120 rocznica narodzin Józefa Mackiewicza

Znaczek poczty polskiej z Józefem Mackiewiczem

Obywatel Wielkiego Księstwa Litewskiego narodowości antykomunistycznej, publicysta i pisarz walczący o prawdę, gdyż „tylko ona jest ciekawa”. 1 kwietnia 1902 r. narodził się Józef Mackiewicz.

Józef Mackiewicz – człowiek legenda. Odważny patriota nie tylko w słowach, ale też i w czynach. Jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy i publicystów XX wieku, niewątpliwy autorytet, bojownik o prawdę, człowiek o niezwykłej biografii. Chcąc uczcić 120. rocznicę jego urodzin z wielką radością włączyliśmy się w obchody Roku Mackiewicza.

W tych słowach wiceprezes Poczty Polskiej zaprezentował wczoraj znaczek Poczty Polskiej z Józefem Mackiewiczem, który dzisiaj wchodzi do użytku. Jest to część obchodów ogłoszonego przez Sejm roku Józefa Mackiewcza. Rok 2022 był świadkiem nie tylko 120 rocznicy narodzin autora „Nie trzeba głośno mówić”, ale także śmierci jego wieloletniego populazytora Jacka Trznadla.

Nie żyje krytyk literacki Jacek Trznadel. Autor „Hańby domowej” miał 91 lat

Urodzony w 1902 r. w Petersburgu Józef Mackiewicz przeniósł się w wieku pięć lat do Wilna. W mieście tym uczył się i studiował. Od 1923 r. pracował w wileńskim dzienniku „Słowo”. Na jego łamach drukowane były reportaże z północno-wschodnich Kresów Rzeczypospolitej wydane w 1938 r. w zbiorze „Bunt Rojstów”.

Bunt Rojstów – Józef Mackiewicz – recenzja

Józef Mackiewicz czuł się związany z dziedzictwem Wielkiego Księstwa Litewskiego protestując przeciwko prześladowaniu przez polskie władze mniejszości narodowych i religijnych. W duchu pogodzenia między narodami dawnego Wielkiego Księstwa pisał także po 1939 r. w przekazanym przez Sowietów Litwinom Wilnie.

Rok 2022 rokiem Józefa Mackiewicza. Prof. Bolecki: był nie tylko twórcą antykomunistycznym, ale i antypolitycznym

Głównym rysem pisarskiej działalności Józefa Mackiewicza był jego antykomunizm. W wieku 17 lat wziął udział na ochotnika w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1941, w okupowanym przez Niemców Wilnie napisał kilka artykułów antykomunistycznych do gadzinowego „Gońca Codziennego”, co stało się przyczyną późniejszych oskarżeń o kolaborację. W maju 1943 r. Mackiewicz, na zaproszenie Niemców i za zgodą polskiej konspiracji, znalazł się w składzie delegacji wizytującej groby polskich oficerów w Katyniu.

Prawda zwycięża, ale droga do zwycięstwa jest usłana cierniami. Spotkanie sprzed lat Jana Bogatki z Józefem Mackiewiczem

Kolejne lata swego życia autor Zbrodnii katyńskiej w świetle dokumentów poświęcił na walkę o prawdę na temat sowieckiej zbrodni na polskich jeńcach. Pozostający po wojnie na emigracji (od 1955 r. w Monachium) Mackiewicz był na cenzurowanym w rządzonej przez komunistów Polsce. Jednak radykalne tezy i poglądy autora „Watykanu w cieniu czerwonej gwiazdy” były trudne do przyjęcia także w środowisku emigracyjnym. Skonfliktował się z Janem Nowakiem Jeziorańskim.

Polemika w sprawie konfliktu Józef Mackiewicz – Jan Nowak Jeziorański/ Konrad Tatarowski, „Kurier WNET” nr 77/2020

Mimo kontrowersji Mackiewicz jest wspominany jako nauczyciel niepokornych, niechcących się pogodzić z rzeczywistością PRL-u.

Mackiewicz napisał: „Tylko prawda jest ciekawa”. W latach 80. całe niepokorne pokolenie uczyło się na Mackiewiczu

A.P.

Nie ma jednolitej Ukrainy. Każdy z regionów ma własny stosunek do historii Ukrainy, do Bandery i historii najnowszej

Ukraińcy mają już swoje państwo i tworzą własne narracje. Nacjonalizm ukraiński jest antyrosyjski, nie antypolski. Warto o tym pamiętać, gdy protestujemy – słusznie – przeciw gloryfikacji OUN i UPA.

Rajmund Pollak, Jerzy Kowalewski

O promowaniu polskości na Ukrainie z Jerzym Kowalewskim, doktorem nauk humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozmawia Rajmund Pollak.

(…) Czy Pana zdaniem rządy niepodległej Ukrainy sprzyjają ideologii UPA i OUN?

Pamięć o OUN i UPA jest niewątpliwie obecna na Ukrainie, szczególnie na Zachodniej. Kolejne rządy szukają sposobu na „sklejenie” z obywateli Ukrainy narodu. To jest żmudne poszukiwanie tożsamości. Warto jednak zauważyć, że postrzegają historię lat 40. i 50. XX w. jako zmagania z komunizmem i ZSRR. „Epizod wołyński” zdaje się być nieobecny, pamięć niewygodna, fakty negowane.

Spotkałem się z poglądem, że prawda leży w ziemi i niech tam zostanie. Jeśli już dochodzi do rozmów, idą w kierunku relatywizowania: była wojna, straszne czasy, zbrodnie z obu stron, nie da się ludzkiej krzywdy zmierzyć liczbami ofiar, najlepiej tematu nie ruszać.

Nie spotkałem się nigdy z odwołaniami do samej ideologii, jest to już temat zupełnie historyczny. We Lwowie, na przykład, jest ulica Bohaterów UPA. A więc odwołania do jasnej strony. Pomniki, tablice, marsze, manifestacje pod pomnikami, czerwono-czarne flagi – to wszystko musi się dziać za przyzwoleniem rządów i za inspiracją samorządów. Bardzo się to nasiliło po aneksji Krymu i gdy rozpoczęła się wojna w Donbasie. Malowano płoty, przystanki, balustrady itd. w barwy flagi państwowej, ale też w barwy czarno-czerwone. Mnie osobiście najbardziej zszokowała figura Matki Boskiej z tymi flagami po bokach. (…)

Znamienne są wypowiedzi wnuka Bandery (też Stepana, mieszka w Kanadzie, to on przyjął odznaczenie dziadka), który stwierdził, że dziadek walczył z państwem polskim, nie z Polakami.

Nas to może szokować, ale gdy rozmawiamy o relacjach polsko-ukraińskich, powinniśmy próbować spojrzeć na zagadnienie z drugiej, ukraińskiej strony. Ukraińcy chcieli mieć swoje państwo, niepodległą Ukrainę, nie autonomię w ramach Polski, przewidzianą, o ile dobrze pamiętam, na lata 40. XX wieku. Bandera, który to państwo ogłosił w 1941 roku, jest dla Ukraińców symbolem państwowości, zwłaszcza że za ten akt stał się męczennikiem Niemców, a potem ofiarą ZSRR (zginął, jak wiemy, w Monachium w 1959 roku od kuli agenta KGB).

Musimy też pamiętać, że Ukraińcy mają już swoje państwo i prowadzą własną politykę historyczną, tworzą własne narracje, niekoniecznie zgodne z tzw. obiektywną prawdą. W tych narracjach – np. w podręcznikach do historii – Bandera nie jest bohaterem antypolskim. Dla nas jest symbolem ideologii, która doprowadziła do Rzezi Wołyńskiej – dla Ukraińców nie.

Jednak, jak pokazuje przykład Juszczenki, takie czy inne posunięcia nie prowadzą do sukcesów wyborczych. Nie ma bowiem jednolitej Ukrainy: wschód, zachód, południe, centrum – każdy z tych regionów ma inny stosunek do historii Ukrainy, w tym do Bandery i historii najnowszej. W czasach ZSRR zachodni Ukraińcy to byli dla tych wschodnich „faszyści”. Wschodni przez 70 lat ZSRR zostali totalnie zmanipulowani i zindoktrynowani, centralni – złamani przez Wielki Głód.

Władza centralna – każda – musi się do czegoś odwoływać, aby z tych regionów uczynić jedno państwo, a z jego mieszkańców naród. To nie jest tak, jak w Polsce: jedna wiara, jeden język i „3 x tak”. Różnorodność wyznaniowa (w jednej wsi świątynie czterech wyznań), język rosyjski na przeważającym obszarze kraju, różny stosunek (lub brak stosunku) do historii. Bandera był próbą takiego bohatera dla wszystkich, jak Chmielnicki na przykład. Choć na Ukrainie Zachodniej bardzo to wzmocniło nacjonalizm.

Pewnego razu jedna z moich studentek – Polka! – powiedziała, że może i Bandera tam coś złego dla Polaków zrobił, ale dla swego kraju chciał dobrze. Tak są uczeni w szkołach – dla Ukrainy chciał dobrze i tu opowieść się kończy. Powtórzę: nacjonalizm ukraiński jest antyrosyjski, nie antypolski. Warto o tym pamiętać, gdy protestujemy – słusznie – przeciw gloryfikacji OUN i UPA. Trzeba to robić mądrze. (…)

Co Pan sądzi o polityce rządów RP po 1990 roku wobec Ukrainy?

(…) W polityce nie ma sentymentów – są interesy. Naszym interesem jest, jak mniemam, wspomaganie Polaków na Ukrainie, ochrona polskiego dziedzictwa kulturowego, utrzymanie dobrych stosunków z Ukrainą w celu wspólnej (ewentualnej) walki z Rosją (oby nie) i „posiadanie” choć jednego przyjaznego sąsiada.

Nie można też stawiać żądań rodem z XVI wieku – Rzeczpospolita Jagiellońska to już historia, a koncepcje jakichś Trójmórz to kompletna utopia. My, jako Polska, naprawdę nic tam nie możemy, nie będziemy już w tym regionie potęgą dominującą i różne „prezenty” (jak ostatnio szczepionki, doposażanie szpitali, budowa dróg) nie mają sensu. I będzie tylko gorzej.

Paradoksalnie chaos polityczny i gospodarczy panujący na Ukrainie nieprzerwanie od 1990 roku spowodował, że sporo tam robimy; aż dziwne, że ciągle na różne rzeczy Ukraińcy pozwalają.

Na przykład w zakresie edukacji – istnieje cała sieć szkół społecznych (tzw. sobotnich), które są poza wszelką kontrolą państwa ukraińskiego. Możemy – o ile taka jest wola nauczycieli – wprowadzać dowolne treści i narracje, też historyczne. Oczywiście trzeba to robić z głową. Trzeba też być gotowym na przejście tego szkolnictwa pod nadzór pedagogiczny – ale generalnie jesteśmy na to gotowi. To niezależne szkolnictwo to jednak już tylko margines. Dziś największa część Ukraińców uczy się polskiego w ramach szkoły przez pięć-sześć lat jako drugiego języka obcego.

W czasie, gdy pracowałem we Lwowie, ogłoszono konkurs na podręczniki do tego nauczania i znalazłem się w zespole autorów. Mogłem więc wprowadzać – zgodnie z założeniami metodyki kulturowej – treści promujące Polskę, polskie wartości, zachowania socjokulturowe, nawet elementy historii w ramach religioznawstwa. To musi być jednak pokazane – zgodnie z zasadami dydaktyki międzykulturowej – jako nasza wspólna historia, wspólna kultura. Zawsze z szacunkiem dla kultury – w uproszczeniu – ukraińskiej.

Szukamy tego, co łączy, z delikatnym i przyjaznym zaznaczeniem różnic. Czasami trzeba inaczej postawić akcenty, coś przemilczeć, żeby ukazać jakąś zasadniczą myśl czy prawdę.

Tu jest duża szansa dla nauczycieli, żeby ukazywać w miejscu zamieszkania uczniów wspólną historię, bo przecież tak było: byliśmy razem do II wojny światowej. Nauczanie regionalne (i geografii…) generalnie na Ukrainie „leży”, więc duża szansa dla nas, dla lekcji języka polskiego, by podać pewne informacje z naszego punktu widzenia. O metodyce kulturowej mógłbym długo mówić, podam jeden przykład: uczymy się czytać, czytamy więc nazwy miejscowości. Możemy czytać polskie atlasy, a możemy zorganizować reprint przedwojennej mapy II RP i czytać, jak nazwy okolicznych miejscowości brzmiały i były zapisane po polsku. Jest różnica? W ogólnoukraińskim podręczniku nie da się zamieścić takiej mapy, ale jeśli mieliby ją nauczyciele?

Czy jednak ktoś (MEN, Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą – ORPEG – Wspólnota Polska i inne podmioty odpowiadające za szkolenia nauczycieli) w ogóle szkoli nauczycieli w kierunku metodyki kulturowej? Obecnie mamy wysyp szkoleń online. Proponowałem Wspólnocie Polskiej (ogromny ośrodek szkoleniowy w Ostródzie) – w odzewie na ich ofertę – takie szkolenia; nawet nie otrzymałem odpowiedzi.

Prowadziłem szkolenia na Ukrainie podczas pracy we Lwowie, w Centrum Metodycznym i w ramach projektów; powstały trzy wersje poradnika metodycznego – ale to trzeba kontynuować, tworzyć wciąż nowe pomoce, korzystać z kreatywności nauczycieli, tworzyć bazy pomocy. Kancelaria Prezesa Rady Ministrów (KPRM) projekty odrzuca. Z podręcznikami serii Język polski zetknęły się już dziesiątki tysięcy uczniów, zawsze coś zostało. Ale polskie rządy wspierały i wspierają szkolnictwo społeczne polskie (te tzw. szkoły sobotnie), ale wciąż nie wspierają szkół ukraińskich.

Ogłoszono kolejne konkursy na podręczniki (co mniej więcej 10 lat trzeba je wymieniać jako przestarzałe) i zamiast wspierać te z propolskimi treściami poprzez nową ich formę i aktualizację, przygotowano nowe. Są piękne, ale puste wychowawczo. Podam jeden przykład – w podręczniku dla klasy V znanych Polaków reprezentuje Natalia Przybysz.

O ile wiem, nie są one drukowane i dystrybuowane za darmo w ukraińskich szkołach. Zresztą naszej serii Język polski nigdy w Polsce nie doceniono, a – śmiem twierdzić – zrobiły więcej dla polskości na Ukrainie niż wiele projektów razem wziętych. Jest też, szczególnie ostatnimi laty, wiele dobrych projektów promujących polskość, i to polskość pozytywnie pokazaną, choć raczej polskość w Polsce, nie na Ukrainie. Aż nieraz mi żal, że nie biorę w tych projektach udziału, że nikt się nie zwraca z prośbą o opinię, konsultacje, bo po niewielkiej korekcie można by było znacznie poprawić ich efektywność na rzecz kształcenia międzykulturowego, w kierunku wizji, modelu absolwenta.

Pomoc dla oświaty jest od lat ogromna, ale często chaotyczna, a przeraża marnotrawstwo – np. olimpiada historyczna za ćwierć miliona! Przykładem pozytywnym może być kilkuletni projekt Biało-czerwone ABC…, który kompleksowo ujmował edukację polską na Ukrainie. Wiele konkursów, olimpiad, dyktand, kursów, szkoleń – ogólnie fajerwerki, a przecież edukacja to żmudna praca, rozłożona na lata. Trzeba przede wszystkim wspierać nauczycieli, budować sieć szkolnictwa w ukraińskich szkołach, doposażać pracownie, proponować odpowiednie treściowo podręczniki, drukować je. To miękkie oddziaływanie może odnieść skutki. Póki Ukraińcy zechcą z takiej pomocy korzystać, bo wcale nie muszą i wówczas nie będziemy mieli żadnego wpływu na nic. Musi być wizja – dokąd zmierzamy.

Marzy mi się wielka koordynacja działań, wspólnota instytucji – a jest ich sporo – w działaniu na rzecz wychowania absolwenta naszej ukraińskiej edukacji. Wielu z nich przyjedzie do Polski, ale wielu zostanie.

A więc z jednej strony przygotowujemy przyszłych imigrantów, obywateli, wyborców (!), z drugiej – przychylnych nam obywateli Ukrainy, którzy będą – miejmy nadzieję – chcieli i umieli współpracować z Polską i Polakami na Ukrainie w duchu polskich i – szerzej – europejskich wartości.

Tak więc edukacja nie może być wyjałowiona z treści, nie tylko gramatyka i ortografia, nawet nie tylko polskie rzeki i kilka historycznych dat, ale umiejętność zachowania się, umiejętność myślenia po polsku, budowanie polskiej mentalności. Nauczyciele z Polski uczący na Ukrainie, a jest ich sporo, też powinni wspierać takie działania i być do tego odpowiednio przygotowani.

Błędem kolejnych rządów jest – moim zdaniem – opieranie pomocy na zasadach narodowościowych, przynajmniej w założeniach. To znaczy pomagamy Polakom (osobom polskiego pochodzenia, jakkolwiek to definiować), a niby „przy okazji” np. ukraińskim dzieciom w polskich szkołach, choć proporcje są tu inne. Tak skonstruowane są kryteria rozpatrywania projektów – jako działanie na rzecz środowiska polskiego, a powinny – jako promocja polskości.

Osób mających nawet mgliste polskie pochodzenie jest coraz mniej, a polskość może przetrwać na Ukrainie także (a może w niektórych regionach tylko) w środowiskach niepolskich.

Pierwsza część wywiadu Rajmunda Pollaka z Jerzym Kowalewskim, pt. „Musimy uszanować ukraiński punkt widzenia”, znajduje się na s. 1 i 13 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90-91/2021. Druga część zostanie opublikowana w lutowym numerze „Kuriera WNET”.

 


  • Grudniowo-styczniowy numer „Kuriera WNET” można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Wywiad Rajmunda Pollaka z Jerzym Kowalewskim, pt. „Musimy uszanować ukraiński punkt widzenia”, na s. 13 grudniowo-styczniowego „Kuriera WNET” nr 90-91/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Artur Żak: każdy pamięta, że ta niepodległość nie zwaliła się Polakom na głowy

Współgospodarz Studia Lwów o obchodach Święta Niepodległości we Lwowie.

Artur Żak podkreśla, że 11 listopada to ważna data, dla każdego Polaka mieszkającego we Lwowie.

Każdy pamięta, że ta niepodległość nie zwaliła się Polakom na głowy.

Wśród tych, którzy wywalczyli Polsce niepodległość byli także Polacy z lwowszczyzny. Współgospodarz Studia Lwów zauważa, ze względu na panujący we Lwowie reżim sanitarny

Wszelkiego rodzaju imprezy masowe są na tą chwilę zawieszone.

O godz. 10 będzie msza św. w Bazylice NMP. Po niej nastąpi zapalenie zniczy i złożenie wieńców na Cmentarzu Obrońców Lwowa.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Slobodianiuk: dzięki wspólnym ćwiczeniom wojskowym Ukraina ma szansę poznać standardy NATO

Olena Slobodianiuk wytłumaczyła, że Brygada, do której należy, jest jednostką wielonarodową, składającą się z pododdziałów sił zbrojnych Litwy, Polski i Ukrainy. Przybliżyła słuchaczom sylwetkę księcia Hetmana Konstantego Ostrogskiego, który z sukcesem dowodził armią w potyczkach z Tatarami i wojskami moskiewskimi: Dziś jest rocznica bardzo ważnego wydarzenia: Bitwy pod Orszą, w której brały udział siły Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz Korony Królestwa Polskiego. Konstantyn Ostrogski tę bitwę wygrał. Slobodianiuk wspomniała, że obecność Brygady […]

Olena Slobodianiuk wytłumaczyła, że Brygada, do której należy, jest jednostką wielonarodową, składającą się z pododdziałów sił zbrojnych Litwy, Polski i Ukrainy. Przybliżyła słuchaczom sylwetkę księcia Hetmana Konstantego Ostrogskiego, który z sukcesem dowodził armią w potyczkach z Tatarami i wojskami moskiewskimi:

Dziś jest rocznica bardzo ważnego wydarzenia: Bitwy pod Orszą, w której brały udział siły Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz Korony Królestwa Polskiego. Konstantyn Ostrogski tę bitwę wygrał.

Slobodianiuk wspomniała, że obecność Brygady w Lublinie pozwala na wymianę doświadczeń pomiędzy Ukrainą, Polską i Litwą; zaznaczyła, że jest to szczególnie korzystne dla Ukrainy, gdyż ma ona dzięki temu styczność z europejskimi standardami obronnymi. Opowiedziała także o ćwiczeniach woskowych, które niedawno odbyły się w Jaworowie pod Lwowem:

To były dwa tygodnie pełne wspólnych szkoleń; sprawdzaliśmy m. in. to, jak procedury NATO mogą zostać wykorzystane na terytorium Ukrainy.

Opowiedziała również o codziennym życiu żołnierzy stacjonujących w Lublinie:

Jesteśmy ramieniem bezpieczeństwa trójkąta lubelskiego. Jest to jedyny przykład, gdzie trzy państwa mają wspólną wizję i jeden cel. W Lublinie stacjonuje jedynie sztab Brygady.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

S.S.

 

Uniwersytet Lwowski. Wasyl Kmieć: Przeprowadzamy rekonstrukcje historyczne. Przywracamy wygląd biblioteki sprzed wojny

Dyrektor Naukowej Biblioteki Uniwersytetu Iwana Franki o mordowaniu polskich pracowników naukowych we Lwowie podczas II wojny światowej oraz o uniwersyteckiej bibliotece.


Uniwersytet Iwana Franki we Lwowie współpracuje z Uniwersytetem Wrocławskim w dziele przybliżania niemieckiej zbrodni na lwowskich profesorach w 1941 r. Wydano dwujęzyczny polsko-ukraiński przewodnik. Wasyl Kmieć, dyrektor Naukowej Biblioteki Uniwersytetu Iwana Franki odnosi się do krytyki Polaków, którzy uważają, że mówiąc o zbrodni na lwowskich profesorach należy podkreślać, że byli to polscy uczeni. Stwierdza, że ma na to inne, choć jak stwierdza, nieprzeciwstawne podejście. Chodzi o inne rozłożenie akcentów.

Założyliśmy, że będziemy pisać wyłącznie na dokumentach istniejących. Nie omawiamy w naszych pracach mitologii politycznej.

Obecnie prowadzone są badania nad odtworzeniem kolekcji bibliofilskiej, która ucierpiała wskutek działań wojennych.

Prowadzimy badania z historii naszych zbiorów. […] W czasie wojny biblioteka miała spore straty.

Poza odtworzeniem zbiorów w dawnym Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie trwają prace nad przywróceniem przedwojennego kształtu czytelni bibliotecznej.

Przeprowadzamy rekonstrukcje historyczne. Przywracamy wygląd biblioteki uniwersyteckiej sprzed wojny.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Oskarżanie ofiar i zaprzeczanie sprawstwu nie prowadzi do pojednania w prawdzie / Mariusz Patey, „Kurier WNET” 85/2021

Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów od 1943 r. prowadziła działania maskujące swoje zbrodnie. Istnieje aż nadto dokumentów świadczących o planowaniu i realizowaniu eksterminacji polskiej ludności.

Mariusz Patey

W cieniu Wołynia

Polacy często są zaskakiwani informacjami z Ukrainy o kolejnych upamiętnieniach już nie tylko Stepana Bandery, ale także Romana Szuchewycza czy Dmytra Klaczkiwskiego. W polskiej opinii zwłaszcza ci dwaj ostatni są uważani za winnych zorganizowania niezwykle brutalnych masowych mordów na polskiej ludności cywilnej, w tym kobiet i dzieci. Z drugiej strony często na Ukrainie podnosi się potrzebę współpracy ze współczesną Polską. Myślę, że aby zrozumieć tę sprzeczność, warto przeczytać książkę profesora Romana Drozda Ukraińska Powstańcza Armia, wydaną przez Burchard Edition.

Roman Drozd jest historykiem pochodzenia ukraińskiego, mieszkającym w Polsce i od dawna zaangażowanym w dialog polsko-ukraiński. Trudno go podejrzewać o chęć psucia współczesnych polsko-ukraińskich stosunków, wręcz przeciwnie. W swojej książce przytoczył deklarację Antoniego Podolskiego: „Są wszystkie dane ku temu, by Polska i Ukraina zaprzyjaźniły się jak jeszcze nigdy w historii”. Odwołał się też do stwierdzenia prof. Zbigniewa Brzezińskiego: „Niepodległa Ukraina jest kluczem do stabilizacji i pokoju w Europie Środkowej, w tym także bezpieczeństwa Polski”. Trzeba zgodzić się z wydawcą książki R. Drozda, iż „nie można się przyjaźnić, nie znając się wzajemnie”. I tu dochodzimy do sedna problemu.

Profesor R. Drozd postawił sobie za cel upiększyć wizerunek UPA w polskim społeczeństwie. Wierząc głęboko w postawione przez siebie tezy i mając na uwadze tylko dotarcie do prawdy – czego nie wykluczam – uderza w dorobek pracy wielu polskich badaczy.

Dla osób pochodzenia ukraińskiego, których rodziny przeżyły Akcję Wisła, UPA jawi się często jako obrońca ukraińskiej ludności przed komunistyczną przemocą. Sami Ukraińcy określają się jako ofiary totalitaryzmów, a UPA postrzegają jako formację narodowowyzwoleńczą, jakich powstało wiele w tej części Europy. Polską narrację historyczną traktują jako powielanie „kłamstw, jakie na temat UPA szerzyła czerwona propaganda”. A zatem według wydawcy książki, jak i jej autora, „Ukraińska Powstańcza Armia była wojskiem. Poległym żołnierzom UPA należy się szacunek, jak wszystkim żołnierzom poległym w walce o wolność swej ojczyzny”.

Polska opinia publiczna nie twierdzi, że zmarłym nie należy się spokój i prawo do grobu. „Świętość” cmentarzy jest powszechnie akceptowana w Polsce. A „świętokradcy” niszczący groby (choć i tacy się zdarzają) spotykają się z potępieniem. I tak w Polsce mamy cmentarze żołnierzy niemieckich, a nawet członków szczególnie źle zapisanego w polskiej pamięci zbiorowej oddziału SS Dirlewangera (cmentarz niemiecki w Nadolicach Wielkich na Śląsku). Mamy także groby enkawudzistów czy zbrodniarzy komunistycznych.

Polska opinia publiczna mogłaby się tu zgodzić z R. Drozdem co do potrzeby ochrony grobów także członków UPA. Natomiast już trudno przejść do porządku nad hagiografią osób uwikłanych w masowe zabójstwa kobiet i dzieci.

Tymczasem historycy, publicyści piszący o zbrodniach UPA są traktowani przez autora książki jak co najmniej inspirowani przez obce agentury. Autor i wydawca wierzą, iż pomimo aktywności tych „agentur”, „przyjaźń Ukraińców i Polaków rozwinie się, wbrew plugawym kłamstwom różnych prusów i poliszczuków”.

R. Drozd oczywiście nie uważa, iż morderstwo jest czymś dobrym, ale z przekonaniem próbuje znaleźć okoliczności łagodzące czy wręcz podważa sprawstwo OUN w ludobójczej polityce czystek na Wołyniu.

W części pierwszej swojej książki generalnie słusznie krytykuje politykę władz polskich wobec mniejszości ukraińskiej, prowadzoną w czasach międzywojnia. Do czynników zaogniających relacje polsko ukraińskie zaliczył politykę asymilacji państwowej uderzającą w szkolnictwo ukraińskie, tworzenie szkół dwujęzycznych utrakwistycznych w miejsce ukraińskich, ograniczanie działalności ukraińskich organizacji niepodległościowych, utrudnianie funkcjonowania Cerkwi prawosławnej, a nade wszystko akcje policyjno-wojskowe wymierzone w ludność ukraińską (w reakcji na wzrost działań sabotażowych ze strony ukraińskich nacjonalistów i komunistów).

Podana przez autora liczba 800 spalonych przez oddziały polskie ukraińskich wiosek od września do października 1930 r. jest zupełnie niewiarygodna, jednak pamięć o stosowanej polityce odpowiedzialności zbiorowej i polskich represjach była żywa wśród Ukraińców.

Bohdan Hud w swojej książce Polacy i Ukraińcy na Naddnieprzu, Wołyniu i Galicji Wschodniej w XIX w i pierwszej połowie XX w., wydanej po polsku, przyznaje: „Chociaż oczywiście to, co zostało powiedziane, nie uzasadnia roli OUN i UPA w tej tragedii, jak napisali między innymi ukraińscy uczestnicy Danyło Szumuk, Jewhen Stachów i Petro Poticzny”.

W prasie OUN, na przykład w piśmie „Rozwój Narodu”, tak komentowano sytuację: „Zbliża się nowa wojna, do której winniśmy się przygotować. Z chwilą, kiedy ten dzień nadejdzie, będziemy bez litości, zobaczymy powstających Żeleźniaków i Gontę, i nikt nie znajdzie litości, a poeta będzie mógł zaśpiewać »ojciec zamordował własnego syna«. Nie będziemy badali, kto bez winy, tak jak bolszewicy, będziemy najpierw rozstrzeliwali, a potem dopiero sądzili i przeprowadzali śledztwo” (Florentyna Rzemieniuk, Unici Polscy 1596–1946, Siedlce 1998, s. 202, 204, 210.).

Temat nadużyć polskich żołnierzy na Wołyniu poruszył także w rozmowie ze mną Jurij Szuchewycz, podając je jako jedną z przyczyn ukraińskiej niechęci do Polaków. Jednak nie próbował usprawiedliwiać mordów na polskiej ludności cywilnej chęcią odwetu. Swoje wieloletnie więzienie skomentował krótko: „dzieci nie powinny odpowiadać za winy ojców”. Dlatego niepokoi u R. Drozda próba tłumaczenia stosowania logiki odpowiedzialności zbiorowej przez działaczy OUN i dowódców UPA wobec ludności polskiej.

W rozdziale III swojej książki tak opisał stosunek OUN–UPA do Polaków: „UPA nadal realizowała program spychania ludności polskiej za Bug, a szczytowe nasilenie akcji przypadło właśnie na lipiec-sierpień 1943 r.” (s. 119) i „Moim zdaniem liczby poniesionych ofiar po obu stronach będą bardzo przybliżone. Oczywiście trudno tutaj wskazać, kto był stroną atakującą, a kto broniącą się…”. Można zapytać, czy R. Drozd nie rozumie, co zapisano w przytoczonym przez niego dokumencie (kwiecień 1943 r.): „we wsi Knuty w rejonie sztumskim spalono całą polską kolonię (86 zagród), a ludność zlikwidowano za współpracę z gestapo i władzą niemiecką” (s. 123). Czy polskie dzieci z Knut też współpracowały z gestapo?

Trzeba się zgodzić z twierdzeniami ukraińskich historyków, że nie wszyscy członkowie OUN popierali brutalne czystki na ludności polskiej. Nie oni jednak mieli wpływ na politykę organizacji. Jedni, jak Ivan Mitrynga (mimo, że będąc w OUN niejednokrotnie wygłaszał rasistowskie poglądy) czy Boris Lewickyj, wystąpili z OUN i przyłączyli się do oddziałów petlurowskich Tarasa „Bulby” Borowca. Inni, jak Jewhen Stakhiv, pracowali na obszarach, na których polsko ukraińskie problemy etniczne nie istniały.

OUN, mając scentralizowaną strukturę narzucało swoją politykę całej organizacji. Politykę tworzoną przez – trzeba przyznać – wąskie grono prominentnych przywódców. Analizując prace programowe działaczy OUN, Marek Wojnar, w pracy Myśl polityczna Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w drugiej połowie lat trzydziestych w świetle nowych dokumentów” (M. Wojnar, Instytut Studiów Politycznych PAN) zauważył, iż działacze OUN już w II połowie lat 30. byli zafascynowani osiągnięciami systemów totalitarnych, a swoje cele zamierzali realizować wszelkimi metodami. Problem pojawia się, kiedy odchodzimy od dekalogu moralnego, w imię „wyższych celów”. I usprawiedliwiamy stosowanie przemocy wobec grup etnicznych, religijnych, społecznych, a zwykłe państwo prawa zostaje zastąpione logiką odpowiedzialności zbiorowej…

Po 1945 r. (a więc za późno dla tysięcy niewinnych ofiar) do części przywódców OUN dotarło, iż nie polscy wieśniacy są wrogiem idei ukraińskiego państwa narodowego, ale władza radziecka. Podjęto spóźnione próby porozumienia między polskim podziemiem niepodległościowym a UPA, które skutkowały zmniejszeniem ilości wzajemnych napadów na ludność cywilną.

Porozumienie zostało dostrzeżone jako realne zagrożenie przez polskie i radzieckie władze komunistyczne, jednak wobec sprawnie działających służb komunistycznych oraz oporu dużej części działaczy polskiego podziemia antykomunistycznego nie wyszło poza lokalne struktury podziemne. Rów wykopany na Wołyniu był zbyt głęboki do przeskoczenia.

Analizując poglądy R. Drozda, można zrozumieć mechanizm psychologiczny wypierający fakty zaburzające percepcję ukochanych dziadków, opowiadających wnukom o ich bohaterskiej walce za niepodległą Ukrainę. Niestety człowiek może być dobrym, kochającym ojcem, bratem, mężem, patriotą, a jednocześnie krwawym mordercą. Ta uwaga nie dotyczy tylko członków OUN. Aby usprawiedliwić godne pożałowania czyny swoich bohaterów, trzeba oskarżyć ofiary. Można też zaprzeczać sprawstwu. Takie zabiegi jednak nie doprowadzą do pojednania w prawdzie. Bowiem „prawda ofiar” żyje w ich dzieciach i wnukach, w setkach wspomnień i miejscach kaźni. Przykład Katynia pokazuje, jak zafałszowanie historii z równoczesną próbą budowy „przyjaznych stosunków z bratnimi narodami” zatruło polsko-rosyjskie stosunki.

R. Drozd ma rację, że współcześnie jest więcej obszarów wspólnych niż dzielących między Polakami i Ukraińcami, ale pytanie, jak zakopać rów wykopany przez sprawców zbrodni sprzed 80 lat, pozostaje otwarte. Jego książka nie przekona Polaków, daje natomiast pogląd, jakie sprawcy już wtedy podejmowali działania, próbując ukryć swoje zbrodnie i tłumaczyć swoje czyny sprzeczne z nauką Kościołów chrześcijańskich.

I tak autor publikuje odezwę do Polaków podpisaną przez przywódców OUN, w której oskarża się Polaków o współpracę z Niemcami i radziecką partyzantką. R. Drozd nie podejmuje jednak refleksji, iż to nie członkowie niemieckich formacji policyjnych czy partyzanci radzieccy polskiego pochodzenia byli ofiarami ataków na polskie wsie i przysiółki, ale zwykle bezbronni wieśniacy. Według szeroko propagowanych w polskim społeczeństwie ustaleń polskich historyków, szczytne ideały walki o wolność narodów zostały przez kierownictwo OUN skompromitowane użyciem metod nie różniących od polityk państw takich, jak nazistowskie Niemcy, Chorwacja rządzona przez ustaszy czy stalinowski ZSRR.

Słusznie pisał Taras „Bulba” Borowiec w swym liście z 10 VIII 1943 r do „Prowidu OUN”: „zamiast tego, żeby prowadzić działania zgodnie ze wspólnie nakreśloną linią, oddziały wojskowe OUN, pod marką UPA, w dodatku niby to z rozkazu Bulby, w haniebny sposób zaczęły wyniszczać polską ludność cywilną i inne mniejszości narodowe. (…) gestapo i NKWD tego sojuszu zniewolonych narodów boją się, dlatego też napuszczają jeden naród na drugi i tumanem nowych idei rozbijają narody, dzieląc je na wrogów politycznych”.

Taras „Bulba” Borowiec zaproponował OUN-B kolektywnie zarządzaną radę polityczną złożoną z przedstawicieli różnych środowisk politycznych, mającą kontrolę nad zjednoczonymi oddziałami partyzanckimi. Pomysł przypominał plan scaleniowy AK i polityczną nadbudowę porozumienia stronnictw w ramach KRN Polskiego Państwa Podziemnego. Nie godził się także na politykę wyniszczenia polskiej ludności cywilnej. Autorytarne władze OUN-B odpowiedziały przejęciem popularnej nazwy UPA, siłowym wcieleniem do swojej organizacji oddziałów Tarasa „Bulby” Borowca, a opornych mordowały.

Opinia Tarasa „Bulby” Borowca o metodach kierownictwa OUN-B nie została przez R. Drozda wzięta pod uwagę. Na łamach swojej książki przedstawia on OUN–UPA jako otwartą na współpracę z Polakami organizację, która jednak musiała bronić Ukraińców przed współpracującą z okupantem niemieckim i sowieckimi partyzantami polską ludnością.

Powołuje się przy tym na liczne propagandowe dokumenty OUN. Z dokumentów wewnętrznych wybrał te, które świadczą o „dobrych intencjach” kierownictwa OUN. Problem w tym, iż OUN już w 1943 r. prowadziła działania maskujące swoje zbrodnie. Trudno zatem wierzyć treści ulotek propagandowych przeznaczonych dla Polaków. Mimo wszystko istnieje aż nadto dokumentów świadczących o planowaniu i realizowaniu eksterminacji polskiej ludności.

Warto tu przytoczyć badania Grzegorza Motyki zebrane np. w książce: Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”.

Spotykając się z żyjącymi jeszcze świadkami historii, byłymi członkami OUN, odczuwało się poczucie winy, ale i strach przed oceną współczesnych. Dlatego sprawcy swoją wiedzą niechętnie się dzielili nawet po latach.

Wiele zbrodni zostanie pewnie do końca nie wyjaśnionych. Nie można jednak nie próbować dociekać prawdy, a tym bardziej nie można uciekać od prawdy.

Pacyfikacje według R. Drozda były narzędziem walki oddziałów partyzanckich nie tylko ukraińskich, ale i polskich. Usiłuje on bronić poglądu o pełnej symetrii w doborze metod i ilości ofiar. Można się zgodzić, iż polskie podziemie od początku 1943 r., zwłaszcza na Chełmszczyźnie i Zamojszczyźnie, stosowało godne pożałowania metody wyniszczenia świadomych narodowo Ukraińców. Zwalczano nie tylko tych służących w niemieckiej policji, ale też zaangażowanych w rozwój struktur samorządowych czy tworzenie ukraińskiej oświaty pod osłoną kontrolowanych przez Niemców ukraińskich organizacji. Od początku 1943 r. atakowano także kolonistów ukraińskich przesiedlanych przez Niemców w miejsce wysiedlanych Polaków.

Na Wołyniu jednak do 1943 r. nie było masowych mordów na Ukraińcach organizowanych przez polskie podziemie czy nieliczne samoobrony.

Tego podziemia w polskich wsiach nie było. Do wiosny 1943 r. były niemieckie akcje pacyfikacyjne, jednak nie uczestniczyli w nich w znaczącej ilości polscy policjanci, gdyż Polacy w jednostkach policyjnych pojawili się dopiero po dezercji i ucieczce policjantów pochodzenia ukraińskiego wiosną 1943 r. A wtedy już oddziały OUN atakowały i dokonywały grupowych mordów na Polakach.

Inną metodę obrony OUN przyjął Bohdan Hud, który w swej książce wydanej w języku polskim Polacy i Ukraińcy na Naddnieprzu, Wołyniu i Galicji Wschodniej w XIX w i pierwszej połowie XX w. znakomitą część winy przerzucił na ukraińskich chłopów, którzy to już w 1942 r. mieli „spontanicznie” dokonywać ataków na „polskich agronomów” wysługujących się Niemcom.

B. Hud pisał: „Dziś ze względu na brak wystarczającej liczby wiarygodnych dokumentów nie można oczywiście zrekonstruować każdego detalu ówczesnych wydarzeń, ocenić rzeczywistej siły, a także skali spontaniczności wystąpień chłopskich” (s. 340). Winne wg niego były także organizacje dokonujące napadów na wioski ukraińskie, nie zawsze w celach odwetowych.

Można zgodzić się, iż OUN dostrzegła na Wołyniu potencjał społeczny dla swoich postulatów monoetnicznej Ukrainy. Kiedy do tego doszedł program agrarny przejmowania ziemi po polskich sąsiadach, mogła konkurować ze swoim radykalizmem na ukraińskim rynku polityki.

Cynizm polityków OUN rozgrywających kartą polską polegał na tym, iż zamiast osłabiać emocje i powstrzymywać przemoc wobec w przeważającej większości bezbronnych chłopów polskich, wykorzystano niskie instynkty dla zdobycia przewagi nad konkurentami politycznymi. Walka narodowowyzwoleńcza nie upoważnia do odstąpienia od zasad etycznych.

B. Hud doszukiwał się także śladów sowieckiego sprawstwa (s. 341), niejako podejmując się polemiki z rzetelnie napisaną pracą Ihora Illiuszyna pt. ZSRR wobec ukraińsko-polskiego konfliktu narodowościowego na Ukrainie Zachodniej w latach 1939–1947.

Powołując się na odezwę do ludności ukraińskiej, wydaną w 1939 r. przez generała Kowaliowa: „Już od 20 lat policyjny but piłsudczyków bezkarnie depcze rodzinne ziemie naszych braci Białorusinów i Ukraińców. Ziemie te nigdy nie należały do Polaków. Te rdzenne ziemie białoruskie i ukraińskie zagarnęli polscy generałowie i obszarnicy w te dni, gdy republika sowiecka, broniąc się przed licznymi siłami kontrrewolucji, była jeszcze niedostatecznie silna. […] W zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainie wniósł się czerwony sztandar powstania. Zapłonęły dwory obszarnicze. Zaczęli miotać się generałowie. Skierowali oni karabiny maszynowe i działa przeciw powstańcom. Ale nic nie jest w stanie ugasić gniewu narodów zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy” oraz na przykład dowódcy sotni UPA, agenta NKWD, Wasyla Łewoczki ps. Jurczenko, Dowbusz (dowodził antypolską akcją w Porylsku 12 VII 1943 r., w której zginęło 200 Polaków), wywiódł wniosek o możliwej radzieckiej inspiracji.

Ślady radzieckiej polityki dezintegracji środowisk polskich i ukraińskich oraz budowania wzajemnej nieufności można też znaleźć w dokumentach polskiego podziemia. Płk L. Okulicki w 1941 r. relacjonował: „Moskwa lawiruje, największe niebezpieczeństwo dla niej stanowią Ukraińcy, przeciwko którym w ostatnim czasie rozpoczęto ostre masowe represje. Polaków starają się przekonać do współpracy i podburzają ze strony Kijowa do występowania przeciwko ukrainizacji…”. Ale nie usprawiedliwia to polityki OUN i postawy dowódców sotni UPA uczestniczących w mordach od początku 1943 r.

Na pewno atak na polskie wsie był w interesie Związku Sowieckiego. W bliższej perspektywie czasowej wprowadzał chaos na zapleczu frontu, a w dalszej – pomagał skomunizować ludność polską, która już nie pamiętała lat 1939–1941 wobec ogromu zbrodni 1943 r. i chętniej wyjeżdżała z terenów ZSRR do pojałtańskiej Polski. Także koszt tych wywózek po antypolskiej akcji OUN był niższy.

To jednak jeszcze nie dowodzi współudziału służb radzieckich w eksterminacji polskiej ludności w 1943 r. Nie można jednak wykluczyć, iż dalsze badania przyniosą nowe spojrzenie na rolę służb radzieckich. Trzeba się przy tym zgodzić z B. Hudem, iż niemiecka polityka „dziel i rządź”, brutalne pacyfikacje, logika odpowiedzialności zbiorowej – miały destrukcyjny wpływ na postawy ludzkie.

Dla współczesnej Ukrainy odwoływanie się do totalitarnych ideologii czy to stalinowskiej ZSRR, czy OUN, stanowi zagrożenie dla realizacji jej prozachodnich, proatlantyckich aspiracji.

Na miejscu służb rosyjskich wspierałbym wszelkie ruchy bezwarunkowo heroizujące OUN, SS Galizien czy NKWD. Takie aktywne, skrajne środowiska osłabiają nie tylko polskich przyjaciół Ukrainy, ale i wszystkich w Europie zaangażowanych w pomoc Ukrainie. To skuteczniej izoluje Ukrainę i blokuje jej wstąpienie do NATO i UE niż nawet rosyjskie działania militarne w Donbasie czy aneksja Krymu.

Niektóre kraje Zachodu musiały przejść trudny proces denazyfikacji, Polska przechodzi dekomunizację, a Ukraina ma przed sobą detotalitaryzację. Społeczeństwa zachodnie zaś boją się totalitaryzmów.

Trzeba tu dodać, że nie tylko Ukraina ma problemy z historią. W Rosji odtwarza się kult Stalina. W Polsce polityka pamięci nie dokonała rozliczenia działań organizacji podziemnych skutkujących niepotrzebnymi ofiarami wśród ludności cywilnej (na przykład zamachy bombowe na niemieckie dworce kolejowe, mające znamiona akcji terrorystycznych, w których ginęli cywile, często dzieci; akcje przeciwko niemieckim i ukraińskim kolonistom, kończące się śmiercią całych rodzin na Hrubieszowszczyźnie, Zamojszczyźnie; różne akcje „odwetowe”, „prewencyjne” itp.).

Zachodni alianci dotąd toczą dyskusje o sens i etyczność nalotów na niemieckie czy japońskie miasta pod koniec wojny (Drezno, Hiroszimę i Nagasaki), w których zginęli głównie cywile. Nawet w Izraelu postać honorowanego tam Abrahama Sterna, założyciela organizacji „Lechia”, walczącej o niepodległy Izrael, powinna skłaniać do refleksji o granicach kompromisów moralnych.

Historii nie zmienimy, ale trzeba ją znać i wyciągać z niej wnioski, by w przyszłości nie powtarzać błędów naszych przodków. Działacze OUN-B i OUN-M, żołnierze SS Galizien mieli intencję walczyć na rzecz niepodległej Ukrainy i byli gotowi oddać dla niej życie, ale niektórzy wyrządzili przy tym wiele złego nie tylko „wrogom ojczyzny”. To samo dotyczy członków różnych formacji radzieckich, które walka z „wrogami ludu” pchnęła do potwornych zbrodni.

Siła państwa nie opiera się tylko na wielkości dokonań minionych pokoleń. Nie zależy od długości listy nazwisk w panteonie narodowym, od autorytetu tej czy innej osoby, ale od determinacji obecnie żyjących, by posiadać własne państwo.

Dziś jedyną drogą prowadzącą do bogactwa społeczeństw i rozwoju niezależnych, demokratycznych państwowości w Europie Środkowo-Wschodniej jest pokojowa, wzajemnie korzystna współpraca, nie wojna – tu można zgodzić się z profesorami Romanem Drozdem i Bohdanem Hudem.

Mam nadzieję, że dialog będzie kontynuowany dla dobra naszych społeczeństw, by przyszłość była lepsza.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „W cieniu Wołynia” znajduje się na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Mariusza Pateya pt. „W cieniu Wołynia” na s. 5 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

78. Rocznica Rzezi Wołyńskiej. Studio Dublin: Nie można budować wspólnej przyszłości na kłamstwie historycznym

11 lipca 1943 roku doszło do czystek etnicznych zwanych dziś „krwawą niedzielą”. Ukraińscy nacjonaliści zaatakowali 99 miejscowości, a akty terroru kosztowały życie kilkadziesiąt tys. Polaków i Żydów.

W piątkowej audycji „Studia Dublin” redaktor Tomasz Wybranowski przypomina wydarzenia tzw. „krwawej niedzieli”, która stanowiła kulminację Rzezi Wołyńskiej. Jak komentuje dziennikarz, było to ludobójstwo tym bardziej okrutne, bo dokonali go nasi sąsiedzi, współmieszkańcy Kresów:

Pamiętać należy o ludobójstwie dokonanym na Polakach z Kresów przez ukraińskich nacjonalistów, sąsiadów – a przecież przez lata i Polacy i Ukraińcy żyli na tych naszych dawnych Kresach – mówi gospodarz audycji.

Autor „Studia Dublin” wskazuje, że istnieje wyraźna potrzeba dialogu na ten temat Rzezi Wołyńskiej. Co więcej, redaktor zwraca również uwagę na niemożność dalszego pogłębiania współpracy i przyjaźni polsko-ukraińskiej w obliczu negowania tamtejszych wydarzeń:

Dzisiaj budujemy wspólną przyszłość. Natomiast, nie można budować tej przyszłości i przyjaźni na kłamstwie historycznym i negowaniu zbrodni. A na Wołyniu doszło do nie czystek etnicznych a ludobójstwa – podkreśla Tomasz Wybranowski.

Ponadto, dziennikarz rozwija bardzo wiele aspektów związanych z mającymi miejsce na Wołyniu aktami ludobójstwa. Mówi m.in. o genezie zbrodni, która miała swoje źródło w dążeniach radykalnych ukraińskich nacjonalistów do utworzenia niepodległego, autorytarnego państwa ukraińskiego.

Tomasz Wybranowski twierdzi również, że za plan czystek odpowiedzialna jest ówczesna ukraińska inteligencja:

Tę zbrodnię zaplanowali ukraińscy inteligenci, a dzisiaj niektóre środowiska inteligencji ukraińskiej robią wszystko by zablokować prawdę o tej zbrodni. A polskie elity często temu ulegają – podsumowuje Tomasz Wybranowski.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Program Wschodni: Ukraina to nie tylko nasz sąsiad. To także kraj, który powstrzymuje Rosję w jej ekspansywnej polityce

W najnowszym „Programie Wschodnim” wicemarszałek Sejmu Małgorzata Gosiewska opowiada o swojej bieżącej wizycie na Ukrainie.

Prowadzący: Wojciech Jankowski

Realizacja: Michał Mioduszewski, Wiktor Timochin


Goście:

Małgorzata Gosiewska – wicemarszałek Sejmu RP

Paweł Bobołowicz – dziennikarz, współpracownik redakcji WNET

Rafał Dzięciołowski – prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej


W sobotnim „Programie Wschodnim” Małgorzata Gosiewska mówi m.in. o swojej bieżącej wizycie na Ukrainie. W rozmowie z Wojciechem Jankowskim polityk komentuje znaczenie relacji polsko-ukraińskich wobec agresywnej polityki Rosji:

Relacje polsko-ukraińskie mają w tej chwili bardzo duże znaczenie. Ukraina jest nie tylko naszym sąsiadem i partnerem gospodarczym. To przede wszystkim kraj, który powstrzymuje Federację Rosyjską w jej ekspansywnej polityce.

Wicemarszałek przybliża także tematykę trwającego od siedmiu lat konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Gość Wojciecha Jankowskiego skupia się na postrzeganiu tego sporu przez państwa zachodnie:

Ukraina od siedmiu lat mierzy się z agresywnymi działaniami prowadzonymi przez stronę rosyjską. Uważam, że w tym wypadku słowo „konflikt” czy „naruszenia” bardzo łagodzi to, co się tam faktycznie dzieje. I to, że przymkniemy na to wszystko oczy nie oznacza, że to tak przestanie być – mówi Małgorzata Gosiewska.

Rozmówczyni Wojciecha Jankowskiego wskazuje na wagę, a także recepcję swojej wizyty na Ukrainie:

To bardzo ważna wizyta, zarówno dla Polaków jak i Ukraińców. Wizyta jest bardzo mocno komentowana, doceniona i dostrzeżona. Jestem pewna, że fakt tej wizyty oraz gest solidarności, który sobą niesie będzie miało bardzo znaczący wpływ na relacje polsko-ukraińskie, ale też na nasze inicjatywy, gospodarkę i inwestycje.

Jednocześnie Małgorzata Gosiewska podkreśla różne aspekty wizyty, które zaważyły na jej pozytywnym odbiorze wśród ukraińskiego społeczeństwa:

Ukraińcy bardzo docenili ten format trójkąta lubelskiego na Donbasie. Fakt, że my byliśmy inicjatorem tego projektu. I, że pomimo zagrożenia w postaci pandemii i niebezpiecznej sytuacji politycznej, pojawiliśmy się tam osobiście. Prawie na linii frontu.

Drugi gość audycji, Paweł Bobołowicz, mówi o próbach dyskredytacji wizyty Małgorzaty Gosiewskiej na Ukrainie przez niektóre polskie media:

Myślę, że o wadze tej wizyty świadczy m.in. próba jej dyskredytacji w obszarze medialnym Polski.  Są to działania przygotowane przez osoby zajmujące się profesjonalnie trollingiem. Nie chodzi tu o typową i normalną w świecie polityki krytykę. Mamy tu do czynienia z wojną informacyjną. Wielokrotnie nasze organy państwowe przyznawały, że niestety uczestniczymy w tej wojnie informacyjnej.

Dziennikarz analizuje wzmożoną działalność internetowych trolli w czasie trwającej wizyty wicemarszałek Sejmu na Ukrainie:

Jako dowód może posłużyć jedno z dużych przedsięwzięć o charakterze propagandowym. Chodzi o tajną grupę na Facebooku, która skupia ponad 13 tys. członków – tam były przygotowywane konkretne ataki na Małgorzatę Gosiewską.

Współautor „Programu Wschodniego” swoją wypowiedź ilustruje przykładami konkretnych postów:

Jedną z wyjątkowo nieprzyjemnych prowokacji była zamiana części zdjęcia, gdzie pani wicemarszałek przechodzi w kamizelce kuloodpornej. Na kamizelce oczywiście widniała polska flaga. I ta flaga została zamieniona na kolory czerwony i czarny, które w Polsce utożsamiane są jako symbol ukraińskich nacjonalistów. To miało udowodnić, że wicemarszałek jest powiązana ze środowiskami nacjonalistycznymi i, że nie reprezentuje w pełni polskich interesów – relacjonuje Paweł Bobołowicz.

Ostatni rozmówca Wojciecha Jankowskiego, Rafał Dzięciołowski, także porusza temat znaczenia dobiegającej dziś końca wizyty wicemarszałek Sejmu na Ukrainie:

Znaczenie tej wizyty jest absolutnie oczywiste. To wynika m.in. z agendy tej wizyty, która ma bardzo silny wymiar polityczny, ale także moralno-etyczny i solidarnościowy. Drugi aspekt tej sprawy, to jest moment, w którym wizyta została podjęta.

Jak podkreśla prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej, trudny moment polityczny, w którym została złożona wizyta polskiej wicemarszałek może zadziałać bardzo korzystnie na relacje polsko-ukraińskie:

Z reguły jest tak, że w takich stanowczych i rozstrzygających momentach, kiedy spotykamy się z pomocą przyjaciela, zapamiętujemy to na długo i bardzo intensywnie – komentuje rozmówca Wojciecha Jankowskiego.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!


N.N.

Za wasze i nasze bezpieczeństwo. Manifestacje w Warszawie i Kijowie jako wyraz solidarności Polski, Ukrainy i Białorusi

Manifestanci przypomnieli, że Krym to Ukraina, na Donbasie toczy się wojna i nagłośnili nazwiska więźniów politycznych. Pod ambasadą Białorusi w Kijowie wsparli Białorusinów walczących o wolność.

10 kwietnia w Polsce jest zwykle związany z katastrofą smoleńską, ale tego roku w Warszawie w tym dniu zdarzyło się coś jeszcze: obok budynku ambasady Rosji na ul. Belwederskiej obyła się spontaniczna pikieta, przypominająca o więźniach politycznych na okupowanym Krymie. Wzięli w niej udział przedstawiciele Fundacji Niepodległościowej, Ośrodka Myśli Politycznej im. Romana Rybarskiego i Światowego Komitetu Solidarności. Wśród osób uczestniczących byli między innymi: Adam Borowski – działacz opozycji antykomunistycznej, Mariusz Patey – publicysta, dyrektor Ośrodka Myśli im. Romana Rybarskiego, a także Michał Orzechowski – dziennikarz i obrońca praw człowieka. Polacy postanowili przypomnieć, że oprócz Aleksieja Nawalnego Kreml wciąż aresztuje obywateli Ukrainy na Krymie i rozkręca, jak za czasów Stalina, spiralę szpiegomanii.

Pikieta pod ambasadą FR w Warszawie | Fot. F. M.

Pod ambasadą Rosji Polacy przypomnieli, że Krym to Ukraina, a na Donbasie toczy się prawdziwa wojna i nagłośnili nazwiska więźniów politycznych:

Halyna Dovhopola. 29 marca 2021 r. nielegalny „Sąd Miejski Sewastopola” skazał 66-letnią emerytkę i obywatelkę Ukrainy na 12 lat więzienia.

Vladyslav Jesypenko. Ten ukraiński dziennikarz Radia Liberty został zatrzymany 10 marca 2021 r. na Krymie przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Po 6 dniach tortur przyznał się do winy.

Oleg Fedorow. Został aresztowany wraz z pięcioma innymi mieszkańcami Krymu 17 lutego 2021 r. Od kwietnia przebywa w Republikańskim Klinicznym Szpitalu Psychiatrycznym na Krymie, gdzie został skierowany decyzją sądu na przymusowe badania.

Wszyscy są podejrzani o udział w zakazanej w Rosji i na Krymie organizacji „Hizb ut-Tahrir” (legalnej na Ukrainie).

Złożenie kwiatów pod pomnikiem Anny Walentynowicz przed ambasadą RP w Kijowie | Fot. YaraSva

13 kwietnia przypada 81 rocznica zbrodni katyńskiej, ludobójstwa dokonanego przez funkcjonariuszy NKWD na blisko 22 tys. obywateli II Rzeczypospolitej, wśród których byli Ukraińcy i Białorusini. Przed ambasadą Polski w Kijowie złożono kwiaty pod pomnikiem Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. W żałobnych uroczystościach pod ambasadą Polski w Kijowie wzięli udział przedstawiciele partii Korpus Narodowy oraz grupy sprzyjającej rozbudowie Międzymorza.

Olena Semeniaka w swoim przemówieniu przed ambasadą powiedziała, że Polska konsekwentnie wspiera Ukrainę w walce z neoimperialnym zagrożeniem całego regionu ze strony Moskwy. Semieniaka przypomniała o tym 10 kwietnia w Warszawie podczas pikiety przed ambasadą Rosji i podkreśliła, że obie akcje mają pokazać solidarność Polski i Ukrainy w tych trudnych czasach.

Manifestacja pod ambasadą Białorusi w Kijowie | Fot. YaraSva

Następnie manifestanci udali się pod ambasadę Białorusi w Kijowie. Tam Aleksander Alferov przekazał słowa wsparcia dla wszystkich Białorusinów, którzy walczą o wolność swego kraju. Kolejni mówcy przypominali, że reżim Łukaszenki uwięził obywateli Białorusi: Andżelikę Borys i Andrzeja Poczobuta, a władze Mińska celowo rozpalają podziały narodowościowe w białoruskim społeczeństwie.

Analityk polityki, dr Jewgienij Magda, w kontekście wizyty ministra spraw zagranicznych Polski Zbigniewa Raua w Kijowie oraz zwiększania obecności rosyjskich wojsk na granicy z Ukrainą słusznie zauważył, że o ile wcześniej w polsko-ukraińskich stosunkach obowiązywała formuła „za waszą i naszą wolność”, to obecnie warto mówić „za wasze i nasze bezpieczeństwo”.

E.B.

 

Swiatłana Fiłonowa: Rodziny przymusowo zesłane do Kazachstanu stanowią część ofiar zbrodni katyńskiej

W „Poranku WNET” rosyjska dziennikarka mówi m.in. o wspólnych motywach zbrodni katyńskiej i deportacji Polaków do Kazachstanu i Syberii.

[related id=142006 side=right] W najnowszym „Poranku WNET” rosyjska dziennikarka Swiatłana Fiłonowa porusza temat swojego nowego artykułu „Na stepach Kazachstanu i w lasach Syberii” opublikowanego niedawno „Kurierze WNET”. Znajdujący się na str. 4 kwietniowego „Kuriera WNET” tekst porusza tematykę związków między zbrodnią katyńską a deportacjami Polaków do Kazachstanu i Syberii:

Zawsze mówiłam, że rodziny przymusowo zesłane do Kazachstanu również stanowią część ofiar zbrodni katyńskiej. To dotyczy pośrednio drugiej i pierwszej deportacji – zaznacza dziennikarka.

Rozmówczyni Krzysztofa Skowrońskiego podkreśla, że z punktu widzenia historycznego warto patrzeć na oba wydarzenia jako na dwa elementy motywowane wspólnym celem:

Na deportacje do Polaków Kazachstanu nie sposób patrzeć bez połączenia tego faktu z Katyniem. Tu chodzi o motywy zbrodni – po co to było zrobione. A motywem tym było zniszczenie elity polskiego narodu. Nie trzeba tłumaczyć dlaczego Rosjanie próbowali zniszczyć polską elitę, to oczywiste – tłumaczy rosyjska dziennikarka.

Jednocześnie autorka wyjaśnia z jakich powodów zdecydowała się opublikować w najnowszym „Kurierze WNET”akurat ten artykuł:

Zaproponowałam taki tekst na 13 kwietnia, bo uważam, że Polacy przymusowo deportowani do Kazachstanu, ci, którzy tam później pozostali stanowią również ofiary zbrodni katyńskiej – podkreśla.

Co więcej, Swiatłana Fiłonowa przybliża też słuchaczom historię swoich badań nad zbrodnią katyńską, która rozpoczęła się ponad dwie dekady temu:

Dwadzieścia sześć lat temu zupełnie nie spodziewałam się, że tak długo będę zajmować się właśnie tematem Katynia. Wtedy nikt o tym nie mówił, a ja czułam, że to było bardzo ważne wydarzenie historyczne. (…) Dlatego pojechałam do Katynia żeby zrozumieć, co tak naprawdę się tam wydarzyło.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.