Ks. Prof. Naumowicz o ludobójstwie Ormian: Wtedy zabito także około pół miliona Asyryjczyków, deportowano Greków

Józef Naumowicz o ludobójstwie Ormian, tym, kto za nim stał i jak wyglądało, innych chrześcijanach zamordowanych wtedy przez Turków, postawie współczesnej Turcji i upamiętnieniu zbrodni.

 

[24 kwietnia 1915 r.] w Stambule osmańska policja aresztowała ponad dwa tysiące przedstawicieli armeńskiej elity. […] Następnie cała grupa została deportowana do środkowej Turcji i większości tam zgładzona. I tak zaczęła się rzeź Ormian mieszkających w Imperium Osmańskim.

Ks. prof. Józef Naumowicz wyjaśnia, że za ludobójstwem na Ormianach i innych chrześcijańskich narodach Imperium Osmańskiego stali młodoturcy. Chcieli oni stworzenia panturkijskiego państwa, jednolitego narodowo i religijnie, dlatego postanowili zlikwidować mniejszości etniczne i wyznaniowe. W 1915 r. Turcja zaś była po utracie Bałkan na rzecz, jak to postrzegano, chrześcijan, a także odniosła dotkliwą klęskę w bitwie z chrześcijańską Rosją. W armii tej ostatniej służyli Ormianie z rosyjskiej części Armenii. Bizantynolog podkreśla, że

Była to też rzeź chrześcijan i wtedy zabito nie tylko około półtora miliona Ormian, ale ocenia się, że także około pół miliona Asyryjczyków. Wtedy też zaczęły się masowe deportacje Greków z terenów tureckich.

Zauważa, że Turcja zaniża liczbę ofiar i nie chce przyznać się do ludobójstwa „twierdząc, że to były warunki wojenne”. Opowiada jak wyglądała deportacja Ormian na pustynie Syrii. Przebiegała w straszliwych warunkach- deportowani nie mieli zapewnionych wystarczających ilość jedzenia i wody.

Deportowani byli skazani na śmierć.

Duszpasterz Ormian w Polsce opowiada o tej społeczności oraz o upamiętnieniu ludobójstwa z początku XX w. w naszym kraju. Odbywają się marsze pamięci i inne wydarzenie m.in. przy Skwerze Ormiańskim upamiętniające te wydarzenia.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

 

Kto przyczynił się do tego, że pustoszeją świątynie i zamiera pobożność? / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier Wnet” 70/2020

Sformułowanie „wierzący niepraktykujący” jest pozbawione sensu. Samo uznanie istnienia Boga nie jest wiarą w Niego, zakwestionowanie zaś Jego przykazań i prawdy przez Niego objawionej to akt niewiary.

Herbert Kopiec

Marksizm kulturowy w zakrystii

Porozmawiajmy dziś o tym, jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku dekad XX wieku KATOLICKIE społeczeństwa Francji, Hiszpanii, czy Irlandii uległy w dużej mierze laicyzacji? Co i kto się tak naprawdę przyczynił się do tego, że pustoszeją świątynie, zamiera pobożność nominalnie wierzących ludzi? Czy Kościoły w tych krajach nie zauważyły zagrożeń prowadzących do takiej sytuacji? Dla uniknięcia nieporozumień odnotujmy, że interesuje mnie los wiary/religii Kościoła katolickiego. Dlaczego? Ano – zauważmy – świat przepełniony jest religiami. Ale to są religie neopogańskie, które choć w sensie społecznym są religiami, to jakoś (o dziwo!) nikt z nimi za bardzo nie walczy. Walczy się natomiast wyłącznie z religią KATOLICKĄ. Wygląda na to, że przyczyna leży w tym, iż nie ma drugiej takiej religii, która by narzucała człowiekowi NIEZALEŻNĄ od człowieka doktrynę moralności i Objawienia.

Z obserwacji wynika – pisali już o tym w latach 70. XX wieku konserwatywni zachodni badacze – że w gruncie rzeczy wzmiankowane wyżej ewidentne sukcesy laicyzacyjne były następstwem tego, iż dominujące w świecie lewoskrętne/ marksistowskie siły postępu przybrały oblicze „zakrystiana”.

Próba opanowania Kościoła wymagała zakorzenienia się w nim i podjęcia próby zabicia go od środka.

Strategia ta była konsekwencją tego, iż komuniści/marksiści zdali sobie sprawę z klęski poniesionej w ciągu ostatnich stu lat walki z Kościołem, prowadzonej od ZEWNĄTRZ. Marksizm od początku był ideologią skrajnie antyreligijną. Włodzimierz Lenin o wrogości wobec religii pisał: „Forma naszego komunistycznego społeczeństwa została przez nas stworzona tylko dlatego, aby walczyć przeciw wpływom jakiejkolwiek religii na świadomość klasy robotniczej. Marksizm powinien być materialistyczny. Mówiąc inaczej, powinien być wrogiem religii. Komuniści to nieprzejednani wrogowie fanatyzmu religijnego i ceremonii religijnych” (W. Lenin, Socjalizm a religia, 1905). Kościół katolicki jako instytucja stojąca na straży wartości absolutnych – życia, rodziny, prawdy, dobra – bronił tego, co było obiektem ataku marksistów, dlatego był i jest dla nich głównym ośrodkiem antyrewolucyjnym.

Kościół katolicki jest podstawowym budulcem tradycyjnej kultury, dlatego nie da się tej kultury zmienić bez zniszczenia Kościoła.

Sowieccy czekiści – przypomnijmy – bezcześcili kościoły, hiszpańscy republikanie mordowali księży i gwałcili zakonnice, a współcześni wrogowie Kościoła „tylko” wieszają na krzyżu genitalia albo śpiewają kolędy, ilustrując je stosunkiem seksualnym. Polską tradycję katolicką niszczy się więc bezkrwawo – wulgaryzmami i śmiechem.

Najbardziej opiniotwórczy ongiś dziennik w Polsce nie po raz pierwszy wzruszył się swego czasu przedświątecznym losem karpi: „Bóg się rodzi, karp truchleje”. „Gazeta Wyborcza” przytaczała opinie ekspertów potwierdzające, że zabijane ryby cierpią! Zamieszcza też fragment listu obrońców zwierząt do Episkopatu Polski wzywający do niejedzenia ryb. Wreszcie opisuje akcję „wypuszczania karpi na wolność”. „Ryby nie są rzeczami. Cierpień, jakie im się zadaje, nie można usprawiedliwiać tradycją” – stwierdził jeden z organizatorów protestu przeciwko tradycji. Dramatyczne opisy rybiego losu i wypuszczanie złowionych ryb (zamiast przekazania ich na wigilijne stoły np. w domach dziecka) mogą sugerować, że ludzkie cierpienia nieczęsto zasługują na porównanie do cierpień zwierząt… Dzięki artykułowi (Kto nie lubi świąt?, „Nasz Dziennik”, 2005) wiemy już, że w niechęci do Świąt Bożego Narodzenia przodują dwa „humanistyczne” byty/podmioty: karpie i „Gazeta Wyborcza”.

Moc i urok laickiego humanizmu

Wciąż zbyt mała jest świadomość, że są HUMANIZMY będące ukrytą formą Bogobójstwa, detronizacji Boga, zwalczające Boga i Kościół katolicki. Odnotujmy, że rosyjski XIX-wieczny myśliciel prawosławny Władimir Sołowjow (1853–1900) przewidywał, że nadejdą takie czasy, w których powstanie chrześcijaństwo, które nie będzie skoncentrowane na Chrystusie rzeczywistym, tylko na jakimś Chrystusie zniekształconym. Chrystusie bez krzyża. Chrystusie pomieszanym z ideami pogańskimi, z kompromisami etycznymi czy synkretyzmem religijnym. Inaczej mówiąc, kiedy się analizuje humanizm, należy przyglądać się jego czystym, wzniosłym odłamom, ale też trzeba analizować te jego odłamy, które mogą być satanistyczne. Antychryst – ostrzegał Sołowjow – będzie również filantropem, ekologiem (skąd my to znamy!), humanistą, czyli w ogóle będzie czarował ludzi. Będzie się ludziom podobał, natomiast nie będzie w nim Chrystusa. Bez większego ryzyka popełnienia błędu da się przyjąć, że w takim odłamie humanizmu mógł się zrodzić pomysł organizowania tzw. „ślubów humanistycznych”.

Ach, co to był/jest za ślub…

Jeszcze do niedawna było wiadome, że jest ślub cywilny i ślub kościelny. Ale to już przeszłość. Dzięki temu, że „humaniści” nie zasypiają gruszek w popiele, mamy nową kategorię ślubu, tzw. ślub humanistyczny – bez księdza i urzędnika stanu cywilnego. Stanowi alternatywę dla ślubu cywilnego i kościelnego. Pierwszy taki ślub (w Polsce nie ma on skutków prawnych) odbył się w 2007 roku w Warszawie. Ponieważ nie było mi jeszcze dane uczestniczyć w takim ślubie (nikt mnie nie zaprosił), w internecie znalazłem informacje o urokach i blaskach humanistycznego ślubu, które mnie oczarowały. Wstyd się przyznać, ale na chwilę nawet zapomniałem, że to cudo pomyślane jest nie dla mnie, bo dla osób, które nie utożsamiają się z żadną wiarą ani wyznaniem. I choć promotorzy ślubu wzmiankują o swojej bezradności w opisie ceremonii – to jednak swoje zrobili. Posłuchajmy: „Ta energia, to coś, co nie sposób jest opisać. Te Panny Młode mają w sobie to coś. Mają w sobie piękno, subtelność i niezwykły blask. To coś, czego nie sposób jest się nauczyć. To się ma, lub tego się nie ma. I kiedy patrzymy na zdjęcia z tej jakże duchowej ceremonii, to widzimy właśnie taki blask – przepełniony subtelnością i delikatnością”.

Niech mi Czytelnik wybaczy, bo może nie powinienem się z tego zwierzać… Fakty są takie, że doznałem chyba czegoś na kształt wzdęcia wyobraźni i radykalnie zrewidowałem swój dotychczasowy stosunek do tej instytucji. I gdybym był trochę młodszy, to kto wie, co bym zrobił… Ale do rzeczy. Otóż okazuje się, że śluby humanistyczne – cytuję: „należą do najdynamiczniej rozwijającego się w świecie rodzaju ślubów. Są one organizowane przez stowarzyszenia humanistyczne. Główny nacisk w ich przypadku, jak sama nazwa wskazuje, kładziony jest na wartości humanistyczne, takie jak: rozum, przyjaźń, wolność jednostki, zaufanie do ludzi, afirmacja tolerancji i różnorodności, równość kobiety i mężczyzny, empatia.

Tym, co jest ważne w przypadku ślubu humanistycznego, to element kreatywności oraz chęć ogłoszenia przez Młodych Zakochanych, że się kochają i chcą założyć rodzinę. I czegóż – zapytajmy – można chcieć więcej?

Wracając do tytułowego wątku dzisiejszego felietonu – zauważmy, że po dotychczasowych nieudanych wysiłkach marksiści podjęli próbę zabicia Kościoła od WEWNĄTRZ, od środka. Zakorzeniają się w Kościele, uczelniach, mediach, środowiskach katolickich. Taka tendencja oczywiście przeraża prawdziwych katolików. A komuniści i wszelkiej maści lewacy się śmieją, bo kto ich wykorzeni z katolickich kręgów, jeśli w Kościele katolickim utrzyma się tendencja, by NIKOGO nie ekskomunikować, czyli mówiąc bardziej współczesnym językiem – NIKOGO nie dyskryminować? (Szwindel ateistycznego komunizmu, „Polonia Christiana”, nr 49/2016). Myślę, że w zarysowanym kontekście łatwiej zrozumieć, dlaczego na Kongresie Eucharystycznym w Filadelfii w 1976 roku Kardynał Karol Wojtyła mówił: „Stoimy dziś wobec ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, między ewangelią a antyewangelią, między Chrystusem a Antychrystusem. Ta konfrontacja – podkreślił – znajduje się w planach Bożej Opatrzności. Jest zatem w Bożym planie próba, której Kościół musi z odwagą stawić czoła”. To nie kto inny, a Kościół katolicki właśnie – zgodnie ze swoją misją – przypomina światu, katolickim politykom i ustawodawcom obowiązek troski o oparte na naturze ludzkiej wartości fundamentalne, niepodlegające negocjacjom.

Artyści/humaniści w czasach koronawirusa

Jakoś tak się przyjęło, że artyści niejako z samej swej duchowej natury są zazwyczaj lewoskrętni. Nie dziwi więc, że ci zawodowi przeciwnicy Pana Boga nie zaprzepaścili okazji, aby na tym nieszczęściu grasującym po świecie upiec swoją pieczeń. Wpadli na pomysł, aby przypomnieć stąpającym po tej ziemi (a w zasadzie zamkniętym w swoich mieszkaniach w obawie przed koronawirusem) „utwór wszechczasów” – Imagine Johna Lennona. Można było usłyszeć w TVN 24, że jest to piosenka zawierająca w sobie „wielkie pokłady NADZIEI” i z tego powodu dobrze, że się ją przypomina. Ponieważ mniej znana (od niewątpliwie pięknej melodii utworu) jest treść utworu – może warto przypomnieć, w czym Lennon ulokował swoje nadzieje, które tak bardzo urzekły wielu ludzi. Przesławny Beatles odwołuje się do marzeń i wyobraźni: „Wyobraź sobie, że nie ma Nieba. To nie jest trudne, jeśli spróbujesz. Żadnego piekła pod nami, nad nami tylko niebo. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących dla dnia dzisiejszego. Wyobraź sobie, że nie ma krajów. To nie jest trudne do zrobienia. Nic, dla czego można byłoby zabić albo umrzeć, żadnych religii. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju. Możesz mówić, że jestem marzycielem, ale nie jestem jedyny./ Mam nadzieję, że któregoś dnia przyłączysz się do nas I świat będzie żył jako jeden. Wyobraź sobie brak własności. Zastanawiam się, czy potrafisz. Żadnej chciwości i głodu, braterstwo ludzi. Wyobraź sobie wszystkich ludzi dzielących się światem. Możesz mówić, że jestem marzycielem (…)”.

No cóż, jest to wizja zwycięstwa lewackiej ideologii nad zdrowym rozsądkiem, ostateczny sukces totalitaryzmu na skalę światową. Słowem: globalna urawniłowka. Jak ostrej szpicruty trzeba by było użyć, żeby wprowadzić tę wizję w życie? Wielu – przypomnijmy – próbowało: Hitler, Stalin Mao… I to wszystko zawiera się w jednym, niewinnym przeboju muzyki pop? – spyta ktoś ze zdziwieniem. Nie wszystko – odpowiadam – ale jest to doskonale uchwycona esencja pragnień propagatorów „poprawności politycznej”, które (trzeba mieć nadzieję) nigdy nie zostaną zrealizowane. Wszak jest to marzenie przerażające („Opcja na prawo” nr 12/2011). Nieprzypadkowo więc to właśnie katolicyzm pozostaje w zasadniczym konflikcie z najbardziej agresywnymi prądami lewoskrętnej kultury współczesnej. Kto wierzy w Boga, kto staje w obronie wartości absolutnych – w ocenie europejskiej lewicy uchodzi dziś za politycznie niekompetentnego.

Zło w kulturze bierze swój początek w myślach, w rozumie, a ściślej w jego braku. Jak to trafnie ujął G.K. Chesterton: „Jeżeli ktoś przestanie wierzyć w Boga, to nie znaczy, że w nic nie będzie wierzył, tylko że uwierzy w byle co”.

Smutny fakt, że w Monachium najbardziej intratnym zajęciem jest zawód wróżki, i to lepiej płatny niż zawód profesora, adwokata czy lekarza, tylko potwierdza tezę Chestertona. Wydaje się, że najbardziej niebezpieczna dla Kościoła i religii jest sytuacja następująca: „Posiadać określoną religię, ale w formie rozwodnionej i zeszpeconej, zredukowanej do czystej paplaniny, tak że można tę religię wyznawać w sposób pozbawiony wszelkiej żarliwości czy pasji” („Fronda” 2006).

Wielu uważających się za osoby wierzące mówi o sobie: „Jestem katolikiem wierzącym, ale niepraktykującym”. Słowo „wierzący” najczęściej nie oznacza dla nich nic innego, jak jedynie uznanie istnienia Boga, zaś „niepraktykujący” – nieuczestniczenie w życiu sakramentalnym Kościoła i zakwestionowanie jego nauczania. Już na podstawie powyższego stwierdzić można, że takie sformułowanie „wierzący, ale niepraktykujący” jest zupełnie pozbawione sensu. Otóż samo uznanie istnienia Boga nie jest wiarą w Niego, zakwestionowanie zaś Jego przykazań i prawdy przez Niego objawionej to po prostu akt niewiary. Ten z kolei nie jest żadną podstawą do określenia swojego miejsca w Kościele katolickim. Wręcz przeciwnie… Czy człowiek, który swoimi czynami lub ich brakiem podważa sens Bożych przykazań, a spotkanie z Chrystusem w Eucharystii uważa za niepotrzebne – jest wierzący?

Wbrew temu, co słyszymy, nie istnieje pojęcie „laickiego katolicyzmu” i nie istnieją „laiccy katolicy”. W kościele katolickim słowo „laicki” oznacza stan nieduchowny, zaś „laikat” – ogół katolików świeckich, wiernych, którzy uznają Boże przykazania i zobowiązania z tego uznania płynące, a swoją wiarę w Boga gotowi są poprzeć czynami. Oni wiedzą, że twierdzenia typu „jestem wierzący, ale niepraktykujący” są po prostu kompromitujące. Bo według logiki takich sformułowań należałoby usprawiedliwić na przykład złodzieja, bo wszak może też jest uczciwy? Tyle tylko, że niepraktykujący… Kończąc, zauważmy, że marksizm da się porównać do wirusa, który na przestrzeni lat mutuje do coraz niebezpieczniejszych form.

Pomysł, aby marksizm kulturowy przycupnął w Kościele, przybierając oblicze zakrystiana, był prawdziwym majstersztykiem. Świadczy o tym fakt, że bezpośredni atak na religię przeprowadzony przez komunistów przyniósł o wiele mniejsze niszczycielskie skutki niż działania podejmowane na Zachodzie w imię analizowanego tzw. laickiego humanizmu.

Jakoż w ostatecznej perspektywie każdy katolik powinien być świadom, iż należy do zwycięskiej armii, ponieważ Christus vincit (Chrystus Wodzem). A jak to zwięźle ujął święty Jan Chryzostom: „Łatwiej zgasić słońce niż zniszczyć Kościół”. Tak więc, mimo wszystko, głowa do góry, Rodaku-katoliku! Póki co, nie lękaj się postępowych marzeń Johna Lennona.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Marksizm kulturowy w zakrystii” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Marksizm kulturowy w zakrystii” na s. 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

We Włoszech będzie można pójść do księgarni, ale nie do kościoła. Ks. Jochemczyk: Widać tu działanie masońskiego rządu

Ks. Tomasz Jochemczyk o świętach wielkanocnych we Włoszech, przerywaniu mszy św. przez służby porządkowe, otwieraniu sklepów i mandatach dla księży.


Ks. Tomasz Jochemczyk mówi, że kościoły w Italii są wciąż nie są otwarte dla wiernych. Co więcej, pójść do kościoła można, jak mówi, tylko jeśli jest on po drodze do apteki, lekarza czy sklepu. Na dodatek zgodnie z przepisami drzwi główne muszą być zamknięte w czasie odprawiania nabożeństw. Ci, którzy nie przestrzegają tego prawa, muszą płacić mandaty.

Bp Frascati odprawiał mszę Niedzieli Palmowej przy otwartych drzwiach. Policjanci poczekali aż biskup skończy mszę i wtedy wystawili mandat.

W jednej z rzymskich parafii służby mundurowe nawet nie poczekały na koniec nabożeństwa, ale przerwały mszę świętą, co jak podkreśla nasz gość nie zdarzało się nawet w czasie wojny. Kościoły są chronione umowami konkordatowymi, a przerywanie mszy  to praktyka, której unikały nawet władze komunistycznej Polski.

Pod płaszczykiem koronawirusa, jest bardziej lub mniej ukryte prześladowanie Kościoła. […] Rząd działa na szkodę dla ludzi  i Kościoła.

Sklepy we Włoszech powoli są otwierane. Od dzisiaj można zrobić zakupy w papierniczym, księgarni, kiosku czy sklepie ze sprzętem elektronicznym. Kościoły nadal jednak będą zamknięte.

Widać, jakie jest tu działanie masońskiego włoskiego rządu.

Duchowny krytykuje również polskie regulacje ograniczające liczbę wiernych w kościele do pięciu osób. Podkreśla, że powinna zostać wzięta pod uwagę wielkość danego kościoła.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!
K.T./A.P.

Ks. prof. Oko: Trzeba brać pod uwagę powierzchnię kościoła. Przy 500 miejscach siedzących zajęte jest co setne miejsce

Ks. prof. Dariusz Oko o znaczeniu świąt wielkanocnych w obliczu epidemii, absurdalności ograniczeń odnośnie mszy św., potrzebie mobilizacji duchowej i o tym, czemu potrzebujemy Jezusa.

 

Wszystkie telewizje zajmują się tym tematem, jakby to był największy problem na Ziemi.

Ks. prof. Dariusz Oko zwraca uwagę, że wirus „szczególnie atakuje słabsze ogranizmy”, skracając ludzkie życie o kilka-kilkanaście lat. Duchowny mówi, że ważniejsza jest perspektywa życia wiecznego aniżeli kilku lat życia w doczesnym świecie. Podkreśla, że należy cały czas akcentować perspektywę życia wiecznego:

Najważniejsze jest zbawienie ludzi […] To, co Jezus powie, gdy nas zobaczy po naszej śmierci.

Obostrzenie, wedle którego w kościele może przebywać tylko pięć osób jest dla niego czymś absurdalnym. Albowiem ten nakaz zaprzecza logicznemu podejściu do innych obostrzeń (w komunikacji miejskiej należy zajmować co drugie siedzenie). Tymczasem różnica w powierzchni kościołów nie jest w ogóle brana pod uwagę. Pięć osób powinno być więc zarówno w 30-osobowej kapliczce, jak i w tysiącosobowej katedrze. Ks. prof. Oko boi się, że w czasie epidemii ludzie odzwyczają się z od Kościoła i po zarazie mogą już nie przychodzić na msze.

Człowieku jest lekarstwo na grzech. Bóg w postaci Jezusa daje to lekarstwo. Tylko musimy je przyjąć […] Wybierzmy Jezusa; wybierzmy szpital duchowy.

Zachęca do moblizacji duchowej zauważając, że „chrześcijanie na Zachodzie to małe grupy skupione wokół Jezusa”, a „część żyje jak Judasze”. Zwraca uwagę, że problemem jest część Kościoła hierarchicznego, która dla utrzymania statusu materialnego zapomina o zasadach moralnych.

Jedyny grzech, jaki został to niepłacenie składek na Kościół. […] Żadnych wymagań, tylko niech dają dolary. To jest anty-Ewangelia.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Zbiórka na laptopy dla dzieci. Ks. Jerzy Limanówka SAC: Od 97 r. uczestniczyłem w polskich pielgrzymkach Jana Pawła II

Ks. Jerzy Limanówka SAC o organizowanej przez fundację Salvatti.pl zbiórce laptopów do nauki oraz o słowackiej pielgrzymce św. Jana Pawła II i epidemii koronawirusa.

 

Ks. Jerzy Limanówka SAC wraz z fundacją Salvatti.pl zauważyli, że jednym z głównych problemów lekcji online jest brak laptopów wśród wielu rodzin. Wobec tego fundacja wszczęła akcję „Laptop dla ucznia”. Fundacja współpracuje z firmą AMSO. Laptopy są poleasingowe, lecz w dobrym stanie. Więcej informacji TUTAJ! Możesz tam wesprzeć finansowo akcję! Możesz również przekazać środki na sprzęt dla uczniów na portalu zrzutka.pl.

Duchowny oprócz o akcji opowiada również o św. Janie Pawle II w związku z przypadającą na czwartek 15. rocznica śmierci papieża-Polaka. Wspomina jego pielgrzymkę na Słowację we wrześniu 2003 r. Później odwiedził już tylko Lourdes. Zauważa, że niestety „pojawiało się w słowackiej prasie sporo krytycznych komentarzy” w stylu „po co tu przyjechał i ile to będzie kosztować?”. Ojciec Św. odwiedził Bańską Bystrzycę i beatyfikował dwoje słowackich męczenników: bł. Bazylego Hopko i Zdenkę Schelingovą, zamordowanych przez komunistów.

Nasz gość ponadto komentuje pandemię koronawirusa:

Rzadko się zdarza, że możemy uratować świat, nic nie robiąc. Jednakże to duże dla nas wyzwanie.

Zauważa, że „świat egzystuje od kryzysu do kryzysu”. Wierzy, że ekonomia szybko się udźwignie po kryzysie gospodarczym. Smutno jednak duchownemu jest, że kościoły są zamknięte. Albowiem tam można szukać nadziei w walce z chorobą.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Dr Li Wenliang, który mówił prawdę o wirusie był wierzącym katolikiem. O. Konior: Nikt nie wie, jakie są prawdziwe dane

O. Jan Konior o Kościele katolickim w Chinach, jego prześladowaniach i podziale, mentalności chińskiej i kłamstwa władzy oraz o wierze i nadziei katolików w Państwie Środka.

 

Jest to Kościół cierpienia i nadziei. Kościół podzielony przez państwo i ten podział nadal trwa.

O. Jan Konior  SJ przybliża obecną sytuację Kościoła w Chinach, który podzielony jest na ten podziemny i na Patriotyczne Stowarzyszenie Katolików Chińskich. W tym ostatnim wszystko kontroluje władza. Dla przykładu to dygnitarze wybierają biskupów. Chrześcijanie, którzy nie podporządkowali się władzy, są szykanowani.

Jeden z filozofów chińskich powiedział, że na niebie nie może być dwóch słońc.

Zapewnienia chińskiego rządu, iż ich system zapewnia wolność sumienia i wyznania jest kłamstwem. Nasz gość podkreśla, że „nadal wielu katolików księży, zakonników jest w więzieniach” mimo zapewnień o normalizacji. Podkreśla, że prześladowanym w Chinach braciom w Chrystusie swej siły do wytrwania w wierze udziela Duch Święty.

Ponadto o. Konior przekazuje słuchaczom relacje swoich chińskich znajomych. Dane dotyczące koronawirusa pochodzące z Państwa Środka są niewiarygodne.

Te liczby są zazwyczaj zaniżone. Nikt do końca nie wie i nie będzie wiedział, jakie są prawdziwe dane. Kłamstwo zawsze było i jest czymś normalnym w Chinach.

Sinolog zwraca uwagę na pojęcie „utraty twarzy” (Diūliǎn). Wiąże się ono z chińską cechą charakteru, która karze Chińczykowi iść w zaparte, byle tylko nie przyznać się do błędu, który mógłby kosztować go utratę twarzy. Z tego powodu władzom chińskim tak zależy na pokazaniu, że Chiny poradziły już sobie z epidemią. Jezuita przypomina postać bohaterskiego okulisty Li Wenliang. Ten nazywany męczennikiem lekarz próbował zwrócić uwagę władz i społeczeństwa na problem rozprzestrzeniającej się nowej choroby, ale został uciszony przez władze. Później sam zmarł na koronawirusa. O jego związkach z chrześcijaństwem media pisały już wcześniej. Teraz nasz gość potwierdza, że nazywany męczennikiem dr Li był wierzącym katolikiem. Wiadomo to z informacji przekazanych przez jego rodzinę i znajomych, gdyż nie jest to coś, z czym człowiek chciałby się w ChRL publicznie obnosić.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Wzburzenie i zamieszki w Libanie. Obraz „Szwajcarii Bliskiego Wschodu” i kraju cudu gospodarczego legł w gruzach

W Libanie przekonujemy się, że możemy podziękować naszym rządom, że nie dały się uwieść politykom dużych państw UE, proponującym Polsce mechanizm relokacji przy jednostronnej polityce otwartych drzwi.

Witold Dobrowolski, Mariusz Patey

Zdjęcia: Witold Dobrowolski

11 lutego br. w Bejrucie doszło do kolejnych zamieszek i starć protestujących, najczęściej młodych ludzi, z policją i wojskiem. Użyto armatek wodnych gazów łzawiących, a z drugiej strony – kamieni. Polski turysta może czuć się zdezorientowany. Widzi nowoczesne wieżowce i drogi, a jednocześnie – rozgoryczonych sytuacją polityczną i gospodarczą Libańczyków. Dlaczego od dłuższego już czasu ludzie chodzą pod parlament wyrażać niezadowolenie? (…)

Gospodarka Libanu, wyspecjalizowana w świadczeniu usług finansowych dla bogatych państw Zatoki Perskiej, nie potrafi odzyskać dawnej świetności. Przyczyn można wymieniać wiele. Według obserwatora z zewnątrz, kiedy w Libanie trwały walki, państwa Zatoki Perskiej zaczęły inwestować we własną infrastrukturę instytucji finansowych. Nie przypadkiem w amerykańskim Citi Banku głównymi akcjonariuszami zostali saudyjscy inwestorzy. W imię spokoju ostatnimi czasy w rządach Libanu uczestniczą ministrowie kojarzeni z organizacją szyitów – Hezbollahem.

W USA, Izraelu i państwach UE Hezbollah, powiązany z Iranem i Syrią, jest uważany za organizację terrorystyczną.Ten fakt tym bardziej ogranicza napływ do Libanu kapitałów z USA i państw Zatoki Perskiej.

Kolejne rządy libańskie nie potrafiły znaleźć nowego pomysłu na kraj, co gorsza, niemal wszyscy politycy tradycyjnych ugrupowań politycznych stracili zaufanie Libańczyków ze względu na szerzącą się korupcję, nepotyzm, układy rodzinne, klanowe i towarzyskie na wszystkich szczeblach władzy, w tym i w wymiarze sprawiedliwości. Bogactwo polityków razi szczególnie w czasach stagnacji gospodarki.

Uchodźcy w Libanie. Lekcja dla Polski

Liban, liczący 4,5 mln mieszkańców, to także kraj uchodźców. Wielu z nich przybyło w kolejnych falach, począwszy od 1948 r., z ogarniętej wojną i poddanej czystkom etnicznym Palestyny. W Libanie uzyskali schronienie, ale ich organizacje traktowały terytorium Libanu jako bazę wypadową na obszar wrogiego Izraela. Doprowadziło to do militarnych akcji Izraela i stało się jedną z przyczyn wojny domowej. Od 2011 r zaczęli licznie przybywać uchodźcy z Syrii. (…)

Odwiedzając Liban, przekonujemy się, że możemy podziękować naszym rządom, że nie dały się uwieść politykom dużych państw UE, proponującym Polsce mechanizm relokacji przy jednostronnie prowadzonej polityce otwartych drzwi. Nasz kraj, do którego już przyjechało 2 mln Ukraińców wskutek tamtejszego kryzysu ekonomicznego wywołanego wojną, nie jest przygotowany instytucjonalnie i kulturowo do prowadzenia skutecznych działań integracyjnych, tak jak byłe kraje kolonialne.

Duża liczba uchodźców przybywająca w krótkim czasie może wywołać problemy społeczne w społeczeństwie polskim i wśród nowo przybyłych. Pomagajmy tak, by sobie nie szkodzić.

(…) Tragedia losu chrześcijan polega na tym, że byli wyniszczani i wyrzucani z domów przez radykalnych bojowników islamskich walczących z Assadem. Strategie przetrwania wypracowywane przez setki lat nie zadziałały. W obozach dla uchodźców chrześcijanie jako mniejszość często byli dyskryminowani przez uchodźców muzułmańskich i zajmowali najniższe szczeble drabiny społecznej. Odpowiednie instytucje ONZ z rzadka dostrzegały ten problem.

W Libanie angażują się polskie organizacje charytatywne: Caritas, Fundacja Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, Polskie Centrum Pomocy Charytatywnej i inne. Niosą znaczącą pomoc, organizując pomoc medyczną, zapewniając namioty czy całe wioski kontenerowe. Organizują także pomoc rozwojową ważną dla lokalnych mieszkańców, np. rozbudowę oczyszczalni ścieków. Polityka pomocy na miejscu jest bardziej efektywna i może trafić do większej ilości osób w ramach posiadanego budżetu.

Protesty – zwiastun nowej ery?

(…) To jeden z paradoksów tego państwa: konserwatyzm stosunków społecznych współegzystuje z liberalnymi rozwiązaniami gospodarczymi, dużym udziałem kapitału prywatnego w PKB kraju. Wiele obszarów tzw. usług publicznych, np. służba zdrowia, energetyka, usługi komunalne – wymaga reform.

(…) Powstają nowe inicjatywy polityczne głoszące potrzebę transparentności, walki z korupcją, a także z pamiętającym czasy Francuzów systemem parytetów ze względu na przynależność religijno-etniczną. Wspomniane na początku protesty są także okazją do autopromocji wielu małych, skrajnych ugrupowań lewicy. Uczestnicy protestów nie wierzą jednak partiom i przywódcom. Tworzą ruch bez spójnego programu reform. Mimo przekonania o odpowiedzialności polityków rządzących dotychczas ugrupowań za problemy Libanu, nowe inicjatywy polityczne są przyjmowane z dystansem. Protestujący obawiają się, że na ich plecach przyjdą do władzy kolejni skorumpowani politycy, a los ludzi się nie zmieni.

Tylko część uczestników protestów to osoby biedne, pochodzące z ubogich szyickich dzielnic Bejrutu. Spotykaliśmy wśród protestujących także dobrze wykształconych przedstawicieli klasy średniej, studentów renomowanych uczelni.

Niestety należy się obawiać, że samo doprowadzenie do transparentności w polityce i dobrych praktyk w organach państwa nie wystarczy. Także zniesienie systemu parytetów, choć przybliży kraj do współczesnych modeli demokracji typu liberalnego, bez aktywnych działań przyciągających kapitały inwestujące w realną gospodarkę opartą na wiedzy nie spełni oczekiwań społecznych, a są one niemałe. 75% pracujących Libańczyków dostaje wynagrodzenia miesięczne ponad 1260 USD. Zarobki w Libanie na tle regionu są wysokie. (…)

Próba blokady parlamentu i gwałtowne starcia

12 lutego na godzinę 11 zaplanowana była sesja parlamentu mająca doprowadzić do sformowania nowego rządu zjednoczonej koalicji. Spotkało się to z silnym sprzeciwem opozycji i demonstrantów, którzy zapowiedzieli tego dnia blokadę gmachu parlamentu (…). W noc przed sesją parlamentu na placu Męczenników zbierali się młodzi ludzie, by o świcie przystąpić do blokady (…). Wśród nich były osoby w wieku studenckim, szkolnym, ale również ludzie starsi.

Jedną trzecią stanowiły kobiety, których duże zaangażowanie w protesty i traktowanie ich na równi z mężczyznami to cecha Bejrutu jako jednej z oaz pod tym względem na Bliskim Wschodzie.

Mężczyźni i kobiety zaczęli ciskać kamieniami w kierunku armatek i oddziałów prewencji policji, na co odpowiedziano wystrzałami gazu. Takie starcia trwały parę godzin. (…) Wielu funkcjonariuszy policji nie było również w stanie powstrzymać emocji i ciskało w demonstrantów kamieniami. Uczestnicy protestów, którzy podczas starć dostali się w ręce funkcjonariuszy, byli bici do nieprzytomności na oczach prasy, a następnie ciągnięci po asfalcie do miejsc przetrzymywania. Ostatecznie tego dnia policja przy wsparciu wojska spacyfikowała demonstrację, spychając jej uczestników z okupowanego placu Męczenników, do czego użyła m.in. kilkudziesięciu kanistrów z gazem łzawiącym. Nieprzygotowanie i zaskoczenie demonstrantów wobec użycia gazu spowodowało ich rozproszenie i ustanie walk jeszcze przed zapadnięciem zmroku. W walkach rannych zostało kilkadziesiąt osób z policji, armii i demonstrantów.

Ostatecznie 84 na 128 deputowanych wzięło udział w obradach parlamentu i ta liczba wystarczyła, żeby oficjalnie sformowano nowy rząd. Protestujący, liczący na przyspieszone wybory parlamentarne, nie osiągnęli swego celu.

Cały artykuł Witolda Dobrowolskiego i Mariusza Pateya pt. „Liban w labiryncie zależności” znajduje się na s. 16 i 17 marcowego „Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Cena „Kuriera WNET” w wersji elektronicznej i w prenumeracie pozostaje na razie niezmieniona.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 9 kwietnia 2020 roku!

Artykuł Witolda Dobrowolskiego i Mariusza Pateya pt. „Liban w labiryncie zależności” na s. 16 marcowego „Kuriera WNET”, nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ojciec Wojciech Męciński, jezuita i męczennik z XVII w., jedyny niebeatyfikowany z patronów Polski pod Krzyżem 2019

Niezależnie od czasów, w których żyjemy, Dekalog i Boża Obietnica są niezmienne i ciągle aktualne. Bóg dał nam czas na nawrócenie, a nie do zabawy. Stawką jest wieczność, a nie krótka chwila.

Tekst i grafika Andrzej Karpiński

Wizerunek o. Męcińskiego stworzony dla Polski pod Krzyżem

Jezuita o. Wojciech Męciński za niewyrzeczenie się wiary katolickiej został zamęczony na śmierć w Nagasaki w 1643 r. Torturowany przez kilka miesięcy wielokrotnym napełnianiem wodą przez lejek oraz związany, topiony głową w dół w dole kloacznym. Była to jedyna postać wśród męczenników-patronów Polski pod Krzyżem nie wyniesiona jeszcze na ołtarze. Ojciec Wojciech Męciński ciągle czeka na beatyfikację. Starania o nią podjęli polscy jezuici już ponad 400 lat temu. Chwały ołtarza w międzyczasie dostąpiło już 40 innych jezuitów-męczenników w Japonii, w tym chrześcijański samuraj Takayama Ukona z Osaki. Niestety o. Wojciech Męciński musi jeszcze trochę poczekać. Jego postać wybrałem do lutowego „Kuriera WNET”, gdyż 6 lutego w Kościele katolickim jest dniem wspomnienia męczenników w Japonii. Niedługo, 23 marca, przypada także rocznica śmierci o. Męcińskiego.

Było to jedno z najtrudniejszych opracowań graficznych. Nie istniały bowiem żadne dokładne wizerunki o. Męcińskiego. Jedynym dostępnym dla mnie wzorcem okazał się portret nieznanego autora z Archiwum Księży Jezuitów. Niestety zarówno w wersji olejnej, jak w dwóch grafikach wizerunki były rażąco podobne do św. Franciszka Ksawerego. Dodatkowo portrety były anatomicznie nasiąknięte stylem japońskim. Nikły światłocień, wąskie usta, kocie brwi i przylegające, zaczesane do tyłu włosy. Słowem, na dostępnych wizerunkach o. Wojciech Męciński był mało europejski.

Wzorce i materiały wyjściowe do wizerunku męczennika

Dlatego pozostały mi do dyspozycji jedynie opisy anatomiczne męczennika np. w Herbarzu polskim autorstwa Kaspra Niesieckiego (wyd. J.N. Bobrowicz, Lipsk 1839–1845, tom 6, str. 359–368: „Był ks. Wojciech wzrostu większego, twarzy nieco pociągłej, czoła równego, żywych oczu, nosa na kształt orlego, twarzy pszenicznego koloru, włosa czarnego i kędzierzawego, oblicza przyjemnego, łagodnej mowy”. Postanowiłem zachować układ postaci z istniejących grafik: z otwartą prawą dłonią leżącą na sercu i lewą, w której trzyma Biblię, przyciśniętą do piersi.

Dysponowałem dość dokładnym opisem sylwetki. Wiedziałem, jak wyglądał w XVII w. strój jezuity. Wystarczyło na tej podstawie zbudować portret 44-letniego mężczyzny. Ale to byłoby zbyt proste. Zamierzałem zawrzeć w jego wyrazie twarzy i spojrzeniu opowieść o tym, co się stało. Jednocześnie chciałem, aby jego wzrok skierowany był w przestrzeń, w niedaleką przyszłość, z pełną świadomością tego, co się wydarzy. Bowiem w pierwszej i w drugiej fali prześladowań chrześcijan w Japonii każdy misjonarz liczył się z tym, że może już do Europy nie wrócić. (…)

Jako majętny szlachcic mógł zarządzać miasteczkiem i kilkunastoma wsiami. Miał możliwość zostać lekarzem, drzwi do kariery stały przed nim otworem. Tymczasem po wczesnej śmierci ojca, jako jedyny spadkobierca, cały majątek zapisał zakonowi jezuitów. Chciał bowiem koniecznie być misjonarzem w Japonii.

Wojciech Męciński wstąpił do nowicjatu jezuitów przy kościele św. Andrzeja w Rzymie w kwietniu 1621 r. Nadal myślał o misjach na Dalekim Wschodzie. Gdy w 1628 r. w portugalskiej Évorze przyjął święcenia kapłańskie, uzyskał wreszcie zgodę na podróż do Japonii. W 1633 r. wypłynął ostatecznie do Azji. W tamtym czasie statki na tej trasie należały do protestanckich Holendrów. Po drodze, u wybrzeży Afryki okręt podczas sztormu prawie utonął. Pasażerowie przywiązali do kotwicy relikwie św. Franciszka Ksawerego. Po burzy okazało się, że kotwica została urwana, ale okręt przetrwał. O. Męciński i współpasażerowie uznali to za cud. Przerwa w podróży nastąpiła w indyjskim Goa, gdzie o. Wojciech pod pseudonimem Alberto Polaco ewangelizował w języku portugalskim. Następnie trafił w niewolę do Holendrów, gdzie jako jeniec leczył współwięźniów, a po pewnym czasie uciekł. Kolejną przerwę w podróży stanowiła praca misyjna w Kambodży. W końcu o. Wojciech wraz z innymi misjonarzami dotarł do Japonii. Trafili na czas olbrzymich prześladowań chrześcijan. Mimo iż przybyli w przebraniach, już po dwóch miesiącach ich aresztowano. Trafili do więzienia w Nagasaki.

Tortury stosowane wobec o. Wojciecha Męcińskiego i jego atrybuty jako męczennika

Japończycy przez kilka miesięcy dzień w dzień torturowali skazanych „karą wody”. Ta japońska tortura polegała na wlewaniu do gardła przez lejek wody aż do całkowitego napełnienia ciała. Następnie ściskali i deptali ofiarę po brzuchu, aby woda została zwrócona tę samą drogą. Skazańcowi zostawiali lewą rękę wolną, aby mógł na znak wyrzeczenia się wiary dotknąć swojej piersi. Ojca Męcińskiego poddawano tej torturze ponad 100 razy. Ponieważ wiary się nie wyrzekł, został wraz ze współbraćmi poddany jeszcze gorszym torturom. Przywiązywano ich po dwóch plecami do siebie i głową w dół opuszczano do dołów z fekaliami, niemal do zupełnego utopienia. Na chwilę ich wynurzano, by zaczerpnęli powietrza, i zanurzano ponownie. Takie podtapianie trwało przez kilka dni. Ojciec Wojciech Męciński zmarł, wierny Chrystusowi, 23 marca 1643 r., po sześciu dniach takich tortur, w dzień Zwiastowania Najświętszej Marii Panny, utopiony w fekaliach. Japończycy jednak na tym nie poprzestali. Wyciągnięte z szamba ciała wszystkich torturowanych rzucono na rynku w Nagasaki i z wściekłością pocięto siekierami. Szczątki publicznie spalono na stosie, a prochy wyrzucono do oceanu. (…)

Podczas tworzenia portretu męczennika myślałem o współczesnym świecie. O ludziach, którzy dzisiaj wypierają się wiary z własnej woli.

Niezrozumiała jest dla mnie taka krótkowzroczność. Przecież niezależnie od czasów, w których żyjemy, Dekalog i Boża Obietnica są niezmienne i ciągle aktualne. Bóg dał nam czas na nawrócenie, a nie do zabawy. Stawką jest wieczność, a nie krótka chwila. W Ewangelii św. Jana czytamy: „Kto kocha swoje życie, straci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12, 25).

Cały artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „O. Wojciech Męciński, męczennik” znajduje się na s. 8 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 12 marca 2020 roku!

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „O. Wojciech Męciński, męczennik” na s. 8 „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 68/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Kucharczyk: Św. Jan Paweł II mówił, że cywilizację europejską stworzyli męczennicy pierwszych wieków

Jak kolejne rewolucje występowały przeciwko chrześcijaństwu i Kościołowi? Co łączy francuską ustawę z 1905 r., rewolucję w Meksyku i reżim młodoturecki? Odpowiada prof. Grzegorz Kucharczyk.

Całe dzieje Kościoła są dziejami męczenników.

Prof. Grzegorz Kucharczyk opowiada o swojej najnowszej książce „Chrystofobia. 500 lat nienawiści do Jezusa i Kościoła”. Jej tematem jest z jednej strony nienawiść do Chrystusa i chrześcijan, a z drugiej miłość tych ostatnich do tego pierwszego. Narracja zaczyna się od reformacji, która, jak mówi nasz gość, była pierwszym ciosem w cywilizację chrześcijańską, w Christianitas. Jej wartości uznawali męczennicy tacy jak śś.  Tomasz Morus i John Fisher, którzy nie godzili się by monarcha stał na czele Kościoła. Nasz gość przypomina słowa św. Jana Pawła II, o tym, że cywilizację europejska stworzyli męczennicy pierwszych wieków.  Historyk mówi o niszczeniu przez reformację relikwiarzy świętych. Zwraca uwagę na fałsz narracji reformacyjnej o tym, że chcą przybliżyć Ewangelię ludowi. Tymczasem w powstaniach katolickich przeciw reformacji i w Wandei przeciw rewolucji francuskiej walczył właśnie lud-chłopi.

Zasada – dla nietolerancji nie ma tolerancji – obowiązuje.

Omawia rolę masonerii w laicyzacji Europy. Wielki Wschód Francji otwarcie przyznawał, że ustawa z 1905 r. wprowadzająca rozdział Kościoła od państwa we Francji, jest ich dziełem. Masoni stali także za walką z Kościołem w Meksyku na początku XX w. Do lóż wolnomularskich, jak stwierdza, należeli nawet Młodoturcy odpowiedzialni za ludobójstwo Ormian w Imperium Osmańskim. Prof. Kucharczyk przypomina, że „nic nie jest dane na zawsze”. Przestrzega byśmy nie czuli się zbyt pewni, iż zagrożenia, które widzimy na Zachodzie nie dotkną też nas.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Ks. prof. Cisło: W Iraku było 1,5 mln chrześcijan, teraz jest 120 tys.

Ks. prof. Waldemar Cisło o uchodźcach i kryzysie bankowym w Libanie, ucieczce chrześcijan z Iraku i podnoszącej się ze zniszczeń Syrii.

Ks. prof. Waldemar Cisło opowiada o sytuacji w 4,5 milionowym Libanie, w którym od dekad mieszka 800 tys. uchodźców Palestyny, a od kilku ostatnich lat także od 1,5 do 2 mln uchodźców z Syrii. Jednocześnie trwa kryzys systemu bankowego – tylko sto dolarów tygodniowo można wypłacić z konta. Sytuacja jest do tego stopnia zła, że w w stołówkach dla uchodźców zaczęły pojawiać się „kolejki Libańczyków, których nie stać na wyżywienie swojej rodziny”. Nasz gość mówi również o Iraku.  Liczba chrześcijan w tym państwie maleje.

Irak jest dla nas bardzo smutną  rzeczywistością w 2003 r. było tam 1,5 mln chrześcijan, teraz jest 120 tys.

Największymi skupiskami chrześcijańskich uchodźców z Iraku są Nowa Zelandia i Stany Zjednoczone. Wielu z nich nie ma już dokąd wracać, bo ich rodzinne strony są wyludnione. przewodniczący polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie mówi o w akcjach humanitarnych na Bliskim Wschodzie. Potrzebne są m.in. części zamienne do urządzeń medycznych. Chciałby też pomóc syryjskim rodzinom, które mają problem żeby same się utrzymać. Opowiada o problemach z jakimi mierzą się Syryjczycy. Jednym z nich jest galopująca inflacja. Jeszcze na jesieni kurs wymiany za 1 dolara wynosił 370 funtów syryjskich, teraz ponad tysiąc. Pensje zaś są niskie. Damaszek za to powoli odżywa. Jest w nim już mniej checkpointów. Ks. prof. Cisło opowiada o wizycie w Syrii abpa Marka Jędraszewskiego. Przypomina męczeństwo aramejskojęzycznych chrześcijan z Maluli. Na koniec rozmowy zauważa, że „mało się mówi o prześladowaniu chrześcijan i o polityce Izraela na terytoriach okupowanych”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.