Janowski: Jeśli Polska chce być istotnym graczem na rynku rolniczym, musi postawić na żywność najwyższej jakości

Gabriel Janowski o rozwoju rolnictwa ukraińskiego i tym, jak UE „odpuściła rolnictwo” oraz o dominacji chemii w jedzeniu i potrzebie produkcji żywności najwyższej jakości.

Politycy nie dostrzegają zagrożeń w związku z rozwojem rolnictwa na Ukrainie.

Gabriel Janowski opowiada rolnictwie ukraińskim i wyzwaniu dla naszych władz, jaki się wiąże z tym zagadnieniem. Ukraińskie rolnictwo bowiem może w przyszłości być bardzo konkurencyjne dla naszego. Obecnie „27 mln nadwyżki ma Ukraina, to jest tyle, co Polska produkuje”. Zwraca uwagę, że produktywność ukraińskich upraw wzrasta i „za 2-3 lata będzie taki poziom, jaki osiągamy w europie unijnej”. Nasz gość podkreśla, że różne „grupy mają chrapkę, by na Ukrainie mieć biznesy rolne”, w tym Chińczycy, w których użytkowaniu pozostaje ponad 5% ukraińskich gruntów. Zwierane są także układy z państwami Ameryki Płd.

Unia Europejska odpuściła rolnictwo. Ono było jednym z głównych z programów, kiedy Unia powstawała. Wspólna polityka rolna była jednym z czterech najważniejszych obszarów.

Janowski omawia reformy unijnej polityki rolnej, z których pierwsza miała na celu powiększenie gospodarstw, „by były najbardziej produkcyjne”, jednak „ta produkcja tak się rozwinęła, że musieli zmienić ten kierunek”. Mówi, że w wyniku reformy Fishlera, która była ostatnią znaczącą, zaczęto przywiązywać więcej wagi do jakości żywności, bezpieczeństwa i środowiska.

Były minister rolnictwa mówi także o niedoborach witamin i składników odżywczych w warzywach i owocach. Janowski sądzi, że państwo może za pomocą programów rolnych wesprzeć produkcję warzyw i owoców najwyższej jakości.

Są dopłaty bezpośrednie inne, dopłaca się do areału. Wielcy latyfundyści są niezainteresowani rzeczywistą produkcją, tylko to traktują jako skarbonkę. […]  Trzeba część tych środków przekierować na wsparcie wytwarzania żywności najwyższej jakości.

Żywność taką będą mogły produkować gospodarstwa rodzinne. Działania na rzecz wytwarzania żywności najwyższej jakości Janowski prowadzi od 2015 r., kiedy powstała inicjatywa Polish Quality Food. Po trzech latach minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski powołał zespół, który ma się zajmować ustalaniem kryteriów najwyższej jakości. Gość „Poranka WNET” mówi, że „kryteria zaczęli opracowywać od mleka i miodu”.

Monasanto zostało kupione przez Bayera. Powstał olbrzymi organizm, który bardzo, bardzo będzie uzależniał wszystkich, którzy w rolnictwie działają. Unia Europejska przedłużyła o 5 lat używanie roundupu, czyli glifosadu, który jak pokazują badania, jest bardzo szkodliwy.

Polityk zauważa, że według przeprowadzonych we Francji badań dzisiejsze 15-latki są gorzej rozwinięte niż kiedyś dzieci w tym wieku. Obecnie w żywności dominują sztuczne barwniki, konserwanty, smaki, a to nie pozostaje bez wpływu na metabolizm człowieka. Jednocześnie jak zwraca uwagę Janowski, całe tony jedzenie się marnują.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Książka do wspólnego czytania dla rodziców i dzieci – „Armia księdza Marka”. Opowiadania Aleksandry Tabaczyńskiej

Zabawne, urocze historyjki ukazują radość, jaką daje dzieciom przynależność do rodziny, wspólnoty koleżeńskiej i kościelnej, które są źródłem wartości i zapewniają poczucie ładu i bezpieczeństwa.

Redakcja Kuriera WNET

Okładka „Armii księdza Marka” Aleksandry Tabaczyńskiej. Rys. Michał Kowalski

„Armia księdza Marka” Aleksandry Tabaczyńskiej, naszej koleżanki z redakcji „Wielkopolskiego Kuriera WNET”, jest zbiorem uroczych, pełnych ciepła i humoru opowiadań o perypetiach dziesięcioletniego chłopca. Relacjonuje on ze swojego punktu widzenia różne sytuacje i zdarzenia, których jest uczestnikiem. Książeczka została zainspirowana popularnymi od pokoleń przygodami francuskiego Mikołajka, bohatera książek Sempégo i Gościnnego. Aleksandra Tabaczyńska osadziła jednak przygody swojego bohatera w bardzo konkretnym środowisku parafialnej grupy ministrantów. Autorka jest bowiem mamą czwórki dzieci, w tym trzech chłopców, którzy tak jak bohaterowie jej książki, należeli do liturgicznej służby ołtarza. Widać, że zna nie tylko opisywane środowisko, ale i język, jakim posługuje się najmłodsze pokolenie.

Krótkie, zabawne historyjki opisują ministrantów jako pełnych pomysłów łobuziaków, bardzo trzeźwo i dosłownie rozumiejących swoje powinności. Jednocześnie ukazują radość, jaką daje dzieciom przynależność do rodziny, wspólnoty koleżeńskiej i kościelnej, które są źródłem wartości i zapewniają poczucie ładu i bezpieczeństwa.

Za rozpowszechnianie ciepłego, sympatycznego wizerunku chłopców służących przy ołtarzu Autorka otrzymała dyplom Przyjaciela Grona Ministranckiego. Wyróżnienie to przyznali jej ministranci służący w jednej z dwóch parafii w Nowym Tomyślu, którzy stali się pierwowzorami postaci bohaterów opowiadań.

Książeczka spodoba się nie tylko dzieciom, ale i rodzicom, którzy z pewnością będą czerpać przyjemność ze wspólnego czytania jej ze swoimi pociechami. Ukaże się w listopadzie.

Aleksandra Tabaczyńska, Armia księdza Marka, Kowalscy Studio, Nowy Tomyśl 2019. Okładka: Michał Kowalski, ilustracje: Elżbieta Kowalska

Jedno z opowiadań Aleksandry Tabaczyńskiej z jej zbioru pt. „Armia księdza Marka” można przeczytać na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Opowiadanie Aleksandry Tabaczyńskiej „Próbujemy się polubić” ze zbioru pt. „Armia księdza Marka” na s. 8 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Świadectwo twórcy wizerunków polskich męczenników/ Andrzej Karpiński, „Wielkopolski Kurier WNET” 64/2019

Bardzo się cieszę, że mogłem mieć udział w tak doniosłym wydarzeniu. Chciałbym, aby chociaż jedna osoba wpatrzona w którychś z wizerunków doznała głębokiej refleksji i zmieniła swoje życie.

Polska pod Krzyżem. Polscy męczennicy

Tekst i zdjęcia Andrzej Karpiński

Jestem poznańskim plastykiem, malarzem i muzykiem. Od wielu lat zajmuję się także projektowaniem i realizacją reklam. Chcę opowiedzieć o niezwykłym zdarzeniu, które ostatnio przeżyłem. To było doświadczenie ewidentnego działania Boga w życiu prywatnym i zawodowym jednocześnie. Dotyczy mojego wkładu plastycznego w tegoroczną, głośną akcję modlitewną Polska pod Krzyżem. Ale od początku…

3 czerwca 2016 r. (wspomnienie męczennika św. Karola Lwangi i towarzyszy) otrzymałem od przyjaciół zamówienie na namalowanie obrazu Najświętszego Serca Jezusa. Nie miała to być kopia, lecz moja wizja. Najpierw przyjąłem zlecenie bez wahania, ale gdy zacząłem czytać historię tego obrazu i zapoznawać się z jego podłożem teologicznym, nabrałem respektu. Właściwie chciałem zrezygnować, bo zabrakło mi odwagi, aby namalować wizerunek Syna Bożego. Zacząłem dogłębnie interesować się I i II przykazaniem. Zadawałem sobie i znajomym pytania: czy namalowanie takiego obrazu nie będzie bałwochwalstwem? Jak Kościół katolicki odnosi się do malowania wizerunków świętych i jakie są zasady i granice ich tworzenia? Wreszcie po długim studiowaniu tematu i konsultowaniu się z osobami duchownymi, osiągnąłem względny spokój wewnętrzny. Po trzech latach, 6 maja 2019 r. (wspomnienie św. Apostołów Filipa i Jakuba), obraz został ukończony.

Podczas jego malowania działy się niewytłumaczalne zdarzenia, dotyczące samego procesu powstawania obrazu, jak i mojego życia osobistego i zawodowego. Ponieważ to temat na osobną historię, powiem tylko, że obraz w pewnej mierze namalował się… sam, aczkolwiek moimi rękoma. Miało też miejsce kilka wydarzeń nie pochodzących od Boga. Wiedziałem, że zły będzie robił wszystko, aby mnie zniechęcić do twórczości religijnej. Ale z drugiej strony właśnie na tym polega wiara, aby pójść dalej i zaufać Jezusowi, którego wizerunek właśnie malowałem.

Andrzej Bobola

Równolegle, po 35 latach zajmowania się abstrakcyjną, często destrukcyjną muzyką awangardową i eksperymentalną, poczułem naturalne zmęczenie i niechęć do tego rodzaju twórczości. Zobaczyłem wyraźnie, że przez te wszystkie lata nie tworzyłem dla innych, lecz dla siebie, po to, aby dopieszczać moje artystyczne ego pod współczesnymi hasłami „samorealizacji i pokonywania własnych ograniczeń”. W dziedzinie muzycznej również rozpocząłem poszukiwanie innej drogi. Zatem zachęcony obrazem, który „się namalował”, spojrzałem poważnie w stronę sztuki, która zaniesie coś pożytecznego drugiemu człowiekowi. Także w stronę sztuki sakralnej, zarówno muzycznej, jak i plastycznej. Poczułem wyraźnie, jak Bóg przestawia zwrotnicę i kieruje mnie wraz ze wszystkimi moimi umiejętnościami na inny tor.

Pięciu Braci Polskich

Na początek chciałem namalować poczet wybranych świętych i zorganizować wystawę pt. Świętych Obcowanie. Postanowiłem, że do tak szlachetnej tematyki kupię dobre gatunkowo blejtramy oraz płótno, które zagruntuję tradycyjną metodą. Zgromadziłem materiały. Rozpocząłem poznawanie biografii wybranych świętych. Nagle, 1 lipca 2019 r. (wspomnienie Najdroższej Krwi Jezusa Chrystusa), gdy zaczęły powstawać pierwsze szkice, odebrałem dwa telefony. Pierwszy był od drukarza Macieja, z którym dosłownie raz spotkałem się podczas montażu wielkiego baneru dot. Adoracji Najświętszego Sakramentu w kościele Trójcy Świętej na poznańskim Dębcu. Maciej zapytał mnie, czy mógłbym zaprojektować kilka wizerunków polskich męczenników, które są potrzebne do projektu modlitewnego organizowanego przez Lecha Dokowicza. W tym momencie przeszył mnie dreszcz, bo miałem wrażenie, jakby ktoś odczytał lub podsłuchał moje myśli dotyczące planowanej wystawy Świętych Obcowanie. Tym bardziej, że kilku z nich, jak się potem okazało, było na mojej liście przeznaczonej na wystawę.

Drugi telefon otrzymałem dwa dni później. 3 lipca 2019 r. (wspomnienie św. Tomasza Apostoła) zatelefonował do mnie Lech Dokowicz z fundacji Solo Dios Basta. Zapoznał się z moimi pracami i z moją osobą, więc rozmowa była bardzo rzeczowa. Ustaliliśmy warunki współpracy, terminy oraz podał mi listę jedenastu męczenników, których wizerunki miałem opracować. Już w pierwszej rozmowie musiałem podzielić się z Lechem spostrzeżeniem o ewidentnym działaniu Boga w moim życiu. Otóż sześć lat wcześniej, w dniach 25–27 listopada 2013 r. Lech Dokowicz prowadził trzydniowe rekolekcje „Któż jak Bóg” w poznańskim kościele św. Wawrzyńca i św. Wincentego Pallottiego. Rekolekcje dotyczyły przedstawienia zagrożeń duchowych we współczesnym świecie, szczególnie w mediach i sztuce. Pojechałem na nie wraz z żoną i przyjaciółmi. Profesja artystyczna Lecha Dokowicza, jego świadectwa oraz tematyka i forma, w jakiej rekolekcje przebiegały, były nam bardzo bliskie, gdyż wszyscy pracowaliśmy w mediach i reklamie. To był przełom w naszym życiu i od tego czasu wiele się zmieniło, również w życiu zawodowym. Dlatego w rozmowie telefonicznej nie mogłem wyjść z podziwu nad drogą, którą nas Bóg prowadzi. Po sześciu latach od wspomnianych rekolekcji sam prowadzący zamawia u mnie pracę artystyczną, jakby chciał sprawdzić, czy coś z tego ziarna, które kiedyś zasiał, wyrosło. Otóż dzięki Bogu wyrosło! I jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem otrzymane talenty wreszcie zwrócić Temu, który mi je podarował. Mogłem wykonać pracę na rzecz Kościoła, od razu dla tak wielu ludzi i na tak wielką skalę. Wewnątrz głowy wielokrotnie słyszałem podniesiony, ojcowski głos: „To jest praca dla ciebie, takimi rzeczami masz się teraz zajmować!”.

Karolina Kózkówna

Początkowo akcja Polska pod Krzyżem miała się odbyć wokół klasztoru Oblatów na Świętym Krzyżu. Fundacja Solo Dios Basta zamówiła u mnie, oprócz grafiki, wielkie konstrukcje z banerami i ich montaż na miejscu. W tej części pracy pomagał mi mój niezastąpiony i wieloletni podwykonawca. Niestety dzień po otrzymaniu ode mnie zlecenia, tuż przed Poznaniem miał wypadek – odpadło przednie koło jego samochodu. Z tego powodu pod znakiem zapytania stanął montaż konstrukcji na Świętym Krzyżu.

24 lipca 2019 r. (wspomnienie św. Kingi) rozpoczęły się poważne problemy organizacyjne. Ojcowie Oblaci na Świętym Krzyżu wycofali się z projektu. Dwa komplety wizerunków męczenników miały tworzyć drogę dojścia na Św. Krzyż. Zostały wykonane rysunki techniczne i koncepcja montażu wraz z oświetleniem. Zorganizowany był już nawet transport z Poznania. Akcję odwołano, a Lech Dokowicz z przyjaciółmi z fundacji i rodzinami wpadli w rozpacz. Przecież projekt już nabrał rozmachu! Sponsorzy, media i podwykonawcy – wszyscy mieli swoje prace w fazie zaawansowanej. Również moje konstrukcje do ekspozycji banerów były na ukończeniu. Tyle wysiłku i tyle wydanych pieniędzy, a projekt wstrzymano! Rozpoczął się ogólnopolski szturm modlitewny w intencji uratowania Polski pod Krzyżem i znalezienia innego miejsca. To był moment, gdy ukończyłem grafikę piątego męczennika. Wierzyłem, że przedsięwzięcie dojdzie do skutku, więc projektowałem kolejne postacie.

Michał Tomaszek i Zbigniew Strzałkowski

Dokładnie po dwóch tygodniach, 7 sierpnia 2019 r. (wspomnienie bł. Edmunda Bojanowskiego) nadeszła dobra wiadomość. Polskę pod Krzyżem przyjęła archidiecezja włocławska pod przewodnictwem ks. bpa Wiesława Alojzego Meringa. Cały projekt przeniesiono więc na lotnisko Kruszyn pod Włocławkiem. Z uwagi na zupełnie inny teren i warunki montażu część elementów konstrukcji musiała zostać przeprojektowana i zmieniona. Na tym etapie miałem ukończony wizerunek ósmego męczennika. Grafiki, wydrukowane na wielkich planszach, miały początkowo tworzyć aleję dojścia do ołtarza głównego. Dlatego wszystkie portrety należało wykonać w dużej rozdzielczości. Ujednolicenie formy graficznej postaci żyjących w latach 1003–1993 było skomplikowane. Aby powstał tak szeroki w czasie cykl, musiałem stare ryciny „polepszać”, a współczesne zdjęcia „pogarszać”. Niegdyś 30–35 letnich ludzi przedstawiano często jako starców z brodami. Zatem studiowałem dokładnie biografie, opisy twarzy i ciała oraz ubiory wraz z akcesoriami z epoki. Wygląd wszystkich męczenników musiałem „zbudować” od początku. Trzeba było także uszanować, zachować już istniejące w obiegu wizerunki, aby nadmiernymi zmianami nie rozpraszać wiernych podczas modlitwy. To była delikatna praca, z zaciągniętym hamulcem indywidualizmu plastycznego, no i zlecenie prosto z Nieba! Chciałem każdą postać przedstawić dokładnie. Opisać materiały wyjściowe oraz uzasadnić użyte atrybuty i szczegóły wyglądu męczenników. Główną koncepcją artystyczną było przedstawienie męczenników w skali szarości, na tle biało-czerwonej flagi nieregularnie zabarwionej krwią oraz z umieszczonym w górnym prawym narożniku motywem Polski pod Krzyżem. Natomiast w lewym dolnym narożniku postanowiłem umieścić atrybuty świętych. Nie zawsze ta zasada pasowała graficznie, ale starałem się ją zachować. Wszystkie grafiki zostały ukończone i zaakceptowane przez Fundację Solo Dios Basta 23 sierpnia 2019 r. (wspomnienie św. Róży z Limy) i przekazane do druku na banerach.

Następnego dnia rano 24 sierpnia 2019 r. (wspomnienie św. Bartlomieja Apostoła) miałem okropny wypadek drogowy. Rozpędzony motocyklista crossowy, jadąc z uniesioną kierownicą, na jednym kole, uderzył czołowo w mój samochód. Motocyklista uszedł z życiem, łamiąc sobie „tylko” rękę. Samochód został doszczętnie zniszczony. Mnie nic się nie stało. Poduszki powietrzne nie dotknęły nawet mojej twarzy. Wszystko trwało dosłownie sekundę. Pamiętam, że gdy Maciej inicjował mój kontakt z Lechem Dokowiczem, uprzedzał: „Ale pamiętaj, że teraz będą się działy różne rzeczy”…

W drukarni wielkoformatowej rozpoczął się druk banerów z wizerunkami męczenników. Nadzorowałem poprawność kolorystyczną. Grafiki zostały wydrukowane także tradycyjną metodą w ogromnej ilości egzemplarzy. Oprawiono je w estetyczne, drewniane ramki 15×21 cm jako pamiątkę dla pielgrzymów na lotnisku Kruszyn. Są jeszcze do nabycia u organizatorów Polski pod Krzyżem pod linkiem: http://sklep.mikael.pl/9-polska-pod-krzyzem.

Do wydarzenia zostały trzy tygodnie. Zdecydowano, że jedenaście wizerunków męczenników będzie wyeksponowanych przy wejściu na lotnisko Kruszyn. Drugi komplet, po pięć obrazów, zostanie umieszczony po bokach sceny-ołtarza głównego. Natomiast wizerunek bł. Jerzego Popiełuszki zostanie podwieszony pod dachem sceny, nad ołtarzem głównym. 29 sierpnia 2019 r. (wspomnienie męczeństwa św. Jana Chrzciciela) zarezerwowałem termin i zawarłem umowę z firmą transportową. Ponieważ obrazy na miejscu miały być mocno oświetlone oraz fotografowane i filmowane na dużym zoomie, nie mogły podczas transportu ulec uszkodzeniu. Zadania podjął się właściciel firmy transportowej, który następnego dnia uległ wypadkowi w pracy. Przeciął sobie szlifierką rękę aż do kości i zatrzymano go w szpitalu. Mimo to po kilku dniach transport do Włocławka wyruszył i szczęśliwie dotarł na miejsce, trzy dni przed wydarzeniem.

Niestety osobiście nie mogłem brać udziału ani w montażu obrazów, ani w samym wydarzeniu. W porozumieniu z ks. Sławomirem Deręgowskim odpowiedzialnym za sferę techniczną przedsięwzięcia koordynowałem telefonicznie działania z moją ekipą. W tym samym czasie, 13–15 września 2019 r. na Jasnej Górze odbywały się jubileuszowe Dni Modlitw Stowarzyszenia Ruchu Kultury Chrześcijańskiej Odrodzenie. Uroczystości były zaplanowane już rok wcześniej. W stowarzyszeniu pełnię kilka funkcji, więc nie mogłem być we Włocławku. Akurat w sobotę 14 września 2019 r. (święto Podwyższenia Krzyża Świętego) dla RKCH Odrodzenie była zarezerwowana Kaplica Jasnogórska, a Apel Jasnogórski miał być transmitowany również do Włocławka. Cieszyliśmy się, gdyż oprócz wspólnej Koronki do Bożego Milosierdzia to był kolejny moment łączności Jasnej Góry z wydarzeniem Polska pod Krzyżem. Tym bardziej, że Apel Jasnogórski prowadził akurat nasz opiekun RKCH Odrodzenie, o. Leon Knabit. Niestety, jak się później okazało, z uwagi na warunki atmosferyczne program we Włocławku uległ lekkim zmianom i Apel Jasnogórski nie był transmitowany na telebimach.

Obrazy męczenników były pięknie wyeksponowane wokół sceny. Lech Dokowicz jest także profesjonalnym artystą z bogatą wyobraźnią, więc stronę wizualną wydarzenia przemyślał i zrealizował doskonale. Bardzo się cieszę, że mi zaufał i że mogłem mieć udział w tak doniosłym wydarzeniu. Chciałbym, aby chociaż jedna osoba wpatrzona w którychś z wizerunków doznała głębokiej refleksji i zmieniła swoje życie, tak jak przed laty stało się to naszym udziałem po rekolekcjach Lecha Dokowicza.

Konstrukcje z obrazami musiały być zdemontowane z płyty lotniska następnego dnia po wydarzeniu. Zostały one podarowane archidiecezji włocławskiej i rozwiezione do różnych parafii. Dwa dni później kierowca ciężarówki ponownie znalazł się w szpitalu, tym razem z podejrzeniem zawału serca. Wiem, że to nie jest koniec skutków pracy na chwałę Bożą – zarówno tych radosnych, jak i tych niepochodzących od Boga. Dotyczy to wszystkich ludzi mających jakikolwiek wkład w to dzieło oraz we wszelką inną pracę na rzecz Kościoła, bez oczekiwania nagrody. Bowiem walka o nas trwa. „Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24, 13).

Skórzewo, wrzesień 2019

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Polska pod Krzyżem. Polscy męczennicy” można przeczytać na ss. 4–5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Andrzeja Karpińskiego pt. „Polska pod Krzyżem. Polscy męczennicy” na s. 4–5 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Zmarła siostra Maria Remigia – Gertruda Soszyńska, jedna z ostatnich żyjących współpracowników abp. Antoniego Baraniaka

To ona usłyszała ważne słowa, gdy na jej współczujące stwierdzenie „Ekscelencja bardzo cierpi”, umierający arcybiskup odpowiedział „Siostro, to jest nic w porównaniu z tym, co było tam”.

Jolanta Hajdasz

Była jedną z najbardziej zaangażowanych osób zabiegających od lat o przywrócenie pamięci o Jego bohaterstwie. Przypominała fakty, podpowiadała, gdzie szukać kolejnych świadków, uczyła wytrwałości i nie pozwalała się zniechęcać, gdy pojawiały się trudności.

Zawsze starała się pomóc. Nie miała wątpliwości, że abp Baraniak zasługuje na upamiętnienie przez nasze państwo i Orderem Orła Białego, i uchwałą Sejmu. Nie miała żadnych wątpliwości, że zasługuje także na beatyfikację.

Jej świadectwo o jego cierpieniach było bardzo przejmujące. Opiekowała się nim jako wykwalifikowana pielęgniarka w ostatnich miesiącach życia, gdy umierał na chorobę nowotworową, a pamiętajmy, iż wówczas, w 1977 r., nie było tak skutecznych leków przeciwbólowych, jakie znamy obecnie. Siostra Remigia widziała na własne oczy ogromne cierpienie abp. Baraniaka i to ona usłyszała ważne słowa, gdy na jej współczujące stwierdzenie „Ekscelencja bardzo cierpi”, umierający arcybiskup odpowiedział: „Siostro, to jest nic w porównaniu z tym, co było tam”. Tam – czyli w więzieniu. Ona widziała, jak bardzo cierpi przed śmiercią, więc potrafiła sobie wyobrazić, co musiał przeżyć „tam”.

I te słowa przekazała mi już podczas pierwszego naszego spotkania blisko 10 lat temu. Stały się dla niej inspiracją do zbierania wszelkich informacji o więzieniu na Rakowieckiej, gdzie aresztowany Arcybiskup przebywał 27 miesięcy. Wtedy, gdy w Polsce nikt nie mówił głośno o wykonywanych na Rakowieckiej egzekucjach, o karcerach, ciemnicy, biciu i torturowaniu uwięzionych, siostra Remigia szukała wspomnień tych, którzy przeżyli Rakowiecką w tym czasie co abp Baraniak, by świadczyć o jego bohaterstwie. Pamiętajmy, że w tamtych latach oficjalnie zaprzeczano prześladowaniu fizycznemu i psychicznemu abp. w więzieniu, a śledztwo w sprawie jego kilku żyjących oprawców umorzone zostało w 2011 r. Siostra Remigia nigdy się z tym nie pogodziła. Dawała temu wyraz wielokrotnie w rozmowach ze mną.

 Bez jej życzliwości, bez modlitewnego wsparcia innych sióstr elżbietanek, nie powstałby żaden mój film o abpie Baraniaku – nie byłoby ani „Zapomnianego męczeństwa”, ani „Żołnierza Niezłomnego Kościoła”, ani „Powrotu”.

Za to stałe niezmienne wsparcie bardzo jej dziękuję. W chwilach zwątpienia, bezsilności i zwyczajnego zmęczenia wiedziałam, że wystarczy zadzwonić do siostry Remigii, a ona sprawi, by wróciła i chęć do pracy, i siła do pokonania kolejnej przeszkody. Dobrze, że jest jeszcze siostra Agreda, bo ciągle dużo pracy przed nami w sprawie abp. Baraniaka.

W imieniu całej naszej ekipy filmowej pragnę też podziękować siostrze Remigii za gościnność, za pyszne obiady i podwieczorki, którymi wraz ze swymi współsiostrami nas częstowała w czasie zdjęć kręconych w domach zakonnych Sióstr Elżbietanek. Każdy, kto realizował filmy bez budżetu, wie, jak nieocenioną pomocą jest możliwość zjedzenia ciepłego posiłku w czasie 12-, a nawet 14-godzinnego dnia pracy.

Nasze spotkania z siostrą Remigią i innymi siostrami były zawsze radosne, wesołe, serdeczne. Jestem Bogu wdzięczna, że mogłam poznać tak niezwykłe osoby, jak Siostry Elżbietanki, współpracowniczki abp. Baraniaka.

Cały artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Zmarła współpracownica abp. Antoniego Baraniaka” można przeczytać na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jolanty Hajdasz pt. „Zmarła współpracownica abp. Antoniego Baraniaka” na s. 2 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Cejrowski: Czy papież nie rozumiał, że modlił się do demonów?

W odpowiedzi na brak kapłanów nie jest produkowanie kapłanów z byle czego, tylko misje, gdzie wyświęcony i porządnie wykształcony ksiądz jedzie do Amazonii – podkreśla Wojciech Cejrowski.

Na polskich misjonarzy nie sposób się nie natknąć, będąc w Ameryce Południowej czy w Amazonii. Z przerażeniem słucham doniesień oraz lekkiego tonu dobiegającego z Watykanu, gdzie zdarzyły się rzeczy radykalne na Synodzie Amazońskim, kiedy papież Franciszek modlił się do bożków indiańskich wstawionych do kościoła – twierdzi rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego.

Jak dodaje: Pan Bóg powinien zastosować Sodomę i Gomorę, rzucając rozgrzanymi kamieniami albo pokazać inne oburzenie. To, że głowa Kościoła katolickiego modli się do „Paciamamy”, którą można porównać m.in. do „Matki Ziemi”, nie wiadomo czy czyni to z niego naiwnego czy bardzo niedobrego.

Cejrowski twierdzi, że głupi i naiwny mógłby pójść na coś takiego, ale cóż on robił w argentyńskim seminarium? – pyta. „Argentyna nie jest końcem świata, nie jest to Boliwia” – zaznacza.

Gdzie na tym synodzie były sugestie papieża wobec jego biskupów, odstępców od wiary? Synod Amazoński może działać w dwie strony. Papież nie przyjeżdża tam, jak laufer, który ma wysłuchać, przybywa on jako głowa Kościoła katolickiego, który ma wydawać rozkazy. Jan Paweł II, kiedy podróżował, wydawał, kazał i pouczał – mówi Wojciech Cejrowski.

Cejrowski myśli, że papież Franciszek mógł powiedzieć, że w odpowiedzi na brak kapłanów nie jest rozwalanie kościoła, tylko misje. Wysyłanie wyświęconych, porządnie wykształconych księży tam, gdzie brakuje kapłanów – to jest odpowiedź, a nie wyświęcanie przypadkowych gości, którzy zostali diakonami.

Mam nadzieję, że adhortacji nie będzie, bo jeżeli z tego miałby zrobić adhortację akurat ten papież, to spodziewam się, że nie będzie ona dobra dla całego Kościoła katolickiego – podkreśla rozmówca.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!


M.N.

Ks. Isakowicz-Zaleski ostro o metropolicie gdańskim: To alkoholik, który doprowadził już do wielu ekscesów

„Czym jest w ogóle nuncjatura apostolska w Polsce?” -pyta ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski mówiąc o nadużyciach hierarchów, w tym abpa gdańskiego i zamiatanych pod dywan skandalach w Kościele.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski mówi  o abp. Sławoju Leszku Głódziu, któremu trójmiejscy kapłani zarzucają mobbing, przemoc psychiczną i wymuszanie opłat. Stwierdza, że o tych zarzutach, które jak podkreśla, podnieśli sami księża, z którymi rozmawiał, a nie świeckie media, pisał już 9 lat temu. Podkreśla, że „styl zachowania się abpa Głódzia jest nie do przyjęcia”.

Szef katolickiej agencji informacyjnej powiedział, że trzeba zrozumieć arcybiskupa, bo to typowy Podlasiak. Ja na miejscu mieszkańców Podlasia bym się obraził. Trzeba powiedzieć prawdę- jest to alkoholik, który doprowadził już do wielu ekscesów. Nie może ktoś, kto pełni taką funkcję tak się zachowywać.

Kapłan zwraca uwagę na brak reakcji nuncjatury apostolskiej, co prowadzi go od pytania: „Czym jest w ogóle nuncjatura apostolska w Polsce? Gdzie księża mogą zwrócić się z tymi sprawami?””. Przytacza przykłady innych bulwersujących rzeczy, które nie doczekały się właściwej reakcji ze strony hierarchów Kościoła. Zwraca uwagę na „skandale homoseksualne” w seminarium w Sosnowcu. „Kościół sam strzela sobie w stopę”, gdyż jak mówi nasz gość, wie o tych, rzeczach, ale nic z nimi nie robi. Dominuje polityka chowania głowy w piasek i wyciszania afer. Przykładem jest „sprawa abpa Juliusza Paetza, który prawie 20 lat temu molestował młodych kleryków i księży na tle homoseksualnym”. Ks. Isakowicz-Zaleski podkreśla, że abp Paetz „nie poniósł żadnej kary”, a episkopat „nigdy nie wyjaśnił sprawy”. Jest to jego zdaniem „jeden z powodów, dla których młodzi ludzie mają wątpliwości czy wstąpić do seminarium duchownego”.

Gość „Poranka WNET” mówi także o książce Piotra Zychowicza „Wołyń zdradzony”, która została przez jury wycofana z konkursu Książka Historyczna Roku.

Bardzo przykrą sprawą jest fakt, że konkurs w tym roku w ogóle się nie odbędzie. Jest to wielka krzywda wyrządzona autorom i czytelnikom.

Duchowny mówi, iż jest to skandal, gdyż książka ta porusza ważny problem, a zarzuty, że jest antypolska i sprzeczna z polską racją stanu są absurdalne.  Historyk Kościoła, chociaż nie zgadza się z pewnymi tezami Zychowicza, podkreśla, że odpowiedzią na tę książkę powinny być recenzje, polemiki, kolejna książka, a nie inwektywy, które tylko podgrzewają atmosferę, a samej książce robią dodatkową reklamę.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Lisicki o synodzie Amazonii: Mamy otwieranie furtek do zmian w długim okresie. To metoda rewolucjonistów-taktyka salami

Paweł Lisicki o rewolucji w Kościele: osłabieniu celibatu, kapłaństwie kobiet i synkretyzmie religijnym oraz o konferencji „Polska hekatomba i walka z polonofobią”.

Paweł Lisicki mówi na temat konsekwencji synody amazońskiego. Uważa, że postanowienia ojców synodalnych są niebezpieczne dla Kościoła Katolickiego. Chodzi o „faktyczne zachwianie celibatem” oraz sygnały, że pojawi się próba przeforsowania kapłaństwa kobiet:

Nie pojawił się zapis, o tym, że kobiety powinni zostać diakonami, ale  można przypuszczać, iż w dłuższej perspektywie taka propozycja się pojawi.

Problemem jest także stworzenie nowego rytu mszy, zawierającego „dosyć dziwne rytuały” jest powiązane z pogańskimi bóstwami Ameryki Południowej. Jak mówi dziennikarz, jest to „otwarcie drzwi dla synkretyzmu religijnego”. Niepokojąca również jest kwestia tzw. grzechu ekologicznego. Relacja z synodu brzmi „jakby się jedna z agend oenzetowskich spotkała”. Synod jednocześnie unikał przeforsowywania zbyt radykalnych zmian. Jak mówi dziennikarz:

Jest to raczej otwieranie furtek i wprowadzania zmian w długim okresie. To taktyka salami. Wiemy, że w Kościele jest jeszcze wiele konserwatystów […] To metoda rewolucjonistów.

Lisicki podkreśla, że dzięki tej metodzie chodzi o to, aby człowiek nie zauważył zmian (lub je zignorował), które mają miejsce w Kościele, a jednocześnie znalazł się w nowej rzeczywistości. Redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” zauważa, że KK zaczyna przypominać świecką organizację o charakterze partii politycznej. Tymczasem jak podkreśla:

Kościół to nie instytucja stworzona przez człowieka. Tak wierzymy przynajmniej, że to jest coś, co nam pozostawił Pan Jezus.

W „Poranku WNET” Lisicki opowiada o konferencji „Polska hekatomba i walka z polonofobią”, która odbędzie się 29.10. Będzie ona szukać odpowiedzi na pytanie, jak opowiadać o polskiej pamięci i zbrodniach, których Polacy stali się ofiarami między 1937 a 1953 rokiem. Problemem jest brak jednego symbolu i pojęcia łączącego tak różne tragedie, jak: operacja polska w ZSSR, okupacja sowiecka i niemiecka, Wołyń etc. Dziennikarz proponuje określenie hekatomba jako „słowo, które mogłoby obejmować zbrodnie na Polakach w latach 1937-1953”. Chciałby, aby Polacy potrafili mówić o własnym cierpieniu, tak jak robią to Żydzi. Więcej informacji i relacja na żywo TUTAJ.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Terlikowski o synodzie amazońskim: Duchowieństwo łacińskie jest kojarzone na całym świecie z celibatem

Wyświęcanie diakonów stałych na prezbiterów oraz odwołania do pogańskich kultów przez hierarchów kościelnych. Tomasz Terlikowski komentuje przebieg i postanowienia synodu amazońskiego.

Tomasz Terlikowski o kontrowersyjnym synodzie amazońskim. Jego rezultatem jest „zmiana fundamentalna dotycząca wyświęcania diakonów stałych na prezbiterów”.

Wpuszcza nas w kanał synod, mówiąc, że chodzi o wyświęcanie diakonów stałych w Amazonii. W Amazonii nie ma lub prawie nie ma diakonów stałych. […]  Biskupi niemieccy, już mówią, że tysiące diakonów stałych, których mają, wyświęconych na księży rozwiąże problem braku duchownych na lata.

Publicysta stwierdza, że poluzowanie dyscypliny celibatu łacińskiego duchowieństwa jest tak naprawdę robione bardziej ze względu na Europę niż na Amazonię. Żeby poradzić sobie z brakiem księży w Amazonii, łatwiej byłoby po prostu sprowadzać księży z innych krajów, żeby pełnili tam posługę. Decyzja synodu jest problematyczna, gdyż choć są przypadki łacińskich księży zwolnionych z celibatu (dawnych pastorów anglikańskich), to nie ma modelu posługi kapłańskiej łacińskiego księdza, który nie byłby celibatariuszem.

To ogromna zmiana kulturowa. Duchowieństwo łacińskie jest kojarzone na całym świecie z celibatem.

Decyzja o wyświęcaniu diakonów stałych (poza tym, że podważa sens samego diakonatu stałego) usuwa ważny „symboliczny element kapłaństwa łacińskiego”. Jak zauważa Terlikowski, nie jest ona rozwiązaniem problemów z powołaniami kapłańskimi, gdyż wśród szwedzkich i niemieckich protestantów, również jest problem ze znalezieniem chętnych do posługi pastorskiej.

Z perspektywy chrześcijańskiej lokalne bóstwa są po prostu demonami […] nikt nie miał odwagi powiedzieć, czym był ten obrządek, można zadawać pytania, ale jest to bardzo źle widziane i w 90% nie uzyska się odpowiedzi.

Nasz gość odnosi się do sprawy figurek Pachamamy, amazońskiej bogini ziemi i płodności. Figurki te znalazły się również w centrum ceremonii, która miała miejsce w Ogrodach Watykańskich jeszcze przed rozpoczęciem synodu. Później zostały złożone w bocznej kaplicy kościoła Matki Bożej Szkaplerznej in Traspontina nieopodal Watykanu. Jak komentuje Terlikowski, mamy do czynienia z próbą „wykorzystania lokalnych wierzeń do stworzenia nowego rytu”. W ten sposób chce się „szamanizm i pogaństwo wprowadzić do Kościoła”. Odnosi się do zawarcia w rozważaniach Amazońskiej Drogi Krzyżowej słów podkreślających „płacz Matki Ziemi wobec nadmiernej eksploatacji, którą popełnia się w 9 krajach z rejonu Amazonii”.  Stwierdza, że jest to wprowadzenie kuriozalnego języka New Age do obrzędów katolickich, choć katolicy mają własną teologię Stworzenia i potępienie nadmiernej eksploatacji Ziemi można by wyrazić w biblijnych terminach.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

 

Nie chcę, żeby Polska była dzielona/ Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, „Kurier WNET” 64/2019

Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona Z profesorem Andrzejem Nowakiem o podziałach, elitach, wolności osobistej, gospodarczej, swobodzie i błądzeniu myśli rozmawia Krzysztof Skowroński. Która z informacji zasłyszanych w ostatnim czasie była dla Pana najważniejsza? Ostatnio, jako obywatel naszego kraju, właściwie już tylko odcinam te symboliczne centymetry, które dzielą nas od dnia wyborów. Czekam z utęsknieniem […]

Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona

Z profesorem Andrzejem Nowakiem o podziałach, elitach, wolności osobistej, gospodarczej, swobodzie i błądzeniu myśli rozmawia Krzysztof Skowroński.

Która z informacji zasłyszanych w ostatnim czasie była dla Pana najważniejsza?

Ostatnio, jako obywatel naszego kraju, właściwie już tylko odcinam te symboliczne centymetry, które dzielą nas od dnia wyborów. Czekam z utęsknieniem na moment, kiedy będzie można dowiedzieć się, jaki werdykt wydali obywatele.

A jakie są Pana przewidywania?

Przyszła mi na myśl bardzo prosta refleksja. Kiedy się widzi wyniki rządów Prawa i Sprawiedliwości w dziedzinie gospodarczej, społecznej, to nawet nie tyle ocena tych rządów, ale ocena poprzednich wypada tak szokująco wyraziście, że wciąż zastanawiam się, jak to możliwe, że blisko trzydzieści procent obywateli, według sondaży, jest gotowych głosować na rządy tak fatalne jak te, które sprawowała Platforma Obywatelska czy też Koalicja Obywatelska, jeśli używać jej obecnej nazwy. Ten monstrualny deficyt, te gigantyczne zmarnowane pieniądze, rozprowadzone gdzieś wśród swoich… Z jednej strony to mnie nieustająco zastanawia, ale jednocześnie widzę dość przygnębiającą odpowiedź: skuteczność mediów, które pracowały od trzydziestu lat nad sformatowaniem mózgów dużej części z nas i potrafiły ten cel osiągnąć. Trzydzieści lat pracy, może jeszcze wsparte czterdziestoma czterema latami wcześniej, i jakoś udało się stworzyć pewną grupę wyborców, do której dane rzeczywistości nie docierają.

Gdyby przeprowadzić sondaż wśród profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i zapytać, na kogo zagłosują, wynik byłby korzystny raczej dla Koalicji Europejskiej. Czyli wygląda na to, że to duża część profesorów ma wyprane mózgi…

Niestety. Są korporacje, w których w pewnym sensie dziedziczy się stanowiska… Niekoniecznie chodzi o dziedziczenie rodzinne, ale o to, że w czasach, powiedzmy, Józefa Stalina – kiedy usuwano z poszczególnych uczelni Tatarkiewicza w Warszawie czy Ingardena w Krakowie – mistrz został zastąpiony przez posłusznego wykonawcę partyjnych poleceń. Taki współczesny „mistrz”, dobierając sobie uczniów, tworzy w jakiejś mierze oblicze dzisiejszego uniwersytetu. I nie chodzi tu o żadne nazwiska, tylko o mechanizm bardzo głębokiego konformizmu – zmorę wszelkich korporacji, a korporacji uniwersyteckiej w szczególności. To jest chyba najprostsza odpowiedź na pytanie, retorycznie przez Pana Redaktora postawione. Bo wiemy, że tak właśnie jest, jak Pan powiedział. Zapewne większość profesury wyższych uczelni będzie głosowała przeciwko obecnemu rządowi, czując się elitą. Może najbardziej wyrazistą reprezentantką tej elity jest pani Agnieszka Holland. Ona występuje z pozycji arystokratki, z poczuciem pewności miejsca, jakie należy się nie tyle jej samej za niewątpliwe osiągnięcia reżyserskie, ale tej grupie, z której się wywodzi. Chyba nawet Radziwiłłom nie śniło się takie poczucie pewności swojego miejsca w społecznej strukturze, do którego – w przekonaniu grupy, którą pani Holland reprezentuje – chamy z nowej, że tak powiem, elity, pukające do centrum życia kulturalnego czy politycznego w Polsce, nigdy nie powinny zostać dopuszczone.

Pytał Pan nie tyle o najważniejszą, co najciekawszą wiadomość z ostatniego czasu. Wskazałbym jednoznacznie wywiad z panią Agnieszką Holland w „Gazecie Wyborczej”, w którym powiedziała ona, że trzeba odebrać wszystkim mężczyznom prawa wyborcze co najmniej na trzy, cztery kadencje, żeby zrównoważyć tysiące lat ucisku kobiet. Myślę, że ten stalinowski sposób myślenia, który zaprezentowała pani Holland, naprawdę trzeba wziąć pod uwagę w czasie głosowania trzynastego października, bo pani Holland jest wyrazicielką poglądów rdzenia tej grupy, która chce odebrać władzę Prawu i Sprawiedliwości.

A gdyby podzielić Polskę – jak chcą niektórzy politycy – na obóz wolności i obóz autorytarny, to do którego z nich zaliczyłby Pan siebie?

Ja należę do tego obozu, który bardzo nie chciałby, żeby Polska była w jakikolwiek sposób dzielona. Uważam pomysł dzielenia Polski za niebezpieczny i co najmniej bardzo nieprzemyślany. Jestem przeciwnikiem nadawania samorządom wojewódzkim takich uprawnień, by można było podzielić Polskę, niejako wedle sympatii politycznych, na województwa bardziej pisowskie i bardziej antypisowskie.

Trzej prezydenci napisali list, w którym oświadczyli, że te wybory są ważne, bo można zatrzymać ewolucję Polski w kierunku autorytarnej dyktatury. Mieli na myśli właśnie rządy Prawa i Sprawiedliwości.

No cóż, trzej prezydenci nie pierwszy raz dają wyraz swojej zgodności w jednym. Zgodności, która niejako potwierdza słuszność diagnozy postawionej przez prezesa Kaczyńskiego: establishment III RP – który reprezentują właśnie ci trzej byli prezydenci oraz inni podpisani pod tym listem, bo to przecież są także takie tuzy polskiej humanistyki, jak między innymi pan profesor Sadurski – wyraża pogląd, że Polska powinna być ścisłą kontynuacją PRL-u, hierarchii stamtąd wyrosłych, i reprezentować taki pułap suwerenności, na jaki pozwalają silniejsi sąsiedzi. Nie wolno jej stawiać sobie żadnych bardziej ambitnych celów – zarówno w stosunku do podniesienia poziomu życia obywateli, jak i siły własnej na arenie międzynarodowej – niż to, na co dawniej pozwalała Moskwa, jej namiestnik w Polsce, generał Jaruzelski, a dzisiaj to, na co pozwoli Bruksela, czy mówiąc bardziej konkretnie: Berlin i Paryż. Myślę, że to jest starcie z tego rodzaju myśleniem i trzej prezydenci są bardzo wiernymi, można tak powiedzieć, wykonawcami, czy raczej symbolami tej postawy, z którą PiS próbuje walczyć.

Częściowo można przyznać rację tezom zawartym w liście prezydentów. Rzeczywiście to prawda: tak, Polska w tej chwili walczy o swoje miejsce na arenie międzynarodowej. Ta walka nie podoba się tym, którzy chcieliby utrzymać Polskę tam, gdzie była, to znaczy na marginesie wszelkich decyzji podejmowanych w Unii Europejskiej, na marginesie jakiejkolwiek polityki gospodarczej, która mogłaby pomóc wyjść Polsce z pułapki średniego wzrostu. Do tego zmierza prezydent Macron – ażeby Polacy byli zawsze takim biednym, ubogim krewnym ze wschodu Europy, któremu nigdy nie będzie wolno nawet marzyć o tym, żeby żyć na tym samym poziomie co zasobne, stare, żyjące z tradycji kolonialnej, imperialnej kraje Europy Zachodniej.

I to jest powód, dla którego polityka wewnętrzna Polski ma ten negatywny wymiar zewnętrzny. To dlatego ci prezydenci – mówię akurat o prezydencie Macronie, ale myślę nie tylko o tym polityku – trzymają kciuki za opozycję w Polsce, a media na zachód od naszych granic opisują Polskę jako kraj zarządzany w sposób autorytarny.

Skoro już rozmawiamy o różnych symbolicznych postaciach, to rzeczywiście prezydent Emmanuel Macron potwierdził swoją rolę jako reprezentanta starych, kolonialno-imperialnych elit Zachodu, które traktują na sposób półkolonialny albo wręcz kolonialny naszą część Europy. Zupełnie kuriozalna była jego wypowiedź – aż się uśmiecham, bo była zupełnie groteskowa – mówiąca o tym, że Polska blokuje wszystko. Dosłownie cytuję: „Pologne bloque tout”. Jakby od Polski zależała cała klimatyczna zagłada współczesnego świata. Ujawnił nawet pewien element, powiedziałbym, histerii w tym zdenerwowaniu, że oto Polska ma swoje zdanie, że Polska chce harmonizować walkę o poprawę klimatu z potrzebą rozwoju swoich zdolności gospodarczych. Francja, opierając swoją potęgę na latach, a raczej na wiekach zatruwania atmosfery przez swój imperialny przemysł, podobnie jak Anglia, Niemcy – dzisiaj chciałaby nie dopuścić do wzrostu gospodarczego krajów, które były pozbawione suwerenności, nie mogły się rozwijać w wieku dziewiętnastym czy przez dużą część wieku dwudziestego, bo były podporządkowane obcym systemom politycznym. Nie chce pozwolić na to, żeby one mogły doganiać ten stary, imperialno-kolonialny rdzeń Europy Zachodniej. Myślę, że to jest jakiś wycinek tego, o co walczy i do czego dąży Prawo i Sprawiedliwość – wyjść z tej pułapki, a raczej z tego ograniczonego bardzo ścisłymi ramami miejsca, w którym chcieliby dzierżyć ster starzy władcy Europy. Na szczęście pretensje prezydenta Emmanuela Macrona, by sprawować funkcję nadzorcy całej Europy, są równie groteskowe jak jego wygląd.

Nie ma Pan obawy, że rola państwa w doktrynie czy myśli politycznej PiS-u jest zbyt duża, że rzeczywiście może to w którymś momencie doprowadzić do ograniczenia wolności jednostki?

To jest bardzo ważna kwestia. Bardzo poważna, nie ma co jej zbywać krótkimi odpowiedziami. Ja wskażę taką alternatywę, jaka mi przychodzi na myśl i pewnie gdzieś w tej alternatywie trzeba szukać odpowiedzi na Pana pytanie. Otóż z jednej strony, jeśli chcemy wyjść z pułapki średniego wzrostu gospodarczego, z tego ograniczonego na zawsze, wyznaczonego nam miejsca w strukturze światowego handlu, światowej gospodarki, to rola państwa musi być większa, musi być co najmniej taka, jaka jest w tej chwili, kiedy udało się częściowo renacjonalizować banki. Wcześniej nie posiadaliśmy przecież jako państwo żadnych banków w wyniku działalności poprzednich władz, poprzednich prezydentów. Kiedy próbujemy – i powinniśmy chyba nawet znacznie bardziej próbować tworzyć takie, powiedzmy, najbardziej ciągnące w górę nasze możliwości eksportowe, specjalne gałęzie najnowocześniejszego przemysłu, to tutaj pomoc państwa jest zasadnicza, bez niego nie uda się tego zrobić. Wszelkie opracowania polityczno-socjologiczno-gospodarcze dotyczące tego tematu mówią, że jedynym krajem, któremu udało się z peryferii wejść do tego bogatszego kręgu, jest Korea, i nie byłoby to możliwe bez znaczącej roli państwa. Możemy powtórzyć tę operację wyjścia z krajów średniego rozwoju do prawdziwej elity gospodarczej świata, ale tu państwo jest potrzebne.

Jednocześnie istnieje niebezpieczeństwo, o którym Pan Redaktor powiedział – żeby państwo, potrzebne w gospodarce, nie zastąpiło inicjatywy indywidualnej, prywatnej. Mniej boję się o wolność osobistą, bo nie widzę na nią żadnych zamachów ze strony obecnej władzy, ale mówię o wolności gospodarczej. To napięcie między etatyzmem a wolnością gospodarczą… Napięcie, które było widoczne w czasach II Rzeczpospolitej – między etatyzmem sanacji a obroną wolności gospodarczej między innymi przez Narodową Demokrację – trwa także w dwudziestym pierwszym wieku. Musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, w którą stronę zwrócimy się bardziej, bo nie całkowicie; nie doktrynersko w stronę absolutnego panowania wolnego rynku, ani też w stronę absolutnego panowania państwowego interwencjonizmu, ale gdzieś pomiędzy tymi biegunami. Musimy dokonać wyboru według własnego rozeznania, wybrać, co jest lepsze dla Polski, dla społeczeństwa.

Etatyzm tworzy pewien układ, który może być układem zamkniętym, gdzie bierny, mierny, ale wierny jest ważniejszy niż ktoś, kto ma inicjatywę, otwarty umysł i jest gotowy stworzyć ten innowacyjny przemysł.

Dlatego ubolewam, że po raz kolejny postać pana Korwin-Mikkego niweczy szanse zbudowania stałego miejsca na naszej scenie politycznej dla partii czy ugrupowania, które reprezentowałoby myślenie wolnorynkowe w sposób konsekwentny. Myślę zresztą nie tylko akurat o tym liderze, który swoją ekstrawagancją w rozmaitych postaciach zawsze zadba o to, żeby ta wolnorynkowa formacja nie przeszła progu pięciu procent, ale także, niestety, o kilku innych liderach tej formacji. Zachowują się tak, jakby chcieli zniweczyć realną szansę wejścia Konfederacji do Sejmu. Ubolewam nad tym, bo chciałbym, żeby solidna, dobra formacja wolnorynkowa znalazła się w Sejmie. Obawiam się, że i tym razem to nie nastąpi.

Zaczyna się nowy rok akademicki, już rok po reformie Gowina. Jaki będzie uniwersytet?

Odpowiem najkrócej jak potrafię. Oprócz tego centymetra, na którym zostało niewiele dni do wyborów, mam też centymetr długości stu pięćdziesięciu centymetrów, taki standardowy, zwijany, który symbolizuje tygodnie, które pozostały mi do emerytury. Tak widzę przyszłość uniwersytetu: marzę o emeryturze. Zwłaszcza po reformie pana premiera Gowina.

Dlaczego?

Dlatego, że po prostu nie do zniesienia jest rozrost biurokratycznych absurdów, które reforma premiera Gowina tylko umocniła. Te punkty, te ciągle składane sprawozdania, dostosowane do ideologicznych trendów – w każdym razie, jeśli idzie o humanistykę – dyktowanych przez najgorsze pod tym względem uniwersytety amerykańskie czy zachodnioeuropejskie, pogrążone w szaleństwach ideologicznych gender i rozmaitych innych formach marksizmu… To nie jest przyszłość, w której bym się odnajdywał. Mam wrażenie, że uniwersytet wchodzi w fazę głębokiego kryzysu. To nie jest oczywiście tylko wina premiera Gowina, bo on się po prostu dostosowuje do trendu dominującego w najważniejszych, najbogatszych uniwersytetach świata zachodniego. Ta przyszłość uniwersytetu rysuje się tak daleko od tradycji uniwersytetu jako miejsca wymiany wolnej myśli, tak bardzo za to zbliża się do ideału politycznej poprawności, który niszczy wszelką swobodną dyskusję, że coraz trudniej jest wyobrazić sobie możliwość realizowania tego uniwersyteckiego ideału, który przyświecał choćby mojej uczelni w czasach Mikołaja Kopernika.

Jak do tego doszło? Dlaczego pan premier Gowin zdecydował się na taką reformę?

Ja przypisuję panu premierowi Gowinowi tylko najlepsze intencje, którymi, jak wiadomo, niestety jest podobno wybrukowane piekło. Te dobre intencje w tym przypadku polegają chyba na tym, by Polska, a raczej polskie uczelnie, awansowały w rankingach uniwersyteckich. Byśmy mogli dumnie wypiąć pierś, że Uniwersytet Jagielloński, w tej chwili najlepszy w tych rankingach, z miejsca chyba trzysta trzydziestego ósmego mógł może awansować do trzeciej, a może nawet drugiej setki. Niestety, jeśli idzie o humanistykę – cena za to jest jedna. Radykalny wzrost politycznej poprawności, bo jeśli chcemy zdobywać więcej punktów, tych światowych punktów, to musimy pisać o gender, o sprawach dotyczących świata w taki sposób, w jaki wypowiada się o nich szesnastolatka ze Szwecji, Greta Thunberg. Na tym poziomie intelektualnym, bo to jest właśnie ten poziom, którego oczekuje dzisiejsza humanistyka zachodnia. Być może rzeczywiście awansujemy i wtedy będziemy czuli się bardziej dumni z poziomu naszych uniwersytetów, niż jesteśmy w tej chwili. Ale wydaje mi się, że tego rodzaju nadzieje skrywają tylko kompleksy, których powinniśmy się wyzbyć, bo nie we wszystkim, naprawdę nie we wszystkim – w wielu rzeczach, ale nie we wszystkim powinniśmy naśladować to, co stało się ze współczesnym Zachodem.

Czy miał Pan okazję w cztery oczy porozmawiać na ten temat z wicepremierem Gowinem?

Tak. Pan wicepremier Gowin, kiedy jakoś tam publicznie protestowałem przeciwko tej reformie, oczywiście wspólnie z wieloma koleżankami i kolegami, przyjął mnie bardzo życzliwie i cierpliwie. Ponad półtorej godziny słuchał moich argumentów, nawet deklarując rozmaite, drobne korekty. Niestety drobne korekty niczego nie zmieniają, istota reformy pozostaje taka jaka jest. O ile, być może, koledzy z nauk ścisłych mogą się z tej reformy cieszyć – broń Boże nie wypowiadam się tutaj w ich imieniu – o tyle z całym przekonaniem mogę dzisiaj powtórzyć to, co mówiłem kilka miesięcy temu w czasie spotkania, na które zaprosił mnie pan wicepremier Gowin: że uważam tę reformę za katastrofę dla polskiej humanistyki.

Symboliczne jest oświadczenie konferencji rektorów, które właściwie zakazuje krytyki ideologii gender, ideologii LGBT.

Podał Pan ilustrację do tez, które przed chwilą wygłosiłem, więc czuję się zwolniony z obowiązku komentarza.

W takim razie na zakończenie poproszę o krótki komentarz do listu księdza arcybiskupa Marka Jędraszewskiego.

Ucieszyłem się bardzo, słysząc ten list w swoim parafialnym kościele w Przegorzałach, bo uświadomiłem sobie, jak wiele mogą biskupi, jeśliby chcieli mówić tylko tak, jak chce mówić nasz krakowski arcypasterz. Wystarczy chcieć mówić prawdę o tym, co grozi dzisiaj podstawom nie Kościoła – bo Kościół, wiadomo: ma gwarancję życia wiecznego, bramy piekielne go nie przemogą, jak czytamy w Piśmie Świętym. Ale Kościół może tak wiele w obronie ludzkiej natury przed atakiem, który został podjęty na podstawy ludzkiej natury w ideologii LGBT i w rozmaitych innych formach współczesnych ideologii inspirowanych marksizmem, a raczej jego kolejnymi dewiacjami. To właśnie, że Kościół może swoim energicznym „Non possumus” hamować drogę temu szaleństwu, zostało przy pomocy tego listu przypomniane. Bardzo bym chciał, żeby inni biskupi nie tylko listami, ale intensywną pracą duszpasterską przypomnieli nam, tak jak właśnie ten list przypomina, w jakim kierunku chciał prowadzić Kościół i naszą ojczyznę święty Jan Paweł II.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, pt. „Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona”, znajduje się na ss. 1 i 2 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Wywiad Krzysztofa Skowrońskiego z prof. Andrzejem Nowakiem, pt. „Nie chciałbym, żeby Polska była dzielona” na s. 1 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dmitrowicz: Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego jest owocem pracy tysiąca ludzi

Piotr Dmitrowicz opowiada o otwarciu Muzeum im. Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego w Warszawie. Miało ono miejsce 16 października w pierścieniu kopuły Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie.

 

 

Prezydent Andrzej Duda, wicepremier, kardynał i minister kultury zobaczyli ekspozycje, poświęconą dwóm wielkim Polakom. Było to coś na kształt premiery pierwszego pokazu. Czekamy z niecierpliwością na opinię młodych ludzi, chcemy w kolejnych tygodniach przed udostępnieniem wystawy wszystkim widzom, wpuszczać na ekspozycję młodych, gdyż to ich głos jest bardzo ważny – mówi gość „Poranka WNET”.

Jak dodaje: Muzeum ruszy w styczniu 2020 roku po kilku latach prac, zastanawiania się, myślenia o tym, jak opowiedzieć o Janie Pawle II i Prymasie Wyszyńskim i naszej historii. Tego się nie da oddzielić, jest to pewna podróż, są to 104 lata. 

Wystawa jest opowieścią poprzez historię, dramatyczne losy, kiedy nie ma Polski, kiedy rodzi się Prymas Wyszyński. Dzięki tym dwóm wielkim ludziom nie udało się złamać Polski.

Długo zastanawialiśmy się, jak przeprowadzić taką opowieść, aby była również ciekawa dla ludzi młodych. Historia jest jedynie tłem, jest bardzo mało odautorskiego komentarza. Staraliśmy się opowiedzieć ich życiu, naszej historii ich słowami. To oni prowadzą narrację, budują napięcie, a także opowiadają o tym wszystkich dramatycznych, takich jak wybuch II wojny światowej – zaznacza Piotr Dmitrowicz.

Elementy artystyczne mają wpływać na emocje, stąd też w większości sal widzowi towarzyszy również muzyka, skomponowana przez Michała Lorenca. Wystawę stworzyły tysiące ludzi, od osób, które pracują w administracji po projektantów. Każdy wniósł tam swoją cegiełkę. „Pokora nakazuje, żeby takie miejsce budować wspólnie, bo inaczej będzie ono jedynie wizją jednej osoby” – podkreśla rozmówca.

W „Poranku WNET” Piotr Dmitrowicz oprowadza nas po salach muzealnych. Jak mówi, w każdej z sal można poczuć klimat towarzyszący naszym wielkim duchownym. Zlokalizowane są na wysokości 26 metrów – w pierścieniu kopuły Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie. Ma to swój pewien wymiar symboliczny. Wjeżdżając windą, wkraczamy w jakąś podróż ponad czasem.

M.N.