Co z ducha św. Wojciecha przetrwało w prymasostwie kard. Augusta Hlonda i jego następcy – kard. Stefana Wyszyńskiego?

August Hlond: „Humanizm chrześcijański to znak krzyża”; Stefan Wyszyński: solidarność to wartość w służbie narodu i człowieka; Karol Wojtyła dojrzał taką perspektywę, jak żaden z Polaków przed nim.

Katarzyna Purska USJK

W Kościele katolickim istnieje nieprzerwanie od czasów apostolskich następstwo biskupów prawnie wybranych i ważnie konsekrowanych, którzy strzegą i przekazują depozyt wiary. Nazywane jest ono sukcesją apostolską. Sukcesja jest gwarancją trwania Tradycji Apostolskiej. Istnieje zaś jako więź pomiędzy kolegium biskupów a Apostołami. Jest ona ciągłością historyczną, ale należy ją również rozumieć w sensie duchowym.

Arcybiskupi gnieźnieńscy jako metropolici od początku byli uważani za zwierzchników całego Kościoła katolickiego w Polsce i najwyższych dostojników kościelnych, choć dopiero za czasów panowania Władysława Jagiełły dokonało się ustanowienie godności prymasowskiej. Odtąd miejsce pochówku św. Wojciecha stało się siedzibą polskich prymasów. Obecnie prymas Polski jest tytułem honorowym, ale początkowo wiązał się, prócz zwierzchności jurysdykcyjnej w Kościele, także z uprawnieniem do koronacji królewskiej. (…)

Święty Wojciech wizję cesarza Ottona budowy chrześcijańskiej Europy podniósł do samego nieba nie dlatego, że do pogańskich Prus zaniósł Ewangelię Chrystusową. Przede wszystkim dlatego, że czynił to w poszanowaniu ich wolności i praw, wyrzekając się przymusu i przemocy. Bronił godności osoby ludzkiej i wolności stanowienia o sobie nawet za cenę własnego życia.

Takie właśnie było świadectwo jego życia. Jego umęczone ciało zostało złożone w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Maryi. Była to jakby pierwsza polska pieta i zapowiedź losów narodu, w którym pozostał. Prymas August Hlond nazwał go drogowskazem. O ile można tak nazwać pierwszego patrona Polski, to kim był w naszych dziejach ten, którego nazywano „prymasem maryjnym”? Podobnie jak św. Wojciecha, „duch wiary ożywiał całe jego życie (…) Nie uznawał kompromisów. Zawsze ze szlachetną odwagą wypowiadał swoje katolickie przekonania i poglądy”. Takie świadectwa dawał o nim Prymas Józef Glemp i wielu, którzy go pamiętali.

Ks. Henryk Goździewicz wspominał prymasa Hlonda: „Niewzruszenie wierzył, że Polskę czeka wielka dziejowa misja do spełnienia”, wybuch II wojny światowej zaś ocenił jako „kataklizm (który) jest następstwem dechrystianizacji życia, jest wynikiem apostazji od Chrystusa i Jego prawa, jest rezultatem przywróconego pogaństwa.

Tak zdegradowano człowieka pod pretekstem jego praw i postępu (…). Jedyną skuteczną radą jest rechrystianizacja Europy”. Ten prorok współczesnych czasów był jak przydrożna latarnia, która oświetla dalszą drogę Polski i Europy.

Prymas Stefan Wyszyński był jego spadkobiercą nie tylko w znaczeniu sukcesji apostolskiej, ale i w sensie duchowym. Był tym, który poprowadził dalej dzieło prymasa Augusta Hlonda. Jasnogórskie Śluby naszego Narodu, Wielka Nowenna i obchody Millenium chrztu Polski można odczytać jako realizację testamentu jego wielkiego poprzednika. W nauczaniu i programach duszpasterskich kard. Wyszyńskiego wciąż powracała myśl o godności człowieka, o wolności i o zasadzie solidarności społecznej.

Polacy wpoili sobie do serc tę jego naukę tak mocno, że podczas sierpniowych dni 1980 r. zadziwili świat masowym udziałem strajkujących robotników w mszach św., umieszczaniem wizerunków Maryi Królowej Polski na płotach zakładów pracy i chrześcijańskim charakterem rodzącego się Niezależnego Związku Zawodowego Solidarność. Kościół pod przewodnictwem prymasa Wyszyńskiego pełnił w tych dniach „karnawału solidarności” nieocenioną rolę doradczą.

Solidarność, która wówczas wybuchła w Polsce i rozlała się na całą Europę, i to wszystko, co wydarzyło się później, było owocem mądrego programu duszpasterskiego Prymasa Tysiąclecia, a nade wszystko jego prorockiej wizji Polski i jej miejsca w Europie.

„Zwieńczeniem programu Wielkiej Nowenny, choć nieprzewidywalnym wcześniej, stał się dzień 16.10. 1978 roku. Kardynał Karol Wojtyła został papieżem Janem Pawłem II. Od tego dnia liczymy czas upadku komunizmu w Polsce, w Rosji i w Europie Środkowo-Wschodniej” – napisał prof. Jan Żaryn.

Jeśli prymasa Hlonda można przyrównać do przydrożnej latarni, to kim można by nazwać kardynała Wyszyńskiego? Nazwałabym go przewodnikiem na drodze wiary. Tym, który dźwigał bagaż bolesnych doświadczeń narodu i tym, który pozwolił, aby na jego ramionach stanął inny mocarz wiary – Karol Wojtyła, który dojrzał taką perspektywę, jakiej nikt z Polaków przed nim dojrzeć nie zdołał. Jako papież Jan Paweł II, podczas uroczystego homagium 23.10.1978 r. zwrócił się do kard. Stefana Wyszyńskiego: „Czcigodny i Umiłowany Księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”.

Cały artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „Sukcesja Świętego Wojciecha” znajduje się na s. 4 i 5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020.

 


  • Od 2 lipca „Kurier WNET” wraca do wydania papierowego w cenie 9 zł.
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć również w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł s. Katarzyny Purskiej USJK pt. „Sukcesja Świętego Wojciecha” na s. 4–5 lipcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 73/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Studio Dublin – 17 lipca 2020 – Agnieszka Słotwińska, Agnieszka Białek, Bogdan Feręc – Polska-IE, oraz Tomasz Szustek

W piątkowe przedpołudnie na falach Radia WNET jak zawsze informacje z Republiki Irlandii i Ulsteru. Londyn, Belfast, Dublin, cała Republika Irlandii w czasie wielkiego odmrażania i brexitowych wyzwań.

W gronie gości:

  • Agnieszka Słotwińska – właścicielka „My Little Craft World” w Cork,
  • Agnieszka Białek – pedagog i przedsiębiorca z Belfastu, korespondentka Radia WNET,
  • Bogdan Feręc – redaktor naczelny portalu Polska-IE.com,
  • Tomasz Szustek – współautor książki „Atlantic Tabor. The Pilgrims of Croagh Patrick”, reporter i dziennikarz związany ze Studiem 37 Dublin. 

Prowadzenie i scenariusz: Tomasz Wybranowski

Wydawca: Tomasz Wybranowski

Realizator: Paweł Chodyna (Warszawa) i Tomasz Wybranowski (Dublin)

Bogdan Feręc, redaktor naczelny portalu Polska-IE.com, wersja zdecydowanie letnia. Fot. arch. własne.

 

Zawsze na wstępie Studia Dublin pojawia się On i jego korespondencje, okraszone ciekawostkami z zachodniej części Irlandii. W roli głównej Bogdan Feręc, szef najważniejszego i opiniotwórczego portalu dla Polaków na Szmaragdowej Wyspie – Polska-IE.com.

Rozmowę z Bogdanem Feręcem zacząłem od podsumowania i analizy wizyty w Irlandii Północnej premiera Micheála Martina. Prezes irlandzkiej Rady Ministrów podczas spotkania z Arlene Foster, pierwszym ministrem Irlandii Północnej, podkreślił, że chciałby realizować z jej gabinetem projekty infrastrukturalne, które pozwolą na kontynuację dobrosąsiedzkich relacji i zacieśnią stosunki pomiędzy oboma krajami.

Najważniejsza informacja dla Irlandzczyków i rezydentów z obu stron granicy jest taka, że nie należy się spodziewać, by jego gabinet, wprowadził kontrole graniczne z Irlandią Północną.

 


Micheál Martin jest też zwolennikiem połączenia wyspy w jedną całość, co dał wyraz, wypowiadając następujące słowa:

Chciałbym jednak zobaczyć, jak wygląda wspólna wyspa. Dorastałem w tradycji, która chciała zjednoczyć Irlandię. Porozumienie z Wielkiego Piątku było fantastycznym przełomem. Tak, zawiera przepis dotyczący referendum i nadzoru granicznego, ale także zasady zgody oraz jedności.

Wszystko w słowach i deklaracjach wygląda bardziej niż pięknie. A do tego brexitowego tanga trzeba … trojga. Nic nie wydarzy się bez dobrej woli premiera brytyjskiego rządu Borisa Johnsona.

 

Dublin rain from the bus. Foto (c) Studio 37.

Dane z tego tygodnia mówią, że irlandzki Skarb Państwa wydał już na pomoc osobom bezrobotnym ponad 2 miliardy euro, o czym czytamy na oficjalnych stronach Revenue.

Ogółem na wsparcie dla osób korzystających z systemów dopłat do wynagrodzeń i płatności pandemiczne wydano już 2 062 000 euro, a w ostatnim tygodniu z dopłat TWSS (Temporary Wage Subsidy Scheme) skorzystało 415 000 osób.

Od marca 2020 roku przez system Temporary Wage Subsidy Scheme przewinęło się już 618 000 osób, które otrzymały z tego tytułu przynajmniej jedną płatność. W programie irlandzkiego rządu dotyczącym dopłat do wynagrodzeń zarejestrowanych jest obecnie 67 400 pracodawców, z czego ponad 62 800 otrzymało już dotację.

 

Na koniec informacja o tym, że po trzynastu latach przerwy (to już 13 lat!!!), od 23 sierpnia polski przewoźnik – Polskie Linie Lotnicze LOT – rozpocznie regularne rejsy na trasie Warszawa – Dublin.

Połączenia z Lotniska im. Fryderyka Chopina w Warszawie do Dublina będą obsługiwane cztery razy w tygodniu maszynami Boeing 737-800 NG, których właścicielem jest LOT. Bilety na nowe połączenie LOT-u są już od 16 lipca br. dostępne w sprzedaży

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Bogdanem Feręcem:

 

 

 

W piątkowym głównym wydaniu Studia Dublin do wysłuchania serwis informacyjny „Irlandia – Wyspy – Europa – Świat”.

Irlandzki minister zdrowia Stephen Donnelly poinformował, że w najbliższy poniedziałek 20 lipca opublikuje „zieloną listę” państw, z których po przyjeździe do Irlandii, nie będzie obowiązywała czternastodniowa kwarantanna.

Ministerstwo zdrowia zasugerowało też, że raczej nie będzie rekomendować spędzania w tym roku wakacji na Szmaragdowej Wyspie, gdyż spoczywa na nim obowiązek ochrony mieszkańców wyspy.

Dublińska siedziba Taoiseach’a (irlandzkie określenie na premiera). Fot. Tomasz Szustek / Studio 37 Dublin

Rząd i parlament dyskutują o kwestii utrzymania zakazu podnoszenia czynszów i zakazu eksmisji. Zgodnie z przyjętym wcześniej harmonogramem ten okres ochronny ma się skończyć w najbliższy poniedziałek (20 lipca 2020). Rząd zgodził się jednak na krótkotrwałe przedłużenie tych zakazów, choć nie wiadomo, jak długo będą obowiązywać. Konkrety poznamy dopiero w połowie przyszłego tygodnia.

Siedziba irlandzkiego prezesa rady ministrów. Fot. Studio 37.

Osłony na twarzach, lub obowiązkowe maseczki wymagane będą już wkrótce w sklepach i innych pomieszczeniach publicznych (m.in. urzędy pocztowe i państwowe).

Maski na twarzach obowiązywać będą w równym stopniu kupujących i personelu. Jednak ci ostatni mogą uchronić się przed całodziennym noszeniem maseczki, jeżeli pomiędzy nimi a klientami zamontowane zostaną ekrany ochronne.

Zapowiedź nowego zarządzenia, nie ma jeszcze formy prawnej, więc nie jest dopracowane w szczegółach, a może wejść do czwartej fazy odmrażania gospodarki, czyli obowiązywać od przyszłego poniedziałku (20 lipca 2020 roku).

„Wielka Brytania straciła niezależność w sprawie Huawei!” – takie oświadczenie 16 lipca wydało chińskie MSZ, w którym krytykuje decyzje gabinetu Borisa Johnsona. Londyn wykluczył koncern Huawei z budowy sieci 5G. Departament handlu ChRL zapowiedział w odwecie, tutaj cytat:

Podjęcie koniecznych środków by chronić prawa chińskich firm.

Rzecznik ministerstwa handlu przekazał na specjalnej konferencji prasowej, że

Decyzja brytyjskiego rządu oznacza dyskryminację i podważa zaufanie chińskich inwestorów do Wielkiej Brytanii.

Rząd Wielkiej Brytanii ogłosił 14 lipca , że chiński koncern jednak nie będzie brał udziału w budowie brytyjskiej sieci 5G. Cała technologia i infrastruktura należąca do Huawei musi zostać usunięta z tej sieci do 2027 roku.

Ponadto od przyszłego roku brytyjscy operatorzy telekomunikacyjni będą mieli zakaz zakupu nowego sprzętu 5G od tej chińskiej firmy.

Tutaj do wysłuchania „Wyspiarski serwis Studia 37”:

 

 

W Studiu Dublin gorące informacje wieści i przegląd prasy z Belfastu i Londynu.  Nasza korespondentka Agnieszka Białek obok najnowszych danych i statystyk związanych z koronawirusem w Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, opowiada również o kolejnych etapach odmrażania gospodarki. Coraz więcej miejsca w debacie publicznej poświęca się tematowi drugiej fali zakażeń Covid-19, które ma przynieść jesienna pora. 

Wielka Brytania przygotowuje się na drugą falę koronawirusa. Premier Boris Johnson w przyszłym tygodniu przedstawi plan walki z Covid-19. Prognozy ekspertów z brytyjskiej Akademii Nauk Medycznych mówią nawet o 120 tys ofiar w okresie od wcześnia 2020 do czerwca 2021.

W telewizji Sky News minister zdrowia Matt Hancock zapowiedział największy w historii Wielkiej Brytanii program szczepień przeciw grypie. Tymczasem rząd walczy że skutkami pandemii wprowadzając bonusy dla firm, które utrzymają pracowników po zakończeniu wypłacania im pensji z budżetu.

Agnieszka Białek, serce i oczy Radia WNET w Irlandii Pólnocnej. Foto. arch. własne.

 

W cieniu informacji koronawirusowych Agnieszka Białek mówiła również o wprowadzonym systemie punktowym dla nowych imigrantów, który będzie obowiązywał, kiedy Brexit i rozbrat z Unią Europejską stanie się już faktem.

Na koniec „dramatyczne” oświadczenie wydane przez brytyjskie Narodowe Centrum Bezpieczeństwa Cyfrowego.

Chodzi  o cyberataki na ośrodki pracujące nad powstaniem skutecznej szczepionki przeciw Covid-19. Szef dyplomacji brytyjskiej Dominic Raab oskarża wprost o te działania Rosję i zapowiada działania kontrujące.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Białek:

 

Kiedy docieramy około 5:30 rano do podnóża góry, mijamy pierwsze osoby które właśnie zakończyły dzisiejsze pielgrzymowanie. Należą do wąskiego kręgu pielgrzymów, dla których w dobrym tonie jest witać wschód słońca na szczycie Croagh Patrick. Wyruszyli zaraz po północy, w całkowitej ciemności, przy padającym deszczu pokonali ponad 700 metrów wysokości kamienistą, stromą ścieżką. Fot. Tomasz Szustek.

Za niespełna tydzień pielgrzmi z całej Irlandii, mimo czasu po zarazie ruszą w kierunku niezwykłej góry. Od ponad piętnastu wieków, w ostatnią niedzielę lipca, czyli tak zwany Reek Sunday, tłumy Irlandczyków biorą udział w pielgrzymce na górę Croagh Patrick, w hrabstwie Mayo – zachodnia części Irlandii.

Tomasz Szustek. Fot. Studio 37.

Jak mawia gość Studia Dublin, Tomasz Szustek, dziennikarz, reporter i fotografik, oraz współautor książki „Atlantic Tabor. The Pilgrims of Croagh Patrick”:

Wśród pielgrzymów wędrujących śladami św. Patryka na Croagh Patrick spotkać można przedstawicieli całego irlandzkiego społeczeństwa i rezydentów Szmaragdowej Wyspy.

O Croagh Patrick i wielkim pielgrzymowaniu będziemy rozmawiać za tydzień w Studiu Dublin. Tym razem rozmawialiśmy o jego pasji fotografii i jego początkach z mediami na Szmaragdowej Wyspie.

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Tomaszem Szustkiem, współtwórcą Studia 37:

 

Piotr Słotwiński z małżonką Agnieszką Słotwińską, moją rozmówczynią. Fot. arch. własne.

Ostatnim gościem piątkowego, głównego wydania Studia Dublin była pani Agnieszka Słotwińska, założycielka i prowadząca zajęcia w „My Little Craft World”. Tym razem, już po raz drugi, w ramach akcji Studia 37 Dublin „Pocztówka wakacyjna z Irlandii” zaprosiła nas do odwiedzenia trzech niezwykłych miejsc. 

Jak głosi tabliczka przy Mass Rock w Kilshinihan: „Pamięci naszych przodków, którzy uczestniczyli w odprawianych tutaj łacińskich Mszach Świętych, w czasach gdy było to zabronione /1536-1829/. Niech spoczywają w pokoju. Amen.”. Fot (c) Piotr Słotwiński.

Najpierw przejmująca opowieść o Mass Rock w Kilshinihan.  Ów Mass Rock to wspólna nazwa dla skał albo układanek z kamieni, które znajdują się w wielu odosobnionych miejscach, z dala od oczu ciekawskich na całej Hibernii. Przez wiele lat były używane jako ołtarze w odprawianych potajemnie rzymskokatolickich Mszach Świętych, w czasach gdy najeźdźcy prześladowali katolików.

Druga pocztówka związana jest z miastem Cork i adresem 124 St Patrick’s Street, w cieniu pomnika Ojca Matthew. Tam znajduje się kamienne poidło dla psów z napisem „Madrai”. Ma już swoje lata i interesującą historię. Wykonał je sam Seamus Murphy, jeden z najbardziej znanych irlandzkich rzeźbiarzy. To on wykonał popiersie irlandzkiej patriotki i bohaterki Konstancji hrabiny Markiewicz, które znaje się w St Stephen’s Green Park w Dublinie. 

Przyznajemy szczerze! Wiele razy przechodziliśmy tamtędy i w ogóle nie zauważyliśmy tego poidła. Dopiero gdy wybraliśmy się na kolejny „geocachingowy” spacer po Cork, tym razem śladami dawnych publicznych ujęć wody w tym mieście, niejako przy okazji „odkryliśmy” dla siebie ten użytkowy, ale i artystyczny przedmiot. – mówią państwo Słotwińscy.

W finale wakacyjnych spacerów po zaułkach Cork i okolic, pani Agnieszka Słotwińska opowiedziała o Bottlehill. To malowniczo położone wzgórze  pomiędzy Cork a Mallow.

Jego nazwa związana jest z legendą… Dawno temu w jednej z małych irlandzkich wsi mieszkał wraz z żoną biedny człowiek, który nazywał się Michael Purcell. – zaczyna opowieść Agnieszka Słotwińska.

Kolejne wakacyjne pocztówki ze Szmaragdowej Wyspy w paśmie „Irlandzkie Impresje” (od poniedziałku do czwartku, między 15:00 a 16:00).

Zapraszam do lektury blogu Piotra Słotwińskiego, gdzie dowiedzą się państwo wielu niezwykłych informacji i pasjonujących historii spod nieba Irlandii (kliknij tutaj).

Tutaj do wysłuchania rozmowa z Agnieszką Słotwińską:

Opracowanie: Tomasz Wybranowski. 

Współpraca: Bogdan Feręc – portal Polska-IE.com. 


 

Partner Radia WNET

Partner Studia 37 Dublin

 

                 Produkcja – Studio 37 Dublin Radio WNET – lipiec 2020 roku

 

Studio Dublin na antenie Radia WNET od października 2010 roku (najpierw jako „Irlandzka Polska Tygodniówka”). Zawsze w piątki, zawsze po Poranku WNET zaczynamy ok. 9:10. Zapraszają: Tomasz Wybranowski i Bogdan Feręc, oraz Katarzyna Sudak, Agnieszka Białek, Ewa Witek, Alex Sławiński oraz Jakub Grabiasz.

 

Medycyna Hildegardy z Bingen – ostatni program przed wakacjami – zaprasza Elżbieta Ruman via Studio 37 Dublin

Tym razem ostatni program „Medycyny Hildegardy z Bingen” przed wakacjami i podróżami Radia WNET. Elżbieta Ruman opowiada o średniowiecznych eliksirach i ziołach, które wspomagają układ odpornościowy.

Dzięki nim nasze organizmy pozbywają się najcięższych chorób i wszelakich toksyn. Tym razem opowieść o niezwykłych cudach uzdrowień. Okazuje się, że terapia recepturami św. Hildegardy uzdrawia chorych, co często zadziwia współczesną medycynę. 

Dieta św. Hildegardy z Bingen to mądrość średniowiecznej medycynie, która nie zna chorób nieuleczalnych. – powtarza Elżbieta Ruman.

Cały program do wysłuchania tutaj:

Fenomen św. Hildegardy z Bingen został dostrzeżony już 50 lat temu przez Niemców. W zapiskach, które odnaleziono stwierdzono, że została tam opisana cała nasza aktualna rzeczywistość. Święta Hildegarda opisała poprzez swoje wizje niemal cały świat współczesny, między innymi zmory naszej cywilizacji, jak na przykład to, że

Będziemy się dusić i że ziemia będzie zatruta.

 

W swoich księgach św. Hildegarda zawarła liczne przepisy, które są lekarstwem na współczesne dolegliwości. Wystarczy na przykład zmieszać mąkę kasztanową z miodem, która może leczyć wątrobę nawet ze stanu marskości.

Św. Hildegarda była jedną z czterech kobiet, która otrzymała tytuł doktora Kościoła. Jako pierwsza założyła klasztor żeński.

Niemal tysiąc lat temu, dzięki swoim niezwykłym wizjom, opisała nasz świat. Ponad 800 lat temu, dzięki swoim niezwykłym wizjom, opisała nasz świat.

Św. Hildegarda jednak nie tylko dała opis ziemskiego padołu i jego problemów, ale także sposoby leczenia wielu występujących dziś schorzeń. O sposobach na życie w harmonii, leczenie i dietę, która zapewnia zdrowie ciała i ducha opowiada Elżbieta Ruman. Zawsze w poniedziałki, zawsze w Radiu WNET o godzinie 20:00.

Tomasz Wybranowski

Kim byli współcześni polscy męczennicy franciszkańscy i jak powstawał ich wizerunek dla akcji Polska pod Krzyżem?

„Zginiecie za podjudzanie przeciwko rewolucji modlitwą różańcową, kultem świętych, Mszą Świętą i Biblią; za głoszenie pokoju oraz za imperializm, na którego czele stoi papież Polak”.

Andrzej Karpiński

Wśród patronów akcji modlitewnej Polska pod Krzyżem współczesnymi męczennikami byli franciszkanie bł. Michał Tomaszek i bł. Zbigniew Strzałkowski. Zostali uprowadzeni i brutalnie zamordowani 9 sierpnia 1991 r. w Peru wraz z burmistrzem Pariacoto Justinem Massą.

Tego okrutnego czynu dokonali członkowie komunistycznej partii Peru „Sendero Luminoso”. Zwłoki misjonarzy znaleziono w wiosce Pueblo Viejo, kilka kilometrów od Pariacoto. Ciała miały roztrzaskane i przestrzelone czaszki. Na plecach o. Zbigniewa była przyczepiona kartka z narysowanym jego krwią symbolem sierpa i młota oraz napisem: „Tak giną lizusy imperializmu”. Świadek zdarzenia, siostra Bertha Hernandez, Służebnica Najświętszego Serca Pana Jezusa, została także porwana, jednak w trakcie jazdy wyrzucono ją z samochodu. Zdążyła usłyszeć i zapamiętać wypowiadany przez bandytów sąd nad misjonarzami: „Zginiecie za podjudzanie przeciwko rewolucji modlitwą różańcową, kultem świętych, Mszą Świętą i Biblią, za okłamywanie ludu Ewangelią i Biblią, bo wszystko to są kłamstwa, a religia jest opium dla ludu; za głoszenie pokoju, gdyż kto to czyni, musi umrzeć, oraz za imperializm, na którego czele stoi papież Polak”.

Michał Tomaszek, Zbigniew Strzałkowski i Jarosław Wysoczański | Fot. z archiwum Zakonu Franciszkanów

Liturgiczne wspomnienie błogosławionych przypada nie na dzień ich śmierci – 9 sierpnia, lecz na 7 czerwca, gdy bł. Michał Tomaszek i bł. Zbigniew Strzałkowski zostali wyświęceni w 1986 r. na diakona i kapłana.

Podobnie jak w poprzednich realizacjach, potrzebowałem odpowiednich i dobrej jakości zdjęć zakonników. Początkowo byłem przekonany, że nie będzie problemu. Jednak – ku mojemu zdziwieniu – dużego wyboru nie było. (…) Młodzi, pogodni zakonnicy (31 i 33 lata) nie byli zbyt często fotografowani. A jeśli już znalazłem jakieś ich zdjęcia, to raczej z ich życia prywatnego i bardzo uśmiechniętych.

Miałem dylemat, bo do akcji Polska pod Krzyżem odradzono mi przedstawianie uśmiechniętych męczenników. Do dzisiaj kanon przedstawiania świętych nie pozwala na ich uśmiech. Czy jest to uzasadnione teologicznie?

Czy jest to raczej część tradycji lub zwyczaj utrwalony w przeszłości przez malarstwo portretowe? Wtedy niemożliwe było długie pozowanie z nieruchomym uśmiechem. Dzisiaj, w czasach fotografii, jest już to możliwe. Przykładem jest utrwalanie lekko uśmiechniętej twarzy św. Jana Pawła II. Czy jest to przełamanie stereotypu?

Owszem, w Starym Testamencie pojawiają się wzmianki o radości wyrażanej śmiechem lub tańcem. W Nowym Testamencie już zaledwie dwa razy.

Kościół w średniowieczu zachowywał dystans wobec śmiechu i tańca, uważając je za brak panowania nad duchowością, za głupotę i objaw grzeszności. Jest to niezrozumiałe, gdyż samo słowo ‘błogosławiony’ oznacza ‘szczęśliwy’. Dlaczego więc nie wyrażać szczęścia uśmiechem?

Czy w sztukach plastycznych mamy zatem do czynienia z nieprawdziwymi wizerunkami świętych? Portret każdego świętego przedstawia, według tradycji, jego oblicze z ostatnich lat życia lub moment opuszczenia Ziemi. Czy taki wizerunek nie powinien jednak przedstawiać świętego widzianego oczami artysty po śmierci, obcującego z Bogiem i innymi świętymi, nie będąc już ograniczonym czasem i przestrzenią? W przypadku męczenników dodatkowo umieszcza się atrybut palmy męczeństwa lub narzędzia zbrodni. Dlatego też zastanawiałem się, czy w przypadku bł. Michała i bł. Zbigniewa nie umieścić w grafice pistoletu. Jednak z uwagi na całość koncepcji poprzestałem na tradycyjnej palmie męczeństwa. (…)

Fot. A. Karpiński

W związku z opisanym powyżej „dylematem uśmiechu” postanowiłem znaleźć kompromis. Musiałem zadbać przede wszystkim o to, aby postacie pasowały do pozostałych patronów-męczenników Polski pod Krzyżem. Skorzystałem zatem z możliwie najpoważniejszych (jak na pogodnych misjonarzy) dostępnych zdjęć i rozpocząłem pracę nad portretami. Z uwagi na wymogi jakościowe, potrzebowałem fotografii w możliwie wysokiej rozdzielczości. Posłużyłem się zatem zdjęciami portretowymi wykonanymi jeszcze w Polsce, prawdopodobnie tuż przed wyjazdem zakonników na misję do Peru. Twarze musiałem cyfrowo zmodyfikować i dostosować do ogólnej koncepcji graficznej. Oczy bł. Zbigniewa Strzałkowskiego zamieniłem na bardziej otwarte i pobrałem je z jego innego zdjęcia. Natomiast bł. Michałowi Tomaszkowi celowo nie dodawałem zarostu, aby pozostawić znak, że do misji dołączył rok później.

Wiadome jest, że franciszkańskie habity są czarne, ale nie te na misjach w Ameryce Południowej. Szaty misjonarzy są szare. Dlatego poszukałem zdjęcia z tak wyraźnym habitem, że był widoczny splot tkaniny. Z jednego zdjęcia utworzyłem dwie zwrócone do siebie postacie, z zachowaniem proporcji wzrostu misjonarzy.

Pozostał do utworzenia franciszkański, biały sznur (cingulum) z trzema węzłami oznaczającymi złożone śluby. W kolejności od dołu: posłuszeństwa, ubóstwa i czystości. Franciszkanie żartują, że ten pierwszy, najbliżej ziemi, najłatwiej się brudzi.

Gdy miałem gotowe twarze i szaty z detalami, pozostało umiejętnie połączyć wszystko w całość. Zwróciłem głowy misjonarzy do siebie i ostrożnie osadziłem je w habitach w miejscach, gdzie zaczynają się kaptury. Całość wycieniowałem. Wyrównałem kontrast i ziarnistość wszystkich części składowych grafiki. Po osadzeniu w tle i ponownym wycieniowaniu, wizerunki błogosławionych Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego były gotowe. Zostały wydrukowane na dwóch wielkich formatach oraz powielone w setkach egzemplarzy w formie małych, pamiątkowych obrazków z akcji Polska pod Krzyżem.

Dlaczego akurat tam pojechali? Nie mogę wyjść z podziwu, że powołanie misjonarzy było tak silne, że opisana wyżej sytuacja w Peru nie zniechęciła ich do realizacji misji. Wiara, radość głoszenia Słowa Bożego i pomoc biednym okazały się silniejsze od strachu przed jakąkolwiek ideologią i jej skutkami.

W sierpniu 1991 r. w Częstochowie odbywały się Światowe Dni Młodzieży, na które przybył inicjator spotkania, papież Jan Paweł II.

W związku ze ślubem siostry o. Jarosław Wysoczański pojechał w tym czasie na urlop do Polski. W piątek 9 sierpnia 1991 r. pozostali w Pariacoto misjonarze Michał i Zbigniew odprawiali wieczorną Mszę Świętą.

Na terenie misji było trzech postulantów i kucharka, wspomniana na początku siostra Bertha Hernandez. Tego wieczoru do Pariacoto wkroczyli uzbrojeni bandyci. Uprowadzili burmistrza miasta, następnie wtargnęli do kościoła i uprowadzili siostrę z misjonarzami. Mapka pokazuje drogę, którą przebyli, oraz miejsce męczeństwa.

Cały artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Bł. Michał Tomaszek i bł. Zbigniew Strzałkowski” znajduje się na s. 6 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Bł. Michał Tomaszek i bł. Zbigniew Strzałkowski” na s. 6 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Człowiek nie jest istotą doskonałą, ale powołaną do doskonałości, do świętości – jak to ujmował Jan Paweł II

Człowiek jest sprawcą czynu. Novum filozofii Karola Wojtyły polega na tym, że równie ważne jest sprawstwo odwrotne, tzn. wpływ każdego czynu na strukturę osobową (duchowo-intelektualną) sprawcy.

Teresa Grabińska

O moralnej sprawczości czynu

Popularyzacja a nauczanie w świetle spuścizny Jana Pawła II

W 2020 r. świętujemy stulecie urodzin Karola Wojtyły – św. Jana Pawła II. Liczne przedsięwzięcia ku czci Wielkiego Jubilata będą przypominać jego wszechstronne oddziaływanie na kondycję moralną świata.

Ten esej ma za przedmiot refleksję nad filozoficzną spuścizną Karola Wojtyły, która przenika jego nauczanie, kierowane ze Stolicy Piotrowej do szerokich rzesz wiernych, a także wyznawców innych religii. Tylko niektóre dokumenty – jak wspaniała encyklika Veritatis splendor – są adresowane do kościelnych hierarchów.

Każde nauczanie, jeśli jest prawidłowo prowadzone, trafia do nauczanego w taki sposób, że nie tylko powiększa zakres jego wiedzy, lecz usposabia go do jej rozwijania i stosowania.

Jan Paweł II umiał to robić w sposób doskonały – tak, jakby każda fraza trafiała w oczekiwania każdego słuchającego lub czytającego, niezależnie od tego, z jakiego pochodził kulturowego kręgu.

Z drugiej strony, gdy koledzy i studenci Karola Wojtyły wspominają jego akademickie wykłady i lekturę jego pism filozoficznych, rozwijających współczesny chrześcijański personalizm, to często podkreślają hermetyczność języka jego filozoficznej wypowiedzi, trudności ze zrozumieniem tez i uzasadnień. Pisząca te słowa, stanąwszy wobec skrajności w ocenie przystępności przekazu – z jednej strony – filozofa Karola Wojtyły, z drugiej zaś – Ojca Świętego Jana Pawła II, postanowiła odpowiedzieć sobie na pytanie o źródło tej dwoistości. Drogą do tego było wieloletnie studiowanie zarówno pism filozoficznych, jak i encyklik.

Każda popularyzacja wiedzy jest jakimś jej uproszczeniem, w pewnym stopniu powierzchownym dotknięciem istotnego przedmiotu tej wiedzy, jak i jej metody. Aby tej istoty dotknąć głębiej, potrzeba nie tyle sprawozdania i narracji o tym, co zostało odkryte i w jaki sposób, ile przedstawienia zasadniczych problemów, podejścia do ich rozwiązania oraz koniecznie – ukazania znaczenia wyników otrzymanych w rozwiązaniu. Chodzi o znaczenie rozwiązania problemu, po pierwsze, dla samej sytuacji problemowej, po drugie – dla pokrewnych gałęzi wiedzy lub rozstrzygnięć problemów w oparciu o inną podstawę wiedzy, po trzecie – dla praktyki ludzkiego życia.

Ktoś, wziąwszy pod uwagę postawione, zresztą rzadko kiedy spełnione, trzy warunki dobrej popularyzacji, mógłby sformułować tezę, że nauczanie Jana Pawła II jest przykładem takiej popularyzacji, i to prawdopodobnie popularyzacji jego filozofii. Byłby to jednak poważny błąd. Popularyzacja bowiem ma przede wszystkim ożywiać intelekt, a nauczanie Jana Pawła II ma w swym przesłaniu formować duchowość chrześcijańską, wzbudzać i pogłębiać wiarę w prawdy objawione.

Ponadto – zdaniem piszącej – popularyzacja spójnej filozofii nie jest w zasadzie możliwa, gdyż każda dobra filozofia jest sformułowana w szczególnym, jej tylko właściwym języku (w specjalnie przysposobionym naturalnym języku etnicznym danego filozofa). Popularyzacja zaś – zawsze jest podana w języku potocznym (stosunkowo łatwo podlegającym translacji na różne języki etniczne).

Przekład języka dobrej filozofii na język potoczny jest w zasadzie niemożliwy. Co najwyżej przekazywana jest jej pewna interpretacja. Jakość tej interpretacji jest ważna i zależy od stopnia zrozumienia przez interpretatora danej filozofii i od jego predylekcji w operowaniu językiem interpretacji (czasem nawet literackim).

Z drugiej jednak strony, mocna podstawa filozoficzna (niekoniecznie w pełni uświadomiona) danego autora, mówcy, nauczyciela niejako wymusza operowanie frazami języka potocznego w taki sposób, że stają się one jakby przeźroczyste na przyjęte postulaty filozoficzne lub światopoglądowe. I dopiero w odniesieniu do tego zjawiska można mówić o podstawach filozoficznych nauczania Jana Pawła II, których nie tylko był w pełni świadom w swoim intelekcie, ale dla których odnajdował najważniejsze uzasadnienie w prawdach objawionych. A te, objaśniane za pomocą przekazu intelektualnego, wymagają odpowiedniego językowego sformułowania. W tym celu finezja językowa Jana Pawła II (filozofa i poety) pozwoliła mu precyzyjnie posługiwać się narzędziem systematycznej filozofii, które czyni jej interpretację w nauczaniu spójną w znaczeniach słów i w konsekwencjach tez.

Nauczanie Jana Pawła II odbywało się w bezpośrednim kontakcie ze słuchającymi, jak i w kontakcie zapośredniczonym czytaniem jego tekstów.

Kontakt bezpośredni mniej działa na intelekt, a bardziej na emocje. W procesie formowania duchowego owe emocje są nadzwyczaj ważne, gdyż pobudzają wolną wolę do przyjęcia prawd wiary.

Studiowanie jednak słowa pisanego spełnia potrzebę odkrycia ich intelektualnego wyrazu i obiektywizacji w tym stopniu, w jakim intelekt jest w stanie temu sprostać.

Dla Jana Pawła II podstawą filozoficzną nauczania była filozofia personalizmu chrześcijańskiego, twórczo rozwijana w XX w. na bazie trzynastowiecznej filozofii św. Tomasza z Akwinu. To Akwinata wyznaczył „topografię” współudzielania i współuzupełniania się woli i rozumu w zgłębianiu Objawienia. Jako filozof Karol Wojtyła skupił się przede wszystkim na rozumowym przedstawieniu tego, co jest objawione w ludzkim doświadczeniu. Owo doświadczenie nie ogranicza się jednak do czystej empirii, lecz wykracza ponad nią (transcenduje ją).

Centralnym punktem personalistycznej filozofii Karola Wojtyły, zaznaczonym w nazwie tej filozofii, jest persona – czyli osoba ludzka. Człowiek jako jedyne stworzone jestestwo ma właściwość celowego działania. Człowiek swym czynem, każdym czynem zmienia otoczenie bezpośrednio lub pośrednio, równocześnie jednak każdym swym czynem zmienia siebie samego. W związku z tą podwójną funkcją ludzkiego czynu (na zewnątrz i do wewnątrz) jego wykonawca (człowiek dojrzały) powinien być świadomy praw świata zewnętrznego (odkrywanych empirycznie). Z drugiej zaś strony powinien dbać o „jakość” własnej woli (w nakierowaniu jej na dobro), aby właściwie wybierać cel działania i środki go urzeczywistniające. Relacja osoba – czyn jest złożona. Rozwinął ją Karol Wojtyła w swej filozofii człowieka, wyłożonej w podstawowym dziele Osoba i czyn.

Człowiek, czyniąc, poznaje świat, przekształca go – tworzy kulturę. I jako twórca w szerokim sensie rozumianej kultury jest od zawsze przedmiotem mniej lub bardziej usystematyzowanego badania. To on swoją wolą przekształca świat, a wynik tego przekształcania świadczy o jego zdolnościach, umiejętnościach, kompetencjach.

Człowiek jest sprawcą czynu. Novum filozofii Karola Wojtyły polega na tym, że równie ważne jest sprawstwo odwrotne, tzn. wpływ każdego czynu na strukturę osobową (duchowo-intelektualną) sprawcy. Analiza kolejnych faz powstawania decyzji o czynie jest bardzo skomplikowana i trudna. Odnosi się do szczegółowych wzajemnych przekształceń chceń (czynnik emocji i woli ) i ocen (czynnik rozumowy, intelektu). Z tego powodu popularyzowanie Wojtyłowej filozoficznej koncepcji dynamizmu struktury osobowej jest bezowocne. Może być tylko przedmiotem studiowania.

Bardziej naturalne wydawałoby się ustalenie w oparciu o filozofię człowieka Karola Wojtyły tzw. wartości moralnej czynu, czyli rozstrzygnięcie, czy jest on dobry, czy zły. I nie chodzi tu o ocenę zewnętrzną, osąd otoczenia lub zgodność lub niezgodność z prawem stanowionym. Chodzi o świadomość sprawcy dobra lub zła własnego czynu. Świadomość ta – zgodnie z wykładnią Karola Wojtyły – kształtuje się w tzw. doświadczeniu moralności, a ono powstaje w poznawania prawdy zarówno w wyniku przyswajania sobie wiarą i rozumem prawd Objawienia, jak i w praktyce ludzkiego działania. Prawda o dobru jest uniwersalna, a więc jednakowa dla każdego (choć w różnym stopniu uświadomiona u poszczególnych sprawców czynu). Tworzy jądro jednej i tej samej moralności dla każdego. W języku teologicznym wyraża się zdolnością uniwersalnego sumienia do oceny moralnej czynu.

Człowiek nie jest istotą doskonałą, ale powołaną do doskonałości, „do świętości” – jak to ujmował Jan Paweł II w swoim nauczaniu. Dlatego jego losem jest podejmowanie trudu działania, gdy nie jest w stanie do końca ocenić jego skutku, i jednoznacznie zakwalifikować poszczególnego czynu moralnie.

Dopiero ludzkie doświadczenie własnego czynu, idące w parze z doświadczeniem moralności, czyni człowieka mądrym, tzn. rozumiejącym otaczającą go rzeczywistość i wiedzącym, jak być czyniącym dobro, a więc człowiekiem dobrym.

Ten proces doskonalenia wymaga pokornej wiary w nadprzyrodzony rys człowieczeństwa, pozwalający mu wypełniać w sobie projekt imago Dei, jak i umiejętnego wykorzystania intelektu.

Proces doskonalenia człowieka czynem, tak mocno rozwinięty filozoficznie w szczegółowych badaniach Karola Wojtyły, różni naukę o moralności w łacińskim kręgu kulturowym od jej wykładni także w nurcie chrześcijańskim, ale ukształtowanym w tradycji luterańskiej. W tej drugiej nazwa „dobry uczynek” zdaje się być pusta.

Artykuł 2. wśród 28 artykułów Wyznania Augsburskiego nadaje grzechowi pierworodnemu tak destrukcyjną funkcję, że na trwałe naznacza ludzi skazą braku bojaźni Bożej, wiary i ufności Bogu oraz kazi naturę konkupiscencją. Tylko za sprawą Chrztu i Ducha Świętego człowiek może uniknąć wiecznego potępienia. Konkupiscencja zaś to wrodzona skłonność człowieka do zła, a nie do dobra – jak to jest w doktrynie katolickiej i w personalizmie rozwijanym przez Karola Wojtyłę oraz w głoszonym przez Jana Pawła II nauczaniu.

Artykuł 18. Wyznania Augsburskiego nadaje z kolei wolnej woli człowieka bardzo ograniczony zasięg, i to wyłącznie w rozumowych osądach spraw ziemskich i w dochodzeniu sprawiedliwości cywilnej. Do osiągnięcia zaś sprawiedliwości Bożej i duchowej konieczne jest przewodnictwo Ducha Świętego.

W obu artykułach podkreślona jest konieczność pobożności chrześcijanina, ale równocześnie ogranicza się w nich zdolność intelektu do rozstrzygnięć moralnych.

Ten pesymizm moralny doktryny luterańskiej nie tylko stoi w sprzeczności z optymizmem moralnym chrześcijaństwa łacińskiego, ale wpisuje się w odmienną filozofię człowieka, który – z racji zasadniczej dezorientacji w rozpoznaniu dobra lub zła własnego czynu – oddaje ocenę każdego ludzkiego działania konwencjom prawnym lub opinii publicznej.

Godzi się na relatywizację ocen w zależności od doraźnej albo też i przyszłościowej użyteczności czynu w celu realizacji jakichś lub czyichś interesów.

Ta sytuacja usposabia człowieka nie tyle do pokornego doskonalenia się w dobru, do mozolnego dociekania prawdy o sobie jako o ogniwie między bytem przyrodzonym i nadprzyrodzonym, ile do zabezpieczania się na wszystkie możliwe sposoby, aby zmniejszyć lęk egzystencji, u chrześcijanina – zwłaszcza lęk przed wiecznym potępieniem. Nie przypadkiem w XVII w. Tomasz Hobbes w swoim Lewiatanie wyśmiewał doktrynę katolicyzmu w jej filozoficznej podstawie św. Tomasza i Arystotelesa, i pisał o mizerii losu człowieka, która powoduje „bezustanny strach i niebezpieczeństwo gwałtownej śmierci. I życie człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie”.

Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „O moralnej sprawczości czynu” znajduje się na s. 17 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „O moralnej sprawczości czynu” na s. 17 czerwcowego „Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jest 7.45 wieczorem, o godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdę z tego świata | Riksza Miłosierdzia odc.31

Przed chwilą wyspowiadałem się i zaraz przyjmę Komunię świętą do swego serca. Ksiądz będzie mi błogosławił przy egzekucji. Poza tym mamy tę wielką radość, że możemy się przed śmiercią wszyscy widzieć.

Wszyscy koledzy jesteśmy w jednej celi. Jest 7.45 wieczorem, o godz. 8.30, tj. pół do dziewiątej zejdę z tego świata. Proszę Was tylko, nie płaczcie, nie rozpaczajcie, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał.

Tutaj składam pocałunki dla każdego z Was. Do zobaczenia w niebie

Wasz syn i brat
Czesław

W audycji gościnnie ks. Jarosław Wąsowicz SDB, klerycy Maciej i Jacek. Posłuchajcie historii o Błogosławionej Piątce Poznańskiej.

Posłuchaj również poprzednich audycji

Jak w Wielkopolsce przyjęto prymasa z Kongresówki?/ ks. Zygmunt Zieliński, „Wielkopolski Kurier WNET” 72/2020

W opinii kleryckiej Prymas zyskał pod każdym względem mir. Od starszego duchowieństwa dzieliło go pokutujące jeszcze z czasów zaboru przekonanie, że w dawnej Kongresówce nie ma co szukać wzorców.

Ks. Zygmunt Zieliński

Prymas z Kongresówki

Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski jest postacią wymykającą się wszelkim schematom, a przecież większość ludzi, nawet najwybitniejszych, z uwzględnieniem ich indywidualności, w jakiejś ogólniejszej klasyfikacji się mieści.

Prymas Wyszyński, nazwany Prymasem Tysiąclecia, swą „jednorazowość” zawdzięcza zapewne kilku okolicznościom. Na pierwszym miejscu – jak dziś lepiej niż kiedyś widzimy – jest jego duchowość, której obce były tanie efekty, a charakteryzowała ją moc płynąca z wiary przetwarzanej w energię bezkompromisowej postawy budowanej na modlitwie i medytacji. Obecnie widać to lepiej aniżeli za życia Kardynała, zwłaszcza kiedy odsłaniają się coraz bardziej dzieje jego uwięzienia, ukazując właśnie tę medytację, która była obroną przed gwałtem zadanym Prymasowi i zarazem programem jego duszpasterzowania.

Ogromna większość stale rosnącej liczby opracowań poświęconych Prymasowi skupia się na prymasostwie, które można by określić jako coś ostatecznie ukształtowanego lub używając może słowa niewłaściwego – dojrzałego.

Prymas był mężem opatrznościowym nie tylko dla Kościoła w Polsce, ale także dla Polski. Chciał nim być i nie krył tego, nauczając z ambony.

Dlatego Polacy z czasach spętanych cenzurą i walką z wolnym słowem, a zwłaszcza obezwładniani walką komunistów z Bogiem i Kościołem, jak nigdy właśnie wówczas otrzymywali trafiającą do serc i umysłów naukę ewangeliczną i wykładnię etosu narodowego zakotwiczonego w dziejach Polski.

To jedna okoliczność, ta najistotniejsza, stanowiąca fundament owej „jednorazowości”. Druga to był właśnie czas, w jakim przyszło pasterzować Prymasowi. Jego poprzednik, kardynał August Hlond, był do pewnego stopnia „pod ochroną” ze strony władz komunistycznych dążących do uwiedzenia narodu mimikrą mającą stwarzać pozory jakiejś kontynuacji II Rzeczypospolitej. Nadto Hlonda otaczała aura uznanego księcia Kościoła, któremu ówczesna „władza ludowa” nie śmiała stawić czoła, obawiając się zrażenia do siebie ogromnej większości Polaków. Śmierć Hlonda przyszła dla komunistów w samą porę – dlatego być może nie była przypadkowa – gdyż Polska stała już na progu ery stalinizmu.

Nominacja prymasowska Stefana Wyszyńskiego, w dniu 16 listopada 1948 r., wówczas najmłodszego biskupa ordynariusza, którego staż w Lublinie wynosił niewiele ponad 2 lata, była pewnym zaskoczeniem nie tylko dla władz komunistycznych. Początki rządów Prymasa w obu archidiecezjach, gnieźnieńskiej i warszawskiej – ingres do Gniezna odbył się 2 lutego 1949 r. – zbiegły się w czasie z tzw. „zlaniem” PPR i PPS w grudniu 1948 r. i z pełnym już ujednoliceniem rządów komunistycznych w Polsce.

Problematyka związana z tym wydarzeniem i z polityką władz wobec Kościoła, a w szczególności wobec nowego Prymasa, jest najchętniej podejmowanym przez badaczy tematem, dlatego pozostawiamy go tu na marginesie. Natomiast autor, mający w pamięci tamte wydarzenia, chciałby rzucić pewne światło na to, co faktycznie towarzyszyło pierwocinom pasterzowania Prymasa, zwłaszcza w archidiecezji gnieźnieńskiej. Okazuje się bowiem, że Prymas Wyszyński nie wniósł tam gotowego autorytetu, ale musiał budować go w cierpliwym trudzie i do momentu swego aresztowania sprawa była przez cały czas in statu fieri, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi starsze duchowieństwo.

Niemal nazajutrz po ingresie w Gnieźnie słyszało się głosy ze strony starszych księży, że nowy Prymas to nie Hlond, który swą powagą wzbudzał szacunek nawet u komunistów, że jest zbyt młody, że pochodzi z „czerwonego” przed wojną Włocławka, gdzie podobno sympatyzował komunistyczną lewicą. Także to, że jest synem organisty, wzbudzało nieufność

Opinie takie po kilku latach przywoływano niechętnie, stąd też nie zadomowiły się one w pamięci wielu kapłanów, a przyznać trzeba, że nie przedostawały się one do opinii publicznej, choć krytyka Prymasa znana była w kręgach tzw. księży patriotów, i to nawet jeszcze w latach sześćdziesiątych. Byłem w tym czasie licealistą i miałem częsty kontakt z miejscowymi księżmi, a w konkretnym przypadku pośredniczyłem w malowaniu herbu prymasowskiego na dużej płaszczyźnie i byłem obecny przy rozmowach księży zainteresowanych tą pracą. To, co wyżej relacjonuję, było wtedy przedmiotem ich rozmów i uczyniło na mnie niezatarte wrażenie, powodując weryfikację tych opinii mimo woli dokonywaną już w czasach kleryckich. (Używam pierwszej osoby, gdyż treść eseju zawiera niemal wyłącznie moje własne spostrzeżenia i przeżycia).

W seminarium gnieźnieńskim, gdzie znalazłem się w październiku 1951 roku, spotkałem się z zupełnie odmiennym spojrzeniem na Prymasa. Jego autorytet był tu niezachwiany, a opinie zasłyszane przed dwoma laty traktowałem niemalże jak bluźnierstwo. Kiedy zwierzyłem się z tego jednemu z moderatorów, potraktował mnie bardzo surowo, radząc zapomnieć o tym, ponieważ wzmianki takie, np. do kolegów, mogą zakończyć moją zaledwie rozpoczętą drogę do kapłaństwa.

Na II roku wyznaczony byłem wraz z jednym z kolegów do kaplicy w domu prymasowskim, gdzie posługiwaliśmy Prymasowi do Mszy św. Na śniadaniu, w którym uczestniczyliśmy, obecni byli także ks. kapelan Władysław Padacz i ks. infułat Stanisław Bross. Ten ostatni był jednym z wikariuszy generalnych obok biskupa Lucjana Bernackiego. Zaskoczyła nas wtedy familiarność w relacjach Prymas – infułat. Bross był o 6 lat starszy od Prymasa. Byli po imieniu, co podobno zdarzało się Prymasowi jedynie w stosunku do kolegów kursowych.

Prymas, którego dotąd wyobrażaliśmy sobie jako surowego, dostojnego hierarchę, okazał się bardzo bezpośrednim, dowcipnym człowiekiem, który z klerykami II roku rozmawiał niemal jak z sobie równymi.

Szliśmy w jego towarzystwie w kierunku katedry, wówczas właśnie odbudowywanej po jej spaleniu w 1945 roku przez sowietów. Wyjaśniał nam nową konstrukcję hełmów wieżowych. Podobne wrażenie odnosili wszyscy koledzy wyznaczani do kaplicy prymasowskiej. W porównaniu z monumentalnością Hlonda, Prymas Wyszyński jawił się jako przystępny, dowcipny ojciec – tak go potem wielu nazywało – który jeśli pytał np. o pewne sprawy związane z seminarium, to rzeczywiście oczekiwał rzetelnej odpowiedzi.

W opinii kleryckiej zatem Prymas, który prezentował się także w sposób bardzo korzystny w swych spotkaniach z bracią seminaryjną, zyskał pod każdym względem mir nie tylko zrozumiały, zważywszy jego godność i urząd, ale także w wymiarze czysto ludzkim. Wydaje mi się, że chociaż nie tak często jak na początku jego rządów, ale jednak czasami obijały mi się o uszy jakieś uszczypliwości pod jego adresem, Prymas zyskiwał sobie nie tylko powszechny głęboki szacunek, a także przywiązanie, o którym w przypadku Hlonda trudno byłoby mówić, gdyż wzbudzał przede wszystkim respekt. Od starszego duchowieństwa dzieliło Prymasa pokutujące jeszcze z czasów zaboru przekonanie, że w dawnej Kongresówce nie ma co szukać wzorców. Decydowały o tym często drobiazgi, jak np. wymóg noszenia sutanny w czasie załatwiania spraw w Kurii. Podobno ksiądz, któremu Prymas zwrócił na to uwagę, odpowiedział dość niegrzecznie, nawiązując właśnie do zwyczajów włocławskich. Prymas bardzo szybko skorygował swe postępowanie w takich jak ta, nieważnych sprawach.

Krążyła potem po diecezji – prawda czy anegdota – wieść, że podobno Prymas miał powiedzieć, iż księży warszawskich lubi, ale gnieźnieńskich szanuje.

To wżywanie się Prymasa w środowisko dotąd mało mu znane czyniło postępy dostrzegalne nawet przez mniej wprawne niż kleryckie oko. W momencie aresztowania zatem można mówić o ugruntowaniu jego autorytetu i o serdecznym poparciu, jakim cieszył się wśród księży i wiernych w obliczu nasilających się ataków władz komunistycznych na niego.

Toteż aresztowanie i wywiezienie Prymasa wywarło na wszystkich, przynajmniej z ówczesnego mego otoczenia, przygnębiające wrażenie. Od czasów aresztowania w 1874 r. arcybiskupa Ledóchowskiego nie zdarzył się taki zamach na Prymasa – głowę Kościoła polskiego. Deklaracja Episkopatu z 27 X 1953 r. zrobiła wrażenie jeszcze gorsze. Osłabiało je to, że wielu nie dawało wiary, iż biskupi mogli zdobyć się na akt dezawuujący Prymasa, choć wiedzieli, podobnie jak każdy ksiądz i wielu wiernych, czym był dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych z 9 II 1953 r. Nie wiedziono wówczas, że ten zadziwiający gest biskupów, mający na celu okazaniem władzom dobrej woli, uczyniony zresztą niechybnie ad maiora mala vitanda, nie zmniejszy ingerencji państwa w obsadzanie stanowisk kościelnych, co skazywało, zwłaszcza neoprezbiterów, na tułanie się po „gościnach” proboszczowskich, mając formalny zakaz sprawowania funkcji kościelnych.

Dla seminarzystów gnieźnieńskich miał nastać czas niepewności i pomieszania pojęć pod wieloma względami. Od 1953 roku w Gnieźnie było pełne seminarium – 6 roczników. Szczególnie rok VI, diakoński, mógł się liczyć z tym, że po święceniach władze państwowe uniemożliwią im podjęcie pracy duszpasterskiej. Mogło to spowodować nawet odroczenie święceń. Wszak Gniezno, skąd wysiedlono także sufragana, biskupa Lucjana Bernackiego, nie posiadało żadnego biskupa, a powierzenie święceń biskupowi z zewnątrz mogło spotkać się z wetem władz. Sytuacja zatem po aresztowaniu Prymasa była groźna na wielu płaszczyznach.

Na początku listopada 1953 r. wiadomo było już, że rządy w archidiecezji będzie sprawował nie wikariusz kapitulny, jak przy wakansie biskupstwa, ale wikariusz generalny, sprawujący rządy z polecenia ordynariusza. Ponieważ biskup Bernacki podlegał także banicji, wikariuszem generalnym był ks. infułat Stanisław Bross. Nie mógł on oficjalnie rządzić z polecenia ordynariusza, ponieważ władze, mimo iż Prymas nie był deponowany ze stanowiska, a tylko pozbawiony prawa wykonywania urzędu, nie uznawałyby dokonywany przezeń aktów.

Ksiądz Bross postąpił w tym przypadku co najmniej nieroztropnie. Po pierwsze, zwołał wszystkich kleryków do auli i przez 2 godziny wyjaśniał, jaka jest jego władza. Była ona faktycznie, jak to określał, postestas ordinaria sede impedita – czyli zwyczajną władzą w czasie, kiedy rządca diecezji nie mógł jej wykonywać.

Słowo „ordinaria” wprowadzało jednak zamęt, gdyż sugerowało, że Bross stał się quasi-ordynariuszem, co zresztą z jego wywodów jasno wynikało, gdyż uzasadniał używanie przez siebie wszystkich insygniów biskupich – nawet je demonstrując. Sala reagowała niejednoznacznie.

VI rok demonstrował hałaśliwy aplauz. Reszta siedziała ogłuszona. Kilka głosów sekundowało diakonom, ale nastrój był grobowy. W dodatku Bross, wyczuwając go, w ostrych słowach zapytał, czy ktoś kwestionuje jego wyjaśnienia? Skierowanie takiego pytania do kleryków świadczyło o pewnym zagubieniu samego infułata, który w tak dziwny sposób chciał mieć potwierdzenie postulowanych przez siebie prerogatyw.

Po tym spotkaniu czekaliśmy na to, co powie rektor, ks. Józef Pacyna, i ojciec duchowny, ks. Stanisław Szymański. Rektor w ogóle unikał spotkania z klerykami, a ojciec duchowny w czasie nabożeństwa wieczornego wygłosił w kaplicy egzortę, której z chórku przysłuchał się Bross, a której treścią był Bóg jako ojciec wszystkich, do którego wyłącznie należy się we wszystkim zwracać. Aluzja była wyraźna, gdyż Bross postanowił zrobić ingres do katedry, co było szczytem nie wiadomo czego, ale z pewnością nie taktu i roztropności. Jako rządca diecezji sede impedita, zatem w czasie, kiedy ordynariusz nie był pozbawiony urzędu, a tylko doznał przeszkody w jego pełnieniu, Bross nie miał prawa odbywania ingresu. Rektor pozostawił, o ile pamiętam, decyzję pójścia na ingres każdemu indywidualnie. Poszedł bodajże tylko VI kurs. Nie zjawił się ani rektor, ani ojciec duchowny. Ten ostatni został usunięty następnego dnia po swej egzorcie, rektor zaś w grudniu tegoż roku. Rektorat objął sam Bross, pozostawiając jako wicerektora biblistę, ks. Felicjana Kłonieckiego. Oliwy do ognia dolały rekolekcje na rozpoczęcie roku akademickiego, prowadzone przez ks. Stanisława Pocztę, ongiś ojca duchownego w seminarium gnieźnieńskim. Był to niewątpliwie wzorowy kapłan, ale w niektórych sprawach dziwak. Dużą wagę przykładał do antropologii, z zastosowaniem do duszpasterstwa, narażając się na nieprzyjemności ze strony wiernych.

Rekolekcje zaczął od hasła, które brzmiało: „Jak było, jak jest i jak będzie”. Zaraz też dał odpowiedź: było źle, jest dobrze, a będzie lepiej. W kontekście uwięzienia Prymasa brzmiało to jak prowokacja, chociaż z pewnością nią nie było. Zdarzyło się wtedy jedyny raz w praktyce seminaryjnej, że w czasie nauk szurano nogami i buczano.

Musiał przyjść sam Bross, by utrzymać porządek. Najdziwniejsze było to, że ks. Poczta wcale nie był przeciwnikiem Prymasa, o co wielu go posądzało, ale po prostu brakowało mu rozwagi.

W seminarium panowała atmosfera swoistego kultu dla Brossa, choć praktykowała go niewielka część kleryków, podczas gdy reszta pozostawała obojętna, choć w rzeczy samej temu przeciwna. Uwięziony Prymas, o którym głośno w seminarium raczej się nie mówiło, stał się dla większości kleryków kimś bliskim w stopniu, o jaki trudno by było marzyć w czasach, kiedy był on na wolności. Oparciem dla zdezorientowanych kleryków była świadomość, że kapituła prymasowska jest niezachwianie wierna Prymasowi, zwłaszcza ks. kanonik, później biskup Jan Czerniak, czy najstarsi kanonicy, jak ks. Stefan Durzyński i ks. Stanisław Tłoczyński. Wszystko to przenikało do seminarium i budziło nadzieję na powrót Prymasa, który teraz już stanowił jedyny i niepodważalny autorytet.

Ksiądz infułat Bross nie był księdzem patriotą, o co niektórzy go posądzali. Archidiecezją rządził w zgodzie z prawem kościelnym. Ale zarazem pewne jego posunięcia budziły podejrzenia, iż nie liczy się on z powrotem Prymasa. Mianował, mianowicie, kilku proboszczów nieusuwalnych, czego od lat nie praktykowano i można było mniemać, że na takie nominacje nie zgodziłby się Prymas. Starał się też skupiać wokół siebie nie tylko pozyskanych kleryków, ale także niektórych księży w parafiach. Co charakterystyczne jednak, wielu unikało bliższych kontaktów z nim, co wyraźnie wskazywało na ich przekonanie, że miarodajny jest dla nich tylko Prymas. W archidiecezji wszakże wywoływało to – nazywane powszechnie „łapichłopstwem” – złe nastroje i niejednokrotnie burzyło zaufanie panujące między kapłanami.

Byłem w 1956 roku już na V roku, zatem blisko święceń, więc starsi księża niejednokrotnie szczerze się w mojej obecności wypowiadali. Raz byłem świadkiem takiej rozmowy między konfratrami, z których jeden doskonale znał Brossa sprzed wojny, kiedy był on szefem Akcji Katolickiej i bardzo zaufanym człowiekiem Hlonda. Usłyszałem wtedy, że Brossa minęło biskupstwo chełmińskie po biskupie Rosentreterze, ale udaremniła je pewna niedyskrecja. Z kierowania Akcją Katolicką musiał Bross ustąpić wskutek jakichś niedokładności w Księgarni Św. Wojciecha. Relacjonujący wówczas te wydarzenia kapłan dodał, że

Bross wskutek tych niepowodzeń doznał załamania psychicznego, ale jeszcze bardziej niż przedtem utwierdził się w przekonaniu, iż to właśnie on kwalifikuje się na następcę Hlonda. Stąd – jak dalej twierdził ów kapłan – pewne zdystansowanie Brossa w stosunku do Prymasa Wyszyńskiego, którego zdolności oceniał niżej niż własne.

Oczywiście rozmówcy, o których mowa, byli całkowicie innego zdania, ale po prostu chciano zrozumieć przyczyny pewnego dystansu Brossa w stosunku do Prymasa właśnie w momencie, kiedy tamten był uwięziony.

Dla młodego diakona, jakim wówczas byłem, opowiadanie to było podobnym szokiem, jak pierwsze spotkanie z Prymasem, może nawet większym. Toteż zdumiałem się jeszcze bardziej, kiedy na odpuście w Dąbrówce Kościelnej we wrześniu 1956 roku celebrujący sumę infułat Bross nazwał Prymasa swoim poprzednikiem. Wśród księży obecnych na sumie widać było poruszenie. Przecież nikt nie przypuszczał, że za nieco więcej niż miesiąc Prymas powróci na swoje stolice. Ale właśnie ta całkowicie jednogłośna dezaprobata z ich strony świadczy o tym, jak odosobnienie Prymasa przyczyniło się do konsolidacji nie tylko lojalności wobec niego, ale stworzyło atmosferę ogromnego przywiązania do niego nie tylko jako osoby, ale także hierarchy, któremu winni posłuch i wierność jego pasterzowaniu. Odwoziłem wtedy dwóch braci księży. Jeden z nich z całą pewnością należał do krytyków Prymasa w początkach jego rządów. Wówczas, komentując kazanie, byli zgodni, że tylko Prymas może w istniejących warunkach ocalić Kościół w Polsce.

Jeszcze jedno zdarzenie zakrawające na kalambur, a ale nim nie będące. Proboszcz katedry w Gnieźnie, ks. kanonik Raiter w kazaniu powiedział, aluzyjnie zapowiadając powrót Prymasa, że „powitamy niebawem dostojnego gościa”. Celebrujący kanonik Stefan Durzyński na zakończenie Mszy św. zwrócił się do wiernych i grzmiącym głosem oznajmił: „nie gościa powitamy, ale gospodarza”.

Ostatnim akordem tych ze wszech miar trudnych doświadczeń, z którymi kilka roczników kapłanów rozpoczynało swą służbę, była pierwsza Msza święta sprawowana w katedrze gnieźnieńskiej przez Prymasa – pełniłem wtedy funkcję diakona – kiedy Bross w czarnej sutannie siedział dokładnie za sedilium, które zajmowałem. Prymas w kazaniu mówił o wilkach, którzy wdzierali do owczarni, bronionej przez najwierniejszych z wiernych. Wielu spoglądało w kierunku stall, gdzie siedział ks. kanonik Jan Czerniak i inni kanonicy, ale większość wypatrywała Brossa. Bross przeżywał wtedy upokorzenie równe swej ongiś wybujałej ambicji. Wielu mu współczuło, m.in. piszący te słowa, ale podświadomie przychodziła refleksja, że inaczej być nie mogło, a wiedzieli to najlepiej ci, którzy byli wtedy w tych tragicznych daniach listopadowych po aresztowaniu Prymasa w auli seminarium gnieźnieńskiego i słuchali kazania w Dąbrówce Kościelnej.

Właściwie można zaryzykować twierdzenie, że z Komańczy wrócił Prymas w zupełnie innej kondycji niż ta, w jakiej opuszczał jako więzień Warszawę 25 września 1953 roku. Teraz dopiero miał pełnię władzy, nie tylko jurysdykcyjnej – tę miał zawsze – ale także tej drugiej najważniejszej – władzy nad duszami i sumieniami. Już nikt jej nie kwestionował, nawet jego zagorzali wrogowie. Bross odszedł w cień. Nie zdobył się na confiteor, może nie widział racji ku temu i nie byłoby to tak zupełnie bezpodstawne. Jeśli wolał exilium aniżeli słowo: przepraszam, to znaczyłoby, iż klęskę poniosła ambicja. Czyli była to klęska nieunikniona, jak nieuniknione było dojrzewanie mocy prymasowskiej w uwięzieniu i odosobnieniu, kiedy wsparcia nie dawały żadne ludzkie rachuby, a jedynie zawierzenie Jasnej Górze i Bożej Opatrzności.

Ks. Zygmunt Zieliński jest emerytowanym profesorem KUL i b. członkiem PAN, historykiem, profesorem nauk teologicznych, autorem ponad 600 publikacji, publicystą poruszającym problemy współczesności.

Artykuł ks. Zygmunta Zielińskiego pt. „Prymas z Kongresówki” znajduje się na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł ks. Zygmunta Zielińskiego pt. „Prymas z Kongresówki” na s. 7 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Medycyna Hildegardy z Bingen – 8.06.2020 r. – zaprasza Elżbieta Ruman via Studio 37 Dublin

Tym razem w kolejnym czerwcowym odcinku programu „Medycyna Hildegardy z Bingen” panią Elżbietę Ruman podpytywałem o nazwy roślin, które prawdziwie odmładzają. Odmładzają ciało, jak i serce, i umysł.

Dzięki nim nasze organizmy pozbywają się chorób, toksyn i zmęczenia światem i czasem. Umiejętne korzystanie z darów Bożych sprawić może, że upływ czasu i negatywne myśli tym spowodowane zamienione będą w świadomość swojego piękna „tu i teraz”. W rolach głównych bertram, koper włoski i orkisz. 

Cały program z poniedziałku – 8 czerwca 2020 –  do wysłuchania tutaj:

Tutaj cały program z 18 maja 2020, gdzie mowa była o cudzie Jana Pawła II:

Tamtym razem  odcinek programu „Medycyna Hildegardy z Bingen” poszybował w eter w 100. rocznicę urodzin Karola Wojtyły – św. Jana Pawła II. W Radiu Wnet pamięć o papieżu Janie Pawle II miała także związek ze św. Hildegardą z Bingen.

Czy Karol Wojtylla znał święta Mniszkę? Czy nasz wielki rodak i święty jadł orkisz? Także opowieść o nieznanym cudzie Jana Pawła II, oraz o hildegardowym sposobie na przewlekłe zmęczenie. W roli głównej piołun!

Św. Hildegarda była jedną z czterech kobiet, która otrzymała tytuł doktora Kościoła. Jako pierwsza założyła klasztor żeński. Niemal tysiąc lat temu, dzięki swoim niezwykłym wizjom, opisała nasz świat. Ponad 800 lat temu, dzięki swoim niezwykłym wizjom, opisała nasz świat.

Św. Hildegarda jednak nie tylko dała opis ziemskiego padołu i jego problemów, ale także sposoby leczenia wielu występujących dziś schorzeń. O sposobach na życie w harmonii, leczenie i dietę, która zapewnia zdrowie ciała i ducha opowiada Elżbieta Ruman. Zawsze w poniedziałki, zawsze w Radiu WNET o godzinie 20:00.

Tomasz Wybranowski

 

 

W czerwcu nie potrafię nie wracać wspomnieniami do Komańczy / Jolanta Hajdasz, „Wielkopolski Kurier WNET” nr 72/2020

Wymodlona, wyczekiwana beatyfikacja miała być ukoronowaniem Jego drogi życiowej i zasług w historii Polski i polskiego Kościoła. Modlitwy w tej intencji były odmawiane od 39 lat, od dnia Jego śmierci.

Jolanta Hajdasz

Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej i gdziekolwiek indziej słyszała tak głośno i pięknie śpiewające ptaki, jak w tamtym lesie. Był to prawdziwy leśny koncert, od wczesnych godzin rannych po zmierzch. Zaczynał jeden ptaszek, a potem wtórował mu drugi, trzeci, dziesiąty, pięćdziesiąty, czy setny… jakby ktoś rozpisał im partyturę. Dźwięk kojący uszy, ukazujący piękno natury w pełnej krasie. Byłam tam w czerwcu, więc bujna zieleń świeżo rozwiniętych listeczków na dębach i młodych igieł na świerkach i sosnach atakowała oczy z każdej strony. Na miejsce dojeżdża się tam długą, leśną drogą pełną zakrętów, zza których co chwila wyłania się nowy, piękny widok.

To Komańcza, miejsce, które zawsze będzie mi się kojarzyło ze słowami „raj na ziemi” , choć przecież wiem, co tam się działo i co się wydarzyło prawie dokładnie 65 lat temu.

W czerwcu nie potrafię nie wracać wspomnieniami do Komańczy, a konkretnie – do klasztoru sióstr Nazaretanek, gdzie od października 1955 roku przez prawie dokładnie rok internowany był prymas Stefan Wyszyński. Dziś można tam zwiedzać jego pokój, można modlić się w tej samej kaplicy, co on. Poznać miejsce, gdzie powstały Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego, które miały ochronić nasz naród przez ateizacją i komunizmem i być odpowiedzią nas, katolików, na komunistyczny terror i zniewolenie.

Ten rozpoczynający się czerwiec w 2020 r. miał być Jego miesiącem. Wymodlona i wyczekiwana beatyfikacja miała być ukoronowaniem Jego drogi życiowej i zasług w historii Polski i polskiego Kościoła. Modlitwy w tej intencji były odmawiane od 39 lat, od dnia Jego śmierci. Zaplanowana na 7 czerwca w Warszawie beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego została jednak bezterminowo zawieszona. Kardynał Kazimierz Nycz miesiąc temu poinformował, że nowy termin zostanie ustalony i ogłoszony po ustaniu pandemii koronawirusa. No to czekamy. W „Kurierze WNET” od wielu miesięcy staramy się przypominać działania Prymasa Tysiąclecia i jego nauczanie. Jego homilie, przemówienia i listy są pisane tak prosto i jednoznacznie, że nie ma kłopotu, by zrozumieć jego myśl, nawet gdy jest się bardzo zmęczonym i czyta się tylko kilka linijek przed snem, bo głowa sama opada…

Ja znów wrócę do Komańczy, chcę przytoczyć Jego słowa, które są wypisane tam na ścianie tuż obok wejścia.

Ilekroć wchodzi do twego pokoju kobieta, zawsze wstań, chociaż byłbyś najbardziej zajęty. Wstań bez względu na to, czy weszła matka przełożona, czy siostra Kleofasa, która pali w piecu. Pamiętaj, że przypomina ci ona zawsze Służebnicę Pańską, na imię której Kościół wstaje. Pamiętaj, że w ten sposób płacisz dług twojej Niepokalanej Matce, z którą ściślej jest związana ta niewiasta niż ty. (…) Wstań i nie ociągaj się, pokonaj twą męską wyniosłość i władztwo.

Wiem, że dla wielu te słowa nie są żadnym odkryciem, że dla znawców nauczania Prymasa są pewnie błahe, ale nie potrafię zapomnieć tego ciepła, które mnie ogarnęło, gdy je przeczytałam, tam w Komańczy. Ten bohaterski Kapłan, przywódca Narodu kończący swoje internowanie, owiany już wtedy legendą Bohatera, i ta tylko pozornie błaha czynność… I tak robił, zawsze wstawał, gdy do pokoju, w którym przebywał, wchodziła kobieta. Jeden gest znaczył więcej niż setki słów o równouprawnieniu i prawach kobiet. Wstań bez zwłoki, dobrze ci to zrobi – napisał Prymas niby do siebie, ale przecież wiedział, że ktoś te słowa kiedyś przeczyta.

Czy dziś ktoś odważyłby się powtórzyć te słowa Prymasa głośno, a co ważniejsze, czy zechciałby go naśladować? Śmiem wątpić, ale życzę wszystkim Drogim Czytelnikom „Kuriera” takich indywidualnych odkryć nauczania Prymasa Wyszyńskiego. Szukajcie Jego słów, one pomogą Wam zrozumieć i siebie, i innych.

 

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020.

 


  • Już od 2 lipca „Kurier WNET” na papierze w cenie 9 zł!
  • Ten numer „Kuriera WNET” można nabyć jedynie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: e-kiosk.pl, egazety.pl lub nexto.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

 

Artykuł wstępny Jolanty Hajdasz, Redaktor Naczelnej „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 72/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie byłoby na stolicy Piotrowej papieża-Polaka, gdyby nie Prymas Tysiąclecia – Urodziłem się w roku 1920 – 30.05.2020 r.

Proszę, aby owoce prymasowskiej służby były trwałe w całej Ojczyźnie – mówił św. Jan Paweł II.

Pomnik kard. Wyszyńskiego na Jasnej Górze | Fot. domena publiczna, Wikipedia

Anna Rastawicka wspomina, że dla prymasa Wyszyńskiego człowiek był bardzo ważny. Wzywał on Polaków do braterstwa i miłości.  Rozmówczyni Piotra Dmitrowicza podkreśla, że prymas Wyszyński nigdy się nie wywyższał ponad innych.  Mówi, że bardzo spokojnie reagował na ataki przeciwko sobie.

Gość audycji „Urodziłem się w roku 1920” mówi o relacjach między prymasem Wyszyńskim a kard. Karolem Wojtyłą.  Zaznacza, że łączyła ich silna duchowa więź, której nikomu nie udało się zerwać. Władze PRL podejmowały wiele prób wywołania między nimi konfliktu:

Oni naprawdę byli jedno.

Anna Rastawicka zapewnia, że nie było mowy o żadnej konkurencji między tymi dwoma hierarchami. Wspomina, że kard. Wyszyński modlił się za swoich wrogów. Zdaniem wieloletniej współpracowniczki Prymasa Tysiąclecia,  w tym tkwiło jego zwycięstwo.

Była przełożona Instytutu Prymasowskiego apeluje o to, by silniej propagować dziedzictwo kard. Wyszyńskiego wśród współczesnej młodzieży.

 

Fot. Małgorzata Wrochna / Wikipedia

Prof. Grzegorz Łęcicki mówi o zamachu na Jana Pawła II i ciężkiej chorobie prymasa Wyszyńskiego. Wspomina trudności, jakie sprawiały władze przy wnioskach paszport tuż po śmierci Prymasa Tysiąclecia. Pozytywne rozpatrzenie tej sprawy przypisuje jego wstawiennictwo.

Rozmówca Piotra Dmitrowicza wspomina „królewski pogrzeb” kardynała Wyszyńskiego. Szczególnie zaskakująca była obecność na uroczystości przedstawicieli wojska.

Prof. Łęcicki mówi o „ABC współczesnej krucjaty miłości”, duchowym programie Prymasa Tysiąclecia, który jest ponadczasowym przesłaniem, które warto prezentować szczególnie młodym ludziom.


Posłuchaj całej audycji „Urodziłem się w roku 1920” już teraz!