Rockowe Wielkopostne rekolekcje w programie „Cienie W Jaskini” Tomasza Wybranowskiego. Część I.

Jezus wciąż jest natchnieniem. Nie ma w historii żadnej innej postaci, która daje inspirację miliardom ludzi. Łaska miłości, dar nadziei i przyrzeczenie odkupienia nie omija także muzyków rockowych.

Często piosenki, które znamy i nucimy powstały z myślą o Zbawicielu. Tylko my o tym nie wiemy. Nie wiemy? A może nie chcemy wiedzieć albo nie chcemy się wsłuchać baczniej w wyśpiewane metafory.

Mnóstwo znakomitych nagrań często wyszło spod piór i strun muzyków, którym w życiu codziennym bardziej niż daleko od chrześcijańskiej tradycji. Ale czy aby do końca?

Okazuje się, że wciąż w muzyce rozrywkowej a i rockowej jest miejsce na wiarę i na Jezusa! W czasie Wielkiego Postu w moich programach w cyklu „Cienie w jaskini” prezentuję nagrania, które są modlitwami do Boga i bezpośrednimi zwrotami do Jezusa.

 

                                                                                                    Tomasz Wybranowski

 

Tutaj do wysłuchania cały program „Cienie W Jaskini – Jezus”:

 

Te wyzwania ducha nie zawsze są uniżone i proste w odbiorze, ale zdecydowanie cechuje je prawda i szczerość. I jeszcze jedno – poruszają serca, nie tylko w wielkim tygodniu!

 

Wyobraźmy sobie Jerozolimę prawie dwa tysiące lat temu. Zmierzchało, ale nocne niebo nad Palestyną rozświetlały bladawe promienie księżyca. Następnego dnia Żydzi mieli spożyć Paschę. W tym czasie Jezus i apostołowie przekraczali potok Cedron. Kierowali się wprost do ogrodu Getsemani, który był oddalony od wieczernika o jakieś pół godziny drogi. Ale nie było już z nimi Judasza.

 

Moc muzycznych przykładów

Któż nie zna trzeciego albumu Lenny’ego Kravitza i rockowej, tytułowej błyskawicy na otwarcie. Piosenka opowiada o Jezusie Chrystusie i o wyborze, jaki Bóg stawia przed każdym z ludzi. Czy podążymy za Nim? Czy pozostaniemy głusi? Sam Lenny jest chrześcijaninem i otwarcie mówi o swojej wierze i ufności w Boga.

„Czy Bóg to tylko myśl w twej głowie, czy część ciebie? Czy Chrystus to tylko imię, które przeczytałeś w księdze, gdy byłeś młody? – śpiewa Lenny.

15 lat temu zespół płocka formacja Lao Che wydała płytę „Gospel”. Do dziś to wciąż pasjonujący zestaw najdojrzalszych opowieści o teraźniejszych relacjach między człowiekiem a Bogiem.

Spięty zwraca naszą uwagę nie na dewocjonalia i odpustowość, ale przeczucie niewyrażalnego absolutu Boga.

 

Bono w Red Rocks Amphitheatre, Denver 1983. Fot. z witryny u2.com

 

Oto gwiazdorzy z U2, którzy muzycznie trochę dołuję od ponad dekady. Ale wróćmy myślami do albumu „Achtung Baby” z 1991 roku. Znajdziemy tam nagranie „Until The End Of The World”. To nie błaha piosenka, jak może się dawać nam, o zdradach na różnych poziomach.

Bono ukazuje te sytuacje przez przedstawienie ostatniej wieczerzy z perspektywy Judasza. Jest w niej żal z powodu zdrady przyjaciela i wyrzuty sumienia, które doprowadziły Judasza, jedną z najtragiczniejszych i przeklętych postaci Nowego Testamentu do samobójstwa. U2 nie unika wyrażania wiary w muzyce, którą tworzy.

Ale z drugiej strony była to zdrada, która rozpoczęła wydarzenia, które wspominamy w tajemnicy Triduum Paschalnego. Jest to opowieść o niespełnionych nadziejach, nienawiści, kłamstwie i zdradzie. Opowieść o najgorszych postawach, z których – jak naucza Kościół – wypłynęło największe w historii dobro.

 

Dezerter, koncert w dublińskim klubie Village. Marzec 2011. Fot. Tomasz Szustek / Studio 37 Dublin

 

Dezerter o Jezusie

Piosenkę o Jezusie nagrała kultowa punk – rockowa formacja Dezerter. Słowa perkusisty grupy Krzysztofa Grabowskiego z albumu „Ziemia jest płaska” (1998) stawiają konkretne pytania i to nie tylko przed ludźmi wierzącymi.

Jak nauczałby Jezus Gdyby żył w naszych czasach?

Czy prowadziłby odczyty Na śródmiejskich placach?

Czy miałby program w radiu Albo show w telewizji?

Czy chciałby iść do wojska? Czy ufałby policji?

Jaki rodzaj śmierci Jezusowi by zadano?

Czy umarłby na krześle Czy też by go rozstrzelano?

Jaki symbol męczeństwa Swojego zbawcy

Na złotych łańcuszkach nosiliby wyznawcy?

Czy dziś bylibyśmy Judaszami czy stali się bardziej św. Piotrem, co trzykrotnie wyrzeka się i zapiera? Ta piosenka grupy Dezerter wzbudza we mnie pytanie, czy zdrada Judasza była konieczna do zbawienia.

Wiem, że ta kwestia dzieli teologów do dziś, a oni nie są w stanie bezsprzecznie rozstrzygnąć. Ale słuchając Dezertera i wspominając scenę z Poncjuszem Piłatem, Barabaszem i tłumem mieszkańców Jerozolimy pojawia się problem wolnej woli i planu Boga. Przecież istniała na pewno perspektywa, aby zbawienie przyszło na świat w inny sposób. Niekoniecznie przez Judasza. Ale to nie on sam odpowiada za śmierć Jezusa.

Sanhedryn cały czas szukał fałszywych oskarżeń przeciwko Jezusowi, ale to Piłat i Herod nie mieli odwagi oprotestować wyroku śmierci. To tak naprawdę lud Jerozolimy wolał Barabasza.

 

Ozzy Osbourne w Dublinie. Fot. Tomasz Wybranowski

Black Sabbath śpiewają o Jezusie! Zdziwieni???

 

Myślałeś kiedyś o swej duszy − czy można ją uratować?

A może sądzisz, że po śmierci po prostu zostajesz we własnym grobie

Czy Bóg to tylko myśl w twej głowie, czy też część ciebie?

Czy Chrystus to tylko imię, które wyczytałeś w książce, kiedy byłeś młody?

/…/ Cóż, ja ujrzałem prawdę, tak, zobaczyłem światło i zmieniłem się

I będę gotów, gdy będziesz samotny i przerażony u kresu naszych dni

Czy to możliwe, żebyś się bał? Co powiedzieliby twoi przyjaciele

Gdyby wiedzieli, że wierzysz w Boga w niebie?

Powinni zrozumieć zanim skrytykują

Że Bóg to jedyna droga do miłości

Ile razy cięgi zbierałem, że na antenie Wnet prezentuję grupę Black Sabbath. Jak na ironię bowiem w tym opisie „Cieni w jaskini – opowieści o Jezusie”, Black Sabbath dla wszystkich „znawców rocka i muzyki” kojarzony się ze złym i szatanem. Kropka! Z bólem piszę i smutkiem, że większość ludzi ignoruje to, że

Ozzy Osbourne na ogół poprzez treści swych piosenek chwali Boga i podkreśla, że szatan został pobity.

Nagranie „After Forever” z doskonałej trzeciej płyty grupy „Master of Reality” (1971 rok) ma święcie wyraźny i prosty przekaz. Ozzy Osbourne hard – rockowe rekolekcje wierzącym. Chce, aby byli oni w pełni przeświadczeni o swojej wiarze nawet w czasach prześladowań i szykan. Warto to znieść, bowiem jak śpiewa:

Jedyną drogą do miłości jest Bóg.

                                                                                                         Tomasz Wybranowski

 

Historię życia i śmierci księdza Franciszka Blachnickiego dziś opowiada jego bliski znajomy

Ks. dr Franciszek Blachnicki. Fot. Archiwum Główne Ruchu Światło Życie

,,Znałem ks. Franciszka Blachnickiego. Bliżej go poznałem na emigracji w latach 80. Opowiadał mi o swoim życiu byłem bardzo ciekaw. Pytałem go jak doszedł do Boga.” – wyznał gość Piotr Jegliński.

O życiu księdza Franciszka Blachnickiego oraz całym kontekście jego śmierci opowiada wydawca, publicysta oraz działacz opozycji demokratycznej w PRL – Piotr Jegliński.

Odsłuchaj całą audycję już teraz!

Woyciechowski: gdyby pierwsze śledztwo ws. śmierci ks. Blachnickiego było rzetelne, dzisiaj bylibyśmy już po wyroku

 

Woyciechowski: gdyby pierwsze śledztwo ws. śmierci ks. Blachnickiego było rzetelne, dzisiaj bylibyśmy już po wyroku

Ks. dr Franciszek Blachnicki. Fot. Archiwum Główne Ruchu Światło Życie

Nie wyobrażam sobie morderstwa na ks. Blachnickim bez koordynowania całej akcji przez Kreml – mówi ekspert.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Woyciechowski: Wydzielenie pionu śledczego w IPN nie sprawdziło się. Spraw niewyjaśnionych jest bardzo wiele

Dawid Gospodarek: zarzuty stawiane św. Janowi Pawłowi II są zbyt daleko idące

Jan Paweł II / Fot. joaoaugustof (domena publiczna), Pixabay

Młode pokolenie zupełnie nie zna papieża. Musimy wykorzystać ten czas na zmianę tego stanu rzeczy – mówi publicysta.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Piotr Dmitrowicz:: ataki na św. Jana Pawła II uderzają w polską wspólnotę narodową. Próbujmy przekuć je w coś dobrego

Piotr Dmitrowicz:: ataki na św. Jana Pawła II uderzają w polską wspólnotę narodową. Próbujmy przekuć je w coś dobrego

Jan Paweł II podczas pobytu w Brazylii I Fot. José Cruz/Abr, CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons

Dyrektor Muzeum Świętego Jana Pawła II i Prymasa Stefana Wyszyńskiego wspomina również zmarłego dziennikarza Macieja Rosalaka.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Libicki: gdyby Kościół pozwolił na jasną i otwartą ocenę materiałów z okresu PRL, wiele spraw byłoby rozstrzygniętych

Do poprawy sytuacji demograficznej nie wystarczy więcej pieniędzy. Potrzeba zmiany mentalności i… budownictwa

Fot. domena publiczna, Picryl.com

Jeśli chcemy zatrzymać niż demograficzny, trzeba zrobić wszystko, aby umożliwić życie w większym gronie rodzinnym. Spowoduje to poprawę spójności całego społeczeństwa, polepszy stosunki międzyludzkie.

Marcin Niewalda

Dlaczego 500+ nie zmieniło sytuacji demograficznej?

Przez setki, ba! tysiące lat rodziny wielopokoleniowe stanowiły podstawową komórkę społeczną. Obok ojca, matki i dzieci żyły babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzyni.

Do grupy dołączali czasem dalsi krewni, osoby na łaskawym chlebie (rezydenci, gracjaliści, stare wiarusy). Tak żyli ludzie nie tylko we dworach czy pałacach.

Wielopokoleniowe i „wielorodzinne” rodziny istniały też w chatach wiejskich – różnił się jedynie model współdzielenia przestrzeni. Mitem jest to, że duża rodzina dawniej istniała tylko wśród arystokracji.

W wiejskich chatach było skromniej – szczególnie bieda radykalnie powiększyła się w czasie zaborów. Jeśli w katastrze z 1820 roku mamy 80 domów w danej wsi i 800 mieszkańców – to średnia ilość ludzi w jednym „domie” wynosiła 10 (a często nawet więcej). Na pewno warunki były skromniejsze – szczególnie w XIX wieku – nie każdy mógł mieć swój pokój, czy nawet swoje łóżko – ale w takich domach żyli na pewno dziadkowie i często rodzeństwo rodziców z dziećmi. Widać to też po księgach metrykalnych, gdzie dzieci różnych rodziców rodzą się pod tym samym numerem.

Na wsiach zachodził też inny proces, komplementarny. Faktycznie praktyczniej było mieć osoby dom – ale zauważmy, że te domy były bardzo blisko siebie. Z racji na brak wielkich domów, gdy pojawiały się dzieci, przenoszono daną rodzinę do domu w pobliżu.

Mieszkanie „na swoim” nie powodowało oddzielenia się rodziny. Kuzyni „zza płota” bawili się wspólnie, razem spędzali święta, razem dogadywali wiele spraw. Charakter pracy powodował też, że większość prac polowych wykonywano wspólnie (raz na polu jednej rodziny, raz drugiej, innym razem na sąsiada itd.)

Cały ten system, we dworach czy w wioskach, uzupełniał się, zamieniał rolami, wspierał, zastępował, stanowił ubezpieczenie w przypadku ciężkich doświadczeń. Każdy wnosił do tego mikroświata swoje unikalne wartości, pracę, pomysły, idee. Całość łatwiej było też żywić, ubierać, otaczać opieką. Czy to w dworach, czy w chatach taki system się sprawdzał i uczył wzajemnej wyrozumiałości. Uznawanie siebie nawzajem, dawanie prawa do życia, zbliżanie się i upodabnianie powodowało większą spójność rodzin i całych społeczeństw.

Dzisiaj żyjemy w epoce „rodzina na swoim”. Trudno wyobrazić sobie, że dziecko nie ma własnego mieszkania, gdy żeni się lub wychodzi za mąż. Walczy o to młodzież kuszona brakiem kontroli, napomnień, czujnego oka.

Jednak młoda rodzina na swoich barkach dźwiga całe 100% odpowiedzialności za utrzymanie, wychowanie, organizację. Trudno dziwić się, że wobec takiego obciążenia wiele małżeństw nie decyduje się na kolejne dziecko, a czasem nawet na pierwsze.

Każdy chce żyć na swoim, ale nie jest świadom mnogich obowiązków. Zresztą (nie)wielkość mieszkań uniemożliwia inne rozwiązanie.

500+ pomogło zlikwidować ogromny margines biedy. Pomogło też rodzinom, dla których często zwykły wyjazd na weekend był trudny do zrealizowania. Sprzyjało złagodzeniu wysiłków poświęcanych na przeżycie i pozwalało zająć się takimi sprawami, jak choćby wychowanie czy czas wolny. Przede wszystkim przyspieszyło też obrót pieniądza w ekonomii. To też bardzo istotny element usprawniania przepływu funduszy w tzw. wąskich gardłach gospodarki. Ten element, całkowicie nierozumiany przez rządy PO-PSL, stał się świetnym napędem gospodarki prowadzonej przez rządy prawicy.

Widać też z danych demograficznych, że urodziło się nieco więcej dzieci. Jednak sytuacja nie uległa dużej zmianie. Na pewno nie tak, jak oczekiwaliśmy. Wzrost dzietności nie zatrzymał trendów spadkowych, nieznacznie tylko wypłaszczył krzywą. Do poprawy sytuacji w kwestii demograficznej potrzeba czegoś innego niż tylko pieniądze, potrzeba zmiany mentalności i… budownictwa.

Z punktu widzenia ekonomii małe rodziny w swoich mieszkaniach nie są optymalnym rozwiązaniem. Dużo taniej jest utrzymywać większą rodzinę (z wujkami, ciociami…), do której każdy coś wnosi, gdzie gotuje się wspólnie, gdzie wiele spraw załatwia się „hurtowo”.

Nie opłaca się to natomiast deweloperom i sprzedawcom mieszkań oraz różnym firmom handlowym. Np. w dużych rodzinach marnuje się mniej jedzenia, więc mniej się go kupuje. Wynika z tego, że gdyby ludzie myśleli jedynie racjonalnie, ekonomicznie, nie wybieraliby życia każdą rodziną osobno. Raczej skupialiby się w większe grupy. Decyzje o życiu „na swoim” mają raczej podłoże psychologiczne i socjologiczne.

Faktem jest, że różnice pokoleniowe są obecnie bardzo duże. Większe niż dawniej. Ale są one tak drastyczne również z powodu właśnie rozdzielenia pokoleń. To błędne koło – sprzężenie zwrotne. Różnice powodują rozdzielanie, a rozdzielanie sprzyja pogłębianiu różnic. Młodzież nie wie, jak potężna odpowiedzialność czeka ich przy podjęciu samotnego życia. Nie jest tego świadoma, nawet gdy tworzy własne rodziny, ale to obciążenie i wpływa na setki podejmowanych decyzji – między innymi o ilości dzieci. Dobrze to widać w rodzinach, które mimo wszystko trzymają się razem, gdzie dziadkowie są kochani i obecni – tam często rodzi się 3, 4 i więcej dzieci.

Owo rozdzielenie pokoleń jest przyczyną także wielu innych niedobrych zjawisk – np. tego, co widać w Szwecji, gdzie tysiące staruszków umiera w całkowitej samotności, do tego stopnia, że ich ciała zostają w mieszkaniach kilka miesięcy po śmierci (rachunki płacą się automatycznie).

Rozdzielenie, brak oparcia, samotność decyzyjna – powodują też wiele depresji, samobójstw, wzajemnej agresji itp., itd. Wszystkie te zjawiska, które wynikają z poczucia osamotnienia i lęków, zwiększyły się w ostatnich dziesięcioleciach ogromnie.

Błędnie rozpoznają sytuację psycholodzy wyrośli na ideologii lewackiej – którzy kładą nacisk na życie w zgodzie z sobą, całkowicie pomijając życie w zgodzie z otaczającym światem. Pomimo tego, że klienci wychodzą z terapii szczęśliwi i pewni siebie, negatywne zjawiska jeszcze bardziej się pogłębiają.

Duże rodziny wielu kojarzą się z biedą, czasem nawet z patologią. Ten niebezpieczny mit powstał dlatego, że z możliwości „życia na swoim” nie mogą skorzystać tylko rodziny najbiedniejsze, często borykające się z problemami. Popatrzmy jednak na kultury zwane pierwotnymi – te, gdzie ludzie żyją od tysięcy lat w zgodzie z naturą. Nie ma tam luksusów, kafelków w łazienkach, czasem nie ma w ogóle łazienek czy podłogi – ale ludzie wydają się tam szczęśliwi. Matka piastuje 10 z rzędu dziecko i nie narzeka, lecz jest dumna ze swoich pociech, z których starsze już pomagają jej w gospodarstwie.

Wszędzie tam, gdzie nie dotarła nowoczesność, rodziny są liczniejsze. Gdy docierają tam zdobycze cywilizacji, dzietność maleje. Pomimo to jednak byłoby wielkim nietaktem i fatalnym uproszczeniem twierdzić, że rodziny wielodzietne to rodziny zacofane.

Reasumując, jeśli chcemy zatrzymać niż demograficzny, trzeba zrobić wszystko, aby umożliwić życie w większym gronie rodzinnym. Spowoduje to też poprawę spójności całego społeczeństwa, a co za tym idzie, polepszy stosunki międzyludzkie, tak ostatnio zaognione. Na pewno nie można tej sytuacji zmienić na siłę, za pomocą rozporządzeń, ale może warto choć stworzyć możliwość tym, którzy chcieliby tworzyć takie rodziny. Może trochę wypromować temat, dać ulgi dla budownictwa mieszkalnego z większą ilością pokoi, dwiema kuchniami, trzema łazienkami. Być może warto pomyśleć o ulgach podatkowych z racji na mieszkanie wspólne, pokazywać dobre wzorce w filmach czy reportażach.

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Dlaczego 500+ nie zmieniło sytuacji demograficznej” znajduje się na s. 27 marcowego „Kuriera WNET” nr 105/2023.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Dlaczego 500+ nie zmieniło sytuacji demograficznej” na s. 27 marcowego „Kuriera WNET” nr 105/2023

„Każdy znajduje w swoim życiu jakiś porządek praw i wartości, które trzeba utrzymać i obronić.” – Jan Paweł II. Felieton

Od kiedy pamiętam lubiłem i szanowałem Jana Pawła II. Nam Polakom w tamtych, komunistycznych czasach pod lupą i butem „wielkiego brata” z Moskwy, był On nieprawdopodobnie i wyjątkowo potrzebny.

Motto:

„Każdy znajduje w swoim życiu jakiś porządek praw i wartości, które trzeba utrzymać i obronić. Obronić dla siebie i innych”. – Jan Paweł II 

 

Od kiedy pamiętam lubiłem i szanowałem Jana Pawła II. Nam Polakom w tamtych, komunistycznych czasach pod lupą i butem „wielkiego brata” z Moskwy, był On nieprawdopodobnie i wyjątkowo potrzebny. To On, Jan Paweł II sprawdził się w roli prawdziwego odnowiciela całego polskiego narodu. Nie przeszkadza mi to jednak w napisaniu, że w wielu momentach Jego działalność w strukturach Kościoła Katolickiego oceniam jako zachowawczą.

Wiele Janowi Pawłowi II zawdzięczamy i to jest fakt bezdyskusyjny. Osobiście, kiedy patrzę na pole bitwy polsko – polskiej i kopane coraz to nowe okopy podziałów, bardzo brakuje mi tej wspaniałej atmosfery z czasów Jego wizyt w Polsce, zwłaszcza z roku 1979 i lat 80. XX wieku.

Takiej mobilizacji Polek i Polaków, wzajemnego szacunku, braterstwa i wiary w przyszłość – wspólną! –  już nigdy nie doświadczymy. Teraz, po tym pobieżnie czynionym reportażu do z góry nakreślonej tezy, który opiera się na niedomówieniach, przemilczeniach, często stwierdzeniach bez pokrycia, to wszystko zostało upodlone, zdeptane i zabite. Wszyscy za to zapłacimy w chwili próby. A nie daj Boże wojny.

Tomasz Wybranowski

 

„Nie chciejcie ojczyzny, która was nic nie kosztuje”. – Jan Paweł II, z przemowy do polskich parlamentarzystów, z dnia 11 czerwca 1999 r.

Zastanawia mnie jedno, czy kiedykolwiek będzie możliwy rzetelny dialog ze stroną kategorycznie twierdzącą i szafującą oskarżeniami, że „Jan Paweł II umyślnie tuszował i wyciszał przypadki pedofilii albo był na nie obojętny”?

Ale ten moment mojej refleksji jest krótki. Odpowiadam i piszę, że nie! Oskarżyciele Jana Pawła II, reportażysta i jego zaplecze, dążą tylko do kategorycznego ocenienia konkretnych przypadków nadużyć w sposób ahistoryczny, aby ogłosić wszem i wobec złą wolę Jana Pawła II.

Zastanówmy się przez chwilę w jakich to czasach Karol Wojtyła, kiedy w latach 1958 – 1964 był krakowskim biskupem pomocniczym, a następnie arcybiskupem metropolitą krakowskim (lata 1964–1978).

Czy zapominamy i rozgrzeszamy inwigilację środowiska kościelnego przez SB? Pytam atakujących Jana Pawła II i lżących Go. 

Młodzież tak śmiało wykrzykująca z lekkością ośmiogwiazdkowe hasełka dzisiaj, za okrzyk „precz z komuną”, czy udział w jakiejkolwiek demonstracji lądowałaby w więzieniu. W najlepszym wypadku skończyłoby się to pobiciem „białą damą” (policyjną, gumową pałką), albo wysokim kolegium i wyrzuceniem z pracy bądź uczelni. Gdyby nie św. Jan Paweł II tej wolności, której już nie dostrzegamy, by nie było. Bylibyśmy taką Białorusią z prezydentem Łukaszenką jako wodzem narodu. To po pierwsze.

Po drugie, księża mający coś na sumieniu, byli werbowani jako TW (tajni współpracownicy). Donosili, bardzo często kłamali, aby przypodobać się oficerom prowadzącym. Często ze strachu, aby ich grzechy nie ujrzały światła, w wielu wypadkach by dostać brudną, judaszową kasę. Na zdrową logikę zastanówmy się! Skoro wszyscy księża byli pedofilami, zwyrodnialcami i upadłymi, pełnymi słabości ludźmi, to dlaczego SB i Wydział IV powołany przecież do walki z Kościołem Katolickim, nigdy nie zrobili użytku z tych informacji? Czy to nikogo nie zastanawia?

Po trzecie, nie można opierać „wiedzy”, którą autor reportażu nazywa „prawdą”, na jednym tylko źródle, czyli dokumentach Służby Bezpieczeństwa. Są to zeznania z reguły osób, które miały swoje prywatne porachunki z innymi duchownymi czy kościelną hierarchią. Dla jasności dodam, że także nie wierzę we wszystkie „żelazne dowody” z teczek bezpieki na temat prezydenta Lecha Wałęsy.

Po czwarte, uważam, że Kościół Katolicki w Polsce musi otworzyć swoje archiwa najpierw dla historyków dla przeprowadzenia rzetelnej kwerendy, a potem dla dziennikarzy. Kościół musi to zrobić, ponieważ bez tego nie uda się oczyścić z zarzutów, aby przeciąć ropiejący coraz bardziej wrzód. Prawda wyzwala. Tylko prawda…

 

„Nie trzeba nawet dodawać, że nakazywał postępować jak najsurowiej wobec winnych pedofilii we własnych szeregach” – pisał po śmierci Jana Pawła II „Der Spiegel” 

 

Jan Paweł II
Domena Poblczna/ autor Rob Croes (ANEFO)

To Jan Paweł II wprowadził kilka historycznych zmian w „Kodeksie prawa kanonicznego” i nauce Kościoła Katolickiego w walce z wykorzystywaniem dzieci i nieletnich. W wiekach wcześniejszych problem dostrzegano, synody o tym głosiły (o czym w tym tekście nieco dalej), kościelne młyny mieliły wolno a prawa pozostawały często martwe.

Zacznę a chronologicznie. Mało efektywnym ruchem był artykuł 52 konstytucji apostolskiej „Pastor bonus” z czerwca 1988 roku. Konstytucja jak i ten konkretny artykuł reformował Kurię Rzymską przez przekazanie w jurysdykcję Kongregacji Nauki Wiary badania i karania zgłoszonych do niej „poważniejszych wykroczeń” przeciwko moralności.

Zabrakło tam konkretnej listy i wyliczenia „wykroczeń przeciwko moralności” i samego sformułowania „pedofilia duchownych”. Była to jednak historyczna i nadzwyczajna zmiana w prawie kościelnym. Na wniosek Jana Pawła II przerzucono sporą część odpowiedzialności za sądzenie poważniejszych przestępstw z diecezji, gdzie dochodziło często do matactw i ucinania sprawy, bezpośrednio do Watykanu.

Rok później, w listopadzie 1989 roku Watykan przystąpił do sygnowanej przez ONZ „Konwencji o Prawach Dziecka”, która obliguje do ochrony małoletnich przed wykorzystywaniem „w celach seksualnych”.

Artykuł 34

Państwa-Strony zobowiązują się do ochrony dzieci przed wszelkimi formami wyzysku seksualnego i nadużyć seksualnych, Dla osiągnięcia tych celów Państwa-Strony podejmą w szczególności wszelkie właściwe kroki o zasięgu krajowym, dwustronnym oraz wielostronnym dla przeciwdziałania:

nakłanianiu lub zmuszaniu dziecka do jakichkolwiek nielegalnych działań seksualnych;

wykorzystywaniu dzieci do prostytucji lub innych nielegalnych praktyk seksualnych;

wykorzystywaniu dzieci w pornograficznych przedstawieniach i materiałach.

Tutaj jedna uwaga. Stolica Apostolska opatrzyła ją zastrzeżeniem, że

„implementacja Konwencji jest możliwa tylko przy uwzględnieniu specyficznego charakteru państwa watykańskiego i źródeł jego obiektywnego prawa “.

Ważnym wydarzeniem było ogłoszenie przez Jana Pawła II „Katechizmu Kościoła Katolickiego”. W tym zbiorze z 1992 roku pedofilii dotyczą cztery punkty: 2 285, 2 353, 2 356 i 2 389. Pedofilia nazwana jest „zgorszeniem i deprawacją”.

Szczególnie ważny jest artykuł 2 285. Zacytuję go w całości:

 „Zgorszenie nabiera szczególnej wagi ze względu na autorytet tych, którzy je powodują, lub słabość tych, którzy go doznają. Nasz Pan wypowiedział takie przekleństwo: Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych… temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza (Mt 18, 6). Zgorszenie jest szczególnie ciężkie, gdy szerzą je ci, którzy, z natury bądź z racji pełnionych funkcji, obowiązani są uczyć i wychowywać innych. Takie zgorszenie Jezus zarzuca uczonym w Piśmie i faryzeuszom, porównując ich do wilków przebranych za owce.”

Ten zapis koresponduje z wcześniejszym niezwykłym orędziem, które skierował papież Jan Paweł II w maju 1984 roku, podczas pielgrzymki do Korei Południowej. A słowa te wypowiedział w przededniu Międzynarodowego Dnia Dziecka:

„Dzisiaj ja, Jan Paweł II jako przedstawiciel Jezusa, jako biskup Rzymu, daję swą miłość każdemu chłopcu i dziewczynce Korei: każdemu, bez żadnej różnicy. Głoszę waszą ludzką godność jako dzieci Bożych, stworzonych do tego, by uczestniczyć na zawsze w Bożej miłości. Głoszę wasze prawa, bez względu na to, jak małe lub bezbronne jesteście; głoszę obowiązki, które towarzyszą waszym prawom, a które powołane jesteście wypełniać z miłości, by chronić prawa innych. Szczególną miłością darzę każde dziecko, które cierpi, które jest samotne, które jest opuszczone, zwłaszcza to, które nie ma nikogo, kto by je kochał i o nie zadbał.”

W oparciu o decyzje Jana Pawła II, w świetle ogłaszanych przez niego dokumentów, widać wyraźnie, że na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zdawał sobie sprawę z formatu i powagi problemu.

Nikt nie może zarzucić Janowi Pawłowi II, że nie widział wielkiej potrzeby podjęcia powszechnie zakrojonych działań mających na celu przeciwdziałanie przestępstwom seksualnym wobec małoletnim w Kościele Katolickim i karanie ich sprawców. Refleksja Jana Pawła II nie miała jednak tylko wymiaru moralnego, ale też prawny i karny.

Tutaj zacytuję raz jeszcze „Katechizm Kościoła Katolickiego”. W artykule 2 389 przeczytamy:

 „nadużycia seksualne popełniane przez dorosłych na dzieciach lub młodzieży powierzonych ich opiece” są grzechem, będącym „jednocześnie gorszącym zamachem na integralność fizyczną i moralną młodych, którzy będą nosić jego piętno przez całe życie, oraz pogwałceniem odpowiedzialności wychowawczej”.

Czy wobec powyższych faktów można powiedzieć bezwzględnie, że Jan Paweł II nie miał sumienia? To dowody na świadomość papieża o niszczących skutkach tych przestępstw seksualnych w dorosłym życiu ofiar tych okrucieństw. To przecież Jan Paweł II wezwał amerykański episkopat do okresowego sprawozdania do Watykanu.

W czerwcu 1993 r. wysłał list nakazujący „zero tolerancji dla pedofilii”, w którym jednoznacznie, mocno i wyraziście napisał, że „pedofilia to wielkie przestępstwo”.

 

 

Bezkompromisowość działań Jana Pawła II doceniły amerykańskie media z krytycznie nastawionym do Kościoła Katolickiego pismem „Time” na czele. W grudniu 1994 roku, w apogeum doniesień, artykułów i reportaży o pedofilii szerzącej się w amerykańskich diecezjach, redakcja „Time’a” przyznała Mu tytuł „Człowieka Roku”. Oto uzasadnienie:

„W roku, w którym tak wielu ludzi oglądało upadek wartości moralnych albo próbowało usprawiedliwić złe postępowanie, Papież Jan Paweł II z całą mocą głosił wizję prawego i wzywał świat do jej przyjęcia. Za tę jego niezłomność, czy też bezwzględność – jak powiedzieliby jego krytycy – został ogłoszony Człowiekiem Roku”. – napisała redakcja magazynu „Time” 26 grudnia 1994 roku.

Nazywając go Człowiekiem Roku, w laudacji magazynu „Time” przeczytamy także:

 „Jego moc opiera się na słowie, a nie na mieczu… Jest jednoosobową armią, a jego imperium jest zarówno eteryczne, jak i wszechobecne jak dusza”.

Amerykanie, nawet ateiści i bezkompromisowi przeciwnicy Kościoła, przyznawali, że Jan Paweł II „działa w sprawie pedofilii jednoznacznie i bezkompromisowo”. Ale wróćmy na nasze polskie poletko, w mrok czasów poststalinowskich.

 

Prawda (brutalna) lat 50. i 60. XX wieku w komunistycznej Polsce

Dlaczego biskup Karol Wojtyła nie dawał wiary świadectwom? – to pytanie pada w reportażu stacji walczącej o prawdę (nawet tę bolesną) i działającą „z najwyższymi standardami dziennikarskimi”.

Kolejne pytanie, które rozbrzmiewa echem w tym reportażu brzmi: dlaczego biskup krakowski bardziej ufał kościelnym czynnikom i aparatowi niż osobom pokrzywdzonym?

Kilku rozmówców red. M. Gutowskiego wskazuje na ważną rzecz, która wyjaśnia postawę biskupa Wojtyły, późniejszego papieża. Będę posiłkował się słowami George’a Weigela, amerykańskiego pisarza katolickiego i teologa, który napisał najważniejszą (to moja subiektywna ocena) biografii papieża Jana Pawła II „Świadek nadziei”.

 

 

George Weigel podkreśla trudne i bolesne doświadczenia Karola Wojtyły z okresu komunizmu i rozliczne prowokacje służb specjalnych, nie tylko polskich, w stosunku do księży i osób duchownych podlegających jego władzy biskupiej i odpowiedzialności.

Na szczególnych prawach występuje w tym przypadku zagadnienie odpowiedzialności. Jest ona istotna i najważniejsza. Biskup Karol Wojtyła miał głęboko zakodowaną reakcję wiernej i lojalnej obrony księży przed atakami płynącymi z zewnątrz:

Papież pochodził z Polski, kraju naznaczonego represjami wobec kapłanów. Sam tych represji doświadczał i miał świadomość, że kapłani mogą być atakowani i niesłuszne oskarżani o najgorsze rzeczy.

Amerykański teolog i biograf Jana Pawła II zwrócił także uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię wpływającą na możliwości odpowiedniej reakcji Jana Pawła II, po roku 1978 na tragizm i horrorystyczny wymiar przestępstw seksualnych w Kościele Katolickim.

Musimy uświadomić sobie i zrozumieć, że Jan Paweł II nie jest w stanie dbać o dyscyplinę 400 tys. księży. To przede wszystkim odpowiedzialność lokalnych biskupów. Rolą papieża nie jest być na kształt dyżurnego w klasie.  – słowa George’a Weigela z reportażu Pauliny Guzik „Szklany dom”.

Teolog wielokrotnie zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię, mianowicie znacznie mniejszą niż dziś znajomość mechanizmów działania sprawców przestępstw seksualnych. 40 i 50 lat temu psychiatrzy i psychologowie wypowiadali się o księżach – sprawcach przestępstw seksualnych na nieletnich, że „da się ich wyleczyć”. Trudno nie było ufać specjalistom w szczególności, gdy biskupom zależało na księżach. Cytat:

„Wiara w te słowa była błędem, ale był to błąd nieumyślny” – podkreśla do dziś prof. George Weigel.

Tu od siebie dodam, że grzech i zło jest złem i grzechem. Postrzeganie takich przestępstw z powodu rzekomej „niewiedzy o wpływie na ofiary”, albo „zawierzenie w tych sprawach specjalistom i psychologom” nie jest wystarczającym argumentem, szczególnie dla biskupów diecezji, którzy niechętnie raportowali o takich sprawach do Watykanu! Nie można relatywizować moralności, chyba że mamy do czynienia z osobami mającymi problemy natury psychicznej. Ale wtedy należy je izolować od zdrowej tkanki społecznej. Kościół naucza o moralności, więc sam powinien być przykładem.

„Troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka.” – św. Jan Paweł II

Psychologia zajęła się tematem pedofilii dużo wcześniej niż na przełomie lat 80. i 90. XX wieku.  Pedofilia z nazwy pojawia się w psychologii w XIX wieku. Austriacko – niemiecki psychiatra Richard Freiherr von Krafft – Ebing w 1886 r. opublikował „Psychopathia Sexualis”. Naukowiec opisał wyczerpująco jak na owe czasy szereg zaburzeń seksualnych: sadomasochizm, masochizm, homoseksualizm, fetyszyzm i pedofilię (łacińska nazwa: paedophilia erotica).

Źródło: Robert Pastryk / Pixabay.com

Richard Freiherr von Krafft – Ebing definiował ją jako „fakt wyłącznego zainteresowania seksualnego dziećmi w wieku poprzedzającym dojrzewanie płciowe”. Naukowe opracowania na jej temat różnicowały sprawców preferencyjnych (osoby, które odczuwają pociąg seksualny do dzieci) od tych, których czyny pedofilne wynikały z innych uwarunkowań.

W prawie karnym państw europejskich zaostrzenia związane z wykorzystywaniem seksualnym osób niedojrzałych płciowo zaczęły się pojawiać na przełomie XIX i XX wieku. Kontakty płciowe z dziećmi były jednak traktowane tak jak zgwałcenia.

W Polsce przepisy prawne związane z tematem pedofilii zaczęły się pojawiać od roku 1918.

Foto. Pixabay

 

Problem pedofilii szczególnie dostrzegano w USA. Tam na przełomie lat 50. i 60. XX wieku w dochodziło do zjawiska paniki społecznej przed pedofilami. Stąd mamy po dziś dzień rady rodziców dla dzieci, aby nie rozmawiały z nieznajomymi czy nie brały cukierków od pana, co przychodzi na plac zabaw.

Patrząc na powyższe daty, to Kościół Katolicki jako pierwszy pochylił się nad wykorzystywanymi w sposób plugawy dziećmi. Nie zawsze wszystko szło zgodnie z intencjami autorów kodeksów i kar dla przestępców.

I tutaj wbrew krytykom Jana Pawła II twierdzącym, że „jest tylko jeden okres w historii Kościoła, gdy kary za pedofilię zostają radykalnie złagodzone, a […] to okres pontyfikatu Jana Pawła II”, nie są prawdziwe. Dlatego sięgnijmy do historii Kościoła.

 

Z historii Kościoła Katolickiego. Rzecz o tropieniu pedofilii

 

Warto trochę poszperać w książkach i kronikach, nie tylko kościelnych, aby znaleźć sporo konkretów na temat zagadnienia pedofilii (nazywanej wówczas inaczej) i samego prawodawstwa kościelnego.

Pierwsza kościelna kodyfikacja na ten temat to Synod Nablusie i ogłoszenie nowych kanonów w styczniu 1120 roku. Powstały w wyniku prac synodu kodeks był bardzo surowy, jeśli chodzi o nadużycia seksualne. W kanonach od 8. do 11. opisano kary za sodomię. Było to novum w prawie średniowiecznym. Zgodnie z kanonem 8., dorosły sodomita, „tam faciens quam paciens” (zarówno strona aktywna jak i bierna), powinien zostać spalony na stosie. Jeśli stroną bierną jest dziecko lub osoba starsza, to w kanonie 9. czytamy, że

„należy spalić tylko napastnika i wystarczy, aby osoba zniewolona tylko pokutowała”, ponieważ wiedziano, że „zgrzeszyła wbrew swojej woli”.

 

Fot. Pixabay

W przypadku pedofilii kodeks nie przewidywał żadnej taryfy ulgowej, czyn nie podlegał wybaczeniu. Ksiądz lub zakonnik, który dopuścił się takiego przestępstwa natychmiastowo był wydalany ze stanu duchownego i sądzony jak świecki. Trafiał na stos.

Kolejną regulacją prawną, tym razem już dla całego Kościoła Katolickiego były Sobory Laterańskie (I. 1123, II. 1139, III. 1179, IV. 1215 i V. 1512 – 1517). W skrócie ich dekrety, które w większości trafiły do zbioru prawa kościelnego, zakazywały duchownym wszelkiej aktywności seksualnej ze szczególnie ciężkimi karami za „sodomię”, do której zaliczano wówczas także pedofilię. Również karą było wydalenie ze stanu duchownego i kara zgodnie ze zwyczajami miejscowymi, najczęściej kara śmierci.

Sobór Trydencki (1545 – 1563) również szedł linią wcześniejszych koncyliów. Duchownych, którym udowodniono ohydne (ale nienazwane) przestępstw przeciwko naturze (a więc i pedofilię) należało zdegradować, pozbawić wszelkich tytułów, wydalić ze stanu duchownego i przekazać władzom świeckim. To oznaczało karę śmierci.

Tutaj jedna uwaga i rzecz o zawodnym „czynniku ludzkim”, który dąży ku złemu i grzechowi. Tak twierdzi chociażby autorka krańcowo różnie ocenianej książki „The Corrupter of Boys” Dyan Elliott:

„Faktyczny zakaz nazywania grzechu działał jak ukryte zezwolenie dla władz kościelnych na całkowite ignorowanie go. Gdy podczas Soboru Laterańskiego III ostatecznie zakazano duchownym sodomii, cała dwuznaczność zawarta w eufemizmie „grzech, którego nie wypada nazywać” stała na przeszkodzie jakiemukolwiek znaczącemu ściganiu przestępstw. Mimo to rosnący rozdźwięk pomiędzy zakazem a milczącym przyzwoleniem nie pozostał niezauważony. Angielscy lollardowie wyraźnie zakwestionowali tabu wokół stosowania terminu „sodomia”, dostrzegając bezpośredni związek między werbalnym tłumieniem a zgodą na skryte wykorzystywanie”.

Fot. congerdesign (CC0, Pixabay.com)

W następstwie reform trydenckich umocniono rolę inkwizycji w zwalczaniu zjawiska. Kary za pedofilię były tak surowe, że w wielu dokumentach historycznych i kronikach natrafimy na opisy, że sprawcy sami potrafili stawić się dobrowolnie przed sądem kościelnym, aby ubiec trybunał inkwizycyjny przed pojawieniem się w mieście.

Od czasów Piusa IX zrezygnowano z praktyki wydawania duchownych w ręce świeckie, ale podtrzymano obowiązkowe wydalenie ze stanu duchownego.

„Kodeks prawa kanonicznego” Benedykta XV z 1917 roku mówi wprost o „obowiązkowej suspensie, obłożeniu infamią, pozbawieniu godności i sprawiedliwych karach”, z wydaleniem ze stanu duchownego włącznie:

w kanonie 1 395 przeczytamy, że „za wykroczenie przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu z osobą małoletnią powinno być karane sprawiedliwymi karami, włączając w to wydalenie ze stanu duchownego”.

Wśród kar wymieniono zawieszenie w obowiązkach, obłożenie infamią, pozbawienie urzędu, beneficjum, godności i funkcji.

Następny dokument to datowany na rok 1922 „Crimen Sollicitationis” / „O przestępstwie nagabywania”, w którym nakazano przekazywanie spraw najcięższej wagi (w tym pedofilii) do Świętej Kongregacji Świętego Oficjum. Ten dokument wydany przez Święte Oficjum (dawna nazwa Kongregacji Nauki Wiary) został potwierdzony przez papieża Jana XXIII w roku 1962.

Buty Jana Pawła II

 

Instrukcja omawia postępowanie w razie podejrzenia, że w trakcie spowiedzi duchowny dopuścił się namawiania penitenta do popełnienia grzechu przeciwko VI przykazaniu „nie cudzołóż” (inaczej solicytacji). Specjalne procedury biorą pod uwagę tajemnicę spowiedzi, czyli obowiązek zachowania milczenia przez księdza na temat tego, co usłyszał w trakcie spowiedzi.

Dlatego instrukcja nakazywała zachowanie szczególnej poufności w trakcie dochodzenia. Pod groźbą kościelnej klątwy (ekskomuniki) trwał obowiązek milczenia przez osoby biorące w nim udział. Nakaz ten dotyczył również osoby składającej skargę oraz świadków.

W oparciu o ten dokument podnosił się wielokrotnie zarzut, że „istniał dokument, który nakazywał milczeć hierarchom i biskupom, aby sytuacje na temat przestępstw seksualnych księży nie wychodziły na światło dzienne”.

I tutaj dochodzimy do kuriozum ataków na Jana Pawła II, że „we wcześniejszych wiekach Kościół sprawców gwałtów dzieci i uwodzeń nieletnich traktował surowo, zaś za czasów pontyfikatu Jana Pawła II im pobłażano”.

To historyczne repetytorium przedstawiłem i muszę je opatrzeć jednym komentarzem: z respektowaniem i stosowaniem szerokiego wachlarza kar dla przestępców seksualnych na przestrzeni wieków w Kościele Katolickim nie było najlepiej.

Zaczęło się to zmieniać, kiedy papieżem został Jan Paweł II. I zacznę od

Zmiany w „Crimen Sollicitationis” / „O przestępstwie nagabywania”

Instrukcja, którą wspomniałem, obowiązywała do roku 2001, kiedy nowe przepisy listem apostolskim wprowadził Jana Pawła II. Ten list został później uzupełniony jeszcze przez ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary kardynała Józefa Ratzingera.

W dokumencie określone zostały szczegółowo przewinienia podlegające rozpatrzeniu właśnie przez Kongregację Nauki Wiary. Wymieniono także szczegółowo grzechy przeciwko VI przykazaniu, w tym współżycie z osobą poniżej 18. roku życia. W przepisach nie pojawia się już nakaz milczenia, znajduje się tam natomiast informacja o tym, że owe sprawy objęte są tajemnicą papieską, a zatem dokumenty z postępowań nie podlegają ujawnieniu.

Ta tajemnica została zniesiona w grudniu 2019 roku przez papieża Franciszka, z adnotacją, że „nie można wymagać ani od osoby pokrzywdzonej, ani od świadków, składania obietnicy o milczeniu”.

 

Jan Paweł II
Domena Pobliczna/ autor Rob Croes (ANEFO)

Unikalna zmiana w stosowaniu i egzekwowaniu prawa kościelnego

Jan Paweł II ogłosił „Kodeks prawa kanonicznego” 25 stycznia 1983 roku, który zastąpił poprzedni dokument z 1917 roku, przyjęty za czasów Benedykta XV. Wcześniej dewiacja pedofilii była opisana w ramach kanonu 1 395 § 2, w dziale „Przestępstwa przeciwko specjalnym obowiązkom”. Przepis brzmiał następująco:

„Duchowny, który w inny sposób wykroczył przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu, jeśli jest to połączone z użyciem przymusu lub gróźb, albo publicznie lub z osobą małoletnią poniżej lat szesnastu, powinien być ukarany sprawiedliwymi karami, nie wyłączając w razie potrzeby wydalenia ze stanu duchownego”.

W nowym Kodeksie, który powstał za czasów Jana Pawła II, brzmienie kanonu 1 395 pozostało takie samo i należał on do tego samego działu. Ale ważne są jego kolejne modyfikacje! Po noweli kodeksu ów kanon przeniesiony został do działu „Przestępstwa przeciwko życiu, godności i wolności człowieka” i znajdziemy go pod numerem 1 398, gdzie przeczytamy:

„Pozbawieniem urzędu i innymi sprawiedliwymi karami, nie wyłączając wydalenia ze stanu duchownego, jeżeli na to wskazuje dany przypadek, powinien być ukarany duchowny:

 – który popełnił przestępstwo przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu z małoletnim lub z osobą, która na stałe używa rozumu tylko w ograniczonym zakresie, lub z osobą, której prawo przyznaje taką samą ochronę;

– który uwodzi albo nakłania małoletniego albo osobę, która na stałe używa rozumu tylko w ograniczonym zakresie, albo osobę, której prawo przyznaje taką samą ochronę, do ukazywania się w sposób pornograficzny lub do uczestniczenia w rzeczywistych bądź symulowanych przedstawieniach pornograficznych”.

Duchowny popełniający przestępstwa, o których mowa winien być ukarany odpowiednio do wagi przestępstwa, nie wyłączając wydalenia lub pozbawienia urzędu. Przypomnę, że podstawowym aktem prawnym w Polsce, który określa kary za pedofilię, jest „Kodeks karny” i Art. 200, który przewiduje karę od 2 do 12 lat pozbawienia wolności za obcowanie seksualne z osobą poniżej 15. roku życia.  Jan Paweł II podniósł ten wiek w „Kodeksie prawa kanonicznego” do 18 lat, o czym za chwilę.

„Pedofilia to jedno z najcięższych przestępstw” – św. Jan Paweł II

Św. Jan Paweł II uznał kategorycznie i nazwał pedofilię „jednym z najcięższych przestępstw”. I tutaj dochodzimy do kolejnego dokumentu, który wszedł w życie za jego pontyfikatu. To wydany w roku 2001 „Sacramentorum sanctitatis tutela” – „Ochrona świętości sakramentów” wedle którego „krzywdę popełnioną dziecku w sferze seksualnej uznano za jedno z najcięższych przestępstw kościelnych”.

W dokumencie wiek zabroniony wynosi już 18 lat, a nie jak poprzednio 16. Po wprowadzonych zmianach czytamy w dokumentach kościelnych, że:

1. Najcięższymi przestępstwami przeciw obyczajom, które osądza tylko Kongregacja Nauki Wiary, są: przestępstwo przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu, popełnione przez duchownego z nieletnim poniżej osiemnastego roku życia; w tym numerze zrównana jest z nieletnim osoba, która trwale jest niezdolna posługiwać się rozumem; nabywanie albo przechowywanie, lub rozpowszechnianie w celach lubieżnych materiałów pornograficznych, przedstawiających nieletnich poniżej czternastego roku życia, przez duchownego – w jakikolwiek sposób i za pomocą jakiegokolwiek urządzenia.

2. Duchowny popełniający przestępstwa, o których mowa w § 1, winien być ukarany odpowiednio do wagi przestępstwa, nie wyłączając wydalenia lub pozbawienia urzędu.

Po zmianach wprowadzonych za Jana Pawła II wszystkie przypadki wykorzysywania seksualnego nieletnich podlegają prawodawstwu Watykanu i muszą być zgłaszane do Kongregacji Nauki Wiary. Jak czytamy:

„Jeśli ordynariusz lub hierarcha otrzyma wiadomość, przynajmniej prawdopodobną, o popełnieniu przestępstwa zastrzeżonego, po przeprowadzeniu badania wstępnego winien powiadomić o tym Kongregację Nauki Wiary, która z wyjątkiem ewentualnego zastrzeżenia dla siebie sprawy (z powodu szczególnych okoliczności) wskazuje ordynariuszowi lub hierarsze sposób postępowania”.

Decyzja ta dowodzi wprost, że Jan Paweł II zdawał sobie sprawę z powagi i z globalnej skali charakteru kryzysu w Kościele Katolickim spowodowanym wykorzystaniem seksualnym dzieci i młodzieży.

Przyjęto normę „zero tolerancji”, a potwierdzenie oskarżeń miało skutkować usuwaniem ze stanu duchownego. To był moment przełomowy.

Bazylika św. Piotra, Watykan, fot. Radomil (CC-BY-SA-3.0) Wikimedia Commons

 

W tamtym czasie Jan Paweł II skierował do Kongregacji Nauki Wiary, kierowaną przez kardynała Josepha Ratzingera, prałata Charlesa Sciclunę. Maltański kapłan stał się słynnym z powodu niezłomnego tropienia pedofilii. Jako promotor sprawiedliwości kierował oczyszczaniem Kościoła i wykrywaniem sprawców przestępstw seksualnych.

13 listopada 2018 papież Franciszek powołał go na stanowisko sekretarza pomocniczego Kongregacji Nauki Wiary. Każdy kto twierdzi, że w kodeksie prawa kanonicznego, wprowadzonym dokładnie 40 lat temu, za pontyfikatu Jana Pawła II, „pedofilia została przeniesiona z grupy przestępstw najcięższych do pospolitych” manipuluje i rażąco mija się z prawdą!

Inną sprawą jest to, że według kwerendy z 2019 roku, przeprowadzonej przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, spośród 270 zakończonych już w Polsce procesów kanonicznych dotyczących przestępstwa wykorzystywania seksualnego małoletnich przez osoby duchowne (lata 1990 – 2018) tylko 25,2 proc. spraw zakończyło się wydaleniem ze stanu duchownego. I tym powinien zająć się Konferencja Episkopatu Polski.

Pułapki czasów i na skrzyżowaniu dziejowych wyzwań

Wróćmy jednak do osoby św. Jana Pawła II. Jako biskup krakowski Karol Wojtyła żył jeszcze w czasach, o których nie chce się pamiętać, a reportażyści stacji działającej „z najwyższymi standardami dziennikarskimi” nie ukazują młodym widzom tła i specyfiki lat komuny w Polsce.

Gdynia, 17.12.1970 r. / Fot. Edmund Pelpliński / Wikimedia Commons

W czasie walki systemu z Kościołem Katolickim późniejszy papież Jan Paweł II był między przysłowiowym młotem a kowadłem. Trudnym w tamtych czasach było mówienie czegoś demoralizującego na księży i osoby duchowne, bez osłabiania ducha narodu i wywołania zgorszenia społecznego.

Czy można było pozwolić na pęknięcie monolitu Kościoła, który jawił się jako bastion przeciw zniewoleniu i komunizmowi? Moim zdaniem absolutnie nie! Nawet jeśli wiedział o kilku sprawach, to załatwienie ich w inny sposób absolutnie nie mogło być celowe.

W czasie pontyfikatu Jan Paweł II musiał mieć bardzo dużo wątpliwości odnośnie do poczynań biskupów, kiedy stanowczo zdecydował, że rozstrzygający głos w osądzaniu spraw zawiązanych z wykorzystywaniem seksualnym młodocianych i dzieci ma Stolica Apostolska. O czym już wspominałem.

Przekazanie tych spraw pod bezpośredni nadzór Kongregacji Nauki Wiary było ze strony Jana Pawła II wielkim dowodem nieufności co do zdolności episkopatów w zakresie właściwych i szybkich działań w przypadkach pedofilii i wykorzystywania dzieci.

„Wypaczone pojęcia wolności, rozumianej jako niczym nieograniczona samowola, nadal zagrażają demokracji i wolnym społeczeństwom.” – słowa św. Jana Pawła II z „Autobiografii”.

 

Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Obserwuję od kilku dni internetowe fora, gdzie pełno obelg, wyzwisk, gróźb karalnych i totalny brak szacunku dla siebie nawzajem. Nazwać owe fora kloaką czy szambem to wysoce wyszukany komplement.

Czyżby wielu komentujących należało do ogromnego grona fanów komunistycznej SB (jeśli członkowie rodzin, to niechętnie, ale zrozumiem), które tworzyło nową rzeczywistość pod dyktat komunistycznej Moskwy niszcząc jak tsunami polskie autorytety.

Ktoś powie bzdury! Jeśli tak, to co z uwięzieniem błogosławionego Stefana kardynała Wyszyńskiego, prześladowania i zamordowanie błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki, uśmiercenia przez nieznanych sprawców wielu księży, w tym zamordowanego pół roku (sic!) po obradach „okrągłego stołu” księdza Sylwestra Zycha?!

Czy ktoś jeszcze pamięta księdza Romana Kotlarza, niezłomnego kapelana i uczestnika protestu robotników w 1976 roku, nazywanych „wydarzeniami radomskimi”. To kolejny duchowny prześladowany, nękany, kłamliwie pomawiany, wreszcie brutalnie pobity i torturowany przez oprawców Służby Bezpieczeństwa, w których wyniku zmarł.

Fot. domena publiczna

Częstą praktyką stosowaną przez Wydział IV było kuszenie księży i biskupów poprzez podstawionych agentów i agentki, a oni – absolutnie ich nie usprawiedliwiam – wpadali w te zastawione sidła i do końca swoich dni chodzili na smyczy esbeckiej. Nie o wszystkim wiemy, bo do dziś większość praktyk SB nie jest jawna.

Na temat sposobu działań SB mogą wypowiedzieć się liczni artyści, dziennikarze, pracownicy naukowi i prawnicy, którzy także poddawani byli tym machinacjom i podpisywali papiery na samych siebie.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Z tych też powodów, z całego serca wspieram ze wszystkich sił księdza Tadeusza Isakowicza – Zaleskiego, który od ponad trzech dekad nawołuje polski Kościół Katolicki by wreszcie oczyścił się i ujawnił w pełnej rozciągłości agenturalną przeszłość pewnej części kleru z czasów komunistycznych.

Często to powtarzam i zrobię to raz jeszcze! Polski Kościół ewidentnie nie jest w stanie podołać moralnemu i historycznemu zadaniu przecięcia agenturalnego węzła gordyjskiego.

Wiemy, że abp. Leszek Głódź był informatorem SB. Wielu innych wysokich rangą biskupów także. Ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zalewski dostrzega ważną nić, która łączy wiele patologicznych spraw.

Nieustraszenie twierdzi, że skutkiem nieprzeprowadzenia lustracji w polskim Kościele Katolickim są panoszące się lobby homoseksualne i ukrywanie pedofilii.

W emitowanym w stacji TVN materiale red. M. Gutowskiego zabrakło obok wielu rzeczy także tła historycznego. Zabrakło interpretacji do przeszłości PRL – u z agenturą SB i nawiązań do teraźniejszości. Mimo upływu lat ciągle tajni agenci, teczki, szantaże i wymuszenia wiszą nad Polską świecką i kościelną.

„Potrzeba nieustannej odnowy umysłów i serc, aby przepełniała je miłość i sprawiedliwość, uczciwość i ofiarność, szacunek dla innych i troska o dobro wspólne, szczególnie o to dobro, jakim jest wolna Ojczyzna.” – Jan Paweł II w początkach swojego pontyfikatu.

 

fot. Wikipedia.
Milicja katuje ludzi na ulicy Kochanowskiego.

 

Od lat głoszę smutną tezę, że wszystkie stany i grupy zawodowe w Polsce, z ich wieloma autorytetami i liderami skąpane są w agenturze! To efekt sowieckiego zniewolenia i grubej linii (niektórzy mówią i piszą o „kresce”) premiera Mazowieckiego spoza (?) układu komunistycznego.

Tego jednak stacja TVN już nie pokazała, ponieważ musiałaby powrócić do swoich korzeni i „ojców założycieli” nieżyjących już panów Waltera i Wejherta.

Brak lustracji, która byłaby oczyszczeniem, skutkuje i skutkować będzie tego typu newsami, reportażami i artykułami, jak chociażby o św. Janie Pawle II. Teczki SB widział między innymi Adam Michnik, który jednak powiedział o Janie Pawle II ważne słowa:

Jan Paweł II to jedna z najwybitniejszych postaci życia publicznego w polskiej historii XX wieku. Nie ma ludzi, którzy nie popełniają błędów, są wykuci z jednej skały i święci w każdym wymiarze. Ja staram się myśleć o całym dorobku i życiu Jana Pawła II. I jeżeli przyjąć, że w tej sprawie on pobłądził, to nie może to unieważniać wszystkich jego dokonań. Zbyt wiele mu zawdzięczam i jestem zdania, że zbyt wiele zawdzięcza mu Polska, żeby sprowadzać jego pontyfikat do tego jednego wątku. Choć jednocześnie uznaję, że spoczywa na nim, jako zwierzchniku Kościoła, część odpowiedzialności za te straszne błędy i ohydne zdarzenia.

Napiszę rzecz, która wielu może się nie spodobać. Mając do wyboru wygranie wolności dla Polski i połowy Europy, a uganianie się za kilkoma księżmi obarczonymi nietypowymi skłonnościami (których nazywam dewiantami i przestępcami seksualnymi), św. Jan Paweł II wybrał sprawę o znacznej większej skali i ciężarze, bo ofiarował połowie Europy wolność. Bowiem dał nam Polakom poczucie dumy, jedność i wspólnotowość.

Tylko co my sami z tymi wartościami zrobiliśmy? Co z nimi robimy?!!! Pytam polityków, duchownych, artystów, dziennikarzy i zwykłych Kowalskich opluwających pod przykrywką internetu sprzed monitora komputerów innych Kowalskich – Polaków. Pytam nas wszystkich!

Dziś wszyscy z zadziwiającą gorliwością dokonują teraz bezzwłocznych sądów kategorycznych. Dzieje się to w przestrzeni publicznej, na forach internetowych w sposób bezrefleksyjny i bezkrytyczny. Jesteśmy świadkami sądów kapturowych. Oby to nie obróciło się przeciwko samym „sędziom”.

Fot. Silar / Wikimedia Commons

W latach wyborów parlamentarnych pojawiają się cyklicznie materiały (teraz po raz kolejny), które uderzają w Kościół Katolicki. Czyżby „stary system” kombinował teraz w inny sposób jakby tu ograć Polaków? 

Reportaż red. M. Gutowskiego wpisuje się w proces grillowania Zjednoczonej Prawicy przez „nowoczesne, europejskie siły”.  Wiemy już, że walka o praworządność i demokrację to tylko licha ściema. Wiemy już, że w Brukseli można kupić dowolną rezolucję albo odpowiednią ustawę. W tak chorym i kłamliwym kształcie Unia Europejska nie przetrwa.

Patrząc na boje polityczne w naszym kraju w roku wyborczym odnieść można wrażenie, że zarzuty wobec Jana Pawła II tak naprawdę schodzą na drugi plan. Celem jest jak zwykle – NIESTETY! – polityka i nadchodzące wybory. A zasługi papieża Polaka, jak były, tak są i będą niezaprzeczalne dla naszej wolności od komunizmu i radzieckiego knuta.

Pytania z dysonansem poznawczym 

Fot. CC0, Pixabay

 

Mimo pięćdziesiątki na karku nie rozumiem pewnej rzeczy. A dzieje się tak, gdy przyglądam się ostatnim dyskusjom na rzeczony temat. Oto, kiedy ktoś broni polskiej kultury, religii, ludzi zasłużonych dla naszej wolności, a nawet świętego, od którego zaczęła się nowa era Polski w cywilizowanym świecie, to pada od razu zarzut, że „ktoś chce coś ugrać politycznie”.

Natomiast jeżeli ktoś niszczy uznane autorytety i idee, to wtedy szuka sprawiedliwości (sic!). Pachnie brzydko coraz bardziej hipokryzją.

My Polacy jesteśmy rzeczywiście dziwnym narodem. Narodem cudacznym wręcz! Potrafimy po mistrzowsku niszczyć swój wizerunek, zohydzać symbole i niszczyć bohaterów na oczach świata. Z zaświatów marszałek Józef Piłsudski krzywi się, że niestety prawie sto lat temu… miał rację, wieszcząc permanentne ciężkie czasy:

„Polskę być może czekają i ciężkie przeżycia. Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym”.

Najpierw był Lech Wałęsa, który dla mnie osobiście dokonał rzeczy wielkich. I gdyby przyznał się do chwil słabości, ludzkiego strachu i porzucił brzemię monstrualnego ego, to do tej pory byłby wielki. Teraz do kruszarki „pełna najwyższych standardów” stacja telewizyjna wrzuciła św. Jana Pawła II. A kto później? Może Tadeusz Kościuszko? Przy biogramie innego bohatera Polski i Stanów Zjednoczonych Kazimierza Pułaskiego już się majstruje. Toczą się, na razie nieśmiałe, dyskusje na temat „Jego prawdziwego gender”.

Jedno jest pewne! Pedofilię trzeba zwalczać i to nie tylko w gronie duchownych, ale i wśród artystów, posłów, celebrytów, działaczy LGBT. Nikogo z tych bandytów nie wolno chronić, czy to prominentnych działaczy związanych z Platformą Obywatelską (ostatni dramat z samobójczą śmiercią syna posłanki PO), czy jakąkolwiek inną, bywalców – lubieżników „Zatoki Sztuki” w Sopocie, czy biskupów i księży. NIKOGO!!!

Podczas jednej z wizyt w Polsce św. Jan Paweł II mówił do nas Polaków, właściwie wykrzyczał to:

„Przestańcie mi bić brawo! Zacznijcie mnie w końcu słuchać!”

Na koniec przestrzegam przed wędrówką do królestwa absurdu. Bardzo łatwo jest także i dziś zażyć tabletkę Multi – Binga. Z jeszcze większą łatwością jednak przychodzi człowiekowi zrobienie absolutnie wszystkiego z drugim człowiekiem.

                                                                                                                  Tomasz Wybranowski

 

Rosja powinna zostać podzielona, nawet jeśli wiele obszarów jest zamieszkanych w większości lub tylko przez Rosjan

Tylko w filmach są możliwe błyskawiczne zmiany. Ale wyłącznie nowe pokolenie może coś zmienić. Wszystko już zostało opisane w Biblii; nie na darmo Mojżesz przez 40 lat prowadził Żydów przez pustynię.

Piotr Mateusz Bobołowicz, Maksim Kuzachmietow

Który naród Federacji Rosyjskiej Pan reprezentuje?

Jestem Rosjaninem. Urodziłem się i mieszkałem całe życie w Petersburgu. Z pewnością imperium rosyjskie, ostatnie imperium na ziemi, rozpadnie się. Chciałbym, żeby wówczas mój region rodzinny stał się małym państwem nad brzegiem Bałtyku, ze stolicą w Petersburgu, i żeby nazywał się Ingria, a nie „obwód leningradzki”. Chcę, aby był prawdziwą europejską demokracją, z pełnią praw w rodzinie narodów europejskich.

Z Moskwą czy bez?

Bez Moskwy. Idealną opcją byłby rozpad Rosji po prostu wzdłuż granic istniejących podmiotów Federacji na prawie 80 nowych, niepodległych państw.

Tę kwestię można poddać międzynarodowemu arbitrażowi. Mimo że wiele obszarów jest zamieszkanych w większości przez Rosjan albo tylko przez nich, i tak Rosja powinna zostać podzielona. Chodzi tu przede wszystkim o bezpieczeństwo Europy, żeby imperium nie odrodziło się nawet w okrojonej formie i żeby ponownie nie dokonywało agresji.

Na świecie istnieje wiele precedensów, gdy ludzie tej samej narodowości mieszkają w różnych krajach. Austriacy pewnie polemizowaliby ze mną, że nie są Niemcami, ale jest to jeden język, jedna kultura i dwa różne państwa. Być może bardziej jaskrawym przykładem jest Ameryka Łacińska, gdzie po upadku imperiów wszyscy, poza Brazylią, mówią tym samym językiem i nie różnią się religijnie. Dominuje jedna kultura, oglądają te same programy telewizyjne, ale nie nazywają siebie Hiszpanami, tylko Chilijczykami, Argentyńczykami, Kostarykańczykami… To jest droga, którą Rosja musi przejść. (…)

Mamy dostęp do internetu i możemy czerpać wiedzę z całego świata. Dlaczego obywatele Federacji Rosyjskiej wciąż wierzą propagandzie Kremla?

Ten proces trwa od setek lat. Żyli w niewoli. Za cara to niewolnictwo nazywano pańszczyzną. Ponad 90% ludności żyło w ten sposób. Potem żyli pod stalinowskim reżimem. Chłopi nigdy nie zaznali wolności i nie mogli decydować o własnym losie. Taka psychologia utrwaliła się w rosyjskim narodzie.

Jednocześnie przez wieki wmawiano Rosjanom, że są narodem wybranym i mają misję „starszego brata”. Tłumaczono, że jesteśmy lepsi i mądrzejsi. Dodatkowo poczynania władców oceniano tylko według jednego kryterium – czy państwo się powiększyło? Wszyscy władcy tylko do tego dążyli. Putin jest jednym z nich.

Ludzie mogą żyć w nędzy, umierać z głodu, byle ojczyzna nasza rosła. Ta psychologia nie zniknęła, jest w sercach i duszach ludzi. Trzeba od 20 do 40 lat, aby dorosło nowe pokolenie, wolne od tego imperialnego szaleństwa.

Owszem, Rosjanie mają dostęp do dowolnych mediów. To nie są czasy stalinowskie ani carskie, kiedy chłopi nie umieli czytać. Jednak Rosjanie nadal masowo wybierają imperialistyczne zasoby propagandowe. Na przykład Telegram, gdzie nie ma cenzury, jest dostępny dla wszystkich w Rosji, ale większość użytkowników wybiera imperialistyczne, propagandowe kanały. Rosjanie mają wybór, a jednak szukają poparcia dla tego, w co wierzą: że jesteśmy dobrzy, ale osaczeni przez wrogów i dlatego musimy wojować. (…)

Najważniejsze to wyzwolić mentalność.

Zgadzam się z Panem. W tej kwestii nie mam złudzeń. Ponownie odniosę się do Niemiec po 1945 roku. W latach 50. miliony Niemców powtarzały: po prostu dobrze wykonywałem swoją pracę, ja tylko wykonywałem rozkazy. Dlaczego miałbym mieć poczucie winy i ponosić odpowiedzialność? Dopiero pokolenie lat 60. przeklinało swoich rodziców, przeklinało Hitlera. Czuło się winne za wszystko, co Niemcy zrobiły m.in. Polsce, co uczyniły podczas Holokaustu.

Bardzo ciężko jest zmienić mentalność. Tylko w filmach są możliwe błyskawiczne zmiany. Ale wyłącznie nowe pokolenie może coś zmienić. Wszystko to już zostało opisane w Biblii, nie na darmo Mojżesz przez 40 lat prowadził Żydów przez pustynię, aby pozbyć się psychologii niewolników po niewoli egipskiej. Rosja musi przejść tę samą drogę.

40 lat to jest minimum, aby coś zmienić. Trzeba będzie znosić upokorzenia i przeżywać dramaty, martwić się o naszą kulturę, ale bez tego nie będzie wyzwolenia.

Cały wywiad Piotra Mateusza Bobołowicza z Maksimem Kuzachmietowem, pt. „Rosja potrzebuje zmiany pokoleń, znajduje się na s. 10 marcowego „Kuriera WNET” nr 105/2023.

 


  • Marcowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Piotra Mateusza Bobołowicza z Maksimem Kuzachmietowem, pt. „Rosja potrzebuje zmiany pokoleń”, na s. 10 marcowego „Kuriera WNET” nr 105/2023

Dr Gontarczyk: materiały SB mogą być wiarygodne, ale wymagają rzetelnego zbadania

Featured Video Play Icon

Piotr Gontarczyk / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Film „Franciszkańska 3” został zrobiony pod tezę. Wyłączyłem go w połowie, bo nie dało się tego oglądać – mówi historyk.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Ks. Isakowicz-Zaleski: dla oczyszczenia Kościoła konieczne jest otwarcie archiwów. Czekam na interwencję Watykanu

Prof. Żaryn: źródła, na których oparto zarzuty wobec św. Jana Pawła II, nie zostały poddane krytycznej analizie

Featured Video Play Icon

Prof. Jan Żaryn / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Kościół nie może dopuszczać do swoich archiwów ludzi budzących moralne zastrzeżenia. Te archiwa to bardzo wrażliwa przestrzeń – mówi historyk.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

Ks. Isakowicz-Zaleski: dla oczyszczenia Kościoła konieczne jest otwarcie archiwów. Czekam na interwencję Watykanu