Dr Hałat: Rzekoma szczepionka na koronawirusa to ustawka. Politycy ukrywają coś znacznie ważniejszego

Były Główny Inspektor Sanitarny przestrzega przed zbyt szybką radością z wynalezienia szczepionki przeciw koronawirusowi. Wskazuje, że nie zakończyły się jeszcze jej testy kliniczne.

Wczoraj świat wpadł w szał, zgodnie z lobbingowym założeniem producentów szczepionek.

[related id=129114 side=right]Dr Zbigniew Hałat zaprzecza, jakoby ogłoszony wczoraj przez firmę Pfizer sukces prac nad szczepionką przeciw koronawirusowi rzeczywiście miał miejsce. Zaznacza, że w tej chwili mamy do czynienia z wydarzeniem typowo lobbingowym:

Mamy dopiero kandydata na szczepionkę. Przypadki działań niepożądanych są wciąż badane. Przypominają się czasy komunizmu, kiedy sekretarze partii domagali się szybkiego hodowania bakterii do walki z salmonellą

Podobne naciski polityczne są z punktu naukowego bezsensowne, a do tego niepotrzebne. Najbardziej entuzjastycznie na wiadomość o wynalezieniu szczepionki zareagował prawdopodobny prezydent-elekt  USA Joe Biden. Na zwołanej z tej okazji konferencji prasowej stwierdził, że jest to świetna wiadomość. Tymczasem zdaniem byłego Głównego Inspektora Sanitarnego

Wydaje się, że to jedynie ustawka. Takie reakcje są politycznie niedojrzałe.

Zauważa, że kilkanaście firm pracowało przy wsparciu finansowym amerykańskiej administracji, a akurat Pfizer nie. W opinii gościa „Poranka WNET” dobrym przesłaniem wystąpienia byłego wiceprezydenta USA było zachęcenie do noszenia maseczek. Ocenia, że

Zapewne rządy ukrywają coś znacznie ważniejszego.

Epidemiolog apeluje o opracowanie jednolitego systemu umożliwiającego prognozowanie rozwoju epidemii.  Powinny one pozwolić na porównywanie państw między sobą. Zauważa, iż istnieje 2100 mutacji koronawirusa:

W każdej chwili może pojawić się nowa mutacja koronawirusa i szczepionka Pfizera przestanie być cokolwiek warta.

[related id=128904 side=right] Dr Hałat odnosi się również do kwestii leczenia COVID-19 amantadyną. Ocenia, że naganne jest zarządzenie przez polityków leczeniem. Stwierdza, iż nie widzi powodu, by w Polsce nie można byłoby stosować hydroksychlorochiny. Tymczasem amantadynę wycofuje się nawet z leczenia grypy ze względu na udowodnioną nieskuteczność.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.W.K.

Prof. Czauderna: W dobie pandemii kluczowym problemem jest deficyt lekarzy. Nie da się go szybko zlikwidować

Kierownik Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego mówi o kondycji polskiej służby zdrowia podczas pandemii.

Polska służba zdrowia nigdy nie miała do czynienia z tak ogromnym wyzwaniem jak pandemia koronawirusa. Wiosna to była tylko drobna przymiarka.

Profesor Piotr Czauderna wyraża obawę, że dalsze testowanie polskiego systemu ochrony zdrowia doprowadzi do równie dramatycznej  sytuacji, z jaką wiosną mierzyła się m.in. włoska Lombardia:

Wszyscy boją się, że system przestanie być wydolny. Braku lekarzy i pielęgniarek nie da się nadrobić w miesiąc. Na ich wykształcenie potrzebne są lata.

Coraz szybciej kurczy się również baza wolnych łóżek dla pacjentów chorych na COVID-19

Gość „Poranka WNET” ocenia, że zapowiadane przez wicepremiera Jarosława Gowina rozwiązania nakazujące młodym lekarzom pozostanie w kraju po studiach mogą być niezgodne z Konstytucją. Jak dodaje profesor Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego:

Problem emigracji lekarzy nie jest jednak tak palący jak jeszcze kilka lat temu.

Rozmówca Magdaleny Uchaniuk uwypukla pilną konieczność szczegółowych wytycznych  leczenia innych chorób w dobie pandemii.

Poruszony zostaje temat poszukiwania nowych metod leczenia COVID-19 w związku ze sprawą dr Włodzimierza Bodnara, stosującego amantadynę:

Było już wiele prób stosowania znanych medycynie leków, skuteczność żadnego z nich nie została potwierdzona.

Dodatkowo, zdaniem prof, Czauderny:

Takie eksperymenty powinny się odbywać za zgodą komisji medycznej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T. / A.W.K.

Morawiecki: Amerykańska firma Pfizer podała dzisiaj niosącą nadzieję wiadomość o szczepionce przeciwko koronawirusowi

Chcemy zakupić 20 mln dawek szczepionki – informuje szef rządu. Apeluje o podtrzymanie społecznej dyscypliny do momentu wprowadzenia szczepionki na rynek.

 

Jesteśmy znacznie bliżej szczepionki niż  wydawało się jeszcze kilka dni temu.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiada podpisanie umowy na dostawę szczepionek do Unii Europejskiej.

Rozmowy rokują bardzo dobrze i dają nadzieję na szybkie rozwiązanie sprawy.

Jak jednak dodaje Prezes Rady Ministrów:

Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy społecznej dyscypliny, by ograniczyć transmisję wirusa.

Premier przeprasza za błędy w działaniach rządu i apeluje o uspokojenie nastrojów społecznych:

Naszym głównym wrogiem jest koronawirus, z nikim innym nie chcemy prowadzić wojny.

Mateusz Morawiecki przypomina o konieczności przestrzegania antyepidemicznych obostrzeń obowiązujących w naszym kraju.

Nasza nadzieja związana ze szczepionką musi iść w parze z troską o siebie nawzajem, zwłaszcza o najstarszych.

Dr Hałat: 8 proc. osób ulega zarażeniom w zakładach opieki zdrowotnej. Sanepid sparaliżowała polityka kolejnych rządów

Dr Zbigniew Hałat o zbieraniu danych na temat zarażeń, skuteczności testów PCR, zaniedbaniach w służbie sanitarnej, wykorzystaniu pulsokrymetrów i ratowaniu ludzkiego życia.

Zeznania rządzących się wzajemnie wykluczają- nieraz co do źródeł i technologii obliczania.

Dr Zbigniew Hałat chciałby mieć informacje, kto zajmuje się prognozami, na które powołuje się premier. W Zjednoczonym Królestwie danymi na temat epidemii zajmuje się tamtejszy odpowiednik GUS-u. Dane podawane są z podziałem na kraje składające się na UK.

 Szczątkowa informacja przeleciała przez media, że 8 proc. osób ulega zarażeniom w zakładach opieki zdrowotnej. To powinno być wszędzie omawiane. Trzeba badać, pytać ludzi.

Były Główny Inspektor Sanitarny wskazuje, że trzeba rejestrować wywiady medyczne i przy wykorzystaniu systemu informatycznego badać, gdzie się zarażają ludzie. Zaznacza, że zbieramy obecnie ciężkie żniwo lat zaniedbań w służbie sanitarnej.

Sanepid został zamorzony głodem, sparaliżowany polityką poszczególnych rządów. Mianowano ludzi, którzy nie mieli żadnego związku z kontrolą sanitarną.

Epidemiolog zachęca, aby każdy kupił sobie pulsoksymetr, który pokazuje poziom natlenienia krwi. Jeśli spadnie ono poniżej 25 proc., należy dzwonić na pogotowie. Podkreśla, że aby zmniejszyć liczbę zgonów z powodu koronawirusa

Należy zagwarantować ludziom dostęp do interwencji medycznej.

Osoby, których życie jest zagrożone, czy ze względu na Covid, czy z powodu innych chorób, powinny mieć zapewnioną opiekę. Pomocne w tym celu są wspomniane pulsoksymetry oraz podzielenie zarażonych według stopnia ciężkości ich choroby. Temu ostatniemu służą wprowadzone przez rząd izolatoria dla lżej przechodzących chorobę i szpitale interwencyjne dla poważnie chorych.

W użyciu do populacji w której jest co 10 zakażony, 2 na 10 testów pozytywnych jest fałszywych. Testy przeglądowe zawsze pociągają za sobą ryzyko niewłaściwego zakwalifikowania pacjenta.

Dr Hałat odnosi się także do problemu testów PCR, które są obarczone sporym marginesem błędu. Mogą być one wykonywane w pośpiechu i przechowywane później „w fatalnych warunkach”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

„Strajk kobiet” jest to wykorzystywanie kolejnego pretekstu do destabilizacji państwa. I nie jest to tylko polski kłopot

Kolejną formą błyskawicy z logo protestujących mogą być dwie błyskawice z mundurów znanej formacji eliminującej mniej wartościowe istnienia. Ktoś to logo wymyślił. Czy nie miał takich skojarzeń?

Zbigniew Kopczyński

Cały ocean nienawiści wylewa się na rządzących i Kościół. A oni nie mają kompetencji, by unieważnić wyrok TK. Ten wyrok jest ostateczny i żadne protesty tego nie zmienią.

Akurat Prawo i Sprawiedliwość, wbrew przedwyborczym obietnicom, nie zrobiło w tej kwestii praktycznie nic, nie licząc podpisów grupy posłów pod pytaniem do Trybunału.

Społeczne projekty ograniczenia aborcji PiS skutecznie topił w procedurach sejmowych, bardziej dbając o los zwierzątek żyjących w zbyt małych klatkach niż rozrywanych na kawałki dzieci.

Poparcie episkopatu dla tych projektów też było – powiedzmy – mało entuzjastyczne. Wydawało się, że Trybunał też będzie pracował nad tym problemem tak długo, aż wszyscy o nim zapomną. Tak jednak się nie dało i – chcąc nie chcąc – wydał w końcu wyrok.

A wyrok mógł być tylko jeden, bez względu na poglądy sędziów na temat aborcji. Inny byłby obrazą logiki, zasad stanowienia prawa i elementarnego poczucia przyzwoitości. Trybunał nie rozpatrywał tego, czy aborcja jest dobra, czy zła, czy, kiedy i jak można ją przeprowadzić, bo do tego nie ma kompetencji. Rozpatrywał tylko i wyłącznie, czy aborcja eugeniczna jest zgodna z Konstytucją. Tak brzmiało pytanie posłów i tylko takie kompetencje ma Trybunał Konstytucyjny. A tu sprawa jest jasna.

Skoro art. 38 Konstytucji mówi o ochronie życia każdego człowieka, nie można samowolnie ograniczać tej ochrony ze względu na stan jego zdrowia. Zdanie przeciwne generowałoby konsekwencje w postaci uznania życia jednych ludzi za podlegające ochronie, a drugich nie. Takie dzielenie na życie warte życia i go niewarte Europa już przerabiała.

(…) Tym największym jest kłamstwo o prawie kobiet do wolnego wyboru. Używanie tego argumentu sprowadza dyskusję do poziomu nielicznych już autochtonów w Nowej Gwinei niekojarzących ciąży z uprzednim aktem seksualnym. Ojcem dziecka jest ten, na którego terenie ono się urodzi. Sąsiednie plemiona wiedzą już, skąd się biorą dzieci, a polscy działacze pro choice jeszcze do tego nie doszli. Ciąża nie jest kwestią wyboru, lecz konsekwencją wyboru dokonanego wcześniej. Przypomnę, że wyrok Trybunału nie dotyczy ciąż z gwałtu, bo nie o to pytali posłowie.

Natychmiast po ogłoszeniu wyroku media odkurzyły zapomnianą już Alicję Tysiąc, swego czasu gwiazdę wojujących feministek. „Prawie straciłam wzrok” – mówi, opisując swoje cierpienia i przegraną z polskim prawem walkę o możliwość dokonania aborcji ze względu na groźbę utraty wzroku. Powetowała to sobie sowitym odszkodowaniem wywalczonym na szczeblu europejskim.

Manipulacja wielowątkowa. Po pierwsze „Prawie czyni różnicę”.

Pani Alicja nie straciła jednak wzroku, a więc rację mieli lekarze nie widzący takiego niebezpieczeństwa, a nie pani Tysiąc.

Po drugie: ewentualna aborcja przeprowadzona zostałaby ze względu na zagrożenie zdrowia matki, a nie wady płodu, co było treścią wyroku TK. To zupełnie inne kwestie. Zdrowie córki pani Tysiąc nie było kwestionowane i urodziła się ona zdrowa. Dziś powinna mieć tyle lat, by ze zrozumieniem czytać i słuchać, jak jej mamusia bohatersko walczyła, by móc ją zabić. (…)

Jedyny cel protestów, jaki można od nich usłyszeć, to „j..ać” i „wy….dalać”. Do głowy tym neobolszewikom nie przyjdzie, że nawet gdy „wy….dolą” PiS i spalą wszystkie kościoły, wyrok TK dalej będzie obowiązywać tak długo, jak długo obowiązywać będzie obecna Konstytucja. I to przeciw niej powinni protestować. Jednak z krzyczeniem „j..ać Konstytucję” mają pewien problem, bo jeszcze wczoraj skandowali „Kon-sty-tu-cja!” i traktowali ją jak absolutną świętość.

Cały artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wojna o aborcję” znajduje się na s. 2 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Artykuł Zbigniewa Kopczyńskiego pt. „Wojna o aborcję” na s. 2 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Anna Blachowska: Zanim oficjalnie rządzący nas zamknęli, hotele przestały mieć gości. Brakuje turystów z Niemiec

Anna Blachowska o działaniu jej hotelu po wdrożeniu nowych obostrzeń przez rząd, spadku popytu, braku niemieckich turystów, bankrutowaniu nowych hoteli i tym, co można zrobić, by wesprzeć hotele.

Jest to dla nas drugi lockdown po tym marcowym, kiedy nasze obiekty były zamknięte na trzy miesiące.

Anna Blachowska informuje, że wskutek działań rządu obiekt ponosi ogromne straty. Dziwi się, że rząd zamknął hotele w ramach nowych obostrzeń. Od momentu pierwszej fali pandemii do października żaden z gości hotelu nie zachorował na COVID-19. Wskazuje, że hotele przestały być atrakcyjne dla gości jeszcze przed najnowszym ich zamknięciem.

Ten lockdown był tak naprawdę tylko wisienką na torcie, bo na listopad hotele gości tak naprawdę nie miały.

Właścicielka Hotelu Saltic Resort & SPA w Grzybowie ocenia, że ruchu turystycznego obecnie nie ma. Nie nastawia się jak niektórzy, na święta i sylwestra. Liczy na ferie zimowe. Zauważa, że polscy turyści nie rekompensują straty wynikającej z braku turystów z Niemiec.

Największy problem mają nowe obiekty, które na rynku są od roku-dwóch.

Najnowszym hotelom grozi upadek. Nie grozi to raczej sieciowym hotelom.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Michał Kuczmierowski: W październiku do szpitali trafiły 922 respiratory, a w pierwszym tygodniu listopada tysiąc

Szef Agencji Rezerw Materiałowych o zaopatrzeniu szpitali w respiratory, stanie respiratorów oraz o budowie szpitali tymczasowych.


Michał Kuczmierowski uspokaja, iż Agencja Rezerw Materialnych ma w zapasie 3500 respiratorów. W wakacje ARM cały czas kupowała respiratory. Sprzęt jest kupowany w całości u polskich producentów.

Ustawiliśmy serwisy, które robią przeglądy respiratorów.

Szef Agencji Rezerw Materiałowych zaprzecz informacjom jakoby część respiratorów była wadliwa. Informuje, że 922 respiratory w październiku, a tysiąc w pierwszym tygodniu listopada trafiło już do szpitali.

Szpitale cały czas tworzą nowe przestrzenie, w których mogą przyjmować pacjentów razem z obsługą.

Tymczasowe szpitale odciążają te regularne. pozwalając tym ostatnim na skupieniu się na cięższych przypadkach.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Nasz wniosek dotyczył tylko eugeniki/ Jolanta Hajdasz, Bartłomiej Wróblewski, „Wielkopolski Kurier WNET” 77/2020

Z konstytucji wynika nie tylko konieczność ochrony życia, ale wsparcia dla kobiet w trudnych ciążach oraz wsparcie dla osób niepełnosprawnych. To jest sprawa, którą trzeba się zająć ponad podziałami.

Jolanta Hajdasz, Bartłomiej Wróblewski

Wygrało życie!

Z Bartłomiejem Wróblewskim, posłem Prawa i Sprawiedliwości, prawnikiem, autorem wniosku z 2017 roku o stwierdzenie przez Trybunał Konstytucyjny zgodności z Konstytucją RP dopuszczalności aborcji eugenicznej, rozmawia Jolanta Hajdasz.

Panie Pośle, należę do osób, które wyrażają wielkie uznanie dla odwagi sędziów TK za ich szlachetną decyzję i dlatego naszą rozmowę chcę zacząć od gratulacji dla Pana, posła PiS z Poznania, który był inicjatorem wniosku do Trybunału Konstytucyjnego i który przez te ostatnie trzy lata, gdy czekał on na rozpatrzenie przez TK, śmiało i publicznie bronił zawartej w nim argumentacji o ochronie życia od poczęcia do naturalnej śmierci.

Była to praca kilkudziesięciu, a nawet kilkuset osób, które w się w tę sprawę zaangażowały. Nie składa się takiego wniosku, mając na uwadze tylko i wyłącznie własne przekonania, ale konsultuje się go z różnymi osobami i środowiskami. Oczywiście ten wniosek był uzgodniony na samym początku z Jarosławem Kaczyńskim, z władzami Prawa i Sprawiedliwości, a także z politykami innych formacji sejmowych; jeszcze wcześniej także z przedstawicielami Kościoła, organizacjami pro life oraz z konserwatywnie nastawionymi prawnikami.

Dlaczego zdecydowaliście się skierować ten wniosek do Trybunału Konstytucyjnego?

Wniosek został skierowany do Trybunału Konstytucyjnego dlatego, że przez długi czas w parlamencie nie udawało się wzmocnić ochrony życia. Uznaliśmy, że trzeba przenieść dyskusję na poziom czysto prawny, konstytucyjny. W czasie dyskusji parlamentarnych brane są bowiem pod uwagę różne czynniki – społeczne, ekonomiczne, polityczne, a argumenty prawne często dopiero w dalszej kolejności.

Wydawało nam się, że przeniesienie tej dyskusji na poziom konstytucyjny da większą szansę na spokojniejszą dyskusję na ten temat, w szczególności ze względu na to, że dyskusja prawna powinna ograniczać się do rzeczowych argumentów i tego, co się komu należy, co komu prawo gwarantuje.

A przecież konstytucja uchwalona w 1997 r. i podpisana przez postkomunistycznego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego jest wręcz Waszym sprzymierzeńcem.

Tak. I dodatkowo trzeba podkreślić, że przecież w tej sprawie wcześniejsze orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego było jednoznaczne. Z jednej strony mamy więc artykuł 38 Konstytucji mówiący o prawie do życia, artykuł 30 o godności człowieka, a z drugiej strony – orzeczenia samego TK, np. z 1997 r., później z 2004 i 2008 r., mówiące o tym, że jest się człowiekiem także przed narodzeniem, że życie w okresie prenatalnym podlega ochronie i że nie można nikogo tej ochrony pozbawić. I do tego było kilkadziesiąt stanowisk konstytucjonalistów, karnistów i cywilistów, którzy tą problematyką w ciągu ostatnich 20 lat się zajmowali i którzy zwracali uwagę, że nie można pozbawić dziecka ochrony w okresie życia prenatalnego, także dziecka chorego i niepełnosprawnego. Tak więc decyzja TK nie była dla nas zaskoczeniem. Biorąc pod uwagę te kwestie, wiedzieliśmy, że kierując się prawem, innej decyzji Trybunał nie powinien podjąć.

Czy po decyzji TK, podtrzymującej przecież tylko jego wcześniejsze stanowiska, można było przewidzieć aż taką skalę protestów, tak wulgarne i agresywne manifestacje na ulicach, przed kościołami, w sejmie?

Przed złożeniem tego wniosku wydawało się chyba wszystkim, z którymi rozmawialiśmy, że jest to najmniej konfrontacyjna droga do wzmocnienia ochrony życia, najmniej obciążona polityką.

Nie spodziewaliśmy się takich protestów, ponieważ nasz wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, poza krótkotrwałą krytyką ze strony radykalnej lewicy, przez trzy lata nie spotkał się z odpowiedzią czysto prawną, nikt na ten temat nie chciał dyskutować, nie publikowano nawet specjalnych stanowisk, które by kwestionowały nasz pogląd i nasze argumenty. To, że od pewnego czasu narastają tendencje antykościelne, a nawet szerzej – antycywilizacyjne, to wiedzieliśmy. Do tego doszła wulgaryzacja, ten Ruch 8 gwiazdek w czasie wyborów, te niepokoje po zatrzymaniu „Margot”, aktywisty ruchu LGBT, który używał przemocy, a mimo to jego zachowanie było aprobowane przez środowiska lewicowe i część liberalnych mediów. To pokazywało, że te emocje są nie tylko polityczne, ale także kulturowe, wręcz antykościelne, bo już wtedy pojawiły się wulgarne napisy na kościołach. Jednak nikt nie spodziewał się, że skala protestów i emocji może być tak duża.

Jakie mogą być tego konsekwencje?

Dziś trudno jest przewidzieć, kiedy emocje opadną. Na pewno jednak to wszystko pokazuje, jak zmienia się polskie społeczeństwo, bo ta decyzja TK w mojej ocenie stała się tylko katalizatorem tego, co w społeczeństwie istniało już wcześniej, co było przygotowywane i finansowane poprzez szkolenia na Zachodzie tak agresywnych bojówek jak Antifa, poprzez przygotowywanie aktywistów i gruntu społecznego do tych protestów i prowokacji.

Jest to także poważne ostrzeżenie dla polskiej prawicy i Kościoła, że trzeba podejmować więcej działań społecznych, informacyjnych, formacyjnych.

Czy w takim razie decyzja TK utrzyma się, czy Prawo i Sprawiedliwość nie będzie chciało przy niej „pomajstrować”, by osłabić jej wykonywanie w praktyce?

W mediach słyszymy różne głosy. Chciałbym po raz kolejny podkreślić, że wyrok TK nie dotyczy sytuacji zagrożenia życia matki ani przesłanki kryminalnej, czyli sytuacji, w której aborcja jest dopuszczana ze względu na to, iż do poczęcia doszło podczas gwałtu bądź kazirodztwa. Wyrok nie dotyczy ani środków antykoncepcyjnych, ani badań prenatalnych. Nasz wniosek dotyczył tylko eugeniki, trochę ze względu na to, że w czasie tzw. czarnych marszów najbardziej gwałtowne protesty dotyczyły zarzutu karalności kobiet czy pozbawienia dostępu do legalnej aborcji w sytuacji gwałtu. W naszym wniosku tego nie było, a mimo to reakcja jest porównywalna, a może nawet silniejsza niż wtedy, choć trudno to zestawiać, bo przecież mamy okres pandemii, zajęcia w szkołach, na uczelniach odbywają się zdalnie i nie wiemy, na ile te dzisiejsze manifestacje są odreagowaniem tej bardzo stresującej dla wszystkich sytuacji, głównie młodych ludzi, ale przecież nie tylko ich.

Wielu z nich sprawia wrażenie, jakby do końca nie rozumieli, przeciwko czemu, komu i dlaczego protestują.

Widzimy teraz, że główny argument przeciwników decyzji TK, który jest używany najczęściej, dotyczy przypadków najcięższych, letalnych i widać po wypowiedziach uczestników tych protestów, jak dużo jest dezinformacji na ten temat.

Część osób wypowiada się tak, jakby zlikwidowana była przesłanka kryminalna, co nie jest przecież prawdą. Dodatkowo mówi się, że nie będą przeprowadzane badania prenatalne, albo mówi się o lekceważeniu zagrożenia życia matki, chociaż takich konsekwencji ten wyrok TK nie niesie.

Z konstytucji wynika nie tylko konieczność ochrony życia, ale także konieczność wsparcia dla kobiet w trudnych ciążach oraz większe wsparcie dla osób niepełnosprawnych. To jest sprawa, którą trzeba się zająć ponad podziałami. Mam osobiście nadzieję, że jedną z konsekwencji decyzji Trybunału Konstytucyjnego będzie także zwiększenie działań na rzecz osób niepełnosprawnych.

Jak wobec tego wyglądają Pana aktualne relacje z Prawem i Sprawiedliwością? Z jednej strony ta wielka sprawa – doprowadzenie do usunięcia z naszego systemu prawnego przesłanki eugenicznej jako przyczyny zabijania nienarodzonych dzieci, a z drugiej – konflikt spowodowany ustawą „Piątka dla zwierząt”, bo głosował Pan w tej sprawie inaczej niż brzmiała rekomendacja PiS.

Może nie wszyscy to rozumieją, ale tak naprawdę głosowanie w sprawie „Piątki dla zwierząt” i zabieganie o ochronę życia wynika z tych samych pobudek. W przypadku ochrony życia nienarodzonych mówimy o prawie do życia, a w przypadku „Piątki dla zwierząt” decydującym dla mnie argumentem było ograniczenie wolności religijnej. Wprawdzie nie jest to wolność religijna chrześcijan, ale wyznawców innych religii, niemniej jednak każdy, kto rozumie konstytucyjny system praw i wolności, bez trudu dostrzega ten problem. Jeśli dziś ktoś pozwoli na ograniczenie wolności religijnej żydów i muzułmanów, to niejako implicite godzi się na ograniczenie wolności religijnej chrześcijan, bo musi być konsekwencja w stosowaniu przepisów regulujących prawa i wolności.

Tak jak dzięki wyrokom TK z 1997 i kolejnym wiedzieliśmy, że Trybunał nie może orzec inaczej w przypadku ochrony życia, tak wiadomym jest, że jeżeli ostałby się zakaz uboju rytualnego, częściowy już na szczęście; ale jeśliby TK uznał tę ustawę za zgodną z Konstytucją, to byłoby to przywoływane jako argument utrudniający powoływanie się na wolność religijną, a więc ułatwiający sekularyzację państwa, gdyby prawica straciła władzę, a uzyskała ją lewica. Niezależnie więc od tego, że to bardzo mocno uderzałoby też w rolników, w przedsiębiorców i naruszało wolność gospodarczą, prawo własności i prawo do prywatności, to zasadniczym argumentem dla mnie było ograniczanie wolności religijnej.

Prawica nie powinna ograniczać takich regulacji konstytucyjnych, które wzmacniają nasz ład cywilizacyjny, takich jak właśnie prawo do życia, wolność religijna czy prawo rodziców do wychowywania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, albo jak autonomia rodziny.

Każda taka decyzja, nawet jeśli jest przyjęta ze względu na inne istotne racje, ostatecznie obróci się przeciwko nam, chrześcijanom, nam, Polakom, dla których tradycyjne wartości są podstawowe i najważniejsze.

Wywiad Jolanty Hajdasz z posłem PiS Bartłomiejem Wróblewskim, pt. „Wygrało życie!”, znajduje się na s. 1 i 2 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Wywiad Jolanty Hajdasz z posłem PiS Bartłomiejem Wróblewskim, pt. „Wygrało życie!” na s. 1 listopadowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak w trzynastu ruchach rozegrać partię przeciw sobie, czyli nie każdemu podobają się działania rządu w czasie pandemii

Sam rząd rozegrał partię przeciw sobie. Jak w każdych zawodach, tak i w politycznych – za jakiś czas nikt nie będzie wspominał dobrej gry, w pamięci zostaną złe posunięcia, a przede wszystkim porażka.

Ten tekst nie jest o tym, co można by zrobić lepiej. Ten tekst jest o tym, co „nie gra” w decyzjach rządu dotyczących koronawirusa.

Rząd rozegrał partię szachów przeciwko samemu sobie. Wystarczy zamienić w kalamburze Słonimskiego „autora” na „rząd” i mamy dobry opis sytuacji: „Jeśli są to szachy, to nie autor gra koniem, ale koń gra tymi szachami. To nie partia szachów, lecz końcówka twórczości”. Wystarczyło naście ruchów, by do tego doprowadzić:

1. Wypłaszczać krzywą zachorowań, gdy zakażenia mieszczą się w liczbach trzycyfrowych. Wypłaszczać środkami drastycznymi, włącznie z lockdownem. Strzelać z armaty do komara. Wystrzelać amunicję zawczasu.

2. Przekonywać, że wicie, rozumicie, my jako rząd zapanowaliśmy nad wirusem. Zabroniliśmy mu się rozprzestrzeniać. Zgasiliśmy pojedyncze ogniska. Wsadziliśmy do aresztu domowego. Razem z domownikami oczywiście.

3. Agitować starsze osoby do udziału w wyborach prezydenckich. Tłumaczyć, że pójście do lokalu wyborczego jest bezpieczne. Udział w wiecach przedwyborczych również. Podanie dłoni kandydatowi też nie przeczy zasadzie DDM. Powtarzać, że poradziliśmy sobie z wirusem. Uwierzyć we własną propagandę.

4. Perswadować, że drugiego lockdownu Polska nie przeżyje. Składać obietnice, że takiego zamknięcia nie będzie. Potem łamać cacanki, ale bez używania znienawidzonego terminu. Od miękkiego lockdownu przejść do narodowej kwarantanny. Za przykładem innych krajów, stosujących równie nieskuteczne środki.

5. Wysłać na przymusową kwarantannę blisko pół miliona ludzi. Tym samym w sposób nieodnotowany przez GUS podnieść bezrobocie o 2,7%. Ten drobny wzrost zgubi się zresztą w fali zwolnień, która jest dopiero przed nami.

6. Pozamykać, co się da i czego się nie da. Zakazać pracowania nie tylko potencjalnie bezobjawowym chorym, ale również tym, którzy chorobę już przeszli i mogą to potwierdzić stosownymi testami. Wyposażyć w tarcze antykryzysowe, na których wyrób nie będzie kto miał pracować.

7. Współuzależnić się adekwatnie do dysfunkcji dzisiejszej demokracji. Za wszelką cenę nie przyznać, że „jesteśmy bezsilni i że przestaliśmy kierować życiem” (1 krok AA). Nie skonfrontować siebie i innych z prawdą, że „sorry, taki mamy klimat”, iż żaden system zdrowotny nie jest z gumy.

8. Przemianowywać szpitale na jednoimienne. Przerzucić wszystkie siły medyczne na jeden front. Niech umierają pechowcy, którzy chorują na coś innego niż Covid-19. Tych rozproszonych śmierci i tak nikt nie zliczy. A wszystko to dla waszego, Polacy, dobra.

9. Troszczyć się o seniorów. Służyć im, ale bez pytania ich o zdanie. Zamknąć starszych w domach, zakazać kontaktów społecznych i wizyt lekarskich (co nieraz na jedno wychodzi), wpędzić w depresję. Zepsuć im ostatnie tygodnie, miesiące czy lata życia. Jeśli umrą nie od Covida, nie podwyższą statystyk.

10. Przywoływać straszące dane. Tych, co nie dali się jeszcze zastraszyć, szantażować emocjonalnie i finansowo. Zwłaszcza psioczyć na nieodpowiedzialną młodzież, która na złość babci nie założy maseczki. Zamykać oczy na zdrowy rozsądek ludzi, którzy nie chcą odnieść się do sytuacji tak poważnie, jak by tego rządzący oczekiwali.

11. Cholerą zamrożonej gospodarki leczyć dżumę wirusa, a następnie przekreślić wymuszone na społeczeństwie wysiłki, pozwalając na spontaniczne demonstracje. Mandatami raczyć pojedyncze osoby. I hurtem wszystkim Antygonom zakazać listopadowego odwiedzania grobów! Z odpowiednim, kilkunastogodzinnym wyprzedzeniem poinformować o tym.

12. Mamić obietnicą szczepionki, której nie będzie. A jeśli będzie, nie będzie bezpieczna. A jeśli będzie bezpieczna, to zapewne niekompatybilna z nowym wirusem, który w międzyczasie zmutuje. Zamienić obietnicę na przymus szczepień. Nie pozwolić dzieciom i młodzieży na naturalne „zaszczepienie” się w szkołach. Skierować wszystkich na edukację zdalną. Razem z rodzicami, niech nadrabiają zaległości. Na przekór temu, że parę miesięcy wcześniej dowodziło się, jak bardzo nieskuteczna jest zdalna forma nauczania.

13. Nie zapytać wirusa o jego plany. Zatkać uszy, gdyby chciał dawać do zrozumienia, że zamierza skolonizować całe społeczeństwo. Rozkładać jego panoszenie się na fale kolejnych wizytacji, czyli w praktyce na długie miesiące (jeśli nie lata). W ogóle nie dopuszczać do głowy takiej myśli, że przyjdzie nam żyć razem z okupantem już na zawsze. Nie odpowiadać na pytanie, które strach zadać: i co wtedy?

To zapewne nie wszystko. Ale wystarczy na samozaoranie siebie i innych. „To nie partia szachów, lecz końcówka twórczości”. Nie tyle wirus dał szach-mata, ile sam rząd rozegrał partię przeciw sobie. Jak w każdych zawodach, tak i w politycznych – za jakiś czas nikt nie będzie wspominał dobrej gry, w pamięci zostaną jedynie złe posunięcia, a przede wszystkim porażka.

Sławomir Zatwardnicki

Toczy się walka o depozyt moralny całej naszej cywilizacji/ Łukasz Jankowski, Andrzej Zybertowicz, „Kurier WNET” 77/2020

To jest manifestacja pokolenia zaprogramowanego na poszukiwanie doznań… nie mającego sensu życia jako kontynuacji pracy opartej na dziedzictwie przodków, wizji stabilnej rodziny ani stabilnej pracy.

Łukasz Jankowski, Andrzej Zybertowicz

Manifestacja pokolenia poszukującego doznań

Z doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, dr. hab. nauk humanistycznych, historykiem i socjologiem Andrzejem Zybertowiczem rozmawia Łukasz Jankowski.

Co robi prezydent? Czy w obecnej sytuacji potrzebne jest wystąpienie głowy państwa?

Prezydent pozostaje w izolacji i jeśli się nie mylę, ta kwarantanna będzie trwała do piątego listopada. Jednak jest w kontakcie z wieloma ludźmi. Gdy prezydent uzna, że jest to potrzebne, wtedy zabierze głos. Na razie, analizując sytuację na podstawie informacji z różnych źródeł, nie widzi takiej potrzeby. Zresztą w sprawie decyzji głowy państwa proszę kontaktować się z biurem prasowym Kancelarii Prezydenta. My umówiliśmy się na analizę socjologiczną zjawisk. Chcę od razu zastrzec, tak jak robię to standardowo, gdy mam wykłady jako socjolog, że opinii, które przedstawię tutaj, nie można utożsamiać ze stanowiskiem żadnego podmiotu władzy publicznej.

Co się dzieje na polskich ulicach? Czy ten wybuch jest logiczną konsekwencją zmian społecznych w Polsce? Czy można go było przewidzieć?

To są bardzo dobre pytania. Postaram się na nie odpowiedzieć, ale muszę zrobić jeszcze jedno zastrzeżenie. Będę starał się opisać to tak obiektywnie, jak potrafię, ale po pierwsze, jestem częścią szeroko rozumianego obozu władzy, po drugie, mój światopogląd jest konserwatywny, a to wywiera wpływ na moje zdolności analizy. Każdy odpowiedzialny socjolog czy psycholog społeczny, na przykład psycholog emocji, powie, że w przypadku wzmożonych zjawisk społecznych, zwłaszcza o takiej intensywności emocjonalnej, jest bardzo trudno jednoznacznie zabrać głos.

Oczywiście mój pogląd jest zdecydowanie krytyczny wobec tego, co się dzieje na ulicach, ale chciałbym rozpocząć od wskazania pewnego błędu obozu dobrej zmiany. Mianowicie, jeśli chcemy bronić pewnej konserwatywnej wizji człowieka, człowieczeństwa, rodziny i konserwatywnej wizji powinności ludzkich, to należałoby, licząc się z rzeczywistością, w pierwszej kolejności – mówię o rządzących – zadbać o instytucjonalne wsparcie kobiet, w tym samotnych – matek dzieci chorych. Najpierw powinno się zbudować sprawny system wsparcia osób niepełnosprawnych, matek osób niepełnosprawnych, system edukacji mężczyzn, zwiększający ich odpowiedzialność za swoje dzieci, a dopiero później doprowadzać do uzgodnienia prawa z Konstytucją w taki sposób, że stawia to wysokie wymagania wobec kobiet. To jest jakby punkt pierwszy.

Natomiast kiedy jako socjolog patrzę na to wszystko, co się dzieje, to mam wrażenie, że wszystkie strony uczciwie powinny powiedzieć sobie: nie wiemy, co czynimy. Z dwóch powodów. Po pierwsze – ludzkie motywacje są dla nas przejrzyste tylko cząstkowo. I po drugie – nie znamy konsekwencji swoich działań. Mogę przedstawić swoją interpretację zarówno motywacji, jak i możliwych konsekwencji.

Czy to jest ruch stały, czy chwilowe wzburzenie? Czy ta erupcja emocjonalnego uniesienia tłumu, wręcz tłuszczy, wpłynie na stałe poglądy osób, które teraz protestują? Czy rośnie pokolenie, które uważa, że wolności obywatelskie stoją niżej niż ich własne poglądy?

Poziom emocjonalnego uniesienia nie utrzyma się długo, ale konsekwencje mogą być długotrwałe. Zgadzam się z niektórymi przedstawicielami strony przeciwnej, powiedzmy – liberalnej czy lewicowej – że to, co się teraz dzieje, może być interpretowane jako dokończenie pewnej rewolucji obyczajowej, która wydarzyła się w krajach bogatego Zachodu, a w Polsce nie; dopełnienie pewnej wizji praw ludzkich, w tym przypadku tego, co się określa jako prawa reprodukcyjne kobiety. Ale ci, którzy tak mówią, zdają się nie dostrzegać, że prowadzą Polaków i Polskę do pułapki, której – paradoksalnie dzięki naszemu zacofaniu gospodarczemu – udało nam się uniknąć. Jaka to jest pułapka? Wszyscy odpowiedzialni analitycy na świecie stwierdzają, że demokracja liberalna jest w kryzysie, że wizja pakietu wolnościowego, kojarzonego, powiązanego z demokracją liberalną, jest jedną z przyczyn tego kryzysu. Tezę o tym, że demokracja liberalna przeżywa kryzys – niektórzy badacze mówią wprost, że zmierzch – podzielają zarówno jej obrońcy, jak i jej krytycy. Inaczej mówiąc, mamy do czynienia z sytuacją w Polsce paradoksalną: demokracja liberalna przeżywa poważny kryzys, na temat źródeł tego kryzysu toczą się dyskusje, a tymczasem środowiska lewicowe, liberalne, postępowe mówią: dołączmy się, realizujmy kolejne instytucjonalne rozwiązania, które współtworzą kryzysową demokrację liberalną.

To mam na myśli, gdy mówię, że nie wiemy, co robimy. Tę tezę trzeba uczciwie stosować. Każda ze stron może być pogubiona. Oni nie uświadamiają sobie, że chcą zapisać Polskę i Polaków, poprzez zmiany w polskim systemie prawnym, poprzez zmiany regulacji aborcyjnych, do formy demokracji, która znalazła się na równi pochyłej.

Może dlatego, że nie ma alternatywy prócz Rosji Putina albo Białorusi Łukaszenki, weszliśmy w koleiny, które nas prowadzą śladem demokracji zachodnich.

Nie do końca się z tym zgadzam. Otóż nie ma tego modelu na naszym radarze. Uczestniczyłem w dyskusji, której nagranie można znaleźć na portalu Nowej Konfederacji, nad książką Bartłomieja Radziejewskiego Między wielkością a zanikiem, z podtytułem Rzecz o Polsce w dwudziestym pierwszym wieku. Autor w sposób dojrzały, jak sądzę, prezentuje tam wizję neoklasycznego republikanizmu, demokracji zrównoważonej, mądrzejszej niż demokracja liberalna, która kładzie nacisk na prawa jednostki, gdy tymczasem republikańska wizja demokracji wiąże prawa jednostki z odpowiedzialnością, samoopanowaniem, samokontrolą, z instytucjami społecznymi – w tym z rodziną i Kościołem – które niosą w sobie depozyt moralny naszej całej cywilizacji.

Ułomność debaty publicznej, ale także ułomność świata akademickiego, politologów, filozofów polityki, którzy nie potrafią pokazać alternatywy republikańskiej, powoduje, że mamy poczucie, że jesteśmy tylko między dżumą a cholerą. Z jednej strony autorytaryzm, który się natychmiast kojarzy z putinizmem, a z drugiej strony demokracja liberalna, która zjada własny ogon, zadławiając się hiperkreatywnością, hiperpluralizmem.

Już widzę, jak Pan wychodzi do tłumu, rozkłada swój kram, wykłada… na lewo Spinoza, tutaj Jan Paweł II… i jeszcze Radziejewski. I słyszy Pan: „Wyp……..!”.

Ta ironia jest nietrafna, ponieważ dzisiaj nie jest czas na prezentowanie alternatywy republikańskiej oszalałemu tłumowi. Dzisiaj trzeba to szaleństwo zrozumieć. Jak próbuję to zrozumieć socjologicznie, to trzeba powiedzieć parę przykrych rzeczy. Że gdy szaleństwo przekracza pewne ramy, staje się czymś więcej niż szaleństwem. Gdy omawiałem w mediach wydaną także po polsku książkę Douglasa Murraya Szaleństwo tłumów na temat polityki genderowej, transowej, elgiebeteńskiej, to nie brałem pod uwagę, że tak szybko i tak intensywnie to szaleństwo nam się zobrazuje. A podobnie jak z szaleństwem, jest z wulgarnością. Gdy wulgarność przestaje być marginesem, a staje się manifestem politycznym, to staje się czymś innym niż tylko wulgarnością.

Gdy rozpoczęła się transformacja ustrojowa na początku lat dziewięćdziesiątych – już byłem dosyć wiekowym człowiekiem – zauważyłem nowe zjawisko. Otóż na ulicach, w parkach, na imprezach, w przestrzeni społecznej dziewczyny posługiwały się wulgarnym językiem. Za peerelowskiego autorytaryzmu tego nie było. Wolność przyniosła ze sobą upadek obyczajów. I jeśli chcemy zrozumieć wulgarne, szalone oblicze tych manifestacji, trzeba mówić o gniewie. Bo to jest fenomen, że nastąpiła kumulacja gniewu różnych grup społecznych. Obawiam się, że może się okazać, że skala gniewu jest głębsza niż obóz rządzący się spodziewał. Każdy psycholog emocji powie, że gniew jest zazwyczaj ekspresją jakichś frustracji, lęków, zawiści, zazdrości, próbą odreagowania niepowodzeń, zamaskowania lęku. Okazuje się gniew, często żeby zamaskować swoje przerażenie. I sądzę, że w sensie psychospołecznym mamy do czynienia z unikalną sytuacją skumulowania się wielu procesów i bodźców.

Muszę zadać pytanie o przełożenie tych wszystkich zjawisk na politykę. Czy ta kumulacja złych emocji wobec rządu to koniec marzeń obecnej formacji rządzącej o trzeciej kadencji? O stabilnym, wieloletnim poparciu na poziomie około 40 procent?

Uważam, że nie można tego przesądzić, ale jeśli kierownictwo obozu rządzącego nie zrozumie głębokich przyczyn tego gniewu, także pozapolitycznych, to nie będzie zdolne wygrać kolejnych wyborów. Bo te przyczyny mają częściowo charakter technologiczny, mianowicie media społecznościowe wyrwały całe pokolenie spod wpływu tradycyjnych instytucji i autorytetu. Można powiedzieć, że rewolucja naukowo-techniczna ukradła dzieci rodzicom, szkole, polityce edukacyjnej. Jeśli się nie wyciągnie wniosków z tego, nie zrozumie się, jak w bardzo innym świecie ci młodzi się ukonstytuowali, a teraz zyskali złudne, bo złudne, ale poczucie podmiotowości… Jeśli się nie zrozumie, że wiele z tego, co widzimy na ulicach, to jest manifestacja pokolenia, które jest zaprogramowane na poszukiwanie doznań… Pokolenia, które nie ma sensu życia jako kontynuacji pracy opartej na dziedzictwie przodków, nie ma wizji stabilnej rodziny, stabilnej pracy. Jeśli rządzący nie zrozumieją tego, jak głęboka zmiana cywilizacyjna nastąpiła, bardzo trudno będzie rządzić polskim społeczeństwem.

Postęp techniczny zabrał starszym to, co było ich siłą przez tysiąclecia, czyli doświadczenie. Doświadczenie 65-latka w świecie cyfrowym niewiele znaczy.

Tak jest. Ale nie tylko o to chodzi. Sytuacja, w której młodzi ludzie spotykają się i zamiast ze sobą rozmawiać, patrzeć sobie w oczy, obserwować swoje emocje – patrzą w smartfony, pokazuje, że ekrany miały siłę przyciągania większą od interakcji międzyludzkich. I nagle ci młodzi uczestniczą w czymś par excellence społecznym, co jest silniejsze od smartfonu. Oni chcą być z innymi ludźmi. Ta ich potrzeba była dławiona także przez lockdown koronawirusowy. Potrzeba przełamania swoich lęków, obaw nagle znalazła formę zaspokojenia poprzez uczestnictwo w masowych demonstracjach – w otwartej kumulacji wściekłości i w pewnym sensie – prostactwa. To jest to, co profesor Ryszard Legutko nazwał triumfem człowieka pospolitego, kogoś, dla kogo potrzeba samoopanowania i pracy nad sobą nie jest wartością. Proszę zwrócić uwagę, jak kreatywne jest wiele z tych tekturowych plakatów, napisów. Ile osób znalazło ujście dla potrzeby ekspresji, której najwyraźniej nie zaspokajają na co dzień, a uwierzyli w to, że każdy może być twórcą w dzisiejszym świecie. Dzisiaj każdy może nadawać w internecie, jest więcej twórców niż odbiorców.

Ostatnie dwa pytania: Dlaczego kościoły? I co ma oznaczać politycznie i społecznie orędzie Jarosława Kaczyńskiego?

Ja sam nie rozumiałem, dlaczego ten atak jest na chrześcijaństwo, na religię. I przy okazji wywiadu, którego udzielałem jakiś czas temu „Kulturze Liberalnej”, powiedziano mi, że dla środowisk progresywnych… użyjmy takiego określenia, którym oni sami się posługują, choć jest to progresja ku przepaści, jak mówiłem na początku… Dla środowisk progresywnych Kościół jest symbolem instytucji patriarchalnej, instytucji będącej emanacją męskiego szowinizmu, czyli w schemacie myślenia genderowego Kościół jest jakby taką kapsułą, która chroni to, co złe, chroni przewagę mężczyzn niewrażliwych na kobiecość, na los kobiety, na uciskanych. A niezdolność kierownictwa hierarchicznego Kościoła w Polsce do poradzenia sobie z nadużyciami we własnym gronie na pewno się do tego ogromnie przyczyniła. Kościół stał się jedną z ofiar kryzysu cywilizacji. Wielu duchownych nie potrafiło oprzeć się pokusom związanym z presją seksualizacyjną kultury masowej, a biskupi, będący nie tylko pasterzami wiernych, ale pasterzami duchownych, nie stanęli na wysokości zadania. I tak tłumaczę ten atak na kościoły. Ci młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy, że to jest atak na depozyt naszych przodków. Jarosław Kaczyński rozumie ten aspekt tego ataku.

Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego była elementem taktyki politycznej czy emocji?

Tak wyrafinowany, doświadczony polityk, nawet gdy daje wyraz swoim emocjom, to myśli taktycznie i strategicznie.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmowa Łukasza Jankowskiego z doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, dr. hab. Andrzejem Zybertowiczem, pt. „Manifestacja pokolenia poszukującego doznań”, znajduje się na s. 1 i 4 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020.

 


  • Z przykrością zawiadamiamy, że z powodu ograniczeń związanych z pandemią ten numer „Kuriera WNET” można nabyć wyłącznie w wersji elektronicznej (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) w cenie 7,9 zł pod adresem: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
  • Od lipca 2020 r. cena wydania papierowego „Kuriera WNET” wynosi 9 zł.
Rozmowa Łukasza Jankowskiego z doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, dr. hab. Andrzejem Zybertowiczem, pt. „Manifestacja pokolenia poszukującego doznań” na s. 1 listopadowego „Kuriera WNET” nr 77/2020

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego