Stolarski o rodzinnej firmie SaMASZ: Synowie byli ze mną od początku. Jak kończyli szkołę to już przychodzili do pracy

Antoni i Jacek Stolarscy opowiadają o firmie SaMasz, która jest ósmym na świecie producentem maszyn zielonkowych, a także o tym jak powstał ich rodzinny biznes.

W piątkowym „Popołudniu WNET” rozmówcami Katarzyny Adamiak są Antoni i Jacek Stolarscy, prezes i wiceprezes SaMasz. Antoni Stolarski opowiada m.in. o swoim rodzinnym biznesie, który wraz z czterema synami:

Jacek jest typowany na prezesa wtedy kiedy ja już się poddam i nie będę mógł pracować. Synowie byli ze mną od początku. Jak kończyli szkołę to już przychodzili do pracy – wspomina nasz gość.

Z kolei Jacek Stolarski komentuje bieżącą sytuację SaMASZ. Jak wskazuje wiceprezes firmy, pandemia koronawirusa potraktowała ich branżę dosyć łagodnie:

 Na szczęście naszą branżę trochę to ominęło. Zwłaszcza naszą firmę – stwierdza rozmówca Katarzyny Adamiak.

Ponadto, Antoni Stolarski przybliża słuchaczom działalność i historię powstałego w 1984 r. SaMasz. Wówczas, firma zatrudniała jedynie dwóch pracowników, dziś jest to tysiąc osób:

W tej chwili w SaMASZ pracuje ponad 900 osób, a dla 100 osób dajemy kooperację. W tym roku sytuacja jest bardzo dobra, wzrost sprzedaży za pół roku wyniósł 27 procent w stosunku do analogicznego okresu roku ubiegłego – podkreśla prezes firmy.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Paweł Zdziarski, dr Andrzej Szabaciuk, Antoni i Jacek Stolarscy – Popołudnie WNET 23.07.2021 r.

Popołudnia WNET można słuchać od poniedziałku do piątku w godzinach 17:00 – 19:00 na: www.wnet.fm oraz w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Białymstoku i Szczecinie. Zaprasza Anna Nartowska.

Goście „Popołudnia WNET”:

Paweł Zdziarski – publicysta tygodnika „Do Rzeczy”

Dr Andrzej Szabaciuk – ekspert Instytutu Europy Środkowej, Katolicki Uniwersytet Lubelski

Inż. Antoni Stolarski – prezes SaMasz

Jacek Stolarski – wiceprezes SaMasz


Prowadząca: Anna Nartowska, Katarzyna Adamiak


Publicysta tygodnika „Do Rzeczy”, Paweł Zdziarski, mówi o inicjatywie „Wołyń na Powązki”. Jak podkreśla dziennikarz, jest to społeczna inicjatywa dziennikarzy pracujących w mediach, określających się jako patriotyczne. Jej celem jest stworzenie przestrzeni godnego upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu na Powązkach Wojskowych.


Dr Andrzej Szabaciuk, ekspert Instytutu Europy Środkowej, przybliża słuchaczom najnowsze porozumieniE amerykańsko-niemieckiego w sprawie gazociągu Nord Stream 2. Stany Zjednoczone zezwalają na ukończenie projektu, a w zamian Niemcy mają poczynić ustępstwa wobec Ukrainy i Polski. Jak wskazuje nasz gość, głównym problemem dla obydwu państw będzie utrata znaczenia gospodarczego jako państwa tranzytowe.


Antoni i Jacek Stolarscy opowiadają o swojej firmie SaMasz, która jest ósmym na świecie producentem maszyn zielonkowych, a także o tym jak powstał ich rodzinny biznes.

N.N.

Projekt instrumentu polityki demograficznej, nawiązujący do praktyki „wiana” / Andrzej Jarczewski, „Kurier WNET” 85/2021

O ile posag był pewną wartością materialną, wnoszoną do małżeństwa przez pannę młodą, to wiano – przeciwieństwo posagu – pozwalało bez strachu o przyszłość rodzić i wychowywać dzieci.

Andrzej Jarczewski

Wiano 2022

Szósty doroczny raport demograficzny, publikowany w środku roku na łamach WNET, poświęcam kobietom i… matematyce. Podsumuję 5 lat programu „Rodzina 500+” i zaproponuję rozszerzenie nowej „Strategii demograficznej” o rozwiązanie ważne dla kobiet, które mogą i chcą rodzić dzieci.

Pragnę przedstawić i uzasadnić projekt nowego instrumentu polityki demograficznej, nawiązującego do staropolskiej teorii i praktyki „wiana”, czyli sposobu zabezpieczenia kobiety na starość. O ile posag był pewną wartością materialną, wnoszoną do małżeństwa przez pannę młodą, to wiano – przeciwieństwo posagu – pozwalało bez strachu o przyszłość rodzić i wychowywać dzieci, bo nawet gdy mąż zgra się w karty lub zginie na wojnie, wywianowana część majątku pozostanie przy żonie niezależnie od roszczeń innych spadkobierców czy wierzycieli. Sporządzano odpowiedni dokument i ogłaszano to publicznie, by ukrócić spekulacje.

500+=250 000

Najskuteczniejszy w naszej historii instrument polityki demograficznej, czyli program „500+”, dał Polsce ćwierć miliona obywateli, których bez tego programu by nie było! Nie ma innych przyczyn tego skutku, choć ta przyczyna wywołała również inne wartościowe skutki w gospodarce i sferze socjalnej. Dokładna suma rozpatrywanych tu „nadwyżek” z lat 2016–2020 wynosi 252 529. Tyle dzieci urodziło się ponad prognozy GUS z roku 2014 (w scenariuszu zakładającym, że nie będzie żadnej polityki prourodzeniowej ani proaborcyjnej).

Opracowanie własne autora

Wyliczona suma zależy od definicji przedmiotu zliczania. Na prezentowanym tu wykresie widzimy populację kobiet, uważanych przez GUS za obywatelki Polski, według stanu na 1 stycznia 2021. Nieco inne liczby podają organy wyborcze. Z samorządowych urzędów stanu cywilnego otrzymujemy inne sumy niż z biur meldunkowych. Spis powszechny przyniesie kolejną korektę. Ale nawet te różnice nie zakłócają megatrendu (cyklu wyżów i niżów), na którego skutki dziś zwracam uwagę.

Ostrze głównej krytyki wymierzonej obecnie w program „500+” dotyczy jego domniemanej nieskuteczności. Bo w roku 2019 urodziło się 375 000 dzieci, a w roku 2020 tylko 355 000. Spadek o ok. 20 000. Fakt jest prawdziwy, interpretacja fałszywa z dwóch powodów. Po pierwsze: względny spadek liczby urodzeń w roku pandemicznym dotknął wiele państw rozwiniętych. I to silniej niż Polskę, która odczuje to dopiero w roku 2021.

Po drugie: w Polsce z roku na rok ubywa matek. To jest czynnik decydujący, bo – patrzmy na lata dziewięćdziesiąte na wykresie – ok. 30 lat po niżu potencjalnych matek nieuchronnie przychodzi niż dzieci i tego nie da się odwrócić. Można tylko łagodzić skutki. Warto też przypomnieć, że w roku 2020 urodziło się i tak o 26 700 więcej dzieci niż prognozował GUS we wspomnianym raporcie. Ważne w tym punkcie jest dostrzeżenie, że instrumenty polityki demograficznej jednak działają, że nie jesteśmy bezradni i bezsilni. Podobnie: dziś możemy odpowiedzialnie stwierdzić, że stłumienie trzeciej fali Covid-19 jest skutkiem masowych szczepień, bo innych przyczyn nie było.

Megatrendy

Na tegorocznym wykresie zanikły już ślady I wojny światowej, ale widać jeszcze spustoszenia, jakie poczyniła II wojna. Powojenna „kompensacyjna” fala urodzeń zakończyła się w roku 1956. Wtedy to wprowadzono w PRL ustawę o aborcji niemal na życzenie. Było to niespotykane na świecie w tej skali działanie procykliczne (wzmacniające różnice między wyżami a niżami), którego skutki ponosimy przez wszystkie kolejne pokolenia.

Powojenny wyż, który w roku 1955 osiągnął maksimum (793 800 dzieci płci obojga) i tak powoli by wygasał z braku matek, które nie urodziły się lub zostały zabite względnie porwane przez Niemców w czasie wojny. W tej dziejowej chwili (po 1957) należało wzmocnić działania pronatalistyczne (wspierające dzietność). Postąpiono przeciwnie, a kolejne kosztowne cykle niżów i wyżów są już tylko wielokrotnie pogłębianym następstwem tamtej decyzji.

Dlaczego kosztowne? Ano dlatego, że gdy dzieci szybko przybywa, trzeba budować szkoły i inne obiekty, a gdy pogłębia się niż – te same szkoły stają się niepotrzebne. To samo dotyczy całej gospodarki i życia społecznego. Inne są potrzeby niżu, inne wyżu. Sam – jako wiceprezydent Gliwic – musiałem w latach 1990. zlikwidować kilka szkół, w tym nawet „tysiąclatki” i wiele przedszkoli, bo stały puste.

O żłobkach nawet nie wspominam, bo jakiś bęcwał – z dnia na dzień – nadał wtedy polskim żłobkom status zakładów opieki zdrowotnej, co natychmiast wykluczyło część placówek, zakładanych w czasie wyżu byle gdzie, na miarę PRL-owskich możliwości. Po prostu nie można było ich tak wyremontować, by od razu spełniały europejskie standardy. To jakby z dnia na dzień zamknąć PRL-owską kopalnię „Turów”. Z kolei w tych żłobkach, które udało się utrzymać, koszty wzrosły tak, że rodzice sami rezygnowali.

Samorządy te koszty w dużym stopniu teraz ponoszą, ale szkody – znów procykliczne – były ogromne, bo w połowie lat dziewięćdziesiątych (spójrzmy na wykres), uzasadniony wspomnianą historią niż powinien już samoistnie przechodzić w wyż, ale politycy znów przedłużyli pogłębianie niżu. Zachwiali zaufaniem do państwa.

Rozdawali fabryki, media, banki i nieruchomości, a dziś program „500+” najgłośniej przezywają „rozdawnictwem”. Ci, którzy rozdawali bogatym, żałują teraz biednym.

Tu trzeba dodać to, o czym wiedzą matematycy. Że w pewnych okolicznościach nawet bardzo małe zakłócenia na wejściu jakiegoś systemu mogą spowodować chaos lub katastrofę na wyjściu („efekt motyla”). Najlepszy przykład daje giełda, gdzie drobna zmiana stopy procentowej prowadzi do wielomiliardowej przeceny aktywów. Z drobnych przyczyn – wielkie skutki. Podobnie w polityce społecznej, która decyduje o wielkości lub zaniku narodów. Dalekie następstwa drobnych decyzji wodzów i królów sprawiały, że po wiekach jedno państwo tworzyło imperium, a drugie znikało z mapy świata. Dla nas jest ważne, czy nasze drobne kroczki prowadzą do wielkości, czy do upadku, czy podejmowane są z myślą o Polsce, czy o… nie-Polsce.

Mierniki kłamią

Obserwujmy megatrendy, a nie tylko wskaźniki, bo te są mylące. Oto ogłoszono, że w ciągu minionego roku średnia długość życia w Polsce zmniejszyła się o więcej niż rok. I już matematyczni analfabeci podnieśli larum, że rząd morduje ludzi. Tymczasem tablica trwałości życia jest tylko zbiorem liczb, pozwalającym ZUS-owi obliczać emerytury zgodnie z obowiązującym wzorem. To tylko liczby. Naprawdę żyjemy dłużej, ale wzór dał w tym roku akurat wynik ujemny, bo 94% nadmiernych zgonów w roku pandemicznym (było ich w Polsce 58 533) stanowiły zgony osób w wieku 65 lat i starszych.

Dziś mamy więcej babć niż ich wnuczek (sprawdź na wykresie), ale algorytm wypełniania zawartości ZUS-owskiej tablicy tego nie rozumie. Podobnie jest ze współczynnikiem dzietności.

Mamy wzór, obowiązujący na całym świecie, służący do różnych porównań. Ale mało kto zdaje sobie sprawę, że również ten wzór ma w sobie zaszytą piramidę wieku ludności w ten sposób, że tylko gdy struktura jest regularna – wzór daje wynik prawidłowy (wtedy współczynnik dzietności jest poprawnie wyważoną sumą rzeczywistych, rocznikowych współczynników cząstkowych). Piramida polska ma jednak te straszne cykle wyż/niż, najgłębsze na świecie, bo powiększane kolejnymi błędami rządów, popełnianymi w najgorszych momentach. Procykliczna kumulacja skutków tych błędów przekroczyła wyobraźnię twórców i użytkowników wzoru na współczynnik dzietności.

W czasie 35 lat płodnego życia kobiety (w statystyce przyjmuje się przedział wieku od 15 do 49 lat) przeszliśmy nieznane historii przemiany cywilizacyjne. W tym czasie na płodność kobiety wpływały różne czynniki ekonomiczne, kulturowe i wszelkie inne. Od beznadziejnego marazmu końca PRL-u do stanu obecnego, gdy wszystko się zmieniło po kilka razy.

Zgrubne mierniki demograficzne (a w konsekwencji również ekonomiczne), oparte na hipotezach i presupozycjach, w Polsce się słabo sprawdzają. Nie uwzględniają wpływu drastycznych i cyklicznych zmian populacyjnych.

Najlepszy przykład dają lata 2003–2010. Ze wzoru wyszło, że nagle wzrosła dzietność: od 1,22 do 1,4 dziecka na kobietę. Tymczasem nie to wzrosło naprawdę. Po prostu 30 lat wcześniej (patrz na wykres; lata 1975–85) mieliśmy wyż. Po 30 latach urodziły się więc dzieci wyżu, ale w latach 2003–2010 dzietność rzeczywista się nie zmieniła. Może tylko w tym punkcie, że przez pokolenia przenoszone są wzorce dzietności: matki z rodzin wielodzietnych rodzą więcej dzieci niż jedynaczki i akurat przyszła pora, by to się ujawniło. Z kolei obecny wzrost dzietności jest niedoważony z tego samego powodu. Wzór na dzietność oszukał nawet specjalistów. To temat na doktorat, więc tylko zalecam ostrożność w ferowaniu ocen.

Mit stanu wojennego

Mądra polityka demograficzna dąży do ustabilizowania zdrowej piramidy ludnościowej. Gdy narasta wyż, nie należy zbytnio zachęcać rodziców. Można nawet – z punktu widzenia rachmistrza, a nie moralisty – dyskutować o ustawie aborcyjnej. Gdy jednak zaczyna się niż – trzeba wszystkie wysiłki państwa skierować na kompensowanie okresowych demograficznych niedoborów. Program „500+” rozważam właśnie w tym kontekście. Przyszedł w ostatniej chwili, gdy jeszcze było względnie daleko do miejsca, skąd już naród nie ma powrotu, czyli do roku, w którym kolejny niż zbliży się do zera.

Taki punkt za kilka pokoleń osiągną aborygeni (ludy rdzenne) starych narodów europejskich, które już wpadły w demograficzny korkociąg. Wyjdą z tego jako potomkowie aborygenów zupełnie innych kontynentów. Na Zachodzie dzietność jest względnie duża, ale już tylko wśród świeżych imigrantów.

W Polsce byliśmy o włos od wprowadzenia aborcji na życzenie zamiast 500 plus. I byłoby 250 000 minus!

Wcześniej mieliśmy stan wojenny i maksimum urodzeń w roku 1983 (znów proszę rzucić okiem na wykres). Prostacka interpretacja mówi, że Jaruzelski zgasił światło i od tego przybyło dzieci. Tymczasem znajomość tamtych realiów i rzetelne badania wskazują na coś przeciwnego. Naturalny wyż lat siedemdziesiątych i tak by wygasał. Należało wtedy powoli wdrażać różne działania prourodzeniowe, by złagodzić opadającą falę. Niestety wdrożono internowanie, więzienie i zastraszanie. Przede wszystkim – rządy generałów i innych bałwanów zmaksymalizowały trudności w życiu codziennym. Znów w złym (demograficznie) czasie totalnie podważono zaufanie do państwa i zabrano ludziom nadzieję nawet na małą stabilizację. Skutki narastały długo i nieubłaganie.

Praca kobiet

Co więc robić? Nie wiemy jeszcze, co przyniesie nowa „Strategia Demograficzna”. Może tam znajdą się przełomowe rozwiązania? Na przykład ustawowe potwierdzenie, że praca matek (w roli matek!) jest pracą. Obecnie bowiem „pracę” utożsamia się z „zatrudnieniem”.

Jeżeli kobieta wykonuje pracę w domu, to znaczy, że nie jest zatrudniona, czyli że nie pracuje! Tu znów przydadzą się doświadczenia najnowsze.

Mnóstwo różnych specjalistów (np. nauczyciele, informatycy, dziennikarze i wielu innych) musiało przejść na zdalny sposób wykonywania zawodu. Niektórzy już pozostaną przy tej formie na stałe. Zauważmy: oni pracowali w domu, ale byli gdzieś zatrudnieni i to pozwalało im otrzymywać wynagrodzenie, ZUS itd. Mój wniosek brzmi następująco: zatrudnić matki do pracy nad wychowaniem dzieci! Wielkim „zdalnym” zatrudniającym może być tylko państwo.

Wynagrodzenie powinno na razie ograniczać się do zasad znanych z „500+”, żeby nie zepsuć sprawnego mechanizmu. Nowość polegałaby na formalnym zatrudnieniu z pewnymi obowiązkami pracowniczymi i z opłacaniem ZUS-u przez państwo! W obliczu wygaśnięcia narodu za kilka pokoleń – jest to konieczność dziejowa. Kobieta, która wychowywała dzieci i przez to nie mogła podjąć formalnego zatrudnienia, wie, że na stare lata, gdy coś się w życiu nie powiedzie, skazana będzie na nędzę. Źli doradcy mówią: „nie rodzić, pracować!”. A przecież matka wykonuje najważniejszą dla narodu pracę: rodzi i wychowuje dzieci! Uznanie tej pracy za równoważną zatrudnieniu zapewni kobiecie jaką taką stabilizację i uporządkuje dużą sferę życia społecznego.

Praca dzieci

Odnotujmy, że jeszcze niedawno pracę dzieci, choćby tylko pomaganie rodzicom, zwłaszcza w gospodarstwie rolnym, uważano powszechnie za normę społeczną. W krajach rolniczych i bardzo biednych nawet dziś taką pracę podejmują dzieci dziesięcioletnie, jeśli nie młodsze. W Nigrze, gdzie połowa populacji ma mniej niż 15 lat, zakaz pracy dzieci oznaczałby głodową śmierć narodu. Tam dzieci przynoszą dochód lub jakąś korzyść materialną bardzo szybko i dlatego warto mieć dużo dzieci. I tam swój upiorny sens ma termin, którego ja nigdy nie używam: „posiadanie dzieci”.

W nowoczesnym społeczeństwie dzieci się nie „posiada”, bo one nie są przedmiotem konsumpcji ani towarem eksportowym, ani środkiem produkcji. Dzieci nie są kapitałem. Pod względem ekonomicznym dzieci są tylko kosztem. Dokładniej: dzieci są kosztem rodziców i kapitałem narodów! Koszty można – w języku polskim – mieć, ale nie można ich posiadać. Dzieci są kosztem, dopóki nie wyjdą z domu, co przychodzi im nieraz z trudem (Włochy). Rodzice w takich krajach na ogół jakoś pomagają dzieciom finansowo do końca swego życia, ale w drugą stronę działa to słabo

Tak więc w krajach bogatych dzieci są, owszem, kochane, kształcone i wspierane, ale same wsparcia nie zapewniają. Są więc „nieopłacalne” i – z uprzejmości dla rodziców – rodzą się nieczęsto.

ZUS, czyli zaufanie

Tu dwa słowa o ZUS-ie, który też jest przedmiotem niewybrednych ataków i bardzo słabej obrony. Wszyscy wiemy, że ZUS nie jest Sezamem ani żadnym skarbcem, ani nawet bankiem. ZUS jest umową społeczną. My coś tam teraz wpłacamy, a emeryturę otrzymamy z wpłat naszych uogólnionych dzieci i wnuków. ZUS nie przechowuje pieniędzy, ale zaufanie! Przecież ta – powstała w roku 1934 – instytucja działała nawet w czasie wojny (na terenie Generalnej Guberni, bo na ziemiach formalnie przyłączonych do innych państw obowiązywały prawa tych państw).

Co więcej – przedwojenne i nawet wojenne zobowiązania ZUS-u były honorowane (na miarę możliwości) przez komunistów w PRL. Tak było również po roku 1955, gdy na 5 lat ZUS zlikwidowano. Wtedy zamknięto tylko Zakład, ale zobowiązania, czyli zaufanie, przejął budżet państwa.

Po prostu nie da się zniszczyć ZUS-u (jako umowy społecznej), bo zniszczyłoby się zaufanie do państwa w skali absolutnie masowej i ponadpolitycznej.

Tego nie robi się nawet w państwach bankrutujących (Grecja), choć wtedy wybujałe świadczenia bywają przycinane do rzeczywistych możliwości. Popierane przeze mnie dobrowolne podniesienie wieku emerytalnego mężczyzn, gdy przymusowo dotyka również kobiety, obniża ich zaufanie do państwa i znów negatywnie oddziałuje na dzietność jako kolejny ruch skrzydeł złowrogiego „motyla”. To się w Polsce stało w roku 2012.

Piszę o ZUS-ie, pomijając inne formy oszczędzania na starość, bo tylko ta instytucja może uwzględniać postulat powszechnego ozusowania domowej pracy matek jako instrumentu wspierania dzietności. Rzecz jasna – nie będzie to łatwe, bo trzeba uwzględnić różne złożone sytuacje życiowe, np. gdy matka urodziła dziecko, ale go nie wychowuje albo gdy ojciec poświęca się wychowaniu osieroconych dzieci itd. Pierwsza część składki – za urodzenie dziecka – powinna płynąć aż do emerytury, druga może być uzależniona od czasu zatrudnienia przy wychowywaniu dziecka w Polsce itd.

Idea ozusowania pracy matek nawiązuje do staropolskiej instytucji „wiana”, czyli zabezpieczenia majątkowego na wypadek śmierci męża. Naród powinien solidarnie wywianować swoje matki! Dzięki temu, gdy los będzie niełaskawy, kobiecie pozostaną środki do życia, których nawet ona sama nie może zniszczyć ani zagubić.

Nowe WIANO – co ważne – nie obciążałoby od razu budżetu państwa, bo składki byłyby tylko formalnym zapisem, a nie przelewem pieniędzy. Naprawdę zapłacą za nie dopiero dzieci i wnuki dzisiejszych matek. Pod warunkiem, że ktoś te dzieci na czas urodzi. A właśnie o to chodzi.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Wiano 2022” znajduje się na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021.

 


  • Lipcowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Wiano 2022” na s. 4 lipcowego „Kuriera WNET” nr 85/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Kwaśnicki: Polski Ład jest w dużym stopniu kontynuacją czegoś o czym już zapomnieliśmy

Zdaniem eksperta Polski Ład jest kontynuacją założeń Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Uważa, że skoro nie udało się zrealizować celów projektu z 2016 r., tak samo będzie z Polskim Ładem.

W piątkowym „Kurierze Ekonomicznym” gościem Adriana Kowarzyka jest dyrektor Instytutu Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Wrocławskiego, członek Polskiego Towarzystwa Ekonomiczne oraz ekspert Instytutu Misesa, prof. Witold Kwaśnicki. Ekspert komentuje ekonomiczne założenia Polskiego Ładu, w tym planowane podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł.:

Odnośnie podatków są dwie pozytywne kwestie. To (…) podniesienie kwoty wolnej od podatku, a drugie to podwyższenie drugiego progu podatkowego – stwierdza nasz gość.

Prof. Witold Kwaśnicki zwraca uwagę słuchaczy na detale projektu. Podkreśla m.in. jednorazowy charakter planowanego podniesienia kwoty wolnej od podatku, który nie uwzględniałby zatem zmian spowodowanych inflacją:

Warto zwrócić uwagę na to, że podniesienie kwoty wolnej od podatku jest zapowiedziane jednorazowo – podkreśla rozmówca Adriana Kowarzyka.

Nasz gość sądzi, że projekt Polskiego Ładu można odbierać jako kontynuację tzw. „Planu Morawieckiego”, czyli Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR). Prof. Kwaśnicki mówi o wspólnych cechach obu projektów:

Polski Ład jest w dużym stopniu kontynuacją czegoś o czym już zapomnieliśmy – tzw. Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. I tutaj istnieją na pewnym poziomie daleko idące podobieństwa – zaznacza.

Prof. Witold Kwaśnicki uważa, że „Plan Morawieckiego” z 2016 r. – mimo rządowych zapewnień – nie stał się przyczynkiem do dalekosiężnych reform. Ekonomista przewiduje, że z Polskim Ładem będzie podobnie:

To była taka prezentacja Microsoft – Power Point i za tym nie poszły żadne daleko idące działania. I ja podejrzewam, że dokładnie tak samo będzie z Polskim Ładem – mówi ekspert.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Węgry. Gáspár Keresztes: sytuacja wymagała aby wcześniej ruszyć z inicjatywą referendum

O węgierskim referendum w sprawie ochrony dzieci, planie szybkich kolei Polsko-Węgierskich i nadziejach na medale olimpijskie.

Wczoraj  na  Węgrzech ruszyła kampania informacyjna przed referendum ws. krytykowanej przez UE ustawy zakazującej promowania homoseksualizmu i tematyki zmiany płci wśród osób niepełnoletnich .

Na Węgrzech panuje przeświadczenie, że kolejna odsłona walki z Brukselą (…) będzie we wrześniu, ale sytuacja wymagała żeby trochę wcześniej ruszyć z tą kampanią – powiedział Gáspár Keresztes

Ostatnie duże referendum odbyło się w 2016 roku i dotyczyło kwot imigracyjnych. W nowym referendum będzie pięć pytań dotyczących edukacji seksualnej małoletnich i przekazywania tych treści w mediach. Aby referendum było ważne, musi wziąć w nim udział minimum 50% społeczeństwa. Pomimo gróźb odcięcia unijnych funduszy Węgrzy nie zamierzają się wycofać.

Nasz gość poruszył też kwestię budowy szybkich kolei Polsko-Węgierskich. Z Budapesztu do Warszawy można będzie dojechać już w 5 i pół godziny, do Wiednia w niecałe 2 godziny. Prędkość szybkich kolei Polsko-Węgierskich ma wynosić nawet do 250-320 km/h.

To jest coś niesamowitego, że do Balatonu z Warszawy mógłbym dojechać już w ciągu siedmiu godzin- poinformował Gáspár Keresztes.

W Igrzyskach Olimpijskich Węgrzy liczą na wiele medali, szczególnie w sportach wodnych. Eksperci przewidują liczbę medali na od 15 do 25.

Powyżej piętnastu to już jest dobry wynik – powiedział Gáspár Keresztes.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy.

J.L.

Kwiatkowska: Podmioty ekonomii społecznej to ci, którzy na co dzień pracują na rzecz osób wykluczonych

Aleksandra Kwiatkowska opowiada o ministerialnym programie wsparcia podmiotów ekonomii społecznej. Gość „Kuriera Ekonomicznego” wyjaśnia kto może wziąć w nim udział i uzyskać atrakcyjną pożyczkę.

W czwartkowym „Kurierze Ekonomicznym” gości Dyrektor Biura Rozwoju Instrumentów Finansowych Banku Gospodarstwa Krajowego, Aleksandra Kwiatkowska, która mówi o możliwościach wsparcia finansowego w ramach projektu BGK i Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej oraz Ministerstwem Rozwoju, Pracy i Technologii. Nasz gość przybliża słuchaczom czego dotyczy rządowy projekt:

To jest program wsparcia podmiotów ekonomii społecznej poprzez oferowanie tym podmiotom bardzo atrakcyjnych, preferencyjnych pożyczek – stwierdza Aleksandra Kwiatkowska.

Rozmówczyni Adriana Kowarzyka pochyla się nad aspektem finansowania projektu. Jak zaznacza, powstał on w większości dzięki środkom unijnym:

Ten program jest współfinansowany w większości ze środków Unii Europejskiej, a konkretnie z Europejskiego Funduszu Społecznego. (…) Są tu też środki z budżetu państwa, ale także środki instytucji finansujących, czyli naszych partnerów – dodaje gość audycji.

Ponadto, Aleksandra Kwiatkowska wyjaśnia kto ubiegać się o udział w programie. Jak wskazuje gość „Kuriera Ekonomicznego”, projekt jest skierowany do podmiotów ekonomii społecznej, czyli tych, którzy zajmują się działalnością na rzecz osób wykluczonych:

To mogą być np. przedsiębiorstwa społeczne, spółdzielnie socjalne, organizacje pozarządowe, czyli fundacje i stowarzyszenia. To są także spółdzielnie pracy, spółdzielnie inwalidów. (…) Ogólnie program jest dedykowany podmiotom ekonomii społecznej – podkreśla Aleksandra Kwiatkowska.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Andrzej Sadowski: realizacja unijnego planu Fit for 55 doprowadziłaby do odprzemysłowienia Polski

Komu przeszkadza konkurencyjność polskiego transportu? Prezydent Centrum im. Adama Smitha o konsekwencjach propozycji KE dla polskich starań o nadrobienie dystansu gospodarczego do krajów zachodnich.


Propozycja Komisji Europejskiej Fit for 55 zakłada rozszerzenie unijnego  systemu handlu emisjami o budownictwo i transport: lądowy, morski, lotniczy. Andrzej Sadowski ocenia, że

Jest to plan, który doprowadzi, jeżeli zostałby zrealizowany, do odprzemysłowienia Polski.

Jak wskazuje, nasz kraj dalej silnie dokonuje uprzemysłowienia gospodarki. W wyniku nowych regulacji najbardziej straciłyby kraje takie jak Polska.

To, co jest celem rządu, czyli skracanie dystansu do gospodarek krajów starej Unii Europejskiej zostałoby zatrzymane i [dystans] nigdy już nie zostałby zniwelowany.

Prezydent Centrum im. Adama Smitha stwierdza, że wbrew zapewnieniom unijnym nasze przedsiębiorstwa będą jeszcze bardziej uzależnione od zachodnich.

Polski przemysł transportowy stał się w ostatnim czasie numerem 1 w Unii Europejskiej.

Francja i Niemcy wystąpiły z inicjatywą ograniczającą konkurencyjność polskiego sektora transportowego. Dyrektywa unijna o mobilności nie zatrzymała jednak polskiego transportu, wciąż bardziej konkurencyjnego od niemieckiego i francuskiego. Kolejnym uderzeniem w konkurencyjność polskiej gospodarki jest też przyśpieszenie unijnej polityki klimatycznej.

Brak jest nadziei, aby kraje Europy Wschodniej uzyskały należytą pozycję.

Ekonomista wskazuje, że rząd powinien znaleźć odpowiedź na pytanie: „o ile poziom życia w Polsce się obniży wskutek unijnej polityki klimatycznej?”.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Ukryte Skarby – 22.07.2021 r.

Tym razem redaktor Elżbieta Ruman zabiera słuchaczy Radia Wnet w podróż do uniejowskich term. Prezes kompleksu opowiada o leczniczym działaniu uniejowskich wód i o sposobach na ich wykorzystanie.

W czwartkowej audycji „Ukrytych Skarbów” goszczą proboszcz parafii św. Floriana, ks. Infuat Andrzej Ziemiśkiewicz, oraz prezes kompleksu Termy „Uniejów”, Marcin Panfil. Duchowny mówi m.in. o zabytkowym kościele kolegiackim i Zamku Arcybiskupów Gnieźnieńskich, które wznoszą się w Uniejowie:

Pan burmistrz powiedział kiedyś takie piękne słowa, że zamek i kolegiata są jak zakochani ludzie. Od sześciuset pięćdziesięciu lat, a może i więcej, spoglądają na siebie wiecznie sobą zauroczeni – komentuje proboszcz.

Z kolei prezes największej lokalnej atrakcji, czyli słynnych uniejowskich term opowiada o zarządzanym przez siebie przybytku. Jak podkreśla Marcin Panfil, termalna woda wykorzystywana w obiekcie pochodzi z głębokości 2 km i ma lecznicze właściwości:

Jej specyfika wynika z tego, że ma bardzo duży zasób różnego rodzaju minerałów czym odróżnia się od innych wód. Bo z reguły inne wody mają określony pierwiastek, który jest dominujący. U nas (…) jest to bardziej zdywersyfikowane – stwierdza nasz gość.

Rozmówca Elżbiety Ruman opowiada o leczniczym działaniu uniejowskich wód. Prezes term opisuje też różne możliwości leczniczego wykorzystywania wody:

Woda oddziałuje na nasz organizm w sposób zewnętrzny – poprzez kąpiele – ale także poprzez inhalacje, a także częściowo jest przydatna do spożycia w przypadku schorzeń układu trawiennego – zaznacza Marcin Panfil.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Ukryte Skarby

Komorowski o polityce samorządowej w Polsce: Ja mam akurat to szczęście, że jestem samorządowcem bezpartyjnym

Eligiusz Komorowski opowiada o powiacie pilskim i jego charakterystyce. Nasz gość odpowiada również na pytanie, czy w polityce lokalnej można spotkać się z patologiami np. nepotyzmem czy sitwą.

Powiat pilski zajmuje szóste miejsce pod względem jakości i tempa rozwoju według najnowszych rankingów Związku Powiatów Polskich. W czwartkowym „Poranku Wnet” starosta Piły, Eligiusz Komorowski, mówi o swoim powiecie oraz o środowisku polskich samorządowców:

O tyle jest to istotne i miłe, że ten ranking jest wielowarstwowy, wielokryteriowy. Oceniany jest np. stan ochrony środowiska w danym powiecie, ale też takie twarde dane np. kwota pozyskanych środków zewnętrznych, kwota inwestycji, działania usprawniające zarządzanie – opisuje samorządowiec.

Eligiusz Komarowski, starosta pilski.

Rozmówca Tomasza Wybranowskiego komentuje zmiany, które nastąpiły w Pile na przestrzeni ostatnich lat. Zaznacza, że zostały one zauważone we wspomnianym rankingu:

Wśród powiatów (…) największych w Polsce zajęliśmy szóste miejsce, czyli kolejny skok o kilka miejsc, ponieważ rok wcześniej byliśmy poza pierwszą dziesiątką – przyznaje nasz gość.

Ponadto, starosta Piły przybliża słuchaczom charakter polityki samorządowej. Opisuje również przypadek politycznej patologii na tym szczeblu, a także tłumaczy, dlaczego cieszy się ze swojej bezpartyjności:

Znam kilka konkretnych przykładów, gdzie niestety zmuszeni byliśmy reagować na pewne działania (…), które odbiegały od etosu dr. Judyma. (…) Ja mam akurat to szczęście, że jestem samorządowcem bezpartyjnym – podkreśla Eligiusz Komorowski.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.