Waszyngton stara się wykorzystać wszelkie dostępne środki, aby wyrównać szanse w obecnej wojnie handlowej z Pekinem

Wojna ta dotyczy w szczególności deficytu handlowego USA z Chinami, który według amerykańskiego urzędu statystycznego osiągnął poziom 152,2 mld dolarów. Ale tak naprawdę chodzi o wiele więcej.

Peter Zhang

Chińska kradzież amerykańskiej własności intelektualnej kosztuje obecnie od 225 do 600 mld dolarów rocznie.  (…) Co więcej, dziesięciolecia zachodnich wysiłków na rzecz demokratyzacji komunistycznego Państwa Środka – przyznanie mu statusu stałych, normalnych stosunków handlowych, umożliwienie wejścia do Światowej Organizacji Handlu oraz pełnej integracji Pekinu z rynkiem globalnym – okazały się próżnym trudem. Niezrównoważony handel z Chinami jest tylko objawem drapieżnego charakteru chińskiego reżimu. Stany Zjednoczone, opowiadając się za wolnym i uczciwym handlem z Chinami, muszą posłużyć się inną bronią. (…)

Należy pamiętać, że Chiny, które mają 1,3 mld mieszkańców, a Komunistyczna Partia Chin (KPCh), licząca zaledwie 80 mln członków, to nie to samo. KPCh zaimportowała komunizm w latach dwudziestych XX w. i od 1949 roku narzuciła go całemu narodowi. (…)

Politolodzy na ogół zgadzają się, że wszystkie zamknięte społeczeństwa, aby przetrwać, bazują na trzech kluczowych warunkach: 1. kontrolowaniu informacji – w tym rozpowszechnianiu dezinformacji, 2. stosowaniu przemocy w celu utrzymania władzy, a także 3. zmuszaniu mas do zaakceptowania ideologii sprzyjającej władcom. Te trzy warunki okazują się kluczowe dla przetrwania KPCh. (…)

600 mln chińskich internautów żyje wewnątrz internetu sztucznie kontrolowanego chińskim „Wielkim Firewallem”. KPCh wydaje miliardy dolarów na wzmocnienie technologii nadzoru, w tym na skradzione z Ameryki know-how do rozpoznawania twarzy i głosu. Teraz Pekin zmusza Apple Inc. do budowy centrum danych w chmurze w Chinach, aby reżim miał dostęp do informacji o użytkownikach. (…)

W niedawnym zeznaniu przed Senatem USA były urzędnik Departamentu Stanu Ely Ratner zaproponował, aby „Kongres zapewnił środki i nakazał Departamentowi Obrony opracowanie narzędzi umożliwiających obejście chińskiego Wielkiego Firewalla i ułatwienie chińskim obywatelom dostępu do globalnego internetu”. (…) Tego najbardziej obawia się KPCh, ponieważ wolność informacji oznaczać będzie koniec zamkniętego społeczeństwa. (…)

Amerykańska ustawa Magnitskiego z 2016 roku, która zezwala na zastosowanie sankcji wobec obywateli innych krajów, którzy łamali prawa człowieka, także daje Waszyngtonowi pewną przewagę.

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że wielu urzędników KPCh przeniosło zarówno swoje aktywa, jak i członków rodziny za granicę, zwłaszcza do Stanów Zjednoczonych.

Wiadomo również, że wielu z tych urzędników KPCh bezpośrednio lub pośrednio uczestniczyło w łamaniu praw człowieka wobec podziemnych wspólnot chrześcijańskich, wobec praktykujących Falun Gong, Tybetańczyków, prawników broniących praw człowieka oraz znanych intelektualistów. Odmawianie tym osobom wjazdu do Ameryki i zamrożenie ich aktywów w Stanach Zjednoczonych za ich zbrodnie byłoby nie tylko rozsądne; byłoby również słuszne w myśl ustawy Magnitskiego. (…)

Być może bardziej skuteczną strategią byłoby ukierunkowanie się na najsłabsze punkty KPCh: strach przed uświadomieniem obywateli poprzez nieocenzurowany internet i sprawiedliwa kara za łamanie praw człowieka zgodnie z amerykańską ustawą Magnitskiego, obejmującą cały świat. W końcu nie chodzi tu o potyczkę z KPCh z powodu samego handlu, lecz o wojnę, która ma zakończyć ustawiczne zdradzanie ludzkości.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „Oswajanie Czerwonego Smoka” można przeczytać na s. 9 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Petera Zhanga pt. „Oswajanie Czerwonego Smoka” na s. 9 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Abp Marek Jędraszewski: „Kiedy widzimy innego człowieka w potrzebie, chcemy mu pomóc – taki charakter ma nasz naród.”

W audycji „Jesteśmy razem” spotkaliśmy się z Ks. Arcybiskupem Markiem Jędraszewskim. Marek Kalbarczyk udał się do Krakowa, do kurii na na Franciszkańską 3 i przeprowadził z nim wywiad.

„Uważamy to za najbardziej podstawowy obowiązek. Nie czekamy na wynagrodzenie ani nawet słowa podziękowania, również gdy okazywana pomoc może nas narazić na jakieś trudności, nawet na utratę życia.” – wspominał Ksiądz Arcybiskup à propos bohaterstwa Polaka z Londynu, który obronił innych przed morderczym atakiem zaślepionego religijnie terrorysty.

„Uważamy, że po prostu tak trzeba. To coś głęboko chrześcijańskiego, jest naszym obowiązkiem. Nie zawsze potrafimy łączyć to z Chrystusem, ale przecież wyrastamy z narodu, który żyje ewangelią tak długo i nadal jest to dla nas takie ważne.”

„Ludzie, którzy żyją daleko od Chrystusa, żyją w swoistej ślepocie duchowej. Stąd konieczność, by nas wszystkich dotknął sobą Chrystus i pozwolił byśmy mogli widzieć świat jakim jest, jaki stworzył Pan Bóg. Świat, który cieszy się pełną wolnością, gdy idzie drogą ewangelii. Dojrzymy cel wszystkich naszych zmagań i dążeń, że przyjdzie taki moment, że spotkamy się twarzą w twarz z Chrystusem. Trzeba się modlić, aby wszyscy doznali łaski widzenia Chrystusa jako tego, który nas do końca umiłował.”

„Mamy do czynienia w niektórych miejscach świata z próbami  przekształcenia ewangelii chrystusowej na własną modłę. A my trzymamy się chrześcijaństwa, które ma swoje źródło w Rzymie, a którego z takim heroizmem uczyli nas kardynał Stefan Wyszyński i św. Jan Paweł II.”

Na koniec spotkania Jego Ekscelencja wypowiedział piękne słowa o autorze audycji:

„Wyrażam wielką wdzięczność, że Pan zechciał do mnie przybyć, odsłonić troszkę ze swojej tajemnicy bycia człowiekiem, który nie widzi oczyma ciała, ale widzi bardzo głęboko, gdy chodzi o prawdę chrystusową, o odkrywanie prawdy o Bogu, który przychodzi z miłością, by nas swoją obecnością ubogacić.”

ABW zatrzymała obywatela Ukrainy przygotowującego zamach na centrum handlowe w Puławach

Niedoszły zamachowiec działał również w Warszawie, gdzie nawiązał współpracę z radykałami pochodzącymi z Tadżykistanu. Atak miał zostać przeprowadzony przy użyciu samochodu-pułapki.


Stanisław Żaryn mówi o zatrzymaniu Maksyma S., Ukraińca podejrzewanego o planowanie ataku terrorystycznego w Puławach. Podejrzany w ostatnim czasie przeszedł na islam i uległ radykalizacji, zapoznawał się w Internecie opisami materiałów wybuchowych. Jak relacjonuje rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych, plan realizowany był od początku października.  Nie była wyznaczona data przygotowywanego zamachu. Gość „Kuriera w samo południe” dodaje, że w otoczeniu Maksyma S. znajdowali się radykalni islamiści z Tadżykistanu, dysponujący paszportami Federacji Rosyjskiej. Nie ma informacji, czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego podjęła przeciwko nim inne działania oprócz przeszukań. Pytany o poziom bezpieczeństwa Polski, Stanisław Żaryn stwierdza jednoznacznie:

Zagrożenie terrorystyczne w Polsce jest nadal zagrożeniem o niskiej skali. ABW skutecznie neutralizuje niebezpieczeństwa. Polska na tle innych krajów ma dobrą sytuację.

Pytany o to, czy z bardzo liczną obecnością w Polsce uchodźców z Czeczenii wiąże się ryzyko zamachów, Stanisław Żaryn stwierdza , że młodsze pokolenie Czeczenów jest czasami zradykalizowane na sposób dżihadystyczny, a Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego stara się usuwać takie osoby z kraju.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.W.K.

Nowa unijna komisarz ds. równości otwarcie popiera promowanie aborcji oraz zmiany płci na życzenie [VIDEO]

Komisarz Helena Dali chce ingerować w programy szkolne w poszczególnych krajach, niektóre z nich mają objąć nawet 4-letnie dzieci. Nadchodzi promocja gender oraz edukacji seksualnej wg standardów WHO.


Karolina Pawłowska z Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris mówi o nowej unijnej komisarz ds. równości. Została nią Helena Dali:

Zapisała się w świecie politycznym bardzo śmiałymi działaniami promowania ruchu LGBT na Malcie. Największym „osiągnięciem” jest legalizacja i instytucjonalizacja związków partnerskich tej samej płci. Sprawiła ona, że na Malcie możliwa jest zmiana płci tylko poprzez urzędowe stwierdzenie […] bez medycznej korekty płci.

Ten sposób urzędowej zmiany płci jest jednym z najbardziej progresywnych praw dotyczących tej tematyki w Europie. W ostatnim czasie Malta została okrzyknięta przez lobby LGBT jednym z krajów najbardziej przyjaznych homoseksualistom:

Bez wątpienia, te „zasługi” przesądziły o tym, że Pani Helena Dali została wybrana na urząd komisarza ds. równości.

W przesłuchaniu, które miało miejsce w Parlamencie Europejskim przed przyjęciem przez nią tego urzędu, wprost powiedziała, że prywatnie jest zwolenniczką aborcji:

że będzie działać na rzecz przyjęcia dyrektywy antydyskryminacyjnej, przyjęcia konwencji stambulskiej przez całą Unię Europejską, a także, że jest zwolenniczką tzw. praw reprodukcyjnych i seksualnych oznaczających de facto promocję aborcji oraz edukacji seksualnej, czy wdrażania innych działań na rzecz społeczności LGBT.

Nowa komisarz ogłosiła, że będzie ingerowała w programy szkolne w poszczególnych krajach, tak aby promować w nich ideologię gender oraz „edukację seksualną według standardów WHO”:

Niektóre programy dotyczą nawet dzieci w wieku 4 lat […] Te programy praktycznie nie informują o tym, że można stosować wstrzemięźliwość seksualną, ale uczą dzieci o przyjemności płynącej z seksu, a nie o zagrożeniach, szczególnie dla tak małych dzieci i młodzieży tak bardzo narażonej dzisiaj na różne ryzyka.

K.T. / A.M.K.

Histeria wokół dwutlenku węgla, rzekomego globalnego ocieplenia i wykorzystania paliw kopalnych jest bezpodstawna

Roczny względny ubytek tlenu wskutek spalania wszystkich paliw kopalnych wynosi 0,003% i globalnie jest nieistotny, nawet gdyby w jakiejś perspektywie czasowej spalić wszystkie dostępne paliwa kopalne

Jacek Musiał, Karol Musiał

Histeria wywołana wokół dwutlenku węgla doprowadziła do sytuacji, że nawet raportowanie kluczowych wskaźników energetycznych przez poszczególne jednostki i szczeble, a nawet całe państwa, zamiast być wyrażane w jednostkach energii: dżulach, kilowatogodzinach, tonach oleju standaryzowanego (toe), kaloriach, czy innych wielkościach fizycznych, zaczęło się sprowadzać do wykazywania (z fałszywym wstydem) wielkości emisji CO2. Dwutlenek węgla w hipotezie szwedzkiego fizyka z przełomu XIX i XX wieku – Svante Arrheniusa – miał w przyszłości spowodować ocieplenie klimatu i poprawę warunków ludności żyjącej bliżej okolic podbiegunowych.

Wieloletnie anomalie pogodowe zdarzały się już w okresach prehistorycznych i historycznych, bez udziału dwutlenku węgla.

Postulowane ocieplenie taką drogą miałoby być bardziej widoczne w obszarach o niższej temperaturze (np. Szwecja) niż w klimacie okołorównikowym.

Kilkadziesiąt lat później „przecieki wywiadowcze” pochodzące z instytutów radzieckich (tak naprawdę – zajmujących się fizyką atmosfery dla celów ściśle militarnych) wywołały żywe zainteresowanie amerykańskich naukowców, w sumie kilku (w tym Jerry’ego Mahlmana, o którym po raz trzeci będzie wspomniane w przyszłości), ale przede wszystkim wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych – Ala Gore’a, który, zwęszywszy interes, zaczął forsować temat dekarbonizacji i spekulacji świadectwami emisyjnymi CO2. Nawiasem mówiąc, giełda działa tak, że czy instrumenty finansowe („papiery”) drożeją, czy tanieją, zawsze ma zysk z prowizji. Sukces Ala Gore’a okazał się krótkotrwały. Dzięki zdroworozsądkowemu podejściu prawdziwych uczonych w Stanach Zjednoczonych, ten pomysł został zarzucony. I to nie tylko dlatego, że nagła dekarbonizacja USA to deindustrializacja tego kraju i zachwianie równowagi ekonomicznej Zachód-Wschód, ku uciesze wschodnich rywali.

W świadomości wielu ludzi węgiel stał się już jednak synonimem zła, gaz ziemny– „błękitne paliwo” – dobra. Obecnie wielu europejskich polityków szermuje niczym mantrą hasłem ‘zeroemisyjność’ – nb. brzmiącym do złudzenia jak orwellowska nowomowa.

Kilku zaś prominentnych polityków umieszczonych we władzach Unii Europejskiej sprawia swoim zachowaniem wrażenie, jakby od niemowlęctwa nienawidzili Polski*). Dla takich każdy pretekst jest dobry do niszczenia Polski. Jednym z pretekstów, jak się wydaje, jest mit globalnego ocieplenia od polskiego węgla, a celem ataku – polska energetyka, opierająca się na węglu. Ponieważ jednak we wcześniej zindoktrynowanym społeczeństwie i, sporadycznie, w niektórych kręgach naukowych wciąż pokutuje przeświadczenie o zgubnym wpływie węgla, przyjrzyjmy się, jak wygląda statystyka. W pierwszej części artykułu o dwutlenku węgla, zamieszczonym we wrześniowym numerze „Kuriera WNET”, zaprezentowaliśmy dane statystyczne pokazujące, że CO2 uwolniony przez przemysł w Polsce wynosi 315 Gt rocznie (na podst. BP Statistical Review of World Energy 2018), co stanowi mniej niż 1% emisji światowych, a np. Niemcy emitują go 765 Gt rocznie (źródło danych jw.), czyli 2,4 razy tyle co Polska – i nikt z polityków europejskich nie rozdziera z tego powodu szat. (…)

Spalane na świecie paliwa węglowodorowe dostarczają łącznie 1,4 CO2 w stosunku do jego ilości powstałej w wyniku zużycia węgla.

Gdyby przyjąć za prawdziwą hipotezę o wpływie dwutlenku węgla na globalne ocieplenie, jasno widać, że globalnie większa część emitowanego dwutlenku węgla pochodzi współcześnie ze spalania paliw węglowodorowych.

Odbiegając nieco od tematu, porównajmy, ile te paliwa pochłonęły tlenu z atmosfery. Światowe roczne zużycie tlenu podczas spalania paliw kopalnych wynosi około 2,6exp13 m3, czyli 3,7exp10 ton. Atmosfera ziemska ma 5x10exp15 ton, z czego tlen stanowi 23,25% tej masy, czyli 1,15exp15 ton. Zatem roczny względny ubytek tlenu wskutek spalania wszystkich paliw kopalnych wynosi 0,003% i globalnie nie jest istotny, nawet gdyby w jakiejś perspektywie czasowej spalić wszystkie dostępne paliwa kopalne.

* Uprzedzenia narodowościowe wobec Polaków, występujące jeszcze sporadycznie na Zachodzie, mają swoje korzenie w czasach zimnej wojny. Polska była wtedy drugą po radzieckiej armią w Układzie Warszawskim i niemałym zagrożeniem dla NATO. Przez dziesięciolecia prowadzono wojnę ideologiczną, oskarżając przeciwnika o najbardziej niecne czyny i zamiary. Było to i zakłamywanie historii, i nastawianie społeczeństwa wrogo wobec strony przeciwnej. Ówczesnemu RFN-owi cała akcja propagandowa była nawet na rękę, gdyż cichcem dawała przyzwolenie na korzystne w sojuszu państw NATO wybielanie swoich zbrodni wobec Żydów i… przerzucanie własnego antysemityzmu na Polaków, co dla nieświadomego odbiorcy było trudne do weryfikacji z powodu żelaznej kurtyny. Wywołana w tamtych czasach nienawiść do Polski i Polaków przetrwała, jak się okazuje, w niektórych kręgach Zachodu do dziś. Współcześnie, w związku ze zmianą sojuszy (kłania się Orwell – Rok 1984) oskarżanie Polski o antysemityzm i wywoływanie niesnasek przejęły media oficjalnie zarejestrowane na Zachodzie, a w istocie, jak się wydaje, kontrolowane przez byłe STASI i następców GRU. Można też domniemywać udziału w całym procederze agentów przerzuconych z byłego ZSRR na Zachód, w tym do Izraela. Ten drażliwy temat wymaga pilnych studiów, opracowań historycznych i socjologicznych.

Cały artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Dwutlenek węgla po ludzku”, wraz z danymi liczbowymi i wykresami, znajduje się na s. 4 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Jacka Musiała i Karola Musiała pt. „Dwutlenek węgla po ludzku” na s. 4 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

My, Polacy nie będziemy znaczyć nic, jeżeli nie nauczymy się kompetencji społecznych. To podstawa w XXI wieku

Organizujemy najpopularniejszą wśród polskiej młodzieży olimpiadę. Jest warunek: startujemy zespołowo i coś dla lokalnej społeczności – mówi Rafał Flis, wiceprezes Fundacji „Zwolnieni z Teorii”.

 

– Współpraca nie jest naszą mocną stroną, mówię o wszystkich Polakach – mówi Rafał Flis, wiceprezes i współzałożyciel Fundacji „Zwolnieni z Teorii”, dzisiejszy gość audycji „Radio Solidarność” prowadzonej przez red. Pawła Pietkuna.

Fundacja prowadzi platformę adresowaną do licealistów (oraz ich nauczycieli), gdzie młodzież może się uczyć prowadzenia projektów. Co roku autorzy najlepszych projektów biorą udział w najpopularniejszej w Polsce olimpiadzie dla uczniów szkół średnich. Jednak jest zasadnicza różnica między tą, a pozostałymi olimpiadami…

– Projekt przygotowany przez każdy z zespołów ma być projektem niekomercyjnym – opowiada Rafał Flis. – Musi być adresowany do lokalnej społeczności. To zespoły wymyślają i realizują je. Nie wnikamy, czy pomagamy starszym osobom na osiedlu, czy organizujemy widowiskowe warsztaty chemiczne dla młodszych kolegów z podstawówki. Oceniamy projekt, pracę zespołową, jego realizację oraz to, w jaki sposób funkcjonowała grupa. Robimy to, bo współpraca jest najsłabszą stroną polskiego systemu edukacji. Jesteśmy nauczeni tego, że musimy się indywidualnie uczyć na pamięć wszystkich praw rządzących światem. Nie jesteśmy w stanie tego robić przy obecnym, przeładowanym programie. Młodzież doskonale wie, że dzisiaj matura jest absolutnie do niczego nieprzydatna. Wszystko jest budowane wokół parametrów pozbawionych znaczenia, bo zdobywanie encyklopedycznej wiedzy jest bez sensu. Młodzież nie ma kompetencji społecznych a to są najważniejsze kompetencje XXI wieku. Dlatego to właśnie na nich się skupiamy…

Zapraszamy do wysłuchani audycji!

Warto skonfrontować rewolucyjną nową etykę z religią katolicką / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier WNET” nr 65/2019

Nie jest tak, że jednych zbawia Budda, drugich Jezus, a jeszcze innych Mahomet – w zależności od tego, w kogo się wierzy. Świat ma jednego Zbawiciela, który ma na imię Jezus Chrystus.

Herbert Kopiec

Kociokwik pedagogiczny (część II)

Powiadają, że przypadki chodzą po ludziach, ale jeśli komuś się zdaje, że nagły wysyp parad równości w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy to przypadek, powinien koniecznie sięgnąć do dokumentu pt. Strategie wprowadzenia równości małżeńskiej na lata 2016–2025. W 2025 roku ma obowiązywać w Polsce prawo zezwalające parom homoseksualnym na zawarcie małżeństw. Będzie ich wtedy w relacji do ogółu małżeństw półtora procent. Skąd to wiemy? Ano ze szczegółowej strategii działania opracowanej przez ważne, prominentne stowarzyszenie środowisk LGBT o nazwie Miłość Nie Wyklucza. Działalność stowarzyszenia to nie są jakiejś amatorskie rojenia. Mamy tu do czynienia z bardzo przemyślanym planem powolnego oswajania polskiego społeczeństwa z ostentacyjnym obnoszeniem się ze swoimi skłonnościami (Ł. Warzecha, Plany LGBT wobec Polski, „Do Rzeczy” 40/2019). To zostało na Zachodzie przetestowane z bardzo dobrym rezultatem, czyli opłakanymi konsekwencjami dla życia tradycyjnych wspólnot.

Dobrze by też się stało, gdyby Polacy zechcieli się zainteresować bliżej splotem różnych okoliczności, w następstwie których fetujemy ostatnio, ile tylko wlezie, przyznanie literackiej nagrody Nobla Oldze Tokarczuk. Wówczas okaże się, że tytułowy „kociokwik pedagogiczny” nie jest żadnym przesadnym efekciarskim nadużyciem. Trudno zaprzeczyć, że zrobiło się jakoś bezsensownie i absurdalnie.

Co bowiem ma sobie pomyśleć o tym Bożym świecie jakiś zwykły, zacofany moherowiec, gdy się dowie, że rząd dobrej zmiany wprawdzie ma za sobą naród, ale kiepsko radzi sobie ze współczesnymi elitami. Bywa, że o wiele chętniej finansuje swoich przeciwników (jak to ostatnio słusznie wypomniał mój znakomity redakcyjny kolega Piotr Witt) niż zwolenników.

Oto Instytut Książki poinformował niedawno, że wsparł aż 91 przekładów O. Tokarczuk na 28 języków obcych (Przepis na Nobla, „Gość Niedzielny” 20 IX 2019).

Czy są powody do radości?

[related id=87619] Nie zamierzam oceniać talentu literackiego noblistki. Zdecydowałem się natomiast podzielić z Czytelnikami moim niepokojem po obejrzeniu sfilmowanego spotkania popularnej i nagradzanej literatki z młodymi Polakami i wysłuchaniu jej pozaliterackich wypowiedzi na Owsiakowym Pol’and rock festival w ramach funkcjonującej tam Akademii Sztuk Przepięknych. O. Tokarczuk – wojująca ekolożka i feministka – na krótko przed przyznaniem jej literackiej nagrody Nobla dała się tam bowiem poznać bliżej. Już na dzień dobry młodzież otrzymała mocny przekaz, że książki O. Tokarczuk „to rodzaj szczepionki na rodzący się w Polsce, czy odradzający się nacjonalizm”. Poniżej przytaczam jej dłuższą wypowiedź, zawierającą różne oceny i pomysły odnoszące się do religii. Przemyślenia, z którymi dzieliła się bohaterka spotkania, osadziła na wstępnie przyjętej tezie, że współcześnie jesteśmy karmieni katastroficznymi wizjami odnośnie do tego, co się w świecie wydarzy.

Jakbyśmy – ubolewała przyszła noblistka – „zrejterowali przed myśleniem o przyszłości w sposób pozytywny. A mnie by interesowała – deliberowała w modnym duchu postępowych psychologów – taka pozytywna wizja świata. Ale do tego potrzeba nam ludzi z wielką wyobraźnią, bo trzeba by przecież naszkicować taki plan, że świat może być lepszy”. Wyznała też, że jakiś czas temu zaczęła się przygotowywać do napisania takiej utopii. „Pomyślałam sobie, że bardzo możliwe , iż na samym początku trzeba by się zająć religią. Ponieważ bardzo często religie pełnią w społeczeństwie rolę przemocową, narzucającą jedyny sposób myślenia i postępowania. Tam, gdzie pojawia się niewinna wiara w jedność z bóstwem, natychmiast pojawiają się jakiejś obostrzenia, jakiejś przepisy, jakiejś wzorce do naśladowania, które potem – dodała, nie skrywając swojego zniesmaczenia – egzekwuje się bardzo często przemocowo”.

I w tym miejscu swojej narracji, znana ze swojej wielkiej tolerancji Olga Tokarczuk poszła na całość. Z grubej rury ni mniej, ni więcej stwierdziła: „Może religię trzeba by było WYWALIĆ albo pomyśleć o takim społeczeństwie, w którym istnieje mnogość różnych religii, które tolerują się wzajemnie”. Dalej wzmocniła swój pomysł konkretnym przykładem: „Byłam jakiś czas w Indiach. To jest miliard ludzi. On jest [ten miliard] politeistyczny. I ten politeizm jakoś dobrze współgra z demokracją” – przekonywała. „Wydaje się, że monoteizm czasami jest religią, która jest hierarchiczna, wartościuje, wyklucza, która nie daje miejsca na inne sposoby myślenia, bo odwołuje się do jednej słusznej prawdy”. Wizjonersko, ale i praktycznie usposobiona literatka mówiła: „Wyobrażam sobie, że teraz tutaj jak jesteśmy, ludzie mają głębokie potrzeby religijne i gdzieś tam stoją jakiejś malutkie kapliczki i każdy tam może sobie pójść”.

Gdy słucham tych pomysłów i argumentacji, nachodzi mnie retoryczne pytanie: skąd ja tę śpiewkę znam? No cóż, pobrzmiewa zapewne na kursach, studiach genderowych, kształcących „ekspertów” zajmujących się przeprowadzaniem tzw. zmiany społecznej, czyli stawianiem świata tradycyjnych wartości na głowie.

Nie wiem, czy O. Tokarczuk jest absolwentką tego profesjonalnego prania mózgów. Jeżeli tak, można być pewnym, że byłaby studentką prima inter pares.

Skąd ta pewność? Posłuchajmy, jak przekonuje słuchaczy: „Wyobrażam sobie, że w takim społeczeństwie religia, religijność nie powinny być czymś jakby widocznym, czymś obnoszonym ogólnie. Religia powinna być czymś intymnym. Może powinna być czymś tak intymnym i prywatnym jak seks.

To znaczy, że ludzie by się spotkali przy piwie i po dwóch piwach mówili sobie: słuchaj, co mi się przydarzyło; modliłem się i poczułem więź…” I w tym miejscu wpada jej w słowo prowadząca rozmowę dziennikarka: „O, fajne, to się chyba zdarza, może nie po dwóch piwach, ale po trochę więcej”.

Ilość piw nie zbiła z tropu O. Tokarczuk, bo kontynuuje: „W każdym razie traktowalibyśmy religijność jako bardzo intymne, głębokie przeżycie, poczucie więzi z jakąś duchowością, z czymś, co wykracza poza ten świat, jako coś bardzo prywatnego. Myślę, że w takim świecie, w takim społeczeństwie, w którym istniałyby różne religie, etyki, musiałoby istnieć prawo, które by zobowiązywało ludzi do przestrzegania go. Ale musiałaby istnieć moralność, która by była ARELIGIJNA, czyli poza religią. Jednym z głównych składników tej moralności byłoby to, co nazwałabym etyką samoograniczania, co zapobiegałoby na przykład bogaceniu się, nierównościom różnego rodzaju, niszczeniu środowiska (sic!) itd.”.

Z nutką odpowiedzialnego zatroskania O. Tokarczuk zastanawia się też nad tym, „jak ludzie uczyliby swoje dzieci w takim demokratycznym, spolaryzowanym społeczeństwie?”. I trzeba przyznać, że roztropnie wskazuje, że „musiałyby istnieć zasady w edukacji, które by były wspólne, to znaczy żeby uczyć dzieci, że są prawa Newtona i jabłko spada z drzewa na ziemię i tak dalej. Czyli, że są takie prawa, których nie da się podważyć. Ale równocześnie – podkreśla – opowiadano by historię świata z różnych punktów widzenia, ponieważ historia opowiadana z jednego tylko punktu widzenia najczęściej jest nieprawdziwa i pokazuje tylko niektóre aspekty. Ale oczywiście – zaznacza Tokarczuk – osiągnięcia naukowe byłyby referowane/traktowane jako obowiązujące. To znaczy nie mógłby wystrzelić ktoś – roztropnie podkreśliła przyszła noblistka – że na przykład jabłko spada do góry, że szczepienie zabija dzieci, itd.”.

Wreszcie z nieskrywaną satysfakcją podkreśliła: „Wydaje mi się, że myślenie o takich utopiach otwiera nam umysł. Na dodatek robimy pożytek, bo zaczynamy wymyślać inne, lepsze społeczeństwo. Takie społeczeństwo, które rozwiązuje konflikty, wskazuje takie miejsca, w których doszliśmy do ściany, w których sobie nie radzimy”. Kończąc przydługawy wątek religijny wypowiedzi Tokarczuk odnotujmy, że noblistka opatrzyła go krzepkim zawołaniem: „Niech żyją utopiści, niech żyją pisarze science-fiction!”. Zareagowała na to dziennikarka prowadząca spotkanie: „Jak cię słucham, to właściwie scenariusz tej książki jest już gotowy. Kto wie, czy za rok nie będzie tu premiery?”.

W miejsce komentarza przypomnijmy, że eksperci i agenci transformacyjni, którym marzy się świat zsekularyzowany, bez tradycyjnie pojmowanego Boga i religii (i dlatego zapewne upodobali sobie naszą Olgę Tokarczuk), dobrze wiedzą, że zmiana kultur i religii od wewnątrz jest znacznie bardziej skuteczna niż wszelkie próby narzucania własnych poglądów od zewnątrz.

Nie trzeba też dodawać, że w Komitecie Noblowskim zagnieździli się lewoskrętni naprawiacze i kreatorzy nowego, lepszego świata. To dlatego Zbigniew Herbert nie miał u nich szans. Wszak po drodze było im z założeniami lewackiej nowej etyki (zob. prace M. Peeters), będącej rzekomą skarbnicą mądrości unijnych ekspertów. To dlatego z bezpośredniej konfrontacji, frontalnego ataku i agresji na (zwłaszcza) Kościół katolicki (pamiętamy serię zabójstw księży w Polsce) przeszli do nowych form ataku – subtelnych, pośrednich, trudnych niekiedy do zauważenia, ponieważ ukrytych pod pozorem postawy przyjacielskiej, zatroskanej o lepszą przyszłość, nastawionej na współpracę i partnerstwo. Postępując w sposób pragmatyczny wszędzie tam, gdzie nadarza się okazja, dbając o to, aby nigdy nie rozmywać własnych celów, agenci rewolucji/eksperci zaczęli korzystać z miękkich technik neutralizacji oporu stawianego przez religie. Teraz twierdzą, że dążąc do lepszego wzajemnego zrozumienia, można pokonać różnice zdań. Trzeba jednak podkreślić – słusznie zauważa przywoływana w moich wcześniejszych tekstach M. Peeters – że nauczanie wielkich religii nie jest kwestią opinii. Jakoż agenci rewolucji (śmiało możemy zaliczyć do nich naszą świeżo upieczoną noblistkę) robią swoje. Mają wszakże dobre rozeznanie, że to, co robią, jest skuteczne, bo obserwacje wskazują, że najtrudniej przeciwdziałać zmianom, które następują powoli, bardzo stopniowo i w klimacie zatroskania, będąc zarazem częścią dobrze przemyślanego planu. A to jest właśnie taki przypadek (Ł. Warzecha, op. cit).

Atuty ideologii powszechnego zatroskania

Rekonstruowana strategia przeprowadzanej rewolucji kulturowej służy manipulacji i nieuchronnie prowadzi do chaosu. Mimo to ma dowodzić zgodności opcji, które ze swej natury są nie do pogodzenia: tradycji kulturowych i religijnych z jednej strony, a z drugiej programów rewolucji kulturowej, globalnej. Nowa strategia porzuciła podejście negatywne, skupiające się na przeszkodach i jest ostentacyjnie pozytywna: eksperci i różnej maści elokwentni humaniści, agenci transformacji wychwalają społeczną rolę religii, deklarują nawet szacunek dla tradycji. Jednak ich rzeczywistym celem jest przekształcenie od wewnątrz nauczania religii oraz zachowań wierzących, aby ci dostosowali się do norm rewolucyjnych. (Marquerite A. Peeters, Globalizacja zachodniej rewolucji kulturowej, 2010). Zbliżając się do końca refleksji, warto może skonfrontować rewolucyjną nową etykę z religią katolicką. Ryzykując modny dziś zarzut siania nienawiści do innych religii, zauważmy, że dla katolika świat ma jednego Zbawiciela, który ma na imię Jezus Chrystus.

Tymczasem bywa, że coraz częściej mający się za katolików nie są nazbyt skorzy do takich deklaracji. Na dobrą sprawę nie znam publikacji ani pedagoga, powołujących się na deklarację Dominus Iesus. O jedności i powszechnej zbawczości Jezusa Chrystusa i Kościoła, wydaną za czasów pontyfikatu Jana Pawła II przez ks. kard. Ratzingera.

W dokumencie promowane są dwie główne tezy: jedynym Zbawicielem świata jest Jezus Chrystus i Chrystus założył jeden Kościół. Zatem to nie jest tak, jak mówią liberałowie i zwolennicy relatywizmu (w tym nasza noblistka), że jednych zbawia Budda, drugich Jezus, a jeszcze innych Mahomet – w zależności od tego, w kogo się wierzy. Świat ma jednego Zbawiciela, który ma na imię Jezus Chrystus. Także nie może być wiele prawdziwych kościołów, skoro zachodzą między nimi istotne różnice. Poszczególne religie nie mogą być jednakowo prawdziwe i nie mogą mieć tej samej wartości (ks. bp Ignacy Dec, Relatywizm upokarza rozum, „Nasz Dziennik” 2013). Tymczasem tysiące różnych intelektualistów na całym świecie (w tym prof. Leszek Kołakowski; P. Kopeć, Profesor jako literat, „Najwyższy Czas” 2005), w ogromnej większości nie uznających żadnej formy zbawienia i odrzucających jakąkolwiek religię, zapałało gniewem, iż deklaracja watykańska wykluczyła z grona zbawionych przedstawicieli innych religii.

Jest dość zabawne słyszeć, iż ktoś domaga się dla innych czegoś, co w jego najgłębszym mniemaniu nie istnieje. W rzeczywistości organizatorzy politycznie poprawnego oburzenia wpisują się w szeroką akcję rugowania chrześcijaństwa z życia publicznego.

W tym miejscu zilustrujmy zarysowaną tendencję, czyli: jak politycznie poprawna tolerancja przechodzi w rzeczywistości w nietolerancję. Oto przed kilku laty w katastrofie lotniczej na wschodnim wybrzeżu Kanady zginęło dwieście dwadzieścia dziewięć osób. W pobliżu miejsca, gdzie rozbił się samolot, odprawiono nabożeństwo poświęcone pamięci ofiar, które było transmitowane na żywo przez kanadyjską telewizję. Pod pretekstem, że ofiary były wyznawcami różnych religii, zobowiązano duchownych chrześcijańskich, aby nie czytali fragmentów z Nowego Testamentu i nie wymieniali imienia Jezus. Skąd i dokąd naprawdę wieje wicher tej (obłudnej) tolerancji, można było poznać po tym, że obecnych na nabożeństwie duchownych wyznań niechrześcijańskich nie poddano tego typu cenzurze. Mogli całkowicie swobodnie wzywać imię swojego Boga i cytować ze swoich świętych ksiąg (R. Baader, Political correctness, „Opcja na prawo” 12/2009).

Póki co, większość Europejczyków uważa się za wierzących

Myślę, że najbardziej niepokojące jest jednak pominięcie, wbrew historycznej prawdzie i zdrowemu rozsądkowi, dziedzictwa chrześcijańskiego w tworzeniu się współczesnej europejskiej wspólnoty. Warto przy tym pamiętać, że 57% mieszkańców starej Europy uważa się za wierzących, a tylko 14% za ateistów. Można przyjąć, że po rozszerzeniu Unii Europejskiej dane te zmienią się jeszcze na korzyść wierzących. Tymczasem zdarzają się kraje nominalnie demokratyczne, w których władzę zdobywają wrogowie religii oraz Kościoła i gnębią wierzących obywateli w imię (a jakże!) pluralizmu, postępu i… tożsamości pojmowanej inaczej.

Myślę, że w czasie gwałtownie narastającej agresji do Kościoła katolickiego warto przypomnieć niektóre diagnozy i oceny sprzed kilkunastu lat. Oto w trakcie wykładu na Sorbonie w listopadzie 1999 roku kardynał Ratzinger (późniejszy papież Benedykt XVI) wskazywał, że współczesny świat nie akceptuje chrześcijaństwa z racji wiary w to, że Jezus Chrystus jest jedyną drogą zbawienia. Gdyby chrześcijanie uznali, że są jedną z wielu dróg samorealizacji duchowej człowieka, nie budziliby takiej niechęci liberałów. Jednak rezygnacja z wiary w wyłączność swojej drogi do zbawienia w opinii Ratzingera jest dla katolicyzmu bardziej zabójcza niż najkrwawsze nawet represje. Za te poglądy wiele mediów wyklęło bawarskiego kardynała jako fanatyka. A jednak jego ówczesna odwaga w głoszeniu prawdy przyniosła mu zwycięstwo. Jego ostrzeżenia przed manowcami dialogu międzyreligijnego podziela wielu kardynałów i arcybiskupów całego świata (P. Semka, Niemiec po Polaku, czyli cud Jana Pawła Wielkiego, „Rzeczpospolita” 2005). Myślę, że kardynał Ratzinger wyrażał słuszne obawy, iż największym zagrożeniem dla chrześcijaństwa będzie w przyszłości antychrześcijańska dyktatura opinii publicznej, pozorna tolerancja, wykluczająca wiarę jako nietolerancyjną (Bóg i świat. Z kardynałem J. Ratzingerem rozmawia Peter Seewald, Kraków 2001). Obserwacje wskazują, że do tej fikcyjnej, destrukcyjnej tolerancji oraz związanego z ową mistyfikacją zniewolenia duchowego wielu Polaków już się niestety dostosowało i krążą posłusznie w chocholim tańcu lewackich telewizyjnych przekonań.

Tak oto, póki co, kultura europejska wraz z edukacją wchodzi powoli w okres schyłkowy, w którym stosunki międzyludzkie ulegają osobliwemu zdziczeniu.

Tak narodził się współczesny Mrożkowski, pogrążony w chaosie półinteligent globalny, irracjonalny postępowiec, omamiony konsumpcyjnym szaleństwem i nieograniczoną wolnością obyczajową, który w manii mitologizowania rzeczywistości dobrowolnie usprawiedliwi każdą głupotę i każde własne upokorzenie.

Uczyć się na błędach

Co robić? Myślę, że należy i warto śledzić błędy, które popełniły inne kraje. Przetaczająca się od kilku dziesięcioleci przez zachodni świat, a ostatnio także przez Polskę radykalna, antychrześcijańska, pełzająca rewolucja moralna, niosąca zdehumanizowany laicyzm i sekularyzm, niczym walec zgniata wszystko, co normalne, zdrowe, usankcjonowane wartościami tradycyjnymi i zgodne z prawem naturalnym. Najbardziej tragikomicznym skutkiem tego wszystkiego jest fakt, że coraz więcej stąpających po tej ziemi jest całkowicie nieświadomych, jak bardzo ulegli manipulacji. Słowem, nie w pełni zrozumiemy, na czym polega osobliwy tragizm sytuacji w czasach współczesnych, jeśli chodzi o swobodę dostępu do informacji, i nie uświadomimy sobie, że (jak donoszą amerykańskie media alternatywne) około 90% tego, co widzimy w telewizji, jest kontrolowane przez zaledwie 6 gigantycznych korporacji medialnych. Co gorsza, wszystkie owe korporacje są z jednej ideologicznej stajni (lewicowej oczywiście). U nas, w Polsce, jest jeszcze gorzej, bo ściek informacyjny wylewa się tylko z dwóch kanałów: rządowego i nieprzejednanej opozycji, mamiących nas swoją rzekomą odrębnością ideologiczną (R. Kościelny, Jeszcze o propagandowym praniu mózgu, „Warszawska Gazeta”, sierpień 2019).

Artykuł Herberta Kopca pt. „Kociokwik pedagogiczny” cz. II można przeczytać na s. 5 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Kociokwik pedagogiczny” cz. II na s. 5 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jesienią 1939 roku bolszewicki zarząd zagarniętych ziem wschodniej Polski nie wstrzymał działalności Poczty Polskiej

Dokumenty pocztowe miały świadczyć, wg propagandy sowieckiej, że Polska na tym terenie istniała do czasu, kiedy naród, bez zewnętrznego przymusu zadecydował, aby przyłączyć się do „radzieckiego raju”.

Tadeusz Loster

27 sierpnia 1939 roku, czyli cztery dni po podpisaniu układu [Ribbentrop-Mołotow], Klimient Woroszyłow udzielił „Izwiestii” wywiadu, zawierającego „życzliwe” sugestie sowieckie, w których stwierdził możliwość (w razie wojny) dostaw dla Polski. 2 września ambasador ZSRR w Warszawie, Mikołaj Szaranow, zwracając się do ministra Becka, wyraził zdziwienie, że Polska nie korzysta z tej możliwości. 17 września o godzinie 9 rano mjr Zarębski przybył w tym celu do Moskwy. Wtedy sowiecka armia wkroczyła już kilkanaście kilometrów w głąb terytorium Polski.

Sowiecki dowód osobisty Heleny Loster, od 30 listopada 1939 roku Eleny Pietrownej Loster obywatelki ZSRR | Fot. ze zbiorów autora

Wojska bolszewickie przejechały przez granicę z białymi flagami, z otwartych wieżyczek czołgów żołnierze wymachiwali czapkami, wymijając w ten sposób napotkane na drodze polskie stanowiska graniczne. O godz. 11 oficerowie misji francuskiej donieśli, że czołgi bolszewickie przekroczyły Dniepr i są już 40 km od Kołomyi. (…)

Na zajętych przez siebie ziemiach polskich oddziały Armii Czerwonej zaczęły powoływać tymczasowe zarządy obwodowe składające się z funkcjonariuszy NKWD i reprezentantów tubylczej lewicy. W ten sposób na okupowanych terenach utworzono administrację bolszewicką. 28 października 1939 roku ZSRR oraz Rzesza Niemiecka zawarły traktat o granicach i przyjaźni, wyznaczający jako granicę linię Bugu. (…)

Ciekawymi dokumentami tego okresu są przesyłki pocztowe. Bolszewicki zarząd zagarniętych ziem nie wstrzymał działalności Poczty Polskiej, urzędy pocztowe działały jak przed wybuchem wojny. Nowe władze nie wycofały z obiegu polskich znaczków, utrzymały taryfę pocztową obowiązującą w RP od 1934 roku. Listy nadawane w urzędach pocztowych nie różniły się od listów przedwojennych, frankowane polskimi znaczkami i pieczętowane polskimi kasownikami, adresowane po polsku do instytucji o niezmienionych polskich nazwach, leżących przy ulicach o nazwach jak przed wojną. Z czasem, po wyczerpaniu się zasobów polskich znaczków pocztowych, zostały one zastąpione znaczkami radzieckimi w relacji: jeden złoty równał się jednemu rublowi.

List polecony wysłany z Wygody do Stryja dnia 25 października 1939 r. | Fot. ze zbiorów autora

Stopniowo zaczęły ukazywać się przesyłki oklejone tylko znaczkami sowieckimi lub bardzo ciekawe przesyłki, na których występowały znaczki Poczty Polskiej wraz ze znaczkami radzieckimi. W historii poczty rzadko można spotkać przesyłki opłacone znaczkami różnych państw.

Taka farsa pocztowa trwała oficjalnie do 30 listopada 1939 roku, kiedy obywatele polscy otrzymali obywatelstwo radzieckie. Po tej dacie z urzędów pocztowych znikały znaczki polskie, a polskie stemple pocztowe zastępowano radzieckimi. Zaczęła także obowiązywać taryfa taka sama, jak na całym obszarze Związku Sowieckiego.

Cały artykuł Tadeusza Lostera pt. „Dokumenty mówią” można przeczytać na s 3 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Tadeusza Lostera pt. „Dokumenty mówią” na s. 3 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Prof. Nowak: Nie przedstawiono żadnego dobrego argumentu, że Banaś powinien ustąpić. Klimatyzm to samobójstwo ludzkości

Prof. Andrzej Nowak o sprawie Mariana Banasia, szaleństwie ideologicznym nowej lewicy, jagiellońskiej Polsce i tym, co ma wspólnego staropolski sobiepan z sędziami Sądu Najwyższego i o Ukrainie.

Nie przedstawiono do tej pory w sferze publicznej żadnego argumentu, który by mnie przekonał, że Marian Banaś powinien ustąpić ze stanowiska. Zatem albo są jakieś tajne wiadomości […] które powinny zostać ujawnione albo nie ma i całkowitą rację ma Marian Banaś.

Prof. Andrzej Nowak stwierdza, że „w tym drugim przypadku powinien zostać przeproszony, a jeśli faktycznie popełnił jakieś przestępstwa to powinien być zdjęty ze stanowiska”.

Historyk opowiada o czwartym tomie swojego monumentalnego dzieła „Dzieje Polski. Trudny złoty wiek”. Ten tom obejmuje historię Polski z lat 1468-1572.

Przeciwstawiam się sugestiom jakoby już w wieku XVI było już wszystko zdecydowane […] bo tak historia nie działa.

Opisuje w niej wyzwania przez jakimi stawała Jagiellońska Polska w obliczu powstania imperium Habsuburgów „od La Plata do Brukseli” i omawia „błędy Jagiellonów, które doprowadziły do powstania Moskwy jako jednoczycielki ziem ruskich”. Podkreśla przy tym mądrość takich władców jak Władysław Jagiełło, Zygmunt Stary i Zygmunt August, który postanowił rządzić „ze społeczeństwem, a nie wbrew społeczeństwu”.

Folwark był najlepszą inicjatywą ekonomiczną jaką Polska mogła dopowiedzieć na wyzwania i koniunkturę gospodarczą tego czasu. chłopi mieli się lepiej niż w Europie.

Prof. Nowak przestrzega przed anachronicznymi ocenami i kalkami historiograficznymi. W polskich dziejach znajduje analogię do sytuacji obecnej. Przypomina on „wirus sobiepaństwa, widoczny w wieku XVII”, opierający się na maksymie „będę decydował o sobie wbrew temu, co mówi Rzeczpospolita”. Taką postawę widzi dzisiaj u protestujących sędziów.

Nie jest tak, że tylko jedna strona jest winna.

Dodaje, że PiS poprzez powołanie Stanisława Piotrowicza na członka KRS dał opozycji pretekst do kwestionowania wartości reformy. Piotrowicz bowiem „to nie jest dobry symbol tej nowości”, jaką ma przynieść reforma. Zauważa, że także w czasach o których pisze w swojej książce między Polakami dochodziło do poważnych podziałów.

Polacy byli podzieleni w sprawie najważniejszej, czyli w sprawie zbawienia.

Spory między Polakami od wieków wykorzystują „sąsiedzi, którym zależy, by Polska była słaba i wewnętrznie skłócona”. Ponadto prof. Nowak komentuje zbliżające się obrady w formacie normandzkim, które będą dotyczyć przyszłości Ukrainy. Obawia się, że nie pierwszy raz w historii Europy dojdzie do „zaspokajania agresywnego państwa kosztem słabszego przez państwa silniejsze”. Mówi również o inwazji bełkotu ideologicznego na uniwersytetach. Wydziały humanistyczne opanowują idee gender i marksizmu kulturowego.

Ten system przez reformę premiera Gowina staje się dla nas absolutnym wzorem do którego musimy równać i do którego będziemy równać z fatalnymi tego skutkami.

Rozmówca Krzysztofa Skowrońskiego komentuje także działania ludzi, którzy w imię klimatu proponują de facto zagładę ludzkości. Jak stwierdza: „ideologia Grety Thunberg ma na celu samobójstwo ludzkości”.

Jeśli odwracamy się od rozumu, który dziedziczymy i wybieramy tylko swój partykularny obłęd (a chodzi mi tu o ideologię klimatyzmu), to kończy się to propozycją zbiorowego samobójstwa ludzkości. […] Trzeba bardzo intensywnie bronić zdrowego rozsądku i prawdy, która zawarta jest w chrześcijaństwie, w Bogu.

Gość „Poranka WNET” podkreśla, że głoszone idee maja na celu wyrugować nasze górnictwo węglowe, na czym zyskają niemieckie turbiny wiatrowe.  Przypomina książkę papieża-emeryta „Poznanie prawdy. Wyznania papieskie”, w której Benedykt XVI mówi o drodze uniwersytetów i zbliżeniu i oddalaniu się między wiedzą a prawdą, które jak podkreśla profesor, nie są tym samym.

Posłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

PSL – spadkobiercy komunistycznych ludowców udają więź z tradycjami Stronnictwa Ludowego, założonego w 1895 roku

Za każdym razem, gdy liderzy dzisiejszego PSL-u mówią o kontynuacji tradycji partii w wymiarze 124 lat – targają mną emocje. Czyżby ludzie nie znali historii, by się nabierać na propagandową sieczkę?

Piotr Hlebowicz

Tradycje Stronnictwa Ludowego – Polskiego Stronnictwa Ludowego – kończą się na wyjeździe Stanisława Mikołajczyka z Polski w roku 1947 i na represjach, które dotknęły w komunistycznej Polsce liderów tejże partii.

Ugodowi ludowcy (marionetki bierutowskiej władzy ludowej, którzy pomagali w likwidacji „mikołajczykowców”) stworzyli zalążek nowej partii, podległej PPR, którą nazwano Zjednoczone Stronnictwo Ludowe.

Tutaj tradycje się kończą, gdyż nowa „partia chłopska” została  satelickim kontrahentem powstałej z tak zwanego zjednoczenia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (w skrócie PZPR). Co prawda na emigracji w Londynie działała w rządzie na uchodźstwie PSL, jednak miała ona właściwie tylko symboliczne znaczenie, gdyż nie wpływała na życie kraju. I tak do 1989 roku rządziła PZPR (naczelna siła komunistyczna), a wtórowały jej „dwa kwiatki do kożucha” – ZSL i SD (Stronnictwo Demokratyczne). Wasale PZPR w tzw. Sejmie PRL. Widząc idące zmiany w Polsce, towarzysze z wierchuszki ZSL-u postanowili działać. Powołali do życia tzw. PSL „Odrodzenie”.

Od 1989 roku istniała też grupa tzw. wilanowskiego PSL-u, na czele z bardzo przyzwoitymi działaczami, wywodzącymi się z Niezależnego Ruchu Ludowego, „Solidarności” rolniczej oraz z Ogólnopolskiego Komitetu Oporu Rolników (działającego od roku 1982 w konspiracji). Czarodzieje z PSL „Odrodzenie” zaczarowali Romana Bartoszcze (stare komunistyczne wygi obiecały mu funkcję prezesa) i w maju 1990 r. oba PSL-e zostały „zjednoczone”. Owszem, Bartoszcze prezesem został, lecz tylko na rok. A potem nastąpiła akcja wyrugowania Romana i porządnych ludzi z nowo powstałej partii, a całą władzę przejęli towarzysze typu: Malinowski, Kalinowski, Olesiak, Jagieliński, Zych, młody Pawlak i inni.

W 1989 roku, z grupą znanego ludowca i żołnierza Armii Krajowej Józefa Teligi (przy poparciu Adama Bienia), próbowaliśmy odrodzić prawdziwy PSL. Niestety towarzysze z ZSL-u bardzo skutecznie nasze zamiary storpedowali. I to metodami niegodnymi. (…)

Lider tego nowego PSL-u, Władysław Kosiniak-Kamysz (zresztą syn wpływowego działacza ZSL-u okresu PRL), nie zareagował w maju 2019 r., uczestnicząc w „odczycie” Leszka Jażdżewskiego na UW, gdy ten zaatakował Kościół w sposób chamski i perfidny. A nawet oklaskiwał złotoustego antyklerykała!

Natomiast w obecnej kampanii wyborczej do parlamentu RP Władysław Kosiniak-Kamysz oddał miejsca na listach PSL-u sześciu kandydatom z organizacji „Ślonzoki Razem”. Może nic by nie było w tym dziwnego, gdyby stowarzyszenie to nie negowało polskości Śląska i nie trzymało się antypolskiej narracji historycznej. Po prostu – autonomiści.

Pan przewodniczący Kosiniak-Kamysz zasługuje na czerwoną kartkę od środowisk wiejskich całego kraju.

Niestety, wiedza historyczna naszego społeczeństwa jest w chwili obecnej znikoma. Cała masa poczciwych obywateli środowisk wiejskich nie jest świadoma, iż dzisiejsza partia pod nazwą PSL ma się do mikołajczykowskiego PSL-u, a tym bardziej do przedwojennego SL-u – jak pięść do nosa. Żadnej więzi historycznej NIE MA.

Cały artykuł Piotra Hlebowicza pt. „ZSL czy PSL?” można przeczytać na s. 4 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com.

 


„Kurier WNET”, „Śląski Kurier WNET” i „Wielkopolski Kurier WNET” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach.

Wersja elektroniczna aktualnego numeru „Kuriera WNET” jest do nabycia pod adresem gumroad.com. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera WNET” wraz z wydaniami regionalnymi, czyli 40 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Następny numer naszej Gazety Niecodziennej znajdzie się w sprzedaży 19 grudnia.

Artykuł Piotra Hlebowicza pt. „ZSL czy PSL?” na s. 4 listopadowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 65/2019, gumroad.com

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego