Były premier Mali: Chcemy skorzystać z polskiej wiedzy i technologi w celu zarządzania naszymi terenami

Moussa Mara, były premier Mali opowiada o sytuacji we współczesnej Mali. Podkreśla, że kraj ten ma problem z zarządzaniem oraz brakuje tam autorytetu rządzących.

 

 

Miałem zaszczyt być zaproszonym na forum ekonomiczne w Krynicy, żeby przyjechać i stworzyć most między Polską a całą Afryką. Myślę, że most będzie pośrednikiem politycznym oraz dyplomatycznym, następnie kulturalnym z tego względu, że Polska i Mali były kiedyś krajami imperialnymi, a także na płaszczyźnie gospodarczej – mówi były premier Mali.

Aktualnie w Mali jest duży problem dotyczący rebeliantów znajdujących się na północy kraju, gdzie separatyści opanowali cały obszar. Mali ma również problem z zarządzaniem całym krajem czyli brakiem autorytetu rządzących. Wszystkie te problemy nie zatrzymują jednak rozwoju gospodarczego, który w ostatnich 5-ciu latach wciąż wzrastał.

Jestem tutaj, aby zachęcać polskich biznesmenów, aby inwestowali w Afryce, gdyż są tam duże możliwości. Zapraszam serdecznie do rozmów nie tylko na płaszczyźnie dyplomatyczno-politycznej, ale również gospodarczej – mówi Moussa Mara.

Największe możliwości są w rolnictwie. Polska jest w tej chwili potęgą, jeżeli chodzi o rolnictwo i rozwój przemysłu. Chcielibyśmy skorzystać z polskiej wiedzy i technologi, aby zarządzać naszymi terenami. Polskie, duże firmy budowlane mają duże pole do działania, ponieważ brakuje nam infrastruktury.

M.N.

Obajtek: Fuzja PKN Orlen z Grupą Lotos oznacza, że będzie on zdecydowanie silniejszą firmą w Polsce

Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen opowiada o procedurze związanej z pozyskaniem firmy Ruch S.A. oraz o intensywnej współpracy z firmą Lotos S.A.

 

 

W pierwszej kolejności Ruch S.A. miał bardzo słabą sytuację finansową, były postępowania układowe, które zostały podważone przez sąd I instancji. Sąd II instancji stwierdził, że postępowe układy nadal są w mocy, w związku z tym nam otworzyło się pole. Złożyliśmy wniosek do komisji o koncentrację w tym zakresie, więc uruchamiamy procedury związane z pozyskaniem firmy Ruch S.A. – mówi prezes PKN Orlen.

Jak mówi Obajtek: Czym szybciej, tym lepiej. Z racji tego w jakiej kondycji finansowej jest Ruch, w związku z tym ten proces musi dziać się błyskawicznie. Wniosek trafił do komisji, ona najprawdopodobniej w ciągu miesiąca odeśle go do Urzędu Ochrony Konkurencji Konsumenta, tam proces może potrwać dwa lub trzy tygodnie, natomiast firma Orlen negocjuje z właścicielem oraz przygotowuje wszystkie warianty w tym zakresie.

Mamy już plan biznesowy, ale robimy również pozostałe analizy w tym zakresie. Ruch jest to firma, która ma tradycję i pewną markę, w związku z tym chcemy zapiąć pewne procesy w nasz biznes. Jako Orlen także posiadamy sprzedaż detaliczną i zakup Ruchu spowoduje również optymalizację pewnych kosztów i logistyki czyli całej obsługi – twierdzi gość „Popołudnia WNET”.

Jeżeli chodzi o LOTOS S.A., PKN Orlen bardzo intensywnie współpracuje z tą firmą. Zgodnie z harmonogramem przeszliśmy do drugiej fazy czyli fazy ostatecznej skupiającej się na głębszych analizach i chcielibyśmy jak najszybciej uzyskać zgody komisji koncentracje w tym zakresie.

Jest to ważne zadanie zarówno dla Orlenu jak i dla Lotosu, gdyż powstanie firma, która będzie prężnie się rozwijać, a także będzie miała jeszcze większe, pozytywne oddziaływanie na gospodarkę. Połączenie uwolni pewne synergie, wspólny zakup ropy będzie nas bardziej stabilizowało w przypadku cen paliw – mówi Daniel Obajtek.

Jak dodaje rozmówca: Mamy wpływ na to, jak my tą baryłkę ropy przerobimy i jak litr ropy mniej obciążymy kosztami. Jeżeli będziemy kupować większą ilość ropy to cena jednostkować będzie się bardziej stabilizować. Fuzja oznacza, że będziemy zdecydowanie silniejszą firmą w Polsce. 

M.N.

Florek: Najwyższy czas, abyśmy postawili na rozwój polskich firm, które będą mieć większą wartość dla polskiego budżetu

Ryszard Florek, właściciel firmy Fakro mówi o rozwoju gospodarki, a także o sytuacji polskich firm na rynku globalnym.

 

 

 

Trudno jednoznacznie powiedzieć czy polska gospodarka włączyła 5 bieg. Oczywiście wynagrodzenia rosną, firmy się rozwijają, ale jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia, aby było wszystko, tak jakby tego chcieli wszyscy obywatele – mówi właściciel firmy Fakro.

Dzisiaj w dużym stopniu naszą gospodarkę rozwijają zagraniczni inwestorzy, ale jest to pewna pułapka średniego rozwoju. „Najwyższy czas, żebyśmy postawili większy na rozwój polskich firm, które są w stanie dostarczyć dużo więcej wartości do polskiego budżetu” – mówi gość „Popołudnia WNET”.

Polskim firmom trzeba dać większe możliwości rozwoju, gdyż dzisiaj o rozwój gospodarczy zabiega Jadwiga Emilewicz, minister Kwieciński, natomiast inne ministerstwa takie jak Ministerstwo Finansów czy Ministerstwo Środowiska nie przejmują się gospodarką, wręcz przeciwnie sabotują pewne działania, które robi Ministerstwo Rozwoju. Jak dodaje Florek: Wydaje mi się, że gdyby wszystkie grupy społeczne oraz ministerstwa zaczęły pracować w tym kierunku to na pewno rozwój byłby jeszcze szybszy. 

W dużym stopniu rozwój polskich firm zależy od przedsiębiorcy, ale dziś muszą one konkurować na rynku globalnym ze swoimi zachodnimi konkurentami, których kapitał jest kilkaset razy większy. Dla polskich przedsiębiorców potrzebne jest dobre otoczenie prawne, wsparcie państwa i obywateli. Jak twierdzi Ryszard Florek: Rząd Mateusza Morawieckiego kładzie duży nacisk na polską gospodarkę, jednak kroki stawiane są w wolnym tempie. Dobra zmiana nie trafiła jeszcze wszędzie.

M.N.

Mlekovita swoim zasięgiem obejmuje 159 krajów, a efektywność zarządzania rokrocznie osiąga lepsze wyniki finansowe

Spółdzielnia z Wysokiego Mazowieckiego informuje, że Mlekovita wyeksportowała ponad 30 proc. swojej produkcji na rynku całego świata, docierając do 159 krajów.

Mlekovita jest największym polskim eksporterem produktów mleczarskich, a smak jej wyśmienitych, najwyższej jakości produktów podbija serca i podniebienia światowych konsumentów od 1989 r. Mlekovita zatrudnia najwyższej klasy specjalistów z Polski i Europy, dzięki którym utrzymuje bardzo dobrą kondycję eksportową.

Mlekovita swoim zasięgiem obejmuje 159 krajów w tym do 28 państw Unii Europejskiej. Z jej eksportów pochodzi ok. 30 proc. przychodów firmy. Prezes Zarządu Grupy Mlekovita podkreśla, że firma pokonała bariery eksportowe dzięki najwyższej jakości produktów, które cieszą się ogromnym, rosnącym uznaniem za granicą. Pomimo rosnącego w tempie ok. 15 proc. produkcyjnego potencjału rozwojowego potrzebne są jednak działania, które otworzą Mlekovicie nowe rynki. Efektywność zarządzania i osiągane rokrocznie coraz lepsze wyniki finansowe bezpośrednio przekładają się na systematyczny wzrost wartości przedsiębiorstwa.

M.N.

Roszkowski: W latach 30. w Polsce skończy się węgiel brunatny

Marcin Roszkowski o koncepcjach wprowadzenia energetyki jądrowej w Polsce i kurczących się złożach polskiego węgla.

Marcin Roszkowski mówi, że „potencjalna szkodliwość 5G powinna być poruszona i winna wybrzmieć”. Jak mówi, jest to „skok bez specjalnych badań”.

Energetyka stoi na krawędzi dużej zmiany. […] Kierunek zmian idzie w tym kierunku, żeby wyeliminować paliwa kopalne.

Prezes Instytutu Jagiellońskiego wskazuje na działanie agend znajdujących argumenty za tym, żeby zmieniać prawo. Zmienia się podejście do energetyki i do życia w ogóle. Jednocześnie, jak stwierdza, „wydobywamy coraz mniej węgla”.

Potrzeby nie maleją, a węgla wydobywamy coraz mniej.

Co roku wydobywamy o 3-4% mniej węgla. Spadek wydobycia wynika z tego, że ilość samego surowca maleje. Obecnie w Polsce jest 13 kopalni węgla kamiennego, który trzeba wydobywać z coraz głębszych złóż, co zwiększa koszty tego procesu. Obecnie trzecią część tego surowca importujemy. Węgiel brunatny natomiast, jak stwierdza Roszkowski, „w latach 30. po prostu się skończy”.

Odpowiedzią na ten problem może być inwestycja w energetykę jądrową. W tym miejscu zderzają się trzy koncepcje. Według pierwszej z nich w ogóle nie należy budować w Polsce elektrowni jądrowych, druga zakłada budowę elektrowni atomowych w postaci konwencjonalnych dużych bloków, a trzecia postuluje inwestycje w rozproszoną energię jądrową. Badania nad tą ostatnią prowadzą Amerykanie, Chińczycy i Japończycy. W celu zastosowania tej technologii w polskich miastach potrzebna byłaby współpraca z którymś z zagranicznych ośrodków.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

Kownacki: Niemcy w czasie II wś wykazywali się okrucieństwem przywodzącym na myśl zbrodnie UPA na Wołyniu

Bartosz Kownacki o niemieckich zbrodniach na Pomorzu ( i nie tylko) w czasie II wś oraz o stanie i perspektywach polskiego przemysłu zbrojeniowego.

Bartosz Kownacki, poseł PiS, były wiceminister MON, opowiada o wyjątkowości Bygdoszczy i całego województwa kujawsko-pomorskiego, które w dużej części było pod zaborem pruskim, co miało konsekwencje w chwili wybuchu II wojny światowej:

Ludzie żyli przez dziesiątki setki lat razem obok siebie i kiedy wybuchła II wojna światowa, to z dnia na dzień, ci, którzy chodzili razem do szkoły, razem pracowali, stali się wrogami. To oni tworzyli listy osób  listy polskiej elity, która miała zostać wymordowana.

Te tereny zamieszkiwała mocno wymieszana ludność. W Koralewie  Niemcy utworzyli pierwszy obóz koncentracyjny na tych terenach, gdzie co najmniej 1780 osób brutalnie zamordowano, z których kilkaset po ekshumacji nie miało głów. Jak mówi poseł, pokazuje to niezwykłe bestialstwo Niemców, kojarzące się z tym, które znamy z mordów UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Podkreśla, że czy to na Pomorzu, czy na warszawskiej Woli okrucieństw dopuszczali się nie tylko, jak się czasem to przedstawia gestapowcy, esesmani, czy oddziały RONA, ale też jednostki Wermachtu.

Gość „Poranka WNET” przypomina także historię pierwszego w Polsce rozstrzelania cywili w trakcie II wojny światowej. Na rynku zostało rozstrzelanych od 600 do 800 Polaków. Mieszkańcy Bydgoszczy dobrze znają również historię tzw. Doliny Śmierci, czyli miejsca masowego mordu i jednocześnie grobu mieszkańców Bydgoszczy i okolic wymordowanych jesienią 1939 r. przez członków pomorskiego oddziału Selbstschutzu oraz SS-manów z oddziału Einsatzkommando 16. Fordońska „Dolina Śmierci” jest największą mogiłą zbiorową na terenie Bydgoszczy. Bartosz Kownacki ten mord nazywa wprost „Bydgoskimi Palmirami”. Mord ten był odpowiedzią Niemców na wydarzenia, które miały miejsce w Bydgoszczy 3 września 1939 r., które geobbelsowska propaganda ochrzciła mianem bydgoskiej krwawej niedzieli. Według jej twierdzeń Polacy mieli zamordować w Bydgoszczy tysiące cywili niemieckiego pochodzenia. W rzeczywistości w tym dniu niemieccy dywersanci ostrzelali wycofujący się oddział Wojska Polskiego, który odpowiedział ogniem. Jak dodaje poseł, kolejnym barbarzyństwem Niemców popełnionym w imię odwetu, było wyszukiwanie wśród wziętych do niewoli polskich żołnierzy tych pochodzących z Bydgoszczy i mordowanie ich.

W drugiej części rozmowy poseł porusza temat zbrojeń. Wysoko ocenia decyzję związaną ze zwiększeniem wydatków na obronność do dwóch i pół procent PKB. Jak dodaje, należy wydawać tyle, aby czuć się bezpiecznym oraz realizować największą ilość zleceń przez Polski przemysł zbrojeniowy:

Trzeba myśleć o tym, żeby zakupy w jak największej części były jednak realizowane w Polsce. To jest wyznacznik dla każdego Ministra Obrony Narodowej.

Bartosz Kownacki podkreśla, że dla rozwoju przemysłu zbrojeniowego potrzebna jest konsekwentna wizja realizowana przez dekadę lub dwie, co pokazuje przykład krajów takich jak Turcja czy Korea Płd., które jeszcze odpowiednio w latach 90. i 80. nie były tak rozwinięte pod tym względem, jak dzisiaj. Jak dodaje, nie ma sensu kupowanie najnowocześniejszego sprzętu, jeśli nie będziemy w stanie serwisować go w Polsce:

To jest kwestia nie tylko tego, że ten sprzęt jest wyprodukowany, ale później, w przypadku wojny, serwisowany w kraju. Co z tego, że będziemy mieć nawet najlepszy sprzęt, skoro nie będzie gdzie go serwisować, gdy dojdzie do konfliktu.

Jak stwierdza, polski przemysł zbrojeniowy ma ogromny potencjał.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.M.K./A.P.

Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) – kolejny miraż emerytury pod palmami / Felieton sobotni Jana A. Kowalskiego

Dyskusja w żaden sposób nie odpowiada na rzeczywisty problem każdego zwyczajnego emeryta: jak dożyć godziwie do naturalnej śmierci, z wyłączeniem eutanazji jako najkorzystniejszej dla budżetu państwa.

Na początek anegdota. Do amerykańskiego króla stali, a potem znakomitego filantropa (np. Carnegie Hall) Andrew Carnegiego (1835–1919) podszedł kiedyś młodzieniec z prośbą o poradę w sprawie skutecznego wzbogacenia się. – Omijaj drink-bary i giełdę, chłopcze! – odpowiedział najbogatszy człowiek świata. Czy ten młody człowiek posłuchał rady geniusza wolnego rynku, tego nie wiem. Jednak większość jego rówieśników na pewno nie posłuchała. Miraż dostatniego życia na kredyt i fortuny zbijanej na giełdzie zapanował nad umysłami Amerykanów na okres 10 lat. I prysł 10 lat po śmierci Andrew Carnegiego. 24 października 1929 roku tąpnięcie na nowojorskiej giełdzie, zwane „czarnym czwartkiem”, rozpoczęło najboleśniejszą korektę życiowych oczekiwań. Utracone samochody, domy, stanowiska pracy; samobójstwa. Taka była cena za beztroskie podejście do życia dla milionów Amerykanów.

Ale nie wszyscy stracili. Niektórzy wtedy właśnie zdobyli fortuny, przejmując na przykład połowę ziemi rolnej w Stanach. Tej ziemi, dla której zdobycia idący na zachód osadnicy ryzykowali własnym życiem. Czy dla przeprowadzenia tak prostej operacji beztroskim młodzieńcom zaproponowano wcześniej miraż luksusu dzięki skredytowaniu w 90% zakupu giełdowych akcji? Nawet nie spróbuję na to pytanie odpowiedzieć. Rozpisałem się tak długo o giełdzie i jej mało stabilnych fundamentach nie bez powodu.

W kontekście przyjętych przez Sejm regulacji to właśnie spekulacja giełdowa (sorry, oczywiście, że inwestowanie) ma zapewnić nam bezpieczną i dostatnią starość. Specjalne fundusze przejmą 4% naszego zarobku + 2% od państwa i skutecznie grając na rynkach finansowych, zarobią na naszą bezpieczną starość. Przy założeniu, że ZUS na to wszystko nie wydoli.

Wysłuchałem kilku opinii za PPK i kilku przeciw, opinii eksperckich i profesorskich. I jako Wasz samozwańczy ekspert od wszystkiego zostałem wprowadzony w stan głębokiego zdumienia. Nie tylko dlatego, że niczego nie rozumiem. Otóż dyskusja w żaden sposób nie odpowiada na rzeczywisty problem każdego zwyczajnego emeryta – jak dożyć godziwie do naturalnej śmierci, z wyłączeniem eutanazji jako najkorzystniejszej dla budżetu państwa.

Racje przeciwników PPK są oczywiste. Tak jak oczywiste były racje przeciwników OFE. Obietnica, że tym razem środki będą lepiej inwestowane i za niższe wynagrodzenie, jest tylko i wyłącznie obietnicą. A ucieszyć może jedynie dużych, zagranicznych rekinów, widzących ławicę leszczy. Zagrożenie tej części naszych pieniędzy jest zatem ogromne. Bo chociaż 80% pozostałych w OFE środków to pieniądze teoretyczne, bo obligacje skarbu naszego państwa, to przy zmianie właściciela zmienią się one w naszego państwa obciążenie rzeczywiste.

Jednak twierdzenie, że ZUS jest lub może być gwarantem naszej spokojnej starości jest co najmniej na wyrost. Pomimo tego, że wyniki ZUS były lepsze niż OFE. Bo takie twierdzenie nie uwzględnia prawdy oczywistej – już dziś przy 2 pracujących na 1 emeryta, dla wypłacania należności emerytalno-rentowych, z budżetu państwa musi być rokrocznie przesuwanych do ZUS ok. 40 miliardów złotych.

Zamiast zatem czarować się wzajemnie mirażami, poszukajmy prawdy oczywistej, która tylko czeka na odkrycie. Najpierw odgrzebmy fakty.

Fakt 1. ZUS nie ma zgromadzonych żadnych środków własnych, które mogłyby wystarczyć na obsłużenie zwiększającej się z roku na roku liczby emerytów (dla jasności spojrzenia pomijam tu innych świadczeniobiorców). Płacone przez nas co miesiąc składki tylko księgowo są zapisywane na naszym koncie. Tych wpłacanych przez nas pieniędzy brakuje na wypłatę bieżących emerytur.

Fakt 2. 45 000 pracowników ZUS kosztuje nas, podatników, 3 miliardy 600 milionów złotych za rok 2017. Zatem jeden pracownik ZUS kosztuje nas rocznie 80 000 złotych, co stanowi 2% zebranych składek.

Fakt 3. Mamy na tyle wadliwą strukturę zatrudnienia narodowego, że żadna kreatywna księgowość nie pomoże. Żeby to zmienić na proporcje odpowiednie dla normalnego państwa (Czechy lub Szwecja, sami wybierzcie), musi nas pracować nie 17, ale 21 milionów. Ale sensownie pracować, bo z zatrudnionych obecnie 16,5 miliona tylko 15 jest zatrudnionych według kategorii efektywności. Półtora miliona źle zatrudnionych to 1 milion 100 tysięcy urzędników i 400 tysięcy nauczycieli publicznych. Należy ich natychmiast przekierować do pracy efektywnej, opłacalnej dla państwa i nas wszystkich.

Znamy już fakty, zatem dokonajmy paru obliczeń. Zakładając jedno: że skarbiec emerytalny jest pusty. I liczymy na najniższych kwotach, tak składek, jak i świadczeń.

15 mln pracowników efektywnych ma za zadanie utrzymać 8 mln emerytów (w tym rencistów i in.) i uzbierać na własną emeryturę. 15 mln x 12 000 zł rocznie (zapłaconych składek) = 180 mld złotych rocznie. A za rok 2017 ZUS wypłacił 210 mld złotych. Zatem rzecz niemożliwa, jakby tego nie księgować.

Ale już 20 mln pracowników x 12 000 zł = 240 mld złotych. Czyli wystarczyłoby na obecne świadczenia, a 30 miliardów moglibyśmy odłożyć do narodowej skarpety. Tylko czy to nas zadowala? Chyba nie, skoro każdy pracuje średnio 35 lat przed przejściem na emeryturę. Zatem policzmy: 35 lat x 12 000 zł = 420 000 wypracowanych na stare lata przez każdego pracownika najmniej zarabiającego. Przy średniej przeżycia 16,5 roku na emeryturze i odliczeniu 20 000 zł na pogrzeb (a co!), wyszłoby nam 2000 zł miesięcznie według dzisiejszych cen. Obecna średnia emerytura wypłacana z ZUS wynosi 1400 zł miesięcznie.

A teraz rozwiązanie tego węzła gordyjskiego.

1.     Likwidujemy ZUS z jego skomplikowanym systemem liczenia, który wymaga 45 tysięcy pracowników i generuje niepotrzebne koszty w wysokości 3,6 miliarda rocznie, i wprowadzamy powszechną emeryturę obywatelską na poziomie 1 600 zł miesięcznie.

2.     Oszczędzamy na 1,5 milionie źle zatrudnionych i opłacanych przez nas z budżetu państwa. Premier Morawiecki podał jakiś czas temu, że 450 000 urzędników kosztuje nas 50 mld rocznie, co dawałoby koszt 110 000 zł za jednego. Ale przyjmijmy schemat ZUS, choć zarobki tu należą do najniższych, i policzmy: 1,5 mln x 80 000 zł rocznie = 120 miliardów złotych do skarbonki państwa.

Takie rozwiązanie pozwoli na odtworzenie w ciągu 10–15 lat funduszy emerytalnych nas wszystkich pracujących. Co więcej, pozwoli na przyzwoitą emeryturę dla każdego Polaka. Pozwoli też na dużo więcej, ale to osobny temat.

Dla tych natomiast, którzy chcą spędzić jesień swojego życia pod palmami lub gdziekolwiek i potrzebują więcej pieniędzy niż 1600 zł miesięcznie, musimy wprowadzić możliwość inwestowania dodatkowych pieniędzy zwolnionych z opodatkowania. Dobrowolnego inwestowania.

Jedyną sprawdzoną i gwarantowaną przez państwo metodą takiego oszczędzania może być państwowy bank inwestycyjny. Gromadzone środki powinny być inwestowane tylko i wyłącznie w rozwój gospodarki narodowej. W jej pewne i dochodowe przedsięwzięcia. W te działy, które obsługują potrzeby życiowe nas wszystkich, 38 milionów dochodowych jednostek.

Tylko takie inwestowanie utrzyma wartość i pomnoży oszczędzane na starość pieniądze, i pozwoli zbudować narodowy kapitał. A tym samym uniezależni nas od światowych spekulantów giełdowych, którzy tylko czekają, żeby ogołocić nas przy każdej nadarzającej się okazji. Ogołocić z tak ciężko wypracowywanych pieniędzy i tylko przy okazji pozbawić bezpiecznej starości.

Jan A. Kowalski

Jastrzębski: Prezydent Libanu uznał atak izraelskich dronów za deklarację wojny, ogłoszono stan wyjątkowy w Gazie

Izrael wzmógł swoje działania zaczepne poprzez przeprowadzenie ataku z wykorzystaniem dronów na Bejrut, a także prawdopodobnie na szyickie bazy w Iraku oraz palestyńskie struktury w Libanie.

Al-Jazeera

1. Prezydent Libanu uznał atak izraelskich dronów za deklarację wojny

Prezydent Libanu Michel Aoun uznał ataki izraelskich dronów na Bejrut, do których doszło w weekend za ,,deklarację wojny”.

– To, co się wydarzyło, to deklaracja wojny – Michel Aoun powiedział specjalnemu koordynatorowi ONZ ds. Libanu Janowi Kubiszowi w poniedziałek. – To pozwala nam na egzekwowanie naszego prawa do obrony naszej suwerenności, niepodległości i integralności terytorialnej – dodał Aoun.

Z kolei libański premier Saad Hariri powiedział, że jego rząd chce uniknąć eskalacji z Izraelem, niemniej społeczność międzynarodowa musi potępić jawne pogwałcenie suwerenności Libanu, jakiego dopuścił się Izrael.

Do rzeczonych ataków doszło w sobotę na południowych przedmieściach Bejrutu.

Przywódca Hezbollahu Hassan Nasrallah powiedział, że jego partia nie pozwoli na agresję ze strony Izraela. – Czas, kiedy izraelskie samoloty bombardowały Liban się skończył – powiedział i poprzysiągł akcję odwetową za kolejny izraelski atak na pozycje Hezbollahu w Syrii, w wyniku którego zginęło 2 członków partii.

Według Al-Jazeery również w niedzielę doszło do kolejnych rzekomo izraelskich ataków, tym razem w Iraku. Szyickie Siły Mobilizacji Ludowej (PMF) w Iraku oskarżyły Izrael o ataki przeprowadzane na terytorium Syrii w pobliżu irackiej granicy.

W poniedziałek iracki prezydent Barham Salih przedyskutował sytuację z premierem i stwierdził, że Izrael podjął wrogie działania przeciw Irakowi. Podkreślił również, że iracki rząd podejmie wszystkie niezbędne kroki w celu ,,odstraszenia agresorów i ochrony Iraku”. Mimo swych słów prezydent nie zapowiedział odwetu.

Później w poniedziałek, PMF poinformowały, że spostrzegły kolejnego drona nad jedną ze swych baz w prowincji Niniwie.

Dron opuścił okolice po znalezieniu się pod ostrzałem.

Również w poniedziałek doszło do kolejnego rzekomego izraelskiego ataku na palestyńskie struktury w Libanie, o czym poinformował Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny (PFLP). Wspierana przez Syrię organizacja odnotowała trzy następujące po sobie ataki na swoją bazę w Libanie przy granicy z Syrią.

 

2. Ogłoszono stan wyjątkowy w Gazie

Do ogłoszenia stanu wyjątkowego doszło w konsekwencji samobójczego zamachu bombowego na punkty kontrolne Hamasu, do których doszło we wtorek.

Rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych Palestyny Eyad al-Bozom powiedział, że “grzeszne ręce, które zostały przyłożone do tej zbrodni, nie umkną karze”, natomiast nie ujawnił żadnych szczegółów dotyczących śledztwa.

Według naocznych świadków pierwszy wybuch pochłonął motocykl, po tym, jak ten przejechał przez punkt kontrolny, zabijając dwóch policjantów i raniąc jednego Palestyńczyka. Do drugiej eksplozji doszło w mniej niż godzinę później przy innym punkcie kontrolnym, w wyniku której zabity został jeden policjant, a kilka osób zostało rannych.

Od czasu przejęcia kontroli nad Gazą w 2007 roku podczas wojny domowej przeciwko palestyńskiemu prezydentowi Mahmoudowi Abbasowi, Hamas spotykał się niekiedy z wewnętrzną opozycją ze strony zacieklejszych organizacji takich jak Al-Kaida czy ISIS. To właśnie lokalni sympatycy ISIS są podejrzewani o zrealizowanie ataku, który Hamas i Islamski Dżihadu zdążyły potępić.

Rzecznik Hamasu Fawzi Barhoum stwierdził, że ,,te ataki służą jedynie izraelskiemu okupantowi… To czego nie udało mu się zrobić wypowiadając wojny przeciwko Gazie, nie uda się również dzięki atakom bombowym.”

Natomiast Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny (PFLP) bezpośrednio oskarżył Izrael o przeprowadzenie ataków. Izrael z kolei nie przyznał się do jakichkolwiekdziałań w Gazie.

Wcześniej we wtorek izraelskie wojsko zbombardowało posterunek Hamasu po tym, jak bojownicy z Gazy wystrzelili pocisk moździerzowy ponad murem granicznym. Ponadto, izraelskie wojsko zbombarodowało w poniedziałek “cele terrorystyczne w obozie Hamasu znajdującym się w północnej Gazie, w tym biuro dowódcy batalionu Hamasu”.

Izrael ogłosił również, że zmniejsza o połowę dostawy prądu do i tak cierpiącej już na niedobór elektryczności Gazy.

 

Al-Arabiya

  1. By przerwać przelew krwi – konflikt w Idlib trafia na tapet ONZ

Kuwejt, Niemcy i Belgia zainicjowały dyskusję nad projektem rozporządzenia ONZ dotyczącym zawieszenia ognia w syryjskim mieście Idlib. Rozporządzenie ma wzywać również do zaprzestania ataków na szpitale polowe i kliniki w prowincji Idlib, a także zobligować walczące strony do chronienia cywilów i medyków.

Sytuacja w Idlib jest trudna. Wojska syryjskiego próbują wyrwać miasto i prowincję z terrorystycznych rąk dawnych Jabhat an-Nusra, obecnie zaś zwanych Hayat Tahrir Ash-Sham, a także mniej skutecznych oddziałów rebelianckich.

Syryjskie i rosyjskie myśliwce codziennie bombardują tereny rozciągające się od dystryktu Południowego Idlib aż po wioski w dystrykcie Północnej Hamy i Północno-Wschodniej Latakii.

 

2. Niejasna destynacja irańskiego tankowca

Tajemnica spowija kurs irańskiego tankowca ,,Adrian Darya I” znanego wcześniej pod nazwą “Grace I”. Rosyjskie media poinformowały, że zmierza on do wybrzeży Turcji, natomiast agencja prasowa Reuters podała, że statek zmienił swój kurs, będąc jeszcze daleko od tureckiego portu Mersin.

Również firma informacyjna Refinitiv podała, że statek będący ością niezgody między Teheranem a Waszyngtonem zmienił swoją trasę. Także według narzędzia służącego do śledzenia statków Tanker Trackers, irański tankowiec zmienił kurs na Grecję. Tanker Trackers poinformował również, że “Adrian Darya 1” zdecydował o przeprawie przez Kanał Sueski, jednak żeby to uczynić, będzie musiał przeładować blisko milion beczek na pokład innego statku.

Ponadto, statek musi przekazać swój ładunek jakiemukolwiek statkowi pływającemu pod inną niż irańską banderą, aby władze kanału zezwoliły mu na przeprawę. Według regulaminu Kanału Sueskiego, statek nie może generować niebezpieczeństwa dla przeprawy innych jednostek, ani doprowadzić do awarii mogącej sparaliżować ruch przez kanał.

,,Adrian Darya I” po raz pierwszy zaistniał w świadomości światowej jako ,,Grace I”, gdy został zarekwirowany przez siły Królewskiej Marynarki Wojennej w Gibraltarze ze względu na podejrzenia, że tankowiec transportuje ropę naftową do Syrii, łamiąc tym samym nałożone nań sankcje Unii Europejskiej.

Natomiast w piątek popołudniu Al-Jazeera podała, powołując się na Reuters, że turecki minister spraw zagranicznych Mawloud Jawishoglu ujawnił faktyczny kurs irańskiego tankowca. Statek ma rzekomo zmierzać nie do Grecji a do Libanu.

Minister finansów Libanu Ali Hasan Khalil oznajmił, że Liban nic nie wiedział o tym, jakoby statek zamierzał do któregoś z libańskich portów.

 

Bulanda bi-l-Arabi

  1. Książę Koronny Kuwejtu zapewnił, że Kuwejtczycy pamiętają o polskim zaangażowaniu w obronie ich ojczyzny

Podczas niedzielnej wizyty Ministra Spraw Zagranicznych Polski Jacka Czaputowicza w Kuwejcie, Szejk Nawaf al-Ahmed al-Jaber as-Sabah, przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Marzouq al-Ghani oraz z wicepremier i ministr spraw zagranicznych Kuwejtu szejk Sabah al-Khalid al-Hamad as-Sabah zgodnie podkreślili, że Kuwejtczycy pamiętają o wsparciu, jakiego Polska udzieliła ich ojczyźnie podczas irackiej agresji na Kuwejt w 1990 znanej jako Pierwsza Wojna w Zatoce.

Ze swej strony, Minister Czaputowicz podkreślił, że Kuwejt był pierwszym państwem Zatoki Perskiej, z którym Polska nawiązała w 1963 r. relacje dyplomatyczne.

– Nasze stosunki polityczne pozbawione są sporów i nieporozumień, co stwarza doskonałe warunki do dalszego konstruktywnego i owocnego rozwoju naszych więzi – powiedział Minister Czaputowicz. –  Wasz kraj cieszy się uznaniem za jego hojność i działalność humanitarną. Z dużym zadowoleniem obserwujemy stały rozwój kontaktów dwustronnych między naszymi państwami – podkreślił polski minister.

Polski polityk wyraził nadzieję na intensyfikację polsko-kuwejckiej wymiany handlowej i wzrost kuwejckich inwestycji w Polsce. Czaputowicz zwrócił uwagę, że Centralny Port Komunikacyjny może być doskonałym celem inwestycyjnym dla kuwejckich inwestorów.

Będąc w Kuwejcie Minister Czaputowicz złożył również wizytę w Ambasadzie RP, gdzie spotkał się z przedstawicielami miejscowej Polonii, w tym żołnierzami stacjonującymi w Ahmad al-Jaber Air Base.  – ‎Chodzi o to, by budować stosunki przyjaźni i wzajemnego zrozumienia. Państwo w tym pomagacie – powiedział minister.‎ Ponadto minister Jacek Czaputowicz wziął udział w mszy celebrowanej przez Nuncjusza Apostolskiego w Kuwejcie – arcybiskupa Francisco Padillę.

 

ANF

  1. Tureckie władze włamują się do mieszkań w Izmir i Mugla

Turecka policja włamała się do mieszkań w dzielnicy Seferihisar tureckiego miasta Izmir. Służby porządkowe weszły również do mieszkań w mieście Mugla.

Podczas akcji policji zatrzymano 15 osób, zarekwirowano książki, telefony i komputery.

ANF określiło rajdy jako element kampanii politycznej eksterminacji, nie doprecyzowując jednak, przeciwko komu rzeczona kampania miałaby być prowadzona.

 

Autor: Maciej Maria Jastrzębski

PGNiG sprzedało Ukrainie LNG z USA

Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zakupiło ładunek skroplonego gazu ziemnego (LNG) z USA, a następnie – po regazyfikacji – odsprzedało gaz ziemny firmie Energy Resources of Ukraine (ERU).

Metanowiec z zakupionym ładunkiem przypłynie do Terminalu LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu na początku listopada 2019 roku. Skroplony gaz ziemny po regazyfikacji wtłoczony zostanie do polskiego systemu przesyłowego w Świnoujściu, a następnie przekazany na Ukrainę przez graniczne połączenie gazociągowe w Hermanowicach do firmy ERU. Dostawa do ukraińskiego partnera będzie realizowana do końca 2019.

Mamy możliwość zakupu LNG na konkurencyjnych warunkach od wiarygodnych dostawców z całego świata. Dysponujemy również całą przepustowością w terminalu w Świnoujściu (w przyszłym roku oczekujemy 39 dostaw) oraz dostępną przepustowością w systemie gazociągów w Polsce i na jej granicach […].

Chwalił się Piotr Woźniak, Prezes Zarządu PGNiG SA. PGNiG i ERU współpracują od kilku lat. W sierpniu 2016 roku PGNiG eksport gazu na Ukrainę, gdzie odbiorcą był właśnie ukraiński partner handlowy. W przeszłości obie firmy dostarczały wspólnie gaz ziemny na potrzeby własne ukraińskiego operatora sieci przesyłowych i magazynów Ukrtransgaz.

Jedynym obecnie ograniczeniem w rozwinięciu eksportu na Ukrainę na jeszcze szerszą skalę jest przepustowość gazociągów w Polsce na kierunku Śląsk – Podkarpacie. Oczekujemy na rozbudowę przepustowości tych gazociągów najpóźniej w 2021 roku – dodał Prezes Woźniak.

Import skroplonego gazu ziemnego do Polski dynamicznie rośnie. Podczas gdy w 2016 roku LNG stanowiło w całej strukturze importu ok. 8,5 proc., w 2018 roku było to już ponad 20 proc. Od rozpoczęcia działalności terminalu w Świnoujściu PGNiG odebrało już blisko 70 ładunków LNG o łącznym wolumenie ok. 7,5 mld m sześc. po regazyfikacji. Coraz więcej ładunków przypływa do Polski z USA. Podczas gdy w 2018 roku PGNiG przyjęło jedną dostawę spotową amerykańskiego LNG, do końca sierpnia 2019 roku odebrało już cztery dostawy spotowe, a ponadto jedną w ramach kontraktu średnioterminowego oraz jedną w ramach kontraktu długoterminowego.

Utrzymujemy reputację pionierów w realizacji najbardziej ambitnych zadań w regionalnym sektorze energetycznym. Dzięki współpracy z naszym polskim partnerem dokonujemy widocznych przełomów w budowie transatlantyckiego korytarza dostaw gazu z USA na Ukrainę – powiedział Dale Perry, Prezes ERU Corporation.

Energy Resources of Ukraine (ERU) to grupa firm z inwestycjami zagranicznymi, specjalizująca się w rozwoju projektów energetycznych na Ukrainie. Firma łączy ponad 35 lat międzynarodowego doświadczenia w rozwoju i zarządzaniu energią z dogłębną znajomością lokalnego rynku. Od roku 2016 do chwili obecnej ukraińska firma handlowa ERU TRADING, spółka zależna ERU Corporation, zajmuje przodującą pozycję wśród prywatnych importerów gazu ziemnego. W lipcu 2019 roku ERU TRADING stała się pierwszą firmą, która importowała energię elektryczną z Europy na Ukrainę.

A.P.

W 2030 roku Polska może wejść do czołówki w gospodarce światowej

Polska ma szansę rozwijać się w tempie nawet 5 proc. rocznie, a wartość gospodarki może się podwoić – z 477 mld euro w 2018 r. do 890 mld w 2030 e. w cenach stałych – informuje McKinsey & Company.

W raporcie przedstawionym przez McKinsey & Company oraz miesięcznik „Forbes” zostały opublikowane szczegółowe analizy, a także katalogi działań, których Polska powinna się podjąć, aby wykorzystać możliwość wzrostu gospodarki.

W raporcie przygotowanym we współpracy z miesięcznikiem „Forbes”, przedstawione zostały dwie potencjalne ścieżki rozwoju gospodarczego dla Polski. W pierwszym, bazowym scenariuszu kraj rozwija się na poziomie ok. 3 proc. rocznie. Jednak w drugim, bardziej ambitnym planie, Polska może wejść do czołówki w światowej gospodarce i z powodzeniem konkurować na globalnym rynku. Według tych bardziej ambitnych założeń, tempo wzrostu gospodarczego do 2030 r. mogłoby sięgnąć 5 proc. rocznie.

Aby zrealizować ten scenariusz, Polska powinna skupić się na 5 obszarach. Są to m.in.: zwiększenie produktywności, przygotowanie dodatkowych projektów inwestycyjnych i zapewnienie kapitału na ich realizację, zwiększenie wydatków na badania i rozwój obecnego 1 proc. PKB do średniego poziomu w Unii Europejskiej oraz podniesienie jakości życia mieszkańców.

Warto podkreślić, że 15 lat temu Polska była jednym z najmniej zamożnych krajów w UE. PKB na osobę mierzony parytetem siły nabywczej wynosił 16 tys. dolarów. Bezrobocie przekraczało 19 proc., a średnia pensja wynosiła mniej niż 2300 złotych. Polacy wiązali jednak wielkie nadzieje m.in. z otwarciem granic, możliwością emigracji zarobkowej oraz z napływem środków unijnych na inwestycje. Nie mylili się.

M.N.