Przełomiec: Rosjanom chodzi cały czas o maksymalne pokłócenie Polaków. Wrak jest elementem ich gry

Maria Przełomiec o reakcji zwykłych Rosjan na katastrofę smoleńską, polityce Rosjan wokół tej ostatniej, śledztwie w tej sprawie i zamachu.

Czekają na taki moment, aż zwrócenie samolotu wzbudzi w Polsce spory.

Maria Przełomiec zgadza się ze swoimi słowami sprzed dekady, że emisja po katastrofie smoleńskiej filmu Katyń na dwóch kanałach rosyjskiej telewizji, to był ważny moment. Fantastyczna była, jak mówi, ówczesna reakcja zwykłych Rosjan. Masowo słali oni kondolencje za pośrednictwem gazety RIA Novosti.

Ta sama RIA Novosti opublikowała w marcu artykuł przekonujący, że Katyń to dzieło Niemców.

Dziennikarka zwraca uwagę na rozdzielenie wizyt premiera i prezydenta. Podkreśla, że Rosjanom chodziło i nadal „chodzi o maksymalne pokłócenie ze sobą Polaków”.

Wtedy na lotnisku w Smoleńsku były rozmieszczone wszystkie bardzo nowoczesne naprowadzające urządzenia, które natychmiast po wizycie obu premierów zostały zabrane z lotniska, co było jedną z przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Zaznacza, że postępowanie premiera Donalda Tuska po 10 kwietnia to „coś bezprecedensowego w historii katastrof lotniczych”. Oddał on bowiem śledztwo Federacji Rosyjskiej. Tymczasem przewodniczący Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji

[Władimir] Żyrinowski mówił, że to jest wina rosyjska i powinni zostać za nią ukarani ci, którzy są za to odpowiedzialni

Wieloletnia korespondentka Sekcji Polskiej BBC odnosi się do dzisiejszej noty dyplomatycznej polskiego MSZ, żądającej wydania wraku Tupolewa. Wskazuje, że po katastrofie rosyjscy robotnicy dodatkowo zdemolowali samolot wybijając w nich okna, a następnie maszynę umyto. Nie przedstawia już żadnej wartości śledczej, więc Rosjanie nie mogą się zasłaniać tym, że prowadzą dalej śledztwo. Przypomina, iż

Takich wniosków polskiego MZS było kilka już, jeśli nie kilkanaście.

Maria Przełomiec dziesięć lat temu sądziła, że był to zwykły wypadek. Teraz przypuszcza, że ktoś mógł celowo przyczynić się do wydarzenia.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Płużański: W Moskwie jest klucz do zbrodni na Polakach. To kłamstwo katyńskie w dużej mierze trwa

Tadeusz Płużański o braku pełnej wiedzy polskiej strony o zbrodni katyńskiej: zamkniętych rosyjskich archiwach i „białoruskiej liście katyńskiej” oraz o mijaniu się z prawdą prezydenta Putina.

Polska strona wciąż nie ma pełnej wiedzy dotyczącej zbrodni katyńskiej.

Tadeusz Płużański wskazuje, że wciąż nie wiemy wszystkiego na temat sowieckiego mordu na polskich jeńcach wojennych wiosną 1940 r. Nie mamy pełnej dokumentacji. Powodem tego jest polityka Rosji, a szczególnie kierowanej przez Władimira Putina:

W Moskwie jest klucz do zbrodni na Polakach.

Rosyjskie archiwa otworzył dla badaczy Borys Jelcyn, jednak dostęp do nich ograniczył jego następca. Ten pierwszy „przepraszał za zbrodnię katyńską” natomiast „prezydent Putin postępuje zupełnie inaczej”. Problemem jest także tzw. białoruska lista katyńska. Chodzi o jeńców pochowanych w Kuropatach pod Mińskiem i/lub w innych miejscach ówczesnej Białoruskiej SRR. Jest to najmniej zbadana część tej zbrodni.

Historyk mówi o powodach zamordowania polskich jeńców przez Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich:

Motywacje są jasne. Niektórzy powiedzą, że jest to zemsta za bitwę pod Warszawą w 1920 r. Jest to jedna z ważniejszych interpretacji.

Stwierdza, że „10 marca 1940 r., najwyższe władze sowieckie rozkazały wymordować polskich jeńców”, uznając, że są to „zawzięci wrogowie władzy sowieckiej”. Podkreśla, że do dzisiaj żyjący jeszcze sprawcy tej zbrodni nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Zauważa, że

To kłamstwo katyńskie w dużej mierze trwa.

Przykładem tego są jego zdaniem słowa Władimira Putina, który neguje prawdziwy charakter paktu Ribbentrop-Mołotow i podważa fakt agresji Związku Sowieckiego na Polskę 17 września 1939 r.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Andrzej Duda: Pan Prezydent i Pani Prezydentowa byli ludźmi ciepłymi. Archiwalna rozmowa z 14.10.2010 r.

Przypominamy rozmowę sprzed 10 lat, w której Andrzej Duda mówi o sprowadzeniu do kraju ciała Marii Kaczyńskiej, miłości pary prezydenckiej i familiarnej atmosferze w Kancelarii Prezydenta RP.

Miałem bardzo określone zadanie do wykonania. Polegała ona na tym, by pani Prezydentowa Maria Kaczyńska wróciła do Polski, aby mogła spocząć obok swojego męża.

Ówczesny urzędnik w Kancelarii Prezydenta RP podkreślał, iż„to był ogromny zaszczyt”, że został „wydelegowany tutaj z kancelarii jako osoba, która towarzyszyła Bożenie Borys-Szopie”. [podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta od 21 IX 2009 do 6 VII 2010 r.- przyp. red.] Stwierdził, że cel jego misji określić by też można, jako to, by „żeby mąż odzyskał swoją ukochaną żoną”.

Mieliśmy świadomość ich ogromnej miłości, bardzo naturalnej, jaką obserwuje się w naprawdę dobrych małżeństwach.

Zaznaczył, że było to dla niego „wielkie przeżycie osobiste”. Para prezydencka pozostawała ze sobą w bardzo bliskich relacjach, co widać było widać było w takich gestach jak łapanie się za ręce w publicznych okazjach czy przytulanie się w gronie współpracowników. Tych ostatnich para prezydencka nie trzymała na dystans, lecz traktowała raczej jak członków rodziny:

Pan Prezydent i pani Prezydentowa nie stwarzali dystansu między sobą a swoimi współpracownikami. […] Mówiło się Leszku. […] Jak mogę do głowy państwa powiedzieć „Leszku”? […] Miało się poczucie przyjęcia do rodziny.

Andrzej Duda przyznał, że z początku trudno mu było zwracać się po imieniu do Prezydenta RP i osoby w wieku własnych rodziców, jednak z czasem stało się to naturalne.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Magdalena Merta: Tomek by bardzo chciał, by wspominanie Smoleńska wpisać we wspominanie o Katyniu

Magdalena Merta o potrzebie prawdy o tragedii smoleńskiej, upamiętnieniu jej ofiar, latach kłamstw i drwin oraz o szlachetności niektórych ludzi.

Państwo jest sojusznikiem rodzin i swoich obywateli.

Magdalena Merta mówi, iż ważniejsza niż sprawiedliwość jest prawda wobec tragedii smoleńskiej. Oznajmia, że jest dobry klimat polityczny, aby dowiedzieć się o tej prawdzie. Powodem tego jest obecny rząd, który określa jako odpowiedzialny i solidaryzujący się ze społeczeństwem. Przeżywanie dla niej tragedii było bardzo rozciągnięte w czasie:

To były lata matactwa, kłamstw, drwiny i szyderstwa […] Czas nie leczy ran. On zmusza nas do powrotu do powszedniego życia […] Ból zawsze z nami pozostanie.

Wdowa po zmarłym w Smoleńsku Tomaszu Mercie, podsekretarzu stanu w Ministerstwie Kultury mówi o ludziach, którzy „co miesiąc przyjeżdżają na msze smoleńskie”, podkreślając, że są to ludzie „szlachetni i wspaniali”. Na pytanie, jak powinniśmy upamiętniać wydarzenie sprzed dekady mówi:

Sam Tomek by bardzo chciał, by wspominanie Smoleńska wpisać we wspominanie o Katyniu. Też chciałabym, byśmy z całą mocą przypominali, po co oni tam lecieli.

Magdalena Merta zauważa, że w 2010 r. lecący na obchody w Katyniu zginęli niespełna tydzień po Wielkanocy. Mówi o Stowarzyszeniu Rodzin Katyń 2010.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Dłużewska: Ile będziemy chodzić na paluszkach wokół Smoleńska? Nie mogę się odczepić od tych, którzy zginęli

Maria Dłużewska o kłamstwach wokół katastrofy smoleńskiej, raporcie Macierewicza, pamięci o ofiarach katastrofy i poezji Zbigniewa Herberta.

Nie mogę się odczepić od tych, którzy zginęli w katastrofie.

Maria Dłużewska mówi, że bolą ją kłamstwa wokół katastrofy smoleńskiej. Jest pesymistyczna wobec raportu komisji Antoniego Macierewicza. Nie sądzi, że on coś zmieni. Mówi, że przypominają się jej wiersze Zbigniewa Herberta, który pisał:

Nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych, których zdradzono o świcie.

Zwraca uwagę na pogardę, z jaką od dekady spotykają się ludzie chcący wyjaśnić tragedię smoleńską i upominający się o pamięć tych, którzy w niej zginęli. Przytacza tutaj inne słowa poety, z Przesłania Pana Cogito:

Niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda.

Dziennikarka wspomina ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, Annę Walentynowicz i Stefana Melaka. Zwraca uwagę na „krzyż”, jaki niosą od 10 lat rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej.

Ile będziemy chodzić na paluszkach wokół Smoleńska?

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

X. rocznica Tragedii Smoleńskiej – wspomnienie Smoleńskiej Żałoby w Irlandii: Nikt nie wstydził się łez

Prezydent Irlandii niczym siostra uściskała pogrążonego w żalu ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej dra Tadeusza Szumowskiego. Trwali tak bez słów, bez zbędnych gestów, dłuższą chwilę.

Dzień 10 kwietnia 2010 roku stał się jedną z najważniejszych dat w historii najnowszej naszego kraju. Tego dnia, w mglisty poranek, w drodze na uroczystości upamiętniające LXX Rocznicę Zbrodni Katyńskiej, zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński, Jego Małżonka Maria Kaczyńska oraz 94 członków polskiej delegacji i załogi samolotu Tu-154.

Od pierwszych chwil Polacy w Irlandii i Wielkiej Brytanii zostali duchowo zakuci w kajdany żałoby. Przez te kilka dni, tak jak po śmierci Jana Pawła II, byliśmy rodziną, wspólnotą, monolitem.

 

Mała dziewczynka zostawia zapaloną lampkę przy Polskim Konsulacie, przy 4-8 Eden Quay. Dublin, 10 kwietnia 2010. Fot. Tomasz Szustek

 

                                                                                  Dublin

Tragiczne wieści, które nadeszły ze Smoleńska rankiem 10 kwietnia 2010 roku, poruszyły wszystkich Polaków w Irlandii i na Wyspach Brytyjskich. Niespełna trzy godziny po tragedii pamięć ofiar katastrofy Tu-154 uczciły dzieci i młodzież Polskiej Szkoły SEN przy Navan Road. Podczas apelu odczytano listę Ofiar. Modlono się za Ich dusze. Dyrektor szkoły Tomasz Bastkowski zakończył apel słowami:

– Śmierć tylu wspaniałych patriotów jest dla nas wielkim bólem, ale i wyzwaniem. Żeby pięknie i mądrze żyć, żeby śpieszyć się kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą. Uczyć się być dobrym Polakiem, by przynieść zaszczyt mojej ojczyźnie. Cześć i wieczna chwała wszystkim tragicznie zmarłym! Lećcie z aniołami przed oblicze Boga. Polscy żołnierze z Katynia czekają na Was w domu Naszego Ojca.

Wiązanki kwiatów, znicze, świeczki i pozostawione kartki z kondolencjami przy murze okalającym siedzibę Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Dublinie, przy Ailesbury Road. Fot. Tomasz Szustek

 

Od godziny 9:00 czasu irlandzkiego pod budynkiem konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej, w samym centrum Dublina, przy moście O’Connella, Polacy i Irlandczycy zaczęli składać kwiaty i zapalać znicze.

Nie do opisania smutek i przejmujący żal malowały się na twarzach osób, które porzuciły swoje sobotnie zajęcia i przyszły się pomodlić za dusze tragicznie zmarłych. Oddając im cichy hołd, wiele osób płakało. Łez nie wstydzili się twardzi mężczyźni.

 

Jedna z setek polskich rodzin, która składa kwiaty przy Ambasadzie Rzeczypospolitej Polskiej w Dublinie, przy Ailesbury Road. Sobota, wczesne popołudnie, 10 kwietnia 2010. Fot. Tomasz Szustek

W tym samym czasie wokół bramy prowadzącej do siedziby Ambasady Rzeczypospolitej w Dublinie przy Ailesbury Road pojawiają się pierwsi przechodnie. Polacy, Irlandczycy, Czesi, Włosi i Niemcy. Ballsbridge to zakątek stolicy Irlandii, gdzie znajdują się ambasady większości krajów.

Kwiatów jest coraz więcej. Królują tulipany, lilie i róże. Przybywa także płonących zniczy, świec i lampek żałobnych.

W powietrzu czuć słodko-mdławy zapach stopionego wosku. Wszyscy skupieni, zasłuchani w rytm serc, jakby nieobecni.

 

                                                   Setki osób przy murze Polskiej Ambasady

 

Nie ma tłumów. Ale ciągle ktoś zatrzymuje się, ktoś inny klęczy i modli się. Pojawiły się wśród potoków kwiatów fotografie uśmiechniętej, szczęśliwej Pary Prezydenckiej. Mijają godziny w wciąż nowi wędrowcy-żałobnicy pojawiają się pod murem polskiej ambasady. Obrazki, które mnie rozczulają i wzruszają, to widok rodziców z małymi dziećmi. Także w wózkach. Co kilka chwil podjeżdżają kolejne auta. Ich pasażerowie wychodzą, klękają i modlą się. Łzy w oczach. Rośnie żałobny szaniec z kwiatów i wieńców. Irlandczycy, gospodarze tej ziemi, także łączą się z Polonią w tragicznych chwilach. Składają kwiaty i przekazują szczere kondolencje. Często bez słów. Uścisk dłoni. Krótkie przytulenie. Są z nami. Na dobre i złe.

Pojawiły się wśród potoków kwiatów fotografie uśmiechniętej, szczęśliwej Pary Prezydenckiej. Sobota, wczesne popołudnie, 10 kwietnia 2010. Fot. Tomasz Szustek

 

                                                                                    Belfast

Do głębi poruszona jest także Polonia w Belfaście. Prezes Stowarzyszenia Polaków w Irlandii Północnej (PANI) Maciej Bator i jego przyjaciele organizują spontanicznie, pod stołecznym ratuszem, nocne czuwanie z soboty na niedzielę. W specjalnym oświadczeniu w niedzielę Stowarzyszenie napisało, że „tragiczna śmierć prezydenckiej pary głęboko poruszyła polskich imigrantów”.

 

                                                                                        Cork

Na wieść o tragicznych zdarzeniach w Smoleńsku natychmiast zareagowali członkowie i sympatycy stowarzyszenia MyCork. 10 kwietnia 2010 roku rozpoczynały się w tym mieście II Dni Kultury Chrześcijańskiej. Festiwal otwierała wystawa „W poszukiwaniu światła”. W związku ze smoleńskimi wydarzeniami, została ona zadedykowana ofiarom katastrofy. Ekspozycję udekorowano żałobnym kirem. Pojawiły się także informacje w języku angielskim na temat tragedii.

– Z inicjatywy MyCork o godz. 21.00 w polskim kościele, w St. Augustine’s Church, przy Washington Street w Cork odbyła się msza św. w intencji Ofiar katastrofy – mówił ówczesny prezes stowarzyszenia, Piotr Słotwiński. –  Wystawiona też została Księga Kondolencyjna, do której można się wpisywać aż do zakończenia żałoby.

Sama Msza Św. miała bardzo podniosły charakter. Zamiast pieśni na wejście odegrano i odśpiewano Mazurka Dąbrowskiego.

W „Księdze kondolencyjnej” m.in. wpisy od ambasadorów Maroka i Kuby

 

 

Kolejny żałobny wpis kondolencyjny, tym razem od ambasadora Izraela

Księgi kondolencyjne wyłożono także, oprócz Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej w Dublinie, także w magistratach największych miast Irlandii i Irlandii Północnej: Galway, Cork, Waterford, a także w Belfast City Hall, w The Guildhall w Derry.

Przez kilka dni tysiące osób, łącząc się w żalu po stracie Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, jego małżonki Marii, wielu przedstawicieli polskiego świata polityki, biznesu, sztuki i organizacji społecznych, wpisało się do ksiąg kondolencyjnych wystawionych w rezydencji Ambasady RP w Dublinie.

Wraz z Tomaszem Szustkiem, szefem działu foto miesięcznika „WYSPA” i tygodnika „Kurier Polski”, dokonaliśmy wpisu kondolencyjnego w imieniu obu redakcji.

Targany emocjami wpisuję kondolencyjną notę w imieniu naszych redakcji oraz ekipy programu Polska Tygodniówka NEAR FM. Fot. Tomasz Szustek

 

                                     Kardynał modli się za duszę polskiego prezydenta

 

W tym bolesnym momencie dla wszystkich naszych rodaków, w ambasadzie w Dublinie spotkaliśmy sędziwego, liczącego 83 lata kardynała Desmonda Conella (zmarł 17 lutego 2017 r., przypomina autor). Mimo problemów z poruszaniem się i ciężaru przeżytych lat przybył, by oddać hołd tragicznie zmarłym Polakom.

– To tragiczne i nie do wyobrażenia, co się stało. Modlę się za nich wszystkich – wyszeptał.

W księdze znaleźliśmy wpisy od ambasadorów m.in. Maroka, Izraela, Bułgarii, Kuby, Włoch, Wielkiej Brytanii, Rosji i Stanów Zjednoczonych.

Kardynał Desmond Conell składa wyrazy smutku i dokonuje wpisu w Księdze kondolencyjnej. Fot. Tomasz Szustek

 

                                                        Dublin – niedziela 11 kwietnia

 

W całej Irlandii Polonia przyoblekła się smutkiem i zadumą. Żałobne Msze Św. w intencji tragicznie zmarłych odprawiane były na całej Wyspie. W niedzielę, dzień po tragedii, Polski kościół pod wezwaniem św. Audeona, przy High Street w Dublinie, zapełnił się tysiącami Polaków i Irlandczyków.

 

Dzień po tragedii, polski kościół pod wezwaniem św. Audeona przy High Street w Dublinie zapełnił się tysiącami Polaków i Irlandczyków. Fot. Tomasz Szustek

 

Tuż przed żałobnym nabożeństwem, od lewej: dr Tadeusz Szumowski, ambasador Rzeczypospolitej Polskiej, prezydent Republiki Irlandii Mary McAleese i ówczesny duszpasterz Polonii w Irlandii, ks. Jarosław Maszkiewicz. Fot. Tomasz Szustek

 

W nabożeństwie wzięła udział Prezydent Republiki Irlandii Mary McAleese z małżonkiem. Przed wejściem do świątyni rozegrały się pełne emocji sceny. Oto pogrążona w żalu prezydent Irlandii, niczym siostra uściskała pogrążonego w żalu ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej dra Tadeusza Szumowskiego. Trwali tak bez słów, bez zbędnych gestów, dłuższą chwilę.

Msza Św. została odprawiona w intencji poległych na posterunku służby Polsce – śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego małżonki Marii oraz najwyższych władz państwowych. Przed rozpoczęciem misterium w kościele nie było już wolnych miejsc. Wiele setek osób wysłuchało słowa bożego i wspomnienia o zmarłych na placu przed świątynią i okalających ją chodnikach.

Mszę odprawiono w językach polskim i angielskim. Obok pary prezydenckiej udział w niej wzięli także Pat Carey, minister stanu w gabinecie premiera Briana Cowena, oraz Éamon Ó Cuív, minister spraw społecznych.  W świątyni pojawili się także przedstawiciele dublińskiego magistratu, a także członkowie polskich i irlandzkich organizacji społeczno-kulturalnych wraz reprezentantami społeczności lokalnych.

Pogrążona w żalu prezydent Irlandii Mary McAleese i ambasador RP Tadeusz Szumowski. Fot. Tomasz Szustek

Jestem głęboko zasmucona wieścią, że w katastrofie lotniczej w Rosji zginęli śmiercią tragiczną prezydent Lech Kaczyński, jego żona Maria i dziesiątki innych osób (w tym polscy urzędnicy wyższego szczebla). Te szokujące wiadomości sprawiły ogromny smutek i ból mieszkańcom Polski. Chcę im przekazać moje szczere wyrazy współczucia od wszystkich Irlandczyków – powiedziała łamiącym się głosem pani prezydent Mary McAleese. – Zdaję sobie sprawę, że ta tragedia jest szczególnie bolesna dla polskiej społeczności w Irlandii. Miałam wielki zaszczyt spotkać pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego podczas wizyty w Irlandii w lutym 2007 r. Wtedy świętowaliśmy z radością więzi wielkiej przyjaźni, które łączą Irlandię i Polskę. Głęboki smutek odczuwa cała Polska dzisiaj, podobnie jak dziesiątki tysięcy obywateli polskich mieszkających na Wyspie. W tym czasie żałoby zapewniam o naszym odczuwaniu tej straty. Irlandczycy łączą się w bólu i cierpieniu. 

 

 

                                                                    Londyn – niedziela

 

Londyn. Uroczystości pod Pomnikiem Katyńskim na Cmentarzu Gunnersbury. Fot. Z archiwum Poland Street

Londyńska Polonia podobnie odziała się w żal i woal smutku. Pod Pomnikiem Katyńskim na Cmentarzu Gunnersbury odbyło się spotkanie, podczas którego kilkaset osób oddało hołd Ofiarom katastrofy pod Smoleńskiem. W trakcie wieczornicy złożono wieńce i kwiaty oraz zmówiono modlitwę za Zmarłych, którą poprowadził ks. Mateusz Turowski MIC z Parafii NMP Matki Kościoła w Ealing.

Na wieść o katastrofie i śmierci Pary Prezydenckiej, polskiej generalicji i wysokich władz państwowych, mieszkańcy Londynu, bez względu na narodowość i kolor skóry, spontanicznie zaczęli składać kwiaty przy głównym wejściu do Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego. To właśnie tam ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski miał swoje biuro. Wszyscy go tutaj znali, cenili i szanowali.

Tłumy Polonusów pielgrzymowały także do kościoła pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli. Proboszczem świątyni był 62-letni ksiądz prałat Bronisław Gostomski. Ksiądz Gostomski zginął w katastrofie. Udawał się na uroczystości jako przedstawiciel Rodzin Katyńskich. Na nabożeństwo wspominkowe przyszło ponad pięćset osób. Zwykle przychodzi stała grupa niespełna stu…

 

                                                                             Limerick – wtorek

13 kwietnia, trzy dni po niewyjaśnionej katastrofie samolotu prezydenckiego, burmistrz Limerick Kevin Kiely otworzył księgę kondolencyjną w hallu głównego magistratu. Burmistrz złożył kondolencje wszystkim Polakom, nie tylko tym mieszkającym  w Irlandii, ale także tym w kraju.

Na uroczystości byli obecni przedstawiciele lokalnej społeczności współpracujący z organizacjami polonijnymi, wśród nich The Irish Polish Curtual and Business Association (IPCBA),  Jan Wojnar z ECPiW oraz osoby związane z Polish Art. Festival.

 

                                          Piątkowe nabożeństwo – 15 kwietnia 2010

 

Uroczysty przebieg miała Msza Święta w intencji ofiar katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, w kościele Św. Audoena. Piatkową ofiarę Mszy św. celebrował Arcybiskup Dublina, Diarmuid Martin. W nabożnym skupieniu pamięć polskiego prezydenta i wszystkich zabitych w katastrofie uczcił premier Republiki Irlandii Brian Cowen, ministrowie z jego gabinetu (m.in. John Curran), posłowie, senatorowie, lider partii Sinn Féin Gerry Adams oraz pracownicy ambasad mających swoje przedstawicielstwa w Dublinie.

 

                                         Cork. Studenci UCC łączą się z nami w żałobie

 

Duszpasterstwo Akademickie University College Cork, solidarne w bólu i cierpieniu z Polonią, zaprosiło wszystkich Polaków na Mszę Św. w intencji tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz wszystkich ofiar sobotniej katastrofy. Mszę Św. sprawowano w Honan Chapel.

 

                                                  Niedzielny Londyn pełen zadumy…

 

18 kwietnia 2010 na Trafalgar Square, w samym sercu Londynu odbyła się ceremonia upamiętniająca dramatycznie zmarłych pod Smoleńskiem. Zebrani mogli obejrzeć transmisję pogrzebu Pary Prezydenckiej na krakowskim Wawelu.

Nie zabrakło wspomnień o zmarłym prezydencie Ryszardzie Kaczorowskim i prałacie Bronisławie Gostomskim, związanych przez lata z londyńską Polonią. Zaprezentowano filmy poświęcone ich pamięci. Tę część uroczystości przygotował Instytut Władysława Sikorskiego. W gronie żałobników pojawili się przedstawiciele władz Wielkiej Brytanii oraz londyńskiego magistratu.

 

                                                       Marsz solidarności z Polską…

 

Na wieść o tragicznym zdarzeniu w Smoleńsku Polacy w Irlandii okryli się melancholią i zasłoną zamyślenia. Spontanicznie powstał komitet organizacyjny, który za cel postawił sobie zorganizowanie marszu ku czci śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Jego małżonki Marii i pozostałych 94 ofiar katastrofy.

– Poczuliśmy potrzebę wyjścia w naszym bólem poza mury świątyń – mówili członkowie komitetu. – To była potrzeba chwili i chęć zamanifestowania naszej jedności wobec narodowej tragedii i bólu.

„Marsz Solidarności” został poprzedzony Mszą Św., którą odprawiono w kościele dominikańskim St. Saviour’s Priory przy 9-11 Upper Dorset St. Uroczystości główne rozpoczęły się w samo południe, pod historycznym budynkiem poczty GPO przy O’Connell St.

Przy fotografiach poległych w służbie Ojczyźnie zaciągnięto wartę honorową. Podczas podniosłego Apelu Poległych odczytano nazwiska wszystkich ofiar i ich funkcje, tak po polsku, jak i po angielsku. Następnie w asyście funkcjonariuszy irlandzkiej policji – Gardy i z akompaniamentem werbli pochód, liczący prawie pięć tysięcy osób, przemaszerował do Ogrodu Pamięci Irlandzkich Bohaterów (Garden of Remembrance) przy Parnell Square.

Przy monumencie poświęconym Bohaterom Irlandii ustawiono podobizny z fotografiami ofiar katastrofy w Smoleńsku. Odmówiono modlitwę i złożono kwiaty. Na koniec uroczyście odśpiewano Mazurka Dąbrowskiego.

 

Tomasz Wybranowski

współpraca: Katarzyna Sudak i Tomasz Szustek

fot. Tomasz Szustek

 

 

 

 

Rok 1920. Agresywne zachowanie Niemców na Górnym Śląsku wobec wojsk francuskich i polskich działaczy narodowych

Redakcja „Gwiazdki Cieszyńskiej” bacznie śledziła i komentowała rozwój wydarzeń na Górnym Śląsku i w całej Polsce, poczynania sprzymierzeńców i wrogów Polski, a także doniesienia prasy zagranicznej.

Zdzisław Janeczek

Tytuł doniesienia Niemcy na Górnym Śląsku podnoszą głowę budził niepokój polskiego czytelnika. „Demonstracje niemieckie. Wojsko francuskie strzela. 10 zabitych, 30 ciężko rannych. Wzburzenie ludu. Francuzi zgadzają się na rozbrojenie wojsk francuskich”. Komentarz redakcji zwracał uwagę, iż wojska francuskie od początku swej bytności na Górnym Śląsku „nie były lubiane przez Niemców”. Ciągle nadchodziły wieści o burdach ulicznych między żołnierzami francuskimi a ludnością niemiecką. Wzmagały się one „równolegle do niepowodzeń Polski na froncie” wschodnim. Po rozbrojeniu francuskich żołnierzy, którzy z Cieszyna chcieli przejechać na Górny Śląsk, niemieccy robotnicy rozpoczęli strajk wymierzony w transporty wojsk francuskich skierowane na Górny Śląsk.

Strajkujący unieruchomili m.in. centrale elektryczne w Chorzowie i Zabrzu. Na rozkaz organizacji niemieckich kupcy niemieccy zamknęli swoje sklepy, a po południu o godzinie 17.00 w kilku miastach okręgu przemysłowego odbyły się niemieckie wiece. Jak pisała „Gwiazdka Cieszyńska”, najkrwawszy przebieg miały demonstracje w Katowicach, gdzie zaatakowano kamieniami francuskich żołnierzy. „Jednego żołnierza tłum ściągnął z konia i zabił na miejscu”. Wojsko odpowiedziało ogniem karabinowym. „Tłum rozproszył się. Na polu zajścia zostało 10 zabitych (wśród nich dwóch członków Sicherheitswehry) i 30 rannych”. Nie oznaczało to jednak końca niepokojów.

Rozwścieczony tłum zebrał się przed siedzibą Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej, zdobył francuski automobil wojskowy i rozpoczęło się polowanie na polskich działaczy narodowych.

Jedną z ofiar był lekarz Andrzej Mielęcki, pod którego adresem wznoszono nienawistne okrzyki, m.in. Das war der Polenkönig Dr Mielęcki, raus mit ihm, lynchen muss man den Hund! (dr Mielęcki to polski król, wynocha z nim, zlinczować psa!).

Jednak na tym nie poprzestano. „Z podwórza wywleczono nieszczęśliwego na ulicę dla zabawki wściekłego motłochu. Podniosły się kije, laski, żelazne druty, siekąc niemiłosiernie ciało lekarza. Zajechał wóz sanitarny. Mordercy, myśląc, że dr Mielęcki nie żyje, porwali leżące ciało i rzucili je do wozu. Nieszczęśliwa ofiara bestialskich instynktów motłochu dawała jeszcze znaki życia. Ten resztek życia na nowo podburzył tłum, który znów z dzikim rykiem rzucił się na wóz i popędził z nim w stronę rzeczki – Rawy. Nad brzegiem wyrzucono konającego z wozu, ażeby dokonać zemsty na »polskim królu«. A jest to rzeczywiście król polskich męczenników górnośląskich. Oprawcy zdarli z niego resztki odzieży i zaczęli tak długo bić i kopać, aż nie pozostało na nim ani jedno zdrowe miejsce. Kilku zwyrodniałych opryszków wytłoczyło deski z wozu ratunkowego, dobijając nimi dr. Mielęckiego. I gdy przed nimi leżał tylko nieruchomy, poszarpany, sino-krwawy trup bez kształtu, masa z błota i krwi, rzuciło go do brudnej, mętnej rzeki”.

Także w innych miejscowościach miały miejsce podobne incydenty. W Rybniku doszło do krwawych starć z Polakami. Podczas strzelaniny zostało kilka osób zabitych i kilkanaście rannych. Wśród ciężko pobitych przez Sicherheitswehrpolitzei Polaków znalazł się m.in. członek Rady Miejskiej, adwokat dr Marian Różański

Redakcja „Gwiazdki Cieszyńskiej” dokonała trafnej oceny przebiegu wydarzeń w artykule Niemcy zamierzali opanować Górny Śląsk: „Niemcy górnośląscy spodziewali się, że Warszawa zostanie zdobyta przez bolszewików i że wówczas Górny Śląsk dostanie się pod panowanie Niemiec. Przygotowywali oni przy pomocy Berlina zamach stanu, chcieli wyrzucić garnizony francuskie i włoskie z obszaru plebiscytowego, objąć na powrót władzę i dokonać połączenia z republiką niemiecką. Udało im się to tylko po części, bo wyparli Francuzów na krótki czas z Bytomia, lecz zaraz nastąpił zwrot, bo Francuzi otrzymawszy nowego komendanta, wtargnęli na powrót do miasta i siłą zbrojną zmusili Niemców do spokojnego zachowania się. To samo stało się w Katowicach i Bogucicach”.

Z kolei na podstawie doniesień z Opola „Gwiazdka Cieszyńska” pisała: „W Katowicach Komisja koalicyjna ogłosiła 18 bm. obostrzony stan oblężenia. Od godziny 8.00 wieczorem ruch uliczny jest zakazany. Mimo to przyszło jednak w Katowicach do nowych rozruchów. Niemcy napadli na siedzibę powiatowego komitetu plebiscytowego w hotelu „Deutsches Haus”, który podpalili. Personel komitetu był zmuszony w obronie własnej użyć broni. W końcu jednak wobec przewagi musiał się poddać. Ponieważ wojska francuskie wyszły z miasta, Polacy byli zdani na łaskę i niełaskę Niemców. Sicherheitswehr aresztowała członków komitetu. Niektórych nawet zamordowano. Niemcy urządzili napad na redakcję „Gazety Ludowej” i zdemolowali urządzenie redakcji. Napadnięto również kilka polskich sklepów, a zwłaszcza jubilerów, które zrabowano”.

Niesprawdzona wiadomość o zajęciu przez Rosjan Warszawy wprawiła Niemców niemal w hipnotyczny trans. „Wszyscy gotowi byli poświęcić się bolszewizmowi tylko po to, aby bolszewizmu użyć do przeprowadzenia swego zamiaru zemsty, oswobodzenia ojczyzny i zapanowania nad światem”. (…)

Czytelnika podnieść na duchu miała informacja, jaką „Gwiazdka Cieszyńska” podała w oparciu o korespondencję z Londynu, iż przygotowuje się pod francuskim kierownictwem węgiersko-rumuńską ofensywę, by przyjść Polsce z pomocą od strony południowej.Mniej przyjazne było zachowanie polityków angielskich: Lloyda George`a i ministra spraw zagranicznych George`a Curzona, na których postawę próbowali wpłynąć Francuzi.

Zdaniem Normana Daviesa, Lloyd George był przekonany, iż Francuzi, chociaż często mówili o potrzebie walki z bolszewizmem, nie zaangażują się w Polsce zbrojnie. W tym celu, aby nabrać pewności, posłużył się prowokacją. I jak dotąd, zgodnie z swoimi przekonaniami deklarował niechęć do interwencji zbrojnej na rzecz Polski, zagadnął przekornie marszałka Ferdynanda Focha i premiera Aleksandre`a Milleranda, sugerując wolę wysłania korpusu ekspedycyjnego: „Gdybyśmy pozwolili bolszewikom zdeptać niepodległość Polski kopytami jazdy Budionnego – oświadczył – bylibyśmy na wieki zniesławieni […] Jeśli angielskie poczucie sprawiedliwości zostanie podrażnione, Brytania będzie gotowa do dalszych, znaczących poświęceń na rzecz Polski”. Na koniec postawił zasadnicze pytanie: „Jeśli Brytania wyśle swoich ludzi, aby wzmocnić armię polską, czy Francja byłaby skłonna wysłać swoją kawalerię?”. Zanim wypowiedział te słowa, Fochowi wyrwało się: „Pas d`hommes!” (nie ma mężczyzn), a Millerand tylko wzruszył ramionami. Lloyd George już dowiedział się, czego chciał się dowiedzieć. Ponadto miał usprawiedliwienie swojej bierności: „Skoro Francuzi, bardziej zaangażowani na kontynencie jak Anglia, nie są gotowi walczyć, to on nie będzie walczył za nich”.

Gdy premiera brytyjskiego zapytano podczas konferencji prasowej, co myśli o Polsce?, odpowiedział „ze zwykłą swoją żartobliwością w traktowaniu poważnych spraw: »Dwadzieścia dywizji francuskich, dziesięć dywizji angielskich, ale na czele batalion dziennikarzy dowodzonych przez lorda [Alfreda Charles`a Williama Harmswortha, 1. wicehrabiego – Z.J.] Northcliffe«”, brytyjskiego dziennikarza, potentata wydawniczego na rynku prasowym. Założyciela i pierwszego właściciela funkcjonujących do dziś tytułów „Daily Mail” i „Daily Mirror”. Była to wymijająca odpowiedź polityka, który już wówczas dogadywał się w sprawie polskiej z bolszewikami, nie tracąc z pola widzenia „białych”, a podczas rozmów w Villa Fraineuse w Spa na wszelkie sposoby upokarzał premiera Władysława Grabskiego. (…)

Osobny szkic portretowy poświęciła „Gwiazdka Cieszyńska” dowódcy sowieckiej ofensywy, zwierzchnikowi Frontu Zachodniego, który już kiedyś wojował pod Warszawą. W jednym z numerów ukazał się artykuł pt. Towarzysz Kniaź Tołkaczewski. Czytelnik śląski po jego lekturze był dobrze zapoznany z życiorysem i karierą wojskową Michaiła Nikołajewicza Tuchaczewskiego, syna szlachcica z guberni smoleńskiej i chłopki, urodzonego w majątku Aleksandrowskoje, absolwenta Aleksandrowskiej Szkoły Oficerskiej w Moskwie i podporucznika gwardii elitarnego Siemionowskiego Pułku Gwardii Cesarskiej w Petersburgu, któremu Lenin powierzył misję podboju i sowietyzacji Rzeczpospolitej.

Cały artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej« cz. II” znajduje się na s. 6–7 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Zdzisława Janeczka pt. „Górny Śląsk a wojna polsko-bolszewicka na łamach »Gwiazdki Cieszyńskiej« cz. II” na ss. 6–7 marcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dr Bartosiak: W Europie musi nastąpić przedefiniowanie zasad. Czemu nie możemy sprostać konkurencji z Azją?

Dr Jacek Bartosiak o przedefiniowaniu świata w wyniku kryzysu, różnicy między tym, jak radzi sobie Azja, a jak Okcydent i na jakie pytanie musimy sobie w związku z tym odpowiedzieć.

Dlaczego na Zachodzie umiera więcej ludzi niż w Azji?

Dr Jacek Bartosiak zwraca uwagę na sprzeczne informacje płynące z Azji odnośnie koronawirusa. Ma na myśli nie tylko ChRL, ale także Tajwan oraz Japonię i Koreę Płd. W krajach tych śmiercionośność wirusa wydaje się być mniejsza niż Europie i Ameryce. Pojawia się w związku z obecną sytuacją „wielkie pytanie, co do zglobalizowanej gospodarki”. Ekspert ds. geopolityki przyznaje, że między Stanami a Chinami toczy się wojna w tym sensie, w jakim jest nią zgodnie z Clausewitzem dążenie do narzucenia przeciwnikowi własnej woli.

Najsilniejsi będą ci, którzy jako pierwsi wyjdą z tej epidemii.

Stwierdza, że Chińczycy „może kłamią, żeby dalej u nich zamawiać”. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych narasta presja wielkiego biznesu, by ludzie znów wrócili do pracy. Oznaczać to może odejście od przyjmowanego w ostatnich dekadach założenia, że należy usuwać wszelkie istniejące ryzyko. Teraz wobec epidemii możemy być zmuszeni do przyjęcia zasady kalkulacji ryzyka i przywrócić gospodarkę do działania ze świadomością, że iluś ludzi będzie chorować i umierać.

Co jeśli naprawdę zachód zostanie zdemolowany? Wszyscy będziemy trochę chodzić do pracy, a trochę się bać, czy dojdzie do wielkiego przesilenia cywilizacyjnego?

Współprowadzący audycji Strategy & Future porównuje zmianę, jaka może nas czekać do procesów takich jak odejście od feudalizmu czy rewolucja przemysłowa. Zwraca uwagę na analogię z II wojną światową, z której Wielka Brytania wyszła zniszczona, ze zdziesiątkowaną flotą i uzależniona od Stanów Zjednoczonych, które wyrosły na światową potęgę.

Chińczycy zawsze byli przekonani, że są lepsi. Na początku XIX w. jeszcze tak myśleli. Przez sto lat przekonywali się brutalnie, że jest inaczej.

Odpowiedzią Chińczyków na poniżenie ze strony cudzoziemców była „forsowana industrializacja Mao czy pomysły Czang Kaj-szeka”. Obecnie sytuacja się odwróciła i to Zachód musi się zadać sobie pytanie:  „Co jest nie tak z nami?”. Mamy gorszą technologię niż Azja i gorzej radzimy sobie z epidemią. Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego wskazuje na wagę edukacji dzieci. Amerykańskie pytane w szkołach kim chcą zostać, odpowiadają, że YouTuberem lub szafiarką, chińskie, że astronautą, bądź fizykiem jądrowym.

Proszę zobaczyć jak wyglądają uniwersytety w Ameryce. Fizykę, matematykę, nauki ścisłe studiują głównie Azjaci: Hindusi i Chińczycy.

Okcydent przez lata żył przeświadczeniem, że przyszłością gospodarki są usługi. Jednak, jak mówi dr Bartosiak, dzięki usługom nie polecimy na Marsa. To technologia poprawia nasz standard życia. Zmienia się świat, który dotychczas Amerykanie trzymali na swych barkach niczym mityczny Atlas.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

W stulecie Urszulanek Szarych w Pniewach – wspomnienie o śp. Matce Franciszce, która zginęła w niewyjaśnionym wypadku

Matka Franciszka Popiel: „Ja się nie martwię. Gdy będzie trzeba, 300 zakonnic pójdzie na pomocnice domowe. W ten sposób 300 rodzin polskich znajdzie się pod apostolskim wpływem naszego Zgromadzenia”.

Katarzyna Purska USJK

Moja opowieść o m. Franciszce Popiel to historia człowieka, który tak uprawiał swoje człowieczeństwo, aż stał się dziełem sztuki, czyli „osobą rozumną i dobrą w swej wolności”. (…)

Podobno nic wcześniej nie zapowiadało tak silnej osobowości, jaką okazała się być w przyszłości m. Franciszka Popiel (chrzestne imię Antonina):

„Tosia nie była żadnym nadzwyczajnym dzieckiem ani się też żadnymi specjalnymi zdolnościami nie odznaczała. Poczciwe dziecko, posłuszne, niegłupie, dobrze wychowane, jak wszystkie dzieci wólczańskie”.

I kolejne wspomnienie, o dojrzałej już zakonnicy i Przełożonej Generalnej Zgromadzenia Sióstr Urszulanek SJK. Jest o tyle ciekawe, że zostało uczynione przez tę samą osobę i dotyczyło tej samej Antoniny: „Pełnia jej duchowego życia objawiła mi się na dobre dopiero po jej śmierci, głównie na podstawie rozmaitych wypowiedzi jej sióstr… Tosia może nie tyle się zmieniła, co tak ogromnie wyolbrzymiała; nie byłabym nigdy tej głębi u niej się spodziewała – myślę, że łaska Boża potężnie ją urabiała…”. Pisze o niej: „Tosia ogromnie wyolbrzymiała”, a zatem urosła w swoim człowieczeństwie, jakoś stała się bardziej, pełniej. Coś, co się w niej wydarzyło, dla jej ciotki było oczywistym dowodem na to, że „łaska Boża ją urabiała” (tamże, s. 46). (…)

Jadwiga Popielowa dbała osobiście. Codziennie, z każdym z nich osobno, prowadziła lekcje religii. Dużo uwagi poświęcała też ich dobremu wychowaniu.

Przyzwyczajała swoje dzieci do życia w skromnych warunkach. Uczyła je cieszyć się małymi rzeczami i dzielić się z innymi. Tępiła nadmierne zainteresowanie sobą oraz wszelkie próby zwracanie na siebie uwagi drugich. Oboje rodzice uczyli dzieci panowania nad sobą i nie pozwalali im na egzaltacje.

„Metodą wychowawczą była pokora – pisała p. Rostworowska. – W Wójczy nie nosiło się ciała na sobie ani w uczynkach, ani w słowach, ani w myślach. Były ręce, nogi, brzuch oczywiście, ale ciała nie było. Nie ozdabia się czegoś, czego nie ma” (tamże, s. 42). Przytaczam to interesujące spostrzeżenie, aby zilustrować coś, czego w przyszłości będzie nauczał papież Jan Paweł II w swojej teologii ciała: „Człowiek jako duch ucieleśniony, czyli dusza, która się wyraża poprzez ciało, i ciało formowane przez nieśmiertelnego ducha, powołany jest do miłości w tej właśnie swojej zjednoczonej całości” (FC p. 11, KDK12).

Autorytet rodzice mieli u dzieci ponoć ogromny. Wspomina o. Jan Popiel: „Dla nas tatuś był kimś w rodzaju Boga Ojca na ziemi. Był przez nas kochany, lecz przede wszystkim był trochę groźny (…) Był dość wymagający, a przy tym stanowił najwyższą instancję w domu. (…) Mamusia była jeszcze trudniejsza do scharakteryzowania niż ojciec. Choć na pewno była nam bliższa. Zresztą wywnętrzanie się przed dziećmi u naszych rodziców nie istniało.” A jednak – jak twierdził – ich wychowanie nie było surowe. Dzieci w zasadzie nie pamiętały, aby były karane przez swoich rodziców, ale za to doskonale pamiętały pełne swobody zabawy. „Dzieci biegały boso i można im było do woli się brudzić” (tamże, s. 26–31). „Myślę, że umiar, niechęć do ekstrawagancji, podejrzliwość w stosunku do zjawisk niespodziewanych nadawały ton kulturze tego domu, i nie tylko kulturze, ale i sprawom wiecznym” – wspominała rodzinę m. Franciszki (Antoniny) Popiel ich ciotka, Róża Rostworowska (tamże, s. 45). (…)

Po maturze w 1936 r. udała się do Belgii na rok studiów katechetyczno-pedagogicznych. Studia podjęła w Ixelles (Bruksela). Z tego okresu pochodzi świadectwo jej koleżanki ze studiów: „Tosia z robiła na mnie silne wrażenie dzięki swej dojrzałości, spokojnej, a jednocześnie pełnej uśmiechu. Bardzo inteligentna, radziła sobie bardzo dobrze ze studiami, które były dla niej tym łatwiejsze, że doskonale znała j. francuski (…) Była uroczą towarzyszką, gdy ciekawie prowadziła rozmowę i z łatwością się uśmiechała (…) W kaplicy mnie uderzała jej postawa skupiona i energiczna zarazem” (tamże, s. 53). To już nie tylko dobra – grzeczna, lecz przeciętna – dziewczynka, ale młoda, inteligentna kobieta, obdarzona dużym poczuciem humoru i darem łatwego nawiązywania kontaktów towarzyskich. (…)

„Najtragiczniejszy okazał się dzień 17. 09, kiedy przez Mołodów wycofywały się polskie oddziały wojskowe znad granicy wschodniej ku Warszawie. Żeby ujść z życiem i przedostać się przez wsie wrogo nastawione, żołnierze podpalali je. Tak miało się stać z Mołodowem. (…)

S. Popiel nie chciała dopuścić do swej świadomości, że grozi jej niebezpieczeństwo ze strony tych ludzi, których dawaliśmy tyle dowodów oddania i życzliwości. (…) Rzeczywistość okazała się okrutną. Na naszych oczach ludność uwięziła Skirmunttów; wkrótce dowiedziałyśmy się o zamordowaniu Henryka i Marii. Zrozumiałyśmy, że nie mamy wyboru.

(…) Przed wyjazdem zlikwidowaliśmy kaplicę, ksiądz wziął z sobą Przenajświętszy Sakrament (…) Ruszyliśmy w drogę w kilka wozów zaprzężonych w konie, z niewielkim dobytkiem, z sercem rozdartym i pełnym niepokoju (…) i nad tym płakała s. Popiel, gdyśmy przedzierały się za wojskiem przez opustoszałe, zniszczone pożarem wsie”. Opowiadała potem młodym siostrom o tym swoim bólu i płaczu, kiedy podczas ucieczki w kierunku Warszawy, ułożona na noc pod stołem, chciała wypłakać cały ten ból i swoje rozczarowanie człowiekiem. Wraz z nią przedzierało się kilkanaście sióstr, których została przewodniczką i opiekunką. Siostry zapamiętały ją z tego okresu jako osobę odważną w podejmowanych decyzjach, rzeczową i wyjątkowo dojrzałą. A miała przecież tylko 23 lata! (…)

Lata 50. to czas najstraszniejszego terroru komunistycznego i otwartej walki z Kościołem. W dniu 20. 03. 1950 r. Sejm PRL uchwalił ustawę o przejęciu tzw. „dóbr martwej ręki”. Upaństwowiono wówczas – wśród wielu innych dóbr kościelnych i zakonnych – urszulańskie gospodarstwo w Pniewach. W utworzonym w ten sposób PGR siostry podjęły pracę, zmuszone potrzebą zdobywania środków do życia. Od 1950 r. s. Franciszka, nawet wtedy, gdy już była przełożoną domu, pracowała w PGR jako prosta robotnica na równi z innymi. „Przed wyjściem sprawdzała, czy siostry mają dobre obuwie i ubranie, aby nie zmarzły, potem dzieliła pracę, wybierając dla siebie, co najtrudniejsze” (s. Hiacynta Cieślak SJK, tamże, s. 99).

Według relacji kapelana domu, ks. A. Chmielowca, „s. Popiel wstawała o pół godziny wcześniej niż pozostałe siostry-robotnice, a więc o 3:30, następnie budziła siostry, przygotowywała kaplicę do mszy św., a potem jeszcze cały dzień pracowała w polu. Ręce miała od ciężkiej pracy stwardniałe, z popękanych od upału warg sączyła się krew. I tak trwało przez 4 i pół roku

(…) Próbowano siostry rozdzielić i pomieszać ze świeckimi, zmusić do pracy w męskich kombinezonach, ale i tu postawa s. Popiel, jej osobista powaga i argumentacje sprawiły, że władze PGR-owskie zrezygnowały z tych zamiarów”, (…)

Od 1962 r. szkoła średnia, którą prowadziły siostry urszulanki w Pniewach, została umieszczona na liście instytucji kościelnych, które mogą być włączone do planu represji w województwie poznańskim. (…) Poznański KW PZPR sporządził dokument, z którego wynika, że w porównaniu z upaństwowieniem innych zakonnych placówek, najtrudniejsza do przeprowadzenia okazała się akcja w klasztorze sióstr urszulanek w Pniewach i że „zaistniały tam poważniejsze trudności”. Czytamy dalej w raporcie: „W szczególny sposób przeciwstawiała się przejęciu szkół matka generalna zakonu »urszulanek« w Pniewach (była hrabina)”. I dalej podana jest informacja, że „na wyraźne polecenie matki generalnej wszystkie siostry zajmujące lokale szkolne nie chciały ich opuścić”. Przełożona generalna miała jakoby powiedzieć, że jeśli władzę chcą mieć opróżnione pomieszczenia, „niech przekonują indywidualnie każdą siostrę” (Małgorzata Krupecka, Walka o przetrwanie szkoły sióstr urszulanek SJK w Pniewach w latach 1957–1962, w: „Kronika Wielkopolska” nr 1(161), 2017). Tyle o postawie m. Franciszki jako przełożonej generalnej wobec bezprawnego przejmowania szkoły przez władze. A co myślała o tym Antonina Popiel? (…) Do ks. bp. Antoniego Pawłowskiego powiedziała zaś kiedyś: „Ja się nie martwię. Gdy będzie trzeba, 300 zakonnic pójdzie na pomocnice domowe. W ten sposób 300 rodzin polskich znajdzie się pod apostolskim wpływem naszego Zgromadzenia” (tamże, s. 153; ks. bp Antoni Pawłowski). (…)

„Trudno dziś powiedzieć– pisze Elżbieta Wojcieszek w artykule pt. Wielka Nowenna Narodu a Archidiecezji Poznańskiej – czy służby miały coś wspólnego z niewyjaśnionym, a co najmniej podejrzanym tragicznym wypadkiem urszulanki Franciszki Popiel, która zginęła wraz ze swą asystentką s. Urszulą Kuleszanką w wypadku samochodowym 16. 08. 1963 r. w Węgierkach koło Wrześni – na prostej drodze, na którą nagle wtargnął pojazd”.

Mnie osobiście zaintrygował fakt, że rok przed obchodami Millenium miał miejsce inny niewyjaśniony wypadek samochodowy. Dotyczył osoby byłego więźnia PRL – abp Antoniego Baraniaka. Co ciekawe, okoliczności zajścia tego wypadku były niezmiernie podobne (zob. „Kronika Wielkopolska” nr 1(161), 2017, s. 62–63).

Cały artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Odeszła wśród drogi” znajduje się na s. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70, KWIETNIOWY numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej, będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

Artykuł Katarzyny Purskiej USJK pt. „Odeszła wśród drogi” na ss. 4–5 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wyprawa z kamerą śladami polskich misjonarzy pracujących w trudno dostępnych miejscowościach w peruwiańskich Andach

Na tle majestatycznych Andów występy dziewcząt w kolorowych strojach wyglądają imponująco. To dzięki takim chwilom, a szczególnie tym, które ukazują efekty pracy misyjnej, zapomina się o troskach.

Ryszard Piasek

Fot. R. Piasek

Kolejna wyprawa śladem polskich misjonarzy. Peru jest krajem czterokrotnie większym od Polski. Znaczną część jego powierzchni zajmują góry. Andy osiągają szerokość 700 km. Jesteśmy w ich centralnej części. Najwyższy szczyt Huatapallana (czyt. Łajtapajana – w języku keczua: „miejsce, gdzie zbiera się kwiaty”) wznosi się na wysokość ponad 5500 m. Do odległych górskich wiosek docierają polscy misjonarze. Dojazdy nie należą do łatwych. Czekają tam jednak ludzie spragnieni Słowa Bożego i posługi misjonarza. W małej wiosce CCot CCoy (Hot-Hoj) jest podobnie. Ksiądz z posługą duszpasterską zagląda tu rzadko, jednak uroczystość pierwszokomunijna jest czymś wyjątkowym; jest świętem całej wioski. (…)

Fot. Ryszard Piasek

Jest 28 października. W tym dniu, podobnie jak 18 i 19 dnia tego miesiąca, odbywają się największe uroczystości religijne w Peru, zwane Senior de los Milagros – Pan Cudów. Domy są przystrojone kwiatami i obrazami. Z płatków kwiatów i farbowanych trocin układa się kolorowe dywany. Obraz Cristo Moreno, Pana od Cudów, niesie kilkudziesięciu mężczyzn na zmianę. Są oni zorganizowani w bractwie. W Pampas w procesji uczestniczy całe miasteczko: przedszkolaki, uczniowie szkół podstawowych i średnich wraz z nauczycielami, a także lokalne władze. Każdy chce zaistnieć i wykorzystać tę jedyną w roku okazję, aby przed Panem od Cudów wyrecytować modlitwę, wiersz albo zaśpiewać. Uroczystą procesję kończy błogosławieństwo ks. Henryka, podczas gdy zgromadzony tłum, zwłaszcza dzieci, obsypuje figurę kolorowymi płatkami kwiatów.

Procesja Senior de los Milagros | Fot. R. Piasek

Życie polskich misjonarzy w wysokich Andach nie jest łatwe. Dojazdy do odległych wiosek; niebezpieczne, kręte drogi; brak kontaktu z szerszym światem; konieczność posługiwania się przynajmniej dwoma językami – hiszpańskim i keczua; do tego dochodzą problemy zdrowotne związane z wysokością i brakiem tlenu. Wszystko to powoduje ogólne zmęczenie. Są jednak chwile radości. Z okazji święta i odwiedzin z dalekiej Polski młodzież i dzieci przedstawiają peruwiańskie ludowe tańce. Odtwarzane są również śpiewy i tańce innych krajów. Na tle majestatycznych Andów piękne występy dziewcząt w kolorowych strojach wyglądają imponująco. To dzięki takim chwilom, a szczególnie tym, które ukazują efekty pracy misyjnej, zapomina się o troskach dnia codziennego, o dalekich wyjazdach po niebezpiecznych drogach, o tęsknocie do rodzinnego kraju, o różnego rodzaju niebezpieczeństwach trudnej posługi misjonarskiej w wysokich górach.

Na krańcach miasta, na stoku wzgórza, rozlokowany jest miejscowy cmentarz. Nie ma tu grobowców ani marmurowych pomników; co najwyżej widać gdzieniegdzie betonowe płyty. Groby są proste, kopane tak jak pozwala skaliste ukształtowanie terenu. Misjonarze bywają tu, kiedy wierni proszą o msze św. w rocznice śmierci czy w dzień zaduszny. Niejednokrotnie zdarza się, że wierni przynoszą na mszę czaszkę zmarłego. (…)

Fot. R. Piasek

Machu Picchu jest jednym z najsłynniejszych miejsc na kontynencie południowoamerykańskim. Odkrycie tego miasta, zbudowanego w górach, zawdzięczamy Hiramowi Binghamowi. W 1911 roku, poszukując Vilcabamby – ostatniej stolicy Inków – znalazł to właśnie miejsce, dokąd przyprowadził go za całe 2 $ indiański przewodnik.

Miasto zbudowane jest wzdłuż granitowej skały. Zabudowania bez okien wznoszono na tarasach. Były tu domy mieszkalne, spichlerze, świątynie. Najwyższy punkt miasta stanowiła tzw. Intiwatana – czworoboczny filar skalny, przypominający wierzchołek pobliskiej góry. Oglądane stąd okoliczne szczyty pokrywają się z kierunkami geograficznymi oraz ruchami słońca i gwiazd.

Miasto jest bardzo zagadkowe. W odkrytych grobach znaleziono jedynie szkielety kobiet. Mężczyźni bądź to poszli na wojnę, bądź ich wcale nie było, a kobiety pełniły funkcje kapłanek w tym świętym i pielgrzymkowym mieście Inków. Do dziś tego nie wyjaśniono! Dla potomków andyjskich cywilizacji Machu Picchu jest źródłem dumy i poczucia tożsamości, hołdem dla historii, kultury i wspaniale rozwiniętej cywilizacji.

Cały artykuł Ryszarda Piaska pt. „Z kamerą w peruwiańskich Andach (II)” znajduje się na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com.

 


Od 4 kwietnia aż do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, 70 numer „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, pod adresem gumroad.com, w cenie 4,5 zł.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie naszego radia wnet.fm.

Artykuł Ryszarda pt. „Z kamerą w peruwiańskich Andach (II)” na s. 7 marcowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 69/2020, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego