Chwalę Narodowy Bank Polski, Prezydenta, rząd… i zapraszam do budowania V Rzeczpospolitej/ Felieton Jana A. Kowalskiego

Pierwsza Rzeczpospolita była państwem zbudowanym na chrześcijańskich wartościach. A upadła, ponieważ o nich zapomniała. Czas najwyższy te wartości przypomnieć, odwołać się do nich i wdrożyć w życie.

Chwalę NBP nie tylko za czekoladki, które po wielkiej gali trochę przypadkowo trafiły w moje ręce. Ale już za kubek trochę tak. Dlaczego? Bo na kubku uwieczniono twórców polskiej gospodarki, odrodzonej po roku 1918. Rybarskiego i Grabskiego – wybitnych działaczy gospodarczych i zarazem działaczy Narodowej Demokracji. Nie byli oni wybitnymi dowódcami wojskowymi, nawet nie napadali na pociągi J, a zostali tak pięknie uhonorowani przez obóz patriotycznej polskiej lewicy. I samego prezesa NBP, Adama Glapińskiego. Tylko przyklasnąć.

Ale czekoladki i kubek to byłoby trochę za mało, żeby zasłużyć na pochwałę ze strony człowieka krytycznego, a czasem złośliwego.

Chwalę NBP za politykę finansową ostatnich lat. Za to, że w odróżnieniu do rządów Patologii Obywatelskiej, nie wystawił nas wszystkich na żer międzynarodowych spekulantów.

Za to, że wzorem innych banków centralnych obniżył stopy procentowe, zapobiegając tym samym zorganizowanej kradzieży naszych pieniędzy. Chwalę nawet za to, że w czasie pandemii Covid-19 (rzeczywistej lub wyimaginowanej) dodrukował całą masę pustego pieniądza. Tak, jak zrobiły to banki innych państw. Chroniąc nas tym samym od spekulacyjnej huśtawki na polskim złotym.

Chwalę polski rząd za wszelkie działania, jakie w ostatnich latach podejmuje. I jeszcze podejmie. Zwłaszcza za skuteczną ochronę polskiej granicy. Jednoznaczne stanowisko polskiego prezydenta bardzo tę obronę ułatwiło. Chwalę zatem również prezydenta Andrzeja Dudę. Chwalę również tych wszystkich, którzy na to zasługują, a z braku miejsca nie mogę ich wymienić. Wpiszcie tu ……. swoje nazwisko.

Wszyscy przeze mnie wymienieni i wykropkowani zdecydowanie zasługują na wszelkie pochwały, nawet na czekoladki i kubeczek. I nie mam do nich najmniejszych pretensji. W ramach obecnego systemu zarządzania Polską zrobili wszystko, co mogli.

W ramach obecnego systemu, zaprojektowanego przez komunistów i przyjętego przez ich opozycyjnych agentów, nic więcej w Polsce nie było i nie będzie można zrobić. W dawnych komunistycznych czasach zostało to zdefiniowane jako samoobsługa systemu. Aktywność mnóstwa ludzi, chcących zmienić komunizm na socjalizm z ludzką twarzą lub podobny, poszła na marne. Komunizmu nie dało się zmienić. Należało go obalić. Do tego namawiała moja od dziecka Liberalno-Demokratyczna Partia „Niepodległość”. To głosił nasz śp. kolega Jerzy Targalski (Józef Darski).

Podobnie należy obalić postkomunizm, w którym od 30 lat tkwimy. Który deprawuje i niszczy ludzi chcących go zmieniać. I trwa w najlepsze, nic sobie nie robiąc z kolejnych prób reform. Szkoda ludzi, często prawdziwych patriotów, i ich energii.

Zatem powtórzmy raz jeszcze. Tego systemu nie da się zreformować. Nie da się go przeżyć, bo zasilają go kolejne roczniki, deprawowane od chwili wejścia weń. To przez ten system jesteśmy państwem słabym i niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania.

Chcemy zaproponować Polakom inny system zorganizowania państwa i zarządzania nim. Nasze myślenie o państwie zakorzenione jest wprost w tradycji I Rzeczpospolitej. Orzeł Jagiellonów, z krzyżem na koronie, nie bez przyczyny zdobił winietę pisma „Niepodległość”. Pierwsza Rzeczpospolita była państwem zbudowanym na chrześcijańskich wartościach. A upadła, ponieważ o nich zapomniała. Czas najwyższy te wartości przypomnieć, odwołać się do nich i wdrożyć w życie indywidualne i społeczne.

Chcemy państwa zarządzanego oddolnie przez wolnych i odpowiedzialnych obywateli. Projekt tak zorganizowanego państwa przedstawiłem w projekcie nowej Konstytucji (V Rzeczpospolitej).

Biurokracja jako metoda zarządzania naszym wspólnym dobrem, przejęta bezrefleksyjnie od zaborców, nie sprawdza się w naszym narodzie miłującym wolność i spontaniczność. Jej skutkiem jest wyłącznie korupcja przeżerająca nasze państwo, partyjna patologia zawłaszczająca wspólne dobro i ogromne marnotrawstwo.

Jeżeli chcemy, żeby naród polski przetrwał dziejowe burze, a nasza Ojczyzna rosła w siłę, musimy wrócić do źródeł. Do źródeł wielkości I Rzeczpospolitej. To drobni i średni przedsiębiorcy gospodarujący we własnych folwarkach, polscy szlachcice, zbudowali jej wielkość. Czas wrócić do takiego myślenia i takiej koncepcji politycznej. Do chrześcijańskiej idei wolnej woli i wolności działania na niej opartej.

Nie jesteśmy zarazem wyspą. Bez współdziałania ideowego, kulturowego i gospodarczego z narodami i państwami Międzymorza (ABC), położonymi pomiędzy Niemcami i Rosją, nie obronimy naszego nawet najlepiej zarządzanego państwa.

Zapraszam do współpracy wszystkich, którzy myślą podobnie. I zamiast narzekać, chcą zmieniać na lepsze siebie i naszą Ojczyznę.

Na koniec, dziękuję Krzysztofowi Skowrońskiemu za zaproszenie mnie do współpracy. Mija właśnie 5 lat mojej obecności w „Kurierze Wnet” i na portalu wnet.fm. Swój czas chcę teraz poświęcić wyłącznie na tworzenie portalu poświęconego budowie V Rzeczpospolitej. Na nic więcej nie będę miał czasu.

Mediom Wnet życzę dalszego rozwoju. Do zobaczenia w wolnej od biurokracji, niepodległej V Rzeczpospolitej!

Jan Azja Kowalski

PS I oczywiście dziękuję Magdzie Słoniowskiej. Bez jej adiustacji moje felietony byłyby dużo słabsze 😊

Prof. Andrzej Nowak: nie ma bardziej brutalnego pokazu przewagi większości niż to, co robi mafijny konglomerat w PE

Prof. Andrzej Nowak o najnowszym tomie „Dziejów Polski”, polskiej tradycji republikańskiej, genie wolności, geopolityce oraz o tym, czy szczepienia powinny być przymusowe.

Wczoraj w Krakowie odbyła się uroczysta premiera piętego tomu „Dziejów Polski” prof. Andrzeja Nowaka. Wprowadza on w czasy epoki królów elekcyjnych i obejmuje lata 1572 do 1632 r. Pomimo trudności, z jakimi się zmagała Rzeczpospolitą tego czasu należy określić mianem imperium, w którym dużą rolę odgrywał dialog władcy z obywatelami. Był to ewenement ówczesnej Europy.

Profesor Andrzej Nowak w kontekście wydania kolejnego tomu Dziejów Polski wskazuje, że starał się w nim nie tylko przypomnieć o czasach potęgi I Rzeczpospolitej, ale także podkreślić znaczenie silnej tradycji republikańskiej

Jak wskazuje profesor Nowak to spuścizna, o której trzeba przypominać i uświadamiać jak silnie jest wpisana w polską tożsamość.

Imperium,  o którym piszę z największym zamiłowaniem i przekonaniem, iż na pewno warto do niego nawiązywać,  to jest rozkaz jaki wydaje nam dziedzictwo polskiej kultury, polskiego ducha, które także w tych latach wznoszone było na kolejne  wspaniałe  poziomy.

Historyk nie jest zwolennikiem tezy, że największą rolę w naszej historii odgrywali władcy i dynastie. W szczególny sposób dotyczy to Polski z uwagi na silne tradycje wolnościowe.

Jestem przeciwny takiej interpretacji rzeczywistości historycznej, w której wszystko zawdzięczamy królom.

Profesor wskazuje, że to  w sejmikach odbywających  się 3 – 4 razy w roku  oraz sejmie, skupiała się istota władzy obywatelskiej. W ten sposób budowało się poczucie wspólnoty i odpowiedzialności wśród elit.

Mafijny konglomerat


Zdaniem prof. Andrzeja Nowaka współcześnie elity europejskie zapominają o republikańskim genie Polski, próbując ją strofować i pouczać.

Tymczasem gdy Polsce było 100 tysięcy czynnych obywateli, a tych którzy mogli korzystać z praw obywatelskich,  ale niekonicznie to robili było o wiele więcej,  to w pozostałych krajach Europy byli tylko władcy – zaznaczył.

To coś  wyjątkowo absurdalnego, kiedy ludzie niewykształceni, niemający pojęcia o historii i zacietrzewieni ideologicznie, używają terminu „młoda demokracja” w Polsce albo próbują uczyć Polski zasad czy tradycji, czy kultury politycznej demokracji – dodał.

Zwłaszcza w kontekście zapędów federalistycznych i ideologicznych w Unii Europejskiej powinniśmy pamiętać o słowie „weto”, które wyróżniało polską tradycję polityczną. Zdaniem historyka nierozumnie traktujemy je jako coś złego, coś czego powinniśmy się wstydzić. Ta zdolność powiedzenia nie. Zdolność przeciwstawienia się większości złej głupiej.

Nie ma bardziej brutalnego pokazu przewagi większości niż to co robi mafijny konglomerat kilku dominujących partii w PE. Za nic mają zdanie mniejszości. Chcą je zdeptać zakrzyczeć – mówił historyk na antenie Radia Wnet.

V kolumna


Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego odniósł się także do sytuacji geopolitycznej. Niepokojące sygnały płyną z Ukrainy. Profesor nie sądzi jednak, by ze strony Kremla mogło dojść do otwartej agresji.

Nie można także zapominać także o tym, że Rosja nadal jest popierana przez znaczną część elit w Niemczech i społeczeństwa niemieckiego.

Duże obawy gościa Poranka Wnet budzi także postawa części opozycji w Polsce. Niektórzy są bowiem gotowi na wszystko, by odsunąć PiS od władzy.

Stopień zacietrzewienia totalnej opozycji wobec demokratycznie wybranego, legalnego rządu sprawującego władzę w Polsce, osiągnął taki poziom, że mam wrażenie, że niektórzy przedstawiciele tej opozycji są w takiej sytuacji mentalnej, że  gotowi byliby przywitać każde czołgi, skądkolwiek przychodzące, które wyzwoliłyby ich spod panowania strasznego rządu PiS

Szczepienia konieczne ale nie przymusowe


Profesor Andrzej Nowak skomentował także kwestię szczepień i zwalczania pandemii.  W jego ocenie postawa wielu Polaków, którzy nie noszą maseczek i nie stosują się do zaleceń, jest nieodpowiedzialna. Krytycznie odnosi się on jednak do takich rozwiązań, jakie wdrożono w Austrii, gdzie lockdownem objęte zostały osoby niezaszczepione. Pojawiają się  również pomysły, by brak szczepień był zagrożony karą nawet czterech lat więzienia. Zdaniem profesora decyzja w  sprawie szczepień powinna być indywidualną decyzją każdego człowieka.

Zachęcamy do wysłuchania całej rozmowy!

 

A.N.

Prawdziwe polskie wyzwania. Sąd Apelacyjny w służbie anarchii i obcych państw (6)/ Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Skąd my to znamy? Podobna atmosfera poprzedzała rozbiory I Rzeczypospolitej. Dla prywatnych ambicji grupka obywateli odwołała się do obcego mocarstwa o pomoc. I pomoc tę otrzymała.

Bardzo źle się stało. Decyzja, najpierw prezydenta Warszawy, a potem Sądu w sprawie unieważnienia legalności i cykliczności Marszu Niepodległości wprowadza w Polsce anarchię systemową. Zastosowanie kruczka prawnego w celu delegalizacji tradycyjnego, wieloletniego wydarzenia jest de facto złamaniem istoty prawa.

Obniża to rangę państwa polskiego w oczach opinii światowej. I może stać się pretekstem do zewnętrznej „obrony wolności” Polaków. Szczególnie osobojednostek z macicami i penisami.

Skąd my to znamy? Podobna atmosfera poprzedzała rozbiory I Rzeczypospolitej. Dla prywatnych ambicji grupka obywateli odwołała się do obcego mocarstwa o pomoc. I pomoc tę w postaci wieczystej gwarancji dla wolności szlacheckiej otrzymała. Nie licząc wcześniejszych pieniędzy na anarchizowanie i osłabianie polskiego państwa. Jeśli dodamy do lat rozbiorów czasy saskie, gdy o polskiej koronie decydowały rosyjskie bagnety otaczające pole elekcyjne, to otrzymamy okres 200 lat. Przez 200 lat Polacy nie decydowali o swoim państwie. Decydowały obce rządy i ich polscy agenci. Po to, żeby Polska była państwem upadłym. Terytorium odpowiednim do zewnętrznej eksploatacji.

Dzisiaj mamy ostatni czas na reformę państwa. Jeszcze mamy. Mam nadzieję, że jeszcze mamy.

W co gra Koalicja Obywatelska i Lewica, widać gołym okiem. Jest to gra obliczona na zderzenie obozu rządowego z opozycją przy wykorzystaniu każdej nadarzającej się okazji. Najbliższa to 11 listopada i właśnie Marsz Niepodległości.

Przed ostatnimi wyborami prezydenckimi w 2020 roku udział w nim zadeklarował kandydat KO i obecny prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Miał iść, trzymając w jednej ręce biało-czerwony bukiet róż, a w drugiej dłoń Roberta Bąkiewicza.

Deklaracja zrobiła swoje. Połowa wyborców Krzysztofa Bosaka głosowała na Andrzeja Dudę, a druga na Rafała Trzaskowskiego („PiS-PO, jedno zło!”). Co udowodniło, że jest to formacja bez sensu. Bo jaki ma sens trwanie formacji, gdy jej oddziaływanie zewnętrzne się znosi.

Co zrobił obóz Andrzeja Dudy, żeby zyskać głosy Konfederatów? Do dnia I tury wymyślał im wszystkim od ruskich onuc. A przecież ruskich onuc jest w tym środowisku tylko parę J

Możliwy kryzys gospodarczy lub jakikolwiek inny może zmieść obecny rząd. A obiecane europejskie pieniądze przyniosą władzę formacji chcącej unieważnić państwa europejskie na rzecz jednej wielkiej europejskiej Rzeszy. Zarządzanej formalnie z Brukseli. To dla mnie, przedsiębiorcy, patrioty i wolnego Polaka, wybierającego raczej Trumpa niż Putina, nie jest miła perspektywa. Głosuję jak na razie na Prawo i Sprawiedliwość, bo nie mam alternatywy. Jednak znam parę osób o podobnych poglądach, które nie mogąc znieść polityki społecznej i gospodarczej obecnego rządu, w ogóle nie głosują. A czasem nawet głosują na PO lub Konfederację (bez sensu, co wykazałem powyżej), bo mają dosyć telewizji Kurskiego i partyjnego zawłaszczania państwa. Przecież nikt nie pomyśli, że może być gorzej.

To dlatego na początku tego minicyklu (3) wymyśliłem potrzebę zaistnienia innego, niepisowskiego obozu patriotycznego. I nawet podałem nazwiska.

Musimy jak najszybciej unieważnić tę szatańską alternatywę: że możemy wybierać jedynie pomiędzy Jedną Partią a utratą niepodległości.

Obóz grupujący ludzi wyznających chrześcijańskie wartości z zasadą główną wolności osobistej – i co za tym idzie, wolnorynkowe przekonania – jest potrzebny Polsce natychmiast. Poparcie społeczne dla niego powinno sięgnąć co najmniej 20%. I jest to wystarczający procent, żeby uchronić Polskę przed ryzykowną grą narzuconą nam wszystkim. Brnięcia w ślepy etatyzm i coraz większe, ale patriotyczne zniewolenie człowieka (PiS) i wyuzdany tęczowy kosmopolityzm pod wodzą Niemiec (PO).

20% poparcia dla naszego, również patriotycznego ruchu, zmieni całkowicie sytuację w Polsce. Jakiekolwiek próby wywołania anarchii, obliczone na pozbawienie Polaków możliwości samodzielnego decydowania o swoim państwie, stracą sens.

Obóz kosmopolityczny, bazujący na jednym nośnym haśle: J…ć PiS!, utraci poparcie społeczne potrzebne do przejęcia władzy. Tym samym odsuniemy skutecznie widmo nowych rozbiorów lub sytuacji państwa upadłego, zarządzanego przez polskich kosmopolitów w interesie obcych mocarstw.

I jest to dla mnie wystarczający powód, żeby w budowę takiego ruchu się włączyć. A co z Wami?

Jan Azja Kowalski

PS. Wszystkim polskim patriotom życzę spokojnego i radosnego Marszu. NIEPODLEGŁOŚĆ nie na sprzedaż!!!

Prawdziwe wyzwania przed nami. Jak obronić naszą niepodległość (2) / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Maski spadły z twarzy rzekomo zatroskanych o stan naszego państwa polityków KO i Lewicy. Już wszystkim jest wiadome, że oni i ich zwolennicy nie chcą, by polski naród niezależnie stanowił o sobie.

Czwartkowe orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego jednoznacznie podkreśliło wyższość polskiej Konstytucji nad pseudoprawnymi, ideologicznymi uzurpacjami Komisji Europejskiej. To orzeczenie nie mogło być inne, skoro najwyższy polski akt prawny (wg niektórych OTUA) tak właśnie stanowi.

Nagle zniknęli gdzieś wszyscy jej obrońcy. Kon-sty-tu-cja! Kon-sty-tu-cja! – skandowali jeszcze niedawno. Teraz wrzeszczą, że Polska ma prawo tylko ulegać i podporządkowywać się Brukseli. Być posłuszna zewnętrznym interesom i nic poza tym.

Bardzo dobrze się stało. Wbrew pozorom i postanowienie TK, i wrzask opozycji mogą się jedynie przysłużyć polskim interesom. Przede wszystkim porządkują polską scenę polityczną. Bo chociaż myślimy zwykle, że ta scena jest od dawna uporządkowana i wręcz zabetonowana, to do niedawna była celowo zabagniona i mętna.

Po to, żeby łatwiej było ogłupić i złowić nie do końca swoich sympatyków.

Maski spadły z twarzy rzekomo zatroskanych o stan naszego państwa polityków Koalicji Obywatelskiej i Lewicy. Opadły z twarzy Donalda Tuska i Leszka Millera. Już wszystkim od wczoraj jest wiadome, że oni i ich zwolennicy nie chcą niezależności polskiego narodu w stanowieniu o sobie. I w imię interesów własnych – ideologicznych i finansowych – chcą pełnego podporządkowania brukselskiej biurokracji. A w rzeczywistości interesom Wielkich Niemiec.

Nie bez przyczyny atak KE na polską niepodległość ma miejsce właśnie teraz. Po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych z poparcia dla Polski i Europy Środkowej (po przegranej Donalda Trumpa) Niemcy dostali wolną rękę w Europie dla zaprowadzenia swojego porządku. Z jednej strony oni, a z drugiej Rosjanie.

Lewicowa administracja Joe’ego Bidena poświęciła nas w imię własnych ideologicznych mrzonek. Dlatego, łamiąc wszelkie standardy prawne i wspólnotowe (cokolwiek miałoby to znaczyć), gaz popłynie za chwilę Nord Stream 2. W interesie Niemiec i Rosji. To dlatego właśnie teraz strzelano do polskich pograniczników z białoruskiej strony. A sam prezydent Łukaszenka udzielił stosownej wykładni na temat Polski w wywiadzie dla CNN. Koordynacja.

Wszystkich formalistów chcę uspokoić. Nikt nie wkroczy w nasze granice i nie wcieli nas do swojego państwa. Nie będziemy jedynie mogli o sobie stanowić. Polskie, ustanawiane w Brukseli prawo będzie uniemożliwiać budowę silnego, dobrze zarządzanego państwa. A polscy obywatele będą mieli gorsze możliwości rozwoju osobistego i własnych firm niż obywatele Niemiec. Dlaczego?

Niemcy już przerobili lekcję fizycznego zajęcia Polski. Nie myślę tu o II wojnie światowej, ale o rozbiorach. Pomimo wcielenia Wielkopolski, pomimo Hakaty i Drang nach Osten, Polacy w zaborze pruskim wygrali rywalizację gospodarczą i cywilizacyjną. Z jednego prostego powodu – Polacy jako obywatele Prus mogli korzystać z tych samych praw, jak Niemcy.

Obecny bój Niemieckiej Komisji Europejskiej właśnie o to się toczy. Nie możemy mieć takich samych praw, jak Niemcy. Bo wygralibyśmy europejską rywalizację. Dlatego ich prawo jest nadrzędne nad wytycznymi KE. Nasze prawo musi tym wytycznym podlegać. A wytyczne dla Polski będą zawsze takie same. Komisja będzie z niepokojem reagować na każdą próbę usprawnienia polskiego wymiaru sprawiedliwości. Poprawienia naszej konkurencyjności względem Niemiec i garstki państw zachodu Europy pod nie podpiętych.

Niemcom opłaca się popierać polskie państwo z dykty. Dlatego ich koncernom pozwala się korumpować naszych zarządców gospodarką. I posiadać rezerwuar taniej siły roboczej pod bokiem. A wysługującym się ich interesom polskim politykom zapewniać wysokie stanowiska i pensje europejskie.

Ale to wszystko przecież wiemy. Jak z tego wybrnąć?, oto jest pytanie.

Pomni doświadczenia konfederacji barskiej i targowicy, gdzie podłość, zdrada i zaprzaństwo polskich interesów przemieszane były ze szlachetnością, patriotyzmem i poświęceniem, zastanówmy się nad powyższym pytaniem.

Po pierwsze, w nawiązaniu do tekstu sprzed tygodnia, gdzie udowodniłem, że państwo polskie w 75% zaniża wartość swoich obywateli, musimy postawić na upodmiotowienie Polaków w ich własnej ojczyźnie. Wyeliminować każdy niesprawiedliwy przepis prawny dyskryminujący polskiego obywatela w jego państwie.

Na wzór I Rzeczypospolitej musimy przekształcić obecne wrogie Polakom państwo w ich państwo obywatelskie. Bo nie może być tak, że Polacy wolą prowadzić biznes za granicą (na przykład w Anglii lub Niemczech). Bo jest tam łatwiej, prościej i bardziej opłacalnie. W ten sposób tracimy polską młodzież.

Nie bez powodu Niemcy w Wielkopolsce tak szybko się polonizowali. I w trzecim pokoleniu, czasem w drugim, walczyli o Polskę. Czynili tak w obronie swojej prywatnej wolności, gospodarczej i indywidualnej.

Po drugie, skoro tak ładnie spolaryzowała nam się scena polityczna i obywatelska, wykorzystajmy ten moment. Zawiążmy stronnictwo patriotyczne, niepisowskie i nielewicowe, i nieetatystyczne. Ale prawicowe, patriotyczne i wolnościowe. Mariana Banasia wyznaczam na przyszłego prezydenta, a mecenasa Jerzego Kwaśniewskiego na przyszłego premiera tego obozu. Oczywiście Jan „warto rozmawiać” Pospieszalski zostanie prezesem TVP. Tylko w ten sposób wyłuskamy wszystkich prawych i patriotycznych Polaków, serdecznych przeciwników Prawa i Sprawiedliwości, którzy na tak długo dali się zwieść gładkim gadkom przeciwników naszej niepodległości.

Jan Azja Kowalski

PS Aha, dla siebie rezerwuję stanowisko wiecznego, niezależnego malkontenta. Za darmo 😀

Róża zaklęta w drewnie – kościół-Pomnik Historii w Oleśnie / Fundacja „Dla Dziedzictwa”, „Śląski Kurier WNET” nr 86/2021

Wzniesiono go na niezwykłym rzucie, co czyni z tej budowli unikat na skalę krajową. Jego kształt, interpretowany jako pięciopłatkowa róża, związany jest z wielowarstwową symboliką chrześcijańską.

Fundacja „Dla Dziedzictwa”

Kościół odpustowy pw. św. Anny w Oleśnie – Pomnik Historii

Nie tylko jest Pomnikiem Historii, pomnikiem polskości, ale także wyjątkowym symbolem wolności w architekturze. Od ponad 500 lat urzeka swoją historią, pięknem i wyjątkowym klimatem. Jest jak drogocenny klejnot, skarb dany w depozyt Ziemi Oleskiej. Przez miejscowych jest nazywany „różą zaklętą w drewnie”.

Fot. Sławomir Mielnik

Kościół odpustowy pw. św. Anny w Oleśnie jest jedną z najoryginalniejszych drewnianych budowli sakralnych w Polsce. Sanktuarium ku czci uwielbianej na Śląsku św. Anny jest jednym z piękniejszych kościołów drewnianych na historycznym Górnym Śląsku, a także jednym z najważniejszych kościołów odpustowych w Diecezji Opolskiej. Wzniesiono go na niezwykłym rzucie, niespotykanym zarówno na Śląsku, jak i w całej Polsce, co czyni z tej budowli unikat na skalę krajową. Jego kształt, interpretowany jako pięciopłatkowa róża, związany jest z wielowarstwową symboliką chrześcijańską (monstrancja) i dawną nazwą Olesna „Rosenberg”.

Kościół pw. św. Anny w Oleśnie znajduje się w pierwotnym miejscu lokalizacji i pełni wciąż tę samą funkcję kultową. Jest świadkiem burzliwej historii historycznego Górnego Śląska.

Świątynia jest świadectwem ludzkich umiejętności, ale także pomnikiem kontemplacji Absolutu w sztuce i pięknie stworzenia. Oryginalność architektoniczna tego kościoła to efekt talentu cieśli Marcina Snopka (pochodzącego z Krakowa, a osiadłego w Gliwicach) oraz uwarunkowań historycznych, które umożliwiły powstanie tak niecodziennej formy. Jego realizacja nastąpiła na krótko przed wprowadzeniem pruskich regulacji budowlanych, w okresie szczytowego rozwoju drewnianej architektury sakralnej o funkcji odpustowej. W czasach późniejszych budowniczowie nie zdobyli się już na bardziej ciekawe rozwiązania architektoniczne. Kościół pw. św. Anny w Oleśnie jest zatem symbolem wolności w architekturze. Jest wreszcie materialnym świadectwem polskiego kunsztu budowlanego, którego tradycja była od czasów piastowskich przekazywana z pokolenia na pokolenie.

Fot. Paweł Uchorczak

Jego powstanie związane jest z legendą o cudownym ocaleniu przed zbójcami dziewczyny o imieniu Anna, przez wstawiennictwo św. Anny. W miejscu cudownego ocalenia rodzina w poczuciu należnej wdzięczności ufundowała drewnianą rzeźbę św. Anny Samotrzeć. Zawieszono ją na sośnie, na której dziewczyna znalazła schronienie. Miejsce to wkrótce stało się celem pielgrzymek wiernych z okolicy. W 1444 r. mieszczanie olescy wznieśli poświęconą św. Annie drewnianą kaplicę, która miała wielkość prezbiterium dzisiejszego kościoła i otaczała „cudowną sosnę”, której obcięto koronę, a na jej pniu umieszczono białą, owalną tabliczkę z napisem: „Czcigodna stara sosna, pod którą jedna panienka za wstawiennictwem Anny Świętej od śmierci uratowana była. Lipiec 1444”. Pień sosny do dziś wtopiony jest w ołtarz kaplicy.

Z przeprowadzonych w 2018 r. badań dendrochronologicznych zabytku wiemy, że pierwotny kościół, składający się z prezbiterium i krótkiej nawy, wzniesiono w 1514 r. W 1517 r. ufundowano gotycki tryptyk nieustalonego autorstwa. W środkowej części ołtarza, nad tabernakulum, postawiono figurę św. Anny Samotrzeć. Na belce tęczowej widnieje napis: „Erecta et consecrata 1518”. Świątynię konsekrował 18 kwietnia 1518 r. biskup wrocławski Jan V Turzo, który był czcicielem św. Anny i w 1509 r. na synodzie we Wrocławiu podniósł dzień św. Anny do rangi liturgicznego święta. Kościół odpustowy w Oleśnie był wówczas najważniejszą świątynią pielgrzymkową ku czci św. Anny, patronki matek, kobiet rodzących, wdów, żeglarzy, ubogich oraz szkół chrześcijańskich. Jego znaczenie ucierpiało dopiero wraz z rosnącą sławą bazyliki i kalwarii na Górze św. Anny.

Fot. Paweł Uchorczak

Z przekazów źródłowych wiemy, że w 1619 r. proboszcz Hieronim Perca kazał do południowej ściany kościoła dobudować kaplicę w konstrukcji szkieletowej, z której otwartego okna głoszono kazania w językach: polskim, czeskim, morawskim i niemieckim. Dokumenty wizytacyjne parafii z 1679 r. podają liczbę 10 tysięcy pątników w dzień odpustu. Oleska św. Anna rywalizowała w tym czasie z sanktuarium maryjnym na Jasnej Górze.

Po okresie wojny trzydziestoletniej (1618–1648) stan kaplicy był tragiczny (groziła zawaleniem) i w 1668 r. rada kościelna postanowiła ją rozebrać i wybudować w jej miejscu nową świątynię, gdyż po zniszczeniach wojennych ruch pątniczy przeżywał renesans. W 1668 r. proboszcz (prepozyt) Andrzej Pechenius (Pichenius), w porozumieniu z przeorem zakonu kanoników regularnych w Oleśnie Janem Pateciusem (Petetiusem) i radą miejską, po uzyskaniu aprobaty właściciela Olesna hrabiego Jerzego Adama Franciszka von Gaschin, podjął decyzję o rozbudowie kościoła. 6 grudnia 1668 r. proboszcz Andrzej Pechenius wraz z subprzeorem Michałem Ochotskim, seniorem i prezesem konwentu kanoników regularnych w Oleśnie, zawarli umowę z mistrzem budowlanym i cieślą Marcinem Snopkiem (Sempkiem), pochodzącym z Krakowa (ale mieszkającym w Gliwicach, gdzie jako architekt należał do miejscowego cechu). Zgodnie z zawartą umową, cieśla podjął się zbudować kościół „w postaci róży pięciolistnej, pięć kaplic zawierającej”. Do budowy świątyni użyto drewna sosnowego (najpowszechniej występującego w okolicach Olesna) pochodzącego z pobliskiego lasu. Prace budowlane rozpoczęto we wtorek 19 marca 1669 r., a ukończono w połowie roku przed dniem św. Anny, czyli przed 26 lipca 1670 roku.

Fot. Paweł Uchorczak

 

Rewelacyjne informacje przynoszą badania dendrochronologiczne Aleksandra Koniecznego. Okazuje się bowiem, że w latach 1669–1670 przy kościele (z 1514 r.) wzniesiono z sosny pierwotnie wolno stojący zespół pięciu kaplic, który wtedy jeszcze nie miał łącznika ze średniowieczną świątynią. Południowa część obecnego łącznika była po prostu szóstą kaplicą, zamkniętą – jak pozostałe – dwubocznie lub ścianą prostą. Do 1707 r. wzniesiono obecną zakrystię, o czym świadczy wyryty napis w języku polskim „ZBVDOWANO 1707”, co poświadczają badania A. Koniecznego, z których wynika, że drewno sosnowe na budowę zakrystii pozyskano w 2 poł. 1705 r. W przestronnej zakrystii umieszczono też konfesjonał dla penitentów mających problemy ze słuchem. Nad zakrystią znajdował się chór (loża) – z widokiem na sosnę i ołtarz główny – do którego można było się dostać po schodach umieszczonych na zewnątrz kościoła.

Co ciekawe, ze względu na konieczność pomieszczenia dużej liczby wiernych, kościół w Oleśnie nie został wyposażony w ławki. Dwie ambony rozmieszczono tak, aby ksiądz głoszący kazanie był z każdego miejsca dobrze widoczny i słyszany. W 1700 r. proboszcz Krzysztof Biadoń polecił pokryć kaplicę gontami, a świątynię otoczono sobotami.

W 1755 r. kościół rozbudowano, wydłużając nawę o ok. 7,3 m w kierunku zachodnim. Na powiększonej części nawy wzniesiono wieżę. W 1759 r. zakończono modernizację kościoła, doprowadzając do ostatecznej integracji budowli – kościół z 1514 r. połączono nowym łącznikiem z kompleksem kaplic wykonanych przez cieślę Marcina Snopka. Zdaniem A. Koniecznego, nowy łącznik połączył kaplicę północną z południową ścianą kościoła.

Rys. Janina Kłopocka. Zbiory Muzeum Regionalnego w Oleśnie

Warto odnotować jeszcze poważniejszy remont kościoła w 1873 r., kiedy to pomalowano wnętrze świątyni zieloną farbą oraz przebudowano ołtarz główny. W 1880 r. przeprowadzono również prace w obrębie otoczenia kościoła i wybudowano 14 neogotyckich kapliczek ze stacjami Drogi Krzyżowej i kaplicę z fundacji barona von Reiswitz z Wędryni. Pismem z 6 maja 1968 r. sanktuarium św. Anny w Oleśnie zostało obdarzone przez Świętą Penitencjarię Apostolską specjalnym przywilejem odpustowym.

We wnętrzu i wyposażeniu kościoła pw. św. Anny wprawne oko może dostrzec mariaż prądów artystycznych importowanych z Włoch i Flamandii. Zabytek charakteryzuje się również niezwykle bogatymi treściami niematerialnymi (legendami), co dodatkowo podnosi jego wartość.

Kościół pw. św. Anny ma ogromne znaczenie dla okolicznych mieszkańców, a także pielgrzymów ze Śląska, Polski, Niemiec i Czech. Jest znakiem rozpoznawczym Olesna – jego wizerunek widnieje w logotypach wielu kampanii promujących miasto i region. Ogromną wartością jest codzienna troska okolicznych mieszkańców o ten zabytek. Jest to wyraz świadomości społeczności lokalnej wartości sanktuarium, a także odpowiedzialności za jego dalsze losy. Zabytek został uznany za Pomnik Historii rozporządzeniem Prezydenta RP z 10 grudnia 2018 roku. Pięknieje w oczach dzięki staraniom ks. proboszcza Waltera Lenarta i Gminy Olesno.

Fot. Paweł Uchorczak

Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Kościół odpustowy w Oleśnie” znajduje się na s. 1 i 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Fundacji „Dla Dziedzictwa” pt. „Kościół odpustowy w Oleśnie” na s. 9 sierpniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Przypomnienie audycji specjalnej Radia Wnet sprzed roku w 101. rocznicę Bitwy Warszawskiej

Krzysztof Skowroński, Paweł Bobołowicz oraz Krzysztof Jabłonka opowiadają o wydarzeniach Bitwy Warszawskiej.

Sztab Piłsudskiego w Puławach, Dęblin, Wieprz, Lwów i Kijów. Goście audycji specjalnej Radia Wnet opowiadają o wydarzeniach sprzed 100 laty i o tym, jak dzisiaj wspominają bohaterów.


Goście audycji specjalnej:

Wojciech Pokora – dziennikarz, szef SDP w Lublinie;

Dr hab. Mirosław Szumiło – UMCS;

Ks. Jacek Jan Pawłowicz – duszpasterz Polaków w Kijowie;

Ks. Sławomir Wartalski – duszpasterz parafii św. Krzyża w Warszawie;

Dmytro Antoniuk – dziennikarz Kuriera Galicyjskiego;

Dr Marcin Paluch – Lotnicza Akademia Wojskowa w Dęblinie;

Maria Czarnecka – współpracowniczka śp. Sławomira Skrzypka;

Jadwiga Chmielowska – redaktor naczelna śląskiego wydania „Kuriera WNET”;

Rafał Dzięciołowski – prezes Fundacji Solidarności Międzynarodowej;

Marcin Zarzecki – prezes Polskiej Fundacji Narodowej;

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski – politolog, historyk UŁ;

Konstanty Chołodow – kapelan Prawosławna Cerkiew Ukrainy;

Robert Czyżewski – dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie;

Rafał Kocot – konsul RP we Lwowie;

Prof. Bohdan Hud – historyk;

Wojciech Jankowski – red. naczelny Kuriera Galicyjskiego;

Olena Bodnar – płastunka;

Mateusz Stachowicz – harcerz;

Red Jakub Maciejewski – Tygodnik Sieci.


 

Ks. Sławomir Wartalski, Wojciech Pokora, a także kronika Krzysztofa Jabłonki z 1, 15 i 23 lipca 1920 roku:

 

Ks. Sławomir Wartalski, Marcin Zarzecki, Rafał Dzięciołowski i kronika Krzysztofa Jabłonki:

 

Ks. Sławomir Wartalski, prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, Wojciech Jankowski, a także Krzysztof Jabłonka:

Wojciech Pokora znajduje się przed rezydencją magnacką, która po powstaniu listopadowym należała do hrabiego Paskiewicza.

Piłsudski jeździł do miejscowości Irena, w której mieścił się drugi sztab dowodzenia. Dzisiaj w miejscu, w którym wówczas mieścił się ten sztab, znajdowała się Szkoła Orląt.

Piłsudski przybył do Puław 13 sierpnia, gdzie znajdowała się tymczasowa kwatera główna naczelnego wodza i tego samego dnia przybył do Ireny, gdzie spotkał się z Leonardem Skierskim oraz Edwardem Śmigłym. Omawiano tam plany przeciwko wojskom bolszewickim. W dniu 15 sierpnia rozpoczęła się bitwa odpryskowa Bitwy Warszawskiej, czyli bitwa pod Cycowem. Bitwa rozstrzygnęła się 16 sierpnia o godzinie 7:00, kiedy na wojska bolszewickie natarli polscy ułani.

15 sierpnia o godzinie 18:00 odbył się także chrzest Józefa Minkiewicza, którego do chrztu trzymał marszałek Piłsudski. Historia Minkiewicza zakończyła się w jednym z niemieckich obozów.

Dr hab. Mirosław Szumiło mówi o sojuszu Piłsudski-Petlura z 21 kwietnia 1920 roku.

Jak zaznacza: Sojusz był niezbędny do zwycięstwa. Sam fakt powstania i sformułowania wojsk ukraińskiej republiki ludowej odegrało istotną rolę.

Dr hab. Szumiło przypomina również postać Siemiona Budionnego, który w czasie wojny polsko-bolszewickiej walczył wraz z 1. Konną armią na Froncie Południowo-Zachodnim próbując zdobyć Lwów. Wojska nieprzyjaciela udało się powstrzymać, dzięki Wojsku Polskiemu pod Zamościem i Komarowem.

Dzwony to przede wszystkim głos Boga i naszej dziękczynnej modlitwy. Już dzisiaj modliliśmy się i dziękowaliśmy Bogu za Cud nad Wisłą – mówi Ks. Jacek Jan Pawłowicz.

Jak dodaje: Główne uroczystości w katedrze skupią się jutro, kiedy to odbędzie się msza dziękczynno-błagalna. Zamówiona została przez ambasadę polską. Ze względu na pandemię, w tym roku nie będzie koncertu, będzie natomiast nabożeństwo maryjne do Matki Bożej Częstochowskiej.

Rozmowa z ks. Sławomirem Wartalskim:

Korespondencja Dmytra Antoniuka:

Jak opowiada dr Marcin Paluch: Armia Czerwona była armią uzbrojoną dość jednolicie. Oprócz artylerii rosyjskiej, ma bardzo duże zgrupowanie karabinów maszynowych.

Maria Czarnecka, współpracowniczka śp. Sławomira Skrzypka, opowiada o wczorajszej uroczystości odsłonięcia pomnika śp. Sławomira Skrzypka w Panteonie Bohaterów w Sanktuarium Narodowym w Ossowie i atmosferze, która towarzyszyła zgromadzonym, w związku z symboliczną datą 14 sierpnia i tamtejszymi polami bitewnymi.

Z kolei historyk, Krzysztof Jabłonka nadmienia, że w szkole w Ossowie , znajdują się 4 tablice wdzięczności. Najważniejsza z nich, poświęcona jest Węgrom, którzy przekazali Polakom 30 mln pocisków. Druga poświęcona lotnikom amerykańskim, trzecia Francuzom, którym dowodził Charles de Gaulle i ostatnia ku pamięci Ormian, którzy faktycznie byli Polakami, ale wielu z nich miało pochodzenie ormiańskie.

Redaktor naczelna śląskiego wydania „Kuriera WNET”, Jadwiga Chmielowska opowiada o polskich kryptologach, którzy wykorzystali nasłuch radiowy do wcześniejsze poznania planów wojsk bolszewickich i dzięki czemu, udało się opracować i przeprowadzić manewr kontruderzenia znad Wieprza.

Krzysztof Jabłonka przypomina natomiast, jak Polacy dokonali złamania szyfru za pomocą grzebienia. Przywołuje też słowa marszałka Piłsudskiego, który powiedział: „Po raz pierwszy od czasów Kościuszki, myśmy wiedzieli o wrogu więcej, niż on o nas”.

Fotografia patriotyczna jako manifestacja polskiej tożsamości narodowej / Tadeusz Loster, „Śląski Kurier WNET” 85/2021

Fotografia patriotyczna na ziemiach polskich pojawiła się w latach 1860–1864, przedstawiając głównych aktorów ówczesnych wydarzeń, rysunki propagandowe, ilustracje potyczek, bitew i agitacyjne ryciny.

Tadeusz Loster

Fotografia patriotyczna na ziemiach polskich w okresie niewoli

Wszystkie zdjęcia ze zbiorów Autora

Rozkwit fotografii patriotycznej na terenie Polski nastąpił na początku lat sześćdziesiątych XIX wieku w latach poprzedzających powstanie styczniowe, w okresie jego trwania oraz po jego upadku, w czasie żałoby narodowej. Fotografia patriotyczna była modna do czasu odzyskania przez Polskę niepodległości. Fotografujący się Polacy w narodowych ubiorach czy udekorowani emblematami narodowymi uważali, że jest to dowód wskazujący na ich przynależność narodową. Wykonanie takiej fotografii z zaborze rosyjskim było odwagą, a w zaborze austriackim i pruskim – demonstracją patriotyczną.

Opiekunki z dziećmi. Na zdjęciu chłopczyk ubrany w strój narodowy – rogatywkę i czamarę, z tyłu zdjęcia ręcznie wypisany wierszyk: „Jak się to dzieje, żem przestał być sobą / Kto mnie mógł wydrzeć ze mnie! / Jakaż władza może beze mnie / Rozrządzać moją osobą. Sobkowi dn. 28/II 1904 r. K.”. Zdjęcie wykonane w pracowni fotograficznej J. Rudnickiego w Częstochowie, Wykonanie takiej fotografii w tym czasie w Kongresówce było karalne

Kiedy świat zobaczył zdjęcie fotograficzne, zdziwił się niepomiernie. Nie wierzył, że to nie ręka artysty, lecz światło promieni słonecznych namalowało ten mały obrazek. Ten blask był bardziej precyzyjny niż oko ludzkie i rysował takie szczegóły, których nie dostrzegał człowiek.

W 1837 r. Louis Daguerre odkrył, jak można wykonać fotografię w kilka zaledwie minut. Dwa lata później angielski chemik William Henry Fox Talbot wynalazł fotograficzny proces negatywowo-pozytywowy, zwany talbotypią. Pierwszy aparat fotograficzny zbudował Alfons Giroux w 1839 roku. Przypominał drewnianą, rozsuwaną skrzynkę, którą wyposażono w kasetę na materiał światłoczuły. Jednak przełom w fotografii nastąpił w 1851 r. dzięki wynalezieniu tzw. metody mokrej, wykorzystującej proces kolodionowy. Ten wynalazek umożliwił stworzenie fotografii masowej. Fotografowanie zwane było wówczas „zdejmowaniem” wizerunku (stąd słowo „zdjęcie”).

Polka ubrana w „czarną sukienkę” oraz biżuterię patriotyczną z okresu powstania styczniowego. Na piersiach krzyżyk zawieszony na łańcuchu imitującym kajdany, w uszach kolczyki symbolizujące wiarę, nadzieję i miłość (krzyż, kotwica i serce). Z tyłu zdjęcia napis: „Na pamiątkę od kochającej cię Tekli, Strzeliska Stare 1865”. Zdjęcie wykonane w Zakładzie E. Trzemeskiego we Lwowie Autorami tych zdjęć było pierwsze pokolenie zawodowych fotografów. Prezentowali oni bardzo wysoki poziom wiedzy zawodowej i ogólnej, a ich dzieła, powstałe w „magicznych” atelier, porównywano do dzieł sztuki.

Najzdolniejsi, o dużym wyczuciu artystycznym, robili nie tylko kariery, ale i zarabiali duże pieniądze. Do czołowych rzemieślników – artystów fotografii drugiej połowy XIX wieku na ziemiach polskich – należeli w Kongresówce: Karol Beyer, Konrad Brandl, Melencjusz Dudkiewicz, Jan Mieczkowski i Marian Olszyński. Kraków mógł się pochwalić Walerym Rzewuskim, Anitem Szubertem oraz Ignacym Krygerem. Lwów – Edwardem Trzemeskim oraz Józefem Ederem, a Poznań pracownią braci A. i F. Zauschnerów. W miarę upływu lat przybywało pracowni oraz znanych nazwisk fotografów. Do takich należał artysta fotografii Bernard Henner, który posiadał pracownie w Przemyślu, Lwowie i Jarosławiu, a zdjęcia jego na początku XX wieku nosiły notatkę Cesarsko-Królewski Nadworny Fotograf”. Do miana wybitnych należy zaliczyć śląskich fotografów Wilhelma Blandowskiego oraz Maxa Steckla.

Te stare zdjęcia, odbijane na cienkim papierze fotograficznym, przyklejane były na kartoniki. Owe pierwsze passe-partout miały jeszcze ozdoby monobarwne, a na winiecie nazwisko fotografa i adres pracowni. Niekiedy zdobione były medalami, które otrzymywał „mistrz” na krajowych i zagranicznych konkursach fotograficznych.

Członkowie Komitetu Budowy Krzyża Pamiątkowego w parku pałacowym w Chodorowie w pow. Bóbrka (woj. lwowskie): jeden w kontuszu szlacheckim trzyma chorągiew z orłem, drugi siedzi z ręką opartą na tarczy z napisem: „Poległym za wiarę i wolność Ojczyzny młodzież polska Chodorów”; obok stoi trzeci mężczyzna w czamarze. Na krzyżu daty 1772 (I rozbiór Polski), 1791 (II rozbiór Polski), 1793 (Konstytucja 3 maja), 1795 (III rozbiór Polski), 1831 (powstanie listopadowe), 1863–1864 (powstanie styczniowe). Z tyłu zdjęcia pieczątka o treści: Komitet Budowy Krzyża Pamiątkowego w Chodorowie”, obok data „6/V 1906” oraz podpisy: „Franciszek Struczak”, „Na pamiątkę J. Macewicz” oraz „Lewicki”

Fotografia patriotyczna na terenie ziem polskich pojawiła się w przestrzeni publicznej w latach 1860–1864 r., przedstawiając głównych aktorów ówczesnych wydarzeń, rysunki propagandowe, ilustracje potyczek i bitew oraz agitacyjne ryciny.

Fotografie tego typu rozprowadzane były w dużych nakładach. Można je było początkowo kupić za grosze w zakładach fotograficznych, aptekach oraz wszelkiego rodzaju sklepach na ziemiach polskich we wszystkich zaborach. Stwierdzenie przez władze Rosji, że tego typu fotografia jest krzewieniem patriotyzmu wśród ludności Królestwa Polskiego, spowodowało zakaz jej wykonywania i sprzedaży. Przykładem tej restrykcji stał się wybitny warszawski fotograf Karol Beyer, który za fotografowanie, a tym samym dokumentowanie wydarzeń tamtych lat, w październiku 1861 r. został aresztowany i osadzony w twierdzy modlińskiej. Zwolniony w kwietniu 1862 r., ponownie został aresztowany w 1863 r. i zesłany do Nowochopiorska, skąd powrócił dopiero w 1865 r. Od tego czasu fotografie patriotyczno-polityczne sprzedawane były na bezimiennych kartonikach konspiracyjnie.

Z tego okresu istnieje jeszcze bardzo rzadki rodzaj fotografii patriotycznej pamiątkowej, wykonywanej w bardzo małej ilości przez przyszłych powstańców przed wyruszeniem do powstania. Takie fotografie spotyka się we wszystkich zaborach polskich. Te wykonywane w Kongresówce są tylko portretowe, niekiedy w ubiorze „polskim” – w rogatywce oraz czamarze. W Poznańskiem były wykonywane nawet w mundurach powstańczych. Najbardziej wojskowy charakter mają zdjęcia z terenów Galicji, gdzie na przykład krakowska pracownia Walerego Rzewuskiego była wyposażona w ekrany przedstawiające leśny krajobraz, a wyruszający w bój przyszły powstaniec mógł się uzbroić do zdjęcia w przygotowane przez fotografa rekwizyty.

Tego typu fotografia, mimo pamiątkowego charakteru, była bardzo niebezpieczna. Znaleziona podczas rewizji przez carską policję u rodzin podejrzanych o sprzyjanie powstaniu, była pomocna przy identyfikacji osób oraz stanowiła dowód przestępstwa.

Bracia Bogumił i Wiesław Broekere, fotografia wykonana ok. 1908 r. w pracowni K. Ignatowicza w Poznaniu. Chłopcy są ubrani w rogatywki oraz czamary, z szabelkami u boku. Wiesław Broekere, ur. W 1905 r., członek niepodległościowego podziemia, został zamordowany przez Niemców w 1944 r. w K.L. Mauthausen-Gusen. Bogumił Broekere, ur. w 1904 r., oficer WP, uczestnik kampanii wrześniowej, jeniec obozu Oflag II A w Prenzlau, zmarł w 1969 r. na uchodźstwie w Anglii

Nieprzypadkowo w albumie noszącym nazwę „Pamiat’ miatieża” generalnego policmajstra barona Platona Aleksandrowicza Frederiksa, naczelnika Warszawskiego Okręgu Żandarmerii, znalazło się kilkaset zdjęć powstańców oraz sybiraków-zesłańców, uczestników powstania i osób związanych z polską rebelią. No i zdjęcia „Polskich Szkatuł” – kobiet ubranych w żałobne, czarne sukienki niekiedy przystrojone biżuterią patriotyczną.

W Kongresówce chodzenie w takiej sukience było karalne, a fotografię uważano za dowód na wrogie zaborcy propagowanie polskości. Album Frederiksa jest świadectwem wykorzystywania fotografii przez policję i rosyjskie wojsko.

W Kongresówce jeszcze do czasu Wielkiej Wojny niepożądane było, a nawet uważane za przestępstwo, noszenie przez mężczyzn rogatywki i czamary, a robienie sobie zdjęcia w takim polskim ubiorze wymagało odwagi. Wobec zakazu używania pod zaborami wszelkich polskich symboli, rogatywka stała się symbolem manifestacji tożsamości narodowej. Tego typu rogata czapka – jak rogata polska dusza – mocno wrosła w krajobraz miejski i wiejski. Rozpowszechniona w XVIII wieku przez konfederatów barskich, zwana również konfederatką, noszona była przez chłopów, mieszczan, rzemieślników, kupców, a przede wszystkim przez szlachtę i wojsko polskie. W rogatywce do boju polskich kosynierów prowadził pod Racławicami Tadeusz Kościuszko. Czapkę taką na emigracji demonstracyjnie nosił Adam Mickiewicz. Zabrał ją do Turcji i w niej kazał się pochować w 1855 r.

W konfederatce kazał się portretować nasz wielki emigracyjny poeta Cyprian Kamil Norwid, który w jednym ze swoich listów 1862 r. napisał: „Amarantową włożyłem na skronie/ Konfederatkę, Bo jest to czapka,/ którą Piast w koronie/ Miał za podkładkę”.

Trzy pokolenia. Najstarszy mężczyzna w mundurze „Sokoła”, obok niego siedzi porucznik w mundurze austriackim w czapce uformowanej na kształt rogatywki (przypuszczalnie II Brygada Legionów Polskich), po lewej stronie dziewczynka z wpiętymi w płaszczyk polskimi orłami. Stoją: dwaj żołnierze w mundurach austriackich oraz młody mężczyzna w mundurze słuchacza Akademii Wojskowej. Zdjęcie wykonane około 1915 r. w pracowni Cesarsko-Królewskiego Nadwornego Fotografa B. Hennera w Przemyślu

Do grona zdjęć patriotycznych tamtego okresu należy zaliczyć fotografie przedstawiające wybitnych Polaków, a wśród nich wizerunki wojskowych: Tadeusza Kościuszki, księcia Józefa Poniatowskiego, generała Henryka Dąbrowskiego; działacza politycznego, wolnomularza Joachima Lelewela czy np. zdjęcia Henryka Sienkiewicza, rozprowadzane po otrzymaniu przez pisarza nagrody Nobla; i zdjęcia wielu innych zasłużonych Polaków.

Kolportowanie i rozprowadzanie tych fotografii w okresie niewoli miało na celu pobudzenie ducha patriotycznego Polaków, a wykonywanie ich było manifestacją tożsamości narodowej.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Fotografia patriotyczna na ziemiach polskich w okresie niewoli” znajduje się na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Fotografia patriotyczna na ziemiach polskich w okresie niewoli” na s. 8 lipcowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Program Wschodni: Artykuł Putina „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców” mógł powstać w nieprzypadkowym czasie

Jak tłumaczy prof. Żurawski „Zbieżność czasowa może sugerować, że tekst powstał w kontekście polsko-ukraińsko-litewskiej deklaracji o wspólnych korzeniach w kulturze Rzeczpospolitej Obojga Narodów”.

Prowadzący: Paweł Bobołowicz

Realizacja: Eldar Pedorenko


Goście:

Prof. dr hab. Walenty Baluk – politolog, dyrektor Centrum Europy Wschodniej UMCS

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski – politolog, nauczyciel akademicki

Aleksandra Zińczuk – poetka


Pierwszy gość audycji, prof. Walenty Baluk tłumaczy czym jest inicjatywa Platformy Krymskiej, w której ma wziąć udział prezydent RP Andrzej Duda. Politolog podkreśla, że konferencja ma służyć przede wszystkim przypomnieniu o problemie okupacji Krymu:

Wypowiadając się na temat inicjatywy prezydenta Zełenskiego należy stwierdzić, że jest to bardzo dobre posunięcie żeby problem aneksji – a właściwie okupacji Krymu przez Federację Rosyjską – nie został zapomniany przez czołowe państwa Zachodu – wyjaśnia nasz gość.

Rozmówca Pawła Bobołowicza mówi o potrzebie poszanowania suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy przez społeczność międzynarodową. Ekspert dodaje również, że mijający od aneksji Krymu czas sprzyja stronie Rosyjskiej, któa coraz bardziej oswaja Zachód z bieżącym stanem rzeczy:

Czas w tym wypadku gra na korzyść Federacji Rosyjskiej, która powoli oswaja społeczność międzynarodową z tym, że nielegalna aneksja Krymu jest faktem dokonanym – stwierdza prof. Walenty Baluk.

Drugim rozmówcą Pawła Bobołowicza jest prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, który mówi o artykule Władimira Putina pt. „O historycznej jedności Rosjan i Ukraińców”, opublikowanym 12 lipca na stronach internetowych Kremla. Jak podkreśla gospodarz programu, opublikowany w języku rosyjskim i ukraińskim tekst jest nader obszerny, zawiera aż 40 tys. znaków.

Wg Ośrodka Studiów Wschodnich treść tego reportażu podporządkowana jest tezie, jakoby Ukraińcy stanowili odwieczną i nieodłączną część trójjednego narodu ruskiego, a wspólnota ta opiera się na tysiącletniej tradycji języka, ruskiej identyfikacji etnicznej i religii prawosławnej. Gość audycji mówi m.in. o nieprzypadkowości czasu pojawienia się tekstu sygnowanego przez rosyjskiego przywódcę:

Zbieżność czasowa może sugerować, że tekst powstał w kontekście polsko-ukraińsko-litewskiej deklaracji o wspólnych korzeniach w kulturze Rzeczpospolitej Obojga Narodów – podkreśla politolog.

Trzecim gościem „Programu Wschodniego” jest Aleksandra Zińczuk, która opowiada o serii wydawniczej „Wschodni Ekspres”. Jak zaznacza rozmówczyni Pawła Bobołowicza, we wspomnianej serii wydawniczej dominują przekłady autorów ukraińskich:

To jest taka seria wydawana przez Warsztaty Kultury w Lublinie. W instytucji kultury mamy pracownię wydawniczą, gdzie już od kilku lat wydaliśmy 28 pozycji wydawniczych. W ostatnich latach dominującymi autorami, których wydajemy są bliscy nam sąsiedzi z Ukrainy – komentuje poetka.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Nowy Polski Ład – zagrożenie dla naszej przedsiębiorczości, wolności i państwa/ Felieton sobotni Jana Azji Kowalskiego

Stracą wszyscy zarabiający powyżej 10 000 zł miesięcznie. Wolne zawody i przedsiębiorcy najbardziej. W imię solidarności społecznej – tak się to tłumaczy. I jest to tłumaczenie bardzo niebezpieczne.

Kolejny raz i pewnie nie ostatni piszę o Polskim Ładzie. Ponieważ pogoda końca maja nastraja do rozmyślań, dziś będzie trochę filozoficznych i historycznych refleksji. Oczywiście na tytułowy temat. Ponieważ dowiedziałem się właśnie, że moje teksty oprócz zwykłych czytelników czytają też bezkompromisowi zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości, pragnę na początku złożyć oficjalne oświadczenie:

W całej rozciągłości popieram linię Partii i Rządu. Uznaję jego koalicyjne poświęcenie w służbie naszej ukochanej ojczyzny i akceptuję każdy pomysł naszego Rządu, przyjęty i odrzucony. Mam nadzieję, że moje spostrzeżenia drobnych niedociągnięć pozwolą naszej Partii je usunąć, a naszemu Rządowi jeszcze bardziej rządzić.

(czytelny podpis: Jan Kowalski)

No!, to teraz możemy zaczynać 😊 18 milionów Polaków zyska na zmianach, jak wyczytałem w programie. Kto zatem straci? Czy w ogóle ktoś straci na wprowadzanych zmianach?

Wygląda na to, że stracą wszyscy zarabiający powyżej 10 000 zł miesięcznie. Wolne zawody i przedsiębiorcy najbardziej. W imię solidarności społecznej – tak się to tłumaczy. I jest to tłumaczenie bardzo niebezpieczne. Wprowadza w nasze myślenie o państwie czynnik, który kiedyś doprowadził do upadku I Rzeczypospolitej. Ten czynnik to cementowanie struktury stanowej poprzez wyeliminowanie awansu społecznego dla świeżej krwi. Chociaż może wydać się to zabawne, zwłaszcza niczego nierozumiejącym z historii Polski, wraz z Nowym Polskim Ładem historia właśnie zatacza kilkusetletnie koło.

Dwa stulecia wielkości Polski, I Rzeczypospolitej, zbudowały pokolenia polskich przedsiębiorców; ich duch wolności osobistej i ryzyka wynikający wprost z chrześcijaństwa. Chrześcijańska wolność osobista i brak lęku przed doczesnym niepowodzeniem (wierząc w życie wieczne, nie boimy się życia doczesnego) zbudowały fenomenalne państwo wolności i bogactwa. Niech nie zwiedzie Was to, że nazywaliśmy ich i nazywamy szlachtą.

Szlachcice, czyli przedsiębiorcy gospodarujący w swoich folwarkach, stanowili 10% ówczesnego polskiego społeczeństwa. To oni stanowili ówczesną klasę średnią. Rozwijali Polskę gospodarczo, bronili jej osobiście i na swój koszt. Podobnej warstwy średniej nie miało żadne sąsiednie państwo.

Prusy miały militarny reżim, a Rosja – cara z jego knutem. Oba reżimy traktowały własnych poddanych – bo nie obywateli – jak niewolników. Ich państwa były utożsamiane tylko i wyłącznie z ośrodkiem władzy. W odróżnieniu od nich obywatele Polscy sami wybierali króla. Zarządcę państwa podlegającego prawu. Dlatego mogli się szczycić, że „Polska nie rządem stoi, ale swobodami obywateli”. Po 200 latach wszystko zepsuliśmy i I Rzeczpospolita upadła. Dzięki wybitnej pomocy zamordystycznych mocarstw sąsiednich, które nie dopuściły do przeprowadzenia koniecznych reform państwa. A trzymając za mordy własnych poddanych, gwarantowali anarchię i psucie państwa pod szczytnym hasłem wolności obywatelskiej.

Rozmawiałem ostatnio z trzema osobami. Każda była Polakiem z wyboru swoich przodków – Niemców, Rusinów, Litwinów. Zdumiało mnie to na tyle, że zacząłem rozmyślać, czy poza mną, rzecz jasna 😀, są jeszcze w Polsce polscy Polacy. Dlaczego ich przodkowie wybrali Polskę na swoją ojczyznę? Odpowiedź w każdym wypadku była oczywista. Właśnie dla wolności obywatelskiej Niemcy, Rusini, Litwini i inni stawali się Polakami. Polakami z wyboru.

Dopiero bezmyślne zniszczenie drobnej i średniej szlachty doprowadziło do upadku Rzeczypospolitej. A potem Polska odrodziła się pod marką II Rzeczypospolitej i niestety nie wróciła do źródeł naszej wielkości. Nie chcę czynić z tego zarzutu ani w stosunku do piłsudczyków, ani w stosunku do zwolenników Romana Dmowskiego. Nie obarczam tym nawet ludowców. Czasy na taki powrót były wyjątkowo niekorzystne.

Żyjąc teraz w III RP (choć wolałbym żyć już w V), widzimy ten sam potencjał, który zbudował potęgę I Rzeczypospolitej – warstwę polskich przedsiębiorców. Ryzykujących własnym majątkiem, często zdrowiem, rozwój własnych firm. Ten potencjał został wyzwolony częściowo w sposób niezamierzony. Wielu przypisuje go wprost Mieczysławowi Wilczkowi, komunistycznemu ministrowi komunistycznego rządu Mieczysława Rakowskiego. Ustawa Wilczka, dozwalająca w gospodarce wszystko, co nie jest zakazane, pozwoliła uwłaszczyć się komunistom. Po to przecież została wprowadzona. Jednak spowodowała również rozwój polskiej prywatnej przedsiębiorczości.

Kolejnym krokiem milowym w rozwoju polskiej przedsiębiorczości była decyzja komunistycznego rządu Leszka Millera. Wprowadził on 19% podatek liniowy dla przedsiębiorców w miejsce progresywnego, który odbierał 40% dochodu po przekroczeniu bariery 2000 złotych.

To podatek liniowy stał się podwaliną pod budowę polskiego kapitału. Dzięki niemu polscy przedsiębiorcy mogą obecnie zatrudniać 75% wszystkich pracowników i tworzyć 55% polskiego PKB. Polscy przedsiębiorcy, jeżeli doliczymy do tego rodziny, stanowią 10% całego społeczeństwa. Podobnie jak kiedyś szlachta. Są gwarantem siły państwa i jego ostoją.

Jeżeli teraz, pod hasłem zwiększenia składki zdrowotnej, obciążymy ich (nas – jestem przedsiębiorcą) dodatkowym 9% podatkiem, to łączny podatek przedsiębiorcy wzrośnie do 27%. I wielu wykończy, powodując wzrost bezrobocia i osłabienie gospodarcze naszego państwa. A polscy przedsiębiorcy będą znowu wyczekiwać komunistycznego rządu, który zmiłuje się nad ich losem. Narażając się na zarzut braku patriotyzmu, wyartykułowany kwieciście przez nowe pokolenie papierowych patriotów. Niepotrafiących nawet kur wyprowadzić na spacer.

Jako lojalny wyznawca jedynie słusznej linii, aczkolwiek dostrzegający pewne niedociągnięcia, zakończę znanym cytatem:

„Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie, dla Was to jest igraszka, nam idzie o życie!”

Jan Azja Kowalski

PS Pytanie, dlaczego polskie elity polityczne zapomniały o źródłach naszej wolności i przyjęły schemat zarządzania państwem od wrogów naszej wolności, jest na tyle frapujące, że zajmę się tym w osobnym felietonie.

Program Wschodni: Henryk Litwin powiedział, że Polska zaprasza Ukraińców do czucia się spadkobiercami Konstytucji 3 maja

W najnowszym „Programie Wschodnim” Robert Czyżewski przybliża słuchaczom Radia WNET wydarzenia związane z historią i obchodami 1 maja w Polsce i na Ukrainie.

Prowadzący: Paweł Bobołowicz

Realizacja: Michał Mioduszewski, Wiktor Timochin


Goście:

Robert Czyżewski – dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie

Taras Kompanichenko – kompozytor i piosenkarz


W nowym „Programie Wschodnim” Robert Czyżewski wspomina m.in. wydarzenia z 1 maja 1986, kiedy pochodom pierwszomajowym towarzyszyła katastrofa w Czarnobylu. Dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie skupia się m.in. historii towarzyszącej dawnym obchodom 1 maja w Polsce i na Ukrainie:

Warto wspomnieć, że latach 80. święto 1 maja było także wykorzystywane przez grupy opozycyjne do organizowania niezależnych demonstracji – zwraca uwagę Robert Czyżewski.

Rozmówca Pawła Bobołowicza wspomina też początki obchodów święta w Polsce. Historyk podkreśla, że duży wpływ miały w tym przypadku działania PPS-u:

Mi 1 maja, poza komunistycznymi ceremoniałami kojarzy mi się z początkiem obchodzenia 1 maja na ziemiach polskich. W to był zaangażowany PPS, wraz z działającym aktywnie Józefem Piłsudskim.

Dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie przybliża słuchaczom WNET historię pierwszych w Polsce obchodów pierwszomajowych:

Przypominam, że pierwsze obchody 1 maja w Polsce to były również starcia z rosyjską policją. Z organizacji bojowej, jaką była wówczas PPS wyrosła później ta siła, która wraz z marszałkiem Piłsudskim walkę Polski o niepodległość w czasie I Wojny Światowej.

Z kolei Taras Kompanichenko mówi o znaczeniu Konstytucji 3 maja dla Ukraińców. Muzyk, zwany „Ostatnim bardem I Rzeczypospolitej” tłumaczy jaką osobistą wartość ma dla uchwalona 3 maja 1791 roku ustawa:

Dla mnie Konstytucja 3 maja to marzenie o nowoczesnej wolności i zarazem kontynuacji polskiej tradycji. I mimo, że to marzenie nie zostało od razu zrealizowane, Konstytucja 3 maja stanowi artefakt, mówiący o tym, że Polska już wtedy dojrzała do nowoczesnego pojmowania swojej wolności.

Ukraiński bard wspomina także słowa dawnego ambasadora Polski na Ukrainie, który zachęcał Ukraińców do traktowania Konstytucji 3 maja również jako ich dziedzictwo:

Myślę, że to był dobry pomysł kiedy Henryk Litwin, który był ambasadorem Polski na Ukrainie, powiedział na obchodach poświęconych Konstytucji, że Polska zaprasza Ukraińców do czucia się spadkobiercami Konstytucji 3 maja – przypomina Taras Kompanichenko.

W dalszej części audycji, z okazji wypadającej 2 maja dla wyznawców Prawosławia Wielkanocy, Taras Kompanichenko wykonuje na żywo tradycyjne ukraińskie pieśni wielkanocne i pasyjne. Muzyk przybliża również słuchaczom zwyczaje i historię związaną z obchodami Wielkanocy w obrządku prawosławnym.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.