Papis: Shoah, to jest coś zupełnie wyjątkowego, co stało się raz. Ludzie nie kupują tych bredni Putina [VIDEO]

Jarosław Papis o porównaniu uboju krów do Holocaustu, stosunku Izraela do Rosji i Polski oraz zwykłych Izraelczyków do słów Putina i o zaniedbaniach ze strony polskich mediów i polityków.

Ja nie chcę żadnych przeprosin. Wydała świadectwo o sobie, o swojej wrażliwości i wiedzy nt. Holocaustu.

Jarosław Papis na początku wywiadu w Radiu WNET komentuje twitterowy wpis Sylwii Spurek, która przedstawiła grafikę porównującą ubój krów do holocaustu. Papis krytykuje posłankę do Parlamentu Europejskiego. Stwierdza, że sam jest bardzo wrażliwy na punkcie uboju zwierząt i prawie nie jada mięsa. Jednak jak podkreśla, „nie ma żadnej płaszczyzny do porównywania uboju do Shoah”. Podkreśla, że:

Shoah, to jest coś zupełnie wyjątkowego, co stało się raz i nie można tego porównywać.

Następnie prezes fundacji Hatikva mówi o obchodach 75. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau w Jerozolimie. Podkreśla, że „pan prezydent nie ma się czym przejmować”. Wskazuje, że właściwe obchody są w Auschwitz w Oświęcimiu.

Myślę, że to nie gra Izraela. Myślę, że to w interesie Izraela.

Papis stwierdza, że obecnie w interesie Izraela jest zbliżenie się z Rosją. Ta ostatnia obok Stanów jest jednym z dwóch najważniejszych partnerów Tel-Awiwu.  Wynika to z zaangażowania Rosji na Bliskim Wschodzie, m. in. w Syrii. Dodaje, iż:

Polska nie będzie bliskim partnerem Izraela w najbliższym czasie.

Podkreśla, że obywatele Izraela są o wiele mądrzejsi aniżeli ichniejsi politycy, którzy, tak jak w Polsce i gdzie indziej, często odrywają się od rzeczywistości:

Ludzie nie kupują tych bredni Putina […] Rosja sowiecka ma wiele za uszami, ale Polacy są na tyle mądrzy i dumni, że nie muszą wchodzić w tę narrację prezydenta Rosji.

Krytykuje przy tym polskich polityków i dziennikarzy, że nie uczestniczyli na spektaklu w Izraelu dotyczącym Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W całym kraju odbywały się spektakle poświęcone Irenie Sendlerowej i innym polskim Sprawiedliwym, których zwieńczeniem był występ w Knesecie, gdzie na widowni poza politykami byli „wszyscy najważniejsi szefowie organizacji kombatanckich”. Jednak „nie było nikogo z Polski”.

Gdyby Francuzi zrobili taki spektakl o francuskich sprawiedliwych to Francja żyłaby tym kilka dni.

Polacy, zdaniem naszego gościa, mogą mieć pretensje do samych siebie, że zaniedbują takie okazje.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Album z fotografiami oprawiony w ludzką skórę. Muzeum Auschwitz ma nowy eksponat

Wykonany prawdopodobnie w niem. obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie obiekt jest drugim tego rodzaju w kolekcji Muzeum, co pozwala na ich analizę porównawczą.

Analiza porównawcza wykazała zawartość ludzkiej skóry oraz bardzo zbliżone ilości Poliamidu 6 i Poliamidu 6,6.

Tak stwierdziła Elżbieta Cajzer. Jak możemy przeczytać na stronie Muzeum, w Buchenwaldzie ludzka skóra była traktowana jako materiał do produkcji takich przedmiotów jak: portfele czy właśnie okładki książek. Wykorzystywanie tego materiału do produkcji przedmiotów można wiązać z małżeństwem Kochów, znanym jako oprawcy w obozie w Buchenwaldzie. Kierownik Zbiorów Muzeum Auschwitz mówiła także, że:

Zawartość polimerów wykorzystywanych do produkcji włókien syntetycznych jest o tyle istotna, że zostały one wynalezione dopiero w 1935 r. Informacja ta pozwala nam określić czas powstania okładki. Poliamidy w okresie II wojny światowej były nowością techniczną i dostęp do nich był ograniczony. Na terenie Rzeszy sztuczne włókna wykorzystywano do produkcji spadochronów.

Okładka według informacji pracowników muzeum należała do bawarskiej rodziny prowadzącej w czasie II wś. pensjonat w miejscowości uzdrowiskowej. Stanowiła ona zapewne prezent od jednego z członków załogi w Buchenwaldzie. Muzeum zabytek przekazał w darze Paweł Krzaczkowski.

A.P.

Rosyjski politolog o mordzie katyńskim: Stalin po prostu wypełniał obowiązki głównodowodzącego armią

W poniedziałek prezes Instytutu Bliskiego Wschodu Jewgienij Satanowski stwierdził w programie pierwszym rosyjskiej telewizji publicznej, że Stalin miał rację rozkazując rozstrzelać polskich oficerów.

Jewgienij Satanowski, cytowany przez portal dorzeczy.pl, stwierdził na antenie państwowej stacji Rossija 1:

Stalin po prostu wypełniał obowiązki głównodowodzącego armią – we wszystkim, co wydarzyło się w Katyniu i we wszystkim, co było związane z Powstaniem Warszawskim. […]  Żaden normalny dowódca wojskowy nie pozostawiłby na swoich tyłach grupy dobrze przygotowanych oficerów z wrogiej armii.

Na uwagę prowadzącego program, że „to okropne” odpowiedział, iż „to życie, to historia”. Tej ostatniej, jak podkreślił, nie tworzą ludzie z czystymi rękami:

Zgadza się, Stalin był tyranem i katem. Tak! A kto nim nie był?! Piłsudski?

Były prezes Rosyjskiego Kongresu Żydów oskarżył również Polaków o antysemityzm, stwierdzając, że nawet gdyby nie Niemcy, to Polacy wymordowaliby swoich żydowskich sąsiadów w Jedwabnem. Przeprowadzaną przez powojenny rząd Akcję Wisła nazwał rzezią na Ukraińcach.

Tłumaczyli, że to źli komuniści wysiedlili Łemków. Skoro polska demokracja jest tak wspaniała, to dlaczego nie pozwolili im wrócić?

Autor cytowanych słów nie wspomniał o tym, że część wysiedlonych wróciło na swe rodzinne ziemie jeszcze w latach 50.

A.P.

Płużański o odtajnionych przez Rosję źródłach: Trudno to brać na poważnie. To propagandowe chwyty, stek bzdur

Tadeusz Płużański o tym, co jest w odtajnionych przez Rosję materiałach i jak się do nich odnosi, obchodach 75. rocznicy zakończenia wojny i osądzeniu zbrodni komunistycznych.


Tadeusz Płużański krytykuje władze rosyjskiej za kłamstwa wypowiadane naszego państwa w czasie drugiej wojny światowej. Szczególnie podłe słowa Władimir Putin wypowiedział wobec Armii Krajowej. Wedle odtajnionych przez Ministerstwo Obrony Rosji AK miałoby w mordować Żydów i Ukraińców po przegranym powstaniu warszawskim:

Trudno to brać na poważnie […] To stek bzdur […] Strona polska będzie tam zawsze przedstawiana w złym świetle […] To ich punkt widzenia, ich wizja historii, która politycznie nastawiona jest przeciwko Polsce.

Nasz gość wskazuje, że relacja sowieckiego oficera towarzyszącego biorącej udział w powstaniu warszawskim Armii Ludowej nie jest rzeczą nową czy nieznaną. Wojskowy „pisał to, co musiał napisać”, gdyż „Armia Krajowa nie mogła występować jako siła pozytywna”. Płużański przypomina tekst Adama Michnika i Michała Cichego, „Czarne karty powstania” z 1994 r. w którym zawarte były podobne oskarżenia wobec powstańców. Jak mówi, to co Rosja ujawniła to „propagandowe chwyty, stek bzdur, ścinki z prasy sowieckiej, wewnętrzne okólniki”. Są to zatem, jak podkreśla, „wyprodukowane przez nich materiały”, a nie np. dokumenty polskie czy niemieckie, w których posiadaniu też zapewne są.

Putin szykuje się na maj i na sierpień.

Historyk zauważa, że zbliża się 75. rocznica zakończenia II wojny światowej, a prezydent Rosji „będzie chciał to propagandowo wykorzystać”. Przypomina, że nie dla wszystkich wojna skończyła się w maju, czy sierpniu 1945 r. Żołnierze wyklęci walczyli bowiem dalej. Huczne obchody rocznicowe służą zaś Rosji na „przykrywanie rzeczy wewnętrznych”.

Płużański mówi także w 31. rocznicy zabójstwa ks. Stefana Niedzielaka, kapelana Armii Krajowej i WiN-u. Materiały zabezpieczone podczas sekcji zwłok i ślady zabezpieczone na miejscu zbrodni zniknęły w niejasnych okolicznościach i do dziś nie wiadomo, kto dokonał zabójstwa. Nasz gość mówi o społecznej inicjatywie osądzenia zbrodni komunistycznych.

Wysłuchaj całej rozmowy  już teraz!

K.T./A.P.

Gadowski: Kilka źródeł podaje, że samolot w Iranie został strącony, bo byli w nim agenci amerykańscy – „Jesteśmy razem”

Gościem w audycji był Witold Gadowski, rozmawialiśmy o sytuacji na Bliskim Wschodzie, o tym czy warto przytulić Panią Olgę Tokarczuk oraz nowym filmie redaktora i projekcie „Dom Polski”.

Witold Gadowski wygrał w konkursie na najciekawszego gościa ostatniego półrocza audycji „Jesteśmy razem”, ogłoszonym przez Marka Kalbarczyka i Janusza Mirowskiego.

Wśród elity wojskowej państwa Bolesława Chrobrego byli Skandynawowie? Na to wskazują cztery pochówki z Pomorza

Chrobremu podatki pomagali ściągać wojownicy ze Skandynawii? Na to wskazują badania nad pochówkami z miejscowości Ciepłe na Pomorzu.

W centralnej części cmentarzyska znajdowały się cztery bardzo bogato wyposażone groby komorowe. Pochowano w nich mężczyzn, zapewne wojowników, o czym świadczy złożona wraz z nimi broń i elementy ekwipunku jeździeckiego.

Tak opisywał, w rozmowie z PAP, stanowisko w miejscowości Ciepłe (Pomorskie) dr Sławomir Wadyl z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku. Archeolodzy odkryli tam cmentarzysko użytkowane w czasach Bolesława Chrobrego. Na razie przebadanych grobów jest 60. W ramach badań nad nimi próbowano ustalić m.in. pochodzenie zmarłych. Jak powiedział badacz:

Okazało się, że wszyscy zmarli pochowani w centralnej części cmentarzyska pochodzili nie z ówczesnego Państwa Piastów, ale ze Skandynawii, najprawdopodobniej z Danii.

Wniosek taki pozwoliła analiza obecnych w grobach bogato zdobionych mieczy i włóczni, czy zestawów oporządzenia jeździeckiego i rzędu końskiego. Miecze i groty włócznie pochodziły według badaczy z warsztatów zachodnioeuropejskich bądź skandynawskich. Groby mają charakter komorowy, znany z terenów Skandynawii i Europy Wschodniej. Grupa grobów otoczona była przez palisadę lub ogrodzenie. Zdaniem dr Wadyla pamięć o tych pochówkach mogła trwać długo wśród lokalnej społeczności. Nie zniszczono ich bowiem, ani nie pochowano na ich miejscu innych zmarłych. Groby te są według archeologów najstarsze na cmentarzysku.

Pozostałe groby mają głównie charakter jamowy, kopane były one prosto w ziemi, bez drewnianej konstrukcji cechującej groby komorowe. Te ostatnie są rzadkim znaleziskiem na ziemiach polskich, a wśród naukowców trwa dyskusja na temat tego, kto był w nich chowany. Według jednej z interpretacji mamy do czynienia z przybyszami z północy. Za hipotezą tą przemawia znalezisko w Bodzi (pow. włocławski), gdzie w ziemskich kurhanie spoczywa dostojnik z czasów Mieszka I. Członek elity zbrojnej, jak pokazały badania izotopu strontu  w zębach zmarłego, urodził się nad Wisłą, ale znaczną część życia spędził w Skandynawii. Z tejże pochodzą prawdopodobnie obcokrajowcy pochowani w jego pobliżu.  Na stanowisku w Ciepłem pochowanych jest kilkanaście osób, które urodziły się lub spędziły dzieciństwo w Skandynawii, a na Pomorzu ostatnie lata swego życia. Zdaniem dr Wadyla:

Pochowani w centralnej części cmentarzyska reprezentowali ówczesne elity społeczne, o czym świadczy monumentalny charakter ich grobów i bogate wyposażenie. Należeli zapewne do grupy elitarnych jeźdźców, zapewne jednak ich rola nie ograniczała się tylko do funkcji wojowników.

Według naukowca trudnili się oni także poborem podatków od miejscowej ludności. Świadczyć o tym mają znalezione przy nich zestawy odważników i kamienie probiercze „służące do badania jakości metali szlachetnych jednocześnie świadczące o dostępie do tych metali oraz udziale w wymianie handlowej”.

A.P.

Witt: Cohn-Bendit przechwalał się stosunkami z dziećmi. Zbrodnię pedofilii odkryto, kiedy trzeba było uderzyć w Kościół

Piotr Witt o pedofilskich aferach we Francji i poglądu na pedofilie w tym kraju między 60. a 90. latami oraz o prasie w Polsce i Francji i o desinteressement polskiego rządu wobec szkalowania Polski.

Piotr Witt o dyskusji jaka rozpętała się we Francji po publikacji książki „Le consentement” Vanessy Springory. Tytuł odnosi się procedury sądowej, w czasie której ustala się czy stosunek seksualny miał miejsce za obopólną zgodą (consentement) czy bez niej. Za zgodą obu stron odbywać się miały stosunki wówczas 14-letniej autorki z 50-letnim ówcześnie francuskim pisarzem Gabrielem Matznerem. Springora dopiero po latach opisała ona długotrwałe okresy depresji i myśli samobójcze jakie ją od tamtego czasu dręczyły. Matzner zaś napisał książkę „Mniej niż 16”, w której „relacjonował swoje przeżycia erotyczne z dziećmi”, m.in. z 10-letnimi chłopcami w Tajlandii. Jak podkreśla korespondent, Francuz „nigdy nie został skazany”, ani nawet powszechnie potępiony za swoje czyny. Co więcej w tym czasie trwała kampania na rzecz depenalizacji stosunków seksualnych dorosłych z nieletnimi.

Daniel Cohn-Bendit przechwalał się swoimi stosunkami z dziećmi. […] Kto by się ośmielił krytykować go za pedofilię bez narażenia się samemu na zarzut antysemityzmu?

Tolerancja wobec pedofilii trwała nad Sekwaną do końca lat 80., by w 90. zostać potępioną. Wiązało się to z atakiem na grupę zawodową, w której według statystyk, był najmniejszy odsetek pedofilów (mniej niż 1 %), tj. na duchowieństwo.

Wówczas trzeba było uderzyć w Kościół katolicki, odkryto więc zbrodnię pedofilii.

Nasz korespondent we Francji, który obecnie przebywa w Warszawie, mówi o polskiej prasie:

Panuje tutaj niesłychana różnorodność, mnogość opinii. Od poglądów najbardziej konserwatywnych do najbardziej lewackich.Wszystkie opinie są reprezentowane. To dla człowieka, którzy przyjechał z Francji duży szok.

Nad Sekwaną bowiem tytuły prasowe w większości wyrażają lewicowo-liberalne poglądy. Witt uważa, że tolerancja rządu wobec lewicowych artystów, historyków i dziennikarzy posuwa się za daleko. Nasz korespondent boleje nad tą indolencją Prawa i Sprawiedliwości:

Tolerancja polskiego rządu przypomina czasem brak zainteresowania […] Nie zrobiono nic żeby ukrócić te kłamstwa na temat polskiego antysemityzmu.

Podkreśla, że PAN w Paryżu opluwa Polskę dodając, że to nie jest tak, że „psy szczekają, a karawan jedzie dalej”.

Karawan nie jedzie dalej, tylko w końcu wybucha […] Trzeba jakąś politykę kulturalną, historyczną prowadzić. Tego mi brak w polskich mediach, w polskim zarządzaniu kulturą.

Piotr Witt przypomina historię swojego ojca, który w 1939 r. „przyjął depeszę od grupy Le Comte’a zdającą sprawę ze wszystkich tajnych klauzul paktu Ribbentrop-Mołotow”. Podkreśla, że depesza ta przyszła „depesza ta przyszła do Sztabu Generalnego wieczorem o godz. 20.30 24 sierpnia”, a więc szybko po jego podpisaniu, co wskazuje na sprawność polskiego wywiadu.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T/A.P.

Matynia o Scrutonie: Nie bał się mówić co myśli. Tłumaczył współczesnym konserwatystom, czym jest konserwatyzm

Tomasz Matynia o zmarłym niedawno brytyjskim filozofie, jego myśli, pasjach i słabościach oraz związkach z Polską.

Tomasz Matynia przedstawia sylwetkę śp. Rogera Scrutona, filozofa, który był teoretykiem myśli konserwatywnej:

Był to nietuzinkowy, bardzo konsekwentny, odważny człowiek. Nie bał się mówić co myśli. Na każdym spotkaniu biła z niego pewność siebie.

Związki Brytyjczyka z naszym krajem datują się na 1988 r., kiedy podczas pobytu w Polsce założył Jagiellonian Trust. Fundacja miała wspierać narody europejskie z wyzwalania się z oków komunizmu. Dyrektor Centrum Informacyjnego Rządu stwierdza, że:

Jest wielka teza konserwatystów zachodnich, że wielkich konserwatystów konstytuują wielkie bunty. Roger Scruton widząc rok 1968 stał się konserwatystą na wskroś. Tłumaczył współczesnym konserwatystom, czym jest konserwatyzm, tworzył pojęcia.

Brytyjczyk odnosił się do wrogości wobec Kościoła w Polsce środowisk LGBT. Matynia zauważa, że konserwatyzm jest nie tyle ideologią, co pewną postawą, co najlepiej pokazywał sam Scruton. O tym ostatnim mówi, że palił papierosy, który to nałóg „podkreślał, że był człowiekiem”. [Można dodać, że filozof pisał także artykuły krytyczne wobec odgórnych regulacji dot. palenia papierosów, pobierając przy tym pieniądze od firmy Japan Tobacco International- przyp. red.] Scruton uwielbiał poza tym estetykę przestrzenną, muzykę oraz angielską wieś. Podobała mu się także wieś Polska, która przelotnie miał okazję zobaczyć.

Organizator inicjatywy „Polska. Wielki Projekt” wspomina edycję, w której wziął udział brytyjski pisarz. Scruton nie spodziewał, że zostanie na nim wykonana przez polskich artystów jedna z napisanych przez niego kompozycji. Jak mówi Matynia, kiedy Scruton odbierał nagrodę od prezydenta Andrzeja Dudy był uhonorowany, ale kiedy słuchał napisanej przez siebie muzyki był wzruszony.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Rzymkowski o zaproszeniu Komisji Weneckiej przez marszałka Senatu: Jest to przekroczenie uprawnień

Tomasz Rzymkowski o różnicy między Polską a Niemcami pod względem rozliczeniu sędzió, uprawnieniach marszałka Senatu i ich przekroczeniu, potrzebie Izby Dyscyplinarnej i Komisji Weneckiej.

Tomasz Rzymkowski stwierdza, że marszałek Senatu Tomasz Grodzki nie miał prawa zapraszać Komisji Weneckiej do Polski:

Jest to działanie już na niwie międzynarodowej […] Jest to przekroczenie uprawnień.

Podkreśla, że do wezwania Komisji prawo mają prezydent, rząd lub MSZ, a nie marszałek Senatu. Co więcej ustawa ws. której KW przybyła do Polski nie jest nawet uchwalona. Z tego powodu wizyta Komisji w tym momencie przynosi naszemu gościowi na myśl czasy saskie, kiedy to zagraniczne ośrodki miały wpływ na proces legislacyjny w Polsce. Tymczasem, jak podkreśla:

Naród za pośrednictwem parlamentu wyraża swoją wolę i nie jest w tym w niczym skrępowany.

Następnie Rzymkowski ocenia sobotnie warszawskie wydarzenie, czyli ,,Marsz tysiąca tóg’’. PiS pomimo licznego protestu nie zamierzają przerwać reformy wymiaru sprawiedliwości.

Będę bronił jak niepodległości Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.

Poseł PiS podkreśla, że Izba jest koniecznym elementem oczyszczenia środowiska sędziowskiego i tym, co potrzebne jest uczciwym jego przedstawicielom. Przypomina, że po ponownym zjednoczeniu Niemiec 30% enerdowskich sędziów zostało odwołanych ze stanowisk przez władze federalne.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Narodowy ruch ukraiński w XIX w. Jakiw Hołowacki – przykład działacza ukraińskiego, który całkowicie zaprzedał się Rosji

Hołowacki doszedł do wniosku, iż współpraca polsko-ukraińska nie jest możliwa: „Z Polakami nie da się żyć. Nie da się znaleźć z nimi modus vivendi. Ten gordyjski węzeł przetnie chyba rosyjski miecz!”.

Stanisław Florian

Od 1871 r. w Austriacy w rządzie centralnym powoływali ministra do spraw Galicji, którym najczęściej był Polak. W zamian koło polskie w Reichsracie stało wiernie po stronie Habsburgów. W ten sposób małymi krokami, poczynając od Sejmu Krajowego, ukształtowała się tzw. autonomia galicyjska, preferująca pod rządami austriackimi Polaków. Na tym tle należy oceniać przemiany, jakie następowały w ukraińskim ruchu narodowym.

Równolegle do rozwoju ruchu narodowego Rusinów w Galicji następował w zaborze austriackim, za pośrednictwem idei rusofilskich i panslawistycznych, wzrost nastrojów moskalofilskich w kręgach duchownych greckokatolickich.

Pierwotna ostoja narodowych tendencji ukraińskich – tzw. starocerkiewni duchowni greckokatoliccy, którzy w końcu XVIII i do połowy XIX w. pozostawali w sojuszu z austriackimi władzami zaborczymi ze względu na język liturgii, obrządek i wspólną przeszłość oraz konkurencję z Kościołem rzymskokatolickim – przechodzili na pozycje antyukraińskie. Znaczną rolę odgrywało w tym ich niskie uposażenie, przez co część z nich szukała wsparcia finansowego w Rosji. W rezultacie rusofile mieli we Lwowie swoje instytucje oraz czasopisma, jak choćby bardzo popularne w latach 1861–1887 „Słowo”.

Przykładem księdza greckokatolickiego, działacza ukraińskiego, który całkowicie zaprzedał się Rosji, był Jakiw Hołowacki, jeden z założycieli Ruskiej Trojcy. Po utworzeniu na Uniwersytecie Lwowskim Katedry Języka i Literatury Ruskiej rusińscy działacze narodowi w 1848 r. zgłosili go jako kandydata do kierowania nią, władze austriackie potwierdziły tę nominację, a dekretem cesarskim nadano Hołowackiemu tytuł profesorski. W początkach swojej pracy naukowej historię literatury ruskiej (którą nazywał też południowo-ruską) uznawał on za całkowicie odrębną od literatury rosyjskiej i białoruskiej, choć było to stanowisko w ówczesnym słowianoznawstwie zdecydowanie mniejszościowe. W ten sposób chciał się wykazać lojalnością wobec władz austriackich, a zwłaszcza podkreślić rolę cesarza Józefa II w procesach emancypacji Rusinów na terenie Galicji. W 1849 r. opracował nawet Gramatykę języka ruskiego, dla której źródłem były teksty pisarzy ukraińskich. Zawarł w niej również prognozy dotyczące dalszego rozwoju literatury ruskiej, niezależnego od piśmiennictwa innych narodów wschodniosłowiańskich.

W kilku następnych latach Hołowacki diametralnie zmienił poglądy w kwestii świadomości narodowej Rusinów oraz ich języka literackiego.

„Rozwijając pogląd, iż język ludowy nie wystarczy dla powstania języka literackiego, doszedł do wniosku, że słownictwo popularne musi zostać uzupełnione o terminy wywodzące się z języka cerkiewnosłowiańskiego”, który określał jako „język miłości pobratymczej” Słowian oraz „przedwieczną krynicę”. W oparciu o język cerkiewno-słowiański miał zamiar stworzyć uniwersalny język ruski, wspólny dla Galicji i Ukrainy pod panowaniem rosyjskim. (…) Już w 1851 r. w wykładach i publikacjach posługiwał się wytworzonym przez siebie wariantem języka, który w miarę upływu lat ewoluował w kierunku ówczesnego rosyjskiego. Następnie Hołowacki doszedł do wniosku, iż wszystkie narody wschodniosłowiańskie posługują się wspólnym językiem ruskim.

O ile studenci wykłady Hołowackiego uważali za suche i nieciekawe, jego praca naukowa spotykała się z uznaniem profesorów Uniwersytetu Lwowskiego. W 1858 r. został wybrany na dziekana wydziału, a w roku akademickim 1863/1864 był rektorem Uniwersytetu i wszedł do Sejmu Krajowego z listy wirylistów. Po wzroście znaczenia stronnictwa moskalofilskiego w latach 50. i 60. XIX wieku stał się jedną z jego pierwszoplanowych postaci. (…) W 1855 r. zainicjował wydawanie pisma „Siemiejnaja Bibliotieka” w języku „czysto russkim”, opracowanym przez siebie, niemal identycznym z rosyjskim

Ogłosił tam, iż języki ukraiński (ruski) i rosyjski są na tyle podobne, że powinny zostać zunifikowane, co miało dotyczyć także literatur narodowych.

Pogląd ten został odrzucony przez galicyjski ruch ukraiński, a pismo zbankrutowało, zebrawszy jedynie 35 prenumeratorów.

Od tego roku władze austriackie traktowały Hołowackiego jako osobę niepewną. Wykorzystał to namiestnik Galicji hr. Agenor Gołuchowski, który zwrócił uwagę ministra oświecenia hr. Leopolda Thuna, na fakt, że Hołowacki jednoznacznie opowiadał się za wprowadzaniem do języka Ukraińców galicyjskich wyrażeń i słów rosyjskich, co miało doprowadzić do zupełnej unifikacji języków. (…) Gołuchowski uznał go wówczas „za wichrzyciela i zażądał od niego skryptów wykładów. Po ich analizie ekspert rządu ds. piśmiennictwa ruskiego stwierdził, iż Hołowacki dąży do zlania się języka ruskiego (ukraińskiego) z rosyjskim. W dalszych kontaktach z ministrem oświecenia namiestnik Galicji pisał już o moskalofilstwie jako zjawisku niebezpiecznym, „żywiole separatystycznym grawitującym ku Rosji”; sugerował odebranie Hołowackiemu kierownictwa katedry uniwersyteckiej.

Minister wydał reskrypt ponownie upominający duchownego oraz zezwolił Gołuchowskiemu na wyznaczenie nowego kandydata na kierownika katedry. Namiestnik powołał wówczas specjalną komisję, która miała przedyskutować sytuację w społeczności ukraińskiej Galicji oraz wskazać sposoby walki z moskalofilstwem. Ks. Hołowacki został jednym z członków komisji, zaś do ministra skierował deklarację, iż zgodnie z jego życzeniami zmieni przekazywane na wykładach treści. W 1859 r. A. Gołuchowski odszedł z urzędu namiestnika Galicji, zaś Hołowacki pozostał na katedrze uniwersyteckiej. Jego silna pozycja wynikała z prestiżu, jaki zdobył w środowisku naukowym, oraz wsparcia Kościoła greckokatolickiego, w którym był postacią wpływową. Mógł promować duchownych podzielających jego poglądy polityczne i kulturalne; zarzucano mu nawet, iż utrudniał działalność i awans w hierarchii tym, którzy reprezentowali stanowisko odmienne. W greckokatolickim seminarium we Lwowie popularyzował poglądy moskalofilskie oraz sympatie dla prawosławia.

Moskalofilska postawa Hołowackiego stała się znana również wśród słowianofilów rosyjskich. „Zaczął od nich otrzymywać środki finansowe do podziału między innych rusofilów, by wspierać ich aktywność.

(…) Od roku 1866 działalność Hołowackiego była otwarcie prorosyjska i „daleko wykraczała poza lingwistyczne i kulturoznawcze badania naukowe”.

Gdy w tymże roku Agenor Gołuchowski po raz drugi został namiestnikiem Galicji, ponownie wystąpił przeciwko moskalofilom i udał się do ministerstwa oświecenia w Wiedniu, by uzyskać usunięcie Hołowackiego z Uniwersytetu Lwowskiego. Premier Richard Belcredi nieoczekiwanie sprzeciwił się temu, przypuszczalnie wskutek interwencji ambasadora rosyjskiego w Wiedniu. Jednak „Gołuchowski nakazał przeprowadzenie w domu Hołowackiego dwóch rewizji, w wyniku których zarekwirowano ok. 60 listów, w tym pismo warszawskiego kuratora oświaty w sprawie wyjazdów absolwentów Uniwersytetu Lwowskiego do Rosji (…). Hołowacki protestował przeciwko działaniom policji, twierdząc, iż wyjeżdżający z Austrii nie są przez niego nakłaniani do tej decyzji, a kraj opuszczają legalnie”. Protest wystosował również senat uczelni, jednak Gołuchowski wstrzymał go, a następnie nakazał władzom uniwersytetu przeprowadzenie postępowania dyscyplinarnego. Uzyskał także od premiera Belcrediego potwierdzenie decyzji o tymczasowym zawieszeniu Hołowackiego w prawach profesora.

Postępowanie dyscyplinarne na Uniwersytecie Lwowskim zakończyło się przyznaniem racji Hołowackiemu. „W czasie przesłuchania przed (…) komisją duchowny oskarżył (…) tłumacza zarekwirowanych mu dokumentów o świadome sfałszowanie ich przekładu na niemiecki tak, by stworzyć wrażenie agitacji prorosyjskiej. Zwracając się do Niemców zasiadających w komisji (stanowiących w niej większość) argumentował, iż jeśli uniemożliwi się pracę jego katedry, cały uniwersytet zostanie opanowany przez Polaków”. W tym okresie życia Hołowacki doszedł do wniosku, iż jakakolwiek współpraca polsko-ukraińska nie jest możliwa i zapisał prorocze słowa: „Z Polakami nie da się natomiast żyć. Dotąd prowadzono z Polakami zawziętą walkę, nie da się znaleźć z nimi modus vivendi. Ten gordyjski węzeł przetnie chyba rosyjski miecz!”.

„W roku 1867 jako reprezentant Rusi Czerwonej Hołowacki udał się do Rosji na wystawę etnograficzną, na którą gromadził eksponaty przedstawiające życie Rusinów galicyjskich. Został przyjęty z wielkim szacunkiem, przedstawiany jako męczennik za sprawę jedności wszystkich narodów wschodniosłowiańskich”.

11 maja uczestniczył w Świętej Liturgii w soborze św. Izaaka w Petersburgu. Rozmawiał z metropolitą petersburskim Izydorem, a 14 maja spotkał się z samym carem Aleksandrem II. Wiedział, że jest obserwowany przez agentów austriackich, ale wygłosił kilka przemówień, „których myślą przewodnią była jedność ziem dawnej Rusi Halickiej i Rosji. Zapewniał, iż ludność Galicji pragnie zjednoczenia z Imperium Rosyjskim”. Po powrocie do Galicji został ponownie oskarżony przez prasę o nielojalność wobec władz austriackich. Pojawiły się też pogłoski, że już otrzymał propozycję pracy na uniwersytecie w Petersburgu lub Odessie. W takiej atmosferze Hołowacki przeniósł się z rodziną ze Lwowa w góry pod Kołomyją. „Podjął ostateczną decyzję o emigracji do Rosji. Był przy tym przekonany, iż aneksja Galicji do tego kraju jest sprawą przesądzoną i nastąpi najpóźniej w ciągu dekady”.

W Wilnie 31 lipca 1868 r. cała rodzina Hołowackich złożyła „w cerkwi św. Mikołaja przysięgę na obywatelstwo rosyjskie”, a po zrzeczeniu się przez Hołowackiego święceń kapłańskich, „7 września w Soborze Zaśnięcia Matki Bożej Hołowaccy dokonali przed ks. Joannem Borzakowskim zmiany wyznania na prawosławne”.

W Rosji Hołowacki „utrzymywał kontakt korespondencyjny z moskalofilską prasą ukraińską w Galicji. Z czasem stał się nie tylko zwolennikiem unifikacji języka ukraińskiego i rosyjskiego, ale i uczynienia tego ostatniego wspólnym językiem wszystkich Słowian”. W 1878 r. „wydał w Moskwie trzy tomy zebranych w młodości utworów zatytułowany Pieśni ludowe Rusi Halickiej i Węgierskie. Otrzymał za tę pracę złoty pierścień z rubinami i brylantami oraz Nagrodę Uwarowowską z gratyfikacją 500 rubli. Władze carskie nadały mu również ordery św. Stanisława I stopnia i św. Anny I stopnia.

Zmarł 13 maja 1888 r. w Wilnie i został pochowany na miejscowym cmentarzu prawosławnym. W jego pogrzebie udział wzięli wszyscy najważniejsi przedstawiciele rosyjskiej elity miasta, w tym generał-gubernator wileński Iwan Kochanow. Obecna była również delegacja [moskalofilów – S. O.] z Galicji, która złożyła na grobie wieniec z napisem „Swemu Łomonosowowi od Rusi Czerwonej”. Tak zakończyła się droga życiowa jednego z twórców Ruskiej Trojcy, która zapoczątkowała formowanie się nowoczesnego narodu ukraińskiego…

Całe opracowanie Stanisława Orła pt. „Ukraiński ruch narodowy po powstaniu styczniowym” znajduje się na ss. 10–11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 16 stycznia 2020 roku!

Opracowanie Stanisława Orła pt. „Ukraiński ruch narodowy po powstaniu styczniowym” na ss. 10–11 grudniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 66/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego