Lisicki: Bogactwo niemieckiego Kościoła nie przekłada się na jego siłę duchową. To rozsadnik szaleństw i herezji

Co ma Marcin Luter do kryzysu niemieckiego Kościoła, co o Polsce mówił kard. Gerhard Müller i czemu list polskich ambasadorów do Donalda Trumpa można nazwać zdradą? Odpowiada Paweł Lisicki.

Paweł Lisicki o wywiadzie rzece z kardynałem Gerhardem Ludwigiem Müllerem. Publikacja odbiła się niewielkim echem.

Chyba w zeszłym tygodniu kard. Müller mocno się wypowiedział, żeby być wiernym Polsce św. Jana Pawła II i nie ulegać tej fali rewolucji LGBT, która teraz nad Polskę nadciągnęła.

Tymczasem zdaniem redaktora Polaków powinno zainteresować to, co kard. Müller mówił w wywiadzie o charakterze niemieckiego Kościoła. Kościół katolicki w Niemczech nie należy do biednych- zanotował on 7 mld euro przychodów w zeszłym roku, ale za bogactwem materialnym nie idzie bogactwo duchowe. Co roku od 100 do 220 tys. osób oficjalnie opuszcza niemiecki Kościół. Jednocześnie niemieccy duchowni, w tym hierarchowie pozwalają sobie na wypowiedzi całkowicie niekatolickie, a wręcz antykatolickie.

W zeszłym tygodniu przeczytałem artykuł jednego z niemieckich biskupów, który w kontekście debaty nt. LGBT, stwierdził, że Kościół musi zmienić swoje nastawienie do homoseksualizmu, zaakceptować go jako równouprawnioną orientacje, bo w przeciwnym razie nauka Kościelna znajdzie się na marginesie.

Tydzień później jeden z niemieckich księży ujawnił się jako homoseksualista, za co nie poniósł żadnych konsekwencji.

Rozmówca redaktora naczelnego tygodnika „Do Rzeczy” stwierdził, że powodem takiego stanu Kościoła za Odrą są: reformacja Marcina Lutra z 1517 r., sytuacja Kościoła w XIX w. oraz protestantyzacja katolicyzmu po II wojnie światowej. Niemcy zostały zjednoczone przez protestanckie Prusy, które po zjednoczeniu przeprowadziły wymierzony w katolicyzm Kulturkampf. Dominacja protestantów wyrobiła u niemieckich katolików do dziś niezabliźnione „piętno poczucia niższości”. W latach 50. i 60. XX w. rozpowszechniły się w niemieckim katolicyzmie nurty teologiczne pragnące zatrzeć różnice między katolicyzmem a protestantyzmem.

Oprócz spraw dotyczących wiary Lisicki dotyka tematu wizyty Donalda Trumpa 1 września 2019 r. Fakt, że Trump już drugi raz odwiedza Polskę, świadczy, jego zdaniem, o wyjątkowej pozycji Polski. Następnie komentuje list 23 byłych polskich ambasadorów  do prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Taki list trudno nie nazywać jako zdrada […] Zastanawia mnie, jak ci ludzie funkcjonowali wcześniej. Najpierw pracowali w polskiej dyplomacji, potem za granicą i teraz okazuje się, że ci ludzie w ogóle nie rozumieją to, na czym polega podmiotowa polityka […] Podpisując się pod listem dali jasne świadectwo, że nie rozumieją, czym jest suwerenna polityka kraju […] To coś absolutnie niebywałego; istne kuriozum.

Zdaniem dziennikarza sygnatariusze tego apelu przekładają w praktyce wewnętrzny spór polityczny nad interes państwa polskiego.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T/A.P.

Waszczykowski: 1 września jest dla Polaków wspomnieniem katastrofy z 1939 roku, której skutki odczuwamy do dzisiaj

Witold Waszczykowski opowiada o Krzysztofie Szczerskim, który miał zająć stanowisko komisarza w Unii Europejskiej oraz wizycie Donalda Trumpa w Polsce. 

 

 

Janusz Wojciechowski – kandydat na stanowisko komisarza w Unii Europejskiej ma duże szanse na objęcie tej funkcji, dlatego że jest specjalistą w tej dziedzinie rolnictwa. Udowadniał to przez lata, pracując również w Parlamencie Europejskim w komisji ds. rolnictwa. Wcześniej jako polityk krajowy także zajmował się tymi problemami. Jest to polityk, który ma dużą wiedzę na temat funkcjonowania zarówno państw takich jak Polska, funkcjonowania prawa, administracji oraz instytucji europejskich – mówi gość „Popołudnia WNET”.

Komisja powinna rozpocząć swoją prace od początku listopada 2019 roku. „W związku z tym mamy dwa miesiące na ukształtowanie komisji” – dodaje Witold Waszczykowski.

Zachowanie ministra Krzysztofa Szczerskiego było zupełnie naturalne. Rolnictwo jest dość specyficzną dziedziną, warto tutaj mieć duże doświadczenie, którego minister Szczerski uznał, że nie posiada i honorowo zrezygnował – powiedział gość „Popołudnia WNET”.

Co do sprawy przyjazdu Donalda Trumpa do Warszawy, Witold Waszczykowski stwierdził, że wizyta ma bardzo istotne znaczenie, ponieważ jest w istotnym momencie, kiedy będziemy obchodzić 80-tą rocznicę wybuchu II wojny światowej. Jak dodaje rozmówca: „1 września jest dla nas wspomnieniem strasznej katastrofy ,która spotkała Polaków w 1939 roku, a jej skutki odczuwamy do dzisiaj”. 

M.N.

Dr hab. Karol Sacewicz: Delegatura IPN w Olsztynie posiada prawie 400 m.b. akt bezpieki. Nie znamy dobrze treści całości

– Stopień przebadania dokumentów bezpieki w Olsztynie jest różny. Wiadomo dużo o latach 80. na Warmii i Mazurach, jednak wciąż nie poznaliśmy wystarczająco lat 60. i 70. – mówi dr hab. Karol Sacewicz


Dr hab. Karol Sacewicz, dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Olsztynie, opowiada o książce, którą współredaguje wraz z Piotrem Kurdelą. Jest nią „Antykomunizm Polaków w XX wieku”, która za niecałe dwa tygodnie ukaże się jako nowość wydawnicza IPN. W publikacji tej poddano analizie zjawisko antykomunistycznych postaw Polaków, rozpoczynając od publicystyki, poprzez działania organizacyjne, a kończąc na akcjach zbrojnych. Do współpracy zaproszono kilkadziesiąt osób z ponad 13 ośrodków akademickich, w tym prof. Andrzeja Nowaka i prof. Włodzimierza Suleję. Omawiany fenomen potraktowano bardzo szeroko – w pracy przeczytać będzie można o działaniach przeprowadzanych zarówno w kraju, jak i na emigracji. Uwadze autorów nie umknęły również postawy obywateli II Rzeczypospolitej o pochodzeniu innym niż polskie oraz aktywność grup etnicznych. W tym miejscu ks. dr Bogumił Wykowski przybliża treść swojego rozdziału traktującego o postawach antykomunistycznych Mazurów i Marmiaków.

Sacewicz mówi także o tym, jakie zbiory znajdują się w rękach delegatury Instytutu Pamięci Narodowej w Olsztynie. Posiada on 400 metrów bieżących akt wytworzonych przez miejscowy aparat bezpieczeństwa. Stopień ich przebadania jest zróżnicowany – wiadomo dużo o latach 80. na Warmii i Mazurach oraz o gospodarce rolnej na tym terenie w latach 1945-1956. Trochę słabiej natomiast znane są wydarzenia lokalne i warunki życia lat 60. i 70.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Jasina: Myślę, że od przyszłego roku nie będziemy potrzebować wiz, po to, aby wjeżdżać do Stanów Zjednoczonych

Dr Łukasz Jasina opowiada o przybyciu prezydenta Donalda Trumpa do Polski. Podczas uroczystości będzie można usłyszeć również prezydenta Niemiec Franka-Waltear Steinmeiera.

 

 

W sobotę wieczorem przyjedzie do Polski prezydent Stanów Zjednoczonych – Donald Trump. Poprzednim razem, kiedy był w Warszawie mieliśmy ładną pogodę i byłoby fajnie, gdyby tak było, zwłaszcza podczas przemówienia prezydenta na Placu Piłsudskiego, gdzie będzie występował razem z Andrzejem Dudą i prezydentem Niemiec byłoby bardzo dobrze – mówi gość „Popołudnia WNET”.

Łukasz Jasina dodaje, że: „Donald Trump ma skłonność do mówienia w improwizowany sposób. Myślę jednak, że usłyszymy jedną, radosną informację, na którą czekają pokolenia polaków już od czasów gierkowskich to znaczy, że od przyszłego roku nie będziemy już potrzebować wiz po to, by wjeżdżać do Stanów Zjednoczonych”. 

Rozmówca liczy na to, że prezydent Stanów Zjednoczonych nie wspomni o roszczeniach reparacyjnych podczas swojego przemówienia. Za Donaldem Trumpem nikt nie jest w stanie nadążyć. Jak twierdzi Łukasz Jasina: „Gdyby prezydent odniósł się do tego tematu, zepsułby atmosferę święta oraz mógłby skomplikować sytuację obecnego rządu przed wyborami”.

M.N.

Dr Jagodziński: Okres wikiński to czas pierwszej globalizacji europejskiej

Jak potomkowie mieszkańców Wysoczyzny Elbląskiej stali się panami Rzymu, czym była pierwsza globalizacja europejska i co mają z nią wspólnego wikingowie? Odpowiada dr Marek Franciszek Jagodziński.

Dr Marek Franciszek Jagodziński mówi o odkryciach obiektów związanych z neolityczną kulturą rzucewską.

W przypadku tych terenów, powiedzmy rejonu ujścia Wisły, mamy do czynienia po raz pierwszy na gigantyczną skalę z eksploatacją i obróbką bursztynu.

Kultura archeologiczna, która swoją nazwę ma od Rzucewa koło Gdańska, na niespotykaną skalę eksploatowała bursztyn. Znaleziono ponad 100 tys. pracowni bursztynniczych od Gdańska do Elbląga. Ludność tej kultury, przemieszczając się sezonowo, wyrabiała z bursztynu niezwykłe rzeczy (m.in. paciorki rurkowate), które jak zauważa dr Jagodziński, można obejrzeć w Muzeum archeologiczno-historycznym w Elblągu.

Neron postanowił wyprawić igrzyska, na których chciał publiczność oczarować, ogłosił, że jeden z dni będzie dniem bursztynowym i wtedy ten ekwita rzymski przywiózł tyle bursztynu, że w każdym węźle sieci, która otaczała arenę z dzikimi zwierzętami, była bryła bursztynu.

Archeolog ponadto mówi o starożytnych Rzymianach, którzy sprowadzali bursztyny z elbląskich rejonów. Przywołuje relację z wyprawy rzymskiego ekwity, który za panowania cesarza Nerona wyprawił się z wojskiem na te tereny, kupując od Estiów i Gotów wielkie ilości bursztynu. Ponad 14 funtów ważyła największa bryła bursztynu, którą przywiózł.

Tutaj mieszkały ludy, które wpłynęły na historię Europy. Weźmy tych Gotów i Gepidów, którzy tutaj mieszkali na Wysoczyźnie Elbląskiej, oni pod koniec III i na początku IV w. przesunęli się płd.-wsch. na tereny obecnej Ukrainy, tam notuje się jako kultura czerniachowska, tam podzielili się na Ostrogotów i Wizygotów.

Dr Jagodziński tłumaczy wyjątkowość badanych przez siebie terenów. Potomkowie żyjących tu Gotów zdobyli Rzym, a Teodoryk Wielki został udzielnym władcą Italii [chociaż nie cesarzem- przyp. red.].

Mamy zupełnie inny obraz okresu wikińskiego niż te wyprawy łupieżcze. To była nadbałtycka strefa gospodarcza, pierwsza globalizacja europejska.

Odkrywca starodawnej osady Truso w Janowie koło Elbląga podkreśla wyjątkowość epoki wikińskiej trwającej między VIII a XI w. oraz przybliża szczegóły swojego odkrycia. Zaznacza, że wikingowie to nie grupa etniczna, tylko zawód. Wikingami, czyli ludźmi organizującymi morskie i rzeczne wyprawy łupieżcze byli poza Normanami także Bałtowie i Słowianie. Jak mówi, dzięki działalności wikingów, powstała wspólna strefa handlu, w której „wszędzie począwszy od Wysp Brytyjskich, na północnej Rusi skończywszy, spotykamy te same odważniki, zestawy precyzyjnych wag szalkowych i arabskie srebrne dirhemy”.  Dodaje, że kalifat arabski i nadbałtycka strefa gospodarcza, „to były takie główne centra europejskie”, gdzie „do kalifatu szedł bursztyn, miecze, skóry doskonałej jakości i przede wszystkim niewolnicy”. Ci ostatni, jak podkreśla, byli głównym towarem handlowym.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

 

Dr Marcinkowski: Elbląg był stolicą i głównym portem budującego się Państwa Zakonu Krzyżackiego

Lech Trawicki o zabytkach elbląskiego muzeum archeologicznego i dr Mirosław Marcinkowski o tym, co z historią Elbląga mają wspólnego jesiotry, Krzyżacy i chińska porcelana.

Lech Trawicki, dyrektor Muzeum archeologiczno-historycznego w Elblągu opowiada o elbląskim rynku, który został wybudowany na nowo po II wojnie światowej. Jak mówi, główną częścią wystawy archeologicznej muzeum są znaleziska archeologiczne z centrum miasta. Te można podzielić na trzy okresy: rzymski (wyposażenie grobów), wczesnośredniowieczny (osada wikińska) i między XIII w.  a 1945 r.

 To było miasto stołeczne budującego się państwa zakonnego.

Więcej na temat  prac archeologicznych prowadzonych w centrum Elbląga mówi dr Mirosław Marcinkowski. Miasto stanowiło punkt wyjścia dla krzyżackiego podboju Prus, a także główny port powstałego później Państwa Zakonnego.  Specjaliści odkrywają budowle na podzamczu. Na zamek zaś nie trafią swymi łopatkami, gdyż został rozebrany przez mieszczan w 1454 roku. Opowiada również o odkryciach jego archeologicznego zespołu. Dzięki badaniom dowiedziano się między innymi, iż w XVII i XVIII wieku kupcy sprzedawali w Elblągu chińskie wyroby z porcelany, a pobliscy rybacy poławiali ogromnych rozmiarów jesiotry. Jak podkreśla, profesja łowców jesiotrów była dochodowa, a ryby te, osiągające wagę 300 kg i rozmiary 2,5-3 m, sprzedawane były aż do Anglii. Elbląg, ważne miasto hanzeatyckie, już od średniowiecza był związany z handlem dalekomorskim. Tutaj zawijały statki z Anglii, Niemiec, Francji, Hiszpanii  po towary takie jak  drewno, zboże, czy popiół.

Gość „Poranka WNET” mówi także o stylu, w którym odbudowano starówkę po drugiej wojnie światowej. Nie jest on odwzorowaniem przedwojennego wyglądu, tylko nawiązaniem do zabudowy średniowiecznej.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Kpt. Rzepnikowski: Przekop Mierzei Wiślanej jest dobry, ale tylko jako inwestycja w turystykę

O tym, czemu Mierzeja Wiślana to trudny akwen do żeglugi, co ma wspólnego linia Curzona z II pokojem toruńskim i jak ocenia przekop Mierzei Wiślanej, mówi Kpt. Mariusz Rzepnikowski.

Kpt. Mariusz Rzepnikowski,  kapitan portu w Kątach Rybackich mówi o polsko-rosyjskiej granicy wodnej. Jak mówi Zalew Wiślany to największy akwen osłonięty w kraju, liczący ok. 30 km wody. Ze względu na swoją płytkość  jest on niebezpieczny. W części rosyjskiej jest trochę głębszy, osiągając 1,5-1,8 m głębokości.

W wyniku drugiego pokoju toruńskiego przyłączyliśmy ogromną połać ziemi.

Jak mówi gość „Poranka WNET” wytyczona w 1945 r. granica polsko-radziecka, powtarza na tym odcinku granicę sprzed 500 lat, między Królestwem Polskim a Państwem Zakonu Krzyżackiego, w drugim pokoju toruńskim (1466).  Żeby ją dzisiaj przekroczyć od strony polskiej, trzeba uprzedzić o tym komorę celną we Fromborku, która informuje o tym stronę rosyjską w Bałtyjsku, która zazwyczaj się zgadza.

Jeśli zrobimy nacisk, że to inwestycja w turystykę, to tak, to jest genialne. Jeśli myślimy o obronności naszego kraju, to możemy pomachać szabelką.

Kpt. Rzepnikowski, odnosi się do przekopu Mierzei Wiślanej, stwierdzając, że inwestycja ma pozytywny wymiar turystyczny, ale poza tym nie widzi dla niej zastosowania.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

O matko! Wszystko się Pawłowi Wrońskiemu z „Wyborczej” pomieszało! / Felieton Jana A. Kowalskiego wyjątkowo w niedzielę

W czasie II wojny światowej bolszewikom udało się stworzyć z Polaków I Armię Wojska Polskiego i PPR w miejsce KPP – tej, która historycznie i genetycznie poprzedza środowisko „Gazety Wyborczej”.

Co napisał? „W 1920 roku wszyscy walczyli ponad podziałami, a na polu bitwy [Warszawskiej – JK] ramię w ramię stali endecy, socjaliści, księża i ateiści. (…) zapewne byli wśród obrońców także Polacy LGBT, których biskup krakowski Marek Jędraszewski porównuje do »czerwonej zarazy«, wyrażając poglądy rządzącej partii”.

Ale słodko kiedyś bywało w naszej Ojczyźnie, chciałoby się westchnąć po takiej enuncjacji autorytetu od łączenia, a nie dzielenia Polaków. Czy jednak na pewno? Przecież sam Paweł Wroński powinien znać  historię swojego środowiska. Tworzącego „Gazetę Wyborczą” i skupionego wokół niej i jej guru, Adama Michnika. Ale skoro z wiedzą historyczną u niego nietęgo, to jako nieskończony historyk przypomnę.

Otóż, Panie Pawle, było zupełnie inaczej. Podczas gdy Warszawa przygotowywała się na ostatni bój, żeby raczej polec niż ulec czerwonej zarazie, w odległym o 100 km Białymstoku zgromadziła się inna grupka Polaków. Etnicznych, kulturowych lub oddelegowanych przez Lenina/Stalina żydowskich wyrzutków do pełnienia obowiązków Polaka. Jako całość nazwała się Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski. I czekała na zwycięstwo Czerwonej Zarazy (znaczy się Armii) i klęskę Polski, żeby tę czerwoną bolszewię w Polsce zaprowadzić.

Na szczęście wtedy, w roku 1920, nie udało się jej. Polska pod wodzą marszałka Piłsudskiego i dzięki pomocy Matki Bożej obroniła się. Obroniła się na niecałe 20 lat. A potem, w roku 1945, wyniszczona przez hitlerowskie Niemcy, nowej fali bolszewickiej już uległa. Na 45 lat, do roku 1990, w 100%. Od tego czasu do roku 2015 – w 50%. By od czasu zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości dalej walczyć z pozostałościami bolszewizmu rosyjskiego od strony wschodniej (z bazą w Warszawie). I z nową hordą bolszewicką, już nie czerwoną, ale tęczową zarazą – jak to trafnie ujął arcybiskup Jędraszewski – od strony zachodniej.

W czasie nawały czerwonej zarazy w roku 1920 czerwoni bolszewicy mogli liczyć na niezbyt liczną na terenie Polski V kolumnę pod nazwą Komunistyczna Partia Rewolucyjna Polski (później KPP). A nawet udało im się sformować w Białymstoku polski bolszewicki pułk strzelców. W czasie II wojny światowej czerwonym bolszewikom udało się już stworzyć z Polaków I Armię Wojska Polskiego i Polską Partię Robotniczą w miejsce Komunistycznej Partii Polski. Tej Komunistycznej Partii Polski, która jest historycznym i genetycznym poprzednikiem środowiska „Gazety Wyborczej”, Pana środowiska.

Cele kiedyś czerwonej, a teraz tęczowej zarazy są zbieżne. Obie chciały/chcą zniszczyć rodzinę, państwo, Kościół i człowieka – dziecko boże. Zatem do jakiego środowiska powinna się odwołać aktualna zaraza? No chyba, że do swojego naturalnego i sprawdzonego środowiska, do środowiska potomków i spadkobierców KPP zgromadzonego wokół „Gazety Wyborczej”. Do Pańskiego środowiska.

Mam nadzieję, że udało mi się wszystko w krótkich i prostych słowach wyjaśnić nie tylko Panu, ale też naszym Czytelnikom. Mam też nadzieję, że tej nowej tęczowej nawale będziemy umieli się przeciwstawić tak, jak w roku 1920 dokonali to nasi przodkowie. Ale nie jak wszyscy nasi przodkowie, Panie Pawle. Bo ci Pana Polacy z Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski w Białymstoku (i przez chwilę w Wyszkowie) i Komunistycznej Partii (Robotniczej) Polski aż się ślinili (śliniły?, kurczę, nie wiem jakiej formy użyć, żeby nikogo z was nie urazić) na myśl, że zaraza zwycięży.

Jan A. Kowalski

Dr Labuda: Muzeum Emigracji w Gdyni buduje największą makietę na świecie

Stół bilardowy z transatlantyku, makieta „Batorego”, listy, zdjęcia i pamiątki- Sebastian Tyrakowski i dr Grzegorz Labuda mówią o tym, co można zobaczyć w Muzeum Emigracji w Gdyni.

Jest pierwszym i jedynym muzeum imigracji z Polski i do Polski na przestrzeni wieków.

Sebastian Tyrakowski mówi o Muzeum Emigracji w Gdyni, którego jest wicedyrektorem. Jest ono przepełnione  „emocjami, kiedy wchodzi się do tej instytucji”. Muzeum mieści się  w zabytkowym budynku Dworca Morskiego, wybudowanego w latach 30. na potrzeby ruchu migracyjnego. Przez ten piękny, modernistyczny budynek przewijali się pasażerowie polskich transatlantyków, takich jak „Batory”. 90 proc. eksponatów to darowizny od emigrantów, ich rodzin i spadkobierców. Przekazując listy, zdjęcia, pamiątki przesyłane do Polski z zagranicy liczą, że obiekty te zyskają drugie życie, wystawione na wystawie, a także możliwe do zobaczenia w internecie.

Polska diaspora rozproszona po wszystkich kontynentach na świecie ma okazję zapoznać się z naszymi zbiorami dzięki nowatorskiemu oprogramowaniu, z którego korzystamy.

Muzeum wdrożyło  oprogramowanie Collective Access, dzięki któremu na stronie muzeum można zobaczyć opis każdego wprowadzonego obiektu.

Ten projekt, gdy będzie ukończony, będzie czymś niesamowitym i rozpoznawalnym na całym świecie.

Dr Grzegorz Labuda, kierownik działu zbiorów w Muzeum Emigracji w Gdyni mówi o makiecie statku „Batory”, budowanej ze stali w skali 1:10. Jak mówi, będzie to największa makieta na świecie. Mierzy ona kilkanaście metrów długości, co oznacza, że mimo dobrze odwzorowanych wnętrz nie można do nich wejść. Makieta już częściowo powstała. Tyrakowski zdradza, że do jego ulubionych eksponatów zaliczają się pamiątki po podróżujących transatlantykami, wśród których jest nawet stół bilardowy z pokładu „Batorego”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Jabłonka: Sowieci uzyskali w pakcie Ribbentrop-Mołotow wszystko co chcieli

Co to znaczy, że Hitler był „lodołamaczem” Stalina i jak wyglądało podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow? Odpowiada Krzysztof Jabłonka, w 80 rocznicę tamtych wydarzeń.

Krzysztof Jabłonka mówi o podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow. Został podpisany 80 lat temu, 24 sierpnia o godz. 2 na Kremlu w Moskwie.

Sowieci uzyskali wszystko, co chcieli. Strona niemiecka była niezwykle ustępliwa. Linię demarkacyjną wyznaczyły sobie na rzece Wiśle. Praga warszawska miała znajdować się na terenie Związku Sowieckiego.

Jak mówi nasz redaktor, to wydarzenie otworzyło wrota Niemcom ku drugiej wojnie światowej. Przywołuje tezę Wiktora Suworowa wyrażoną w książce „Lodołamacz”, zgodnie z którą sowiecki dyktator liczył, że Hitler podbije Europę, którą Związek Sowiecki później z  jego rąk „wyzwoli”. Wspomina o teoriach, że naziści mieli być wspierani przez Sowietów w swej drodze do władzy m.in. przez tajne finansowanie.

Dyplomaci polscy o postanowieniach traktatu, w tym o tajnym załączniku dotyczącym podziału europy, dowiedzieli się od dyplomatów tureckich. Polacy w 1939 r. sądzili jednak, iż zapisy paktu nie zostaną zrealizowane. Współpracować ze sobą miały bowiem mocarstwa dotychczas ze względów ideologicznych programowo sobie wrogie. Z paradoksalności sytuacji zdawali sobie sprawę sami sygnatariusze paktu. Jak mówi Jabłonka, przybywającego do Moskwy Ribbentropa powitał Stalin słowami „aleśmy sobie powymyślali”. Już po podpisaniu paktu na przyjęciu toasty za Hitlera, Stalina i jak zauważa Jabłonka za Łazara Kaganowicza, z pochodzenia Żyda, którego zdrowie musiał wypić też Ribbentrop.

Jabłonka przypomina na koniec, jak mieszkańcy Litwy, Łotwy i Estonii uczcili pamięć o „jednym z najbardziej haniebnym traktatów w historii” w 50. rocznicę jego podpisania, 23 sierpnia 1989 r. Utworzyli oni Bałtycki łańcuch- złożony z ok. 2 mln osób żywy łańcuch ciągnący się od Tallina, aż do granicy polskiej.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.