Miejsce, w którym zatrzymał się czas. Czarnobyl 34 lata po katastrofie oczami Pawła Bobołowicza i Dmytro Antoniuka

Paweł Bobołowicz w 34. rocznicę Czarnobyla o tym, co wiedziała i ukrywała przed ludźmi KGB jeszcze przed katastrofą, relacji osoby, która była świadkiem katastrofy i życiu w pobliży Czarnobyla dzisiaj

 

Miałam 6 lat, mieszkaliśmy w starej chacie, w starej drewnianej chacie. Siedziałam na ławce. Wychodzą  rodzice i mówią: wybuchła atomowa. Nie rozumiałam przecież wtedy co to takiego jest. Dym tak wszędzie poszedł po niebie. Zasłoniło niebo. Kazali nam wszystkim siedzieć w chacie. I dzieci i starsi i głównie siedzieliśmy w chacie. Dlatego, żeby jakoś mocno nie złapać tej radiacji. Wysiedlili wioski, ale sądzę, że można było i ich nie wysiedlać, a jak wysiedlać to i można było naszą wioskę wysiedlić, bo do Iwankowa jest 30-kilometrowa strefa.

Czarnobyl 2020 / Fot. Paweł Bobołowicz, Radio WNET

Tak katastrofę w Czarnobylu wspomina jej świadek, Swietłana ze wsi Ditjatki, z którą w niedzielę rozmawiał Paweł Bobołowicz. Ten przypomina, że „26 kwietnia minęły  34 lata od katastrofy w elektrowni atomowej imienia Lenina w Czarnobylu”. Rekonstruuje ją na podstawie dokumentów KGB. To ostatnie „od początku monitorowało sytuację związaną jeszcze z budową elektrowni”.

KGB […] już w 1976 roku uprzedzało przed możliwym skażeniem radioaktywnym jako wynikiem zbyt pośpiesznej budowy i powszechnej wtedy polityki przekraczania planów – gdzie budowy nie były podporządkowane wymogom technologicznym, a ambicjom politycznym, chęciom wykazania się przed zwierzchnikami i dopasowywaniem kalendarza do świąt partyjnych.

Pierwszy blok energetyczny uruchomiono zimą 1977 r. Zatrzymano go już w lutym, w trybie awaryjnym. Do 1981 r. było łącznie 29 awaryjnych zatrzymań, z czego osiem z winy obsługi. Nasz korespondent informuje, że

We wrześniu 1982 miała miejsce awaria na pierwszym bloku elektrowni […]. Do otoczenia przedostały się „gorące cząsteczki”, które stanowiły zagrożenie dla życia i zdrowia mieszkańców. O zagrożeniach nie informowano mieszkańców, a KGB informowało o skuteczności operacji – ale nie przeciwdziałania skutkom awarii, a właśnie w zapobieganiu rozprzestrzeniania się informacji.

Zauważa, że blok czwarty, w których 26 kwietnia doszło do awarii uważany był za ten bardziej bezpieczny. Przypomina, że w wyniku awarii bezpośrednio zginęło 31 osób.

237 osób w 1986 roku miało zdiagnozowany zdiagnozowano ostrą chorobę.

Później liczbę tą zmieniono na 134. Według WHO „umarło lub umrze 4 tysiące osób w wyniku tej katastrofy”.

W niedzielę, w 34 rocznicę katastrofy dziennikarz przybył do zamkniętej strefy, gdzie jego przewodnikiem był Dmytro Antoniuk.

Gdy staliśmy na granicy zamkniętej strefy i nagrywaliśmy naszą rozmowę nad polami zaczęła się tworzyć gigantyczna chmura pyłu. Ponad tydzień temu taki pył spowił na wiele godzin Kijów przywodząc na myśl burze pisakowe.

Czarnobyl 2020 / Fot. Paweł Bobołowicz, Radio WNET

Przewodnik tłumaczył, że obecne pożary wokół Czarnobyla są skutkiem wyrębu lasu pod zasiewy. Paweł Bobołowicz rozmawiał także z mieszkańcami wsi Ditjatki, która nie była w 1986 r. ewakuowana. Katastrofę pamięta część jej mieszkańców, takich jak wspomniana Stwietłana. Obecne życie w pobliżu Czarnobyla przybliżał Mychajło:

Tutaj życie jest bardzo dobre, bardzo dobre i ciekawe. Urozmaicone. Tutaj jest wszystko dobre. To jest czysta Strefa. I kto by tam czegoś nie opowiadał to czarnobylska zona była zawsze czyta i zawsze taka będzie. Niech pan nie słucha, że tu wszystko jest złe.

Dziennikarz zauważa, że także władze sąsiedniej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej okłamywały swych obywateli na temat skali zagrożenia.

W pierwszych dniach maja, pięknego i upalnego ludzie nie mając świadomości, co się dzieje korzystali z pięknej pogody.

Czarnobyl 2020 / Fot. Paweł Bobołowicz, Radio WNET

Podkreśla, że nikt nie odpowiedział za narażenie tych ludzi na niebezpieczeństwo. Wspomina, że sam był „wśród tych, którzy pili płyn lugola, który miał nam pomóc w ochronie przed skażeniem”.

Posłuchaj całej relacji już teraz!

A.P.

 

 

Prezydent Andrzej Duda: Rozstrzygane są przetargi na ponad 600 niewielkich obiektów hydrologicznych

Prezydent Andrzej Duda na konferencji o tym, czy grozi nam susza, jak rolnicy i sadownicy poradzili sobie z problemami w przeszłości oraz o retencji wody.

 

Polscy sadownicy w międzyczasie znaleźli wiele innych rynków zbytu, chociażby także i rynek chiński.

Prezydent Andrzej Duda na konferencji podkreślił, że „polscy rolnicy i sadownicy mieli wielki udział we wzrastaniu polskiego PKB”. Przypomniał ich problemy związane z sankcjami nałożonymi na Rosję w 2014 r., które zostały przezwyciężone. Zauważył, że

Polska żywność zdobywała wiele światowych rynków.

Poruszając problem suszy prezydent zaznaczył, że „w zeszłym roku susza była faktem w wielu gospodarstwach”. Obecnie zaś

 Nie wiemy jak będą wyglądały deszcze majowe, które prawdopodobnie przesądzą, czy będzie w tym roku susza czy nie.

W związku z tym trzeba racjonalnie gospodarować zasobami wodnymi. Andrzej Duda podkreślił, że „musimy prowadzić retencję na poziomie najbardziej podstawowym”.

W najbliższych dniach rozstrzygane są przetargi na ponad 600 niewielkich obiektów hydrologicznych.

Zauważył, że „75% wody, która jest bogactwem, jakie spada do nas z deszczem” się marnuje. Należy więc w ramach możliwości zbierać deszczówkę.

Rolnicy nie zostaną bez pomocy i będziemy czynili wszystko, żeby w każdej trudnej sytuacji ta pomoc do rolników dotarła.

 

A.P.

– 25 kwietnia mija 22 lata, od czasu gdy jestem czysty, i jestem panem samego siebie – wyznaje Krzysztof Jaryczewski

Krzysztof Jaryczewski już ponad czterdzieści lat porywa Polki i Polaków (w kraju i zagranicą) do dobrej zabawy, prywatek (przecież wyśpiewał „Party” z debiutu grupy Oddział Zamknięty) i … refleksji.

Rozmowa z Krzysztofem Jaryczewskim do wysłuchania tutaj:

 

Jak sam przyznaje Krzysztof Jaryczewski bardziej niż bardzo się pogubił. Za sex, drug i rock’n’roll „polskiemu Stonesowi” życie wystawiło Jaremu bardzo wysoki rachunek.

To cud, że żyję – często przyznaje.

Krzysztof Jaryczewski, głos Oddziału Zamkniętego, idol milionów w latach 80. popadł w alkoholizm i narkomanię. Niewiele brakowało, aby historia Krzysztofa Jaryczewskiego zakończyła się na osi czasu rezultatem 27 lat? Kiedyś zapytałem go, czy miał świadomość, że śmierć puka do jego drzwi? Odpowiedział:

Miałem takie stany parokrotnie, ale rzeczywiście gdzieś tak około tej magicznej liczby było chyba najbliżej. Drugi raz otarłem się o to, kiedy miałem 39 lat.Ale i tym razem wywinąłem się kostusze… Reanimacja, detoks i leczenie w szpitalu psychiatrycznym. Wylądowałem w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie przy ul. Sobieskiego. Byłem tam wtedy, mam nadzieję, po raz ostatni.

Krzysztof Jary Jaryczewski z czasów sesji nagraniowej albumu „Trudno powiedzieć”. Fot. arch. artysty.

25 kwietnia mija 22 lata, od czasu gdy jestem czysty, i jestem panem samego siebie – wyznał w rozmowie na antenie Radia WNET.

Pierwsza płyta Oddziału Zamkniętego wydana w 1983 roku była punktem zwrotnym w naszym muzycznym polskim światku lat 80. XX. wieku. Mówiliśmy o nich „nasi The Rolling Stones”. Z perspektywy prawie trzydziestu siedmiu  lat Krzysztof Jaryczewski ocenia ten album jako ważny:

To były ważne utwory. Wiem, że nie tylko dla mnie, chociaż zbyt dosłownie brane słowa mogły być przyczyną wielu kłopotów. To też wiedziałem, ale każdy jest kowalem własnego losu i ma prawo wyboru. Ma wolną wolę chyba, że … przesadzi z używkami. Ale to już inna historia. I dlatego też chciałem wrócić do tych nagrań raz jeszcze na płycie „Jary OZ” z 2016 roku.

Tutaj wysłuchasz rozmowy z Jarym z roku 2012:

Niektórzy złośliwie Oddziałowi Zamkniętemu przylepiali łatkę „pupilków władzy”. Sam spotkałem się ze stwierdzeniami osób z ówczesnych władz, że „takie zespoły jak Oddział Zamknięty odsuwają młodzież od politykowania i kontestacji”. Nieżyjący już dawny sekretarz KC PZPR Waldemar Świrgoń w blasku Kroniki Filmowej pojawiał się na ich koncertach/

Każdy wierzy w to co chce. Oni mieli różne wizje i pomysły. Jak wiadomo nie wyszło im to na dobre. Ja często ze sceny mówiłem co myślę o komunie, systemie i całym tym syfie. Aż przydzielono nam cenzora na trasę. Wypełniał swoje funkcje do czasu, kiedy się upił i wyrzucił przez okno w hotelu swój kajet z uwagami. Zrobił to ze łzami w oczach i z wielkim, bezkresnym poczuciem winy… Było wesoło. – puentuje z humorem te rewelacje Krzysztof Jaryczewski.

Krzysztof „Jary” Jaryczewski to legendarny lider i współzałożyciel zespołu Oddział Zamknięty, którego był również pierwszym wokalistą. Z Oddziałem Zamkniętym nagrał dwie ważne płyty: „Oddział Zamknięty” (album) i „Reda Nocą”. Oba wydawnictwa wyniosły zespół na szczyt polskich list przebojów w latach 80. ubiegłego wieku. Debiut płytowy OZ krytycy muzyczni określają po latach jako:

Najlepszą płytę rockową wydaną podczas pierwszej fali polskiego rocka.

Urszula i Krzysztof Jaryczewski podczas koncertu. Fot. Elzbieta Masek Połoczańska

Po zwyciężeniu nałogów i słabości był siłą napędową i sercem dwóch muzycznych projektów: bluesowego Exscesu (płyta „Ex” z 2009 r.) i rockowego Jary Band.

W 2012 roku wydał album „Trudno powiedzieć”. Płytę poprzedzał singel „Jesteś tu”, na którym gościnnie zaśpiewała Urszula (na zdjęciu obok z Jarym).

„Trudno powiedzieć” to solidna dawka rocka, z elementami bluesa. Dwa najmocniejsze utwory to „Jesteś tu” i „Zerostan”, przejmująca spowiedź muzyka zmagającego się ze słabościami i uzależnieniem. Dwanaście utworów, które powstały w latach 2000 – 2012, tworzą rockowy kobierzec utkany z wyznań człowieka, który doświadczył piekła na ziemi (na własne życzenie), odradził się i buduje swój życiowy trakt od nowa. Płyta brzmiała (i brzmi!) znajomo. Jest dobrym i wyczekiwanym powrotem do domu. Jednocześnie wzbogacono ją o nowe pierwiastki, bowiem znalazły się tu także rytmy funky i delikatne fussion. To bez wątpienia wpływ Macieja Gładysza i Wojciecha Łuczaja Pogorzelskiego (Oddział Zamknięty).

Rok później, w 2013 roku zawiązał Jary OZ zawiązał, jako kontynuacja grupy Jary Band. Obok Krzysztofa „Jareo” Jaryczewskiego występują w nim m.in. gitarzysta Krzysztof Zawadka (znany z drugiego składu Oddziału) i Zbyszek Bieniak, trzeci oddziałowy wokalista. W 2016 roku ukazało się dwupłytowe wydawnictwo „Jary OZ„, gdzie na jednym z krążków znalazły się nowe akustyczne aranżacje starych piosenek „oddziałowych”. W szlagierze balladowym „Obudź się” pojawiła się także Maja, córka artysty, która zagrała na fortepianie.

Teraz nadchodzi czas na wydanie nowej płyty. O czym w rozmowie ze mną powiedział Krzysztof „Jary” Jaryczewski.

Tomasz Wybranowski 

 

 

Czy praworządność zawsze musi być lewoskrętna? To i inne pytania, jakie prowokuje współczesna codzienność

Czy przestaniemy przez wszystkie przypadki odmieniać słowa: zysk, pieniądz, towar, akcje, stopy procentowe, PKB, eksport, import i zrozumiemy, że „gospodarka, głupcze!” wcale nie jest najważniejsza!?

Adam Gniewecki

Czy i Ciebie już zajmują dalsze, pozazdrowotne konsekwencje obecnie panującej pandemii? Czy sądzisz, że świat i gospodarka wrócą do procesu postępującej globalizacji, która w Twojej opinii jest jedną z przyczyn sterowanej i postępującej obyczajowej, duchowej oraz wprost fizycznej degrengolady człowieka? Czy przepowiadana i zapewne nieunikniona zapaść gospodarcza skieruje ludzkość na tor innego, godnego istoty ludzkiej i zgodnego z prawami naturalnymi myślenia? Czy zrozumiemy, że tworzenie nowego, wspaniałego świata nieuchronnie doprowadzi nas do zagłady? Czy przestaniemy wciąż i przez wszystkie przypadki odmieniać słowa: zysk, pieniądz, towar, akcje, stopy procentowe, PKB, eksport, import i… i wreszcie zrozumiemy, że „gospodarka, głupcze!” wcale nie jest najważniejsza!? Czy zamiast modlić się do bożka luksusu pomyślimy czasem: memento mori?

Czy, summa summarum, pandemia może stać się przyczyną sanacji i odrodzenia?

Czy konstrukcja Unii Europejskiej wytrzyma impet uderzenia ekonomicznego i prestiżowego, którego UE doznaje i jeszcze, zapewne, dozna mocniej? Czy suma konsekwencji obecnej pandemii obnaży słabość, złączy oraz spowoduje stopniowe rozluźnianie więzów i pękanie, już i tak nadwerężonych, szwów?

Może, zamiast pełnej, sztucznie przyspieszanej integracji – powrót do wspólnoty gospodarczej i naturalne, stopniowe łączenie się w europejską nację?

Czy nie obawiasz się, że ponieważ im więcej powszechnych swobód, tym łatwiej epidemia postępuje, demokratyczne wolności, które już idą w kąt, mogą już tam pozostać? Nie mam tu na myśli swawoli.

Epidemia rozwija się dynamicznie w krajach, które w ostatnich latach przyjęły rzesze muzułmańskich uchodźców z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, a ci wtopili się w istniejące już, zamknięte środowiska, obozy czy wręcz enklawy swoich braci w wierze i w walce z niewiernymi, albo utworzyli nowe. O zamachach terrorystycznych, ich autorach i metodach działania wiemy wszyscy. Samobójcze pasy szahida będą już zbędne. Wystarczy paru zarażonych chłopaków z mocnym zdrowiem wypuścić między ludzi… Kto im zabroni wychodzić, ten złamie prawa człowieka, stworzy getta i będzie musiał stanąć z nimi do walki. To są, istniejące w wielu dużych miastach Europy Zachodniej, potencjalne gigabomby wirusowe. Rewiry dla służb sanitarnych i policji praktycznie niedostępne. Wirus będzie tam szalał do woli i rozchodził się na bliższe i dalsze okolice. Jakoś media jeszcze nie poruszają tematu – uchodźcy a koronawirus. Czy to efekt lęku, czy cenzury? A może bezradności w obliczu nieuchronnie nadchodzącego pytania jak zamienić herzlich willkommen na herzlich verabschieden? I jak to zrobić przy minimalnej ilości strat, tych rzeczywistych i tych ujawnionych, po obu stronach?

Jakby tego było mało, mimo wcześniejszych umów i dopłat, Turcy próbują przepchnąć do Europy, via Grecja, następne zagony bojowników islamu, zaś ich kraj nawiguje w kierunku przekształcenia się w państwo islamskie, na domiar złego, w sojuszu z nowym caratem pod przywództwem dozgonnie władającego pułkownika Putina. Turcja to potężny, militarnie i gospodarczo, członek Paktu Atlantyckiego. NATO traci kieł w ważnym rejonie. Pewnie Amerykanie będą musieli rozejrzeć się za implantem. Jak sądzisz?

Hipotetycznie – gdyby Polska, choćby w części, przejęła rolę Turcji, wyszłoby to nam na dobre? Ja spekuluję, że tak. Pod względem bezpieczeństwa i gospodarki.

Jak, z Waszej perspektywy, oceniasz rolę UE w praktycznej walce z Covid-19?

My otrzymaliśmy pozwolenie na przesunięcie do walki z epidemią środków i tak już przyznanych na inne cele. Zamiast oczyszczalni ścieków albo nowej drogi – lekarstwa lub środki ochrony osobistej. Obserwujemy debaty i zapowiedzi następnych posiedzeń w „stosownych terminach” – odpowiednio do powagi instytucji – odległych. Obawiam się, że skończy się na dyrektywie co do parametrów eurokoronawirusa i rezolucji potępiającej jego sposób działania. A ja tak liczyłem na energię pani Stelli Kyriakides, komisarza UE ds. zdrowia, i przynajmniej taką samą determinację, jaką wykazała Komisja w walce z Polską o praworządność w naszym kraju. Praworządność, która w przeciwieństwie do ochrony zdrowia, jak się okazuje, nie jest już sprawą wewnętrzną.

Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Pytania do Bernarda Mégeais” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Adama Gnieweckiego pt. „Pytania do Bernarda Mégeais” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Z braku prawdziwej polityki społecznej manipulacje obyczajowe, zwłaszcza ideologia LGBT, stały się bożkami

W społeczeństwach nie będzie świadomości dziedzictwa po pokoleniach poprzednich i obowiązku wobec przyszłych. Pozostanie jedynie więź ideologii. Czyż nie o tym właśnie marzą globaliści?

Bernard Mégeais

Współcześnie w Europie Zachodniej przy dominacji neoliberalizmu sprawiedliwość społeczna nie jest już kryterium oceny poziomu demokracji. Jak w opowiadaniu Krokodyl zauważa Dostojewski,

„Zarówno postępowcy, jak i liberałowie przyjęli, że zasady ekonomiczne mają pierwszeństwo przed wszelkimi ludzkimi względami”.

Z braku prawdziwej polityki społecznej manipulacje obyczajowe, zwłaszcza ideologia LGBT, stały się bożkiem czczonym przez tzw. postępowców., jako nowy miernik poziomu demokracji. Obecna polityka Unii Europejskiej to narzucanie neoliberalnego globalizmu poprzez wprowadzanie prywatyzacji usług publicznych, szpitali, ubezpieczeń społecznych, systemów emerytalnych, a także strategicznych gałęzi gospodarki, takich jak energetyka. Nawet administracja publiczna ma być zarządzana jak firma ponadnarodowa – ci sami konsultanci, ci sami audytorzy, te same koncepcje finansowe – by móc oddać ją w ręce oligarchów i biznesu prywatnego. W ten sposób działa Macron, a Francuzi w każdy weekend wychodzą na ulice, zaś w dni robocze strajkują.

LGBT, heteroseksualność, katolicy, migranci itd. to pojęcia używane do kategoryzowania populacji w celu jej podzielenia, bo takie społeczeństwa jest łatwiej eksploatować.

Na przykład we Francji żółte kamizelki są francuskie, a przedmieścia wielkich miast to Algieria, Tunezja, Chinatown. Wszyscy mają te same problemy, ale nie łączą wysiłków, więc rząd łatwo sobie z nimi radzi. Podzielonymi manipuluje się bez trudu. Taka jest strategia Sorosa.

LGBT, PMA – medycznie wspomagana prokreacja i GPA – macierzyństwo zastępcze (matki surogatki) to w rzeczywistości bomba, która burzy społeczeństwa. To przerwanie ciągłości antropologicznej, wykoślawienie pojęcia rodziny, zniekształcenie znaczenia słowa ‘pochodzenie’, pogwałcenie praw dziecka na rzecz prawa do dziecka, w imię czystego samolubstwa dorosłych. Historia ludzkości nie notuje formalizacji związków homoseksualnych i homoparentalnych, a dzisiaj roszczenia LGBT mają na celu likwidację heteroseksualności, która dla reprodukcji stała się zbędna. Jak powiedział, pisarz i minister kultury za czasów generała De Gaulle’a, André Malraux, „Natura cywilizacji skupia się wokół religii. Cywilizacja, która nie jest w stanie zbudować świątyni lub grobowca, będzie musiała znaleźć swoją wartość podstawową lub rozpadnie się”.

Cały artykuł Bernarda Mégeais pt. „Socjotechnika zamiast polityki społecznej” znajduje się na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

 

Artykuł Bernarda Mégeais pt. „Socjotechnika zamiast polityki społecznej” na s. 6 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Dla nas w Kamerunie koronawirus i Covid -19, to naprawdę mały pikuś. – ks. Dariusz Godawa o realiach życia w Kamerunie.

Misja Kamerun istnieje od 1994 r. Jej sercem jest ks. Dariusz Godawa, który założył Foyer St. Dominique, które pełni rolę Domu Dziecka. Od 2009 r. placówka znajduje się w Yaounde, stolicy Kamerunu.

Kamerun to kraj większy od Polski, który leży na zachodzie Afryki Środkowej, nad Zatoką Gwinejską. Ten piękny i malowniczy kraj toczy rak totalnego ubóstwa. Wskaźnik śmierci noworodków rośnie, zaś połowa Kameruńczyków żyje poniżej granicy ubóstwa. Głód jest częstym towarzyszem, a najciężej doświadczają go dzieci. W większości wsi, a nawet na przdmieściach brak jest prądu, często wody i kanalizacji sanitarnych.  Szczytem marzeń dzieci jest pójście do szkoły. 

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Sonntag, 26. April 2020

I właśnie do Kamerunu zawitał ksiądz Dariusz Godawa, misjonarz o wielkim sercu i wierze, że świat można zmieniać na lepsze (zaczynając od zera codziennie), od dwudziestu siedmiu lat pomaga kilkuset ubogim maluchom i nastolatkom, z których kilkanaście mieszka w Foyer St. Dominique.

 

Ks. Dariusz Godawa z Misji Kamerun w otoczeniu swoich wychowanków. Fot. arch. Misji Kamerun.

Rozmawiając z księdzem Dariuszem czuje się całym sercem, że potrzeba ulżenia tym dzieciom w biedzie, danie dachu nad głową i nakarmienie, wreszcie umożliwienie edukacji, to całe jego życie i wielka misja.

Do Younde przeprowadziłem się z Bertoua w 2009 r. Z początku mieszkaliśmy w wynajętym domu, starając się cały czas znaleźć działkę budowlaną i zbudować własny dom, zaprojektowany z uwzględnieniem naszych specyficznych potrzeb. Nastąpiło to w 2011 r., kiedy zbudowaliśmy pierwszy z naszych domów. Drugi powstał dwa lata później. Mieszczą się one w dzielnicy Odza, na południe od centrum strasznie rozwleczonego miasta. Okolica nie jest najbogatsza, ale nie są to też slumsy. – opisuje swój kawałek nieba nad ziemią ks. Dariusz Godawa.

Rozmowa z księdzem Dariuszem Godawą do wysłuchania tutaj:

 

Misja-Kamerun liczy już sobie prawie dwadzieścia siedem lat. Pierwsza placówka znajduje się w Bertoua. Od maja 2009 także w Yaounde, stolicy Kamerunu. Sierociniec „Les Enfants of Sun” to owoc ciężkiej pracy wielu misjonarzy, ale wśród potrzebujących dzieci pozostał tylko on – ksiądz Dariusz Godawa.

Teraz w naszych domach – sierocińcach mieszka około czterdzieścioro dzieci w różnym wieku. Oprócz mnie jest jeszcze do pomocy młode małżeństwo intendentów – Marianne i jej mąż Achille. Sytuacja w domu jest cały czas dynamiczna. Jeśli warunki materialne rodziny poprawiają się, to wtedy niektóre z dzieci mieszkających w naszym domu wracają do swoich bliskich. Jednak częściej zdarza się inaczej. W kryzysowych sytuacjach to my musimy przyjąć kolejne dziecko, nawet jeśli dom już pęka w szwach. Pod naszą opieką jest również 350 dzieci mieszkających z rodzicami, któe dzięki naszemu wsparciu mogą chodzić do szkoły – mówi ksiądz Dariusz Godawa.

Przemoc i śmierć spotykana jest tutaj na każdym kroku. Kamerun, kraj w Afryce Subsaharyjskiej, nie jest w tej kwestii odosobniony. Średnia długość życia w Kamerunie wynosi dla kobiet ok. 52 lat, zaś dla mężczyzn rok, póltora mniej. Odpowiadają za to nie tylko warunki sanitarne, głód i życie poniżej poziomu minimum, ale i liczne choroby. Kiedy pytam księdza Dariusza o życie w Kamerunie w cieniu pandemii koronawirusa, odpowiada z lekkim uśmiechem w głosie:

Dla nas tutaj i tych ludzi koronawirus i Covid – 19, to mały pikuś, bzdet i łatwizna. My tutaj na codzień zmagamy się z malarią, na którą umierają tysiące dzieci do piątego roku życia, tularemię i oczywiście epidemię AIDS. Do tego dochodzą rozboje, napady czy terroryzm. W Kamerunie jest w miarę bezpiecznie patrząc na inne kraje Afryki, ale sam już miałem i pistolet w ustach, czułem stal maczety na karku, czy lufę na potylicy głowy. – odpowiada ksiądz Dariusz Godawa.

Z myślą o wspieraniu kameruńskich dzieci powstało w roku 2008 Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca. Jego głównym celem było ukonstytuowanie i wspieranie Misji Kamerun (www.misja-kamerun.pl), której serce bije dla dzieci w Bertoua i stołecznego Yaounde.

Prosto z kuchni, w naszym imieniu, Sandrine dziękuje Tym, którzy nam dzisiaj 24.04.20 pomogli wpłacając na nasze konto. Dariusz Godawa – Inteligo50 1020 5558 1111 1209 2800 0024lub PKOStowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca 03 1020 2498 0000 8002 0268 4942lub w euro:46 1020 4900 0000 8802 3185 8825W tytule: sierociniec o.dariuszalub : sierociniec w KamerunieJest możliwość pomocy przez paypal : darek@misja-kamerun.plDla tych, którzy nie wiedzą co zrobić ze swoim 1%, to nasz KRS : 0000313743Gdyby ktoś koniecznie chciał, to jest zielone światlo dla udostępnianie tego tu posta.

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Freitag, 24. April 2020

Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca oprócz prowadzenia domu dziecka Foyer St. Dominique także finansuje naukę kilkudziesięciu dzieci i młodzieży. Co cieszy i warte wspomnienia owa nauka wspierana jest na każdym poziomie educkacji, od przedszkola aż po (i to nie jest żart) studia doktoranckie!

Nasza pomoc to jednak mała kropla wobec potrzeb kameruńskich dzieci. Dlatego też gorąco proszę o wsparcie, także słuchaczek i słuchaczy Radia WNET, które umożliwi im pójście do szkoły. 500 polskich złotych wystarczy, aby na rok posłać do szkoły kameruńskie dziecko z wszystkimi opłatami. 10 złotych to miesięczny koszt szkoły w jakiejś wiosce. – objaśnia ksiądz Dariusz Godawa.

24.04.20 – 18:30 – na żywo – Różaniec z 50-cioma „zdrowaśkami” (… narazie, bo ile można wykuć od rana) prawie po ANGIELSKU. Mimo że kraj jest dwujęzyczny oficjalnie, w praktyce to tylko jego dwa województwa. Większość mówi po francusku i w jednym lub kilku z przeszło 280 języków miejscowych. Jasiu mówi, że damy rade od tej 18:30 z tym angielskim.

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Freitag, 24. April 2020

Powyżej Janek Majchrzak, lat 4,5 i jego wykonanie pieśni oazowej św. Jana Pawła II. 

Nie jest do końca pewne, ale i wielce prawdopodobne, że to pod wpływem swojej wizyty w 1995 w placówce w Bertoua Ryszard Kapuściński napisał w swojej książce „Heban” takie oto słowa:  

Wystarczy zatrzymać się gdzieś w wiosce, w miasteczku, a nawet po prostu w polu – od razu pojawi się gromada dzieci. Wszystkie nieopisanie oberwane. Koszuliny, porcięta w nieprawdopodobnych strzępach. Za jedyny majątek, za jedyne pożywienie mają małą tykwę z odrobiną wody. Każdy kawałek bułki czy banana zniknie pochłonięty w ułamku sekundy. Głód wśród tych dzieci jest czymś stałym, jest formą życia, drugą naturą. A jednak to, o co proszą, nie jest prośbą o chleb czy owoc, nie jest nawet prośbą o pieniądze. Proszą o ołówek. Ołówek kulkowy, cena 10 centów. Tak, ale skąd wziąć dziesięć centów? A oni wszyscy chcieliby chodzić do szkoły, chcieliby się uczyć. – Ryszard Kapuściński; „Heban”; Wydawictwo Czytelnik, Warszawa 1999, s. 242-243)

 

Przy sobocie w robocie !

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Samstag, 25. April 2020

 

                                                                                HISTORIA

  • 1994 – ks. Dariusz Godawa rozpoczyna opiekę nad najuboższymi mieszkańcami zaniedbanej dzielnicy Mokolo IV w Bertoua tworząc Misję-Kamerun.
  • 1997 – ks. Dariusz Godawa rozpoczyna ogólnopolską akcję informującą o potrzebach najuboższych dzieci Bertoua, pozyskując darczyńców z Polski i zagranicy. Powstaje strona www.misja-kamerun.pl
  • 1998 – 2002 – Kilkaset dzieci z dzielnicy Mokolo IV otrzymuje pomoc w postaci dofinansowania czesnego, przyborów szkolnych, butów i mundurków szkolnych, dzięki regularnemu wsparciu z Polski.
  • 2002 – na terenie domu parafialnego powstaje Dom Dziecka – Foyer St. Dominique, gdzie znajduje schronienie 16-25 dzieci i młodzieży. Są to sieroty, półsieroty albo dzieci pochodzące z rodzin patologicznych lub dotkniętych przez skrajną nędzę.
  • 2006 – rozpoczyna się budowa specjalnego budynku przeznaczonego wyłącznie dla dzieci mieszkających w Foyer St. Dominique.
Ks. Dariusz Godawa z Misji Kamerun i jego podopieczni.
  • 2007 – Zakończona zostaje budowa budynku Domu Dziecka w Bertoua.
  • 2008 – Misja-Kamerun przejmuje odpowiedzialność za prowadzenie i utrzymanie szkoły podstawowej w dzielnicy Mokolo IV. Poszukiwani są sponsorzy z Polski i zagranicy.
  • 19.09.2008 – Zostaje oficjalnie zarejestrowane Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca, które obejmuje opieką Misję Kamerun.
  • 27.05.2009 – Misja – Kamerun rozpoczyna równoległą działalność charytatywną w Yaounde, stolicy kraju.
  • 2009 – Stowarzyszenie otrzymuje status Organizacji Pożytku Publicznego, co umożliwia przekazywanie 1% (KRS 0000313743).
  • 2009 – podopieczna naszego domu dziecka w Bertoua rozpoczyna studia w Polsce (początkowo język polski w Łodzi, a później położnictwo w Kaliszu).
  • 2011 – Misja-Kamerun rozpoczyna budowę sierocińca w Yaounde.
  • 2013 – Koniec budowy drugiego budynku sierocińca.
  • 2013 – kolejna podopieczna naszego domu dziecka Sonia rozpoczyna studia na Politechnice Krakowskiej.
  • 2020 – mamy już sześciu stypendystów na studiach w Polsce. To Sonia, Veronique, Cynthia, Thibot, Nicephore, Agnes!

Jeśli chcecie pomóc afrykańskim Dzieciom, by jak najszybciej zaczęły nowe życie w naszej placówce, wybierzcie najdogodniejszą dla siebie formę wsparcia, a jest w czym wybierać:

Codzienna modlitwa za wszystkie Dzieci – sieroty i pozostawione same sobie
Wsparcie naszego Dzieła dowolną kwotą i wpłacając na konto INTELIGO:

DARIUSZ GODAWA

PL50 1020 5558 1111 1209 2800 0024
BIC: BPKOPLPWXXX

Jest możliwość wpłat w systemie PayPal:

WWW.PAYPAL.COM na adres mailowy: [email protected]

Gepostet von Dariusz Godawa Misja-Kamerun am Samstag, 25. April 2020

Igraszki swawolnych Dyziów się skończyły. Ludzkość musi wydorośleć i żyć zgodnie z prawem Boskim i ludzkim

Świat stał się rzeczywisty. Największy szok przeżyli chyba młodzi. Nie liczą się imprezy, koledzy i zachcianki. Do ich świadomości dotarło, że są choroby i śmierć, które mogą dotknąć również ich.

Jadwiga Chmielowska

Na początku poszedł fałszywy przekaz, że zachorowania i niebezpieczeństwo śmierci dotyczy tylko ludzi starszych. Młodzież, zwłaszcza niemiecka, zaczęła snuć wizje społeczeństwa bez starców, którym trzeba płacić emerytury i finansować leczenie – utrzymywać szpitale i przychodnie. (…)

Pomimo początkowych danych z Chin, które wskazywały, że wirus najbardziej atakował osoby starsze i z towarzyszącymi schorzeniami, okazało się, że zarażają się nim ludzie w każdym wieku.

(…) Warto przypomnieć, że w latach 2009–2010 świńską grypą zostało zakażonych 60 mln ludzi, a 300 000 hospitalizowano. Nie wiadomo, jaka była śmiertelność. Prezydentem USA był demokrata Barack Obama i media sprzyjające demokratom nie chciały sprawy nagłaśniać. Nie było żadnej paniki medialnej. W Polsce również rządząca PO zbagatelizowała sprawę, a Tusk chwalił Kopacz za niekupienie szczepionki. Z kolei dr Jacek Musiał, który przeanalizował polskie roczniki statystyczne (Rocznik Demograficzny) i przyjął 2015 i 2019 jako przykładowe lata dotyczące śmiertelności miesięcznej ogólnie, podejrzewa, że obecna śmiertelność spowodowana koronawirusem nie odbiega od normy grypowej. Jest to rzędu ponad 30 tysięcy zgonów miesięcznie! Największa miesięczna śmiertelność (także w innych latach) jest od grudnia do marca – kwietnia. Dziennie umiera ponad 1000 ludzi. To coroczny sezon tzw. przeziębień. Nawet jest przysłowie: „Cieszy się starzec, gdy przeżyje marzec”. Ile z tych zgonów obecnie uznalibyśmy za spowodowane koronawirusem? (…)

28 stycznia rozpoczęła się epidemia w Bawarii. Niestety ani Niemcy, ani UE nie ostrzegły świata przed groźbą pandemii. 26 marca „Bild” doniósł: „Berlin – 101 gabinetów lekarskich jest już zamkniętych, kolejne zostaną wkrótce zamknięte – z powodu kwarantanny i braku odzieży ochronnej! System opieki zdrowotnej grozi załamaniem najpóźniej do Wielkanocy, ostrzegł zarząd stowarzyszenia ustawowych lekarzy ubezpieczeń zdrowotnych (KV) w Berlinie w liście otwartym do burmistrza Berlina Michaela Müllera (55 lat, SPD)”.

Niemcy są też wściekli na polskich lekarzy, którzy pracowali na ich terytorium, a w sytuacji kwarantanny i zamykania przychodni wrócili do Polski. Sami ograniczali ilość miejsc na studiach medycznych, bo to bardzo kosztowne wykształcenie i chętnie korzystali z kadr szkolonych na koszt polskiego podatnika, a teraz odczuwają brak lekarzy.

Z kolei główny wirusolog z Charité w Berlinie uważa, że koronawirus przestanie się rozprzestrzeniać, kiedy dwie trzecie społeczeństwa nabędzie odporności po przejściu infekcji. Niemiecki wirusolog Christian Drosten podał prognozy dla „Neue Osnabrücker Zeitung”: „Przy całkowitej populacji wynoszącej 83 miliony dwie trzecie stanowiłoby prawie 56 milionów ludzi, którzy musieliby zostać zarażeni, aby zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusa. Przy współczynniku umieralności wynoszącym 0,5 procent w tym przypadku można oczekiwać 278 000 zgonów koronawirusowych”.

Rush Limbaugh przewiduje: „W każdym razie to się skończy, a rynek odbije (…) Podejmujemy teraz procedury ekonomiczne, które mają służyć dalszemu ożywieniu gospodarki, gdy wszystko to minie. A kiedy wrócimy do trajektorii wzrostu, pomogą niektóre propozycje prezydenta dotyczące podatków od wynagrodzeń, pożyczek dla małych firm, a nawet wakacji podatkowych”.

Prezydent nie tylko przywołał działanie ustawy z czasów wojny koreańskiej (1950–53), dającej uprawnienia nakazywania firmom określonej produkcji, ale i zdecydował się na dużą pomoc finansową dla firm i poszczególnych Amerykanów. Generał Robert Spalding twierdzi:

Offshoring amerykańskiej produkcji, który miał miejsce, gdy Chiny weszły do Światowej Organizacji Handlu, zniszczył bezpieczeństwo narodowe USA. Teraz wybuch epidemii koronawirusa i jego gwałtowne rozprzestrzenienie się na całym świecie całkowicie zakłóciło globalne łańcuchy dostaw i stało się wyraźnym przypomnieniem, że możliwości przemysłowe są elementem bezpieczeństwa każdego narodu.

Ameryka jest zależna od nierynkowej gospodarki Chin w przypadku większości naszych dostaw farmaceutycznych. Maski stosowane przez wszystkich lekarzy w celu ochrony przed zarażeniem zostały zablokowane przed eksportem przez Chiny. Oprócz tego należy dodać niezbędne, liczne części i zapasy wymagane przez wojsko amerykańskie, które są pozyskiwane przez Chiny, do listy towarów podatnych na zakłócenia w łańcuchu dostaw. Jednak zakłócenia wywołane przez koronawirusa dają możliwość naprawienia rażącej słabości naszego bezpieczeństwa narodowego, zapewniając jednocześnie bardzo potrzebny impuls dla gospodarki”.

Świat się po epidemii zmieni. Państwa narodowe się wzmocnią, a zerwanie globalnych łańcuchów produkcyjnych i dostaw zaowocuje gospodarczym rozwojem państw. Postęp technologiczny i cyfryzacja umożliwiły już teraz, w tym trudnym czasie, sprawne funkcjonowanie nie tylko państw, ale i obywateli. Gospodarka po pandemii przeżyje taki rozwój jak po wojnach. Bo to jest wojna. Igraszki swawolnych Dyziów i zabawy harcowników się skończyły. Ludzkość musi wydorośleć i żyć w zgodzie z prawem Boskimi i ludzkim.

Cały artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Koniec wiecznej zabawy” znajduje się na s. 7 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jadwigi Chmielowskiej pt. „Koniec wiecznej zabawy” na s. 7 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Wirus na służbie? Z historii układów o niestosowaniu broni biologicznej/ Jan Martini, „Wielkopolski Kurier WNET” 70/2020

Amerykanie i Chińczycy nawzajem oskarżają się o wyprodukowanie koronawirusa. Ogromne doświadczenie w wirusologii mają Rosjanie. Obecnie są sympatyczni, ale w przeszłości popełniali różne grzechy…

Jan Martini

Wirus na służbie?

Amerykanie i Chińczycy nawzajem oskarżają się o wyprodukowanie wirusa, który spowodował obecną pandemię. Oczywiście są to spekulacje z pogranicza teorii spiskowych, ale rzeczywiście ponoć istnieją cechy wskazujące na ingerencję ludzką w genotyp koronawirusa SARS-CoV-2.

Sceptycy z kolei twierdzą, że jak na wirusa bojowego, ten koronawirus powoduje stosunkowo małą śmiertelność. Bez porównania bardziej niebezpieczny, ale mniej zaraźliwy, jest jego bliski krewniak – wirus SARS1. Ten wirus bywał używany bojowo.

Atak tym wirusem został przeprowadzony na fizyka prof. Nowaczyka – eksperta, który wystąpił 28 III 2012 r. w Parlamencie Europejskim w Brukseli podczas publicznego wysłuchania na temat katastrofy smoleńskiej. Po powrocie do USA zachorował na SARS i został cudem uratowany dzięki opiece medycznej najwyższej jakości. Przeprowadzone później wnikliwe śledztwo wykazało, że jedyną możliwością zarażenia się wirusem było wszczepienie go w zastrzyku.

Profesor choruje na cukrzycę i codziennie robi sobie zastrzyk. Zamach na naukowca był starannie przygotowany. Zdobyto wiedzę na temat jego choroby i lekarstwa, którego używa. W hotelu w Brukseli podmieniono fiolki.

Służby, które próbowały „zneutralizować” profesora nie zrezygnowały z wysiłków. W 2013 roku uniwersytet w Baltimore nie przedłużył mu umowy o pracę z oczywistym naruszeniem prawa pracy. Kazimierz Nowaczyk wytoczył proces uczelni, ale nie mógł znaleźć adwokata. Profesor dostał wyraźną wskazówkę, że nie powinien się interesować katastrofą smoleńską…

Ogromne doświadczenie w wirusologii mają Rosjanie i z pewnością wiedza ich naukowców niegdyś była wykorzystywana w „służbie rewolucji”. Często posługiwali się działaniem pod tzw. fałszywą flagą, sugerując, że działał ktoś inny. Oczywiście trudno jest podejrzewać obecnie sympatycznych i kulturalnych Rosjan, ale w przeszłości popełniali różne grzechy…

Poniżej fragment z książki Richarda Clarke’a Against All Enemies, na temat efektów umowy rozbrojeniowej z ZSRR. Autor był doradcą ds. bezpieczeństwa trzech prezydentów Stanów Zjednoczonych i jednym z pięciu ludzi w Ameryce, który widział przysłany przez Anglików raport na temat wielkiego sowieckiego programu broni bakteriologicznej. O sowieckim oszustwie Anglicy dowiedzieli się od wysokiej rangi sowieckiego naukowca koordynującego program, zbiegłego do Wielkiej Brytanii.

W 1972 roku ZSRR, USA i inne państwa podpisały traktat stawiający poza prawem broń biologiczną.

My zniszczyliśmy naszą. ZSRR utrzymywał, że zrobił to samo. Oni kłamali. Nie tylko nie zniszczyli swoich broni biologicznych, ale znacznie rozszerzyli program, pracując nad broniami o przerażających możliwościach.

Ich laboratoria pracowały nad wirusami Marburg i Ebola, które powodowały u ofiar krwawienia ze wszystkich otworów ciała i organów wewnętrznych, aż do śmierci.

Rosjanie doskonalili bomby, pociski artyleryjskie i inne bronie do przenoszenia i rozsiewania takich czynników chorobotwórczych jak wąglik, botulinum, ospa i bakterie odporne na antybiotyki. Już mieli zmagazynowane pociski napełnione tymi truciznami. Ponad 100 000 Sowietów pracowało nad tym tajnym programem w wielu laboratoriach i fabrykach na terenie całego ZSRR.

Co więcej – bardzo miły i przyjacielski wysoki urzędnik radziecki, który z nami negocjował traktaty rozbrojeniowe, doskonale wiedział o tych nielegalnych programach, ale ich istnienie utrzymywał w tajemnicy przed nami.

Nie były to miłe wiadomości dla nas, ale jeszcze bardziej kłopotliwe były dla Sekretarza Stanu Jima Bakera. Baker poinformował Pentagon, Kongres i Prezydenta, że możemy bezpiecznie podpisać kilka większych porozumień rozbrojeniowych z Sowietami. Stwierdził, że jest bardzo nieprawdopodobne, by przywódcy sowieccy pozwolili sobie na ryzyko bycia przyłapanym na pogwałceniu porozumień. Jeśli by tak zrobili, wywiad amerykański jest w stanie to wykryć za pomocą „narodowych technicznych środków” pozostających w naszej dyspozycji. Jim Baker musiał teraz zmierzyć się z sytuacją, gdy Sowieci jednak zaryzykowali przyłapanie, a nasze „narodowe środki techniczne” nie zdołały wykryć nielegalnego, wielkiego programu zbrojeniowego.

Gdyby nie wiara w brytyjski wywiad, którą wykazał rosyjski zbiegły naukowiec, nic byśmy nie wiedzieli o niezmiernie groźnym zagrożeniu bakteriologicznym.

Pierwszą reakcją Bakera było trzymanie wiadomości w tajemnicy do czasu, gdy sowieccy przywódcy zgodzą się na zniszczenie swoich broni w obecności amerykańskich obserwatorów. Niestety Sowieci po konfrontacji wcale nie byli skłonni do kooperacji. Twierdzili, że Amerykanie muszą mieć także taki tajny program i żądali inspekcji naszych fabryk. Dyskusje trwały jakiś czas i w końcu Rosjanie zgodzili się zniszczyć wszystko i umożliwić ograniczoną kontrolę przez naszych obserwatorów. Ja nigdy nie czułem się usatysfakcjonowany tym, co nam Sowieci przedstawili. Po pierwsze – nie dostaliśmy kompletnej listy wszystkiego, co oni wytworzyli (i zniszczyli), po drugie – nie dali nam antidotum na szczepy chorobotwórczych drobnoustrojów, które z pewnością musieli mieć.

Konwencja o broni biologicznej BWC – to traktat podpisany 10 kwietnia 1972 r. w Londynie, Moskwie i Waszyngtonie, zakazujący sygnatariuszom rozwijania, przekazywania oraz nabywania broni biologicznej. Konwencja weszła w życie w 1975 r. po ratyfikacji przez 22 państwa. W 1992 roku konwencję poszerzono o ustalenia umożliwiające dokładniejszą kontrolę, licząc, że Rosja – już demokratyczna – się „ucywilizuje” i będzie przestrzegać zobowiązań.

Obecnie konwencja wiąże 178 państw.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Wirus na służbie?” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Wirus na służbie?” na s. 6 i 7 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

W 80 rocznicę zbrodni katyńskiej – wspomnienie o trzech pracownikach naukowych Akademii Górniczej w Krakowie

W lesie katyńskim polegli: dr inż. Zygmunt Mitera – adiunkt Wydziału Górniczego, inż. Tadeusz Ramza – starszy asystent Wydziału Górniczego i inż. Augustyn Jelonek – adiunkt Wydziału Hutniczego.

Bronisław Barchański

Ofiary zbrodni NKWD z 1940 r. zostały w Polsce po raz pierwszy oficjalnie uhonorowane poprzez opisanie tej zbrodni na płycie z brązu umieszczonej w 1989 r. w krużgankach klasztoru Ojców Karmelitów na Piaskach w Krakowie. Z tej płyty możemy odczytać, że w gronie zamordowanych było między innymi:

  • 12 generałów,
  • 300 pułkowników i podpułkowników,
  • 500 majorów,
  • 2500 kapitanów i rotmistrzów,
  • 5000 poruczników i podporuczników,
  • 6000 podchorążych i podoficerów.

W gronie ofiar uhonorowanych na ww. płycie jest również jedyna kobieta – porucznik lotnictwa Janina Lewandowska, którą NKWD zamordowało w dniu Jej 32 urodzin – 22.04. 1940 r. w Katyniu.

W trakcie działań wojennych prowadzonych przez Wermacht na terenie Związku Radzieckiego Niemcy natknęli się na terenie Lasu Katyńskiego na groby pomordowanych polskich oficerów. W dniach od 18.02. do 13.04.1943 r. ekshumowali 400 ciał. W dniu 13.04. 1943 r. komunikat radia niemieckiego w Berlinie poinformował świat o odkryciu masowych grobów polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów. Dla celów propagandowych Niemcy powołali komisję, w skład której weszło 12 przedstawicieli krajów zależnych od Rzeszy Niemieckiej oraz 1 Szwajcar. Komisja ta przebywała w Katyniu od 28–30.04. 1943 r.

Pod niemieckim przymusem, ale za wiedzą i zgodą rządu polskiego w Londynie i władz podziemnych w Polsce, do Katynia udało się kilkunastu Polaków, w tym pisarze Ferdynand Goetel i Józef Mackiewicz. Komisje potwierdziły, że zbrodnia na polskich oficerach jest dziełem Sowietów. W tym miejscu pragnę postawić hipotezę, że Ferdynand Goetel (Sekretarz Akademii Górniczej w latach 1920–1925) mógł być bezwiednym świadkiem odkrycia zbrodni dokonanych przez NKWD na jego 3 byłych studentach (o których będzie mowa w dalszej części artykułu).

W gronie 795 absolwentów AG dyplomy inżynierskie uzyskało 571 górników i 224; było również 3 absolwentów – pracowników naukowych AG: dr inż. Zygmunt Mitera – adiunkt Wydziału Górniczego, inż. Tadeusz Ramza – starszy asystent Wydziału Górniczego i inż. Augustyn Jelonek – adiunkt Wydziału Hutniczego. (…)

Dr inż. Zygmunt Mitera (1903–1940)

(…) Studiował w Akademii Górniczej w Krakowie i w roku 1929 uzyskał dyplom inżyniera górniczego. W grudniu 1932 wyjechał do Kolorado dla dokończenia studiów i w maju 1933 r. jako pierwszy Polak uzyskał doktorat z geofizyki. Doktorat otwierał przed nim drogę do otrzymania dobrze płatnej pracy w USA lub w Kanadzie. Zdecydował się jednak na powrót do Polski. W krakowskiej Akademii Górniczej objął stanowisko wykładowcy w Zakładzie Geofizyki (…).

Po wybuchu II wojny światowej Zygmunt Mitera jako oficer rezerwy znalazł się w Armii Polskiej i 5 października 1939 r. dostał się do niewoli sowieckiej. Dalsze losy dr. inż. Zygmunta Mitery nie były znane aż do roku 1996, kiedy to Stowarzyszenie Rodzin Katyńskich opublikowało Księgę Katyńską. Okazało się wtedy, że między l  kwietnia a 19 maja 1940 r. Zygmunt Mitera został zamordowany przez NKWD na terenie Związku Radzieckiego, w tzw. obozie charkowskim.

Inż. Tadeusz Ramza (1901–1940)

(…) Dyplom inżyniera górnika uzyskał w 1932 r. W 1934 r. na wniosek Rady Wydziału Górniczego rektor prof. zw. inż. W.J. Takliński powołał inż. T. Ramzę na stanowisko starszego asystenta. Na tym stanowisku pracował on do wybuchu wojny. W trakcie mobilizacji inż. T. Ramza jako oficer rezerwy został wcielony do Armii Polskiej. W wyniku napaści na Polskę przez ZSRR 17 września 1939 r., dostał się do sowieckiej niewoli. Jako oficer Wojska Polskiego został zamordowany strzałem w tył głowy przez NKWD podczas likwidacji obozu jenieckiego polskich oficerów w Starobielsku – ZSRR – w okresie kwiecień–maj 1940 r.

Inż. Augustyn Jelonek (1906–1940)

(…) W latach 1924–1929 studiował w Akademii Górniczej, gdzie w grudniu 1929 r. uzyskał dyplom inżyniera metalurga. W roku 1930 pracował u Prof. Korwin-Krukowskiego nad opracowaniem skryptu z wielkopiecownictwa. Na przełomie 1930 i 1931 r. odbywał służbę wojskową. W roku akademickim 1932/33 prowadził ćwiczenia z wielkich pieców na III i IV roku studiów Wydziału Hutniczego. Na wniosek Rady Wydziału Hutniczego w maju 1933 r. rektor prof. inż. Saryusz-Bielski powołał inż. A. Jelonka na stanowisko adiunkta; na stanowisku tym pracował do wybuchu wojny. W trakcie mobilizacji inż. A. Jelonek jako oficer rezerwy został wcielony do Armii Polskiej. Po napaści ZSRR na Polskę 17 września 1939 r. dostał się do sowieckiej niewoli i został zamordowany strzałem w tył głowy przez NKWD podczas likwidacji obozu jenieckiego polskich oficerów w Starobielsku między kwietniem a majem 1940 r.

Cały artykuł Bronisława Barchańskiego pt. „I Oni też tam byli” znajduje się na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Bronisława Barchańskiego pt. „I Oni też tam byli” na s. 3 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Twierdze komunizmu mają się dobrze, mimo że wielu ludzi dało się nabrać, że komuniści oddali władzę „po dobroci”

Istnieje opinia, że wychodzenie z komunizmu zajmie tyle czasu, ile trwała okupacja komunistyczna. Minęło już 30 lat, ale nasz proces „wybijania się na niepodległość” daleki jest od zakończenia.

Jan Martini

Komunizm tkwi nie tylko w nostalgicznych wspomnieniach starych „funków”, ale także w sympatii intelektualistów, fanatyzmie młodych działaczy, w odrzuceniu chrześcijaństwa i jego dorobku cywilizacyjnego, w pogardzie dla patriotyzmu i polskiej tradycji, a zwłaszcza w temperaturze sporu politycznego – w „zoologicznej” (mówiąc Michnikiem) wręcz nienawiści do Prawa i Sprawiedliwości. (…)

Odtwarzanie państwowości polskiej niemal od zera w 1918 roku przebiegało znacznie szybciej niż odzyskiwanie państwa, które komuniści przekazali „w dobre ręce”. Możliwe, że było to optymalne dla nas wszystkich rozwiązanie. Dlatego nie można deprecjonować ani ówczesnej roli noblisty-konfidenta (naprawdę szkodzić zaczął dopiero później), ani osiągnięć „okrągłego stołu” umożliwiających bezkrwawe przemiany. Pamiętajmy o niebezpieczeństwie jakim były resorty siłowe – kilkaset tysięcy uzbrojonych, przestraszonych i niepewnych swego losu ludzi.

Taki sposób „przejścia do demokracji” w połączeniu z kompletnym brakiem rozliczeń miał swoją cenę – skutkiem było powstanie państwa „teoretycznego”, które najtrafniej ocenił minister B. Sienkiewicz („kamieni kupa”).

Z kolei takie właśnie państwo było wręcz pożądane przez potężnych graczy, których interesy splatają się (na nasze nieszczęście) w Polsce.

Dlatego większość rządów III RP miała w mniejszym lub większym stopniu charakter kompradorski – musiała „zabezpieczyć” interesy swoich mocodawców, a skromne pozostałości przeznaczyć dla „krajowców” w postaci różnych „kuroniówek”, „orlików” czy „schetynówek”. O ile komuniści po powrocie do władzy w 1991 roku, jako „sukcesorzy prawni PZPR”, musieli się mitygować (np. nie zlikwidowali IPN), to apogeum szkodnictwa nastąpiło podczas rządów PO – partii formalnie postsolidarnościowej, którą dość długo postrzegaliśmy jako bardziej „cywilizowaną” i mniej „oszołomską” wersję PiS. Osłona medialno-propagandowa procesu transformacji ustrojowej była tak skuteczna, że do dziś wielu ludzi sądzi, że komuniści oddali władzę „po dobroci” (…)

Brytyjski sowietolog Christopher Story uważał, że w stworzonym modelu „demokracji” niezależnie na kogo się głosuje, zawsze wygrywa KGB.

Z analizy pism Lenina wynika, że na pewnym etapie rewolucji zaistnieje konieczność, aby „przywdziać szaty przeciwnika i przyjąć jego język”. Tym etapem jest właśnie pierestrojka.

Story zwrócił też uwagę na fakt, że „namaszczeni” przez organizatorów przemian dysydenci długo nie rządzili – wkrótce komuniści już z mandatem demokratycznym wracali do władzy: „Co zdarzyło się po tzw. przemianach w krajach komunistycznych? Władze powierzono tam znanym opozycjonistom-dysydentom.

A więc – w porządku, komunizmu już nie ma. Ci dysydenci z reguły nie pozostawali u władzy dłużej niż rok, w jednym przypadku było to 9 miesięcy. Tylko Wacław Havel urzędował dłużej, bo miał jeszcze inne zadanie do wykonania. Polecono mu podział Czechosłowacji na 2 części” (w Polsce komuniści powrócili do władzy w 1991 roku). Ponieważ demokracja wymaga istnienia opozycji, w ramach przygotowań do przemian, z inicjatywy KGB zorganizowano w Helsinkach Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy KBWE (1975), na której Związek Radziecki zobowiązał się przestrzegać „praw człowieka” – niezbędnych do zaistnienia legalnej opozycji.

Ponieważ w krajach komunistycznych poza Polską w zasadzie opozycji nie było, wykształcono nowy typ tajnego współpracownika, zwanego w żargonie resortowym „zawodowym dysydentem”, który miał zajmować się „walką z komuną” w pełnym wymiarze godzin.Przykładem życzliwego stosunku do opozycjonistów w tamtych czasach może być generał SB Krzysztoporski (dobry znajomy Wałęsy). Uważał on, że opozycji nie należy niszczyć, tylko wspomagać ją, a nawet… finansować. (…)

Sam fakt istnienia mechanizmów demokratycznych – partii politycznych, wyborów, braku cenzury – stwarzał (i stwarza) zagrożenia dla powodzenia „operacji pierestrojka”, choć jej projektanci z pewnością rozpoznali te zagrożenia i stworzyli narzędzia zabezpieczające (a prokuratury i sądy cały czas trwały w gotowości, nietknięte przez wiatr historii). „Niebezpieczeństwo istnieje, ale jesteśmy czujni i będziemy umieli stawić mu czoła” – mówił Bronisław Geremek na temat obaw, że władza może się dostać w ręce „przypadkowych ludzi”.

Mimo wszystko „przypadkowi ludzie” już trzykrotnie dorwali się do władzy – dwa razy dość szybko „opanowano sytuację”, lecz teraz, mimo zaangażowania wielkich sił i środków, „niewłaściwi” wciąż rządzą.

Już celnicy mogą „ruszać paliwa”, a wyłudzacze VAT muszą szukać innej pracy. Już szef FSB gen. Patruszew nie wizytuje Biura Bezpieczeństwa Narodowego, kontrwywiad nie używa rosyjskich serwerów, Komisja Wyborcza nie jeździ na szkolenia do Moskwy, a funkcjonariusze WSW nie piszą interpelacji posłowi Brejzie. To wszystko bardzo nie podoba się „siłom postępu”. Protestują intelektualiści, artyści, humaniści, politycy, dziennikarze i miłośnicy praworządności na całym świecie. Układ okrągłostołowy znajduje obrońców nawet w tak odległych miejscach jak Islandia.

Cały artykuł Jana Martiniego pt. „Demokracja liberalna czy komunizm utajony?” znajduje się na s. 6 i 7 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Jana Martiniego pt. „Demokracja liberalna czy komunizm utajony?” na s. 6 i 7 kwietniowego „Wielkopolskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego