Piotr Woyciechowski: domagam się, by opinia publiczna mogła poznać prawdę o śmierci księdza Franciszka Blachnickiego

Piotr Woyciechowski w „Popołudniu WNET” mówił o zaniechaniach jakie miały miejsce podczas śledztwa w sprawie śmierci ks. Franciszka Blachnickiego.

Piotr Woyciechowski powraca do sprawy śmierci ks. Franciszka Blachnickiego. Uważa, że IPN powinien wyjaśnić, czy braki związane z jego sekcją zwłok są wynikiem zaniedbania, czy celowej dywersji.

Doczesne szczątki Franciszka Blachnickiego wiosną 2006 roku zostały ekshumowane i poddane badaniom na potrzeby beatyfikacji (…) Wiemy o tym, że zaprzysiężeni biegli sądowi pobrali próbki (…), ale nie wiemy dlaczego w świetle nowych ustaleń prokurator Ewa Koj, która prowadziła śledztwo (…) mimo rekomendacji biegłych, by te próbki oddać do badań, tego nie zrobiła – wskazywał.

To rzuca nowe światło na zaniechanie. (…) Zarysowuje się wielki znak zapytania czemu to miało służyć, czy to było tylko nieświadome działanie poprzez błąd. To powinno zostać wyjaśnione – dodał.

Zauważa, iż w szczątkach księdza znaleziono ślady nikotyny, podczas, gdy kapłan nie palił. Woyciechowski podkreśla, że potrzeba wyjaśnień na odstąpienie od tak elementarnej czynności jak ekshumacja zwłok.

Władze kościelne mają ten protokół. Próbki zostały poddane badaniom toksykologicznym. Znaleziono ślady nikotyny, co jest ciekawe bo ks. Blachnicki (…) był zdeklarowanym abstynentem – nie palił i nie pił – podkreślił.

Domagam się pogłębienia wiedzy na temat odstąpienia od tak naturalnych czynności procesowych jak ekshumacja czy sekcja 14 lat temu – powiedział.

Wg moich informatorów na korpusie zmarłego była wystarczająca ilość tkanek miękkich do pobrania próbek – zaznaczył.

Ekspert ds. bezpieczeństwa wskazuje na znalezienie dokumentów związanych ze śledztwem związanych z niemieckim śledztwem wokół śmierci ks. Blachnickiego. Śledczy niemieccy badali ucieczkę małżeństwa Gontarczyków z RFN. Nasz gość stwierdza, że minister sprawiedliwości powinien w końcu zainteresować tą sprawą.

 

A.P./A.N.

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy już teraz!

Czy plemię Polan, od którego bierze się nazwa Polski i Polaków, istniało w rzeczywistości? Spór – czy tylko naukowy?

Gdzie było terytorium Polan? Jak chce tradycja, na odległych od Chorwatów/Lędziców/Wiślan Kujawach, czy – jak w hipotezie Łuczyńskiego – formacja etnonimiczna Polanie była autentyczną nazwą plemienną?

Stanisław Orzeł

Anonsowany w internecie jako osoba, która kierowała licznymi grantami KBN, FNP, NID, NPRH i NCN – prof. archeologii Urbańczyk zdaje się od lat narzucać, dzięki owym procedurom selekcji wniosków do finansowania w Europejskim Obszarze Badawczym, odpowiednio wyselekcjonowaną interpretację początków polskiej historii. Od 2008 r. prof. Urbańczyk podważa istnienie „plemienia Polan”, od którego bierze się nazwa Polski i Polaków. Popularyzuje publicystycznie tezę, że Polanie „w tekstach źródłowych nie pojawiają się przed rokiem 1000”.

Spór slawisty z archeologiem

Doświadczenia w kierowaniu licznymi grantami nie mogą jednak usprawiedliwiać braków wiedzy historycznej profesora archeologii. Wykazał je już w 2016 r. Michał Łuczyński z Uniwersytetu Jagiellońskiego, publikując artykuł Jeszcze o prapolskim etnonimie Polanie („Slavia Occidentalis” 73/1). Wykazał w nim, że pierwsze źródło wymieniające „etnonim Poloni, czyli Vita s. Adalberti, tzw. Żywot I Kanapariusza, jest datowane na ok. 998–999 rok, a dotyczy wydarzeń z lat 995–997, wiadomości w nim zawarte pochodzą więc bezsprzecznie sprzed zjazdu gnieźnieńskiego [rok 1000, czyli przed datą wymyśloną przez Urbańczyka – S. O.]. Znajdujemy w nim wzmiankę: Bolizlav Polanorum duce ‘Bolesław książę Polan’. (…) Drugą kwestią, którą należy na wstępie wyjaśnić, jest niezasadność kwestionowania wiarygodności tzw. Latopisu Nestora z XII wieku (Powieści minionych lat, w skrócie PVL), podającej szczegółowe informacje o plemieniu srus. Poljanie, niewątpliwie pochodzące z autopsji, na co zwraca uwagę szereg autorów.

Jak można sądzić, źródło łacińskie odnosi się do Polan zamieszkujących bliżej nieokreślone terytoria na terenie późniejszej Polski, staroruskie – do Polan zasiedlających Naddnieprze i okolice Kijowa. Interesujący tu nas etnonim został zatem potwierdzony niezależnie przez dwa źródła historyczne i podważanie ich wiarygodności nie wydaje się uzasadnione.

Niezależne poświadczenie tych nazw i ich niewątpliwy autentyzm świadczą o istnieniu odpowiedniego etnosu/odpowiednich etnosów określanych za ich pomocą. Pozwala to zakwestionować główną tezę P. Urbańczyka o pseudoetnonimie Polanie, a także podobnie krytyczny stosunek tego badacza do etnonimu Wiślanie (łac. Uuislane), poświadczonego przez II część tzw. Geografa bawarskiego z początku X wieku. Podważanie wiarygodności tekstów źródłowych należy w tym wypadku ocenić jako pozbawione podstaw, a próbę sklasyfikowania staroruskiego etnonimu jako pseudoetnonimu pochodzenia literackiego – za nieprzekonującą” (M. Łuczyński, jw., s. 105–106).

Archeolog Urbańczyk odrzuca w swojej publicystyce „potwierdzenie w Powieści minionych lat funkcjonowania nazwy „plemienia” Polan, co miałoby odpowiadać […] zjawisku podwójnego, a nawet wielokrotnego występowania nazw etnicznych na różnych, często odległych od siebie obszarach”… Twierdzi – wbrew faktom – że „istnienia Polan nie potwierdza (…) żadne źródło z pierwszego tysiąclecia”. Wychodząc od tego fałszywego twierdzenia – „opierając się na faktach źródłowych” jakoby, przyjmuje założenie, że „że pseudoetnonim Poloni/Palani/Poleni pojawił się dopiero na początku XI wieku w szeregu dokumentów związanych z przyjmowaniem ogólnej nazwy politycznej przez wieloetniczne państwo Bolesława Chrobrego (…)”. (…)

Jeszcze poważniejszy zarzut archeologowi Urbańczykowi stawia autor komparatystycznej analizy Podanie o Piaście i Popielu, prof. Jacek Banaszkiewicz. Pisze on – nie bez ironii: „Właściwie w interpretacyjnej robocie źródłowa opowieść ma drugoplanowe znaczenie wobec »historycznej mądrości« badacza, jego wiedzy i rozpoznania, co też tam w przekazie ciekawego i »dziejowego« jest lub być powinno. W przypadku Piastowej sagi – jak pokazuje świeży przykład pióra Przemysława Urbańczyka – jej przekaz narracyjny w zasadzie przeszkadza temu specjaliście w przygotowaniu czytelnikowi właściwego historycznego wykładu treści pomieszczonych we wspomnianym zabytku. Wnikliwe i doświadczone oko znawcy łapie pewne występujące w narracji szczegóły powołanej do życia rzeczywistości i te ją zdradzają – dezawuują jej ideowo-mitologiczny sztafaż i prowadzą do prawdy niefabularnej. „Pozbawiając Gallową opowieść zbędnych ozdobników, uzyskamy niemal podręcznikowy opis procesu tworzenia wczesnośredniowiecznego państwa dynastycznego. Przejęcie dominującej pozycji przez człowieka wybranego przez »lud« niezadowolony z poprzedniego przywództwa, to przecież typowy scenariusz rozwiązywania kryzysu władzy w organizacjach wodzowskich” (R. Urbańczyk, Trudne początki Polski, Wrocław 2008, s. 181n.).

Badacz ten jest w szczęśliwym położeniu: po prostu wie, jakie to są „zbędne ozdobniki” opowieści Galla, i wie także, co w gruncie rzeczy »relacja Anonima oferuje«.

Dla archeologa Urbańczyka nazwy Polanie nawet do czasu XI-wiecznych źródeł niemieckich lub czeskich, czyli zależnych od cesarskich Niemiec – nie ma. Natomiast w hipotezie Łuczyńskiego: „według wyraźnego świadectwa PVL Polanie byli odłamem Lędzan, którzy pierwotnie zamieszkiwali rejon Dunaju, a następnie wskutek najazdu „Wołochów” (tzn. najpewniej Rumunów) zostali wyparci w kierunku Naddnieprza (grupa wschodnia) oraz Wisły (grupa zachodnia). Nie widać więc obiektywnych przesłanek, by uważać zachodnich Polan za plemię wielkopolskie (kujawskie), jak niemal powszechnie przyjmuje historiografia. Zgodnie z wyraźnym świadectwem tekstu źródłowego, Polanie powinni być lokalizowani w Małopolsce, tym bardziej że – w świetle analizy źródeł historycznych – właśnie w związku z Małopolską wspominani są w najwcześniejszych źródłach dotyczących ich zachodniosłowiańskiego odłamu. Jak już wspomniano wyżej, Żywot I Kanapariusza (ok. 998) w kontekście wydarzeń z 995 roku określa Bolesława Chrobrego jako księcia Polan (łac. Polanorum duce).

Tymczasem Chrobry, jako siostrzeniec księcia Bolesława II, pod zwierzchnictwem czeskim zarządzał Krakowem i podległymi mu pertynencjami (łac. civitas Craccoa z Dokumentu praskiego) aż do 992/993 roku, gdy po śmierci Mieszka I najechał państwo gnieźnieńskie i scalił obydwa civitas w jeden organizm państwowy, od 1002/1003 roku określany w źródłach łacińskich jako Polonia, Polenia, Polania itd.

Pierwotnie jednak zakres semantyczny tej nazwy prawdopodobnie nie obejmował całego terytorium państwa, jak o tym świadczy chociażby analiza odpowiednich fragmentów żywotów św. Wojciecha. Należy zauważyć, iż epitet Chrobrego Polanorum (tj. najpewniej ppol. *polanьsk) wyraźnie wskazuje, iż panował on nad plemieniem Polan w sensie przede wszystkim militarnym. (…) Nomenklatura wskazuje na geograficzny aspekt tego typu tytulatury i pozwala szukać genezy przydomku Chrobrego w »krainie Polan«, gdzie by na trwałe do niego przylgnął i stał się na tyle stałym epitetem, że funkcjonował nawet to podbiciu sąsiednich terenów. Skądinąd wiadomo, że przed 992 rokiem Chrobry przez blisko dekadę zarządzał Krakowem, a dzielnicą, gdzie mógłby nabyć taki tytuł, była najprawdopodobniej właśnie Małopolska zachodnia (…)”.

Dalej zaczynają się językoznawcze – tym razem – uroszczenia M. Łuczyńskiego: „Zgodnie z tą interpretacją kraina Polan zaczynała się na Nowotarszczyźnie. Jednoznacznie wskazuje to na małopolski zasięg występowania tego etnonimu” – pisze Łuczyński. Wprawdzie zaraz wskazuje właściwy trop, pytając: „Jak wobec tego zapatrywać się na tradycyjną interpretację lokującą »Polan« na Kujawach? Kwestia w dużej mierze wyjaśnia się dzięki bliższej analizie najwcześniejszych zapisów. Żywot II Brunona (z 1004 roku) jest drugim źródłem potwierdzającym funkcjonowanie formacji etnonimicznej Polanie. Zawiera on wzmiankę o Śląsku jako „Polanicis terris” (…)”. Nie rozwija jednak tego wątku.

Rodzi się pytanie zasadnicze: gdzie było owo terytorium Polan? Jak chce tradycja, na odległych od Chorwatów/Lędziców/Wiślan Kujawach, czy – jak w hipotezie Łuczyńskiego – „formacja etnonimiczna Polanie była autentyczną nazwą plemienną. Była to nazwa podrzędna w stosunku do Lędzanie, co jest zgodne z treścią PVL i nie stoi w sprzeczności z tzw. Geografem bawarskim, który wspomina o Lędzianach w Małopolsce wschodniej (oraz o Wiślanach w zachodniej). W wymienionych przez niego Wiślanach zasadnie można dopatrywać się Polan – Lędzian osiadłych w dorzeczu Wisły lub konglomeratu Polan oraz innych pomniejszych plemion, określonych tą nazwą zbiorczą derywowaną od hydronimu Wisła”?

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Polanie istnieli przed X wiekiem” (cz. I) znajduje się na s. 16 i 17 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Stanisława Orła pt. „Polanie istnieli przed X wiekiem” (cz. I) na s. 16 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Najnowszy film o katastrofie smoleńskiej. Ewa Stankiewicz: materiał, jaki udało się zebrać jest szokujący

Dziennikarka i reżyser Ewa Stankiewicz mówiła o swoim najnowszym filmie „Stan zagrożenia”. Produkcja ma ukazać nowe informacje na temat katastrofy smoleńskiej.

Ewa Stankiewicz zdradziła kilka szczegółów dotyczących jej najnowszego filmu „Stan zagrożenia” o katastrofie smoleńskiej. Jak podkreśliła udało się jej zebrać ciekawy materiał.

Dotarłam też do świadków, świadków inwigilacji i praktycznie siłowej próby zrobienia z Remigiusza Musia, jednego z kluczowych świadków tragedii smoleńskiej, wariata, miesiąc przed jego śmiercią.

Dziennikarka zapowiedziała, że powstanie druga część tej produkcji.

Powstanie drugi film, bo materiału jest dużo i jest szokujący.

W jej ocenie wyjaśnienie okoliczności towarzyszących tragedii smoleńskiej jest ważne z punktu widzenia interesu państwa.

Przede wszystkim jestem świadoma, że  jest to bardzo ważna sprawa dla bezpieczeństwa Państwa Polskiego, jeśli się nie odsunie od stanowisk w Polsce, ale i w Federacji Rosyjskiej ludzi którzy się przyczynili do śmierci prezydenta i 95 osób bardzo ważnych dla Państwa Polskiego i nie ukarze się ich za czyny które popełnili, Państwo Polskie jest narażone na ponowną tragedię.


Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.N.

Jestem świadkiem absolutnego wypełnienia się czyjegoś życia. Jego. / Paweł Zastrzeżyński, „Kurier WNET” 78/2020–79/2021

„W Polsce nie było jeszcze otwarcia się na jego naukę. Cała koncepcja personalizmu, teologii ciała przeszła ponad głowami ludzi – nie zrozumieli, bo (…) dotąd nie znają dokumentów, jakie On pisał”.

Paweł Zastrzeżyński

Wyspa W – wielka podróż do ŻYCIA

1 czerwca 2009 r. we włoskim dzienniku „La Stampa” został opublikowany artykuł Don Stanislao e lettere di Wanda, w którym kard. Stanisław Dziwisz, w związku z opublikowanymi Beskidzkimi rekolekcjami dr Wandy Półtawskiej, podważył wyjątkowość relacji między Papieżem Polakiem a polską lekarką. „Pani Półtawska przesadza. Na pewno nie jest ona jedyną osobą, która miała taką długą zażyłość z Karolem Wojtyłą” – stwierdził, dodając, że setki osób korespondowały z papieżem, a nikt nie ogłasza tych listów dla rozgłosu”.

Dr Półtawska ze spokojem odpowiedziała: „Kardynał Dziwisz jest od nas 17 lat młodszy. Z papieżem przyjaźniliśmy się, gdy kardynała nie było jeszcze w jego otoczeniu. Nigdy zresztą nie zwierzaliśmy mu się z charakteru naszych relacji”.

2 czerwca 2009 r. w Archikatedrze rozpocząłem zdjęcia do filmu Jeden pokój. W rocznicę pielgrzymki Jana Pawła II do Polski nagrywałem recytację Krzysztofa Kolbergera. W ciągu następnych dni byliśmy już w domu dr Wandy Półtawskiej i rejestrowaliśmy jej wypowiedzi – dokładnie wtedy, gdy wybuchła burza medialna wokół Beskidzkich rekolekcji. To wówczas pojawiła się w mediach informacja o tym, że dr Wanda Półtawska przekazała list w sprawie abp Paetza. W zarejestrowanym nagraniu Ernest Bryll komentuje to na gorąco, jak ta sprawa była przekazana przez jednego z dziennikarzy: „madam idzie, niesie list, zastępują ją halabardami, ponieważ nie chcą jej wpuścić, ona rozrywa te halabardy, rozwala bramy od Watykanu i prosto zanosi ten list, kładzie na stół no i…”. Dr Półtawska nie skomentowała tych doniesień. Gdy podekscytowani wydawcy Beskidzkich rekolekcji, już poza kamerami, komentowali sprawy na gorąco, ona ze spokojem zapytała tylko: czy się modlicie?

W jednym z dokumentów dr Półtawska zwraca się do swojego brata – tak nazywała Karola Wojtyłę – w związku z pielgrzymką do Polski i pisze: „myśląc Ojczyzna trzeba objąć wszystkich ludzi dobrych i złych – wierzących i ateistów /nazwać ich po imieniu/ i wyrazić wielkie pragnienie, żeby właśnie w tym narodzie, jak mówisz umiłowanym, zaczęła się realizować ta wielka przepowiednia, że będzie jedna owczarnia i jeden pasterz”. I dalej jednoznacznie podkreśla:

„Współodpowiedzialność za los – Polski – świata to nie jest szukanie winnych, ale szukanie sposobu zmiany zła na dobro”. W tym samym liście wspomina o wolności i pisze: „Ale jest jeszcze delikatny problem wolności narodu – myślę, że można zaryzykować stwierdzenie, że wolność narodu nie jest sumą wewnętrznej wolności ludzi, ale jest prawem do istnienia, zakorzenionym głęboko w ludzkiej egzystencji, jest glebą, na której rośnie człowiek – im głębsza, czystsza, prawdziwsza wolność narodu, tym większe szanse samorealizacji mają ludzie”.

Nasiąkanie nauczaniem Papieża Polaka przy boku dr Półtawskiej to doświadczenie bezcenne. Stykając się latami z duchem Jana Pawła II i faktami z życia dr Wandy Półtawskiej, niejako z jej natchnienia postanowiłem przygotować scenariusz filmu fabularnego na temat życia papieża Polaka i dr Wandy Półtawskiej. Jednak tu, w odróżnieniu od Jednego pokoju, sprawa okazała się dużo trudniejsza i rozgrywała się w zupełnie innej skali.

Zbierane materiały i myśli przelewałem na papier. Zastanawiałem się, jak o tym powiedzieć dr Wandzie Półtawskiej? 3 listopada 2011 r. projekt scenariusza leżał już na moim biurku. Moja żona odebrała telefon od Pani Wandy, która poprosiła, żeby zrobić jej zakupy i przyjechać w piątek na Mszę św. Po skończonej rozmowie żona przekazała mi, co trzeba kupić. Odruchowo zanotowałem to na scenariuszu. 5 listopada pojechaliśmy do państwa Półtawskich na Chyszówki. Scenariusz z listą zakupów położyłem w samochodzie na półeczce. Zabraliśmy Panią Wandę i prof. Andrzeja Półtawskiego i pojechaliśmy do Limanowej na Mszę o 11.00. Po Mszy poszedłem z Profesorem do apteki, a żona z Panią Wandą zostały w aucie. Pani Wanda wzięła z półeczki scenariusz i zaczęła czytać. Kiedy naniosła poprawki, odłożyła plik na półeczkę i tyle – o treści scenariusza nie powiedziała ani słowa. To była jej pierwsza redakcja Wyspy W.

Potem pojechaliśmy na zakupy do Biedronki. Jak zawsze, poszedłem z Profesorem do sklepu, a panie zostały w aucie. Pani Wanda powiedziała, że dostała piękną recenzję książki Jeden pokój od arcybiskupa Michalika, który napisał, że książka ta robi wiele dobra, i drugą, od biskupa Kaszaka. Potem rozmawiały o wierszu Wyspa W, który kiedyś dr Półtawska nam recytowała. Pani Wanda opowiadała, jak Joasia Szydłowska, 10 lat starsza od niej, recytowała ten wiersz w obozie dla niej, gdyż inicjały Pani Wandy to WW (Wanda Wojtasik). Potem żona nawiązała do scenariusza, a Pani Wanda ze spokojem powiedziała: „To jest wiersz z mojej młodości, dlatego musiałby robić film o obozie”. A potem z uśmiechem dodała: „A ma do tego materiały?”.

O czym opowiada scenariusz filmu Wyspa W?

Wyspa W to układ gwiazd, wśród których znajduje się największa gwiazda na niebie. Historia bazuje na prawdziwych wydarzeniach. Opowiada o życiu Wandy, która jako 16-letnia harcerka została aresztowana przez Gestapo, a następnie przewieziona do obozu koncentracyjnego Ravensbrück.

Tam poznała nieludzką męskość i nieludzką kobiecość. To doświadczenie odbiło się echem w całym jej życiu, a punktem zwrotnym stało się wydarzenie, kiedy to Niemcy na jej oczach wrzucili do pieca krematoryjnego niemowlę. W tym momencie postanowiła, że będzie ratować każde życie.

W obozie została poddana eksperymentom pseudomedycznym. Pod koniec pobytu trafiła do trupiarni obozowej. Tam, paradoksalnie, zaplanowała swoją przyszłość: zostanie lekarzem psychiatrą. Chce zrozumieć ludzką psychikę.

Kończy się wojna. Obóz zostaje wyzwolony. Wanda rozpoczyna studia medyczne. W czasie studiów wychodzi za mąż za Andrzeja. Rozpoczyna pracę w szpitalu psychiatrycznym w Krakowie. Wie, że system komunistyczny to kolejny totalitaryzm. Komuniści ustawowo zezwalają na zabijanie dzieci. Jednak Wanda nie pozostaje bierna i kontynuuje walkę. Na swojej drodze spotyka ks. Karola. Oboje chcą ratować życie ludzkie. Rozwija się między nimi przyjaźń. Wanda staje się dla niego siostrą, a on dla niej bratem. Rozumieją się bez słów.

Wanda wpada w wir pracy – działalność z ks. Karolem, praca lekarza i obowiązki domowe – mąż i cztery córki. Przeszkodą staje się śmiertelna choroba, jednak zostaje cudownie uzdrowiona za wstawiennictwem Ojca Pio. W dniu planowanej operacji budzi się zdrowa; zabieg jest niepotrzebny. Wraca do pracy. Po paru latach pojawia się kolejna choroba. To uraz z obozu. Ból jest nie do zniesienia. Operacja może być przeprowadzona tylko w Honolulu. Wanda nie może wyjechać, żyje w systemie komunistycznym, trwa zimna wojna. Ks. Karol zostaje biskupem, arcybiskupem, kardynałem. Wanda jest przy jego boku cały czas, dlatego nie może dostać paszportu. Jednak znajduje się komunista, który pomaga. Wanda rusza w drogę na tę rajską wyspę, nieświadoma, że ta wielka podróż ma odmienić losy świata.

W kolejnych latach sprawa filmu nabierała rumieńców. Scenariusz został pozytywnie zrecenzowany w polskiej wersji językowej przez kilkudziesięciu recenzentów. Przetłumaczoną wersję podobnie ocenili filmowcy z wielu krajów: treść zrozumiała, przekaz spójny. Główny cel filmu to ukazanie postawy, która zachwyca siłą i głębią człowieczeństwa.

Film ten to historia wyrwania się z ograniczeń. Niesie przesłanie, że można wydostać się z każdego piekła, potrzebne w dzisiejszym świecie przesyconym wojnami. To wizytówka Polski. Nasz wyjątkowy potencjał, wyróżniający się na tle innych krajów.

Przygotowano niezbędną dokumentację produkcyjną i przetłumaczono ją. Folder dotyczący filmu został przesłany do 3000 filmowców na całym świecie. Z nadesłanych odpowiedzi wynikało, że Wyspa W znajdzie odbiorców niemal we wszystkich krajach świata. Została nawiązana współpraca z Joshuą Sinclairem – zrobił ostatni film z Patrickiem Swayze, a operatorem jego filmów był Vittorio Storaro, dwa razy nagrodzony Oskarem. Arturo Sandoval, zdobywca dziesięciu statuetek Grammy, był gotów napisać muzykę do filmu. Powstała pełna dokumentacja produkcji w języku angielskim. Pojawiła się producentka w Holywood. Marszałek Senatu Stanisław Karczewski napisał do nas: „To może się udać”.

27 kwietnia 2014 – dzień kanonizacji Jana Pawła II. Papież Franciszek mówi: „Jan Paweł II był papieżem rodziny. Kiedyś sam tak powiedział, że chciałby zostać zapamiętany, jako papież rodziny”. Gdy Papież Franciszek skończył homilię, staliśmy z żoną przed bramą do pewnego lasu, skąd Karol Wojtyła wyruszył do Watykanu. Podjechał samochód, z którego wysiadł prof. Andrzej Półtawski. Powiedział, że właśnie skończył słuchać homilii papieża Franciszka. Podkreślił, że dziś ich życie się wypełniło.

Wanda i Andrzej Półtawscy poznali młodego kapłana i z pełną miłością przyjęli go do swojej rodziny. Budowali wzajemną przyjaźń z księdzem, biskupem, kardynałem, papieżem i teraz świętym.

Tego dnia w Limanowej, skąd wyruszyliśmy do lasu, padał deszcz. Jednak w lesie świeciło piękne słońce. Chmury, jak w bajce, wisiały na błękitnym niebie. Pani Wanda powiedziała z uśmiechem, że tam, w Rzymie, będą rozczarowani, bo tam nie ma Jana Pawła II. On jest tu. Bo przyrzekł jej, że ilekroć ona będzie w lesie, On będzie z nią.

Następnego dnia w Rzymie na placu św. Piotra odbyła się dziękczynna Msza za dar kanonizacji Jana Pawła II. Nie mogłem wysłuchać homilii, gdyż nie pozwoliły na to wydarzenia, które spowodowały, że nazywam ten dzień najstraszniejszym w moim życiu. 28 kwietnia 2014 r. o 10:30 zadzwonił prof. Półtawski, abym natychmiast przyjeżdżał. Rzuciłem słuchawką i wsiadłem do samochodu. Miałem przed sobą 140 km drogi. Spieszyłem się, bo nie wiedziałem co się stało. Kiedy spotkałem Profesora, usłyszałem: „Ona się paliła”. Wszedłem po drabinie na górę. Przy stoliku siedziała Pani Wanda. Zobaczyłem spalonego człowieka! Ten obraz mam do dziś przed oczami…

Jednak Pani Wanda zachowała absolutny spokój. Mówiła tak, jakby tego wszystkiego, co widziałem, nie było. „Pawełku, paliłam się, jednak uratowałam wszystko. Byłam dzielna. – Musisz teraz zrolować śpiwór Ojca świętego… To ty?… Ja nie widzę (cała jej twarz była spuchnięta od oparzeń). Pozamykaj okna i pozbieraj te spalone rzeczy, co wyrzucałam przez okna. To było straszne… Tego nie znałam. To nowe doświadczenie…”. Pani Wanda chciała jechać do Krakowa. Nie chciała zostać w przypadkowej izbie chorych. To jej życzenie było szaleństwem, ale posłusznie je wykonałem. Kosztowało nas to dodatkowe 2 godziny. Ona całe to cierpienie przyjęła ze stoickim spokojem. Dotarliśmy do szpitala w Krakowie. Następnie odwiozłem Profesora do domu.

Czas wypadku pokrywał się z wydarzeniami związanymi z Deklaracją wiary, którą zainicjowała dr Wanda Półtawska. Sztab deklaracji mieścił się w naszym domu. Pamiętam dokładnie dzień „narodzin” Deklaracji wiary. Moja żona wyszła z domu z Chyszówek z pokreśloną kartką papieru. Następnego dnia miała ją przepisaną oddać Pani Wandzie.

Rozpowszechnianie Deklaracji z dnia na dzień nabierało tempa, a media rozszalały się w komentowaniu tego małego tekstu. Jednak kluczowym momentem było poparcie, jakie dla Deklaracji wyraził między innymi kardynał Stanisław Dziwisz, co w konsekwencji doprowadziło niemalże do rewolucji światopoglądowej.

Zbiegiem okoliczności ja także miałem udział w tym wydarzeniu. Pracowaliśmy z żoną w sztabie Deklaracji wiary i równocześnie jeździliśmy do szpitala, gdzie przebywała poparzona dr Wanda Półtawska. Moja żona siedziała na oddziale przy Pani Wandzie, a ja w samochodzie na szpitalnym parkingu. Wypadek był dla mnie taką traumą, że nie byłem w stanie iść do Pani Wandy. Któregoś dnia poszedłem do budynku szpitala na kawę. Przy głównym wejściu zobaczyłem kardynała Stanisława Dziwisza. Trzeba zaznaczyć, że znałem go tylko z obrazków i przekazów medialnych. Byłem też trochę „wymięty” i zaniedbany, bo cały dzień drzemałem w samochodzie.

– Jestem ten od Deklaracji i to ja wiozłem Panią Wandę – przedstawiłem się. Zapytałem, czy idzie do Pani Półtawskiej. Odpowiedział, że przyszedł do znajomego księdza, który tu leży. Wspomniał również, że wie, że tu jest Pani Wanda, ale rozmawiał z profesorem Półtawskim i dowiedział się, że Pani Doktor jest… (tu wykonał ruch ręką wokół głowy, który miał ukazać rany na jej twarzy). Nie wiem czemu powiedziałem, że Duch Święty chce, aby poszedł do niej. Kardynał zapytał o numer piętra. Wróciłem do samochodu. Nie zadzwoniłem do żony, bo nie byłem pewny, czy Kardynał nie wziął mnie za pacjenta oddziału psychiatrycznego. Jednak okazało się, że kard. Dziwisz odwiedził Panią Wandę w jej pokoju.

Drugim wyjątkowym spotkaniem w szpitalu były odwiedziny Floribeth Mory Diaz. Floribeth jest Kostarykanką, została cudownie uzdrowiona za przyczyną Jana Pawła II i to właśnie jej cud został wybrany do kanonizacji.

W nieopublikowanych wypowiedziach na temat Deklaracji wiary i tego, co wówczas się działo w przestrzeni społecznej, dr Wanda Półtawska wspomina, że kiedyś zapytała Jana Pawła II, dlaczego diabeł jest tak mocny? Odpowiedział: „Przeczytaj sobie Księgę Hioba”. Dlatego to, że szatan szaleje, dr Półtawskiej nigdy nie zaskakiwało, choć może zdumiewać fakt, że tyle ludzi stoi po stronie zła.

Dr Półtawska, mówiąc Janie Pawle II, wielokrotnie powtarzała: „w Polsce nie było jeszcze otwarcia się na Jego naukę. Cała koncepcja personalizmu, teologii ciała, koncepcja pięknej miłości przeszła ponad głowami ludzi – nie zrozumieli, bo nie uczyli się i dotąd nie znają dokumentów, jakie On pisał. W Polsce jest totalna ignorancja nauki Kościoła, a właśnie nasz święty Papież, filozof, teolog i poeta dawał drogowskazy, których ludzie nawet z wyższym wykształceniem nie znają. Trzeba zacząć uczyć się poznawać prawdę o człowieku – Jan Paweł II powtarzał: »uczcie się kochać«. Oczywiście, że Polacy mają większą odpowiedzialność i z pewnością będą odpowiadali za ten grzech zaniedbania – bo mieli Go na co dzień, a nie słuchali”.

Gdy pisałem scenariusz Wyspy W, mojej świadomości byli obecni Jan Paweł II i dr Wanda Półtawska, ich słowa i przykład ich życia. Całą pracę oparłem na dokumentach i na tym, co przez 10 lat udało mi się zanotować, nie chciałem dodawać od siebie ani słowa. Dopiero ostatni etap zmusił mnie do złamania tej zasady i osadzenia fabuły na jakiejś osi. Do tego celu stworzyłem małego chłopca, Adasia, który opowiada całą historię. To chłopiec, który w wyniku wojny traci rodziców. Zostaje sam i stara się odnaleźć w życiu. Przygląda się ludziom i wybiera dla siebie te postaci, które go inspirują i pociągają, dodają siły na dalszą drogę. Takimi ludźmi są dr Półtawska, prof. Półtawski i Karol Wojtyła.

Niestety wypadek dr Półtawskiej całkowicie zatrzymał prace nad filmem. Bo to właśnie w dniu wybuchu gazu scenariusz „Wyspy W” został przekazany dr Półtawskiej do ostatniej recenzji. W moimi archiwum mam egzemplarz z nadpalonymi brzegami.

Jednak cała ta historia nie ma wydźwięku pesymistycznego. Sens mojej pracy scenariuszowej i filmowej był oparty na tym, co jako świadek zaobserwowałem w życiu dr Półtawskiej i Karola Wojtyły. Ich WIELKĄ SPRAWĘ, którą była ochrona ŻYCIA ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci. I gdy 22 października 2020 r. w Wiadomościach TVP przytoczono wypowiedź dr Półtawskiej w związku z orzeczeniem Trybunału: „Jestem szczęśliwa, wreszcie zwycięstwo, tego by chciał Jan Paweł II”, zrozumiałem, że stałem się świadkiem absolutnego wypełnienia czyjegoś ludzkiego życia. Jego.

Orzeczenie Trybunału miało miejsce w dniu wspomnienia Jana Pawła II. Kilka dni później, 29 października 2020 r. umarł prof. Andrzej Półtawski. 4 listopada 2020 r., w dniu imienin Karola Wojtyły, odbył się pogrzeb w Kościele Mariackim. Msze pogrzebową celebrował kard. Stanisław Dziwisz. Tego dnia Prezydent Andrzej Duda odznaczył pośmiertnie Profesora Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Tymczasem na ulice wyszły kobiety w proteście przeciwko orzeczeniu Trybunału. Zaczął się atak na Kościoły i to charakterystyczne hasło protestów…

W „Tygodniku Powszechnym” 26 marca 1961 r. ukazał się tekst dr Wandy Półtawskiej, w którym pisze: „Nie walczę z kobietami, walczę o kobiety”. W 2018 r. na jej prośbę nagrałem jej wypowiedź do Senatorów Rzeczypospolitej, w której mówi, że u dwóch więźniarek obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, poddanych eksperymentom pseudomedycznym, operowane rany po 70 latach na nowo się otwarły i zaczęły ropieć.

Jedną z nich była ona sama. Kobieta, która jak mało kto na świecie wie, czym jest wojna i zna sens tego słowa. Dziś „wojna” to jedno z haseł głoszonych na ulicach polskich miast przez młode kobiety.

Razem ze scenariuszem Wyspy W spłonęła książka Odnaleziony, nad którą razem z dr Półtawską pracowaliśmy. I tak jak w wypadku scenariusza, wszystko się skończyło. Książka ta opowiadała o moich losach, ale przede wszystkim o życiu bardzo zagubionego człowieka, który spotyka na swojej życiowej i filmowej drodze nie tyle dr Półtawską i Papieża, co naukę, jaka płynie z ich życia. Tę naukę przyjmuje. I z tego budulca konstruuje własną wyspę, na której dziś jest szczęśliwy, mimo że wszystkie zewnętrzne okoliczności powinny temu przeczyć. Nadzieja wbrew nadziei.

Artykuł Pawła Zastrzeżyńskiego pt. „Wyspa W. Wielka podróż życia” znajduje się na s. 13 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Pawła Zastrzeżyńskiego pt. „Wyspa W. Wielka podróż życia” na s. 13 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Szwajcaria: czy w polityce można kierować się tylko szkolną etyką i moralnością, przyjętą przez ludzi cywilizowanych?

My, tak jak inni, mamy pełne prawo do walki o swoje interesy. Mamy swoje 5 minut – okienko czasowe, które się zamknie, ale nadal daje szansę na suwerenność, a nawet na umocnienie niepodległości.

Adam Gniewecki

Szwajcarzy umieli skutecznie walczyć o panowanie nad łączącą Włochy i Niemcy Przełęczą Świętego Gotarda, potrafili przerwać bratobójcze domowe wojny religijne, udało im się uzyskać i utrzymać neutralność, rozwinęli dochodową luksusową turystykę, stworzyli słynną na świecie bankowość, nowoczesny przemysł i UWAGA – utrzymali jedność państwa złożonego z trzech narodowości mówiących trzema, a właściwie czterema językami i wyznających różne religie. Model współistnienia, jedności i dobrze rozumianej tolerancji.

Nasi nie mniej waleczni przodkowie mieli łatwiej. Kraj był żyzny, równinny, obfity w zwierzynę i surowce oraz etnicznie w zasadzie jednolity. Dopóki Polską władali mocni, ekspansywni i bezkompromisowi królowie, kraj był suwerenny, silny, bogaty i bezpieczny.

Stanowił skuteczne wschodnie przedmurze chrześcijańskiej Europy. Podejmował wyprawy wojenne dla ratowania europejskich braci w wierze, choć zysków i korzyści z tego ciągnąć nie potrafił.

Póki Polska była rządzonym mocną ręką, silnym państwem, póty się rozwijała. Z nadejściem wolnych elekcji, liberum wetów, samorządów terytorialnych – czytaj sobiepaństwa, demokracji, która była zupełnie nie na tamtą sytuację i czasy, władza centralna miękła, a państwo słabło, aż się rozsypało. (…)

Państwo Helwetów powstało dzięki solidarności, bojowości i sprytowi. Później, kierując się pragmatyzmem, oportunizmem oraz egoizmem, Szwajcarzy manipulowali, naginali swoją neutralność, korzystali, kolaborując z Hitlerem i przejmując pożydowskie majątki. I to prawda. (…)

„Lekcja szwajcarskiego” przypomina znaną od wieków zasadę, że miarą jakości w polityce jest skuteczność, a cel może uświęcać środki, bo w skali makro obowiązują inne zasady niż w mikro. Potwierdza też prawdę, że polityka stanowi o losach narodów, a te są zbyt poważną sprawą, by kierować się tylko szkolną etyką i moralnością, przyjętą przez ludzi cywilizowanych.

My, tak jak inni, mamy pełne prawo do walki o swoje interesy. Mamy swoje 5 minut – okienko czasowe, które się zamknie, ale nadal daje szansę na suwerenność, a nawet na umocnienie niepodległości. Suwerenność rozumiem jako możność samodzielnego podejmowania decyzji w swoich sprawach, zaś państwem niepodległym jest takie, które ma społeczeństwo oraz terytorium, którym włada i jest międzynarodowo uznawane.

Niepodległość zawiera w sobie suwerenność, ale państwo niepodległe może suwerenną decyzją zrezygnować z części swojej suwerenności. Rezygnując z suwerenności krok po kroku, można stopniowo stracić niepodległość.

Cały artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Lekcja szwajcarskiego” znajduje się na s. 15 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Lekcja szwajcarskiego” na s. 15 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

„Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej”. Grzywaczewski: Chciałem zachować ostatnie ślady polskości na Kresach

Pisarz i publicysta opowiada o swoich spotkaniach z mieszkańcami dawnego pogranicza II RP. Wskazuje, że pamięć o tej granicy jest wciąż żywa i kształtuje rzeczywistość.

 

Tomasz Grzywaczewski mówi o  swojej książce „Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej”:

To zapis wspomnień ludzi, którzy pamiętają tę granicę, oraz hekatombę, która doprowadziła do jej zniknięcia.

Autor przywołuje postać niedawno zmarłej Janiny Dąbrowskiej, ostatniej Polki na Polesiu Wołyńskim. Jej rodzina cudem uniknęła komory gazowej, a potem została wypędzona przez Sowietów:

Ślady polskości powoli tam przemijają. Na szczęście udało mi się zarejestrować część z nich.

Publicysta zwraca uwagę, że w książce starał się zawrzeć również perspektywę współistniejących z Polakami na Kresach narodów.

 Z ich opowieści wyłania się motto: swoje kochaj, a cudze szanuj.

Warto zauważyć, że regiony wschodniej i zachodniej Białorusi graniczą dokładnie w miejscu, gdzie kończyła się II RP.

To była granica między cywilizacją zachodnią a wschodnią, między wolnością człowieka a sowieckim zamordyzmem. Ten podział pokrywa się z dzisiejszym podziałem na proeuropejską i prorosyjską, bardziej zsowietyzowaną część Białorusi.

Jak podsumowuje gość „Kuriera w samo południe”:

Granicy II RP już nie ma, ale trwa o niej pamięć i wciąż wpływa na rzeczywistość. To pokazuje, że historia nigdy nie jest zamkniętym rozdziałem.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Szwajcarzy wciąż jeszcze uważają się za suwerennych i niezależnych obywateli. W rzeczywistości już tak nie jest

Szwajcarzy, głosując za gospodarczymi porozumieniami z UE, w rzeczywistości akceptują procesy polityczne, których celem jest integracja z Unią Europejską i utrata politycznej autonomii ich kraju.

Bernard Mégeais

W XVII wieku Jean Bodin wydał swoje pierwsze, powszechnie wysoko oceniane pisma na temat suwerenności państw. (Jean Bodin zwany Bodinusem – francuski prawnik, teoretyk państwa, polityk, opracował nowożytne pojęcie suwerenności jako władzy najwyższej i niezwiązanej prawami, której cechą najważniejszą jest wyłączność prawodawcza. Cytat: „Rzeczpospolita jest prawym rządzeniem wielu gospodarstwami rodzinnymi i tym, co jest im wspólne, z władzą suwerenną”. Przyp. A.G.). Trzeba było wielu stuleci zmagań, by narody wyzwoliły się spod ignorującej ich tożsamość władzy królów i książąt. Nazizm i komunizm przyniosły setki milionów ofiar, a mimo wszystko państwami i narodami stale rządzi prawo siły.

W 1758 r. ukazał się w Londynie tekst, którego autor Emer Vattel, Szwajcar pochodzący z Neuchâtel, podał pierwszą, absolutnie nową definicję suwerennego państwa jako podmiotu prawa międzynarodowego:

„Suwerenne państwo to każdy naród, który rządzi się samodzielnie w dowolnej formie, niezależnie od innych państw… Jego prawa są w naturalny sposób takie same, jak prawa innego państwa. Zatem suwerenność należy do państwa, a nie do władcy. Suwerenność definiowana jest jako niezależność od innego państwa i synonim niezależności”.

Emer Vattel mówi o państwach suwerennych, a jednocześnie o wolnych i niepodległych.

Dziesięć lat po publikacji myśl Vattela stała się definicją wolnego państwa. Państwo wolne musi odwoływać się do praw człowieka, co owocuje suwerennością obywateli.

Dziś przynależność do Unii Europejskiej stawia obywateli w obliczu ponadterytorialnej, ponadnarodowej potęgi, gdzie najsilniejsze państwa znów zachowują się jak władcy, którzy narzucają swoją politykę, wywłaszczając inne państwa z ich suwerenności, a zatem drogi suwerennie obranej przez narody. Im dalej znajduje się ośrodek władzy, tym słabszej podlega kontroli, stając się coraz mniej pożyteczny dla populacji, którą zarządza.

557 lat po pierwszym Sojuszu Trzech Dolin – Uri, Schwitz i Unterwald – Szwajcarii, która drogą wszelkich możliwych kompromisów zawsze chciała uwolnić się od dominacji władców Europy, udało się w roku 1848 zbudować jeden z najlepszych ustrojów demokratycznych, oparty na obywatelskiej suwerenności.

Obecnie kraj stopniowo traci suwerenność w zamian za korzyści gospodarcze i zyski płynące z uczestnictwa w rynku Unii Europejskiej. Podstępne i niesprawiedliwe, przybierające formę ukrytej przemocy mechanizmy powiązań procesów gospodarczych z politycznymi wykorzystuje się do wszczepiania ideologii i wymuszania tzw. poprawności politycznej.

Formalnie nie należąc Unii Europejskiej, ale uczestnicząc w unijnym rynku i od niego gospodarczo uzależniona, Szwajcaria musi dostosować się pod względem praw i zasad do tych przyjętych w UE, podczas gdy Szwajcarzy uważają się za suwerennych i niezależnych obywateli. W rzeczywistości już tak nie jest.

Naród wierzy w swoją niezależność i prawa polityczne, podczas gdy władze, rząd i parlament pracują nad wprowadzeniem kraju pokrętnymi drogami do Unii. Używa się podstępów w postaci mało zrozumiałych niuansów politycznych i manipulacji prawnych, co stanowi zamach na suwerenność ludności, wprost odmawiającej członkostwa w UE. Demokracja jest już tylko fasadą i pozorem w kraju, którego konstytucja uważana jest za najbardziej demokratyczną na świecie.

Szwajcarzy, głosując za gospodarczymi porozumieniami z UE, w rzeczywistości akceptują procesy polityczne, których celem jest integracja z Unią Europejską i utrata politycznej autonomii ich kraju, a wszystko pływa w kąpieli wrażliwości społecznej, nieograniczonych wolności, pokoju i przyjaźni narodów. Tymczasem to motor dwulicowo i obłudnie sterowanych działań, niszczących opartą na prawdzie społeczną umowę, która miała jednoczyć Szwajcarów.

Tłumaczenie z francuskiego Adam Gniewecki

Cały artykuł Bernarda Mégeais pt. „Szwajcaria. Neutralność, pokój i jedność III. Rozwój gospodarczy i aktualne wyzwania” znajduje się na s. 15 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Bernarda Mégeais pt. „Szwajcaria. Neutralność, pokój i jedność III. Rozwój gospodarczy i aktualne wyzwania” na s. 15 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Na podstawie współczesnych wydarzeń widać, że antypolskie stereotypy niewiele się w Niemczech od 100 lat zmieniły

Opór Polski wobec dyktatu chwilowej większości koalicyjnej w instytucjach europejskich jest – jak od wieków – oporem przeciw tyranii, która chciała złupić i zniszczyć Europę i jej kulturę.

Stanisław Orzeł

Tocząca się za parawanem „koronakryzysu” hybrydowa wojna (…) godzi nie tylko w suwerenne prawa większości Polaków, ale i innych społeczeństw europejskich, które mają zostać sprowadzone do roli bezwolnej siły roboczej berlińsko-brukselskiego establishmentu. (…)

Dlatego opór Polski wobec dyktatu chwilowej większości koalicyjnej w instytucjach europejskich jest – jak od wieków – walką „za Waszą i naszą wolność!”. Jak pod Legnicą, Wiedniem czy Warszawą – oporem przeciw niszczycielskiej tyranii, która chciała złupić i zniszczyć Europę i jej kulturę.

Jak bardzo nie jest to nic nowego w „demokratycznych” Niemczech, (…) niech świadczy lektura fragmentów mało znanego opracowania o wystąpieniach antypolskich w Niemczech podczas wojny Polski z bolszewikami w 1920 r., autorstwa M. Piotrowskiego, Polacy w Niemczech w okresie wojny bolszewickiej 1020 roku i ich reemigracja („Roczniki Humanistyczne” tom XLVIII, zeszyt 2, 2000, s. 265-277).

Wystąpienia antypolskie

Szykany, którym w sierpniu i wrześniu 1920 r. poddana została ludność polska w Niemczech, miały bezpośredni związek z kulminacją toczącej się wojny polsko-sowieckiej, jak również plebiscytem i powstaniami na Górnym Śląsku.

15 sierpnia 1920 r. rozpoczęła się bitwa o Warszawę decydująca o losach wojny, o istnieniu państwa polskiego i przeniesieniu rewolucji na zachód. Wielu lewicowo nastawionych Niemców i różne organizacje z niecierpliwością oczekiwały zwycięstwa bolszewików. Próbowano także komunistycznej agitacji wśród Polaków, lecz dała ona mizerne rezultaty.

Ze sprawozdania rządu Minsteru (Regierung Münster, Bericht über den Stand der Polenbewegung im Westen Deutschlands in der Zeit vom 1. September 1920 bis 1. September 1921) wynika, że już w lipcu 1920 r. komuniści w Zagłębiu Ruhry rozpoczęli akcję agitacyjną wśród Polaków, zwołując w Gelsenkirchen „polsko-komunistyczne” zebranie. Pomimo zakazu Zarządu tamtejszego polskiego Komitetu Miejscowego, na zebranie przyszli niektórzy Polacy (verschiedene Polen).

Głównym mówcą był zagraniczny komunista Pawłowski, który oprócz propagowania komunistycznych idei szkalował prowadzoną przez Polskę wojnę przeciwko bolszewikom. Jednakże ze strony obecnych Polaków dostał zdecydowaną odprawę, tak iż wystąpienie swoje musiał zakończyć przed czasem.

Podobnie posłuchu wśród Polaków nie zyskała komunistyczna agitacja w Oberhausen-Altsaden, Hamborn i Bochum, gdzie próbowano stworzyć osobną polską sekcję komunistyczną. Polacy przerywali wystąpienia i wychodzili z sali. Nieliczni dający posłuch komunistom wstąpili do niemieckiej VKPD.

Dla wielu przegrana Polski byłaby obaleniem przynajmniej części postanowień traktatu wersalskiego. Stąd też wielka irytacja i protesty Niemców przeciwko wcielaniu optantów niemieckich w szeregi walczącego wojska polskiego. (…)

Naciski Niemców i niemieckich Górnoślązaków stawały się […] coraz bardziej powszechne i groźne. Wzmogła się także policyjna inwigilacja środowiska polskiego, zwłaszcza górnośląskiego w głębi Niemiec. Według opinii Barciszewskiego – szczególną grupą zainteresowań stali się właśnie Górnoślązacy, podjudzani zarówno przez wspominane środowiska, jak i przez wielkich właścicieli hut i kopalń. Zajścia na Górnym Śląsku spotęgowały kontrreakcję do tego stopnia, że nikt nie chciał przyjąć odpowiedzialności za bezpieczeństwo Polaków biorących udział w jakichkolwiek zebraniach. Bojówki niemieckie bezkarnie napadały na lokale, rozbijając zgromadzenia, bijąc obecnych i tłukąc urządzenia. W piśmie prezydenta policji z Essen do Regierungspräsidenta w Düsseldorfie z dnia 29 października znalazły się słowa: W ślad za brutalnymi zbrodniami Polaków przeciw Niemcom na Górnym Śląsku, wschodnich i zachodnich Prusach w końcu sierpnia tego roku w Okręgu Przemysłowym także wśród niemieckich robotników zrodziła się wielka zawziętość.

Irytacja Niemców pogłębiła się po wyjściu na jaw (w końcu sierpnia 1920 r.), że dwóch przewodniczących niemieckich związków Heimattreuer Oberschlesier „zdradziło niemiecką sprawę” i okazało się, że są nastawieni propolsko. 29 sierpnia grupa młodych Niemców z obozu dla uchodźców napadła na uczestników polskiego zebrania w Essen, przypuszczając, iż pośród nich znajduje się wspomnianych dwóch „zdrajców”. Pobito dwie osoby, z których jedna należała wcześniej do Heimattreuer Oberschlesier, lecz nie była tą poszukiwaną. Tego samego dnia rozbito jeszcze jedno polskie zebranie, demolując lokal, w którym się ono odbywało. (…)

Przedstawiciele wychodźstwa próbowali szczegółowo zainteresować problemem przebywającego w Toruniu Prezydenta Rady Ministrów, Wincentego Witosa. Premierowi, za pośrednictwem wojewody pomorskiego Jana Brejskiego, zostało doręczone pismo sporządzone 9 września 1920 r., (…) w którym przedstawiono dziewięć z dwunastu (…) uchwał powziętych na licznych wiecach na zachodzie Niemiec przeciw tamtejszym Polakom. Brzmiały one następująco:

1) Aby wydalić wszystkich radikalnych Polaków, 2) aby wydalić wszystkich Polaków, których rodziny zamieszkują w kraju, 3) aby szkółki polskie pozamykać i na dalsze otwieranie nie zezwalać, 4) aby towarzystwa Sokole rozwiązać i Czytelnie Ludowe pozamykać, 5) aby Banki polskie obłożyć aresztem, 6) aby Polakom przy przeprowadzkach ścisłą kontrolą przeprowadzić, 8) aby zebrania polskie mieć pod ścisłą kontrolą policji, 9) aby śledzić Polaków, czy nie tworzą wojska polskiego, które by w razie obsadzenia przez koalicją z zagłębia przemysłowego westfalsko-nadreńskiego nie było pomocnym wojskom koalicyjnym (AAN, PRM, sygn. 19676/20, k. 41).

(…) Interwencje nie wpłynęły na zmianę położenia ludności polskiej w Niemczech i jedynym ratunkiem zdawała się być bezpośrednia akcja odwetowa na ludności niemieckiej zamieszkałej na terenach byłej Dzielnicy Pruskiej. Wobec coraz bardziej wiarygodnych pogłosek użycia siły względem mniejszości niemieckiej w Polsce oraz twierdzeń rządu polskiego o niemożności przeciwdziałania ewentualnym ekscesom, ze względu na złe traktowanie Polaków w Niemczech, sami Niemcy mieszkający w Poznańskiem wystosowali w listopadzie 1920 r. specjalną odezwę do swoich współziomków w Westfalii i Nadrenii. Domagano się w niej natychmiastowego zaprzestania szykan względem Polaków w Niemczech. (…) Brak źródeł nie pozwala na określenie reakcji, jaką wywołała odezwa. Nie wpłynęła ona jednak w widoczny sposób na położenie Polaków w głębi Niemiec. Sytuacja nadal była dramatyczna…”.

Tyle opracowanie M. Piotrowskiego. Na podstawie współczesnych wydarzeń widać, że antypolskie stereotypy niewiele się w Niemczech od 100 lat zmieniły, a i sympatie prorosyjskie i prolewackie pozostały takie same.

Cały artykuł Stanisława Orła pt. „Obecny przełom w Unii E. a nauki płynące z historii” znajduje się na s. 6 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.

 

Artykuł Stanisława Orła pt. „Obecny przełom w Unii E. a nauki płynące z historii” na s. 6 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Plebiscyt z 1921 r. stanowiący o przynależności Górnego Śląska – propaganda, nastroje w prasie i społeczeństwie

„Zbliża się wielka chwila dziejowa, przez wszystkich Górnoślązaków upragniona i niecierpliwie oczekiwana… Dziś jeden cel przyświeca dążeniom naszym, a to jest zwycięskie przeprowadzenie plebiscytu”.

Renata Skoczek

Sto lat temu na Górnym Śląsku prasa donosiła: „Noc noworoczna minęła na ogół bez wybryków”. Kawiarnie i restauracje były czynne jedynie do godziny 22, a z uderzeniem zegara o godzinie 24 część ludności wyległa na ulice, aby Nowy Rok powitać niekulturalnymi krzykami i rykami. W Bytomiu około godziny 2 po północy „jakiś głupiec” rzucił na Rynku koło synagogi bombę w puszce od konserw, której huk przestraszył okolicznych mieszkańców, wybijając wiele szyb w pobliskich domach.

W Katowicach podczas nocy sylwestrowej ulicami przeciągały liczne grupy Niemów, śpiewając niemieckie pieśni. W końcu zeszli się wszyscy na placu Wilhelma, gdzie zgromadzili się przed cokołem niedawnego pomnika cesarza Wilhelma II. Stojąc przed strzaskanym cokołem z odkrytymi głowami, we wzniosłym nastroju odśpiewali niemiecką pieśń patriotyczną, co polska prasa uznała za głupotę.

W pierwszy dzień Nowego Roku 1921, który przypadał w sobotę, mieszkańcy Górnego Śląska nie zajmowali się polityką, choć Towarzystwo Polek z Załęża (Katowice) o godzinie 3 po południu zorganizowało zebranie dla swoich członkiń. Następnego dnia Polski Komitet Plebiscytowy w Miejskiej Dąbrowie (Bytom) urządził wielki wiec plebiscytowy, na którym przemawiali pozamiejscowi prelegenci. W poniedziałek 3 stycznia gruchnęła wiadomość, że sprawująca od lutego władzę na tym obszarze Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa dzień przed sylwestrem 1920 roku podpisała przygotowywane od miesięcy „przepisy dla głosowania ludowego”.

Początek 1921 roku przyniósł na Górnym Śląsku publikację niezwykle ważnego dla wszystkich mieszkańców regionu dokumentu. Z racji tego, że ostatni dzień roku przypadał w piątek, przepisy zostały urzędowo ogłoszone dopiero 5 stycznia. Większość polskich gazet górnośląskich opublikowała tę informacje następnego dnia, a treść obszernego dokumentu zatytułowanego Regulamin Plebiscytu na Górnym Śląsku jako dodatek wydrukował popularny „Katolik” oraz „Kurier Śląski”.

Oryginalny dokument został przygotowany w trzech językach: francuskim, polskim i niemieckim. Składał się łącznie z 52 artykułów podzielonych na sześć rozdziałów. W pierwszym rozdziale, zatytułowanym „przepisy ogólne”, znalazły się artykuły dotyczące prawa do głosowania, które otrzymała każda osoba posiadająca w dniu 1 stycznia 1921 roku ukończone 20 lat, urodziła się na Górnym Śląsku i zamieszkiwała teren plebiscytowy (kategoria A), urodziła się na Górnym Śląsku, ale nie zamieszkiwała na tym terenie (kategoria B) lub na stałe zamieszkiwała ten region od 1 stycznia 1904 roku (kategoria C) oraz zamieszkiwała ten region, ale została przez władze niemieckie wysiedlona przed 1920 rokiem (kategoria D). Wykluczone z głosowania były osoby pozbawione praw z powodu choroby umysłowej. Każda osoba uprawniona głosować miała w gminie, w której zamieszkiwała w dniu 1 października 1920 roku, jeśli nie posiadała stałego miejsca pobytu w gminie, w której się urodziła. (…)

W dniu 9 stycznia niemiecka gazeta „Deutsche Allgemeine Zeitung” podała informację, że rząd niemiecki zaprotestował przeciwko Regulaminowi Plebiscytu ogłoszonemu przez Międzysojuszniczą Komisję. Kontrowersje wzbudził zapis, że głosowania pozbawione są osoby nie urodzone na Górnym Śląsku, jeśli nie zamieszkują na tym terenie nieprzerwanie od 1 stycznia 1904 roku. Tym samym prawa głosu może zostać pozbawionych 80% urzędników, 35% pracowników prywatnych i 15% robotników.

Kilka dni później paryski dziennik opublikował wiadomość, że nota rządu niemieckiego w sprawie regulaminu plebiscytu nie może liczyć na powodzenie, bo Międzysojusznicza Komisja jest zdania, że jej postanowienia są słuszne i spełniają warunki traktatu wersalskiego.

Jeszcze przed wejściem w życie Regulaminu Plebiscytu, co stało się 10 stycznia, Polski Komisariat Plebiscytowy w osobie Komisarza Wojciecha Korfantego wydał odezwę, w której czytamy: „Rodacy! Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa ogłasza regulamin plebiscytowy i ustanawia warunki, w których ma obyć się niebawem głosowanie ludowe przewidziane traktatem wersalskim, które rozstrzygnąć ma nareszcie o przyszłości politycznej Górnego Śląska i jego mieszkańców. Zbliża się wielka chwila dziejowa, tak dawno przez wszystkich Górnoślązaków upragniona i niecierpliwie oczekiwana, w której przed całym światem złożymy dowód naszego przywiązania i naszej miłości do ziemi rodzinnej… Dziś jeden jedyny cel przyświeca dążeniom naszym, a to jest zwycięskie przeprowadzenie plebiscytu”.

Cały artykuł Renaty Skoczek pt. „Sprawa plebiscytu na Górnym Śląsku w styczniu 1921 roku” znajduje się na s. 9 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021.

 


  • Świąteczny, grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Renaty Skoczek pt. „Sprawa plebiscytu na Górnym Śląsku w styczniu 1921 roku” na s. 9 grudniowo-styczniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 78/2020–79/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego