1400 pracowników Santandera pójdzie w tym roku na bruk – informuje zarząd Santander Bank Polska. To 11 proc. załogi

Związki zawodowe działające w tym banku otrzymały dzisiaj informacje o zwolnieniach grupowych. Informację otrzyma również urząd pracy – bank do końca roku zwolni 1400 pracowników.

Grupowe zwolnienia 11 proc. załogi będą dotyczyć nie tylko centrali banku, ale również sieci placówek jeszcze niecałą dekadę temu przejętych od Banku Zachodniego WBK. Zarząd nadwiślańskiego Santandera rozpoczyna w tej sprawie konsultacje ze związkami zawodowymi, które mają potrwać nie dłużej, niż do końca stycznia. Przedmiotem uzgodnień ze związkami zawodowymi będą terminy, zakres, warunki, kryteria doboru oraz ostateczna liczba pracowników objętych procesem zwolnień grupowych.

Dopiero po tych konsultacjach bank wystosuje kolejne komunikaty do mediów i na rynek. W kolejnym komunikacie bank poinformuje również o szacowanej wysokości rezerwy związanej z restrukturyzacją zatrudnienia w banku, która obciąży jego wyniki.

Skąd zwolnienia? Santander Bank Polska zdecydował się na reorganizację w związku ze zmianą modelu biznesowego, oraz – jak wyjaśnia zarząd – ze względu na „poprawę sprawności i efektywności kosztowej organizacji, w tym redukcję dublujących funkcji i procesów”.

Zapewnia również, że zwolnieni pracownicy otrzymają wsparcie przy ponownym wejściu na rynek pracy.

Jeszcze niespełna trzy miesiące temu (listopad 2018) polski Santander przejął część działalności Deutsche Bank Polska i informował o rozpoczęciu procesu połączenia operacyjnego. Do Santander Bank Polska dołączyło prawie 400 tys. klientów detalicznych, private banking oraz biznesowych.

Transakcja ta miała dać „potencjał synergii kosztowych z docelową wartością oszczędności kosztowych przed opodatkowaniem na poziomie 129 mln zł w 2021 roku”.

Banco Santander to największy bank w Hiszpanii i jedna z największych grup bankowych na świecie. Od 2000 r. grupa rozwija się dynamicznie dzięki przejęciom. Obecnie działa w Europie, Ameryce Północnej, Ameryce Południowej i Azji. Grupa często zmienia nazwę spółek, które przejmuje, na Santander (tak było np. w przypadku przejętego w 2004 r. brytyjskiego banku Abbey National). Od 2003 roku działa w Polsce, pod nazwą Santander Consumer Bank. Do grupy Santander należy również Bank Zachodni WBK[1].

W 2018 był drugim bankiem w strefie euro i dwunastym na świecie pod względem kapitalizacji. Obsługiwał w 2006 r. 66 mln klientów w 43 krajach. Notowany w ramach indeksu giełdowego Euro Stoxx 50. W 2017 r. znalazł się na 33 miejscu listy największych spółek publicznych świata Forbes Global 2000.

We wrześniu 2010 r. Banco Santander nabył od grupy Allied Irish Banks Bank Zachodni WBK. 28 lutego 2012 r. Santander ogłosił, że przejmie od KBC Banku polską spółkę zależną KBC, Kredyt Bank. Grupa Santander połączyła Kredyt Bank z BZ WBK, dzięki czemu ten ostatni stał się trzecim pod względem wielkości bankiem w Polsce, wycenianym na ok. 5 mld euro i obsługującym ponad 3,5 mln klientów detalicznych. Po fuzji udział w rynku BZ WBK wyniósł 9,6 proc. pod względem depozytów, 8,0 proc. pod względem kredytów i 12,9 proc. pod względem liczby oddziałów (899). Banco Santander objął 76,5 proc. akcji połączonego banku, natomiast KBC przypadło 16,4 proc.. Około 7,1 proc. udziałów trafiło do innych akcjonariuszy. Santander wyraził zamiar odkupienia części akcji KBC, tak aby zmniejszyć udział belgijskiej firmy do poziomu poniżej 10 proc.. KBC zgodził się na transakcję, w wyniku której hiszpański bank stał się właścicielem 75 proc. BZ WBK. Reszta akcji należy do innych akcjonariuszy oraz jest w obrocie giełdowym.

Adam Glapiński: Wykonam ustawę o jawności zarobków, ale będzie to ze szkodą dla Narodowego Banku Polskiego

Prezes NBP mówi, że nie ma żadnych powodów, aby miał podać się do dymisji i podkreśla, że bank centralny jest w pełni apolityczny i całkowicie niezależny od rządu czy wpływów idących z Sejmu.

Od kilkunastu dni nie cichnie burza wokół wysokości zarobków części dyrektorów pracujących w Narodowym Banku Polskim. Szczególnie pod lupą znalazły się wynagrodzenia dyrektorki departamentu komunikacji i promocji Martyny Wojciechowskiej, która miała zarabiać łącznie ponad 60 tysięcy złotych miesięcznie.

W poniedziałek 7 stycznia o zarobki w NBP zapytał senator z PiS Jan Maria Jackowski, który wydał oświadczenie skierowane do prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego, z pytaniem o sumy, które zarabiają jego najbliższe współpracownice. W oświadczeniu senator pyta, „czy prawdą jest, że jedna ze współpracowniczek Pana Prezesa zarabia 65 tysięcy zł. Miesięcznie, a jeżeli nie jest to prawdą, to jakie zarobki miesięcznie z uwzględnieniem wszystkich pochodnych osiąga ta osoba w NBP?”

Na list senatora Jackowskiego odpowiada prezes Glapiński, podkreślając, że obecnie mamy do czynienia z nagonką na pracowników NBP.

Martyna Wojciechowska, bo to na nią jest ta nagonka, nie wiem z jakiego powodu, może też, że jakaś związana z PiS-em w swoim życiu jako radna – ona jest wśród 14 dyrektorów, którzy zarabiają podobnie.

Prezes NBP mówił również o konsekwencjach ustawy o jawności wynagrodzeń, że – Czy to dobre będzie dla banku? Fatalnie. To fatalne dla banku. To bardzo utrudni pracę bankowi, nabór, wyróżnianie. Tu są departamenty, co mają 350 osób zatrudnienia, a są departamenty, które mają 10 osób. Zróżnicowanie jest rzeczą naturalną – mówi  Glapiński, podkreślając, że po uchwaleniu takiego przepisu może pojawić się potrzeba ujednolicenia płac wszystkich dyrektorów.

Adam Glapiński jednoznacznie stoi po stronie swoich pracowników.

– Szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor z nieznanych mi powodów. Z powodu może ich wyglądu czy czegoś innego. Haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami, nad ich dziećmi, które chodzą do szkoły i przedszkola, nad ich mężami, rodzicami. Wszyscy są w Warszawie tym szalenie zbulwersowani, jak się o tym prywatnie rozmawia. Ale publicznie nikt nie zabierze głosu, tylko powtarza jakieś prymitywne, chamskie odzywki. A króluje w tym gazeta, która się mieni jakimś recenzentem elegancji, tolerancji, równości płci, itd. Nagle kobiety nie mogą zarabiać tyle, co mężczyźni? U nas w NBP jest inaczej. Połowa dyrektorek to kobiety, zawsze były – podkreślił Adam Glapiński podczas konferencji Rady Polityki Pieniężnej.

ŁAJ

Budownictwo mieszkaniowe nie odpowiada potrzebom społecznym. Zdaniem 70% Polaków to główny powód kryzysu demograficznego

Program „Mieszkanie Plus” został przyjęty niejako pokątnie – nie tylko bez żadnego planu, ale również bez żadnych konsultacji ze środowiskami profesjonalnie zajmującymi się budownictwem mieszkaniowym.

Piotr Witakowski

Głośny obecnie program określany mianem „Mieszkanie Plus” przedstawiany jest jako jeden z najważniejszych projektów rządowych. To ten program ma rozwiązać nabrzmiały w Polsce problem mieszkaniowy. Zdziwienie musi jednak budzić fakt, że program ten został przyjęty w trybie, w jakim nie był przyjmowany żaden program o tak wielkiej doniosłości. Został wdrożony niejako pokątnie – nie tylko bez żadnego planu, ale również bez żadnych konsultacji ze środowiskami profesjonalnie zajmującymi się budownictwem mieszkaniowym i z pominięciem całego dorobku wypracowanego przez nie w ubiegłych latach.

Aczkolwiek sam premier podkreśla znaczenie dostępności do mieszkania, zwłaszcza dla młodego pokolenia, przyjęte rozwiązanie ignoruje całą historię dotychczasowych starań o rozwiązanie problemu mieszkaniowego, abstrahuje od wiedzy i doświadczeń zgromadzonych w ubiegłych latach. W istocie sprowadza się do powołania działającej na zasadach komercyjnych (dla zysku) zupełnie nowej spółki BGK Nieruchomości SA – bez żadnych doświadczeń, zaplecza naukowego, badawczego i inżynierskiego – i powierzenia jej ogromnego majątku w celu rozwiązania problemu braku mieszkań w Polsce, który szacuje się obecnie na 3 mln.

Co więcej, przy realizacji programu „Mieszkanie Plus” nie ma żadnej kontroli społecznej nad racjonalnością i celowością podejmowanych przedsięwzięć budowlanych.

Środowiska zawodowe, instytucje takie jak Habitat for Humanity, spółdzielczość mieszkaniowa, Kongres Budownictwa, stowarzyszenia naukowo-techniczne skupione w NOT – wszystkie te instytucje zostały całkowicie zignorowane przy tworzeniu programu „Mieszkanie Plus”. Nowo wykreowaną, nieznaną spółkę obdarzono i pieniędzmi, i prawem do realizowania najważniejszego programu narodowego, jakim jest Narodowy Program Budownictwa Mieszkaniowego. (…)

W okresie komunistycznym ingerencja władz politycznych w dziedzinie budownictwa mieszkaniowego sięgnęła absurdu. Ze szczebla centralnego nie tylko decydowano o polityce mieszkaniowej, lecz bezpośrednio ingerowano zarówno w sam proces organizacji, jak też w technologie budowlane (prefabrykacja i fabryki domów). O efektach takiej polityki świadczy fakt, że w roku 1979 zatrudnienie w budownictwie wynosiło 1372 tys. osób, z czego jedynie 98 tys. pracowało w prywatnych przedsiębiorstwach budowlanych, a tymczasem przedsiębiorstwa te oddawały do użytku – pod względem kubatury – tyle samo substancji mieszkaniowej, co cała reszta przedsiębiorstw „budownictwa uspołecznionego”, mimo że te drugie cieszyły się wszelkimi priorytetami. Zestawienie tych danych ukazuje dramatyczne skutki centralnego zarządzania w budownictwie w wydaniu komunistycznym – kilkanaście razy mniejsza wydajność pracy w porównaniu z wydajnością w niewielkiej enklawie budownictwa prywatnego – i daje świadectwo gigantycznego marnotrawstwa wysiłku społecznego. (…)

Deficyt mieszkań, który w roku 1978 wynosił 1,622 mln i w roku 1988 spadł do 1,253 mln, poczynając od roku 1990 zaczął rosnąć i w roku 2006 osiągnął już liczbę 2,130 mln. (…)

Wycofanie się państwa ze wspierania budownictwa mieszkaniowego spowodowało zdecydowane ograniczenie środków przeznaczanych na ten cel i gwałtowny spadek ilości budowanych mieszkań. To wycofanie państwa z finansowego wspierania budownictwa mieszkaniowego było całkowicie niezrozumiałe, gdyż budownictwo mieszkaniowe było per saldo źródłem dochodów budżetowych państwa.

Często artykułowany argument, że „państwo nie wspiera budownictwa mieszkaniowego, bo budżetu na to nie stać”, nie ma nic wspólnego z prawdą. W rzeczywistości budownictwo mieszkaniowe jest źródłem wielomiliardowych przychodów budżetowych w wyniku wszystkich podatków, jakimi jest obciążone budownictwo. Przykładowo – w roku 2015 wpływy budżetowe z tytułu budownictwa mieszkaniowego wyniosły ok. 12 mld zł.

Sytuacja mieszkaniowa w Polsce w roku 2006 była bardziej dramatyczna niż w roku 1980. Mimo przemian politycznych sprzyjających rozwojowi budownictwa mieszkaniowego, faktyczna obojętność władz państwowych wobec tego problemu, panująca przez cały okres po transformacji, doprowadziła do szokującego efektu – przeciętna liczba mieszkań oddawanych do użytku w dziesięcioleciu przed rokiem 2006 była 2,5-krotnie mniejsza niż w dziesięcioleciu poprzedzającym wybuch protestu sierpniowego (97,5 tys. w latach 1996–2005 wobec 240,6 tys. w latach 1970–1979). Dziewiętnasty postulat Porozumień Sierpniowych doczekał się szyderczej realizacji – czas oczekiwania na mieszkanie skrócił się do zera, ale tylko dla tych, których było stać na pokrycie pełnego kosztu mieszkania. Dla rodzin nie mających zdolności kredytowej czas ten wydłużył się tak, że znikła nadzieja na uzyskanie samodzielnego mieszkania kiedykolwiek.

Miało to katastrofalne konsekwencje demograficzne, gdyż liczba urodzeń jest ściśle skorelowana z liczbą oddanych wcześniej mieszkań. Wycofywanie się państwa z udziału w rozwiązywaniu problemu mieszkaniowego natrafiło w Polsce na sytuację, która już wcześniej stanowiła swoistą tragedię narodową, czego wyrazem może być jeden z Postulatów Gdańskich w sierpniu 1980 roku. Deficyt mieszkań trwający przez kilka lat powoduje jedynie trudności i napięcia społeczne. Jednakże w Polsce deficyt ten utrzymywał się przez całe dziesięciolecia. W kraju dotkniętym kataklizmem II wojny światowej jak żaden inny na świecie w żadnym roku od zakończenia wojny nie oddano do użytku tylu mieszkań, ile w danym roku zawarto małżeństw.

(…) Wszystkie kraje europejskie po II wojnie światowej przeżywały problemy związane z deficytem mieszkań i że wszystkie te kraje je rozwiązały. Nieznane są kraje, w których w długim okresie tylko stosunki rynkowe, bez publicznej interwencji, regulowałyby dostępność i użytkowanie mieszkań. Mimo zdecydowanie lepszej sytuacji mieszkaniowej w krajach Europy Zachodniej, wszystkie te kraje stosowały w całym okresie powojennym aktywną politykę mieszkaniową, która była i pozostaje nadal ważnym składnikiem ogólnej polityki gospodarczej i społecznej. (…)

Długoletnie doświadczenia polityki mieszkaniowej w krajach europejskich pokazały, że mieszkalnictwo nie jest sektorem, do którego mają zastosowanie reguły czysto komercyjne. Nie mogą one być zupełnie wyeliminowane, ale konieczne są systemy interwencji na rynku mieszkaniowym.

(…) Kraje „starej Unii” rozwiązały swe problemy mieszkaniowe dzięki różnym formom budownictwa społecznego. Dość powiedzieć, że na początku lat 50. w Wielkiej Brytanii, a we Francji na przełomie lat 50. i 60. ponad 80% nowo budowanych mieszkań powstawała w wyniku różnych form budownictwa społecznego. W dużej mierze budownictwo społeczne jest budownictwem czynszowym, które z czasem ulega zmianie na własnościowe przez sprzedaż lokatorom. W wielu krajach (Hiszpania, Grecja, Portugalia, Włochy, Irlandia, Luksemburg) dominuje jednak od początku społeczne budownictwo własnościowe.

Jeszcze w roku 1995 Sejm Rzeczypospolitej Polskiej przyjął uchwałę wzywającą władze wykonawcze do realizacji programu budownictwa mieszkaniowego, w której stwierdzano: Za strategiczny cel polityki mieszkaniowej Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uznaje zlikwidowanie narastającego przez dziesięciolecia deficytu mieszkań o współczesnym standardzie. Realizacja tego celu jest możliwa w okresie 10–15 lat. W tym celu konieczne jest stopniowe coroczne zwiększanie liczby oddawanych do eksploatacji nowo wybudowanych mieszkań – do poziomu co najmniej 150 tysięcy mieszkań w roku 1999 i co najmniej 300 tysięcy mieszkań w roku 2005.

(…) Wbrew sejmowej uchwale władze wykonawcze w dalszym ciągu prowadziły politykę skutkującą rzuceniem wszystkich potrzebujących mieszkania „na pastwę rynku”. (…) Taka właśnie była realna polityka mieszkaniowa przy równoczesnym propagandowym zapewnianiu przez kolejne ekipy polityczne o chęci rozwiązania problemu mieszkaniowego. Ta hipokryzja skończyła się wraz z dojściem do władzy ekipy kierowanej przez premiera Donalda Tuska. (…) Wbrew wszelkim zobowiązaniom ciążącym na władzach publicznych, rząd ustami swego premiera oświadczył, że rozwiązanie problemu braku mieszkań widzi w „indywidualnym inwestowaniu we własne mieszkanie”.

Trudno o jaśniejszą deklarację, że rząd traktuje sprawę posiadania dachu nad głową jako prywatną sprawę każdego obywatela. Fakt, że dotyczy to jednej z zasadniczych kwestii decydujących o losach narodu, umknęło uwadze premiera. Wszelki komentarz jest tu zbędny. Ówczesny premier obnażył rzeczywisty, a nie werbalny stosunek władz państwowych do problemu mieszkaniowego w ostatnim ćwierćwieczu.

Zorganizowana w Spale w roku 2009 kolejna, już XX Konferencja Spalska poświęcona budownictwu mieszkaniowemu doprowadziła do opracowania projektu Ustawy o polityce mieszkaniowej państwa. (…)

Jednym z elementów projektu było unicestwienie oszustwa ze strony przeciwników zaangażowania państwa w rozwój budownictwa mieszkaniowego. Oszustwo to sprowadza się do argumentu, że zaangażowanie państwa pociągnęłoby wydatki budżetowe niemożliwe do udźwignięcia przez budżet – „państwo jest za biedne, a są pilniejsze wydatki”. W rzeczywistości jednak budownictwo mieszkaniowe jest źródłem nie wydatków, lecz ogromnych przychodów budżetowych – wpływy budżetowe z tytułu budownictwa mieszkaniowego przekraczają 10 mld zł rocznie.

Dla unicestwienia tego oszustwa projekt przewidywał, że w ustawie budżetowej po stronie przychodów będzie ujawniona pozycja „przychody budżetowe wnoszone przez budownictwo mieszkaniowe”. To ten postulat mający ogromne znaczenie dla świadomości społecznej budzi największe opory przeciwników projektu ustawy.

Projekt ustawy został przedstawiony podczas specjalnej konferencji w Sejmie, a w roku 2012 został przyjęty do realizacji przez władze Prawa i Sprawiedliwości. Niestety, nadal czeka na realizację.

Cały artykuł Piotra Witakowskiego pt. „Mieszkanie Plus, dwa raporty i ustawa” znajduje się na s. 10 i 11 grudniowego „Kuriera WNET” nr 54/2018.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach WNET w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15.

Dzięki prenumeracie na www.kurierwnet.pl otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu w cenie 4,5 zł.

Artykuł Piotra Witakowskiego pt. „Mieszkanie Plus, dwa raporty i ustawa” na s. 10 i 11 grudniowego „Kuriera WNET”, nr 54/2018

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Stodolak: Największe banki świata skorzystały na światowym kryzysie. Mają jeszcze większą władzę nad systemem finansowym

– Niewielu się wydawało, że banki centralne mogą jeszcze głębiej wniknąć w system finansowy, a okazało się, że to możliwe, wystarczy właśnie kryzys, którego nie zmarnowały – mówi Sebastian Stodolak.

Sebastian Stodolak, dziennikarz ekonomiczny „Dziennika Gazety Prawnej”, podsumowuje stan polskiej i światowej gospodarki w 2018 r. Stwierdza, że był to dziesiąty rok z rzędu bez globalnego kryzysu. Zdaniem gościa Poranka załamanie gospodarki światowej nie jest zbyt gwałtowne, o czym świadczy fakt, że państwa rozwinięte zaczęły zajmować się problemami o naturze moralnej, takimi jak nierówności społeczne. Zwraca jednak uwagę, że pomimo dużej popularności tego tematu światowa oligarchia odpowiedzialna za powstawanie tych dysproporcji coraz bardziej się umacnia. Przykładem tego zjawiska jest mające miejsce po wybuchu kryzysu w 2008 r. skonsolidowanie władzy finansowej w bankach JPMorgan Chase i Goldman Sachs.

Dziennikarz zaznacza, że załamanie gospodarki światowej z 2008 r. osłabiło największe europejskie banki, takie jak Société Générale czy Deutsche Bank. Ten ostatni w ogóle nie dostosował się do zmian w bankowości, w tym wzrostu popularności kryptowalut. Skutkowało to jego wycofaniem się w zeszłym roku z Polski ze sprzedaży detalicznej.

Stodolak stwierdza, że za sukcesem banku Goldman Sachs stoi swobodne przemieszczanie się członków jego personelu między sektorem bankowym a ważnymi  instytucjami rządowymi, takimi jak np. sekretarz stanu USA. Jego byli pracownicy znaleźli się również w instytucjach unijnych – prezesem Europejskiego Banku Centralnego jest były dyrektor zarządzający i wiceprezes Goldman Sachs International.

Gość Poranka podkreśla, że władza banków nieustannie wzrasta. Coraz częściej uciekają się one do straszaków w postaci braku interwencji, który prowadziłby do załamania całego systemu finansowego. Dziennikarz zwraca również uwagę, że są to instytucje nieprzejrzyste i niedemokratyczne, które w zupełnie niekontrolowany sposób sprawują pieczę nad pieniądzem, przy czym nie można jednoznacznie stwierdzić, że robią to w sposób efektywny.

Gość Poranka bardzo pozytywnie ocenia wzrost PKB Polski – w 2017 r. był to 4,8%, natomiast w bieżącym roku prognozuje się, że wyniesie on 5%. Dziennikarz odnosi się także do apeli pracowników sektora budżetowego o podwyższenie wynagrodzeń. Uważa, że jednym ze sposobów na rozwiązanie tego problemu jest zastosowanie modelu szwedzkiego, opartego na częściowej prywatyzacji służby zdrowia. Stodolak jest również zdania, że obecnie za dużo majątku znajduje się w rękach państwa – spośród 500 spółek należy zostawić te, które są naprawdę niezbędne.

Gość Poranka krytykuje także pomysł rządu, który zamierza zapobiec wzrostowi cen energii poprzez subsydiowanie firm energetycznych. Stwierdza, że nosi on znamiona centralnego zarządzania cenami z czasów komunizmu.

„To nie ma prawa się udać, to się nigdy nikomu w historii nie udało”.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.K.

Przegląd analiz. To był dobry rok. Raport NetB@nk: 17 mln aktywnych klientów w kanałach elektronicznych banków

W trzecim kwartale 2018 r. liczba aktywnych użytkowników bankowości elektronicznej wśród klientów indywidualnych przekroczyła 17 mln. Niemal połowa (46 proc.) korzysta także z aplikacji mobilnych.

W stosunku do poprzedniego kwartału, wzrost liczby aktywnych użytkowników w segmencie bankowości mobilnej wyniósł blisko 9 proc. – wynika z opublikowanego właśnie Raportu netB@nk.

W III kwartale 2018 r. liczba rachunków klientów indywidualnych mających możliwość korzystania z bankowości elektronicznej wyniosła 37,26 mln, z czego 46 proc. (17,31 mln) co najmniej raz w miesiącu loguje się do swojego konta przez internet. W stosunku do poprzedniego kwartału zaobserwoano wzrost w obu kategoriach o odpowiednio 2,16 proc. i 3,06 proc., natomiast w odniesieniu do analogicznego okresu ubiegłego roku zmiana wyniosła 6,37 proc. oraz 10,16 proc.

– Nowoczesne technologie w coraz większym stopniu definiują polską bankowość, uważaną za jedną z najnowocześniejszych na świecie – komentuje Włodzimierz Kiciński, Wiceprezes Związku Banków Polskich. –  Zdecydowana większość nowych klientów banków, którzy rozpoczęli korzystanie z usług w ciągu minionych 12 miesięcy to osoby, które od początku aktywnie korzystają z bankowości internetowej i którym trudno już wyobrazić sobie korzystanie z usług banków w tradycyjnej formie. Wśród wszystkich klientów indywidualnych, z BI aktywnie korzysta już 46 proc. W przypadku klientów, którzy podjęli współpracę z bankiem w ciągu ostatniego roku, współczynnik ten wzrasta do ok. 70 proc.

Również blisko połowa (46 proc.) aktywnych klientów bankowości internetowej to także użytkownicy aplikacji mobilnych. Na koniec III kwartału 2018 r. było ich niespełna 7,9 mln. W porównaniu do poprzedniego kwartału liczba użytkowników wzrosła o niecałe 9 proc., a od początku roku – o 25 proc.. Tym samym, kwartalna dynamika wzrostu liczby aktywnych użytkowników bankowości mobilnej znacząco przewyższa tempo przyrostu użytkowników bankowości internetowej, co nie powinno dziwić uwagi na dużą różnicę dotychczasowym stopniu nasycenia i  potencjale rozwoju obu segmentów.

Bankowcy pozytywnie oceniają mijający rok

Ponad połowa środowiska uważa, że był to rok dobry lub bardzo dobry dla bankowości w Polsce. W porównaniu do poprzedniego roku obecny 2018 okazał się bardzo podobny z perspektywy oceny uwarunkowań sytuacji w sektorze. Głównym źródłem wzrostu przychodów była sprzedaż nowych produktów obecnym klientom. Główny, lecz mniejszy niż w minionym roku wpływ na zyski banków miała redukcja kosztów, wzrosło znaczenie przychodów  z tytułu opłat i prowizji. Wśród czynników pozytywnie wpływających na sytuację w sektorze znalazły się wzrost gospodarczy, dochody ludności, stopa bezrobocia oraz poziom centralnych stóp procentowych. Głównymi negatywnymi czynnikami były obciążeniowa podatkowe, nieufność wobec banków, poziom należności zagrożonych.

Grudniowy pomiar Monitora Bankowego przyniósł nieznaczną korektę indeksu Pengab. Obniżył on swoją wartość o 2.4 pp. do poziomu 26.5 pkt. Warto podkreślić, że w minionym roku główny indeks badania charakteryzował się dużą stabilnością, wahając się w przedziale od 22 pkt. do 36 pkt. Na grudniowy wynik istotny wpływ miała ocena prognoz. Wskaźnik  prognoz obniżył swoją wartość o 6 pp. Inne indeksy prognostycznie w grudniowym pomiarze zanotowały spadki swojej wartości. Wskaźnik prognoz gospodarki kraju zmalał o 6 pkt. prognozy przedsiębiorstw i gospodarstw domowych o 3 pkt. W przedziale 12 miesięcznym indeksy te zanotowały zdecydowanie bardziej istotne spadki odpowiednio o 12 pkt. (indeks gospodarki kraju) 14 pkt. (przedsiębiorstw) i 19 pkt. (gospodarstw domowych). Podsumowując, ponad połowę badanych bankowców (55 proc.) ostanie 12 miesięcy uznało jako dobre lub bardzo dobre, ponad jedna trzecia (38 proc.) oceniła mijający rok jako przeciętny.

Przegląd analiz. Ponad połowa Polaków nie wyda na świąteczne przygotowania więcej niż 500 zł – informuje raport ZBP

Polacy nie zapłacą za święta więcej, niż 500 zł, a za większość zapłacimy kartami płatniczymi – wynika z raportu „Świąteczny portfel Polaków 2018” przygotowanego przez Związek Banków Polskich

Okres świąteczno-noworoczny to jeden z najbardziej wymagających finansowo momentów w roku. Pomimo tego, aż 63 proc. Polaków deklaruje, że nie oszczędza z wyprzedzeniem na ten cel. Jednocześnie, jak wynika z raportu „Świąteczny portfel Polaków 2018”, przygotowanego przez Związek Banków Polskich, aż 54 proc. badanych nie zamierza przeznaczyć na  świąteczne wydatki więcej niż 500 zł, a podobną kwotę dodatkowo pochłonie zakup prezentów dla najbliższych. Jedynie 14 proc. Polaków deklaruje, że przy okazji świąt skorzysta z dodatkowego finansowania, z drugiej strony bankowcy wskazują, że kwota kredytu gotówkowego udzielanego przed świętami najczęściej przekracza 4000 zł.

Jak wynika z badań zrealizowanych w listopadzie 2018 r. na zlecenie ZBP, ponad 80 proc. ankietowanych deklaruje, że nie przeznaczy na ten cel więcej niż 1000 zł. Świadczyć to może o dość racjonalnej postawie Polaków przy gorączce świątecznych zakupów – na to przynajmniej wskazują deklaracje respondentów.

Za prezenty głównie kartą

Polacy za świąteczne zakupy w zdecydowanej większości zapłacą kartami płatniczymi (53 proc.), a jedynie co czwarty z nas deklaruje, że przy kasie posłuży się głównie gotówką. Większość z nas nie będzie przy okazji świąt Bożego Narodzenia korzystała z dodatkowego finansowania – po kredyt lub rodzinną pożyczkę zgłosi się jedynie około 14 proc. pytanych. Jak wskazują ankietowani bankowcy blisko co drugi udzielony w tym okresie kredyt gotówkowy przekracza kwotę 4000 zł.

Wyniki badań przeprowadzonych na zlecenie ZBP badania pokazały również, że prawie 63 proc. pytanych nie oszczędzało wcześniej z myślą o Bożym Narodzeniu. Jedynie 27 proc. Polaków zaoszczędziło przed świętami nie więcej niż 500 zł. Co jednak zaskakujące, najczęściej oszczędzającą grupą wiekową są osoby młode do 24. roku życia – łącznie przed świętami oszczędzało około 42 proc. z nich, a 37 proc. ankietowanych w tym przedziale wiekowym odłożyło do 500 zł. Największe kwoty odkładają z kolei osoby w wieku 35-44 lat – ponad 15 proc. zaoszczędziło ponad pół tysiąca zł. To także osoby w tym wieku zamierzają na organizację świąt przeznaczyć największy budżet. Prawie 20 proc. z nich wyda przy tej okazji ponad 1000 zł, z czego co trzeci wyda nawet ponad 2000 zł (6 proc.).

Zastrzeganie kart

Duża popularność korzystania z kart płatniczych to także statystycznie większe prawdopodobieństwo ich ewentualnej utraty. Na szczęście, jak wskazują badania aż 94 proc. z nas wie, że w przypadku zagubienia karty należy ją niezwłocznie zastrzec. Aby to zrobić 46 proc. z nas skorzysta z telefonicznej infolinii, a z kolei 30 proc. ankietowanych do tego celu wykorzysta bankowość internetową. Jedynie co piąty odwiedzi najbliższą placówkę by zastrzec utraconą kartę bezpośrednio w banku. Naszą dużą świadomość co do konieczności zastrzeżenia utraconej karty potwierdzają również bankowcy – aż 95 proc. deklaruje, że ich klienci mają niezbędną wiedzę, aby podjąć szybkie działanie.

Raport ZBP dostępny jest tutaj

ZBP_raport_swiateczny_POPR_05.12_2

Dobra wiadomość dla oszukanych na polisolokatach. Kolejna instytucja (Open Finance) zapłaci za naciąganie klientów

Polisolokaty były nie tyle instrumentem finansowym, co pułapką na klientów. Swoje oszczędności straciło na nich kilkadziesiąt tysięcy osób. Suma kar wymierzonych bankom przez sądy i UOKiK to 57 mln zł

Oto Sąd Apelacyjny oddala apelację Open Finance w sprawie decyzji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z 2014 r. W ostatnich latach Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wydał 23 decyzje w sprawie polis z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. Sześć z nich zakończyło się nałożeniem na przedsiębiorców kar w łącznej wysokości 57 mln zł. Do tej pory wyroki zapadły w pięciu sprawach. Urząd zawarł też porozumienia z 17 ubezpieczycielami. Obniżyli oni opłaty likwidacyjne tym klientom, których nie objęły wcześniejsze decyzje UOKiK.

Prezes UOKiK w decyzji z października 2014 r. uznał, że Open Finance naruszyła zbiorowe interesy konsumentów. Spółka eksponowała korzyści przystąpienia do ubezpieczenia na życie i dożycie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym pomijając okoliczności, w których inwestycja może przynieść straty. Nie informowała też o kosztach związanych z rozwiązaniem umowy w trakcie jej trwania. Za stosowanie nieuczciwych praktyk rynkowych, UOKiK nałożył na przedsiębiorcę karę pieniężną w wysokości ponad 1,6 mln zł.

We wrześniu 2017 r. Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oddalił odwołanie spółki i podzielił argumentację UOKiK. Sąd wskazał, że konsument, zwracając się do specjalisty, którym jest sprzedawca, ma prawo wymagać rzetelnych i jasnych informacji na temat jego produktu.

W październiku 2018 r. Sąd Apelacyjny oddalił apelację spółki. W ustnych motywach rozstrzygnięcia sąd wskazał, że konsumenci byli zapewniani przez pracowników przedsiębiorcy, o możliwości wycofania środków bez dodatkowych opłat. Nie byli oni też informowani o ryzykach inwestycyjnych. Oprócz skarg konsumentów, kluczowym dowodem w sprawie były materiały szkoleniowe dla przedstawicieli spółki. Sąd uznał, że prezes UOKiK prawidłowo ustalił wysokość kary nałożonej na spółkę.

Wcześniej, w innych sprawach dotyczących UFK sądy rozstrzygały po odwołaniach Aegon Polska, Idea Bank, Getin Noble Bank oraz Raiffeisen Bank.

Aegon ukarany. Kara: 23,5 mln zł

W grudniu 2015 r. SOKiK oddalił odwołanie Aegon Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie. Zdaniem UOKiK, przedsiębiorca wprowadzał w błąd, informując swoich klientów o zmianie sposobu naliczania opłaty likwidacyjnej. Aegon jednostronnie i bez uprzedzenia narzucił klientom zmianę umowy na podstawie wewnętrznej uchwały zarządu. UOKiK nakazał spółce zaniechanie nieuczciwej praktyki i nałożył na nią karę pieniężną w wysokości blisko 23,5 mln zł. W czerwcu 2017 r., w sprawie, została zawarta ugoda, a Sąd Apelacyjny umorzył dalsze postępowanie sądowe. Kara została wpłacona w wysokości nałożonej w decyzji prezesa UOKiK.

Idea Bank płaci 1,5 mln zł

Kolejny wyrok zapadł w grudniu 2017 r. i dotyczył odwołania Idea Bank od decyzji z października 2014 r. UOKiK stwierdził, że spółka wprowadzała konsumentów w błąd, sposobem w jaki prezentowała możliwość przystąpienia do grupowego ubezpieczenia na życie i dożycie z UFK. Bank nie informował o ryzyku poniesienia strat związanych z inwestycją, a także o opłatach naliczanych za rozwiązanie umowy w trakcie jej trwania. Urząd nałożył na spółkę karę pieniężną w wysokości ponad 4 mln zł. Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów stwierdził, że zachowanie pracowników Idea Banku wprowadzało konsumentów w błąd. W związku z zaprzestaniem stosowania zakwestionowanej praktyki przez spółkę, SOKiK zmienił decyzję urzędu i obniżył wysokość kary finansowej do 1,5 mln zł. Od wyroku obie strony złożyły apelację.

Getin Noble Bank także ukarany: 5 mln zł

23 stycznia 2018 r. Sąd Apelacyjny wydał wyrok, w którym oddalił odwołanie Getin Noble Banku od decyzji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W 2013 r. Prezes UOKiK stwierdził, że doradcy banku wprowadzali klientów w błąd, oferując ubezpieczenia na życie z UFK. Eksponowali informacje o korzyściach kosztem ryzyka. Zgodnie z wyrokiem Sądu Apelacyjnego, bank musi zapłacić karę 5 mln zł do budżetu państwa. Decyzja jest prawomocna i stanowi prejudykat w podobnych przypadkach. Oznacza to, że konsumenci mogą powołać się na tę decyzję gdy będą dochodzić swoich analogicznych roszczeń przed innymi sądami. Bank wpłacił karę w lutym 2018 r.

Raiffeisen – 21 mln zł do budżetu

W maju 2018 r. Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oddalił odwołanie Raiffeisen Bank od decyzji UOKiK z października 2014 r. Bank nie informował o tym, że oferowany Program Pomnażania Oszczędności Kumulatus, to w rzeczywistości umowa o tzw. polisolokatę. Proponując skorzystanie z oferty, bank zataił, że klienci tracili wpłacone środki w przypadku rezygnacji w pierwszych dwóch latach trwania umowy. Dodatkowo nie dopełnił formalności wynikających z przepisów dotyczących zawierania umów na odległość. Nie uznawał też odstąpień konsumentów w przewidzianym przez prawo 30-dniowym terminie. Prezes urzędu nałożył na spółkę karę w wysokości ponad 21 mln zł. SOKiK zmienił decyzję UOKiK i obniżył karę do ponad 5 mln zł. Urząd złożył apelację od wyroku.

Tax Care: 770 tys. zł kary

We wrześniu 2018 r. Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oddalił odwołanie spółki Tax Care. Rozprawa dotyczyła decyzji z grudnia 2015 r. Prezes UOKiK uznał, że przedsiębiorca naruszył zbiorowe interesy konsumentów poprzez udzielanie niepełnych informacji na temat swoich produktów ubezpieczeniowych z UFK w sposób mogący wprowadzać w błąd. Klienci spółki mogli nie być świadomi ryzyka i opłat związanych z inwestycją. Urząd nałożył na Tax Care karę finansową w wysokości ponad 770 tys zł. SOKiK w uzasadnieniu stwierdził, że konsumenci byli wprowadzani w błąd przez agentów firmy. Sąd przywołał liczne skargi na działania przedsiębiorcy, które potwierdzały, że konsumenci nie zawarliby umowy gdyby mieli pełną wiedzę o produkcie. SOKiK wskazał również, że kara jest proporcjonalna do skali naruszenia. Decyzja jest prawomocna, a spółka wpłaciła karę w listopadzie tego roku.

Prokuratura Krajowa: są zarzuty dla byłego szefa KNF i podległych mu urzędników pracujących w KNF w latach 2011 – 2016

Andrzej J., były przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego oraz siedmioro podległych mu urzędników usłyszało zarzuty – przede wszystkim w sprawie niedopełnienia obowiązków.

Prokuratura Krajowa informuje, że przestępstwo o jakie oskarżeni są wszyscy zatrzymani w ciągu ostatnich tygodni urzędnicy KNF „(…)  polegało na tym, że urzędnicy nie zakończyli prowadzonego postępowania administracyjnego, sporządzeniem projektu decyzji administracyjnej o ustanowienie zarządcy komisarycznego w SKOK w Wołominie do dnia 22 października 2013 roku. Tym samym nie przedłożyli takiego projektu wraz z wnioskiem o ustanowienie zarządcy na posiedzeniu Komisji Nadzoru Finansowego. Podejrzani nie wywiązali się ze swoich obowiązków, pomimo posiadania wiedzy o tym, że w SKOK w Wołominie powstała sytuacja groźby nie spłacenia zobowiązań wobec klientów oraz pomimo stwierdzenia, iż działalność SKOK w Wołominie wykazywała rażące i uporczywe naruszanie przepisów prawa”.

Podejrzanym zarzuca się, że w okresie od 22 października 2013 roku do 15 września 2014 roku działali na szkodę interesu publicznego, dopuszczając do powstania szkody w kwocie ponad 1,5 mld złotych oraz na szkodę interesu prywatnego w kwocie ponad 58 mln złotych.

Śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez szefa KNF z lat 2013 – 2015 prowadzi  Prokuratura Regionalna w Szczecinie. Oprócz Andrzeja J. w sprawie SKOK Wołomin zatrzymani zostali także Wojciech K. (były zastępca przewodniczącego KNF), Dariusz T. (były dyrektor Departamentu Bankowości Spółdzielczej i Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo Kredytowych UKNF), Zbigniew L. (były zastępca dyrektora), Halina M. (była zastępca dyrektora), Adama O. (były naczelnik) oraz Dorota Ch. (były naczelnik).

Jak się dowiedzieliśmy, po przeprowadzeniu czynności z udziałem podejrzanych prokurator podejmie decyzję o zastosowaniu wobec nich środków zapobiegawczych, w tym również aresztu.

Czy kolejny kwartał dobrych wyników na rynku kredytów hipotecznych to dobra wiadomość dla klientów? Dla banków na pewno

Choć Polacy nieznacznie rzadziej sięgają po kredyty, to podsumowanie III kwartału tego roku i prognozy na koniec bieżącego roku mówią o tym, że wciąż zbyt chętnie uzależniamy się od banków.

W III kwartale bieżącego roku rynek kredytów mieszkaniowych w dalszym ciągu notował dobre wyniki, jednak dynamika akcji kredytowej nieco osłabła. Mimo pojawiających się sygnałów o zaostrzaniu kryteriów udzielania kredytów, liczba i wartość nowych umów o kredyt mieszkaniowy była zbliżona do kwartału poprzedniego, choć minimalnie niższa – wynika z najnowszego Raportu AMRON – SARFiN opublikowanego właśnie przez Związek Banków Polskich.

Kolejny kwartał dobrych dla bankowców wyników

W III kwartale bieżącego roku rynek kredytów mieszkaniowych w dalszym ciągu notował dobre wyniki, jednak dynamika akcji kredytowej nieco osłabła. Mimo pojawiających się sygnałów o zaostrzaniu kryteriów udzielania kredytów, liczba i wartość nowych umów o kredyt mieszkaniowy była zbliżona do kwartału poprzedniego, choć minimalnie niższa – odpowiednio o 3,05 proc. i 1,24 proc.. Łącznie banki udzieliły 52 tys. nowych kredytów o wartości 13,5 mld zł i na koniec września poziom akcji kredytowej w tym roku osiągnął już 85-90 proc. wartości roku poprzedniego.

W III kwartale 2018 roku akcja kredytowa w segmencie hipotecznym okazała się tylko nieznacznie niższa niż w poprzednich trzech miesiącach. Banki udzieliły klientom 52 051 kredytów mieszkaniowych – o 3,05 proc. mniej niż w poprzednim kwartale (1 635 umów). Wartość nowo udzielonych kredytów hipotecznych wyniosła 13,571 mld zł, co oznacza spadek o 2,620 mld zł, (1,24 proc.) w porównaniu do poprzedniego kwartału. Mimo kwartalnego spadku, wyniki akcji kredytowej były dużo lepsze w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku. W III kwartale 2018 roku zawarto o 6 227 (czyli 13,59 proc.) więcej umów kredytowych, natomiast ich wartość była wyższa o 2,620 mld zł (23,93 proc.) niż w III kwartale 2017 roku.

Sprzedaż kredytów mieszkaniowych zanotowana w pierwszych trzech kwartałach 2018 roku pozwala sądzić, że całoroczne wyniki akcji kredytowej w Polsce będą bardzo dobre. W okresie od stycznia do września bieżącego roku udzielono 160 893 kredyty mieszkaniowe na kwotę 40,227 mld zł, co stanowi odpowiednio 84,40 proc. i 90,25 proc. wyników całego roku 2017.

– Dotychczasowe wyniki w segmencie kredytów mieszkaniowych wskazują, że banki przekroczą w tym roku poziom 200 tys. kredytów hipotecznych o wartości przekraczającej 50 mld złotych, a więc na poziomie nie notowanym od 10 lat, od wybuchu kryzysu na międzynarodowych rynkach finansowych  –  mówi dr Jacek Furga, Prezes Centrum Prawa Bankowego i Informacji, oraz przewodniczący Komitetu ds. Finansowania Nieruchomości Mieszkaniowych Związku Banków Polskich.

Pengab: słabnie aktywność na rynku kredytów

W listopadzie Indeks Pengab wyniósł 28.9 pkt, co oznacza wzrost  o 2.9 pkt. miesiąc do miesiąca. Indeks ocen w ujęciu miesięcznym wzrósł o 5.2 pkt, indeks prognoz jest wyższy o 0.5 pkt. miesiąc do miesiąca. Odnotowano wyraźne osłabienie aktywności klientów na rynku kredytów. Szczególnie silny spadek aktywności odnotowano w obszarze kredytów konsumpcyjnych oraz kredytów inwestycyjnych. Mniejsze korekty miały miejsce na rynku kredytów mieszkaniowych oraz kredytów obrotowych. Wyraźnie obniżył się także indeks prognostyczny dla kredytów dla przedsiębiorstw oraz kredytów mieszkaniowych. Odmienne tendencje odnotowano na rynku depozytów przedsiębiorstw gdzie nastąpiło duże ożywienie, a także depozytów terminowych osób indywidualnych. Odnotowano dalsze pogarszanie się sześciomiesięcznej prognozy sytuacji ekonomicznej gospodarstw domowych oraz gospodarki kraju.

Jacek Rostowski i Sławomir Nowak pod sąd. Jest decyzja komisji śledczej ds. VAT o wysłaniu zawiadomienia do prokuratury

Zawiadomienie zostało złożone, ponieważ istnieją poważne przesłanki, że politycy Platformy nie dopełnili obowiązków – mówi dla Radia Wnet wiceprzewodniczący komisji Kazimierz Smoliński.

Komisja śledcza ds. VAT podjęła decyzję o zawiadomieniu prokuratury ws. możliwości popełnienia przestępstwa przez byłego wicepremiera i ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego i byłego ministra transportu, budownictwa i gospodarki wodnej Sławomira Nowaka.

Zawiadomienie dotyczy podejrzenie popełnienia czterech przestępstw: przekroczenia uprawnień, ujawnienia informacji służbowych, doprowadzenia do straty w mieniu państwa i niedopełnienia obowiązków.

Podstawą zawiadomienia są zeznania byłej wiceminister prof. Elżbiety Chojny-Duch, która w czasie przesłuchania przed sejmową komisją śledczą ds. VAT wskazywała na nieprawidłowości przy tworzeniu ustaw podatkowych.

Jak podkreśla wiceprzewodniczący komisji śledczej, zawiadomienie zostało wystosowane, ponieważ istnieją poważne przesłanki, że politycy Platformy nie dopełnili obowiązków lub też narazili skarbu państwa na straty. Niedopełnienie obowiązków to między innymi dopuszczenie do informacji, które są chronione tajemnicę służbową i tajemnicą skarbową społecznego doradcy, który na serwerze zagranicznym wysłał maila do pracowników Ministerstwa. Do tego, jak się okazało społeczna doradczyni ministra Rostowskiego, działała poza wiedzą pani minister Chojny-Duch, która sama się o tym dowiedziała dopiero na przesłuchaniu przed komisją.

Posłowie PiS zasiadający w komisji podkreślają, że zaznania prof. Chojny-Duch mają potwierdzenie w dokumentach przekazanych przez ministerstwo finansów, jak chociażby maile, które przesyłała do pracowników ministerstwa Joanna Hayder, będąca społecznym doradczą ministra Rostowskiego i pracownikiem wielkiej zagranicznej spółki doradztwa podatkowego.

Jak zaznacza poseł Smoliński trudno podważyć wiarygodność prof. Chojny-Duch, ponieważ na początkowym etapie sprzeciwiała się zapisom ustawy, a dopiero w końcowym etapie jej procedowania po decyzji ministra, zobowiązania była ją popierać.

Zdaniem opozycji wniosek ma charakter czysto polityczny i nie opiera się na merytorycznych przesłankach. Jak zaznaczył Mirosław Pampuch z Nowoczesnej, złożenie wniosku jest zdecydowanie przedwczesne, ponieważ najpierw komisja powinna przesłuchać ministrów Rostowskiego i Nowaka, a dopiero później wysyłać zawiadomienia do organów ścigania.

Posłowie opozycji zgłaszali obawy, że zgłoszenie zawiadomienia do prokuratury może zdestabilizować prace komisji, a nie będą mogli składać pełnych zeznań przed komisją. Żadnych podstaw do takich obaw nie widzi Kazimierz Smoliński z PiS, podkreślając, że — to nie zmienia statusu tych osób, które będą przesłuchiwanej. Jestem spokojny, że 10 grudnia dojdzie do przesłuchania pana ministra Jana Vincent Rostowskiego – klaruje wiceprzewodniczący komisji śledczej.

Przedstawiciel opozycji w komisji śledczej z Nowoczesnej przyznaje, że pozycja, jaką w ministerstwie zajmowała Joanna Hayder miała charakter nadzwyczajny, ale podobnych doradców mieli również wiceministrowie w tym prof. Elżbieta Chojna-Duch.

ŁAJ