Dr Dariusz Grabowski: gospodarka powinna opierać się na zaufaniu. Brak stabilizacji uderza szczególnie w najuboższych

Ekonomista mówi o tym, jak należy przeciwdziałać rosnącej inflacji i coraz niższemu kursowi złotego. Podkreśla konieczność promowania eksportu.

Dr Dariusz Grabowski tłumaczy słabnięcie złotego. Zwraca uwagę, że jest on podatny na naciski zewnętrzne.  Jak wskazuje w Polsce rosną koszty pracy, niestety bez przełożenia na jej wydajność.  Dodatkowym czynnikiem jest szeroko zakrojona polityka socjalna. Ponadto, jak podkreśla ekonomista:

Jest szereg bytów ekonomicznych, które nie są przeciwne dewaluacji złotówki.

Chodzi zwłaszcza o spółki Skarbu Państwa takie jak PKN Orlen. W opinii rozmówcy Adriana Kowarzyka tracą na tym eksporterzy, zmuszeni do redukcji zatrudnienia i zmniejszenia produkcji.

Powinniśmy dążyć do tego, by polski eksport był jak najbardziej dochodowy.

Zdaniem ekonomisty konieczne są działania zachęcające ludzi do oszczędzania, m.in. waloryzacja depozytów bankowych z końcem roku. Dr Grabowski uwypukla fakt, że prognozy NBP odnośnie inflacji zupełnie się nie sprawdziły. Podkreśla, że:

Gospodarka powinna opierać się na zaufaniu.  W przeciwnym wypadku zawsze będzie skłonna do destabilizacji, która zawsze uderza w najuboższych.

Ekspert tłumaczy, że konsekwencje dodruku pieniędzy np. w USA zawsze będą inne niż w Polsce, ponieważ dolar zawsze będzie na rynku pożądany. Mówi też o konieczności zaangażowania przedsiębiorców w podejmowanie decyzji odnośnie polityki gospodarczej państwa.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Prof. Łon: banki centralne powinny walczyć z ekspansją globalnych korporacji, których interesy godzą w interesy państw

Członek Rady Polityki Pieniężnej o konieczności zwiększenia kompetencji banków centralnych, patriotyzmie gospodarczym i potrzebie rezygnacji z pomysłu wejścia Polski do strefy euro.

Profesor Eryk Łon przekonuje, że banki centralne będą odgrywać coraz większą rolą w wykuwającym się ładzie ekonomicznym.  Jak wskazuje, coraz bardziej są one nastawione na generowanie zysków dla budżetu państwa.

W przypadku Polski jest to od 7 do 10 mld zł. To potężne zastrzyki gotówki.

Ekonomista uwypukla znaczenie utrzymania własnej waluty i rezygnacji z pomysłów przystąpienia do strefy euro.  Zdaniem eksperta nowe czasy nie muszą wcale oznaczać unieważnienia starych szkół myślenia o ekonomii.

Mnie nadal jest bliska szkoła narodowa, którą reprezentowali profesorowie: Stanisław i Władysław Grabscy oraz Stanisław Głąbiński. Głosili oni, że politykę gospodarczą może prowadzić nie tylko rząd, ale także naród.

Jak podkreśla gość Radia Wnet, w Polsce potrzebne są państwowe fundusze majątkowe, by skutecznie rywalizować z globalnymi korporacjami.

Wyobrażam sobie, że NBP wraz z tymi funduszami będzie odzyskiwać, utrwalać i poszerzać polską własność w gospodarce. Zarówno publiczną, jak i prywatną. Marzy mi się potężny Narodowy Bank Polski.

Korporacje potrafią działać bardzo dyskretnie, instytucje państwa też muszą się tego nauczyć.  Ekspert krytycznie odnosi się ponadto do koncepcji całkowitej likwidacji gotówki. Wskazuje na konieczność nieustannego promowania patriotyzmu konsumenckiego.

Poszerzając polską własność w gospodarce, wzmacniamy polski naród.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Mariusz Adamiak: Bardzo szybko dojdziemy do stóp procentowych na poziomie 2%. Spodziewam się, że docelowo wyniosą 2,5-3%

Dyrektor Biura Strategii Rynkowych PKO BP o podwyżce stóp procentowych, rosnącej inflacji, wzroście cen surowców i możliwości przewidzenia dalszej sytuacji gospodarczej.

Mariusz #Adamiak#KurierEkonomiczny: nie zdziwiła mnie podwyżka stóp procentowych, podobnie zrobiły banki centralne Czech i Węgier. Podwyżka stóp może pomóc #RadioWnet

— RadioWnet (@RadioWNET) November 5, 2021

Mariusz Adamiak stwierdza, że Narodowy Bank Polski musiał podwyższyć stopy procentowe, żeby dać sygnał, iż poważnie traktuje obecną sytuację i zamierza dbać o stabilność cen w przyszłości. Jak ocenia, obecnie łatwo wyrokować, co trzeba było zrobić rok temu. Przypomina, że stopy procentowe zostały obniżone, gdy gospodarka była zamknięta. Dyrektor Biura Strategii Rynkowych PKO BP sądzi, że można było nie obniżać stóp procentowych tak bardzo i wcześniej je podnieść.

Adamiak odnosi się do możliwości przewidzenia przyszłej sytuacji gospodarczej. Przyznaje, że Gospodarka jest skomplikowanym organizmem. Nie oznacza to jednak, że nie przeprowadzać analiz dot. np. przypuszczalnego kształtowania się inflacji.

  Gość Kuriera Ekonomicznego zaznacza, że bank centralny musi stale obserwować gospodarkę. Nie ma bowiem jednego środka, który by można zastosować w danym momencie. Może zdarzyć się tak, że stopy procentowe trzeba będzie podwyższyć, by później je obniżyć.

Rozmówca Adriana Kowarzyka wskazuje, że inflacja powiązana jest rosnącymi cenami surowców. OPEC+ ogranicza podaż, aby wywołać wzrost cen. Rosja próbuje zaszantażować Zachód, żeby pozwolono jej otworzyć Nord Stream II. Ograniczyła więc przesył gazu do Europy.

Mariusz #Adamiak#KurierEkonomiczny: wysokie ceny surowców utrzymają się jeszcze przez jakiś czas. Musimy z tym jakoś żyć; ograniczać energochłonność gospodarki. #RadioWnet

— RadioWnet (@RadioWNET) November 5, 2021

Adamiak przewiduje, że stopy procentowe dojdą do poziomu 2,5-3%. Ma nadzieję, że wraz ze wzrostem gospodarczym będziemy zarabiali więcej, co pozwoli na spłatę wyższych odsetek od kredytów.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

A.P.

Musiałek: Mateusz Morawiecki traci wpływy w sektorze bankowym

Ekspert Klubu Jagiellońskiego odnosi się do bieżącej pozycji szefa rządu. Paweł Musiałek dostrzega  spadek wpływów premiera Mateusza Morawieckiego w sektorze, z którego się wywodzi.

Pierwszym gościem wtorkowego „Poranka Wnet” jest członek zarządu i ekspert Klubu Jagiellońskiego, Paweł Musiałek. Rozmówca Magdaleny Uchaniuk dotyka m.in. tematu trwającej rekonstrukcji rządu:

Nie wszystkie decyzje wynikają z uszczuplenia wpływów Morawieckiego – stwierdza ekspert.

Dyrektor Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego odnosi się do bieżącej pozycji szefa rządu. Paweł Musiałek dostrzega  spadek wpływów premiera Mateusza Morawieckiego, czego najbardziej istotnym przejawem mają być spadające wpływy w sektorze bankowym. Co więcej, ekspert odnosi się także do pozycji byłej premier Beaty Szydło:

Beata Szydło od czasu, gdy przestała być premierem, straciła również wpływy – zaznacza Paweł Musiałek.

Nasz gość mówi także o możliwych rozwiązaniach konfliktu na linii Bruksela-Polska. Zdaniem członka zarządu Klubu Jagiellońskiego wstrzymanie funduszy Unijnych dla polski byłoby przekroczeniem czerwonej linii. Ponadto, ekspert nawiązuje do głośnego ostatnio w mediach tematu Polexitu:

Temat Polexitu wynika z tego, ze opozycja prowadzi taką narrację – stwierdza gość audycji.

Zapraszamy do wysłuchania całej audycji!

N.N.

Czy inflacja będzie nadal rosnąć? Ancyparowicz: Niebezpieczeństwo rysuje się m.in. ze względu na skutki Nowego Ładu

Członkini Narodowej Rady Rozwoju komentuje problem bieżącej inflacji oraz tłumaczy jego genezę skutki. Według ekonomistki, stan rosnącej inflacji przedłużyć może dodatkowo Nowy Ład.


W wywiadzie z  Łukaszem Jankowskim ekonomistka oraz członkini Narodowej Rady Rozwoju, prof. Grażyna Ancyparowicz, ocenia sytuację gospodarczym w kraju jako bardzo dobrą. Nasz gość krytykuje komentarze gospodarcze zarówno polityków opozycji jak i partii rządzącej. Nasz gość obawia się, że obecna inflacja ma charakter uporczywy.

W gospodarce jest dobra sytuacja, a nawet bardzo dobra. To nie jest tylko moje zdanie – zaznacza ekonomistka powołując się na zdanie Marka Belki w tym zakresie.

Zdaniem prof. Ancyparowicz, na podstawie licznych prognoz ekonomicznych wzrost gospodarczy Polski ma utrzymać się na poziomie około pięciu procent. Oznacza to, że nadrobimy starty, które ponieśliśmy w wyniku pandemii. Ekonomistka komentuje także rosnącą w Polsce inflację. Zdaniem gościa audycji inflacja prawdopodobnie będzie dalej rosnąć:

Takie niebezpieczeństwo rysuje się ze m.in. względu na skutki Nowego Ładu, który spowoduje zmiany w strukturze popytu konsumpcyjnego i będzie – przyznaje prof. Grażyna Ancyparowicz.

Ponadto ekonomistka komentuje fakt, iż w Polsce dwa miliony ludzi boryka się z problemem skrajnego ubóstwa. Sytuacja nie jest dobra, lecz, jak zaznacza prof. Ancyparowicz, powiększające się świadczenia socjalne zmniejszają skalę tego problemu.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Zmiany w zarządzie PKO BP. Prezes zrezygnował, dwóch członków zarządu odwołanych

W czwartek po zaledwie czterech miesiącach pełnienia funkcji prezesa PKO BP, Jan Emeryk Rościszewski złożył rezygnację. Tego samego dnia Rada Nadzorcza odwołała Rafała Antczaka i Jakuba Papierskiego.

W czerwcu br. przewodniczenie zarządowi PKO BP przejął po Zbigniewie Jagielle jego zastępca Jan Emeryk Rościszewski. Początkowo jedynie pełnił obowiązki prezesa, by we wrześniu zostać pełnoprawnym prezesem. Teraz zaś, jak czytamy w wydanym dzisiaj komunikacie:

14 października 2021 r. Pan Jan Emeryk Rościszewski złożył rezygnację z funkcji Prezesa Zarządu Banku, jak również ze składu Zarządu Banku z dniem 22 października 2021 r.

Spekulacje na temat możliwej rezygnacji Rościszewskiego pojawiały się już wcześniej. We wrześniu Dziennik Gazeta Prawna pisał o możliwości powołania go na stanowisko ambasadora Polski w Paryżu. Wówczas biuro prasowe banku zaprzeczyłoby jakoby prezes PKO BP ubiegał się o to stanowisko.

Rezygnacja prezesa to nie jedyna zmiana jaka się w czwartek dokonała w zarządzie PKO BP. W swym drugim wydanym dzisiaj komunikacie bank poinformował, że

Rada Nadzorcza Banku odwołała z Zarządu Banku Pana Rafała Antczaka i Pana Jakuba Papierskiego.

Jak zauważa Money.pl Jakub Papierski był wieloletnim współpracownikiem wieloletniego prezesa banku Zbigniewa Jagiełły. Rafał Antczak kojarzony jest z kolei z premierem. Według informatorów portalu oznacza to pożegnanie się PKO BP z ludźmi Mateusza Morawieckiego.

A.P.

Źródło: Money.pl, Dziennik Gazeta Prawna, Bank. pl

Arak: W Europie Zachodniej może zabraknąć gazu

Jak przekazał Piotr Arak, obecny stan napełnienia zbiorników rezerwowych gazem w Europie Zachodniej jest prawie o 30% niższy niż rok temu. Ma to związek z rosyjską polityką zmniejszania tranzytu gazu.


W wywiadzie z Krzysztofem Skowrońskim dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, Piotr Arak, komentuje bieżący stan polskiej gospodarki. Nasz gość wspomina nowe prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego zgodnie, z którymi polska gospodarka ma rozwijać się w tempie 5 procent w tym roku oraz 5 procent w przyszłym roku. Jednak jak podkreśla ekonomista, prognozy MFW nie widzą kilku problemów, które materializują się w międzyczasie dla m.in.  polskiej gospodarki:

Przez kryzys podażowy od lutego i marca słyszymy o problemach w dostępie do czipów w fabrykach produkujących samochody. Skoda i część grupy Volkswagena zaprzestała produkcji w części unijnych fabryk samochodów – stwierdza.

Zdaniem eksperta, z uwagi na zmniejszenie produkcji samochodowej gałęzi przemysłu gospodarczego nasza europejska gospodarka nie będzie rozwijać się aż tak szybko i intensywnie. Do tego dochodzą również wysokie ceny energii oraz gazu, co ma związek z rosyjską polityką energetyczną.

Stan napełnienia zbiorników rezerwowych z gazem w Europie Zachodniej jest prawie o 30% niższy niż rok temu – dodaje nasz gość.

Ponadto, zdaniem naszego gościa mniejsza podaż i wyższe ceny gazu wpłyną istotnie także na sektor rolnictwa, a dokładnie na produkcję nawozów. Zaprocentuje to znaczącym wzrostem cen żywności:

Wszyscy producenci rolniczy będą kupować droższy nawóz, a my będziemy kupować droższą żywność – puentuje dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Sadowski: Obserwujemy w tej chwili pierwsze symptomy zjawiska uruchomienia spirali płacowo-cenowej

Andrzej Sadowski negatywnie ocenia Adama Glapińskiego na stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego. Uważa, że kiepsko sobie radzi w czasie wzrostu inflacji.


W poniedziałkowym „Poranku WNET” prezydent Centrum Adama Smitha oraz członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, Andrzej Sadowski, komentuje działania prezesa NBP. Nasz gość odnosi się m.in. do wiadomości z ubiegłego tygodnia o podniesieniu przez NBP stóp procentowych z 0,1 na 0,5 procent:

Musiało się to prędzej czy później stać. (…) Zwłaszcza, że po sąsiedzku w Czechach czy na Węgrzech takie działania miały miejsce – stwierdza ekonomista.

Zdaniem ekonomisty obserwujemy w tej chwili pierwsze symptomy zjawiska uruchomienia spirali płacowo-cenowej. Co więcej, według rozmówcy Adriana Kowarzyka podniesienie stóp procentowych to nie jedyny sposób radzenia sobie z problemem inflacji jakim dysponuje rada ministrów oraz szef Narodowego Banku Polskiego:

Oczywiście takie działania są niewystarczające. Po stronie rządu i po stronie prezesa NBP są też inne narzędzia – przyznaje Andrzej Sadowski.

Według wyliczeń ekspertów inflacja wynosi obecnie między 6 lub 9 a nawet kilkunastu procent. Według Andrzeja Sadowskiego sytuacja jest nawet gorsza. Ekspert uważa, że stopień inflacji opisuje w tej chwili liczba dwucyfrowa. Jak podaje nasz gość taka a nie inna sytuacja w Polsce to skutek polityki polskiego rządu oraz prezesa Narodowego Banku Polskiego:

Nie da się przerzucić takie wzrostu inflacji wyłącznie na ceny ropy, bo oczywiście z rosnącymi cenami ropy importujemy też inflację do Polski, ale przy tych samych cenach ropy w innych krajach tak drastycznej inflacji nie ma – podkreśla gość porannej audycji.

Zapraszamy do wysłuchania całej rozmowy!

N.N.

Od dziś w Salwadorze można płacić BitCoinem

Salwador stał się pierwszym krajem, który uznał BitCoiny za legalny środek płatniczy.

Wczoraj wieczorem prezydent Salwadoru, Nayib Bukele, opublikował tweet, w którym ogłosił, że BitCoin od 07.09 będzie w świetle obowiązującego w Salwadorze prawa legalnym środkiem płatniczym:

 

 

Ponadto, jak donosi portal bitcoin.pl, Salwador stał się pierwszym krajem na świecie, który zdecydował się zakupić tę kryptowalutę; prezydent Nayib Bukele poinformował na tweeterze o kupnie 200 BitCoinów i planie zakupu kolejnych:

 

 

S.S.

Cel dyfamacji jest zawsze taki sam: obwinić niewinnego w oczach świata / Andrzej Jarczewski, „Kurier WNET” nr 86/2021

Polacy ratowali Żydów nawet za cenę własnego życia. Teraz okazuje się, że to za tanio. Nie zyskaliśmy wdzięczności. Goście, których tak hojnie podejmowaliśmy, kolejny raz okazali się niewdzięcznikami.

Andrzej Jarczewski

Przez dyfamację do kasy

Polska – w przeciwieństwie do Szwajcarii – nigdy nie była rajem bankowym, gdzie by przywożono pieniądze, ukrywane przed organami podatkowymi innych krajów. W II Rzeczypospolitej nie było też znaczących inwestycji zagranicznych. Cały polski majątek – i ten zniszczony, i ten ukradziony przez Niemców czy Rosjan, i ten, który pozostał po wojnie – cały majątek wypracowali obywatele polscy wielu wyznań i narodowości zgodnie z polskim prawem.

Szwajcaria – jak wiemy – wypłaciła na odczepnego pewną kwotę żydowskim syndykatom roszczeniowym. Podobnie postąpiły niektóre korporacje, np. współpracujący z Hitlerem IBM. Ale to nie jest precedens, który mógłby być skutecznie wykorzystany przeciwko Polsce. Inny bowiem jest status genetyczny i ontologiczny depozytów na szwajcarskich kontach, a inny dobytku polskiego.

Różnica polega na tym, że do Szwajcarii przez pokolenia napływały pieniądze z zewnątrz, a w Polsce obcych pieniędzy nigdy nie było. W Szwajcarii pozostały cudze walory, a w Polsce własne… ruiny i groby. Szwajcarzy cudzymi pieniędzmi obracali, pomnażając je wielokrotnie. Polacy nie mieli ani cudzych pieniędzy, ani nawet swoich. Wszystko w wielkim trudzie musieliśmy sami niemal od zera wypracować i z gruzów odbudować. A teraz ktoś po to wyciąga rękę, dyktuje nam ustawy i oczernia Polskę przy każdej okazji.

Polskie prawo wielokrotnie musiało przyjąć do wiadomości skutki bezprawia, panującego pod władzą obcych nauczycieli praworządności i ich zbrodniczych ideologii. Pod względem prawnym sytuacja jest jasna. Wysuwane są jednak roszczenia o charakterze paramoralnym: zbrodniarz nie powinien korzystać ze skutków zbrodni. By więc Polsce coś jeszcze zabrać, trzeba z Polaków zrobić zbrodniarzy. I to się od lat robi różnymi antypolskimi działaniami dyfamacyjnymi, wspieranymi, wręcz indukowanymi przez naszą własną Targowicę.

Autor tego artykułu w roku 2003 tworzył muzeum w Radiostacji Gliwice, tej właśnie, która przeszła do historii 31 sierpnia 1939. Wtedy to – by Polaków obciążyć winą, by zrobić z nas zbrodniarzy – wykonano dziwną operację dyfamacyjną, zwaną ‘prowokacją gliwicką’. Opowiem o tym, by pokazać, jak wzorzec antypolskiej, dyfamacyjnej działalności Hitlera jest kopiowany po wielu latach.

Banki kradną milcząc

Co ma począć szwajcarski bankier, jeżeli właściciel depozytu nie żyje i nie ma spadkobierców? Prawo bankowe oczywiście wie, co począć, ale jak to jest z moralnego punktu widzenia? Otóż należy najpierw ustalić, skąd pochodzi kapitał. Jeżeli wpłacił obywatel szwajcarski – sprawa prosta. Majątek przejmuje państwo, gmina lub kanton, w zależności od rodzaju walorów i przyjętych w danym miejscu zasad. Jeżeli jednak pieniądze przyszły z zagranicy – należy oddać je zagranicy. Ale „zagranica” to duży kraj. Sprawa nieprosta.

Ulubione przez bankierów rozwiązanie polega na cichym zawłaszczeniu cudzego majątku, o którym wiadomo, że nikt się o niego nie upomni. Zgłosiły się jednak organizacje żydowskie, pojawiły się jakieś dokumenty i problem załatwiono ku zadowoleniu stron. A co z zapomnianymi pieniędzmi, wpłacanymi przez sto lat przez klientów innej narodowości, innego wyznania, innej rasy czy klasy?

Kto pierwszy do kasy? Kto ma pierwszeństwo w dostępie do Sezamu własności niczyjej?

Kryteria mogą być różne: nacjonalistyczne (naród przez kogoś do czegoś wybrany), rodowe (wspólnota krwi), klanowe, religijne, rasowe, klasowe, hałasowe (kto głośniej krzyknie, ten bierze) itd. Nie rozwiązuję tu problemów szwajcarskich bankierów.

Dla nas ważne jest to, że w Polsce nie ma żadnych pieniędzy, które by przed wojną przypłynęły z zewnątrz i były niegodnie wykorzystywane przez państwo polskie.

Mówię o większych kwotach, bo różne drobne nieprawidłowości spotykamy na każdym kroku zarówno w Polsce, jak i w Izraelu, i wszędzie.

Pieniądze zanosimy do banku w jednym celu: na tymczasowe przechowanie. Ale ostateczne podarowanie pieniędzy bankowi nigdy nie jest celem klienta banku! Bywa tylko skutkiem różnych przyczyn i przyczyną bogactwa bankierskich klanów.

Wzorzec dyfamacji

Mamy sierpień 2021.

Przypomnijmy więc sobie sierpień 1939. Wtedy to Hitler kazał przeprowadzić całą serię napaści na obiekty należące do mniejszości niemieckiej na terenie Polski. Edmund Osmańczyk dotarł do materiałów dokumentujących przygotowania do zniszczenia 223 obiektów (po obydwu stronach granicy).

Były tam zdjęcia celów, tzn. domów czy pomników, mapki i instrukcje. Po wojnie potwierdzono, że kilkadziesiąt takich samonapadów rzeczywiście Niemcy przeprowadzili. Wcześniej nie wiedzieliśmy, że była to wielka, centralnie zaplanowana operacja, bo pod koniec sierpnia 1939 r. nikt nie miał głowy do tego, by wiązać ze sobą incydenty rozgrywające się od Cieszyna do Gdańska i Prus Wschodnich. Prześledźmy jedną taką akcję, by zastanowić się nad celem działań Hitlera.

Niemiecki napad na niemiecką radiostację Gleiwitz z 31 sierpnia 1939 r. przeszedł do historii jako ‘prowokacja gliwicka’. Wyniki badań nad tym wydarzeniem (i jego błędną nazwą) były przedmiotem wielu moich publikacji po roku 2002, kiedy to miasto Gliwice odkupiło niedostępny wcześniej obiekt, pełniący w latach pięćdziesiątych zaszczytną funkcję zagłuszarki Wolnej Europy, Radia Watykan i innych wrażych rozgłośni. Ale dziś już nie wystarczy sam opis. Pora odpowiedzieć na pytanie o sens tej operacji. A to może wymagać nowej perspektywy badawczej.

Dotarłem do wielu źródeł, przeprowadziłem – jako pierwszy badacz – szczegółowe śledztwo w Radiostacji, zrekonstruowałem napad sekunda po sekundzie, przeszedłem centymetr po centymetrze. Codziennie konfrontowałem swoje odkrycia z przybyszami z całego świata. Po kilkunastu latach zajmowania się tym punktem historii i geografii Europy mogę sformułować wniosek następujący: awantura gliwicka z 31 sierpnia była potrzebna Hitlerowi jako argument do przemówienia z 1 września 1939 r.! Ta mowa miała jednak cel dalszy, dyfamacyjny. Z kolei celem dyfamacji…

Cel dyfamacji jest zawsze taki sam: obwinić niewinnego w oczach świata. Bo – w razie takiej czy innej napaści – nikt nie będzie bronił „winowajcy”!

Perspektywa eventowa

Nad (lub pod) wielkimi celami politycznymi mogło być coś jeszcze.

Ze wspomnianego przemówienia Hitlera cytuje się zwykle dwa zdania, ale czytelnicy „Kuriera WNET” znają cały tekst (polskie tłumaczenie dał nam Jan Bogatko w numerze 63/2019). To jest ważne źródło wiedzy, bo dopiero znając wszystkie wykrzyczane wtedy słowa, można zrozumieć prowadzące do tych słów czyny. Ot, choćby… dlaczego Niemcy nie wypowiedziały Polsce wojny.

Czyżby to wynikało z lekceważenia III konwencji haskiej z roku 1907? Otóż nie. W przemówieniu, wygłoszonym nie w budynku Reichstagu, ale w pobliskiej operze Krolla, nie można było „akcji porządkowej” w Polsce nazwać… ‘wojną’!

Wiemy, że Hitler był miłośnikiem oper Wagnera. Gardził operetką, stąd też miewał ambiwalentny stosunek do Mussoliniego z jego operetkowym faszyzmem. Nazizm to już teatr wielki, opera. I typowy motyw sztuki: zdrada, dyfamacja, kłamstwo, morderstwo. Hitler chciał występować na scenie teatralnej, więc nie pozwalał odbudowywać spalonego Reichstagu. Pragnął odgrywać role sławnych wodzów, umiał przemawiać, a sala operowa zachęcała go do popisu. Orkiestrację zapewniały media, zwłaszcza kino i radio, które dopowiadało to, czego nie mógł głosić przywódca państwa.

Hitler nie czytał. Improwizował, ale improwizacja wtedy jest udana, gdy się ją dobrze przygotuje. Badanie tej mowy pozwala stwierdzić, że jest to tekst – w swej wiecowej konwencji i ze względu na cel, jakiemu miał służyć – znakomity. Powiedziano to, co trzeba, tak, jak trzeba. Ten tekst powstawał w głowie Hitlera zapewne od początku sierpnia 1939. Wtedy autor zauważył pewne braki w argumentacji i kazał przygotować materiał do wypełnienia ważniejszych luk. Konkretnie: 8 sierpnia Reinhard Heydrich otrzymał kierunkowe wytyczne i zaczął realizować plan wykonawczy: zrobić coś tak, żeby Polacy byli „winni”.

Potęga propagandy

By rzucić boczne światło na tezę o wielopiętrowym celu napadu gliwickiego, zadam pytanie pomocnicze: czym w roku 1934 był zjazd partii nazistowskiej, genialnie sfilmowany przez Leni Riefenstahl? Od razu odpowiadam. Owóż ów słynny Reichsparteitag nie został wcale sfilmowany. VI Zjazd NSDAP był… aktorem! Zagrał w filmie Triumf woli, zrealizowanym według precyzyjnego scenariusza, bez liczenia się z kosztami wielodniowych prób i niewygód setek tysięcy statystów. Zjazd był tam aktorem najważniejszym, ale jednym z wielu. Inni aktorzy to m.in. samolot Hitlera, Rudolf Hess, sam Hitler, namioty obozu młodzieżowego czy łódź na rzece. Leni Riefenstahl nie kręciła reportażu, lecz fabułę! Wysłała tę łódkę tam, gdzie mogła być sfilmowana przez „przypadkowo” (skąd my to znamy?) ustawioną profesjonalną kamerę. A Zjazd? Czy coś ważnego to zgromadzenie uchwaliło? Otóż nie. Było tylko aktorem. Realizowało scenariusz!

A czy 18 maja 1935 r. Hitler poszedł do berlińskiej katedry św. Jadwigi na mszę żałobną, by uczcić Józefa Piłsudskiego, którego pogrzeb odbywał się tego dnia na Wawelu? Też nie. Hitler kazał tak przygotować uroczystości, raczej event, by mieć dobrze ustawione zdjęcie dla celów politycznych.

To samo realizuje m.in. kronika filmowa z triumfalnego wjazdu Hitlera do Wiednia (1938). Podobną rolę w ZSRR odegrały filmy Siergieja Eisensteina, te same cele przyświecają choreografii totalnej w Korei Północnej, to samo obserwujemy w wielu krajach i korporacjach: propaganda jako podstawa, jako codzienna legitymizacja władzy absolutnej, a w końcu – jako usprawiedliwienie przemocy.

Dla eventu

Taktyka otoczenia Hitlera stanowiła swoistą prefigurację działalności branży eventowej XXI wieku. Jeszcze tak tego nie nazywano, nie było teorii ani wyspecjalizowanych firm. Hitler nadrabiał to talentem Goebbelsa (i swoim własnym, którego nie możemy mu w tej materii odmówić), korzystał z usług oddanych realizatorów i nie żałował pieniędzy na te cele.

W aspekcie przygotowań do wojny ważnym wydarzeniem było – często cytowane – przemówienie Hitlera do generalicji w Berghofie. Mamy 22 sierpnia 1939, Ribbentrop wkrótce wyląduje w Moskwie, by jawnie podpisać wynegocjowany tajnie rozbiór Europy, a najważniejsi niemieccy dowódcy jadą lub lecą setki kilometrów aż nad niedawno zniesioną granicę z Austrią, by wziąć udział w czymś, co ich zaskoczy. Dziś takie wydarzenie motywacyjne nazwalibyśmy ‘incentive event’. Sztabowcy, którzy od kilku miesięcy realizują przygotowania do wojny, zbierają się w jednym miejscu i otrzymują bezcenne wtajemniczenie w plany swojego Führera, w tym o szykowaniu akcji dyfamacyjnej w Gliwicach, choć oczywiście nazwa miasta nie pada. Nie ulega wątpliwości, że po takim „wow” generałowie będą lepiej… pracować.

Hitler odczuwał dojmującą potrzebę wielkiego spektaklu. Potrzebę wojny. Był zawiedziony kapitulacją Anglii i Francji w sprawie Czechosłowacji i tak eskalował żądania wobec Polski, by ta upragniona wojna już mu się nie wymsknęła.

Nie bardzo jest pewne, czy Hitler prowadził wojnę – prymarnie, pierwszoplanowo – w celach politycznych, czy też wymyślał różne pośrednie cele po to, żeby w końcu zrealizować TEN wielki spektakl: wojnę. Historia kryminalistyki zna mnóstwo zbrodni, popełnionych tylko „dla eventu”.

Murowany dowód

Budynki Radiostacji Gliwice zachowały się w znakomitym stanie aż do roku 2002. Wtedy to miasto Gliwice odkupiło od TP SA całą 3-hektarową posesję wraz ze 111-metrową modrzewiową wieżą antenową i niektórymi urządzeniami, by udostępnić to historyczne miejsce zwiedzającym. Powierzono mi funkcję kierownika projektu i wkrótce – po rozbiórce różnych dobudówek i uprzątnięciu maszyn powojennych – mogłem przystąpić do badań szczegółowych. Szybko się okazało, że cała wcześniejsza literatura na temat Radiostacji Gliwice jest bezwartościowa. Żaden historyk nie odwiedził tego specjalnie chronionego obiektu, więc konfabulowano – powiedzielibyśmy dziś – samopowielające się fake newsy.

Źródłem rzetelnej wiedzy będzie za to książka Henryka Berezowskiego pod roboczym tytułem Radiostacja Gliwice. Inżynier Berezowski przez wiele lat pracował w radiostacjach podobnego typu i jest jednym z ostatnich specjalistów potrafiących na ten temat pisać kompetentnie i ciekawie. Jego wielką zasługą jest odnalezienie w Muzeum Techniki w Warszawie najważniejszego elementu naszej radiostacji – nadajnika Lorenz.

Henryk Berezowski walnie przyczynił się do przekazania tego bezcennego zabytku Gliwicom w roku 2012, a następnie kierował renowacją nadajnika. Obecnie czekamy na wydanie jego książki, w której (mogę już to zapowiedzieć) autor opisał m.in. staranne badania urządzeń nadawczych i niemieckiej dokumentacji, by w końcu obalić wszystkie wcześniejsze tezy w najważniejszym dla sprawy aspekcie radiotechnicznym.

Historia od nowa

Niektóre nazwy niemieckie – np. ‘kampania wrześniowa’ – są poręczniejsze od polskich, ale ich użycie wypacza obraz. Taki termin zakłamuje historię. Dla nas była to polska wojna obronna 1939 roku. Nie jest obojętne, z którą armią idziemy i czyim systemem pojęć opowiadamy własne dzieje.

By historię zrozumieć, każde pokolenie musi ją pisać na nowo swoim językiem. Gdyby ta nowa polityka historyczna miała za zadanie przysłonić niewygodne fakty lub zakłamać przeszłość, byłoby to nadużycie, naukowy błąd czy oszustwo. Pisał o tym Orwell, a licznych przykładów dostarczała praktyka wydawnicza w Związku Radzieckim. Z kolei w wieku XXI czyni to totalnie załgana narracja o „polskich” obozach śmierci. Mówią: ‘Oświęcim’, a przecież gdy tam Niemcy i Austriacy masowo mordowali ludzi, obóz nazywał się ‘Auschwitz’.

Jeżeli jednak oficjalna historiografia już jest zafałszowana (jak niegdyś w sprawie Katynia) lub wypełniona zmyśleniami (np. w kwestii gliwickiej) – obowiązkiem kolejnych badaczy jest dotarcie do prawdy i publikacja wyników.

Utrwalone kłamstwo historyczne nie jest bezinteresowne. Zbrodniarze zyskują usprawiedliwienie, a ofiary tracą dobre imię. Nawet drobny fałsz terminologiczny po przejściu przez różne cywilizacje może całkowicie wypaczyć obraz. Z ofiary zrobi oprawcę, a z kata niewiniątko.

Wnioski z Historii

Niewykluczone, że wkrótce pojawią się roszczenia różnych osób, rodzin i narodów, mieszkających niegdyś na ziemiach dzisiejszego państwa Izrael, a następnie stamtąd usuniętych. Oni już są liczni, a mogą być silni. Wartość spornych nieruchomości rośnie z roku na rok. Idea nieprzemijających roszczeń i pretensji obróci się wtedy przeciw jej wynalazcom, co zresztą już zaczyna być dyskontowane przez Indian w Kanadzie i USA.

Polacy też powoli zaczynają wyciągać wnioski. Przez wieki dawaliśmy gościnę Żydom, prześladowanym w całej Europie. W Polsce Żydzi mieli najlepsze warunki bezpiecznego życia i prowadzenia interesów, więc nasz kraj wybierali nogami. W dodatku, gdy Niemcy masowo mordowali Żydów w czasie II wojny, Polacy ratowali Żydów nawet za cenę własnego życia. Teraz okazuje się, że to za tanio. Bo życie Polaka się nie liczy. Ofiarnością, a nawet bohaterstwem nie zyskaliśmy wdzięczności. Przeciwnie. Goście, których tak hojnie podejmowaliśmy, kolejny raz okazali się niewdzięcznikami.

Kolaborowali z zaborcami w XIX wieku, służyli komunizmowi i z ideologicznym zacietrzewieniem – jako kierownictwo bezpieki i sędziowie – mordowali najlepszych synów i córki narodu polskiego, a później zdradzali nas jako polscy dziennikarze, politycy i dyplomaci. Teraz przebrali miarę.

Prowadzą antypolską kampanię dyfamacyjną w czysto grabieżczych, finansowych celach. Niech więc się nie dziwią, że Polacy już nie chcą obcokrajowców na stałe na własnym terytorium, co dotyczy również islamistów i reprezentantów różnych skrajności, podających się za importowane religie czy ideologie. To nie jest ksenofobia. To nie jest antysemityzm ani antyislamizm. To jest nauczka i ostrożność. Takie – sprzeczne z polską tradycją – wnioski wyciągamy dziś z Historii. Ktoś te wnioski sprowokował.

Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Przez dyfamację do kasy” znajduje się na s. 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021.

 


  • Sierpniowy numer „Kuriera WNET” (wydanie ogólnopolskie, śląskie i wielkopolskie wspólnie) można nabyć kioskach sieci RUCH, Garmond Press i Kolporter oraz w Empikach w cenie 9 zł.
  • Wydanie elektroniczne jest dostępne w cenie 7,9 zł pod adresami: egazety.pl, nexto.pl lub e-kiosk.pl. Prenumerata 12-miesięczna wersji elektronicznej: 87,8 zł.
  • Czytelnicy gazety za granicą mogą zapłacić za nią PayPalem lub kartą kredytową na serwisie gumroad.com.
  • Wydania archiwalne „Kuriera WNET” udostępniamy gratis na www.issuu.com/radiownet.
Artykuł Andrzeja Jarczewskiego pt. „Przez dyfamację do kasy” na s. 5 sierpniowego „Kuriera WNET” nr 86/2021

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego