Przygotowania do II powstania śląskiego. Mobilizacja wszystkich sił patriotycznych na Śląsku i przeciwdziałanie Niemiec

Powiatowe komitety plebiscytowe miały organizować swe placówki w każdej miejscowości. Wszystkie polskie partie polityczne, związki zawodowe i organizacje nie konkurowały, a współpracowały ze sobą.

Jadwiga Chmielowska

Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa na Górnym Śląsku została powołana na mocy 88 artykułu traktatu wersalskiego. Jej zadaniem było umożliwienie przeprowadzenia plebiscytu na Górnym Śląsku. W jej skład mieli wejść przedstawiciele Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch. Funkcję Przewodniczącego zarezerwowano dla przedstawiciela USA, ale po odmowie ratyfikacji traktatu przez Stany Zjednoczone, szefem Komisji został generał francuski Henri Le Rond. (…)

Odpowiedzialny za represjonowanie Ślązaków Otto von Hörsing musiał opuścić Śląsk. W styczniu został ze Śląska wycofany Grenzschutz, a w lutym – rozwiązany. Oficerowie trafili do Reichswehry. Trzeba pamiętać, że Grenzschutzowi, odpowiedzialnemu za bestialstwa wobec Ślązaków, podporządkowane były wszystkie organizacje i oddziały ochotnicze, np. Freikorps.

Komisja Międzysojusznicza zgodziła się jednak na funkcjonowanie niemieckiej policji bezpieczeństwa – Sicherheitspolizei. W jej skład wchodziły najbardziej szowinistyczne niemieckie elementy.

„Każdy członek Sicherheitspolizei był zarazem i stróżem bezpieczeństwa publicznego, i szpiegiem niemieckim, śledzącym bacznie ruch polski. Na dowódców tej policji naznaczano najdzielniejszych oficerów niemieckich. (…) Na Górnym Śląsku działała również tzw. modra policja. Nazwa brała się od koloru mundurów. Zatrudniała ona byłych podoficerów armii niemieckiej. Byli oni bardzo oddani niemieckim interesom, gdyż obawiali się, że gdy Śląsk przypadnie Polsce, najprawdopodobniej stracą stanowiska. Należy zdać sobie sprawę również z tego, że działała również sprawna siatka szpiegów prowadzona przez znakomitych oficerów niemieckiego wywiadu. (…) Niemcy dbali o sprawny aparat nie tylko w celu zwycięstwa w plebiscycie, ale również aby szybko zdławić spodziewane powstanie.

Podkomisarzem Naczelnej Rady Ludowej (NRL) na Górnym Śląsku był mec. Kazimierz Czapla (powołała go na to stanowisko NRL z Poznania, z polecenia Korfantego). Czapla i najbliżej z nim współpracujący adwokat Konstanty Wolny nie tylko mieszkali w tym samym mieście, Bytomiu, ale łączył ich negatywny stosunek do walki zbrojnej. Czapla wielokrotnie próbował dezorganizować prace POW. Nie dopuścił m.in. do spotkania płk. Juliana Langego – komendanta Straży Ludowej w Poznaniu – z kierownictwem tej organizacji, gdy ten specjalnie przyjechał na inspekcję POW G.Śl.

Czapla wysłał Wolnego do Poznania po rozkaz Korfantego odwołujący w ostatniej chwili kwietniowy termin pierwszego powstania. Był to jeszcze czas, kiedy powstańcom mogło się udać bez plebiscytu przyłączyć Śląsk do Polski. Należy pamiętać, że Niemcy odrzuciły przedstawione im 7 V 1919 r. warunki pokoju. Podpisały je dopiero po zmianie zapisów na niekorzyść Polski, 23 VI, a 28 VI 1919 r. podpisano traktat wersalski. W kwietniu Niemcy mieli jeszcze u siebie problem z rewolucją, nawet Grenzschutz był zdemoralizowany.

Korfanty odwołał też drugi termin powstania, 18 czerwca, a więc na kilkanaście dni przed podpisaniem traktatu. Aby zdążyć, przyleciał nawet samolotem. Poznaniacy nie słuchali NRL – walczyli i zwyciężyli! (…)

Do sztabu POW skierowano fachowych oficerów. Rozwinięto wywiad. Zdemobilizowanych z polskiej armii Ślązaków-żołnierzy kierowano do koszar Traugutta w Sosnowcu. Dostawali żołd, wyżywienie i odzież cywilną. Na Śląsk trafiały podręczniki z dziedziny wojskowości, broń i amunicja. (…)

Nieuprawnione są teorie głoszone przez nieprzychylne Polsce środowiska, jakoby Rzeczpospolita nie wspierała walczących Ślązaków i zajęta była wyłącznie ustalaniem granic na wschodzie. Z jednej strony Piłsudski dotrzymywał słowa danego Ślązakom w grudniu 1918 r. i „dawał im to, co miał najlepszego”, czyli swoich towarzyszy z grup bojowych PPS, peowiaków i sprawdzonych w boju legionistów. Z drugiej strony wspierało ich dowództwo Wojska Polskiego.

Żołnierze polscy nie mogli oficjalnie wkroczyć na Śląsk po zawarciu traktatu wersalskiego. Na terytorium Polski tworzono odziały złożone ze Ślązaków. Tych bowiem można było podczas walk przerzucić bez mundurów przez granicę.

Obchody święta Konstytucji 3 maja przeraziły Niemców. Zaczęli masowo sprowadzać z Niemiec bojówki. 27 V 1919 r. zaatakowali Hotel „Lomnitz”, siedzibę Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Mieścił się tam też sztab POW. Alfons Zgrzebniok naprędce zorganizował obronę. Z pomocą Polakom przyszły zaalarmowane wojska francuskie. „Na porządku dziennym były napady na polskie komitety plebiscytowe, rozbijanie polskich wieców wyborczych, skrytobójcze mordy. (…) Dlatego podstawowym zadaniem Referatu do Zadań Specjalnych stała się samoobrona, obrona wieców, zebrań i zgromadzeń polskich, a także własne czynne wystąpienia przeciwko niemieckim bojówkom” – tak opisała w swej pracy sytuację na obszarze plebiscytowym Zyta Zarzycka.

Niepowodzenie w Bytomiu Niemcy powetowali sobie w Opolu. Zniszczyli konsulat Polski, zburzyli też powiatowy komisariat plebiscytowy w Koźlu. Musiał się on przenieść się do Czyszek – wioski zamieszkałej tylko przez Polaków. I tam Niemcy próbowali go zlikwidować. Zaalarmowani mieszkańcy zorganizowali błyskawicznie obronę. Niemcy, którzy przyjechali ciężarówkami w towarzystwie Sicherheitspolizei, musieli uciekać. Niestety Włosi, którzy stacjonowali w powiecie kozielskim stacjonowali, pozostali całkowicie bierni.

Na terror można skutecznie odpowiedzieć tylko terrorem. Referat do Zadań Specjalnych ochraniał wiece i ujawniał prowokatorów. Prowadził też odwet na bojówkach niemieckich. „Do najgłośniejszych akcji w okresie poprzedzającym II powstanie zaliczyć można wykradzenie 10 VI 1920 r. z Katowic szefa niemieckiego wywiadu mjr. Wielgoszewskiego i osadzenie go w częstochowskim więzieniu oraz likwidację renegata Teofila Kupki [a także] akcja odwetowa na zgromadzonych w Rudzie Śląskiej niemieckich bojówkarzy 15 lipca, wypad na posterunek niemieckiej policji w Szopienicach w celu odbicia aresztowanych członków organizacji, wykradzenie szefa niemieckich bojówek na powiat kluczborski i odstawienie go do Polski” – podaje w cytowanej pracy Zyta Zarzycka.

Teofil Kupka należał do najbliższych współpracowników Wojciech Korfantego. Znał najbardziej tajne plany Polskiego Komitetu Plebiscytowego. Skuszony pieniędzmi, ujawnił nie tylko szczegóły przygotowywanej kampanii wyborczej-plebiscytowej; zdradził też informacje o działaniu polskich oddziałów bojowych. Był kilka razy ostrzegany, lecz kontynuował swoją wrogą działalność, stał się bardzo niebezpieczny i został zlikwidowany.

Referat Działań Specjalnych powołał też lotne oddziały, tzw. szóstki, gdyż składały się z 5–6 osób. Przewodzili nimi doświadczeni śląscy bojowcy, jak Stanisław Książek – górnik po kursie destrukcji w Warszawie, Wilhelm Chrobok – górnik ze Świętochłowic, a od 1916 r. w PPS zaboru pruskiego, a także Wilhelm Kłosok – górnik z Szopienic, który w listopadzie tworzył POW G.Śl. w Szopienicach oraz członkowie pogotowia PPS, którzy jako ochotnicy przybyli na Górny Śląsk: Stanisław Dzięgielewski ps. Kuba, Ludwik Romanowski ps. Śmiały i Konstanty Kolczyński. „W referacie surowo przestrzegano wszelkich wymogów konspiracji. Zarówno ppor. Machnicki, jak i jego zastępca, ppor. Krukowski, kontaktowali się jedynie z dowódcami „szóstek”, często zmieniając adresy i pseudonimy. Rozkazy wydawane były jedynie ustnie” – opisuje na podstawie relacji Stanisława Machnickiego i Henryka Krukowskiego Zyta Zarzycka w swej książce. Wszystkie akcje specjalne były uzgadniane z Tadeuszem Puszczyńskim – kierownikiem Wydziału Plebiscytowego B do Zadań Specjalnych.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Przed II powstaniem śląskim” można przeczytać na s. 8 i 9 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Przed II powstaniem śląskim” na s. 8 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

S. Rak o pogrzebie powstańców styczniowych w Wilnie: To była potężna lekcja historii

Siostra Michaela Rak o pochówku powstańców styczniowych na Rossie, tym jak on przebiegał i atmosferze, jaka towarzyszyła temu wydarzeniu.

Siostra Michaela Rak mówi na temat uroczystego pochówku szczątek powstańców styczniowych, który w piątek miał miejsce w Wilnie. Stwierdza, że to była potężna lekcja historii. Trumny powstańców, m.in. Konstantego Kalinowskiego, dowódcy Powstania Styczniowego na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego, zostały złożone w kaplicy na Starej Rossie. Przedstawiciele Polaków, Litwinów, Łotyszy i Białorusinów brali udział na pogrzebie. Na balkonach można zobaczyć ludzi z flagami tych państw. W przypadku Białorusi są to flagi biało-czerwono-białe, nieuznawane przez państwo białoruskie i używane przez opozycję wobec prezydenta Aleksandra Łukaszenki.

Powiem, że podstawa na baczność naszych i litewskich żołnierzy trzymało mnie i siostrę w postawie klęczącej […] To było bardzo wzruszające.

Nasza rozmówczyni podkreśla wzruszenie, jakie widać było u obecnych na uroczystościach prezydentów, którzy wymieniali się między sobą uwagami (nie było słychać jakimi).

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Przełomiec: Łukaszence pełna integracja nie jest do niczego potrzebna. On chce być prezydentem niepodległego państwa

Maria Przełomiec o uroczystym pochówku powstańców styczniowych w Wilnie oraz o unii białorusko-rosyjskiej i zabiegach Łukaszenki by nie stała się ona zbyt ścisła.

Maria Przełomiec mówi na temat uroczystego pochówku szczątek powstańców styczniowych, który w piątek ma miejsce w Wilnie. Trumny powstańców, m.in. Zygmunta Sierakowskiego, dowódcy Powstania Styczniowego na Żmudzi i Konstantego Kalinowskiego, bohatera narodowego Białorusi, Litwy i Polski zostaną złożone w kaplicy na Starej Rossie. W pogrzebie biorą udział przedstawiciele Białorusi, Litwy, Łotwy i Polski. Tą ostatnią reprezentuje Andrzej Duda, zaś Aleksander Łukaszenko przysłał na obchody wicepremiera, co jak stwierdza nasza rozmówczyni, „naprawdę nieźle”. Samego prezydenta Białorusi bardziej angażuje obecnie kwestia integracji Białorusi i Rosji. Nie chce on pozwolić, by poszła ona zbyt daleko.

Łukaszence pełna integracja nie jest do niczego potrzebna. On nie chce być gubernatorem obwodu mińskiego, chce być prezydentem niepodległego państwa.

Ostatnie rozmowy premierów oby państw trwały siedem godzin. Wciąż jest wiele punktów spornych. Jak mówi dziennikarka, Białoruś nie godzi się by powstała na ich terytorium rosyjska baza lotnicza podporządkowana bezpośrednio Moskwie. Przełomiec  zwraca także uwagę na wybory parlamentarne na Białorusi, które miały miejsce w ostatnią niedzielę. Stwierdza, że nastąpił regres, bo w obecnym parlamencie nie ma żadnych przedstawicieli opozycji, podczas gdy w poprzednim były dwie.

Łukaszenka uśmiecha się do Zachodu, ale nie jest zdolny do żadnych ustępstw na rzecz demokratycznych przemian.

Redaktorka Studia Wschód TVP komentuje zabiegi dyplomatyczne przywódcy Białorusi, który próbuje poprawić sobie stosunki z Zachodem, w obliczu rosyjskiej presji na ściślejszą integrację. Część zachodnich polityków przychyla się do myśli, że „warto podtrzymywać Łukaszenkę, żeby nie doszło do pełnej integracji”, niezależnie od jego stosunku do demokracji.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

„Kłamstwo katyńskie”. Kpt. Henryk Aleksander Kalemba / Zdzisław Janeczek, „Śląski Kurier WNET” nr 64/2019

„Kłamstwo katyńskie” Kpt. Henryk Aleksander Kalemba (Cz. VII) Zdzisław Janeczek W czasach, gdy prawda stała się zakładnikiem pseudopolityki historycznej i obowiązywało „kłamstwo katyńskie”, decyzją Sądu Grodzkiego w Katowicach z 21 IV 1950 r. (po rozpoznaniu na rozprawie niejawnej prowadzonej przez sędziego W. Mędlewskiego) „ustalono datę zgonu na 9 V 1946 r., godzinę 24.00 w nieustalonej […]

„Kłamstwo katyńskie” Kpt. Henryk Aleksander Kalemba (Cz. VII)

Zdzisław Janeczek

W czasach, gdy prawda stała się zakładnikiem pseudopolityki historycznej i obowiązywało „kłamstwo katyńskie”, decyzją Sądu Grodzkiego w Katowicach z 21 IV 1950 r. (po rozpoznaniu na rozprawie niejawnej prowadzonej przez sędziego W. Mędlewskiego) „ustalono datę zgonu na 9 V 1946 r., godzinę 24.00 w nieustalonej miejscowości”.

Werdykt ten, będący odzwierciedleniem komunistycznej „praworządności”, nie rozwiał wątpliwości żony i córki męczennika. Sucha sentencja urzędowego komunikatu nie mogła usatysfakcjonować kogoś, kto próbuje pojąć i ogarnąć wyobraźnią rzeczywistość po 1945 r. Dzięki tym dwom kobietom por. Henryk Kalemba to umarły, który żyje. Ktoś, kto zniknął, a jest obecny. Powoli docierało do nich, iż stosowane wówczas prawo miało służyć wyłącznie do fizycznego i moralnego eliminowania często domniemanych przeciwników politycznych. W czynieniu owych niegodziwości wykorzystywano m.in. sądy i prokuratury. To właśnie te organy skazywały patriotów na długoletnie kary więzienia i kary śmierci. Likwidacja polskiego podziemia niepodległościowego przez NKWD, UB, KBW i MO prowadziła m.in. do tzw. procesów kiblowych i dostarczała Wojskowym Sądom Rejonowym ludzi do sądzenia. Przed takimi trybunałami stawali także niektórzy z ocalałych towarzyszy broni por. H. Kalemby. Stawało się oczywiste, że działania komunistów zmierzały do całkowitego podporządkowania i uzależnienia Polski od ZSRR oraz zniewolenia narodu, który uniknął takiego przeznaczenia w 1920 r. Realizowali oni plan J. Stalina, który po dekapitacji zamierzał głowę nacji polskiej, przynależną do cywilizacji łacińskiej, podmienić na głowę nieco inną, postępowo-internacjonalistyczną.

Realia zmagań z komunizmem były dobrze znane zarówno żonie, jak i córce, z opowieści śp. ich bohatera oraz z relacji ocalonych i obserwacji bieżących wydarzeń. Negatywny obraz przemian na Wschodzie zawdzięczały przekazowi Kalemby, m.in. o okrucieństwach i przemocy stosowanej przez „ludowych komisarzy” i barbarzyństwie 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego.

Opowieści weterana tej wojny o losie aresztowanych, wziętych do niewoli i rozstrzeliwanych napawały lękiem i odrazą. Pewnego razu sugestywnie nakreślił obraz, który poruszył słuchaczy, jak to 7 VI 1920 r. bolszewicy wycięli w Żytomierzu cały polski garnizon, a w Berdyczowie spalili szpital wraz z 600 rannymi i medycznym personelem, w większości kobiecym. Widział nawet ludzi nawleczonych na pal, jak w opisie Jędrzeja Kitowicza.

Mając szczegółową wiedzę o narzuconym systemie politycznym, mogły tylko współczuć tak lubianemu przez H. Kalembę Stanisławowi Ligoniowi. „Karlik” nie tylko nie odzyskał funkcji dyrektora Radia Katowice, którego był twórcą, ale wyrzucono go z własnego domu, dokwaterowano do mieszkania obcych ludzi i skonfiskowano wszystkie pamiątki. Podobnie na Śląsku potraktowano spadkobierców Karola Miarki, a w centralnej Polsce potomków Henryka Sienkiewicza, Jana Kochanowskiego i Mikołaja Reya oraz powszechnie lubianego Kornela Makuszyńskiego. Koziołek Matołek, bohater bajek, ubrany w barwy narodowe, uznany został za faszystę i zakazano zapisem cenzorskim, obowiązującym do 1957 r., rozpowszechniania jego Przygód. Była to bezpardonowa wojna wymierzona w polską tożsamość od Tatr po Bałtyk. Grzegorz Lasota (1929–2014), dziennikarz prasy młodzieżowej, członek Związku Młodzieży Polskiej, PPR i Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu, wygłosił na Plenum Zarządu Związku Literatów Polskich referat oskarżający Kornela Makuszyńskiego, że jego dzieła negują walkę klasową. Wyrugowano także niektóre tytuły Gustawa Morcinka i Kazimierza Gołby, m.in. powieść wojenną pt. Wieża spadochronowa. Harcerze śląscy we wrześniu 1939.

Henryk Kalemba był wyklęty także jako żołnierz 7. Pułku Piechoty Legionowej, w którym rodowód części oficerów wywodził ich z I Brygady. A jak wiadomo, w okresie powojennym wszyscy legioniści byli napiętnowani jako żywe nośniki idei niepodległościowej i skazani na zapomnienie.

Z tablicy Grobu Nieznanego Żołnierza zniknęła m.in. inskrypcja upamiętniająca tak bliski Henrykowi Kalembie 7 Pułk Piechoty Legionowej i jego zwycięski bój w Operacji Nadniemeńskiej pod Brzostowicą Wielką.

Listę proskrypcyjną jako numer jeden otwierał sam twórca czynu niepodległościowego, pod którego skrzydła garnęli się m.in. Walenty Fojkis, Rudolf Niemczyk, Rudolf Kornke i wielu innych dowódców powstańczych. Bronisława Kalembowa i jej córka żywo reagowały na to, co działo się m.in. w Krakowie, mieście tak bliskim marszałkowi. Ze smutkiem dowiadywały się o popadającej w ruinę krypcie na Wawelu i dewastacji kopca w Lesie Wolskim na Sowińcu, w którego sypaniu uczestniczyło tysiące powstańców śląskich z rodzinami, m.in. podkomendni H. Kalemby. Kobiety pamiętały, iż wśród zaginionych w czasie wojny pamiątek i dokumentów, w domu Kalembów na poczesnym miejscu znajdował się portret I Marszałka Polski, wykonany techniką drzeworytu przez „śląskiego Dürera” Pawła Stellera, który jako ochotnik do wojska, w 1920 r. kreślił mapy dla Naczelnego Wodza. Po tzw. wyzwoleniu artysta, 3 IV 1945 r. aresztowany przez NKWD za kontakty ze szpiegiem obcego wywiadu, został wywieziony do obozu nr 503 w Kemerowie w Kuzbasie pod chińską granicą, skąd do Katowic wrócił po 20 miesiącach.

Jak poczynała sobie nowa władza z pamiątkami narodowymi, opisał jeden z legionistów, mjr Józef Herzog: „Był u dołu kopca głaz potężny z napisami. Przyszli kamieniarze i pół dnia dłutami i młotkami napis niszczyli. Na szczycie też był wielki kamień z napisem. Przybyła komisja, a po niej w jakiś czas grupa ludzi, aby ów głaz zniszczyć i zrzucić z kopca. Nie dali rady. Wydłubali i zniszczyli jedynie napis. Głaz został. Niedługo znów przyszło więcej ludzi. Autami przywieźli legary, zrzucili głaz z kopca i wywieźli na jakąś budowę. Był wodociąg, dziś go nie ma, rury popękane, zniszczone. Były budynki, dziś ruina. Płyty kamienne do dzisiaj rozkradają i wywożą. Wszystko ma drzewami, krzakami zaróść i zdziczeć”. Do niwelacji Mogiły Mogił i zniszczenia płyty z Krzyżem Legionowym użyto czołgu. Zniszczeniu uległy także urny zawierające prochy ze wszystkich pól bitewnych pierwszej wojny światowej, na których walczyli i ginęli Polacy.

Do tego samego poziomu chciano doprowadzić wawelską kryptę Komendanta. Oddany żołnierz odnotował: „Dzisiaj, w 1952 r., krypta na Wawelu z jego zwłokami zabita deskami, ciemna jak czeluść w podziemiach wawelskich. Nawet w przedsionku krypty zatrzymywać się nie wolno. A jednak porobiono otwory, szpary w deskach, przez które Polacy chcieliby wzrokiem dotrzeć wnętrza. Ale tam było ciemno, szarzała jedynie trumna na kamiennej podłodze krypty, tym milsza, tym droższa, tym cenniejsza dla narodu […] za tę bezmyślną, głupią i mściwą zniewagę. Kwiaty składano przed deskami”. Sytuacja się powtarzała, jak za okupacji niemieckiej, kiedy to rezydujący na Wawelu gubernator Hans Frank planował wysadzenie w powietrze tego pomnika kultury i polskiej władzy. To pod kopcem Piłsudskiego Polacy z okazji różnych rocznic narodowych składali bukiety kwiatów ozdobione wstęgami w barwach narodowych i napisami: „AK czuwa i walczy” oraz „Bohaterom walki o wolność – Naród”.

Apatia i stan beznadziejności w kraju łączył się z obojętnością Zachodu, wobec której wielu Polaków wyrażało swój sprzeciw. W 1943 r., trzy tygodnie po wystąpieniu Josepha Goebbelsa, w którym ujawnił on sprawę mordu polskich oficerów w Katyniu,

Geoffrey Władysław hrabia Potocki de Montalk (1903–1997) wydał Katyn Manifesto, „przez bardzo długi czas jedyny angielskojęzyczny dokument głoszący prawdę o zbrodniczych poczynaniach sojusznika Brytanii”. Publikacja manifestu spowodowała atak brytyjskich lewicowych, ale też i prawicowych polityków, rządu i prasy na jego autora.

Potocki był na różne sposoby obrażany i nazywany m.in. „hrabiofaszystą”, oskarżany o „zakłócanie stosunków między aliantami”, a o jego publikacji najczęściej pisano, jako o „plugawej truciźnie”. Hrabia jednak nie dał się zastraszyć i nie ustępował, bronił się, nazywając jednego z deputowanych Izby Gmin „lizusem na usługach Sowietów”. Brytyjscy pismacy różnej maści dawali upust uczuciom, które dziś określa się terminem: „mowa nienawiści”. „Daily Express” na temat Katyn Manifesto pisał: „mamy tu do czynienia z wersją historyjki o strasznych bolszewikach rodem z przedszkola albo z zakładu dla umysłowo chorych”. Ostatecznie za sprawą czynników rządowych Potocki po „wichrzycielskiej” publikacji trafił do hrabstwa Northumberland przy granicy ze Szkocją, do obozu pracy, który nazwał „brytyjsko-sowiecką republiką karną”.

Marian Hemar, polski poeta emigracyjny, patrząc na sprawę także z perspektywy Londynu, pozostawił w temacie Katynia równie bulwersujący przekaz. Według jego relacji, gdy Polak próbował przekonać swojego rozmówcę, iż sprawcami byli Rosjanie, Anglik mu odpowiadał: Katyń musieli zrobić Niemcy. Czy ty tego nie rozumiesz? Bo rząd Jego Królewskiej Mości nie może być w sojuszu ze zbrodniarzami!

Niestety szef tego rządu W. Churchill nie tylko radził Polakom zapomnieć o zbiorowych mogiłach w smoleńskim lesie, ale zakomunikował amerykańskiemu prezydentowi F.D. Rooseveltowi, że „Karty atlantyckiej [gwarantującej granice II RP z 1939 r. – Z.J.] nie należy rozumieć jako odmawiania Rosji prawa do terytoriów, które zajmowała, kiedy napadły na nią Niemcy”.

Ponadto, gdy Sowieckie Biuro Informacyjne odpowiedzialnością za Katyń obarczyło przywódców III Rzeszy, W. Churchill zaprosił premiera gen. W. Sikorskiego i ministra spraw zagranicznych Edwarda Raczyńskiego na lunch na Downing Street 10, by im zakomunikować, jak niebezpieczne dla sprawy polskiej byłoby, gdyby na oczach całego świata zajęli takie samo stanowisko jak Hitler.

Namawiał więc polski rząd do złożenia oficjalnego oświadczenia, iż zbrodni dokonali Niemcy. Jedną z form nacisku była prasa. Rysownik David Law na łamach satyrycznego pisma „Punch” w 1943 r. opublikował rysunek Klin, który przedstawiał gen. W. Sikorskiego jako pomocnika Josepha Goebbelsa usiłującego wbić klin w solidne drzewo aliansu brytyjsko-rosyjsko-amerykańskiego. Jako polityczny komentarz tej karykatury służyły kłamstwa na temat Katynia szerzone przez moskiewską „Prawdę” (ros. Правда) organ Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.

W tej sytuacji przebywający w USA płk Ignacy Matuszewski, były kierownik wywiadu antyniemieckiego i antysowieckiego II RP, który dużo wcześniej mówił o zagładzie i bezsensie poszukiwań polskich oficerów, zanim Niemcy odsłonili ich groby pod Smoleńskiem, stał się obiektem napaści nie tylko słownych. Zaatakował go obóz gen. W. Sikorskiego, moskiewska rezydentura wywiadowcza w Waszyngtonie kierowana przez gen. Wasilija Zarubina i polscy komuniści w Ameryce, którymi kierował Bolesław Gebert ps. „Ataman”. Ten ostatni był inspiratorem artykułu zatytułowanego Komitet Amerykanów Polskiego Pochodzenia dla Nieamerykańskiej Działalności Pronazistowskiej. Działania tych gremiów spowodowały, iż płk. I. Matuszewskim zajęła się FBI i poddała go ścisłemu nadzorowi, cenzurując i szykanując w najróżniejszy sposób, m.in. za próbę podniesienia sprawy katyńskiej, która mogła zepsuć stosunki między USA i ZSRR.

Mimo różnych szykan ze strony dawnych sojuszników, dla wielu powrót do kraju nie wchodził w rachubę. Nad Tamizą środowisko powstańcze m.in. reprezentowali wielcy Ślązacy: biskup polowy Józef Gawlina, generał Jan Brandys – dziekan emigracyjnego dekanatu „Londyn”, Walenty Fojkis – legendarny dowódca pułku katowickiego im. Józefa Piłsudskiego i kpt. Henryk Kopiec, członek Zarządu Głównego ZPŚl. oraz były wojewoda śląski Michał Grażyński. Na obczyźnie pozostał także syn Wojciecha, Zbigniew Korfanty.

W cieniu Stalinogrodu

Informacje o zachowaniu dawnych aliantów docierały na Śląsk za pośrednictwem weteranów gen. Władysława Andersa. Byli wśród nich synowie powstańców śląskich, z których wielu, jako „andersowców”, wtrącono do więzień UB. Bronisława Kalembowa po smutnym, zamkniętym, „otchłannie pustym życiu”, po łańcuchu krzywd i rozczarowań – cierpiała nadal. Wciąż aktualne było dla niej pytanie: komu teraz można wierzyć? Nie opuszczał jej strach i niepewność jutra. Co krok spotykała się z tryumfem wrogów sprawy śp. pamięci jej męża i wrogą postawą najbliższych przyjaciół. Niepowodzeniem zakończyły się poszukiwania Henryka za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża. Szczególną wymowę miał dla niej dzień Wszystkich Świętych oraz pusty talerz i wolne miejsce przy stole podczas każdej wieczerzy wigilijnej. Z wytrwałością i determinacją znosiła trudy losu, chłonęła zasłyszane opowieści i historie zesłańców. Ani ona, ani córka nie doczekały dnia całkowitego wyjaśnienia i zadośćuczynienia tej stalinowskiej zbrodni.

Musiały być nie tylko kobiece, ale mądre i silne, by zmierzyć się z tą historią. Zwłaszcza Bronisławie z trudem przychodziło pogodzenie się z tym, że pozostawi na zawsze grób męża w nieznanym, obcym i wrogim świecie. Jako dobra żona, matka i obywatelka, dopóki jej umysł był przytomny, prowadziła w tej sprawie najdłuższą wojnę swego życia.

Z kolei rodziców Henryka Kalemby dotknęło, oprócz straty syna, pozbawienie ich tożsamości związanej z miejscem na tej ziemi. Pewnego dnia okazało się bowiem, iż na mocy dekretu Rady Państwa z 7 III 1953 r. mieszkają nie w Katowicach lecz w Stalinogrodzie, przy ulicy – Józefa Stalina nr 11. Zaistniałą sytuację można by skomentować słowami Tukidydesa, greckiego historyka, autora Wojny peloponeskiej, adresowanymi do każdej tyranii: „żadna bowiem rozkosz nie zbliża się bardziej do boskości niż radość wypływająca ze świadomości, że jest się przedmiotem czci”. Toteż „liderzy komunizmu nie żałowali grosza publicznego na stawianie sobie pomników za życia w każdym zakątku […] i znacznie prześcigali w tym razem wziętych cesarzy rzymskich Tyberiusza, Kaligulę, Klaudiusza czy Nerona”.

Nadeszły zakłamane czasy, których ducha oddawały słowa porzekadła: „Dawniej wóz nazywano wozem, nierządnicę nierządnicą, a szelmę szelmą. Dziś wóz nazwano karetą, nierządnicę metresą, a szelmę politykiem”.

Dla córki Kalemby jedynym remedium na szykany i wszechobecne kłamstwo była ucieczka w modlitwę, a szczególne znaczenie miała dla niej ta, którą ułożył ksiądz Zdzisław Peszkowski (1918–2007), jeniec kozielski i kapelan Rodzin Katyńskich. Wielokroć więc ze wzruszeniem powtarzała słowa: Bogurodzico, MATKO BOŻA KOZIELSKA, Patronko zesłańców polskich i jeńców z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa, Matko tysięcy oficerów wyrwanych zdradziecko z ziemi ojczystej i skazanych na wymordowanie przez okrutnych oprawców, wrogów Boga i człowieka […].

Ważnym wydarzeniem w życiu córki porucznika był udział w Pielgrzymce Rodzin Katyńskich na Jasną Górę i 18 IV 1993 r. wypowiedziany przed Obliczem Jasnogórskiej Królowej Narodu Akt przebaczenia i zawierzenia Rodzin Katyńskich, zaczynający się od słów: „Najłaskawszy Boże, Miłosierdziu Twojemu oddajemy dusze naszych Umiłowanych, którzy niewinnie zginęli w tylu miejscach kaźni na Wschodzie, szczególnie więźniów Kozielska, Ostaszkowa i Starobielska. Boże, przygarnij ich do Siebie. Ich wieczne szczęście z Tobą jest dla nas jedyną pociechą. Wierzymy, że spotkamy się z Nimi w niebie”…

Wreszcie doczekała chwili, gdy pozwolono jej odwiedzić miejsce kaźni ojca i jego towarzyszy broni. Dwukrotnie uczestniczyła w pielgrzymkach do Katynia: 29–31 X 1989 r. i 23–29 IV 1990 r., zabierając ze sobą wiązankę biało-czerwonych goździków z szarfami i napisem: „Por. Henrykowi Kalembie – córka”. Za pierwszym razem odnotowała: „Idziemy asfaltową dróżką w głębokiej ciszy. Te 230 metrów, dzielące parking od leśnych symbolicznych mogił, nad którymi króluje Krzyż przywieziony przez Prymasa Glempa, są dla nas, pielgrzymów, najtrudniejsze. Każdy z nas przeżywa w myśli ostatnie chwile naszych Najbliższych – o czym Oni myśleli, co czuli, czy zdawali sobie sprawę z tego, że idą ostatnią drogą swego życia? Przecież każdy z nich był młody lub w pełni sił i miał tyle planów na przyszłość, miał nam tyle do powiedzenia. Jakże inaczej wygląda ten cmentarz niż oglądane przeze mnie na Monte Cassino czy El Alamein. Na cmentarzach tych szukałam nazwiska mego Ojca. Są tu jedynie cztery kryte darnią symboliczne wzniesienia, a za nimi ściana z ażurową, artystyczną, przypominającą więzienną – kratą. Na niej ufundowane przez miejscowe władze czarne tablice – po lewej rosyjski napis, po prawej polski: »Ofiarom faszyzmu, oficerom polskim rozstrzelanym przez hitlerowców w 1941 r.« Nadal to zakłamanie, pomimo licznych protestów!”

Afera pomnikowa

Podobne refleksje budziła treść korespondencji prowadzonej w latach 60. z Zarządem Koła Katowice-Dąb Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, reprezentowanym przez prezesa Franciszka Zagórnego-Góreckiego.

ZBOWiD wysłał 16 X zaproszenie dla Bronisławy Kalemby na 1 XI 1962 r. „do wzięcia udziału w uroczystości składania wieńca na płycie pomnika na cześć poległych i zmarłych Bojowników”, podkomendnych H. Kalemby, równocześnie dopuszczając się afrontu względem zaproszonej.

Zdawać by się mogło, że wspólne nieszczęście zrównało i zbratało wszystkich. Niestety za męstwo, szczerość czynów i cierpienie – wdowie po bohaterze podano kielich goryczy! Po uroczystości córka H. Kalemby otrzymała urzędowe pismo: „Wyrządzoną przykrość Pani i Jej Matce w związku z nieumieszczeniem nazwiska Jej ojca na płycie Pomnika, chcemy natychmiast tę sprawę właściwie uregulować i odpowiednio uzupełnić i dlatego prosimy o niezwłoczne zakomunikowanie nam, kiedy i gdzie zginął, bliższe szczegóły pracy politycznej i szczegóły zaginięcia ojca Pani”.

Mimo nurtujących ją wątpliwości, J. Bogdanowiczowa udzieliła obszernej pisemnej odpowiedzi, kreśląc szlak bojowy ojca od powstań śląskich po kampanię 1939 r., cytując na tę okoliczność postanowienie Sądu Grodzkiego w Katowicach z dnia 19 V 1950 r., który uznał por. H. Kalembę za zmarłego. W jej liście do Zarządu czytamy: „Nawiązując do mojej rozmowy z członkami Zarządu w dniu 15 II 1963 r., stwierdzić muszę, że postawiono mnie i mojej matce nieuzasadniony i nielogiczny zarzut odnośnie niezgłoszenia ojca na listę ofiar hitleryzmu, umieszczonych na pomniku. Nie słyszałam, żeby gdziekolwiek praktykowano w ten sposób, że rodziny podają swych członków rodzin do odznaczeń, czy też uczczenia pamięci nieżyjących. Ludzi wyróżniają z własnej inicjatywy instytucje, stowarzyszenia itp. Skąd mogłyśmy wiedzieć, że powstała koncepcja umieszczenia nazwisk poległych na odbudowanym pomniku? A kwestionowanie tego, czy ojciec żyje, uważam również za niesłuszne. Nie płaciłby bowiem mojej matce nikt renty wdowiej po żyjącym mężu. Nie zależałoby również mojej matce na ukrywaniu żyjącego męża, którego nie musiałaby się przecież wstydzić”.

Cytowane fragmenty korespondencji pokazują, jak brutalnie i kłamliwie, w podły sposób, w imię „tolerancji i postępu” wykluczano z kart historii obrońców Niepodległej. Sprawa por. H. Kalemby została zaliczona do kategorii walki z „niesłusznymi” powstańcami. Władze komunistyczne pozbawiły go należnych honorów i prawa do pamięci historycznej, gdyż okazał się „nie nasz”. Partyjniacy bezkarnie wartościowali krew bohaterów, rannych i również tych, którzy zginęli z bronią w ręku.

W cenie byli tylko ci, co „walczyli o Polskę Radziecką w ramach Związku Radzieckiego” i czytywali „Czerwony Sztandar”, do którego pisywała Wanda Wasilewska, patriotyzm zaś definiowali jako „gorące umiłowanie ZSRR”. Za podważanie „kłamstwa katyńskiego” karali zaś surowymi wyrokami sądowymi.

Taki Los spotkał m.in. ks. Leona Musialaka, byłego więźnia Kozielska, który ocalał i miał odwagę mówić prawdę, za co został skazany na 5 lat więzienia. W późniejszym czasie krnąbrnych karano zwolnieniem z pracy lub pozbawieniem praw wykonywania zawodu.

Niezasłużone szykany stosowane wobec polskich patriotów budziły emocje. J. Bogdanowiczowa pisała: „Z wielkim […] żalem, rozczarowaniem i przykrością uczestniczyłam wraz z matką w uroczystości odsłonięcia pomnika. Nasunęło się bowiem pytanie, które nurtuje do dnia dzisiejszego, dlaczego wśród poległych nie znalazło się miejsce dla mojego ojca. Skoro wspomniano o przedwojennym pomniku powstańców, to dlaczego zapomniano o tym, który ten pomnik budował? Mówi się o ludziach, którzy zginęli w obozach koncentracyjnych na terenach Polski i Niemiec. A przecież kula dosięgła również Polaków, jeńców na ziemiach radzieckich. Przecież Ojciec został zamordowany […] i to nie w wyniku zabawy, lecz w wyniku obrony naszej Ojczyzny. Trudno się tłumaczyć nieświadomością losów Ojca – co się z Ojcem stało, wynika przecież jasno z deklaracji członkowskiej mojej matki, jak również wiedzą o tym członkowie Koła, a nawet byli członkowie zarządu Koła. Przykro mi, że jako córka muszę występować w obronie pamięci nieżyjącego Ojca, przykro mi, że nie znalazł się nikt z dawnych towarzyszy broni i członków Koła powstańców śląskich, który chciałby oddać cześć swemu zamordowanemu dowódcy i późniejszemu prezesowi”.

Mimo nacisków i manipulacji, obie kobiety nie zgodziły się na przypisanie śmierci por. H. Kalemby hitlerowcom, tj. Niemcom. J. Bogdanowiczowa podjęła za to próby docieczenia prawdy na własną rękę. Tropiła każdy ślad, który wiązał się ze sprawą katyńską. Pisała listy adresowane do różnych ludzi i instytucji, m.in. do Wojskowego Instytutu Historycznego i Telewizji Polskiej na Woronicza oraz do płk. dr. Marka Tarczyńskiego, redaktora „Wojskowego Przeglądu Historycznego”. W jednym z nich, zredagowanym w okresie tzw. transformacji ustrojowej, czytamy: „Powołując się na artykuł Katyń – Dług milczenia zamieszczony w numerze 19/89 »Tygodnika Polskiego«, pozwalam sobie zgłosić na wystawę Zginęli w Katyniu zdjęcia mojego Ojca por. rez. 73 PP w Katowicach, Henryka Kalemby. Nazwisko Ojca figuruje w spisie oficerów internowanych w Kozielsku i zamordowanych w Katyniu, zamieszczonym w numerze 13 z roku 1989 Tygodnika »Zorza« pod nr 1736”.

Uczestniczyła nawet w przypadkowych dyskusjach o powstaniach śląskich i losach jeńców polskich w ZSRR, narażając się nieraz na plugawy język adwersarzy o plugawym wnętrzu, powołujących się na nieprawdziwie interpretowane dokumenty, wybrane cytaty i preparowane fakty.

Dyskutowała z ludźmi, dla których historia była tylko narzędziem polityki, zabójczą bronią, inwektywą, dla których ulubionym pojęciem, był zwrot „polscy faszyści”. Mimo to czytała paszkwilanckie publikacje przed kolejnymi rocznicami powstań śląskich i dochodziła prawdy o tamtych wydarzeniach i ludziach. Zdawała sobie sprawę, iż komunizm cofał polską świadomość w rozwoju. Wojna, jaką od 1944 r. toczył z narodem, dławiła w zarodku to, co w Polakach było najlepsze i najwznioślejsze – zdolność do przekraczania ograniczeń jednostkowego egoizmu, wrażliwość na świat wartości, przywiązanie do Boga i Ojczyzny. Apostołowie kłamstwa przez dziesięciolecia pracowali nad eliminacją ze zbiorowej pamięci bohaterów, których postawy pozostawały w sprzeczności z ich wizją „nowego człowieka”. O losach takich ludzi, jak H. Kalemba, którzy współkształtowali polską tożsamość, można było mówić ściszonym głosem jedynie w czterech ścianach własnych domów. Ani Bronisława, ani jej córka nie mogły opowiedzieć światu historii sowieckiej okupacji, okoliczności mordu polskich oficerów, zsyłek, przesiedleń, bezwzględnej eliminacji rodzimych elit intelektualnych i kulturalnych.

Usunięcie z kart historii ludzi takich jak H. Kalemba skutkowało zafałszowaniem polskiej przeszłości i zainfekowaniem wyobraźni młodego pokolenia wersją kalekiej historii, spreparowanej tak, by służyła innym. Na szczęście styl tych kłamliwych dzieł był najczęściej ciężki, bezbarwny i ubogi.

Dobry, jak mawiał Johann Wolfgang Goethe, do czytania na wiosnę, gdy można znaleźć pociechę w kwiatach. Ten stan rzeczy usiłowała naprawić i zmienić J. Bogdanowiczowa. Próbowała przebić się do opinii publicznej z prawdziwą, opartą na faktach narracją o swoim ojcu. Toteż gdy przystąpiono do redakcji Encyklopedii powstań śląskich, wystąpiła z inicjatywą udostępnienia posiadanych materiałów źródłowych. Wsparł ją w tym przedsięwzięciu dawny towarzysz ojca, Marian Kierecki. W liście pisał: „Bardzo cenne są odpisy listów Tatusia z Kozielska i również informacje, jaką drogą uzyskała Pani od byłych podkomendnych z czasu zagarnięcia przez wojska radzieckie”. Po tym wstępie informował: „Biogram Tatusia przesłałem do Instytutu Śląskiego w Opolu, do wykorzystania. Ten biogram jest w porównaniu do biogramów zawartych w Encyklopedii powstań śląskich zbyt obszerny. Ale dostarczyłem materiału. Instytut wyjaśniał, że o Pani Tatusiu wiedzą tylko, że był dowódcą batalionu i posiadał Gwiazdę Górnośląską”. Historia skończyła się na obietnicy zamieszczenia biogramu w Encyklopedii.

Józefa nie wahała się pisać sprostowań do Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej. Usiłowała m.in. skorygować „błędy” dotyczące ikonografii zawartej w publikacjach MON. W jednym z pism czytamy: „W wydanym w 1971 r. przez tamtejsze wydawnictwo albumie Powstania śląskie – 1919–1920–1921, na str. 85 (licząc strony od Przedmowy) w rozdziale Dyplomatyczne targi, zdjęcie nr 3 zatytułowano Patrol oficerski w powiecie gliwickim. Tytuł ten jest niezgodny i powinien brzmieć: Sztab I baonu 3 Pułku Piechoty im. gen. J.H. Dąbrowskiego-Niemczyka, od lewej: dowódca baonu Henryk Kalemba, pseudonim Biały, doradca Zdzisław Tadeusz Stęślicki, adiutant B. Naworzyn, st. sierżant L. Gołąb. Dowódcą 3. Pułku Piechoty im. gen. J.H. Dąbrowskiego był Rudolf Niemczyk. Pułk ten obejmował obwód katowicki. Ponieważ zbliża się 65 rocznica wybuchu III Powstania i Wydawnictwo wznosi może wydanie omawianego albumu, jako córka dowódcy baonu por. Henryka Kalemby – uznanego przez Sąd za zmarłego w ramach wojny 1939 r. – zwracam się z uprzejmą prośbą o dokonanie poprawki w następnych wydaniach. Za uwzględnienie mej prośby z góry serdecznie dziękuję.
Jednocześnie zawiadamiam, że dysponuję dwoma nieopublikowanymi zdjęciami z uroczystości pierwszej dekoracji orderami polskimi na Rynku w Katowicach (Ojciec mój został na tej uroczystości odznaczony Krzyżem Virtuti Militari)”.

Do każdego błędu można się przyznać i go naprawić. W tym przypadku były to rachuby chybione. A przypomnienie, iż bohatera na katowickim Rynku dekorował marszałek J. Piłsudski Krzyżem Virtuti Militari, nie polepszyło sprawy. Trudno więc było liczyć, iż Komitet Redakcyjny ustosunkuje się do wniesionych uwag.

Bogdanowiczowa odczekała cztery lata i zwróciła się o pomoc do Wilhelma Szewczyka (1916–1991), publicysty i poety oraz redaktora naczelnego czasopism „Odra”, „Przemiany” i „Poglądy”: „Powołując się na moją rozmowę przeprowadzoną z W. Panem w miesiącu listopadzie ub.r., pozwalam sobie przesłać w załączeniu kopię pisma skierowanego do Wydawnictwa MON, na które do dnia dzisiejszego nie otrzymałam odpowiedzi. Ponieważ mam nadzieję, że wydawnictwo – którego W. Pan jest współautorem – doczeka się wznowienia, uprzejmie proszę o skorygowanie objaśnienia pod zdjęciem przedstawiającym mojego ojca Henryka Kalembę por. rez. WP (zamordowanego w Katyniu) i członków sztabu I baonu, którym mój ojciec dowodził”.

Gdy w Urzędzie Wojewódzkim odbyło się spotkanie wojewody katowickiego Tadeusza Wnuka z Kolegium Redakcyjnym Encyklopedii Górnośląskiej, podczas którego prof. Alojzy Paweł Melich przedstawił stan prac nad dziełem i program naukowy przewidujący ok. 11 tys. haseł, córka H. Kalemby i w tym przypadku zareagowała. Spośród grona uczestników (Lucyna Frąckiewiczowa, Zdzisław Gorczyca, Jan Kita, Jan Zieliński, Andrzej Szefer, Jerzy Sochanik, Jacek Wódz, Wilhelm Szewczyk i wicewojewoda Józef Piszczek) zaufaniem obdarzyła prof. A. Melicha, ekonomistę, rektora WSE (później AE), posła na Sejm PRL i członka Rady Redakcyjnej „Nowych Dróg”. 8 VII 1988 r. zwróciła się do niego listownie, ofiarując się dostarczyć materiały źródłowe do biogramu ojca. I tym razem nie doczekała się spełnienia swoich oczekiwań.

W słowotoku modernizującej Polaków lewicy opowieść dwóch kobiet o ich mężu i ojcu, o dawnej Polsce i Polakach niknie, bywa postrzegana jako szkodliwy anachronizm, jako objaw chorobliwej skłonności do pielęgnowania resentymentów.

Często przepisywała ręcznie fragmenty poematów o tematyce martyrologicznej. Jej uwagę zwróciła m.in. twórczość zapomnianej poetki lwowskiej Jadwigi Gamskiej-Łempickiej (1903–1956), autorki wiersza Nad grobami polskimi w Katyniu. Była ona, podobnie jak Bogdanowiczowa, ofiarą wojny. Przeżycia okupacyjne odbiły się na zdrowiu pisarki i doprowadziły do głębokiej depresji. W lipcu 1945 r. została przymusowo wysiedlona z grodu nad Pełtwią, a w PRL-u objętym cenzurą nie drukowano jej wierszy. 9 I 1956 r. popełniła samobójstwo w Lublinie. Mimo zapisów cenzorskich jej poezja była w wąskim gronie czytywana, a opublikowane w międzywojniu, w „Tajnych Lwowskich Drukarniach Wojskowych” i w londyńskiej „Nowej Polsce” (redagowanej przez Antoniego Słonimskiego) dzieła uchodziły za rarytas bibliofilski. J. Bogdanowiczowa należała do tych, którzy popularyzowali wiersz Nad grobami polskimi w Katyniu. Innym cennym poetyckim opisem, który inspirował do różnych przemyśleń J. Bogdanowiczową, był wiersz Zbigniewa Herberta pt. Guziki, dedykowany pamięci kapitana Edwarda Herberta. Stanowił on literacki hołd dla wszystkich, którzy stali się ofiarami tej zbrodni.

Otuchy najbliższym por. H. Kalemby dodały wydarzenia lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Wcześnie J. Bogdanowiczowa dostrzegła na arenie dziejów wyjątkową postać, jaką był krakowski metropolita Karol Wojtyła. To on głośno upomniał się o najważniejszego z „wyklętych”, który przyniósł niepodległość i pod którego sztandarami bił się o wolną Polskę, jako jeden z wielu, prosty chłopak, Ślązak z Józefowca. Karol Wojtyła wyraził swoją solidarność z tymi, którzy w swoich poczynaniach mieli „na celu obronę godności narodu, a zwłaszcza honoru polskiego żołnierza – tego, któremu Polska zawdzięczała Niepodległość”. Równocześnie w swej wypowiedzi zaznaczył, iż „Wołanie o szacunek dla pamiątek przeszłości, m.in. Kopca Józefa Piłsudskiego, jest w pełni uzasadnione”.

Wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża i pontyfikat Jana Pawła II oraz narodziny Solidarności były wstrząsem duchowym, który dodał sił wszystkim ofiarom komunizmu, także córce Kalemby. J. Bogdanowiczowa ze swoich przeżyć zwierzyła się listownie towarzyszowi ojca, jednemu z weteranów, z którym utrzymywała stały kontakt.

Korespondencja ta świadczy, jak bolesnym cierniem była dla niej sprawa katyńska. Mówiła o niej, pisała, zbierała wiersze i modlitwy, a pod koniec życia uprawiała moralistykę polityczną. Listy były przejmujące, a wiele fragmentów to świetna proza medytacyjna o winie, grzechu i modlitwie.

W podobnym tonie była zredagowana odpowiedź:

„Z największym zainteresowaniem przeczytałem ostatni list […]. Opisuje Pani bardzo szczegółowo pobyt […] na terenach ZSRR, w których znalazły się prochy naszych pomordowanych oficerów, w tym i Pani Ojca. Jakież to może być przeżycie córki tak ambitnego oficera, jakim był Pani Ojciec. Nie mogę wyobrazić sobie, jak zachowywał się w momencie, kiedy przykładano broń do jego skroni. On, który nie bał się w 1921 r. [pod Górą św. Anny – Z.J.] Niemców, którzy dążyli do okrążenia batalionu, którym dowodził, z zimną krwią prawie bez ofiar ludzkich zdołał wyjść z tej zasadzki. Za to słusznie zasłużył na Virtuti Militari. Jak już po wojnie wykorzystał sprzyjające warunki i dokształcał się, aby uzyskać stopień oficerski. I uzyskał.

A można rozmyślać, biorąc pod uwagę, że miał mundur oficerski, dla Rosjan był największym wrogiem i oficerów oddzielano od żołnierzy, pewnie już od samego początku przeznaczeni zostali do unicestwienia. Przecież żołnierzy zwolniono, zwłaszcza tych, którzy pochodzili z ziem polskich zachodnich, a okupowanych przez Niemców. Rodzi się pytanie, jak by postąpił Ojciec będąc żołnierzem, a nie oficerem. Tragedia zamordowanych oficerów nie jest jeszcze dostatecznie opisana. Kryje bardzo dużo znaków zapytania. Ale bez pomocy i otwartości Rosjan nie będzie łatwo odpowiedzieć na te pytania.

A sprawa rozliczenia zabójców jest obecnie bardzo aktualna w Polsce. Doszło już do tego, że sądy wojskowe i historycy wojskowi przeprowadzają śledztwo, aby ustalić, kto wydawał rozkazy strzelania do bezbronnych […]. Śledztwo trwa, ale nie informuje się, że ustalono już częściowo nazwiska rozkazodawców. Takie orzeczenie rozładuje […] częściowo nienawiść i ból, będzie pewnego rodzaju moralnym zadośćuczynieniem.

Kiedy nastąpi taka zmiana sytuacji w stosunku do […] naszych oficerów. Miejmy nadzieję, że taka zmiana nastąpi. Może nie dożyjemy jej, ale może potomni dowiedzą się prawdy. Byłoby sprawiedliwością, aby mogli doczekać się tej prawdy członkowie rodzin tych zamordowanych, bo oni najgłębiej tę krzywdę przeżywają i będą przeżywać do końca życia. Przecież i Pani jest tego przykładem.

Czy zamierza się w Katowicach lub może w innym miejscu postawić pomnik, przecież właśnie bardzo dużo oficerów pomordowanych służyło w pułkach górnośląskich i oni stanowili znaczny odsetek”.

Zakończenie

Ukoronowaniem pracy społecznej córki H. Kalemby był odsłonięty już po jej śmierci, 24 V 2001 r. pomnik Ofiar Katynia naprzeciw kościoła garnizonowego na placu Andrzeja w Katowicach, autorstwa rzeźbiarza Stanisława Hochuła. Jest to kompozycja przedstawiająca polskiego policjanta i dwóch oficerów WP stojących nad dołem śmierci. Jednak dla niej samej najważniejszy był akt powtórnych narodzin jej ojca i jego towarzyszy męczeństwa, do życia innego niż życie, do trwania w przestrzeni i czasie, ale na prawach innych od podyktowanych przez oprawców. W pamięci jej tkwił oprócz obrazu ojca wiersz z nagrobka w sławnej farze w Żółkwi, zbudowanej przez wielkiego hetmana: O quam dulce et decorum pro patria mori! (O jak słodko i zaszczytnie jest umrzeć za Ojczyznę!), któremu towarzyszyły słowa prorocze: „Niech mściciel z kości naszych powstanie”.

W czasie podróży do Smoleńska wysłuchała opowieści o bohaterskich dowódcach kresowych: Ludwiku Narbucie z 1863 r. i jednorękim ppłk. Macieju Kalenkowiczu (1906–1944), cichociemnym, komendancie Nadniemeńskiego Zgrupowania AK, którzy polegli w walce w obronie ojczyzny i spoczęli na prowincjonalnym cmentarzyku, który Sowieci zamienili w skrawek ugoru. Przez dawny cmentarz kołchoźnicy codziennie przepędzali bydło. Pamięci jednak o polskich bohaterach nie byli w stanie zabić. Do 2010 roku opublikowano wiele cennych monografii, biografii, materiałów źródłowych, wywiadów, relacji, pamiętników, studiów i artykułów naukowych. Autorzy bibliografii katyńskiej odnotowali 5916 pozycji. Niniejsza publikacja będzie kolejnym ziarnkiem do tego korca.

5 X 2007 r. Minister Obrony Narodowej Aleksander Szczygło mianował por. H. Kalembę pośmiertnie kapitanem WP. Awans został ogłoszony 9 XI 2007 r. w Warszawie, w trakcie uroczystości Katyń Pamiętamy – Uczcijmy Pamięć Bohaterów. Ponadto pośmiertnie odznaczono H. Kalembę Medalem za udział w wojnie obronnej 1939 r.

Bohaterska obrona granic II Rzeczypospolitej i udział w niej Henryka Kalemby oraz wielu innych powstańców śląskich, ogromne ofiary i represje jeszcze raz potwierdziły w dziejach prawo narodu do niepodległości. W ten sposób ziściły się także słowa Artura Oppmana:

To, co przeżyło jedno pokolenie,
drugie przerabia w sercu i pamięci.
I tak pochodem idą cienie, cienie,
aż się następne znów na krew poświęci!
Wspomnienie dziadów pieśnią jest dla synów
od Belwederu do śniegów Tobolska
i znów przez wnuków brzmi piorunem czynów…
Pieśń, czyn… wspomnienie – to jedno
– to POLSKA!

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „»Kłamstwo katyńskie«. Kpt. Henryk Kalemba (VII)” można przeczytać na ss. 6–7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „»Kłamstwo katyńskie«. Kpt. Henryk Kalemba (VII)” na ss. 6–7 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Nie uda się Kazimierzowi Kutzowi i RAŚ-owcom wmówić Ślązakom, że są ulegli, ślamazarni, a nawet dupowaci (okr. Kutza)

Polacy są narodem niebezpiecznym, bo nie niewolniczym jak Rosjanie i nie stadnym jak Niemcy. Dlatego – jako indywidualiści – jesteśmy tak niewygodni dla współczesnego neokomunizmu ogarniającego świat.

Jadwiga Chmielowska

Powstanie wywarło bardzo duży oddźwięk za granicą. Opinia publiczna wielu krajów zdała sobie sprawę z tego, że Polacy pragną przyłączenia swojej ziemi śląskiej do odzyskującej niepodległość Polski.

Pod naciskiem międzynarodowym Niemcy zmuszeni byli do wielu ustępstw. Wycofali z Górnego Śląska znienawidzony i okrutny Grenzschutz. Polacy też wyciągnęli wnioski z powstania. Zdecydowano, że następne musi być lepiej przygotowane. Zdawano sobie sprawę z tego, że jedynie dzięki walce można osiągnąć sukces.

J. Ludyga-Laskowski tak opisuje nastroje zaraz po upadku powstania: „Ludziom patrzącym na wypadki śląskie z daleka zdawało się, iż wobec nieudania się pierwszego powstania, które pochłonęło masę ofiar, i wobec terroru wywieranego przez Niemców na powstańcach, myśl walki zbrojnej straciła na Górnym Śląsku na zawsze wszelki grunt pod nogami. Lecz ci, którzy myśleli w ten sposób, nie liczyli się z jednym – z wytrwałością Ślązaków”. Nie uda się Kazimierzowi Kutzowi i RAŚ-owcom wmówić Ślązakom, że są ulegli, ślamazarni, a nawet dupowaci (określenie Kutza) i nie mają cech buntowniczych, przywódczych; że to Polacy z innych części Polski wzniecili powstanie.

Zakłamywanie historii, wymazywanie jej z programów szkolnych ma na celu likwidację narodu. Bo naród pozbawiony dumy ze swojej tradycji, historii i kultury – ginie. Ostatnio nowomowa współczesnych kosmopolitów hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna” nazywa faszystowskim. Polacy są narodem niebezpiecznym, bo nie niewolniczym jak Rosjanie i nie stadnym jak Niemcy. Dlatego – jako indywidualiści i ci, którzy potrafią walczyć o godność i idee – jesteśmy tak niewygodni dla współczesnego neokomunizmu ogarniającego świat. (…)

Walki trwały do 23 sierpnia 1919 r., lecz w obliczu znacznej przewagi Niemców i braku sprawnej koordynacji działań insurgentów, Alfons Zgrzebniok musiał 26 sierpnia wydać rozkaz zakończenia działań bojowych. W odpowiedzi na wysłaną do Koalicji polską notę dyplomatyczną z prośbą o interwencję, Rada Ambasadorów postanowiła skierować na Górny Śląsk Komisję Sojuszniczą. Jej zadaniem była mediacja w sprawie zaprzestania walk zbrojnych oraz „przygotowanie Górnego Śląska do wkroczenia wojsk sojuszniczych, które miały czuwać nad przeprowadzeniem plebiscytu”. W skład Komisji Sojuszniczej dla Górnego Śląska, która 24 sierpnia 1919 r. przybyła na Śląsk, wchodzili: gen. Charles Joseph Dupont, płk. Anson Conger Goodyear z armii amerykańskiej, ppłk Titbury z armii angielskiej, mjr Vaccary z armii włoskiej oraz kpt. Poupart z armii francuskiej.

Od chwili pojawienia się Komisji na Śląsku ustały bestialskie i w zasadzie jawne mordy Polaków, nawet w biały dzień, na ulicach. W więzieniach Niemcy nadal katowali i mordowali bezbronnych powstańców i osoby podejrzane o pomoc Polakom w przygotowaniu powstania. Komisja objeżdżała przepełnione więzienia i Niemcy musieli się hamować.

(…) Niemcy wykorzystywali rozgoryczenie powstańców. Zaczęły padać propozycje autonomii dla Górnego Śląska, czyli odgrzano stare pomysły z końca XIX w., które pochodziły ze środowisk niemieckich fabrykantów i pruskich junkrów, przerażonych socjalizmem, rozwijającym się szybko w Niemczech. „Nadsyłali oni do obozów uchodźców różnych płatnych agitatorów i renegatów (wspomnieć chociażby takiego Pronobisa Alojzego, późniejszego przywódcę autonomistów Górnego Śląska), celem powiększenia niezadowolenia i szczucia na Polskę” – relacjonuje w swojej książce Jan Ludyga-Laskowski z Bytomia.

Propaganda niemiecka próbowała zrobić z powstańców bandytów. Nawet poważne dzienniki podawały szokujące wiadomości o tym, jakoby powstańcy okrutnie znęcali się nad jeńcami wziętymi do niewoli. „Pod nagłówkiem: »Polnische Greuelteten« podały następującą wiadomość: »Z rybnickiego obwodu, objętego powstaniem, dochodzą nas wiadomości o zwierzęcych zbrodniach polskich. Piszą nam: Powstańcy nie zadowalają się samem rozstrzelaniem żołnierzy Grenzschutzu, lecz pastwili się nad zwłokami i objawiali nad niemi swą wściekłość. Wziętych żołnierzy do niewoli, żywcem krzyżowano i ciężko okaleczono«. Cała powyższa wiadomość nie zawierała ani słowa prawdy. Po przybyciu na Górny Śląsk komisji Ententy, landrat rybnicki (starosta) wiadomość tę musiał odwołać”. Przykład ten podaje Jerzy Grzegorzek w swojej książce Pierwsze Powstanie Śląskie 1919 r. (…)

Członkowie Komisji Sojuszniczej zbierali relacje świadków, dokumentację fotograficzną i medyczną – dowody bestialstwa Niemców. Jeździli osobiście w teren i sami na własne oczy przekonywali się o tym, jak okrutnie postępowali Niemcy i jak potwornie kłamali w swoich przekazach medialnych. Tak więc manipulacja w mediach nie jest zjawiskiem ostatnich lat. (…)

Lata 1918–1921 to czas, w którym jedni oddawali życie, przelewali krew, harowali, oddawali swe majątki dla Ojczyzny, a inni czekali, aż mocarstwa coś Polsce dadzą, aż skapnie z pańskiego stołu jałmużna dla Polski – jak powiedział Władysław Bartoszewski – „brzydkiej panny bez posagu”.

Historia przyznała rację bohaterom, ale co z tego, jeśli teraz jest ona zakłamywana. Wkład towarzyszy broni Piłsudskiego w pomoc Ślązakom w wyzwoleniu Śląska jest zamilczany. Faworyzuje się tych, którzy dołożyli wszelkich starań, by Śląsk nie walczył. Nie mówi się o Ślązakach, bohaterach. Nie mają swoich ulic ci, którzy polegli w walce – oddali swe życie za powrót Śląska do Polski.

(…) 23 sierpnia 1919 r. w Warszawie przy ul. Wspólnej 35 rozpoczął działalność Komitet Zjednoczenia Śląska z Rzeczpospolitą Polską oraz, nieco później, Komitet Obrony Śląska. Podobne komitety powstawały w wielu miastach Polski. Cały kraj był pod wielkim wrażeniem determinacji Ślązaków. W Warszawie 29.08.1919 r. odbyły się cztery manifestacje poparcia dla Ślązaków, w których wzięło udział kilkaset tysięcy osób. Ta największa, na placu Teatralnym, zgromadziła ok.100 tys. osób. Ślązacy poczuli wielkie wsparcie całego narodu polskiego. O tym podręczniki do historii milczą. Nie uczy się tego młodzież na zajęciach edukacji regionalnej. Ślązacy nie znają swej historii. Ruch Autonomii Śląska na tym bazuje.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Następstwa I powstania śląskiego” można przeczytać na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Następstwa I powstania śląskiego” na s. 4 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Żaryn o Zychowiczu: Pyszałkowatość młodych historyków nie jest dla mnie w cenie [VIDEO]

Prof. Jan Żaryn o Zychowiczu, jego twórczości i wykluczeniu jego książki z konkursu Książka Historyczna Roku, oraz o tym, jak demokrację i politykę historyczną rozumie PiS.

Profesor Jan Żaryn mówi o wykluczeniu książki Piotra Zychowicza z konkursu Książka Historyczna Roku, rezygnacji części członków kapituły i ostatecznym anulowaniu konkursu. Wspomina zamysł inicjatora nagrody, śp. Janusza Kurtyki, by nadać jej jak największy prestiż. Zauważa, że wyeliminowana z konkursu pozycja w ostatnim czasie zyskiwała w głosowaniu internautów. Stwierdza, iż organizatorzy powinni przewidzieć taką sytuację. Śledzi on kolejne publikacje Zychowicza, a z nim samym ma poprawne relacje.

Jestem zainteresowany pracami Zychowicza. Uważam, że jego twórczość jest cenna jako kierunku badawczego kontestującego ten główny nurt patriotyczny i niepodległościowy.

Dodaje, że „Instytut Pamięci Narodowej w ogóle nie został poinformowany” o sytuacji. Profesor Żaryn niekoniecznie zgadzając się z niektórymi tezami red. Zychowicza, a zwłaszcza z formą, w jakiej stawia swoje zarzuty np. dowódcom powstania warszawskiego („obłęd”), nie chce odmawiać mu prawa do wyrażania własnych poglądów. Profesor zwraca uwagę na celowość krytycznej refleksji nad historią, podkreślając, że ważny jest sposób, w jaki ona się odbywa.

Pan Zychowicz jest jednym z tych autorów, którzy doszli do wniosku, trzeba weryfikować zastane tezy i ustalenia. Niestety moim zdaniem, z pozycji wszystkowiedzącego w 2019 r. może sobie pozwolić na skrytykowanie wszystkich.

Historyk zarzuca swojemu koledze po fachu anachronizm [od którego sam Zychowicz się w swych książkach mocno odżegnuje, podkreślając opieranie się na ówcześnie znanej wiedzy i opiniach- przyp. red.], krytykując przy tym język, w jakim pisze. „tak się nie powinno nazywać zjawiska w którym ginie 150 tys. ludzi”, stwierdza prof. Żaryn, odnosząc się do tytułu książki „Obłęd 44”. Dodaje, że „pyszałkowatość młodych historyków nie jest w cenie dla mnie”.

Mówiąc o polityce historycznej Prawa i Sprawiedliwości, ustępujący senator podkreśla dążenia do przywrócenia pamięci o wszystkich współtwórcach polskiej niepodległości.

Polska piłsudczyzna podobnie jak w II RP chciała wkluczyć jakichkolwiek innych współtwórców niepodległości. Takie próby wykluczenia są uznawane za niewłaściwe, obniżające możliwość nauczenia się czegoś […] Jeśli mówimy, że tylko jedna postać, marszałek Józef Piłsudski zdobył niepodległość dla Polski, to obrażamy Polaków.

Profesor Żaryn sposób sprawowania rządów przez PiS nazywa mianem „demokracji prawdziwej”. Polega ona na realizowaniu obietnic wyborczych, czego nie robiły poprzednie koalicje rządzące.

Mówiąc o wyjątkowości narodu polskiego, upatruje jej w chrześcijańskich korzeniach. W rozmowie pojawia się również wątek generała Francisco Franco i wojny domowej w Hiszpanii. Szczątki hiszpańskiego dyktatora zostały przeniesione decyzja socjalistycznego rządu z Doliny Poległych na zwykły cmentarz.

Gen. Franco jest odzyskiwany w pamięci jako osobą, która jest w tej podzielonej Hiszpanii jako postać, nad którą trzeba się pochylić, jest synonimem człowieka szukającego odpowiedzi na pytanie o dobro swej ojczyzny.

Nasz gość podkreśla, że regent Królestwa Hiszpanii chciał ocalić swój kraj przed najgorszą formą totalitaryzmu, jaką jest bolszewizm.

Senator PiS ubolewa również nad powrotem postkomunistów do parlamentu. Krytykuje również brak działań władz Warszawy na rzecz dekomunizacji przestrzeni publicznej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

An.K./A.P.

Relacja Danuty Charkiewicz-Topolskiej, świadka powstania warszawskiego, z Muzeum Dulag 121 w Pruszkowie

– Bardzo przeszkadza mi mówienie, że za II wojnę światową odpowiedzialni są naziści. Podczas niej nikt nie znał tego określenia. Dla mnie to byli po prostu Niemcy – mówi Danuta Charkiewicz-Topolska.

 

 

Danuta Charkiewicz-Topolska, świadek powstania warszawskiego, opowiada o swojej ucieczce z okupowanej Warszawy w 1944 r. Podczas tego wystąpienia zbrojnego gość Kuriera w samo południe mieszkała na ul. Marszałkowskiej 118. Codziennie wychodziła do znajdującego się na ul. Złotej 7/9 Kina Palladium, skąd pobierała wodę. Pewnego dnia w okolicach obiektu ktoś zagrał na fortepianie Warszawiankę. Wykonanie zakazanego utworu zrobiło na 11-letniej wówczas warszawiance olbrzymie wrażenie. Przetrwało ono z nią aż do dziś.

Ja unikam nawet zgromadzeń w Warszawie upamiętniających to [powstanie warszawskie – przyp. red.], ponieważ ja płaczę. Po prostu płakać zaczynam. Raz byłam i nie wytrzymałam, Warszawiankę grali, to wystarczyło.

Charkiewicz-Topolska stwierdza, że bardzo chętnie przychodzi do dzisiejszego Muzeum Dulag 121 w Pruszkowie. Jest to bowiem jedyne miejsce, które najbardziej kojarzy jej się z przeszłością. Gość Kuriera… trafiła do ówczesnego Durchgangslager 121 ok. 8 września, trzy dni po zbombardowaniu Warszawy. W obozie przejściowym opatrzono nogę jej wuja, a ona sama otrzymała zupę.

Świadek powstania warszawskiego wspomina również wypędzenie jej z Pruszkowa. Niemcy skierowali ją razem z matką do pociągu towarowego, w którym usłyszała jedynie „Nach Auschwitz”. Pojazd nie dojechał jednak do celu – powstrzymały go przed tym wojska radzieckie, które zbombardowały wagony na wysokości ówczesnej wsi Białopole. Charkiewicz-Topolska dotarła z matką do pobliskiego dworca Skarżysko-Kamienna, skąd dojechały pociągiem towarowym do Krakowa.

Gość Kuriera dzieli się ze słuchaczami Radia WNET nauką, jaką wyciągnęła z wydarzeń II wojny światowej.

Trzeba być bardzo czujnym. To jest pierwsza rzecz. Wierzyć do pewnego stopnia (…). Raczej starać się mieć przyjaciół, ale nawet z przyjaciółmi trzeba być bardzo ostrożnym (…). Trudno tutaj oceniać ludzi, bo w każdym narodzie mogą się znaleźć wrogowie (…). Jedno, co mi tylko bardzo przeszkadza, to jest nazywanie tego nazistami, bo naziści mogą być wszędzie. (…) Nam to słowo nie było znane w ogóle (…) Dla mnie to byli po prostu Niemcy.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

I powstanie śląskie: Biją się za sprawę, która nam wszystkim jest droga. I nie na próżno, bo Niemcy stawiają słaby opór

Powołana pod naciskiem międzynarodowej opinii komisja niemiecka ustaliła łączną liczbę 2500 poległych, rozstrzelanych i powieszonych Polaków. Cztery razy więcej Niemcy zamordowali w wyniku represji.

Jadwiga Chmielowska

W raporcie z 18 VIII 1919 r. płk Kazimierz Łukoski „Orlicz”, dowódca 6 Pułku Strzelców Polskich, tak meldował: „O godz. 3:30 rano Niemcy zostali zaatakowani przez Polaków-Górnoślązaków, którzy byli uzbrojeni w granaty ręczne, rewolwery i własnoręcznie robione bomby. (…) Grupa Polaków-Górnoślązaków w liczbie ok. 300 przekroczyła granicę celem ściągnięcia pomocy. Nie można ich powstrzymać, mimo starań z naszej strony. Tak wielką jest u nich chęć walki. (…) Biją się w tej chwili za sprawę, która nam wszystkim z różnych względów jest tak droga. Dotychczas wszystko wskazuje na to, że na próżno się nie biją, bo jednostki niemieckie stawiają słaby opór powstańcom. (Powstańcy donoszą mi, że niektóre jednostki niemieckie, obwarowane w koszarach czy domach, nie chcą poddać się powstańcom tylko z tego powodu, ponieważ boją się zasłużonej zemsty Polaków; natomiast jednostki te gotowe poddać się, gdyby przed nimi stanęły jednostki armii regularnej). Oprócz tego powstańcy donoszą, że urzędnicy niemieckiej kolei żelaznej, mimo iż są to w przeważnej części Niemcy, sympatyzują z powstańcami i przez bierne wykonywanie rozkazów niemieckich opóźniają przesyłki transportów wojska niemieckiego zdążającego na teren walki”.

Premier Ignacy Paderewski (18.11.19 – 27.11.19), związany z NRL, w odezwie rządu polskiego przypisał wybuch powstania komunistom.

Tak też pisała w tym czasie niemiecka prasa burżuazyjna, która nie chciała międzynarodowej opinii publicznej podawać informacji o istnieniu wielkich problemów narodowościowych na Śląsku. Dopiero w drugiej fazie powstania przyznano w Warszawie, że powstaniem kieruje POW G.Śl., nie tylko znana, ale i całkowicie podporządkowana przecież obozowi narodowemu w Poznaniu (NRL). „Ludność górnośląska, prowokowana przez wystąpienia spartakowców oraz prześladowana ze strony władz i wojsk niemieckich, straciła cierpliwość” – tak po przeredagowaniu zapisano w komunikacie rządu polskiego. Nie można się temu dziwić, wszak endecja była przeciwna nie tylko strajkom, ale nawet także powstaniu wielkopolskiemu. Politycy ci chcieli czekać na decyzję mocarstw. Dziwne wydaje się takie postępowanie, bo przecież zarówno Paderewski, jak i głównie Korfanty dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że to lud śląski, a nie komuniści wywołają powstanie.

Przede wszystkim rozpoczęcie powstania w kwietniu, tak jak chciało POW, dawało największe szanse na sukces. „Wybuch powstania przed 7 maja 1919 r. – terminem przedstawienia pierwszej wersji traktatu pokojowego Niemcom, przewidującego wcielenie Górnego Śląska do Polski – rokował jeszcze szanse na sukces, ponieważ byłby stworzeniem faktu dokonanego, zgodnego jednak w zasadzie z intencjami Ententy. Tak się jednak nie stało.

Całkowitą pod tym względem odpowiedzialność ponoszą tu Komisariat NRL – przypomnijmy, że organ ten był również przeciwny wybuchowi powstania wielkopolskiego – oraz rząd polski.

Wspólnym motywem niechęci obu organów do idei ruchu zbrojnego na zachodzie była źle pojęta lojalność w stosunku do przyszłych decyzji konferencji pokojowej oraz obawa przed zradykalizowania się ruchu zbrojnego” – ocenia Franciszek Hawranek w komentarzu do książki Jana Ludygi-Laskowskiego Zarys historii trzech powstań śląskich 1919,1920,1921.

Niestety powiązanie śląskiej POW z Naczelną Radą Ludową w Poznaniu zamiast stworzenia własnego centrum politycznego i ściślejszych kontaktów, zwłaszcza politycznych, z dowództwem POW w innych regionach Polski – zemściło się. Ślepe posłuszeństwo Naczelnej Radzie Ludowej, a szczególnie Korfantemu, którego traktowano jak „niepodważalny autorytet i decydującą instancję”, nie sprzyjało podejmowaniu samodzielnych i słusznych decyzji. Zaprzepaszczono szanse na zwycięstwo.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Wokół I powstania śląskiego” znajduje się na s. 8 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Wokół I powstania śląskiego” na s. 8 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W stulecie I powstania śląskiego, które zostało zapoczątkowane przejściem przez rzekę Piotrówkę z Piotrowic do Gołkowic

Nie obyło się bez podziałów w rodzinach: teren pogranicza to jak grusza rosnąca na granicy. Zrzuca owoce w obie strony. Więc żona występowała przeciwko mężowi, syn przeciw ojcu, brat przeciw siostrze.

Bogusław Kniszka

Przed skrętem w prowadzącą do granicy z Czechami (w Piotrovicach) ulicę Celną i przejechaniem przez rzekę Piotrówkę, po prawej stronie, naprzeciw drewnianego kościółka pod wezwaniem św. Anny znajduje się ulica Powstańców Śląskich. U jej końca, w miejscu nieistniejącego pałacu, stoi dom, którego mieszkańcy posiadają replikę obrazu tego pałacu. Możemy więc oczami wyobraźni zobaczyć noc z 16 na 17 sierpnia 1919 roku, z nacierającymi na pałac powstańcami, jak i stacjonujących w nim i broniących go żołnierzy Grenzschutzu.

A może usłyszymy wybuch odpalonej na polach pobliskiego Skrbeńska miny, która miała dać sygnał do rozpoczęcia powstania w powiecie pszczyńskim, rybnickim i raciborskim. (…)

Po opanowaniu pałacu w Gołkowicach powstańcy dotarli do dworca w Godowie, gdzie jednak nie doszło do walk. W tym czasie teren potyczek opuścił Maksymilian Iksal, który wszczął powstanie. Udał się – co teraz wyjaśnia nam historia, rehabilitując go, bo był oskarżany o samowolę i rokosz – szukać pomocy u władz polskich. Niestety bez skutku.

Walkę o Godów stoczono później, kiedy dowództwo przejęli Jan Wyglenda i Józef Witczak. Doszło do niej na wzgórzu przy budynku nieistniejącej już stacji dworca kolejowego w Godowie. Jak opowiadali świadkowie, gdy doszło do szturmu, pagórek jakby się podniósł do góry, gdy z okopów powstali ukryci w nich żołnierze Reichswehry.

Bitwa ta okazała się dla powstańców zwycięska. Wściekli za tę porażkę Niemcy pojmali pięciu mieszkańców-powstańców i rozstrzelali ich przy tym dworcu kolejowym.

W tym miejscu znajduje się upamiętniający to wydarzenie obelisk. O walkach świadczą też groby Niemców na cmentarzu ewangelickim na Maruszach (obecnie część Wodzisławia Ślaskiego). Składając kwiaty, modląc się i myśląc u stóp tego obelisku, jak i grobów na Maruszach, czytamy: rozstrzelany, lat siedemnaście, żołnierz, lat osiemnaście… Obydwaj mieli życie przed sobą… Może jeszcze parę dni wcześniej na wiejskiej zabawie ze sobą rozmawiali, umawiali się z dziewczynami, tańczyli i marzyli… Także z zemsty za tę klęskę Niemcy przeszli granicę i napadli na szkołę w Piotrowicach, gdzie kwaterowali uchodźcy i uprowadzili czterdziestu jeńców. Inne źródło mówi o kilku zabitych uchodźcach i piętnastu wziętych do niewoli.

W odwecie powstańcy w liczbie – jak podaje źródło – ośmiuset ludzi uderzyli na folwark w Gorzyczkach w gminie Gorzyce (trzeba, zjeżdżając z autostrady pojechać w przeciwległą stronę, w kierunku pałacu, gdzie mieści się Dom Dziecka, a gdzie w krótkich czasach jego świetności przebywał śląski magnat cynkowy Karol Godula, a folwarkiem zarządzał jego ojciec Józef Godula), gdzie stacjonował silny oddział Grenzschutzu. Pomimo liczebnej przewagi, przy braku broni powstańcy odstąpili. (…)

Z różnych innych opowiadań, wspomnień, można wyłowić prawdziwe lub obrosłe w legendę opowiadania: a to o powstańczych skrytkach na broń w frydrychowskim lesie, to jakichś bunkrach na byłej kopalni „Fryderyk”, gdzie ponoć magazynowano broń.

A co i mnie dotyka – mój starzyk, Jan Kniszka, po tym, jak ktoś doniósł Niemcom, że w domu Kolebaczów ukryta jest broń, w ciągu godziny miał ją przewieźć do siebie: ponad sto karabinów, w tym trzy maszynowe, i setki kilogramów amunicji, mając do dyspozycji krowy, zwykły wóz z kołami wbijającymi się w piaszczystą drogę i lichą stodółkę, gdzie ledwo słomę i siano mieścił…

Słyszałem, jak opowiadano o walkach powstańców z Grenzschutzem w zabudowaniach byłej kopalni „Fryderyk” i o innych potyczkach pierwszego powstania na terenie naszej obecnej gminy … Ale legendy żyją i mają prawo żyć własnym życiem. Świadczą o zainteresowaniu tematem i pamięci przeszłych wydarzeń.

Cały artykuł Bogusława Kniszki pt. „Trochę prawdy, trochę legendy…” znajduje się na s. 4 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Bogusława Kniszki pt. „Trochę prawdy, trochę legendy…” na s. 4 wrześniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 63/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Bez względu na wynik rozgrywek niedokończonej polskiej ligi piłkarskiej z 1939 roku, wygra… Polska

9 listopada na stadionie Polonii Warszawa odbędzie się finał rozgrywek polskiej ligi piłkarskiej – niedokończonych w 1939 roku z powodu wybuchu II wojny światowej. Zagrają te same drużyny.


– Ten wyjątkowy turniej piłkarski będzie turniejem niepodległościowym – opowiada Mariusz Czaja, prezes Stowarzyszenia Krzewienia Sportowego Patriotyzmu „Niezwyciężeni”. – Chcemy upamiętnić 101 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. A ponieważ w tym roku przypada 80 rocznica wybuchu II wojny światowej postanowiliśmy również dokończyć mistrzostwa Polski, które przerwała niemiecka napaść na Polskę. Ówcześni piłkarze musieli zdjąć stroje sportowe, włożyć mundury, chwycić za broń i strzelać nie bramki, ale do wrogów napadających Polskę. Niewielu z nich przeżyło wojnę.

– Ostatnią bramkę przed wybuchem wojny strzelił Henryk Jaziński – opowiada Łukasz Matecki, wiceprezes „Niezwyciężonych”. – Bramkę straciła Pogoń Lwów. Szczęśliwie klub przysyła swoją drużynę na tegoroczne mistrzostwa. Dla polskiego zespołu ze Lwowa to będzie symboliczny powrót na stadion przy ul. Konwiktorskiej w Warszawie, bo to właśnie na tym stadionie, w ostatnim meczu Pogoni w polskiej lidze lwowiacy stracili szansę na tytuł mistrza Polski. Jaziński nawiasem mówiąc przeżył kampanię wrześniową, przeżył wojnę. Zmarł po 2000 roku.

Wyjątkową oprawę muzyczną dzisiejszej audycji Radia „Solidarność” zapewnił Przemysław Majewski, polski raper, który sięgnął do przedwojennych polskich szlagierów. Płyta Majewskiego będą rozdawane młodym zawodnikom, którzy w sobotę 9 listopada wybiegną na murawę stadionu warszawskiej Polonii, oraz gościom którzy przyjdą obejrzeć rozgrywki ligowe.

Dla naszych słuchaczy mamy sześć płyt artysty do rozdania. Warunkiem jest skontaktowanie się na Facebooku (https://www.facebook.com/pawel.pietkun) z prowadzącym audycję i wyliczenie zespołów, które w tym roku wystąpią w niedokończonych mistrzostwach Polski. Oczywiście wszystkie zespoły są wymienione w audycji. Można je również znaleźć na profilu społecznościowym Stowarzyszenia (https://www.facebook.com/SKSPNiezwyciezeni/).

Zapraszamy do wysłuchania audycji!