zaczął czytać odezwę, zgromadzeni zaczęli buczeć, klaskać i tupać nogami. Nabożeństwo przerwano, arcybiskup został odprowadzony od ołtarza do swojej rezydencji. I tak było we wszystkich diecezjach. W następstwie tego wydarzenia święto Bożego Ciała i inne katolickie święta zostały zniesione jako dni wolne od pracy. Internowani lub umieszczeni w izolacji zostali wszyscy biskupi i arcybiskupi diecezjalni. Przestały istnieć kapituły diecezjalne i inne struktury kościelne. Wielu księży zostało siłą usuniętych z parafii i zmuszono ich do powrotu do stanu świeckiego. Gdy w latach 90. ub. wieku odrodziły się struktury kościelne, tym, którzy założyli rodziny, ale wyrazili chęć powrotu do stanu duchownego, pozwolono na to.

Sam kardynał Beran był więziony i przetrzymywany w różnych miejscach. W roku 1963 odzyskał wolność, jednak uniemożliwiono mu podjęcie obowiązków duszpasterskich. Gdy go więziono, jemu i towarzyszącej mu siostrze zakonnej dosypywano do pożywienia afrodyzjaków. Odpowiednie służby były ciągle w gotowości, by nakręcić kompromitujący materiał filmowy.

W 1965 r. pozwolono mu wyjechać do Rzymu, gdzie zmarł w 1969 roku. Rok wcześniej, po inwazji wojsk państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację, wydał przejmującą odezwę do swoich rodaków. Został pochowany w bazylice św. Piotra obok papieży, jako jedyny nie-papież. W kwietniu 2018 r. jego doczesne szczątki powróciły do Pragi i z honorami państwowymi pochowano je w katedrze praskiej.

Symbolem trwania i męczeństwa stał się kardynał Szczepan Trochta, mianowany w 1947 roku biskupem diecezji Litomerice w zachodnich Czechach. W roku 1951 został odsunięty z swojej diecezji. W 1954 r. został skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Więziony i męczony, wyszedł na wolność w roku 1960. Z zakazem podjęcia obowiązków biskupich przebywał w domu pomocy społecznej pod nadzorem organów bezpieczeństwa do 1968 roku. Wtedy to, w ramach odwilży Praskiej Wiosny, powrócił do swojej diecezji i ponownie objął obowiązki biskupa tejże. Zmarł w roku 1974. W jego pogrzebie uczestniczył ówczesny arcybiskup krakowski kardynał Karol Wojtyła. Nie pozwolono mu koncelebrować mszy pogrzebowej. Dopiero na cmentarzu przy trumnie powiedział, że chowamy męczennika.

Wraz z końcem komunizmu odnowiono struktury kościelne i ponownie otwarto klasztory. Jednak daleko im do powrotu do stanu sprzed roku 1948. Ziemia Czeska, a zwłaszcza jej część północno-zachodnia, jest terenem misyjnym. Zdewastowane świątynie, cmentarze i miejsca kultu będą jeszcze długo przypominać o tragicznych czasach prześladowań.

Artykuł Grzegorza Kity pt. „Akce K” znajduje się na s. 13 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Grzegorza Kity pt. „Akce K” na s. 13 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przeszłość to zdobywanie doświadczeń. Rany nie są najważniejsze, ważne jest, co teraz mogę zrobić dobrego dla drugiego

Dzięki dr Wandzie Półtawskiej zrozumiałem, że życie ludzkie osiąga swój największy wymiar, gdy bezinteresownie pomaga się drugiemu. To największy skarb, jaki może człowiek w swoim życiu zgromadzić.

Paweł Zastrzeżyński

Z wielu słów dr Półtawskiej najbardziej zapadły mi w pamięć te, że ekonomia boża jest inna od tej ludzkiej i że ten, który traci, w bożych oczach może zyskiwać. (…)

Spotkania z ludźmi to jest mój zawód, od początku moich studiów, od 1945 roku zajmowałam się i zajmuję się ludźmi. Jest to moją pasją i moim zawodem. Poznaję ludzi i przyjaźnię się z ludźmi. Każde życie ludzkie jest szeregiem spotkań niby przypadkowych, a ksiądz Karol Wojtyła twierdził, że nie ma spotkań przypadkowych, ale są „dary z nieba”, dar człowieka, dar przyjaźni.

W każdym okresie życia spotykamy ludzi i możemy wybierać ludzi, z którymi chcemy się spotkać, zbliżyć i równocześnie dostajemy ludzi jako zadanie. Ksiądz Karol Wojtyła używał pojęcia „zawierzenie”. Pan Bóg stawia przed tobą jakiegoś człowieka jako zadanie, zawierza los tego kogoś temu wybranemu. Tak rodzice dostają dzieci jako zadanie do spełnienia.

Każde spotkanie jest zadaniem, bo każdy człowiek, spotykając się z drugim, zostawia jakiś ślad – nie ma spotkań, które by nic nie dały dobrego albo złego – obcowanie ludzi stwarza życiorys każdego. Ksiądz Karol Wojtyła mówił, że każdy etap życia przynosi nowych przyjaciół, ludzie mają przyjaciół z przedszkola, z ławy szkolnej, ze studiów, z pracy itp. A ksiądz kardynał Stefan Wyszyński w pamiętniku podczas uwięzienia w Komańczy napisał takie zdanie: „Jeśli nie masz przyjaciół, to twoja wina”. Nie można mieć przyjaciół, jeśli się nie „wyjdzie do ludzi”. Są tacy – samotni i cierpią, bo „nikt ich nie kocha” – bo przecież przyjaźń jest realizacją miłości bliźniego. A teraz ludzkość zagubiła tę niewymierną wartość przyjaźni. (…)

Obecnie psychologowie przypisują nadmierne znaczenie „obrazom z dzieciństwa” i nadają interpretację, która często staje się źródłem niepokoju i wręcz reakcji nerwicowych. Spotykam mnóstwo ludzi, którzy uważają, że mają „traumę z dzieciństwa i są zranieni”. I wówczas u ludzi utrwala się przekonanie, że różne zachowania można wytłumaczyć tym „trudnym dzieciństwem”, bo są „zranieni”.

Oczywiście przeżycia z dzieciństwa mają znaczenie, ale nie są determinujące – sam organizm człowieka ma zdolności regenerujące i przecież wszystkie rany fizyczne zadane w dzieciństwie same się goją i zostaje bardzo mała blizna, która też z biegiem czasu znika. Tak samo z psychiką, można te wspomnienia wyrównać tym, co dobrego niesie świat i co czyni człowiek. W pewnym sensie człowiek ma możność zrobić „poprawkę” na swoje dzieciństwo.

Oczywiście przeszłości nikt nie może zmienić, ale może zmienić swój pogląd na to, co było, i jeżeli psycholog namawia na zwierzenia, na analizę tego, co było, to jest tak, jakby ktoś wziął żyletkę i starą bliznę rozdrapywał na nowo. Chodzi po świecie mnóstwo ludzi, zwłaszcza kobiet, znerwicowanych, w kółko analizujących to, jak bardzo była zraniona, skrzywdzona. Niekiedy staje się to przyczyną konfliktu z rodziną, zwłaszcza z rodzicami, bo często w ocenie psychologa to właśnie błędy rodziców wobec dzieci są przyczyną tej „traumy i zranień”.

A trzeba inaczej – trzeba przeszłość potraktować jak zdobycie doświadczenia, spokojnie ocenić: było dawno, teraz nie ma znaczenia, ale wiem, że nie trzeba tego powtarzać i trochę jakby zlekceważyć, bo te „rany” nie są najważniejsze, ważne jest to, co teraz mogę zrobić dobrego i teraz wiem, jak powinno być. Oskarżanie rodziców jest krzywdą nie tylko dla nich, ale dla samego dziecka – bo wszystkie dzieci mają obowiązek spełniać IV Boże przykazanie (to znaczy nie wszystkie, ale wszystkie ochrzczone, a nawet nie tylko, bo każdy człowiek jest zdolny poznać swoim ludzkim sumieniem, że dobrze jest kochać, a źle nienawidzić). Więc z tej dziecinnej pamięci trzeba wydobywać to, co było dobre i piękne.

Dziecko może pamiętać poszczególne sceny już od 3 roku życia – i już wtedy coś zostaje w pamięci na zawsze i może mieć wpływ na dalsze życie. Dlatego dzieciństwo wszystkich dzieci trzeba otoczyć serdeczną troską, żeby ich pamięć była pełna radosnych przeżyć. Jest oczywiste, że to jest zadanie dla dorosłych, którzy w naszych czasach tego zadania nie spełniają.

W sposób szczególny oczywiście los dziecka zależy od tego, kiedy się urodziło – w swojej pracy zawodowej zajmowałam się leczeniem dzieci obciążonych przeżyciami z okresu wojny a potem komunizmu – wręcz zajmowałam się dziećmi, które były więźniami, które urodziły się w lagrze – Trudne życiorysy, a jednak okazało się, że te właśnie dzieci z „trudnego dzieciństwa” wykazały niezwykły rozwój duchowości.

5 stycznia 2016 r. miałem sen, że pukam do bramy Archidiecezji Praskiej. Obok mnie stał człowiek. Mój rówieśnik. Otwiera mi abp Henryk Hoser. Mówię do niego: – Przepraszam, że przychodzę bez zapowiedzi. Wiem, że tu jest Pani Wanda, chciałem tylko przedstawić prezydenta Andrzeja Dudę. Tego samego dnia napisałem list i wysłałem go na ogólnodostępny adres: „W. Szanowny Panie Prezydencie, Pragnę poddać pod rozwagę, aby dr Wanda Półtawska została uhonorowana orderem Orła Białego. Ten gest podkreśliłby niezłomność Ducha Narodu, który Ona reprezentuje: Bóg, Honor, Ojczyzna. Z poważaniem. Paweł Zastrzeżyński”.

19 stycznia 2021 r. otrzymałem odpowiedź z Kancelarii Prezydenta RP o treści:

„Szanowny Panie, odpowiadając na Pana wystąpienie przesłane do Kancelarii Prezydenta drogą elektroniczną dnia 5 stycznia 2016 r. w sprawie nadania Orderu Orła Białego Pani Wandzie Wiktorii Półtawskiej, pragnę przede wszystkim uprzejmie podziękować za zgłoszoną inicjatywę. Jednocześnie informuję, że propozycja Pana zostanie przedstawiona do rozpatrzenia na posiedzeniu Kapituły Orderu. O decyzji Kapituły Orderu Orła Białego zostanie Pan poinformowany”. 3 maja 2016 roku dr Wanda Półtawska została odznaczona Orderem Orła Białego.

Dla mnie doświadczenia związane z dr Wandą Półtawską to przede wszystkim to, co mi ona przekazała, a co zaś jej przekazał Jan Paweł II. Gdy przyszedłem do dr Półtawskiej, miałem problemy, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić. Nauczanie Papieża Polaka i przykład życia dr Wandy Półtawskiej zwyczajnie pomogły mi w życiu. Olbrzymi wypływ miał też na mnie prof. Andrzej Półtawski – jego postawa, sposób interpretowania rzeczywistości, jego droga, nastawiona całkowicie na drugiego człowieka.

Jednak to dzięki dr Wandzie Półtawskiej zrozumiałem, że życie ludzkie osiąga swój największy wymiar, gdy bezinteresownie pomaga się drugiemu człowiekowi. To największy skarb, jaki może człowiek w swoim życiu zgromadzić.

Cały artykuł Pawła Zastrzeżyńskiego pt. „Odnaleziony” znajduje się na s. 19 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021.

 


  • Majowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Pawła Zastrzeżyńskiego pt. „Odnaleziony” na s. 19 majowego „Kuriera WNET” nr 83/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

40. rocznica śmierci Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Piotr Dmitrowicz: Prymas uczył nas bycia wspólnotą

W „Kurierze w Samo Południe” dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, Piotr Dmitrowicz, mówi m.in. o 40. rocznicy śmierci Prymasa Stefana Wyszyńskiego.

W najnowszym „Kurierze w Samo Południe” z okazji 40. rocznicy śmierci Prymasa Stefana Wyszyńskiego Piotr Dmitrowicz wspomina historię jego posługi. Jak podkreśla dyrektor Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, Prymas Wyszyński odegrał szczególną rolę w jednoczeniu polskiego społeczeństwa:

Prymas uczył nas też bycia wspólnotą, że powinniśmy razem odpowiadać za państwo, które tworzymy. (…) Potrafił jednoczyć Polaków – pokazuje to szczególnie okres trzech dekad kiedy stał na czele polskiego kościoła, a także jego pogrzeb, który stał się wielką manifestacją wspólnotowości – komentuje Piotr Dmitrowicz.

Rozmówca Adriana Kowarzyka mówi jakie są według niego najważniejsze i najbardziej aktualne nauki Prymasa Wyszyńskiego. Wśród nich akcentuje stosunek duchownego do kwestii bliźnich:

Myślę, że to co dziś jest dla nas najważniejsze z nauk Prymasa Stefana Wyszyńskiego to stosunek do drugiego człowieka. Mówił on, że wszelkie zło tego świata należy przeciwstawiać i zwalczać miłością – zaznacza Piotr Dmitrowicz.

Piotr Dmitrowicz dotyka też tematu najważniejszych wydarzeń z prymasostwa Prymasa Stefana Wyszyńskieg. Opowiada m.in. o wydarzeniach z 1950 r., gdy Prymas doprowadził do porozumienia Kościoła z władzami państwowymi normując tym samym stosunki prawne między Kościołem a władzami PRL:

Rok 1950 to był szczyt stalinizmu. Komuniści uderzają z potworną siłą próbując zniszczyć kościół i dokonać totalnej ateizacji. Prymas wie, że nie może do tego dopuścić, ale nie może iść na starcie. I podpisuje porozumienie z komunistami, za które był krytykowany i w swoim środowisku.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Jan Maria Jackowski: spektakl w izbie wyższej wokół Europejskiego Funduszu Odbudowy zakończył się fiaskiem

Senator Prawa i Sprawiedliwości komentuje odrzucenie przez Senat proponowanej przez Koalicję Obywatelską preambuły do ustawy ratyfikującej EFO. Mówi też o wystawie zdjęć z pogrzebu kard. Wyszyńskiego.

W związku z odrzuceniem preambuły do ustawy ratyfikującej Europejski Fundusz Odbudowy Jan Maria Jackowski odnotowuje, że przewaga opozycji w izbie wyższej jest krucha.

Jeden opozycyjny senator się pomylił, zaś jeden na głosowanie nie przyszedł. Przy tak minimalnej przewadze różne rzeczy mogą się zdarzyć.

Senator PiS uwypukla rozdźwięk między deklarowaną proeuropejskością Koalicji Obywatelskiej a jej postawą w sprawie EFO.

Przez trzy tygodnie przygotowywano wielki senacki spektakl; wszystko ostatecznie zakończyło się fiaskiem.

Gość „Poranka WNET” przypomina ponadto postać Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego. Podkreśla, że wielu Polaków postrzega go jako ostatniego, niekoronowanego króla Polski, który przeprowadził naród przez „ciemną noc komunizmu”. Polityk zaprasza na wystawę swoich zdjęć z pogrzebu kard. Wyszyńskiego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.