Henryk Kalemba nie ulegał demagogom, jeśli jednak podejmował walkę, nie poddawał się, a za swe ideały gotów był umrzeć

W armii polskiej zmienił się jego stosunek do służby wojskowej. Przełożeni potwierdzali jego rosnące zaangażowanie i entuzjazm dla idei niepodległości Polski i powrotu Górnego Śląska do Macierzy.

Zdzisław Janeczek

W tym roku będziemy obchodzić 100 rocznicę I powstania śląskiego. Z tej okazji warto przybliżyć sylwetki bohaterów tamtych wydarzeń, często zapomnianych lub celowo pomijanych przez wiele lat w oficjalnych publikacjach historiografii PRL-u, m.in. w Encyklopedii powstań śląskich. W grupie dotkniętej zapisem cenzorskim znalazł się m.in. kapitan Wojsk Polskich Henryk Kalemba, ofiara zbrodni katyńskiej, dla którego zapewne z tego powodu zabrakło miejsca na tablicy epitafijnej pomnika ustawionego na skwerze im. jego towarzysza broni i krajana Walentego Fojkisa, dowódcy katowickiego 1. Pułku Powstańczego im. Józefa Piłsudskiego.

Obaj urodzeni w Józefowcu, należącym wówczas do gminy Dąb, i związani z pobliskimi Siemianowicami Śląskimi, przeszli ten sam szlak bojowy. Jak dotąd czyny H.A. Kalemby i pamięć o nim zostały uwiecznione w kościele garnizonowym Wojska Polskiego pw. św. Kazimierza Królewicza w Katowicach i przez córkę Józefę Bogdanowiczową, która zamieściła inskrypcję na grobie jego żony Bronisławy Kalembowej na cmentarzu parafialnym w Dębie. To jeden ze wzruszających dowodów, iż zachowała ona przez całe życie głęboki szacunek wobec ojca.

Autor rozprawy ma nadzieję, iż pisząc szkic biograficzny Henryka Aleksandra Kalemby, przyczyni się do naprawienia błędu niedopatrzenia, za jaki należy uznać niewątpliwie pominięcie jego nazwiska na obelisku. Jak na ironię, był on inicjatorem i budowniczym jego pierwowzoru z 1938 r.!

W eseju zostały zawarte informacje dotyczące nie tylko życia żołnierskiego, zainteresowań kapitana Henryka Aleksandra Kalemby, ale także wydarzeń politycznych, w które angażował się on i jego najbliżsi. Historia rodziny Kalembów jest bowiem odbiciem losów narodu, skupionym jak w soczewce na trzech pokoleniach: Józefa seniora – hutnika zmagającego się z wyzwaniami, jakie niosła rewolucja przemysłowa i bismarckowski Kulturkampf, Henryka juniora – uczestniczącego w odbudowie państwa polskiego – i jego córki Józefy – ofiary terroru niemieckiego i świadka narodzin PRL-u, a z nim „katyńskiego kłamstwa”. Józefa wraz z matką Bronisławą, wyczekującą powrotu męża z wojny, przez długie lata musiały okazywać hart ducha, być mocne i „twarde jak kamień”, by przetrzymać doznane krzywdy, cierpienia i upokorzenia.

Kapitan Henryk Aleksander Kalemba był człowiekiem swojej epoki, a jego życie odzwierciedlało cechy charakterystyczne czasów, w których przyszło mu żyć. Niech esej poświęcony bohaterowi nie tylko śląskich powstań przywróci godność wszystkim ofiarom bezprawia.

Jego historia pokazuje, iż Niepodległość Rzeczpospolitej miała nie tylko wielkich ojców; miała także cichych bohaterów „tworzących podglebie, na którym wyrosła wolność”.

Henryk Aleksander Kalemba, ps. Biały, kawaler Krzyża Virtuti Militari, Krzyża Niepodległości, Krzyża Walecznych, Gwiazdy Śląskiej, Krzyża na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi, weteran pierwszej wojny światowej, wojny polsko-bolszewickiej, trzech powstań śląskich i kampanii wrześniowej, urodził się 15 VII 1899 r. w Józefowcu (kolonii wiejskiej gminy Dąb), osadzie przemysłowej w pow. Katowickim. Był dzieckiem zatrudnionego w wełnowieckiej cynkowni „Hohenlohe” („Silesia”) hutnika Józefa Kalemby (7 VIII 1874–9 XI 1960) i Franciszki Drong (3 XII 1873–9 X 1952), połączonych węzłem małżeńskim w 1897 roku. W pamięci rodzinnej zachowały się żartobliwe słowa wypowiedziane do położnicy po jego narodzinach: „synka wom przyniósł w dziobie”.

Nasz bohater miał liczne rodzeństwo: braci Józefa i Alojzego oraz trzy siostry: Wiktorię, Marię i Cecylię. Toteż Franciszka Kalembowa nieraz musiała stanowczością przykrywać rozsądną dobroć i matczyną czułość. Nie zadręczając się codziennymi przeciwnościami losu, stworzyła mężowi i dzieciom ciepły, rodzinny dom.

Ciężko pracująca pani domu miała dla swych dzieci zawsze czas i bezmiar czułości. Towarzyszyła dzieciństwu Henryka. Uczyła polskiego pacierza, prawiła śląskie godki o śląskiej ziemi i o Polsce, co żyć będzie. Jej niewątpliwie zawdzięczał wspomnienie o legendarnej krainie dzieciństwa i młodości oraz Bożą iskrę w sercu.

Od matki też uczył się wiary prostej, silnej, a według opinii niedowiarków – naiwnej. Rodzina była wyznania rzymskokatolickiego. Kościół i religia w czasach najcięższych prób były dla dziadków i rodziców H. Kalemby ostatnią przystanią, która nie zawiodła i pozwoliła przetrwać pruską politykę Kulturkampfu, obronić wiarę ojców i macierzysty język.

O uczuciu tym poeta napisał: „Jest to wiara, która z rzewną szczerością podaje umarłemu gromnicę, rozwija chorągiew z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, przed której obrazem pada w kościele na wznak i gorącymi łzami zimną zlewa posadzkę. Jest to wiara, która mai krzyże przydrożne […]. Wiara, która kredą święconą w Trzech Króli kreśli na drzwiach […] znaki […] aby dobytek nie zmarniał. […] Wiara tak silna, że na jej zawołanie spokojny, pracy […] oddany, pójdzie, zawiesiwszy szkaplerz na piersiach, w najkrwawszą zawieruchę”. Ten hart ducha krewni Kalemby zawdzięczali częstym pielgrzymkom do sanktuarium w Piekarach Śląskich, gdzie były Gradusy – Święte Schody, po których po dziś dzień tradycyjnie przechodzi się na kolanach i boso.

W domu rodzinnym H. Kalemba dowiedział się, że człowiek ma dwie matki – tę, która go urodziła, i Ziemię Ojczystą, na której żyje. W domu mówiło się po polsku. W tym języku mały Hajnuś porozumiewał się w czasie zabaw z rodzeństwem i kolegami na podwórzach Józefowca, Wełnowca i Kolonii Agnieszki lub na brzegach pobliskiej Rawy przecinającej rozległą płaszczyznę otwartych pól. Tutaj, jako dziecko miasta, zyskał nową, pełną czarów przestrzeń dla wyobraźni, poznawał naturę i zwracał rówieśnikom uwagę na jej specyfikę. Ciszę zakłócał plusk kąpieli i okrzyki tryumfu dzieci jako poławiaczy ryb, raków i żab.

Mowa polska żyła także w murach kościoła pw. św. Jana i Pawła Męczenników w Dębie, który od 18 VIII 1894 r. dekretem biskupa wrocławskiego Georga Koppa miał status parafii. Przynależały do niej m.in. osady: Józefowiec, Bederowiec i Kolonia Agnieszki, gdzie rytm życia regulowały syreny kopalń i hut, a najbardziej znanymi osobistościami byli: naczelnik gminy, poczmistrz, aptekarz, proboszcz, piekarz, rzeźnik, drogerzysta, fryzjer i pruski żandarm. Józefowiec, Bederowiec i Kolonia Agnieszki to niewielkie ludzkie siedliszcza, uśpione kurzem unoszącym się z brukowanych kocimi łbami ulic. Kurz ten górnicy i hutnicy, gdy zaschło im w gardłach, regularnie „płukali” po szychcie piwem w miejscowej restauracji lub szynku.

Nieprzypadkowo Henryk odznaczał się wszystkimi cechami, które wyróżniały jego przodków i ziomków, takimi jak przywiązanie do wiary i mowy ojców, ostrożność i racjonalność w podejmowaniu decyzji, oszczędność czy trzeźwość myślenia. Nie ulegał mowom demagogów, by na ich życzenie chwytać za broń. Jeśli jednak już podejmował walkę, nie poddawał się, a gdy czegoś bronił, gotów był za swe ideały oddać życie. Z domu wyniósł nawyk ciężkiej pracy. Polskość łączył z żywą wiarą katolicką ugruntowaną przez matkę i surowego, ale kochającego ojca, wychowanków miejscowego społecznika, bogucickiego proboszcza ks. Leopolda Markiefki (1813–1882).

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater” znajduje się na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Kpt. Henryk Kalemba. Ofiara bezprawia i niechciany bohater” na s. 6–7 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jerzy Zalewski: Przy kręceniu filmu o Roju musiałem zwolnić 102 osoby. Niektóre środowiska mnie nie lubią

Ministerstwa Kultury nie interesuje to, kto i ile przy filmach kradnie. Absolutnie nie zgadzam się na taki kształt polskiej kultury – mówi w Radiu „Solidarność” reżyser Jerzy Zalewski.

 

Gościem dzisiejszej audycji Radia „Solidarność” prowadzonej przez red. Andrzeja Gelberga jest Jerzy Zalewski, autor licznych filmów fabularnych i dokumentalnych, m.in. „Oszołom”, przedstawiającego historię wykrycia afery FOZZ przez Michała Falzmanna i „Obywatel poeta”, poświęconego postaci Zbigniewa Herberta. Zalewski jest również autorem filmu „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać”, którego bohaterem jest Mieczysław Dziemieszkiewicz – żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.

Opowiada m.in. o swoim najnowszym filmie, który właśnie przygotowuje i który musiał przerwać po… czterech dniach zdjęciowych. Dlaczego?

– Nie zgadzam się, żeby pieniądze państwowe przeznaczane na filmy szły w kosmos, a tak się właśnie dzieje – opowiada. – Źle myślę o Ministerstwie Kultury. Tam udają przed Jarosławem Kaczyńskim, że robią wielkie filmy, a tak naprawdę są figurantami na górze i nie robią nic, nie decydują o niczym. Więcej: radością zgadzają się na swoje pozorowanie. Piotr Gliński, minister kultury i dziedzictwa narodowego… Ja bym mu dał to dziedzictwo narodowe, bo troska o nie dobrze mu wychodzi. Pełen szacun! Ale od kultury mu wara!

Zapraszamy do wysłuchania audycji!

Adam Mickiewicz postanowił walczyć o sprawę polską piórem, jak mówił: aby „darmo rąk w trumnie nie złożyć”

Możliwe, że burzliwy romans Adama Mickiewicza z Konstancją Łubieńską uchronił go od śmierci. Gdyby zginął, Polacy nie doczekaliby się „Reduty Ordona”, III części „Dziadów” czy „Pana Tadeusza”.

Tadeusz Loster

Do Kongresówki zaczęła przyjeżdżać emigracja polska, aby zasilić szeregi powstańców. Jednym z nich miał być Adam Mickiewicz. W kwietniu wyruszył on z Rzymu do Paryża. Przypuszczalnie na początku sierpnia 1831 r. pod przybranym nazwiskiem Adam Mühel przybył do Wielkopolski i zamieszkał u państwa Górzeńskich w Śmiełowie jako nauczyciel ich dzieci. Tutaj poznał Konstancję Łubieńską, która gościła u swojej siostry Antoniny Gorzeńskiej. Konstancja była wysoką, słynną z urody i talentu kobietą, dowcipną, starannie wykształconą i wychowaną. Mieszkała w Budziszynie koło Rogoźna, była żoną kapitana wojsk napoleońskich Józefa Łubieńskiego, z którym miała 5 dzieci. Wzajemna fascynacja Konstancji i Adama przerodziła się w romans. Podczas pobytu w Wielkopolsce Mickiewicz dwa razy próbował przekroczyć granicę, aby dostać się do Kongresówki i wziąć udział w powstaniu.

Znane są informacje o jednej próbie, pod koniec sierpnia, w okolicach Śmiełowa, kiedy to obecność kozackiego patrolu na drugim brzegu Prosny ostudziła zamiary wieszcza. (…)

Miał wyrzuty sumienia, że nie wziął udziału w powstaniu i postanowił wyjechać do Drezna, gdzie skupiła się większość wygnańców z Kongresówki. Konstancja Łubieńska przewiozła Mickiewicza własnym powozem za granicę jako swojego lokaja. W Dreźnie Mickiewicz, słuchając wspomnień powstańców, coraz bardziej żałował, że nie wziął udziału w walkach.

Po powrocie hr. Łubieńskiej do Budziszewa poeta uznał, że romans jego został zakończony. Konstancja jednak była gotowa porzucić dla niego męża i dzieci oraz udać się na emigrację. Gdy Mickiewicz zamieszkał w Paryżu, założyła na jego nazwisko konto, na które wpłacała znaczne sumy. Z czasem wzajemna fascynacja przerodziła się w przyjaźń umacnianą trwającą 20 lat korespondencją. Konstancja przyjechała do Paryża na pogrzeb Mickiewicza.

Mickiewicz, przebywając w Dreźnie wśród żołnierzy polskiej rewolucji, twierdził, że do końca życia nie daruje sobie tego, że do nich nie dołączył. Postanowił walczyć o sprawę polską piórem, jak mówił: aby „darmo rąk w trumnie nie złożyć”.

W rozmowach z weteranami przekonywał, aby nie wracali do kraju. W liście do swego brata Franciszka pisał: „Wiem, jak to przykro przywyknąć do włóczęgi – lepiej wszakże po Niemczech niż po Sybirze wojażować… Ja nigdy pod rząd rosyjski nie wrócę, nigdy, nigdy nie miałem tego zamiaru”. Czuł, że jest coś winny tym, którzy walczyli w powstaniu, a na emigracji stali się zagubieni. Jeszcze w Dreźnie pod wrażeniem klęski powstania listopadowego napisał Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Wyszły po raz pierwszy drukiem w Paryżu w grudniu 1832 r. Wcześniej, 1 sierpnia 1832 r. Mickiewicz przyjechał do Paryża. W tym czasie we Francji przebywało już około 6000 żołnierzy listopadowej rebelii. Pod naciskiem Rosji rząd pruski rugował powstańców ze swoich granic, dla wygnańców było tylko jedno miejsce: Francja – ziemia ojczyzny dwóch rewolucji.

Bezimienna broszura w formie małej książeczki do nabożeństwa w nakładzie 10 000, rozsyłana bezpłatnie, trafiła do żołnierzy polskich osadzonych w obozach w Besancon, Borges, Poitiers, Lyonie, Awinionie, Montpellier, Tuluzie. Cały nakład rozszedł się błyskawicznie, Księgi… trafiły do wszystkich skupisk polskich we Francji, Niemczech i w Anglii. Już w 1833 r. ukazało się drugie wydanie Ksiąg…, zwane popularnie „Ewangelią Mickiewicza”. W tymże roku ukazało się ich tłumaczenie w języku francuskim, niemieckim, angielskim, a w 1835 – włoskim. (…)

W Księgach pielgrzymstwa polskiego Mickiewicz tłumaczy, że ci Polacy, co opuścili ojczystą ziemię, są pielgrzymami, a każdy Polak w pielgrzymstwie nie nazywa się tułaczem, bo tułacz jest człowiek błądzący bez celu. Ani wygnańcem, bo wygnańcem jest człowiek wygnany wyrokiem urzędu, a Polaka nie wygnał urząd jego.

Dalsza część ksiąg przypomina stylem przypowieści moralne wzorowane na Biblii. Nawołuje do zachowania jedności narodowej oraz budowaniu ideału polskości. Mickiewicz ukazuje w niej naród polski jako apostołów wolności świata. Poemat kończy się Modlitwą Pielgrzyma oraz słynną Litanią Pielgrzymską. (…)

Przesłanie Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego było nadal aktualne dla nowej emigracji, która znalazła się na Zachodzie. W połowie 1866 r. w Paryżu, nakładem Księgarni Luxemburgskiej, w serii Biblioteki Ludowej Polskiej wyszła mała broszurka Ksiąg… z przedmową Władysława Mickiewicza, syna Adama. (…)

1 września 1939 r. Niemcy napadły na Polskę. 17 września tegoż roku Rosja bolszewicka bez wypowiedzenia wojny zbrojnie zagarnęła część Polski. Pod koniec września Polska skapitulowała. Rozpoczęła się największa w dziejach Polski „emigracja”. Zapełniły się obozy jenieckie polskim wojskiem – pielgrzymami oczekującymi powrotu do domu. Ci pielgrzymi, którzy byli wolni, przez Rumunię i Węgry podążali do Francji aby tam tworzyć wojsko polskie i walczyć z Niemcami. Po kapitulacji Francji pielgrzymowali do Anglii, aby kontynuować walkę ze wspólnym wrogiem. (…)

Po zakończeniu działań wojennych jednostki wojska polskiego zostały rozmieszczone na terenie Półwyspu Apenińskiego. Zaczęli dołączać do nich Polacy uciekinierzy z zajętego przez Sowietów kraju, z obozów jenieckich oraz wywiezieni na przymusowe roboty do Niemiec, tworząc osiedla we Włoszech. Dla tego dużego emigracyjnego skupiska Polaków założony przez Jerzego Giedroycia Instytut Literacki we Włoszech jako pierwszą swoją publikację wydał w 1946 r. Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego. Dość obszerny wstęp do tego wydania napisał Gustaw Herling-Grudziński:

„AKTUALNOŚĆ Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego jest chwilami przerażająca. Ta mała broszurka – jak ją w liście do Gorczyńskiego nazwał Mickiewicz – która w pierwotnej wersji nosiła nazwę Katechizm pielgrzymstwa polskiego, odczytywana w 114 lat po jej powstaniu na nowej emigracji, niepokoi w pierwszej chwili żywością bolesną, trudną i ciągle nieprzezwyciężoną. Czyżby znowu więznąć nam miały w gardłach słowa najwyższego potępienia pod adresem »rządów i medyków francuskich i angielskich«, »kupców i handlarzy obojga narodów, łaknących złota i papieru i pieniądz posyłających na zgnębienie wolności«?

Czyżby znowu, po wieku przeszło niewoli i wolności, trzeba było w Litanii Pielgrzymskiej, w zwrocie »Przez męczeństwo żołnierzy zaknutowanych w Kronsztadzie przez Moskali« słowo »Kronsztad« zamienić tylko na »Katyń«, a »zaknutowanych« na »zamordowanych strzałem w tył czaszki«?

(…) »O WOJNĘ POWSZECHNĄ ZA WOLNOŚĆ LUDÓW« prosimy Ciebie i my, Panie. Prosimy Cię o nią jednak nie tylko przez krew i męczeństwo zamordowanych w Oświęcimiu, Majdanku i Katyniu, ale przez trud, ofiarność i godność wszystkich, którzy poczuli się dzięki tej wojnie prawdziwymi Europejczykami”.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Są takie księgi – jest taka literatura” znajduje się na s. 10 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Są takie księgi – jest taka literatura” na s. 10 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Marek Sawicki, ks. prof. Tadeusz Guz, kpt.ż.w. Wiesław Piotrzkowski. Popołudnie WNET – 8 maja 2019 r.

Popołudnia WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach od 16:00 do 18:00 na www.wnet.fm oraz na 87.8 FM w Warszawie, a także 95.2 FM w Krakowie. Więcej audycji: https://wnet.fm/ramowka/

Goście Popołudnia WNET:

Marek Sawicki, były minister rolnictwa, poseł PSL;

Ks. prof. Tadeusz Guz – teolog, wykładowca akademicki;

Kpt.ż.w. Wiesław Piotrzkowski – dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni;

Vladimir Palko – minister spraw wewnętrznych Słowacji (2002-2006), od 2008 do 2014 przewodniczący Konserwatywnych Demokratów Słowacji;

Wojciech Jeśman- działacz Polonii amerykańskiej;

Dr Urszula Łupiska-pediatra, zajmująca się od 1996 roku biorezonansem.


Prowadzący: Magdalena Uchaniuk-Gadowska

Wydawca: Jaśmina Nowak

Realizator: Dariusz Kąkol


Część pierwsza:

Marek Sawicki / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Marek Sawicki komentuje zatrzymanie przez policję autorki wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej z aureolą w kolorach tęczy.  Zdaniem gościa Poranka Wnet, mamy dziś do czynienia z totalną wojną pomiędzy PiS a PO i „każda głupota urasta do rangi wielkiego wydarzenia politycznego i do rangi narodowej(…) Gdyby to zdarzenie zostawiono samo sobie, to byłoby lepiej (…) Czy z każdym idiotą należy podejmować polemikę?” Zastanawia się były minister rolnictwa w Popołudniu Wnet. Polityk komentuje również polską scenę polityczną i możliwe kolacje swojej partii.

Ks. prof. Tadeusz Guz / Fot. Konrad Tomaszewski, Radio WNET

Ks. prof. Tadeusz Guz o sytuacji kościoła katolickiego na świecie. Zdaniem duchownego, nauka chrześcijańska w sensie katolickim już od V wieków jest przedmiotem pierwszorzędnych ataków ze strony różnych środowisk. Ksiądz prof. Guz podkreśla, że nie dziwią go krzywdzące ataki na kościół, które możemy dziś obserwować. Zdaniem duchownego, lekarstwem na tę sytuację jest włączenie się wszystkich chrześcijan do walki z krzywdzącą ideologią. Gość Poranka Wnet zauważa, że aby zrozumieć, co dziś dzieje się w polskim kościele, niezbędne jest zrozumienie ostatnich V wieków ataków na kościół i chrześcijaństwo.

 

Przekop Mierzei Wiślanej / Fot. Krzysztof Maria Różański, Wikimedia Commons (Public Domain)

Kpt.ż.w. Wiesław Piotrzkowski o planowanym terminie rozstrzygnięcia przetargu na budowę kanału żeglugowego przez Mierzeję Wiślaną, który wyznaczono na 22 maja. Gość Poranka Wnet mówi również o kosztorysie przekopu Mierzei Wiślanej i komentuje zarzuty dotyczące tego, że projekt może nie uzyskać wystarczającego finansowania.

 

 

Część druga:

Vladimir Palko o swojej książce „Lwy Nadchodzą”. Jak możemy przeczytać na stronie http://solidarni2010.pl.  Publikacja dotyczy wojny kulturowej, która toczy się obecnie w Europie, terroru środowisk LGBT, marksistowskich korzeni elit UE oraz tego, jak obronić chrześcijańską tożsamość Europy. Prof. Palko jest słowackim naukowcem i publicystą, byłym politykiem.  Książka jest mocnym głosem w najważniejszej obecnie debacie publicznej – o przyszłość Europy. Gość popołudnia Radia Wnet komentuje również sytuację polityczną oraz społeczną na Słowacji oraz szerzej- w Unii Europejskiej.

 

Wojciech Jeśman o tzw. ustawy 447 [Justice for Uncompensated Survivors Today].  Już 11 maja w Polsce oraz USA ma odbyć się protest przeciwko tej ustawie. Jak mówi gość Poranka Wnet, przygotowania do idą pełną para, akcji dołączają się poszczególne miasta w zachodniej europie. W USA chęć strajku zadeklarowało około 8 miast. Główny protest odbędzie się w Waszyngtonie przed Białym Domem. Wojciech Jeśman podkreśla, że Polonia cały czas stara się wywołać w USA debatę nad ustawą 447, jednak świadomość problemu jest zdawkowa.

 

dr Urszula Łupińska tłumaczy czym jest biorezonans- alternatywna metoda diagnostyczna i lecznicza.

 

 

 

 

 

Ks. Witold Sulczyński: Jan Paweł II przekazywał pieniądze z prywatnego konta na pomoc bezdomnym w Gruzji

Ks. Witold Sulczyński o pomocy Jana Pawła II i kardynała Stanisława Dziwisza ubogim osobom w Gruzji oraz o postaci śp. Jeana Vaniera i sytuacji gospodarczej w Gruzji.

Ks. Witold Sulczyński wspomina swoje kontakty z Ojcem Świętym oraz z kardynałem Stanisławem Dziwiszem.

Miałem szczęście bywać w Watykanie dziesiątki razy. Pracując w nuncjaturze w Gruzji, jako dyrektor Caritasu często bywałem u księdza kardynała Dziwisza w biurze. Miałem okazję czasami spotkać się z Janem Pawłem II, ale nigdy nie zdarzyło mi się, abym wyszedł bez grubej koperty z ofiarą na ludzi biednych i potrzebujących. Zawsze były to pieniądze od Ojca Świętego. Kiedyś dostałem nawet 50 milionów lirów, na kupno USG na biednych ludzi. Wywoziłem z Watykanu z magazynów Ojca Świętego ciężarówki ubrań, butów, jedzenia i sprzętu medycznego najrozmaitszych rzeczy dla potrzebujących i było to zawsze w centrum zainteresowania Ojca Świętego i księdza kardynała Dziwisza.

Ks. Witold Sulczyński mówi również o międzynarodowym świeckim katolickim ruchu Wiara i Światło, którego inicjator, czyli Jean Vanier, zmarł we wtorek:

Miałem okazję spotkać Jeana Vaniera, to było jeszcze chyba w latach 90 i pamiętam, że nawet gościł w naszej nuncjaturze(…) W Tbilisi działa grupa wsparcia światła i wiary, której inicjatorem był Jean Vanier. Szefową tej organizacji jest pani doktor, u której sam prywatnie się leczę. W ubiegłym roku dostaliśmy z Włoch kontener nowych butów firmy Clark i kilkadziesiąt par przekazaliśmy przez panią Marie poszkodowanym ludziom.

Gość Poranka Wnet mówi również o problemach gospodarczych i biedzie panującej w Gruzji.

Wielu ludzi jest zachwycony Gruzją, szczególnie Tibilisi czy Batumi, ale to jest tylko centrum miasta, kiedy odejdziemy od głównych ulic, to spotykamy biedę, która przeraża. Pozostaje jeszcze wiele do zrobienia w Gruzji.

Zapraszam do wysłuchania całej rozmowy.

JN

Kazimierz Nadobnik (1913–1981). Szkic do biografii jednego z przywódców powojennego Polskiego Stronnictwa Ludowego

W połowie 1956 r. opuścił stalinowskie więzienie jako jeden z ostatnich więzionych ludowców, a później przez lata był inwigilowany przez Służbę Bezpieczeństwa jako przedstawiciel tzw. prawicy ludowej.

Jerzy Bednarek

(…) Jego zawodowe plany przekreślił wybuch wojny w 1939 r. Razem ze swoim pułkiem brał udział w bitwie nad Bzurą i w obronie Warszawy. Za udział w kampanii wrześniowej został odznaczony na podstawie rozkazu Sztabu Armii „Łódź” i „Warszawa” z 28 IX 1939 r. Krzyżem Srebrnym (V klasy) Orderu Virtuti Militari i dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Po kapitulacji stolicy trafił do niemieckiej niewoli, w której przebywał aż do lutego 1945 r. Umieszczono go początkowo w Oflagu XI B w Braunschweigu (do czerwca 1940 r.), a potem w Oflagu II C w Woldenbergu. W obozie, nie poddając się trudnej jenieckiej rzeczywistości, był jednym z organizatorów tajnych studiów uniwersyteckich. Od końca 1942 r. prowadził seminarium statystyczne w ramach tzw. sekcji ekonomicznej. Program seminarium został opracowany głównie dzięki tajnym kontaktom Nadobnika z ojcem, który wówczas był wykładowcą konspiracyjnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich w Warszawie. Dodatkowo profesor Nadobnik i jego bliscy współpracownicy – prof. Jan Rutkowski (specjalista w zakresie historii gospodarczej Polski) oraz prof. Stefan Zaleski (ekonomista) – wyrazili zgodę na przeprowadzanie w obozie egzaminów, które po zakończeniu wojny zaliczono ostatecznie byłym jeńcom na poczet studiów wyższych. Warto wspomnieć, iż ważnym efektem pracy seminarium kierowanego przez Nadobnika okazało się dokonanie spisu wszystkich więźniów w obozie. (…)

Prawdziwym przełomem w jego politycznej karierze okazał się powrót do Polski Stanisława Mikołajczyka w czerwcu 1945 r. Nadobnik szybko stał się jednym z głównych organizatorów struktur PSL w Wielkopolsce.

Od 7 października 1945 r., czyli od chwili formalnego zawiązania się partii w Poznaniu, był drugim wiceprezesem Zarządu Wojewódzkiego PSL w Poznaniu. Do jego kompetencji należały sprawy administracyjno-samorządowe. W naturalny sposób został delegatem na pierwszy Kongres PSL, który odbył się w Warszawie w dniach 19–21 stycznia 1946 r. Podczas obrad kierował pracami komisji wnioskowo-redakcyjnej, której zadaniem było rozpatrywanie i opracowanie do przedstawienia na forum Kongresu wniosków składanych podczas prac poszczególnych komisji. Wybrano go na jednego ze 125 członków Rady Naczelnej PSL – organu kierowniczego partii. Od początku blisko współpracował z premierem Mikołajczykiem i cieszył się jego zaufaniem. Nie bez powodu prezes PSL zgodził się być ojcem chrzestnym jego córki Wandy, której chrzest odbył się 25 III 1946 r. w Poznaniu.

W maju 1946 r. z wyboru Wojewódzkiej Rady Narodowej K. Nadobnik wszedł w skład Okręgowej Komisji Głosowania Ludowego. W efekcie był bezpośrednim świadkiem nadużyć i fałszerstw dokonanych przez komunistów i aparat bezpieczeństwa podczas organizacji referendum przeprowadzonego 30 czerwca 1946 r. Warto podkreślić, że w samym tylko województwie poznańskim, w związku z „zabezpieczeniem” akcji głosowania, Urząd Bezpieczeństwa Publicznego aresztował ok. 3 tys. osób, głównie członków PSL.

Nadobnik, nie godząc się na arogancję pepeerowców, szalejące represje i bezprawie, odmówił podpisania protokołu czynności Okręgowej Komisji Głosowania Ludowego w Poznaniu. W zamian przygotował dla Generalnego Komisarza Głosowania Ludowego w Warszawie obszerne materiały dokumentujące fałszowanie prawdziwych wyników głosowania.

W tym samym czasie silnie zaangażował się w próbę wyjaśnienia bulwersującej zbrodni popełnionej przez funkcjonariuszy PUBP w Kępnie (woj. poznańskie) w nocy z 19 na 20 października 1945 r. W brutalny sposób zamordowano wówczas co najmniej osiem osób w odwecie za likwidację przez podziemie kierownika PUBP w Kępnie. Ze względu na drastyczny charakter zbrodni sami mieszkańcy miasta wypadki te nazwali „krwawą nocą kępińską”. Nadobnik przygotowywał w tej sprawie dokumentację, którą Zarząd Wojewódzki PSL w Poznaniu przekazał w czerwcu 1946 r. do poznańskiego Wojskowego Sądu Okręgowego. Interpelował też w związku z wypadkami kępińskimi jako poseł PSL podczas XI sesji Krajowej Rady Narodowej we wrześniu 1946 r. Ujawnił wówczas informacje m.in. o odkryciu niezidentyfikowanych zwłok na terenie ogrodu sąsiadującego z siedzibą Urzędu Bezpieczeństwa i żądał ostatecznego wyjaśnienia okoliczności wszystkich morderstw popełnionych przez funkcjonariuszy bezpieczeństwa z Kępna. Uczestnik obrad, znany działacz PSL Stefan Korboński odnotował później, iż po wystąpieniu Nadobnika „na sali zaległa nagła cisza, w której rozlegał się tylko głos naszego przedstawiciela, motywującego szerzej swoje żądanie. Wiadomość zrobiła na wszystkich piorunujące wrażenie. Nawet pepeerowcy milczeli, niepewni, jak się zachować”. (…)

Kazimierz Nadobnik już w połowie listopada 1947 r. musiał wycofać się z życia publicznego. (…) Nie mógł nigdzie dostać pracy, a jego jedynym dochodem była skromna dieta poselska. Równocześnie coraz intensywniej interesował się nim aparat bezpieczeństwa, osaczając go swoimi konfidentami. Szczególnie krytyczne i niepochlebne informacje na jego temat przekazywał do WUBP w Poznaniu informator ps. Pszczoła – były sekretarz Zarządu Wojewódzkiego PSL w Poznaniu, i co szczególnie przykre, także bliski i wieloletni przyjaciel rodziny Nadobników. Według zachowanych materiałów ewidencyjnych Służby Bezpieczeństwa w Poznaniu informatorem „Pszczoła” był Stanisław Bąk – ur. w 1902 r. ekonomista, działacz ludowy, sekretarz Zarządu Wojewódzkiego PSL w Poznaniu. Po wojnie pracował m.in. na stanowisku kierownika Centrali Mięsnej w Kościanie. Służba Bezpieczeństwa zakończyła z nim współpracę w lipcu 1967 r., z powodu podeszłego wieku.

W lutym 1949 r. dyrektor Departamentu V MBP Julia Brystygier zwróciła się z poleceniem do szefa WUBP w Poznaniu o natychmiastowe podjęcie intensywnych działań operacyjnych wobec „wszystkich działaczy wchodzących w skład centralnego aktywu” PSL. Z terenu województwa poznańskiego oprócz Nadobnika wytypowano do „rozpracowania” jeszcze 17 osób. (…)

Nadobnik został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego 22 lipca podczas urlopu w Ustroniu Morskim. Oprócz niego aresztowano wówczas m.in. Tadeusza Nowaka, Franciszka Kamińskiego i Zygmunta Załęskiego. Zgodę na zatrzymanie Nadobnika wydał dzień wcześniej marszałek Sejmu Ustawodawczego (pismo podpisał w jego zastępstwie wicemarszałek Roman Zambrowski).

Umieszczono go w Więzieniu nr 1 (Mokotów) przy ul. Rakowieckiej. Od 24 lipca 1950 r. do 7 listopada 1951 r. był „badany” 38 razy przez oficerów śledczych MBP. W trakcie śledztwa był bity i poniżany.

(…) Akt oskarżenia zatwierdził 14 stycznia 1952 r. wiceprokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej mjr Mieczysław Bogucki. (…) Wyrok ogłoszono 31 stycznia 1952 r. Nadobnik został skazany na karę 13 lat więzienia, pozbawienie praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 5 lat i przepadek całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. Sąd orzekł, że jego głównym celem było „wszelkimi sposobami obalić ustrój państwa polskiego, opanowanie Polski przez PSL i włączenie jej do obozu imperialistycznego”. Został skazany za usiłowanie zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego przez to, że był członkiem stronnictwa „będącego agenturą subsydiowaną przez wrogie Polsce ośrodki”, był współpracownikiem „agenta wywiadu państw imperialistycznych” Stanisława Mikołajczyka, prowadził działalność dywersyjną poprzez szkalowanie ustroju i rządu, „nastawiał” terenowe struktury PSL „w kierunku opanowania instytucji państwowych”, przekazywał wiadomości stanowiące tajemnicę państwową pracownikom konsulatu amerykańskiego i w sposób tajny zbierał informacje o działalności PPR i aparatu bezpieczeństwa. (…)

Po kilkumiesięcznej izolacji i rozmowach ostrzegawczych ponownie trafił do celi zbiorowej. Tym razem jednak od razu był intensywnie obserwowany przez tzw. agenturę celną – tajnych współpracowników aparatu bezpieczeństwa specjalnie umieszczanych w więzieniu razem ze skazanymi. Nadobnik domyślał się, że jest inwigilowany, dlatego z dużą podejrzliwością odnosił się zwłaszcza do nowych więźniów. Gdy w październiku 1954 r. pojawił się w jego celi rzekomo skazany ludowiec z Olsztyna, Nadobnik zwrócił się do niego: „Cholera, zagęściło się »kapusiami«, siedzi ich nawet po dwóch w celi”. Ludowiec z Olsztyna, będący rzeczywiście agentem o ps. Jacek, donosił później złośliwie na Nadobnika:

„Dziwny to człowiek, niby dzielił się z nami, ale nic go nie obchodziło. Chory na manię wielkiego uczonego, a przy tym wariat. Psychicznie chory jest na pewno”.

Dr Jerzy Bednarek jest zastępcą Dyrektora Biura Badań Historycznych IPN.

Cały artykuł Jerzego Bednarka pt. „Kazimierz Nadobnik (1913–1981). Szkic do biografii polityka ruchu ludowego” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jerzego Bednarka pt. „Kazimierz Nadobnik (1913–1981). Szkic do biografii polityka ruchu ludowego” na s. 4–5 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Spotkanie z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, głosicielem historii Kresów, autorem książki „Nie zapomnij o Kresach”

Niewielu było i jest w Rzeczypospolitej tak mądrych i odważnych głosicieli prawdy o Kresach, jak polski Ormianin, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Podróżuje po Polsce ze swoimi poruszającymi wykładami.

Rajmund Pollak

Jedno z takich spotkań zorganizował w Czechowicach-Dziedzicach Patriotyczny Ruch Wolnościowy, jego inicjatorem był Dariusz Piechaczek. Na spotkaniu ksiądz Isakowicz-Zaleski przedstawił rys historyczny powstania lwowskiego. Przypomniał, że w 2019 roku przypada jego 100 rocznica. Żołnierzami o polskość Lwowa byli w tej walce słabo uzbrojeni uczniowie i studenci, nazwani potem legendarnymi Orlętami Lwowskimi. Ich zryw trwał od 1 listopada 1918 do połowy 1919 roku, kiedy to z odsieczą przybyło do Lwowa regularne Wojsko Polskie.

Jeszcze podczas I wojny światowej, w dniu 1.11.1918 r. regularne oddziały ukraińskich strzelców siczowych, wspomagane przez lokalnych bojówkarzy, zajęły znaczną część urzędów we Lwowie i ogłosiły powstanie tzw. Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Nastąpiło to przed ogłoszeniem przez Polskę niepodległości, jednak natychmiast jako pierwsze stawiły opór Ukraińcom słabo uzbrojone dzieciaki ze szkoły im. Henryka Sienkiewicza, które wspomógł batalion kadrowy Wojska Polskiego pod dowództwem kpt. Zdzisława Trześniowskiego. W tej samej, zachodniej części Lwowa do walki włączyli się studenci z Domu Akademickiego przy ul. Issakowicza, wspomagani przez garstkę żołnierzy POW. Został powołany lokalny Lwowski Komitet Ochrony Dobra i Porządku. Nastąpił okres kilkunastodniowych walk ulicznych, określonych przez historię jako obrona Lwowa. Siły były zaiste nierówne, bo z jednej strony gimnazjaliści, licealiści i studenci wspomagani garstką polskich żołnierzy, a z drugiej – regularna, dobrze uzbrojona armia ukraińska.

Najmłodszy obrońca Lwowa miał zaledwie 9 lat, a 13-letni Antoś Patrykiewicz został najmłodszym w całej historii Rzeczypospolitej kawalerem orderu Virtuti Militari.

(…) Ojciec Isakowicz-Zaleski podkreślił, że ze względu na prawdę nie może milczeć na temat faktu, że nie ma w Polsce oficjalnych obchodów 100 rocznicy powstania lwowskiego, mimo że bohaterstwo Orląt Lwowskich należy do największych przykładów heroizmu i poświęcenia dla Ojczyzny w całej ponad tysiącletniej historii Polski. Przypomniał również, że w Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie do dziś spoczywa ciało właśnie jednego ze Lwowskich Orląt!

Cały artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – niezłomny rzecznik Kresów” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 58/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Rajmunda Pollaka pt. „Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – niezłomny rzecznik Kresów” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 58/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Żaryn: Żydzi zachowywali się wobec nas obrzydliwie na Kresach. Witali NKWD, rwali flagi [VIDEO] – „Jesteśmy razem”

Naród żydowski i polski żyją tutaj razem od XIV wieku, miały wiele okazji, by się zaprzyjaźnić, ale także poróżnić. Co nas łączy i dzieli? Jakie stosunki między nami były kiedyś, a jakie są teraz?

W sobotę 4 maja w audycji „Jesteśmy razem” nadaliśmy kolejną relację ze spotkania Marka Kalbarczyka z profesorem Janem Żarynem, zorganizowanego przez Fundację Szansa dla Niewidomych!

Profesor podzielił się refleksjami o holokauście i wyjątkowej postawie Polaków, którzy wbrew naturalnym obawom o swoje życie, chronili Żydów przez niemiecką nienawiścią. Gdy nasze narody podczas II wojny światowej najbardziej ucierpiały, czy żydowskie żądania i amerykańska ustawa 447 są uzasadnione i sprawiedliwe? Czy są powody, by wzajemnie się o coś oskarżać, czy raczej wspierać?

Cała audycja:

Prof. Wielomski: Konstytucja 3 maja jest drugą polską konstytucją. Nie była ona uchwalona legalnie

Konstytucja 3 maja była zamachem stanu, zamachem parlamentarnym. Wielu posłów pojechało wówczas na Wielkanoc do domu. Opozycji w większości w parlamencie nie było – mówi prof. Adam Wielomski.

Prof. Adam Wielomski w Poranku WNET wyraził kontrowersyjne zdanie dotyczące konstytucji 3 maja. Nie była ona pierwszą w Europie, ponieważ wówczas każdy kraj posiadał ustrój, czyli „konstytucję” w rozumieniu XVIII-wiecznym. Poza tym w polskiej tradycji  każdą „ustawę uchwaloną przez Sejm i prolongowaną przez króla” nazywano konstytucją. Nowością aktu prawnego z 3 maja 1791 r. jest to, iż opisuje cały ustrój polityczny. Wszakże patrząc na ów ustawę zasadniczą z tego punktu widzenia, możemy uznać ją za… drugą polską konstytucję. Pierwszą były prawa kardynalne, czyli ustawy przeforsowane w latach 1767–1768 w Warszawie na sejmie zwanym repninowskim.

 

„Konstytucja 3 maja była zamachem stanu, zamachem parlamentarnym. Wielu posłów pojechało wówczas na Wielkanoc do domu. Opozycji wobec tego w większości w parlamencie nie było. Dowiedzieli się więc o uchwaleniu konstytucji przez przypadek, po czasie. Wobec tego nie była ona uchwalona w sposób prawowity i legalny (…) Poza tym nie był to nowoczesny akt prawny” – mówi prof. Adam Wielomski w rozmowie z Tomaszem Wybranowskim. Skąd taka u niego krytyka? Albowiem sądzi, iż nie należy mitologizować konstytucji na modłę przekazów historyków XIX-wiecznych, ale przedstawiać ją w sposób realistyczny.

 

KT/WJB

Esperanto jest językiem żywym i rozwijającym się, a esperantyści są piękną społecznością, choć ich kraj jest wirtualny

Esperancja jest wszędzie, gdzie są esperantyści. Choć rzeczywiście były zakusy, żeby wykupić kawałek pustyni Gobi i stworzyć tam kraj Esperanto – mówią warszawscy esperantyści z grupy Varsovia Vento.


Gośćmi dzisiejszej audycji Radia „Solidarność” prowadzonej przez red. Pawła Pietkuna są Anna Tomzik i Ireneusz Bobrzak, warszawscy esperantyści z grupy Varsovia Vento.

Esperanto, jedyny sztucznie stworzony język, który przetrwał próbę czasu i znalazł uznanie na całym świecie został stworzony przez dr. Ludwika Zamenhofa, białostocczanina pod koniec XIX wieku.

Pomimo że żadne państwo nie uznaje esperanta za swój język urzędowy, jest on używane przez międzynarodową wspólnotę, której wielkość, według różnych źródeł, szacowana jest na sto tysięcy do dwóch milionów użytkowników – zależnie od poziomu opanowania języka. Jest również jednym z języków urzędowych Unii Europejskiej zaś UNESCO uznaje go za pokoju i braterstwa.

Bywał modny i zapominany, bywał wykorzystywany przez propagandy systemów totalitarnych.

– Lenin powiedział, że Esperanto jest językiem proletariatu. Potem Stalin całą inteligencję esperancką wysłał na tamten świat do Ludwika Zamenhofa, który już wtedy nie żył – mówi Ireneusz Bobrzak. – Potem zwowu przyszedł okres esperanto, bo ówczesne władze przekonały się, że to jest język który może nieść ze sobą jakieś wartości propagandowe. I do dzisiaj radio w Pekinie nadaje w języku Esperanto piękną propagandę.

Dzisiaj esperantyści zapewniają, że tworzą wspaniałą międzynarodową wspólnotę, przede wszystkim wielką grupę przyjaciół. I są przekonani, że język będzie się rozwijał, tak jak rozwijał się do tej pory. Szczególnie, że ma proste i niezmienne reguły, zaś jego nauczenie się zajmuje – w zależności od zdolności językowych – od kilku miesięcy do maksymalnie dwóch lat.

Zapraszamy do wysłuchania audycji!