Macierewicz: Apele Janusza Korwin-Mikkego są szkodliwe dla bezp. Polski. Mają poklask aparatu PRL

Antoni Macierewicz o niewyjaśnionych do dziś zbrodniach PRL, wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, realizacji postulatów rządu i o tym, kto popiera prorosyjskie wypowiedzi jednego z liderów Konfederacji

Antoni Macierewicz o sprawie morderstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki, która jak przyznaje, do dzisiaj nie została do końca wyjaśniona.

Nie zostały wyciągnięte konsekwencje wobec inspiratorów zbrodni. Za to te apele już od dłuższego czasu są kierowane do prokuratury. Liczymy, że w nowej kadencji ta sprawa będzie w końcu wyjaśniona.

Wchodzi w polemikę z Piotrem Jeglińskim na temat tego, czy porywacze kapłana byli jedynie doręczycielami, którzy przekazali go prawdziwym mordercom, czy też sami brali w nim udział. Zdaniem Macierewicza pierwsza wersja, za którą opowiada się jego przedmówca, nie posiada wystarczającego potwierdzenia w materiale źródłowym i jej przyjęcie byłoby niezasłużonym uniewinnieniem Grzegorza Piotrowskiego od zarzutu zabójstwa. Przyznaje przy tym, że sprawa ta podobnie jak śmierć Stanisława Pyjasa i morderstwa na księżach w czasie Okrągłego Stołu nie została do końca wyjaśniona, co tłumaczy powiązaniami ludzi establishmentu pookrągłostołowego ze służbami PRL.

Macierewicz mówi także o przyszłej realizacji postulatów PiS, wśród których są kwestie dopłat dla rolnictwa i zmian koncepcji dla wydobycia węgla brunatnego, która zakłada kontynuowanie pracy kopalni Bełchatów. Odpowiadając na pytanie czy będzie w przyszłym rządzie stwierdza, że obecnie chce dokończyć sprawę wyjaśniania tego, co wydarzyło się w Smoleńsku. Ostateczny raport komisji w tej sprawie ma być opublikowany do końca br. Nasz gość ocenia także  rolę Janusza Korwin-Mikkego w polskiej polityce.

Jego apele ws. uznania roli pana Putina w polskiej polityce i związku Polski za wszelką cenę z Rosją, zrezygnowania ze współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza w sprawach militarnych, stacjonowania wojsk amerykańskich i natowskich w Polsce, są nie tyle  kontrowersyjne, ile bardzo szkodliwe dla naszego bezpieczeństwa.

Stwierdza, że choć „niewątpliwie jest to bardzo interesujący polityk” to  pewne jego wypowiedzi są szkodliwe dla bezpieczeństwa kraju. Dodaje, że opinie te „mają poklask u ludzi z aparatu komunistycznego”. Przypuszcza, że część wyborców mogłaby podjąć inną, bardziej racjonalną decyzję, gdyby nie to, że „było bardzo mało okazji oglądania go w telewizji”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K. T./A.P.

Dlaczego ci, którzy podejmują konkretne działania ewangelizacyjne, są krytykowani, i to ze strony „ludzi Kościoła”?

Czytając niektóre komentarze na katolickich portalach po akcji ewangelizacyjnej Polska pod Krzyżem zastanawiam się, dlaczego pewne osoby podważają jej sens, a nawet czystość intencji jej inicjatorów.

Małgorzata Szewczyk

Z niektórych zamieszczonych tekstów płynęła refleksja, że oto Fundacji Solo Dios Basta zależało na ilości, a nie na jakości. Pojawiły się nawet stwierdzenia, że nie była to żadna akcja ewangelizacyjna, podczas której człowiek może spotkać Chrystusa, a jedynie masowa akcja, której organizatorzy ulegli pokusie sukcesu mierzalnego w wielkich liczbach. Myślę, że jest to niezwykle krzywdząca opinia.

Lednica, Strefa Chwały, Różaniec do Granic, Wielka Pokuta… To tylko niektóre ze spotkań przyciągających tysiące ludzi. Akcja „Polska pod Krzyżem” zgromadziła 60 tys., a licząc tych, którzy łączyli się za pomocą mass mediów, ok. 2 mln osób. Zarzut stawiany fundacji, że oto liczy się tylko „aspekt mierzalny”, a nie „duszpasterski i teologiczny”, został chyba zbyt pochopnie sformułowany.

Wydarzenia organizowane na wielką skalę i adresowane do szerokiego grona odbiorców zawsze narażone są na swego rodzaju ryzyko. Pytanie tylko, jakie intencje przyświecają ich organizatorom. Światem komercji rządzi pieniądz i marketing, światem ducha rządzi to, co niewidzialne i niezmierzalne dla ludzkich oczu i miar. Nikt nie jest w stanie przecież policzyć ani zweryfikować poruszenia serc i sumień tych, którzy wzięli udział we wrześniowym religijnym wydarzeniu. A podobnie działo się podczas pielgrzymek św. Jana Pawła II do Polski, Mszy św. sprawowanych przez bł. ks. Jerzego Popiełuszkę czy św. o. Pio.

Wiele młodych osób także w internecie przyznaje, że znaleźli się np. na Lednicy czy Przystanku Jezus, bo jechali koledzy czy znajomi, a kiedy już tam byli, to coś ich poruszyło, dotknęło… A potem sami niekiedy dają odważne świadectwo w swoich, nierzadko trudnych i niekoniecznie otwartych na sprawy Boga środowiskach.

Dziś trzeba mieć odwagę, by przyznać się do wiary w Boga w szkole, w pracy, wśród znajomych, którzy byli ochrzczeni, ale ostatni raz byli w kościele na swoim bierzmowaniu lub Pierwszej Komunii św. swojego dziecka…

(…) Być może właśnie w tym miejscu i czasie, w tej lotniskowej przestrzeni Jezus poruszył czyjeś serce. I na koniec: nie można pominąć innego ważnego aspektu: akcję „Polska pod Krzyżem” zainicjowali świeccy, a nie duchowni…

Cały felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Świat komercji i świat ducha” znajduje się na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Felieton Małgorzaty Szewczyk pt. „Świat komercji i świat ducha” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prezydent Andrzej Duda oddał cześć Chrystusowi na Krzyżu Wdzięczności za dzieło odkupienia

Wczoraj Prezydent RP udał się do kościoła św. Krzyża w Warszawie i tam modlił się przed Krzyżem, który podróżuje po stolicach świata. Można zrobić to samo udając się do tego kościoła. Wciąż tam jest.

Można do niego podejść blisko, dotknąć, ucałować. Pan Prezydent modlił sie długo przed Krzyżem i pocałował go. To była bardzo intymna wizyta Prezydenta RP w tym kościele – bez kamer i paparazzi.

Zapraszamy do wysłuchania wywiadu z Vitalijem Sobolewskim z Ukrainy, który wraz z księżmi wozi Krzyż Wdzięczności po stolicach. Zdrazda,  że w dziele, które postanowił wypełniać najwięcej pomogli mu Polacy. Po Polsce, w której Krzyż gości już kolejny raz Krzyż ma zostać przetransportowany do Stanów Zjednoczonych. Może ktoś z Państwa ma pomysł jak wesprzeć ten plan?

Z Witalijem Sobolewskim można kontaktować się za pomocą udostępniony przez Żołnierzy Chrystusa kontakt: [email protected]

Cała audycja Koloseum (we wtorki o 19)

 

Fot. Vitalij Sobolivski
Fot. Ze zbiorów Vitalija Sobolivskiego
Fot. Vitalij Sobolewski

Był na Majdanie, w ponad 40 krajach. Krzyż Wdzięczoności za dzieło zbawienia nadal jest w Warszawie

Publikujemy wywiad z Vitalijem Sobolivskim, który towarzyszy temu Krzyżowi w pielgrzymowaniu po parafiach świata. Przyjmowali go nie tylko katolicy, ale także grekokakolicy, protestanci,

a napotkani ludzie innych wyznań godnie się z nim obchodzili. Jego pielgrzymowanie trwa 14 lat. Kłaniali się Mu rządzący i papież Franciszek. Dziś w kościele św. Krzyża w Warszawie na Krakowskim Przemieściu odwiedzają go dzieciątki osób.  Aby go zobaczyć, należy się śpieszyć, bo nie waidomo, do kiedy jeszcze tam będzie. Teraz ma wyruszyć do Stanów Zjednoczonych Jaką ma historię i jaka towarzyszy mu prawda?

Vitalij zachęca do pomocy w przetransportowaniu Krzyża. Można kontaktować się za pomoca adresu e-mail: [email protected]

Lisicki: Papież Franciszek powinien bronić praw chrześcijan, zamiast walczyć o „braterstwo międzyludzkie” [VIDEO]

Fałszywa wizja Boga zawarta w dokumencie podpisanym przez papieża, milczenie Franciszka wobec prześladowań chrześcijan i absurdalne pomysły lewicy. Komentuje Paweł Lisicki.

Paweł Lisicki o podpisanym przez papieża Franciszka dokumencie w Abu Zabi pt. „Dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia” [pełny tekst tutaj]. W deklaracji podpisanej w lutym br., podczas wizyty papieża Franciszka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, zawarta jest sprzeczność z pojmowaniem Boga według tradycyjnej teologii. W dokumencie napisano, iż „pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie”.

Redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” ostro krytykuje ten zapis. Jeśliby bowiem uznać, że różność religii jest wyrazem pozytywnej woli Boga, to by znaczyło, iż chce On, aby ludzie uważali Jezusa Chrystusa za Syna Bożego i Zbawiciela; za jedynie proroka; lub nawet i nie za proroka. Tak ujęty Bóg byłby wewnętrznie sprzeczny. Przyjęcie takiej perspektywy wiązałoby się z koniecznością odrzucenia idei misji i głoszenia Ewangelii niechrześcijanom, gdyż byłoby to sprzeczne z zamierzoną przez Boga różnorodnością. Krytykuje także zachowanie Ojca Świętego:

Czy spór kim jest Bóg, ma sens? Milczenie wielkiej grupy [duchownych], która ma przekazywać prawdy wiary, zaskakuje.

Papież Franciszek zapytany post factum, przez abp Athanasiusa Schneidera z Kazachstanu czy zapis należy rozumieć jako przyzwolenie Boga na istnienie innych niż chrześcijańska religii (co byłoby zgodne z nauką Kościoła, o tym, że Bóg toleruje pewne rzeczy przez wzgląd na inne dobra, ale nie pragnie ich w sensie pozytywnym) potwierdził interpretację kazachskiego hierarchy. Jak podkreśla Lisicki, nie zmienia to jednak tego, że dokument został podpisany, a zastrzeżenie papieskie nie zostało nigdzie szerzej przez Stolicę Apostolską rozpropagowane.

Absolutnie skandaliczne jest uczestnictwo przez papieża Franciszka w komitecie ds. religijnego braterstwa, zamiast bronienie praw chrześcijan na forum ONZ.

Gość „Poranka WNET” podkreśla, że chrześcijanie to obecnie  najbardziej prześladowana grupa religijna na świecie. Lisicki mówi, że koncepcja Najwyższego Komitetu ds. braterstwa ludzkiego i język, jakim się posługuje, przypomina mu język, jakim posługiwali się rewolucjoniści francuscy i którego używają masoni. Zdaniem dziennikarza duchowni na czele z papieżem powinni się zając tym, co do nich należy, a „obronę klimatu i braterstwo międzyludzkie mogą zostawić masonom”.

Lisicki mówi również o postępach lewicowej ideologii, które niepokojąco przypominają wydarzenia, które opisał on w swojej powieści „Epoka Antychrysta”. Wspomina o uchwalonej we Francji ustawie, zgodnie z którą nowo narodzone dziecko może mieć w akcie urodzenia wpisane dwie matki, bez ojca. W kraju tym uchwalono też rozporządzenie zalecające produkcję neutralnych płciowo zabawek. Nie trzeba jednak sięgać za granicę, bo w samej Warszawie, podczas Kongresu Kobiet na jednym z seminariów wzywano do międzygatunkowej solidarności przeciwko dominacji samców. Według europosłanki Sylwii Spurek kury, krowy i lochy są gwałcone przez samców swoich gatunków.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Jeśli zostanie utrwalony promowany przez gender styl życia, dramaty i cierpienia będą większe niż po wojnie atomowej

We współczesnym ataku na chrześcijańską moralność, na dotychczasowe struktury i formy życia jest coś szatańskiego, ponieważ wszystkie jego przejawy da się utożsamić z atakiem na Boga i Dekalog.

Jadwiga Chmielowska
Czesław Ryszka

Kto z Bogiem, a kto z diabłem – to tytuł ostatniej Pana książki. (…) Pisze Pan w niej, że walka z Kościołem katolickim, czy szerzej z chrześcijaństwem, toczy się w sposób szczególny w Unii Europejskiej. Że Bruksela narzuca agresywną politykę dechrystianizacji i demoralizacji każdemu z krajów członkowskich. Dlaczego tak się dzieje?

Kardynał Robert Sarah z Watykanu, mówiąc o dzisiejszej Europie, stwierdził wprost, że Zachód umiera. „Nie rodzą się dzieci. Bóg i Jego Prawo zostało zepchnięte na margines, następuje inwazja innych kultur”. Współczesna zlaicyzowana Europa – jak uważa kard. Sarah – nie ma żadnego spoiwa, żadnej myśli przewodniej, która nakazywałaby bronić jej przed nadciągającymi zewsząd zagrożeniami. Zniewieściałe społeczeństwa, rozkładane od środka przez ideologię gender, nie są w stanie obronić świata wartości. Europa, wyrzekając się Chrystusa, oddając rządy lewakom i ateistom, spowodowała duchową pustkę, która musi być czymś wypełniona. Kardynał ostrzega: „Jeśli chrześcijanie nie przebudzą się, islam opanuje wszystko”.

To, że tak się dzieje, to w dużej mierze nasza wina. Przecież większość elit w Europie to ochrzczeni chrześcijanie. Wielu z nich ma jednak wypaczony obraz Kościoła. Np. patrzą na Kościół socjologicznie. Traktują go jak jakieś stowarzyszenie, związek, ugrupowanie, pomijając wewnętrzną istotę Kościoła, jego rzeczywistość mistyczną, nadprzyrodzoną.

Dla innych Kościół to element folkloru, zbiór swoistych obyczajów i zwyczajów świątecznych. Nawet chrzty czy śluby są przez niektórych rozumiane w ten sposób, a nie jako zjawiska sakramentalne, kościelne. Dla nich Kościół to twór ludzki. Ponadto pod wpływem liberalizmu szerzy się mniemanie, że Kościół to sfera indywidualna, prywatna poszczególnych ludzi, niejako hobby.

Stąd przekonanie, że i do jego doktryny można podejść indywidualnie. Taki ktoś, uznający się za katolika, potrafi powiedzieć z rozbrajającą ignorancją: a mnie się wydaje, że czyśćca nie ma. Często też przynależność do Kościoła traktowana bywa jako swoista ubezpieczalnia duchowa, na zasadzie: a co mi szkodzi, a nuż coś w tym jest. Ale są i tacy, dla których Kościół katolicki to śmiertelny wróg.

Skąd jednak taka walka z rodziną, z wartościami uznawanymi od zarania ludzkości, podanymi w Dekalogu?

Prof. Plinio Correa de Oliveira w książce Rewolucja i kontrrewolucja opisał kolejne fazy walki z Kościołem w ciągu ostatnich stuleci.

Pierwszą rewolucją był protestantyzm, który uderzył w porządek religijny, drugą – rewolucja francuska, która zburzyła porządek społeczno-polityczny, trzecią – komunizm, walczący z porządkiem ekonomicznym. Obecny, czwarty etap rewolucji godzi w porządek moralny oparty na rodzinie.

Różnej maści socjaliści, liberałowie, masoni, ruchy feministyczne czy gejowskie walczą dziś usilnie na wszystkie sposoby z małżeństwem złożonym z ojca-mężczyzny oraz matki-kobiety. Neguje się przyrodzoną płeć i godność człowieka, propaguje aborcję, sztuczną prokreację, legalizuje związki osób tej samej płci. Najnowszym, zmasowanym atakiem na przyrodzoną tożsamość człowieka jako mężczyzny i kobiety stała się ideologia gender, głosząca m.in. wielość płci i dowolność jej wyboru.

Nieżyjąca już siostra Łucja, wizjonerka z Fatimy, zapytana kiedyś, czy wie, w jaki sposób Bóg ukarze świat za moralny upadek, odpowiedziała: „Karą dla upadłej ludzkości za jej własne grzechy będą cierpienia i nieszczęścia. Ludzkość, odrzucając Boga i zwracając się ku grzechowi, sama ściąga na siebie nieszczęście i cierpienie. Karą będzie zatem owoc jej własnego grzechu. I dopiero na samym dnie rozpaczy ludzie uświadomią sobie, że tylko poprzez podporządkowanie się dziesięciu przykazaniom i oparciu na żarliwej wierze i miłości bliźniego – człowiek może na tej ziemi osiągnąć szczęście”.

Co pozostanie po zniszczeniu rodziny? Jakież większe nieszczęście może spotkać dziecko, które zamiast kochających matki i ojca będzie miało stale zmieniających się partnerów swych rodziców?! Gdyby doszło do utrwalenia promowanego przez gender stylu życia, kataklizmy, dramaty i cierpienia będą większe aniżeli po wojnie atomowej. Czy wtedy będzie jeszcze można odbudować małżeńską miłość i wierność, macierzyństwo i ojcostwo, zaradzić zapaści demograficznej? (…)

Jakie wnioski?

Historycznie rzecz ujmując, we wszystkich ustrojach totalitarnych zwalczano rodzinę, stąd każde dzisiaj działanie przeciw niej zapowiada nowy totalitaryzm. Obecnie wyrazem nowego totalitaryzmu jest całkowicie neutralna postawa wobec rodziny, wyjęcie jej spod ochrony, a często też promowanie innych form życia wspólnotowego, które mają na celu rozbicie naturalnej rodziny. (…)

Czy polityk-katolik powinien utożsamiać się ze swoją wiarą, czy raczej uznać, że wiara jest sprawą prywatną i należy ją pozostawić za drzwiami parlamentu?

Polityk-katolik nie może unikać prezentowania swoich osobistych przekonań, powinien promować swoje poglądy, gdzie się tylko da – podobnie zresztą, jak czynią to nieustannie ateiści i agnostycy.

Niestety, wielu polityków-katolików ulega powszechnej dziś poprawności politycznej, wg której warunkiem demokracji jest pluralizm etyczny i nieograniczona tolerancja. Tymczasem demokracja nie opiera się jedynie na formalnie pojętym systemie prawnym ani na samym udziale obywateli w politycznych wyborach, lecz – jeśli ma prawdziwie służyć człowiekowi – musi opierać się na prawidłowej koncepcji osoby ludzkiej. Konkludując, nie ma czegoś takiego jak katolickie państwo czy katolicka polityka. Natomiast są chrześcijańscy, katoliccy politycy, którzy na serio traktują politykę jako służbę człowiekowi i troskę o dobro wspólne. Można i należy swoje zaangażowanie widzieć w duchu Ewangelii, a w kwestiach ustawowych kierować się społeczną nauką Kościoła.

Nie pamiętam już, czyje to słowa, że dzisiaj niebezpieczni nie są ludzie bez wiary w Boga, ale ci wierzący, którzy patrzą na wszystko obojętnie. To z powodu naszej obojętności ludzie bez zasad w parlamentach uchwalają ustawy będące najbardziej oczywistym przejawem „kultury śmierci”, ustawy zwalczające rodzinę, uderzające w tożsamość człowieka.

Cały wywiad Jadwigi Chmielowskiej z Czesławem Ryszką pt. „Katolicy! Nie dajmy się zbałamucić” znajduje się na s. 8 wrześniowego „Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Jadwigi Chmielowskiej z Czesławem Ryszką pt. „Katolicy! Nie dajmy się zbałamucić” na s. 8 wrześniowego „Kuriera WNET”, nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Organizacje społeczne bronią biskupa rzeszowskiego Jana Wątroby pomawianego przez GW o ukrywanie pedofilii wśród księży

Biskup od początku honorował orzeczenia sądu państwowego, transparentnie informował o swoich dalszych krokach Watykan, a stosowna kongregacja w pełni potwierdziła to, co biskup czynił.

Kazimierz Jaworski, Ryszard Skotniczny

Uporczywe twierdzenia „Gazety Wyborczej” przypisujące biskupowi Diecezji Rzeszowskiej Janowi Wątrobie krycie księży pedofilów nie znajdują uzasadnienia. W szczególności „Gazeta Wyborcza” nie podała dowodów uzasadniających takie twierdzenie w opublikowanym w dniu 28 maja raporcie „Biskupi, którzy kryli księży pedofilów”. Bezzasadne przypisywanie takiego działania biskupowi Janowi Wątrobie jest obraźliwe oczywiście dla niego, ale również dla wszystkich katolików, choćby z tego powodu, iż służy do wywoływania wrażenia, że cały Kościół jest strukturą zła, generującą ze swej istoty pedofilię. Apelujemy do „Gazety Wyborczej” o zaprzestanie szerzenia tego rodzaju propagandy, odwołanie nieuzasadnionych twierdzeń i przeproszenie duszpasterza Diecezji Rzeszowskiej. Tym bardziej, iż wszystkie jego działania były poddane kontroli i zostały zatwierdzone przez Stolicę Apostolską.

Ryszard Skotniczny, Europa Tradycja
Kazimierz Jaworski, Stop Laicyzacji

(…) Problem tylko w tym, iż chodzi o sytuację, która miała miejsce na długo przed tym, zanim biskup Jan został biskupem w Rzeszowie (a nie był wcześniej nawet kapłanem Diecezji Rzeszowskiej). Także postępowanie sądowe, o które chodzi, stało się prawomocne, a treść wyroku jawna dla opinii publicznej, zanim biskup Jan został naszym rzeszowskim pasterzem. O co więc chodzi „Gazecie Wyborczej”? Co niby biskup miał ukrywać? Z raportu, my przynajmniej, nie potrafimy się tego dowiedzieć. Budziło to nasze wątpliwości jako katolików, dlatego poprosiliśmy o spotkanie w rzeszowskiej Kurii. Po pierwsze zapytaliśmy, czy „Gazeta Wyborcza” przed publikacją kierowała jakieś pytania w sprawie. Okazało się, że nie. Po drugie zapytaliśmy o komentarz do zarzutu ukrywania. Otrzymaliśmy wyjaśnienie, iż w tej sprawie po zakończeniu postępowania przed sądem państwowym przeprowadzono oczywiście postępowanie kościelne.

Postępowanie państwowe trwało wiele lat i było tajne. Natomiast ksiądz Roman przez wszystkie te lata był pod stałym nadzorem władzy duchownej. W oparciu o obserwację i rozmowy z nim władze kościelne doszły do wniosku, iż przemyślał swoje postępowanie, błędy, jakie popełnił w życiu. Dlatego w oficjalnym piśmie do watykańskiej kongregacji stwierdzono, iż kary wymierzone przez władze świeckie są wystarczające, wpłynęły skutecznie na poprawę i nie ma potrzeby wymierzania oddzielnych kar kościelnych. Najwidoczniej w Watykanie podzielono tę opinię, gdyż po zbadaniu sprawy Kongregacja Nauki Wiary orzeczeniem z dnia 6 kwietnia 2017 roku uznała taką decyzję za całkowicie słuszną.

Z kolei sformułowanie, że „wina jest wątpliwa”, jest skutkiem przebiegu postępowania kościelnego. Postępowanie państwowe jest tajne, natomiast wszystkich dziesięciu świadków poproszonych o złożenie zeznań nie zechciało zgłosić się do sądu kościelnego (który przecież nie może wobec nich użyć przymusu). Co w tej sytuacji mógł zrobić biskup?

(…) wszystko wskazuje na to, że biskup od początku honorował orzeczenia sądu państwowego, transparentnie informował o swoich dalszych krokach Watykan, a stosowna kongregacja w pełni potwierdziła to, co biskup czynił.(…) Zarzut rzekomych nieprawidłowości uderza nie tylko personalnie w biskupa, ale w Kościół. Chodzi o budowanie przekonania, iż Kościół jest strukturą zła, generującą pedofilię i ukrywającą takie niecne działania. To jest obraźliwe dla wszystkich katolików i dlatego czujemy się upoważnieni do żądania przeprosin na ręce biskupa.

Cały tekst artykułu Kazimierza Jaworskiego i Ryszarda Skotnicznego pt. „Oświadczenie ws. ataków na biskupa Jana Wątrobę” znajduje się na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Kazimierza Jaworskiego i Ryszarda Skotnicznego pt. „Oświadczenie ws. ataków na biskupa Jana Wątrobę” na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

70 rocznica cudu w katedrze lubelskiej. „Patrzymy na niego co dzień własnymi oczami, a komisja badająca rozkłada ręce”

O 5 drzwi do celi otworzyła zapłakana oddziałowa. Zapytałyśmy, dlaczego płacze. – Matka Boska płacze w katedrze, to i ja płaczę – odpowiedziała. Zamek Lubelski był już wtedy okrążony pielgrzymkami.

Wojciech Pokora

Precz z zacofaniem średniowiecznym!

„Lublin, 7 VII 49 r.
Kochana Mamo! Piszę, bardzo się spiesząc, więc krótko. Mamo, może i do Was wiadomość dotarła, chcę żebyś ją znała dokładnie i tylko żałuję, że nie jesteś z nami!
Przeżywamy dawno niewidziany cud Matki Bożej Częstochowskiej w katedrze lubelskiej! Patrzymy na niego co dzień własnymi oczami, a komisja badająca rozkłada ręce.
W niedzielę 3 bm. (…) znad oka zaczęła płynąć kropla krwi i do dziś dnia twarz Najświętszej pokrywa się coraz nowymi śladami krwawymi, a w lewym oku błyszczą łzy (co stwierdziła komisja). Każdego dnia w twarzy zachodzą zmiany, wczoraj krwawe ślady zaczęły zanikać, a Twarz jest jakby welonem zakryta. Mamo, czy rozumiesz, czy potrafisz pojąć ogrom łaski, który spłynął na Lublin i na nas, jego mieszkańców. Mamo, własnymi oczami patrzyłam już trzy razy i Ojciec także. Z każdym dniem tłumy pielgrzymów dzień i noc przybywają, i to coraz większe. Pewnie już ze 150 tysięcy patrzyło w Cudowną Twarz i kornie stwierdzało, że to cud prawdziwy. Czekamy niecierpliwie na oficjalne orzeczenie Biskupa.
Pomyśl, Mamo – Lublin stał się Częstochową, czy kiedyś w najśmielszych myślach ktoś sądził?
To nie babskie fantazje. Tłumy mężczyzn ze wszystkich stanów to samo stwierdzają, a ich liczba często przekracza liczbę kobiet. Wieczorem około 9 katedra jest zamykana, a wtedy wszyscy razem śpiewają do późna w nocy pieśni i odmawiają modlitwy.
Już teraz drugą noc z rzędu aż do otwarcia rano kompanie przybyłe nie odchodzą z placu katedralnego, tylko się modlą. Wiesz, Mamo, tu twarz Matki Bożej jest tak bolesna, jak gdyby ktoś ośmielił się rózgą ją pokrwawić, i oczy łzawe patrzą tak przejmująco, że wczoraj nie mogłam dwa razy spojrzeć na Nią.
Co ten cud znaczy, nie wiem, i jaki będzie jego dalszy ciąg. Z drżeniem i bojaźnią czekamy. (…) Irena”.

Powyższy list Ireny Jarosińskiej do matki znaleźć można wśród wielu dokumentów przytaczanych przez Mariolę Błasińską w wydanej właśnie przez wydawnictwo Gaudium i Instytut Pamięci Narodowej książce Cud. W 1949 r. Lublin stał się Częstochową. Właśnie mija 70 lat od wydarzeń, które wstrząsnęły Polską, nie tylko ze względów religijnych, ale i społecznych.

Chronić sumienia przed Kościołem

Stosunki między państwem a Kościołem w 1949 roku były już mocno napięte. Jednym z pierwszych aktów Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej było zerwanie konkordatu z Watykanem we wrześniu 1945 roku. Jednak odważniej przeciw Kościołowi nowa władza stawać zaczęła dopiero po 1947 roku, czyli po sfałszowaniu wyborów. Rozpoczęto wówczas akcje propagandowe i operacyjne wymierzone w Kościół. Dyrektor Departamentu V Julia Brystygierowa w roku 1947 wygłosiła na odprawie kierownictwa organów bezpieczeństwa referat zatytułowany „Ofensywa kleru a nasze zadania”, w którym wyznaczyła cele w walce z Kościołem i duchowieństwem (kładąc szczególny nacisk na zwalczanie zgromadzeń zakonnych). Rozpoczęto akcję ograniczania wpływu Kościoła na społeczeństwo, która nasiliła się w 1949 roku i trwała aż do 1989 roku. Wydarzenia w Lublinie z lipca ʼ49 roku znacznie wpłynęły na ten proces, bowiem już 5 sierpnia, czyli niewiele ponad miesiąc po lubelskim cudzie, przyjęto dekret o ochronie wolności sumienia i wyznania, który przewidywał kary więzienia za „zmuszanie do udziału w praktykach religijnych” i „udział w zbiegowiskach publicznych”. W praktyce oznaczało to, że można było skazywać praktykujących katolików, a duchownych karać za „nadużywanie wolności”. Jesienią władze zorganizowały Komisję Księży przy Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, której działalność była skierowana przeciw Kościołowi. Członków tej komisji nazywano „księżmi patriotami”. W grudniu 1954 r. liczba księży zarejestrowanych w Komisji Księży przy ZBoWiD wynosiła około tysiąca, czyli około 10% wszystkich kapłanów.

Ważnym wydarzeniem poprzedzającym cud w lubelskiej katedrze było ogłoszenie 1 lipca 1949 roku w Watykanie dekretu Świętego Oficjum, nakładającego ekskomunikę na komunistów i ich współpracowników (chodziło przede wszystkim o zachodnich intelektualistów). Dekret podkreślał materialistyczną i antychrześcijańską naturę komunizmu. Co warto podkreślić, watykański dekret sprzed 70 lat obowiązuje do dziś.

Spowodowało to reakcję rządu, który w „Trybunie Ludu” 28 lipca 1949 r. zamieścił oświadczenie, nazywające dekret „nową, awanturniczą próbą zastraszenia wierzących, celem przeciwstawienia ich władzy ludowej i państwu, próbą wtrącania się Watykanu do wewnętrznych spraw polskich, aktem agresji przeciw państwu polskiemu”. Ponadto władze państwa wyraziły oczekiwanie, że „cała światła część duchowieństwa polskiego zajmie w tej sprawie stanowisko patriotyczne, zgodne z godnością narodową i interesem państwa”. Oświadczenie zakończono słowami: „Nie ulega wątpliwości, że większość ludności nie ścierpi wichrzeń, które usiłują wykorzystać uczucia religijne ludzi wierzących dla celów polityki imperialistów i podżegaczy wojennych, którzy usiłują zakłócić naszą wielką, codzienną, twórczą pracę dla dobra Polski”.

Jak zauważa w swojej książce Mariola Błasińska, cała retoryka pokrywała się dokładnie z linią działań władzy wobec wydarzeń w Lublinie. Dodatkowo od wydarzeń 3 lipca władze uznały, że organizacja cudów to nowa forma wrogiej działalności kleru wobec państwa, jak zresztą interpretowano już każdą publiczną aktywność księży i biskupów. Walka władzy z Kościołem miała na celu usunięcie z przestrzeni publicznej wszelkich przejawów życia religijnego, a Kościół był drugim największym wrogiem po podziemiu niepodległościowym.

Może się babom przywidziało

W październiku 1942 r. papież Pius XII dokonał aktu poświęcenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi. Kościół w Polsce, w warunkach okupacji, nie mógł oficjalnie włączyć się w ten akt, zatem biskupi polscy po zakończeniu działań wojennych, już w 1945 roku podjęli decyzję dokonania tegoż aktu na ziemi polskiej w roku 1946. Inna była już jednak motywacja. O ile papież błagał o przywrócenie ludzkości pokoju i wolności, o tyle polscy biskupi, w warunkach komunizmu, nawiązując do ślubów króla Jana Kazimierza, „Matce Najświętszej i Jej Niepokalanemu Sercu, obierając Ją znowu za Patronkę swoją i państwa” oddali w „Jej szczególną opiekę Kościół i przyszłość Rzeczypospolitej…”. Biskupi polscy wyznaczyli trzy etapy planowanego poświęcenia: najpierw, w niedzielę po uroczystości Nawiedzenia Maryi Panny (7 lipca 1946 roku), poświęcą się Niepokalanemu Sercu Maryi wszystkie parafie w Polsce, następnie w uroczystość Wniebowzięcia biskupi dokonają tego aktu w swoich diecezjach, by wreszcie w uroczystość Narodzenia Matki Boskiej (8 września) odbyły się ogólnonarodowe uroczystości na Jasnej Górze. W niedzielę 3 lipca 1949 r. obchodzono trzecią rocznicę ofiarowania wszystkich parafii Niepokalanemu Sercu Maryi. W lubelskiej katedrze miało się to dokonać na mszy w południe.

Przyjmuje się, że jako pierwsza krwawe łzy na obrazie zauważyła siostra szarytka Barbara Sadkowska. W protokole komisji biskupiej, który przytacza w swojej książce Mariola Błasińska, czytamy:

„W poniedziałek spotkałam się z siostrą Barbarą i wszystko mi opowiedziała, że była u Komunii św., wróciła, bo była u ołtarza MB, modliła się, to zobaczyła łzy, ale mówi, może mi się zdaje, więc mówię do ludzi, którzy byli koło mnie, że coś jest i ludzie to potwierdzili. Czekałam, mówi, jak skończy się suma, poszłam do księdza do zakrystii (…)”.

Siostra Barbara informację o łzach przekazała jednemu z dwóch kościelnych, Józefowi Wójtowiczowi, który zeznał: „Ksiądz Malec był zajęty. Myślę sobie, może się babom przywidziało i poszedłem najpierw sam. Zobaczyłem, że tak jest. Był sopel pod prawym okiem, ciemnoczerwony (…). Patrzyłem i odniosłem wrażenie, że on się powiększa w moich oczach. Dziwne uczucie chwyciło mnie za serce, zaczęły mi płynąć łzy”.

Kolejną przytoczoną relacją potwierdzającą to, co się wydarzyło, jest oświadczenie drugiego kościelnego, Leona Wiśniewskiego, którego zaczepiła w kościele jedna z wiernych: „Było to podczas czytania aktu ofiarowania się Matce Boskiej. Kiedy poszedłem, zobaczyłem, że od oka Matki Boskiej był ślad taki, jakby spływała kropla od oka w dół”.

Łzy zobaczył także ksiądz Tadeusz Malec, który, poinformowany, wyszedł z zakrystii i wraz z wiernymi modlił się przed ołtarzem. On też zawiadomił o fakcie cudu biskupa Zdzisława Golińskiego. Biskup nakazał po modlitwie zamknąć katedrę i udał się na miejsce w asyście kanclerza ks. Wojciecha Olecha. Biskup Goliński wszedł na ołtarz i starł ciecz z obrazu, rozmazując ją. Jak zgodnie zaznaczają świadkowie tego wydarzenia, czyn biskupa był niezrozumiały, spodziewano się raczej ze użyje puryfikaterza, żeby zachować relikwie. Dopiero po oględzinach powiadomiono ordynariusza – bp. Piotra Kałwę.

Pośpiewają i się rozejdą

Wieść o cudzie obiegła Lublin i okolice. Milicja przyjęła zgłoszenie o wydarzeniu w katedrze niemal natychmiast po mszy, bo już o 13.30. Przed obraz zaczęli napływać wierni. Na początku bp Kałwa zbagatelizował ten fakt, przekonywał, że ludzie pośpiewają i się rozejdą. Jednak tłum gęstniał. Gdy pod wieczór usunięto wiernych z kościoła, by komisja zbadała obraz, kilka osób weszło na rusztowania (katedra była wówczas odbudowywana po zniszczeniach wojennych) i wyłamując drzwi na chór, wtargnęło do środka. Ostatni pielgrzymi wyszli tego dnia z katedry około 2 w nocy.

Następnego dnia od samego rana w stronę katedry zmierzali pątnicy. Po kilku godzinach ustawiła się kolejka w kilku rzędach.

Z meldunków Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego wynika, że z dnia na dzień rosła ilość wiernych przybywających do katedry. 5 lipca było to ok. 3 tys. osób, 6 lipca – 5 tys., 9 lipca – 10 tys. W niedzielę 10 lipca odnotowano już 25 tys. pielgrzymów spoza miasta, a przed obrazem zjawiło się tego dnia 40 tys. osób.

O cudzie mówiła już cała Polska. Informacja o nim dotarła także do więźniów lubelskiego Zamku. W książce Cud. W 1949 r. Lublin stał się Częstochową znajduje się relacja pani Barbary, która była przetrzymywana w więzieniu za przynależność do oddziału AK pod dowództwem Hieronima Dekutowskiego „Zapory”: „Pewnego dnia, kiedy obudziłyśmy się rano, usłyszałyśmy śpiewy, takie jak w Częstochowie. O 5 rano drzwi do celi otworzyła zapłakana oddziałowa. Zapytałyśmy, dlaczego płacze. – Matka Boska płacze w katedrze, to i ja płaczę – odpowiedziała. (…) Zamek Lubelski był już wtedy całkowicie okrążony pielgrzymkami. (…) Tłumy spod Zamku sięgały katedry”.

Jednym ze świadków tamtych wydarzeń była pani Danuta Pietraś vel Pietraszek. Jej syn, dziennikarz Paweł Bobołowicz, wspomina: „W czasie cudu moja mama miała 12 lat, ale do tego wydarzenia powracała często. Dla niej nie było wątpliwości, że była świadkiem cudu, a cud miał związek ze zbrodniami komunistów. Ta historia była stałym elementem domowych opowieści jeszcze w czasach komunizmu i oczywiście szczególnie powracała po odwiedzinach w Katedrze. Mama wspominała zarówno cud, jak i atmosferę tych dni: tłumy wiernych pod Katedrą i zamknięcie miasta, strach przed możliwą zemstą komunistów. Podkreślała, że komuniści też wiedzieli, że oto wydarzył się cud i strasznie się tego bali, ale strach budził w nich jeszcze większą nienawiść. Dla niej łzy Maryi to był smutek z powodu morderstw na Zamku. Opowieść o cudzie nieodłącznie była związana opowieścią o ubeckiej katowni na lubelskim Zamku. Nikt w domu nie śmiałby zakwestionować prawdziwości cudu, a wspomnienia mamy były jednym z fundamentów naszego antykomunizmu”.

Szkiełko i oko

Już 4 lipca władze kościelne powołały ekspertów do komisji w celu zbadania zjawiska. W jej skład weszli: Zygmunt Dambek – kierownik Laboratorium Analitycznego w Lublinie, bp Zdzisław Goliński, mec. Stanisław Kalinowski – prezes Izby Adwokackiej w Lublinie (zasłynął m.in. tym, że podczas wojny przejął wywieziony z Warszawy obraz Jana Matejki Bitwa pod Grunwaldem i doprowadził do ukrycia go w bibliotece przy ul. Narutowicza w Lublinie), inż. Janusz Powidzki – konserwator zabytków, chemik Alojzy Paciorek – dyrektor Liceum im. Zamoyskiego, malarka Łucja Bałzukiewicz, artystka Irena Pławska, kanclerz kurii – ks. Wojciech Olech i ks. Stanisław Młynarczyk – notariusz kurii.

Eksperci bardzo dokładnie sprawdzili obraz i jego najbliższe sąsiedztwo, szukając m.in. śladów wilgoci bądź elementów mogących wpłynąć na pojawienie się zacieków na obrazie. Wykluczono ingerencję z zewnątrz. Struktura obrazu była nienaruszona. Obraz był suchy, zakurzony, obecne były na nim pajęczyny.

Dambek pobrał próbki do analizy. Badania nie wykazały, by cieczą na obrazie była krew, ale też wątpliwe, by była to woda. Ponadto, jak zauważył Alojzy Paciorek, woda po obrazie powinna ściekać, nie zostawiając wyżłobień. Próby przeprowadzone przez niego wykazywały, że po farbie olejnej woda spływa szybko, na obrazie w katedrze natomiast ciecz spływała w sposób charakterystyczny dla łzy na ludzkim policzku – ukośnie. Dambek we wspomnieniach podkreślał, że miał pewność, że zjawisko, które badał, miało charakter nadprzyrodzony, niespowodowany ręką człowieka.

Dr. Zygmunta Dambka aresztowano 26 sierpnia 1949 roku. Kilka miesięcy później został osadzony w więzieniu na Zamku Lubelskim. Śledztwo umorzono po kilku miesiącach i 20 lipca 1950 r. opuścił więzienie. Otrzymał jednak polecenie milczenia i opuszczenia Lublina.

Członkowie ZNP potępiają „organizatorów cudu”

Tłum, który gromadził się przed katedrą, był narażony na prowokacje. I niestety władza wykorzystała ten fakt. Na posiedzeniu sekretariatu KC PZPR 13 lipca 1949 r. zdecydowano o podjęciu działań w celu opanowania sytuacji. Skierowano do Lublina gen. Romana Romkowskiego – wiceministra bezpieczeństwa publicznego, odpowiedzialnego za kierowanie aparatem represji. Ponadto do Lublina wysłano Artura Starewicza – kierownika Wydziału Propagandy i Agitacji Masowej KC PZPR, Wiktora Kłosiewicza – kierownika Wydziału Administracyjno-Samorządowego KC PZPR oraz Włodzimierza Reczka – członka KC PZPR.

Tego samego dnia, 13 lipca, Urząd Bezpieczeństwa przywiózł w okolicę katedry robotników z fabryki obuwia im. M. Buczka, którzy mieli rzucać w tłum cegłami i deskami z pierwszego piętra stojącej opodal kamienicy. Pod katedrą wybuchła panika. Jedna z kobiet krzyknęła, że wali się rusztowanie. Tłum ruszył. W zamieszaniu wywołanym paniką śmierć poniosła 21-letnia Helena Rabczuk, a 19 osób odniosło obrażenia. Fakt ten dał władzom podstawy do wszczęcia działań opresyjnych. Oskarżono „organizatorów cudu” o sprowokowanie zajścia, rozpoczęto aresztowania, zamknięto miasto (ustawiono punkty kontrolne na rogatkach, wiernych zatrzymywano i odstawiano na najbliższe stacje kolejowe).

14 lipca w Teatrze Miejskim w Lublinie odbyło się zebranie inteligencji lubelskiej pod hasłem „Precz z zacofaniem średniowiecznym”. Nie zaproszono na nie przedstawicieli Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, mimo że ich pośrednio dotyczyło, gdyż na spotkaniu głos zabrali członkowie Związku Nauczycielstwa Polskiego, którzy potępili „organizatorów cudu” oraz pracowników KUL.

Zebrani sami siebie nazwali „katolikami demokratycznymi”, którzy są zaniepokojeni wykorzystywaniem przez Kościół prostych ludzi, bowiem takie zachowanie „gorszy myślącego katolika”. 17 lipca władze zorganizowały na placu Litewskim w Lublinie więc „antycudowy”. W zakładach pracy zapowiedziano, że obecność jest obowiązkowa pod groźbą zwolnienia z pracy. Sprawdzano listę obecności.

W tłumie pojawiły się transparenty z wypisanymi na nich hasłami: „Lublin nie będzie ciemnogrodem”, „Nikt nas nie cofnie do średniowiecza”, „Precz z politykierami w sutannach”, „Kościół do modlitwy, a nie do polityki” czy „Nie pozwolimy nadużywać wiary do celów politycznych”. Polska Kronika Filmowa podała, że wiec zgromadził 25 tys. osób. Jednak była to liczba zawyżona, a entuzjazm, o którym wspominano w mediach, wątpliwy. Na placu intonowano „Międzynarodówkę”, której dźwięki mieszały się ze słowami pieśni „My chcemy Boga”, dobiegającej z pobliskiego kościoła Kapucynów. Część zgromadzonych na placu podchwytywała słowa pieśni religijnych w miejsce wykrzykiwanych z trybuny haseł. Zareagowała milicja. Doszło do zamieszek.

Milicja zepchnęła tłum pod pałac biskupi, gdzie biskup Kałwa apelował o rozejście się. Ktoś krzyknął, że aresztowano wiernych spod kościoła Kapucynów. Tłum ruszył na komisariat przy ul. Zielonej. Gdy tłum obrzucił budynek kamieniami, został otoczony przez milicję i wojsko. Aresztowano 230 osób. Kilka dni później aresztowano także duchownych z katedry (księży Władysława Forkiewicza i Tadeusza Malca) oraz kościelnych (Józefa Wójtowicza i Leona Wiśniewskiego). W propagandzie podano, że za zamieszki odpowiadają prowokacje studentów KUL.

Równolegle rozpoczęto akcję propagandową w mediach. Jej podstawowym elementem było wprowadzenie dwuwartościowej skali ocen. Pojawiły się więc artykuły nacechowane emocjonalnie: „Kościół ośrodkiem wstecznictwa”, „Skończyć z haniebnym widowiskiem, wołają lubelscy robotnicy” czy „Prowokacje nie powstrzymają pracy nad odbudową kraju. Całe społeczeństwo domaga się ukarania siewców zamętu”. W artykułach przekonywano, że tak naprawdę działania kleru ośmieszają wiarę i religię, że ten cud to kłamstwo i kpina z prawdziwych wiernych. Nauczano, jak prawdziwi wierni i prawdziwi inteligenci powinni traktować swoją wiarę, przeciwstawiając oświecone podejście do religii wstecznictwu i fanatyzmowi księży. Ilustrują to tytuły artykułów, które pojawiały się w „Trybunie Ludu” i „Sztandarze Ludu” w całym kraju: Przedstawiciele świata nauki o gorszących zajściach w Lublinie czy też Ponura wizja obskuranckiego średniowiecza.

Maryjo, Królowo Polski

Szacuje się, że ogólna liczba aresztowanych w związku z cudem wyniosła nawet 600 osób. Aresztowanych bito oraz znęcano się nad nimi psychicznie. Po śledztwie wszystkich przewożono do lubelskiego Zamku, gdzie oczekiwali na rozprawę sądową. Procesy trwały 10 miesięcy.

Wyroki były zróżnicowane – od 10 miesięcy do pięciu lat więzienia. Po wyjściu na wolność skazani mieli problem ze znalezieniem pracy.

Jednak mimo działań władz, kult obrazu Matki Bożej Płaczącej – bo tak zaczęto nazywać katedralną kopię jasnogórskiego obrazu – rozwijał się nadal. W 1987 roku przed obrazem modlił się święty Jan Paweł II, a rok później na Majdanku odbyła się koronacja obrazu, której dokonał kard. Józef Glemp. Od 2014 r. decyzją Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w archikatedrze lubelskiej 3 lipca obchodzone jest święto Najświętszej Maryi Panny Płaczącej.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Precz z zacofaniem średniowiecznym!”, znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Precz z zacofaniem średniowiecznym!” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET”, nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dopiero kilka lat temu nastąpiła nachalna promocja dewiacji seksualnych. Ktoś pomylił tolerancję z aprobatą

Tzw. elitom, celebrytom słoma z butów wychodzi. No cóż, pokazują z jakich domów pochodzą. Kto ich wychowywał. Na kilometr śmierdzą partyjniakami i ubowcami – inteligencją z komunistycznego awansu.

Jadwiga Chmielowska

Lipy kwitną, wszak mamy lipiec i wakacje. Czas na refleksję, na nabranie dystansu do zalewu propagandy już nie tak bardzo nowej, niebezpiecznej ideologii. Komunizm teraz nadchodzi z Zachodu. On od połowy XIX wieku tam był. Przecież Marks i Engels nie byli Rosjanami. To tylko do nas przyszedł po wojnie ten siermiężny, zaszczepiony na gruncie rosyjskim przez Lenina. Pamiętamy walkę klas, była już też walka ras (narodowy socjalizm Hitlera), teraz jest walka płci i preferencji seksualnych – LGBTiQ. Ideologia, która ma wychować nowego człowieka i nad nim panować.

Bolszewizm zabijał nie tylko duszę, ale i ciało, komunizm zachodni zabija duszę. Proroctwo opisane w książce Orwella Rok 1984 spełnia się tu i teraz. Z historii wymazywani są bohaterowie, a w ich miejsce wstawia się wygodne pacynki. Określaniem, co jest a co nie jest językiem nienawiści, zajmują się najwięksi siewcy nienawiści.

Propagatorzy idei LGBTiQ krzywdzą prawdziwych homoseksualistów. Ośmieszają ich i konfliktują z heteroseksualnymi. Nikt ze znanych mi osobiście gejów nie ubiera się tak, jak widzimy na ulicznych paradach.

W przeciwieństwie do wielu krajów Zachodu, homoseksualiści nie byli w Polsce prześladowani – nie trafiali do więzień. Jak podaje Wikipedia – polskie prawo karne przestało karać stosunki homoseksualne w 1932 roku. Nie byli mordowani, jak np. w Niemczech.

W czasach PRL-u homoseksualiści byli szantażowani przez SB. Akcja „Hiacynt” prowadzona przez MO i SB doprowadziła do ewidencji ok. 12 tys. gejów. Wielu z nich było szantażowanych i poszło na współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Niektórych z nich SB kierowała do seminariów duchownych, aby niszczyć Kościół. Część wyemigrowała. Sprawa prześladowań dostała się do mediów zagranicznych. Geje, aby SB nie zakładała im teczek, zaczęli się kryć ze swoimi skłonnościami.

W III RP nikt nikomu nie zaglądał do alkowy. Dopiero kilka lat temu nastąpiła nachalna promocja dewiacji seksualnych. Ktoś pomylił tolerancję z aprobatą.

Takiego wylewu chamstwa jeszcze w III Rzeczpospolitej nie było. To właśnie tzw. elitom, celebrytom słoma z butów wychodzi. No cóż, pokazują z jakich domów pochodzą. Kto ich wychowywał. Na kilometr śmierdzą partyjniakami i ubowcami – inteligencją z komunistycznego awansu. Na nic stopnie naukowe; jak tylko otworzą usta, już wiadomo, kim są. Nie wstydzą się tego, że gardzą innymi. Dla nich ubodzy byli śmieciami, co wielokrotnie nie tylko mówili, ale i pisali. Liczyła się „kasa”. Na każdym kroku wyśmiewają osoby wierzące. Walka z Kościołem jest walką z narodem, jego tradycją i wartościami. Chrześcijanie im stoją na drodze ku stworzeniu nowego człowieka. Z Bogiem walczyli Lenin, Stalin i Hitler, bo ludźmi wierzącymi nie da się manipulować do końca, by zmienić w bezmózgich niewolników. Jakoś Leibniz czy Einstein nie mieli problemu z istnieniem Boga. Oni po prostu wiedzieli, że Bóg istnieje.

Dlaczego tak wielu, odrzucając Dekalog, tworzy chaos i podąża w nicość? Trzeba się zastanowić, w czym tak przeszkadzają współczesnemu szaleństwu Bóg i osoby wierzące.

Chrześcijanie są najbardziej prześladowani na całym świecie. Są mordowani w Afryce i Chinach. Może wierzący są znienawidzeni dlatego, że nie boją się niczego i nikogo z wyjątkiem Boga. Zachowują człowieczeństwo i służą dobru. Kochają bliźniego jak siebie samego. Starają się czynić dobro, mimo swej ułomności. Upadają i się podnoszą. Są w stanie za przyjaciół swoich i Ojczyznę oddać życie. To, że nadstawiają drugi policzek, nie znaczy, że w sprawach naprawdę istotnych – tak jak Jezus siłą posprzątał świątynię – nie pójdą Jego śladem. Czasem mam wrażenie, że żyjemy w czasach ostatecznych, że Szatan szaleje. Prawda przemieszana z fałszem, dobro ze złem. Może czas powiedzieć wreszcie „Non possumus”.

PS Jednak warto walczyć. Polska skutecznie zablokowała w UE niekorzystne dla niej i Europy kandydatury.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, znajduje się na s. 1 lipcowego „Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 61/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czyimi pracownikami byli tak naprawdę ci konfidenci-pedofile: Kościoła czy Kiszczaka? Służyli Bogu czy szatanowi?

Problem jest poważny i dotyczy ok. 2% duchownych. Ciekawe, że ten procent jest identyczny w wypadku rabinów i pastorów, jednak media informują tylko o pedofilii wśród duchownych katolickich.

Jan Martini

Trzeba przyznać, że Kościół nie radzi sobie z przestępstwami na tle seksualnym. Sprawdzone procedury sprzed wieków zawarte w prawie kanonicznym wystarczały, gdy ludzie mieli bojaźń bożą, a takie przestępstwa stanowiły rzadkość.

Grzesznik odprawiał pokutę i szedł na rekolekcje zamknięte, po czym bywał przenoszony do odległej parafii. Dziś, gdy najnowsze badania wykazały, że piekła nie ma, problem jest poważny i dotyczy ok. 2% duchownych. Ciekawe, że ten procent jest identyczny w wypadku rabinów i pastorów (celibat nie ma tu żadnego związku), jednak media z jakiegoś powodu informują tylko o pedofilii wśród duchownych katolickich. Informacja, że pewien rabin z Nowego Yorku został skazany na 32 lata, nie przebiła się do mediów.

Problem nadużyć seksualnych w Kościele katolickim zaczął się w 2002 roku, gdy energiczny prokurator o nazwisku Shapiro zajął się sprawą pedofilii w kościołach Pensylwanii, a w miejscowej gazecie „Boston Globe” ukazał się głośny artykuł (autor otrzymał nagrodę Pulitzera) na ten temat. W oparciu o te materiały lokalny Sekielski bardzo szybko zrealizował film nagrodzony dwoma Oskarami. Prokurator Shapiro odszukał 300 duchownych, którzy molestowali ok. 1000 ofiar (w 80 procentach chłopców) na przestrzeni 70 lat. Choć udało się skazać tylko 2 osoby (część sprawców zmarła), akcja zakończyła się sukcesem – Kościół amerykański zapłacił 3 mld dolarów odszkodowań, sprzedano kilkadziesiąt kościołów, wiele diecezji zbankrutowało. Od tej pory w kościołach wprowadzono nadzwyczajne środki ostrożności (kontakt duchownego z dzieckiem tylko w obecności świadków), jednak sprawy sądowe dotyczą wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat. Mimo trudności w uzyskaniu dowodów (molestuje się zazwyczaj bez świadków) i licznych prób wyłudzeń, sądy na ogół dają wiarę ofiarom (rzekomym?), dlatego „epidemia” pedofilii, dobrze nagłośniona w mediach, rozlewa się na cały świat i chyba właśnie dotarła do Polski.

Fundacja „Nie lękajcie się” zbiera dokumentację i fundusze na działania prawne i terapię psychologiczną dla ofiar. Według „Gazety Polskiej” założyciel fundacji złożył propozycję diecezji płockiej – chciał 200 tys. w zamian za milczenie. Kuria nie uległa szantażowi, więc koszty będą znacznie większe (w Polsce też są zdolni prawnicy). (…)

Jeden z bohaterów filmu Sekielskich – Franciszek Cybula (zawód wyuczony – ksiądz) jako kapelan prezydenta Polski niestety odegrał pewną rolę w naszej historii.

O agenturalności Wałęsy wiedzieli przywódcy PRL, gdyż minister SW Kowalczyk poinformował o tym odpoczywającego na Krymie E. Gierka natychmiast po wybuchu sierpniowego strajku („na czele stoi nasz człowiek”). Wiedza o Wałęsie znana była funkcjonariuszom SB, a także przywódcom Wolnych Związków Zawodowych.

„Myśmy byli w takiej fatalnej sytuacji, że od trzeciego dnia strajku nie mieliśmy cienia wątpliwości, że Wałęsa jest agentem, ale nie mieliśmy na to żadnego dowodu. Komisja Porozumiewawcza nie mianowała go przewodniczącym związku, tylko przewodniczącym Krajowej Komisji Porozumiewawczej, co jest zasadniczą różnicą. Wałęsa nie miał prawa podpisywać żadnych dokumentów – żeby dokument był ważny, musiał podpisać wraz z jednym z wiceprzewodniczących. To świadczy o daleko posuniętym braku zaufania” (Andrzej Gwiazda).

Na początku września 1980 roku odbyło się dramatyczne zebranie WZZ, na którym głosowano, czy należy zdemaskować Wałęsę. Ponieważ istniała obawa, że taka szokująca informacja może grozić rozpadem świeżo powstałego związku, postanowiono minimalizować zagrożenie, otaczając przewodniczącego kordonem sanitarnym. Gdy przydzielono dla związku samochód służbowy Fiat 125p, jako jego kierowca pojawił się M. Wachowski, którego jeden z działaczy WZZ – Sylwester Niezgoda – rozpoznał jako funkcjonariusza, który go przesłuchiwał. Wałęsa przyznał, że wie, kim jest Wachowski, ale woli takiego, o którym wie, niż innego, którego nie zna. Zadeklarował także, że będzie Wachowskiemu płacił z własnej kieszeni, jeśli nie zostanie on zatrudniony (relacja L. Zborowskiego).

Wałęsa ostentacyjnie afiszował się ze swoją pobożnością, dlatego wkrótce pojawił się w biurze jego osobisty spowiednik – ks. Cybula.

Ludzie WZZ na okrągło sprawowali nadzór nad Wałesą dbając, żeby wszelkie kontakty z nim odbywały się w obecności świadków. Tylko codzienna spowiedź przewodniczącego odbywała się w samotności, więc prawdopodobnie tą drogą przewodniczący utrzymywał kontakt ze swoim „organem założycielskim” (relacja A. Kołodzieja).

Prezydent Wałęsa, mieszkając już w Belwederze, nakazał jedno z pomieszczeń przerobić na kaplicę, w której codziennie rano TW „Franek” odprawiał mszę (nieświętą), a prezydent i minister stanu Wachowski przyjmowali komunię. A my dawaliśmy się na to nabrać…

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Pedofilia tajnych współpracowników” znajduje się na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Pedofilia tajnych współpracowników” na s. 1 czerwcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 60/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego