Pandemia dała prztyczka w nos zadufaniu światowych elit, które chcą tworzyć „nowy, wspaniały świat” i nowego człowieka

Możemy wrócić do sprawdzonych wartości i praw naturalnych, a stosunki międzynarodowe oprzeć na współpracy suwerennych państw, porzucić fałszywe programy zmiany człowieka i wspieranie demoralizacji.

Joanna Pyryt

W czerwcu 2016 roku miała miejsce ceremonia otwarcia tunelu kolejowego pod Przełęczą św. Gotarda, łączącego Szwajcarię z Włochami. Huczne świętowanie po 17 latach budowy 57-kilometrowego przekopu za 12 mld franków szwajcarskich byłoby w pełni zrozumiałe, gdyby nie rodzaj przedstawienia pokazanego zgromadzonym głowom państw Europy.

Zorganizowano dość ponure widowisko z przebranym za kozła tancerzem w centrum i otaczającymi go tłumami bezwolnych postaci składającymi mu hołd.

Tak było na zewnątrz, a w samym tunelu odbył się przemarsz czworoboku półnagich ludzi poruszających się jak roboty i wielu innych dziwnych i nieprzyjemnych stworów. Co miało oznaczać to widowisko, bardziej przypominające jakąś pogańską ceremonię, trudno powiedzieć. (…)

Stan największych i do niedawna kwitnących krajów Europy Zachodniej przedstawia się nie najlepiej. Społeczeństwa dysponują pewnymi zasobami i może nie odczuwają jeszcze biedy, a w niektórych warstwach nadal cieszą się bogactwem, lecz zmierzają donikąd. Kiedy przemierzało się Europę Zachodnią w latach 60. i na początku 70. XX wieku, widać było zasobne społeczeństwa o stabilnych gospodarkach i dość spójnym systemie wartości, opartym w życiu prywatnym na rodzinie i wierze, a w życiu społecznym odwołującym się do demokracji i wolności słowa. Obecnie na wyraźny kryzys gospodarczy wywołany oparciem finansów światowych na sztucznym, nieistniejącym pieniądzu i bezkresnym długu, nakłada się zamieszanie ideologiczne. (…)

Tak to wyglądało w 2018 roku. A teraz? Pandemia obnażyła całą nędzę globalizacji i dała prztyczka w nos zadufaniu światowych elit, które chcą tworzyć „nowy, wspaniały świat” i nowego człowieka.

Paradoksalnie to nieszczęście, które ogarnęło cały glob, może stać okazją do refleksji i zawrócenia ze ślepych uliczek światowej polityki.

Możemy wrócić do sprawdzonych wartości i praw naturalnych, a stosunki międzynarodowe oprzeć na współpracy suwerennych państw. Trzeba wesprzeć rodziny, porzucić fałszywe programy zmiany człowieka i wspieranie demoralizacji z nieograniczonych środków tworzonych przez system finansowy.

Cały artykuł Joanny Pyryt pt. „Europa w roku 2018 i postscriptum z roku 2020” znajduje się na s. 17 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Joanny Pyryt pt. „Europa w roku 2018 i postscriptum z roku 2020” na s. 17 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Kto przyczynił się do tego, że pustoszeją świątynie i zamiera pobożność? / Herbert Kopiec, „Śląski Kurier Wnet” 70/2020

Sformułowanie „wierzący niepraktykujący” jest pozbawione sensu. Samo uznanie istnienia Boga nie jest wiarą w Niego, zakwestionowanie zaś Jego przykazań i prawdy przez Niego objawionej to akt niewiary.

Herbert Kopiec

Marksizm kulturowy w zakrystii

Porozmawiajmy dziś o tym, jak to się stało, że w ciągu zaledwie kilku dekad XX wieku KATOLICKIE społeczeństwa Francji, Hiszpanii, czy Irlandii uległy w dużej mierze laicyzacji? Co i kto się tak naprawdę przyczynił się do tego, że pustoszeją świątynie, zamiera pobożność nominalnie wierzących ludzi? Czy Kościoły w tych krajach nie zauważyły zagrożeń prowadzących do takiej sytuacji? Dla uniknięcia nieporozumień odnotujmy, że interesuje mnie los wiary/religii Kościoła katolickiego. Dlaczego? Ano – zauważmy – świat przepełniony jest religiami. Ale to są religie neopogańskie, które choć w sensie społecznym są religiami, to jakoś (o dziwo!) nikt z nimi za bardzo nie walczy. Walczy się natomiast wyłącznie z religią KATOLICKĄ. Wygląda na to, że przyczyna leży w tym, iż nie ma drugiej takiej religii, która by narzucała człowiekowi NIEZALEŻNĄ od człowieka doktrynę moralności i Objawienia.

Z obserwacji wynika – pisali już o tym w latach 70. XX wieku konserwatywni zachodni badacze – że w gruncie rzeczy wzmiankowane wyżej ewidentne sukcesy laicyzacyjne były następstwem tego, iż dominujące w świecie lewoskrętne/ marksistowskie siły postępu przybrały oblicze „zakrystiana”.

Próba opanowania Kościoła wymagała zakorzenienia się w nim i podjęcia próby zabicia go od środka.

Strategia ta była konsekwencją tego, iż komuniści/marksiści zdali sobie sprawę z klęski poniesionej w ciągu ostatnich stu lat walki z Kościołem, prowadzonej od ZEWNĄTRZ. Marksizm od początku był ideologią skrajnie antyreligijną. Włodzimierz Lenin o wrogości wobec religii pisał: „Forma naszego komunistycznego społeczeństwa została przez nas stworzona tylko dlatego, aby walczyć przeciw wpływom jakiejkolwiek religii na świadomość klasy robotniczej. Marksizm powinien być materialistyczny. Mówiąc inaczej, powinien być wrogiem religii. Komuniści to nieprzejednani wrogowie fanatyzmu religijnego i ceremonii religijnych” (W. Lenin, Socjalizm a religia, 1905). Kościół katolicki jako instytucja stojąca na straży wartości absolutnych – życia, rodziny, prawdy, dobra – bronił tego, co było obiektem ataku marksistów, dlatego był i jest dla nich głównym ośrodkiem antyrewolucyjnym.

Kościół katolicki jest podstawowym budulcem tradycyjnej kultury, dlatego nie da się tej kultury zmienić bez zniszczenia Kościoła.

Sowieccy czekiści – przypomnijmy – bezcześcili kościoły, hiszpańscy republikanie mordowali księży i gwałcili zakonnice, a współcześni wrogowie Kościoła „tylko” wieszają na krzyżu genitalia albo śpiewają kolędy, ilustrując je stosunkiem seksualnym. Polską tradycję katolicką niszczy się więc bezkrwawo – wulgaryzmami i śmiechem.

Najbardziej opiniotwórczy ongiś dziennik w Polsce nie po raz pierwszy wzruszył się swego czasu przedświątecznym losem karpi: „Bóg się rodzi, karp truchleje”. „Gazeta Wyborcza” przytaczała opinie ekspertów potwierdzające, że zabijane ryby cierpią! Zamieszcza też fragment listu obrońców zwierząt do Episkopatu Polski wzywający do niejedzenia ryb. Wreszcie opisuje akcję „wypuszczania karpi na wolność”. „Ryby nie są rzeczami. Cierpień, jakie im się zadaje, nie można usprawiedliwiać tradycją” – stwierdził jeden z organizatorów protestu przeciwko tradycji. Dramatyczne opisy rybiego losu i wypuszczanie złowionych ryb (zamiast przekazania ich na wigilijne stoły np. w domach dziecka) mogą sugerować, że ludzkie cierpienia nieczęsto zasługują na porównanie do cierpień zwierząt… Dzięki artykułowi (Kto nie lubi świąt?, „Nasz Dziennik”, 2005) wiemy już, że w niechęci do Świąt Bożego Narodzenia przodują dwa „humanistyczne” byty/podmioty: karpie i „Gazeta Wyborcza”.

Moc i urok laickiego humanizmu

Wciąż zbyt mała jest świadomość, że są HUMANIZMY będące ukrytą formą Bogobójstwa, detronizacji Boga, zwalczające Boga i Kościół katolicki. Odnotujmy, że rosyjski XIX-wieczny myśliciel prawosławny Władimir Sołowjow (1853–1900) przewidywał, że nadejdą takie czasy, w których powstanie chrześcijaństwo, które nie będzie skoncentrowane na Chrystusie rzeczywistym, tylko na jakimś Chrystusie zniekształconym. Chrystusie bez krzyża. Chrystusie pomieszanym z ideami pogańskimi, z kompromisami etycznymi czy synkretyzmem religijnym. Inaczej mówiąc, kiedy się analizuje humanizm, należy przyglądać się jego czystym, wzniosłym odłamom, ale też trzeba analizować te jego odłamy, które mogą być satanistyczne. Antychryst – ostrzegał Sołowjow – będzie również filantropem, ekologiem (skąd my to znamy!), humanistą, czyli w ogóle będzie czarował ludzi. Będzie się ludziom podobał, natomiast nie będzie w nim Chrystusa. Bez większego ryzyka popełnienia błędu da się przyjąć, że w takim odłamie humanizmu mógł się zrodzić pomysł organizowania tzw. „ślubów humanistycznych”.

Ach, co to był/jest za ślub…

Jeszcze do niedawna było wiadome, że jest ślub cywilny i ślub kościelny. Ale to już przeszłość. Dzięki temu, że „humaniści” nie zasypiają gruszek w popiele, mamy nową kategorię ślubu, tzw. ślub humanistyczny – bez księdza i urzędnika stanu cywilnego. Stanowi alternatywę dla ślubu cywilnego i kościelnego. Pierwszy taki ślub (w Polsce nie ma on skutków prawnych) odbył się w 2007 roku w Warszawie. Ponieważ nie było mi jeszcze dane uczestniczyć w takim ślubie (nikt mnie nie zaprosił), w internecie znalazłem informacje o urokach i blaskach humanistycznego ślubu, które mnie oczarowały. Wstyd się przyznać, ale na chwilę nawet zapomniałem, że to cudo pomyślane jest nie dla mnie, bo dla osób, które nie utożsamiają się z żadną wiarą ani wyznaniem. I choć promotorzy ślubu wzmiankują o swojej bezradności w opisie ceremonii – to jednak swoje zrobili. Posłuchajmy: „Ta energia, to coś, co nie sposób jest opisać. Te Panny Młode mają w sobie to coś. Mają w sobie piękno, subtelność i niezwykły blask. To coś, czego nie sposób jest się nauczyć. To się ma, lub tego się nie ma. I kiedy patrzymy na zdjęcia z tej jakże duchowej ceremonii, to widzimy właśnie taki blask – przepełniony subtelnością i delikatnością”.

Niech mi Czytelnik wybaczy, bo może nie powinienem się z tego zwierzać… Fakty są takie, że doznałem chyba czegoś na kształt wzdęcia wyobraźni i radykalnie zrewidowałem swój dotychczasowy stosunek do tej instytucji. I gdybym był trochę młodszy, to kto wie, co bym zrobił… Ale do rzeczy. Otóż okazuje się, że śluby humanistyczne – cytuję: „należą do najdynamiczniej rozwijającego się w świecie rodzaju ślubów. Są one organizowane przez stowarzyszenia humanistyczne. Główny nacisk w ich przypadku, jak sama nazwa wskazuje, kładziony jest na wartości humanistyczne, takie jak: rozum, przyjaźń, wolność jednostki, zaufanie do ludzi, afirmacja tolerancji i różnorodności, równość kobiety i mężczyzny, empatia.

Tym, co jest ważne w przypadku ślubu humanistycznego, to element kreatywności oraz chęć ogłoszenia przez Młodych Zakochanych, że się kochają i chcą założyć rodzinę. I czegóż – zapytajmy – można chcieć więcej?

Wracając do tytułowego wątku dzisiejszego felietonu – zauważmy, że po dotychczasowych nieudanych wysiłkach marksiści podjęli próbę zabicia Kościoła od WEWNĄTRZ, od środka. Zakorzeniają się w Kościele, uczelniach, mediach, środowiskach katolickich. Taka tendencja oczywiście przeraża prawdziwych katolików. A komuniści i wszelkiej maści lewacy się śmieją, bo kto ich wykorzeni z katolickich kręgów, jeśli w Kościele katolickim utrzyma się tendencja, by NIKOGO nie ekskomunikować, czyli mówiąc bardziej współczesnym językiem – NIKOGO nie dyskryminować? (Szwindel ateistycznego komunizmu, „Polonia Christiana”, nr 49/2016). Myślę, że w zarysowanym kontekście łatwiej zrozumieć, dlaczego na Kongresie Eucharystycznym w Filadelfii w 1976 roku Kardynał Karol Wojtyła mówił: „Stoimy dziś wobec ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, między ewangelią a antyewangelią, między Chrystusem a Antychrystusem. Ta konfrontacja – podkreślił – znajduje się w planach Bożej Opatrzności. Jest zatem w Bożym planie próba, której Kościół musi z odwagą stawić czoła”. To nie kto inny, a Kościół katolicki właśnie – zgodnie ze swoją misją – przypomina światu, katolickim politykom i ustawodawcom obowiązek troski o oparte na naturze ludzkiej wartości fundamentalne, niepodlegające negocjacjom.

Artyści/humaniści w czasach koronawirusa

Jakoś tak się przyjęło, że artyści niejako z samej swej duchowej natury są zazwyczaj lewoskrętni. Nie dziwi więc, że ci zawodowi przeciwnicy Pana Boga nie zaprzepaścili okazji, aby na tym nieszczęściu grasującym po świecie upiec swoją pieczeń. Wpadli na pomysł, aby przypomnieć stąpającym po tej ziemi (a w zasadzie zamkniętym w swoich mieszkaniach w obawie przed koronawirusem) „utwór wszechczasów” – Imagine Johna Lennona. Można było usłyszeć w TVN 24, że jest to piosenka zawierająca w sobie „wielkie pokłady NADZIEI” i z tego powodu dobrze, że się ją przypomina. Ponieważ mniej znana (od niewątpliwie pięknej melodii utworu) jest treść utworu – może warto przypomnieć, w czym Lennon ulokował swoje nadzieje, które tak bardzo urzekły wielu ludzi. Przesławny Beatles odwołuje się do marzeń i wyobraźni: „Wyobraź sobie, że nie ma Nieba. To nie jest trudne, jeśli spróbujesz. Żadnego piekła pod nami, nad nami tylko niebo. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących dla dnia dzisiejszego. Wyobraź sobie, że nie ma krajów. To nie jest trudne do zrobienia. Nic, dla czego można byłoby zabić albo umrzeć, żadnych religii. Wyobraź sobie wszystkich ludzi żyjących w pokoju. Możesz mówić, że jestem marzycielem, ale nie jestem jedyny./ Mam nadzieję, że któregoś dnia przyłączysz się do nas I świat będzie żył jako jeden. Wyobraź sobie brak własności. Zastanawiam się, czy potrafisz. Żadnej chciwości i głodu, braterstwo ludzi. Wyobraź sobie wszystkich ludzi dzielących się światem. Możesz mówić, że jestem marzycielem (…)”.

No cóż, jest to wizja zwycięstwa lewackiej ideologii nad zdrowym rozsądkiem, ostateczny sukces totalitaryzmu na skalę światową. Słowem: globalna urawniłowka. Jak ostrej szpicruty trzeba by było użyć, żeby wprowadzić tę wizję w życie? Wielu – przypomnijmy – próbowało: Hitler, Stalin Mao… I to wszystko zawiera się w jednym, niewinnym przeboju muzyki pop? – spyta ktoś ze zdziwieniem. Nie wszystko – odpowiadam – ale jest to doskonale uchwycona esencja pragnień propagatorów „poprawności politycznej”, które (trzeba mieć nadzieję) nigdy nie zostaną zrealizowane. Wszak jest to marzenie przerażające („Opcja na prawo” nr 12/2011). Nieprzypadkowo więc to właśnie katolicyzm pozostaje w zasadniczym konflikcie z najbardziej agresywnymi prądami lewoskrętnej kultury współczesnej. Kto wierzy w Boga, kto staje w obronie wartości absolutnych – w ocenie europejskiej lewicy uchodzi dziś za politycznie niekompetentnego.

Zło w kulturze bierze swój początek w myślach, w rozumie, a ściślej w jego braku. Jak to trafnie ujął G.K. Chesterton: „Jeżeli ktoś przestanie wierzyć w Boga, to nie znaczy, że w nic nie będzie wierzył, tylko że uwierzy w byle co”.

Smutny fakt, że w Monachium najbardziej intratnym zajęciem jest zawód wróżki, i to lepiej płatny niż zawód profesora, adwokata czy lekarza, tylko potwierdza tezę Chestertona. Wydaje się, że najbardziej niebezpieczna dla Kościoła i religii jest sytuacja następująca: „Posiadać określoną religię, ale w formie rozwodnionej i zeszpeconej, zredukowanej do czystej paplaniny, tak że można tę religię wyznawać w sposób pozbawiony wszelkiej żarliwości czy pasji” („Fronda” 2006).

Wielu uważających się za osoby wierzące mówi o sobie: „Jestem katolikiem wierzącym, ale niepraktykującym”. Słowo „wierzący” najczęściej nie oznacza dla nich nic innego, jak jedynie uznanie istnienia Boga, zaś „niepraktykujący” – nieuczestniczenie w życiu sakramentalnym Kościoła i zakwestionowanie jego nauczania. Już na podstawie powyższego stwierdzić można, że takie sformułowanie „wierzący, ale niepraktykujący” jest zupełnie pozbawione sensu. Otóż samo uznanie istnienia Boga nie jest wiarą w Niego, zakwestionowanie zaś Jego przykazań i prawdy przez Niego objawionej to po prostu akt niewiary. Ten z kolei nie jest żadną podstawą do określenia swojego miejsca w Kościele katolickim. Wręcz przeciwnie… Czy człowiek, który swoimi czynami lub ich brakiem podważa sens Bożych przykazań, a spotkanie z Chrystusem w Eucharystii uważa za niepotrzebne – jest wierzący?

Wbrew temu, co słyszymy, nie istnieje pojęcie „laickiego katolicyzmu” i nie istnieją „laiccy katolicy”. W kościele katolickim słowo „laicki” oznacza stan nieduchowny, zaś „laikat” – ogół katolików świeckich, wiernych, którzy uznają Boże przykazania i zobowiązania z tego uznania płynące, a swoją wiarę w Boga gotowi są poprzeć czynami. Oni wiedzą, że twierdzenia typu „jestem wierzący, ale niepraktykujący” są po prostu kompromitujące. Bo według logiki takich sformułowań należałoby usprawiedliwić na przykład złodzieja, bo wszak może też jest uczciwy? Tyle tylko, że niepraktykujący… Kończąc, zauważmy, że marksizm da się porównać do wirusa, który na przestrzeni lat mutuje do coraz niebezpieczniejszych form.

Pomysł, aby marksizm kulturowy przycupnął w Kościele, przybierając oblicze zakrystiana, był prawdziwym majstersztykiem. Świadczy o tym fakt, że bezpośredni atak na religię przeprowadzony przez komunistów przyniósł o wiele mniejsze niszczycielskie skutki niż działania podejmowane na Zachodzie w imię analizowanego tzw. laickiego humanizmu.

Jakoż w ostatecznej perspektywie każdy katolik powinien być świadom, iż należy do zwycięskiej armii, ponieważ Christus vincit (Chrystus Wodzem). A jak to zwięźle ujął święty Jan Chryzostom: „Łatwiej zgasić słońce niż zniszczyć Kościół”. Tak więc, mimo wszystko, głowa do góry, Rodaku-katoliku! Póki co, nie lękaj się postępowych marzeń Johna Lennona.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Marksizm kulturowy w zakrystii” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Herberta Kopca pt. „Marksizm kulturowy w zakrystii” na s. 5 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Niemiecka policja bezsilna wobec dużych grup muzułmanów. Dr Ozdyk: Potrafi ukarać trzech emerytów na ławce w parku

Dr Sławomir Ozdyk o wpływie imigracji z Południa na walkę z koronawirusem w Niemczech, zbliżającym się Ramadanie, starciach z migrantami i „zamachu” lewaków na aplikację monitorującą objawy Covid-19.

Pięciu Tadżyków zostało aresztowanych. Planowali atak na jedną z baz amerykańskich w Niemczech.

[related id=102549 side=left]Dr Sławomir Ozdyk podkreśla, iż „jeśli ktoś myśli, że Państwo Islamskie jest zniszczone, to jest w błędzie”. Symbole ISIS mieli mieszkańcy ośrodka dla uchodźców w Suhl, którzy brali udział w starciach z policją. Nasz gość przypomina to wydarzenie, do jakiego doszło w marcu w Turyngii. Wobec oporu migrantów wobec ustanowienia kwarantanny w ośrodku doszło do zamieszek, wobec których na miejsce trzeba było ściągnąć „uzbrojone jednostki policji, wozy bojowe do rozbijania barykad, pogotowie”.

Ekspert ds. bezpieczeństwa odnosi się do zapowiadanego „odmrożenia” gospodarki RFN, w której to sprawie niemiecka kanclerz prowadzi negocjacje z premierami niemieckich krajów związkowych. Zauważa, że muszą ustalić co robić przed 24 kwietnia, gdyż tego dnia zaczyna się Ramadan. W tym miesiącu muzułmańskiego kalendarza muzułmanie poszczą za dnia i spotykają się na biesiady w nocy. Utrudnia to zachowanie reżimu sanitarnego, zgodnie z którym nie powinny ze sobą spotykać się na ulicy więcej niż dwie osoby (wyjąwszy ludzi mieszkających ze sobą).

Zarzuca się niemieckiej policji, że potrafi ukarać trzech emerytów na ławce w parku, a nie robi nic z dużymi zgromadzeniami muzułmanów.

Tymczasem niemiecka policja jest bezsilna wobec agresywnej młodzieży muzułmańskiej, która obrzuca ją kamieniami, a nawet ciężarkami do ćwiczeń. Przed zdecydowaną reakcją powstrzymują funkcjonariuszy wymogi poprawności politycznej i świadomość, że ci, których aresztują dzisiaj jutro zostaną wypuszczeni na wolność.

Sądy puszczają ich wolno. Są bardzo pobłażliwe jeśli chodzi o uchodźców, migrantów.

Zgarnięty rano za handel narkotykami w parku Czeczen, wieczorem jest już na wolności, robiąc to samo, w tym samym miejscu. Dr Ozdyk zauważa, że w tych środowiskach pobyt w więzieniu to „część życia, nie kara”.

Osoba wychodząca z więzienia ma już swoją historię, którą może się pochwalić.

Opowiada także o akcji jednej z radykalnie lewicowych grup, która przecięła kable, które „znajdowały się blisko aplikacji koronawirusowej”. Mobilna aplikacja ma pozwalać jej użytkownikom na monitorowanie objawów Covid-19.

Lewa strona sceny politycznej uważa, że będzie to narzędzie totalnej kontroli.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

A.P.

KPCh może osłabić atrakcyjność demokracji i kapitalizmu, jeśli pokaże światu, że chiński reżim radzi sobie z kryzysem

Kierując propagandę na Stany Zjednoczone, KPCh odciąga uwagę od siebie, co umożliwia jej złamanie niektórych z ostatnich umów z Waszyngtonem w sprawie inwestycji handlowych i własności intelektualnej.

Bowen Xiao

Otrzymane przez „The Epoch Times” wewnętrzne dokumenty chińskich władz zwracają uwagę na to, w jaki sposób reżim celowo zaniżał liczbę przypadków wirusa KPCh i cenzurował dyskusje o wybuchu epidemii, czym przyczynił się do rozprzestrzeniania się choroby, która, jak obecnie potwierdzono, zainfekowała ponad 715 000 osób na całym świecie [w dniu publikacji artykułu w języku polskim – przyp. redakcji].

Podporządkowane władzy komunistycznej media i chińscy urzędnicy wzmacniali teorie spiskowe popularyzowane w mediach społecznościowych takich jak Twitter, w których twierdzono ostatnio, że pochodzenie wirusa nie jest znane lub że pochodzi od wojska USA, lub że wysiłki KPCh na rzecz powstrzymania wirusa dały reszcie świata czas i pozwoliły się przygotować.

Media będące tubą reżimu, z których wiele ma anglojęzyczne strony internetowe, rozpowszechniały te teorie niemal codziennie, a w niektórych artykułach nawet grożono bezpośrednio Stanom Zjednoczonym, np. w artykule redakcyjnym w Xinhua z 17 marca, w którym stwierdzono: „Strona amerykańska winna natychmiast poprawić swoje niewłaściwe zachowanie […] nim będzie za późno”. Chociaż chińskim obywatelom nie wolno korzystać z Twittera, to na tej platformie aż roi się od botów, które szerzą propagandę broniącą reżimu komunistycznego oraz atakującą Stany Zjednoczone. Rzecznik Twittera nie odpowiedział na prośbę o komentarz na temat tego, czy firma wie o botach i czy planuje je usunąć.

Kolejna narracja zyskująca popularność w amerykańskich mediach podtrzymuje, że nazywanie patogenu „wirusem z Wuhan” jest rasistowskie, pomimo faktu, że media władzy komunistycznej same używały tego terminu, np. Xinhua, „Global Times” i nie tylko.

Wcześniejsze choroby, takie jak ebola, zika, wirus zachodniego Nilu, choroba z Lyme (w polskim piśmiennictwie częściej nazywana boreliozą – przyp. redakcji) i grypa hiszpanka zostały nazwane od miejsca pojawienia się wirusa. (…)

Chiny chcą być postrzegane jako odpowiedzialny gracz na arenie międzynarodowej, który może skutecznie przyczynić się do rozwiązania problemów światowych. Wykazując skuteczność krajowego systemu zarządzania, Pekin może osiągnąć swój cel, polegający na zmianie światowego ładu, i promować chiński model jako warty naśladowania przez kraje rozwijające się. Jeśli reżim z powodzeniem zaprezentuje się jako ten, który skutecznie radzi sobie z kryzysem, to „KPCh może jeszcze bardziej osłabić atrakcyjność demokracji i kapitalizmu na całym świecie.

Władze Chin aktywnie szerzą wśród własnych obywateli propagandę na temat wirusa. 11 marca amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O’Brien powiedział podczas przemówienia w waszyngtońskim think tanku Heritage Foundation, że reżim początkowo usiłował cenzurować lekarzy, którzy próbowali mówić o wybuchu epidemii, „aby wiadomości na temat wirusa nie zostały ujawnione”. Prawdopodobnie kosztowało to społeczność świata dwa miesiące [które można było przeznaczyć] na reakcję.

Cały artykuł Bowen Xiao pt. „Globalna kampania dezinformacyjna” znajduje się na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Bowen Xiao pt. „Globalna kampania dezinformacyjna” na s. 12 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

We Francji wiedzę o Katyniu kształtowała propaganda niemiecka i sowiecka. Do dziś niewiele się pod tym względem zmieniło

Robert Brasillach w swoim reportażu napisał, że należałoby zorganizować pielgrzymki do Katynia, aby zrozumieć sowieckie okrucieństwo i antyrosyjską politykę Piłsudskiego oraz postawy Polaków.

Klaudia Rok

Niemiecki minister propagandy Goebbels na wieść o odkryciu masowych grobów polskich oficerów w lesie katyńskim nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Zainicjował kampanię, która miała na celu nagłośnienia masakry katyńskiej w jak największym wymiarze. Wiadomości dotyczące masakry katyńskiej oraz jej sprawców – Sowietów ukazywały się licznie w niemieckich czasopismach. Propaganda Goebbelsa objęła całą prasę w krajach zależnych od Niemców. Jednym z takich krajów była Francja (…)

Oczywiste było, że w kraju, w którym władzę sprawują Niemcy oraz ich francuscy kolaboranci, sprawa katyńska również będzie poruszana w sferze publicznej. Józef Czapski wspomniał, że we Francji ruszyła maszyna propagandy Goebbelsa, która nakazała prawicowej prasie pisać jak najwięcej o masakrze w Katyniu. Francuska prawica, współpracująca z nazistami, wykorzystywała tragedią Polaków również w celu udowodnienia słuszności kolaboracji z hitlerowcami i nazistowskiej polityki. Co więcej, w sierpniu 1941 roku został powołany kolaborancki Legion Ochotników Francuskim przeciw Bolszewizmowi (LVF), który zrzeszał faszystów oraz jeńców wojennych. Z czasem żołnierze tej jednostki wojskowej zostali wysłani do walk na wschodzie. Poprzez LVF docierały do Francji wiadomości dotyczące sytuacji w Związku Sowieckim.

To właśnie tym ochotnikom francuskim złożyła wizytę delegacja dyplomatów francuskich, składająca się z francuskiego ambasadora Ferdinanda de Brinona, redaktora głównego prawicowej gazety „Je suis partout” – Claude’a Jeantata oraz dziennikarza, pisarza, prozaika i faszysty Roberta Brasillacha. Brasillach był pierwszym francuskim dziennikarzem, który odwiedził groby katyńskie. Następnie swój pobyt w tym miejscu opisał w słynnym i przejmującym reportażu Widziałem doły Katynia, opublikowanym w „Je suis partout” w 1943 roku.

Była to pierwsza relacja, zdana przez Francuza, dotycząca masakry w Katyniu, a jej treść została odczytana w eterze we Francji w tym samym roku. Brasillach oddał w swoim świadectwie grozę i gorycz lasu katyńskiego oraz wyraził współczucie dla narodu polskiego. Opisał przeraźliwy odór wydobywający się z dołów, pozwalający obecnym oddychać tylko ustami.

Ciała polskich oficerów, klejące się do siebie, jeszcze wilgotne, przypominały śledzie i były wyciągane z dołów hakami. Brasillach w swoim reportażu napisał, że należałoby zorganizować pielgrzymki do Katynia, aby zrozumieć sowieckie okrucieństwo, aby zrozumieć antyrosyjską politykę Piłsudskiego oraz Polaków. Ostrzegł swoich rodaków, że współpraca z komunistami przyniosłaby takie same doły śmierci nad Sekwaną. Brasillach został zastrzelony w lutym 1945 roku w Fort Montrougue koło Paryża w ramach czystki, za kolaborację z Niemcami. Nazywany jest jedynym Francuzem, który zginął za Katyń.

Cały artykuł Klaudii Rok pt. „Francuzi wobec Katynia” znajduje się na s. 4 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Klaudii Rok pt. „Francuzi wobec Katynia” na s. 4 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Jak zrodził się pomysł na zbrodnię katyńską? Dlaczego wymordowano elity? / Wojciech Pokora, „Kurier WNET” 70/2010

Czy Katyń był osobistą zemstą Stalina za klęskę w wojnie z 1920 roku? A co, jeśli stał się zwieńczeniem całej serii wydarzeń i zbrodni na Polakach, które były elementem jeszcze szerszej gry?

Wojciech Pokora

Dlaczego doszło do Katynia?

2 marca 1940 roku Ławrientij Beria – Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR (szef NKWD) skierował do Józefa Stalina tajną notatkę nr 794/B (794/Б), w której poinformował, że polscy jeńcy wojenni w liczbie 14 736 osób ( w tym 97 proc. narodowości polskiej) oraz więźniowie w więzieniach Zachodniej Białorusi i Ukrainy w liczbie 18 632 osoby, z tego 1207 oficerów i 5141 policjantów (w tym 57 proc. obywateli narodowości polskiej), stanowią zdeklarowanych i nie rokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej.

W związku z powyższym stwierdził, że

NKWD ZSRR uważa za uzasadnione: rozstrzelanie 14,7 tys. jeńców i 11 tys. więźniów bez wzywania skazanych, bez przedstawiania im zarzutów, bez decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia

oraz zlecenie rozpatrzenia spraw i podejmowania decyzji trójce NKWD w składzie: Wsiewołod Mierkułow, Bogdan Kobułow, Leonid Basztakow. Notatkę swoimi podpisami zatwierdziły cztery osoby: Stalin, Woroszyłow, Mołotow i Mikojan. Ponadto z dopisku sekretarza dowiadujemy się, że Kalinin i Kaganowicz zagłosowali „za”. Zgodnie z notatką Biuro Polityczne KC WKP(b) w dniu 5 marca 1940 roku wydało tajną decyzję nr P13/144 z zaproponowaną przez Berię treścią:

I. Polecić NKWD ZSRR:

1) Sprawy 14 700 znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych byłych polskich oficerów, urzędników państwowych, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i dozorców więziennych, 2) Jak też sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi w liczbie 11 000 członków różnych k-r [kontrrewolucyjnych; W.P.] organizacji szpiegowskich i dywersyjnych, byłych obszarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników państwowych i zbiegów – rozpatrzyć w trybie specjalnym z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania. II. Rozpatrzenie spraw przeprowadzić bez wzywania zatrzymanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia – w następującym trybie: a) wobec osób znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych – na podstawie informacji przedłożonej przez Zarząd ds. Jeńców Wojennych NKWD ZSSR, b) wobec osób zatrzymanych – na podstawie informacji z akt przedłożonej przez NKWD Ukraińskiej SRR i NKWD Białoruskiej SRR.

III. Rozpatrzenie spraw i powzięcie uchwały zlecić trójce towarzyszy w składzie: Mierkulow, Kobułow i Basztakow (naczelnik I Wydziału Specjalnego NKWD ZSRR).

14 marca 1940 r. w gabinecie Bogdana Kobułowa, szefa Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD, spotkali się szefowie zarządów NKWD obwodu smoleńskiego, kalinińskiego i charkowskiego, ich zastępcy oraz naczelnicy tzw. wydziałów komendanckich wymienionych zarządów obwodowych NKWD. Uczestniczył w niej również Piotr Soprunienko, szef powołanego przez Berię we wrześniu 1939 roku Zarządu do spraw Jeńców Wojennych Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRR, jeden z głównych organizatorów mordu katyńskiego. Soprunienko zmarł w Moskwie w 1992 roku.

22 marca 1940 r. Beria wydał tajny rozkaz nr 00350 „O rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR”.

3 kwietnia 1940 roku z obozu w Kozielsku wyruszył pierwszy transport jeńców kierowanych na egzekucję do Katynia. Rozstrzeliwań dokonywano w ścisłej tajemnicy w Katyniu, Miednoje koło Tweru, Piatichatkach na przedmieściu Charkowa i Bykowni koło Kijowa. Wciąż nieznane jest miejsce mordu i pochowania ok. 7 tys. ofiar z tzw. białoruskiej i ukraińskiej listy katyńskiej.

Tak wygląda zorganizowanie i przebieg zbrodni w encyklopedycznym skrócie. Jednak najważniejsze zostaje pytanie – dlaczego do tego doszło? Skąd pomysł na masową zbrodnię w takim kształcie? Dlaczego postanowiono zgładzić polską elitę? Czy faktycznie należy na poważnie brać tezę, że wydarzenia z 1940 roku były osobistą zemstą Stalina za klęskę bolszewików w wojnie 1920 roku? W tej legendzie jest ziarnko prawdy, ale prawda może zdumiewać. A co, jeśli Katyń jest zwieńczeniem całej serii wydarzeń i zbrodni na Polakach, które były elementem jeszcze szerszej gry? Polsko-sowieckiej rozgrywki o Ukrainę? Taką tezę postawił amerykański historyk Timothy Snyder i wydaje się ona całkiem prawdopodobna.

Polska Organizacja Wojskowa

Przed wybuchem I wojny światowej we Lwowie powołano do życia dwie organizacje, których wpływ na późniejsze wydarzenia skutkujące odzyskaniem przez Polskę niepodległości w 1918 r. jest nieoceniony.

Pierwszą z nich była powołana przez działaczy Organizacji Bojowej PPS tajna organizacja wojskowa o nazwie Związek Walki Czynnej. Inicjatorem powołania Związku był Kazimierz Sosnkowski (z inspiracji Piłsudskiego), który w 1908 r. rozpoczął tworzenie tej organizacji na bazie kół milicyjnych PPS. W 1909 r. na czele ZWC stanął osobiście Józef Piłsudski.

W tym samym roku, także we Lwowie, powstała Organizacja Młodzieży Niepodległościowej „Zarzewie”, która dwa lata później powołała do życia Polskie Drużyny Strzeleckie. Już w 1911 r. doszło do spotkania Komendy Naczelnej Drużyn Strzeleckich z Komendą Główną Związku Walki Czynnej, na którym uchwalono wspólną linię szkoleniową dla rekrutów. Nawiązana wówczas współpraca zaowocowała tym, że po wybuchu I wojny światowej, w sierpniu 1914 r. obie organizacje połączyły się w Warszawie w jeden podmiot uznający zwierzchnictwo komendanta Wojsk Polskich Józefa Piłsudskiego. W październiku tego samego roku dowództwo nad organizacją przejął emisariusz Piłsudskiego, ppor. Tadeusz Żuliński, który nadał jej nazwę Polska Organizacja Wojskowa. Opracowano dokument programowy POW, w którym stwierdzano, że „celem POW jest zdobycie niepodległości Polski drogą walki zbrojnej”. Za głównego przeciwnika uznano wówczas imperium rosyjskie.

Polska Organizacja Wojskowa działała do 1921 roku. Członkowie POW najpierw zasilili Legiony Polskie, a od 1917 roku brali udział w walce z państwami centralnymi o niepodległą Polskę. Na tym etapie działalności jej komendantem został Edward Rydz-Śmigły. W 1918 roku Polska Organizacja Wojskowa wraz z Pogotowiem Bojowym PPS stała się główną formacją Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej w Lublinie. Dzięki oddziałom POW rządowi Daszyńskiego udało się przejąć kontrolę m.in. nad Lublinem. Komendant Główny POW, Edward Rydz-Śmigły, został ministrem wojny. Jednak już 11 listopada 1918 r. rozkazem Rydza-Śmigłego rozpoczął się proces likwidacji POW. Jej członkowie zostali wcieleni do Wojska Polskiego. Jednak działalność kontynuowała jedna komenda – Komenda Naczelna nr 3 w Kijowie.

Na Wschodzie bowiem pojawił się nowy wróg, w związku z czym nie zaprzestano pracy wywiadowczej na tyłach wojsk sowieckich. Komendę KN-3 POW ulokowano w Warszawie i podporządkowano ją Naczelnemu Dowództwu Wojska Polskiego. Komendantami naczelnymi KN-3 byli kolejno: Przemysław Barthel de Weydenthal, Henryk Józewski i Stefan Bieniewski. POW w 1920 r. podzielono na Wschodzie na pięć terenów i siedem okręgów: Teren A – ukraiński z okręgami kijowskim i charkowskim, Teren B – Zagłębie Donieckie, Teren C – czarnomorski z okręgami odeskim, krymskim i besarabskim, Teren D – bliskiego wschodu z okręgami konstantynopolskim i tyfliskim oraz Teren E – kozacki w Rostowie nad Donem. Istniały również struktury w Moskwie, Mińsku (KN-5) i na Bałkanach. Wszystkie te struktury zlikwidowane zostały do 1921 roku. Jednak w propagandzie sowieckiej działały o wiele dłużej.

Piłsudski wygrał wojnę z bolszewikami, by przegrać pokój z narodowcami

W 1918 roku, po 123 latach, Polska ponownie stała się niepodległym państwem. Państwem bez unormowanych stosunków z sąsiadami, z praktycznie niewytyczonymi granicami. Jednak ówczesna sytuacja Polski, mimo spodziewanych konfliktów o granice, była o wiele pewniejsza niż sytuacja dążącej do niepodległości Ukrainy. Po wycofaniu się wojsk niemieckich na Ukrainie zapanował stan niepewności i próżni.

Scenariusze były różne. Ukraina mogła zostać wchłonięta przez bolszewicką Rosję, mogło się jeszcze odbudować imperium rosyjskie, które także upomniałoby się o te tereny, a mogła także – na wzór polski, stać się niepodległym krajem. Po tym, jak bolszewicy odrzucili traktat brzeski, jasne stało się, że wyciągną ręce po Ukrainę.

Należało więc działać. W grudniu 1918 r. ukraińska armia pod wodzą Symona Petlury, po wznieceniu powstania przeciwko wspieranemu przez Niemców Hetmanatowi Skoropadskiego, wkroczyła do Kijowa.

Polska uznała, że niepodległość Ukrainy jest warunkiem polskiego bezpieczeństwa i poparła sprawę ukraińską. W lipcu 1919 r. wojska generała Antona Denikina odbiły Kijów z rąk ukraińskich i odpierały ataki napierającej Armii Czerwonej. Polska – czwarty uczestnik sporu, zbierała informacje wywiadowcze właśnie przez Komendę Naczelną III Polskiej Organizacji Wojskowej. W chwili, gdy bolszewicy zaczęli przeważać nad białymi Denikina, Polska przystąpiła do działania, choć fizycznie na Kijów wyruszono dopiero w kwietniu 1920 r., po formalnym zawarciu sojuszu z Symonem Petlurą – głównodowodzącym armii Ukraińskiej Republiki Ludowej. Wiceministrem spraw wewnętrznych ukraińskiego rządu został Henryk Józewski – pochodzący z Kijowa członek POW, późniejszy wojewoda wołyński, współtwórca eksperymentu wołyńskiego. Ruszono na Kijów. Józewski dostał od Petlury zadanie przygotowania elity kulturalnej Ukrainy na powrót Ukraińskiej Republiki Ludowej. Do tego zadania miał zwerbować ludzi z kręgu ukraińskiego historyka literatury, członka Rady Najwyższej Ukraińskiej Republiki Ludowej – Serhija Jefremowa, który obiecał mu swoje wsparcie.

Armia Czerwona opuściła Kijów bez walki. Jednak nie na długo. Po przegrupowaniu się odbiła miasto już w czerwcu 1920 roku. Skutecznie także wykorzystano wyprawę kijowską w celach propagandowych, przedstawiając ją jako imperialistyczną próbę przywrócenia własności polskim obszarnikom. Wojska sprzymierzone opuściły Kijów. Na zachód ruszyła ofensywa Armii Czerwonej. Dla Polski zaczęła się wojna o wyznaczenie ogromnego pogranicza pomiędzy Polską a państwem bolszewickim. Najlepiej, gdyby ta przestrzeń politycznie nie była zależna od Rosji. Armia Czerwona natomiast miała postawioną za cel ogólnoświatową rewolucję i pod takimi sztandarami parła, by zmiażdżyć Polskę i po jej trupie ruszyć dalej. Na czele partii stał wówczas Lenin, komisarzem wojny był Trocki, Dzierżyński kierował Czeka.

Za ukraiński front odpowiedzialność polityczną ponosił jednak Józef Stalin. I na nim spoczywała, przynajmniej w części, odpowiedzialność za klęskę, którą Armia Czerwona poniosła w wyniku polskiej kontrofensywy.

W 1921 roku w Rydze podpisano polsko-bolszewicki układ pokojowy, kładący kres dążeniom Ukrainy do niepodległości. Piłsudski, rozumiejąc zagrożenie ze strony sowieckiej Rosji, dążył do oddzielenia od niej Polski państwami sprzymierzonymi lub sfederowanymi. Narodowa Demokracja większe zagrożenie widziała ze strony Niemiec i Żydów. Dla nich Ukraińcy nie byli narodem, ale surowcem etnicznym, który mógł zasilić Rosję lub Polskę. Ale zbudowana na tym surowcu niepodległa Ukraina szybko, ich zdaniem, stałaby się państwem marionetkowym w rękach Niemiec. W związku z tym postanowiono ugłaskać Moskwę, oddając jej tereny, na których Piłsudski widział niepodległe państwa. Polsce zostawiono jedynie pogranicze, które w opinii Endecji dałoby się zasymilować. Mówiono, że obóz Piłsudskiego wygrał wojnę z bolszewikami, by przegrać pokój z narodowymi demokratami.

Bitwa o Wołyń, Polskę, Ukrainę…

Traktat położył kres sojuszowi Piłsudskiego z Petlurą. Polska zobowiązała się do internowania swoich dotychczasowych sprzymierzeńców. Na wschodzie zachowały się, co prawda, resztki struktur POW i doszło nawet do próby inwazji na bolszewików pod przywództwem oficera Komendy Naczelnej III POW, Jerzego Kowalewskiego, i Jurko Tiutiunnyka z Ukraińskiej Komendy Powstańczej, ale Pochód Zimowy z 1921 r. był katastrofą. Co ważne, Kowalewski działał oficjalnie na własną rękę i gdyby nawet wrócił żywy z tej awantury, zapewne zostałby aresztowany. Polska Organizacja Wojskowa przestała istnieć. Polska rozpoczęła mozolny proces odbudowy państwa po latach niewoli i wojen. Na wschodzie, za nowo uformowaną granicą zamieszkał wróg. Piłsudski wycofał się z polityki, bolszewicy utworzyli Związek Radziecki, obejmujący Ukraińską Socjalistyczną Republikę Radziecką, a Polska pod przywództwem narodowych demokratów budowała państwo monoetniczne, mimo że zamieszkiwały ją różne narody. Traktat ryski podzielił granicami nie tylko tereny zamieszkiwane przez Białorusinów czy Ukraińców, ale także serce żydowskiej Europy.

Nikt nie z rządzących nie miał pomysłu, jak zagospodarować kilka milionów Żydów, Białorusinów i Ukraińców. Pomysł na to mieli natomiast komuniści, których poczynaniom przyglądali się odsunięci od władzy piłsudczycy.

W 1926 roku doszło w Polsce do wydarzeń, które przewróciły scenę polityczną. Piłsudski w wyniku zamachu stanu przejął władzę i zamierzał ją sprawować poprzez swoich zaufanych ludzi. Najbardziej ufał tym, których sprawdził w boju, więc nie dziwi, że sięgnął po legionistów, którzy rekrutowali się w dużej mierze z Polskiej Organizacji Wojskowej. Peowiacy wrócili do gry. Do gry chcieli przyłączyć się także komuniści. W chwili, gdy Piłsudski dokonywał przewrotu, na terenie Rzeczpospolitej działały trzy partie komunistyczne: Komunistyczna Partia Polski, Komunistyczna Partia Zachodniej Białorusi i Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Podczas przewrotu majowego komuniści poparli Piłsudskiego – przywódcy partyjni zaoferowali mu swoje usługi, strajki na kolei uniemożliwiły wsparcie strony rządowej przez próbujące przedostać się do Warszawy wojsko.

Wszystko wskazuje na to, że polskim komunistom wesprzeć Piłsudskiego nakazał Stalin, sądząc, że szybko uda się go obalić i dokończyć rewolucję. I to był kolejny błąd Stalina. Piłsudski „dokonał rewolucji bez rewolucyjnych konsekwencji”, bo masy robotnicze nie podchwyciły rewolucyjnych haseł. Stalin nie chciał pamiętać, że Polska Partia Komunistyczna wywodziła się z organizacji socjalistycznych o dłuższym rodowodzie niż rewolucja bolszewicka i u swojego zarania były one wymierzone przeciw caratowi. Zatem i przeciw Moskwie. Trudno było przekonać ludzi, by spojrzeli w stronę Moskwy życzliwiej.

Gdy Stalin to zauważył, Piłsudski już zainstalował się z nową władzą. Zostało zatem obciążyć odpowiedzialnością za swój błąd polskie struktury partyjne. Natychmiast wycofano komunistyczne poparcie dla Marszałka i już w czerwcu 1926 roku narzucono nową retorykę – Piłsudskiego zaczęto nazywać faszystą.

Równocześnie postanowiono wzmocnić rewolucyjną agitację w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, bardzo aktywnej na południowo-wschodnich krańcach Polski – w Galicji i na Wołyniu. I nie pomylono się.

Na tych obszarach Ukraińcy i Żydzi stanowili większość, zatem agitacja przeciwko polskim obszarnikom trafiała na podatny grunt. Szczególnie jeśli chodzi o Ukraińców, bo ich regionalne powstanie było o wiele bardziej prawdopodobne niż ogólnokrajowa rewolucja komunistyczna. Wystarczyło ich wesprzeć, wzniecić niepokoje społeczne na pograniczu i usprawiedliwić w ten sposób interwencję wojskową. Poza tym Ukraińcy z Galicji nie tak dawno toczyli już z Polską wojnę. W latach 1918–1919 próbowali przecież wywalczyć swoją niepodległość. Zatem tendencje nacjonalistyczne były tu dość silne.

Z kolei na Wołyniu bardzo popularna była Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy. Pojawił się zresztą na tym terenie nowy, charyzmatyczny przywódca – Tiutunnyk. Ten sam, który wyruszył z ofensywą zimową w 1921 roku, po czym przeszedł na stronę bolszewików, wracając na tereny Rzeczpospolitej jako sowiecki partyzant. W 1924 roku Wołyń był miejscem nasilonych ataków sowieckiej partyzantki. Dochodziło do setek napadów na placówki graniczne, na posiadaczy ziemskich i ich mienie, a nawet na pociągi, którymi podróżowali oficerowie Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli zajmujący się wywiadem. Sowieci szykowali plan przyłączenia terenów wschodnich Rzeczpospolitej, nazywanych przez nich Zachodnią Ukrainą, do sowieckiej Ukrainy, nazywając to zjednoczeniem i wyzwoleniem narodowym. I trafiali z tym przekazem do zamieszkujących południowo-wschodnie terytorium Polski Ukraińców.

W chwili, gdy rząd polski zamykał ukraińskie szkoły, odbierał cerkwie, które trafiały w ręce Kościoła rzymskokatolickiego, zasiedlał wschodnie tereny wojskowymi osadnikami, Sowieci prowadzili zmasowaną akcję propagandową, pokazującą, jak w Związku Radzieckim wspierana jest ukraińska kultura, a ukraińskim chłopom żyje się dostatnio.

Komunizm odnosił sukces. Żeby temu zapobiec, należało jak najszybciej wprowadzić na tym terenie reformy, które usuną społeczne i narodowe zaplecze komunizmu. W ten sposób narodził się pomysł eksperymentu wołyńskiego Henryka Józewskiego, który miał na celu wyrwać Ukrainę z rąk bolszewików. Józewski, który pełnił funkcję Szefa Gabinetu Prezesa Rady Ministrów, został przeniesiony do Łucka na stanowisko wojewody wołyńskiego. Po objęciu tej funkcji napisał w pamiętniku: „W oczach niejednego z moich przyjaciół przeniesienie na Wołyń (…) było degradacją. Nikt się nie domyślał, że właśnie w Łucku przyjdzie do mnie i będzie ze mną wielka przygoda mego życia. …Rozpocząłem bitwę o Wołyń, Polskę, Ukrainę, bitwę o samego siebie”.

Cdn.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” znajduje się na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Wojciecha Pokory pt. „Dlaczego doszło do Katynia?” na s. 5 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

O kogo dba WHO, która kompromituje się niekompetencją i rozgłasza narrację Pekinu podczas obecnego kryzysu wirusowego?

Cyniczne wysiłki, jakie podejmuje WHO i jej dyrektor generalny T.A. Ghebreyesus, by zadowolić chińskie przywództwo komunistyczne, rodzą dziś poważne pytania dotyczące upolitycznienia tej instytucji.

Peter Zhang

Na przestrzeni lat WHO zdążyła się już dorobić niechlubnej historii porażek w radzeniu sobie ze śmiertelnymi epidemiami. (…) Jednak tym razem porażka WHO nie polega tylko na jej niekompetencji, lecz także na niewyrafinowanych próbach rozgłaszania narracji Pekinu podczas obecnego kryzysu wirusowego. Na całym świecie pojawiły się krytyczne opinie pod adresem tej organizacji, która na początku stycznia powtarzała za Pekinem, że wirusa można bagatelizować. Widząc dowody na drakońską kontrolę Pekinu nad informacjami o wirusie, w tym grożenie informatorom ze środowiska medycznego aresztowaniami, eksperci ds. zdrowia na całym świecie byli przerażeni tym, że szef WHO chwali Pekin za „uczynienie nas bezpieczniejszymi” i że ogłosił globalne zagrożenie dla zdrowia publicznego dopiero kilka dni po zablokowaniu Wuhan – epicentrum epidemii koronawirusa – 23 stycznia. Do tego czasu śmiertelnie groźny wirus zdążył już dotrzeć do Ameryki Północnej i Europy.

WHO, bojąc się, że urazi Pekin, kluczyła przez kilka dni, zanim w końcu nazwała wirusa z Wuhan „covid-19”. Powolne działanie WHO w kwestii ostrzeżenia reszty świata przed tą śmiertelną chorobą doprowadziło do publicznych protestów przeciwko Ghebreyesusowi, szefowi WHO. W ciągu kilku dni ponad 456 000 osób złożyło podpisy pod petycją na Change.org, wzywając go do rezygnacji ze stanowiska.

Według informacji na stronie internetowej WHO, Chiny zajmują 16. miejsce na liście 20 jej najlepszych sponsorów, pozostając daleko w tyle za Stanami Zjednoczonymi, które nawet po propozycji administracji Trumpa o zredukowaniu funduszu na WHO o 65 mln nadal są głównym darczyńcą. Jednak wpływ Pekinu na WHO jest widoczny i rzutuje na wiele kluczowych obszarów jej działalności. Jednym z niepokojących działań WHO jest zwodnicze zarządzanie informacjami na temat wirusa Wuhan na stronie internetowej. Przykładowo na anglojęzycznej stronie internetowej WHO początkowo podano: „Następujące środki NIE SĄ skuteczne w walce z covid-2019 i mogą być szkodliwe: Palenie. Przyjmowanie tradycyjnych leków ziołowych. Noszenie wielu maseczek. Samowolne przyjmowanie leków takich jak antybiotyki”. Ostrzeżenie, by nie stosować tradycyjnych preparatów ziołowych jako leków, zamieszczono na francuskiej, arabskiej i rosyjskiej wersji strony, nie ma go jednak na chińskiej. Teraz ostrzeżenie w języku angielskim również zostało usunięte. Światowa Organizacja Zdrowia najwyraźniej bierze pod uwagę prowadzone w Chinach przez władze kampanie medialne promujące tradycyjne, chińskie ziołolecznictwo w celu zwalczania wirusa z Wuhan. Dalsze potajemne manipulowanie informacjami lub możliwe dezinformowanie na temat pandemii jest deprymujące, nieetyczne i nieodpowiedzialne, szczególnie wobec zainfekowanych pacjentów i odważnych lekarzy działających na pierwszej linii frontu na całym świecie.

Kiedy dr Bruce Aylward, zastępca dyrektora generalnego WHO, stwierdził, że należy naśladować sposób, w jaki Chiny radzą sobie z wirusem z Wuhan, z pewnością przeoczył, chyba że świadomie popierał, system społeczeństwa orwellowskiego, w którym brakuje praworządności, przestrzegania praw człowieka, przejrzystości i wolności prasy.

Kiedy Aylward powiedział dziennikarzom: „Gdybym miał covid-19, chciałbym być leczony w Chinach”, chińscy internauci natychmiast zarzucili mu brak rozsądku i ignorowanie przerażających realiów chińskich ośrodków kwarantanny. Jeden z internautów zaproponował nawet naiwnemu Kanadyjczykowi, aby od razu został rezydentem Wuhan.

(…) Nieodpowiedzialnością ze strony WHO, globalnych mediów i rządów na całym świecie jest korzystanie z danych i statystyk Pekinu bez opatrzenia ich komentarzami, wziąwszy pod uwagę historię fałszowania statystyk przez Chiny podczas SARS i ponownie teraz, podczas epidemii wirusa z Wuhan. Zachodnie media, rządy i WHO wydają się podawać dane Pekinu i powoływać się na nie bez zastanowienia. Światowa Organizacja Zdrowia wydaje się koncentrować na zaspokajaniu potrzeb przywódców komunistycznych z Pekinu, zamiast na dobrobycie 1,3 mld Chińczyków oraz 23,7 mln ludzi na Tajwanie.

Cały artykuł Petera Zhanga pt. „O kogo dba WHO?” znajduje się na s. 12 kwietniowego „Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł Petera Zhanga pt. „O kogo dba WHO?” na s. 12 kwietniowego „Kuriera WNET”, nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Ghebreyesus był członkiem komunistycznej organizacji. Dr Zbigniew Hałat: WHO zawsze było reprezentantem idei lewicowych

Co mają ze sobą wspólnego WHO, ChRL, lewacka partyzantka etiopska i Robert Mugabe? Dr Zbigniew Hałat o tym, kim jest dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus.


[related id=98935 side=left]Dr Zbigniew Hałat opowiada o dyrektorze generalnym Światowej Organizacji Zdrowia Tedrosie Adhanomie Ghebreyesusie. Jako pierwszy człowiek piastujący to stanowisko nie jest lekarzem. Stwierdza, że etiopski biolog „należał do organizacji faszystowsko-etnicznej, gdzie kazał torturować przeciwników”. [Chodzi o Tigrajski Ludowy Front Wyzwolenia, partyzantkę, a potem partię polityczną o profilu nacjonalistycznym i marksistowsko-leninowskim -przyp. red.]

Chińska Republika Ludowa, która mocno umacnia swoje wpływy w Afryce powołała tego człowieka.

Epidemiolog wskazuje na wpływ China na Światową Organizację Zdrowia. [Nota bene poprzedniczką Ghebreyesusa była chińska lekarka Margaret Chan- przyp. red.] Po swym wyborze pierwszy Afrykańczyk na tym stanowisku, powołał Rosjanina do walki z gruźlicą. Tymczasem „Rosja ma najgorsze wyniki walki z gruźlicą”. Przypomina błędy dyrektora generalnego WHO z czasów, gdy był on ministrem zdrowia Etiopii:

Jako minister zdrowia Etiopii trzy epidemie cholery kwalifikował jako wodnistą biegunkę.

W 2017 Ghebreyesus ogłosił, że wybrał Roberta Mugabe na ambasadora dobrej woli WHO. Z nominacji tego krwawego dyktatora wycofał się po fali krytyki, jaka na niego spadła.

Reprezentantka Stanów Zjednoczonych na Igrzyskach armii 18-26 października w Wuhan zachorowała. Zabrano ją do Ameryki szybko.

Dr Hałat mówi także o nowej wersji wydarzeń ws. początku epidemii promowanej przez Pekin. Według niej to Amerykanie przywlekli chorobę do Chin. Odnosi się także do kwestii stosowanych przez lekarzy leków na Covid-19. Niektórzy twierdzą, że hydroksychlorochina jest remedium na nową chorobą. Nasz gość mówi, że w obecnej sytuacji stosujemy wszystkich środków, które polepszają proces leczenia pacjenta. W odpowiedzi na wątpliwości, że ze stosowaniem plaquenilu wiążą się skutki uboczne odpowiada:

Są objawy uboczne przy każdym leku. Ogromna część ludzi leczonym lekami antynowotworowymi cierpi na skutki uboczne.

Wysłuchaj całej rozmowy już teraz!

K.T./A.P.

Mamy prawdziwy wielki post. Trudności weryfikują ludzi i instytucje / Jadwiga Chmielowska, „Śląski Kurier WNET” 70/2020

WHO potrzebowała prawie dwóch miesięcy, by ogłosić, że skala zarażeń koronawirusem jest już pandemią; zapewne zajmowała się wytycznymi dla edukacji antydyskryminacyjnej kolejnych 50 nowych płci.

Jadwiga Chmielowska

Kwiecień – miesiąc Wielkiego Postu – oczekiwania na Zmartwychwstanie. Mamy teraz prawdziwy wielki post. Zamilkły dyskoteki i huczne zabawy, świat pogrążył się w zadumie nad sensem, kruchością i marnością życia. Szkoda, że dopiero teraz.

Czasy trudne weryfikują ludzi i instytucje. Światowa Organizacja Zdrowia, która zajmowała się wychowaniem seksualnym przedszkolaków, całkowicie nie zdała egzaminu w walce ze światową epidemią.

Powtórzyła w swoim oświadczeniu 14.01. 2020 r. wersję Pekinu z 31.12. 2019 r. o przypadkach „nieznanej choroby, co do której nie ma przesłanek, że roznosi się z człowieka na człowieka”.

Zamknięto targ rybny w Wuhan jako źródło problemu. Zignorowano władze Tajwanu, które przekazały WHO już 31.12. 2019 r. informację, że wirus jednak może się roznosić między ludźmi. WHO wiedziała, że 13.01. 2020 r. rozpoznany został pierwszy znany przypadek zachorowania na covid-19 poza Chinami, w Tajlandii. Od tego czasu wirus przenikał do kolejnych państw. WHO potrzebowała prawie dwóch miesięcy, by ogłosić, że skala zarażeń koronawirusem jest już pandemią; zapewne zajmowała się wytycznymi dla edukacji antydyskryminacyjnej kolejnych 50 nowych płci.

Według dyrektora ds. kontroli i zapobiegania chorobom w USA, dra Roberta Redfielda, do 25% osób zarażonych nie ma objawów, ale przenosi wirusa na innych. Pobudziło to dyskusje na temat noszenia masek w miejscach publicznych. Szkoda, że polscy eksperci negowali ich używanie. Na ich usprawiedliwienie trzeba dodać, że badanie wirusa mogło nastąpić właściwie dopiero, gdy zaatakował obywateli wolnego świata. Dwie kancelarie adwokackie w USA rozpoczęły śledztwo nad sposobem wydostania się wirusa z laboratorium zbudowanego przy pomocy Francji w Wuhan i podawaniem przez Chiny od początku fałszywych informacji.

Komunistyczne Chiny, Rosja i Kuba wykorzystują pandemię do zwiększenia swoich globalnych wpływów. Wiele krajów z zadowoleniem przyjęło ich pomoc.

Pojawił się jednak sceptycyzm, a nawet odmowa dalszych zakupów sprzętu medycznego po tym, jak Czechy, Holandia, Hiszpania i Turcja zgłosiły w ubiegłym tygodniu, że sprzęt z Chin jest wadliwy. Dziwią więc duże polskie zakupy w Pekinie.

Nie rozumiem, dlaczego Prezydent Duda zwrócił się o pomoc do Prezydenta Chin, a nie do Trumpa, naszego sojusznika. Zszokowana też jestem jego tweetem i spotem, w którym głosi: „Wychodząc naprzeciw wszystkim stęsknionym za sportem, wraz z Ministerstwem Cyfryzacji zapraszamy do turnieju #GrarantannaCup: http://grarantanna.pl. Od dzisiaj znajdziecie mnie także na Tik Toku! Szukajcie pod nazwą: AndrzejDudaNaTikToku. Mrugająca buźka”.

Co robią nasze służby specjalne, które powinny uświadomić Prezydenta RP, czym jest Tik Tok? To firma z Chin kontynentalnych, zobowiązana do przekazywania danych Komunistycznej Partii Chin. Sztuczna inteligencja AI przetwarza je tak, by użyć jako broni; może je również sprzedać swoim sojusznikom, np. Rosji. Zresztą każde media społecznościowe zbierają dane – wszystko o wszystkich.

Gen. Robert Spalding twierdzi, że chiński reżim wykorzystał pandemię jako okazję do rozszerzenia kontroli nad globalnym łańcuchem dostaw. KPCh próbuje też przerzucić na innych odpowiedzialność za wywołanie nieszczęścia. Strategia opracowana przez chińskich urzędników wojskowych pod koniec lat 90., nieograniczona wojna – jak wyjaśnił Spalding w swojej książce Stealth War: How China Took Over While America’s Elite Slept – odnosi się do zastosowania szeregu niekonwencjonalnych taktyk wojennych: jest to wojna bez angażowania się w rzeczywistą walkę. Moim zdaniem oś Moskwa – Pekin wojnę zaczęła w 2007 r. od cyberataku na Estonię.

Czekając na Zmartwychwstanie, dobrem zło zwyciężajmy. Miejmy ufność w Chrystusie, modląc się „Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie”.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl.

 


Do odwołania ograniczeń w kontaktach, związanych z obowiązującym w Polsce stanem epidemii, „Kurier WNET” wraz z wydaniami regionalnymi naszej Gazety Niecodziennej będzie dostępny jedynie w wersji elektronicznej, BEZPŁATNIE, pod adresem gratis.kurierwnet.pl.

O wszelkich zmianach będziemy Państwa informować na naszym portalu i na antenie Radia Wnet.

Artykuł wstępny Jadwigi Chmielowskiej, Redaktor Naczelnej „Śląskiego Kuriera WNET”, na s. 1 kwietniowego „Śląskiego Kuriera WNET” nr 70/2020, gratis.kurierwnet.pl

Dofinansowany ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Czy koronawirus to spisek, aby odebrać nam wolność i zbudować społeczeństwo Igrzysk Śmierci? [TEORIE SPISKOWE]

Co łączy Dolinę Krzemową, Forum w Davos, Covid-19, zamach 11 września i film z Jennifer Lawrence? Tłumaczy to w omawianym przez Jana Olendzkiego, wywiadzie na YouTubie David Icke.

Teraz, spójrzmy na, to kiedy to wszystko się dzieje i na te wielkie orwellowskie, drakońskie działania w imię rozwiązania problemu. Problem ostatecznie przeminie. Wirus ostatecznie przestanie być tak groźny. Ale to, co widzimy za każdym razem, gdy dzieje się coś takiego – ataki z 11 września to klasyczny przykład – system powraca tylko odrobinę do stanu poprzedniego, ale zmiana rzeczywistości i wprowadzone w wyniku problemu działania pozostają. I to wszystko zbliża nas do modelu Społeczeństwa Igrzysk Śmierci.

W tych słowach David Icke opisuje działanie mechanizmu, jaki jego zdaniem funkcjonuje. Polega on na triadzie problem-reakcja-rozwiązanie, gdzie najpierw pokazuje się społeczeństwu problem, następnie szerzy się wokół niego panikę w społeczeństwie, aż to będzie skłonne zaakceptować lub nawet domagać się rozwiązania  go. Wprowadzane zmiany zostają po ustaniu nadzwyczajnych okoliczności, w jakich je wprowadzono. Komu miałoby to służyć? Grupie tzw. jednoprocentowców, czyli 1% najbogatszych na świecie ludzi. Ich ekonomiczną dominację nad pozostałymi 99% dopełniać ma „bezlitosne państwo policyjno-wojskowe”, które nie jest klasyczną komunistyczną lub faszystowską dyktaturą, ale ma cechy wspólne z nimi. Chodzi o światową technokrację opartą na kontroli ludzkości przy pomocy nowoczesnych technologii.

Brytyjski pisarz wskazuje na to, co mówią „szaleńcy z Doliny Krzemowej”  snujący wizję nieodległej przeszłości, w której  „ludzkie umysły będą połączone ze sztuczną inteligencją”. Jednym z celów „kultu”, jest likwidacja gotówki i wprowadzenie światowej wirtualnej waluty.

Kolejnym wielkim celem, kolejną rzeczą, którą zaobserwujemy, o której mówię od 1993 roku, będzie wprowadzenie w społeczeństwie cyfrowego bezgotówkowego systemu. To będzie miało gigantyczne konsekwencje dla wolności. Chcą pozbyć się gotówki. Kiedy to mówiłem 30 lat temu, gotówki było dużo w obiegu. Ludzie nie dowierzali że zbliża się koniec gotówki. A jak jest teraz? Ted Ross, szef Światowej Organizacji Zdrowia, mężczyzna, któremu absolutnie nie ufam, powiedział, żeby nie korzystać z gotówki, gdyż na niej przenosi się koronawirus. Powiedział, żeby używa zamiast tego kart. Przyszedłem tu dzisiaj na ten wywiad i trzy razy, w trzech miejscach, które zawsze przyjmowały gotówkę – dziś odmówiono jej przyjęcia. Jeśli tak będzie dalej, system uzasadni społeczeństwo bezgotówkowe na podstawie zagrożenia zarażenia wirusem za pomocą gotówki. I system będzie powtarzał, że: nie możemy powrócić do gotówki.  Pojawi się też więcej cyfrowych testów sprawdzających, czy ludzie mają temperaturę i tego typu rzeczy, a cały ten nadzór będzie tylko poszerzał granice inwigilacji i trwał. Dokładnie tak jak w Chinach. Jeśli ludzie myślą, że Chiny osiągnęły ostateczny punkt wykraczający poza orwellowski obraz świat, niech zobaczą jakie skutki niesie ze sobą koronawirus i jak jest zwalczany.

[related id=100122 side=left]Pojawienie się SARS-Cov-2 mówca uważa za nieprzypadkowe. Przekonanie ludzi, że kolejne kryzysy są przypadkowe ułatwia, jak twierdzi, kontrolę ludzi. Wskazuje na przeprowadzoną przez Billa Gatesa symulację walki z pandemią, jaka miała miejsce przed pojawieniem się epidemii koronawirusa. Stwierdza, że amerykański miliarder „chce zaszczepić cały świat” i „sponsoruje badania nad elektronicznym śledzeniem ludzi”. Przywołuje słowa księcia Karola z Forum Ekonomicznego w Davos, który stwierdził, że „potrzebujemy nowego, globalnego systemu ekonomicznego, by sprostać zmianom klimatycznym”.

Powtarzam to już od dłuższego czasu – społeczność Igrzysk Śmierci jest zaprojektowana tak, aby małe firmy, a także firmy średniej wielkości na całym świecie przestały istnieć. Jedynie gigantyczne korporacje, które kontrolują i produkują wszystko będą miały prawo bytu. Amazon jest klasycznym przykładem tego, o czym mówię. Histeria wywołana koronawirusem rozwija się z dnia na dzień na całym świecie, niszcząc małe firmy, firmy rodzinne, średnie firmy, a nawet niektóre większe firmy. Dziedzictwo tego, co dzieje się teraz, nie będzie miało związku ze zdrowiem w perspektywie długoterminowej. To będzie związane z ekonomią i będzie miało katastrofalne skutki.

Znany głosiciel teorii spiskowych wskazuje, że podejmowane przez rządy działania pod pretekstem walki z zagrożeniem epidemicznym prowadzą do pauperyzacji większości społeczeństwa i w ten sposób przybliża sytuację, w której biedna większość ludzi kontrolowana będzie przez bardzo bogatą mniejszość.

Co dzieje się z ludźmi, których firmy upadają? Co dzieje się z tymi wszystkimi ludźmi, którzy pracowali dla tych firm? Dla barów, hoteli, dla wszystkich tych bizensów, które są celem ograniczeń? Co się z nimi dzieje? Spadną na dno społeczeństwa Igrzysk Śmierci. To co teraz widzimy to zbliżająca się realizacja takiego projektu społecznego jak Społeczeństwo Igrzysk Śmierci, z powodu działań podejmowanych w imię ochrony tych ludzi. I mam dla was wiadomości. Jeśli wystarczająco zagłębimy się w problem, zobaczymy, że tego systemu, ludzie wcale nie obchodzą.

Zaznacza, że system wcale nie dba o starszych ludzi, którzy „są zmuszeni kupować najgorszej jakości produkty, bo to wszystko, na co ich stać. Nie spożywają zatem produktów bogatych w składniki odżywcze, które wzmocnią ich układ odpornościowy. Jednocześnie wdychają zanieczyszczone powietrze, piją toksyczną wodę i inne napoje.”

A.P.

Całego wywiadu możesz posłuchać tutaj!