Jak dobrze być rycerzem z różańcem zamiast miecza – Jak dobrze wstać skoro Wnet – 22.01.2023 r.

Marcin Wawrzyniak

Gościem Magdaleny Woźniak i Konrada Mędrzeckiego jest Marcin Wawrzyniak, adwokat, radca prawny, sędzia Trybunału Stanu. Kanclerz Chorągwi św. Krzyża Zakonu Rycerzy Świętego Jana Pawła II.

Zachęcamy do wysłuchania audycji pod auspicjami Ducha Świętego.

Łaskawie polecamy wszystkie audycje z cyklu.

Każde mieszanie teologii do wojny, czy to w średniowieczu, czy też w XXI wieku, jest jej deprecjonowaniem i obrazą Boga

Gwardia szwajcarska | Fot. P. Ronga, CC A-S 3.0, Wikimedia.com

Racje teologiczne w odniesieniu do źródeł konfliktów, celów i prowadzenia wojny nie mogą służyć ich uzasadnianiu. A tego oczekują zwolennicy teologii wyzwolenia, historii, a w końcu także wojny itp.

Zygmunt Zieliński

Pojęcie ‘teologia’ w znaczeniu najbardziej fundamentalnym sprowadza się do wiedzy o Bogu, człowieku i o zjawiskach tego świata w odniesieniu do Boga i do ludzkości. Podstawowym źródłem dla teologii jest Objawienie, zatem Biblia, księgi Starego i Nowego Testamentu.

W teologii katolickiej równą wartość ma Tradycja: „W rozumieniu katolickim nie jest ona czymś z przeszłości, ustalonym raz na zawsze w szczegółowej pisemnej formie, niepodatnej na zmianę lub postęp. Nie jest też czymś zmiennym, co może być kształtowane do woli przez jednostki lub przez władze kościelne. Jest swego rodzaju żyjącym wzorcem, modelem danym raz na zawsze przez Chrystusa i Jego apostołów” (Louis Bouyer, Life and Liturgy).

Teologia jako dyscyplina naukowa zajmuje się analizą źródeł i interpretacją podstawowych pojęć: Bóg, Jego obecność w świecie, człowiek jako istota doczesna przeznaczona do życia wiecznego, wpływ religii na losy świata i człowieka. Wreszcie jest teologia w tym znaczeniu nauką o Bogu ujętą w pewien system. (…)

Stary Testament dostarcza sporo argumentów na powiązania religii z wojną. To Jahwe każe obkładać klątwą ludy uwłaczające jego imieniu (1Sm 15,13-19). I chodzi nie tylko o Amalekitów, ale o cały ich dobytek, nawet zwierzęta. Bo zło trzeba wytępić tak, by nie mogło w żaden sposób się odrodzić. Tak jest na wielu miejscach Biblii, kiedy Jahwe był pośród wojsk Izraela, a nawet wyręczał je w walce przeciwko ludom pogańskim, będącym zagrożeniem dla wyznawców jedynego Boga. Te wojny toczone przez Izraelitów i towarzyszące im okrucieństwa są w historii Izraela wykładnią nakazu walki ze złem, w której nie może być kompromisu.

Wyznawcy Jezusa Chrystusa ani w pierwszym okresie prześladowań, ani po okresie konstantyńskim nie mogli ani nie chcieli myśleć o wojowaniu, wszak Królestwo ich nie było z tego świata, a Chrystus surowe prawo Starego Zakonu zamienił na prawo łaski, miłosierdzia, przebaczenia (nadstaw drugi policzek) i nakazu miłości Boga i bliźniego, streszczającego całą Ewangelię.

Chrystus nie chciał, by walczono mieczem w Jego obronie, ale nie wzywał też rzymskich żołnierzy, by porzucili służbę. Było wśród nich zapewne sporo chrześcijan, a nawet święci, jak np. św. Florian.

Papież Juliusz II, słynący z wojowniczości, postarał się o zaciężne wojsko w niespokojnych czasach poprzedzających reformację, kiedy Rzym był zagrożony także często przez lokalnych kondotierów, i w ten sposób powstała Gwardia Szwajcarska, powołana do życia 2 I 1506 roku. Istnieje do dziś jako przyboczna ochrona papieża, ale wtedy, w 1527 r., stoczyła z wielkimi stratami jedyną w swej historii bitwę z wojskami cesarskimi w czasie tzw. Sacco di Roma. W 1870 r., gdy Włochy zajęły Rzym, oddano z murów Zamku św. Anioła tylko jeden symboliczny strzał, mający być świadectwem nie oddania Rzymu, ale jego zajęcia siłą. (…)

Zupełnie nowy rozdział w dziejach wojen to wyprawy krzyżowe. Usiłowano nadać im charakter pielgrzymek do miejsc świętych z zamiarem ich wyswobodzenia z rąk niewiernych. Pielgrzym mógł mieć tylko laskę, jednak w praktyce był to miecz. Bo owi niewierni stawiali opór. Wyprawy krzyżowe pod hasłem „Bóg tak chce” odmieniły wcześniejsze nieuznawanie przez chrześcijan miecza jako narzędzia dochodzenia prawdy. Wprawdzie wojny w świecie chrześcijańskim zawsze istniały, traktowane były jednak jako zło konieczne. Papiestwo miało obowiązek subsydiowania wojny z Turkami, ale z natury rzeczy była to wojna obronna, pozostająca w gestii cesarza.

Niezwykle trudne, bodajże niemożliwe jest jednoznaczne określenie stosunku Kościoła do wojny, o ile Kościół definiujemy jako Lud Boży, a przy tym rozumiemy w tym Kościele specyficzne miejsce hierarchów. W zależności od epoki ich uzależnienie od władców bywało zróżnicowane.

Jako wasale mieli obowiązek we wszystkim wspierać seniora, jako książęta udzielni byli zobowiązani do posiadania własnych sił zbrojnych, teoretycznie przewidzianych do obrony, ale granica między nią a agresją była bardzo cienka. (…)

Sięgnijmy do Niemiec hitlerowskich. Biskup Maksymilian Kaller z Warmii ogłosił 25 stycznie 1941 r. list pasterski, w którym znalazły się słowa: „Przyznajemy się radośnie do niemieckiej społeczności narodowej i jesteśmy z nią nierozdzielnie związani, tak w dobrych, jak i w trudnych dniach […] W tym prawdziwie chrześcijańskim duchu przeżyjmy także teraz całym naszym sercem wielką walkę naszego narodu o bezpieczeństwo naszego życia i jego znaczenia w świecie. Z podziwem spoglądamy na naszą armię, która w bohaterskich zapasach pod wybitnym kierownictwem osiągnęła bezprzykładne sukcesy i nadal osiąga. Dziękujemy Bogu za jego wsparcie. Właśnie jako chrześcijanie jesteśmy zdecydowani poświęcić całą naszą siłę, by zapewnić naszej ojczyźnie ostateczne zwycięstwo. Właśnie jako wierzący, miłością Bożą przepełnieni chrześcijanie stoimy wiernie przy naszym Führerze, który pewną ręką kieruje losem naszego narodu”. (…)

Treści rzeczywiście teologiczne zawierał wspólny list pasterski episkopatu Niemiec z 12 IX 1943 r., zatytułowany: Dziesięć przykazań jako wskazanie życiowe narodów. Napisano w nim, że „zabijanie jest złem, nawet jeśli rzekomo następuje ono w interesie dobra wspólnego”. Wymienieni są przede wszystkim niepełnosprawni, a na końcu „niewinni zakładnicy, bezbronni jeńcy czy więźniowie, ludzie obcych ras i pochodzenia”.

Taka retoryka, zresztą bardzo ostrożna, datuje się od Stalingradu i Kurska. W 1939 r. na wieść o zwycięstwie nad Polską w niemieckich kościołach uderzono w dzwony. W tym samym roku kardynał Adolf Bertram – metropolita wrocławski i przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec – wysłał Hitlerowi życzenia urodzinowe w imieniu wszystkich niemieckich biskupów katolickich. Jedynym biskupem, który nie złożył popisu pod gratulacjami, był Konrad von Pressing, ordynariusz Berlina.

Biskupi w państwach demokratycznych nie muszą już uprawiać takiej ekwilibrystyki, jak ongiś biskupi III Rzeszy, ale totalitarne państwa nie zniknęły z mapy świata, a żywym przykładem jest Rosja, gdzie patriarcha Kościoła prawosławnego zachowuje się jak za Piotra I i Związku Sowieckiego – w obu przypadkach na usługach samodzierżawia. Wypowiedzi i gesty patriarchy Cyryla w związku z napaścią na Ukrainę są liczne. Streścił je w zwięzłym doniesieniu RMF24: „Pod koniec marca zwierzchnik Cerkwi Prawosławnej Ukrainy, metropolita Epifaniusz, zwrócił się do wiernych i przypomniał, że patriarcha moskiewski i całej Rusi jest w pełni lojalny wobec władz Rosji i błogosławi wojnę przeciw Ukrainie. Patriarcha Cyryl w jednym ze swoich ostatnich kazań przekonywał, że Rosja nikogo nie napadła.

»Nie chcemy walczyć z nikim. Rosja nigdy nikogo nie zaatakowała. To niesamowite, kiedy wielki i potężny kraj nikogo nie zaatakował, tylko bronił swoich granic« – mówił Cyryl. Po napaści na Ukrainę Cyryl powiedział, że wojna o »Świętą Rosję ma znaczenie metafizyczne«, a podbój Ukrainy jest kwestią wiecznego zbawienia«”.

Z punktu widzenia ortodoksji chrześcijańskiej wypowiedzi Cyryla są bluźniercze, gdyż zła moralnego, jakim jest każda wojna, a zwłaszcza ludobójcza, nie można podciągać pod działania Opatrzności Bożej, a patriarcha tak właśnie czyni, posługując się ewidentnym kłamstwem. Na szczęście zapatrywań takich nie podzieją wszyscy duchowni prawosławni w Rosji, podobnie jak nie wszyscy księża niemieccy widzieli w Hitlerze zbawcę Niemiec.

Dochodzimy tym sposobem do konkluzji bezdyskusyjnej: każde mieszanie teologii do wojny, czy to w średniowieczu, czy też w XXI wieku, jest nie tylko jej deprecjonowaniem, ale dla wierzącego także obrazą Boga.

Cały artykuł Zygmunta Zielińskiego pt. „Teologia wojny?” znajduje się na s. 17 listopadowego „Kuriera WNET” nr 101/2022.

 


  • Listopadowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Zygmunta Zielińskiego pt. „Teologia wojny?” na s. 17 listopadowego „Kuriera WNET” nr 101/2022

Dramatyczny krzyk papieża, by obudzić zaślepionych lewicowymi ułudami / Zbigniew Kopczyński, „Kurier WNET” nr 98/2022

Fragment 1. strony encykliki papieża Piusa XI "Mit brennenger Sorge" | Fot. Wikipedia

To, co Pius XI pisał 85 lat temu, a mógłby napisać dzisiaj. Jego osądy oparte są na trwałych, ponadczasowych zasadach i dlatego jego ocena ludzkich poczynań prowadzi do podobnych wniosków.

Zbigniew Kopczyński

Paląca troska papieża

Z palącą troską i ze wzrastającym zdziwieniem pisał 85 lat temu, w marcu 1937 r., papież Pius XI o sytuacji w nazistowskich Niemczech, w encyklice Mit brennender Sorge – jedynej encyklice napisanej w języku niemieckim. Bez ogródek opisał w nim rosnące dążenia rządzących Niemcami do marginalizacji, a w konsekwencji zniszczenia Kościoła katolickiego. Wskazał też niemieckim wiernym, jak mają zachować się w tej trudnej sytuacji, a przede wszystkim, korzystając z wielowiekowego dorobku teologii katolickiej, pokazał fałsz ideologii narodowosocjalistycznej i jej sprzeczność z prawem naturalnym. Wskazał też zagrożenie, jakie ta ideologia niesie, zagrożenie dla Kościoła, wiernych, ale też dla całych Niemiec.

Encyklika wywołała wściekłość rządzących III Rzeszą i wzmogła ich chęć rozprawienia się z Kościołem. Papieża ukarać nie mogli, znajdował się poza ich zasięgiem. Represje dotknęły więc tych, którzy na terenie Rzeszy drukowali i kolportowali tekst encykliki. Biskupów nie ruszyli i, zgodnie z terrorystyczną zasadą wykorzystania moralnej wyższości przeciwnika, szantażowali kościelnych decydentów represjami wobec zwykłych wiernych. Można domyślać się, że pamięć o tych represjach spowodowała tak krytykowaną powściągliwość następcy Piusa XI w publicznej krytyce zagłady Żydów.

Pius XII wolał w milczeniu konkretnie ratować zagrożonych, niż rzucać publicznie gromy, narażając wiernych, a samemu będąc bezpiecznym w Watykanie.

Analizując ideologię narodowego socjalizmu z teologicznego i filozoficznego punktu widzenia, dostrzegł papież, z jakich zatrutych źródeł ta idea wybiła i do jakich tragicznych konsekwencji musi ona prowadzić. A wszystko to w roku 1937, gdy elita intelektualna Europy i Ameryki w swej zdecydowanej większości odnosiła się do katolicyzmu i tradycyjnych wartości w najlepszym razie z lekceważeniem, całą swą nadzieję na lepsze jutro ludzkości widząc w lewackich utopiach: narodowym socjalizmie i komunizmie.

Encykliki papieskie z marca 1937 r. były ostatnim ostrzeżeniem, dramatycznym krzykiem, by obudzić zaślepionych lewicowymi ułudami. W tym samym miesiącu bowiem Pius XI opublikował również encyklikę Divini Redemptoris z podtytułem De communismo atheo (O bezbożnym komunizmie), który to podtytuł oddaje treść tego dokumentu. Już we wstępie do tej encykliki pisze: Domyśliliście się już niewątpliwie, Czcigodni Bracia, że tym groźnym niebezpieczeństwem, o którym mówimy, jest bolszewicki i bezbożny komunizm, wyraźnie dążący do tego, by zniszczyć doszczętnie wszelki ład społeczny i podważyć same podwaliny cywilizacji chrześcijańskiej. A dalej od konkretnych i trafnych wypowiedzi tak gęsto, że trzeba by cytować całą encyklikę.

Po 85 latach możemy docenić ewangeliczny radykalizm i odwagę Piusa XI, który tak zdecydowanie wystąpił przeciw ideologiom sprawującym wtedy rządy dusz, przeciw temu, co dzisiaj nazwalibyśmy mainstreamem i polityczną poprawnością.

To tak, jakby dziś papież potępił genderyzm i klimatyzm. Niestety w encyklikach Franciszka tego nie znajdziemy. Obecny papież nie pisze o współczesnych problemach, bazując na Ewangelii i posiłkując się klasyczną teologią i filozofią oraz zwykłą logiką, jak czynili to jego poprzednicy. Miast zmieniać świat, usiłuje go zrozumieć, a może i mu ulec, przed czym przestrzegał nas Chrystus.

Ciężko przychodzi mi, jako ortodoksyjnemu katolikowi, pisać te słowa. Papież był zawsze dla mnie autorytetem, lecz większym autorytetem musi być Ewangelia. Franciszek, moim zdaniem, więcej wysiłku poświęca dopasowaniu teologii do dominujących w świecie ideologii niż do oceny ich zgodności z zasadami wiary chrześcijańskiej.

Podobnie rozczarowujące są papieskie wypowiedzi dotyczące wojny na Ukrainie. Gesty wobec ukraińskich ofiar nie zastąpią zdecydowanego nazwania sprawcy ich nieszczęść. Bardzo rozczarowująca była pierwsza po wybuchu wojny wypowiedź papieża, w której wskazywał na prowokowanie Rosji przez NATO. Później usprawiedliwiał się, że usłyszał to z ust pewnego polityka. To nie powinno go (ani nas) wcale obchodzić.

Jest mnóstwo politycznych powodów do napaści Rosji na Ukrainę, było też mnóstwo politycznych powodów do napaści Hitlera na Polskę i równie dużo, by Stalin mu w tym pomógł, a w zasadzie do tego podpuścił. Nie zmienia to jednak faktu, że obaj byli zbrodniczymi agresorami.

Tak samo my, zwykli ludzie, mamy mnóstwo życiowych powodów, by czynić zło. I często je czynimy. Nie zmienia to jednak faktu, że zło jest złem, bez względu na nasze usprawiedliwienia. Możemy, owszem, dyskutować o winie Ukraińców, zapewne nie są aniołami, ale to nie oni bombardują rosyjskie miasta, tylko odwrotnie.

Wróćmy jednak do Mit brennender Sorge, a zauważymy jej aktualność, jako że nazizm istnieje we współczesnym świecie i ma się tu, przynajmniej w pewnych rejonach, zupełnie dobrze. I nie są to rejony wskazywane przez moskiewskich i brukselskich propagandzistów.

Współczesna Rosja jest państwem prawie nazistowskim, z elementami komunistycznymi, co akurat nie dziwi, bo pokrewieństwo tych ideologii ułatwia wzajemne zapożyczenia. Pokrewne z nazizmem są też współczesne ideologie, a ich niemożność pogodzenia z wiarą chrześcijańską Pius XI uzasadnia tak:

Kto, hołdując panteistycznej mglistości, utożsamia Boga ze światem, kto z Boga czyni coś ziemskiego, a ze świata coś boskiego, nie należy do wierzących w Boga.

Kto, idąc za wierzeniami starogermańsko-przedchrześcijańskimi, na miejsce Boga osobowego stawia różne nieosobowe fatum, ten przeczy mądrości Bożej i Opatrzności (…). Taki człowiek nie może sobie rościć prawa, by zaliczać go do wierzących w Boga.

Mocne i zadziwiająco aktualne są poniższe stwierdzenia:

Kto wynosi ponad skalę wartości ziemskie rasę albo naród, albo państwo, albo ustrój państwa, przedstawicieli władzy państwowej albo inne podstawowe wartości ludzkiej społeczności, które w porządku doczesnym zajmują istotne i czcigodne miejsce, i czyni z nich najwyższą normę wszelkich wartości, także religijnych, i oddaje się im bałwochwalczo, ten przewraca i fałszuje porządek rzeczy stworzony i ustanowiony przez Boga-Człowieka i daleki jest od prawdziwej wiary w Boga i od światopoglądu odpowiadającego takiej wierze.

Zwróćcie uwagę, Czcigodni Bracia, na nadużycie, jakie się popełnia, kiedy najświętszego Imienia Boga używa się jako etykiety bez treści dla określenia mniej lub bardziej dowolnego tworu ludzkich pragnień. (…)

Tylko płytkie umysły mogą popaść w ten błąd, by mówić o bogu narodowym, o religii narodowej. Tylko one mogą podjąć daremną próbę, by w granicach jednego tylko narodu, w ciasnocie jednej krwi, jednej rasy zamknąć Boga, Stwórcę wszechświata, Króla i Prawodawcę wszystkich narodów, wobec którego wielkości narody są jakoby krople u wiadra.

Czyż nie jest to o „Świętej Rusi”, ruskim mirze, cerkwi sławiącej wojnę i, tradycyjnie w Rosji, wysługującej się władzy? Tak, jakby Pius XI żył dzisiaj i opisywał to, co widzi.

Szczególnie bacznie będziecie musieli czuwać, Czcigodni Bracia, by podstawowych pojęć religijnych nie pozbawiano ich zasadniczej treści i nie nadawano im znaczenia świeckiego.

Ten akurat fragment przypomniał mi obrazek sprzed kilku miesięcy. W pewnym niemieckim kościele, formalnie katolickim, nad ołtarzem zawieszono dużą tęczową flagę, a na niej napis „Love wins”. To właśnie ta zmiana znaczenia wyrazów. Miłość w sensie ewangelicznym sprowadzono do seksu.

Znajdziemy też w encyklice ostrzeżenia, których zlekceważenie odczuwamy dziś boleśnie:

Uzależnienie nauki moralności od subiektywnej, zmiennej opinii ludzkiej zamiast oparcia jej na świętej woli Boga wiekuistego, na Jego przykazaniach, otwiera szeroko wrota siłom rozkładu. (…) Zgubną tendencją czasów obecnych jest odrywanie od fundamentu Bożego Objawienia nie tylko moralności, lecz także teorii i praktyki prawa. Mamy tu na myśli szczególnie tzw. prawo naturalne (…).

Według przykazań tego prawa naturalnego może być ocenione prawo pozytywne – bez względu na to, od jakiego prawodawcy pochodzi – co do treści moralnej i tym samym co do siły jego obowiązywania. Ludzkie prawa, gdy sprzeczne są z prawem naturalnym do tego stopnia, że tej sprzeczności usunąć nie można, już od samego początku obciążone są wadą, której żaden przymus, żadna zewnętrzna siła uzdrowić nie może.

To wszystko Pius XI pisał 85 lat temu, a mógłby pisać dzisiaj. Jego osądy oparte są na trwałych, ponadczasowych zasadach i dlatego jego ocena ludzkich poczynań prowadzi dziś do podobnych wniosków. Albowiem równie trwała jest zdolność ludzi do popełniania tych samych błędów i trudność z korzystania z historii jako nauczycielki życia. Znów możemy powiedzieć, że nauka historii dowodzi, że ona nigdy nikogo niczego nie nauczyła. No, może z pewnymi wyjątkami.

Rzecznik Episkopatu: 20 lat temu Jan Paweł II zawierzył świat Bożemu Miłosierdziu

20 lat temu, 17 sierpnia 2002 roku, Ojciec Święty Jan Paweł II, w krakowskich Łagiewnikach, dokonał Aktu Zawierzenia Świata Bożemu Miłosierdziu.

Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Leszek Gęsiak SJ powiedział:

To zwieńczenie jego dążeń do rozpowszechnienia kultu Bożego Miłosierdzia na całym świecie i wyznanie, że tylko Bóg może uratować świat.

Rzecznik Episkopatu podkreślił, że Jan Paweł II odegrał wielką rolę w zwróceniu uwagi świata na Boże miłosierdzie.

To właśnie Bożemu miłosierdziu była poświęcona jego encyklika Dives in misericordia wydana w pierwszych latach posługi piotrowej. Papież Polak w roku 2000 ustanowił Święto Miłosierdzia Bożego oraz kanonizował Siostrę Faustynę Kowalską, której objawiał się Jezus Miłosierny.

Aktu zawierzenia rodzaju ludzkiego Bożemu miłosierdziu, Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał pod koniec swojego pontyfikatu, w czasie ostatniej pielgrzymki do Polski.

Papież tym aktem oddał świat i każdego człowieka miłosierdziu Boga, wyznając, że tylko Bóg – właśnie poprzez swoje miłosierdzie – może świat uratować i uczynić go lepszym.

Zwrócił też uwagę na to, że kult Bożego miłosierdzia jest elementem łączącym pontyfikat Jana Pawła II z posługą obecnego papieża Franciszka.

Główne obchody 20. rocznicy dokonania Aktu Zawierzenia Świata Bożemu Miłosierdziu odbędą się już w najbliższą niedzielę, 14 sierpnia, w Bazylice Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Uroczystości rozpoczną się Mszą św. pod przewodnictwem abp. Marka Jędraszewskiego o godz. 10, podczas której zostaną także poświęcone dwa Dzwony Nadziei dla Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Winnicy w diecezji kamieniecko-podolskiej w Ukrainie oraz dla kościoła Miłosierdzia Bożego w Lower Chittering w diecezji Perth w Zachodniej Australii.

Przygotowanie do jubileuszu rozpoczęło się już rok temu, 22 sierpnia 2021 roku, w czasie VIII Pielgrzymki Czcicieli Bożego Miłosierdzia do Łagiewnik. Przez kolejnych 11 miesięcy, od września do lipca, w modlitwę mogły się włączyć  sanktuaria i kościoły Bożego Miłosierdzia na wszystkich kontynentach.  Od 12 czerwca trwa natomiast nowenna tygodni bezpośrednio przygotowująca do uroczystości rocznicowych. Nowenna zakończy się 13 sierpnia.

Czytaj także:

Kościół wspomina dziś św. Jakuba Starszego. Kim był jeden z najbliższych uczniów Chrystusa?

 

Terlikowski: słowa papieża Franciszka o „szczekaniu NATO u drzwi Rosji” świadczą o jego kompletnej ignorancji

Featured Video Play Icon

apież Franciszek podczas pielgrzymki do Wenezueli / Fot. Flickr. com (Public domain)

Filozof i publicysta krytycznie ocenia postawę Ojca Świętego i watykańskiej dyplomacji wobec wojny wywołanej przez Federację Rosyjską.

Tomasz Terlikowski mówi, że z zażenowaniem przyjął wypowiedź papieża Franciszka, który stwierdził, że wojnę na Ukrainie spowodowało „szczekanie NATO pod drzwiami Rosji”.

Te słowa świadczą o tym, że papież nie ma pojęcia o tym co się dzieje w Europie, są przejawem kompletnej ignorancji i ulegania putinowskiej propagandzie.

Publicysta przypomina, że w Sojuszu Północnoatlantyckim przez lata nie było zgody na akces Ukrainy. Przyznaje, że państwa natowskie od dłuższego czasu wspierają Ukrainę przez dostawy broni; nie należy jednak tego rozumieć jak0 prowokowanie Federacji Rosyjskiej.

Słowa Franciszka nie szokowały by w ustach Ławrowa, w papieskich jednak szokują.

Jak ocenia rozmówca Magdaleny Uchaniuk, Ojciec Święty świadomie odciął się od rzeczywistości, zamieszkując w Domu Świętej Marty.

Nie jest to miejsce, w którym można pracować nad tajnymi dokumentami.

W opinii publicysty papież powinien na stałe przebywać w Pałacu Apostolskim.

Ks. Isakowicz-Zaleski: Ojciec Święty jest przedstawicielem Kościoła lewicującego

Tomasz Terlikowski ubolewa nad tym, że watykańska dyplomacja została ukierunkowana tylko na próbę jakiegokolwiek dialogu z Kremlem.

Odmawiają papieskiej wizyty w Kijowie, o którą tak proszą Ukraińcy.

Zdaniem Tomasza Terlikowskiego, polityka Watykanu ostatnich dwóch miesięcy niemal całkowicie pozbawia go wiarygodności.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Pojednanie i dialog; zawsze ważne, a dziś szczególnie pilne / Teresa Grabińska, „Kurier WNET” nr 92/2022

Dialog międzyreligijny nie jest łatwy do zainicjowania i nie musi przynieść od razu oczekiwanych owoców. Zawsze jednak trzeba do niego dążyć i wierzyć, że przyniesie on dobro, czasem odroczone.

Teresa Grabińska

Pojednanie a dialog

„Duch Asyżu” to nazwa nie tylko atmosfery pojednania na spotkaniu sprzed 35 laty (27.10.1986 r.) w Asyżu. Na zaproszenie św. Jana Pawła II przybyło wówczas do miasta św. Franciszka prawie 50 delegacji złożonych z przedstawicieli różnych wyznań chrześcijańskich i religii niechrześcijańskich. Następnie „Duch Asyżu” stał się określeniem dążenia w ogóle do pojednania nie tylko wyznawców różnych odłamów chrześcijaństwa (ekumenizmu), lecz do zbliżenia wyznawców innych religii, a generalnie dialogu międzykulturowego prowadzonego przez Kościół.

O pojednaniu można mówić w odniesieniu do zwaśnionych osób. Wtedy pojednanie częściej nazywa się pogodzeniem ze sobą tych osób i ma ono w dużym stopniu wymiar psychologiczny.

O pojednaniu w „Duchu Asyżu” mówi się również w odniesieniu do grup społecznych, które pozostają w stanie konfliktu i które często okazują sobie wrogość. Wtedy pojednanie staje się procesem złożonym, gdyż dotyczy uzgodnienia wielu kwestii teologicznych, światopoglądowych, historycznych, kulturowych, a także politycznych.

W Adhortacji apostolskiej Reconcilatio et paenitentia z 1984 r., a więc jeszcze przed spotkaniem w Asyżu, Jan Paweł II pisał, że – z jednej strony – w obliczu ciągłych konfliktów świat „tęskni” za pojednaniem, z drugiej zaś wielu uważających się za realistów w kwestiach społecznych i politycznych ma pojednanie ludzkości za utopię.

Dalej Jan Paweł II podkreślał, że pojednanie musi mieć podstawę w rozpoznaniu zła, które wywołało wrogość. A intensywność procesu pojednania powinna być proporcjonalna do głębi zwaśnienia stron konfliktu.

Zło ma swe źródło w grzechu, który zasadniczo obciąża poszczególne sumienie, ale grzech może też naznaczać piętnem zła całą społeczność, nawet gdy poszczególni jej członkowie nie uczestniczą bezpośrednio w czynieniu zła.

Pojednanie rozpoczyna się od uznania grzechu; potem następuje pokuta i zadośćuczynienie. Dla wiernych – jak pisał Jan Paweł II we wspomnianej adhortacji – „[w] krzewieniu pokuty i pojednania Kościół ma przede wszystkim (…) Katechezę i Sakramenty”.

Jednak w przypadku chrześcijan spoza Kościoła Rzymskiego oraz jednostkowych i grupowych przedstawicieli odmiennych religii i kultur potrzebny jest inny środek służący pojednaniu. Jest nim dialog, na który wskazał Sobór Watykański II w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes.

Stał się on przedmiotem głębszych rozważań Pawła VI w encyklice Ecclesiam suam – jako jedna z trzech ważnych dróg, „którymi Kościół Katolicki powinien kroczyć w dobie obecnej przy pełnieniu swej misji”. Ważnym zadaniem Kościoła jest dialog ekumeniczny i dialog z niechrześcijanami – zarówno wyznawcami innych religii, jak i z niewierzącymi.

Dialog międzyreligijny przybiera różne postaci: po pierwsze – jest to wymiana wiedzy między znawcami różnych tradycji religijnych (religioznawcami) w celu poznania specyfiki danej tradycji zarówno w przesłaniu wiary, w elementach kultu, jak i w osadzeniu ich w danej kulturze; po drugie – jest to instytucjonalne porozumiewanie się między oficjalnymi przedstawicielami wyznawców danej religii w celu nawiązania – jak o tym pisał Jan Paweł II w Encyklice Redemptoris missio – „współpracy na rzecz integralnego rozwoju i ochrony wartości religijnych”; po trzecie – jest to przekazywanie sobie w powszednich kontaktach przez wyznawców różnych religijnych uzasadnień norm i indywidualnych doświadczeń duchowych, które mogą wykraczać poza kontekst konkretnej religii; w tej postaci dialog objawia się również po prostu wspieraniem słowem i czynem w przeświadczeniu o jedności rodu ludzkiego i słuszności działania na rzecz harmonijnej wspólnoty, zjednoczonej więzami braterstwa i poczuciem sprawiedliwości.

Dialog nie zawsze i nie we wszystkich okolicznościach może zostać podjęty, gdyż przed przystąpieniem do dialogu trzeba, aby strony zaprzestały wzajemnego zwalczania się, okazywania wrogości, zajęły pozycje ponad podziałami i aby – jak pisał Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint – „każda ze stron zakładała u swego rozmówcy wolę pojednania, czyli jedności w prawdzie”.

Dialog międzyreligijny ma służyć zbliżeniu tych, którzy w inny sposób wierzą w rzeczywistość nadprzyrodzoną, przedstawianą przez pewien rodzaj Absolutu lub Transcendencji. Zbliżenie w dialogu ma następować w wyniku wzajemnego poznania się, ale nade wszystko we wspólnym poszukiwaniu prawdy, przy uszanowaniu tradycji wyznawców różnych religii.

Dialog międzyreligijny nie jest łatwy do zainicjowania, a nawet jeśli się toczy, to nie musi przynieść od razu oczekiwanych owoców. Zawsze jednak, zwłaszcza w sytuacji głębokich uprzedzeń, trzeba do niego dążyć i wierzyć w to, że jego podjęcie przyniesie dobro, czasem odroczone.

Jan Paweł II, niezależnie od sposobów prowadzenia dialogu, zwłaszcza ekumenicznego, prowadzonego – jak zacytował z soborowego dekretu o ekumenizmie Unitas redintegratio – „między odpowiednio wykształconymi rzeczoznawcami na zebraniach”, wskazał na to, że poszukiwaniu prawdy, rozpoznawaniu przyczyn zła podziału chrześcijan towarzyszy rachunek sumienia. A ten usposabia do modlitwy o jedność.

Skoro zatem klasyczna metoda dialogu polega na wymianie słownych wypowiedzi między dwoma lub kilkoma uczestnikami spotkania, to włączenie do dialogu modlitwy byłoby niedialogiczne. Z drugiej jednak strony w filozofii dialogu stroną, podmiotem dialogu nie musi być konkretny człowiek. Może nim być Bóg lub świat, np. świat doczesności lub wieczności. I wtedy modlitwa może być swoiście dialogiczną ekspozycją wiary. Jeśli bowiem dialog rozumieć jak wymianę wypowiedzi, to modlitwa – po pierwsze – nie musi przybierać postaci słownej, po drugie – „odpowiedź” na zapytania lub prośby przestaje być werbalnym przekazem.

W dialogu z wyznawcami religii pozachrześcijańskich nieklasyczny dialog, ten w formie modlitewnej, polega na wspólnym przeżywaniu kontaktu z Absolutem, z Transcendencją różnie upostaciowaną w poszczególnych religiach. Natomiast w dialogu z niewierzącymi trudno mówić o jednoczeniu się w modlitwie, o dialogu z bytem nadprzyrodzonym. Wtedy z pomocą przychodzi wykładnia dialogu z soborowej Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium, wedle której „[d]ialog nie jest tylko wymianą myśli, ale zawsze w jakiś sposób ‘wymianą darów’”.

Co zatem jest owym darem, który byłby przedmiotem wymiany w dialogu pojednania z niewierzącymi? Niewątpliwie czynnikiem zbliżającym przedstawicieli różnych religii niechrześcijańskich, ale również niewierzących, jest troska o kondycję współczesnego człowieka i o pomyślny rozwój ludzkości w teraźniejszości i w przyszłości.

Wtedy – jak pisał Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint (tam w odniesieniu do dialogu ekumenicznego) – dialog „należy podjąć w duchu szczerej braterskiej miłości, poszanowania nakazów własnego sumienia i sumienia bliźniego, z głęboką pokorą i umiłowaniem prawdy”. W ten sposób obok dialogicznej dyskusji przekazu doktryn lub stanowisk filozoficznych dialog „angażuje całego człowieka: jest także dialogiem miłości”.

W encyklice Fides et ratio Jan Paweł II przypominał o wartości filozofii dla teologii, a zwłaszcza wtedy, gdy w klasycznie rozumianym dialogu uczestniczą przedstawiciele różnych religii i niewierzący. Wtedy „[m]yśl filozoficzna jest często jedynym terenem porozumienia i dialogu z tymi, którzy nie wyznają naszej wiary”. Tworzy płaszczyznę pojednania dzięki klasycznemu dialogowi w jej kategoriach i w odwołaniu się do różnych jej nurtów i systemów pojęciowych, ale też i w zrozumieniu innych wyznań i kultur. Tu „[c]hrześcijaństwo (…) jest największą skarbnicą prób przekładu wiary na dostępne ‘światłu naturalnemu’ konstrukcje metafizyczne”.

Filozofia jednak nie zastąpi wiary. Na rzecz tego Leszek Kołakowski w książce Jeśli Boga nie ma… argumentował, że: „[w]iara nie jest aktem intelektualnego uznawania pewnych zdań, lecz aktem moralnego zaangażowania, wiążącego w jedną niepodzielną całość akceptację intelektualną oraz nieskończoną ufność, której żadne fakty nie są w stanie naruszyć”.

A zatem ani zwerbalizowane argumenty racjonalne, ani odwoływanie się do faktów empirycznych nie wystarczą w szerzej rozumianym dialogu. Potrzebna jest wola pojednania, zrozumienia drugiej strony, a jedno i drugie się spełnia dzięki owemu darowi miłości, emocjonalnie przekazywanemu w dialogu i nie tylko w konkretnej religijnej odsłonie wiary, która „pojęta jako ufność poprzedzać musi wszelkie rozumowanie”. Ufność poprzedzona nadzieją, nie tylko religijną, zawsze jest przekroczeniem wiedzy naturalnej, przynajmniej na jej aktualnym poziomie.

Dlatego ukazana na początku trzecia droga dialogu, polegająca na przekazywaniu sobie w powszednich spotkaniach doświadczeń duchowych, a przede wszystkim na wspieraniu się słowem i czynem w akcie okazywania miłości bliźniemu, pozwala na wzrost ufności i przybliża pojednanie, które nie od razu musi być porozumieniem.

Ale bez tej fazy powstania zaufania między stronami dialogu, bez woli pojednania nigdy nie dojdzie do dialogu prowadzącego do pojednania.

Można wskazać na wiele przykładów, gdy dochodzi do pojednania bez klasycznie rozumianego dialogu, bez porozumiewania, bez zwerbalizowanej perswazji. Takie porozumienie w dialogu nie jest warunkiem koniecznym pojednania. Więcej, samo porozumienie powstałe w wyniku dialogu nie jest warunkiem wystarczającym do pojednania, gdy dialog jest tylko doraźnym środkiem zażegnania konfliktu.

W encyklice Centesimus annus Jan Paweł II, wskazując na dialog jako na właściwy sposób rozwiązywania konfliktów, za przykład do naśladowania podał podjęcie rozmów między przedstawicielami pracowników najemnych (głównie robotników) z komunistyczną władzą w PRL, który doprowadził do porozumień w sierpniu i wrześniu 1980 r. – w Gdańsku, Szczecinie, Jastrzębiu-Zdroju i Dąbrowie Górniczej (w Hucie „Katowice”).

Według Jana Pawła II „[w]ydarzenia roku 1989 są przykładem zwycięstwa woli dialogu i ducha ewangelicznego w zmaganiach z przeciwnikiem, który nie czuje się związany zasadami moralnymi”. Otóż brak tych „zasad moralnych”, brak poszanowania drugiej strony dialogu nie pozwolił, mimo cennego porozumienia, na pojednanie.

Na koniec niech mi będzie wolno przytoczyć fragment przypuszczalnie przedostatniego, przynajmniej spośród opublikowanych, listu św. Teresy Benedykty od Krzyża – Edyty Stein, adresowanego do wybitnego filozofa, acz agnostyka, Romana Ingardena, z 1937 r. Ingarden w poprzedniej, niezachowanej korespondencji do „Panny (Fraeulein) Stein”, prawdopodobnie wyraził był jakiś rodzaj dezaprobaty, a co najmniej zdziwienia w stosunku do jej życiowego wyboru wstąpienia do tzw. ścisłego zakonu karmelitanek. Siostra Benedykta, jak chciała, aby ją nazywał, tak mu odpisała, jednak z pewną nadzieją, że zrozumie jej wybór nie tylko ze względu na przyjaźń z nią, lecz w perspektywie duchowości nie poddającej się przekładowi na nawet najbardziej misterny język filozofii, której oboje byli wybitnymi znawcami i twórcami.

„To, co Pan wyraża w Pańskich przypuszczeniach na temat naszego stosunku do życia, tak zupełnie rozmija się z prawdą, że gdybym chciała się zająć jego obalaniem, pewnie nigdy nie doszlibyśmy z tą sprawą do końca. Będzie więc lepiej, jeśli całkiem po prostu opowiem Panu o naszym życiu. Wierzymy, że wolą Boga było wybrać sobie gromadkę ludzi, którzy mieliby bezpośredni udział w Jego własnym życiu, i sądzimy, że tymi szczęśliwcami my właśnie jesteśmy. Nie wiemy, wedle jakich kryteriów dokonuje się wybór, na pewno jednak nie według godności i zasług. Dlatego łaska powołania nie wbija nas w dumę, lecz czyni skromnymi i pełnymi wdzięczności.”

Św. Teresa Benedykta od Krzyża, mimo Jej predylekcji do wyrażania językiem najbardziej wyrafinowanych filozoficznych kwestii, wyraźnie napisała o niemożności dyskursywnego przekazu tajemnicy powołania, o Boskim działaniu przekraczającym ludzki rozum i ludzką wolę. Doświadczenie podobnej transcendencji jest dane ludziom różnych religii i dlatego jest w istocie fundamentem pojednania.

Brak przeczucia doświadczenia transcendencji u niewierzących można rozumieć jak steresis w metafizyce Arystotelesa lub privatio w metafizyce św. Tomasza z Akwinu, tj. brak (nieobecność) w danym bycie czegoś, co powinien z natury posiadać, ale czego niedostatek nie niweczy owego bytu. Wtedy uświadomienie lub odczucie tego niedostatku, odpowiednio w dialogu albo w emocjonalnym lub estetycznym przeżyciu, może prowadzić do jego uzupełnienia.

Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Pojednanie a dialog” znajduje się na s. 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022.

 


  • Lutowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Teresy Grabińskiej pt. „Pojednanie a dialog” na s. 7 lutowego „Kuriera WNET” nr 92/2022

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ks. Isakowicz-Zaleski: Sytuacja abpa Dzięgi jest niewyjaśniona. Nie powinien wygłaszać orędzia na 1 listopada

„Wobec abpa Dzięgi prowadzone jest postępowanie w sprawie krycia pedofilii”. Duchowny ormiański o błędzie Episkopatu ws. orędzia, przedwczesnej kanonizacji Jana Pawła II i o wolności do zgromadzeń.


Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski sądzi, iż kanonizacja Jana Pawła II była wykonana za szybko, ponieważ nie wyjaśniono wszystkich spraw, które są na ustach przeciwników papieża.  Wskazuje, że sam papież-Polak wprowadził zasadę, aby nie zaczynać procesu beatyfikacyjnego wcześniej niż pięć lat po śmierci. To wymaganie jednak nie zostało zastosowane. Obecnie należy zbadać sprawę wiedzy Ojca Świętego na temat pedofilii w Kościele. Problemy pedofilii nie zostały rozwiązane ani za panowania Benedykta XVI, ani za Franciszka. Obecnie, jak mówi, pociągnięto farbą po fasadzie.

Pustoszeją seminaria duchowne, mało ludzi interesuje się Kościołem.

Ks. Isakowicz-Zaleski komentuje wygłoszenie orędzia przez abpa Andrzeja Dzięgi na Uroczystość Wszystkich Świętych. Przypomina, że na hierarcha jest oskarżony o tuszowanie pedofilii w diecezjach sandomierskiej i szczecińskiej.

Jego sytuacja jest niewyjaśniona, toczy się postępowanie.

Były uczestnik opozycji antykomunistycznej komentuje obecną sytuację związaną z Marszem Niepodległości. Wspomina, że jego pokolenie walczyło o wolność manifestowania.

Jedni chcą zakazać Marszy Niepodległości, inni marszów środowisk LGBT.

Duchowny nie jest za zakazywaniem żadnych marszy. Zaznacza, że podczas manifestacji powinno być przestrzegane prawo.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Tygodniowy Kalejdoskop Kulturalny – 16.10.2021 r.

Brat Piotr Owczarz m.in., o teologii ciała Jana Pawła II. Profesor Jerzy Miziołek o renowacji Kaplicy Sykstyńskiej i wyniesieniu na ołtarze Fra Angelico.

Dariusz Jakubowski – znakomity interpretator poezji Jana Pawła II o przesłaniu Jana II dla artystów. Brat Grzegorz Hawryłeczko z Tyńca o ukochanym opactwie papieża i jego wizytach.

„To była naprawdę wielka niespodzianka”. Przygotowanie do wizyty apostolskiej Franciszka na Słowacji

W połowie września bieżącego roku po odprawieniu Eucharystii na zakończenie Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego w Budapeszcie Ojciec Święty uda się na Słowację, gdzie w ramach Wizyty Apostolski

 

Kiedy Ojciec Święty ogłosił podróż, to była naprawdę wielka niespodzianka, wielka radość , bo mamy ogromną potrzebę, zachęty dla naszej wiary” podkreślał Martin Kramara, rzecznik prasowy Konferencji Episkopatu Słowacji.

W ramach przygotowań do tego spotkania hierarchowie Kościoła lokalnego wystosowali list pasterski. Zachęcają w nim wiernych do duchowego przygotowania.

W odezwie biskupi przypominając ostatnią wizytę Papieża Jana Pawła II z przed 18 lat, podkreślają obserwowane od tamtego czasu przemiany pokoleniowe i postępujący co raz szybciej rozwój społeczeństwa. Pytają się, jak dziś prezentuje się kraj i jak chciałoby się go widzieć w przyszłości.

Słowacja jest dumna ze swoich korzeni sięgających Cyryla i Metodego oraz z pozycji duchowego pomostu między Zachodem i Wschodem w łacińskiej i bizantyjskiej wspólnocie katolickiej.

Biskupi przypominają, że pierwsi głosiciele wiary, kodyfikatorzy języka, misjonarze, męczennicy, dysydenci – wszyscy oni należeli do Kościoła i narodu słowackiego.

Nasza historia, bez Kościoła katolickiego, nie byłaby taka, jaka jest.

Przypominają również wkład w tradycję duchową kraju Kościoła prawosławnego, wspólnot zrodzonych w reformacji, oraz gminy żydowskiej.

Proces sekularyzacji doprowadził do wyodrębnienia się dużej części społeczeństwa, która, choć nie jest religijna, stara się uczestniczyć, przynajmniej w działaniach związanych z interesem publicznym i dobrem wspólnym.

Biskupi proponują pewne myśli, aby zachęcić wiernych do pogłębienia zrozumienia Magisterium papieża Franciszka. Przypominają im, by wzięli do ręki Biblię i spotkali Jezusa w Ewangelii. Podkreślają znaczenie zwracania się do Matki Bożej, patronki Słowacji. , której wspomnienie przypada właśnie w narodowe święto 15 września, w tym roku obchodzone w obecności papieża.

W ramach przygotowań praktycznych na podium, z którego papież Franciszek będzie przemawiał podczas swej wizyty zostanie umieszczony Krzyż zrobiony z belek pochodzących z dachu kościoła w miejscowości Moravská Nová Ves w Czechach, zniszczonego w czasie niedawnego tornada.

KS

 

Zakaz mszy trydenckiej w kościołach parafialnych. Franciszek ogranicza możliwość sprawowania przedsoborowej liturgii

W wydanym w piątek motu proprio papież Franciszek uzależnił odprawianie mszy św. wg Mszału z 1962 r. od zgody miejscowych biskupów zakazując przy tym odprawiania jej w kościołach parafialnych.

Zgodnie z wydanym przez papieża Benedykta XVI listem apostolskim motu proprio (łac. z inicjatywy własnej) Summuorum Pontificum, ryt rzymski występował w formie zwyczajnej, czyli po reformie liturgicznej 1970 r., i w formie nadzwyczajnej. Nadzwyczajna forma rytu rzymskiego nazywana jest mszą trydencką od Soboru Trydenckiego, na którym ten porządek sprawowania liturgii kościoła łacińskiego został promulgowany. Forma ta, ze zmianami, z których ostatnie wprowadzone były w 1962 r., była podstawową formą sprawowania mszy św. w Kościele rzymskokatolickim aż do reform liturgicznych po Soborze Watykańskim II.

Zgodnie z wydanym przez papieża Franciszka motu proprio Traditionis Custodes, jedyną formą rytu rzymskiego będzie teraz liturgia posoborowa. Odprawianie mszy św. według mszału z 1962 r. będzie dopuszczalne jedynie za zgodą miejscowego biskupa. Nie będzie mogło się jednak odbywać w kościołach parafialnych, a biskupi nie będą mogli wydawać pozwoleń na tworzenie nowych grup skupionych wokół tradycyjnej formy mszy.

Papież Franciszek wyjaśnił w załączonym do motu proprio liście, że zgodnie z opinią biskupów, z którymi się konsultował, pozwolenie na sprawowanie liturgii w formie przed reformami nie przyczyniło się do jedności Kościoła, a wręcz przeciwnie. Mszał z 1962 r. jest według Ojca Świętego używany instrumentalnie, w duchu odrzucenia nie tylko reformy liturgicznej, ale też ostatniego soboru powszechnego.

A.P.

Źródło: Vatican News