Polska otrzymuje szansę czerpania korzyści z eksportu mocy z własnych źródeł energii i z pośrednictwa w handlu energią

Polska ma szansę skorzystać na tzw. rencie zacofania i przyjąć takie rozwiązania organizacyjno-prawne, które przygotują ją na pojawienie się inwestorów w obszarze energetyki jądrowej,

Mariusz Patey

Państwa członkowskie Unii Europejskiej mają dowolność decyzji co do rozwijania energetyki jądrowej. W październiku 2007 r. Parlament Europejski podjął uchwałę wspierającą rozwój tej gałęzi energetyki (Rezolucja Parlamentu Europejskiego 2007/2091 z 24 października 2007 roku o źródłach energii konwencjonalnej oraz technologiach energetycznych). Po ujawnieniu się możliwych problemów z dostawami gazu w 2009 r., Komitet Przemysłu przy KE zarekomendował Komisji Europejskiej przygotowanie ramowego planu dla rozwoju rynku energetyki jądrowej ze zdefiniowaniem celów dla sektora.

Według danych z 2013 r., w UE pracowało 128 reaktorów o mocy całkowitej 119 Gwe. Udział energii pochodzącej z atomu w rynku producentów energii elektrycznej w 2012 roku wynosił 27%.

Elektrownie jądrowe pracują w 14 państwach Unii. Wiele państw buduje lub planuje budowę nowych bloków jądrowych. Także państwa europejskie nienależące do UE rozwijają swoją energetykę w oparciu o atom, na przykład Federacja Rosyjska czy Białoruś (która jest oskarżana przez sąsiednią Litwę o niedopełnienie warunków bezpieczeństwa dla tej inwestycji). (…)

Obecnie jedną z poważniejszych przeszkód w rozwoju energetyki jądrowej są koszty inwestycji. W niektórych krajach Europy podjęto decyzje o ograniczeniu bądź likwidacji tej gałęzi energetyki pod wpływem działań organizacji skupiających aktywistów ekologicznych (Greenpeace, partie Zielonych).

Niemcy, mimo czerpania niewątpliwych korzyści z istnienia energetyki jądrowej, wskutek politycznej presji zadecydowały o zamknięciu wszystkich elektrowni atomowych. (…)

Oparcie energetyki kraju tylko na tzw. OZE, mimo nierozwiązanych problemów z tanim składowaniem energii elektrycznej, może prowadzić do wielu komplikacji, m.in. do wzrostu kosztów wytwarzania i przesyłu, a w efekcie końcowym do podniesienia cen energii elektrycznej dla odbiorców końcowych. (…)

Także nasz północny sąsiad, Szwecja, na skutek presji swoich organizacji ekologicznych, może też pod wpływem Niemiec, zdecydowała się na ograniczenie produkcji energii elektrycznej z siłowni jądrowych. Decyzją rządu szwedzkiego zostaną zamknięte szwedzkie elektrownie atomowe: Ringhals 2 (o mocy 904 MW) już pod koniec 2019 r. oraz Ringhals 1 (o mocy 880 MW) do końca 2020 r.

Według raportu Svenska kraftnät z 28 czerwca 2018 r. – instytucji odpowiedzialnej za zapewnienie, by szwedzki system przesyłu energii elektrycznej był bezpieczny, przyjazny dla środowiska i opłacalny – prezentującego analizę szwedzkiego bilansu mocy, w ciągu najbliższych czterech lat mogą pojawić się okresowe deficyty mocy, spowodowane wyłączeniem pracujących obecnie reaktorów. (…)

Szwecja przy dużym poparciu społecznym rozwija energetykę wiatrową. Przyrost mocy z tego źródła prawdopodobnie będzie się zwiększał dzięki korzystnym pod tym względem warunkom klimatycznym i geograficznym Szwecji. Energia wiatrowa nie może jednak zastąpić energii jądrowej pod względem mocy w okresach zimowych, właśnie ze względu na uwarunkowania klimatyczne. (…)

Polska konsumpcja energii per capita jest niemal dwukrotnie niższa niż np. w Szwecji. W Polsce liczącej 38 mln mieszkańców roczne zużycie wynosi 165 TWh energii elektrycznej, a w Szwecji, w której mieszka 9,8 mln osób – 150 TWh. Według danych z 2016 r. w Polsce konsumpcja energii elektrycznej na jednego mieszkańca wyniosła 3937 kWh, w Niemczech 7017 kWh, w Wielkiej Brytanii 5407 kWh, a w Finlandii 15 509 kWh.

Kluczowy dla naszego regionu jest tu rynek niemiecki. Zapowiedzi niemieckich polityków jednoczesnego odejścia od energetyki opartej na atomie i węglu, wobec wciąż nierozwiązanych problemów z przewidywalnością uzysku mocy z OZE, jak i braku możliwości technicznych dla taniego składowania energii elektrycznej sugerują, że nastąpi wzrost zapotrzebowania na bloki gazowe w Niemczech. Będzie to prowadzić do zacieśniania współpracy energetycznej między Federacją Rosyjską a Niemcami. Można się obawiać, że współpraca taka będzie miała niekorzystny wpływ na bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej. Niemcy bowiem, mając na względzie swój interes ekonomiczny, mogą być w przyszłości mniej empatyczne w stosunku do swoich sojuszników i partnerów z tej części Europy.

Przewidując, że polska gospodarka będzie rozwijać się w tempie 3%–4%, uwzględniając także wzrost popytu ze strony użytkowników pojazdów elektrycznych i gospodarstw domowych, możemy dużą dozą pewności przewidzieć stały wzrost konsumpcji energii. W związku z restrykcyjną polityką klimatyczną Komisji Europejskiej polski rząd szuka możliwości obniżenia emisji CO2, robiąc miejsce także dla energetyki jądrowej. Planując politykę rozwoju gospodarczego, Polska musi brać pod uwagę negatywny wpływ wzrostu cen energii na gospodarkę. Według Banku Światowego wzrost kosztów energii spowodowany polityką klimatyczną może przekroczyć 20%.

W polskich warunkach klimatycznych oparcie źródeł energii tylko na OZE prowadziłoby, prócz wzrostu cen, do uzależnienia od importu energii elektrycznej. (…)

Wobec sytuacji zaistniałej w Szwecji czy w Niemczech, pojawia się unikalna możliwość, by – zanim powstaną w Polsce nowe jądrowe bloki energetyczne – przenieść istniejące instalacje ze Szwecji czy Niemiec. Przy odpowiedniej umowie ze stronami mielibyśmy możliwość znacznie tańszego pozyskania technologii i gwarancje zbytu energii.

Cały artykuł Mariusza Pateya pt. „Konsekwencje dla Polski polityki wygaszania energetyki jądrowej w Niemczech i Szwecji” można przeczytać na s. 19 październikowego „Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Mariusza Pateya pt. „Konsekwencje dla Polski polityki wygaszania energetyki jądrowej w Niemczech i Szwecji” na s. 19 październikowego „Kuriera WNET”, nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Witt: Dokładnie 90 lat temu wybuchł najcięższy w historii świata kryzys gospodarczy

Piotr Witt opowiada o 90. rocznicy „czarnego czwartku”, po którym nastąpiło 10-lecie nędzy, trwające aż do wybuchu II wojny światowej.

 

 

Dzisiaj chciałbym upomnieć się o pewną rocznicę, która chętnie pomijana jest przez media i przemilczana przez polityków. Chodzi o wydarzenie, które jak wiele innych wpłynęło na bieg historii XX wieku, a jego skutki odczuwamy do dziś – mówi gość „Poranka WNET”.

We czwartek 24 października mija dokładnie 90 lat od „czarnego czwartku”, czyli dnia, w którym ceny akcji notowanych na Nowojorskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, gwałtownie spadły. Tego dnia wybuchł najcięższy w historii świata kryzys gospodarczy. Totalne katastrofy są tym gorsze, że przychodzą niespodziewanie, spadają zanim ktokolwiek zda sobie sprawę z niebezpieczeństwa.

Czarny czwartek to pierwszy dzień wielkiego kryzysu 1929-1933. Wstrząs sejsmiczny giełdy trwał od czarnego poniedziałku tj. 24 października do czarnego poniedziałku tj. 28 października. Po nim nastąpiło 10-lecie nędzy, trwające aż do wybuchu II wojny światowej. „Polska dzięki temu kryzysowi odniosła nawet pewne korzyści” – zaznacza Piotr Witt.

Zrujnowana przez kryzys arystokracja pozbywała się wszystkich luksusów. Po długich targach i kilku odrzuconych propozycjach państwo polskie zgodziło się przyjąć w zamian za XIX wieczny pałac finansisty, obecny gmach. Jest to pałac zbudowany przed rewolucją francuską, przez wielkiego architekta dla księżnej Monako – mówi gość Krzysztofa Skowrońskiego.

K.T./M.N.

Pełnomocnik rządu ds. CPK: Trwają konsultacje odnośnie 350-stronnicowego briefu strategicznego odnośnie budowy CPK

– To 350-stronnicowa książka, w której zawarliśmy wszystkie wymagania i oczekiwania wobec portu lotniczego. W konsultacjach bierze udział 130 podmiotów – dodaje Mikołaj Wild.

 

Mikołaj Wild – wiceminister infrastruktury pełnomocnik rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego dla RP; opowiada o ostatnich tygodniach prac nad Centralnym Portem Komunikacyjnym. W październiku spółka CPK wygrała Unijny konkurs i uzyskała finansowanie CEF dla projektu budowy linii Katowice – Ostrawa. Trwają także konsultacje odnośnie briefu strategicznego:

To 350-stronnicowa książka, w której zawarliśmy wszystkie wymagania i oczekiwania wobec portu lotniczego. W konsultacjach bierze udział 130 podmiotów. Są to zarówno firmy lotnicze, najlepsze lotniska na świecie […], firmy paliwowe, firmy logistyczne, tak więc robimy wszystko, aby port był dostosowany do potrzeb naszych klientów.

Zbieranie opinii i sugestii dotyczących birefu ma trwać jeszcze do 31 października. Jak dodaje gość „Poranka WNET”, powstała już także definicja portu, będąca skróconym opisem tego, co CPK chce osiągnąć:

Wtedy wpłynęło do nas ponad 1000 uwag, do których się odnosiliśmy, część z nich została uwzględniona.

Gdy 130 podmiotów udzieli już swoich uwag, po czym nastąpić ma zlecenie planu generalnego, które jest swoistym przekuciem wymagań w określone parametry:

Takie jak określenie powierzchni, zastosowanie technologii czy ułożenie pasów. To uruchomi już zlecenie projektu architektonicznego. […] Nie podamy informacji o dokładnym umiejscowieniu portu, dopóki nie będziemy całkowicie pewni, że nic się w tej materii nie zmieni. […] Zmiana układu pasu o kilka stopni, która może wyniknąć z badań środowiskowych, może oznaczać, że na trasie nalotu znajduje się kilkaset nowych osób.

Jak zaznacza Mikołaj Wild, Port „Solidarność” będzie na siebie zarabiał na poziomie 10% w skali roku, a jego celem jest łączenie słabszych regionów z silniejszymi. Zapytany o początek działań związanych z przygotowaniem infrastruktury kolejowej, odpowiada:

W trakcie tej kadencji wbijemy pierwszą łopatę pod inwestycje związane z koleją. […] Im więcej czasu poświęcimy na planowanie inwestycji, tym mniej poświęcimy go na budowę. Pracowanie na nieprzygotowanych materiałach powoduje opóźnienia. Brakujący miesiąc przygotowań przekłada się później na rok opóźnienia.

Najbliższy miesiąc to koniec okresu konsultowania briefu strategicznego, spotkania z radą społeczną oraz prace nad rządowym planem wieloletnim, który zakotwiczy finansowanie tego projektu na kolejne lata:

To także prace nad wyborem doradcy strategicznego, czyli operatora jednego z najlepszych portów lotniczych świata, który pomoże nam w projektowaniu portu.

A.M.K.

Dr Kuźmiuk: W Holandii wyjechało na ulice ok. 4 tys. ludzi. To będzie także problem komisarza ds. rolnictwa

Dr Zbigniew Kuźmiuk o przyczynach i przebiegu rolniczych protestów w Hadze oraz zmianach we władzach unijnych i oczekiwaniach wobec nadchodzącej prezydencji Niemiec.

Dr Zbigniew Kuźmiuk mówi o protestach rolników w Holandii. Protestujący zablokowali drogi w Hadze i prawie udało się im zablokować także autrostradę.

Na ulice wyjechało ok. 4 tys. ludzi […]. Użyto wojska, by protestujący nie dostali się do parlamentu.

Nasz gość tłumaczy, dlaczego z powodu zapisów prawnych dotyczących ograniczenia emisji dwutlenku węgla ucierpi tak bardzo holenderski sektor rolnictwa. W krajach takich jak Belgia, Dania czy Holandia stosuje się intensywną, przemysłową produkcję rolną, która jak stwierdza, faktycznie jest szkodliwa dla środowiska. Zgodnie z nowymi postanowieniami władz holenderskich hodowcy w Holandii będą musieli ograniczyć hodowlę zwierząt o połowę. Jak komentuje dr Kuźmiuk, oznacza to skazanie wielu z nich na bankructwo.

Wczoraj oficjalne władze unijne żegnały się z Europarlamentem. […] padło wiele gorzkich słów odnośnie Tuska i Junckera, bo oddają Unię w gorszym stanie niż ten, w jakim ją zastali.

Europoseł mówi  zmianach we władzach unijnych. Odpowiednio po 1 listopada i 1 grudnia powinna zacząć działać nowa Komisja i Rada Europejska. Tymczasem wciąż brakuje komisarzy unijnych z Francji, Rumunii i Węgier. Dr Kuźmiuk stwierdza, że choć protesty holenderskich rolników są wywolane postanowieniami prawa krajowego, to będzie to problem polskiego komisarza. Poza Januszem Wojciechowskim, komisarzem ds. rolnictwa ewentualnymi protestami będzie musiał się zajmować wiceprzewodniczący Frans Timmermans, odpowiedzialny za politykę klimatyczną. Gość „Poranka WNET” wyraża nadzieję, że RFN będzie bardziej skłonne „głębiej sięgnąć do swojej kasy” podczas swej prezydencji unijnej niż obecnie prezydencję sprawująca Finlandia, która opowiada się za małym budżetem Unii.

Prywatny reaktor jądrowy w Polsce? Michał Sołowow chce zbudować elektrownię atomową w Polsce w ciągu 10 lat

Czy doczekamy się pierwszej i to prywatnej elektrowni atomowej w Polsce? Grupa Synthos planuje zbudować ją we współpracy z GE Hitachi Nuclear Energy w ciągu dekady.

O planach budowy elektrowni atomowej w Polsce w poniedziałek w oficjalnym komunikacie poinformowała firma GE Hitachi Nuclear Energy. Będzie ona mieć moc 300 MW. „Dziennik Gazeta Prawna” ustalił, że w ciągu dziesięciu lat w Polsce może powstać pierwszy reaktor wodno-wrzący BWRX-300 o mocy 300 MW. Szacowny koszt powinien się zamknąć w kwocie 1 mld dolarów. Cytowany w komunikacie Michał Sołowow, współwłaściciel firmy Synthos powiedział, że:

Małe reaktory modułowe mogą odgrywać znaczącą rolę w rozwiązywaniu problemów energetycznych Polski, modernizacji krajowego sektora energetycznego oraz w osiąganiu niezbędnej i odpowiedzialnej głębokiej dekarbonizacji.

Jak wyjaśnia Sołowow, „wykorzystanie małych reaktorów modułowych do generowania czystej energii zwiększy nasze szanse na odejście od węgla i pozytywnie wpłynie na nasz przemysł i cały naród”.

Elektrownia ma być oparta o SMR (ang. small modular reactor), czyli małego reaktora modułowego, które są znacznie tańsze niż tradycyjne elektrownie atomowe oraz technologii BWRX-300. Technologia ta była tematem poniedziałkowego szczytu w Brukseli z udziałem przedstawicieli Departamentu Energii USA i Komisji Europejskiej. O tym, że Chińczycy i Japończycy rozwijają tę technologię, mówił w Radiu WNET Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. Zauważył, że dla wdrożenia jej w Polsce konieczna byłaby współpraca z którymś z zagranicznych ośrodków. Tak jest też w tym przypadku. Na spotkaniu w Brukseli, polski miliarder rozmawiał o porozumieniu bezpośrednio z amerykańskim sekretarzem energii Rickiem Perrym, bo uzyskanie zgody na realizację inwestycji z amerykańsko-japońskim koncernem wymaga zielonego światła od Białego Domu, który w styczniu tego roku zaostrzyła politykę dostępu do najnowszych technologii jądrowych z USA.

A.P.

 

Stasinowska: Rolnicy na traktorach przyjechali do Hagi, ze wszystkich miast

Ewa Stasinowska o skutkach prób ograniczenia emicji CO2 i azotanów przez rząd Holandii oraz protestach z tym związanych, o tym czemu wśród holenderskiej Polonii zdecydowanie wygrywa opozycja.

Ewa Stasinowska o protestach rolników w Holandii. Protestują przeciw polityce rolnej rządu. Rząd chce ograniczyć hodowlę: produkcję bydła, liczbę chlewni i ferm drobiu.

Rolnicy na traktorach przyjechali do Hagi, ze wszystkich miast. Obywatele bardzo popierali tę akcję mimo korków na ulicach.

Spowodowane jest to próbą zmniejszenia emisji dwutlenku węgla oraz azoty i jego połączeń. Dotychczas zaś holenderscy rolnicy używali ogromnych ilości nawozów. Rozmówczyni Magdaleny Uchaniuk-Gadowskiej podkreśla „ograniczenia dla rolników nigdy nie były tak restrykcyjne, jak teraz”. Jak mówi Stasinowska „traktuje się ich, jak twierdzą, jako obywateli III kategorii”, a wielu z nich przeprowadziło się od Polski.

Sytuacja jest ciągle napięta, rolnicy przygotowują kolejne akcje.

Na 30 października  protesty zapowiada sektor budowlany, w którym w wyniku nowego prawa wstrzymano 18 tys. projektów budowlanych, a  70 tys. straci pracę. Reformy te popiera partia zielonych. Tymczasem ich negatywny dla gospodarki rezultat rozszerza się zgodnie z efektem domina.

Ponadto nasz gość mówi o zmianie nazwy Holandii na Niderlandy. Stwierdza, że dowiedziała się o tym z polskich mediów, gdyż w Holandii nic się o tym nie mówi.

Stasinowska opowiada także o głosowaniu Polonii w Holandii podczas wyborów parlamentarnych, w których zwyciężyła Koalicja Obywatelska z wynikiem 37%. Także inne partie opozycyjne (za wyjątkiem PSL z wynikiem 4,03%) zdystansowały zwycięzcę ostatnich wyborów. Na SLD głosowało 26,86% obywateli polskich w Królestwie Niderlandów, a na Konfederację 16,68%, podczas gdy na PiS zaledwie 14,89%. Zdaniem działaczki Klubu Gazety Polskiej w Amsterdamie wynika to z tego, że Polacy w Holandii informacje czerpią głównie z TVN i Gazety Wyborczej, a media holenderskie od początku atakują rządzących w Polsce, twierdząc, że „w 2015 r. Polacy wybrali skrajnie prawicowy, prawie nazistowski rząd”.

Stasinowska mówi także o historii rodziny, która przez 9 lat ukrywała się przed światem, oficjalnie wyprowadziwszy się z kraju, a faktycznie żyjąc w odosobnieniu w oczekiwaniu na koniec świata. Odpowiedzialny za to mężczyzna miał być wcześniej członkiem wywodzącej się z Korei Płd. sekty Moona. „Na YouTube głosił swoją teorię końca świata” pokazując, jak przygotowuje się do niego, ćwicząc na aparacie fitness. Poza nim na farmie przebywała (była więziona?) grupa dzieci obecnie w wieku od 18 do 25 lat.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Panoptikum czy wstęp do panteonu? Przegląd polskiej sceny politycznej / Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 64/2019

Najbardziej wyrazisty polityk totalnej opozycji Robert Biedroń powiedział, że jego priorytetem będzie walka z przemocą w rodzinie. Zna się on na przemocy jak mało kto, bo złamał szczękę swojej matce.

Panoptikum czy wstęp do panteonu?

Jan Martini

Niedawna rocznica stulecia odzyskania niepodległości była okazją do przypomnienia polityków, którzy swą działalnością przyczynili się do zmartwychwstania Polski. Obok głównych postaci była cała rzesza ludzi drugiego czy trzeciego szeregu.

Śledząc ich życiorysy i dokonania, trudno wyjść z podziwu. Cóż to za wspaniałe postacie!

Porównując niegdysiejszych i obecnych polityków, mamy wrażenie, że dziś polityką zajmują się ludzie innego formatu – że nastąpiło widoczne pogorszenie „materiału ludzkiego”. Czy powodem tej zmiany jest zanieczyszczenie środowiska (zawartość metali ciężkich w glebie), czy niemal półwiekowa okupacja komunistyczna?

Problem w tym, że podobne zjawisko „spsienia” czy skundlenia (bo psy bywają też rasowe) klasy politycznej obserwujemy również w krajach, które nie były porażone przez komunizm. Chyba wszystko zaczęło się dość dawno. Pierwszym politykiem, któremu wygląd zewnętrzny pomógł zostać prezydentem USA, był wybrany w 1921 roku Warren Harding. Tak się złożyło, że rok wcześniej Amerykanki otrzymały prawo głosu, więc twierdzono, że tego przystojniaczka, uchodzącego za jednego z najgorszych prezydentów, wybrały niewiasty (słowo to pochodzi od „nie wiedzieć”).

Wraz z rozwojem telewizji rola aparycji wydatnie wzrosła. Nad wizerunkiem kandydata pracowały całe czeredy szewców, krawców, fryzjerów, dentystów, wizażystów, a nawet charakteryzatorów (zabawny filmik utrwalił wpadkę, gdy premierowi Kanady odkleiła się brew na wizji). Tony Blair, Bill Clinton, Emmanuel Macron, Justin Trudeau, Donald Tusk, Rafał Trzaskowski – ci mężowie stanu ukształtowali nasze wyobrażenie współczesnego polityka jako wbiegającego po schodkach pajacyka z uśmieszkiem trwale przyklejonym do twarzy. Nietrudno zauważyć, że Kaczyński jest dokładnym zaprzeczeniem tego wizerunku.

Negatywny wpływ na jakość klasy politycznej mają też służby specjalne krajów wrogich i zaprzyjaźnionych, nagminnie „wspomagające” demokrację. Z własnej historii wiemy, że demokracja jest bardzo nieodporna na zewnętrzne wrogie ingerencje. W tej dziedzinie niedościgłymi mistrzami są Rosjanie, którzy zaobserwowali, że stosunkowo łatwo można wytworzyć polityka czy założyć partię w kraju, w którym chcą mieć wpływy. Czasem wystarcza tylko zablokowanie ścieżki awansu dla niewygodnego polityka, ale lepiej mieć swojego (niekoniecznie agenta, choć tacy też bywali), możliwego do sterowania. Stąd liczna rzesza rozmaitych prezydentów, premierów, kanclerzy, sekretarzy generalnych ONZ, którzy byli (lub są) ludźmi Moskwy.

Od lat podejrzewano, że Rosjanie ingerują w procesy wyborcze w krajach Zachodu, ale były to tylko przypuszczenia na pograniczu teorii spiskowych. Dziś już są na to twarde dowody.

Postsowieci „interferują” prawdopodobnie we wszystkich demokratycznych krajach świata, gdyż prowadzą politykę globalną, a wciąż obowiązuje (nikt nie odwołał) program KPZR przewidujący rozszerzenie sowieckiego panowania na cały świat.

Przygoda sowieckich kreatorów rzeczywistości z demokracją rozpoczęła się w moskiewskim Instytucie Skutecznej Polityki (wchodzącym w skład słynnej uczelni dyplomatyczno-szpiegowskiej – MGIMO), którego funkcjonariusze od lat jeździli na Zachód, wnikliwie obserwując zasady działania demokratycznych społeczeństw. Ludzie Zachodu chętnie dzielili się swymi umiejętnościami. Nikt się nie spodziewał, że wiedza przekazywana sympatycznym „naukowcom” z kraju bez tradycji demokratycznych może być kiedyś użyta przeciwko demokracji. W tej „placówce naukowej” wypracowano zasady funkcjonowania prawdziwie leninowskiej „partii nowego typu”. Aby była skuteczna w trudnych warunkach demokracji, jej liderzy muszą być przede wszystkim „wybieralni”. Dlatego na frontmanów przewidywano facetów o miłych gębach, wyposażonych w dobre garnitury i markowe zegarki, a także piękne kobiety. Program takiej partii był mniej istotny, bo nie musiał być realizowany. Wiele wskazuje na to, że przemyślenia zagranicznych fachowców mogły mieć wpływ na powstawanie Platformy Obywatelskiej. Akuszerzy partii brali pod uwagę gusty elektoratu – wiadomo było, że Polacy „nie kupią” komunizmu, więc partia musi być postsolidarnościowa, ale nowoczesna, europejsko-liberalna. Słowem – powinna być fajna.

Ponieważ produkt o nazwie „Platforma Obywatelska” odniósł sukces rynkowy i znakomicie służył celom „macherów z zaplecza” (ci mogą już mieć „mordy zakazane”), pomysł został powielony. Jako klon PO powstała Litewska Partia Pracy. Założył ją charyzmatyczny „litewski Palikot” – Wiktor Uspaskich.

Ten odnoszący sukcesy biznesowe milioner (miał wyłączność na import z Gazpromu) pojawił się na Litwie pod koniec lat 80., szybko dostał obywatelstwo litewskie i nie znając języka, rozpoczął błyskawiczną karierę polityczną. Założona przez niego partia stała się główną siłą polityczną na Litwie. Sam lider jednak musiał ustąpić, gdy wyszły na jaw jego przekręty podatkowe i powiązania z rosyjskimi służbami. Uspaskich ewakuował się z Litwy i zniknął gdzieś na bezkresnych obszarach dawnego Związku Radzieckiego. Otrzymał nawet azyl polityczny w Rosji, ale obecnie przed przykrościami chroni go… immunitet eurodeputowanego.

Polskie doświadczenia są powielane nie tylko w krajach dawnego bloku socjalistycznego. Słynne Tuskowe „nieważna jest władza – jedyne, co się liczy w życiu, to miłość” zastosował także w swojej kampanii Nick Clegg – przywódca brytyjskiej Partii Liberalnych Demokratów. Jego strategia bombardowania elektoratu „bombami miłości („love bombs”) okazała się bardzo skuteczna. Warto dodać, że wszystkie wspomniane partie są bardzo postępowe i proeuropejskie – walczące, aby w Europie było „więcej Europy”, co wskazywałoby na ich wspólny rodowód. Wspomniany Clegg to postać przedziwna. Pojawił się na malutkiej, skalistej, szkockiej wysepce Iona. „Ojciec Nicka Clegga w połowie był Rosjaninem wywodzącym się z arystokratycznego rodu, którego przedstawiciele wyemigrowali do Wielkiej Brytanii po obaleniu cara. Matka pochodziła z Holandii, w okresie wojny została internowana przez Japończyków w obozie na terenie Indonezji. Po uwolnieniu zamieszkała w Anglii” (Wikipedia).

Clegg był dziennikarzem w Nowym Jorku, Londynie i Budapeszcie, pracował w Komisji Europejskiej. W 2005 roku dostał się do Izby Gmin, później został liderem Liberalnych Demokratów (partii powstałej z połączenia dwóch niszowych partyjek – Socjaldemokratów i Liberałów) i wszedł w skład Tajnej Rady Królewskiej Mości, a w wyborach 2010 roku wprowadził do Izby Gmin 57 posłów. Liberalni Demokraci stali się trzecią siłą, co zmieniło tradycyjny brytyjski system polityczny. Do koalicji zapraszali Clegga zarówno konserwatyści, jak i laburzyści. Wybrał konserwatystów (był bardziej potrzebny na tym „odcinku”?), stając się wicepremierem w rządzie Davida Camerona.

Polityków odnoszących sukcesy, w biografii których można podejrzewać długie ręce Moskwy, jest w polityce światowej multum. Choćby przyjaciel Rosji, konserwatywny prezydent Francji Sarkozy – arystokrata pochodzenia węgiersko-żydowskiego. Albo urodzona w rodzinie argentyńsko-bułgarskiej Dilma Rousseff, uczestniczka zbrojnej marksistowskiej partyzantki, która jako prezydent Brazylii zaprosiła Władimira Putina, przełamując wielomiesięczną izolację rosyjskiego przywódcy po dziwnej katastrofie smoleńskiej.

Oczywiście nie tylko Rosjanie zajmują się psuciem demokracji – pojętnymi uczniami okazali się Chińczycy.

Podejrzewano, że za karierą Billa Clintona – podrzędnego polityka Partii Demokratycznej z małego stanu Arkansas, który naprzód został gubernatorem, później otrzymał nominację partii na kandydata do prezydentury, by w końcu zostać prezydentem – stały chińskie pieniądze. Możliwe, że były to najlepiej zainwestowane pieniądze w dziejach – nastąpiło „otwarcie” Chin, a amerykańskie kapitały i technologie umożliwiły ogromny, trwający do dziś rozwój kraju.

Nie ma wątpliwości natomiast co do powodów kariery znającego język mandaryński Kevina Rudda, który został premierem Australii w 2007 roku. Po 8 latach rządów konserwatysty Johna Howarda, podczas których nastąpił wielki wzrost dobrobytu, totalnym zaskoczeniem było zwycięstwo Partii Pracy. Pamiętam ówczesne spekulacje prasy australijskiej dociekającej przyczyn tego zwrotu. Ustalono, że winna była… długoletnia susza (rzeczywiście po wyborze Rudda spadł deszcz). Wkrótce Chińczycy zaczęli wykupywać po korzystnych cenach bogate australijskie zasoby surowców, a prasa wyśledziła chińskie powiązania kilku ministrów. Skandal wybuchł dopiero, gdy na jaw wyszły tajne podróże do Chin ministra obrony Fitzgibbona na zaproszenie tajemniczej urodzonej w Pekinie „businesswoman”…

Cechą wspólną polityków wskazującą, że mogą oni być produktem rosyjskich (i nie tylko) fachowców, są dziwaczne, pokrętne i niespójne życiorysy. Nietrudno zauważyć takich i na polskiej scenie politycznej.

Mężowie stanu na ciężkie czasy

Czasy w Polsce są ciężkie właściwie od zawsze, co stanowi wyzwanie dla naszych polityków. Czy obecni politycy – nawet z doktoratami (dr Spurek, dr Śmiszek) podołają problemom nurtującym Polaków? Drożyzna na bazarach, ocieplenie klimatu, przemoc domowa, mniej lub bardziej okrutne prześladowanie mniejszości seksualnych, walka o praworządność i różnorodność (z homoseksualizmem jako najwyższa formą różnorodności) – takie palące problemy trzeba szybko rozwiązać, w czym z pewnością pomogą połączone agentury. Bo Polska – ze względu na swe niefortunne położenie geopolityczne – „pozostaje w zainteresowaniu” licznych służb „tajnych, jawnych i dwupłciowych”, a wszystkie one mają swoje ulubione formacje polityczne i umiłowanych polityków. Stosunkowo łatwo zorientować się, który polityk skłania się do jakiej służby. Testem może być stosunek do katastrofy smoleńskiej i przekopu Mierzei Wiślanej. Ci od drugich sąsiadów będą raczej mówić o dekarbonizacji i zmianach klimatycznych, ale wszystkim nie podoba się Centralny Port Komunikacyjny, fuzja Lotosu z Orlenem i obecność wojsk amerykańskich. Dlatego jako „silni razem” zjednoczą się we wspólnym „Froncie Wyzwolenia Narodowego”, by odsunąć obecną ekipę. I nad tym też pracować będą połączone agentury.

Najnowszym podmiotem na politycznej mapie Polski jest Konfederacja – i jako taka budzi zainteresowanie nie tylko potencjalnych wyborców. Byłoby ciężkim zaniedbaniem obowiązków, gdyby stosowne służby nie szukały dojść do polityków Konfederacji. Zwłaszcza, że jej główną agendą wydaje się być zagrożenie na kierunku żydowskim i amerykańskim.

Do ugrupowania odeszło wielu radykalnych zwolenników PiS rozczarowanych powściągliwością i brakiem zdecydowania formacji Kaczyńskiego. Niestety ostre słowa, wynikające właśnie z radykalizmu i braku powściągliwości, mogą uniemożliwić ewentualną przyszłą koalicję.

Najbardziej rozpoznawalnym politykiem ugrupowania jest legendarny, żyjący jeszcze Korwin-Mikke. Ten niebanalny, chodzący własnymi drogami (niektóre z tych dróg prowadzą go na przyjęcia w ambasadzie rosyjskiej) polityk regularnie odbiera w wyborach ok. 3% głosów Kaczyńskiemu. Korwin Mikke wszedł już do naszej historii przez fakt, że publicznie spoliczkował europosła Boniego (PO), którego Polacy wybrali do parlamentu jako walczącego o wolność solidarnościowca, a który służył sowietom jako tajny współpracownik SB o pseudonimie „Znak”. Rozpoznawalny jest także reżyser Grzegorz Braun (wielka szkoda, że nie robi już filmów), który w momencie największego pognębienia Grzegorza Schetyny przewidział triumfalny come back tego polityka. Nie były to jednak zdolności profetyczne, lecz wynik kwerendy w ogólnie dostępnych źródłach. Braun znalazł dowody, że „centrala” trzymała parasol ochronny nad podziemnym działaczem antykomunistycznym Schetyną, blokując rozpracowywanie tego figuranta przez lokalną SB. Cel takich działań mógł być tylko jeden – po „upadku komuny” opozycjonista był przewidziany przez „reżyserów historii” na polityka (w czasach budowania sceny politycznej zapotrzebowanie na ludzi o „pięknych, opozycyjnych życiorysach” było duże). A może podobnym przypadkiem był kolega Schetyny z podziemia, obecny baron Platformy – Rafał Grupiński?

Schetyna w bardzo młodym wieku zrobił ogromną karierę – został dyrektorem Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu, wicewojewodą, właścicielem radia Eska i wojskowego klubu sportowego „Śląsk”. W czasach, gdy Grzegorz Schetyna był ministrem spraw wewnętrznych, codziennie otrzymywał na biurko meldunki tajnych służb, a jego ulubionym zajęciem była stopniowa wymiana komendantów wojewódzkich policji na swoich ludzi. Kojarząc te fakty, Braun doszedł do wniosku, że za dużo zostało zainwestowane w tego polityka, żeby go można było tak po prostu odstawić na boczny tor.

Ponieważ Braun „ma gadane”, jego filmiki na Youtube cieszą się dużą oglądalnością. Dlatego źli ludzie podrzucają mu pewne tematy do nagłośnienia. Kiedyś reżyser ogłosił o „przejęciu rzeszowskiego lotniska przez Żydów”. Przypadkiem znam okoliczności tego „przejęcia” – otóż od lat co roku odbywają się pielgrzymki chasydów do grobu słynnego cadyka w Leżajsku. W ciągu 2 dni ląduje w Rzeszowie kilkanaście czarterowych samolotów, przywożąc 10 tys. Żydów w kapeluszach i z pejsami (marzenie terrorysty!). Lotnisko zarabia na każdym 32 złote i wielką ulgą dla jego skromnej załogi jest to, że pielgrzymi mają własną ochronę. Warto wiedzieć, że podczas zeszłorocznych furiackich ataków na Polskę w Izraelu tylko chasydzi demonstrowali z polską flagą w naszej obronie.

Dziwaczną osobliwością Konfederacji jest mówienie o „okupacyjnych wojskach amerykańskich”, największym osiągnięciem zaś był protest przeciw ustawie 447. Nagłośniony został niepokojący problem, którego wyraźnie boją się poruszać rządzący.

W przeciwieństwie do Konfederacji, starą, sezonowaną opozycją są ludowcy, szczycący się 125-letnią tradycją („od Witosa”). Taką narrację mogą „kupić” tylko młodzi ludzie. Ci, co pamiętają PRL, wiedzą, że fundamentem komunistycznej Polski był tzw. sojusz robotniczo-chłopski. Dlatego marszałkiem Sejmu był z urzędu towarzysz ludowiec z ZSL. Po 1989 roku zmieniono nazwę na historyczną „PSL”, z zachowaniem całości kadr i struktur, co można określić jako kradzież znaku towarowego. Do takiej partii dołączył najświeższy ludowiec – Paweł Kukiz. Zastał tam inne spady-odpady w rodzaju Protasiewicza i Niesiołowskiego. Zanim Kukiz pojawił się na scenie politycznej Polski, w całej Europie nagle zaczęły powstawać partie „antysystemowe”. Można było zastanawiać się, czy „projekt Kukiz” nie był powołany, by odebrać głosy PiS, lecz zadziałał w drugą stronę – odbierając głosy PO?

Z Kukizem dostało się przy okazji do Sejmu wielu wartościowych ludzi, a trzech z nich w dramatycznym momencie puczu grudniowego 2016 r. pomogło utrzymać legalną władzę. Reszta, niestety, nie angażując się, faktycznie wsparła puczystów.

Kukiza chcieli widzieć w swych szeregach konfederaci nawet za cenę zmiany nazwy na „Kukiz i Konfederacja”, prezes Kaczyński zaś ponoć oferował mu stanowisko wicepremiera. On jednak wybrał ludowców… Po dziwacznej wolcie byłego antysystemowca nasuwa się pytanie – czyżby ktoś dysponował Kukizem i rzucił go na zagrożony odcinek, by zasłużona dla ustroju postkomunistycznego partia nie znalazła się na śmietniku historii?

Najbardziej wyrazisty polityk totalnej opozycji – Robert Biedroń – powiedział niedawno, że jego priorytetem będzie walka z przemocą w rodzinie. Zna się on na przemocy jak mało kto, bo w czasach, gdy nie obowiązywała jeszcze zakazująca przemocy Konwencja Stambulska, obiecujący polityk złamał szczękę swojej matce (nawet opresyjny, patriarchalny mężczyzna rzadko łamie szczęki swoim bliskim). Jako prezydent Słupska Biedroń poruszył w wywiadzie wątek osobisty, zwierzając się, że „jak boli tyłek, to było dobrze”. Wprawdzie lubimy szczerych polityków, ale takie wyznania osoby publicznej budzą niesmak i zdumienie (żenada, z którą porównać można tylko skandowanie „We free people” przez Kwaśniewskiego i Frasyniuka w Gdańsku). O swojej współpracy z Niemcami polityk powiedział: „W Słupsku wydarzenia są finansowane przez wiele niemieckich fundacji, m.in. fundację Róży Luksemburg, fundację Eberta, fundację Heinricha Bölla, Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Tych fundacji niemieckich, które w Słupsku robią projekty, jest bardzo, bardzo wiele. Praktycznie każda działająca w Polsce fundacja niemiecka coś robi w naszym mieście”. Na uwagę, że Fundacja Eberta jest powiązana z SPD i finansowana przez min. spraw zagranicznych Niemiec, odpowiedział, że fundacja jest niezależna i „nie oczekuje żadnej wdzięczności”…

Nawet jak Niemcy nie oczekują wdzięczności, Robert Biedroń chyba czuje się zobowiązany, deklarując szybką „dekarbonizację” i likwidacje kopalń, bo Niemcy po uruchomieniu Nord Stream II będą mieli ogromne ilości gazu do rozprowadzenia (na świecie istnieje wielka nadpodaż gazu). Dlatego mówi się o „brudnej” lub „czarnej energii”, w przeciwieństwie do „błękitnego paliwa”, a agresywni „zieloni” atakują transporty węgla. Równocześnie nie mający żadnych surowców energetycznych Japończycy, którzy likwidują wszystkie swoje elektrownie atomowe, po rozpatrzeniu opcji gaz – ropa – węgiel postawili na energetykę węglową.

Jest oczywiście wielu nijakich polityków, ale są też zdumiewający, którzy z pewnością zasilą panoptikum. Znacznie mniej jest potencjalnych kandydatów do panteonu. Jeśli się uda skomplikowana nawigacja nawy państwowej między rafami, to Jarosław Kaczyński będzie jednym z nich.

Możemy mieć różne pretensje do działań rządu, ale musimy sobie zdawać sprawę, że Porozumienie Centrum i późniejszy PiS to jedyne liczące się ugrupowania powstałe BEZ wsparcia komunistycznych służb. Dlatego można powiedzieć, że partia Jarosława Kaczyńskiego jest partią autentycznie antysystemową („system” budowały służby).

Po transformacji ustrojowej 1990 roku niska płaca została wpisana w doktrynę gospodarczą III RP, a jeden z ministrów Tuska powiedział nawet, że „Polacy nie będą żyć z kapitału” (od życia z kapitału są inne narody). Nieuchronną konsekwencją tego musiała być ucieczka za granicę młodzieży, fachowców i wyludnianie się kraju. Wiadomo, że kosztowne inwestycje w automatyzację i robotyzację, czyli postęp techniczny, są wymuszane przez wysokie koszty pracy. Racjonalnie działający przedsiębiorca, mając do dyspozycji tanich pracowników z łopatami, nie będzie inwestował w koparkę. Mój ojciec, który był za komuny profesorem mechanizacji rolnictwa, porównując stawkę godzinową naukowca z kosztem pracy kombajnu twierdził, że 18 profesorów z cepami znacznie taniej niż kombajn Bizon wymłóci tę samą ilość zboża. Obecna próba podwyższenia płacy minimalnej (czyli polskich zarobków) jest elementem przezwyciężania skutków komunizmu i schodkiem w procesie „wybijania się na niepodległość”, a więc jest czymś znacznie istotniejszym niż „kiełbasa wyborcza”.

Wielki polski optymista Antoni Macierewicz twierdzi, że mamy ogromne szczęście, będąc świadkami stopniowego odzyskiwania niepodległości. Zwłaszcza, że nie kosztuje nas to morza krwi. Nasi ojcowie i dziadowie nie mogli nawet marzyć o takiej sytuacji. Oby miał rację.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Panoptikum czy wstęp do panteonu?” znajduje się na s. 7 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Panoptikum czy wstęp do panteonu?” na s. 7 październikowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Źródła i wielkość w liczbach wytwarzanego przez ludzi dwutlenku węgla rzekomo wpływającego na globalne ocieplenie

Przeliczenie emisji na liczbę obywateli przekłada się w pewien sposób na dobrobyt i status w rankingu państw rozwiniętych, z pewnymi wszakże odchyleniami dla państw skrajnych warunków klimatycznych.

Jacek Musiał, Karol Musiał, Michał Musiał

Trochę statystyki

Największymi emitentami dwutlenku węgla na świecie są (BP Statistical Review of World Energy 2019) w [Gt/rok]:

1. Chiny 9,4,
2. Stany Zjednoczone 5,2,
3. Indie 2,5,
4. Rosja 1,6,
5. Japonia 1,1,
6. Niemcy 0,7,
7. Korea Południowa 0,7,
8. Iran 0,7,
9. Arabia Saudyjska 0,6,
10. Kanada 0,5.

Warto dodać, że światowa żegluga morska jest źródłem 0,7 Gt CO2, a lotnictwo – 0,5 Gt CO2. Polska w tym rankingu zajmuje bardzo odległą pozycję z emisją 0,1 Gt rocznie, przy emisjach całej Europy 4,2 Gt.

I ciekawostka: tylko z procesów fermentacyjnych produkcji napojów alkoholowych (czyli pomijając aspekty energetyczne i inne związane z uprawami, produkcją i dystrybucją) emitowanych jest do atmosfery 0,02 Gt CO2 rocznie (oszacowanie Michała i Karola Musiałów z 2015).

Przeliczenie emisji na liczbę obywateli przekłada się w pewien sposób na dobrobyt i status w rankingu państw rozwiniętych, z pewnymi wszakże odchyleniami dla państw skrajnych warunków klimatycznych. Nieco precyzyjniejsze jest też odniesienie do zużycia per capita tzw. energii pierwotnej, gdyż ta uwzględnia inne rodzaje pozyskiwanej energii (np. hydroelektrownie, energetykę jądrową).

Należy zwracać uwagę na niewłaściwe i krzywdzące nazywanie emitentów dwutlenku węgla „trucicielami”, czego dopuszczają się manipulanci, gdyż dwutlenek węgla nie jest gazem trującym!

Zawartość CO2 w atmosferze a fizjologia człowieka

Oddychanie w wypadku człowieka to przyjmowanie tlenu i wydalanie dwutlenku węgla. Drogami oddechowymi powietrze dostaje się do pęcherzyków płucnych, gdzie tlen pokonuje barierę pęcherzykowo-włośniczkową i dalej, układem krążenia, transportowany jest do tkanek i komórek. W odwrotnym kierunku przemieszcza się dwutlenek węgla, który dociera z tkanek do granicy włośniczkowo-pęcherzykowej i przekracza ją o wiele łatwiej niż tlen. O ile organizm jest bardzo wrażliwy na niewielkie nawet wahania zawartości tlenu w powietrzu wdychanym, o tyle radzi sobie dobrze z wydalaniem produkowanego CO2 nawet przy wielokrotnym wzroście jego stężenia w otoczeniu. Jednak niebezpieczny jest nadmierny wzrost poziomu dwutlenku węgla we krwi. Nasuwa się pewna analogia: człowiekowi w procesie oddychania potrzebny jest dwutlenek węgla jak roślinie tlen. Celowe podwyższenie stężenia CO2 w powietrzu wdechowym, np. przez świadomą hipowentylację, bywa stosowane w leczeniu niektórych przypadków migreny, astmy oskrzelowej czy spastyczności. W Polsce najbardziej znanym entuzjastą stosowania w leczeniu podwyższonych stężeń dwutlenku węgla jest lekarz Jan Pokrywka. Według jego doświadczeń, optymalne dla mózgu stężenie CO2 wynosi 3,2%, czyli blisko 100 razy więcej niż w atmosferze!

Oddychanie ludzi w liczbach

Człowiek wydala CO2 drogą oddychania. Podczas spokojnego oddychania 16 oddechów na minutę i objętości oddechowej 500 ml, wentylacja minutowa wynosi 8 l. Wentylacja roczna 365x24x60x8=4,2×103 m3 powietrza. W powietrzu wydechowym jest ok. 4% dwutlenku węgla, zatem w ciągu roku człowiek wydala 168 m3 tego gazu. Planetę zamieszkuje 7,6 mld ludzi. Rocznie wszyscy wydalają 2,4 mld ton, czyli gigaton (Gt) CO2. W związku z faktem, że nie wszyscy stale spokojnie oddychają (jak np. pracownicy umysłowi), a także z coraz powszechniejszą hiperalimentacją i epidemią otyłości, wyliczona wartość może być o ok. 50% większa, czyli osiągać 3,6 Gt CO2.

Zgodnie z danymi BP Statistical Review 2019, emisje roczne CO2 wynikające ze spalania paliw kopalnych dostarczają 34 Gt. Zatem oddychanie ludzi jest rzędu 10% tego, co dostarcza aktywność przemysłowa. To wcale nie jest mało.

Z drugiej strony uzmysławia to, że spalanie paliw kopalnych i produkcja cementu nie są aż tak astronomicznie duże wobec naszego zwykłego, ludzkiego tchnienia pomnożonego przez liczbę mieszkańców Ziemi. Nie wszyscy jednak zdają sobie z tego sprawę. (…)

Ludzki kał jako źródło CO2

Człowiek wydala rocznie ok. 500 l moczu i ok. (zmiennie według różnych kultur i badań) około 150 kg kału. Istotną wartość energetyczną, jaką można uzyskać ze spalenia, ma sucha masa kału. Ludzki stolec składa się w 75% z wody, pozostałe 25% stanowi tzw. sucha masa, która stanowi dziennie ok. 0,1 kg i rocznie blisko 40 kg. Dochodzi do tego cenna energetycznie masa papieru toaletowego, oszacowana w latach 90. w badaniach naukowców. Nowsze badania (np. Andriessen N, Ward B.J., Strandel L., To char or not to char? Revew of technologies to produce solid fuels for resource recovery from fecal sludge, „Journal of Water, Sanitation and Hygiene for Development”, suppl. C, Apr. 2019) oszacowały wartości energetyczne stolca w różnych krajach. Przyjmując do obliczeń suchą masę 0,41 kg rocznie i przeciętną kaloryczność 16 MJ/kg, uzyskać można rocznie 241 MJ energii. Przyjmując, że 1 MJ dla podobnych paliw odpadowych (Wartości opałowe i wskaźniki emisji w roku 2015 do raportowania w ramach Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji za rok 2018, KOBIZE, 2017) daje 0,1 kg CO2, okazuje się, że rocznie ekskrementy 7,6 miliarda ludzi emitują 0,18 Gt dwutlenku węgla. I albo go emitują w sposób naturalny, bezpożyteczny, albo mogą one zostać wykorzystane w celach gospodarczych. Podobny problem mamy zresztą z drewnem gnijącym w lesie. Albo w procesach gnilnych lub butwienia w naturalny, „ekologiczny” sposób odda ono CO2 i metan oraz ciepło do atmosfery, albo część tego drewna zostanie wcześniej wykorzystana zamiast tworzyw sztucznych do wyprodukowania przedmiotów, czy też zamiast paliw kopalnych zużyta do celów energetycznych, zanim jego entropia wzrośnie z oddaniem CO2 do atmosfery.

Oddychać – nie oddychać?

Oddychanie roczne ludzi dostarcza 2,4–3,6 Gt, rolnictwo – 5,1–6,1 Gt, kał ludzki ok. 0,18 Gt CO2. Roczne przemysłowe emisje to 34 Gt CO2. Zatem: emisje pochodzące z metabolizmu ludzi oraz z celowej, rolniczej produkcji substratów dla metabolizmu wynoszą łącznie od ok. 7,7 do 9,9 Gt, co stanowi od 23 do 29% rocznych emisji przemysłowych. To już nie są żarty.

Więc na wesoło: gdyby dla zrobienia przyjemności specom od cyferek z IPCC wszyscy Ziemianie zechcieli zmniejszyć emisje dwutlenku węgla, mogliby wykonywać tylko co drugi oddech.

Gdyby jeszcze bardziej chcieli się im przypodobać – powinni albo jeść co drugi dzień, albo o połowę mniejsze porcje, co by natychmiast zmniejszyło emisje o 12 do 14%. Należy mieć nadzieję, że nie znajdą się w IPCC eugenicy, którzy zaproponują radykalniejsze rozwiązanie wobec połowy populacji Ziemi.

Cały artykuł Jacka Musiała, Karola Musiała i Michała Musiała pt. „Dwutlenek węgla po ludzku” znajduje się na s. 3 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Jacka Musiała, Karola Musiała i Michała Musiała pt. „Dwutlenek węgla po ludzku” na s. 3 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jastrzębski: Pence i Pompeo próbują przekonać Erdogana do zatrzymania ofensywy w Syrii

Nie zatrzymamy ofensywy i nie będziemy układać się z Kurdami, poinformował turecki rzecznik prezydencki w przeddzień spotkania Pence-Erdogan.

Al-Jazeera

1. Po wycofaniu się wojsk USA z Syrii Rosja współkoordynuje swoje działania z Turcją i wznawia patrole w syryjskim mieście Manbij

We wtorek rano ostatni z amerykańskich dowódców opuścili północno-zachodnie syryjskie miasto Manbij. W tym samym czasie do miasta weszły oddziały syryjskie, a rosyjskie media poinformowały, że Moskwa współkoordynuje swoje działania z Ankarą.

Według agencji Interfax, rosyjska żandarmeria wojskowa patroluje linię frontu między siłami tureckimi a syryjskimi w północnej Syrii. Korespondent Al-Jazeery poinformował, że oddziały rządu syryjskiego zbliżyły się do obrzeży Manbij i przejęły kontrolę nad punktami wojskowymi. Wojsko syryjskie również przemieszcza swoje pojazdy opancerzone i czołgi w cieniu szybujących nad nimi samolotów zwiadowczych tureckiego lotnictwa.

Niejasna jest też kwestia porozumienia pośpiesznie podpisanego między rządem syryjskim a siłami kurdyjskimi. Źródło z armii kurdyjskiej poinformowało, że siły kurdyjskie zgodziły się przekazać armii Asada swoje posterunki wojskowe skierowane ku Manbij. Kontrola nad tymi punktami ma być sprawowana wspólnie w celu odstraszenia potencjalnych tureckich ataków. Siły USA zostały poinformowane o umowie i opuściły tereny wokół posterunków.

Źródło Al-Jazeery poinformowało, że jednostki syryjskich wojsk rządowych stacjonują na trzech kluczowych pozycjach w miasteczku 'Ain 'Isa we wschodniej części prowincji Ar-Raqqa. Oddziały syryjskie stacjonują także na północy Manbij i różnych punktach na zachód i wschód od miasteczka ’ Ain al-Arab Kobani.

Ze swojej strony, przywódca wojskowy Rady Wojskowej Manbij powiedział, że rada nie będzie siedziała z założonymi rękoma, jeśli do miasta wejdą wojska tureckie.

Wojsko tureckie oraz syryjscy rebelianci zdołali już przejąć kontrolę nad trzema wioskami w pobliżu Manbij w prowincji Aleppo. Korespondenci donoszą, że rebeliantom udało się zdobyć broń i zapasy Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), które przeprowadziły kontratak przeciwko siłom tureckim w północnowschodniej miejscowosci Ras al-’Ain. Według syryjskiej rządowej agencji prasowej SANA, jednostki lojalne wobec Asada weszły do miejsocowości Tall Tamar położonej 30 kilometrów o Ras al-’Ain w celu stawienia czoła ,,tureckiemu wrogowi” i zatrzymały się 7 kilometrów od syryjsko-tureckiej granicy. Ponadto, siły Asada rozmieściły czołgi i ciężki sprzęt w pobliżu Manbij.

We wtorek tureckie Ministerstwo Obrony podniosło liczbę żołnierzy kurdyjskich zabitych od czasu rozpoczęcia Operacji Krynica Pokoju, to jest od 9 października przez tureckie jednostki, do 595 osób.

 

2. Izraelscy funkcjonariusze szpiegują aktywistów poprzez emiracką firmę

Powołując się na izraelski dziennik Haaretz, Al-Jazeera napisała, że emiracka firma ochroniarska przyciąga byłych oficerów wywiadu izraelskiego, oferując astronomiczne wynagrodzenie wynoszące milion dolarów rocznie.

Śledztwo miało wykazać, że firma „Dark Matter” pracuje na rzecz emirackiego wywiadu, śledząc dziennikarzy i zachodnich aktywistów praw człowieka. Haaretz podało, że temat ten zaniepokoił służby wywiadowcze w Izraelu, zwłaszcza, że pewna liczba z zatrudnionych byłych agentów może ujawnić zagranicznym organizacjom informacje ściśle tajne.

Firma “Dark Matter” ma swoją siedzibę na Cyprze, gdzie pracuje grupa izraelskich programistów. Źródło z sektora izraelskiego cyberwywaidu przekazało Haaretz, że działania tych programistów to ,,wyprowadzanie izraelskiej własności intelektualnej bez żadnego nadzoru”.

Właścicielem firmy „Dark Matter” jest Faysal Al-Bannani. Założył on również firmę Axiom Telecom będącą jednym z największych nabywców telefonów komórkowych na Półwyspie Arabskim. Ojciec Al-Bannaniego jest generałem w armii Zjednoczonych Emiratów Arabskich, podał dziennik Haaretz.

Według profilu firmy ,,Dark Matter” na portalu LinkedIN, zatrudnia ona 650 osób i posiada biura w Finlandii, na Cyprze, w Singapurze i w innych krajach. Wartość jej sprzedaży przekracza miliony dolarów.

Haaretz podało również, że Al-Bannani odwiedzał Izrael kilka razy w celach biznesowych. Spotykał się wtedy z dyrektorami wykonawczymi powiązanymi z cyberbezpieczeństwem Izraela. Jego ostatnia wizyta miała miejsce prawdopodobnie w minione lato.

3. Libanka otwiera drzwi swojego domu przed biednymi pod hasłem ,,Ja też głodowałam”

Tak z Trypolisu, jak i z Bejrutu, Libańczycy z gór, jak i z południa zmierzają do skromnego domku wynajętego przez dobroduszną Ritę Paulos, która oddała go ludzkości i służbie potrzebującym. Adres tego miejsca szybko stał się popularny dzięki mediom społecznościowym.

Rita, pomysłodawczyni pomysłu i matka trojga, stworzyła również stronę na Facebooku, aby przyciągnąć jak najwięcej filantropów, pragnących towarzyszyć jej w pracy i życiu domu dla ubogich, który nazwała  ,,Niebiańska Droga: Ja też głodowałam”.

Pomysł otworzenia jadłodajni dla ubogich zrodził się z dwunastu lat ciężkiej i bolesnej choroby, jaką przeżyła Rita. Dobrodziejka, niemal cudownie, ozdrowiała, a pamiętając własny głód i cierpienie, zdecydowała skoncentrować swoje życie na wyciąganiu pomocnej dłoni w kierunku potrzebujących i uśmierzaniu ich bólu.

– Dawniej musiałam się wiele wycierpieć, aby zapewnić chleb powszedni trójce moich dzieci i mnie samej naturalnie. Po zakończeniu leczenia postanowiłam wynająć ten dom i otworzyć go przed każdym potrzebującym – powiedziała Rita.

Rita i wolontariusze zajmują się teraz tysiącami rodzin, udostępniając im pościele, podstawowe przybory osobiste, posiłki, ubrania i łóżka. Posiłki są serwowane przynajmniej dwa razy dziennie z dodatkiem bliskowschodniej sałatki ze świeżych warzyw, w tym cebuli i pomidorów lub sałatki owocowej. Rita i jej pomocnicy chcą zapewnić potrzebującym poczucie, jakby byli i jedli w domu domowe potrawy.

Rita powiedziała, że początkowo nie mogła uwierzyć, że nawet 200 potrzebujących było w stanie przyjść do niej i do pomagających jej gospodyń każdego dnia. Ogrom pracy nie odstraszył jednak wolontariuszy, którzy przybywali i przybywają ze wszystkich zakątków Libanu, młodzi i starzy, nastolatkowie i nastolatki, mężczyźni i kobiety, aby pomagać potrzebującym. Jak do tej pory nikomu nie odmówiono pomocy.

Inicjatywa Rity nie jest finansowana przez żadną organizację. Pomocy udziela jedynie Hotel Khair w chrześcijańskiej dzielnicy Bejrutu o nazwie Badaro oraz firmy dostarczające posiłki i produkty spożywcze.

 

Al-Arabiya

1. Trump grozi Turcji sankcjami, jeśli spotkanie Penca z Erdoganem zawiedzie

Prezydent USA Donald Trump zagroził w środę nałożeniem sankcji na Turcję, jeśli spotkanie między jej prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem a Wiceprezydentem USA Mikiem Pencem w Ankarze nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. Tymczasem Prezydent Erdogan określił Partię Pracujących Kurdystanu (PPK) jako większe zagrożenie od ISIS.

Wiceprezydent USA Mike Pence, Sekretarz Stanu USA Mike Pompeo oraz Doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego Robert O’Brien wylądowali dzisiaj (to jest w czwartek 17.10.2019) rano w Ankarze w celu spotkania się z Prezydentem Erdoganem.

Trump powiedział, że potencjalne sankcje wobec Turcji będą miały niszczycielski efekt, wyrażając swoją nadzieję, że Turcja i Syria wyjaśnią sobie sprawy związane z sytuacją w Północnej Syrii. Prezydent USA dodał, że nie da Erdoganowi zielonego światła do przeprowadzania napaści w Północnej Syrii.

Prezydent Trump powiedział, że nie ma nic przeciwko temu, żeby Rosja udzieliła wsparcia Damaszkowi. Wyraził również swoje przekonanie, że amerykańska broń nuklearna jest bezpieczna w Turcji i że nałożenie sankcji na ten kraj będzie lepsze w skutkach niż uwikłanie się w walki w regionie. Trump powiedział także, że USA pomoże w negocjacjach w kwestii sytuacji w Syrii.

 

2. Turcja przygotowuje odpowiedź na sankcje USA

Turecki rzecznik prezydencki Ibrahim Kalin powiedział w środę, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych Turcji przygotowuje odpowiedź na sankcje nałożone przez Prezydenta Donalda Trumpa na Ankarę z powodu ataku Turcji na Północno-Wschodnią Syrię.

Sankcje sprowadzają się do podniesienia ceł na turecką stal i wstrzymanie rozmów handlowych.

Kalin powiedział, że jasno poinformowano oficjeli z Białego Domu, że Turcja nie ogłosi zawieszenia broni i że nie będzie się układać z Kurdami.

 

Autor: Maciej Maria Jastrzębski

„Rok 1984” George’a Orwella został od a do z zrealizowany w Chinach – twierdzi żyjący na wygnaniu chiński pisarz Ma Jian

Komunistyczna Partia Chin nie wstydzi się zamiaru zdominowania świata pod względem gospodarczym i wojskowym, a technologia skradziona Zachodowi jest niezbędnym środkiem do osiągnięcia jej celów.

Peter Zhang

Podczas gdy prasa międzynarodowa ekscytuje się pierwszą na świecie SI posiadającą świadomość – generowanym komputerowo prezenterem chińskiej państwowej agencji prasowej Xinhua – niewielu wie o niepokojącym programie rozwoju broni SI w Pekińskim Instytucie Technologii (PIT) – jednym z najlepszych ośrodków badań nad bronią w Chinach. Obecnie Komunistyczna Partia Chin (KPCh) nie wstydzi się zamiaru zdominowania świata zarówno pod względem gospodarczym, jak i wojskowym, a technologia skradziona głównie Zachodowi jest niezbędnym środkiem do osiągnięcia jej celów. (…)

Przez ostatnie trzy dekady zachodnie firmy miały nadzieję zdobyć zyskowne udziały w chińskim rynku, ale mogło to nastąpić jedynie poprzez poniesienie wysokich kosztów w formie transferu technologii dokonanego pod presją władz lokalnych.

Wymuszone transfery technologii z czasem skutecznie zmniejszyły przewagę konkurencyjną zachodnich firm. Według raportu Biura Przedstawiciela Handlowego USA z 2017 roku, Chiny rokrocznie kradły własność intelektualną amerykańskiego pochodzenia o wartości ok. 600 mld dolarów. (…)

Przekonanie, że technologia pomaga zliberalizować zamknięte społeczeństwa, nie musi sprawdzać się w każdym przypadku, szczególnie w Chinach. W artykule Dlaczego technologia sprzyja tyranii, opublikowanym w „The Atlantic”, Yuval Noah Harari przedstawił szczegółowy wywód na temat tego, że technologia niekoniecznie zaprzyjaźnia się z liberalnymi społeczeństwami, a ta najnowocześniejsza, gdy oddala się od mas, zamiast społeczeństwu sprzyja tyraniom.

Chociaż niektóre z podstawowych argumentów Harariego są przedmiotem debaty, poruszył on kilka krytycznych kwestii dotyczących sposobu, w jaki technologia i sztuczna inteligencja są w stanie wzmocnić dyktatury, a także zwiększyć niebezpieczeństwo przekazania władzy maszynom. Według tego autora słabe ogniwo reżimów autorytarnych w XX w., czyli chęć skoncentrowania wszystkich informacji i władzy w jednym miejscu, może dzięki nowej technologii, takiej jak SI, stać się ich mocną stroną i zadecydować o przewadze w XXI w. Wydaje się, że Harari ma rację, iż technologia wzmocniła obecnie kontrolę autorytarną w zamkniętych społeczeństwach. Dziesiątki milionów ludzi z „pokolenia Z” w Chinach, zwanego także „pokoleniem Wielkiego Firewalla”, dorasta w przyzwyczajeniu do innego układu cyberrzeczywistości niż ci, którzy mieszkają w pozostałej części świata.

Przebywający na wygnaniu pisarz Ma Jian powiedział niedawno, że Rok 1984 George’a Orwella został od a do z zrealizowany w Chinach.

Reportaż australijskiej telewizji ABC zatytułowany Nie znam Facebooka ani Twittera: Chińska generacja Z, Wielkiego Firewalla, odcięta od Zachodu przedstawia mrożącą krew w żyłach rzeczywistość: młodzi chińscy internauci osiągają dorosłość dzięki zestawowi światopoglądów, który znacząco różni się od światopoglądu ludzi żyjących w pozostałej części świata.

Wielki Firewall najwyraźniej stworzył dwa różne, równoległe światy na tej samej planecie Co gorsza, niektóre zachodnie firmy technologiczne są chętne pomóc KPCh dopracować narzędzia represji, niezależnie od wewnętrznego sprzeciwu.

Kiedy Pichai, dyrektor generalny Google, powiedział prasie: „Technologia nie rozwiązuje problemów ludzkości”, wydawał się sugerować, że jego Google może w sumie przysparzać ludzkości problemów w świetle kontrowersyjnego „Dragonfly Project”, którego celem jest pomoc KPCh w monitorowaniu internautów.

„Nie bądź zły” było przez lata mottem firmy Google – do roku 2000. Jednak ta dewiza została po cichu usunięta, a w roku 2015 Alphabet, firma macierzysta Google, przyjęła nowe motto: „rób to, co należy”, najwyraźniej próbując pozbyć się swojego odniesienia do zła. Ktoś mógłby zapytać: „Czy Google nie za mocno próbuje sprzedać swoją duszę, aby wejść na chiński rynek?”.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „Kiedy technologia łączy się z tyranią” znajduje się na s. 9 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Artykuł Petera Zhanga pt. „Kiedy technologia łączy się z tyranią” na s. 9 październikowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 64/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego