Płużański o odtajnionych przez Rosję źródłach: Trudno to brać na poważnie. To propagandowe chwyty, stek bzdur

Tadeusz Płużański o tym, co jest w odtajnionych przez Rosję materiałach i jak się do nich odnosi, obchodach 75. rocznicy zakończenia wojny i osądzeniu zbrodni komunistycznych.


Tadeusz Płużański krytykuje władze rosyjskiej za kłamstwa wypowiadane naszego państwa w czasie drugiej wojny światowej. Szczególnie podłe słowa Władimir Putin wypowiedział wobec Armii Krajowej. Wedle odtajnionych przez Ministerstwo Obrony Rosji AK miałoby w mordować Żydów i Ukraińców po przegranym powstaniu warszawskim:

Trudno to brać na poważnie […] To stek bzdur […] Strona polska będzie tam zawsze przedstawiana w złym świetle […] To ich punkt widzenia, ich wizja historii, która politycznie nastawiona jest przeciwko Polsce.

Nasz gość wskazuje, że relacja sowieckiego oficera towarzyszącego biorącej udział w powstaniu warszawskim Armii Ludowej nie jest rzeczą nową czy nieznaną. Wojskowy „pisał to, co musiał napisać”, gdyż „Armia Krajowa nie mogła występować jako siła pozytywna”. Płużański przypomina tekst Adama Michnika i Michała Cichego, „Czarne karty powstania” z 1994 r. w którym zawarte były podobne oskarżenia wobec powstańców. Jak mówi, to co Rosja ujawniła to „propagandowe chwyty, stek bzdur, ścinki z prasy sowieckiej, wewnętrzne okólniki”. Są to zatem, jak podkreśla, „wyprodukowane przez nich materiały”, a nie np. dokumenty polskie czy niemieckie, w których posiadaniu też zapewne są.

Putin szykuje się na maj i na sierpień.

Historyk zauważa, że zbliża się 75. rocznica zakończenia II wojny światowej, a prezydent Rosji „będzie chciał to propagandowo wykorzystać”. Przypomina, że nie dla wszystkich wojna skończyła się w maju, czy sierpniu 1945 r. Żołnierze wyklęci walczyli bowiem dalej. Huczne obchody rocznicowe służą zaś Rosji na „przykrywanie rzeczy wewnętrznych”.

Płużański mówi także w 31. rocznicy zabójstwa ks. Stefana Niedzielaka, kapelana Armii Krajowej i WiN-u. Materiały zabezpieczone podczas sekcji zwłok i ślady zabezpieczone na miejscu zbrodni zniknęły w niejasnych okolicznościach i do dziś nie wiadomo, kto dokonał zabójstwa. Nasz gość mówi o społecznej inicjatywie osądzenia zbrodni komunistycznych.

Wysłuchaj całej rozmowy  już teraz!

K.T./A.P.

Uroczystość uczczenia powstańców w Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu w 100 rocznicę wybuchu I powstania śląskiego

Oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego, a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud.

Stanisław Florian

W Łaźni Łańcuszkowej przy kompleksie zabudowań dawnej kopalni „Królowa Luiza” na terenie Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu przewodnicząca Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ Solidarność ʼ80 przy JSW KOKS SA, Irena Przybysz, zorganizowała 22 listopada 2019 r. uroczyste spotkanie z okazji stulecia wybuchu powstań śląskich.

W spotkaniu wzięło udział ponad 80 osób – członków MOZ NSZZ Solidarność ʼ80 z JSW KOKS SA. Na zaproszenie organizatorów spotkanie uświetnili swoją obecnością: Jadwiga Wiśniewska – Europoseł PiS, Barbara Dziuk – Poseł PiS, Waldemar Andzel – Poseł PiS (dojechał na spotkanie w drugiej części), Krzysztof Sitarski – Poseł VIII kadencji, najpierw Kukiz’15, później PiS; Adam Słomka – działacz niepodległościowy ze środowiska KPN-Obóz Patriotyczny, Dariusz Czech – przewodniczący Zarządu Regionu Śląskiego NSZZ Solidarność ʼ80 oraz przedstawiciele Zarządu JSW KOKS SA z Prezesem Robertem Małłkiem na czele.

Spotkanie, które sprawnie poprowadził Marek Filas, rozpoczęło się odśpiewaniem hymnu państwowego i hymnu górniczego. Po powitaniu przybyłych gości przez Irenę Przybysz Roman Adler – historyk kultury pracy na Śląsku, członek NSZZ Solidarność ʼ80 w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Katowicach – przedstawił prezentację zatytułowaną Powstania Śląskie a tradycje kultury pracy na Górnym Śląsku – gawęda trochę rodzinna.

Prelegent nie tylko skrótowo przypomniał przebieg powstań, ale zwrócił uwagę na ich szczególne znaczenie i specyfikę: po 570 latach od pokoju w Namysłowie (1348 r.) polskość na Śląsku, mimo germanizacji, była tak żywa, że polscy Ślązacy gotowi byli przelać krew, żeby się połączyć z Polską.

W tym sensie powstania śląskie wyróżniają się spośród innych powstań polskich, które miały miejsce na ziemiach wchodzących do 1795 r. w skład I Rzeczypospolitej. Podbój większości Śląska w latach 1740–1763 przez Prusy i oderwanie ich od Korony Królestwa Czech Habsburgów rozpoczęły zabory pozostałych ziem, zamieszkałych przez ludność polską, a bez zaboru Śląska, Pomorza Gdańskiego i Wielkopolski w 2 połowie XVIII w. militaryzm junkrów i biurokracji Prus nie miałby demograficznych i gospodarczych podstaw mocarstwowości. Dlatego oderwanie od Niemiec Śląska Opawskiego (przez Czechosłowację), a w wyniku powstań śląskich części Śląska Górnego – było pierwszym etapem procesu cofania odwiecznego, germańskiego „drang nach osten”. Dokonał tego śląski lud: chłopi i robotnicy nauczeni solidnej pracy, dbania o rodzinę, trwania przy wierze przodków, ale wyszkoleni w armii pruskiej. (…)

Roman Adler zachęcił uczestników spotkania, aby zmobilizowali swoje rodziny i znajomych do sprawdzenia, czy w ich domach nie zachowały się dokumenty dotyczące powstańców śląskich. Wskazał możliwe sposoby podtrzymywania pamięci o nich. (…)

W drugiej części spotkania uczestnicy przy muzyce mogli wziąć udział w konkursie na temat powstań śląskich i zatańczyć, kultywując najlepsze tradycje patriotycznych spotkań na Śląsku.

Cały artykuł Stanisława Floriana pt. „Cześć pamięci Powstańców Śląskich” znajduje się na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Stanisława Floriana pt. „Cześć pamięci Powstańców Śląskich” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Światowy Szlak Powstania Styczniowego – najpoważniejsza współczesna inicjatywa dotycząca tego zrywu niepodległościowego

Na interaktywnej mapie „Szlak 1863” oznaczono już ponad 2000 skrupulatnie zweryfikowanych miejsc bitew, mogił, pomników, powstańczych dworów, krzyży powstańczych i tablic pamiątkowych.

Marcin Niewalda

Krzyż powstańczy w Wilkach | Fot. ze zbiorów autora

Powstanie 1863–1864 jest źródłem nowoczesnego patriotyzmu i było punktem wyjścia do odzyskania niepodległości w 1918 roku. Fundacja Odtworzeniowa Dóbr Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Genealogia Polaków” w 100 rocznicę wybuchu tego zrywu niepodległościowego uruchomiła serwis bazy danych, zbierający wszelkie informacje na temat powstańców, bitew, a także miejsc związanych z powstaniem. Chodzi nie tylko dokładnie oznaczone miejsca bitew. W serwisie są gromadzone i – co najważniejsze – stale weryfikowane takie punkty, jak groby, pomniki, kuźnie, dwory, gdzie zbierali się powstańcy, miejsca pracy na emigracji, miejsca zsyłek, a nawet szkoły, kościoły pod wezwaniem świętych powstańców itp. (…)

Fundacja „Genealogia Polaków” współpracuje z grupami eksploratorskimi, które weryfikują takie miejsca w terenie na podstawie badań nieinwazyjnych oraz kwerend archiwalnych. (…)

„Szlak 1863” już inspiruje do działania szkoły, drużyny harcerskie, organizacje społeczne. Włączają się one biernie i czynnie, np. weryfikując, podając dalsze informacje, aktualizując zdjęcia i stan obecny, zapalając znicze w czasie ważnych świąt. Jedną z takich grup jest np. Szkoła Polska w Grzegorzewie na Litwie oraz drużyna harcerska ze Starych Trok. Młodzież pod kierunkiem opiekunów podjęła w tym roku już po raz drugi akcję weryfikacji. W ten sposób nie tylko zaznajamia się z historią, ale także uczy się wykorzystywać nowoczesne metody pracy „w chmurze” online oraz narzędzia cyfrowe. „Szlak 1863” korzysta bowiem z nowoczesnych technik zarówno pod względem gromadzenia i prezentacji, jak i pod względem współpracy grupowej, pomagając w ten sposób nabywać nowe umiejętności, przydatne np. w późniejszym czasie w pracy zawodowej.

Katalog miejsc, łączony z bazą danych o powstańcach, jest przekazywany do wykorzystania instytucjom takim jak Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W ten sposób społeczna praca np. polskiej młodzieży z Litwy jest doceniana na całym świecie przez wszystkich, którzy korzystają z portalu i katalogu.

„Szlak 1863” jest działalnością non-profit. Można ją wesprzeć, przekazując wsparcie na cele statutowe Fundacji „Genealogia Polaków” – https://genealogia.okiem.pl/fundusz/darowizny/

Światowy Szlak Powstania Styczniowego – https://szlak.okiem.pl

Cały artykuł Marcina Niewaldy pt. „Już ponad 2000 punktów na Szlaku 1863” znajduje się na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 23 stycznia 2020 roku!

Artykuł Marcina Niewaldy pt. „Już ponad 2000 punktów na Szlaku 1863” na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Jak wy, Polacy, możecie narażać życie dla jakiejś urojonej wolności?”. Echa powstania listopadowego na Śląsku

Pod berłem rosyjskim tych samych swobód używacie, jakie my posiadamy, a nam przecież wolno chować szpica, wyjść na przechadzkę. Kiedy się podoba wypić szklankę piwa, wypalić fajkę, pograć w szachy…

Zdzisław Janeczek

W ocenie wpływu powstania listopadowego na społeczeństwo Śląska rysują się głębokie różnice między historiografią polską i niemiecką, która wobec nieistnienia państwa polskiego w XIX wieku przyzwyczaiła się do pomijania milczeniem sprawy polskiej. W czasie Wiosny Ludów wielu członków niemieckiego Zgromadzenia Narodowego we Frankfurcie sądziło, że problem polski sprowadza się do zapewnienia autonomii mniejszości zamieszkującej Wielkie Księstwo Poznańskie. Według tej koncepcji Polska ograniczała się do niewielkiej Kongresówki (bez ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego), nastręczającej Rosji – nie bez korzyści dla Prus – wielkich kłopotów. [related id=90312]Tak oceniając problem, historycy niemieccy starali się zazwyczaj nie dostrzegać oddźwięku, jaki powstanie wywoływało na Śląsku. Jego wybuch wzbudził jednak zaniepokojenie władz wszystkich szczebli. Pruscy urzędnicy celni po odebraniu wiadomości o rewolucji cofnęli się o 3 mile od granicy. Obawiano się, że wieści nadchodzące z Królestwa Polskiego zachęcą do antyfeudalnych i antypruskich wystąpień miejscowych chłopów. (…)

Prasa powstańcza wielokrotnie podkreślała przychylność śląskiej, a w szczególności wrocławskiej opinii publicznej, przeciwstawiając ją wrogości tzw. czynników oficjalnych. „Kurier Warszawski” ze stycznia 1831 r. wspominał:

„Donoszą z Wrocławia: Przychylność dla narodu polskiego okazują wszyscy dobrze myślący. Nazywają Polaków murem ludów cywilizacji Europy. Jedni tylko wyżsi oficerowie i urzędnicy nienawidzą Polaków, łatwo zgadnąć dlaczego; i pierwsi, i drudzy dobrze płatni, pierwsi i drudzy przez wojnę miejsca albo życie mogą utracić”.

Natomiast „Gazeta Warszawska” z 29 stycznia tegoż roku stwierdzała, że rząd pruski „od niejakiego czasu naśladuje Rosjan, pozaprowadzał szpiegów po domach publicznych; [ponadto – Z.J.] wszędzie, gdzie gazety polskie znajdują się, tropić można szpiegów i obrońców”. Władze pruskie wpadły nawet na trop odezwy do landwerzystów, najprawdopodobniej polskiego autorstwa, wzywającej, by w razie interwencji Prus na rzecz Rosji torpedowali operacje wojskowe wymierzone przeciw powstaniu. (…)

Widoki Wrocławia, rycina ze zbiorów Biblioteki Śląskiej w Katowicach

Wrocław był miastem, w którym wiele osób szukało schronienia przed niebezpieczeństwem wojny, a jednocześnie stanowił punkt tranzytowy na trasie wędrówek rzesz Polaków udających się na emigrację. W czasie powstania m.in. gen. Franciszek Kossecki wyrobił dla żony i dzieci paszport do ówczesnej stolicy Śląska. Z Pamiętnika generałowej Natalii Kickiej dowiadujemy się, że „w starych murach Wrocławia gromadziły się niedobitki wszelkich powstań, austriackich, berlińskich i Księstwa [Poznańskiego – Z.J.]. Jedni przyjeżdżali – jak to mówią – zaciągnąć języka, drudzy się kryli, gwar i chaos niesłychany panował w starym grodzie”.

Także we Wrocławiu osiadł szpieg Mateusz Lubowidzki, który zorganizował tu biuro – „urządził osobną dla siebie z Berlinem pocztę i czynną utrzymywał z ambasadorem moskiewskim korespondencję. On to komunikował wszystkie nasze dzienniki, sporządzał nad nimi glosa, przypiski, objaśnienia i […] wyprawiał nawet wysłanników dla szpiegowania, co się u nas dzieje”. Lubowidzki krótko leczył na Śląsku swe rany zadane mu przez belwederczyków i czym prędzej przeniósł się do Opawy. W stolicy Dolnego Śląska podobno znajdowało się 80 szpiegów. (…)

Na wiadomość o wybuchu epidemii cholery w Warszawie (pierwsze przypadki w armii polskiej pojawiły się po bitwie pod Iganiami 10 IV) prezydent prowincji śląskiej Merckel wydał 4 V 1831 r. nakaz utworzenia kordonu sanitarnego i zastosowania środków mających zapobiec rozszerzaniu się zarazy na Śląsk. Dwa tygodnie później, 17 V, administracja zarządziła zamknięcie granicy z Kongresówką, z wyjątkiem punktów w Bieruniu i Gorzowie.

Propozycje rzekomo skutecznego zapobiegania cholerze i leczenia jej przedstawiła w 1831 r. ówczesna pamiętnikarka: „We wszystkich pokojach naszego domu rozstawiono spodki z dziegciem i po kilka razy dziennie okadzano mieszkanie dymem jałowcowym […], służba przynosiła nam codziennie krążące po mieście plotki, z których jedna była bardziej niedorzeczna od drugiej: to że wydano rozkaz, aby w każdym domu przygotować kilka trumien – w przypadku zachorowania na cholerę natychmiast powiadomić policję, która rzekomo powinna była włożyć chorego do trumny, zabić wieko gwoździami i zawieźć prosto na cmentarz […].

Można było wyliczyć masę takich niedorzecznych środków ostrożności przedsiębranych w obawie przed chorobą. Niektórzy smarowali całe ciało kocim smalcem, w każdym domu trzymano nalewkę z czerwonej papryki, pito dziegieć! Był nawet człowiek, który codziennie wypijał kieliszek byczej krwi”.

Zalecano także „plastry ze smoły”, ciepłe kąpiele, na brzuch okłady z tartego chrzanu z równoczesnym podaniem proszków z kamfory. Lekarze propagowali palenie tytoniu, który przedstawiano „jako praktyczny środek oczyszczania powietrza; rzucono się więc powszechnie do fajek, zwłaszcza iż przez czas trwania zarazy policja pozwalała palić na wolnym powietrzu”. Stosowano nawet proszki z much hiszpańskich. (…)

„Breslauer Zeitung” nie ukrywała oburzenia, że Polacy występują przeciwko władzy prawowitego monarchy. (…) „Goniec Krakowski” (z 11 II 1831 r.) dokonał na swych łamach surowej oceny „Breslauer Zeitung”, krytykując postawy proponowane przez władze pruskie i redakcję pisma. W jednym z numerów czytamy: „Aby mieć wyobrażenie, dlaczego pisma niemieckie powstają przeciwko szlachetnym usiłowaniom naszym o wolność, a między innymi szanowna »Gazeta Wrocławska«, dosyć będzie przytoczyć część rozmowy z jednym obywatelem niemieckim mianej: – Jak wy, Polacy, możecie tyle być nierozsądnymi, narażać życie dla jakiejś urojonej wolności, trudno was pojąć, co wy przez ten wyraz wolność rozumiecie, bo gdy się zastanowię nad rządem waszym, przekonywam się, że pod berłem rosyjskim tych samych swobód używacie, jakie my posiadamy, a nam przecież wolno chować szpica, wyjść na przechadzkę. Kiedy się podoba wypić szklankę piwa, wypalić fajkę, pograć w szachy w Kaffenhausie; o naszych żonach pogadać, czyż można czego więcej wymagać?”

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Echa powstania 1830/1831 roku na Śląsku” znajduje się na ss. 6–7 i 11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Echa powstania 1830/1831 roku na Śląsku” na ss. 6–7 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Mieczysław Paluch, przemilczany bohater powstania wielkopolskiego/ Wiesław Hernacki, „Wielkopolski Kurier WNET” 66/2019

Jeśli w środowisku poznańskim istnieje tzw. „opcja niemiecka”, to trudno liczyć, że major Paluch, który (jak mało kto) zaszkodził niemieckim interesom, zostanie tutaj uhonorowany stosownie do zasług.

Przemilczany bohater powstania wielkopolskiego

Rzecz o Mieczysławie Paluchu – jednym z ważniejszych współorganizatorów i pierwszym wojskowym dowódcy powstania wielkopolskiego

Wiesław Hernacki

Nie jest łatwo znaleźć jednoznaczną odpowiedź na pytanie o przyczyny przemilczania w środowisku poznańskim roli Mieczysława Palucha w procesach odzyskiwania przez Polskę niepodległości. Powodów takiej postawy może być kilka. Wszystkie mogą działać jednocześnie, choć (na przestrzeni wieku) ze zmiennym natężeniem, zależnie od aktualnej sytuacji. Przede wszystkim mogła to być chęć zagospodarowania wypracowanego sukcesu „Sztabu Palucha” przez osoby, które miały inną, niekonfrontacyjną koncepcję układania relacji z Niemcami. Nie zapominajmy, że w okresie międzywojennym Stanisław Taczak przewodniczył Towarzystwu do Badań nad Historią Powstania Wielkopolskiego 1918/1919 – miał więc możliwość kształtowania oficjalnej narracji o przebiegu powstania. Innym powodem przemilczania mogły być dobre relacje M. Palucha z niezbyt lubianym w środowisku politycznym Poznania Józefem Piłsudskim, zwłaszcza że kontakty na linii „Sztab Palucha”–Kościanki–Warszawa istniały przynajmniej od chwili wybuchu powstania. Jeszcze inny możliwy powód niechęci do Palucha to rozsiewane sugestie o jego „lewicowości” – bowiem zachęcał do współtworzenia Rad Robotniczych, Żołnierskich, itd. – a przecież były to twory kojarzone z rewolucją sowiecką. Władze polityczne (Naczelna Rada Ludowa) obawiały się, że wraz z nową strukturą zawitają nowe ideologie i zdawały się nie dostrzegać, że wielkopolskie oddolne ruchy społeczne miały w swej istocie charakter patriotyczno-wyzwoleńczy, a nie klasowy. Weźmy jeszcze pod uwagę dwa aspekty: po pierwsze major Paluch nie pozostawił potomków, którzy w sposób naturalny byliby zainteresowani kultywowaniem o Nim pamięci – a jednocześnie silne są środowiska chętnie zajmujące należne mu miejsce. Po drugie: gdyby przyjąć, że dzisiaj istotnie w środowisku poznańskim istnieje tzw. „opcja niemiecka”, to trudno liczyć, że major M. Paluch, który (jak mało kto) zaszkodził niemieckim interesom, zostanie tutaj uhonorowany stosownie do zasług. Czy to się zmieni?

Jesteśmy tuż po jubileuszowych uroczystościach związanych z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości. Dla Wielkopolski był to dodatkowo czas upamiętniania wybuchu powstania wielkopolskiego (27.12.1918 r.) – zbrojnego aktu wyzwoleńczego otwierającego drogę, jak się później okazało, do patriotycznej mobilizacji Polaków na Śląsku, zakończonej powstaniami śląskimi.

Niestety setna rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego nie stała się okazją do zmiany oficjalnej narracji o tym ważnym wydarzeniu: nie przeniosła uwagi z postaci sztandarowych, ale niekiedy z samym powstaniem mających niewiele wspólnego, na osoby istotnie przygotowujące ruch powstańczy i dążące do zdecydowanych działań antyniemieckich. Na szczęście do walki o pamięć o prawdziwych bohaterach przystąpiły lokalne środowiska patriotyczne, badacze-regionaliści, zapaleńcy, niekiedy władze gmin i parafie.

Postacią, która w sposób wyjątkowo niesprawiedliwy została skazana na niepamięć, jest major Mieczysław Paluch – organizator i pierwszy wojskowy komendant powstania wielkopolskiego i II powstania śląskiego – Kmicic XX wieku.

Trzemżal i Trzemeszno

Urodził się 10 grudnia 1888 r. w zamożnej rodzinie włościańskiej w Trzemżalu koło (słynącego już wtedy z przesączonej patriotyzmem szkoły) Trzemeszna. Mieczysław Paluch, dla bliskich Mieczek, miał szczęście: w dużej rodzinie (rodzice, Jan i Józefa z Mayorów, mieli aż 11 dzieci!) pielęgnowano polskie tradycje, posługiwano się polskim językiem (zabór pruski) i z szacunkiem odnoszono się do wartości chrześcijańskich. Co istotne: wspólna ze starszym rodzeństwem nauka w domu i podglądanie ich lektur umożliwiła szczególnie dynamiczny intelektualny i emocjonalny rozwój tego młodego człowieka.

Mjr Mieczysław Paluch | Fot. ze zbiorów TPMMP

Po szkole powszechnej w Trzemżalu w 1898 roku dziesięcioletni Mieczysław Paluch rozpoczął naukę w trzemeszeńskim progimnazjum. To tutaj poznał swojego przyjaciela, Bohdana Hulewicza, z którym aktywnie udzielał się w tajnym Towarzystwie Tomasza Zana (kształtując postawę patriotyczną i przygotowując się do działalności konspiracyjnej); tutaj też pobierał gruntowną i wszechstronną edukację, np. prócz oczywistego języka niemieckiego poznał język łaciński, francuski i grekę. Do dzisiaj w archiwum trzemeszeńskiej szkoły z pietyzmem przechowuje się jego pracę końcową napisaną… klasyczną greką. Okres edukacji trzemeszeńskiej ukształtował u Mieczysława podstawowe, niezwykle przydatne później cechy: dobrego organizatora, przywódcy i spiskowca.

Dojrzewanie do walki

Ponieważ trzemeszeńskiej szkole władze pruskie odebrały prawa organizacji pełnego kształcenia średniego (była to kara za udział uczniów trzemeszeńskiego gimnazjum w powstaniu styczniowym) w 1906 r. rozpoczęły się starania rodziców Mieczysława o przyjęcie go do gimnazjum w Gnieźnie (skąd został wydalony za konspirację), w Wągrowcu i w końcu w Międzyrzeczu, gdzie złożył w 1909 r. (jako ekstern – władze szkolne nie zgodziły się już na przyjęcie „buntownika”) egzamin dojrzałości.

Studia ekonomiczno-handlowe w Berlinie i praktyki w Gdańsku przerwało w 1913 r. powołanie do pruskiej armii i I wojna światowa. Mieczysław Paluch służył w artylerii i, zgodnie ze wskazówkami Tomasza Zana, uczył się wojskowego rzemiosła, awansując w 1916 r. do stopnia podporucznika. Ranny – także w 1916 r. pod Verdun – wrócił do Poznania na rekonwalescencję. Ten czas wykorzystał na rozpoznanie sytuacji i włączenie się do powstańczych przygotowań. Sierżant Wiktor Pniewski, późniejszy pierwszy polski komendant Stacji Lotniczej Ławica, wspomina o spotkaniach konspiracyjnych z ppor. Paluchem w Poznaniu już we wrześniu 1918 r. – mamy więc prawo przypuszczać, że przedpowstańcza działalność poznańska Palucha była zdecydowanie dłuższa, niż sugerują to niektórzy badacze.

„Jako sierżant pilot rezerwy armii niemieckiej, będąc ciężko rannym, przebywałem w szpitalu w Poznaniu. We wrześniu 1918 r. po wyjściu ze szpitala spotkałem Mieczysława Palucha, z którym zacząłem pracować w tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej. Spotykaliśmy się najpierw w moim mieszkaniu, a potem w pensjonacie Grabowskich na placu Wolności, gdzie Paluch mieszkał, i w Biurze Werbunkowym POWZP przy ulicy Piekary nr 14” (W. Pniewski, Zajęcie lotniska na Ławicy [w:] Wspomnienia z Powstania Wielkopolskiego, red. J. Karwat, Wydawnictwo Miejskie Poznań 2007, s. 73).

Przygotowania do powstania

W Poznaniu Mieczysław Paluch wraz ze swoim szkolnym przyjacielem Bohdanem Hulewiczem weszli do ścisłego kierownictwa organizacji niepodległościowych. Prawie natychmiast ppor. Paluch podjął wysiłki zmierzające do konsolidacji rozproszonych formacji o charakterze militarnym, tworząc tzw. Sztab Palucha. Przejął kierownictwo nad Polską Organizacją Wojskową Zaboru Pruskiego (POW ZP), a 13 listopada przeprowadził udany „zamach na Ratusz”, wprowadzając Polaków do głównego organu zarządzającego: Wydziału Wykonawczego Rady Robotniczo-Żołnierskiej, co miało kluczowe znaczenie dla powodzenia powstania. Od tej pory Polacy nie tylko mieli wpływ na rządy w Poznaniu – mogli też skuteczniej przyglądać się poczynaniom Niemców i ich sił wojskowych.

„Przewrót rewolucyjny poważnie osłabił spoistość armii niemieckiej i sprawność administracji pruskiej. W całych Niemczech władza przeszła w ręce rad robotników i żołnierzy. W dniu 11 listopada w Poznaniu powstał Wydział Wykonawczy Rady Robotniczo-Żołnierskiej (RRŻ). Polacy znaleźli się jednak w nim w mniejszości. W dniu 13 listopada Grupa Palucha w porozumieniu z POW zaboru pruskiego dokonała zamachu na to ciało, zmuszając do usunięcia z niego 4 Niemców i zastąpienia ich przez 4 Polaków. W ten sposób do WW RR-Ż wszedł również Paluch, który został kontrolerem Dowództwa V Korpusu Armii w Poznaniu. Miał on możliwość wglądu w tajne sprawy wojskowe i wywierał duży wpływ na podejmowane decyzje. Inny spiskowiec, H. Grześkowiak, działał w Komendzie Miasta na placu Wilhelma i przekazywał informacje z tego ośrodka” (Antoni Czubiński: Mieczysław Sylwester Paluch (1888–1942). Organizator Powstania Wielkopolskiego i II Powstania Śląskiego [w:] Zrodziła ich Ziemia Mogileńska, Poznań 1997, s. 232).

Grabinowski, Paluch, Skórzewski, Grudzielski, Fenrych, luty 1919 Kcynia | Fot. ze zbiorów Towarzystwa Pamięci Majora Mieczysława Palucha

Następnym doskonałym posunięciem naszego bohatera było powołanie oddziałów Służby Straży i Bezpieczeństwa, w których formalnie miał istnieć parytet: połowa Niemców i połowa Polaków. Jednak Mieczysław Paluch nakazał przyjmowanie w miejsce Niemców Polaków z niemiecko brzmiącymi nazwiskami. Na skutek tych zabiegów nasze dążenia niepodległościowe w krótkim czasie zostały wsparte liczącą prawie 2 tys. dobrze wyszkolonych żołnierzy formacją Służby Straży i Bezpieczeństwa, utrzymywaną w całości (żołd, mundury, broń) przez władze w Berlinie. Doświadczone i przygotowane oddziały SSiB umożliwiły po wybuchu powstania sprawne przejęcie fortyfikacji poznańskich.

„Wtedy jak z nieba spadło utworzenie w dniu 15 listopada 1918 (…) Służby Straży i Bezpieczeństwa dla utrzymania w kraju porządku przez samych obywateli miejscowych. (…) Mieczysław Paluch, bliski nam człowiek, wysuwający się na czoło POWZP, gratkę tę natychmiast podchwycił (…). Skoszarowani ludzie dostali tam broni w bród i wikt, także żołd, a w kilku kompaniach, dowodzonych przez polskich komendantów, rozlokowani po fortach za rogatkami miasta, otoczyli Poznań wieńcem polskich oddziałów” (Arkady Fiedler, Mój ojciec i dęby, Wyd.1, Warszawa 1973, s. 173).

Przygotowaniom do wybuchu powstania towarzyszyły negocjacje z zaniepokojonym rządem niemieckim, reprezentowanym w Poznaniu przez podsekretarza stanu w ówczesnym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, Helmutta Gerlacha. Tak pisze o tym prof. S. Kubiak: „Obrady toczyły się w atmosferze pojednania; był to w dużej mierze wynik ustępliwej postawy Gerlacha, który w najbardziej drażliwych punktach okazał zrozumienie dla postulatów polskich. Wysłannika rządu berlińskiego dobrze musiało usposobić do Poznańczyków oświadczenie Mieczysława Palucha, że „wojny z niemieckimi kamratami nie zamierza wszczynać”. Nabyta już w okresie gimnazjalnym sztuka konspiracji i strategia działań wielotorowych, obecnie nazywana „wojną hybrydową”, przyniosła dobre owoce.

Wybuch powstania 27.12.1918 r.

Przyjazd do Poznania misji alianckiej z Ignacym Paderewskim i związane z tym wystąpienia antypolskie Niemców przyspieszyły wybuch powstania, planowany pierwotnie przez tzw. Grupę Palucha na 15 stycznia 1919 r. Komendant Mieczysław Paluch, dobrze znający nastroje zmęczonych wojną Niemców, nie miał wątpliwości: trzeba jak najszybciej wyzwalać nie tylko Poznań, ale całą Wielkopolskę. Dzięki zorganizowanym wcześniej grupom niepodległościowym w różnych miejscowościach, po dotarciu informacji o rozpoczętych walkach (poprzez specjalnych wysłanników lub telefonicznie) wiele miejscowości Wielkopolski, w tym jego rodzinne Trzemeszno, odzyskało wolność już 28 grudnia.

Zdecydowana akcja wyzwoleńcza nie uzyskała pełnej akceptacji Naczelnej Rady Ludowej, która poprzez kpt. Stanisława Taczaka dążyła raczej do „utrzymania porządku” w Wielkopolsce. W samym Poznaniu jednym z elementów „porządkujących” było odebranie ppor. M. Paluchowi formalnego dowództwa nad oddziałami powstańczymi i powołanie polsko-niemieckiego komendanta Poznania, Jana Maciaszka. Niezależnie od „hamulcowych” działań polskich władz politycznych Poznania, po zajęciu kluczowych miejsc Twierdzy Poznań komendant Paluch opracował plan zdobycia Stacji Lotniczej na Ławicy, zorganizował niezbędne do tego jednostki i przekazując realizację planu Andrzejowi Kopie, osobiście uczestniczył w tym zajęciu (nocą z 5 na 6 stycznia 1919 r.), czuwając nad ścisłą realizacją scenariusza. Dzięki tej błyskawicznej akcji polska armia wzbogaciła się o kilkaset samolotów i inny majątek wojskowy olbrzymiej wartości.

Front północny

W pierwszych dniach stycznia Niemcom udało się odbić z rąk polskich ważne miejscowości na północy Wielkopolski (m. in. Szubin). W Poznaniu postanowiono oddać zagospodarowanie tutejszego zwycięstwa innym, zaś Mieczysława Palucha (dążącego do zdecydowanego wypierania Niemców, często wbrew siłom zachowawczym w polskich władzach politycznych, zakładającym negocjacje i cierpliwe czekanie jako sposób na wolność), głównego architekta powstańczego sukcesu, odesłano do walk na trudnym froncie północnym. Paluch został szefem sztabu frontu północnego, przygotował i zrealizował zaskakujący dla Niemców plan odbicia Szubina (15.01.1919 r.) i Kcyni (3.02.1919 r.) – uniemożliwiając Niemcom wykonanie z Bydgoszczy ruchu okrążającego Poznań od północy i wschodu. Uznaje się dzisiaj, że były to jedne z najważniejszych bitew powstania wielkopolskiego.

„U pułkownika zameldował się w pierwszych dniach stycznia 1919 r. podporucznik Mieczysław Paluch. Wspaniały to był żołnierz (…) nie mogący znaleźć wspólnego języka z ówczesnym decydującym czynnikiem wojskowo-politycznym, a przede wszystkim z majorem Taczakiem. Paluch chciał się bić, a Poznań myślał o obronie. Bił się Grudzielski, do niego poszedł Paluch. Od razu ocenił pułkownik wartości Palucha i mianował go swoim szefem sztabu. Już pod Szubinem poznaliśmy męstwo Palucha, jego szybką orientację na polu walki i silną wolę” (Włodzimierz Kowalski, Wspomnienia dowódcy wągrowieckiego oddziału powstańczego [w:] Wspomnienia Powstańców Wielkopolskich, Poznań 1973, s. 151).

II powstanie śląskie

Grób mjr. Mieczysława Palucha na szkockiej wyspie Bute | Fot. ze zbiorów TPMMP

Po przegranym I powstaniu śląskim Wojciech Korfanty zabiegał u władz w Warszawie o przydzielenie do organizacji ruchu powstańczego na Śląsku Mieczysława Palucha. Po uzyskaniu zgody, od marca 1920 r. Paluch działał na Górnym Śląsku. Formalnie kierował Wydziałem Aprowizacyjnym Polskiego Komitetu Plebiscytowego, w rzeczywistości, wspólnie z Polską Organizacją Wojskową Górnego Śląska (POW GŚ), przygotowywał powstanie, które wybuchło w momencie, gdy siły bolszewickie podchodziły pod Warszawę i Niemcy uznali, że nie jest już potrzebny żaden plebiscyt, ponieważ nie będzie wolnej Polski. Sukcesy powstańców zupełnie zaskoczyły Niemców, niestety: zostały zatrzymane 25 sierpnia 1920 r. decyzją Komisji Międzysojuszniczej. Udało się jednak osiągnąć podstawowy cel: rozwiązano policję niemiecką i powołano „policję plebiscytową”. POW G.Śl. przestała istnieć, na jej miejsce została powołana Centrala Wychowania Fizycznego z kpt. Mieczysławem Paluchem na czele, konsekwentnie budującym struktury powstańcze.

Wolna Polska Cię nie docenia, majorze

Awansowany w 1922 r. do stopnia majora (ze starszeństwem od lipca 1919 r.), Mieczysław Paluch przeszedł do rezerwy. Nie znalazł ani uznania, ani pracy w Poznaniu. Przeniósł się do majątku Piwnice pod Toruniem, silnie związał się z Józefem Piłsudskim i z ruchem sanacyjnym (co zdaje się stygmatyzować M. Palucha w Poznaniu do dzisiaj), później został zarządcą majątku hr. Pszczyńskiego. Po wybuchu II wojny światowej przedostał się do Francji, zgłosił gotowość do służby w tworzonej polskiej armii; tam decyzją gen. Wł. Sikorskiego został uwięziony w obozie odosobnienia w Cerizay jako dawny zwolennik rządu J. Piłsudskiego.

Po ataku Niemców na Francję w 1940 r. został przetransportowany do Anglii i uwięziony z wieloma innymi oficerami polskimi, dawnymi współpracownikami lub choćby tylko zwolennikami marszałka J. Piłsudskiego na szkockiej Wyspie Węży (Bute). Ciężko znosił upokorzenie i doznaną niesprawiedliwość. Umarł zniewolony w obozie 18.07.1942 r., mając zaledwie 54 lata, i tam spoczywa do dzisiaj.

Z zapomnienia na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan!

Wielokrotnie odznaczonemu (m.in. Orderem Virtuti Militari V klasy, Krzyżem Niepodległości z Mieczami, Orderem Odrodzenia Polski IV klasy, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi) Mieczysławowi Paluchowi kwiaty możemy złożyć tylko na symbolicznej płycie na cmentarzu trzemeszeńskim, Trzemeszno też nazwało jego imieniem nową ulicę. Nasz bohater jest patronem jednej z peryferyjnych uliczek na Os. Lotników w Poznaniu, jego imię nosiła też nieistniejąca już Szkoła Podstawowa nr 30 przy ul. Garncarskiej w Poznaniu.

Postać naszego bohatera została pokazana w filmach dokumentalnych: Zdobycie Ławicy, reż. J. Sidor, Mieczysław Paluch. Człowiek, powstaniec, dowódca, reż. J. Sidor, Poczta Polska zaś wydała okolicznościową kartę pocztową poświęconą majorowi Paluchowi (emisja w XII 2018 r.). Warte wspomnienia są publikacje T. Szeszyckiego: Zapomniani zwycięzcy, Dowódca mojego dziadka, Zwycięzcy spod Gniezna. Drukiem wyszły też wspomnienia żony M. Palucha: Niepokorny. Mieczysław Paluch we wspomnieniach J. Krauze, opracowane przez W. Namysła. Władze gminy Trzemeszno odnowiły miejsce pamięci poświęcone majorowi na trzemeszeńskim cmentarzu oraz nadały Mieczysławowi Paluchowi tytuł honorowego mieszkańca.

W 2016 r. w Poznaniu powstało Towarzystwo Pamięci Majora Mieczysława Palucha, które m. in. podjęło starania o sprowadzenie prochów majora Mieczysława Palucha do Polski i uroczyste złożenie ich na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan w Poznaniu! Najważniejsze kroki w tej sprawie należą jednak do dysponenta grobu majora Palucha, polskiego Ministerstwa Kultury oraz władz Poznania, które decydują o pochówkach na tej nekropolii.

Wiesław Hernacki jest członkiem Towarzystwa Pamięci Majora Mieczysława Palucha.

 

Artykuł Wiesława Hernackiego pt. „Przemilczany bohater powstania wielkopolskiego. Rzecz o Mieczysławie Paluchu” znajduje się na s. 6 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Wiesława Hernackiego pt. „Przemilczany bohater powstania wielkopolskiego. Rzecz o Mieczysławie Paluchu” na s. 6 grudniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

17.08.1920 r. niemieckie gazety kłamliwie obwieściły upadek Warszawy, a Niemcy rozpoczęli atak na Polaków w Katowicach

Ślązacy pragnęli żyć w Polsce i chcieli o to walczyć. Zdawali sobie sprawę z tego, że nie ma innego wyjścia, a politycy walczyli o wpływy i czekali, aż im coś mocarstwa dadzą. Dlaczego miałyby dać?

Jadwiga  Chmielowska

Wojsko Polskie w dniach 13–25 sierpnia 1920 roku rozgromiło bolszewików dochodzących już prawie na przedmieścia Warszawy. Bitwa Warszawska, w której najcięższe walki stoczono pod Ossowem, zatrzymała pochód komunizmu przez całą Europę. Przeszła do historii jako jedna z osiemnastu najważniejszych bitew w dziejach świata. Ambasador brytyjski Polsce – lord Edgar Vincent D’Abernon – w jednym ze swoich tekstów (sierpień 1930 r.) napisał: „Współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które by było mniej docenione (…) Gdyby bitwa pod Warszawą zakończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy Środkowa Europa stanęłaby otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji. (…). Zadaniem pisarzy politycznych (…) jest wytłumaczenie europejskiej opinii publicznej, że w roku 1920 Europę zbawiła Polska” (http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_warszawska_1920).

Tymczasem wychodzące 17 sierpnia 1920 r. niemieckie gazety obwieściły światu upadek Warszawy. W tym dniu bojówki niemieckie przy wsparciu Sicherheitzpolizei demolowały polskie lokale i atakowały Polaków mieszkających w Katowicach. Zaniepokojony tym płk Blanchard – kontroler koalicyjny na powiat katowicki – wezwał na odprawę landrata (starostę), prezydenta policji, komendanta Sicherheitspolizei i szefa policji porządkowej, tzw. modrej. Powiadomił ich, że od tego dnia wstrzymuje zgodę na jakiekolwiek wiece i manifestacje, a nielegalne będą rozpędzane siłą. Niemieckie związki zawodowe proklamowały strajk generalny. „Tego dnia w godzinach popołudniowych zebrali się na katowickim rynku Niemcy, wśród których większość była członkami bojówek. Wygłaszano antypolskie i antyfrancuskie przemówienia. Pod ich wpływem doszło do dramatycznych wydarzeń. Zaatakowano siedzibę Komisji Międzysojuszniczej w Katowicach. Zebrani naprzeciwko budynku francuskiego kontrolera powiatowego Niemcy zdarli z budynku flagi aliantów i obrzucili gmach kamieniami. Żołnierze francuscy oddali w stronę tłumu strzały. Padło 10 zabitych, było także wielu rannych.

Mieszkający w pobliżu budynku francuskiego kontrolera powiatowego (róg Dyrekcyjnej i Warszawskiej – przyp. red.) dr Andrzej Mielęcki zszedł udzielić pomocy rannym. Rozpoznany przez bojówkarzy niemieckich jako polski działacz, został zaatakowany przez tłum i skatowany na śmierć. Ciało doktora wrzucono do Rawy” – czytamy w publikacji Michała Cieślaka II Powstanie Śląskie w Katowicach.

Po południu 17 sierpnia delegacja niemiecka zażądała od Francuzów rozbrojenia się i wycofania z Katowic. W celu obrony francuskich posterunków, Blanchard odpowiedział wprowadzeniem czołgów na ulice miasta. 18 sierpnia 1920 r. Niemcy odpowiedzieli groźbą wysadzenia w powietrze siedziby francuskiego kontrolera powiatowego. Płk Blanchard rozkazał wycofanie się wojsk francuskich do koszar. Miasto zostało bezbronne wobec masowych ataków bojówek niemieckich. Podpalono siedzibę Polskiego Komitetu Plebiscytowego i zmasakrowano Komisarza, dr. Henryka Jarczyka, i jego pracowników .W Zabrzu pobity został Stanisław Kobyliński, a w Rybniku Marian Różański.

Wieczorem oddziały francuskie ponownie wkroczyły do Katowic. Cztery kolumny piechoty i czołgów wspierane ogniem karabinów maszynowych zajęły pozycje w centrum miasta. Byli zabici i ranni. Komendant powiatowy POW Walenty Fojkis podjął walkę, odciążając Francuzów. Kompania szturmowa Jana Stanka z Szopienic i oddziały POW podległe komendantowi powiatowemu zajęły miejscowości wokół Katowic już w nocy z 17 na 18 sierpnia 1920 r.

O sytuacji w Katowicach dowiedział się natychmiast Komendant POW G.Śl. Alfons Zgrzebniok, stacjonujący w Sosnowcu. Po wyrzuceniu go przez Wojciecha Korfantego z Kwatery Głównej w Bytomiu musiał działać szybko. Walki się rozpoczęły, przeto „zwracał się do sfer miarodajnych o wskazówki i pomoc w broni – niestety wszędzie bez wyjątku – należy to podkreślić z całą stanowczością – znalazł drzwi zamknięte, przeciwnie, radzono nawet, ażeby wpłynąć uspokajająco na Górnoślązaków i nie dopuścić do jakichkolwiek wystąpień zbrojnych z ich strony” – pisze w swej książce Jan Ludyga-Laskowski, – szef sztabu POW G.Śl.

Konflikt pomiędzy dowództwem Polskiej Organizacji Wojskowej G.Śl. a władzami cywilnymi trwał już od samego jej tworzenia, czyli od stycznia 1919 r. Naczelna Rada Ludowa, a zwłaszcza Korfanty, hamowali jej rozwój i uniemożliwiali podjęcie walki zbrojnej.

Teraz powstał konflikt pomiędzy POW a Polskim Komitetem Plebiscytowym z Wojciechem Korfantym na czele. „Komisarz Plebiscytowy Wojciech Korfanty, przeświadczony o możliwości uzyskania korzystnego podziału spornego obszaru bez odwoływania się do zbrojnego zrywu, po ujawnieniu przygotowań do powstania zażądał usunięcia z Górnego Śląska zaangażowanych w to przedsięwzięcie oficerów Wojska Polskiego. Obecność ich bowiem, jego zdaniem, sprzyjać miała konspiracji wojskowej. Podporządkowanie się żądaniom Komisarza Korfantego oznaczałoby oddanie wpływów czynnikom cywilnym, a także zwycięstwo orientacji endecko-chadeckiej nad piłsudczykowską, reprezentowaną przez wojskowych podporządkowanych warszawskiemu dowództwu. Rozwiązanie to było nie do przyjęcia dla zwolenników obozu belwederskiego” – tak opisała konflikt Wanda Musialik w swojej książce Michał Tadeusz Grażyński 1890–1967.

Ślązacy pragnęli żyć w Polsce i chcieli o to walczyć. Zdawali sobie sprawę z tego, że nie ma innego wyjścia, a politycy walczyli o wpływy i czekali, aż im coś mocarstwa dadzą. Dlaczego miałyby dać?

Każdy broni swojego interesu. Francuzi, owszem, chcieli osłabić Niemcy, bo z nimi graniczą, więc Polskę mogli wspierać. Włochów to w ogóle nie interesowało. Anglicy chcieli kontrybucji, więc w ich interesie było nawet wspieranie Niemiec.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Wybuch II powstania śląskiego” znajduje się na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Wybuch II powstania śląskiego” na s. 8 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Powstanie było nie tylko kumulacją działań Armii Krajowej, było też ostatnią bitwą o niepodległość w II wojnie światowej

Walczyliśmy z Niemcami militarnie, z Sowietami politycznie. Bitwa ta pokazała też, jaki jest prawdziwy stosunek do nas aliantów zachodnich. Niestety taki, jak w 1939 r. – cyniczny. Nie pomogli nam.

Zdzisław Życieński

W 1939 r. najechali nas, zgodnie z tradycją, barbarzyńcy z Zachodu – Niemcy i barbarzyńcy ze Wschodu – Sowieci. Wobec niedotrzymania umów sojuszniczych Francji i Wielkiej Brytanii, walka trwała krótko i była krwawa. Ulegliśmy, ale nie zrezygnowaliśmy z dalszej walki. Powstała Polska Podziemna z Rządem na emigracji. Kulminacją wszystkich bitew była bitwa o niepodległość zwana Powstaniem Warszawskim.

Miejsce i czas podyktowała ofensywa armii sowieckiej i odwrót armii niemieckiej. Spotkały się one w sierpniu 1944 r. pod Warszawą. Spotkanie to trwało tyle czasu, ile było potrzebne naszym wrogom do tego, by powstanie upadło, a miasto zostało zniszczone. (…)

Bitwa

Decyzja o Bitwie-Powstaniu mogła zapaść tylko w Kraju. O tym dobrze wiedział gen. Kazimierz Sosnkowski. Wypowiedział się on rozkazem Naczelnego Wodza nr 19 w dn. 1 września 1944 r. Kosztowało go to utratę stanowiska Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych w uległym Anglikom rządzie w Londynie. Pod koniec powstania mianowanie gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” Naczelnym Wodzem znacznie podniosło rangę powstania, a nam – powstańcom – zapewniło prawa kombatanckie.

Przebieg bitwy był wielokrotnie opisywany i jest dobrze znany. Ogólnie można powiedzieć, że przemieszanie zdobytych przez nas terenów z opanowanymi przez Niemców ochroniło nas przed masowymi bombardowaniami. Niemcy początkowo mieli takie zamiary, a potem od nich odstąpili. Taktyka walk musiała się dostosować do terenu.

Ze względu na brak odpowiedniego uzbrojenia (i częściowo wyszkolenia), przegrywaliśmy walkę w otwartym terenie, a odnosiliśmy sukcesy w zwartej zabudowie.

Walka trwała 63 dni – było to maksimum tego, co można było osiągnąć. Przewaga przeciwnika była ogromna: czołgi, artyleria, lotnictwo. Jedyną naszą przewagą było to, że walczyliśmy o wolność.

Gen. Tadeusz Komorowski „Bór” stanął przed dylematem podobnym do tego, jaki miał w 1939 r. gen. Fr. Kleeberg, kiedy był zmuszony wybrać niewolę niemiecką czy sowiecką. Wybrał niemiecką i ocalił życie swoim żołnierzom. Inni generałowie (w 1939) wybrali wówczas sowiecką i skończyło się to, jak wiadomo, tragicznie. (…)

Jakie popełniono błędy?

Dziś, z perspektywy 75 lat, może łatwiej jest określić, jakie popełniono błędy.

Przed powstaniem niewątpliwym błędem było pozbycie się broni. Wynikło to z dwóch przyczyn: chaosu decyzyjnego w sztabie, związanego z akcją „Burza”, i nacisków z Londynu.

Myślę, że wyżsi dowódcy wiedzieli, jaką broń przygotować. Już w 1928 r. płk. Stefan Rowecki „Grot” w swojej książce pt. Walki uliczne zalecił jako najbardziej przydatną broń – pistolety maszynowe i małe miotacze ognia. Rzeczywiście to się sprawdziło!

Błędem też było nieściągnięcie do Warszawy (konspiracyjnie) oddziałów dywersyjnych z pobliskich terenów, np. z Kampinosu. Zwykle były one dobrze uzbrojone i wyszkolone do walki w otwartym terenie, np. na Żoliborzu, Mokotowie… Popełniono też błąd pod koniec powstania, kiedy zapadła decyzja o kapitulacji. Pójściem do niewoli niemieckiej (ja to nazywam „transferem” na Zachód) nie objęto osób potencjalnie zagrożonych przez NKWD i później przez UB (np. członków władz cywilnych, takich jak Emilia Malessa, co potem doprowadziło do tragedii!!!) Przecież nawet komunistom wydawano legitymacje AK. Znana była już przed powstaniem sytuacja na Kresach tych, którzy się ujawnili – śmierć lub łagry.

Konkluzja

Warszawa – jako miasto i węzeł komunikacyjny –nie miała dużego znaczenia zarówno dla Niemców, jak i dla Sowietów, przy ich miażdżącej przewadze. Miała natomiast znaczenie polityczne dla nich i dla nas.

W niektórych publikacjach polskich i rosyjskich znajdują się opinie, że powstanie spowodowało wstrzymanie ofensywy sowieckiej na 5 miesięcy. Jest też taka informacja, że w 1944 r. oddział do Wydzielonych Zleceń Abwehry w Krakowie wystosował do wyższego dowództwa sugestie, żeby odstąpić od likwidacji powstania, o ile będzie pewne, że Sowieci nie pomogą powstańcom.

Wybór przez sztab AK Warszawy jako miejsca kulminacji działań AK był właściwy. Walczyliśmy z Niemcami militarnie, z Sowietami politycznie. Bitwa ta pokazała też, jaki jest prawdziwy stosunek do nas aliantów zachodnich. Niestety taki, jaki był w 1939 r. – cyniczny. Nie pomogli nam. Oczywiście nie mam na myśli bohaterskich lotników alianckich dokonujących zrzutów dla walczącej Warszawy.

Pamięć

Na koniec zacytuję wypowiedź George’a Santayany: „Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtórzenie”.

 

Zdzisław Życieński, ur. w 1923 r., podchorąży NSZ, w Powstaniu w AK, w PSZ na Zachodzie, po wojnie architekt.

Cały artykuł Zdzisława Życieńskiego pt. „Bitwa o niepodległość” znajduje się na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Artykuł Zdzisława Życieńskiego pt. „Bitwa o niepodległość” na s. 17 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Sporną kwestią między Białorusią a Rosją są pieniądze. Mińsk broni swej niezależności w sojuszu wojskowym [VIDEO]

Marek Budzisz o kwestiach spornych w integracji Białorusi i Rosji, tym co obejmie, a czego nie, próbach gospodarczego otwarcia się Białorusi na Europę i wystąpieniu wicepremiera tego kraju w Wilnie.

Marek Budzisz mówi na temat możliwej ściślejszej integracji Białorusi i Rosji w niedalekiej przyszłości:

Nie ma co tu mówić o układzie sił, ponieważ Białoruś jest nieporównywalnie słabsza od Rosji. […] Newralgiczne obszary sprowadzają się do pieniędzy.

Dodaje, iż cena rosyjskiego gazu nie jest dla Białorusi satysfakcjonująca. Chciałaby obniżenia jej do poziomu takiego po jakiej kupuje je obwód smoleński. Domaga się także rekompensaty za  zmianę sposobu opodatkowania węglowodoru w Rosji, na której zdaniem Mińska Białoruś traci 1,5 mld dolarów rocznie.

Zdaniem naszego gościa Białoruś pragnie być niezależna i po porozumieniach ze swoim sąsiadem nie zostanie inkorporowana. Zauważa, że w dyskutowanych 31 punktach porozumienia nie ma mowy o zacieśnianiu więzi politycznych.

Takich kroków, w których Białoruś podkreśla dość ostentacyjnie swoją niezależność w sojuszu wojskowym jest dość dużo.

Łukaszenka podkreśla też, kiedy może podmiotowość swojego kraju w ramach sojuszu wojskowego z Rosją. Nie zgodził się on w 2015 na lokalizację na Białorusi bazy rosyjskiego lotnictwa wojskowego i w jednym z ostatnich wywiadów stwierdził, że Białoruś nie rozpatruje możliwości rewizji tej decyzji. Rząd białoruski przestrzega też konwencji wiedeńskiej nt. manewrów wojskowych i nie zgodził się na zwiększenie kontyngentu rosyjskiego w czasie manewrów Zapad 2017.

Jeżeli polityką Zachodu będzie polityka izolowania Białorusi, to tamtejsze elity będą przez Rosję dociskane do ściany.

Budzisz mówi o gestach wykonywanych przez Białoruś w stronę Zachodu. Stwierdza, że mówi się nawet o zmianie rządu, na czele którego miałby stanąć obecny ambasador tego kraju w Chinach „uważany za liberała, zwolennika gospodarki rynkowej i otwarcia kraju na Europę”. Stwierdza, że potrzebny jest Białorusi odzew ze strony polskiej i litewskiej. Mówi, że najlepsze dla wyjaśnienia kwestii spornych między krajami byłoby porozumienia trójstronne między Białorusią, Litwą i Polską.

Historyk mówi też o pochówku powstańców styczniowych w Wilnie. Dla Białorusinów największe znaczenie miała tutaj postać Konstantego Kalinowskiego, założyciela pierwszej gazety w języku białoruskim. W tym też języku przemawiał wicepremier Białorusi Ihar Pietryszenka. Jest to o tyle ważna, że normalnie białoruskie władze nie przywiązują zbytniej wagi do promocji języka białoruskiego. Wicepremier powiedział, że:

Każdy kraj ma swój obraz Kalinowskiego, ale nie powinien on stać się postacią historyczną, która będzie wykorzystywana w celach politycznych. Na odwrót – to jest ta karta naszej wspólnej przeszłości, którą powinniśmy szanować, która nas jednoczy teraz i w przyszłości.

Na uroczystościach wileńskich z Białorusinów obecni byli głównie zwolennicy opozycji wobec prezydenta Łukaszanki. Wybuczeli oni wicepremiera swego kraju na początku jego przemówienia, ale po tym jak skończył mówić, można było słyszeć brawa.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T/A.P.

Echa powstania 1830/1831 roku na Śląsku. Śląsk przed nocą listopadową w kalkulacjach politycznych zaangażowanych stron

„Lud szląski, który stanowi masę narodu z tej strony Odry, dotąd między sobą mianuje się Polakiem, a Brandenburczyka Niemcem. Dosyć jest dla Szlązaka mówić do niego po polsku, żeby sobie go ująć”.

Zdzisław Janeczek

W pierwszej fazie powstania władze pruskie wpadły w popłoch, obawiając się, że armia polska może podjąć próbę przekroczenia Odry. Stąd wojskowe władze pruskie zabroniły zatrzymywać się na noc na prawym brzegu tratwom, promom i statkom, aby powstańcom utrudnić zdobycie lewego brzegu. Magistraty Opola i Raciborza otrzymały nakaz natychmiastowego zburzenia mostów na Odrze, gdy dowiedzą się o przekroczeniu granicy Opolszczyzny przez wojska powstańcze. „Korespondent Hamburski” pod datą 25 III 1831 r. donosił: „Widać ciągle ruch wojska dla wzmocnienia kordonu na granicach Królestwa Polskiego. Znaczną siłę zebrano szczególniej w okolicy Opola, gdzie wsie i różne miejsca są tak obciążone kwaterunkiem, że stąd wyniknął powód do uskarżania się mieszkańców […]. Naczelny dowódca hr. August Wilhelm Gneisenau objeżdża całą granicę”.

Stopniowo do Polski zaczęły docierać ze Śląska wieści o nastrojach przychylnych sprawie polskiej. Prasa powstańcza, nie mająca wskutek blokady dobrego rozeznania, podała nawet mylną informację „o powstaniu w Szląsku i że twierdza Koźle już jest w rękach powstańców”.

(…) Sądząc ze wzmianek prasowych, na Śląsku istniały żywe sympatie dla sprawy polskiej. „Gazeta Polska” z 17 XII 1830 r. pisała: „Bracia, łączmy się z naszą bracią, dopomóżmy im przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi, to jest Brandenburczykowi. Z bracią naszą, Szlązakami, łączy nas ubiór, mowa, zwyczaje, obyczaje, religia, miłość ojczyzny wspólnej i umiłowanie wolności, tak drogiej dla człowieka. Z Brandenburczykami we wszystkim różni jesteśmy. Lud szląski, który stanowi masę narodu z tej strony Odry, dotąd między sobą mianuje się Polakiem, a Brandenburczyka Niemcem. Przychylność Szlązaków ku Polakom jest może z narodów słowiańskich największa, bo dosyć jest dla Szlązaka mówić do niego po polsku, żeby sobie go ująć”. W liście z Olkusza z 26 XII 1830 r. czytamy: „Lud śląski powszechnie z uniesieniem i radością o naszej wspomina rewolucji”. Prezes Komisji Województwa Kaliskiego w piśmie z 20 VI 1831 r., adresowanym do zastępcy ministra spraw zagranicznych, informował: „Jeńców moskiewskich mnóstwo dostaje się do Śląska i połowa ich jeszcze kwarantannę odbywa, wszystko to zgrozą mieszkańców napełnia, którzy duszą i sercem są nam przyjaźni”.

Jak wynika z listu prezesa Komisji Województwa Kaliskiego do zastępcy ministra spraw zagranicznych z 2 V 1831 r., „Landwehra jest najprzychylniejsza sprawie polskiej, a pewien rodowity Niemiec miał nawet oświadczyć, iż zaczęcie wojny z którymkolwiek ościennym narodem niewątpliwie poda sposobność do powstania na całym Śląsku, gdyż zapał mieszkańców Śląska, jeżeli nie przewyższa zapału mieszkańców Księstwa Poznańskiego, to przynajmniej jest mu równy”. Z dezaprobatą „Dziennik Powszechny Krajowy” w numerze majowym donosił, że „Lud w pogranicznym Szląsku niezmiernie sprzyja sprawie polskiej, ale rząd stara się go utrzymać w nieświadomości o istotnym stanie rzeczy. Od początku b.m. nie wydawano gazet polskich we Wrocławiu, a rosyjscy agenci, których tam jest mnóstwo, puszczają po mieście najniekorzystniejsze dla nas wieści, jednakże prawda się przedziera”.

Według informacji „Dziennika Powszechnego” z maja:

„Są w Szląsku i obywatele, którzy z serca i duszy sprzyjają wolności naszej; jeden z nich, majętny posiadacz dóbr, Niemiec, rozesłał znaczne pieniądze po kościołach naszych na nabożeństwa o pobłogosławienie orężowi polskiemu, złożył bezimiennie kilka razy ofiary dla sprawy naszej, a powziąwszy z gazet niemieckich wiadomość o losie gen. Dwernickiego, przybył sam na granicę, by się z pewnością mógł o tem dowiedzieć; gdy mu powiedziano, że waleczny korpus był istotnie zniewolony przejść granicę austriacką, mimowolnie łzy się puściły z oczu tego godnego Obywatela”.

Nadzwyczaj wrogo do kwestii polskiej ustosunkowany był nadprezydent prowincji śląskiej Friedrich Theodor von Merckel, który w 1831 r. wydał wiele ostrych zarządzeń, uniemożliwiających – pod pretekstem epidemii cholery – komunikację z terenami objętymi powstaniem. Wzmocnił aparat policyjny i wojskowy oraz zaostrzył cenzurę. „Na granicach pruskich i w Berlinie – pisał „Goniec Krakowski” z 21 V 1831 r. – jest zgraja przez rząd utrzymywanych ludzi do odpieczętowywania i przeglądania listów wszelkich i pak”. „Wyższa instancja wydała przepis, aby w celu wizowania paszportów podróżnych przybywających przez granicę do kraju, ustalono poza stacją graniczną przy każdej drodze jeszcze drugą stację, tak że legitymowanie podróżnego, udającego się z zagranicy w głąb kraju, należy wtedy dopiero uznać za kompletne, kiedy wbito wizę do paszportu na obu stacjach i pozwolono na dalszą podróż”. Wydaje się, że tylko dzięki drakońskim zarządzeniom nie doszło w tym czasie na Śląsku do większych zaburzeń.

Poczynania władz pruskich nie znajdowały uzasadnienia, gdyż nie było realnego zagrożenia ze strony polskiej. Wiadomo, że już w pierwszych dniach powstania wyłoniła się konieczność wysłania przedstawiciela walczącej Polski do Berlina. Warszawskie koła rządowe starały się usilnie, aby Fryderyk Wilhelm III podjął się mediacji na dworze petersburskim, w zamian za co w przyszłości korona polska miała przypaść dynastii brandenburskiej. Równocześnie władze powstańcze wydały surowy zakaz przekraczania we wrogich zamiarach granicy pruskiej i wycofały z pogranicza oddziały wojskowe, zastępując je chłopami-kosynierami.

Losy powstania ważyły się na wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej, a nie na Śląsku. Znalazło to wyraz w wystąpieniu posła Jana Ledóchowskiego: „Póty będziemy czekać, aż zagarnie kraj cały, który się podniósł. Lepiej ustąpmy na granice Śląska i tam czekajmy, co zrobi Mikołaj i to będzie z pokorą chrześcijańską, ale czy będzie z tą cechującą dobrego Polaka odwagą i wytrwałością?

Nie wiem, czyli przed Bogiem nie ściągniemy odpowiedzialności na siebie, żeśmy wyzwali do powstania Litwinów, Żmudzinów i Wołynianów, a teraz czekamy, póki mściwy Mikołaj całego pokolenia nie wytępi”.

Właściwą ocenę kunktatorskich poczynań rządu i dowód osobistego zaangażowania w sprawę narodową dał proboszcz Trzebini ks. Mateusz Świerczak, „rodem Szlązak”, o którym Kazimierz Girtler wspominał: „Polskę całą duszą kochał, toteż na jego obliczu znać było odbicie wypadków rewolucyjnych. Martwił się tym, że sejm rozprawiał o herbach województw wtedy, gdy jeszcze Orzeł Biały nie mógł swobodnie latać, a Pogoń skakać. Mówił: za wiele rozpraw, bitew za mało!”. (…)

Gdy w lutym 1831 r. wojska rosyjskie pod wodzą Iwana Dybicza przekroczyły granice Królestwa Polskiego, wiele gazet śląskich przedrukowało apel „Münchener Zeitung”, wzywający do tworzenia Komitetów Pomocy Polsce. Tekst ten zamieściły m.in: „Saganer Wochenblatt”, głogowska „Niederschlesischer Anzeiger” i „Bunzlauer Nachrichten”. Jako jedno z pierwszych miast śląskich stał się siedzibą takiej organizacji Wrocław. Wysyłała ona do Warszawy odzież, żywność, pieniądze i pomoc medyczną. Komitety Pomocy Polsce zawiązały się także w Zielonej Górze, Żaganiu, Bolesławcu, Szprotawie, Legnicy, Głogowie i Kożuchowie. Mimo licznych restrykcji wymierzonych w działające nie tylko na Śląsku towarzystwa charytatywne, po upadku powstania władze pruskie próbowały udowadniać, że nie usiłowały przeszkadzać poddanym Fryderyka Wilhelma III w wysyłaniu szarpi i płótna dla rannych Polaków. Bardzo szybko zapomniano, iż landraci, zalecając zbiórki tylko dla szpitali rosyjskich, równocześnie zakazywali pomocy dla szpitali powstańczych.

We Wrocławiu po kilku tygodniach przygotowań student Adam Kazimierz Kuczkowski zwerbował 27 kolegów, których nocą wyprowadził z miasta celem przedarcia się za kordon pruski. Zgłosili się oni w szeregi powstańcze zaopatrzeni we własną broń, amunicję i konie.

Losy wojenne rozrzuciły ich po różnych oddziałach. W walkach powstańczych wzięli udział: Ludwik Gąsiorowski oraz Adalbert Feliks Morawski, syn dawnego warszawskiego referendarza państwowego i właściciela ziemskiego w Luboniu. Odwagą i poświęceniem wyróżnili się: Teofil Buchowski, syn nauczyciela gimnazjalnego, Walerian Jonemann (Jockmann), syn nieżyjącego urzędnika sądowego w Poznaniu, Stanisław Wytwer (Wittwer lub Wytwór), którego ojciec był radcą w ministerstwie sprawiedliwości; w bitwie poległ Nepomucen Budzyński, student teologii, Kuczkowski wraz z kilku kolegami dostał się do niewoli rosyjskiej, skąd po wielu latach wrócił w rodzinne strony pod Gniezno. Innych sytuacja zmusiła do emigracji.

Udział Ślązaków w powstaniu listopadowym nie ograniczał się do uczestnictwa w nim jedynie mieszkańców pruskiego Śląska. Zachował się wykaz obejmujący łącznie 25 nazwisk górników i hutników z Zagłębia Dąbrowskiego, którzy służyli w armii Królestwa Polskiego przed 29 listopada 1830 r. Dwudziestu trzech z nich wzięło czynny udział „w rewolucji polskiej”, a dwóch zwolniono z powodu odnowienia się starych ran. W grupie tej znajdował się: jeden oficer, dwóch bombardierów, jeden wachmistrz, jeden trębacz i osiemnastu żołnierzy.

Stanisław Daszewski, magazynier w kopalni węgla, odbył kampanię 1831 r. w stopniu podporucznika artylerii pieszej „aż do ostatniego rozwiązania byłego wojska polskiego”. Z kolei Stanisław Maderski, górnik kopalni galmanu „Józef”, jako żołnierz 4 pułku piechoty liniowej w Warszawie uczestniczył w bitwach: grochowskiej, ostrołęckiej i obronie Wolskich Rogatek.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Śląsk przed nocą listopadową w kalkulacjach politycznych” można przeczytać na s. 6 i 7 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Śląsk przed nocą listopadową w kalkulacjach politycznych” na s. 6 i 7 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Pietrzak: W Warszawie nie ma żadnych pomników polskich zwycięstw, bo przez trzy wieki rządzili nią nasi okupanci

Jan Pietrzak o znaczeniu upamiętnienia Bitwy Warszawskiej dla Polski i Polaków, trudnościach w zrobieniu tego, walce kulturowej w Polsce i wpływach okupantów.

Jan Pietrzak o postawieniu pomnika upamiętniającego stulecie zwycięstwa w bitwie warszawskiej. Rozmowy w tej sprawie były prowadzone przez kilka lat z warszawskim Ratuszem. Przewodniczący Towarzystwa Patriotycznego podkreśla, że ze strony władz miasta były to „rozmowy pozorowane”. Nie chciały dać miejsca na budowę pomnika, podczas gdy „w międzyczasie sprzedawali swe działki swym znajomym”.

Na każdym koncercie, na każdej imprezie cały czas mówiłem o tym z uporem maniaka. Bardzo się cieszę, że władze państwowe się za to zabrały.  Władze samorządowe, co pokazuje Westerplatte, często nie mają zrozumienia dla polskiej historii.

Pietrzak mówi o swoich staraniach na rzecz promocji idei postawienia pomnika upamiętniającego Bitwę Warszawską. Wobec braku współpracy ze strony warszawskiego magistratu powstała idea, by zlokalizować go na obszarze Wisły, która podlega nie miastu, a ministrowi środowiska. Rozmowy na temat zlokalizowania łuku triumfalnego na kładce lub bezpośrednio w rzece zostały zakłócone przez zmianę na stanowisku szefa Ministerstwa Środowiska.

20 lat trwała niepodległość. […] Niemcy nie mogli wytrzymać, że Polska była niepodległa.

Twórca kabaretu „Pod Egidą” podkreśla, że w stolicy Polski nie ma pomników upamiętniających polskie zwycięstwa, gdyż „Warszawą przez blisko trzy stulecia rządzili okupanci”, a do dzisiaj w instytucjach władzy i kultury są ich przedstawiciele. Ci zaś wolą, by Polacy płakali nad pomnikami swej martyrologii, wstydzili się swej historii, byli pokorni i pracowali spokojnie. Tymczasem upamiętnienie Bitwy Warszawskiej jest ważne, zarówno po to, by pokazać polskim dzieciom, jakie zwycięstwa Polacy odnosili, jak i po to, żeby uświadomić zagranicznych turystów i polityków, którzy o tak ważnej dla Europy batalii jak Bitwa Warszawska nawet nie słyszeli. Dodaje, iż „Pałac Kultury jest obelgą dla Polaków”, jednak nie powinniśmy mówić o jego rozbieraniu, skoro nie jesteśmy w stanie postawić pomnika. Trwa, jak mówi, wojna kulturowa między „kulturą tradycji i miłości dla bohaterów” a kulturą te wartości odrzucającą.

Krwi nie wołamy, zdobyczy nie chcemy,

Nie chcemy mordów, do łupiestw niezdolni,

Tylko odzyskać Ojczyznę pragniemy,

Tylko być wolni!

Walka o niepodległość Polski trwa już 250 lat, od czasów konfederatów barskich. Pietrzak przywołuje ich pieśń [właściwie utwór „Do Boga” St. Witwickiego i F. Lessela z 1830 r.-przyp. red.], w której śpiewają, że chcą „Tylko być wolni!”. Podkreśla, że to żądanie by „tylko” Polska była Polską, przewija się przez nasze dzieje i choć to tak skromny postulat to jego realizacja jest nad wyraz trudna. Jesteśmy bowiem wyzyskiwani przez sąsiadów od trzech stuleci.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.